Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-02-2017, 13:58   #71
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Jaskinia krwawej winorośli

Po przebyciu wąskiego korytarza, w którym nie dał się iść ramię w ramię, a jedynie gęsiego jaskinia zaczyna się rozszerzać.

Na szczęście była na tyle wysoka że nie trzeba było jej przemierzać będąc zgarbionym. Wnętrze jaskini porośnięte było korzeniami, a raczej jakiegoś rodzaju bluszczem o czerwonych liściach.

Chwilę po wejściu do jaskini Soren ściągnął zarówno maskę jak i kaptur. Z ciekawości sięgnął po jeden z czerwonych liści, zbadał go w dotyku i zerwał.
Od liścia zalatywała delikatna woń krwi. Poza tym był przyjemny w dotyku.
- A więc to jest ta roślina… - Jenny również podeszła do ściany. Zamiast jednak zrywać liście odgarnęła je na boki chcąc zobaczyć na czym rosną.
Pnącze rozwijało się po kamienno-piaskowej powierzchni. Najwidoczniej zachowywało się identycznie do bluszczu... dopóki nie znajdziesz korzenia nie zobaczysz na czym wyrasta.
-Sprawdzę to- oznajmił Soren. Zmienił się w czarną chmurę która wniknela w ziemię.
- Cze… - Jenny nie zdążyła zatrzymać wampira. Po tym jak piął się bluszcz wynikało, że trzeba było iść w głąb jaskini raczej niż w głąb ziemi.
- Ech, on się akurat znajdzie. Chodźmy.
To co Soren odkrył jako pierwszy, a chwilę później zrobiła to pozostała część grupy. Był główny kwiatostan krwawej winorośli.
[img]http://st.gdefon.com/wallpapers_original/wallpapers/406804_art_fantasticheskij_1680x1050_(www.GdeFon.ru).jpg [/img]
Olbrzymi podobny do tulipana kwiaty (zamknięty u szczytu) zdawały się lśnić. Wszędzie dało się wyczuć zapach krwi, panował zaduch. Wysoka wilgotność w połączeniu z dość wysoką temperaturą sprawiało wrażenie sauny.
Na jednym z liści, przy głównej łodydze znajdowało się coś na wzór małej łupiny, jakby owocu.

Jenny zakrztusiła się zaduchem, ale zaraz złapała oddech.
- Musimy być ostrożni - z tymi słowami ruszyła pierwsza będąc tak samo ostrożną jak na polu Lycris. Zamierzała sprawdzić tę łupinę przy łodydze.
-Rozdzielcie się i zajmijcie pozycję na wypadek pojawienia się straży -polecił eldar zwracając się do pustki obok grupy. W tym momencie całun niewidzialności zniknął, a przed psionikiem pojawiły się Rishelee oraz Akashi.
Raishelee zakrztusiła się panującym zaduchem. Tylko dzięki iluzji nie było wcześniej tego słychać. Akashi była niewzruszona, rozglądała się po jaskini z zimnym spojrzeniem. Zapach krwi jej nie przeszkadzał... a może odrobinę... był dla niej przyjemny?
[img]http://orig14.deviantart.net/7e8d/f/2014/288/4/e/demon_girl_render_by_chocodutch-d82wgdm.png
- Śmierdzi bestiami krwi. - zamruczała - Pachnie Smacznie... - powiedziała głośniej wielogłosem.
Nemu była zaskoczona pojawieniem się dodatkowych osób. Praktycznie w jednej chwili pojawiła się przy niej stalowe rękawica z mieczem, od Lancelota.
- Kto to? - zapytała nieufnie
-Są z nami by pomóc- streścił arcyprorok, kątem oka pilnując Akashi.
Dziewczęciu zaburczało w brzuchu. ciekawe czy to jej, czy jej demonów głód.
Grupa ruszyła dalej w głąb jaskini i kwiatowego ogrodu, zatrzymując się co chwilę przy kolejnych kwiatach.
Łupina po dotknięciu przez Jenny, skruszyła się pozostawiając po sobie drobną biała kulkę, miękką w dotyku.
Stojąca przy Jenny, Mei, przyglądała się jej z zaciekawieniem.
- Wygląda jakoś znajomo. Czy to nie ten sam specyfik, który wampiry używają jako zamiennik krwi? Narkotyk skarabeusz? - zapytała niepewnie - Najwidoczniej to ten sam specyfik...
Jenny wyciągnęła skarabeusza, którego dostała od Mei i porównała.
- Na to wygląda. Obawiam się, że jeszcze nie przetestowałam - cień uśmiechu przemknął po twarzy Jen kiedy chowała pastylkę do plecaka.
- Skoro tutaj jest kwiatostan mo chyba tutaj trzeba szukać korzeni nie? Soren możesz?
Mężczyzna skinął głową w odpowiedzi i raz jeszcze zmienił formę, po czym wniknął w ziemię szukając podstawy kwiatu.
- Mówiłaś, że jak działa ten narkotyk?
- Różnie zależnie od osoby. Większość jednak zgodnie twierdzi, że pokazuje sceny z życia, których się nigdy nie przeżywało. Sceny z odległych i obcych miejsc. Ale nie sprawdzaj tego teraz, głupotą było by go zażywać w takiej sytuacji.
- No wiem, wiem - mruknęła w odpowiedzi piosenkarka.
***
- Czy ten kwiat nie wydaje się jakiś dziwny? - zapytała Nemu wskazując na kolejny okaz.
- Dlaczego? {Mei}
- Lśni, ale światło nie pochodzi z wnętrza. Wnętrze jest ciemne, to złudzenie że prześwituje. - wyjaśniła.
Soren wrócił z wyjaśnieniem, że roślina nie jest zakopana głęboko w ziemi. Jej korzenie łączą się z innymi jej ozdobnymi roślinami i tak dalej aż w głąb jaskini. Pewnie aż do pierwotnego korzenia.
- Słyszeliście? - zapytała Raisheele. - Jakby...m słyszała czyiś głos.
- Gdzieś w głębi ktoś jest. - rzekła Akashi, ku potwierdzeniu Anthriliena i Sorena.
Gdzieś w głębi jaskini znajdował się co najmniej jeden wampir i jeden demon. Jeszcze były oznaki czegoś żywego w kiększej ilości i czegoś ruchomego w mniejszej.
- Nie... - zaprzeczyła mysio-ucha. - Tak daleko bym nie usłyszała.
-Pójdę przodem i się rozejrzę- zaproponował Castell.
Gdzieś od strony wejścia dało się słyszeć wybuch. Widocznie grupa na zewnątrz dawała czadu.
Jenny skoncentrowała się na odgłosach wewnątrz jaskini.
Coś poruszało się jakby się czołgając. Coś membranowa. Coś jakby obok nich.
- Czy ten kwiat nie wydaje się poruszać? - zapytał Raishelee chwytając pewniej za broń.
- Hu? - Jenny raptownie spojrzała na kwiat zaciskając pięści.
Faktycznie delikatny ruch, był widoczny, ale to nie tak że kwiat poruszał się z sam siebie. To tak jakby coś poruszało się wewnątrz niego. (Kwiat jest dość duży tak z 80-100 cm wysokości, liczę samą tuleję bez łodygi)
Nagle na płatku kwiata, pojawił się odcisk dłoni.

Jenny szczęka opadła.
- Coś ostrego! Szybko! Wyciągnijmy go..! - tak takie sceny nawet widziała. W zupełnie innym wydaniu, pełnym rurek i tub oraz posykiwań maszynerii.
Nim jeszcze dziewczyna skończyła zdanie, Anthrilien ciął kwiat szybko i precyzyjnie pomijając zawartość.
- Odsunąć się, nie wiemy czym to jest - oznajmił poszerzając wyrwę telekintycznie. Kwiat kojarzył mu się z kokonem, wolał zachować ostrożność względem tego co potencjalnie mogły chodować wampiry.
Z wnętrza wypadł nagi mężczyzna z przepaską na oku.

Dyszał ciężko i zdawał się osłabiony, ale jego wzrok przepełniał ogień i determinacja.
-...i...to. - wycharczał podnosząc się z trudem na osłabionych dłoniach.

- Poczekaj. Pomogę ci - Jenny zrzuciła z siebie płaszcz i zarzuciła na nieznajomego. Nie umknęło jej uwadze, że jest dobrze zbudowany.
Zamiast ściągać gitarę z pleców zaczęła śpiewać aby pogłos był nieco mniejszy. Wszak dźwięk świetnie się niósł w dużych zamkniętych przestrzeni.
Delikatna melodia owinęła się wokół ciała mężczyzny przynosząc mu ulgę. Powoli był w stanie się wyprostować.
Ewidentnie nie krępowała go nagość, a było na co popatrzeć.
Pomimo wychudzenia, jego ciało było solidne i smukłe. Kształtny i ładnie wyprofilowany sześciopak podkreślał tylko idealność sylwetki, która nie była ani zbyt smukła, ani zbyt nabita mięśniami. Ostre rysy twarzy, a przy tym delikatna cera bezsprzecznie wzmacniały jego atrakcyjność. A “sprzęt”... miał się czym pochwalić.
Na ten widok prawie wszystkie dziewczęta przełknęły ślinę. Nemu jako najmłodsza z nich zakryła twarz, spoglądając przez palce. Uszy i ogon Raisheele staly na sztorc. Jedynie Akashi miała swój normalny wyraz twarzy... a może walczyła wewnątrz ze swoimi demonami. Jedynie jej oczy nabrały blasku, identycznego jak jego własne.
A skoro już o wewnętrznej walce mowa...
Kosmyki włosów Jenny zabarwiły się na czarno.
~Głosy wewnątrz jenny ~
- No i po co go leczysz? - zapytał bardzo kobiecy głos Jenny zdający się być przepełniony ponętnąścią.- Nie ma ciuchów! Teraz jest słaby! Nie będzie stawiał oporów! Bierz go!!!
- Pożądanie! Uspokój się.
- Uspokój!? - zakrzyknęła oburzona - Tylko popatrz na to ciałko. Schrupać to za mało. Zamień się ze mną! Zamień się! Zamień się! - skandowała
- Może sparaliżujemy pozostałe i go przy okazji?
- Zazdrość ty też! - jęknęła czarna jenny - Uspokójcie się obydwie! Jeszcze nam Anthriliena zgorszycie.
- Elfa, machne przy okazji. - rzekła na odlew Namiętnośc. - Ale tego... tutaj... Mrrrr. Tylko poparz na te sutki. Kąsałbym cały dzień. Już czuję tą twardość pod palcami. A językiem...

~~
Reszta pozostaje wewnątrz jaźni.
- Nosz kutwa! - skarciłą dziewczyna swoje głosy - nie wolno mi was teraz używać nie? Poczekajcie aż będę mogła i wtedy się zabawimy!
Dziewczyna zamrugała wracając świadomością do rzeczywistości.
Mężczyzna uzyskał już dość siły by stanąć na równych nogach i o własnych siłach.
-Dziękuję. Kansha shite. [jap. jestem wdzięczny] - powiedział ujmują obie dłonie Jenny i spoglądając jej głęboko w oczy. - Jestem wdzięczny. - powtórzył.
W jego oczach płonęła determinacja o nie byle jakiej sile.
-Co tam robiłeś?- wtrącił się bezceremonialnie eldar. Brak odzienia u rozmówcy zdawał się zupełnie go nie interesować.
- Piłem, tańcowałem i zabawiałem się z pięknymi kobietami, a do tego żeglowałem na swym frachtowców. A co myślałeś? - Odparł zgryźliwie a nawet agresywnie. - Z całej siły walczyłem by nie zasnąć jak pozostali i wyrwać się z tego więzienia. - Powiedział zaciskając pięści. - Rozejrzyj się!
-O ile nie chcesz do niego wrócić to nie unoś głosu- odpowiedział spokojnie eldar, chowając miecz do pochwy, tym samym dając znać komu mężczyzna zawdzięcza uwolnienie- dźwięk się niesie, a strażnicy są gdzieś w tunelach. Zapytam inaczej. Jak się tam znalazłeś i czy wiesz jak przebiega ten proces.
- Ech. Gomenne [jp. Przepraszam] - unósl dłoń na znak przeprosin. - Tylko ogólnie. Włożyli nas do tych pojemników. Ciało zaczyna się robić ociężałe i zasypia się. Przeważnie ktoś wybudza się co paręnaście godzin by znowu zasnąć. Od środka nie da się wyjść, a bez czegoś ostrego nie da się nawet przebić. Kwiat zdaje zniwelować wszelkie potrzeby. Twoje ciało powoli słabnie, aż w końcu przestajesz się budzić i pozostajesz w śnie.
- Kwiat pewnie pochłaniając życie produkuje nasiona nim napełnione.
- Nosz pięknie. Że niby my wszyscy jesteśmy jakiś nawozem do... czego? Żeby te kwiatki rosły?
- A my jesteśmy tutaj aby to powstrzymać - powiedziała pochopnie dziewczyna. Oczywiście zamierzała dotrzymać obietnicy. Jakoś.
- Teraz nie zdam się wam na wiele. - Powiedział mężczyzna pewny swoich możliwości - Ale spłacę swój dług. Pójdę uwolnić pozostałych, ale potrzebuję przynajmniej noża. Wśród kwiatów powinny być jeszcze dwie osoby podobne do mnie. Niebieski kwiat zawiera wampira i jest pewnie gdzieś piętro lub dwa niżej. Nie znam szczegółów, ale jeśli trafił do kwiatu to może być po właściwej stronie. Drugiego poszukam osobiście. To kwestia honoru.
- Erm… zatrzymaj też płaszcz póki co. Panienki, któraś ma nóż? Anthrilienie?
- Ja mam. - zakomunikowała Mei. Najwidoczniej tylko ona nosi zapasowy sprzęt.
- Zapach się nasila. - orzekła Akashi - Krew!
Jej dłoń przybrała demoniczną formę.

- Co! - zakrzyknęły zaskoczone Nemu i Raisheele.
Dziewczyna momentalnie wygiela się na bacznośc, wbrew swojej woli.
-Uspokój się…-wyszeptał Anthrilien. W jego głosie brzmiała nuta groźby.
Powolnym ruchem czarnowłosa wskazała między kwiaty.
Między łodygami zbliżały się jakieś niekształtne sylwetki. Niestety Anthrilien nie był wstanie wykryć ich obecności. Widocznie te stwory nie były w pełni żywymi organizmami.

- Bestie krwi. Póść NAS! albo i ciebie zjemy. - Widocznie ich obecność wzmogła aktywność demonów wewnątrz Akashi.
Krwawe istoty zaczynały napływać ze wszystkich kierunków.
Mężczyzna chwycił za przekazywane mu ostrze.
- Sam sobie drogi nie utoruję. - rzekł stając (z gołym tyłkiem) przed Jenny.
-Działaj- mruknął eldar, uwalniając Akashi- Stworzyć okrąg i chronić swoje plecy. Ty- wskazał mężczyznę- pozostań w okręgu i pomagaj gdzie uznasz za słuszne. Niech dziewczyna wpierw przetrzebi ich szeregi.
Jenny zaś zdezorientowała się nagim facetem, rozkazami eldara i zachowaniem innych.
Raishelee zdobyła swoje ostrze stając do Anthriliena plecami. Nemu przywołała dwoje ramion trzymających ciężki miecz i tarczę.
Akashi wystrzeliła z miejsca jak pocisk gotowy by rozszarpać swojego przeciwnika. Jednym machnięciem demonicznej dłoni zmiażdżyła wszystko co stało przed nią w zakresie 120°. Ścinając przy tym kilka kwiatów. O ile kwiaty na pewno się już nie podniosą (nie wiadomo co z ich zawartością), o tyle krwawe istoty zaczęły się scalać z rozbryzgowych fragmentów.
Akashi zawarczała z niezadowolenia, a maska na jej twarzy zaczęła się zmieniać.

- Pressure
Anthrilien spojrzał na dziewczynę z mieszanką niepokoju i ciekawości na twarzy. Korzystając z umiejętności Akashi, posłał w krwawe istoty serię wiązek niszczyciela.
Błyskawice były szybsze przeszywający ciała istot, które chwilę później zostały zmiażdżone przez nacisk.
Niestety wraz z jego zniknięciem. Istotny znów zaczęły się zcalać.
- Gu!@#$%^&*...*&^%$#@!!!!
Eldar raczej nie chciał wiedzieć co kryło się pod tym niezrozumiałym bełkotem w demonicznym języku. Zapewne domyślał się że to nic miłego.
- Fus-ro-dah! - Jenny odrzuciła zbliżające się do niej istoty. - Co teraz?!
- Jeśli nie macie nic ze zdolności rozpadu ani czegoś co niszczy taką strukturę... to trzeba je w czymś zamknąć. - świadczyła Nemu. - Mogę zrobił magiczną pułapkę ale to chwilę zajmie.
- Dziewczynka ma racje. - przytaknął golas.
- Rozpadu powiadasz! - mruknęła mysio-ucha aktywując swoją zdolność.
Jedno cięcie jej steampunkowej broni wystarczyło by istota zmniejszyła się o połowę. Nie mniej pozostałe jej fragmenty przyłączały się do pozostałych istot.
- Mou!!! - mruknęła zawiedziona.
- Oni rzeczą. Pożreć krew. - powiedziała Akashi swoim normalnym głosem, lekko uproszczonym - Wy w zasięgu ataku. - Jej ciało zaczynało się pokrywać czernią.
Czy to na pewno bezpieczne by pozwolić jej się najeść? Ze znanych, Anthrilienowi, jej zdolności tylko pożarcie dałoby jakiś skutek. A może ma coś jeszcze w zanadrzu?
- W życiu! - krzyknęła Jenny - Zamroźcie je! Albo ugotujcie! Albo… FUS RO DAH!
Jenny wybiegła przed szereg i krzyknęła. Zaraz się schowała zagrywając jednoczący rytm. Objęła nim dziewczyny i eldara oraz tego nagiego. Przynajmniej będą świadomi swoich pozycji.
- Jestem w trakcie- odpowiedział eldar stoąc z kosturem wycelowanym w stronę istot. Czas dla Ahashi oraz dziwnych stworzeń zwolnił, niemal się zatrzymując. Zdawało się to nie mieć znaczenia dla mocy proroka, który przenosząc energię osnowy przez kostur, zamrażał krwawe istoty.
Stwory zamieniały się w figury z czerwonego lodu.
- Łał. - mruknęły zarówno Raishele jak i Nemu.
Nagi mężczyzna korzystając z otwartej drogi pokłusował między roślinami, świecąc tyłkiem.
Po chwili energia została rozproszona a krwawe bestie zamarły w bezruchu. Zapewne gdy się rozmrożą znów zaczną funkcjonować.
- No nieźle.- Przytaknęła z aprobatą Mei.
Jedynie Akashi wydawała się nie zadowolona. Jej czarna forma zatrzymała się w połowie spoglądając czerwonym okiem na Eldara.

Powoli zaczynała wracać do naturalnej formy. Jako ostatnie znikło właśnie oko.
Akashi znów założyła swoją maskę i delikatnie ukłoniła się / drgnęła w stronę elfa.
- Możemy zejść trochę głębiej jeśli. O ile chcecie? - zapytała Mei - Teoretycznie główny cel już zrealizowałam. A tam może czekać na nas “ktoś”. - Wydawała się niepewna co zrobić dalej.
Piosenkarka zamachnęła się gitarą aby rozbić na kawałki jedną z figur. Przynajmniej tyle mogła.
- Masz, lody - rzuciła jeden z kawałków do tej strasznej dziewczyny - Na pewno pomoże… pomogę jemu - Jenny wskazała kierunek w którym pobiegł nagus. Zabrała swój płaszcz, który koleś zrzucił i pobiegła za nim.
- Hej, czekaj! - zakrzyknęła do niego jak go już zobaczyła.
Akashi spoglądała przez moment na przechwycony kawałek lodu po czym włożyła go pod maskę.
- No pięknie. Jeszcze ją gdzieś poniosło. - mruknęła Mei. - El... Anthrilien tak.? Decyduj.
-Ostrożnie sprawdzimy co znajduje się głębiej. Troje naszych ludzi się oddzieliło, więc nie możemy teraz tak po prostu odejść- stwierdził eldar, przesyłając Jenny telepatyczną wiadomość o planach. Jak zwykle Soren pozostawał poza jego zasięgiem, ale zakładał że wampir sam się znajdzie.
- Nemu tak? Możesz rzucić na nas jakieś zaklęcie wsparcia, coś co ukryje naszą obecność? {Mei}
- Ciche stopy? Nie z mojej dziedziny, więc chwilę to zajmie, ale nasze ruchy nie będę wydawać dźwięków. {Nemu}
- Nada się. Możesz razem z Raisheele pozostać w drugiej lini. Pierwszą - spojrzała na Akashi a potem na Anthriliena, z niemym pytaniem potwierdzenia.
-Pójdziemy przodem- potwierdził prorok, który cały czas obserwował opętaną kątem oka- zejdziemy głębiej, może znajdziemy sposób na sparaliżowanie tej “fabryki”.
Zagłębiając się w jaskinię. Można było poczuć jej rozmiar. rozciągała się pod całym złotym miastem. Dziesiątki tysięcy krwawych winorośli i w każdym jakaś żywa istota.
Grupa Anthriliena jeszcze kilka razy natknęła się na grupy krwawych bestii.
Eldar postanowił sprawdzić co czeka ich w głębi sprawdzając granice wykrywania swego umysłu.
(aktualna pozycja poziom 5)
Natrafił na oznaki kilku lykan, i dwóch wampirów, z czego jeden miał demoniczną “poświatę”.(poziom 8) Co więcej zdawało się, że nie cała jaskinia jest eksploatowana przez hodowlę. Gdzieś w głębi znajdowała się jakaś instancja ruin.
-Kilka poziomów niżej znadjuje się grupa przeciwników- oznajmił nagle- jeszcze niżej coś na kształt ruin. Możemy to zbadać, może znajdziemy coś przydatnego dla naszej sprawy.
- Ruin? - Zapytała zaskoczona Raisheele
- Faktycznie coś było na tamtej mapie, choć wątpię by cała ta “fabryka” była właśnie tam usytuowana.
- Ruiny. Się bronią. - stwierdziła krótko Nemu
- Mówię wątpliwe, a nie niemożliwe. Zakąłdając stacjonarny oddziała zajumjący się tylko i wyłacznie odbieraniem niebezpieczeństwa z ruin to faktycznie mogła być dobra kryjówka. {Mei}
- Rośliny mogły ewoluować. {Nemu}
- Aj. O tym nie pomyślałam. - odpowiedziała zmieszana - Możemy tam zajrzeć o ile rośliny będa szły w głąb.

Jenny i golas ;D

(Aktualna pozycja poziom 2)
Nagi mężczyzna przebijała się przez jeden z kwiatów.
- Kuso! [jap.cholera] Znów nie ten. Wampir był błękitny. Więc ten powinien być zielony? Może w odcieniach różu. Róż to odcień czerwieni, jak każdy kwiat tutaj... Co ja pier... Za długo w tym chwaście siedziałem.
Z kolejnego kwiatu wypadła naga kobieta.
- Tsk. Nie ten. O, dziwne, jej nie zabrali. Pewnie udawała jednego z załogantów. Do wszystkich sztormów! Gdzie to długouche!
- Kogo szukasz? Jaki długouchy? Może go zabrali albo jakoś.. się uwolnił? - Jenny spróbowałą wyciągnąć z mężczyzny jakiekolwiek informacje. Oczywiście po drodze zwróciłą uwagę na nagą panienę, ale bardziej interesował ją jednak czarnowłosy… i to aby go w końcu odziać.
- Jak to zwiecie... Efl? Zabrałem taką jedną na pokład, przez przypadek. Miałem ją odstawić... no wedle ostatecznej decyzji... do jej domostwa. Złoto obiecała. To obietnicy trzymać się muszę.
Z kolejnego kwiatu wypadł kolejny młody umięśniony mężczyzna.
- Kuso! E! A tego to ja znam? Mój załogant! Pies z nim! Gdzie może być długoucha.?
- Jak zamilkniesz na moment, może uda mi się ją usłyszeć. Jak ma na imię? Bo chyba nie Efi nie? Pewnie o elfa ci chodziło co?
- Może właśnie tak to miało brzmieć. W sumie nie pytałem, to że jest Elfa usłyszałem dopiero tutaj. Aurelia, tak się przedstawiła.
- No dobra to ją zawołaj - gdy tylko to uczynił dziewczyna skoncentrowała się na tym co słyszy. Szukałą zmiany w tentnie, biciu serca, nagły ruch. Podejrzewała, że nawet na wpół świadoma osoba może zareagować.
Biorąc pod uwagę miejsce, echo i inne szmery które mogły wystąpić w tym miejscu plan zdawał się bardzo słaby. Do tego liczba kwiatów przekraczała kilka tysięcy i była rozbita na kilka poziomów jaskini. Jednak... cichy głos, wskazał kierunek. Piętro niżej, kwiat ulokowany gdzieś przy północnej ścianie jaskini. I choć ciężko określić kierunki, Jenny wiedziała gdzie podążać.
- I co?
- Gdzieś tam - wskazała - I weź to w końcu załóż. Nie będziesz chyba tym świecić jej nad głową co? - wskazała palcem jego ewidentnie swobodną w obyczajach męskość.
- Czemu nie. Nie mam się czego wstydzić! - powiedział prostując się dumnie. Wręcz przeciwnie, mial się czym chwalić. - Chodźmy. Szkoda czasu. - Orzekł przyspieszając kroku, nie zwracając uwagi na odzienie.
Jenny uniosła wzrok i pokręciła głową. Uparciuch. Pobiegła za nim. Zostając nieco za nim miała okazję raz czy dwa spojrzeć na zacny tył jegomościa. Gdyby nie miejsce i czas… NIE! Może i lubi patrzeć, ale ma też pewne standardy! Na takie rzeczy musi być miejsce i czas i do tego jeszcze atmosfera.
- Kuso… -zaklęła pod nosem.
(poziom 4)
Do kwiatu dotarli po chwili błądzenia między krzewami. Widocznie, grupa Anthrile przeszła tędy wcześniej ściagając w swoją stronę krwawe bestie.
Odnaleziony kwiat miał kolor bardziej w odcieniach pomarańczy niż czerwieni.
Mężczyzna od razu zabrał się od uwalniania schowanego tam dziewczęcia. Gdy tylko błona została przebita, elfka wypłynęła z kwiatu w potoku żelistej masy. Kasłała z trudem chwytając oddech. Taka reakcja wskazywała na jej przytomność.

- Aurelia!
- Cough. Cough. Elfiena issu kerta folverna!!!
Cokolwiek to miało znaczyć, pewne było tylko ostatnie słowo - jakieś przekleństwo.
- Chyba nic jej nie jest. - stwierdził manewrując rękami w powietrzu, chyba nie wiedział czy może jej dotknąć. - Jej płaszcz przyda się bardziej niż mi.
Elfka była drobna i smukła wzrost nie przekraczał 160 cm, czyli mogło być niższa o głowę od Jenny.
Piosenkarka zarzuciła na elfkę swój poszarpany płaszcz. Rozejrzałą się dookoła.
- To co? Ją uwolniliśmy możemy w sumie i resztę twojej załogi. Nie ma co dawać wampirom więcej krwi. Póki nie ma innych krwistych istot… - Jenny przyłorzyła ucho do piersi uratowanej sprawdzając czy na pewno żyje.
- Yorokonde. [jap. z przyjemnością] - Wyprostował się dumnie, rozglądając po otoczeniu. - Kwiaty wyrastały gdy do odnogi dawano krew. Wyrastały prawie natychmiast i zawsze były połączone z poprzednim. To znaczy że są takie kwiaty, których odcięcie spowoduje obumarcie całej ich gałęzi. A więc... musi, a raczej powinien, istnieć kwiat korzeń. Gdy mnie tu przyprowadzono, nie schodziłem niżej niż 8 poziom. Pomogę ci z moją załogą, ale dalej nie idę. Straciłem zbyt dużo siły siedząc w tym g..., byłbym raczej zawadą.
- Hm… może na razie weź panienkę i tego swojego. Jak odnajdę korzeń to i tak powinny pousychać i ich uwolnić nie?
- Wakatta [jap. w porządku]. Jestem twoim dłużnikiem, u dług swój spłacę - ujął dłoń piosenkarki - przy następnym spotkaniu. - ucałował ją.
Jenny uśmiechnęła się dziwnie mając świadomość, że ten gest absolutnie nie pasuje do sytuacji.
Potem podniósł Elfkę i udał się w stronę wyjścia.
Jenny zaś rozejrzała się jeszcze uważnie i zaczęłą ostrożnie podażać za coraz grubszymi korzeniami mając nadzieję, że dotrze do jakiegoś na tyle ważnego aby uszkodzenie go spowodowało uschnięcie roślin.

***************************************

Kolejny dzień. Dzień 32

Kowal uwinął się zaradnie. Już o świcie, pokojówka Ervena przyniosła mu gotowy sprzęt. Jak się okazało w najgorszym stanie był właśnie miecz. Różdżka pomimo przegrzania obyła się bez szkód.
Na stole do posiłku poza standardowymi daniami przygotowanymi przez pokojówkę i Aulę, stał jeszcze flakonik czegoś co swego czasu pijał Kali (przed treningami). Surowe jajko, mleko, odrobina miodu i trochę soku z warzyw - energetyczny koktajl.
Erven nie był przekonany do tego dziwacznego preparatu energetycznego, a jednak opróżnił go jednym haustem. Lepiej wypić, niż nie wypić. Smak był dziwny, a głowa lekko mu pulsowała. Widać minie trochę czasu nim i ona wróci do normy…
Tak więc jadł. W ciszy i milczeniu poczytując plik raportów na temat tego dziwnego demona. Każda wiedza była cenna, a że wolał wiedzieć niż nie wiedzieć to czytał.
Demon opisywany był jako postać humanoidalna i rozumna. Zapewne ktoś z demonicznej rasy, raczej wyższa szycha niż jakiś pierwszy lepszy pospolity. Pytał o drogę... więc zapewne czegoś szukał. Został skierowany ku północy, na zachód od osady i na północ od Platformy. Zapewne nie przejdzie przez Las więc opcji jest kilka, tamtejsze okolice i obozowisko, próbuje obejść las od zachodu lub uda się do najbliższego miasta. Jeżeli to ostatnie... po poza zamieszaniem jakie może sprawić będzie to także punkt zbiórki po załatwieniu jego sprawy - Lounger. Ciekawy zbieg okoliczności... czyżby? I ciekawe czego szuka? Z dodatkowego opisu, jako że rycerze jeśli nie musieli to z nim nie walczyli, brak jest jakiś specjalnych cech. Ok. 190 cm wzrostu, szaro-niebieska skóra, roki łysina i przepaska. Trochę jak mnich.
Raporty były… nietypowe, ale pokrywały się z tym co mówił Generał. Trzeba było odnaleźć tego demona i go przesłuchać. Jednak to było zmartwienie na potem, miał też inne rzeczy na głowie i będzie musiał rozmówić się z anielicą jak będą w locie. Teraz jednak była pora śniadania, a skoro Echo jeszcze się nie zjawiła nie było potrzeby z nim się śpieszyć.
Anielicy nie było w domostwie Ervena. Leżała w koszarach czekając aż śpiący na niej żołnierz się obudzi. Młodzik zdecydowanie przesadził z ilością alkoholu. Echo nie pochwalała takiego zachowania. Szczęściem atmosfera była raczej wesoła więc mogła przymknąć oko na brak pohamowania.
-Obudź się proszę - szturchnęła lekko człowieka uznając, że nie może sobie pozwolić na takie leżakowanie. Miała coś do roboty.
Gdy po trzech razach chłopak się się zbudził Echo poruszyła się i wstając zsunęła go z siebie. Momentalnie go to zbudziło i przestraszyło.
- Przepraszam, ale muszę już iść.
- Co? Jak? Która godzina? O choler… zaspałem! - chłopak się zerwał i wybiegł ze stajni obok koszar gdzie anielica znalazła sobie nocleg na noc. Zaraz dało się słyszeć krzyki przełorzonego.
- Spokojnie. Po prostu wygodnie się mu spało pośród moich piór. - pospieszyła z wyjaśnieniami. Chichot i wybuch śmiechu nie był tym czego się spodziewała. Zrozumiała po zaczerwienionej twarzy chłopaka, że chyba zakłopotała go swoimi słowami.
- Następnym razem nie zaśpij. Dyscyplina jest ważna niezależnie od tego jak dobrze się śpi - być może mało pocieszające, ale ale dyscyplina była teraz potrzebna w nadchodzących dniach. Echo się pożegnała i spostrzegła, że podczas nocnych ekscesów zgubiła płaszcz. Niewątpliwie należący do gwardii nie był zagubiony, ale teraz musiała inaczej zasłonić swoje piersi. Męcząc się ułożyła skrzydła tak aby nie razić nikogo wokół. Tak też pokłusowała do domostwa maga. Kiedy drzwi jej otworzyła Aula anielica uśmiechnęła się.
- Zdaje się, że nieco zabalowałam. Myślisz, że znajdę u was przepaskę? - kłopotliwe spojrzenie Echo w dół miało wytłumaczyć w czym problem.
- Na pewno coś znajdziemy. - orzekła Aula, dając znać pokojówce żeby rozejrzała się za jakimś materiałem.
Uprzedzając fakt, pierwszym co wpadło w ich ręce był fartuszek kucharski.
Póki co Echo uznała to za lepsze odzienie niż żadne. Gdy została ubrana w fartuszek, za co podziękowałą, odnalazłą Ervena.
- Jak się czujesz po wczorajszej walce? - zapytała przysiadając koło stołu.
- Całkiem dobrze pomijając lekkiego kaca. - Odpowiedział mag z uśmiechem dokańczając posiłek - Jeszcze dzisiaj mi minie.
Echo się uśmiechnęła.
- Raporty? Coś ciekawego? O której chcesz wyruszyć?
- Z zachowania i wyglądu ten demon przypomina mnicha, nic poza tym, a wyruszamy jak tylko się przebiorę.
- W takim razie udam się przyswoić energii na podróż - Echo kiwnęła głową i wybyła na podwórko z którego pofrunęła na dach aby uzbierać przez moment energii słonecznej.
Erven odłożył raporty na stół i udał się przebrać. Najwyższa pora przyodziać jego strój bojowy. Czarną zbroję skórzaną obitą czarnym jak noc ebonem i pokrytą połyskującym na krwisto-fioletowo deadrytem. Do tego miecz i różdżka u pasa, oraz czarny płaszcz z kapturem wyszywany srebrną nicią, i z zielonymi zdobieniami.
Parę minut później był już na dole z plecakiem pełnym najpotrzebniejszych rzeczy do prowadzenia życia w terenie. W końcu lepiej nie prowadzić wojny w cywilizowanych stronach…
Echo zeskoczyła niedługo potem. Z dachu spadła pewnie na ziemię z nietypową dla niej gracją, ale i siłą. Z zaciekawieniem spojrzała na Ervena.
- Widzę, że lubujesz się w ciemnych kolorach. W mocnym słońcu możesz się zgrzać. Ale będziemy lecieć na tyle wysoko aby to stanowiło problemu - anielica przykucnęła ułatwiając Ervenowi wsiąście. Po czym wzbiłą się w powietrze po niewielkim rozbiegu.
- Dokąd najpierw?
- Kolory adekwatne do mojej specjalizacji. W nich łatwiej się ukryć w cieniu. - odpowiedział anielicy dosiadając ją, a kiedy wzbili się w powietrze rzekł.
- Na północ w kierunku zajazdu, a potem na północny zachód. Osadę omijamy szerokim łukiem, by demony ciebie nie wykryły. Nie możemy na to pozwolić, bo to odebrałoby nam element zaskoczenia.

