|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-09-2007, 18:07 | #101 |
Reputacja: 1 | Chloe chwyciła pod ramię Celahira lecz ten lekko zaprotestował. Medyczką zaśmiała się nerwowo. Coraz mniej się jej to podobało. Jak już to wcześniej stwierdziła, nie jest to okazja do odpyskowania i ucieczki. Jej to w honor nie uderza, zasadniczo zupełnie ją to nie obchodzi. Byle by zachować godność i się odszczekać. Jednak z rannymi towarzyszami ucieczka była nie możliwa, a hańby w postaci opuszczenia przyjaciół w potrzebie byłoby nawet dla niej nie do zniesienia. -No chodźmy stąd, prosze... - jęknęła szeptem do Celahira. Miała ochotę czmychnąć stąd jak najprędzej. Jednak elf wraz z Ottem i Wolfgangiem podchwycili rozmowę i mniej lub bardziej zganili krasnoludów lub próbowali ich uspokoić. Chloe nie czuła się specjalnie na siłach by się wypowiadać. Logicznym byłoby wyjście złagodzenia zajścia jednak nietolerancja krasnoludów zbytnio zdenerwowała Chloe by mogła machnąć na to ręką. Albo mówiąc krótko zabrakło jej języka w gębie. Dlatego z niezadowoleniem puściła Celahira i z nerwowym uśmiechem stanęła obok Liliwandera, który również milczał. Jakoś ją to pocieszało. "Żaczek", ehhh... młoda jest, musi się jeszcze wiele o życiu nauczyć.
__________________ "Bretonnia to kraj spokojny i sprawiedliwy, w którym kazdy człowiek wie, gdzie jego miejsce. Twoje jest na stryczku" Za Panią Jeziora! |
05-09-2007, 20:06 | #102 |
Reputacja: 1 | Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta coraz więcej resztek leciało w ich stronę. Oliwy do ognia dolały szczególnie słowa kwestionujące honor krasnoludów. W całej sali rozlegały się okrzyki oburzenia i wymieszane krasnoludzko- ludzkie przekleństwa. - Grzeczniem prosilim, ale widać, iż jednak to elfia zdradziecka hołota, będziemy musieli… - wypowiedź prowodyra podkasującego rękawy przerwał potężny ryk. Zanim ktokolwiek zdołał zareagować pomiędzy bohaterów a krasnoludy wskoczył zabójca trolli. Na sali zaległa cisza wszyscy wpatrywali się w stojącego pośrodku krasnoluda, a było, na co patrzyć był to z pewnością najpotężniejszy krasnolud, jakiego mieli okazję widzieć w swoim życiu. - Ty Gerd czy jak ci tam zamknij jadaczkę – olbrzymia pięść pogroziła prowodyrowi zajścia. Potem spojrzał na Chloe i Celahira. - Możecie iść wraz tym rannym elfem droga wolna. Puszczam cię, bo widzę po stroju żeś medyczka, a i o tym elfie słyszałem nazywa się Celahir czy coś takiego i rzeczywiście ratował ludzi z murów. Twoje słowa o wynoszeniu rannych krasoludów kładę na karb twoich ran, bo widocznie coś ci się pomyliło żaden wojownik krasoludzki nie pozwoli, aby jego towarzysza wynosił z pola elf czy ktokolwiek inny, może on być transportowany przez krasnoludy, zresztą do tego jest zawsze w oddziale kilku wyznaczonych. W innym wypadku musiałbym uznać, że łżesz a to by się dla ciebie źle skończyło – po tych słowach uśmiechną się paskudnie ukazując zepsute pieńki zębów. Chloe widząc to rozpoznała, iż jest to efekt długoletniego żucia halucygonnego ziela Der zostawia on właśnie takie charakterystyczne pieńki. - Ty tam, co wyglądasz na najemnika, masz trochę racji. – spojrzał z niechęcią na Otta. – W obozie wojskowym, w oblężonym mieście wszczynanie burd kończy się strykiem, ale ni teraz i w zwykłej karczmie. Straż nie zwraca na takie rzeczy nawet uwagi. Szczególnie, gdy mają miejsce w