Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-06-2018, 21:18   #531
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Nawiedzony las

- Tak, postradał zmysły, ale potem postradał je jeszcze bardziej. Dużo bardziej - mężczyzna zadrżał. - To było tak… dotarliśmy tutaj i wtedy zobaczyliśmy dwie osoby na plaży. Sprawiali wrażenie rozbitków, choć nie było żadnej tratwy lub wraku statku… W każdym razie, tam był chłopiec i kobieta.
Valter zmarszczył brwi i spojrzał na Lotte, jak gdyby zastanawiając się nad czymś intensywnie.
- To chyba byłaś ty - mruknął.
- I Ismo, czyli widziałeś nas i byliśmy razem? – Dopytywała o szczegóły. – Ale jak otworzyłam oczy, to nikogo nie widziałam, nikogo przy mnie nie było… Ale powiedz co było dalej?
- Chłopiec poruszył się i zaczął szarpać kobietą, to znaczy tobą. Chyba próbował cię obudzić i sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku. Zdawał się przestraszony. Jednak wtedy jeszcze nie miał powodu do strachu. Wszystko zmieniło w momencie, kiedy nasz szaleniec spojrzał na niego… i jakby w nim zawrzało. A potem skulił się… i już nie był sobą. Zmienił się. Jego cera stała się zielona, a uszy wydłużyły się w szpic. Natomiast twarz… to była twarz demona. Powiedział… “nagroda pocieszenia”, spoglądając na to dziecko, po czym skoczył… Skoczył na kilka długich metrów. A następnie biegł sprintem przez piasek prosto w stronę tego nieszczęsnego dziecka.
- Zrobiliście coś? – zapytała niepewnie, bez wyrzutu, zastanawiając się czy zwyciężył strach i zdziwienie czy może jednak wyuczone odruchy żołnierza. – Próbowaliście zatrzymać go?
- Tak. Ruszyliśmy błyskawicznie, jednak byliśmy znacznie bardziej powolni. Nasze buty zapadały się w piasku i w ogóle w porównaniu do tego potwora zdawaliśmy się okropnie ociążali. Demon złapał dziecko i byliśmy pewni, że go zabije, więc wyciagnąłem broń i miałem do niego strzelać… ale Edvin krzyknął, abym tego nie robił, bo trafię w chłopca, albo w ciebie. I rzeczywiście… nie sądzę, żebym mógł wyrządzić krzywdę temu czemuś zwykłymi kulami. Natomiast was mógłbym zabić… Ta istota ruszyła z powrotem przez plażę w kierunku lasu, biegnąc obok nas. A my nie mogliśmy nic uczynić… Ruszyliśmy w pościg i dotarliśmy aż do lasu. Wtedy ten potwór obrócił się i spojrzał na nas… Ale w taki sposób… W głowie mi się zakręciło i zacząłem słyszeć piski, krzyki, śmiechy, cały chór nieludzkich głosów… Trochę aniołów, a trochę diabłów. Poczułem ogromną chęć wydrapania sobie oczu… a następnie zemdlałem.
Visser pokiwała głową i przez chwilę zamyśliła się. To co jej się przydarzyło było wynikiem wejścia w portal, ale to co spotkało żołnierzy wpływu nadprzyrodzonych mocy. Istota która porwała Ismo musiała być łasa na Flux, a chłopiec był silniejszy od Lotte, więc dlatego go wybrał. Niepokoił ją też fakt, że znalazła się na jakiejś nowo powstałej wyspie na Bałtyku. Ostatnie wydarzenia związane z misją mogły mieć coś z tym wspólnego. Nie rozumiała czemu tutaj przenieśli się, ale nie była pewna czego właściwie spodziewała się. Na dodatek nie ma pojęcia jak ma zamknąć portal, bo w końcu po to tu przyszli.
- Rozumiem… choć to słowo trochę nie pasuje – odparła dosyć nagle, bez ostrzeżenia. – To gdzie twój kompan podział się? Musimy chyba wrócić i pójść w głąb lasu od miejsca gdzie padłeś. Może znajdziemy twojego kolegę i chłopca. Pójdziesz ze mną?
Valter bez chwili wahania skinął głową.
- Oczywiście - rzekł. - Jednak nie wiem, czy ty powinnaś iść ze mna… To na pewno będzie niebezpieczne. Ten las… jest dziwny. Ciężko powiedzieć, dlaczego. Drzewa rosnące w nim są normalne, podobnie jak krzewy i trawy, ptaki śpiewają w nim normalnie, a sarny posiadają wszystkie cztery nogi we właściwym miejscu… A jednak… jakby unosiło się w powietrzu… coś dziwnego. Nie chodzi tu o zapach. A przynajmniej nie taki fizyczny. A zresztą… sama zobaczysz. To znaczy, jeżeli zdecydujesz się na to, żeby ze mną iść. Bo chyba bezpieczniejsza byłabyś na plaży…
- Muszę iść… Zresztą lepiej będzie nie rozdzielać się, jak widzisz ciężko potem odnaleźć się. – Rzuciła z lekkim uśmiechem, po czym dodała spokojnie – poradzę sobie, o mnie się nie martw.
Mężczyzna skinął głową.
- Pamiętasz, co miało miejsce przed tym, jak rozbiliście się na plaży? Płynęliście rzeczywiście jakimś statkiem? - spojrzał na jej ubrania, jakby starając się wywnioskować po nich tak dużo o Lotte, jak to było tylko możliwe. Jednak jej odzienie nie mówiło o niej tak wiele, jak mundur Valtera o nim samym. - Nie zrozum mnie źle… ale nie chciałbym w pewnym momencie zobaczyć, jak twoja skóra zielenieje, a uszy się wydłużają… - westchnął.
Lotte podtrzymała go, kiedy na moment stracił równowagę. Wciąż nie doszedł do siebie i tak naprawdę nie mógłby zapuścić się w las bez niej. Szli w kierunku drzew, które już wyłaniały się z oddali.
- Nie pamiętam, ale patrząc na to, że byłam nieprzytomna jak ty, to chyba nie masz co się obawiać. – Wzięła głębszy wdech, jakby ze zmęczenia, albo braku wystarczającej ilości tlenu. – Właściwie to mało co pamiętam, ale wiem jedno, muszę znaleźć Ismo. Mam nadzieję, że nic mu nie jest…
Mężczyzna skinął głową. Znaleźli się już w miejscu, w którym Lotte napotkała go nieprzytomnego.
- Ismo… to łotewskie imię? - zapytał. - I właśnie uzmysłowiłem sobie, że nie zapytałem ciebie o twoje własne… - zawiesił głos.
- Lotte – odparła krótko z uśmiechem. Jednak szybko spoważniała i zapytała – to idziemy w głąb, tam? Nie pamiętasz czy twój kolega wyprzedził cię? Znalazłam tylko ciebie, nie widziałam nikogo więcej.
- Mam nadzieję, że nie umarł. Ale skoro nie zobaczyliśmy jego ciała… to chyba nie, prawda? - zastanowił się. - Ja przebiegłem kilkadziesiąt metrów po tym, jak potwór zaatakował moją psychikę. Bo chyba to właśnie miało miejsce. Może Edvin tak samo próbował uciec od głosów w głowie i leży gdzieś tutaj nieprzytomny - mężczyzna rozejrzał się.

Wkroczyli do lasu. Panował tu przyjemny chłód. Im dalej szli, tym drzewa rosły coraz gęściej i coraz wyżej. Panował tu spokój, który być może był złudny, jednak Lotte mimo to go odczuwała. Brązowa kora, gęstwiny zieleni, świeże powietrze… A także… coś jeszcze. Chyba o tym mówił Valter. W pierwszej chwili Visser tego nie odczuła, jednak potem była przekonana, że jednak rzeczywiście coś było w jego słowach. A także w atmosferze lasu. Kiedy zamknęła oczy i skoncentrowała się na tym uczuciu… zrozumiała, że to była silne pole energii duchowej. Niezwykle mocno smakowało haltijami i całym tym fińskim bagnem. Rzeczywiście nie był to normalny las.
~ Więc kreatura porwała Ismo, bo jest szamanem, jeszcze gorzej… Chociaż może duchy ochronią go. ~ Zastanawiała się.
- Faktycznie, jest tu coś niepokojącego – rzuciła trochę ściszonym głosem.
- Jest tutaj ścieżka, którą szliśmy. Wydaje się naturalna, wydeptana przez zwierzęta, nie ludzi. Choć w sumie nie wiem, czy to można jakoś odróżnić - Valter zastanowił się. - Mam na myśli… powinniśmy iść w stronę, z której przybyliśmy z Edvinem? A może w kierunku, w którym pierwotnie podążaliśmy? Chyba nie możemy w żaden sposób wydedukać właściwej odpowiedzi… To jak rzut monetą.
- Dobre pytanie – zawahała się przez chwilę. – Chodźmy tam gdzie chcieliście iść, a nie skąd przyszliście, pasuje?
Mężczyzna skinął głową.
Następnie ruszyli w milczeniu. Z każdym krokiem Valter poruszał się jakby nieco pewniej. Powoli dochodził do siebie.
- Poczekaj, spróbuję teraz sam - rzekł w pewnym momencie, kiedy uznał, że być może jest już w stanie poruszać się o własnych siłach.
Okazało się, że choć szedł powoli, to już nie przewracał się.
- Jak dobrze - westchnął z ulgą. - Może nie będę kompletnie bezużyteczny - mocniej chwycił broń. - Z drugiej strony… wtedy na plaży i tak byłem, choć moja forma zdawała się bez zarzutu. To chyba i tak bez znaczenia, kiedy znajdujesz się w nawiedzonym lesie - spojrzał po drzewach. - Choć… nie do końca bije z niego atmosfera grozy.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 19-08-2018 o 12:15.
Ombrose jest offline  
Stary 20-06-2018, 21:22   #532
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Jaś, Małgosia i chatka z piernika

- Mam nadzieję, że to nie jest jakiś plan filmowy, gdzie kręcą słaby horror, a ja jestem jakąś aktoreczką, którą naćpano, dla lepszego efektu… - powiedziała mimowolnie, po czym niespodziewanie zapytała – które państwo was wysłało na sprawdzenie tego terenu? Właściwie to jak odkryliście tą wyspę, wspomniałeś, że wcześniej jej nie było?
- Jestem Estończykiem. Zobaczono ląd na zdjęciach satelitarnych. Jednego dnia kompletna pustka, następnego duża brązowo-zielona plama. Dlatego nas tutaj wysłali, na eksplorację. Znajdujemy się dokładnie na środku Bałtyku. Gdyby utworzyć krzyż z punktów, gdzie na mapie znajdują się stolice Szwecji, Estonii, Finlandii oraz Sankt Petersburg, to… no właśnie tu jesteśmy - wyjaśnił. - A skąd ty pochodzisz?
- Holandia, ale byłam akurat w Finlandii, tak mi się wydaje… - zamilkła na chwilę. Przypomniała sobie mapę, którą pokazała jej Mary, jeszcze w kawiarni, gdzie ostatni raz widziały się. Zastanawiała się na Petersburgiem i czymś tam jeszcze... Lotte szybko doszła do wniosku, że ta wyspa musi być istotna w związku z przesileniem i tym do czego dąży Valkoinen. Tylko jakim cudem znalazła się tutaj? – Em… nie pamiętam co robiłam tam.
- Dobrze, że tam już nie jesteś. Ostatnio Finlandia jest bardzo niebezpiecznym miejscem na Ziemi, a w każdym razie na pewno Helsinki. Wiesz, że nawet roztrzaskał się samolot o jeden z tamtejszych wieżowców? Ciągłe ataki terrorystów i stan alarmowy. Nie jestem do końca przekonany, że to dużo lepsze miejsce - Valter zaśmiał się - ale to całkiem możliwe.