Nawet szybując wysoko nad chmurami wciąż, górowały nad nimi mur świata i pojedynczy filar Platformy. Ciekawe co jest wyższe? Nawet Aftokrator nie sięga tak wysoko. Może gdzieś w okolicach 3/4 wysokości platformy. Na tyle wysoko by nie zużywać magii do tworzenia powietrza zdatnego do oddychania.
W każdym razie, brak dokładnej lokalizacji sprawił, że podróżująca dwójka musiała lądować w połowie drogi między Lounger a platformą. To wcale nie z powodu Hadluca leżącego na jednej z chmur w pobliżu filara platformy, spoglądającego złowrogo na muchę przelatującą nad nim. Nikt nie lubi jak wkracza się na jego terytorium, a ten typ tym bardziej. Na miejsce dotarli w ciągu 4 godzin.
Silnie zła aura wciąż biła ze strony Osady, tłumiąc wszelkie, nawet najmniejsze oznaki pozostałych. To było do przewidzenia, w końcu jedna z koron jest już po tej stronie.
Erven pokiwał w milczeniu głową po czym zapytał spokojnie, wręcz z zadowoleniem..
- Wiesz, że najprawdopodobniej jest w tym świecie ktoś z mojego świata kogo zabije jak tylko go zobaczę?
Echo westchnęła spuszczając głowę w dół.
- Któż to taki? - zapytała mimo wszystko.
- Mój były Mistrz z mojego świata. Choć bliżej mu było do oprawcy. Tak czy inaczej jest poza zbawieniem. Śmierć to i tak dla niego łaska, i nie zdziwię się jeśli dołączy do demonów jak tylko o nich się dowie. To w jego naturze.
Echo milczała przez moment z wyraźną rozterką na twarzy.
- Unicestwienie zła jest priorytetem. Pomogę ci. Czy opowiedziałbyś mi o nim?
- Nekromanta. Do tego całkiem potężny. Poza tym wyzuty z sumienia kłamca, morderca i sadysta nie wspominając o innych go określających zwrotach.
Echo popatrzyła na Ervena smutno. Położyła swoją wielką głowę na jego ramieniu.
- Podejmę właściwe kroki jak go tylko zobaczę. Nie skrzywdzi cię już więcej. Tym czasem zacznijmy nasze poszukiwania. Podejrzewam, że powinnam być w stanie wyczuć go z pewnej odległości, tak samo on mnie. Wtedy trzeba będzie ruszyć w pościg.
- Zatem przekażę ci jego obraz w późniejszym terminie. - odpowiedział nekromanta - Tymczasem znajdźmy naszą zgubę.


Loungher. Mieścina o wyższym stopniu zaawansowania w budownictwie powstała na przecięciu tras handlowych : Targas - Ettelgen oraz San Serandinas i Kraj Gromu.
Z punktu widzenia przybyszów, miasto powstało ledwie przed paroma miesiącami, ale jak to bywa w tym świecie, pamięć tutejszych ulega zmianie wraz ze wstrząsami. Miasto nie wyróżnia się niczym specjalnym, jedno z bogatszych miast na zachodzie Uni, jedyne po tej stronie Bargury (nazwa rzeki).
Można odnieść wrażenie, że świat długo nie zastanawiał się nad stworzeniem tego miasta i stworzył je jedynie dla żartu. Dlaczego? Weźmy na przykład karczmę o jakże niezwykłej nazwie “Karczma”. Myśleliście że kowal powinien mieć szyld z rysunkiem kowadła? A co powiecie na szyld z napisem “Kowal”.
To właśnie takie miasto...
Z oddali Erven i Echo zdołali wyczuć śladową demoniczną aurę, jednak w momencie dotarcia do granicy otaczającego miasto płotu, wszelkie zmysły wykrywania przestały działać. A to za sprawą potężnej aury, w której zasięgu się znaleźli. Co więcej jej zasięg zdaje się pokrywać całe miasto.
- Odnalezienie go będzie nieco trudniejsze… Myślę aby się rozdzielić. Osobno szybciej przeszukamy miasto.
- Przejdę się i popytam po budynkach. Zrób zwiad powietrzny, następnie standardową procedurą.
Echo kiwnęła głową na zgodę i wzbiła się na nowo w powietrze. Po chwili dostrzegła zamieszanie przed karczmą. Samego celu jednak nie odnalazła. Uznała, że najlepiej będzie jak wyląduje w uliczce obok zamieszania, aby przez okna jej nie dostrzegli. I tak swoją posturą mogła ostrzec demona, ale tak przynajmniej zrobi to później.
Ze zdobycznych informacji Ervena wynikało, że faktycznie demon był w okolicy, ale po dwóch dniach żadnych większych informacji wszystko ucichło. Zapewne musiał się ukryć lub wraz z wejściem w silniejszą aurę przestał być wykrywany. W każdym razie to wciąż za mało informacji. Z dodatkowych, naocznym świadkiem był Ugia, z gildii łowców bestii.
Odrobinę bardziej interesująco uplasowała się sytuacja Echo. Wpierw trzeba zauważyć, że natrafiła na bratnią duszę.. a nie! To tylko gryf! Cóż w końcu są do siebie podobni. Istota spała w alejce obok karczmy, a gdy tylko Echo wylądowała, stwór podniósł swój łeb. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym zwierzę zwinęło się w kłębek i poszło spać dalej. Z jego pierzy wyłoniły się jeszcze 2 małe główki młodych, z ciekawością przyglądają się nowo przybyłej.
[img]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/db/81/e1/db81e1fe406cc12fc425082645dadd7a.jpg
Echo uśmiechnęła się do gryficy z młodymi.
- Chowaj je dobrze - powiedziała zostawiając zwierzę za sobą.
Przejdźmy jednak do czegoś bardziej informacyjnego niż sprawy towarzyskie.
Wewnątrz karczmy wrzało od jakiejś debaty. Bardzo namiętnie opowiadał coś zarośnięty mężczyzna.
[img]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/f7/2a/a8/f72aa85d98b799acc46bcb637fb880bf.jpg
- ... nie pier*** Juga. Że niby twojego warga coś zamieniło w Wargena?
- Jebal vam sobaka [ros.]. Przecie dodam wam że to prawda, patrzta na nigo.
Obok mężczyzny w pieskim przysiadzie czekał potężnie zbudowany osobnik rasy Wargenów.
[img]http://wargenrpg.weebly.com/uploads/8/7/3/1/8731282/1371239820.jpg
- A ty czasem go nie oswoiłeś i pozbyłeś się poprzedniego kundla?
Dalsza wymiana zdań zdawała się być dość agreswyna, ale raczej w nastroju damy se po mordzie i bedzie spoko.
- ... nojpierw Ugia tego demona gonioł, potem Lut na czarną bestyję wpadł a tero mnie co się stało. Jo wam powiadam, cinżkie czasy idom.
- Ugia to se lubi wypić, my to wimy. Lut, jak poleciał za tą bestią tak nie wrócił. Może w tam w tej gildyji dobry towar chowata.
Ogólnie towarzystwo w barze zdawało się być przygotowane bojowo. Magowie, rycerze, łowcy ze swymi chowańcami i inni podróżnicy.






Erven przybrał swój najlepszy, najpewniejszy uśmiech i ruszył w kierunku właściciela przybytku głośno mówiąc.
- Karczmarzu! Kolejka dla wszystkich na mój koszt!
Echo nie pochwalała rozpijania towarzystwa. Niezdarnie przepchała się w luźniejsze miejsce karczmy potrącając przy tym kilka osób i mebli. Ostatecznie usiadła obok wilczura, co zauważyła dopiero jak spojrzała w jego kierunku. Westchnęła na własne gapiostwo i pogłaskała “zamienionego” po głowie. Przeczekała pierwszą wrzawę po tak radosnej ofercie jaką złożył Erven. Nachyliła się do właściciela “psa”.
- Mówiliście, że Ugia gonił za jakimś demonem. Możecie opowiedzieć? O wszystkim co się tutaj działo?
Wraz z wejściem anielicy do Karczmy nastała dłuższa cisza. Wszyscy gapili się na nią to na Ervena zapewne uważają go za trenera bestii. Widocznie nikt z tutejszych nie widział jeszcze anioła, więc nieprzyjemności miała z głowy. Jednak potem oświadczenie Ervena wzbiło tłum wiwatów i nikt już na wielką nie zwrócił krzywego spojrzenia.
- A no wpierw myśloł, że to mnich lezie, potem cusiek mu się kolor nie podobał. Jeno nim zdążył makówką ruszyć, zwierzaki jego zareagowały i pognały nań. Potem nie pamięto.
- Jak to?
- No nie pamięto co się działo. Obudził się na polanie przykryty swoim Reksiem, pocieszny wilczurek, a po mnichu nie było śladu.
- To skąd wi, że demon?
- Jeno rogi pamintoł jakiś taki czorny był.
Do karczmy ustawiła się kolejka po serwowany, na koszt ervena, alkohol. Wśród wchodzących był a grupa zarośniętych drwali, jeden wymoczek, o jakimś takim nieobecnym spojrzeniu, i pare tutejszych dziwek.
Erven w spokoju przysłuchiwał się temu co mówił ten do którego zagadała Echo. Kiedy skończył zadał proste pytanie.
- Gdzie możemy go znaleźć?
Oczywiście zostawała kwestia regulacji rachunku za napitek i jeszcze jedna sprawa gdyby go nie znaleźli, lub nie miałby cennych informacji. Jak to mówią? Odrobina monet potrafi cudownie poruszyć koła informacji!
- Ugia? W gildyji siedzi. Na północ ku barierze, przy rzece. Jedne ze stworzonek tylko w wodzie żyją, tośmy tam się usadowili.
Wszyscy pili na zdrowie. Jeno dzieciak, najwidoczniej za młody kupił jedynie 3 porcje strawy i wyszedł z karczmy. Parę dziwek otoczyło Ervena czarując go swymi urokami. Może nie były super atrakcyjne, ale... na bezrybiu…
...i rak ryba. Tylko, że Erven już dawno poznał się na pewnej pradawnej i słusznej rzeczy. Jak to ciebie kobieta czaruje to podstęp w tym jakiś być musi. Wszak nie godzi się by ofiara stała się drapieżnikiem. Nie mniej jednak mag uśmiechał się czarująco i wdał się w niezobowiązującą dyskusję, ale telepatycznie rozpoczął odczytywanie pobieżnych myśli i uczuć tych dziewoi.
Erven skrzywił się mentalnie z niesmakiem. Tak nisko upaść nie miał zamiaru. Tym bardziej, że powierzchowne myśli potwierdziły tylko to co i tak wiedział. “Pospolite dziwki co to lecą na kasę, chociaż nie przysłał ich Wróg”. Przeprosił “panienki” i udał się do karczmarza uregulować rachunek… z małą nadwyżką. Po czym ruszył w stronę domniemanej gildii. Echo zbierze się opierdol za zostawienie go na pastwę hien...
 
Asderuki jest offline  
Stary 24-03-2017, 12:35   #72
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Echo i Erven w Gildii

Echo zrobiła zniesmaczoną minę. Wstała i ponownie niezgrabnie wydostała się z baru. Gdy Erven zajmował się niewłaściwymi rzeczami ona podleciała sprawdzić tę całą gildię przy rzece.
Gildia stala na odludziu otoczona polami i łąkami, a co najważniejsze wyglądem przypominała małą wioskę. W skład wchodziło mnóstwo otwartego terenu, 10 domostw i jeden budynek dwupiętrowy z wieżą Teren zapełniony był cała masą zwierząt. Konie, krowy, dolmy, niedziwiedzie, sporo drapieżników wilczych i ptasich. Znalały się też jednostkowe okazy węży (highkeeper), rathalosów, śluzów, jinouga, reprezentant laolapardów

olbrzymei pająki,

jak także siedzący na dachu głównego budynku Basylisk
.
Wszystkie zwierzęta jak jeden mąż zareagowały na pojawienie się w okolicy Echo, jednak wystarczyło jedno kłapnięcie paszczą basyliska by powróciły do posłuchu swoich panów. Zapewne najsilniejsze stworzenie w stadzie. Co jednocześnie oznaczało, że to on osobiście zajmie się Echo.
Nim jednak wystartował...
- Mary! Siat! Co za draka. - rzekł stary jegomość, zapewne ktoś wysoko postawiony w tej społeczności.

- Bruno. To coś na niebie, spłoszyło zwierzęta. - orzekł młody chłopak
- Olga, Henry, Kortez, odwołajcie pieszczoszki. Ki ch*** się tak gotujecie. Jak was grzeje, to brać zadania, a nie dupe tu grzać. {Bruno}
- {{{Ou}}} - odrzekli jednocześnie delikatnie się kłaniając
Mężczyzna odprawił ich wzrokiem po czym gestem wskazał Echo bramę do osady. Choć Echo nie odczuwa niczego specjalnego wiedziała że tak należy. Z nauk mistrza, anielica pamiętała, że niektórzy władcy bestii mogli wydawał rozkazy podporządkowania bestiom. Zapewne z ich perspektywy wyglądała jak nieznane zwierze, które wkroczyło na ich terytorium.
Anielica westchnęła pod nosem czując, że nie odpowiada jej porównanie do zwykłego zwierzęcia. Nie miała w zamiarze jednak nikogo niepokoić, a już na pewno być niegrzeczną. Poniekąd słuchając się rozkazu wylądowałą przed bramą do osady. Wszak nie spada się na nieznajomych bez uprzedzenia. Pozwoliła sobie wejść i udać się do tego, który najwidoczniej zwał się Bruno.
- Najmocniej przepraszam, że spłoszyłam wasze bestie. Zwę się Echo. Przybyłam tutaj aby porozmawiać z tym, który nazywa się Ugia. Ponoć widział demona - anielica miała nadzieję, że aureola jaśniejąca wokół jej głowy oraz fakt, iż potrafiła mówić rozwieje przekonania władcy bestii.
- Hmm.. - zamruczał mężczyzna spoglądając na całokształt Echo. - Całkiem całkiem. Tyś pierwsza anielica, którą spotykam w caluśkim życiu. Masz szczęście żem starej daty i pamiętają jeszcze dawne czasy, bom i jo jak te młodziki pewnie se ciebie bym upatrzył. Wybacz im, chwały się im zachciewa. Jestem Bruno, aktualny mistrz gildyji. Ugia w tamtej stodole znajdziesz. Dogląda swej klaczy bo płodna. Nie kręć się zbytnio po okolicy, by zwierza nie drażnić. W razie potrzeby na mnie się powołaj.
- Dziękuję - Echo skłoniła się delikatnie w podzięce. Podążyła za instrukcjami i udała się bezpośrednio do stodoły. Po cichu wkroczyłą do stodoły wzrokiem szukając tego, który zajmował się swoim zwierzęciem.
W momencie wejścia do stodoły coś śmigło jej między łapami, wbiegło po futrze i schowało się pod prawym skrzydłem. Echo delikatnie zajrzała tam widząc skulone stworzonko Rafrir.

Dokładnie w tym samym momencie ze stodoły wyszedł mężczyzna ze strzykawką, z 5 centymetrową igłą.

- Nosz. Gie paszoł?
Za nim w stodole siedziała reprezentantka minotaurów o olbrzymich piersiach, masując sobie tyłek. Obok niej leżał zwinięty w kulkę srebrno-włosy wilk.


Będąc w pośpiechu prawie wpadł na Echo, zdążył się jednak zatrzymać i spojrzeć w górę ku jej twarzy. Jak na krępego mężczyznę był dość niski może 160 cm wzrostu.
- Co?
- Dzień dobry, poszukuje Ugii. Nazywam się Echo - anielica uśmiechnęła się łagodnie.|
- Jo Ugia. Słucham, albo... nie widziała liska. Szczepienie trza zrobić, paszoł aż się zań kurzyło, a przecie wie że trza.
Echo uśmiechnęła się odsłaniając malucha chowającego się w jej złotym pierzu.
- Słyszałam, że demona widziałeś. Przyszłam o to zapytać.
Po dotarciu do Gildii, przedstawieniu się i popytaniu o drogę i wskazówki gdzie jest Echo i Ugia Erven po chwili dołączył do anielicy z szerokim uśmiechem na twarzy… jak zwykle zresztą. Tym razem jednak nic nie mówił, tylko stanął z boku i skinął mężczyźnie głową opierając się o futrynę stodoły.*
- Możem widzioł, może nie. Teroz to już som nie wiem. Spotkał go ja, ba spotkaliśmy. - wskazał głową na chowańców za nim. - Reksio ruszył w bój lecz... nicej więcej nie pamiontom. - Echo przejrzała jego kłamstwo.
Oczy anielicy zmrużyły się a jedna z jej brwi uniosła się do góry.
- Panie Ugia, proszę nie kłamać. Nie jesteśmy tutaj by osądzić, a dowiedzieć się gdzie przebywa ten demon.
- No bo jak ten tego. Reksio nań ruszył... tom wydał jo rozkaz by był siodł, bo to swój. Potem pogadali i se poszedł. Dziwne prawdo? A jo się zastanawiał “Jak to swój? Przecie czorny i rogi mo.” Alem tego nikomu nie rozpowiodoł. Bo cużem bym był.
- O czym rozmawialiście? - zapytał Erven - Każdy szczegół się liczy, nawet najdrobniejszy.
- Pytoł... a czym to godoł? A! Jak na północ się udoć. Potoł się ja jak daleko. Mówił aż na piaski. To żem mu powiedział że przez los nie przejdzie. Niby można by mglistą zastoczką na skraju lasu ale potem się na klifu trafi i ogólnie tak od dupy strony. Z drugiej strony przez górskie szlaki. Uprzedził że można by przez las jakby przewodnik chadzał, ale ostatnio ni słychu by wrócił. Pytoł jeszcze o kogoś. Że szuka... alem sobie nie przypomnę. W każdym razie nie znaju, nie tutejszy. Potem żeśmy se grabę przybili i się rozeszli. Posłał ja go do miasta, bo tam wici szybciej chadzają i ostrzegł że mogą go tam nie chcieć. A potem żem się położył bom śpiący był.
Erven pokiwał w zamyśleniu głową.
- Tak, to by wiele tłumaczyło…
Mag przyjrzał się z uwagą treserowi bestii i szeroki uśmiech zawitał na jego twarzy.
- My się chyba nie przedstawiliśmy. Erven Sharsth. Jakby się panu coś przypomniało najpewniej będę na mieście szukając naszej zguby.
- Poczekam poza bramami aby nie niepokoić zwierząt - oznajmiła anielica i wycofała się ze stodoły. Poczłapała do wyjścia aby poczekać tam na Ervena.
- Do miasta wrococie. To żeczcie Maro, że mo tu zajrzeć. Jego bestyjka już zdrowa.
- Jak go poznamy i gdzie go znajdziemy? - zapytał Erven.
Po uzyskaniu odpowiedzi zamierzał się pożegnać i porozmawiać z Echo… w drodze powrotnej do miasta.
- Popytojcie. Taki młody, czarnulek. Ze zwierzokami chodzi. Mówi że ostatnio nie-co-dzie... dziwnego znolozł.
Echo czekała przy bramie jak obiecała. Pożegnałą się z Bruno i tym razem szła niespiesznie obok maga.
Erven szedł nieśpiesznym krokiem. Po dłuższej chwili ciszy jednak odezwał się głosem pozbawionym emocji.
- Następnym razem nie zostawiaj mnie na pastwę hienom.
Echo spojrzała na Ervena zaskoczona.
- To były ludzkie kobiety. Nawet jeśli czym się zajmują nie jest zgodne z moimi przekonaniami. Nie wygląda aby sprawiły ci jakieś problemy. - odpowiedziała spokojnie. - Nie stanowiły zagrożenia, a naszym priorytetem jest odnalezienie tego demona.
Mag prychnął w lekkiej irytacji.
- Ludzkie kobiety które mogły zostać przesłane przez Wroga. Myślisz dlaczego zostałem na chwilę? Myślisz, że tak nisko upadłem? Nie, a po to by sprawdzić czy są “czyste”, czy nie. Szczęśliwie były tylko przeciętnymi wykonywawczyniami swojej profesji.
Echo odwróciła spojrzenia na moment zagłębiając się w myślach.
- Przepraszam. Normalnie wszystkie demoniczne pomioty bez trudu dostrzegam. Jest to dla mnie tak naturalne, że umknęło to mojej uwadze przez ciągłą przytłaczającą aurę tego miejsca. Nie zostawię cię następnym razem.
- Powiedz mi. - podjęła po chwili - Spotkałeś już takich szpiegów?
- Nie, - odpowiedział prosto cały czas idąc i patrząc przed siebie - Co nie znaczy, że ich nie ma. Popularność budzi zawiść, podobnie jak bogactwo, wpływy i potęga. Tylko głupiec uznałby siebie za bezpiecznego. Dlatego jestem czujny, a z faktem, że Varthas może być w tym świecie tym bardziej nie mam zamiaru opuszczać gardy.
- Można być popularnym i wzbudzać zachwyt Ervenie. Świat nie jest pogrążony tylko w negatywnych emocjach, choć nadejście demonów na pewno sprzyja takim przypadkom. Ale nie można tracić wiary w ludzi. Czujność nie musi zawadzać szukaniu dobra w innych. Zło łatwo odnaleźć. Swoim mistrzem się nie przejmuj. Jakiekolwiek krzywdy ci wyrządził są one już za tobą. Teraz jesteś tutaj i walczysz o swoją duszę. Wymierz mu sprawiedliwość, nie zemstę.
- Mało wiesz o świecie ludzi Echo. Jeśli przez sprawiedliwość rozumiesz oko za oko to będzie jeszcze długo żył. Nie mam czasu na zabawy. Pokonam go, przesłucham i zabiję, choć może się zdarzyć, że nie dane mi będzie go przesłuchać.
- Wiem wystarczająco - zaprzeczyła anielica. - Liczy się jakie emocje masz w sercu. Proszę pozostaw śmierć swego mistrza mnie. Walczmy razem, ale pozwól mi zadać ostateczny cios.
- Dlaczego powinienem pozwolić Tobie go zabić? Jakby nie patrzeć to sprawa osobista.
- Właśnie dlatego. Chcesz abym pomogła ci wrócić na właściwą ścieżkę. Porzucenie zemsty będzie dobrym krokiem.
- Zemsta? Bardziej bym to nazwał wyrównaniem dawnych rachunków.
- Dokładnie. Przemyśl co chcesz osiągnąć i mi powiedz.
- To proste. Dorwać, obezwładnić i przesłuchać. Potem zabić szybką śmiercią. Nie mam zamiaru marnować na niego więcej czasu niż jest to niezbędnie konieczne.
- Nie o to mi chodziło. Przemyśl czy pozwolisz mi zadać śmierć swojemu byłemu mistrzowi.
- Ogólnie może wyjść zabawnie jeśli daruję mu życie tylko po to, byś ty go zabiła. Choć wolałbym nie robić mu tej nadziei. To nawet okrutne. Podoba mi się.
Echo pokręciła głową.
- Masz jeszcze daleką drogę Ervenie do poprawy. Żywisz urazę wobec tego człowieka. Porzuć ją i niech nie kieruje twoimi krokami. Jesteś ponad to. Możesz być.
- Kiedy umrze stanę się wolnym człowiekiem. Powinnaś być zadowolona, że planuję dać mu szybką śmierć. On zasługuje na o wiele gorzej.
- Wolny będziesz tylko jak sam się uwolnisz. I nie chodzi mi tutaj o śmierć mistrza. Nawet po niej może nawiedzać cię jego widmo. I tutaj też nie mówię dosłownie. To twój umysł i dusza są zniewolone. Ale wierzę, że możesz się uwolnić. Pomogę ci.
- Kiedy umrze z mojej ręki mój umysł stanie się wolny. Dosłownie i w przenośni “zamknę” ten temat.
Echo popatrzyła smutno na człowieka i nie odpowiedziała już na ten temat.
- Odnajdźmy tego przyjacielskiego demona.
- To nie będzie trudne. Zwykły człowiek go nie ugości. Skoro przewodnika nie ma to… Obstawiam więc rajców, uzdrowiceli, kartografów lub podobnych im ludzi. W końcu chce się dostać na północ, a tacy ludzie mają w zwyczaju znajomość okolicznych terenów bliższych i dalszych. Jak byśmy tam nie znaleźli to popytam miejscową szarą strefę żebraków i im podobnego sortu. Zabawne jak za parę monet są w stanie zlokalizować każdego.
- Słyszałeś co powiedział Ugia. Swój. Ten demon musi jakoś wpływać na percepcję. Nie zdziwię się jak to właśnie zwykli ludzie mogą go przechować. O tym też mówił generał. Jego ludzie nia zaatakowali, bo nie był agresywny. Albo uznali, że nie ma powodu… Pojmujesz do czego dążę? Trzeba poszukać przyjacielskiego mnicha. Obawiam się, że nie posiadam takiej reputacji jak ty. Postaram się wypytać, ale obawiam się, że to twoja charyzma będzie najbardziej potrzebna.
Erven uśmiechnął się delikatnie. Jednak Echo miała trochę oleju w głowie… jak na anioła.
- W takim przypadku szukamy przyjaciela z dalekiego kraju o nietypowym wyglądzie.
- Rozdzielamy się? Boję się, że jak zaczniemy wypytywać zbyt intensywnie możemy go spłoszyć.
- Nie. Nie znamy jego reakcji. Lepiej będzie się trzymać razem. Zaczniemy od żulerii. Wbrew pozorom, ci ludzie mają doskonałe oczy… wszędzie.

Echo i Erven w poszukiwaniu demona

W mieście nie było już takiego poruszenia jak poprzednio. Ludzie porozchodzili się ku własnym zajęciom. Erven i Echo zawędrowali do zaułków miasta by zaczerpnąć wiedzy mene... mentorów.
- Że kto? - odparł niepewnym głosem jeden z szanownych mieszkańców miasta, od którego jeb***ło doświadczeniem. - Mnich... ha ha ha ha. W tej mieścienie... ha ha ha ha ha...
- Stasiek. Nie wyśmiewaj pana, przecież widzisz że nietutejszy. Popatrz tylko na to cudactwo... - wskazał palcem na Echo - Widać że mag.
- No tak... cusiek mu nie wyszło. Ale nic się nie przejmuj panocku. Nawet ksiądz cię nie wyklnie. Żadne Bóstwo nie odpowiada za błędy.

Przez miasto przebiegała gromadka dzieci (~7-12 lat) kopiąca coś na wzór małego worka wypchanego sianem. Gdy tylko spostrzegły echo, wpierw się wystraszyły a potem zaczęły się szturchać, by kto odważniejszy się zbliżył.
Echo spojrzała na Ervena i gestem głowy wskazała na dzieciaki. Podeszła do nich i przysiadła metr przed nimi. Uśmiechnęła się oswajając je ze swoją obecnością. Potem położyła się jak sfinks aby nie górować nad dzieciakami zanadto.
- Hej. Jestem Echo - powiedziała w końcu.
{{Łaaaaa. To mówi!}} - zakrzyknęły najbliższe, jak jeden wystraszone.
- To anioł - orzekł jeden o lekko nieobecnym spojrzeniu. To chyba był ten sam chłopak co wszedł do baru gdy Erven przekupywał tutejszą gawiedź.
- Anioł? A co to? - zapytała dziewczynka
{{Właśnie co to?}} - dodali pozostali.
- Taka istota. - Odparł chłopiec. - Co ee... aaa... pani tu robi? - zapytał z trudem dobierając podmiot osobowy.
- Widzę, że masz wiedzę chłopcze. Szukam kogoś. Jeśli go widzieliście pewnie był dla was miły i od razu go polubiłyście. Nietutejszy, ale swój.
Dzieciaki spojrzały po sobie i zrobiły mała naradę.
- Dużo tu obcych. - orzekła dziewczynka. - Są mili, są źli, dziwnie wyglądają, mają zwierzaki. Szczegóły.
- {Tak! Szczególy.}
- {Szczegóły.}
- {Tak! Cukierki}
- {Cukierki!}
Ervan podszedł do zbiegowiska i uklęknął przy Echo przybierając miłą minę. Następnie powiedział cicho i przyjemnie.
- Szukamy kogoś. Jak pomożecie nam go znaleźć to dostaniecie dość srebra by kupić duuużo cukierków.
- {Yey!}
- Kogo szukacie? - zapytał chłopak o śpiącym spojrzeniu.
Mina Echo wyraźnie pokazywała jak czuje się z przekupywaniem dzieci i i ch własną chwiwością. Pozwoliłą wypowiedzieć się Ervenowi, gdyż nie jej ścieżką były manipulacje i kłamstwa.
Erven czuł, że ten chłopak ma dar. Rzadki dar, ale jednak dar. Chwilę się zastanawiał jak podejść do sprawy, ale skoro młody potrafił przejrzeć przez Echo to może i demona widział.
- Demona, nowego w mieście. - powiedział cicho - Widzieliście kogoś takiego? Dziwny nieludzki wygląd i ubranie, ale człowieka przypominający?
Nim chłopak odpowiedział anielica spojrzała na Ervena zaskoczona. W jej spojrzeniu kryło się zadowolenie.
- Demon w mieście? - zapytał spoglądając na Echo. Przez ciało anielicy przeszedł dreszcz, trudny do opisania. Tak jakby coś było nie tak, choć chłopiec z pewnością nie kłamał.
- A co miałby tu robić? - dodał, by sprostać swój tok rozumowania.
- {{Demony są złe i straszne. Tak! Straszne!}}
Echo przekrzywiła głowę a jej spojrzenie zrobiło się niezwykle intensywne.
- Nie wiemy. Może miałbyś pomysł chłopcze? - zapytała podkulając tylne łapy. - O ile jesteś chłopcem.
- A wyglądam na dorosłego? - zapytał spoglądając po reszcie rówieśników - Uważam że, jeśli demon naprawdę by tu przybył w złym celu to było by zamieszanie. [Prawda]
- {{Prawda!}}
- Słyszałem, że anioły też są nie lada złe. [Prawda] - Odparł przyglądając się uważnei Echo, choć jego wzrok wciąż pozostawał jakby śpiący.
- {O co chodzi, Ma-kun?} - zapytała jedna dziewczynka wyczuwając niewidzialne napięcie.
- Nic, Ann. To nic takiego. Pan pytał o dziwne osoby podobne do ludzi, w zamian za cukierki. Pomożecie?
Dzieci zaczęły się naradzać wymieniając dziwne ich zdaniem osoby, z imion i opisu. Zdawać się mogło, że większość osób została już poznana, a opisy kłótni wskazywały na dziwne zachowania w obyciu. Typu lizanie ramion, drapanie nogą, leżenia na dachu lub siedzenie cały dzień w cieniu. Były też równie barwne opisy wyglądu, włącznie ze skrzydłami i rogami.
- {Ugia!} - krzyknął któryś z chłopców. - {On na pewno coś wie. Podobno spotkał jednego.}
- Zapewne. - Przytaknął chłopak - A taka mała dziewczynka w barwach zieleni i złota?
- {Dziwna. Śmieszna.}
- Tak też myślałem... - ochoczo pokiwał głową.
Echo nie odrywała spojrzenia od chłopca. Coś jej bardzo nie pasowało.
- Sprawdzimy te osoby. Powiedz mi chłopcze jak masz na imię?
- Jestem Tazu. - odparł wzruszając ramionami.
- Urodziłeś się tutaj Tazu? - zapytał przyjacielsko Erven.
- Tak. A czemu pytasz? [Prawda]
- Dobrze się czujesz? Wyglądasz na nieco zmęczonego - Echo poczekałą aż chłopak odpowie, ale wzrokiem przeszukała okolicę aby sprawdzić czy demon kontroluje dzieciaka z daleka, czy też będzie potrzebny egzorcyzm.
- Męczą mnie głupie pytania. - odparł z uśmiechem. - Jeśli nie macie więcej pytań to kasa do An-chan a ja się oddalę. Ann. Nie daj się im oszukać. W razie problemów powiedz Bogo, kto, co i jak.
- Tak. Ta-kun. Do zobaczenia.
Anielica mruknęła i wstała bez słowa idąc za dzieciakiem. Tylko ogonem zahaczyła Ervena dając mu znak, żeby poszedł za nią.
Erven sięgnął do swojej sakiewki i dobył monetę którą poznał po ciężarze i gabarycie. Wręczył ją dziciakowi po czym udał się za Echo. Moneta… była złota.
Lawirując między budynkami, skrytobójca Echo, od razu dała o sobie znać. Tazu kilkakrotnie zerkał w ich stronę, raz czy dwa próbując przyspieszyć lub uciec. Jak się zdawało tylko pokazowo, bo natychmiast wracał do normalnego kroku gdy tylko zniknął im z oczu. Gdy znów go spostrzegli, kończył rozmowę to z jednym sprzedawcą, to z jakimś podróżnikiem przygód. Widać był znany w tej okolicy, jak na tak młodego chłopca (9-10lat).
Zatrzymał się dopiero w alejce bez wyjścia zakończonej zatoczką otaczającą niewielką studnię. Było to miejsce zacienione i lekko wilgotne, ale jakoś nieszczególnie podejrzliwe. Przysiadł na studni, pod którą położył zakupione jedzenie, i czekał na podążającą za nim dwójkę.
- I? - zapytał jakby było to pytanie tak oczywiste, jak słońce na niebie.
- Co robisz w tym mieście? - anielica postanowiła kontynuować grę pytań. W zasadzie albo zgadła albo się srogo myli i tracą czas.
- Mieszkam. Czy to nie oczywiste. - Odparł chłopiec. - Mieszkam z siostrzyczką i wujkiem. Uprzedzam pytanie czy jestem tu sam. Nie nie jestem demonem. Nie, nigdy żadnego nie widziałem. Wujek mi o takich rzeczach opowiadał. Czy teraz dacie mi spokój? Chyba odpowiedziałem na wszystkie pytania.
- Chcielibyśmy poznać Twoją rodzinę. Masz dar który tutaj tylko się zmarnuje. Twoje miejsce jest w Stolicy, a jak dobrze pójdzie to i jako adept w Świątyni Wiedzy. - powiedział Erven.
- Hmm... - chwila zastanowienia - Wujek chciałby was poznać. Chodźcie za mną, tamte drzwi. - wskazał na dzwi po prawej stronie studni.
Chłopiec spokojnym krokiem zszedł ze studni, wziął pakunek i udał się do wskazanych drzwi.
Delikatnie otworzył skrzypiące drzwi.
- Wujku, Oria już jestem.
Z wnętrza nie odezwał się żaden głos.
- Wujek mówi żebyście weszli, czeka w salonie.
Wąski korytarz z trojgiem drzwi. Prawe uchylone, prowadziły do małego pokoju z dwoma łóżkami. Drugie prowadzące do kuchni. Ostatnie na wprost, otwarte na oścież. Obszerny salon zawalony zakurzonymi meblami. Zapewne nie był to dom chłopca lub został dostatecznie zaniedbany. Po prawej stronie na czymś co moglo być paninem lub temu podobnym urządzeniem siedział demon wyglądający na mnicha.