krasnoludzkiej gospodzie. – po tych słowach roześmiał się szalonym śmiechem i przez dłuższy czas nie mógł się uspokoić. - Myślę, że najlepiej zrobicie to, o co się was grzecznie prosi i to dokładnie jak było powiedziane, kicając – powiedział w krótkich przerwach pomiędzy kolejnymi wybuchami śmiechu. -Jednak, kto broni użyje w burdzie zginie z mojej ręki. - to mówiąc oddalił się do swojego stolika. Cisza po odejściu zabójcy trwała jeszcze chwilę. - No więc słyszeliście już co macie zrobić – trochę spokojniejszym głosem powiedział odezwał się prowodyr, w oczach jego widać było chęć zemsty.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |
05-09-2007, 21:40 | #103 |
Reputacja: 1 | „Dobra. Próby perswazji nic nie dały. Pora zmienić front. Najwyżej wyjdę stąd mocno poobtłukiwany. Dobrze że Chloe jest medykiem” Powiedział do maga w języku klasycznym -Liliwander dasz rade zabrać nas stąd nim nas zlinczują? Przygotuj sobie jakieś zaklęcie. Postaramy się ich zając przez jakiś czas. Wolfagang spojrzał na zabójcę z wyrzutem -Widzę że ciebie też to bawi. Żałosne. Spodziewałem się po kimś takim więcej honoru. Zwrócił się do tłumu. -Tak szuje jedne! To już nawet nieumarli mają większe poczucie honoru niż wy! Spojrzał twardym wzrokiem na prowodyra tej „świetnej zabawy”. -Niedoczekanie twoje kurduplu niedorobiony. Co, twoja matka gziła się z goblinem żeś taki głupi gołowąsie jeden. – patrzył na niego z góry prosto w jego podchmielone oczka –Nie jestem zającem. Wyjdę z tej speluny jak człowiek albo wyczołgam się stąd ledwo żywy ale nie będę kicał. – mocno zaakcentował słowo „kicał” i powiedział je przez zaciśnięte żeby. „Oby Lilwandr dał radę… jakoś nie uśmiecha mi się wychodzić stąd zbity na kwaśne jabłko…Ale nie ma mowy o żadnym kicaniu już wolę żeby mnie Chloe pozszywała.”
__________________ Logic will get you from A to B. Imagination will take you everywhere - Albert Einstein Problemy z komputerem i Internetem – przepraszam wszystkich. Wkrótce się odezwę. |
05-09-2007, 22:24 | #104 |
Reputacja: 1 | Teraz nie było już odwrotu, Lilawander wiedział, że krasnoludy nie przepuszczą mimochodem ostatnich słów jakie wypowiedział Wolfgang. - Szykujcie się. Zdołał jeszcze przemówić tuż przed rzuceniem zaklęcia do którego przygotowywał się przez ostatnie chwile. Skupił się i pozwolił energii swobodnie płynąć przez ciało. Począł recytować zaklęcie którego nikt nie słyszał. Dla postronnych wydawało się, że elf cały czas siedzi nic nie robiąc. Tymczasem kończył on gwałtowne ruchy rąk i poczuł jak fala energii przepływa przez jego dłonie by znaleźć ujście w centrum karczmy... - „ Aep sirglid, Werom kreos sinGUTES aleof MALENDA!!! Karczmę ogarnął nieprzenikniony mrok, towarzysze Lilawandra już się z tym spotkali, poczuli też, że ktoś (najprawdopodobniej elf) ciągnie ich w stronę wyjścia starając się ominąć krasnali. Ostatnio edytowane przez Eliasz : 05-09-2007 o 22:29. |
05-09-2007, 22:51 | #105 |