Nagle przystanął w pół kroku.
Cały zbladł.
Spoglądał w punkt wysoko pomiędzy koronami drzew i wyciągnął w tamtą stronę rękę z palcem wskazującym.
Lotte również spojrzała w tamtą stronę. Ujrzała ogromnego, dwumetrowego suma utkanego z pomarańczowego światła. Pływał sobie leniwie w powietrzu pomiędzy gałęziami. Był półprzezroczysty i kompletnie nimi niezainteresowany. Wnet zniknął za dębem, usuwając się z pola widzenia.
- E… - mężczyzna zająknął się, wciąż trzymając palec wskazujący wycelowany w miejscu, w którym wcześniej znajdował się sum.
Visser domyślała się co to było, ale to nie znaczyło, że czuła się pewnie i mogła powiedzieć, że wie co się dzieje. Wzięła głęboki wdech, po czym głośno wypuściła powietrze przez nos.
- Chodźmy – rzuciła krótko, jakby komentarz do tego co właśnie widzieli, nie miał przynieść niczego konstruktywnego.
Valter potrzebował jeszcze kilka sekund, zanim zdołał ruszyć się z miejsca.
- Chyba nie powinienem dziwić się po tym, co widziałem na plaży - mruknął, po czym spojrzał na nią kątem oka. - Z drugiej strony ty… wydajesz się jakby za mało zaskoczona - mruknął. - I jak opowiadałem o tym, co się wydarzyło… Myślałem, że mi nie uwierzysz. W końcu… kto normalny uwierzyłby w taką historię? Natomiast ty nie mrugnęłaś nawet okiem… - zawiesił głos.
Przez krótki moment szli dalej w milczeniu.
- Kim jesteś, Lotte? - zapytał.
- Ciężko to wytłumaczyć, ale nie uznałam tego za dziwne. – Odparła spokojnie, choć wiedziała, że nie zbyje swojego towarzysza tym jednym prostym zdaniem.
- Wiem, właśnie to powiedziałem - odpowiedział Valter. - Nie dziwię ci się, że mi nie ufasz. Nie masz powodu, ja też nie do końcu ufam ci. Jednak jeżeli chcesz znaleźć Isma, a ja Edvina… to chyba nie ma sensu kryć przed sobą wiedzy, którą się posiada… - spojrzał na nią bystro. - Skoro kiedyś w przyszłości będzie mogło to zaważyć… być może… o naszej przegranej… lub zwycięstwie. A to oznacza… życiu lub śmierci.
- Wygląda na to, że to ty jesteś w lepszej sytuację jeśli chodzi o śmierć czy życie, bo masz broń. – Odpowiedziała spokojnie, po czym uśmiechnęła się. – Sam mówisz o szczerości, a najpierw ode mnie chcesz ją usłyszeć.
- Nieprawda - odpowiedział mężczyzna. - Odpowiedziałem na wszystkie twoje pytania i jeszcze przekazałem tak dokładne sprawozdanie z wydarzeń, jak tylko mogłem. Dodawałem też rzeczy, o których nie musiałem. Jednak jeżeli taka jest twoja decyzja… to nie będę naciskać. Nie ma sensu. Choć trochę szkoda…

Szli dalej, aż w oddali pomiędzy drzewami zobaczyli tak jakby… chatkę. Na szczęście nie z piernika, lecz zwyczajnych desek. Nie była wielka, mogła pomieścić co najwyżej dwie izby. Niedaleko niej płynął mały strumyk, który uroczo szumiał wśród słodkich ptasich treli.
- Czy to możliwe, żeby na nowo powstałej wyspie była chatka? – Zapytała, choć bardziej samą siebie, niż swojego towarzysza, któremu zaczęła trochę mniej ufać, ale chyba z racji tego, że sama nie była wobec niego szczera, ale czy mogła być? – Eh czy to ważne i tak musimy tam pójść.
- Nie jestem pewien - odpowiedział mężczyzna. - Na nowo powstałej wyspie też nie powinno być roślinności i takich wysokich drzew - spojrzał na otaczające ich dęby i sosny. - Ale przyznam, że chatka jest jeszcze dziwniejsza… Może powinniśmy najpierw obserwować ją przez jakiś czas. Jeżeli w którymś momencie wyjdzie ze środka demon z rogami, to będziemy wiedzieć, żeby czym prędzej zniknąć stąd.
- Nie wpadłam na to, że roślinność powinna też być czymś dziwnym – puknęła się palcami w czoło. – Nie wiem czy nasi towarzysze mają czas… Zresztą nie mam pojęcia ile mielibyśmy czekać. Wolę iść i sprawdzić co tam jest.
Mężczyzna skinął głową.
- Nie weszliśmy do lasu po to, aby bać się i kryć pod jakimś kamieniem - rzekł niepewnie. Następnie spojrzał na eteryczną, zieloną małpę, która skakała z gałęzi na gałąź. Prawie by ją przeoczyli, gdyż barwą bardzo wkomponowywała się w otaczające ją liście. - Idziemy? - Valter z trudem oderwał wzrok od ducha i spojrzał na Lotte.
- Tak – Visser też wpatrywała się w ducha, po czym zmusiła się do ruszenia naprzód.
Ruszyli ścieżką, która prowadziła do chatki. Chrust przyjemnie chrzęścił pod ich stopami.
- Patrz - Valter wskazał ręką przestrzeń niedaleko budynku, gdzie znajdował się pniak z wbitą w niego siekierą oraz starta porąbanych kłód. Nieco dalej tkwił rozwieszony pomiędzy gałęziami sznurek, na którym suszyła się damska bielizna dość dużych rozmiarów. - Czy diabły ubierają się w coś takiego? I potrzebują drewna na opał? - zapytał.
- Em… Chciałabym coś mądrego odpowiedzieć… - zrobiła zaskoczoną minę. – Właściwie chyba dobrze, że tu nie mieszka ten demon co ci krzywdę zrobił. Chyba nie miał damskich ubrań?
- Na pewno nie - odpowiedział mężczyzna. - Nie wiem, czy gdyby było inaczej… Czy wtedy bałbym się go mniej, czy może właśnie jeszcze bardziej.
Następnie znaleźli się przy drzwiach. Wyglądały bardzo skromnie, złożone z kilku zbitych desek oraz wystającej drewnianej klamki.
- Pukamy?
- A myślisz, że otworzy nam baba jaga? – Zadrwiła, ale szybko poprawiła się, jeszcze raz rozejrzała dookoła, po czym rzuciła poważniejszym tonem – czemu by nie, przynajmniej wyjdziemy na kulturalnych.
- No ale powiedz szczerze - Valter odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią. - Czy nie czujesz się choć trochę - podniósł do góry rękę z kciukiem i palcem wskazującym odmierzającymi bardzo mały dystans - ...jak Jaś i Małgosia - dokończył.
Następnie obrócił się do drzwi i zapukał. Potem jeszcze raz. Zastygli w oczekiwaniu.
- Właściwie Jaś i Małgosia skończyli dobrze, więc moglibyśmy nimi być. – Odpowiedziała, gdy jeszcze nikt im nie otworzył.
Mężczyzna zmarszczył czoło.
- Czy oni nie skończyli jako pieczeń? - zapytał. - Cholera, na serio nie pamiętam. Wepchnęli czarownicę do kotła? Chyba są dwie wersje tej opowieści… tak mi się wydaje…
Chyba miał coś jeszcze powiedzieć, ale wtem drzwi otworzyły się.

Osoba, którą zobaczyli w środku, przeszła ich najśmielsze oczekiwania.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 23-06-2018, 16:08   #533
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Drzwi otworzyła im prawdziwa gospodyni.
Właśnie takie określenie przyszło do głowy Lotte, kiedy spojrzała na nią po raz pierwszy. Nieznajoma była bardzo wysoka – wzrostem przewyższałaby zdecydowaną większość mężczyzn, jakich kobieta znała. Co najmniej dwa metry, jak nie więcej. Była potężnie zbudowana, choć ani gruba, ani tłusta. Jednak barczysta i szeroka w biodrach. Dość cienkie, brązowe włosy były czyste i zaczesane do tyłu, odsłaniając rumianą twarz. Nie była piękna, ale posiadała w sobie pewną prezencję. „Przystojna” zdawało się dziwnie odpowiednim słowem, choć ten wyraz wykorzystywano przecież wyłącznie w kontekście mężczyzn. Mimo to pasował do mieszkanki leśnej chatki. Posiadała wąskie, orzechowe oczy, wydatny nos i czerwone usta. Które obecnie wydęła.

- A kogo licho niesie? – zapytała.
Valter zadrżał lekko. Zdawało się, że był pod wrażeniem kobiety. I tak właściwie ciężko było mu się dziwić.
- Nas – szepnął cicho.
Kobieta obrzuciła ich wzrokiem. Zmierzyła najpierw żołnierza od stóp do głów, a następnie Lotte. Detektyw już była pewna, że ich wyrzuci. Albo zrobi z nich pieczeń, zgodnie z wersją Valtera bajki o Jasiu i Małgosi. Zamiast tego stanęła bokiem, chcąc nie chcąc eksponując bardzo obfity biust. Zrobiła im miejsce. Mogli wejść do środka.

Tak też zrobili.


Była to całkiem przytulna chatka. Okazało się, że jej ściany były grubsze, niż z początku wydawało się Lotte. Na zewnątrz otulały ją drewniane, liche deseczki i nikt nie spodziewałby się, że kryły za sobą kamienne mury. Dzięki nim w środku panował przyjemny chłód, który jednak nocą mógł być przykry. Visser dostrzegła siennik, kosze z jabłkami i gruszkami, stoły pełne różnych naczyń i przyrządów kulinarnych, a także półki pełne szklanych słoików, w których zawarte były najróżniejszego rodzaju przetwory. Detektyw ujrzała truskawkową konfiturę… choć w sumie mogła stanowić również miąższ zmiażdżonych organów naiwniaków, którzy weszli tu bezmyślnie. Następnie spostrzegła agrestowy dżem, w którym były całe kawałki owoców… Przez ułamek sekundy odniosła wrażenie, że to gałki oczne. Jednak… to nie mogła być prawda, czyż nie? Dalej stały butelki soku malinowego… które tak właściwie przypominały krew… Z wahaniem, ale również pewną ulgą odciągnęła wzrok od półek.