Po drugiej stronie, inny demon bawił się z małą dziewczynką.


Za nimi na szerokim fotelu siedziała dziwna drobna istota. Płci pięknej, choć nie konieczne ludzkiej rasy. Od której emanowała potężna aura, taka sama jak ta otaczajaca miasto.

Wyglądała jak król, a raczej królowa zasiadająca na tronie i miała podobną aparycję.
- Wujku przyniosłem zakupy. - orzekł chłopiec kładąc pakunek przy demonie. - Tak, wystarczyło pieniędzy. Nie nikt nie wspominał o nim. Dzieci? A Ann i reszta... Tak. Tak. Może mam zabrać ze sobą Orię, skoro ma to być ważna rozmowa? No dobrze. - chłopiec zdawał się nie zauważać pozostałych istot poza łysym demonem. - W takim razie wrócę wieczorem, wezmę jeszcze bułkę na drogę. Świeżo wypiekana więc zjedzcie od razu.
- Miłego dnia. - orzekł chłopiec do Ervena i Echo opuszczając pomieszczenie.
Dziewczynka przerwała zabawę i podbiegła do pakunku wyciągajac 2 bułeczki i zabrała je do kobiecego demona z którym się bawiła. Ciekawe czy jej także kontrolowano percepcję czy po prostu nie obchodziło ją z kim się bawi. W końcu mogła mieć 4-5 lat.
Demon gestem dłoni wskazał na podłogę, dając znać by zasiedli.
Echo patrzyła na scenę i z każdą chwilą jej futro jeżyło się coraz bardziej. Także jej pióra również się napuszyły.
- Co robicie? - wydusiła powstrzymując się z całej siły aby nie rzucić się na demony.
- Powstrzymaj zapał kotek. - rzekł dość młodzieńczym głosem demon - Nie jesteśmy tutaj by siać zamęt.
Jakby ku ostudzeniu zapału Echo, kobieta demon przyłożyła jedną ze swoich szponiastych dłoni do szyki dziewczynki. Dziewczynka patrzyła na to i przytuliła się do dłoni.
- Kanade... mała się lubi, nie wystrasz jej.
Erven przyglądał się ze spokojem całej sytuacji. Była nawet komiczna.
- Jeśli nie sianie zamętu jest waszym celem, to co jest? Raczej niefortunne to czasy na wizytę towarzyską. - powiedział z delikatnym uśmiechem mag.
- Na ironię, to właśnie człowiek jest bardziej rozumny od anioła. Heh. Szukamy kogoś. - rzekł dość spokojnym głosem - Choć to zapewne już wiecie. Niech zgadnę... Mężczyzna ze zwierzętami, albo - pstryknięcie - Oddzial rycerski w okolicach osady. Tak to z pewnością oni. Wykazali się nie lada silną wolą by nie uciec w popłochu jak także by nie sięgnąć po oręż. Kto by pomyślał że jeszcze parędziesiąt lat temu próbowali nas ganiać z relikwiami…
- Kto wam zlecił to zadanie i kogo dokładniej szukacie? - zapytał Erven niewzruszony przemową, dość arogancką, demona.
- Zlecił, zadanie? Jesteśmy tu z powodu o wiele większego niż marny rozkaz, jesteśmy tu z poczucia obowiązku, z miłosierdzia i oddania naszemu panu. Konsekwencje wiedzy, której pragniecie, mogłyby was przygnieść. Pozbawić błogiego spokoju, który i tak, powoli przelatuje między waszymi palcami. Czy nadal jej pragniecie, czy może chcecie tylko rozwiązać wasz “problem”. Mam na myśli naszą obecność tutaj?
- Oszczędź mi teatralnego dramatyzmu. - odpowiedział z uśmiechem Sharsth - Dość przeszedłem w życiu. Nie jestem zwykłym człowiekiem, Nieznajomy. Opowiedz mi swoją historię.
- Wiemy kim jesteś Ervenie Sharsthu. Władający. - odezwała się demonica zwana Kanade.
- Nie tylko ciebie ta wiedza się tyczy. - tu utkwił wzrok w Echo - Powstrzymujesz się by nie rzucić mi się do gardła aniele... jak zwierze. Nie winię cię. Mistrz wyjaśnił nam wasze obowiązki i zachowania. Jednak ty zdajesz się inna... Zdajesz się myśleć samodzielnie, nie będąc otumanioną mocą, tak jak twoi pobratymcy. Już sam fakt, że nie zaatakowałaś od razu gdy mnie ujrzałaś, świadczy o tym. W waszych prawach... pozwolić nam żyć to zdrada. A jednak... Zrządzeniem losu... Nasz cel, wiedza o nim, może zarówno przynieść niemałe zamieszanie na świecie, jak i przywrócić tobie prawo zasiadania na A... Ag.. waszej latającej wyspie - rzekł po chwili namysłu. Zapewne zapomniał czcigodnej nazwy Aftokrator.
- Leo. - rzekła demonica jakby zwracając uwagę na jakąś informację w jego wypowiedzi, której nie powinien zdradzać.
Wcześniej najeżona anielica słuchając paplaniny demona była po prostu zła. Teraz czuła zimny gniew. Co zresztą odzwierciedliło się zewnętrznie. Jej aureola nie była już delikatnym miękkim światłem, ledwo łuną. Świeciła mocniej białym światłem, tak samo aura otaczająca Echo zmieniła się na ostrzejszą. Jej oczy świeciły intensywnie. Z grymasem gniewu na twarzy wpatrywała się w oboje demonów.
- Wciąż tacy sami - powiedziała chłodno - Skoro łaskaw jesteś mówić, to przejdź do rzeczy.|
- Aniołek jak zwykle w gorącej wodzie kąpany. - pomachał dłonią na znak że nic na to nie poradzi - E..
- Leonardo pyta was... czy jesteście gotowi ponieść konsekwencje wiedzy którą wam przekaże? - demonica przerwała jego wypowiedź przekazując sens całej jego paplaniny. - Jakby nie wystarczyło zapytać, czy jesteście nam w jakikolwiek sposób pomóc przedostać się na północ, do Sanderfall.
Dziewczę w zieleni i złocie przeciągnęło się na fotelu, jakby budząc się ze snu. Choć dziwnym byłoby gdyby spała uważnie obserwując całe zajście.
- Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy cokolwiek dla was robić. Ani nie widzę powodu dla którego miałabym mieć problem z tym co mi powiecie - Echo czuła że ta rozmowa za długo trwa. Wciąż jednak jedno z dzieci było w zasięgu ich pazurów. Nie mogła sobie pozwolić na poświęcenie życia tego dziecka.|
- Mówiłam by nie wchodzić z nim w układy, Leo. - skomentowała Kanade
- A ja wciąż powiadam, że mogą mieć trochę oleju w głowie.
- Ka ka. Tylko 3 rasy a tyle frajdy. Wy podrzędne istoty mogli byście... jak to mawiacie? Występować ku uciesze gawiedzi. - rzekła zielono-złota.
Demony najzwyczajniej w świecie ja zignorowały.
Chwila ciszy.
- No dobra. Co ma być to będzie, Kanade. Trza spróbować. Z historii naszej nie ma wiele. Coś się stało, o czym mówić nie zamierzam. Sprawa jest dość delikatna, rzekłbym pałac z piasku na klifie pobudowany. Coś czego oznaki nasz mistrz dojrzał już dawno. Kazał więc siebie poinformować gdy klif będzie się już kruszył. No tak ten... tego... nie przewidział tylko, że i jemu ważna sprawa w tym czasie zaistnieje. A lekko duch nasz pan taki, że mu się zapominało rzednąć gdzie lezie, po h... i jak mu wieść przekazać. Niezła się z tego kołomyja zrobiła tośmy się na grupki podzielili i nam przypadło mistrza odnaleźć. Zrozumiałe czy mam w dosadniejszych słowach to rzec?
- Jeśli dobrze rozumiem… zgubiliście Mistrza i teraz go szukacie? Zaafiela? - zapytał Erven.
- Tak i Nie! Ten pajac, znaczy Zaafiel w Londynium zamęt sieje. Nasz pan to Lucifer.
Przez futro Echo przeszedł dreszcz. Właśnie z najwyższą dozą pospólstwa padły imiona 2 najwyższych upadłych aniołów.
- Czy wasz Mistrz planuje dołączyć do konfliktu który nastanie? - zapytał mag.
- Zależy jak się to potoczy. Tak myślę. - przytaknął Leo - Sprawa którą niesiemy mistrzowi może być dla was zbawienna, przynajmniej w pewnej części. Tak myślę. Jednak do poczynań pozostałych koron raczej ręki nie przyłoży. Jego rozkazy, przynajmniej w rodzinie, zakazywały czynnej dewastacji ludzkich istnień.
- Rozumiem. Do Sanderfall nie traficie przez Las bez przewodnika. Jest w stanie wojny, a wszyscy przezeź starający się przedostać są co najmniej podejrzani o współpracę z Targas. Możecie zabrać się z którąś z karawan, lub, jak już wspomniałem, za pomocą przewodnika. Jest jeszcze opcja podróży wodnej, ale nie w tej części Unii. - powiedział nekromanta - Tak czy inaczej innych metod, o których przynajmniej ja wiem, brak.
- Co do wojny. Lucifer dobrze zrobi jeśli się w nią nie zaangażuje. Większe profity… - uśmiechnął się tutaj delikatnie - ... osiągnie czekając, aż Korony zostaną osłabione i sięgnie po władzę w Piekle.
- O przewodnika pytaliśmy, ale wygląda na to że stacjonuje w stolicy pustyni. Wieści niosą że tam też niemałe zamieszanie.
- Gdzie kłopoty tam i nasz mistrz. - mruknęła Kanade - Przydała by się szybsza droga... zwlekanie tylko przyśpiesza kłopoty.
- Nom. Miejmy nadzieję że nanarin [dem. siedem, siedmioro], radzą sobie lepiej. - przytaknął łysy.
- Jeśli chcecie dzieciaki... mogę zajrzeć do waszego mistrza. - orzekła zielono-złota dziewczyna
- Już mówiłem pani... tylko my demony jesteśmy w stanie go rozpoznać, po przemianie. Ech. - westchnął ciężko.- Myślisz że Mistrz Lucyfer przejmie władzę? - zapytał Leo jakby niepewny tej sprawy. - Dla nas może i byłoby to święto, ale mistrz zdaje się być nietypowym przypadkiem. Zresztą jeszcze jest sędzia... choć mało kto z koronnych go widział. No nic. Postarajcie się nie rozgadać w sprawie naszego mistrza. Sądzę że zrobi się “bum” gdy tylko wieść wypłynie. - orzekł jakby kończąc cały temat.
Pozostała więc pozycja i przemyślenia samej Echo, która w tym gronie stanowiła najbardziej niepewny czynnik.
Anielica zwęziła powieki gdy informacje jakie dostawała powoli do niej docierały. Tak. To było coś z czego należało skorzystać. Całym swoim jestestwem sprzeciwiała się pozostawieniu demonów wolno. Mimo to nie rzuciła się na nich, ani nie zaatakowała. Było jej potrzebne więcej informacji.
- To sprawa Sanderfall. - odpowiedział Erven na słowa Leo - Więc wasz mały sekret jest mniej lub bardziej bezpieczny. Pomyślcie jednak. Kiedy pozostałe korony wykrwawiałyby się na śmierć można by wbić im nóż w plecy kiedy się tego nie będą spodziewać. Możliwie nawet eliminując same Korony. W końcu wyniszczenie rasy ludzkiej jest sprzeczne z nakazem Lucifera, a tego się dopuszczą.
- Chyba czegoś nie rozumiesz Ervenie. Lucyfer zabronił bez celowego niszczenia istnień i tylko swemu rodowi. Inne korony nie obchodzą go na tyle. Z resztą między koronami panuje raczej napięta atmosfera. Zdaje się że tylko nasz mistrz jakoś sprawuje swoje obowiązki. Prawda? Miałeś przecież do czynienia z Beliarusem?
- Croatoanem - poprawiła go Kanade.
- No... trochę lżejszy przypadek. To co możemy założyć że nie wkroczycie nam w drogę?
- Czyli dokładnie tak jak rozumiem. - powiedział mag z szerokim uśmiechem po czym spoważniał.
- Z mojej strony nie będzie problemów. Dowiedziałem się tego co chciałem, ale nie tylko ja tu jestem.
Echo nie odezwała się. Zamiast tego wycofała się z pomieszczenia.
- Chodź. Teraz nic tu nie zdziałamy.
Erven skinął Echo głową i nim skierował się w stronę drzwi powiedział jeszcze demonom.
- Miło było was poznać… Kanade, Leonardo.
Po tych słowach ruszył do wyjścia swobodnym krokiem przez ramię rzucając.
- Młody ma dar. Odeślijcie go do Stolicy. W Świątyni Wiedzy mogą się nim zainteresować, a jak się poszczęści to może daleko zajść.
- Sporo dała moja kontrola umysłu. - mruknął Leo - Coś wykombinuję. - rzekł na pożegnanie.

Po wyjściu, wnętrze.

- Jesteś pewny Leo? - zapytała Kanade głaszcząc dziewczynę, która zrobiła sobie poduszkę z jej ud.
- Czas pokaże.
- Ale on był w obozie Croatoana.
- Tacy jak on, lubią działać na dwa fronty. Najważniejsze teraz jest znalezienie Luka i przekazanie mu informacji. Coś mi mówi, że to nie jedyne złe wieści które ma otrzymać.
- Wasza rasa lubi wszystko komplikować - rzekła zielono złota. - Może bym was zabrała na pustynię, na swoim grzbiecie, jeśli tak bardzo wam zależy?
- Twierdzisz że możesz się przemienić... samozwańcza bogini?
- Ts...
- Uuuu czyżbym uraził wszechmocną. - zażartował mnich.
- Pogrywasz sobie łysy. Gdyby nie moja obecność tutaj... wasza sytuacja nie byłaby tak wygodna.
- A ty szukałaś darmowego noclegu i jadła. Jesteśmy kwita. - Wstał z siedliska - Najwyższa jednak pora opuścić to miejsce. Czuję, że demony zawitają tu lada dzień.
- Szerokiej wam drogi Demony. Ja opuszczę to miejsce zaraz po was, w poszukiwaniu mych dzieci.
- Oby twoja podróż okazała się owocna.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 04-04-2017, 20:03   #73
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Po wyjściu, zewnątrz. Erven i Echo

Erven pokierował Echo w stronę karczmy. Mieli jeszcze kogoś do odnalezienia.
- Poszło nawet sprawnie. - powiedział lekko rozbawiony - Co zrobisz z tą wiedzą?
Anielica nagle bez większego powodu wyraźnie straciła na zaciętości.
- Nie wiem. To… skomplikowane. Albo raczej, to bardzo niepokojące wieści - anielica rozejrzała się dookoła. - Jesteś tutaj dłużej i mimo wszystko masz większą wiedzę co się dzieje dookoła. Jak znajdziemy ustronne miejsce pozwól, że ci nieco opowiem. Ta sytuacja zrobiła się znacznie mniej przyjemna.
- Gramy w karty które daje nam los. - odpowiedział z zadziornym uśmiechem Erven - Trzeba tylko wiedzieć które odrzucić, przewidując jakie możemy dobrać z talii… Życie to hazard Echo, a wojna jest największą grą hazardową jaką widziały światy. Chodźmy do Karczmy, tam najmniemy pokój i będziemy mieli czas, i spokój na rozmowę. Biesiadnicy z dołu skutecznie nas zagłuszą.
NIedługo potem byli już w karczmie w której Erven najął pokój, jeden z większych i opłacił go z góry na tydzień. Kiedy znaleźli się w lokum powiedział siadając na krześle.
- Zatem słucham. Nie wspominałabyś, gdyby nie było to ważne.
- Lucyfer to upadły anioł. Tak samo Zaafiel. To zdrajcy mojej rasy. Do tego byli wysoko w hierarchii. Jest spora szansa, że zdradził informacje jakie miał.
- Innymi słowy delikatne dane trafiły do rąk wroga… dawno to było?
- Niebo jest dość stabilne. Mało się w nim zmienia mimo, że anioły są odpowiedzialne za kreację tego świata. Tak jak demony za jego destrukcję. Da tego wszystkiego anioły nie mogą stąpać po ziemi w przeciwieństwie do demonów. A to jest neutralny teren. A przynajmniej był dopóki demony nie zaczęły planować inwazji.
- Jeśli dobrze rozumiem. Anioły nie interesują się ziemią, ale mogą chcieć interweniować by ograniczyć rozrost terytorium demonów?
- Anioły nie mogą stąpać po ziemi - powiedziała spokojnie Echo - Dlatego ich nie interesuje. Nie jest jednak w naszym interesie aby demony ją przejęły.
- Więc po co upadać na ziemię, skoro jest duże prawdopodobieństwo interwencji?
- Ponieważ moim braciom i siostrom nie zależy tak bardzo na ludziach jak mi. Dla nich liczy się głównie terytorium, nie kto na nim będzie. Ja zaś wierzę, że nie należy was zostawiać.
Erven pokiwał głową w zamyśle.
- To tłumaczy wiele. Jest jeszcze coś co powinienem wiedzieć?
- Nie wydaje mi się aby reszta informacji miałą znaczenie dla aktualnej sytuacji. Ale gdybyś chciał mogę ci opowiedzieć o niebie.
- Z chęcią wysłucham. - odpowiedział Erven po czym dodał żartobliwie - O niebie wiem tylko tyle, że jest niebieskie i pędzą po nim chmurki…
- Och absolutnie nie - zaśmiałą się anielica. - Niebo okala ziemię dookoła. Dla ciebie byłoby tam za jasno, bo wszystko jest stworzone ze światła. Albo raczej czystej mocy kreacji. Dlatego nie po drodze nam z demonami, gdyż one są stworzone ze zniszczenia. W niebie następuje przepływ energii życiowej. Energia ta następnie spływa na świat dając jej życie. Rośliny rosną, zwierzęta żyją, dzieci się rodzą. Niemal każdy anioł zajmował się wplataniem tej energii do świata. To było bardzo dawno temu, ale pamiętam jak dużo radości to dawało. To niezwykłe gdy patrzysz jak twoje dzieło ożywa i radzi sobie na świecie. To bardzo kojące. Wtedy miałam inną formę. Coś w rodzaju małego słońca z ruchomymi promieniami. Ale to było dawno temu. Wtedy jeszcze nie podlegałam mojemu mistrzowi. Przeniosłam się do Astokrator. To Wyspa lewitująca poza zasięgiem ludzkiego wzroku. Póki się unosi możemy po niej stąpać i swobodnie przemieszczać między niebem a nią… Poza tym… anielska hierarchia. Jestem Cherubinem. To jeden szczebel poniżej Tronów - najwyższych aniołów. Aczkolwiek nie wiem jak długo utrzyma się ten stan.
Even słuchał skupiony chłonąc każdy szczątek informacji. Spoważniał jednak na końcówce.
- Dlaczego tak myślisz?
- Ponieważ zabrałam Mugen i wam go podarowałam. Aby móc przebywać wśród ludzi musiałam upaść. Nie posiadam tyle mocy co przed upadkiem. Do tego noce są dodatkowo osłabiające. Musiała bym obłaskawić gniew sędziów. W najlepszym wypadku zmienią mnie w człowieka. Choć dla nich to zapewne będzie najgorsza kara jaką mogliby zesłać. Wiesz, anioły jak umierają zamieniają się w gwiazdy. To honor zawisnąć na firmamencie,
- W takim przypadku nie byłoby bezpieczniej przyjąć formę człowieka i ukrywać się wśród ludzi? W najgorszym przypadku miałabyś jakieś zapoznanie z tym światem gdyby nie udało się obłaskawić sędziów, choć info o Lucku może być cenne.
- Nie obawiam się kary. Wiem, że przewiniłam w świetle praw moich braci i sióstr. Uważam jednak, że postąpiłam słusznie. Może zrozumieją moje rozumowanie, być może nie. Będę o to walczyć. Żeby jednak osiągnąć ludzką formę musiałabym się jej najpierw nauczyć. No i nie potrafię ukryć swojej aury.
- Jeszcze nie potrafisz. - sprostował Erven - Ukrycie przed demonami może być trudne, ale przed innymi powinno się udać. Tylko nie będzie to łatwe.
- To wszystko i tak zajmie czas. Obawiam się, że nim się nauczę demony zdążą przybyć. Wolę poświęcić się innej nauce do tego czasu.
- W takim przypadku lepiej nastawić się optymistycznie. Kto się poddał w duchu, dawno przegrał.
Echo uśmiechnęłą się tylko przynając rację magowi.
- Otwórz umysł. - powiedział mag - Przekażę ci obraz wyglądu mojego dawnego mistrza.
Echo zamknęła oczy aby łatwiej jej było zwizualizować obraz.
Erven przymknął oczy i skupił się na wspomnieniu po czym przesłał je Echo. Varthas… blady, o białych włosach kościotrup z wyglądu i o martwych oczach bez wyrazu. Sama słodycz można powiedzieć.
- Będę miała na niego baczenie. Opowiesz mi o nim?
- A co chcesz wiedzieć?
- Co zechcesz opowiedzieć. Już wiem, że nie traktował cię w żadnej mierze dobrze. Co jeszcze możesz o nim opowiedzieć?
- Chociażby to, że nie miał przyjaciół. Jedynie sojuszników w Wewnętrznym Kręgu. To typ naukowca, badacza niż wojownika, ale nie daj się zwieść. Jest potężny, choć nie wiem jak jego potęga przenosi się na realia tego świata. To mag w końcu jest.
Echo mruknęła patrząc na Ervena.
- A ty znalazłeś w tym świecie przyjaciół?
- Jaka jest definicja przyjaźni? - zapytał.
- Hmm - mruknęła ponownie anielica stwierdzając, że skoro padło pytanie odpowiedź była jedna.
- Jest to uczucie łączące dwie osoby. Sprawiające, że mogą na sobie polegać, zaufać, wybaczać. Ktoś bliski, lecz niekoniecznie kochanek lub kochanka. Nie widzę jednak problemu aby jedno łączyło się z drugim.
- No to miałem taką osobę, ale przepadła bez wieści, a z tego co słyszałem potem dołączyła do Targas. Co jest dziwne, bo było to sprzeczne z jej planami. Cokolwiek się stało pewnie skreśliło ją z tej listy.
- Nie wolałbyś się dowiedzieć? Przyjaźń nie jest słabym uczuciem. Nie powinieneś jej tak łatwo skreślać.
- Znam go, to nie w jego stylu. - odpowiedział Erven - Poza tym wojna za pasem mnie pochłonęła.
- Powinieneś się dowiedzieć co się stało. Przyjaźń nie jest jednostronna. On też powinien móc na tobie polegać. Co jeśli potrzebuje twojej pomocy?
- Wtedy pojawiłby się obok mnie. Miał taką moc, ale z niej nie korzysta. Można powiedzieć, że mnie odciął. Są dwie możliwości. Pierwsza, nie był moim przyjacielem. Druga, stało się coś co go zmieniło do cna. Obstawiam to drugie. - Oczywiście Erven pominął fakt, że usunął wszystkie pieczęcie jakieś dwa tygodnie temu kiedy dowiedział się o sprawie z Targas, ale to nie było istotne.
- Dalej uważam, że skoro coś mogło go zmienić do cna, to tym bardziej potrzebował twojej pomocy.
- W takim przypadku nie wezwał mnie do pomocy. Z jego mocą byłoby to łatwe.
- A co jeśli mimo wszystko nie mógł? Tak pewnie się wypowiadasz na temat, o którym nie masz pojęcia. Masz tylko podejrzenia. Ja bym sprawdziła co się stało i jeśli to możliwe postarała się nawrócić go na poprzedni tor.
- On podróżował w podwymiarze, mógł być wszędzie, a nasze ostatnie miejsce spotkania było w Sanderfall. Odstawił mnie do Unii, a potem przepadł. Nawet jeśli by potrzebował pomoc, to byłem za daleko by dotrzeć. Nie mam jego zdolności.
- Być może wciąż nie jest za późno. Nie należy się tak łatwo poddawać. Pokaż mi go, być może razem go odnajdziemy. - Echo ponownie otworzyła umysł na na Ervena.
Erven westchnął, ale mimo wszystko przekazał obraz mentalny Echo. Mężczyzny o rudych włosach i dziwnych oczach. Wiedział, że anielica była niepoprawną optymistką. On z drugiej strony był niepoprawnym realistą.

Gdy z powrotem weszli do głównej sali, Erven rozpoznaje znajome twarze. Była wśród nich drakonia Ihasta, Herbia, oraz Zero. Brakowało części jej oddziału i wspomnianych przez Mistrza Tallawena smoczych sióstr.
- Ha! Tu jesteście! - powiedział głośno mag rozkładając ręce na boki i kierując się w stronę Oddziałów - Już myślałem, że cała zabawa zostanie w naszych rękach! Poznajcie Echo. Echo to Ihasta, Herbia i Zero… ale chyba nie jesteście sami, prawda?
- Miło poznać - anielica kiwnęła głową na przywitanie.
- Yo Erven. - rzekła Zero rozciągając się na krześle by spojrzeć za siebie w stronę maga.
- Witajcie. {Herbia}
Ihasta delikatnie się skłoniła, mają lekko krzywy uśmiech. Widać kontakty smoków (drakoni) i aniołów nie były najlepsze. A tak wogóle to jakie są? Echo nie mogła sobie przypomnieć. Tak naprawdę mało który anioł miał interakcje ze smokami. Z podstawowej wiedzy... smoki to istoty powstałe z czystej mocy, prawie jak anioły i demony. Tylko w jakiś sposób przewyższają obie rasy. Drakonie można by uznać za pół smoki więc zapewne mogą być na równi lub poniżej mocy aniołów. A może tu wcale nie chodziło o rasę. Wzrok Ihasty wędrował między Echo a Ervenem...
- One i reszta sióstr poszła się bawić, wzięli ze sobą młodego. Biedaczek, bronił się ile mógł, ale nie znał moich sióstr... - powiedziała wzruszając ramionami
- Ty zapewne jesteś tym aniołem co dołączył do naszej sprawy. - rzekła Herbia z bardzo kobiecym i ciepłym uśmiechem - Dobrze wiedzieć, że mamy kogoś takiego po swojej stronie.
- To dopiero początek dobrych wieści… - powiedział Erven z zawadiackim uśmiechem. “Kto by pomyślał… ktoś tu jest zazdrosny?” - ...ale do tego muszę wysłać pilny list do samego Generała. Ta wiedza nam teraz się nie przyda, ale być może Augaun coś wymyśli. Ehh… a pomyśleć, że byłem z nim i z Stalowym umówiony na treningi szermiercze, a tu mnie na front wysyłają… w sumie dobrze. Lubię jak coś się dzieje, ale trochę rozpaczam nad utratą szansy na doszlifowywanie umiejętności… znacie kogoś kto mógłby chcieć mnie poduczyć? Może jestem magiem, ale mina demonów kiedy dostaną w kość nie tylko na dystans, ale i w zwarciu będzie bezcenna!
- Jeśli chcesz mogę się zapytac Two, Three lub Five. Włącznie ze mną każda stosuje jakiś rodzaj mieczy. Choć raczej trudno byłoby to nazwać właściwym fechtunkiem. Reinhart może. {Zero}
- To ten nowy? {Herbia}
- Tak. Wzięłam go do oddziału jeszcze przed jego testem na rycerza. Po ukończonym wzorowo teście, dołączył w miejsce Nobunagi. {Zero}
- Z wielką chęcią przyjmę każdą pomoc. - powiedział z szerokim uśmiechem Erven - Jak dla mnie możemy zaczynać w każdym momencie. Coś ciekawego się działo nim się zjawiliśmy z Echo?*
- Rozmawialiśmy mniej formalnie. - Machnęła dłonią Herbia, głaszcząc jednego ze swoich białych węży.
- Podobno Race [czyt. Rejs / Rejc] “Status Potęgi” był widziany w Gacie [Gata]. {Zero}
- Podobno... tyle że mówię ci że go widziałyśmy. A przynajmniej ja go widziałam - czarodziejka spojrzała na diakonię - Nic się nie zmienił. Jak kto chadza własnymi drogami.
- Obawiam się, że nie mam luksusu swobodnej podróży. Zostałem przydzielony tutaj. - Odpowiedział mag wzruszając ramionami - Wygląda na to, że mam tylko was. Swoją drogą, zna ktoś się na strategii?*
- Z nas? - Zapytała zaskoczona Zero - Od strategii jest raczej władza i dowództwo. Każdy kombinuje jak może, ale by to przekazać...
- Młody? - zapytała Herbia
- Eee.. Wątpię. Prawdopodobnie bardziej polega na intuicji niż strategii. O! Wspominał coś takiego. Bodajże “Jeśli nie walczy się z kolosem, każdy plan jest dobry” - powiedziała udając wspomnianą osobę.
- Wygląda na to, że mamy coś wspólnego. Cóż, z tym przesyłem informacji co mamy może być opóźnienie w rozkazach. Wygląda na to, że jesteśmy zdani na siebie.
- Sis - rzekła nowoprzybyła dziewczyna.

Co należy zauważyć, ani Erven, ani Echo, nie wiedzieli kiedy się pojawiła dopóki się nie odezwała.
- Coś się stało Three? {Zero}
- Siostry wszczęły bójkę. Młody trzeźwieje za rogiem. {Three}
- No. To było do przewidzenia. Umacnianie miasta zaczniemy chyba jutro. Co myślicie? - Zero zapytała ogółu, powoli wstając z miejsca.
- Hm… Three? Podoba mi się jak ukrywasz swoja obecność. Myślisz, że mogłabyś mnie tego nauczyć? - Echo odezwała się po raz pierwszy od momentu jak się przywitałą.
- Mi się podoba. Na kiedy jesteśmy umówieni na trening? - powiedział Erven z uśmiechem zadowolenia. Widać anielica wzięła sobie do serca jego opinię.
- Nn.. - To chyba znaczyło tak. {Three}
- Dziękuję.
Demoniczny atak. Erven i Echo

Zero wyszła z karczmy, by praktycznie po chwili znów do niej wejść. Minę miała nietęgą.
- Erven. Kojarzysz takiego demona. - zaczęła, możliwe że coś jej się przypomniało - Wygląda jak kozioł, z którego zwisa skóra. Ma odsłonięte zęby i napęczniałą klatę.
W wiedzy Ervena występował podobny opis demona zwanego Skrzekiem. Takie skrzyżowanie wyjca i kozy, służące jako alarm. Choć aparycja istoty mogła być myląca, był to reprezentant guwat.
- Guwat zwany Skrzekiem. Taka krzyżówka kozy i wyjca, głównie służąca jako alarm. - odpowiedział Erven - Dlaczego pytasz?
- Tak tylko. - odparła przy akompaniamencie głośnego wycia które rozległo się zaraz po pytaniu Ervena.
Wyraz twarzy Zero mówił “serio mam to tłumaczyć, nie słychać?”.
- O! - oznajmiła skąpo Three - Ciemne chmury. - dodała, jakby dopiero sobie o tym przypominając.
Wyraz twarzy Echo się zmienił. Wyglądała teraz tak jak przy spotkaniu. Nastroszyła się i w jakiś sposób zdawała się ostrzejsza, jakby dotknięcie jej miało poskutkować zacięciem. Ciało anielicy przeobraziło się w to wielkiego orła.
- Co robimy? - zapytała Ihasta dobywając swój dwuręczny miecz.
- Idziemy zatańczyć. - odparł z szelmowskim uśmiechem Erven i dobył miecz, oraz różdżkę kierując się do wyjścia z karczmy.