Reputacja: 1 | Otto spojrzał na Wolfganga. ""Trochę przesadził z tym goblinem, teraz na pewno nie odpuszczą. Trudno wychodzi na to, że cali stąd nie wyjdziemy."" - Tak mój przyjaciel ma rację ja tez nie mam zamiaru "kicać", klękać ani robić nic co mnie znieważa.- tyle tylko zdążył powiedzieć, kiedy przerwał mu Lilawander, który kazał się przygotować. Zanim Otto zdążył się zorientować o co chodzi elf wykrzyknął jakieś słowa i sala utonęła w nieprzeniknionej ciemności. ""Dobrze pomyślane, ale teraz gdzie są drzwi?"" Nagle ktoś złapał go za rękę i pociągnął, wojownik już miał się wyrwać. Sądził, że to jakiś krasnolud go znalazł ale uświadomił sobie, że ręka, która go złapała ciągnie go łagodnie a nie szarpie. ""Czyli albo to jest Wolfgang albo Lilawander, jesli to mag to powinien coś widzieć w końcu to jego czar."" nie opierając się człowiek podążył tam gdzie ciągnęła go ręka kompana.
__________________ Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie. Armia Republiki Rzymskiej |
06-09-2007, 20:01 | #106 |
Reputacja: 1 | Nie ważne jak słaby by był, nieważne ile krwi by stracił, młody elf na pewno nie wyszedłby z karczmy. Miał silny kodeks moralny, który łamał tylko w wyjątkowych sytuacjach. Uciekaj mała – syknął do Chloe. Chciał dodać, żeby zrobiła to jak najszybciej, ale ugryzł się w język. Wiedział, że tego nie zrobi. Zamiast kolejnych zbędnych słów uśmiechnął się do niej. Do akcji wkroczył milczący dotychczas krasnolud. Nie był dużo niższy od przeciętnego człowieka, miał łapy silne i wielkie jak niedźwiedź. Jego puste gadanie nic zmieniło, równie dobrze mógłby się zamknąć, myślał sobie elf. Świece powoli przygasały, a obsługa nie kwapiła się do ich wymienienia. Zapach przypraw i dziczyzny wydał mu się teraz bardzo odległy. Wolfgang zaczął bluzgać, zrobił się czerwony i wściekły. Po jego soczystej „przemowie” Celahir nie miał już wątpliwości co do tego jak potoczy się następne 20 minut jego życia. Będą ich bić. Będą ich bić i kopać. Kopania nie lubił najbardziej. Co by jednak nie mówić, czarnowłosy zaimponował mu, chciał poklepać go z uznaniem po plecach, ale… Ale znowu zapadła ciemność. Ciemność z której wyrwało go szarpnięcie za kurtkę. Za drzwiami karczmy popatrzył na całą kompanię. - Nie ma czasu przyjaciele. Pośpieszmy do nas, mamy trochę piwa, znajdzie się coś do jedzenia. Wielokrotnie gotowałem na trakcie, podczas kupieckich wypraw. Jak tylko Chloe doprowadzi moją rękę do stanu używalności, obiecuję wam potrawkę z królika, na świeżej bazylii i młodym winie. Nie pożałujecie! - popatrzył na maga zawiadiackim spojrzeniem - Znów uratowałeś nasze tyłki... Wolę nie mysleć jak bardzo jesteśmy Twoimi dłuznikami... Ostatnio edytowane przez 3killas : 06-09-2007 o 21:44. |
06-09-2007, 21:41 | #107 |
Reputacja: 1 | Wolfgang zaczął wyzywać krasnoludy, co zdecydowanie nie pocieszało Chloe. Jednakże Lilawander najwyraźniej miał coś w zanadrzu nakazując im się szykować. Medyczka skinęła głową. Cóż, ostatnio mag pokazał co potrafi więc Chloe miała nadzieje, że i teraz ich nie zawiedzie. I faktycznie, tak też się stało. Karczmę zaczęła wypełniać niepokojąca ciemność, ta sama, która ostatnia tak przestraszyła Chloe. Jej towarzysze wycofywali się, znikając w mroku. Również i Chloe zaczęła się wycofywac z nimi. Ciemność faktycznie nie była pocieszna, jednak teraz młoda studentka czuła się bezpieczna niczym owinięta kocem. Tak bezpieczna, że wychodząc z karczmy skusiła się i krzyknęła głośno w kierunku izby i krasnoludów to, co zamierzała wcześniej, czyli to co normalnie by zrobiła. -Naskoczcie mi kurduple! - zawyła głośno w kierunku adresatów. Dobrze, że nie widzieli, że jednocześnie trzęsą jej się ręcę i twarz ma co najmniej blada, a uśmiech nerwowy, zestresowany. A nuż by pomysleli, że się boi.. a wcale tak nie jest!... prawda?