- Usiądźcie tutaj – kobieta wskazała im krzesła przy stole, na którym położono beżowy obrus robiony na szydełku. A także flakonik polnych kwiatów, które wyglądały bardzo naturalnie, ale niezbyt ozdobnie. – Napijecie się czegoś?
To było nierozsądne, aby przyjmować cokolwiek od tej kobiety. Jednak Lotte nic nie piła odkąd obudziła się, a pragnienie dokuczało jej na tyle, że jej głos wydawał się ochrypły. Usta również miała spierzchnięte. Nie poprosiła o nic, lecz również nie zaprzeczyła. Tak samo Valter. W rezultacie gospodyni popatrzyła na nich jak na dwie nieporadne niemowy… choć zapewne na wszystkich tak spoglądała… po czym postawiła przed każdym z nich kubek kompotu.
- Czy zabłąkaliście się? – zapytała. – A może to mnie szukacie? Jeżeli chcieliście rozmawiać z Mariettą… Tak, właśnie tą Mariettą, to bardzo dobrze trafiliście.

Lotte spojrzał w bok, kiedy usłyszała dziwne pomrukiwanie. Czyżby znajdowało się tu jakieś zwierzę? Ujrzała wylegującego się pod piecem bobra, który spoglądał na nich jednym okiem. Spodziewała się być może kota, ale na pewno nie tego rodzaju pupila.
- Kto to jest, Marietto? – wydał z siebie głos.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-07-2018, 19:26   #534
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Rozmowy u Marietty - część pierwsza

- Em… Szukamy naszych towarzyszy, chłopca i mężczyzny. Obawiamy się, że mogła stać im się krzywda. – Lotte postanowiła zapytać tak neutralnie, jednak w sprawie, która była dla nich ważna.
- W tym lesie? - Marietta wydęła wargi. - Tutaj zazwyczaj jest dość bezpiecznie. Ale to może tylko w tych rejonach… Jak wyglądali? - spojrzała na nich, po czym usiadła na taborecie, pochylając się nieco do przodu.
Valter spojrzał na Lotte, niepewny, kto powinien zacząć mówić pierwszy.
- Chłopiec był takiego wzrostu – zaczęła Visser, pokazując ręką wysokość dziecka. – Miał bardzo jasne, blond włosy. Natomiast kolega…
Spojrzała na Valtera, aby kontynuował. Lotte rozejrzała się dokoła i zaczęła rozmyślać z jakiej epoki był domek, w którym właśnie przebywali. Nieco ciężko było to określić. Z jednej strony wszystko wokół niej krzyczało: “średniowiecze!”. Natomiast z drugiej… była świadoma, że podobną architekturę można było spotkać nawet teraz na niektórych wsiach. Stare, stuletnie domki, które nie były unowocześniane. Może mieszkały w nich staruszki, lub też domownicy dawno temu umarli. Na sam koniec rozważań doszła do wniosku, że to miejsce, podobnie jak sama wyspa, były ponadczasowe. Trudno było je porównywać ze stylem budownictwa śmiertelników w normalnym świecie.
- Mniej więcej mojego wzrostu, ale trochę szczuplejszy - tłumaczył Valter. - Brązowe włosy, zielone oczy… - zamilkł na moment. - A, i miał bliznę na piersi. Choć pewnie nie mogła jej pani zobaczyć, jeżeli nie ściągnął koszulki.
Marietta pokiwała głową i obydwoje już myśleli, że rozpoznaje opisy.
- Niestety nie widziałam nikogo takiego. Ale jeżeli chwilę tu poczekacie, to wyjdę na zewnątrz i zapytam się kilku moich przyjaciół - zaproponowała. - To smutne, kiedy przyjaciele i dzieci giną.
- Jakby pani mogła nam pomóc, bylibyśmy wdzięczni. – Odparła uprzejmie Visser, skupiając swój wzrok na gospodyni. – Martwimy się o nich, a minęło już trochę czasu odkąd pogubiliśmy się.
Kobieta skinęła głową, po czym ruszyła w stronę drzwi prowadzących na zewnątrz. Już miała je otworzyć… kiedy ktoś do nich zapukał.
- A kto to znowu? - zapytał bób wygrzewający się do tej pory przy piecu.
Marietta mruknęła coś pod nosem o tym, że nie spodziewała się gości i otworzyła. Lotte spostrzegła, że po drugiej stronie stały dwie kobiety. To była Mary Colberg! Drugiej, blondynki, detektyw nie kojarzyła.
- Wróciłyście? Zapomniałyście czego? - zapytała Marietta.
- Mary? – powiedziała głośno powoli wstając i kierując swe kroki w stronę drzwi. – Mary, to ty? Powiedz, że tak, bo już mam dosyć niewiedzy, niepewności... i innych rzeczy zaczynających się na nie.
- Niespodzianek? - podsunęła Colberg. - Ale... co ty tu robisz? - wydawała się naprawdę zaskoczona obecnością Visser. Zastygła w bezruchu, kompletnie zapominając o Marietcie, ale ta nie pozwoliła zbyt długo na bycie ignorowaną.
- To skoro już znacie się i nie muszę was przedstawiać sobie… zapraszam na zewnątrz. Tutaj w środku mamy za mało krzeseł.

Marietta zaprowadziła całą czwórkę na tyły domku, gdzie znajdował się solidny stół i wokoł niego dwa rzędy grubo ciosanych ławek.
- Przyniosę poczęstunek - rzekła, patrząc dłużej na Mary i Lotte… jakby próbując coś sobie ocenić w głowie. Bez wątpienia chciałaby posiadać zdolności Domenico i wysondować im umysły.
Wnet zostali sami. Valter przeniósł wzrok na detektyw, chyba czekając, aż go przedstawi.
- To jest Valter, poznaliśmy się przed chwilą praktycznie, jest żołnierzem. – Podchwyciła Lotte, ponieważ sama chciała dowiedzieć się kim jest towarzyszka Mary i na ile mogą swobodnie rozmawiać.
Colberg skinęła głową.
- To jest… - zamilkła na moment, jakby nie mogąc przypomnieć sobie imienia. Obróciła się w bok i spojrzała na blondynkę chwilę dłużej. - Jennifer - dokończyła niepewnie.
- Jennifer - dziewczyna skinęła głową. - Jestem Konsumentką.
Valter spojrzał na nią chwilę dłużej. Być może był pod wpływem jej urody, lub też zastanawiał się nad znaczeniem ich słów. Mary natomiast spojrzała chwilę dłużej na Lotte. Zdawało się, że chciała zadać nurtujące ją pytania… tyle że towarzysz detektyw jej przeszkadzał.
- To robi się ciekawie. Dobrze, Mary musimy porozmawiać na osobności, zdecydowanie – ostatnie słowo mocniej zaakcentowała. – Państwo może lepiej poznają się, postaramy się szybko wyjaśnić wszystko między sobą, co za tym idzie szybko wrócić.
- Sekrety - westchnął Valter. - Znowu sekrety… - oparł łokieć o stół i podparł podbródek dłonią. Jennifer uśmiechnęła się delikatnie, po czym spoważniała, kiedy uzmysłowiła sobie, że została wyłączona z rozmowy.

Mary skinęła głową, patrząc na Lotte i wstała. Ruszyła w stronę lasu, gdzie pomiędzy drzewami była rozpięta huśtawka. Obok niej znajdował się pniak, na którym można było spokojnie usiąść. Colberg obejrzała się na Visser, sprawdzając, czy ta za nią idzie.Szły blisko siebie i Lotte odwzajemniła spojrzenie, uśmiechnęła się nawet lekko, ale minę miała nietęgą.