Obraz na zewnątrz budził wielkie obawy co do tańca. Ciemne chmury przysłoniły niebo, ostała się tylko czerwona łuna zachodzącego słońca. Czerń i krew na niebie. Samotny demon stał na samym środku placu przed karczmą.

Wył samotnie do nieba. Jeszcze przez moment nie dało się go wyczuć, dopóki ostatni kraniec aury zielono-złotego dziewczęcia, nie opuścił obrębu miasta. A’propos, aury obojga podopiecznych Lucyfera także zniknęły. Gdy przytłaczająca aura odeszła, dreszcz przebiegł ciało Echo. Faktycznie dopiero teraz wykryła demona i to co miało nadejść ze wschodu. Armia, a raczej fala demonów.
Wycie demona przerwane zostało nagle, wraz z opadającą kozią głową.
Prawie dwumetrowe ostrze powróciło na bark blondwłosej piękności.

- Five - oznajmiła Zero.
- Coś długo siorka. A właśnie rozkręcaliśmy dugą turę popijawy. {Five}

- Sorka Zero, nie zdołałam jej powstrzymać. {One}
- Nawet na to nie liczyłam. Two, chcę cię w pierwszej linii, Four, wsparcie i granica. {Zero}

- Zrozumiałam. {Two}

- Hai hai. {Four}
- Erven, zdaje się miałeś dowodzić? - Zapytała Zero przebiegając wzrokiem po obecnych - Gdzie do cholery jest Reinhart?
- Twój chłopaczek ma słabą główę. Nawet się dobrze nie rozkręciłam. {Five}
- He he he. Dotrwał do 10 kolejki. Aż Two była zaskoczona. {Four}
- A prosiłam żeby był w gotowości! - Zero uniosła delikatnie brwi jakby w upomnieniu dla sióstr. - Four. Znajdź go. Jego moc może nam się przydać.
- Jeśli chcemy utrzymać moją obecność w tajemnicy muszą wszyscy zginąć. Żaden nie może powrócić. Odetnę im drogę powrotną - powiedziała Echo wychodząc ostatnia. Wzbiła się w powietrze wzlatując coraz wyżej aby mieć lepszy widok. Potem poszybowała szukając końca demonów.
Armia liczyła około 1000 jednostek w tym ledwie 40% stanowiły guwat. Wśród całej zbieraniny różnych okropieństw znalazło się 4 dowódców i kilka wysokich widm. Do tego zbliżała się noc. W najlepszym rozrachunku uda się zmniejszyć siłę armii, ale nie podoła temu samotny anioł.
- Zapowiada się na ciekawy taniec… - powiedział z rozleniwionym uśmiechem Erven po czym spojrzał w niebo - ...ale umrzeć w noc bez gwiazd jest beznadziejne. Nie mój typ śmierci.
Zaśmiał się lekko i z psotnymi ognikami w oczach powiedział.
- Zajdę ich z flanki. Łatwiej byłoby w grupie, a tak potrwa to dłużej, ale powinno być zabawnie. Nie oczekujcie mojego powrotu. Pewnie polegną na miejscu z wyczerpania po tym co mam w głowie na tą okazję.
To mówiąc wyszeptał zaklęcie i jego postać oblekła się w dym i rozpłynęła w cieniach. Plan był prosty. Wyskandować zaklęcie z dużej odległości korzystając z zaawansowanej, demonicznej formy i sprowadzić armagedon na zastępy demonów. Jedno jebitnie potężne zaklęcie połączone z samoumartwianiem i podsycaniem furii… Będzie.boleć... Będzie wyczerpany… Będzie na granicy… ale demony! Demony dostaną wpierdol i całe Lougher będzie podziwiać “fajerwerki” i będą wiedzieć, że to Jego sprawka. Nawet nie zorientują się co ich dopadło! Tylko… no właśnie, pewnie wyłączy go to z dalszej potyczki. Miał tylko nadzieję, że starczy mu sił gdzieś się ukryć...
- No pięknie! - skwitowała Zero - Dowódca i tajna broń idą na solówkę. Ech... dlatego nie lubię nieprzeszkolonych w armii. Erven, cokolwiek planujesz niech cię ten babo-gryf ma na oku. Nie sądzę by demony pozostawiały ciała, bo tak jest estetyczniej.
- Herbia. Rozpocznij wycofywanie mieszkańców, niech się udadzą za rzekę w stronę Garollo i przygotują się do spalenia mostu. Kto jest w stanie walczyć niech nas wesprze. Reinhart ma być w drugiej linii obrony, jeśli dojdzie do wycofania, powinien się domyślić co planuję. Ihasta, One, Three grupa pierwsza, północ miasta. Two, Five i ja grupa druga południe. Reszta walczących w centrum i niech do jasnej ciasnej obstawią wozami głowną ulice.
Echo była nieco dalej nie słysząc rozmowy pomiędzy ludźmi. Miała obawy o nadchodzącą noc. To nie był jej czas. Nie zamierzała wziąć na siebie całej armii, o co to to nie. Była sama, bez zastępów swych braci i sióstr. Wolała zagrać na dywersję aby ułatwić walkę innym z rozproszonym przeciwnikiem. Dlatego też orlica zapikowała na tyły wroga. Zbliżając się jej sylwetka się rozświetliła gdy Echo użyła świetlistej szarży wzdłuż tylnej linii wroga.
Widok panikujących demonów był naprawdę przyjemny. Jedna czy dwie linie wroga padły od razu, ale dowódcy nie pozostawali bierni na wydarzenia. Wystarczył jeden prosty rozkaz by w niebo wzbiły się szwadrony pomniejszych plugastw.
Po dotarciu na miejsce Erven zaczął mieczem kreślić skomplikowany wzór magiczny który miał mu ułatwić gromadzenie i kontrolę mocy. Kiedy to zrobił przybrał demoniczną formę i zaczął skandować zaklęcie stopniowo gromadząc moc magiczną i wplatać ją w wzór. Wiedział, że miał jej trochę, a druga forma demoniczna miała dodatkowe zapasy. Liczył na to, że to zaklęcie wyeliminuje zdecydowaną większość demonów w pierwszym rzucie, a potem jeszcze trochę w trakcie kontroli zaklęcia. Byłoby łatwiej gdyby miał kogoś do pomocy. Wtedy obeszłoby się bez przemiany, a tak był skazany na siebie. Wiedział, że to jedyna ścieżka. Żeby dowodzić trzeba znać siłę i zalety swoich podkomendnych, a tej wiedzy mu brakło, więc zostało to co robił teraz.
Wzór powoli zapełniał się mocą unosząc krwawe płatki energii w powietrzu. Erven podsycał gniew i zimną furię. Elementy kluczowe w zaklęciu które planował uwolnić. Spękanie ziemi przed i pod zastępami demonów, uwolnienie z pęknięć ogni z samego dna piekła, a następnie obleczenie ich w Czarnego Feniksa który dodatkowo będzie siał strach i zniszczenie w ich szeregach. W swoich kalkulacjach wiedział, że to możliwe. Kluczowe było jednak zostawienie dość mocy by się relokować w bezpieczne miejsce kiedy jej zapasy będą osiągać punkt krytyczny… ale fajerwerki będą zacne. Muszą być!
Echo pozwoliła aby demony za nią leciały na tyle blisko aby sądziły, że mogą ją dogonić. Wznosząc się wysoko odcięłą je od szybkiego powrotu do armii. Potem zaczęła walkę. Robiąc piruety i beczki w powietrzu zamierzałą wymanewrować brzydali w jedno miejsce. Zrobiła nawrót i rozpościerając szeroko skrzydła posłąła potężną falę energii przeciw demonom.
Kolejne jednostki wroga padały jak muchy, choć tym razem zaczęły rozrzedzać szyk by uniknąć większych strat.
Przelatując nad zastępami, Echo w końcu dostrzegła głównych aktorów. Pojedyncze jednostki były omijane przez nic nieważne demony. Od każdego z nich dało się odczuć inną domenę - nacechowanie emocjonalne ich aur. Choć anielica nie była w stanie dostrzec symboli wyrytych w ich duszach ( coś jak wypalanie znamion danej frakcji), wiedziała że to różne demony.
{Riviera}
{Ozyrys}
{Gahuagr}
Do tego na przodzie całej trójki poruszało się bardzo rzadkie Arcywidmo “Terror”

Był ktoś jeszcze, ale Echo miała jedynie śladowe przeczucie. Ktoś kto obserwował całą armię, ale nie zamierzał się w to mieszać.
I ten ktoś był właśnie najgorszy. Anielica będzie musiała go odnaleźć zanim się ulotni. Mógł przekazać informacje w niewłaściwe miejsca. Echo szponem rozdarła twarz najbliższego demona i powoli zaczęła kierować się w stronę nieznanej jej osoby.
- Te skrzydlate. Te skrzydełka to na pokaz? {Riviera} (Oczywiście rozmowa jest prowadzona w demonicznym)
- Jak cię ta mucha denerwuje to sama se ją strąć. Zazdrosna, że ja mogę a ty nie! {Gahuagr}
- Dość paskudy. Te kilka czy kilkadziesiąt pcheł nie robi różnicy. - Demon o wyglądzie fauna na sterydach nadepnął jednego z Guwat, miażdżąc go na miejscu. - Nie wiem czemu musieliśmy tyle czekać by zająć te ziemie. Ziemia zdaje się być już wystarczająco splugawiona by móc tu urzędować.
- Odezwała się koza. A zobaczysz że ją strącę. Terror!{Riviera}
- Zostaw! On jest na zaś. {Gahuagr}
- Hyf. Kerrakota - Demonica pstryknęła palcami, by w niebo wzbiło się pięciu latających rycerzy...

- Zabić. Nie! Sprowadzić... będę miała ucztę.
Anielica nie przerywała tego co zaplanowała wcześniej aż do momentu zbliżenia się rycerzy. Wtedy też jej forma zmieniła się w lwią. Ryknęła na dwóch najbliższych wysyłając w ich stronę rozpraszające świecidełka. Potem zajaśniała krótkim wybuchem światła kiedy jej aura wzmocniła się odstraszając wszelkie pomniejsze demony. Zanurkowała unikając walki. Kierowała się do nieznanej jej istoty obserwującej pole bitwy.
Demonica dowódczyni zdawała się nie zadowolona z rezultatu. Uniosła swoją kosę skręcając tułów. Jeden potężny zamach, który odrzucił guwat dookoła nich.
Unikając kolejnego z latających rycerzy, Echo w końcu dostrzegła obserwatora. A raczej kilku. Wśród zastępów demonów znalazło się kilku o całkiem innej aurze, niestety bez symbolu. Zwykłe kukły użyte do obserwacji. Jednak nim anielica w lwiej postaci zdołała się chwilę nad tym zastanowić, wykonała instynktowny unik. Powietrzne ostrze, ciężkie duszące powietrze, smagło przestworza ścinając fragment najdłuższego pióra. Strumień powietrza pędzący za ostrzem wybił z równowagi anielicę.
- !@%!%#@%@! nie trafiłam. {Riviera}
- Trzeba było mieć skrzydła. Za’afiel ich nie rozdaje? {Gahuagr}
- Aż dziw że takie chuchro jest wśród zastępów Beliarusa. Już ta koza bardziej tam pasuje. {Riviera}
- Jestem oddany koronie zarazy - skwitował faun na sterydach.
Stężenie magii w pewnym punkcie pola bitwy sięgało już granic, powoli rozbłyskując łukami energii. Tak samo stało się to odczówalne dla demonów które przystanęły wystraszone (guwat i pospolite). Dowódcy spoglądali w niebo jakby wyczekując tego co nastanie. Został wydany tylko jeden rozkaz.
- Terror, wycofaj się. {Ozyrys}
Anielica odzyskała równowagę i szybko zaczęła wycofywać bardziej na tyły armii. Cokolwiek miało zaraz uderzyć nie mogło być dla niej bezpieczne.
Ziemia zaczęła pękać, gdzie nie gdzie tworząc rozpadliny pochłaniające całe grupy demonów. Kto nie wpadł w przepaść ten, wył z bólu. Czarne płomienie piekieł paliły armię demonów. Choć efekt nie był porównywalny do magii światła, i tylko niewiele lepszy od magii ognia, dało się zauważyć opór. Gdy czar przeszedl w trzecia turę, na polu bitwy panowała już tylko jedna istota... ptak z czarnych płomieni. Niczym legendarny fenix. Skompresowane płomienie w formie pojedynczego czaru dewastowały tych którzy stawiali większy opór. Ostatnia faza planu Ervena była najbardziej męcząca, powoli sięgając limitu jego przemiany. Ale mogłoby się wydawać, że nie ma nic potężniejszego...
Póki czar nie starł się z dowódcą. Armia stojąca za fauno-podobnym demonem ocalała. Demon przyjął na siebie cały ogień chroniąc, to co uważał za robactwo. Ba... Starł się gołymi rękoma z ostateczną formą zaklęcia powoli je rozpraszając. To z pewnością był wysoki demon, może nawet jakiś z koronnych. Na pewno ktoś kto miał już doczynienia z płomieniami piekieł.
Energia Ervena zaczynała ulatywać jak przez pęknięte naczynie. Plan ucieczki... cóż powiedzmy że prawie się powiódł. Erven wyłonił się z ziemi w okolicy miasta, choć nie tam gdzie planował. Energii niestety zabrakło. A może dokładniej pozostała jej mała garstka na ewentualne “a może się przydać”. Świadomość maga była raczej przytłumiona, tak jakby ktoś odciął część unerwienia. Ból, temperatura, delikatny dotyk, smak, zanikły choć tylko czasowo. Nazajutrz będzie jak zdrów. Gdzie nie gdzie na jego ciele pozostały ślady przemiany.
Z armii ocalało jakieś 10-15%. Dokładniej ci w najbliższym otoczeniu dowódców.
Demony rozejrzały się po pogorzelisku.
- Właśnie dlatego... główna armia zwleka z wojną? - zapytała Demonica
- Raczej dlatego właśnie tutaj jesteśmy. {Gahuagr}
- Ognie piekła, w rękach ludzi. Phhh. Reszta do ataku. Terror, także! Najwidoczniej nasza interwencja nie będzie konieczna. {Ozyrys}
- Jak uważasz. Ja dołączę {Gahuagr}
Pozostałość armii ruszyła na miasto, razem z wielkim cieniem podążający pod nimi. Dowódcy także udali się w ślad za nimi choć nieco wolniejszym tempem.
Erven widząc gdzie się wyłonił nie był zadowolony, ale widać los tak chciał i nie za bardzo było co z tym zrobić. Odczuwał resztki demonicznej formy na ciele. Jej subtelny chłód i szorstką bladość. Dotknął górnego czoła. Tak, resztki rogów były niewielkie, zaledwie guzki schowane we włosach, ale jednak. Zaciągnął kaptur i skrył twarz w mroku. Następnie udał się do sojuszników starając się iść prosto. Kiedy ich zobaczył powiedział spokojnie, choć umęczonym głosem..
- Przetrzebiłem ich szeregi, więc powinniście dać sobie radę. Mają kilka wyższych i zdaje się arcywidmo. Nie jestem pewien bo byłem daleko... - westchnął tutaj i wzruszył ramionami. - ...jestem przeciążony magicznie, więc moje reakcje nie są klarowne. Nie znam waszych zdolności, ani umiejętności więc nie pokieruję wami. Na dalszą walkę też zbytnio się nie nadaję… - odpiął od pasa fiolkę z niebieskim płynem i dodał z delikatnym uśmiechem - ...ale wypiję eliksir regenerujący energię i zobaczymy co z tego wyniknie, choć cudów nie oczekujcie.
- Pomóż Herbi w ewakuacji mieszkańców. - oznajmiła One, znajdująca się wtedy najbliżej maga.
W czasie gdy Echo i Erven planowali i wykonywali atak na całą armię, w mieście trwały walki z tymi którzy zdołali tam dotrzeć przed czarem maga.
- Uważajcie na to widmo. Może być potencjalnie groźniejsze od demonów. - powiedział mag - Do zobaczenia niedługo.
Po czym ruszył pomagać w ewakuacji. Jakie to nie chwalebne… Zresztą, nie oszukujmy się. W jego stanie byłby tylko przeszkodą. Balastem który trzeba chronić. Gdyby tylko miał tą moc którą utracił! Miałby jeszcze szanse na polu bitwy i mógłby służyć radą i taktyką nawet jeśli nie znał ich umiejętności, a tak? A tak… a tak by tylko zawadzał. Pomoc w ewakuacji była jedynym logicznym wyjściem. Wyjściem z którym czuł się podle.

Echo na polu bitwy

Echo zawisła w powietrzu oglądając siłę destrukcji przed jej oczami. Pytania musiała jednak zostawić na później. Dowódcy się rozdzielali. Echo nie zamierzała pozwolić aby jacykolwiek zostali. W bezpieczniejszej odległości zniżyła lot pokazując się Ozyrysowi i Riverze. Zauważyła, że irytuje kobiecego demona, co świetnie się składało. Zawisła nad ziemią patrząc na nią intensywnie po czym podleciała do góry i jakoś tak leniwie zaczęła ich okrążać.
- Ten robak! Idźcie przodem, a ja się z nią pobawię. {Riviera}
- Zostaw jakiś ochłap rzucę go później moim ogarom. {Gahuagr}
Ozyrys nie zwrócił najmniejszej uwagi na latającą anielicę. Chyba od początku miał ją głęboko gdzieś.
W tym samym czasie, w mieście znów słychać było odgłosy walk. Pierwsza fala demonów została starta w pył, a wielki spektakl ogłosił chwilę przerwy i przegrupowania. Siły sprzymierzeńców zdołały wycofać większość postronnych z pola bitwy przygotowując się na drugie starcie, które właśnie miało miejsce.
Siostry wojny pod przewodnictwem Zero i Five nie miały większych problemów praktycznie z żadnym pomiotem. Zorganizowana prowizoryczna armia także jakoś sobie radziła, nawet z kilkoma zachwycajacymi przypadkami. Sytuacja zaczęła się jednak odwracać wraz z olbrzymim cieniem który wtargnął do miasta. Terror, ta nazwa nie jest za grosz mylna. Z ziemi, poza głównym widmem, zaczęły wyłaniać się szkielety zbudowane z cienia, z kosami w swych bezkształtnych ramionach. Siły sprzymierzeńców zaczynały być spychane do odwrotu.
Echo poświęciła krótką chwilę aby zobaczyć co się dzieje w mieście. Wybór był ciężki. Została na miejscu. Jeśli uda jej się co zamierza być może da radę pomóc wszystkim.
Anielica bez ostrzeżenia zaszarżowała na demonicę wystawiając pazury do przodu i rozwierając pysk pełen ostrych zębów.
Demonica nie poruszyła się z miejsca. Dobrała dogodniejszą postawę, napinając mięśnie na dosunięte do zamachu kosie. Echo miała niewielkie doświadczenie w walce z demonami, ale wiedziała, że atak ma być czysto fizyczny i ewentualnie może być skupiony na drugim końcu kosy.
Anielica zaryczała w trakcie lotu chcąc zdezorientować przeciwniczkę nim uderzy. Prawdą było, że nie zamierzała się ograniczać przy tej walce.
Przed Rivierę wyskoczyły niewielkie światełka krążąc przy niej i oblepiają ją. Niewielkie światełka zadawały jej oparzenia i były, wnioskując po minie, cholernie upierdliwe. Dlatego zapewne atak kosą został wymuszony wcześniej. Światełka bezlitośnie rozmyły się w porywie ostrza. Podążający za siłą obrotu, drugi koniec kosy, uderzył niecelnie trącając skrzydło anielicy. Nawet bez skrzydeł, w pozycji, w której znajdowała się Echo, swobodny spadek kierował ją na Demonicę. I na tyle szybko by uniknąć kolejnego zamachu ostrzem. Demon cmoknął niezadowolony własną porywczością spoglądając w oczy nadciągającej anielicy.
Zderzyły się, a siła impetu rzuciła nimi do tyłu. Przeturlały się w uścisku pazurów i zębów w kurzu ziemi. Echo puściła, tnąc pazurami dotkliwie demonice, odskakując na dwa metry. Jej forma zmieniła się na wołu z rogami wystającymi do przodu. Parsknęła. Jej mobilność była mniejsza, ale za to siła dużo większa. Naparła na przeciwniczkę nie przejmując się brudem. Jej rogi zderzyły się z kosą i zaczęła napierać mocniej chcąc przesunąć przeciwnika po ziemi z furią niebios.
W walce na siłę Echo nie mogła przegrać, jednak na mobilność... Demonica zaryła swoimi racicami w ziemię pod stopami, a koniec kosy zaparła do występ skalny do którego została zepchnięta. Jakoś zdołała sparować siłę taranu. Pierwsze uderzeniem przyszło nagle. Ogon demonicy uderzył w bok byczej formy Echo zostawiając krwawą pręgę w okolicach żeber. Drugie smagnięcie było już widoczne, ale będąca w zwarciu echo nie była w stanie zrobić uniku. Przed trzecim, prawym sierpowym, Demoncia rozłożyła swoje skrzydła, wyrastające z okolicy lędźwi, gromadząc pod nimi ładunek mrocznej energii. Wyraz jej twarzy obrazował zadowolenie, nawet oblizała wargi.
Echo rozszerzyła oczy wiedząc, że nie zdąży się zmienić i uniknąć. Rozłorzyła swoje włąsne skrzydła i skontrowała atak ciemności blaskiem silnego światła. Wybuch wywołany zderzeniem dwóch przeciwnych energii odesłał anielicę do tyłu, raniąc ją boleśnie. . Otrząsnęła się gdyż jej forma rozprysła się powracając do podstawowej formy. Demonica także nie wyszła bez szwanku. Echo sapnęła czując zmęczenia z ciągłęgo używania energii nie mając słońca do odnowienia sił. Jeśli miała dać radę jeszcze kolejnym koronnym musiała wcielić swój plan w życie. Z determinacją w oczach anielica wybiła się z ziemi. Postanowiła, że zmusi demonicę aby przyszła do niej zwlekając z następnym atakiem.
- Ha uciekasz!? - Zaśmiała się demonica - W powietrzu łatwiej będzie cię zestrzelić.
Rozłożyła skrzydła przygotowując kolejny czar, tym razem po formie czarnego deszczu bijącego od skrzydeł. Faktycznie w wiedzy Echo majaczyły się zapiski że nie każdy demon ze skrzydłami potrafi latać. To tylko teoria, świętej pamięci mistrza, demony (rasa demoniczna) pochodzenia piekielnego nie potrafią latać pomimo posiadania skrzydeł. Prawdziwość tej tezy podkreślały poprzednie demony latające, bo atakowały one, a nie ona sama.
Anielica napięła mięśnie i zaczęła manewrować aby uniknąć mrocznych sztyletów. Zmniejszyła się nieznacznie zmieniając się w orła. Zyskała nieco na manewrowości. Wirując i robiąc beczki w powietrzu uniknęła większości ataków po czym rozpędziła się w stronę Rivery wystawiając szpony przed siebie. Potrzebowała pochwycić demonicę i unieść wysoko w powietrze.
Kolejna poza do szerokiego zamachu kosą. W postaci orła nie było to jednak dużym zagrożeniem. Szpony chwyciły demonicę za ramiona! Głupi błąd. Wpaść w tak oczywistą zmyłkę. Głupio przyznać ale postawa demonicy była bardzo realna. Dlatego nie dało się uniknąć jej ramienia, zaciskającego się na szyi orlej postaci.
Echo zaskrzeczała lecz nie puściła. Wznosiła się wyżej i wyżej, aż obie wpadły w chmury. Anielica czuła że coraz ciężej jej się oddcha. Zawinęła się w powietrzu wyrzucając demonicę do góry. Dawało jej to szansę do ataku, ale i możliwość tego co chciała zrobić anielica. Jej forma zajaśniała i przybrała zupełnie inny kształt niż wcześniej. Niepełna (niestabilna) pierwotna forma jarzyła się stłumionym żółtym światłem. Było widać jaśniejsze szramy skąd wypływały promienie światła gdzie demonica zraniła Echo.
- Jesteś moja - powiedziała krótko anielica.
Riviera rozłożyła skrzydła spowalniając opadanie. Pod skrzydłami znów zaczęła gromadzić się energia, tak samo jak w szponach demonicy. Zamierzała jeszcze przed upadkiem zmieść Echo swoją mocą.
Anielica nie pozwoliła demonicy zebrać do końca mocy. Pojedynczym błyskiem znalazła się tuż przy niej ujmując jej twarz w dłonie.
- Mugen!
Niebo zajaśniało nagle oślepiającym blaskiem, który przebijał się nawet przez chmury.
Gdyby chciało się zobrazować działanie tego potężnego zaklęcia była by to brama. Na rdzeniu energetycznym Echo pojawiły się niematerialne wrota. Powoli uchylając swe skrzydła, zaczęła wypływać z nich czysta energia i smugi czegoś co można by nazwać kontraktem.

Korzystając z wiedzy zawartej w tajemnym zwoju, czarne smugi przepływał przez dłonie anielskiej postaci Echo wprost do rdzenia demonicy. Oplatając go powoli zaczynały go kruszyć, i znikać z powrotem za bramą.
Nieskończona moc, miała jednak swoją cenę, o której Echo nie mogła zapomnieć. Był to czas i obciążenie jakie ze sobą niosła. Choć kilkanaście, czy kilkadziesiąt, minut w porównaniu do sekund na własnym zasobie mocy robiły na wojnie olbrzymią różnicę.
Szybka reakcja nie zdołałą jednak przerwać ataku generowanego pod skrzydłami Riviery. Direct Mana Manipulation. Demony, nawet bez rdzenia energetycznego, są w stanie kontrolować i kumulować moc. Po chwili gdy niebo rozjaśnił blask, pojawił się na nim czarne smugi.


Anielica wytrzymała atak i złapała przeciwniczkę spadającą wprost na nią. Trzymając mocno za szyję błyskiem pofrunęła w stronę ziemi wbijając Riverę w ziemię krusząc wszystko co jeszcze nie zostało do końca pokruszone.
Przez chwilę demon nie poruszał się, jednak wciąż serce biło. Prostym gestem pstryknięcia przywołała swoja kosę. Broń, obracając się jak piła, pędziła w ich stronę. Demonica zacisnęła nagle dłonie na trzymającej ją za gardło ręce Echo.
- Mam cię!
Anielica zwęziła oczy jednym spojrzeniem wyrażając całą pogardę i nienawiść do istot piekielnych. Złapała nadgarstek Riviery i pociągnęła za sobą wyskakując w górę tak aby kosa minęła ich tuż pod nogami. Rozpostarła szeroko wszystkie osiem skrzydeł. Ich złote pióra zalśniły.
- Nie - odparła krótko i potężna wiązka energii uderzyłą prosto w trzymaną demonicę paląc ją do ostatnich resztek w akompaniamencie jej wrzasków i przekleństw.
Echo odrzuciła rozpadającą się dłoń na bok. Przybyła na ziemię z nieba aby chronić ludzi, a pozostawiłą ich na pastwę widma. Unosząc się lekko nad ziemią skierowałą się w stronę miasta i rozmyła się w świetlistej poświacie szarżując w kierunku bitwy.
 
Asderuki jest offline  
Stary 14-04-2017, 10:32   #74
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Soren... głębiej w jaskini.
Dziwne, jakby stworzone z krwi, wróżki czy driady poruszały się nieprzerwanie między korzeniami krwawej winorośli.

W ich okolicy zapach krwi był mocniejszy.
Gdzieś głębiej słychać było odgłosy rozmowy. Demon i wampir, przynajmniej z odczucia. Nie. Jeszcze jeden wampir krył się gdzieś w cieniach tej jaskini. A może... gdzieś było ukryte przejście do pałacu? W każdym razie ten ostatni potrafił dość dobrze ukryć swoją obecność.
Soren uczynił podobnie. Przybrawszy formę cienia i unikając światła ostrożnie rozglądał się po korytarzach.
Drugi z wampirów oddalił się ku górze. Pozostała tylko rozmawiająca dwójka. Castell zbliżył się do nich na tyle by pozostać niewykrytym i wzmocnił swój zmysł słuchu by dosłyszeć ich słowa.
- A więc mówisz, że to pozostałość po Leonie. {Męski głos}
- Tak urwałam jej głowę, bo tylko ona zdawała się mieć jeszcze jakieś wartości życiowe.{Kobiecy glos}
- Kto mógłby doprowadzić wampira do takiego stanu. Zamrożenie i rozpad komórek to naprawdę...{M}
- Dasz radę ją zrekonstruować? {K}
- Ilość krwi jaką musiałbym użyć... zważywszy na stan “nawozu”. Nie szybciej byłoby ją poddać przemianie za pomocą Tamtej kuli?{M}
- Poproszę o to Oliviera, ale Orb of Pionner potrzebuje żywego materiału.{K}
- Może użyję kilku staruszków. I tak zaczynają się rozpadać, więcej z tego wychodzi narkotyku niż tabletek.{M}
- Tak zrób. A co z resztą “nawozu”? Lord pragnął by znać pełną opinię, o stanie i nowej generacji. {K}
- Stan widziałaś. Mam pełne ręce roboty z przebieraniem produktów. Aktualne ciała powinny wytrzymać jeszcze rok lub dwa. Ostatnio musiałem kilka wyrzucić. Kobiety są strasznie słabe, szczególnie po porodzie. Na szczęście kombinacja dzieci i krwawej winorośli zaczyna przynosić skutki. Tylko dwa z dwudziestu osobników zwiędło. Reszta jakoś się zakorzeniła. Na razie zostawię je pod obserwacją. Zamierzony efekt by nowe twory zachowywwały się jak rośliny produkują krew lub substytut na bazie minerałów pobieranych z korzeni. Staruszkowie, jak wspominałem... zaczynają umierać. Mam wątpliwości czy Antylion pomieści tyle ciał, gdy się zacznie ich pozbywać. {M}
- To obszerny i zawsze głodny potwór. Nie krępuj się, w razie czego, Olivier coś na to zaradzi. {K}
- Mam nadzieję. A właśnie ostatnio przybyło krwawych bestii. Ciekawe czy to skutek uboczny takiego stężenia krwi i magii?{M}
- Ortiz, wspominał że tak może być. A właśnie słyszałeś już o Sisuwanie?{K}
- Tak, ale tylko ogólnie. Podobno to ten elf co poprzednio tu był.{M}
- Yhy. Wysłaliśmy już łowców z jego portretem.{K}
- Dziwne że sama się tym nie zajęłaś. No w każdym razie, przynieście mi później jego zwłoki. Może uda się i je skrzyżować z winoroślą, a jak nie zrobi się z niego ghula czy inne monstrum.
Soren zwalczył chęć powiadomienia towarzyszy i wspiął się w górę za drugim wampirem, by lepiej rozeznać się w całej sytuacji.
Trafił do korytarza bardzo wąskiego, nawet dla jednej osoby, o bardzo stromych i ciosanych w skale schodach.
Wampir wspinał się dalej przed nim, ale w połowie drogi się zatrzymał. Widocznie albo wyczół Sorena, albo coś co było przed nim.
Castell wniknął w ścianę i skierował się wyżej. Chciał sprawdzić co znajduje się ponad siecią jaskiń.
Zatrzymał się jednak natychmiast gdy wkroczył w zasięg wykrywania wampira przed nim i o włos przed zasięgiem wykrywania wampirów nad nimi. Przejście rozgałęziają się. Jedna ścieżka prowadziła do klifu, a raczej ściany wychodzącej gdzieś w połowie mglistego wzgórza, prowadząca poza jego mury. Może jakieś awaryjne wyjście z pałacu. Druga ścieżka biegła do pałacu, po drugiej stronie niedostępnej strefy.
Nie wciąż pozostawał problem drugiego wampira. Teraz oboje wiedzieli o swojej obecności. Ciekawe co myśli ten drugi? A może... on też jest tu nieproszonym gościem?
Soren zatrzymał się. Myśl była intrygująca. Postanowił przez chwilę obserwować rozwój wypadków i zachowanie drugiego. Ciemna mgła zamieniła się w szczura, który przyczaił się w ciemności.
Wampir cofnął się kilka metrów i obrał ścieżkę w stronę wyjścia. Widocznie przejście bezpośrednio do pałacu było niemożliwe. Poruszał się znacznie wolniej tak by mieć Sorena w zasięgu wykrywania, a gdy był już na granicy... przyspieszył znacznie.
Szczur wybiegł ze swojego zaułka i z imponującą przy jego wielkości prędkością pognał za uciekającym
Soren dogonił uciekającego dopiero u samego wyjścia. Tunel nosił ślady dawnego wydobywania materiałów. Ściany obłożone były drewnianymi wspornikami, już lekko spróchniałymi przez czas. Samo wyjście znajdowało się na półce skalnej o 3 metrach szerokości i 4 metrach długości. Dojście do niej już dawno zniknęło, dlatego też półka wisiała na ścianie sypkiego wzgórza. W dół prowadziło strome zbocze usypane piaskiem i kamieniami.
Wampir odwrócił się w stronę wejścia, będąc już na krańcu ziemi. W promieniach słońca, namiętna czerwień włosów dawała oszałamiające wrażenie.