__________________ "Bretonnia to kraj spokojny i sprawiedliwy, w którym kazdy człowiek wie, gdzie jego miejsce. Twoje jest na stryczku" Za Panią Jeziora! |
06-09-2007, 23:01 | #108 |
Reputacja: 1 | W gospodzie zapanował chaos nie do opisania. Krasnoludy nie widząc swoich przeciwników w nienaturalnej ciemności zaczęły na siebie wpadać. Wyczuwszy tylko w pobliżu czyjaś obecność lub usłyszawszy coś okładały pięściami najbliższą okolice najczęściej okazywało się ze był to jeden z krasnludów lub ludzi. Lilawander w pierwszej kolejności wyprowadził Chloe i Celahira. - Czekajcie na nas – rzucił ponownie ginąc w ciemnościach gospody. Wolfgang wyciągany z gospody miał mniej szczęścia cios jednego z ludzi podbił mu oko, ciągnięty w kierunku wyjścia wyraźnie czuł jak zaczyna ono puchnąć. Przed gospodą tymczasem towarzysze zaczęli się obawiać o los reszty, gdy nagle z muru ciemności wyłonił się elf ciągnący za dłonie Wolfganga i Otta. W milczeniu szybko oddalili się od karczmy, prowadzeni zaułkami po chwili dotarli do okazałego domu zachodnie skrzydło było oświetlone, we wschodnim nie paliło się żadne światło. - Chyba czas pomyśleć o jakimś służącym – stwierdziła Chloe zapalając latarnie stojącą przy drzwiach. ************************************************** **************** Tymczasem w „Kowadle Dalgrumman'a”. Jak nagle się pojawiła ciemność tak nagle też rozwiała się. Gospoda przypominała pole walki wszyscy ludzcy klienci leżeli pobici wielu z krasnoludów też było nieźle poturbowanych. Śmiech zabójcy trolli przerwał ciszę, która nastała, gdy czar zakończył swoje działanie. - Gerd ale cię ci długousi oszukali tak się dać nabrać jak małe dziecko, prawda mój milczący przyjacielu – na te słowa olbrzymi wojownik siedzący do tej pory bez słowa zareagował przypiciem do krasnoluda. - No oni suma saszli gdy tu weszli. Ale oni was nabrali i teraz tolka śmiech z was mogiem. Twarz Gerd spurpurowiała aż z gniewu, wskazał na dwóch krasnoludów. - Znajdźcie ich. W tym czasie obsługa karczmy zaczęła uprzątać szkody pokrywając je częścią monet pokonanych ludzi. Po dłuższej chwili powróciły krasnoludy wysłane w celu odnalezienie uciekinierów. - Sierżancie nigdzie ich nie ma. - Nic to kiedyś ich znajdziemy – w oczach Gerda pałała żądza zemsty.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 06-09-2007 o 23:06. |
06-09-2007, 23:20 | #109 |
Reputacja: 1 | Otto spojrzał na duży dwupiętrowy budynek. We wschodniej części nie paliło się światło. ""Więc to tutaj mieszka."" spojrzał na Chole ""Kto by pomyślał, że taka niepozorna kobieta jak ona będzie miała do dyspozycji tak dużą przestrzeń. Muszę przyznać, że mnie zaskoczyła."" -Dziękuję za zaproszenie, to było miłe z twojej strony.- Otto uśmiechnął sie do medyczki -Teraz możesz nam powiedzieć gdzie zaprowadzić Celahira? Sądzę, że trzeba go zaraz opatrzyć. Ja mogę poczekać, tak mocno jak on nie oberwałem. Wolfgangowi tobie też przydałby się jakiś okład na to oko zanim zupełnie ci zapuchnie.-