- Dobrze rozumiem, że ta wyspa pojawiła się nagle przez to całe zamieszanie z przepowiednią i przesileniem? – zapytała przycupnąwszy na pieńku.
Mary spojrzała na nią kątem oka, po czym usiadła na huśtawce, kiedy dotarły na miejsce.
- To także moje przypuszczenie - odpowiedziała. - Udałam się na tę wyspę, gdyż właśnie tak zinterpretowaliśmy wersety. Dobra robota z uzyskaniem kolejnego - pochwaliła Lotte. - W przepowiedni była mowa o sercu boga schowanym w krzyżu z morza, który był niesiony przez cztery dziewice z kamienia… Najprawdopodobniej w tej metaforze chodziło o miasta. Cztery punkty, a linie poprowadzone przez nie przecinają się w tym właśnie miejscu, w którym jesteśmy. Zdobyliśmy w Helsinkach motorówkę i popłynęliśmy. To tylko kilkadziesiąt kilometrów. Nasze znalezisko… czyli ta wyspa - Mary rozejrzała się. - Było czymś, czego nie spodziewaliśmy się. W sensie… oczekiwaliśmy, że na dnie w jakiejś skrzyni będzie ten artefakt, przygotowałam cały ekwipunek do nurkowania. A tu ląd. Dlaczego pojawił się? W jaki sposób? Myślę, że właśnie dlatego palono kościoły. To miejsce musiało być przez nie zapięczetowane w jakiś sposób… Wszystkie cztery znajdowały się w tych miastach, o których mówiłam wcześniej. Helsinki, Tallin, Sankt Petersburg i Sztokholm. Kościoły pod wezwaniem świętego Jana… i mamy Noc Świętojańską. Wszystko gra. Być może zostały zbudowane na terenie jakichś dawnych fińskich świątyń… - zasugerowała, wzruszając ramionami. - Wersety wspominały także o Koronie Nieba, która pęta wolę Ukka. Ona jest gdzieś tutaj ukryta. Myślimy, że na północy, ale drogę zablokowała nam… tylko się nie śmiej… bobrza tama. Znajdujące się tam futrzaki pozwoliły na dalsze przejście, ale tylko wtedy, kiedy wyjaśnimy im, co stało się z tym małym skurwysynem, którego widziałaś zapewne przy piecu. Udał się do Marietty z powodu choroby i postanowił u niej pozostać, a jego rodzina się denerwuje. Byliśmy w połowie drogi z powrotem do tamy, ale wtedy zwiał nam Emerens, taki Duńczyk. I to zwiał spektakularnie, bo posiada w sobie pasożyta z innego wymiaru. Wróciłyśmy tu, aby go znaleźć, ale jeden z nas poszedł dalej na północ, aby przekazać wieść o stanie tego małego bobra. Nie wiem, czy jesteś zorientowana w topografii wyspy, ale znajdujemy się obecnie na jej dalekim południu - wyjaśniła. Jej głos na koniec lekko zachrypł. Zdawało się, że nie była przyzwyczajona do tak długich przemów.
Im dłużej Mary opowiadała jej swoją historię, tym bardziej oczy Visser otwierały się, a gdy już bardziej nie mogły, to powędrowała ku górze lewa brew i tak już zostało, do momentu aż kobieta nie odezwała się.
- Wow… - wyrzuciła z siebie. – A myślałam, że przejście przez portal, aby zamknąć go, znalezienie się tutaj i porwanie Ismo przez jakiegoś bazyliszka to szczyt możliwości. Dobrze, czyli szukamy serca boga, korony czy coś takiego. Rozumiem, że jeśli Valkoinen to posiądzie, to będzie źle? I co z tą Konsumentką, mam się jej obawiać czy jest chujowo, ale stabilnie?
- Chujowo, ale stabilnie to dobre określenie. Choć pewnie nawet bardziej chujowo, niż stabilnie… Ale to nie do końca z winy samych Konsumentów, co tego, co zrobiło im Valkoinen. Słyszałaś może o wielkich planach Tuonetar i Tuoniego względem Joakima Dahla i Alice Harper? - kobieta zapytała ją.
- Nie – odpowiedziała szybko. – Zatrzymałam się na samym Tuonim, którym był Lumi z Valkoinen i chciał poznać przepowiednię, zapewne do niecnych czynów... Dużo mnie ominęło?
- Najpewniej trochę. Otóż mój ojciec… - wypowiedziała to słowo z niesmakiem. Przez chwilę jej twarz wyglądała tak, jak gdyby miała pęknąć. - Podobno posiada jakieś szczególne właściwości. Alice Harper tak samo i to głównie dlatego Kościół Konsumentów tak dobrze ją przyjął, a nawet zaproponował jej przywództwo. Wygląda na to, że ta “wyjątkowość” nie została kompletnie wyimaginowana, bo wierzą w nią również bogowie Tuoneli. Ich wielki plan polega na tym, aby przejąć ich ciała. Tuoni Dahla, a Tuonetar Harper. Chcą stać się śmiertelnikami, a potrzebują do tego wyjątkowej jakości naczyń… a także energii do zapieczętowania ich na stałe. Energii Ukka. Chcą zniewolić go, aby ten umożliwił im to wszystko. Tuoni już nie znajduje się w Lumim, który swoją drogą jest również dobrym naczyniem, ale nie tak dobrym, jak mój ojciec. Teraz przejął kontrolę nad Dahlem. Mężczyzna do tej pory znajdował się w śpiączce, gdyż Alice pod wpływem Tuoniego wkręciła ma korkociąg do szyi - usta Mary zadrgały, jak gdyby kobieta zauważyła w tym pewną ironię lub żart. - Dopiero od niedawna Tuoni był w stanie przejąć go kompletnie, choć wciąż potrzebuje Ukka, aby utrzymać władzę nad ciałem na stałe. Pierwsze, co zrobił, to przekonanie KK, że Alice jest ich wrogiem. Harper uciekła dzięki mojej pomocy. A dokładnie pomocy kobiety, która pracowała na moich usługach. Obecnie Kościołem Konsumentów kieruje Tuoni w ciele Joakima. Jest tylko jeden haczyk… Znajduje się w nim również Anglik de Trafford, przybrany ojciec Jennifer, który wie o tym i próbuje nim sterować. To niebezpieczna gra i oczywiście może zakończyć się dramatycznie źle. Zapewne zakończy się dramatycznie źle - poprawiła się.
- Nie wiem na co powinnam bardziej zdziwić się… Zacznijmy od tego, że Dahl jest twoim ojcem? – zapytała Lotte i choć jej słowa wskazywałyby na kompletne zaskoczenie, to ton był spokojny. – Perypetie rodzinne tej Jennifer nie interesują mnie i mam nadzieję, że nie są potrzebne do zrozumienia tego wszystkiego.
Wzięła głębszy wdech, przymknęła oczy na chwilę. Miała wiele pytań, ale obawiała się, że zadawanie kolejnych przyniesie jeszcze mniej zrozumienia.
- Tuoni i Tuonetar chcą stąpać po świecie śmiertelników i potrzebują do tego super ciał, które utwierdzi moc boga Ukko. A po co oni chcą na ten świat? Zesłać apokalipsę, władać śmiertelnikami, pozyskać jakąś moc?
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 08-07-2018, 19:27   #535
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Rozmowy u Marietty - część druga

- Tego nie wiemy. Możemy spodziewać się najgorszego, ale wszystko wskazuje na to, że po prostu chcą zostać śmiertelnikami. Jakiś romantyczny bullshit o bogach śmierci zakochanych w życiu… albo znudzonych codzienną egzystencją w pustej krainie - machnęła ręką. - Chcą zniszczyć koronę ogniem Surmy. W ten sposób chimeryczny Ukko przejdzie w swój stan złego, chaotycznego boga i pozwoli im na opuszczenie Tuoneli. Natomiast my chcemy… skonsumować koronę i w ten sposób pozbyć ją jej właściwości. Bo te polegają na pętaniu woli Ukka. Bez korony stanie się wolną istotą. Mamy nadzieję, że będzie na tyle wdzięczny, że spełni kilka naszych życzeń i naprawi ten cały syf. Zostawienie korony taką, jaka jest to kolejna opcja… ale wtedy Ukko pozostanie wycofany. A raczej będziemy go potrzebować w walce z Tuonelą. A wracając do Dahla… myślałam, że już każdy o tym wie - westchnęła. - Jak przypomnisz sobie, kim jest moja matka i zastanowisz się przez moment... to wiele wyjaśnia, dlaczego jest tyle antypatii pomiędzy KK i IBPI - Mary uśmiechnęła się krzywo.
- Podobno wojny wywoływane były przez kobiety… - skwitowała Visser. – Choć nie było to dla mnie oczywiste… Taki temat, to na trzeźwo się nie da. W każdym bądź razie jak niby ma zostać skonsumowana ta korona? I gdzie jest ta cała Alice? – Sekundę zastanowiła się. – Ismo mówił, że Surma nie jest problemem, ale rozumiem, że mylił się?
- Nie mylił się. Przynajmniej wtedy, kiedy to powiedział… bo zakładam, że musiał to powiedzieć już jakiś czas temu. Otóż pierwotnie Surma znalazła Mikaelę jako naczynie z magiczną krwią Aaltów. Jednak poza kobietą i Ismem jest jeszcze kilka takich osób. Między innymi Fortuynowie z Danii. Alvar budował tam muzeum i spłodził bękarta z tamtejszą kobietą. Owocem była cała rodzina. Pamiętasz Emerensa, o którym wspomniałam? Posiada braci i jeden z nich został naczyniem Surmy. Ta jednak nie wykonała jeszcze jakiegoś szczególnie przerażającego ruchu, jednak wciąż powinniśmy się jej spodziewać. Na szczęście teraz posiadamy broń. Wersety wprost piszą o tym, że jej słabym punktem jest morska woda. Posiadamy jej kilka pojemników. Mamy czym bombardować ogara.

Lotte przypomniała sobie, jak przed kilkoma dniami uciekała przed Surmą. Miało to miejsce tuż przed tym, jak została przez nią sparaliżowana, jednak sama bestia została odpędzona. Nie mogła wejść do jeziora, którego woda zmieniła się ze słodkiej w słoną. Dzięki temu detektyw zachowała życie. To sugerowało, że być może rzeczywiście było coś w słowach Colberg.