Wampirzyca spojrzała na szczura mrużąc równie czerwone oczy. Po ruchu szala opasującego twarz dało się przypuszczać że się uśmiechała.
- Widać nie tylko nas to interesuje. - powiedziała melodyjnym głosem.
- Co ty nie powiesz... - odparł dziewczęcy głos.
Druga wampirzyca siedziała na drewnianych wspornikach wejścia. Radośnie machając zwieszonymi nogami zajadała się... pieczoną jaszczurką?

Dopiero potem Soren zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie jej wykryć, pomimo wiedzy gdzie się znajduje. Tak jakby istota przed jego oczami w ogóle nie istniała.
Zapewne jej uwaga dotyczyła odgłosów walki u spodu wzgórza. Nawet w tym miejscu dało się słyszeć odgłosy strzałów i ciężkich uderzeń.
-Drogie panie się zgubiły?- zapytał szczur, przybierając ludzką sylwetkę- mniemam że nie należycie do świty Władcy wampirów?- ostatnie dwa słowa wypowiedział z wyraźną ironią w głosie.
- Ty również na takiego nie wyglądasz. A tym bardziej, nie wyglądasz na kogoś z frakcji która chce zająć jego miejsce. Badania, artefakty czy trumna? - zapytała spoglądając uważnie na każdy jego ruch.
Napięcie jednak rozładowała ta mniejsza, zeskakując z belki i wskazując jaszczurką w stronę klifu.
- To twoi tam hałasują?
-Zdaje się że tak- odpowiedział podchodząc do krawędzi z dłońmi uniesionymi na znak pokoju- A co się tyczy wcześniejszego pytania...cóż, rozrywka. Możecie nam pomóc, w grupie zawsze raźniej, a wnioskuję że mamy podobne cele.
Dziewczęta wymieniły się spojrzeniami.
- Rozrywka brzmi zabawnie. - rzekła mniejsza skupiając na moment uwagę Sorena.
W tej samej chwili druga wampirzyca zniknęła pozostawiając po sobie słowa zawisłe w powietrzu: “masz wrócić”.
-Pozostała część grupy jest na dole, może znaleźli coś ciekawego- stwierdził patrząc na zanikający napis- jeśli zechcesz, to możemy do nich dołączyć.
- Prowadź. Mi obojętne, póki będzie zabawnie. A poza tym jestem Nevan.
- Jestem Soren, miło poznać.
Spojrzał wampirzym wzrokiem w głąb tuneli, szukając towarzyszy. Zobaczył Jenny, biegnącą w głąb tuneli.
-Jeśli się pospieszymy to ich dogonimy.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 14-04-2017, 10:33   #75
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Dwójka towarzyszy, włącznie z nowo poznaną postacią, spotkała się u wejścia na 6 poziom. Grupa Anthriliena, sądząc po odczuciu wyprzedzała ich tylko o cały poziom.
- Soren..! Eee… a ty ruda to kto? - Jenny zwęziła oczy widząc dziwną rudowłosą. Dziwną, bo z nimi nie przyszła.
- Yo! - machnęła dłonią na przywitanie - Twoje zwierzątko? - zapytała Sorena.
- Oj! - Jenny spojrzałą gniewnie. Zwęziła oczy widząc ostre zęby czerwonowłosej. Czyżby..? Jenny uniosła brwi wysoko słysząc odpowiedź wampirki. Zaraz jej uśmiech zrobił się złowieszczy, a jej twarz wskazywała na to, że Jenny ma niecne zamiary.
- Powiedz mi… nie jesteś przypadkiem od Dantego?
-Ugu. - Zrobiła skwaszoną minę - Kto to Dante? - Odpowiedziała spoglądając w bok.
- Aaa taki jeden. Białowłosy, nawet przystojny. Szuka swojej gitary… - palce Jenny wylądowały na torsie wampirzycy. Wędrowały w górę gdy dalej mówiła.
-... która to ponoć potrafi przybrać postać czerwonowłosej wampirzycy. Może się mylę… ale jesteś pierwszą osobą pasującą do tego opisu…
Palce zatrzymały się na brodzie.
- Co mi na to powiesz?
Castell stał nieopodal z wyrazem twarzy który mógłby sugerować coś pomiędzy dezorientacją i niezrozumieniem. Przetarł oczy odzyskując kontrolę. Pytanie piosenkarki wydawało się co najmniej dziwne, jednak reakcja wampirzycy zdawała się je potwierdzać.
-Drogie panie wybaczą, ale jestem chyba trochę poza tematem… Mówisz że Nevan jest instrumentem?
- Ugi! - Mruknęła wampirzyca próbując zrobić krok w tył. Zamierzała uciec albo przynajmniej oddalić się od Jenny.
Jenny się wyszczerzyła, a w jej oku pojawił się błysk.
- Nie uciekaj Nevan! - piosenkarka skoczyła sięgając dłonią karku czerwonowłosej. Drugą zaś połorzyła dokładnie pomiędzy jej piersiami. Ich twarze się zbliżyły się mocno do siebie.
- Nie chciałabyś… - dłoń na torsie przesunęła się w lewo i prawo sięgając do obu piersi.
- ...dowiedzieć się… - zsunięcie niżej na brzuch.
- ...jak wytrawną jestem… - palce zsunęły się po łonie na wewnętrzną stronę uda.
- ...graczką? - Jenny puściła wampirzycę pozostawiając ją tylko z widmem dotyku jej sprawnych palcy.
Długość i kolor włosów Jenny zaczynały się zmieniać. Platynowy blond zaczynał delikatnie różowieć, a włosy zwiększały swoją objętość i długość do ramion, wijąc się niczym korzenie. W kroczu zapanowało przyjemnie pieczenie. Na łonie zaczynał wypalać się nowy symbol

- Iiii!? - Nevan podskoczyła wystraszona chowając się za Sorena. - Złe! Niedobre zwierzątko! Szy szy. - Pomachała dłonią zza pleców wampira. - Wielki, zajmij się nią, chyba ma chcice. - rzekła lekko się czerwieniąc i pokazując jej język.
Widocznie nawet Dante nie widział jej aktualnej postaci, bo jej zachowanie bardzo odbiega od tego z opisu.
-Jenny zwolnij trochę - oznajmił Soren, zbity z tropu nagłą zmiana w zachowaniu piosenkarki- wypadałoby chociaż najpierw zaprosić ja na kolacje.
- Oj! - mała wampirzyca klepnęła go wierzchem dłoni, jak w typowy japońskim gagu. - Nie wrócę do siwego! Cały czas pije a potem wyczynia ze mną dziwne manewry. - zapewne miała na myśli w postaci gitary... nawet powinna to dodać. - Mam wrócić do Eldony... pamietasz. - złapała go obiema dłońmi za poły stroju.
- Spokojnie śliczna. Siwy martwi się, ale nie zmusza do powrotu - piosenkarka przygryzła dolną wargę czując, że przestaje nad sobą panować. Małe kłamstewko nikomu nie zaszkodzi.
- Mogłabyś zostać ze mną. Ja wiem jak zajmować się instrumentem - dla pokazówki Jenny przerzuciła gitarę na przód i zagrałą kilka wstępnych nut powolnych i koszmarnie sugestywnych. Zaraz potem nastąpił sensualny riff.
- Co ty na to? - błysk w oczach Jenny nie znikał - Hm… a nie miałaś być przypadkiem naga? Czy też prawie naga..?
- Nie wierze! - mruknęła dziecinnie na słowa o Dante - Masz chcice, pewnie chcesz mnie wykorzystać. - mówiła zasłaniajac się Sorenem. - Siwy musiał ci za dużo naopowiadać! Teraz jestem taka, i nie chcę się zmieniać!
Włosy Jenny zaczęły powoli czernieć, widocznie ciemniejsza strona starała się opanować Namietność.
- Doobrze to się nie zmieniaj. Niewinne… Khm… - Jenny odchrząknęła z dziwna miną na twarzy - wiedz tylko, że nie ja jedna cię szukam. Dante, siwy jak wolisz, postanowił oddać cię temu kto cię znajdzie. Ja przynajmniej staram się ciebie przekonać. Nie wiem czy ktokolwiek inny po prostu sobie ciebie nie weźmie - negatywna Jen była o wiele bardziej stanowcza i szorstka w obejściu. Normalnie Jenny pewnie starała się łagodnie słowami przekonać do siebie, a tu BAM! Konsekwencje zbyt dużej ilości charakterów.
-Ug. - Pojedyncze stęknięcie zza pleców Sorena.
Włosy Jenny wróciły do bieli.
“No! Związane i zakneblowane.”- mruknęła czarno włosa Jenny.
Jenny podparła tylko boki rękoma.
- Także ten… generalnie jesteś raczej poszukiwana… - Jenny zerknęła na Sorena widząc, że dziewczyna za nim się chowa. Uśmiechnęła się na jedną stronę.
- Ale chyba znalazłaś sobie osobę, którą lubisz jak widzę. W sumie to nawet on ciebie znalazł pierwszą.|
-No dobrze, proponuję później wrócić do tego tematu. Jeśli mamy dogonić nasza wesołą gromadke to powinniśmy już iść- podsumował wampir.
- Prawda - zgodziłą się Jenny i ruszyli wszyscy w głąb jaskini.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 20-04-2017, 18:19   #76
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Erven z powrotem w mieście

W tym samym czasie w mieście.
Większość mieszkańców została już zabrana za most prowadzący do Garollo.
Mostu pilnowała Herbia oraz dość młody, niezwykle przystojny i lekko podchmielony rycerz

Wyglądała przez balustradę na wodę, z bardzo niesmaczną miną.
Erven podszedł do młodego rycerza który był pod wpływem i powiedział.
- W tym stanie nie zawojujesz. Pozwól, że spróbuję pomóc.
Z tymi słowami położył dłoń na jego ramieniu i wyszeptał zaklęcie oczyszczające. Mocy powinno starczyć. Zresztą, i tak to będzie lepszy użytek z niej niż jakiś inny. W magii zalecało się mieć czysty umysł.
- Bądź ostrożny. - rzekł młodzieniec. Ciekawe co miał przez to na myśli?
W każdym razie magia zaczęła przynosić efekt. Choć trzeba przyznać, że działała dość topornie, były chwile w których zużywano jej więcej. Tak jakby coś niewidocznego ją pochłaniało lub też rozpraszało. Erven czuł także jakieś nieprzyjemne uczucie czyjejś obecności.
Erven przeczuwał, nie, wiedział, że to jego mistrz wewnątrz usilnie starał się przejąć władzę. Kiedy skończył z magiem, a ten był już uzdrowiony z alkoholu, z kroplą potu na czole powiedział zmęczony.
- Jest wojna. Wszyscy położyliśmy swe życia na szalę.
Po tych słowach oparł się plecami o balustradę.
Serce maga zabiło mocniej, przez ciało przeszedł dreszcz. Widocznie mistrz upominał się o ciało.
- Wyglądasz blado. - rzekł rycerz biorąc głęboki wdech - Odpocznij po tamtej stronie. Dzięki tobie czuję się już lepiej. A! Jeśli jesteś wrażliwy na magię oddal się dalej. Magowie źle znoszą naszą obecność, szczególnie gdy używam mocy.
Słaby uśmiech zawitał na twarzy Ervena.
- W tym stanie w którym jestem nie wiem co się wydarzy. Oddalę się i trochę pomedytuję.
Powiedział i odszedł na drugą stronę. Pora była zamienić parę słów z demonem. Krótkich słów, bo trwała walka. Nie miał luksusu czasu.

Erven, rozmowy z demonem

W oddali od zgiełku bitwy, zdrową odległość zza mostem, Erven usiadł na gołej ziemii i zamknął oczy. Parę minut później był już w transie i odwiedzał swoje wewnętrzne królestwo umysłu. Nie było przyjemne. Było ciemno, wilgotno i chłodno.
- Czy jest coś co chcesz mi powiedzieć? - zapytał “w myślach” swojego “mistrza”.
- Nie Ervenie. Dlaczegóż? - zapytał demon wyłaniając się z mroku.
- Próbujesz przejąć kontrolę. - powiedział chłodno - Nie tak się umawialiśmy.
- A jak się umawialiśm? Czyżbyś nie wiedział, że im bardziej będziesz słaby, tym bardziej będziesz pożądał mej mocy. Tym bardziej ja będę zyskiwał kontrolę?
- Byłem w pełni władzy i mocy. Myślisz, że umknęło mojej uwadze to czerpanie energii i moje nagłe osłabienie? Współpracuj, a otrzymasz własne ciało. Nie teraz, lecz w przyszłości kiedy ogarnę odpowiednie prawidła. Póki co zgadzamy się w jednym. Upadek tego świata jest nam nie na rękę. Pamiętaj o tym.
Po tych słowach zerwał więź i wrócił do świata przytomnych. Lepiej jeśli demon będzie współpracował, jeśli nie… to inaczej porozmawiają, ale to w przyszłości. Na tą chwilę nie planował w żaden sposób korzystać z jego mocy, ani się z nim kontaktować. No, chyba, że będzie to niezbędnie konieczne, ale bądźmy szczerzy… “mistrz” z demona raczej kiepski. Czego nie mógł powiedzieć o “pasożycie”.

Echo i bitwa o miasto
Natomiast w mieście, siostry wojny starały się w jakikolwiek sposób zaradzić złej sytuacji. Widmowe szkielety pojawiające się z ziemi za sprawą Arcywidma, zdołały już załatwić sporą część ochotniczej armii. Bliżej doświadczonych wojowniczek wciąż były osoby zdolne do walki. Do tego wszyscy walczący, byli już praktycznie na środku pola walki.
- Nie widać końca sis! - zakrzyknęła Five rozcinając któregoś z kolei demona.
- Może i demony to nie problem ale to widmo to... - dodała One.
- Smocza krew? - zapytała skromnie Three.
- A tych dwóch co się zbliża? - Zapytała Zero, rozcinając jednego, a miażdżąc drugiego szkieleta widmo.
- Demoniczna rasa. Wyczuwam duże problemy. - Odparła Two wywijając olbrzymim mieczem rozszerzonym o wodne ostrze.
- Four! Możesz zaczynać! - Krzyk zero niósł się przez pole walki do ostatniej z sióstr.
Będąca na uboczu brunetka o stalowym ramieniu, jednym susem wskoczyła na dach, jeszcze całego, budynku. Stalowym ramieniem wycelowała w środek pola walki gromadząc energię.
- Reinhart gotuj się...! - Zapewne część wypowiedzi ugrzęzła w huku starcia z samym arcywidmem.{Zero}

Na pole bitwy właśnie wkroczyli Ozyrys i Gahuagr. Oceniając co silniejszych wrogów.
- Czujesz? - zapytał niższy demon
- Pytasz o smoczą krew, Selphyma [czyt. Selfim] czy o to, że zapach Riviery zniknął? - odrzekł Ozyrys.
- No wiesz… chciałem się pochwalić!
- Żyjesz stanowczo za krótko, by mi zaimponować. Leć, zajmij się nim. A ja zaczekam na Anioła.
- Załatwił Rivierę…
- A ja nie jednemu z nich oberwałem skrzydła. - rzekł ciężkim i dumnym tonem przerośnięty kozioł - Ród Zaafiela nigdy nie był silny, a widmu może zagrozić tylko ta dwójka.
- Jasne jasne. - mniejszy demon wzleciał nad miasto i zaczął kierować się w stronę mostu. Przy okazji zasypując miasto kulami ognia.
Większy demon ustawił się stabilnie w kierunku nadciągającego anioła krzyżując ręce na piersi.
- Choć! Pokaż jak silne jest młode pokolenie…
Anielica usłyszała wyzwanie Ozyrysa. Nie zamierzała jednak na nie odpowiadać. To czemu pozwoliła podejść do miasta stanowiło dla ludzi problem. Tym czymś było widmo. Ostentacyjnie wzbiła się wyżej i skręciła aby ominąć przeszkodę.
- Zawiodłem się. - orzekł demon
Rozpostarł skrzydła i przywdział swoje dwa ostrza. Bardzo szybko zgromadził spory ładunek mocy między rogami, wystrzeliwując w stronę anielicy dość obszerny strumień trującej mocy.
Anielica zatrzepotała skrzydłami robiąc piruety w powietrzu tak, że moc przypiekła jej nieco piór na plecach. Glowa wołu zamuczała żałośnie czując opary trucizny. Ludzka twarz splunęła toksyną pozbywając się oparów. Leciała dalej. Do widma, to był priorytet.

***

Zero zaklęła niezadowolona.
- Wszyscy wycofać się! Four, Dawaj!
Czwarta z siórstr uwolniłą zgromadzoną moc tworząc podmuch ognia którego nie powstydziłby się prawdziwy smok.
Wszyscy zaczęli wycofywać się na most w akompaniamencie ataków zaporowych i zaklęć leczniczych.
Dwa olbrzymie białe węże utworzyły dodatkowe drogi ucieczki przez rzekę.
Gdy wszyscy zdołali się już ulotnić i rzeka stanowiła granicę między wrogami a sojusznikami (pomijając Echo), siły wroga dalej parły na przód.
- Reinhart! - Zakrzyknęła One, jako ostatnia przekraczając most.
Biały rycerz stojący na końcu mostu utkwił swe pełne mocy spojrzenie w nadciągającym wrogu.
- Mam cię Selphymie! - Krzyknął zwycięsko Gahuagr lądując na moście w pozycji rycerskiej z tarczą w dłoni i płonącym mieczem w drugiej.
Rycerz wycelował w niego palcem i odparł z pełna piowadą
- Nie teraz.
Demon ewidentnie się zasępił. Ruszony jakimś przeczuciem spojrzał w górę rzeki.
- Spirit Magic. Wolf Avalanche.
Fala wody wybrzuszająca się na kilka metrów, jak wspomniana lawina, parła przez rzekę niszcząc przeszkody. Pochłonęła cały most, razem ze stojącym nań demonem. Spieniona fala przybierałą postać białych wilkow pedzących cała watachą.
- Chcecie bym ‘zbudował’ nowy most? - zapytał Erven unosząc lekko brew ku górze.
- A to nie miałem go zniszczyć? - Zapytał Reinhart, jakby dopiero teraz zastanawiając się jak brzmiał rozkaz.
- Nie wiem jaki miałeś rozkaz, ale Echo blednie, a to zły znak. - powiedział chłodno Erven po czym zaczął szeptać zaklęcie, ale...
- Zaczekaj! - Rzekła twardo Zero - Zniszczyliśmy most, bo widmo nie może przejść przez rzekę. To miasto jest już stracone.
Erven skarcił kobietę wzrokiem i powiedział chłodno.
- Nie wiem czy się przyglądałaś, ale widma już nie ma. Jest za to Echo i demony po drugiej stronie. Zostawisz ją na ich pastwę? Tworzę most, a wy się pospieszcie!
Po tych słowach zaczął szeptać inkantację i kamienny most połączył dwa krańce rzeki.
- Pacan! Five, Four, Two. Ubezpieczać. Nie walczcie z demonem.
Mroczny mag prychnął i uniósł lekko dłonie ku górze. Pradawne słowa opuszczały jego usta. Teraz, kiedy demoniczna forma opuściła jego ciało mógł ze spokojem sączyć energię magiczną z otaczającej ich nocy, śmierci i zniszczenia.

***

Anielica nadleciała nad widmo. Rozpościerało się ono szeroko po miasteczku. Echo nie czekała aby zobaczyć co kolejnego zrobi. Oblekając swoje ciało w światło z uderzeniem wylądowała na widmie aby zacisnąć swoje dłonie niczym imadło na nim. Trzymając cień w dłoniach anielica wysiliła mięśnie wszystkich ośmiu skrzydeł aby wyrwać istotę zła z ziemi. Centymetr po centymetrze, metr po metrze Echo unosiła się do góry rwąc cień od ziemi, który niczym ciągnąca się, gumowata maź nie zamierzał puścić.
- RAAA! - zakrzyknęła Echo wytężając swoją fizyczną formę do granic możliwości. To co robiła zakrawało o niemożliwość i na pewno nie zostało niezauważone. Ciężko jednak było nie obserwować tego choć przez chwilę w niedowierzaniu kiedy wielka czarna linia w końcu puściła u swych korzeni i anielica wraz z czarną mazią odleciały siłą impetu w tył. Widmo wielokrotnie większe od i tak dużej anielicy miotało się niczym ryba wyjęta z wody będąc oderwanym od swojej podstawy. Echo miała problem z utrzymaniem jeszcze żyjącej bestii, która w końcu skorzystała z przewagi i oblepiła anielicę dookoła. Kula mroku zaczęła ją dusić, zacieśniając swoje cieniste cielsko dookoła. Kulka malała i malała zacieśniając się gęstniejąc z każdą chwilą aż ustała. Wisiała w powietrzu czarniejsza od nocy. Nagle wybrzuszyła się w kilku miejscach, aby zacząć pękać od przebijającego go światła.
Wybuch poniósł się echem i oślepił blaskiem. W jasności ponownie ukazała się Echo ze wściekłą miną. Kawałki widma rozrzucone opadały dookoła. Anielica dyszała plując resztkami widma. Miała ochotę rozerwać na strzępy najbliższego demona jaki się napatoczy.
Powoli jednak, biała poświata zaczęła blednąć. To “brama” źródła mocy zaczęła się zamykać. Postać, jakby obleczona mgłą powoli wracała do swojej naturalnej formy. A wycieńczenie dawało się we znaki. Jeszcze chwila, jeszcze odrobina... anielica opadła na ziemię, atakując kolejne demony. Walczyła z resztek pozostałej siły. Nie miała gdzie uciec. Most runął pod naporem wody wraz z jednym z demonów. Zapewne nie zdołało go to zabić, ale skutecznie odsunęło od walki. Pozostał jeszcze...
Stuknięcie. Coś zatrzymało atakującą lwicę.
Zielona włócznia przebiła ciała dwóch demonów i przyszpilił skrzydło do ziemi.
Pozostała resztka demonów otoczyła anielicę, lecz nie zbliżała się. Zbiegowisko, rozstąpępowało się, robiąc ścieżkę dla wyższego demona.
Ozyrys stanął przed anielicą, spoglądając na nią z góry.
- Skończyłaś Pchło?
Echo prychnęła starając aby mięknące nogi nie odmówiły jej posłuszeństwa.
- Zależy jak bardzo chcesz abym i w ciebie wbiła swoje pazury - jak na pokaz wysunęła pazury ze swoich łap. Echo nie udawała. Miała mało siły ale w swoim przekonaniu ciężko jej było odejść od walki. Mimo że wcześniej tylko rozmawiała z demonami. Upadek musiał pomieszać jej w głowie.
Demon zbliżył się nonszalancko do anielicy. Przechwycił jedną łapę, druga wbiła się w twarde umięśnione ramię. Kolanem złamał nos kobiecej twarzy.
- Myślisz że napsułaś nam krwi? Myślisz, że strata widma coś znaczy? To ledwie przedsmak wojny. - Demon był niewzruszony atakiem anielicy. Bez mocy światła, jej szpony był jak zwykle sztylety, w kontakcie z drzewem.
Echo wypluła krew która spływała jej z nosa.
- A jednak zdajesz się być rozeźlony - a może to był wpływ Ervena. Ciężko powiedzieć, ale Echo właśnie postanowiła zadrwić z przeciwnika, który ewidentnie mógł ją teraz zabić. Nawet przez jej twarz przemknął jej cień uśmiechu.
- Heh
Westchnął demon, jakby w irytacji. Zgadła, choć starał się tego nie okazywać. Siłą naparł na trzymaną łapę doprowadzając do jej złamania. Szpony z drugiego, siłę zostały wyszarpnięte rozpruwając część przedramienia. Jeden z pazurów się ułamał na co Echo zareagowała krzykiem.
- Wasz... - pokiwał przecząco głową - Ludzki mag, jego działanie, osoba, jest jak cierń. Choć wyczułem w jego magii nutę naszego brata. Będziemy mieć to na uwadze.
Do okręgu zbliżył się dwa demony, przynosząc wieści o tym co miało miejsce na moście. Mówiły szybko i bez ogródek, w demonicznym. Echo rozumiała co drugie-trzecie słowo, wiedziała jednak że wieści nie są dobre dla demonów.
- Ts... - Demon prychnął tym razem kopiąc Echo w “spojenie” jej ludzkiego i lwiego ciała.
Echo się zakrztusiła plując krwią.
- Typowy demon. Nawet zabić normalnie nie umie tylko męczy swoją ofiarę. Żadnego honoru - sapnęła napinając mięśnie skrzydła aby wyciągnąc je od góry. Ból, ból to była tylko cielesna przeszkoda. Podniosła się na tylnie łapy aby łatwiej jej było to zrobić, i szybciej.
Nie mógł przyznać że się z nią po prostu drocz. Odreagowuje całą bitwę. Zapewne, sam nie wiele walczył w tym starciu. Widocznie, słowa echo dały mu do myślenia. Jego mina stała się znudzona.
- Nic nie osiągnęliście tą walką. - spojrzał na anielicę siłującą się z włócznią zarazy - Ludzkie plony trawi już zaraza, zmarli zaczną powstawać, w miastach zapanują bunty, grabieże i szaleństwo, aż w końcu wszystko pochłonie ogień... Nawet... Riviera powróci... jak tylko Zaafiel uzna to za potrzebne.
Gdy tylko skrzydło zostało oswobodzone, zimne ostrze przebiło ciało Echo. Ostrze z deadrytu, jednego z pomniejszych demonów, jednego z obserwatorów.
Oba demony - informatorzy byli przedstawicielami marionetek obserwatorów. I jak się okazało. Postaci za kurtyną są co najmniej dwie. Jeden z demonów miał intrygujący znak rozpoznawczy.

Drugi nosił nieznany demoniczny herb (na duszy), inny niż pozostałe 3 korony.
Ozyrys spojrzał zaskoczony na pomniejszego demona i bez słowa urwał obu głowy.
Widocznie marionetka przestała być już potrzebna, druga niestety otrzymała rykoszet.
- Głupota.. - orzekł chwytając za skrzydło anielicy - Nawet twe skrzydła nie warte są zabrania. - dodał zawiedziony
Mocnym szarpnięciem, z obrotem rzucił echo na jedno z domostw wyrywając jej garść piór.
Dom zawalił się pod siłą wstrząsu, zasypując ranną anielicę belkami i deskami. Część wbiła się w jej ciało, część w skrzydła. Przez zawalony dach dało się ujrzeć odległe nocne niebo.
- Mistrzu… Coś czuję, że do ciebie dołączę - szepnęła cicho anielica czując nagły przypływ sarkazmu. Nie miała siły się ruszać. Jej fizyczne ciało było w opłakanym stanie, lecz nie miała już mocy aby zmienić się w cokolwiek. Mogła tylko leżeć, a jej życiodajna krew przesączała się do ziemi. Demony mogły chcieć skazić pola, ale jej krew mogła je uleczyć w pewnym stopniu. Ból powoli docierał do umysłu anielicy. Cielesność była bardzo bolesna. Echo jęknęła starając się nie ruszać, bo cokolwiek nie zrobiła ból przeszywał tylko coraz mocniej. Umieranie nie było przyjemne. Ale przynajmniej pomogła ludziom, pozbyła się widma, które zagrażało im wszystkim. Powinni sobie poradzić. To przyprawiło twarz anielicy o lekki uśmiech.
Wzrok się rozmywał, gwiazdy rozpływały. Maleńki bucik stanął na jej rannym ciele. Praktycznie nie czuła jego masy... praktycznie jej ciało przestawało cokolwiek odczuwać. Choć to wcale nie musiał być rzeczywisty obraz.
- Boli cię? - zapytał maleńki delikatny acz zatroskany głos - Joś, joś. - Maleńka dłoń gładziła ją po włosach.
Echo zamrugałą zaskoczona. Ktoś tu był? Anielica szukała wzrokiem osoby, którą odczuła.
- Co..? Kto? Khm, tak bolało…
Dziewczynka przykucnęła na ciele anielicy. Podparła brodę wątłymi rączkami. Z jej pleców wyrastał piękny pióropusz, białych jak chmury, skrzydeł. Warkocz złotych włosów opadł na jej ramię.

Patya, najmłodsza z wielkich tronów. Najmniejsza z siostrzyczek. Cnota nadziei. Niemożliwe by zstąpiła na ziemię, ale w sumie stoi na Echo a nie ziemi.
- Bólu bólu, odejdź. - rzekła niczym dziecko, a rany zaczęły się goić.
- P-panienka Patya - szepnęła Echo rozpoznając wyższą hierarchią siostrzyczkę. - Dziękuję. Czemu zawdzięczam zaszczyt? - mimo wszystko w pewnych sprawach Echo miała przysłowiowy kij w zadku i zwyczajnie nie potrafiła obejść zwrotów grzecznościowych.
- Patya! - uparła się dziewczynka by wołać ją zdrobniale, choć statusem góruje.
Cóż poradzić... taka była od zawsze.
- Siostrzyczka Echo... nie może jeszcze odejść. - mówiła powoli tak by każde słowo było wyraźnie wypowiedziane, co przy jej maleńkim głosiku czasem brzmiało poważnie - Jeszcze nie teraz. Niebo wciąż potrzebuje siostrzyczki. Potrzebuje zmian...
Dziewczynka uniosła się niczym piórko na wietrze, delikatnie jakby wcale jej nie było. Zaczynała otaczać ją biała poświata a ciało traciło barwy. Wracała tam skąd przybyła.
- Echo, odpocznij. Siostrzyczka zajmie się resztą.
Obecność innego anioła uspokoiła anielicę.
Świadomośc Echo odpływała ze zmęczenia. Mogła zasnąć bez zmartwień. Bo ostatnim co ujrzała była moc małego aniołka.
Olbrzymi krąg światła na niebie.
Sanktuarium.


***

Nim Erven dotarł do miejsca starcia coś zniszczyło jeden z jeszcze stojących budynków. Na środku osady znajdowała się pozostała grupa demonów z Wyższym na czele.
Krzywy uśmiech zawitał na twarzy Ervena kiedy ten łączył fakty. Anielicy nie było na widoku. Być może znajdowała się w tym budynku… teoretycznie ten demon wyższy miał dość siły by nią efektownie cisnąć.
- Wygląda na to, że jesteśmy w porę… - zauważył leniwie po czym zaadresował demony w prawicy trzymając miecz, a w lewicy różdżkę - ...macie coś do powiedzenia?
- Głupota - rzekł demon wypuszczając resztkę trzymanych piór. Uwalniając tym samym potężne pokłady rządzy krwi. Najzwyklejsze zastraszenie ale skala robi swoje. Demony dookoła niego zdawały się przybrać na sile, jednak to on wystąpił na przód.
- To chyba wyzwanie - rzekła Five ściągając z pleców swój duży miecz. Po charakterze widać że też jest maniaczką walk.
- Nie. - stwierdził zawiedziony Erven - Jest silny, ale duma kroczy przed upadkiem.
Prychnął rozbawiony. Tak, w tej walce można było stracić życie…
- Macie jedyną i ostatnią szansę… - powiedział donośnie w kierunku demonów - ...mamy przewagę liczebną. Odejdźcie, a ocalicie życia… - tutaj paskudnie się uśmiechnął - ...raczej.
Na twarzy wyższego demona namalował się uśmiech. Jego przeciwnicy nie obawiali się wielkiej mocy. Uniósł swoje oba ostrza w stronę Ervena. Na broni oraz w kilku miejscach w przestrzeni nad nim uformował się zielone włócznie.
- Chodź.
Erven odwrócił głowę do kobiet, ale nadal nie spuszczał demona z oczu.
- Wygląda na to, że mnie polubił… Kto chce może się dołączyć. Nie mogę wam wydać rozkazu, ani wam zabronić. Liczy się tylko neutralizacja zagrożenia i odzyskanie Echo. Jakieś pytania?
- Czyli mamy iść na całość bez ograniczeń? - dziewczęta wyszczerzył się drapieżnie. - Nie każmy więc na siebie czekać. - orzekła Five
Twarz Ervena wykrzywiła się złowieszczo. Nadeszła pora pokazać dziewczętom dlaczego aspirował do miana arcymistrza… bo w tej walce nie miał zamiaru się ograniczać. Dokładnie tak jak w przypadku walki z Generałem w finalnych momentach a nawet i bardziej. Tylko tutaj stawką było życie. Jego życie, życie jego oddziału i życie Echo. Cała reszta była bez znaczenia.
Ruszyli do ataku, tak jak demon wystrzelił swe włócznie.
Nikt jednak nie wiedział o tym co miało miejsce w zawalonym budynku. Nikt z walczących nie spostrzegł olbrzymiego kręgu światła na niebie.

Ludzie stojąc na po drugiej stronie rzeki, zauważyli go już po aktywacji.
Na ziemię, o okręgu większym niż całe miasteczko, spadł słup światła.