__________________ Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie. Armia Republiki Rzymskiej |
07-09-2007, 00:24 | #110 |
Reputacja: 1 | Wolfagang poczuł ulgę stojąc przed karczmą. Zauważył swoim zdrowszym czyli obecnie zielonym okiem że wszyscy są cali i zdrowi. Rzucił tylko krótkie -W nogi! Adrenalina ciągle buzowała. Oko lekko przeszkadzało ale wytrzyma. „Mogło być gorzej. Dużo gorzej…” Biegł niczym goniec. Niebezpieczeństwo robi swoje…zatrzymał się dopiero gdy dotarli do domu Chloe. Wtedy Wolfgang z lekką zadyszką ale i uśmiechem na twarzy przemówił do reszty -Było blisko. Ufff. I udało nam się nie kicać! I żyjemy! Zwrócił się do Liliwandera -Dziękuje ci przyjacielu. Mieć takiego kompana to prawdziwy skarb i zaszczyt. Mam u ciebie dług wdzięczności..- poklepała maga przyjacielsko po ramieniu a potem dodał –I pokazaliśmy kurduplom aby nie podskakiwały wyżej niż im wzrost na to pozwala. –zaśmiał się. Popatrzył po swojej kompani i uśmiechnął się serdecznie „Kto by pomyślał że będziemy sobie ratować tyłki i osłaniać się nawzajem. Dawno nie miałem takich przyjaciół…” –pomyślał. Zagadał Celahira -Celahir! Nie wiedziałem że z ciebie taki kislevski kozak. –zażartował –Dobrze wiedzieć że nie poddajesz się łatwo. –dodał cieplejszym tonem. -Dziękuję za zaproszenie, to było miłe z twojej strony. Teraz możesz nam powiedzieć gdzie zaprowadzić Celahira? Sądzę, że trzeba go zaraz opatrzyć. Ja mogę poczekać, tak mocno jak on nie oberwałem. Wolfgangowi tobie też przydałby się jakiś okład na to oko zanim zupełnie ci zapuchnie Odpowiedział Ottonowi -Bywało gorzej. Przyłożę sobie coś zimnego i będzie dobrze.- odpowiedział z uśmiechem –W porównaniu z tobą Otto to jestem zdrów jak ryba. –zażartował. Wolfgang był w bardzo dobrym humorze. Potem spojrzał swoim zielonym okiem na medyczkę –Chloe tobie też postawię piwo, mam nadzieje że nie masz nic przeciwko? –zapytał z lekkim błyskiem w oku –Jednak Otto ma racje. Celahir pójdzie jako pierwszy. Potem Otto. A ja sobie coś znajdę zimnego i będzie w porządku. -Liliwander. Ty i ja powinniśmy czuwać. Pewnie wysłali za nami pościg. Oby nas nie znaleźli... Ale na wszelki wypadek… bądźmy czujni. –to mówiąc sprawdził swój miecz
__________________ Logic will get you from A to B. Imagination will take you everywhere - Albert Einstein Problemy z komputerem i Internetem – przepraszam wszystkich. Wkrótce się odezwę. |