- Alice jest obecnie porwana przez Tuoniego. Jennifer, która była z nią, zdołała uciec. Musimy ją uratować. A koronę zamierzamy skonsumować tak, jak konsumenci konsumują rzeczy… - Mary wyjaśniła. Zamilkła, marszcząc brwi. - Nigdy przy tym nie byłam… ale chyba pokrywają rzecz swoją krwią i koncentrują się, czy coś… - wzruszyła ramionami. - Naszym zadaniem jest odnalezienie artefaktu i niedopuszczenie do tego, aby trafił w ręce Tuoneli. A aby to uczynić na dobre… to jedyne wyjście. Schowanie korony poprzednim razem nie zadziałało na dłuższą metę, bo oto tu jesteśmy. Natomiast jej zniszczenia pragnie Tuonela, gdyż to zepsuje charakter Ukka. Tak, jak tego pragną. Możemy jedynie usunąć magię samej korony i jej właściwości. Pierwszy raz w historii świata konsumowanie okazałoby się przydatne do zrobienia czegoś dobrego.
Visser wstała i przeszła przed Mary w tę i z powrotem.
- Chcemy pozwolić żeby Konsumenci wchłonęli tą moc? – Spojrzała koleżance prosto w oczy, ale po chwili machnęła ręką. Mary skrzywiła się na to.
- Mniejsze zło? - zaproponowała, po czym słuchała kolejnych słów Lotte.
– Widzę, że na razie problemem jest znalezienie jej i wyścig, który temu towarzyszy. Ismo byłby pewnie przydatny, bo szaman w tej historii jest motywem przewodnim. Obawiam się jednak, że nie mamy na to czasu, korona zdaje się być ważniejsza. Nie wiem też co zrobić z tym żołnierzem. – Skrzywiła się lekko, ponieważ nie ufała mężczyźnie, ale zdała sobie sprawę, że właściwie to nie wie czemu ubzdurała sobie to. – Jego kompan też zaginął gdzieś… Może mogliby się nam na coś nadać, jako ochrona... Ale przecież mu nie powiem: „Hey Valter, idziemy po koronę boga, ale musimy śpieszyć się, bo małżeństwo z krainy śmierci też ma na nią chrapkę, piszesz się na to”. – Klepnęła się otwartą dłonią w czoło. – Eh… Przypomnij mi o co chodziło z tą tamą i bobrem?
- Tama broni dostępu do północnych części wyspy, a sądzimy, że tam jest ukryta korona. Znajduje się tam Jezioro Alue, z którego podobno powstało wszelkie życie… Kolejne miejsce wymagające sprawdzenia. Na południe od tamy nie ma prawie kompletnie niczego. O ile Marietta nie schowała korony pomiędzy warstwami bielizny w szafie, to nie ma sensu zaglądać pod każdym krzakiem. A żeby przedostać się na północ wyspy, potrzebujemy zgody bobrów - Mary skrzywiła się. - Te są bardzo terytorialne, ale zgodzili się nas przepuścić w zamian za informacje o ich zaginionym bracie. A te już posiadamy. Jennifer proponowała rozwiązanie siłowe i nie przejmowanie się duchową stroną wyspy, ale Alice nie chciała jej sprofanować i postawiła na rozdzielenie grupy. Ja, Emerens i taki jeden Rosjanin udaliśmy się do Marietty, a ona i Jennifer w innym kierunku. Zostały schwytane przez Tuoniego, ale blondynce udało się uciec. Jeżeli chodzi o twojego żołnierza… to może nam się bardzo przydać. IBPI w ogóle nie wie, gdzie jesteśmy. Rzecz jasna nie ma tu zasięgu, ale wojsko będzie miało łączność. Będziemy mogli poprosić ich o wysłanie wsparcia. Dobrze, że go znalazłaś - dodała. - Jeżeli nie masz jeszcze pytań… to twoja kolej na opowieści - rzekła, patrząc na detektyw. - Jaki portal? Co stało się z Ismem? Co tutaj robisz? Kompletnie nie spodziewałam się ciebie… ale to jedna z nielicznych pozytywnych niespodzianek - Mary uśmiechnęła się nieznacznie.
- Ooook – przeciągnęła Visser próbując poukładać sobie informacje. – Byliśmy po wers przepowiedni w Sejnaoce. Ja, Ismo, McHartman i Domenico, detektyw IBPI z Włoch. Problem polegał na tym, że Valkoinen zastawiło na nas pułapkę w postaci połączonego ducha sowy z Surmy, albo jego częścią. Mało brakowało żebyśmy zginęli. Na szczęście odprawiliśmy rytuał, który rozdzielił złą energię od sowy i mogliśmy poznać werset. Niestety otworzył się portal, który zdecydowaliśmy z Ismo, że trzeba zamknąć. McHartman już wcześniej został wyeliminowany z gry, więc ja z chłopcem postanowiliśmy się zająć tym, a Dom miał przekazać wszystkie informacje IBPI. – Znowu usiadła na pieńku. – Przeszliśmy przez portali i ocknęłam się na plaży sama. Jak już ogarnęłam się, to znalazłam tego żołnierza i okazało się, że Ismo został porwany przez coś co powaliło Valtera i jego kompana. Opowiadał, że szli z jakimś mężczyzną z blond dłuższymi włosami, któremu nagle odwaliło i zmienił kolor skóry na zielony, pogonił na Ismo i czmychnął z nim do lasu. Zabawne, że leżałam obok nieprzytomna, więc ominęły mnie te wrażenia. W każdym bądź razie, panowie zaczęli biec za goblinem, ale ten powalił ich spojrzeniem. – Wzięła głębszy wdech. – Zdecydowaliśmy się poszukać zaginionych, ja Isma, a on towarzysza broni i tak trafiliśmy tutaj. Podobno wojsko zostało wysłane na zwiad, bo zauważono niezidentyfikowaną wyspę, której wcześniej nie było – uśmiechnęła się krzywo.
- To akurat mogę potwierdzić. Natknęliśmy się na obóz wojskowy w drodzę w górę rzeki - rzekła Mary. - Twój opis goblina… niepokojąco przypomina mi Emerensa - westchnęła i wstała z huśtawki. - Pewnie to on porwał Isma, choć być może to jakiś lokalny potwór… jednak nie wierzę w to - skrzywiła się. - To znaczy, że ruszyłyśmy w dobrym kierunku, tutaj na południe. Chcieliśmy znaleźć zarówno Emerensa, jak i bazę wojskową, aby nawiązać łączność z IBPI. Znaleźliśmy żołnierza i opowieść o Duńczyku… więc oba zadania w połowie wykonane. Powinnyśmy poprosić twojego towarzysza, aby zaprowadził nas do swoich. Myślisz, że byłoby w stanie odciągnąć go na chwilę od poszukiwania kompana? Isma również dobrze byłoby znaleźć. Posiadasz jakieś tropy? Marietta pomogła?
- Nie zdążyła – odparła Visser. – Miała z kimś porozmawiać zanim zapukałaś, więc może jest w stanie chociaż nas na coś nakierować… Co do żołnierza, to on mi nie ufa i ja jemu, ale trudno się dziwić. Jeśli uważasz, że potrzebujemy łączności i będziesz w stanie przekonać wojsko, aby ci udostępnili ją to ok. Mam jednak wątpliwości czy pomogą cywilom.
Kobieta zamyśliła się.
- Wystarczy, że pomógłby nam Valter - spojrzała na żołnierza rozmawiającego z Jennifer. - Nie chciałabym informować całego wojska o naszej sprawie, bo w najlepszym przypadku wzięliby nas za wariatki. Jednak zaprzyjaźniona jednostka… - mruknęła pod nosem. - Masz pomysł, jak go do tego przekonać? To bardzo ważne - westchnęła. - Są tutaj siły Valkoinen i sterowany przez nich Kościół Konsumentów. Zwykli żołnierze są tak przystosowani do walki z tymi siłami, niczym zwykli cywile. Nie jestem wielką entuzjastką IBPI, ale posiadają siły, które mogą na wszystkim zaważyć. Musisz go jakoś przekonać, Lotte. Albo nim zmanipulować, okłamać, oszukać, rozkochać, zaprzyjaźnić się… nie wiem. Nigdy nie byłam dobra w takich sprawach.
- Ja też nie – przewróciła oczami. – Nie wiem, zobaczymy, może ta twoja Jenny jakoś do niego dotrze? Nie patrz tak na mnie, wiem, że nic nie jest tak łatwe. Daleko jest ich obóz?
- Nie wiem. Napotkaliśmy go… czy może raczej odpowiednim słowem będzie “ominęliśmy” go, kiedy szliśmy na północ. Jeszcze przed tym, jak dowiedzieliśmy się o tych niedorzecznych bobrach. Po rozdzieleniu się wracaliśmy na południe do Marietty, ale żołnierze się już przemieścili. Zresztą nie sądzę, że to był tak właściwie obóz… bardziej kilka odpoczywających osób. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo osobiście nie widziałam, ani nie słyszałam nikogo w drodze na północ. W przeciwieństwie do Rosjanina, który szedł przodem. W każdym razie Valter to twoje znalezisko, ty go przekonaj - Mary mruknęła. - Ja umywam ręce.

- Nie zapominaj, że obie jesteśmy w tym bagnie – żachnęła się Lotte. – Więc to nie jest tylko mój problem. Dołączmy do nich, wiemy co robić, a jak się uda, to skorzystamy z komunikacji wojskowej, o ile oni ją w ogóle mają, bo może tutaj nic nie działać z takich rzeczy.
- Prawda - przyznała Mary. - Nie marnujmy już więcej czasu - dodała, po czym ruszyła w stronę Valtera i Jennifer. Chyba rzeczywiście nie miała w planach rozmów z żołnierzem. Może nawet to nie było tak złe. Colberg nie była osobą o największej możliwej charyzmie i mogłaby urazić mężczyznę nawet nie zdawając sobie z tego sprawy.
Lotte podążyła za kobietą. Nie oczekiwała od niej zdobycia zaufania żołnierza, ale nie mogła przytaknąć na to co powiedziała i pozostawić tego bez komentarza. Zbliżając się do rozmawiającej pary, westchnęła ciężko. Nie miała sił na wykrzesanie z siebie choćby odrobiny uroku osobistego, obojętnie w którą stronę miałaby go skierować.
Tymczasem słyszała drobną przemowę Jennifer.
- ...no i płynęłyśmy tą jachtówką, piękny biały żagiel, drinki, krem do opalania, aż wreszcie zasnęłyśmy… i jak się obudziłyśmy, to patrzymy, a tu ląd. Zażartowałam, że to może Kalifornia, ale wtedy… O, już wróciłyście? - Konsumentka spojrzała na obie kobiety.
- Jak widać - powiedziała Mary, po czym usiadła przy stole.
Tymczasem Marietta przybliżyła się z całym koszem.
- Przygotowałam kanapki - powiedziała, wyciągając dwa talerze na stół. Wyglądały smakowicie. - Mam jeszcze trochę kompotu - dodała, wyciągając wielki dzban i gliniane garnuszki pełniące funkcje szklanek.
Valter na moment stracił wątek. Wahał się tylko przez moment, po czym sięgnął po jedną z kanapek z pomidorem, ogórkiem i plasterkiem gotowanego jajka.
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-07-2018, 19:29   #536
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Rozmowy u Marietty - część trzecia

Visser właśnie przypomniała sobie jak bardzo głodna była i szybko poszła w ślady mężczyzny. Zrobiła to dosyć łapczywie, jakby nie jadła długo, albo brak było jej manier. Zreflektowała się jednak szybko.
- Bardzo dziękuję, nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam – zamilkła, aby zjeść kanapkę, choć zdała sobie sprawę, że to niemądre z jej strony. Ciężko jednak było jej się opanować, bo głód był dotkliwy.
Mariatta uśmiechnęła się szeroko. Stała pewnie na dwóch nogach i podpierała obie dłonie na swoim tułowiu.
- Mam też nieco mocniejszych rzeczy od kompotu, jeśli reflektujecie - powiedziała.
Jennifer wyglądała tak, jak gdyby chciała się zgodzić, jednak Mary szybko pokręciła głową.
- Bardzo dziękujemy za gościnność - powiedziała głosem wyzutym z jakichkolwiek emocji. Po części przypominała androida. Taki zwrot akcji pewnie i tak nie byłby najbardziej szokującą nowiną tego dnia.
- Na pewno? - Marietta chciała się upewnić. - Wyglądacie mi na takich, co potrzebują - mruknęła.
- O, z tym nie będę się kłócił - mruknął Valter. Następnie podniósł wzrok znad kanapki. - Mówię za siebie w każdym razie - rzekł, jak gdyby wpadł na pomysł, że te słowa mogłyby kogoś urazić.
- Zgodzę się z tobą, ale niestety nie mamy takiego luksusu, aby oddać się w pani gościnne ręce – rzuciła upychając kęsy kanapki w policzkach, nie chcąc przerywać jedzenia. – Musimy odnaleźć zagubione owieczki i nie powinniśmy zwlekać.
- A jak już o tym mowa - kobieta zaczęła. - Pójdę porozmawiać z przyjaciółmi. Powinno nie być mnie przez pół godziny - spojrzała gdzieś w bok, zastanawiając się i próbując dokładnie ocenić czas. Następnie spojrzała znowu na zebraną czwórkę. - Poradzicie sobie beze mnie, moi drodzy goście?
- Tego nie mogę obiecać – odpowiedziała trochę niewyraźnie, ale z uśmiechem.
- Ale spróbujemy - dodała Mary prędko. Zapewne nie uważała, aby obecność gospodyni była im niezwykle przydatna w trakcie rozmów.
- Postaram się pospieszyć - mruknęła Marietta, po czym odeszła.