I wtedy mroczny mag zareagował instynktownie. Takie światło na pewno zabije demony i pewnie i go włącznie ze względu na demona wewnątrz… nie wahał się ani sekundy. Rzucił proste zaklęcie i zapadł się pod ziemię by wyłonić się w znacznej odległości za rzeką. Stał obserwując sytuację.
Walczących otoczyła nagła biel. Budynki, demony, nawet ubrania i broń zaczęły się się rozpadać.
Gdy, trwające kilka dobrych minut, światło znikło, po mieście pozostał pusty plac. Siostry wojny stał nagie jak się urodziły, nieopodal na ziemi leżała śpiąca echo. Z demonów nie został nawet popiół. Czy Ozyrys, także zginął? W miejscu w którym stał pozostała jedna z jego broni.
Za rzeką, stał dumnie rozebrany Reinhart z dziwną miną spoglądając przed siebie. Widocznie on i część wycofujących się oddziałów znalazło się w zasięgu.
- To chyba po wszystkim. - orzekł, gdy kawałek gałęzi dotknął jego lędźwi.
- Nie waż się odwrócić - rzekła Zero zakrywając jedną dłonią piersi - bo ta gałąź... - ukłuła go w pośladek..
Erven widział ich jak na dłoni. Choć byli dość daleko to mimowszystko nadal ich widział. Słabo, ale jednak. Jeszcze raz zapadł się pod ziemię i wyłonił za grupą tak by widzieć ich od tyłu.
- Tego się nie spodziewałem… - mruknął - ...jakoś… pomóc? - zapytał lekko rozbawiony.
- Nie Patrz... - rzekła Zero machając wrogo gałązką.
- Hmm… - Erven mruknął wyraźnie zadowolony - Taki piękny widok, a takie okrutne rzeczy mówią… eh.
Zaczął szeptać zaklęcia. Ot prosta sztuczka gry cieni. Coś w rodzaju płaszczy z nich uplecionych które znalazły się na rozebranych i zakryły co jeszcze niedawno było tak na widoku.
- Ale muszę przyznać.. - powiedział z wielkim namysłem - ...że ktoś tutaj ma naprawdę ponętną rufkę…
- Jeszcze jedno słowo a wpakuję ci ten kij, tak głęboko że zaczniesz się zastanawiać nad swoją orientacją... - burknęła.
- Oj przestań. - rzekła Herbia w swoim normalnym stroju z wielkim uśmiechem.- Trzeba było wejść pod moje stworzonko. - wskazała kciukiem na olbrzymiego białego węża robiącego za parasol.
- Co z anielicą? - Zapytała odziana w płaszcz z cienia Ervena łuczniczka zwana Xerneą.
Erven spojrzał w kierunku Echo która leżała całkiem nieopodal i podszedł do niej sprawdzając puls. Wyczuwalny, stabilny. Klatka piersiowa się unosiła…
- Stabilna i bez ran. To światło musiało ją uzdrowić.
- Zbieramy się! - okrzyknęła Zero - Do Garollo! Nie mamy już tu czego szukać.
- Dosłownie… ja już znalazłem co chciałem... - powiedział z zadziornym uśmiechem Erven - ...tylko znajdźcie jakieś przyzwoite ubrania. Te cienie zaczną znikać wraz z pojawieniem się słońca…
Uśmiechnął się szeroko do dziewcząt i ściągnął swój czarny, wyszywany jadeitową i srebrną nicią płaszcz, z herbem rodowym na lewej piersi.
- Mam jeden. Kto chce? - zapytał. Ciekawiło go co się teraz stanie…
Zero spojrzała na niego z wyrzutem, tak jakby czytała mu w myślach. A może nieświadomie Erven się uśmiechnął…
- Yare yare… - powiedział Erven - ...nie patrz tak na mnie. Mam jeszcze koszulę i kamizelkę, i choć mógłbym powtarzać to zaklęcie w nieskończoność to na dłuższą metę robi się to męczące…ah, jeszcze jest koc...
Wzruszył ramionami.
- Jak dotrzemy do Garollo to kupię wam porządne ubrania i jakąś broń, ale na tą wyprawę nie brałem jakiejś większej fortuny, więc cudów nie oczekujecie…
- W drodze do Garollo, ktoś ma nas przywitać. Powinni mieć coś do okrycia. Jak tylko odpoczniemy, zawiadomię Generała Agauna o potrzebnym wyposażeniu. Rycerstwo ma o tyle dobrze. A teraz ruszamy! - Oznajmiła podchodząc i przyjmując płaszcz z wdzięcznością.
Pozostałe siostry jakoś zagospodarować sobie liście i inne temu podobne okrycia. Wyjątek stanowiły Five, której najwidoczniej golizna nie przeszkadzała i Three, która całkiem wymazała swoją obecność.
Erven w tym czasie podszedł do leżącego miecza demona i go podniósł planując zabrać go ze sobą. Nie był zbrojmistrzem, ale skoro przetrwał to musiał mieć Moc… taką, czy inną. Tak czy inaczej, był to cenny nabytek.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 02-05-2017, 21:43   #77
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
To już 7 poziom poniżej wejścia do jaskini. Odgłosy z zewnątrz zniknęły. Liczba krwawych bestii również zmalała, a powierzchnia poziomu wcale nie zmalała. Grupa ostrożnym niespiesznym krokiem zagłębiała się dalej. I najwidoczniej weszli w zasięg węchu lykan, bo właśnie kilka osobników zmierzało w ich stronę.

-Akashi i Nemu za mną, reszta trzy kroki z tyłu i ubezpiecza- Rozkazał eldar, odbywając miecz. Wymienione z imienia poczuły nagły zastrzyk energii, gdy moc proroka zwielokrotniła ich możliwości fizyczne. Anthrilien ruszył pierwszy prowadząc kontrnatarcie.
Akashi przyjęła swoją króliczą postać z mieczem, a Nemu, zwielokrotniona mocą przyzwała swego strażniczego ducha Lancelota
Mała czarodziejka wycofała się krok do tyłu ustępując miejsca swojemu duchowi, recytując przy tym jakieś zaklęcie.
- Modlę się ku duszom wojowników. Złóżcie pokłon, wiecznemu i obdarzacie go swym wsparciem. Na 7 więzów łączących nasze dusze i 7 dróg do przebycia. Wędrujące ostrza
Nad zbroją zaczęło krążyć 7 ostrzy podobnych do miecza który dzierży.

Uszy Raisheele stanęły w pionie nasłuchując zbliżającego się wroga.
Anthrilien wyskoczył do przodu, jednym długim susem pokonując odległość. Z impetem wylądował pomiędzy lykanami, w momencie zetknięcia z ziemią uwolnił falę kinetyczna, roztracajac wrogów.
- Lancelot, Ruszaj!
- Banzai! - Ki czort wie dlaczego demony wykrzyczały właśnei taką nazwę.
Pojedyncze cięcie odwróciło grawitację w jaskini, przerzucając wszystkich na jej sklepienie. Będąc w powietrzu Akashi zdołała dorwać jednego z napastników.
Lancelot wywijając swoim mieczem kontrolował naciągające bestie, niekiedy wystrzeliwując pojedyncze ostrza lewitujące nad nim. Nemu trzymała się w jego pobliżu aby być chronioną i przygotowywać kolejny czar.
Mei wraz z mysio-uchą także były gotowe do walki, jednak trzymały się na uboczu zgodnie z rozkazem.


Odgłos starcia docierał już u progu poziomu. Z pewnością grupa Anthriliena stawała właśnie w szranki z jakimś przeciwnikiem. Krwawe bestie podążały w krok obok biegnącej trójki przyciągane zapachem krwi.
Wraz z wkroczeniem, a raczej wskoczeniem na poziom. Jenny, Nevan oraz Soren mieli okazję doświadczyć nieprzyjemnego zderzenia ze sklepieniem, które okazało się być podłożem.
- Uooa! Ugh! Co do… korzenie! Teraz są daleko kuźw..! Czy my jesteśmy na suficie? - w takiej kolejności dziewczyna skojarzyła rzeczy. Zaraz jednak trzeba było wstać i bronić się. Gitara poszła w ruch. Jenny zagrała ostrą melodię. Mając wypuścić piorun co innego przyszło jej do głowy. Z diabolicznym uśmiechem skierowała gryf do “góry” na korzenie. Wystrzeliła.
Soren o dziwo poradził sobie względnie dobrze, łagodząc “upadek” padem przez ramię. Dobył srebrnego miecza, którego ostrze zdawało się niemal lśnić pod wpływem przelatującej obok błyskawicy Jenny. Szybko skracając dystans, ciął najbliższą istotę.



Wraz z połączeniem się obu grup, z przeciwników została raptem dwójka Lykantropów. Jednak na scenę wkraczały właśnei zastępy krwawych bestii

oraz główni aktorzy.
[img] http://image.noelshack.com/fichiers/...2947-eliza.jpg [/img]
[img] https://s-media-cache-ak0.pinimg.com...4eff8d2f42.jpg [/img]
- Zobacz Hernandez... mamy nieproszonych gości. - rzekła wampirzyca opierając się o jeden z kwiatów.
- Ja tam widzę nowe obiekty doświadczalne. Może by tak... sprawdzić nowe roślinki?
- E... Skoda ich tracić. Weź dupę w troki i wezwij pomoc. Zabawię się z nimi. Jak się pospieszysz... to może zostanie coś dla innych.
Z obłoku dymu wyłonił się kolejny osobnik klękając na kolana przed wampirzycą.
- Pani Elizo, mistrz Mortres pragnie raportu. - Orzekł.
Bez słowa, jeszcze nim nowo przybyły zdążył się rozeznać w sytuacji, wampirzyca z rogami chwyciła go za kołnierz i przymusem skierowała w stronę grupy.
- To jest ważniejsze. - Orzekła puszczając wampira. - Gdyby nie miejsce sama bym sobie poradziła, ale...Hernandez, posiłki, lepiej żeby cię tu nie było. Kaibam przypilnujesz by nie dostali się do korzenia.
-Yes ma’am
W tym samym momencie w umysle anthriliena nadeszła wiadomość od Toobea-i.
“Pomyślnie nawiązałam kontakt z Ricardem. Mortres pod swoją komendą ma co najmniej dwójkę dola-vuki i jedengo prawdziwego demona. Do tego dodatkowe dwa cele do likwidacji: Hazuki Boodbath priorytet bo to cel Ricarda oraz Hernandez Aluvreo alchemik mortresa, podobno prowadzi jakieś ważne eksperymenty gdzieś w ukryciu” {Toobea}
“Tu Hei. Yuki załatwiła Leonę. Dante rozprawił się z Bright-em. Akasja i Finix zlokalizowali kryjówkę Tylera Jacobson-a i zlikwidowali Creereda. Niestety samego Taylera nie było na miejscu. Musieli się wycofać, bo wkroczył Nightshade i Azam. Ze strat, poszły w mieście 3 budynki.”
(tu enentualnie króki raport Antha, o ile chce)
“Zlokalizowałem Elizę, Hernandeza oraz Kaibama” Odpowiedział krótko Anthrilien. Spojrzał na swoją grupę, obmyślając plan.
-Soren, zmień formę i odetnij mu drogę- orzekł, wskazując palcem na wampira biegnącego po posiłki- nie chcemy mieć ich teraz więcej na głowie. Wracaj szybko.
Castell skinął na znak zrozumienia i rozpłynął się w powietrzu. Ledwie widoczny dym wniknął w ścianę i pędem skierował się za uciekającym.
-Jenny, chodź razem z wampirzycą, możecie być potrzebne.
- Hę? Skąd… - dziewczyna nie pytała dalej po prostu podbiegła.
- FuRoDah! - zakrzyknęła na najbliższego przeciwnika.
- Co tu robi elf? - zapytała wampirzyca przekręcając głowę. - Zwierzątko zwierzątka? - spojrzała wymownie na Jenny. Widać wampiry niezbyt wysoko cenią sobie elfów.
Fala uderzeniowa odrzuciła jednego z likantropów. Została jednak zatrzymana jedną ręką przez stojącą zaraz za nimi wampirzycę.
- Tche! To się robi nagminne - mruknęłą Jenny krzywiąc się. Zagrałą łącząca melodię i zaczęła nasłuchiwać jak zamierza się przeciwnik ruszać.
Anthrilien w typowy dla siebie sposób nie zareagował na zaczepkę ze strony nowej wampirzycy. Przyglądając się grupie przeciwników odpiął od pasa hełm. W panującej ciszy stojący nieopodal, oraz wyczulona Jenny, mogli usłyszeć jak szeptem wypowiada słowa w obcym języku, brzmiące jak mantra.
- Marne wasze trudy - orzekła rogata wampirzyca wyciągając z dekoltu czarny naszyjnik. Wokół obiektu jak i samej właścicielki zaczynały pojawiać się pasma czarnej energii / aury.
Niemal jak w lustrzanym odbiciu, prorok sięgnął do sakwy. Wokół niego zaczęły orbitować runy, oraz pasma jasno niebieskiej energii psionicznej, która pod postacią dymu sączyła się również z soczewek hełmu. Psionik aktywował jedną z run, z jego perspektywy świat stał się wolniejszy, nie zamierzał jednak informować przeciwników o zmianie w swoich możliwościach, poruszał się więc najwolniej jak potrafił.
Jenny straciła nieco na inicjatywie czując przytłaczającą aurę Anthriliena. Oczywiście dla niej to było tylko wrażenie. Daleko jej było do faktycznego wyczuwania aur.
- Będę was wspomagać, tylko nie stójcie za daleko ode mnie - Jenny przygotowała się na zostanie totalnym supportem.
- Hmm. - Nevan spojrzała to na nią, to na kotłującą się czarną moc - Raczej radziła bym ci się wycofać.
Wokół małej wampirzycy pojawiły się małe fioletowe łuki błyskawic.
- My chyba powinniśmy spróbować z korzeniem... - zasugerowała Mei trzymając się blisko Raishelee.
O dziwo Akashi stanęła tuż przy Eldarze, złowieszczo się uśmiechając.
-Mei, Raisheele, zajmijcie się korzeniem- Rozkazał eldar. Głosem mniej spokojnym niż zazwyczaj- Jenny zostań ze mną i wampirzyca, ale trzymaj dystans. Akashi, miej bacznie na wrogów i oslaniaj naszych gdzie to będzie konieczne.
- {{Hai}} - odpowiedziały wszystkie trzy. No w przypadku mysio suchej był to znak że zrozumiała.

W dalszej części korytarza, tuż przed biegnącym wampirem, ze ściany “wylał” się czarny dym, przybierając postać Castella.
-Nic z tego- mruknął mężczyzna z jaśniejącym mieczem w dłoni- dalej nie przejdziesz.
- Czyżby... - Pazury wampira wydłużyły się lśniąc srebrem.
Z tej samej ściany z której wyłonił się soren, wyszły błękitno-przezroczyste dłonie chwytające wampira za poły płaszcza. Wokoło Hernandeza zaczęły ukazywać się postacie przezroczystych kobiet. Widma bądź dusze...
Soren zamaszystym ruchem odrąbał chwytające go dłonie i przemiescil się bliżej środka korytarza.
-Marny z Ciebie wojownik jeśli wyslugujesz się kobietami. Nawet jeśli są martwe.
Wyzywająco machnął mieczem i przybrał postawę szermiercza.
- To prawda. Większy ze mnie badacz niż wojownik. Ale mej magii nie odmówisz.
- Iskerjjoza.
Pasma niebieskiej energii zaczęły formować pięcioramienne gwiazdy wirujące w powietrzu. Ze ściany ponownie zaczęły wyłaniać się duchowe dłonie.
Castell prychnął rozczarowany. Jego oczy zajarzyły się czerwienią, na moment przed tym jak wystrzelił w stronę maga. Srebrne ostrze zatoczyło lśniący łuk. Hernandez z trudem uniknął cięcia. Miecz drasnął maga, który skrzywił się w kontakcie ze srebrem. W odpowiedzi, w stronę Sorena pomknęły pasma duchowej energii. Castell odskoczył na bok starając się uniknąć trafienia. Upiorne ręce podarły jego płaszcz. Jedna trafiła w ramię, wybijając go z rytmu. Hernandez postanowił wykorzystać słabość przeciwnika. Srebrne szpony wbiły się w pierś Sorena, przebijając go na wylot. Castell splunął krwią, na co czarodziej zareagował szyderczym uśmiechem.
Krew cieknąca z rany jednak, zatrzymała się nagle i cofnęła, oplatając rękę Hernandeza czerwonymi mackami. Nim spanikowany mag zdążył zareagować, poczuł dłonie zaciskające się po obu stronach jego głowy. Duchowe ręce odpowiedziały na rozpaczliwe wołanie swojego mistrza, przebijając agresora w kilku miejscach. Jedna z nich rozharatała jego policzek, odsłaniając rząd ostrych zębów.
Castell uśmiechnął się upiornie, nie pokazując bólu. Jeśli w ogóle takowy czuł. Rozwierając paszczę wgryzł się głęboko w szyję wrzeszczącego maga. Z zadowoleniem stwierdził że dusza Hernandeza i kilka innych będą mocnym dodatkiem w jego kolekcji. Mag szamotał się jeszcze, zadziwiając swoim oporem, jego los był już jednak zapieczętowany. Gdy duchowe ręce rozmyły się w powietrzu, a ciało maga padło nieruchomo na ziemię, Castell uśmiechnął się szeroko świadom ogromu wiedzy jaki pochłonął.
Historia Hernandeza i Mortresa nie jest szaleńczo długa, jakieś 128 lat. W skrócie, sprawny i pomysłowy był z niego alchemik. Wytworzył parę ciekawych mikstur które z biegiem lat rozsiały się po świecie, dokonał paru ciekawych odkryć zarówno w dzinie całego świata jak i samej rasy wampirów. Wliczając w to działanie księżycowej sali zmagającej pewne cechy wampirów oraz śmiertelnie niebezpiecznej krystalicznej rtęci. O ile odmiany srebra sprawiały że rany goiły się wolniej, o tyle rtęć całkiem zabierała możliwość regeneracji ran. Były badania krwi i jej działania jako pożywienia, były próby znalezienia zamiennika, oraz krzyżowania gatunków. Oczywiście w standardach dawnych lat nie pytano płci pięknej o zgodę. W końcu to był BADANIA. Tyle z ogółu. Główny jednak temat, który przewija się przez ostatnie lata to przybysze i Orb of Pioneer. Pierwsze, zapewne soren się domyślał. Część przybyszów... duża dziesięciotysięczna część, trafia rykoszetem na pustynię. Pustynni piraci? No cóż... może być. Taka ilość okazów doświadczalnych, obu płci i wszelakiego wieku to wprost marzenie. Co więcej mało kto o nich wiedział... co za tym idzie... hulaj dusza diabła nie ma.
Cofając się krok wstecz, a dokładniej rok. Kule pionierów wielce zainteresowały Mortresa. Pierwszą uzyskaną była kula demonów, złożona w darze przez pewnego przedstawiciela demonicznej rasy. Osobnik, którego wygląd chwilowo pozostanie tajemnicą, przybył do pałacu w nie do końca określonym celu składając ten oto podarunek. Czym są te kule? Proste, zmieniają lub też krzyżują rasę danej istoty. Tak powstały Dolawuki. (half vampire half deamon) No nazwa raczej wywodziła się z dawnych eksperymentów, tak jak Alfwuki (elf-vampire). Nie mniej rozwój od podstaw młodego osobnika, a nadanie doświadczonemu zabijace nowych zabawek to duża różnica. Potem przyszła kolej na odnalezienie kuli duchów oraz roślin. Hernandez jest przedstawicielem wykorzystania kuli duchów. Powiedzmy że spodziewano się efektu rzadkiej odmiany “pożeraczy dusz”, której przykładem był Raziel. Ich spotkanie w odległych czasach było decyzją kierującą tym wyborem. Co się zaś tyczy kuli roślin... wystarczy się rozejrzeć. Tak! Soren spojrzał na krwawą winorośl z lekkim niesmakiem i... przerażeniem? Ponownie tak. To był efekt użycia kuli. A pewnie królik doświadczalny stanowił korzeń.
Pochłanianie życia, przemiana w nasiona potocznie zwane “specyfikiem” oraz kontrolowany rozrost. Wszystko to miało swoje wytłumaczenie w świadomej jaźni. Specyfik , zamiennik, a dokładniej skondensowana dawka tego co można było pozyskać z jednej istoty. Jak się okazuje to nie koniec eksperymentów. Pytanie: Jak działałby owy specyfik na ludzi? Odpowiedź: Nadajmy mu znak chociażby skarabeusza i sprzedajemy jako narkotyk. Efekt: Przedawkowania i kolejne obiekty do badań. Oczywiście ilość, wypuszczanych tabletek była ściśle ograniczona, w końcu to pożywienie wampirów a nie ludzi.
Kolejne pytanie: Ciała się zużywają, rośliny potrzebują nawozu... Co z tym zrobić? Odpowiedź: Spróbować stworzyć symbiozę człowiek i rośliny wytwarzającą kapsułkowane życie. Efekty nowej generacji, ledwo co ukończone znajdowały się poziom poniżej korzenia. Były niezależne więc nie potrzebowały połączenia.
Tak... sporo złych rzeczy się tu działo.
Soren zdołał jeszcze z pamięci pozostałych dusz i samego alchemika wyciągnąć wiedzę o 4 szlachetnych rodach wampirów, tych które sprawowały część władzy nad rzeszą nosferatu. Jednak w aktualnej sytuacji wiedza nie ma racji zastosowania.
Mężczyzna spojrzał z mieszanką obrzydzenia i podziwu na truchło które brało udział w tych przedwsięzięciach. Teraz cała ta wiedza i możliwości były jego, liczył jednak że nie bęzie zmuszony z nich korzystać. Za pomocą wampirzego wzroku spojrzał daleko w głąb jaskiń sprawdzając jak przebiega walka. Biegiem ruszył w stronę towarzyszy.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 02-05-2017, 21:46   #78
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Wraz z natłokiem czarnej mocy, postać wampirzycy została zakryta, powoli ukazując ją w pełnym rynsztunku.

Zbroja zapewne była zapieczętowana w amulecie którego użyła.
Eldarskie runy zaczęły delikatnie migotać, świadcząc o demonicznym pochodzeniu mocy
- Od kogo by tu zacząć? - zapytała raczej formalnym głosem, stłumionym przez hełm - Może... - wzrok spoczął na Jenny.
Uczucie jakby ktoś mocno chwycił ją za gardło i próbował udusić, lub nawet złamać kark. Tak... to właśnie był instynkt zabójcy.
Jenny próbowała zaczerpnąć oddech, ale szło jej to mizernie. W rozpaczliwej akcji ratowania swojej inicjatywy zagrała pokrzepiającą melodię. Jej dźwięki złagodziły efekt. Pozostawiły jednak dziewczynę w defensywie.
Linie wzroku wolnym krokiem zakłócił eldar, zasłaniajac sobą piosenkarkę.
- Najpierw musisz zmierzyć się ze mną. Zanim przejdziemy do rękoczynów wyjdę jednak z propozycją. Odstap. Porzuć służbę dla Mortresa, a może uda Ci się ocalić życie.
Chwila ciszy...
... dłuższa chwila ciszy...
- {{ Ty tak serio? }} - zapytały obie wampirzyce.
- No to jesteśmy w d... - mruknęła pod nosem Nevan.
Pierwsza do boju ruszyła... Akashi. Korzystając z dziwnej konsternacji, która zapanowała, przeszła w tryb demonicznej dłoni. Scena walki była krótka. Czarnowłosa wzięła zamach i uderzyła, z całej siły jaką dawała jej demoniczna moc. Nim jednak cios dotarł do celu, została uderzona sztychem miecza. Pacnięta jak zwykła mucha. Praktycznie natychmiast zniknęła, rujnując na swej drodze napotkane kwiaty winorośli.
Anthrilien szybko upewnił się w jej stanie. Była cała, choć nieprzytomna, dotarła do ściany tego poziomu jaskini.
- No więc tak... - zamruczała wampirzyca w demonicznej zbroi - Spodziewała się czegoś większego. Prawdopodobnie to ty grasz tu pierwsze skrzypce. Więc i ja wyjdę z podobną propozycją. Udacie się teraz, wraz ze mną do Oliviera. A on zadecyduje co dalej. Możecie też zaczekać tutaj, po tym jak pozbawię was kończyn. Oli... Olivier dał mi pełną wolność decyzji w wykonywaniu jego rozkazów. Więc moje słowo, jest także jego wolą. -rzekła w stronę Anthriliena.
Jenny westchnęła czując się przytłoczona.
- Anthrilienie. Możesz nas połączyć tak abyś to ty odbierał nie? Mogę jej słuchać. Będziesz wiedział co zamierza - powiedziała szeptem zza eldara. - Wspomogę cię leczeniem w razie czego.
-Otwórz umysł, utrzymamy kontakt psychiczny. Pomóż Akashi, możemy jej potrzebować.
- Ok - Jenny pozwoliła aby eldar macnął jej umysł swoim mimo, że było to dla niej mało przyjemne. Ruszyła do akashi aby uzdrowić ją za pomocą swojej muzyki. Gdy to już zrobiła skoncentrowałą się na wampirzycy.
Wampirzyca ewidentnie pozwoliła Jenny dotrzeć i uzdrowić zamaskowaną, tak jakby nie przykładała do nich większej uwagi. Jednak gdy tylko Akashi stanęła na równe nogi, Eliza spojrzała na nie kątem oka.
- Nasze pertraktacje raczej nie dojdą do skutku. W każdym razie próbowałam. Teraz przejdę do waszej eliminacji. - Czarną zbroję otoczyła równie czarna łuna. Postać rycerza przez chwilę się rozmyła by pojawić się zamachu przed Jenny i Akashi. Dla anthriliena będącego w spowolnionej przestrzeni, każdy jej ruch był dostatecznie widoczny. Choć musiał przyznać, że bez tej mocy byłaby od niego zdecydowanie szybsza.
Jenny, nim zdążyła zrozumieć co się stało poczuła silne uderzenie. Znalazła się 2 metry dalej leżąc przy nogach małej czarodziejki. W powietrzu unosiły się resztki rycerskiej zbroi. Lancelot Nemu był najbliżej nich i z polecenia mistrzyni stanął w ich obronie niestety ulegając poświęceniu.
- Nic wam nie jest? - zapytała wystraszona, gestami dłoni składając kolejne zaklęcie.
Jenny pokręciła głową żałując, że nie ma przy niej Su i Lucila. Ale musiała sobie jakoś poradzić z tym co się działo przed nimi.
- Nie pokonamy jej. Ale możemy zniszczyć rośliny - dziewczyna zarzuciła impuls do Anthriliena czy byłby w stanie ją przytrzymać aż one sobie z tym poradzą.
Gdy wampirzyca znów zamachnęła się do ciosu, eldar gwałtownie ruszył z miejsca, jego sylwetka rozmyła się w pędzie. Ze szczękiem broni zablokował uderzenie i napierając na miecz, zmusił Elizę do cofnięcia się. Wbił kostur w ziemię i oburącz ujął rękojeść. Zamachnął się prowokująco i przyjął postawę.
Choć zamach wampirzycy był tym razem lekki, samo uderzenie było niezwykle ciężkie. Do tego, praktycznie od razu Eldar wykrył dziwne fluktuacje wokół broni i zbroi wampirzycy. Prawdopodobnie deadryt. Jenny ma rację, nie będzie łatwo. Choć... gdyby powtórzyć tamtą błyskawicę... z pewnością kupiłaby im trochę więcej czasu.
- Zademonstruję się prawdziwą grozę demonów. E’rnge [dem.].
Dwie najbliższe krwawe bestie rozpadły się tworząc krwawe włócznie. Zawisłe w powietrzu szpikulce wycelowane były w dziewczęta.
- Rozwalajcie korzenie! Osłonię was! - krzyknęła Jenny do reszty samej wciągając powietrze w płuca. Struna w gitarze zadrżała pobudzając peluneum zarówno w instrumencie jak i dziewczynie. Tym razem nie było to FusRoDah. Jenny wrzasnęła w stronę nadlatujacych włóczni, chcąc mieć lepszą kontrolę nad tym jak długo utrzymuje atak. Okrzyk w smoczym języku był wyjątkowo krótki. Było to tylko pojedyncza fala mimo tęgiej siły.
Włócznie pod wpływem drgań utraciły swoją ostrą formę, jednak nadal utrzymywały się w powietrzu. Skończyło się na mocnym uderzeniu, ale nie przebiciu. Aura piosenkarki ulegała zabarwieniu różnymi kolorami.
Akashi zmienia tryb na królika, przygotowując się do walki na miecze. Nemu skandowała nowe zaklęcie przywołania rycerza, przynajmniej w stopniu unoszących się nad nią ramion.
- Teraz moja kolej. - Zakrzyknęła Nevan z uśmiechem wystrzeliwując wiązkę fioletowych błyskawic...
...która rykoszetem od ostrza Elizy poleciał w stronę Jenny.
Nevan dość zabawnym gestem wskazała, że to nie jej wina.
Anthrilien wykorzystał moment odsłonięcia, błyskawicznie tnąc w łączenia zbroi wampirzycy.
Szybkość zderzenia była niezwykła, pewnie tylko nieliczni z tej grupy zdołali uchwycić co się stało.
Ostrze Eldara przebiło się przez ramię powyżej łokcia i weszło w ciało pod pachą. Niestety pęd został zatrzymany ostrzem wampirzycy. Celowało ono, tak samo jak Athrilien, w przerwę między zbroją, a dokładniej w szyję pod hełmem. Na szczęście, eldar był w tej chwili czujniejszy i szybszy, zdążył uskoczyć nim ostrze zdołało go dosięgnąć. Z jego ostrza kapały krople ciemnej krwi. Krew skapująca z ramienia wampirzycy powoli się wycofywała pozostając jedynie śladem. Tak to właśnie kontrola krwi wampirów.
Wojownik miał wrażenie że wampirzycy pod swoim hełmem, uśmiechała się szeroko. Kolejny zamach posłała w stronę Eldara strumień skompresowanego cięcia. Wolną ręką celując w pozostałą grupę. Kilka centymetrów od zbrojnego ramienia pojawiła się kula czarnych płomieni.
Jenny dopiero zebrałą się z ziemi po ponownym obaleniu przez włócznie i pioruny. Posłała Nevan niezadowolone spojrzenie. Obiecała eldarowi pomóc ale nie sądziłą aby przy tej szybkości jej słuch na wiele by się zdał, bo ona sama zwyczajnie za wolno reagowała.
- Dobra, która czuje się najlepsza w obronie?
Nemu nieśmiało podniosła dłoń. Spektakl w postaci rozpadającej się zbroi był ledwie kilka chwil wcześniej.
- To osłaniaj nas, Akashi atakuj to coś, Raisheele do korzenia. Ja nas skoordynuje i wesprę leczeniem i sporadycznie atakiem. Nie pozwólmy aby zajęło nam to zbyt długo - piosenkarka nie powiedziała co ma robić Nevan sądząc, że i tak jej się nie posłucha. Gitara i łączący rytm poszły w ruch, a do tego dołączyła ognista determinacja utrzymująca wolę walki w dziewczynach.
Anthrilien z taneczną gracją zszedł z toru cięcia. Uaktywnił runy ochronne w pancerzu, tworząc w okół siebie tarczę. Nim Wampirzyca zdążyła wysłać płomienie w stronę grupy, arcyprorok wykonał gwałtowny ruch wolną dłonią i impulsem telekinetycznym posłał ją w stronę pobliskiej ściany.
Oba ataki zostały przerwane, a czarnym płomieniem zapłonęła sama wampirzyca. Gdy płomień się wypalił ona zniknęła. Oczywiście to było złudzenie. Musiała użyć płomienia jako portalu, czy coś podobnego. W następnej chwili, zadziałało wzmocneinei Jenny - odgłos mięśni spod zbroi i w identycznym czasie pojawienie się obecności wampirzycy. Znalazła się za anthem wykonując dość niezgrabne ale bardzo potężne kopnięcie z półobrotu. Teraz Anthrilen znalazł się na ścianie. Eliza, wykorzystując pęd posłała kamień w stronę Jenny. Zwykły kamień, z prędkością która sięgnęła bariery dźwięku. Mała czarodziejka zwarła oba stalowe ramiona do ochrony. Jedno z nich pękło. Wykorzystując jednak zamieszanie, w bój ruszyła Akashi, zapominając o zajęciu się krwawymi bestiamii.
Zdołała jakimś cudem zatrzymać działania wampirzycy, za pomocą szybkiej i zwinnej szermierki. Nie była jednak w stanie wykorzystać żadnej z mocy grawitacyjnych ostrza. Po chwili zastanowienie... to mogła być sprawka Deadrytu. Dlatego pewnie atak kinetyczny okazał się słabszy.
Arcyprorok upadł na ziemię, podpierając się na rękach. Wzniesiona chwilę wcześniej tarcza uratowała go przed bezpośrednimi obrażeniami, być może śmiertelnymi. Gdy podnosił się opierając na mieczu, poczuł stłumiony ból w boku, sugerujący pęknięte żebro. Z pomocą Wojennej Maski odepchnął go na bok i skupił się na sytuacji. Przelewając moc osnowy powtórzył proces zamrorzenia krwawych bestii, kupując nieco czasu.
Jenny nieprzerwanie grała samej czując efekty swojej muzyki.
- Akashi tył! Nemu obrona! - piosenkarka starała się jakoś zapanować nad tym co się dzieje. Zaśpiewała Leczącą melodię zostawiając na moment jednoczący rytm. Eldar wyglądał jakby potrzebował pomocy leczącej. Zaraz po tym znów wróciła do rytmu.
Jedna z krwawych bestii będąca najbliżej Elizy rozpuściła się i wleciała pod jej hełm. Chwilę później moc wojowniczki wzrosła. Jednym machnięciem zdołała przedrzeć się przez paradę Akashi i wysłać ją na ścianę. Czarnowłosa będąc jeszcze w locie przybrała postać pożeracza (psia paszcza z cienia). Jednak jej atak został natychmiast rozproszony prawym sierpowym w brzuch. Wampirzyca znalazła się w powierz w jednej chwili dobijając wojowniczkę. Można przypuszczać że otrzymała niemałe obrażenia.
- Hagragon!
W przestrzeni pojawił się niewielkie 6-cio ramienne krzyże z czerwonego światła. (dużo małych pierdółek)
Anthrilien skupił się i rozproszył krzyże z dala od wampirzycy. W jego wolnej dłoni znalazł się kostur, który do tej pory stał wbity w ziemię.
“Stwórz błyskawicę, przytrzymam ją i uderzymy razem” Usłyszała Jenny. Arcyprorok przygotował się by telekinetycznie pochwycić wampirzycę, z zamiarem porażenia ją połączonymi piorunami.
Pstryknięcie. Anthrilen wykonał mimowolny, nadwyrężając mięśnie unik. Krzyże dookoła niego zamieniły się w szpikulce celujące odpowiednio w oczy i kończyny.
- FUS RO DAH! - Ryknęła piosenkarka aby odrzucić szpikulce i ochronić eldara. Powoli zaczynała nie nadążać za tym co się działo. Nie potrafiła wolą podtrzymać swojej muzyki. Musiała grać aby miałą działanie. To, że mieszała dwa różne efekty i tak było więcej niż to co robili inni muzycy z jej świata. Musiała jednak decydować o rzeczach w ułamkach sekund. Porzuciła jednoczący rytm i ognistą determinację. Przestawiła się na leczniczą muzykę dodatkowo zbierając ładunek elektryczny na swojej gitarze.
- Chcesz się dołączyć Nevan? - zarzuciła do wampirzycy kiedy łuki elektryczności zaczęły przeskakiwać po gitarze. Posłała eldarowi tylko przytaknięcie w odpowiedzi na jego plan.
- Czemu nie - odparła wampirzyca od, mogłoby się wydawać, dłuższej chwili nie podejmująca żadnych akcji.
Wokół jej ciała zaczynały przeskakiwać łuki elektryczne
Eliza jakby w odpowiedzi na zbliżający się atak, zaczęła gromadzić przed sobą czarny ładunek elektryczny.
[media] http://www.youtube.com/watch?v=hC-T0rC6m7I [/media]
Jenny wpadła w trans zapowiadając, że wcale nie mają zamiaru się łatwo poddać. Jeszcze nie był na to czas.
Na znak eldara obie dziewczyny rzuciły swoje błyskawice w wampirzycę.
Demonica wystrzeliła swój ładunek energetyczny. Będąc w objęciach mocy telekinetycznej nie mogła, tak łatwo uciec. Dwie/Trzy połączone wiązki elektryczne uderzyły w czarny piorun kulisty. Wybuch nastąpił bliżej demonicy. Podmuch zmiótł kilka z węzłów krwawej winorośli, wysuszają większość kwiatów znajdujących się na tym poziomie. Pozostawała jednak jeszcze część stanowiąca zapewne dodatkowe obejście głównej odnogi korzenia.
Z opadającej kurzawy dało się słychać niezadowolone cmoknięcie czarnego rycerza. Całość zbroi była osmolona, czego nie dało się zauważyć po jej czarnym kolorze.
- Czas to zakończyć. - orzekła.
Jej wampiryczne spojrzenie wyglądające spod przyłbicy przeszywało zebranych.
-Zgadzam się- rozbrzmiał odbijający się echem głos. Wszystkie źródła światła przygasły, a do korytarza wlała się fala nieprzeniknionej ciemności. Smolista masa pokryła wszystkie powierzchnie. Towarzyszyły jej zawodzenia ludzi i zwierząt, które wspólnie tworzyły istną kakofonię głosów. Nagle czerń wypełniła się żarzącymi się czerwienią punktami.

W ciemności kłębiły się i przemykały sylwetki o nieokreślonych kształtach, szczękając na zebranych paszczami pełnymi zębów, czasami ludzkich, czasami zwierzęcych.

W centrum masy, kilkanaście metrów od wampirzycy, zamajaczyła postać- wyraźniejsza niż reszta cieni. Ciemność przybrała kształt sylwetki Sorena, otoczonego mackami utkanymi z czerni.
[media] https://i.makeagif.com/media/7-31-2015/cle9y6.gif[/media]
Pod nogi Elizy potoczył się owalny przedmiot. Głowa Hernandeza.
Jenny może normalnie by się ucieszyła widząc Sorena. To co jednak zobaczyła zmroziło jej krew w żyłach do tego stopnia, że słabo jej się zrobiło. Zachwiało nią i usiadła tracąc siłę w nogach.
Identyczny odgłos pojawił się nieopodal piosenkarki. Czarodziejka nemu również padła na kolana. Jej twarz wyrażała głęboki szok. Twarz miała bladą jak ściana. Pewnie też nia miała wiele styczności z takim spektaklem.
Przytłaczająca aura znika równie nagle.
Wampirzyca spoglądała z... nie z przerażeniem, ani strachem. Było temu bliżej do niedowierzania i zaskoczenia, a to za sprawą samej formy Sorena. Dopiero potem spostrzegła, a raczej pojęła sens tego co znalazło się pod jej nogami. Zaczęła uwalniać czystą żądzę mordu, przyjmując jednak pozycję defensywną. Pozostali, a raczej Soren i Anthrilien również się przygotowali.
- Zginiesz... - wysyczała, aż czuć było namacalny gniew.
Wampirzyca już miała rzuci się w bój, gdyby nie, pewien niepasujący do okoliczności głos.
Wpierw odczuto zimno, lecz nie z powodu spadku temperatury... choć wszystkim mogło się tak wydawać.
- Naj naj. Może i ja się dołączę. - rzekł przbsz któr pojawił się równie nagle, siedząc na jednym z kwiatów winorośli.
Jego aura pojawiła się tak samo niespodziewanie jak jej właściciel.

Jego aparycja była uboga, bardziej uboga niż wampirzycy w pełnej zbroi. Wszyscy, z jednym wyjątkiem, czuli strach, a powodem była sama jego obecność. Jedynie Anthrilien nie miał na tyle swobody by zwrócić na niego większa uwagę. Pieczęć Slaanesha pulsowała przeszywającym bólem. Tak. Nowy przybysz nie był wampirem, należała do sławiennej demonicznej rasy. Odgłos dzwoniących zębów wyrwał Jenny z konsternacji. Dolna warga nemu drżała, jej oczy zalewały się łzami. Pod nią wyrosła kałuża. To dziewczę popadło w paniczny strach.
- Co tu robisz Rahakielu?! Winieneś być w celi. - rzekła wrogo Eliza, nie spuszczając gardy
- Wyszedłem. - odparł z uśmiechem pojawiając się tuż przy niej.
Zeskoczył z siedliska, tak płynnie i szybko że trudno było spostrzec jak i kiedy.
- Wyczułem coś interesującego więc postanowiłem wyjść na moment. Poza tym nie jestem więźniem. Słyszałaś słowa swego pana. - Prowadził rozmowę jakby było to towarzyskie spotkanie gdzieś na mieście. Nie przykładał uwagi na otoczenie czy wrogów... a mimo to. Nikt nie ośmielił się ruszyć.
Z kolei od wampirzycy dało się wyczuć niepewność...
Wraz z pojawieniem się mężczyzny, Arcyprorok mimowolnie złapał się za klatkę piersiową, a jego twarz wykrzywił grymas bólu. Cieszył się, z faktu że hełm zasłaniał ten widok przed oczami zebranych. Czując jak uginają się pod nim kolana, oparł się na kosturze. Najbliższe z wypełniających jaskinię oczu zwróciły się w jego stronę. Eldar uniósł wzrok na Castella, który przyglądał mu się bacznie.
Wampir przeniósł wzrok z towarzysza na nowo przybyłego, zastanawiając się co wpłyneło na stan długouchego. Aura roztaczana przez Rahakiela nieco ostudziła jego emocje. Macki, które miały przerwać niedoszłą szarżę, przyjęły luźniejsze pozycję.
Dla piosenkarki sytuacja z momentu na moment była coraz dziwniejsza.
- Co się dzieje? - szepnęła widząc, że pojawienie wielookiego stwora nie skończyło się wielką rzeźnią z ich udziałem. - Rasheree… - dodała poszukując spojrzeniem czy może dostrzec mysiouchą.
Odgłosy walki w głębi jaskini już ucichły. Cóż to mogło znaczyć?
O plecy elfa oparło się coś zimnego. Miało metalowa powierzchnię i dośc nietypowy kształt.
[img] https://s-media-cache-ak0.pinimg.com...e17667d78c.jpg [/img]
Swoją drogą... nevan nagle zniknęła.
Mimo bólu, eldarowi udało zmusić się do działania. Zauważyszy dziwny instrument, przypominający gitarę Jenny, zarzucił go na plecy. Nie mogli tutaj zostać, na tą chwile żadne z nich nie nadawało się do dalszej walki. Szybko ocenił stan towarzyszek. Złapał wyglądająca gorzej Nemu i przerzucił ją przez ramię. Wolną dłonią chwycił piosenkarkę i pociągnął zmuszając do wstania, obok nich w powietrzu dryfowala Akashi. Mogły być jeszcze potrzebne. Nie mógł ich zostawić. Idąc mimo bólu w klatce piersiowej, skierował się w stronę w która udała się Raisheele. Ciemność na moment rozstąpiła się, odsłaniając drogę.
-czekaj! - jęknęła Jenny do eldara gdy do jej głowy dotarła jedna rzecz. - Rahakielu… to ciebie szuka Lucil?
Demon spojrzał na oddalającą się dziewczynę, lecz jego twarz nie wyrażała zupełnie niczego.
Nie był chętny by ich ścigać, a raczej swoją uwagę skupił na Sorenie.
- Tamta dziewczyna... intrygująco pachnie. - rzekł nie wiedzieć czy do siebie czy do pozostałych osób.
- Chcą zniszczyć korzeń. - orzekła wampirzyca - Zostań tutaj, a ja ich złapię.
- Nai nai. Nie ma pośpiechu. Może najpierw nim się zajmiesz? - wskazał na wampira
Cień będący Castellem poruszył się nieznacznie. Wszechobecne szepty nasiliły się, a z sylwetki wyłoniły się ręce rozkładając się na boki w prowokującym geście.
- To wszystko zaczyna mnie już.... WK***AĆ! - Wykrzyczała ruszając sprowokowana, wzięła głęboki zamach mieczem.
Demon oparł się wygodnie o jeden z kwiatów, obserwując pokaz.
Sylwetka Sorena nie poruszyła się. Zupełnie inaczej sprawa miała się z pomieszczeniem. Gdy wampirzyca postawiła kolejny krok jej noga zapadła się w ciemnej masie, a z każdej strony wystrzeliły w nią czarne pale. Szepty i pokrzykiwania zamieniły się we wrzaski i wycie, a paszcze czekały w rozwarciu, czekając by pochwycić ofiarę.
Pale uderzyły o czarną zbroję, lecz nie zdołały jej przebić. Sytuacja wymusiła na wampirzycy wcześniejszy zamach który rozdarł czarną powierzchnię i oczyścił teren wokół niej. Ostrze z deadrytu i demoniczna moc wspaniale ze sobą współgrały. Demonica wyciągnęła dłoń w stronę Sorena.
- Qui Ardorem Irmedia. [dem. ten który stoi pośród żaru ]
Z powierzchni aż po strop,dookoła sorena, wyrosły grube filary ognia. Dośc szybko zacieśniające się.
Sylwetka zapadła się i rozpłynęła na boki, wymijając filary. W tej samej chwili z sufitu, niczym smoła, ściekła masa czerni, zalewając wampirzycę i krępując ruchy. Za nią z ziemi, bezszelestnie wynurzyła się sylwetka Sorena, z włosami przypominającymi macki i oczami jarzącymi się czerwienią. Jego ręka pogrubiła się od mięśni, a na palcach dłoni zalśniły szpony. Pchnął z całej siły, otwartą ręką, celując w łączenie zbroi na plecach przeciwniczki.
Forma jaką przyjęła ręka rozpadła się w kontakcie ze zbroją, na szczęście dłoń zdołała się przedostać. Między palcami zaczęła płynąć krew.
Lecz nie trwało to długo. Soren na moment zamarł w bezruchu. Dookoła głowy z mackami w efekcie podobnym do przytulenia, pojawił się demon. Oparł się ciałem o plecy wampira w czarnej formie. I delikatnym głosem, niczym kochanek zaczął mu szeptać do ucha.
- Nie ładnie tak. Przecież wiesz że Olivier będzie zły.
Tak Mortres będzie zły jeśli wampirzyca zginie, choć i na nią będzie zły za korzeń.
- Nie wolno ci. Jej skrzywdzić. To wina elfa. To jego wina, że z nami walczysz.
Słowa demona trafiały do Castella, ale nie był tak słaby by im ulec. Choć nie zauważył lśniącego lampionu w rękach demona. Obaj stanęli w błękitnych płomieniach. Płomienie pochłaniały duszę wampira, zmieniając jego ciało w popiół. (Śmierć sorena -1 życie)
Eliza wyrwała się z objęcia, gdy ciało wampira zaczynało się rozpadać.
- A ty powinnaś uważać. - oznajmił demon gdy płomienie zaczynały powracać do lampionu. - Nie ważne kto jest wrogiem i co potrafi. Nadana ci moc jest wystarczająca by go zlikwidować.
- Arrr. Zamknij się! Wiem. Wiem! WIEM! Ach. Oliv będzie zły. Ogłowa Elfa. Muszę ją wyrwać!
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 17-05-2017, 20:01   #79
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Podziękowania dla Asderuki za wspólnego posta ;)

Erven i Echo w Garollo

Kolejny dzień po walce. (dzień, noc, dzień)
Garollo nie różniło się zbytnio od Loungher, może było trochę rozsądniejsze i bardziej ukamienowane. To tu znajdowała się główna część administracyjna tej części unii i kilka innych ciekawszych przbytków.
Jedna zaleta z całej tej bitwy... w mieście ożywi się handel.
Główne punkty aktywności miasta stanowią:

Karczma “Biały rycerz”, z szyldem rumaka. Co oznaczało, wśród pospólstwa że serwowano tu dania z koniny.
Ratusz, pełniący większośc funkcji administracyjnch. Nawet to on, a nie karczma, posiada tablicę ogłoszeń i zleceń.
Winiarnia Dionizego. Będąca odrobinę dalej za miastem.
Mała arena walk oraz zakład pana robocika. Naprawy wszelkiej maści sprzętu i drobne projekty.
Erven spojrzał nam miasto z pewną dozą smutku. Było takie… zwyczajne.
Echo już w pełni sił uśmiechnęła się krótko. Podzieleła smutek Ervena, choć z innego powodu.
- Moja siostra powinna nieco bardziej zwracać uwagę na to czym zabija demony. Zdaje sobie sprawę ile dla ludzi znaczy ich majątek. Martwi mnie co innego. Ozyrys powiedział, że skazili ziemię i nieumarli będą powstawać. Musimy zminimalizować straty jakie nadejdą.
- Odwlekłem skażenie ziemi, ale zawsze mogli znaleźć kogoś innego do tej roboty, albo sam Croatan się wysilił. Tak czy inaczej, to co mówił było... nie, jest prawdą. - mówił spokojnie Erven kierując swoje kroki ku wnętrzu karczmy - Tak czy inaczej, demony mają parę asów w rękawie. Błąd demona, że się wydał z częścią z nich, choć sumie nie powiedział nic czego bym nie wiedział.
Wciąż pozostało jednak kilka niewiadomych powstałych podczas starcia... (rodzina, pataya i może coś jeszcze)
Wnętrze karczmy, układ, był raczej nietypowy. Przypominał bardziej Nimfę niż jakąkolwiek z flagowych karczm każdego miasta Unii. Zaraz przy wejściu znajdował się mały kontuar z niewielkim zapleczem. Miejsce to służyło jako recepcja. Nie było tu typowego baru, a wszystkie potrawy były przynoszone bezpośrednio z kuchni przez dwie... trzy kelnerki. Jedna była uskrzydloną o zielonych piórach, a dwie pozostałe to ludzkie bliźniaczki.

Karczma miała 4 poziomy. Części parteru, piwnicy i pierwszego piętra stanowiły jadalnię. Druga, nie dostępna od jadalni część piwnicy była magazynem. Część parteru stanowiła kuchnia i zapewne pomieszczenia gospodarcze. Całe drugie i część pierwszego piętra był częścią sypialnianą. Odpowiednio prywatną i wspólną. Z dodatkowych spostrzeżeń.
W piwnicy można było spróbować sił w kilku grach hazardowych.
Część jadalni umiejscowiona na piętrze, będąca de facto jedynie balkonem z 2 stolikami, była rezerwowana. Tak wynikało ze słów recepcjonistki. Bez wyraźniej zgody osób tam przebywających nietaktem było ich nachodzenie. Dodatkowo... można było odnieść wrażenie, że są pewne osobistości mające pierwszeństwo w rezerwowaniu tamtejszych stolików.
Co do obecnych... ich duża liczba wcale nie sprawiała że w karczmie było tłoczno.
Parter:



Xernea
Cheaster [czester]
Siostry wojny, bez Three i Four. Five zasiadła przy innym stoliku prowadzą z kimś rozmowę.
Herbia, Ihasta, przy których zasiadała młoda czarodziejka o imieniu Weronika

Do tego zauważalna większośc obecnych pochodziła z Loungher, prowadząc ożywione plotki o walce.
Piwnica:



(zakapturzona)

Erven, choć spodziewał się, że zakwaterwanie i wyżywienie będą musieli załatwić na własny rachunek został zaskoczony kiedy się dowiedział, że to już zostało uregulowane. No cóż, nie narzekał… na wszelki wypadek wypytał o pokoje i który został komu przydzielony. Ot, dobrze wiedzieć rozkład sił… na wypadek problemów. Tak czy inaczej, odebrał klucz.
- Rozejrzę się. Odpocznijcie, od jutra zaczynamy naszą pracę na poważnie. Treningi, werbunek ludzi i stawianie fortyfikacji.
Po tych słowach udał się do piwnicy pragnąc zacząć swoje przeszukiwania od dołu ku górze. I musiał przyznać, że był to dobry wybór, bo jego oko pochwyciła biało-rudowłosa.
Z delikatnym uśmiechem podszedł do niej i powiedział.
- To nietypowy widok posiadać włosy w dwóch kolorach. Jeszcze rzadszym jest aureola. To przypadek, czy zrządzenie losu mieć takie hojne dary?
- Sama byłam zaskoczona jak zaczęto się do mnie modlić. To aż tak niespotykane przybory? - zapytała jakby po dłuższej chwili. Widocznie Lure musiało podziałać na nią przyjaźnie.
- Dość niespotykane, ale nie martw się, nie będę zamęczał modlitwą. Prawdę mówiąc nie wierzę w siłę wyższą. - odpowiedział Erven po czym drobnym gestem wskazał na krzesło przy jej stoliku - Można?
- Proszę. - wskazała gestem wolne miejsce - Racja. Siły wyższe nie istnieją, a jeśli... to gdzieś na pewno leży ich przyziemna przyczyna.
Erven usiadł nieśpiesznie na krześle i powiedział.
- Niektórzy mawiają, że jedyni bogowie jacy są to my sami. Bogowie ucieleśnieni. Muszę przyznać, że to dość ciekawa koncepcja.
- Wolę tą że bogowie to jedynie byty wyższe zrodzone z czystej mocy i obranego elementu. Taka wiara brzmi trochę dziwnie, ale przez coś tak wielkiego mogę uznać... że wiara wynika raczej z respektu. A gadatliwi... echem -wy jak mało kto.
Erven skinął głową.
- Jest też teoria, że bóstwo umiera kiedy ginie ostatni wyznawca, bo z wiary czerpie moc… ale co ja się znam. Napijesz się czegoś?
- Dziękuję piłam niedawno kawę. Miła odmiana po napojach z Irytem. O tej teorii też słyszałam, nawet z pierwszej ręki od pewnego kapłana. Bodajże, bóstwa nie mogą się odrodzić bez wiernych. Ale czy giną bez nich tego nie był w stanie uzasadnić. Może to kwestia typu bóstwa.
- Ponoć są bóstwa, które czerpią moc bezpośrednio ze zjawisk i emocji z którymi są powiązane. - zauważył mężczyzna po czym pochylił się lekko ku niej i ściszył głos konspiracyjnie - Szczególnie to dotyczy się bóstw Osnowy.
- Mówisz o bóstwach dziedzinowych? Też o tym słyszałam. Podobno są bardzo paskudne. Choć nie dane było mi jeszcze spotkać tych tak zwanych demonów osnowy.
- Moje źródło podaje, że te z Osnowy nie zmaterializują się w tym świecie, bo jest dla nich toksyczny. To bardziej paradygmaty, myślokształty ukształtowane z pierwotnych potrzeb, emocji i myśli istot żywych. Dlatego ciężko z nimi walczyć. Od tego mają swoje pomioty, demony, które po “śmieci” w świecie materialnym wracają do swojego wymiaru. Czy jakoś tak.
- Intrygujące. A są jakieś znane metody walki z nimi?
- I tu jest właśnie pies pogrzebany… bo jak walczyć z czymś co się żywi tym co sprawia, że jesteś żywą, myślącą, pragnącą istotą?
- Chyba rozumiem. Szkoda, wiedziałabym jak przygotować moje bomby na ewentualne spotkanie. Ech... może Ki ale rzeczy niematerialne nie są w stanie go przetrzymywać. - westchnęła z uśmiechem że nic na to nie jest w stanie poradzić.
- Oh, uwierz mi. Z demonami za pasem będziesz mieć wiele okazji powysadzać trochę w powietrze. - powiedział rozbawionym głosem mężczyzna i się zaśmiał - Tak czy inaczej, Osnowa to problem na potem. Mamy Garollo do utrzymania i nie może upaść, bo wtedy wszystko stracone.
- Słyszałam że mieliście niezły ubaw w Loungher. Całe miasto poszło z dymem. Ale wiem jakie są karczemne opowieści... wiesz jak to było z pierwszej ręki?
- Bitwa była już wygrana. Na polu walki został koronny i mały zastęp demonów, ale… jakiś anioł interweniował i wymazał wszystko co materialne włączając w to miasto i demony. Można powiedzieć, że wszystko poszło “ze światłem”.
- Ha ha ha. Już wiem czemu w Gata tak dziwnie na mnie patrzono.
W sali rozległ się nagle okrzyk wiwatu za stołem przy którym siedziała Four, pozostał już tylko jeden zawodnik, reszta wiła się pod stołem coś tam mamrocząc.
Z kolei tuż przy ścianie, gdzie rzucano nożami do drewnianej tarczy, trwała zacięta rywalizacja między dwoma szermierzami, jednym z opaską na oku, krukiem na ramieniu, a drugim ubranym w czarny kombinezon, który rzucał tylko sztyletami ze srebra.
Drobne zakapturzone dziewczę spoglądało właśnie w ich stronę, choć zapewne było nieśmiałe by dołączyć.
- Wygląda na to, że mamy towarzystwo… - mruknął czarnoksiężnik i spojrzał na kobietę z którą prowadził rozmowę po czym się przedstawił - Erven Sharsth. Jeszcze nie znany w tych okolicach, więc zapewne o mnie nie słyszałaś... ale to się, zapewne niedługo, zmieni.
- Jackelin'O. Przybyszka, przystanęłam tutaj, ale niedługo ruszam dalej na zachód. Wiesz, mogliśmy się już gdzieś wcześniej spotkać? Mam dość dobrą pamięć do twarzy... o ile ich nie wysadzam. - dodała z uśmiechem - San Serandinas, a może Londynium?
- Zdecydowanie San Sarandinas... - odpowiedział z szerokim uśmiechem - ...i tak, też jestem przybyszem. Można powiedzieć, że znajduje się tam moja baza operacyjna i większość wolnego czasu tam spędzam. Nie chciałabyś zostać z nami? Zbliża się wojna i przyda się ktoś kto zna się na materiałach wybuchowych… pomyśl Jackelin’O. W pełni legalne wysadzanie w dużej ilości!
- Wiesz jak skusić kobietę. - zaśmiała się zarzucając włosami i nachylając się nad stołem - Doświadczony zawodnik?
- Cóż, jest tylko jeden sposób by się przekonać. - odpowiedział z uśmiechem.
- He. He. Pomyślałam o tym samym.- rzekła nachylając się głęboko nad stołem i chwytając Ervena z kołnierz.
Mag nic nie odpowiedział, zresztą nie był w stanie... jego usta były zajęte.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 17-05-2017 o 20:10.
Dhratlach jest offline  
Stary 18-05-2017, 21:29   #80
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Echo w Karczmie

W tym czasie anielica dosiadła się do sióstr.
- Gdzie Three i Four? - zapytała łagodnie badając nastroje dziewcząt po walce.
Wszyscy zdawali się zmęczeni.
- Three śpi. Four... hyh. Pewnie w piwnicy ogrywa w piciu jakiś tutejszych. - Odparła Two pijąc z dużego kufla piwo.
- Dz. Dz. Dz...ien..dobry. - przywitała ją mała czarodziejka z każdą chwilą ściszając głos.
- Weroniko spokojnie, to nasza sojuszniczka. - uspokoiła ją Herbia głaszcząc dziewczynkę po kapturze.
Echo Powitała dziewczynę skinieniem głowy.
- Dzień dobry Weronika. Nazywam się Echo. Co cię sprowadza?
- Ugu... - mruknęła coś niezrozumiale
- Jest nieśmiała - wyjaśniła Herbia. - Weronika ukończyła podstawową naukę magii leczenia i światła w świątyni wiedzy. Potem jako ochotniczka zgłosiła się do stacjonowania w Loungher i Garollo. Można powiedzieć że jest naszym punktem kontaktowym w tych okolicach.
- Można by ująć, że to nasza informatorka. Nie odbiega to od prawdy. {Zero}
- To bardzo dobrze. Potrzeba takich osób. Szczególnie kiedy potrzeba ustalić w tym miejscu naszą pierwszą linię obrony przed tym co nadchodzi.
- Kto przypuszczał, że zaatakują tak szybko. - zapytała retorycznie Herbia
- Wolałabym wiedzieć kiedy znów zaatakują. - rzekła Zero z lekkim niepokojem - Lada dzień spadną pierwsze śniegi. Komunikacja będzie utrudniona, podróż również...
- Ano. B-Był tu taki... przystojny pan. Kilka dni przed walką. Była z nim Gabriela.
- Fairy shooter?! {Zero}
- Um. I prowadzili jakąś budowę. Ale... czegoś brakuje. I że to już nasza “działka”. {Weronika}
- Czy ten piękniś miał może czarne włosy i ubrany był w biały mundur? {Herbia}
- Um. {Weronika}
- Kto to? - zapytała Zero kierując pytanie do Czarodziejki.
- Sojusznik. Shiba Tatsuya. Razem z Fairy Fencer oraz Yue zajmowali się dostępem do Ediosu. W efekcie przełożenia prac udało im się opracować system komunikacji dalekiego zasięgu. Projekt jeszcze nie jest gotowy. Wymaga on testów magicznych po stronie Stolicy.- wyjaśniła
- Zaraz zaraz. To znaczy że jest w tym mieście urządzenie zdolne do komunikacji ze stolicą, ale stolica jeszcze go nie przygotowała? {Zero}
- Tak. Un. {Herbia, Weronika}
- One, weź Ihastę i udajcie się do stolicy. Powiedzcie że mają ruszyć 4 litery żeby to działało. W razie czego szturchnięcie Stalowego, niech przyśle wsparcie. {Zero}
Termin Edios również występuje wśród anielskiej rzeszy. Najprościej ujmując... jest to “zbiór” wszelkich informacji o świecie. Niewiadomo czy to po prostu pojęcie uogólniające czy ma on faktycznie jakąś namacalną postać. Nie wiadomo czy, gdzie i jak istnieje, a tym bardziej jak się do niego dostać. Jednak ze słów tutaj użytych można wywnioskować że wspomniana grupa ludzi potwierdziła jego istnienie.
- Bardzo chciałabym dowiedzieć się więcej i obejrzeć co zbudowano - Echo zaczęła się dopytywać o ten system i gdzie znajduje się to wybudowane.
Z opisu miało to wyglądać jak dość duży kopiec albo pagórek z wyrośniętą na szczycie sosną i wejściem u podnóża. Lokalizacja mniej więcej w połowie drogi między miasteczkiem a winiarnią Dionizego.

Po dość niedługim czasie Erven wyłonił się z piwnicy będąc prowadzonym przez pewną damę w stronę sypialnianej części karczmy.
Echo powiodła wzrokiem za mężczyzną. Westchnęła ciężko, przeprosiła dziewczyny przy stole i podążyła za parką.
Pokój Jackelin mieścił się na 2 piętrze. Przechodząc przez pierwsze piętro, tuż obok prywatnego balkonu, akurat ktoś stamtąd wychodził. (Jackelin go nie widzi bo już weszła na schody na kolejne piętro)

- ...spoko. Pójdę tylko po coś do picia. Ty tak serio z tą krwi... - spostrzegł przechodzących i od razu ściszył głos - Zobaczę co da się zrobić.
Prywatny balkon był zamkniętym pomieszczeniem z jedną parą drzwi. Wewnątrz, sądząc po rozmiarze mogły się mieścić najwyżej dwa 4-osobowe stoliki. Na tajne pomieszczenie raczej się nie nadawała ale na prywatną schadzkę był w sam raz. Co więcej ze wspólnej sali nie dało się nikogo stamtąd dostrzec, choć balkon był otwarty.
Od mężczyzny biła złowroga aura. Nie taka jak u demonów, raczej taka od osób bardzo niebezpiecznych.
Przeszedł obok nich, trzymając ręce w kieszeni bluzy z kapturem, a kaptur naciągnął by bardziej skryć twarz. Nie nosił przy sobie broni.
Od pozostałych pokoi wciąż dało się odczuć nietypowe obecności. Trudno to sprecyzować ale można było czuć niepokój albo nietypową moc.
Nie wszczynając podejrzeń Echo nie miała co teraz próbować sprawdzać każdego pokoju. Jak tylko Three odpocznie poprosi ją o trening.
Pokój Jackelin znajdował się za 3 drzwiami po lewej. Dopóki nie opuszczało się karczmy klucz do pokoju można było trzymać przy sobie.
Erven dostrzegł Echo jak już byli pod pokojem. Uznał, że anielica może spokojnie wracać do swoich zajęć.
Echo przyjęła to ze stoickim spokojem. Odwróciła się (z małym trudem bo za duża była na te korytarze) i odeszła. Ciekawość zwyciężyła i zajrzała na balkon.
Przy pierwszym stoliku siedziała czarnowłosa dziewczyna. Charakterystyka jej osoby przypominała skrzyżowanie rasy wampirów i syren.
(Harkenia)
To zapewne przy niej siedział tamten mężczyzna.
Przy drugim stoliku zasiada dziewczę z aureolą nad głową.
(Baira)
Nie była aniołem, albo Echo jej nie znała. Po energii od niej bijącej mogło się wydawać że ma coś wspólnego z aniołami. W każdym razie była niezwykle silna, tak że bijąca od niej aura była aż widoczna.
Za to największym zaskoczeniem był jej rozmówca.