Colberg przez chwilę spoglądała z nieufnością na dzban kompotu, po czym nalała sobie ostrożnie kubek. Spróbowała, jakby spodziewając się wyczuć w środku gorzki smak trucizny.
- Więc mówisz, że poszukujesz towarzysza? - zapytała Jennifer. - A może wrócił z powrotem do waszego obozu? Myślałeś o tym?
Valter zastygł w połowie kęsa. Chyba w ogóle nie przyszło mu to do głowy.
Visser również nie pomyślała o tym i uśmiechnęła się pod nosem, ale grzecznie konsumowała kanapki, już nieco mniej łapczywie.
- Powinniśmy poszukać go w tamtym miejscu. Prawda, Lotte? - spojrzała na detektyw. - Może chłopiec jest z żołnierzami?
Lotte uzmysłowiła sobie, że to plan, który mógłby wypalić… Był tylko jeden słaby punkt. Marietta mogła za chwilę wrócić z prawdziwymi wiadomościami o zaginionych, które mogły wszystko pokrzyżować. A jednak… nie do końca powinni ich uniknąć, bo dzięki temu potencjalnie dowiedzieliby się, co stało się z Ismem…
- Musze przyznać, że nie przyszło mi to do głowy – odparła Visser po przełknięciu kęsa. – Valter wiesz gdzie są twoi kamraci, masz z nimi jakąś łączność?
- Nie, to on miał przy sobie krótkofalówki - najpewniej mówił o swoim towarzyszu. - Ale te i tak nie łapały ostatnio częstotliwości, chyba byliśmy za daleko. Bo zwykłe telefony rzecz jasna nie działają… - mężczyzna mruknął, zastanawiając się. - Ale do obozu mógłbym jak najbardziej dojść. Zostawiliśmy w lesie ślady, aby łatwo odnaleźć drogę powrotną - wyjaśnił.
- Jak roztropnie - Mary rzekła głosem bez cienia emocji. Mężczyzna mógłby wziąć to za ironię, ale Jennifer szybko kontynuował.
- No i trochę by nas uratowali, co nie? Tacy żołnierze, to z nimi powinno być bezpiecznie - rzekła.
Kąciki ust Mary lekko zadrżały. Chyba Jennifer celowo udawała głupią blondynkę. To chyba nie był jej normalny ton głosu i dobór słów.
Lotte przyjrzała się kobiecie, jednej i drugiej. Przynajmniej ktoś miał jeszcze siły na podstępy, ale na pewno nie była to Visser. Spróbowała jednak zebrać się w sobie.
- A co ty o tym myślisz Valter? – zapytała, choć nawet ją samą to zdziwiło, powinna była pociągnąć śmiało podwaliny, które dała jej Jennifer.
- Całkiem możliwe - mruknął mężczyzna. - Że przynajmniej byłybyście tam bardziej bezpieczne, niż w całkowitej głuszy. Myślę, że moglibyśmy też zamówić jakąś szalupę ratunkową… choć tego akurat nie mogę obiecać.
Następnie mężczyzna zamyślił się.
- Tylko nie sądzę, że mi uwierzą, jak powiem, co tak naprawdę się stało… Ale nie chce im kłamać - powiedział lekko przybity. - Co powinien im mówić? A co nie?
- Pamiętasz, że liczymy na to, że spotkamy na miejscu twojego towarzysza? Wtedy problem z głowy - Mary rzekła fałszywie pogodnym tonem, ale mężczyzna chyba tego nie zauważył.
- No niby tak… - mruknął.
Przyjrzała się mężczyźnie z ogromną uwagą. Nie rozumiała czemu widziała w nim zagrożenie i fałsz, zdawał się być poczciwy, w końcu nie chciał kłamać.
- To nigdy nie jest proste – odparła łagodnie, kompletnie przerywając jedzenie. – Mówić prawdę, gdy brzmi kompletnie nieprawdopodobnie. Czasem warto, ale przeważnie nie…
- Może powiem, że zaatakował nas… nie wiem, wilk? Z drugiej strony chciałbym przygotować ich na zagrożenie ze strony dziwnych, paranormalnych rzeczy. Bo wy również powinnyście wiedzieć, że istnieją. Przynajmniej tutaj. Chyba że wdychałem jakieś chore, halucynogenne opary.
Mary zakrztusiła się kompotem.
- Na serio? - Jennifer powiedziała ostrożnie.
Valter skinął głową, po czym opowiedział im wszystko to, co wcześniej mówił Lotte.
- Nazwijcie mnie szalonym, ale - wzruszył ramionami i nie dokończył wypowiedzi.
Visser pokiwała głową.
- Dobrze, to pójdziemy poszukać twojego obozu. – Napiła się kompotu, nie mając już większych oporów przed konsumowaniem pozostawionych przez nieznaną jej kobietę jedzenia. – Mam nadzieję, że ich nic nie dopadło złego.
Mężczyzna skinął głową.
- Dzięki temu będziemy bardziej ostrożni… - zaczęła Mary.
- Tak, posiadam nawet broń - mężczyzna podniósł pistolet. - Bez obaw, zabezpieczony. Wiem, że nie powinno machać się pistoletami.
- Oczywiście, że tak - Jennifer spojrzała na niego maślanymi oczami, ale chyba Valter nie reagował na to aż tak bardzo dobrze. Był nie przyzwyczajony do tego rodzaju atencji ze strony ładnych kobiet i podświadomie musiał spodziewać się zasadzki.

Chyba miał coś powiedzieć, ale obrócił się, słysząc szelest pośród drzew. To wracała Marietta. Pół godziny szybko zleciało, głównie za sprawą stosunkowo długiej opowieści Valtera.
- O – wydała z siebie Lotte. – Nie czułam upływu czasu…
Żołnierz pokiwał głową, po czym spojrzał na Mariettę, która przybliżała się.
- Posiadam pewne wiadomości… - zaczęła. - Ktoś rzeczywiście widział chłopca oraz zielonoskórą istotę odpowiadającą opisowi. Znajdowali się przy rzece. Kierowali się na północ. To niestety wszystko, co udało mi się dowiedzieć. Nie wiem, kiedy dokładnie miało to miejsce. Na pewno obydwoje byli żywi… i w całkiem dobrym stanie, bo szli - dodała.
- Ciekawe czemu idą na północ – zastanowiła się, choć szybko przypomniała sobie co mówiła Mary. Oni też powinni zmierzać na północ, więc na razie wygodnie to się układało. – Ale żołnierza z nimi nie było?
- Nie - kobieta pokręciła głową. - A przynajmniej nic o nim nie usłyszałam. A zapytałam się specjalnie również o niego - spojrzała na Valtera, chcąc upewnić go, że wcale nie zapomniała.
- To może naprawdę wrócił do obozu… - żołnierz zastanowił się. - Ale czy nie powinniśmy iść w górę rzeki po chłopca? - spojrzał na Lotte.
- Nie - Mary odpowiedziała szybko.
Jednak Valter wciąż patrzył na Visser.
- Bardzo bym chciała, ale rozum mi podpowiada iść po pomoc do twoich kamratów. – Odparła z pewnością w głosie. – Jednak jeśli nie będą chcieli, albo mogli pomóc, to ja muszę szukać Ismo, rozumiesz? Jednak ty może odnajdziesz swoją zgubę – uśmiechnęła się smutno.
- Wtedy postaramy się pomóc. Naszym jedynym zadaniem tutaj to zbieranie informacji i wałęsanie bez żadnego innego celu - wyjaśnił. - Myślę, że nikt nie powinien zaprotestować… - zawiesił głos, kończąc ostatnią kanapkę.
- Czy to znaczy, że już mnie opuszczacie? - zapytała Marietta. - Wcześniej byłam cały czas w kuchni… a potem w lesie… Wspaniała ze mnie gospodyni. To wygląda, jakbym unikała was za wszelką cenę - zażartowała.
- Jesteś wspaniałą gospodynią, Marietto - Mary powiedziała ze wszelką powagą w głosie. Zabrzmiało to trochę tak, jak gdyby uważała jej nieobecność za wspaniałą cechę… i pewnie rzeczywiście tak było.
- Uratowałaś mi życie kanapkami, jadłam baaaardzo dawno temu i pewnie zasłabła bym niedługo, gdyby nie te pyszności – dodała z uśmiechem bez cienia fałszu.
Marietta ucieszyła się na te słowa. Pokiwała głową, po czym zaczęła zbierać wszystkie brudne naczynia do koszyczka i ruszyła z nim do chatki. Najpewniej po to, aby je umyć.
- Zapraszam ponownie - zapowiedziała. - I szerokiej drogi - dodała z uśmiechem.
Następnie weszła do środka i zniknęła za zamkniętymi drzwiami.
- Zauważyliście, że tak właściwie nikt z nas nie powiedział, że chcemy już się z nią pożegnać? - Mary zapytała.
- A jest tu coś normalnego na tej wyspie? – Lotte zastanowiła się czy w ogóle najadła się czy tylko jej umysł to zarejestrował, a jadła powietrze, albo coś duchowego. Głód zniknął, choć wciąż nie była pewna czy tak naprawdę, czy może tkwiła jedynie pod wpływem uroku zagłuszającego głód. Na tej wyspie łatwo było popaść w paranoję i kwestionować takie nawet, jak zdawałoby się, najbardziej podstawowe rzeczy. – Idziemy?
- Idziemy - odpowiedziała Jennifer, wstając.
- Idziemy - powtórzyła Mary.
- Idziemy - zgodził się Valter.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 12-07-2018, 14:26   #537
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=F3Bar3rty_4[/media]

Szli przez las. Na samym przodzie znajdował się Valter. Nie tylko dlatego, bo jako jedyny znał drogę do obozu żołnierskiego. Bez wątpienia również czuł się odpowiedzialny za ochronę trzech kobiet, będąc jedynym mężczyzną w towarzystwie. Mimo że w zasięgu wzroku nie było nic wskazującego na czyhające na nich niebezpieczeństwo, to i tak nie mogli go wykluczyć. Pewnie właśnie dlatego trzymał w ręku broń. Visser nie była pewna, ale chyba nawet została odbezpieczona.

Nad ich głowami krążyły duchy najróżniejszych kolorów. Różowy łosoś, mały niebieski słoń, fioletowy wilk skaczący z gałęzi na gałąź. Wszystkie wydawały się kompletnie niezainteresowane ludźmi pod nimi, którzy przemierzali las w ciszy. Wiatr lekko wiał pomiędzy drzewami, poruszając liśćmi. Lotte uznała go za bardzo orzeźwiający. Spacer po jedzeniu również wydawał się przyjemny. Było łatwo na chwilę zapomnieć o tym, że są w sercu konfliktu. Blask bijący z dziwnych istot i księżyca zdawał się tak mocny, że równie mógł być dzień.


- Wypatrujcie znaków na korze – zalecił Valter, wskazując poziome nacięcia na pniach drzew. – Takie jak te.
Na szczęście żołnierz zdawał się ich nie potrzebować. Posiadał bardzo dobrą orientację w terenie i rozpoznawał mijane widoki. Zaprowadził ich prosto do celu.

Na obóz żołnierski składało się kilka namiotów rozstawionych na niewielkiej, ocienionej polance. Tak właściwie całkiem dobrze zlewały się z zielenią krzewów i drzew, półmrok również dobrze je osłaniał. Lotte widziała bardzo niewielką ilość mężczyzn. W zasięgu wzroku tylko dwóch. Wynurzali się z wnętrza, dyskutując na jakiś temat. Czy reszta była pochowana w namiotach?
- Większość jest w terenie – Valter odpowiedział na to pytanie. – Tutaj wrócą tylko na posiłek i sen. Poza tym nie posiadamy ogromnej załogi. W końcu nie jesteśmy tu w celach czysto militarnych, co bardziej zwiadowczych. Za to jesteśmy dobrze wyposażeni. Nikt nie wybiera się na wyspę, która powstała w jeden dzień… nie bez skrzynek broni i aparatury. Chyba że są wami.