Zadakiel. Anioł i Dowódca Dominacji. Jego obecność była zapewne tłumiona przez obecność jego rozmówczyni, dlatego nie dane było Echo go wcześniej wykryć.
- Witaj Zadakielu - powiedziała bez strachu Echo wchodząc do środka. Była ciekawa reakcji zebranych na jej obecność.
- Co cię sprowadza na ziemię?
Anioł zdawał się bardziej zaskoczony od jego rozmówczyni, ale mniej od wampirzycy, która aż podskoczyła na krześle.
- Echo! Co Ty tu robisz!? Tu się ukryłaś? - Zapytał zaskoczony z lekkim wyrzutem. On z pewnością nie będzie dobrze nastawiony do anielicy. Nawet odpuścił formalności, choć de facto był aniołem. Ale... czyżby nie wiedział gdzie znajdowała się Echo? Czyżby...ktoś coś zataił?
- Przepaszam za najście - anielica przeprosiła… wampirzycę skoro była najbardziej wstrząśnięta jej nagłą intruzją. - Postaram się odpowiedzieć na twoje pytania, lecz zauważę, iż moje padło pierwsze. Co tu robisz?
- Errr. W sumie też możesz to usłyszeć. Sądzę że nawet Ty, jeśli przyjąć pewne ugody mogłabyś stać się pomocna. Kojarzysz tą oto osobę? - wskazał na jego towarzyszkę.
Echo zaprzeczyła kręcąc głową.
- To reprezentantka rasy Pixiv. Możesz ją znać pod innym mianem. Avenger.
Mściciele, czy też Avenger, to dawna rasa stworzona przez bogów, aniołów oraz Salferianów. Rasa stworzona do eliminacji zagrożeń wyższej kategorii jak zstępujący bogowie zła, czy istoty posiadające olbrzymią niekontrolowaną moc. Wraz z końcem wielkich wojen pozbyto się większości przedstawicieli tej rasy, choć niektóre egzemplarze mogły pozostać uśpione lub ukryte. Powód był prosty. Z braku większego celu istnienia, rasa straciła znaczenie, a ich olbrzymia moc stanowiła zagrożenie. Często w zapiskach rasę porównuje się z Ex-Machina, choć obie rasy nie mają wiele wspólnych cech.
Niektóre jednostki, pełnią rolę strażników artefaktów, których nie dało się zniszczyć
- Otóż widzisz... wykryliśmy niedawno ślady czegoś co zaginęło wieki temu. Artefaktu o niespotykanej mocy. I chcielibyśmy to odzyskać. Jeśli jesteś skłonna pomóc, mogę przymknąć oko że się tu spotkaliśmy. Oczywiście Baira ma ten sam cel.
- Rozumiem. W interesującym momencie przybywasz. Długo już tutaj jesteście? - anielica zdała się być nieporuszona informacją o niezwykłym odkryciu.
- Przybyłem niedawno. - odparł opierając plecy o oparcie krzesła. Baira milczała, raczej przyglądając się obojgu aniołów.
Chwilę później słychać było klaśnięcie. Było to klepnięcie w lwi zadek Echo. Zakapturzony mężczyzna wrócił z napitkami ale nijak nie mógł przejść przez drzwi. Bo coś mu je blokowało.
Echo aż sapnęła z zaskoczenia postępując kilka kroków do przodu. Odwróciła głowę aby spojrzeć z wyrzutem na wchodząca osobę. Ale mimo jego zachowania miał rację. Zastawiłą drzwi. Dlatego też upewniła się, że nie będzie przeszkadzać i usiadła wracając do rozmowy.
- Co to za artefakt?
- Venitas. Zwany świętością-demonów, łamaczem balansu czy też paradoxem zasad. Jedyny i niepowtarzalny, którego nie udalo się zniszczyć za czasów wielkiej wojny i który zaginął w tamtym okresie.
Nazwa gdzieś się kołatała w pamięci Echo, jednak trudno było ją przypisać do czegoś znaczącego. Widocznie musiał być to naprawdę stary artefakt. Łamacze balansu były echo poniekąd znane. To artefakty, których moc mogła wpływać na zasady panujące w świecie. Większość nich była niszczona. Anioły miłują porządek. A artefakty te mogły być poszukiwane przez demony.
- Macie już jakiś kierunek poszukiwań? Mogę wam pomóc, lecz obiecałam wpierw pomóc ustawić w tym mieście linię oporu przeciw demonom. Jeśli pomoglibyście razem moglibyśmy więcej zdziałać w obu sprawach.
- Jak na razie wszystko wskazuje północ, ale pustyni bym nie liczył. Nie widzę celu by właśnie tam miał się znajdować. Może ta ludzka osada w górach... jakkolwiek ją zwią. Faktycznie obecność demonów, może wskazywać że też tego poszukują. Fumm. Mógłbym przekazać wieść archaniołom, ale musiałbym mieć coś... więcej niż tylko wieść o ataku demonów. Twój występek, źle cię stawia w świetle pozostałych braci i sióstr. Samo wspomnienie że tu jesteś może wywołać wrzawę. Hmm. Co tu począć? - zapytał spoglądając na sufit i gładząc się po brodzie.
Echo spojrzała na anioła przed sobą chłodnym spojrzeniem.
- Ach… rozumiem. Ale mylisz się. Moja obecność tutaj nie jest sekretem. Odpowiem za swoje postępowanie jak przyrzekłam. Zaś nie wiem jak możesz nazywać siebie aniołem Zadakielu. W obliczu inwazji demonów na ziemie zamierzasz targować się niczym podstępny demon.
- A... Siostra Echo jak zwykle nie znasz się na żartach.- podrapał się po głowie z lekko zawiedzioną miną - Informację dla rodzeństwa podrzucę przy okazji. - mrugnął - Pamiętaj jednak, że nie powiem że tu jesteś w zamian za pomoc. Rozumiem chcesz pomóc ludziom w walce z demonami, ale ci u góry nie lubią odwlekać swoich spraw. Gdyby się dowiedzieli musiałbyś wrócić w trybie natychmiastowym. W sumie to mógłbym... nie, nie wolno mi. To niewłaściwe dla mej funkcji. - rzekł spoglądając smutno na ziemię.
- Wierzę, że pośród ludzi i nie tylko, są dobre osobniki. Zostawienie ich na pastwę demonów nie powinno być normalne tylko dlatego, że ktoś nam nie dał odpowiedniego rozkazu… - westchnęła anielica kręcąc głową. Przebywanie na ziemi wpływało na nią w dziwny sposób. - Ale moja oferta dalej jest aktualna. Nie interesuje mnie co powiedzą na górze. Jeśli chcesz pomóż mi, to szybciej ja będę w stanie pomóc tobie. Jeśli nie chcesz zwlekać, to postaram się do ciebie dołączyć jak uwinę się z tym tutaj. Możliwe, że będe miała pomoc.
- Zrozumiałem. Powiedz mi jeszcze. Jakoś... nigdy nie miałem okazji o to zapytać, a kto będzie wiedział najwięcej jak nie rzeczona osoba. Narodziłaś się cherubinem prawda? - zapytał wskazując palcem (wnętrzem dłoni do góry).
- Nie bracie. Narodziłam się aniołem. Wspięłam się po hierarchii. Ale to było bardzo dawno temu.
- Ach. - westchnął jakby chciał coś zaproponować, ale najwidoczniej echo nie była do tego właściwa. - W takim razie z mojej strony to wszystko. Baira. Postępuj wedle wytycznych i odnajdź Venitas. Skontaktuj się ze mną gdy na coś natrafisz.
- Tak. - odparła dziewczyna beznamietnie.
- Czemu to ma znaczenie? - dopytała się.
- Byłem ciekaw.
Anielica kiwnęła głową.
- Na dole są moje wspólniczki. Zechcesz dołączyć?
- Nie. Na mnie już pora. - odparł anioł zalewając pomieszczenie blaskiem.
Zniknął wraz z jego końcem.
Baira powstała z miejsca. Spojrzała w stronę anielicy, w jej oczach była wrogość. Choć nie emanowała od niej żądza mordu, chęć niszczenia, czy nienawiść. Ciekawe co to mogło znaczyć.
- A ty Biaro? Zechciałabyś dołączyć? - zapytała anielica podnosząc się z zamiarem wyjścia.
- Deined. Cel jest jasny. Odnaleźć venitas. Ruszam od razu. - odparla beznamiętnie. Poczym wychodząc dodała cicho, ale echo słyszała wyraźnie - Mam w tym własny interes...
Pixiv były, zgodnie z opisem, bezosobowe podobne odrobinę do Ex-Machina. Niczym maszyny w ludzkiej formie. Jednak ostatnie zdanie... było jak najbardziej ludzkie.
Na tę uwagę Echo ściągnęła brwi lecz wolała niczego nie wszczynać. Sama wyszła z pokoju jeszcze raz przepraszając za najście. Zatrzymałą się przy stoliku dziewcząc odprowadzając wzrokiem Pixiv zastanawiając się czy to dobry pomysł ją zostawiać. Musiała jednak poczekać na Ervena…

Wysoko nad ziemią

Jakiś czas później.
Aftokrator.
Zadkiel pojawił się w jednym z obszernych korytarzy suto usłanych kolumnami.
- Zadakielu? - rzekł jakiś anioł stojący w cieniu kolumny.
[img=http://smg.photobucket.com/user/cybergoonieenderwiggin/media/Characters/mechangel.jpg.html]mechangel.jpg Photo by cybergoonieenderwiggin | Photobucket[/img]
Nie był sam za kilkoma z pozostałych kolumn również ktoś się ukrywał.
- Fiduciose [czyt. fidukius]. Przebudzona Pixiv otrzymała rozkaz.
- Dobrze. {Fiduciose}
- Cośśś cię niepokoi Brracie? - inny anioł wylonił się zza klumny. Trzymał na ramieniu anielski pistolet.
[img=http://www.zerochan.net/553176]Anima: Beyond Fantasy/#553176 - Zerochan[/img]
- Nie uwierzycie kogo spotkałem. Nawet ty Icarusie. Echo. {Zadakiel}
- O! U... {Fiduciose}
- W zamian za ukrycie tego spotkania, pomoże odnaleźć Venitas. Nie udało mi się jednak wyłudzić zwoju. {Zadakiel}
- Po zzzdobyciu Venitas nie, nie będzie nam juższ potrzebny. {Icarus}
- Nie powiedzieliście jednak, że ewoluowała w hierarchii. O mało nie zaproponowałem jej zdobywania artefaktów. - rzekł Zadkiel krzyżując ręce na piersi. - Co by było gdyby została Tronem.
- Nie zamartwiaj się bracie. Pozbędziemy się jej, gdy przyjdzie na to czas. Łatwo jest obrócić gniew ludzi przeciwko nam. {Fiduciose}
- No nie wiem bracie. Rzekła coś dziwnego... Jej obecność tam nie jest sekretem i że przyrzekła wrócić. {Zadakiel}
- Morfeusz jest bezstronny. Jego oczy w amuletach spoglądają wszędzie. Niemożliwe by uciekła choć jednemu spojrzeniu. - rzekł inny anioł.

- Co sugerujesz Sandalfonie. {Fiduciose}
- Jedyny sposób by zablokować oko... to spoglądać weń na nią innym. {Sandalfon}
- Twierdzisz że ktoś ją ciągle obserwuje. {Zadakiel}
- Tak twierdzę. {Sandalfon}
- A więc ktoś wie, co się szykuje... - orzekł Fiduciose - W takim razie musimy uważać na nasz kolejny ruch…

* * *

Po powrocie do głównej sali karczmy.
- Echo! Co za pokaz świateł? - zapytała Zero wskazując palcem na prywatną lożę. - Parę osób o mało nie narobiło w gacie. Przypomniała się im ostatnia noc. - zaśmiała się
- To… hm… to był jeden z moich braci - anielica ściszyła głos - ale nie jestem pewna czy to mój sprzymierzeniec. Teraz to nie jest aż tak istotne. Jest sprawa z tym magicznym połączeniem tak? Myślę, że mogłabym zawieźć wieści i wrócić tutaj w przeciągu jednego dnia. O ile nie wpadnę na żadne trudności. Czy One już wyruszyła?
- Tak, jest z nią Ihasta więc pewnie też lecą. Powinnaś odpocząć i odzyskać siły. - Orzekła Herbia - Miałaś drugi największy udział w tamtej walce.
- Nie ma co kryć. Erven też się popisał. Należy mu się chwila sławy - rzekła Zero spoglądając w stronę pomieszczeń sypialnianych.
- Och już sobie ją odbiera - mruknęłą anielica wywracając oczami. - Wolałabym aby się zdecydował czy mam go pilnować jak dziecko czy nie.

Po jakiejś godzinie tuż przy wejściu do karczmy dało się słyszeć... bliżej nieokreślone emocjonalnie okrzyki. Widocznie przybył ktoś znany choć miano Najsłabszego zdawało się być z tym sprzeczne.
Grupie przewodził chłopiec w płaszczu, spod którego wystawała spora ilość sprzętu. Łuk, kilka mieczy, zapewne jakaś broń palna, kilka pasów z mnóstwem sakiewek. Na plecach niósł 3 plecaki.

Za nim podążała reprezentantka Drakoni, tak jak i Ihasta. Szła dumnie ze złożonymi skrzydłami, dzierżąc włócznię. Łuski pokrywały większość jej ciała tworząc naturalny, dość skąpy, strój.

Po drugiej stronie chłopaka szło dziewczę które można by uznać za anioła.
(meiko)
Z pewnością była reprezentantką Uskrzydlonych. Pytanie tylko czemu Echo czuła wobec niej bliskość. Czyżby jeden z jej rodziców był aniołem. Miała tylko jedno skrzydło w barwie błękitu. Jak na drobne dziewczę niosła na plecach ciężki dwuręczny miecz. Prosty, choć pięknie wykonany.
Jedyne co było dziwne to fakt że w przeciwieństwie do chłopaka, od jego towarzyszek czuć było siłę. Tylko jego obecność nie pasowała do obrazka.
- Yo Najsłabszy! Jak tam poszukiwania? - zagadnął któryś z tutejszych.
- Znów ganiasz za kluczami? - zagadnął inny.
- No tak wyszło. - odparł chłopiec - Widzę że ostatniej rady nie posłuchaliście. Od tego alkoholu aż wam miasto wyparowało. - rzekł z przekąsem wołając do gospodyni kolejkę dla wszystkich.
Echo odwróciła się aby zobaczyć co się dzieje i przyjrzeć się zarówno chłopcu, jak i jego obstawie.
- A więc to jest ten rzeczony Najsłabszy? - zapytała retorycznie Zero - Cuś mizerny.
- Bo to nie on pewnie jest główną siłą uderzeniową. Tylko one - powiedziała spokojnie Echo.
- Zdaje mi się że kogoś mi brakuje. Nie wiem czy wiesz Echo, ale zwykle grupy łączą się w 4-5 osób. Zdarzają się dość rzadko 3 i 6 osobowe. A patrząc na Niego mam pewność że nie należą do wyjątku.
- Pewnie niedługo się dowiemy.
Uskrzydlona z grupy “Najsłabszego” podeszła do Echo. Przyglądała się jej z ciekawością. Niepewnie próbując ją pogłaskać. Chłopak zasiadł przy wolnym stoliku razem z drakonią, zabawiając gawiedź różnymi opowieściami. Sądząc bo wspomnianych lokalizacjach zapewne wrócili z Rockviel.
- Nie jestem zwierzęciem - Echo pouczyła dziewczynę.
- Ach przepraszam. - dziewcze ukłoniło się szybko w geście przeprosin, upuszczając miecz na łapę anielicy. (rękojeścią w stronę łapy) - Ach przepraszam. - Ponownie się ukłoniła.
- W porządku - anielica złapała rękojeść pomiędzy palce swojej łapy i podniosła do góry miecz, który przy proporcjach Echo wydawał się wielkości patyczka.
- Przepraszam, że pytam, ale czy w twoich żyłach płynie anielska krew?
- Ano... niewiem. - Odparła niepewnie - Ojciec jest człowiekiem, a matki nigdy nie poznałam. - Ach. Proszę się nie martwić... przywykłam do tego pytania.
- Ja jestem aniołem. Wyczuwam pewną bliskość z tobą. Nie mogłam sobie tego inaczej wytłumaczyć. Najsłabszy to twój przywódca?
- Prawdziwy anioł? - zapytała otwierając szerzej oczy i składając ręce do modlitwy
Tym razem wypuszczony oręż uderzył o stół.
- Eeee jeśli pytasz o lidera grupy, tak. - odparła powoli dobierając słowa.
- Wasze pojawienie się robi wiele zamieszania. Jesteście tutaj znani.
- Tutaj jesteśmy pierwszy raz. - odparła dziewczynka - W tamtym. Loungher? Byliśmy dwa razy. Przybysze nas znają, bo Seiji z nimi robi interesy.
- O! Co ciekawego oferuje? - zapytała Herbia, zerkając kątem oka na młodzieńca
- “Robótki ręczne”? - zapytała niźli odpowiedziała, palce kładąc na brodzie - Seiji sam robi rzeczy, nie zawsze mówi co. Pomagał przy robieniu tego miecza. - uniosła na swój oręż - i włóczni Darrii - wskazała mieczem wbijajac go w oparcie krzesła. - Przepraszam. - wyskomlała a w kącikach oczu zaczęło coś lśnić (łzy).
- Meiko. - wspomniany chłopak podszedł do dziewczęcia próbującego wyciągnąć miecz bez znaczenia krzesła. - Ja to wezmę. - oznajmił odbierając jej broń. - Przepraszam za nią. Bywa... ... nieuważna. - rzekł po dłuższej chwili milczenia, oczywiście będąc w ukłonie.
- Przeprosiny należą się właścicielowi krzesła - uśmiechnęła się łagodnie Echo. - Seiji tak? Miło poznać, jestem Echo. Czy ty i twoja drużyna bylibyście zainteresowani pomocą przy umocnieniu tego miejsca?
- Dziękuję za wyrozumiałość. Jestem Seiji alias “Najsłabszy”. Chodzi o walkę z demonami? Y... Nie. Jesteśmy tu tylko na chwilę. O ile demony nas w tym czasie nie zaatakują, to raczej na zwadę nie będziemy czekać. Już to przerabialiśmy w warowni. - pomachał dłonią na znak zaprzeczenia i może dla podkreślenia swojej pozycji - Sądząc po strojach. Osoby przy stole to część oddziałów stolicy, jak mniemam? Dobrze się składa. Jak będziecie słać raport, napomknięcie, że górska warownia jest bezpieczna. Zebrane oddziały utrzymały i zlikwidowały zagrożenie ze strony demonów. Niestety straciliśmy drogi i kilka przesmyków. Więc bez wsparcia technicznego nie będziecie mieli dostaw zaopatrzenia, przez co najmniej kilka dni. Musicie korzystać z lokalnych źródeł. To raport od staruszka Gendou.
Zero, Herbia i Weronika przez chwilę patrzyli na chłopca mrugając oczami jakby czegoś nie zrozumiały. Na usta cisnęło się jedno czy dwa przekleństwa.
-A więc już pomagasz. Dziękuję. Nie jestem do końca obeznana z ludzkimi zbrojeniami, może chociaż podzieliłbyś się uwagami jak można przerobić to miasto za przyczółek obronny - Echo nie miała absolutnie żadnego problemu przyznać się do niewiedzy. Wszak jeszcze by coś źle zrobiła.
- Szczerze mówiąc... nie mam pojęcia. Macie oddziały, przybyszów, bodajże niedaleko jest gildia łowców bestii. Czemu by ich wszystkich nie spiknąć razem. To samo zrobiliśmy w warowni. Wzięliśmy górników, krasnoludy, nawet gigant się znalazł. Trochę pułapek, ładunków wybuchowych i armia demonów nawet nie zdołała uciec. Fakt faktem mieliśmy Don-a, małe zaplecze magiczne i kilka artefaktów, ale to tylko dodatki. Mam wrażenie, że ci u góry i tutejsi nie chcą pomocy przybyszów z powodu jakiś nieokreślonych wynagrodzeń i roszczeń. Fakt nie każdy pomoże, ale każdy chciałby się móc spokojnie napić czy odsapnąć po podróży. Niestety bez spokojnej przystani raczej byłoby trudno. A teraz panie wybaczą, muszę udać się na spotkanei z mędrczynią wiedzy.
- Och? A która to? - Echo zawsze lubiła mędrców. Mimo, że nie miała z nimi zbyt wiele do czynienia jednak byli oni zawsze warci uwagi.
- Dobre pytanie. Na tym piętrze jej nie widziałem. Wyżej, to wątpliwe. Zakładam więc, że siedzi w piwnicy, do której jeszcze nie zszedłem. Zgodnie z opisem... ma wyglądać jak mała dziewczynka, bodajże Ex-Machina więc... jeśli nikogo takiego nie zobaczę, poszukam po tych bardziej podejrzanych. - mrugnął - Na pewno tu jest, bo po próżnicy bym nie leciał.
- Ex machina..? A nie Pixiv? Bo jak tak to wyszła.
- Pixiv? A co to? Mędrczyni wiedzy to na pewno mała dziewczynka i ex-machina. Reszta wskazówek zwykle jest rozbieżna, co do koloru włosów, uzbrojenia, stroju... Pixiv to jakieś inne określenie?
- Nie. To podobna istota. Wolałam się upewnić. Nie będę zatrzymywać.
- Dzięki. Jeśli chcecie możemy się jeszcze rozmówić jak skończę.
- Czemu nie - odparła spokojnie Echo.
- No to na razie. - Odszedł kierując się ku piwnicy.

Erven i łóżkowe pogaduchy

Erven był zadowolony. Leżał właśnie w łóżku z wtuloną w niego kobietą i za nic nie chciało mu się wstawać. Co tu dużo powiedzieć. Właśnie zaliczyli encore i był nieco zmęczony, a musiał wracać do swojego oddziału po raport sytuacyjny… choć znając życie pewnie siedzieli sobie i pili. Opcjonalnie inaczej urozmaicali sobie życia.
- Wiesz Jackelin… - powiedział leniwie - ...im dłużej jestem w tym świecie tym bardziej nie pojmuję jaki jest on nielogiczny…
- Nie ty pierwszy to odkryłeś. - zaśmiała się okrywając go gołą nogą. - I pewnie to się pogłębi... Ja dałam sobie z tym spokój. - powiedziała manewrując palcem po jego piersi - Po prostu uznałam że tak musi być.
- Jednak w każdym szaleństwie jest metoda. - mruknął w zadumie - W głębi duszy jestem naukowcem. Staram się pojąć zasady, powiązania i metody, a że planuję zajść wysoko to byłoby to pomocne…
Westchnął lekko po czym pokręcił lekko głową.
- ...ale ten świat… on mija się z tym do czego się przyzwyczaiłem w moim. W moim świecie, a dokładniej w moich kręgach… wszystko rozbija się o żelazną logikę przydatności. Tutaj? Absurdy stoją na szczycie hierarchii… i nikt tego nie widzi.
- Na przykład?
- Spójrz na Osadę. Nim pojawili się przybysze i zmiany jakie zaszły w świecie pod ich wpływem to była, nie, chyba nadal jest, jedyna jednostka produkująca żywność. Co oczywiście jest samobójstwem strategicznym, bo jej wyeliminowanie sprawi Wielki Głód nie tylko w Unii, ale i w okolicznych terenach. Logiczne jest przypisanie każdemu miastu szeregu miejscowości, wiosek, osad, mieścin, produkcyjnych. W ten sposób nawet wyeliminowanie części nie sprawi katastrofy logistycznej. Z kolei Kraj Ziemii jest właściwie jedynym dostarczycielem dóbr metalicznych, a w końcu góry są też i w innych krajach…
Zaśmiał się lekko, choć z pewną goryczą uronioną nad głupotą tego świata.
- ...a to tylko szpic sztyletu!
- Kiedyś tak było. - przytaknęła - O ile dobrze pamiętam przed ostatnim wstrząsem... nie chyba wcześniej.
Każde z miast ma własne pola uprawne oraz, w miarę możliwości, kopalnie. Jednak osada jest jakby głównym zaopatrzycielem, podobnie Rockviel. W końcu materiały nie znajdują się wszędzie. W tym świecie nie stosuje się także kopalni odkrywkowych. Choć może do dobrze. Pomimo braku ciężkiego sprzętu czy dużego rozwoju mechanicznego, ten świat jakoś sobie radzi. Tam jest nawet lepiej niż w Icegardzie.
- Cóż, słyszałem, że Kraj Lodu to dość… prymitywne miejsce, ale jeszcze tam nie byłem. - zauważył z namysłem
- Z kolei, weź na przykład dziesięciu obywateli rdzennych dla tego świata z różnych statusów społecznych i dziesięciu losowych przybyszy. W oczach ogółu, nie ważny jest wygląd, ubiór, czy uzbrojenie. Wszyscy są równi co jest... raczej dziwne. Jak myślisz?
- Rozumiem twój pogląd. Ale sam pomyśl... na chłopstwo zapewne nie zwracasz uwagi jeśli nie musisz. Oni też nie chadzają w udziwnionych strojach. Jest raczej monotonnie, roboczo. Gdyby było inaczej byłoby dziwnie racja? Mógłbyś uznać taką osobę jako dość znaczącą, gdzie w rzeczywistości to zwykły szarak. Podział wśród tutejszych jest raczej oczywisty aż do bólu. Póki osoba nie jest znacząca raczej nie ma się z nią kontaktu, a i ona sama żyje własnym życiem. Popatrz teraz na przybyszów... nie widać wśród nich nic co mogłoby ich łączyć. Mają zbroje, egzoszkielety, łuski, mundurki szkolne. Co niektórzy “przybrali barwy tego świata“ tylko po to by móc się wpasować. Na początku może miało to i sens. A teraz? Liczba przybyszów dorównuje albo nawet i przewyższa tutejszych. Próba zmiany czegoś nad czym się nie panuje jest głupotą i marnotrawstwem energii... którą można całkiem przyjemnie wykorzystać. - uśmiech kusicielki - Zachowały się jednak różnice społeczne. Większość przybyszów nie wejdzie od tak w strefę władzy, czy wybije się sztuką handlową. Na to potrzeba czasu, znajomości czy osiągnięć. Ale nawet bez tego, ilość rzeczy do zrobienia w tym świecie jest spora. Płaca w stosunku do trudności, z perspektywy przybyszów też nie jest najgorsza. Można całkiem wygodnie żyć, bez większych wyczynów. Jedyne co napędza przybyszów to adrenalina i duma, rywalizacja czy zwykła chęć przygody. Dlatego nikt nie pcha się by sięgnąć innego statusu.
- Hmm… - Erven mruknął przeciągle - O tym tak nie myślałem. Dzięki, teraz mam nad czym główkować z drugiego punktu widzenia, ale… - tutaj uśmiechnął się szeroko - ...według tej logiki, to ja jestem jakiś inny.
- Inność, też nie jest czymś szczególnym u przybyszów. - zaśmiała się - Jesteś po prostu... hm.. ambitny. Zdaje mi się że próbujesz osiągnąć hm... zapuścić korzenie w tym świecie. Może nawet sięgnąć po coś znaczącego. Nie ma w tym czegoś niezwykłego. Po prostu tak jest. Spałam kiedyś z równie ambitną osobą... może nawet zdołał dokonać tego do czego dążył, ale nasze drogi się od dawna nie skrzyżowały. Jedyne co może ci umknąć przez ambicje to otoczenie, bliscy... - pokazała trzeci palec i przez chwilę się zamyśliła - Cel? Właściwy cel? Pozostałe możliwości? Zapomniałam.
Nekromanta zaśmiał się radośnie.
- Czyżbyś mówiła z własnego przykładu? - zapytał rozbawionym, choć zaczepnym głosem.
- Powiedzmy że nie jesteś pierwszy, którego naszły takie rozważania w moim łóżku. - zaśmiała się w odpowiedzi - Ale mam na to lekarstwo. Zwykle po trzecim razie... zapominacie o tym i zasypiacie - wytknęła język.
- Z chęcią, ale muszę odebrać raport sytuacyjny od mojego oddziału. - odpowiedział z nutką żalu - Jednak pytanie sprzed pozostaje. - zrobił tutaj chwilę przerwy - Co powiesz na danie wycisku demonom? Przyznam, przydałby mi się spec od materiałów wybuchowych… a lepszej specjalistki nie znajdę.
- Tak się składa, że miałam w sprawie materiałów z kimś się tu spotkać. W sprawie demonów... nie chciałabym tu utknąć zbyt długo. To nie miejsce w którym mogłabym osiąść. Mogę... powiedzmy pozostać na jeden sezon. Tak się składa że według tutejszych... dziś jest ostatni dzień jesieni. Co opowiadałeś o absurdach w tym świecie? - zapytała żartem. W końcu jeszcze dzisiejszego ranka wszystko (natura) było zielone.
- Nie każ mi znowu zaczynać. - odpowiedział pół śmiechem, po czym już przytomniej - Pamiętasz kto to był? Może znam?
- Najsłabszy? Ostatnio stacjonuje w Rockviel. Zrządzeniem losu dowiedziałam się że ma się tu pojawić. W sumie jego celem jest osoba którą eskortowałam, więc może to nie tak losowy przypadek. - Dodała unosząc się na rękach. Koc zsunął się po jej zgrabnym nagim ciele.
- Powinien tu być przed wieczorem. Więc mamy jeszcze chwilę.
- Hmm… całkiem podoba mi się ta myśl. Tylko “Najsłabszy” brzmi mi na przybysza. Nie wiem co jest w stanie Ci zaoferować, ale ja jestem z Oddziałami Królewskimi… - mówiąc po podparł się na łokciach i przybliżył swoją twarz do jej mówiąc już szeptem - ...uwierz mi… mam lepsze alternatywy od niego.
Po tych słowach objął ją jednym ramieniem w pasie i przyciągając ją do siebie, obrócił tak, że znalazła się pod nim. Nie miała jak odpowiedzieć… jej usta były zajęte.
Widać nie każde twierdzenie jest prawdziwe...
Po trzecim razie, postanowili się ubrać i udać na dół, do głównej sali karczmy. Swoja droga, zamieszania z nowo przybyłymi niebyli w stanie usłyszeć.
Erven i Echo, karczma

Schodząc do wspólnej sali Jackelin szybko zorientowała się, że wyczekiwany przez nią osobnik przybył wcześniej niż było przewidziane.
- Hej szefowo! Najsłabszego coś przygnało, że tak wcześnie? {Jackelin’O)
- Kto wie. Mówił że tylko teraz miał gryfa pod ręką. {Właścicielka karczmy}
- Cóż, skoro jest nieobecny może chciałabyś poznać ofertę Oddziałów? - zapytał Erven Jackelin - Nic nie szkodzi sprawdzić co ma do powiedzenia druga zainteresowana strona, prawda?
- Mogę posłuchać. Nic nie stoi na przeszkodzie zaopatrzyć się w kilku źródłach.- przytaknęła.
Udali się razem do stolika Zero.
- O Erven... widzę że nie próżnujesz. - zaśmiała się białowłosa.
- Po prostu jest sprytny i nam zostawia całą robotę… - anielica powiedziała to w taki sposób, że nie było wiadomo czy to sarkazm czy przytyk.
- Niemalże wszystko co robię jest z myślą o korzyści Unii. - powiedział z cwanym i pewnym uśmiechem - Dla przykładu… Poznajcie Jackelin’O. Speckę od materiałów wybuchowych. Ma czas na jeden sezon, czyli przez zimę i być może nam pomoże, ale warunki kontraktu trzeba dogadać…
Zrobił chwilę przerwy i uśmiechnął się szeroko.
- Mam pomóc? Jackelin, to Herbia, Zero, Weronika, Two i Echo. Przy okazji Zero, przyda się raport sytuacyjny, ale to potem, bo coś słyszę, że mnie minęło co nieco...
- Jak już zostałam przedstawiona, jestem Jackelin’O. Przybyszka. Znam się na wybuchach i wysadzaniu w powietrze. I nie... nie jestem aniołem. - wskazała palcem na aureolę. - A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. W ramach pomocy, chciałabym otrzymać zaopatrzenie do moich maleństw.
Wyjęła z kieszeni bombę w kształcie dyni.

- Takich bomb... - zaczęła Herbia
- Nie nie. Chodzi mi tylko o ładunki wybuchowe. Co macie? {Jackelin’O}
- Hmm. Pod ręką nic. - odparała Zero. - Herbio co możemy sprowadzić?
- Mieszaninę otrzymywaną z Nitro Licris. Przybysze zwą ją Nitrogliceryną. Niestety trwają nad nią testy w fabryce, więc nie wiemy jeszcze wszystkiego. Czarny proch, dość rozpowszechniony przez przybyszów. Wojsko zakupiło dość spory zapas. I kilka tutejszych specyfików chemicznych i stałych. Jak popielny pył, czy rdzeń reaktora. Zależy czego będziesz potrzebować i w jakich ilościach.
- Nada się. Na Nitro bym liczyła, ale transport tego może być niebezpieczny. Czarny proch także używam, choć jest zdeczkę słaby. O reszcie nie słyszałam, ale póki daje kopa, to się nada. Potrzebuję także szarpneli, skrawków metalowych, mogą być gwoździe.Trochę proszków o różnym działaniu, trochę trujących, pieprzu, siarki. Gazów zapewne nie jesteście w stanie kompresować więc się nie nada. Z płynów wszystko co łatwopalne. Plastik... nieważne. Co silniejsze może być w mniejszych ilościach, co słabsze w dużych.
- Załatwione. Ale jeśli zwiejesz... - Zero powiedziała poważniejszym tonem, a Two poruszyła swoim szerokim mieczem.
- Spokojna głowa. Nawet ja nie chciałbym mieć na pieńku z Białymi Rycerzami. - Wybroniła się przybyszka.
- No to jesteśmy umówione. Erven nie przekabaciłeś czasem jeszcze kogoś? Five dogadała się z Xerneą, więc będziemy mieć oddział łuczników.
Zadziorny uśmiech zawitał na twarzy Ervena.
- Oddziały Królewskie w końcu doceniają moje... zdolności? Daj chwilę to zobaczę co da się zrobić… masz kogoś konkretnego na oku?
- Szczerze mówiąc widziałam jakiś nietypowych wojowników jak schodzili do piwnicy. Ale jak gustujesz tylko w płci pięknej - zaśmiała się zero - To może ta z niebieskiego dworu Selvan? (tyż w piwnicy).
- Niebieski dwór? - uśmiechnął się szeroko Erven - Brzmi obiecująco. Opisz mi ją, a z wojownikami zobaczę co da się zrobić potem.
- Nie rozmawiałam z nią. Nosi szaty typowe dla tamtych rejonów w barwach błękitu. Każdy kto jest członkiem rodu nosi swoje barwy. - wyjaśniła wojowniczka.
- Brzmi logicznie, ale to mi wystarczy by ją znaleźć… Nie powinno być większego problemu. Co do wojowników to najpewniej będzie sprawa czysto pieniężna, ale kto wie… - spojrzał tutaj badawczo na Zero z zadziorny uśmiechem - ...myślisz, że mamy jakąś Kartę Przetargową? - Oczywiście pił do niej… złośliwiec.
- Poza twoim kroczem? - zapytała z uśmiechem - Wraz z wojną będzie więcej przeszkód na drogach, mniejszy rynek pracy...
- Nie do końca - wtrąciła się Herbia - Wraz z armią demonów będzie więcej wszelkiej maści zleceń dla najemników. Jedynie wszystko będzie bardziej niebezpieczne.
- Ale wraz z wojną, może zmniejszyć się sam rynek i to dosłownie. Dawanie im pieniędzy w zamian za wymaganą pomoc może być dobrym rozwiązaniem ale tylko na krótki okres. Później uznają to za podstawę wszelkich działań. Zamiast im płacić... może lokalna władza mogłaby im pójść na rękę, w jakiś sposób. Darmowy nocleg lub inne usłógi. Przynajmniej czasowo. W każdym razie podczas targowania się staraj się unikać kwestii zapłaty czy temu podobnych. - wyjaśniła Zero - Później rozmówię się z Viscountem w imieniu Białych Oddziałów.
- Mam trochę gotówki przy sobie i mogę ją zainwestować w imię dobra Unii. - powiedział z uśmiechem Erven - Poza tym, nikt za darmo nie będzie podejmował pracy na zasadzie “o zapłacie porozmawiamy później, kiedyś”. Zostaw to na mojej głowie. Co do władcy tych terenów to nim z nim porozmawiasz, chciałbym zasięgnąć u niego słówko. Nie będzie to problemem?
- Dobrze. Uprzedzę go że zjawimy się jutro. Nie jestem najlepszą osobą do takich rzeczy. Zwykle zajmuje się tym Tallawen lub sama księżniczka. - dodała wojowniczka.
- Jak chcesz mogę wesprzeć Ciebie w negocjacjach. Nie jestem idealnym kandydatem, ale… - powiedział spokojnie mag.
- Każda pomoc się przyda, szczególnie w polityce. - przytaknęła.
Erven skinął Zero głową doceniając tym jej akceptację, lecz w jego wewnętrznym świecie… głęboko ukrywanym przed wszystkimi pomyślał zwycięsko…
“Wszystko idzie zgodnie z planem!”
- Zatem jesteśmy umówieni. Choć nie jestem mistrzem retoryki to mam nadzieję, że wytarguję dobre warunki. Dołożę wszelkich starań, aby to się stało.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172