Mary poruszyła się niespokojnie.
- Czy mogłybyśmy połączyć się z kimś na lądzie? Nasza rodzina na pewno martwi się o nas – rzekła.
Valter pokiwał głową.
- Myślę, że tak. Zostańcie tutaj.
Następnie ich opuścił i ruszył w stronę mężczyzn. Rozmawiał z nimi i choć Lotte słyszała dokładnie wypowiedziane słowa, to ich niestety nie rozumiała. Po chwili mężczyzna wrócił.
- Niestety nie ma na miejscu naszego technika, więc nie będziemy mogli uruchomić…
- Nasza przyjaciółka to urodzona techniczka – Jennifer weszła mu w zdanie, poklepując Mary po ramieniu. Ta spojrzała na nią z niesmakiem i odsunęła, chcąc uniknąć dalszego kontaktu fizycznego.
- Nie jestem przekonany… jeżeli coś zepsujecie.
- Niczego nie zepsuję – Mary spojrzała w oczy Valtera dość długo. Siła jej spojrzenia była na tyle mocna, że mężczyzna cofnął się.
- Dobra, dobra – podniósł rękę w geście poddania się. – Chodźcie za mną.
Wymienił kilka słów z dwoma mężczyznami przed namiotem. Ci wpatrywali się w Lotte, Mary i Jennifer długo i z zaciekawieniem.


Mary zajęła się stacją radiową tak, jak gdyby robiła to codziennie. Przełączała odbiorniki, nastawiała pokrętła, wciskała guziki.
Rozległ się głośny szum. Następnie trzaski, jakieś zakłócenia… Maszyna wydawała się pracować na najwyższych obrotach. Zdawało się, że w powietrzu unosił się świąd spalenizny.
- Cz-czy ktoś mnie słyszy? – z głośników popłynął dziecięcy głos.

To był głos Isma.
Jennifer spojrzała na aparaturę ze zmrużonymi oczami.
- To… to nie jest Antarktyda, prawda? – zapytała.
- Nie – szepnęła Mary w odpowiedzi. – Nie jest.
 
Ombrose jest offline  
Stary 06-08-2018, 15:33   #538
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Visser aż podskoczyła ze zdziwienia.
- To Ismo - od razu rzuciła zmartwionym tonem. - Jak to się obsługuje? Gdzie on jest, że ma dostęp do radia?
- Jest wszędzie - odpowiedziała Mary, kręcąc pokrętłem. - A przynajmniej na każdej częstotliwości.
Rzeczywiście, choć zmieniały się cyfry na wyświetlaczu, to szum pozostawał taki sam. A także zagubiony głos chłopca.
- S-słyszy mnie ktoś? - z trudem można było rozpoznać wypowiedziane słowa. Jednak ton zgrozy i niepewności wydawał się dojmujący. - Cz-czy ktoś… k-ktoś… - Lotte nie dosłyszała kolejnych słów, bo trzaski okazały się zbyt przytłaczające.
- Spróbujmy odpowiedzieć - stwierdziła łapiąc za mikrofon. Wskazała przycisk z boku i nie czekając na odpowiedź, zapytała - tu się wciska i mówi? Ismo słyszysz mnie, to ja Lotte. Gdzie jesteś?

Następnie rozbrzmiała dłuższa cisza. Czy może raczej - szum płynący z eteru. Lotte już myślała, że urządzenie zepsuło się, ale wtedy chłopiec odpowiedział.
- To ty, Lotte? - głos zdawał się bardzo cicho, ale ciężko było stwierdzić, czy to dlatego, gdyż mały był chory… czy może raczej wina stało po stronie połączenia. - Ja… - następnie rozbrzmiał dłuższy moment samego szumu. Przerywało. - Bo wtedy… nie udało mi się… silniejszy… zjadł… boję… boję się…
- Gdzie jesteś?! - Mary głośno i wyraźnie powtórzyła pytanie Visser.
- N-nie… n-nie tu… - Isma szepnął. Jego głos zdawał się pełen lęku i niepewności, jakby zagrożenie wciąż na niego czyhało. - G-gdzie indziej…
- Cholera - rzuciła pod nosem, po czym szybko znów skierowała swoje słowa do Ismo. - Jak mam cię znaleźć? Słabo cię słychać.
- Znajdź białego… - rzekł Ismo, ale wtedy rozległ się szum.
- Znajdź co?! - Mary krzyknęła do mikrofonu. Była tak głośna nie z powodu wzburzenia emocjonalnego, lecz chciała upewnić się, że Pajari rzeczywiście ją usłyszy.
- Znajdź białego królika… - Pajari powtórzył.

Valter poruszył się.
- Jeżeli zaraz nie wyłączymy sprzętu… ten przepali się - powiedział po chwili wahania. Lotte rzeczywiście już od jakiegoś czasu czuła świąd spalenizny.
- Musimy wciąż połączyć się z IBPI… - Mary mruknęła pod nosem.
- Chyba powinniśmy to wyłączyć - zgodziła się z Valterem, ale szybko dodała - zresztą ty lepiej znasz się na tym. Eh… Trzeba będzie znaleźć tego królika…
Westchnęła ciężko, odchodząc dwa kroki od radia. Spojrzała w końcu znowu na Mary. Wiedziała, że kobieta ma rację, aby skontaktować się z IBPI, sama zresztą nie pogardziłby kolegami z organizacji, wsparcie było zawsze w cenie.
- Damy radę połączyć się jeszcze czy nie?
- Ja… - powiedział jeszcze Ismo, ale Mary bezlitośnie nacisnęła odpowiednie guziki i radiostacja wyłączyła się.
Skrzywiła się.
- Nie podoba mi się to, co musiałam zrobić - mruknęła. - Nie wiem czemu, ale pierwszy raz od bardzo długiego czasu czuję coś w rodzaju… wyrzutów sumienia - westchnęła.
Następnie zaczęła pisać na swoim laptopie, który wciąż był połączony z nadajnikami.
- Mam w planach połączyć się z komputerem, który zostawiłam w Helsinkach. Odbiera fale radiowe i powinien zareagować na specjalny sygnał, który nadam. Nie przewidziałam, że znajdziemy się na wyspie, jednak spodziewałam się, że może nam brakować łączności ze światem. Poprzez komputer w Helsinkach będę mogła nawiązać połączenie z Antarktydą… choć będzie raczej powolne i niezręczne. Dlatego nie powinniśmy liczyć na rozmowę, lecz coś o znacznie mniejszym ciężarze danych, jak wiadomości tekstowe. Co powinnam napisać do nich? I… do kogo zaadresować? - Mary spojrzała na Lotte.
- Tallah jest w Helsinkach i jej mogę ufać, chociaż teraz to już nie wiem sama - zastanowiła się przez chwilę. - Dużo mogło zmienić się od naszego ostatniego spotkania jeśli chodzi o miejsce jej pobytu. Zresztą, ty skontaktujesz się z Antarktydą, a ja tam nikogo nie znam, kto nie byłby tutaj, związany z tą sprawą. Co do treści, to trochę łatwiej. Trzeba podać współrzędne wyspy, nadmienić, że chodzi o sprawę Helsińską, Valkoinen, że zagrożenie jest podobne do Wyspy Wniebowstąpienia i potrzeba wsparcia. Mylę się?
- Nie - rzekła Mary. - Nie mylisz się. Nie sądziłam, że znasz kogoś konkretnego w Antarktydzie. Bardziej myślałam, czy skontaktować się z Egzekutorem do spraw Bezpieczeństwa, czy może raczej… Dyrektorem IBPI. Ale to chyba wszystko jedno - Colberg skinęła głową.

Zaczęła pisać, mrucząc pod nosem. Zawarła dokładnie te wszystkie elementy, o których wspominała Lotte. Współrzędne, poziom zagrożenia, powiązanie z Helsinkami.
- Nie mogę pisać całych opowiadań, bo im więcej danych prześlę, tym większe zagrożenie, że nie dotrą. A przynajmniej nie w oryginalnej formie. Na szczęście ta radiostacja jest znacznie lepsza od tej, którą przyszykował na łódce, którą tu dopłynęliśmy - wyjaśniła. - Enter.
Spojrzała na ekran. Lotte widziała na nim jedynie białe znaczki na czarnym polu, które wiele jej nie mówiły… Jednak Colberg była w stanie więcej z nich wyczytać.
- Wiadomość wysłana. To, czy zostanie odebrana… to już nie leży w naszej kwestii - westchnęła.
Jennifer poruszyła się. Przeciągła, spoglądając gdzieś w bok. Zdawało się, że wcale nie była zainteresowana szczegółami kontaktu z IBPI. Chyba wciąż rozmyślała na temat wcześniejszej sprawy.
- Czas polowania na białego królika? - zasugerowała.
- Przynajmniej do czasu, kiedy otrzymamy wiadomość zwrotną? - Mary odpowiedziała, spoglądając na Lotte.
Valter natomiast wyglądał jedynie na zagubionego i niepewnego, czego dokładnie świadkiem był. Nie wydawał się głupim mężczyzną i bez wątpienia wiedział, że jego towarzyszki nie są normalnymi kobietami. Zwłaszcza po ich ostatniej wymianie zdań.
- Antarktyda? Sprawa helsińska? Wyspa Wniebowstąpienia? Czy… - zawiesił głos. - Jesteście tajnymi agentkami? - jego usta lekko zadrgały na określenie tego określenia rodem z filmów sensacyjnych.
Visser przyjrzała się mężczyźnie z miną, która potwierdzała jego przypuszczenia, a przynajmniej im nie zaprzeczała.
- Teraz jest ważniejszym znalezienie chłopca, musi być w niebezpieczeństwie, więc nie mamy za wiele czasu. A określenie “szukajcie białego królika” jest co najmniej mało konkretne i trudne do wykonania. - Spojrzała najpierw na Jennifer, a potem na Colberg. - Mary, zostajesz tutaj czy idziesz z nami?
- Zostanę tutaj - odpowiedziała kobieta. - Ja również jestem fanką białych królików, ale muszę zostać ze sprzętem. Co chwilę włączać go i sprawdzać, czy Antarktyda wysłała jakąś wiadomość. Nie może działać cały czas, bo już teraz sypie się po rozmowie z Ismo. Poza tym ktoś z nas musi pilnować maszyny… przed żołnierzami. To kwestia czasu, kiedy któryś z nich będzie nas w końcu próbował wywalić stąd i chyba nie możemy liczyć na urok osobisty Valtera w nieskończoność. Dlatego chcę przypilnować sprawy tak długo, jak tylko będę mogła.
- Dobrze… - zaczął żołnierz. - Ja muszę wreszcie obejść obóz i poszukać mojego partnera… - mruknął i wyszedł na zewnątrz. Bez wątpienia chciał znaleźć przyjaciela, jednak bardziej wyglądało na to, że chciał jak najszybciej uciec z namiotu dziwów, spisków i magii. Od tego wszystkiego mogła rozboleć głowa.
- W jaki sposób możemy znaleźć białego królika? - zapytała Jenny. - W ogóle… czym jest biały królik?
- Dobre pytanie - spojrzała na Konsumentkę. - Patrząc jednak na wyspę, to zakładam, że może chodzić o ducha. Możemy szukać króliczka, rozmawiając z duchami, z którymi da się, jak te bobry, o których wspomniałyście. Możemy również szukać śladów tego goblina, który porwał chłopca, to też powinno nas gdzieś doprowadzić. - Visser oparła dłoń o brodę. - Więcej na razie nie przychodzi mi do głowy. Królik może też być czymś innym, symbolem na przykład…
- Jeżeli symbolem, to nikt z nas nie ma cierpliwości, aby go rozgryzać - Mary oświadczyła. - Twoja teoria z duchem jest dobra. Pospacerujcie i spróbujcie porozmawiać z duchami. Może będą chciały wam odpowiedzieć, mimo że nie jesteście szamanami. Skoro pokazują się zwykłym… a w każdym razie śmiertelnikom, to może również będą chciały otworzyć do was usta.
- W ostateczności mogłybyśmy wrócić do Marietty i porozmawiać z tym bobrem, ale zachodzić do niej po raz trzeci… - Jennifer westchnęła. - To jest pewien dystans, którego pokonanie zajmuje nieco czasu…
- To prawda, a jednak… wędrujcie w kierunku jej chatki - odpowiedziała Mary po chwili zastanowienia. - Jak już macie spacerować bez celu, to równie dobrze możecie wałęsać się w jakąś konkretną stronę. Jest tylko jedna kwestia… jeżeli mi zginiecie na zbyt długo, to jak będę w stanie was poinformować o ewentualnej wiadomości z Antarktydy?
- Nie mamy możliwości kontaktowania się na odległość, więc... - Lotte zrobiła krótką pauzę - dajmy sobie z pół godziny, może godzinę i wrócimy tutaj?
- Tak zrobimy - odparła Jennifer.
- Chyba że… - Mary zastanowiła się. - Gdybyście uzyskały dwie sztuki radiofalówek od żołnierzy, jedna dla mnie, a druga dla was… to też miałoby sens, prawda?
- A przypadkiem Valter nie mówił, że to nie działało? - zapytała niepewnie Lotte.
- Tak mówił? W takim razie nici z pomysłu. Zapomniałam o tym - Mary mruknęła. Wydała się nieco zdekoncentrowana. Spoglądała na radiostację i chyba rzeczywiście martwiła się o jej stan. Na pewno nie chciała też, aby żołnierze zabronili jej dostępu do urządzenia. Poza tym nie miały wcale pewności, czy tak naprawdę działało i wiadomość została wysłana. A co za tym idzie… czy Antarktyda dowie się o sytuacji na wyspie i czy wyśle wsparcie oraz wiadomość zwrotną.
- To ruszamy - spojrzała na Jennifer szukając potwierdzenia.

Nikt nie zablokował im wyjścia z namiotu… rzecz jasna. Kobiety mogły bez żadnych przeszkód zagłębić się w las. Szły w kierunku chatki Marietty. Technicznie cofały się, a jednak… szły naprzód. Musiały spełnić swoje zadanie i odnaleźć białego zająca, jeżeli chciały odnaleźć Isma. Jeżeli nie z powodów czysto humanitarnych, to choćby dlatego, bo młody szaman już udowodnił swojej wartości i mógł im się przydać. Lotte chyba nigdy nie była świadkiem dziecka tak przestraszonego, jak to, które usłyszała w radioodbiorniku. Zupełnie tak, jakby Pajari zagubił się w obcym wymiarze i sam nie potrafił odnaleźć drogi powrotnej do domu.
- Więc… jesteś znajomą Mary? - zapytała Jennifer, kiedy przechadzały się ścieżką wydeptaną w lesie. Zerknęła na nią, idąc do przodu. Potem zajęła się obserwowaniem koron drzew, wokół których miały nadzieję odnaleźć jakiegokolwiek ducha. Niestety tych jak na złość brakowało. Przynajmniej jak na razie.
- Można by tak nazwać, chyba to najlepsze określenie, znajomość. - Odparła po chwili zastanowienia, również rozglądając się, ale na boki. - A wy dobrze dogadujecie się? Mary ma specyficzną osobowość, nie każdemu może podpasować.
- Jeszcze kilka godzin temu jej nie znałam. Poznałyśmy się na statku zmierzającym na wyspę - odpowiedziała blondynka, rozglądając sie po lesie. - Wiem, że zna ją Alice, jednak nie wiem, jak dobrze. Miałam nadzieję, że może ty powiesz mi o niej coś więcej, skoro jest również twoją znajomą? - Konsumentka zwróciła na nią wzrok.
Tymczasem Lotte spostrzegła jednego ducha. Siedział na kłodzie i połyskiwał na zielono. To była jaszczurka. Duże, wyłupiaste oczy wpatrywały się w mrówki spacerujące po zwalonej kłodzie drewna. Była zbutwiała i pokryta białym nalotem pleśni.
- Patrz, duch jaszczurki - odpowiedziała wcale nie wymijająco. - Szkoda tylko, że przeszkodzimy mu w posiłku, może być mniej rozmowny - dodała z nutą sarkazmu w głosie i skierowała swoje kroki w stronę kłody drewna.

Zjawa o dziwo nie spojrzała na nich wrogo. Choć z drugiej strony… ciężko było stwierdzić to na sto procent z powodu fizjonomii stwora. Z jednej strona była nieprzyjemna dla oka pod względem kształtu, jednak z drugiej… półprzezroczysta, lekko świecąca postać wciąż zdawała się wspaniała przez cudowności mgiełki, z jakiej została zrodzona.
- Hę? - zapytała.
Jennifer spojrzała niepewnie na Lotte, po czym znowu na ducha. Rozmasowała dłoń. Visser nie zauważyła tego wcześniej, ale palce kobiety były wygięte pod dziwnym kątem. Zdawało się, że musiała walczyć i źle to się dla niej skończyło. Choć z drugiej strony… może właśnie dobrze, skoro przeżyła.
- Szukamy białego zająca. Albo królika…? - dodała po chwili.
Jaszczurka wyciągnęła język, jakby smakują powietrze. Wpierw wydawało się, że nic nie odpowie, ale wtem odezwała się.
- Nie znam nikogo takiego.
Następnie wróciła do wpatrywania się w mrówki.
Kobiety już miały przejść dalej, kiedy zjawa nagle odezwała się.
- Ale… widziałam, że tędy przelatywała niedawno ta wścibska sowa z väki mądrości i czegoś tam jeszcze. Farja. Tak ma na imię… chyba… - mruknął. - Ona powinna wiedzieć wszystko o białych zającach. A przynajmniej trochę. O tutaj leciała - jaszczurka wskazała językiem przejście pomiędzy dwiema wielkimi brzozami. Wiła się między nimi wydeptana przez zwierzęta ścieżka. A przynajmniej na taką wyglądała.
- Bardzo dziękujemy - odparła i po chwili dodała - może poszczęści się nam, sowa powinna wiedzieć gdzie jest królik i w ogóle o jakiego chodzi.
- Też mam taką nadzieję - jednocześnie odpowiedziała Jennifer i haltija.

Ruszyła przed siebie w poszukiwaniu sowiej mądrości.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 08-08-2018, 17:24   #539
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Przyjemny wietrzyk wiał pomiędzy drzewami, dając choć trochę ulgi w tak upalny dzień. Ten chylił się powoli ku końcowi. Słońce znajdowało się coraz niżej i niżej. Zapadał wieczór. Wpierw Lotte nie zdawała sobie z tego sprawy, gdyż wcale nie było ciemniej. Choć niebo zmieniało kolor, to ścieżka, gałęzie i liście były cały czas w tym samym stopniu oświetlone. Jak to możliwe? Kiedy podniosła wzrok, ujrzała odpowiedź na to pytanie. Ponad głowami latały różnobarwne duchy, który promieniowały blaskiem. Wytwarzały przedziwną, nienaturalną atmosferę, jako że nie dawały zwykłego, jasnego światła. Tutaj było nieco bardziej niebiesko, tam czerwono, gdzieniegdzie biła jasna, krzykliwa zieleń, albo żółć lub pomarańcz. Feeria barw otuliła wyspę, a także i Lotte, która przemierzała ją w towarzystwie Konsumentki.


- To… piękne – wyszeptała Jennifer. – Chyba jednak jestem nieco zbyt zmęczona, aby to naprawdę doceniać…
Lotte również mogła identyfikować się z tymi słowami. Co prawda nie była głodna i zdążyła odpocząć u Mariatty po szalonych wydarzeniach w Seinäjoce… Jednak tak naprawdę potrzebowała nieco więcej czasu. Na szczęście jej ciało wciąż było silne, o dziwo i z każdym kolejnym krokiem prowadziło ją ku celowi… jak miała nadzieję.

Nie otrzymały zbyt dokładnych wskazówek, jak znaleźć sowę, która podobno posiadała wiedzę na temat Białego Zająca. Musiały rozglądać się i uważnie sprawdzać każdą gałąź, aby nie przeoczyć haltii. Jennifer po kilkunastu minutach zaczęła ją nawoływać. Mogło to być ryzykowne, gdyż w ten sposób przyciągały do siebie uwagę. A niekoniecznie każda istota w sąsiedztwie była przyjaźnie nastawiona. Jednak mijało już trochę czasu i było coraz później, a Mary mogła już czekać na nie i się niecierpliwić. Uratowanie chłopca było ważne, lecz jeśli potencjalnie cały świat był zagrożony wpływem bogów Tuoneli… należało wybrać. A wybór zdawał się jasny, nawet jeśli okrutny.

Przeszły pomiędzy drzewami na zachód. Rosły tutaj wysokie i okazałe wiązy. Miały grube, charakterystycznie poszerzone u podstawy pnie. Rosły na dość wilgotnej glebie i wnet Lotte poczuła wilgoć sączącą się przez podeszwy. Rzecz jasna nie było to przyjemne uczucie. Niewielkie grupy wiązów były poprzedzielone wierzbami, olszami, dębami, grabami i jesionami. Poniżej znajdowały się liczne krzewy głogu z ogromnymi, fioletowymi i białymi kwiatostanami. Było tutaj bardzo urokliwie, zwłaszcza biorąc pod uwagę hipnotyzujące światło haltii. Sprawiało, że Visser robiła się nieco senna… Aż się wzdrygnęła, aby przerwać urok. Miała nadzieję, że nic nie próbowało wpłynąć na jej umysł i to tylko okoliczności tak na nią działały… Jednak pewności mieć nie mogła.

- Farja?! – krzyczała Jennifer. – Jesteś tu? Farja?!

Na samym początku wydawało się, że nikt nie odpowie. W końcu poprzednim razem również nikt nie dał głosu i jeszcze wcześniej tak samo nie. Lotte usłyszała kiedyś, że jedynie głupcy i szaleńcy robią w kółko tę samą rzecz i spodziewają się innego rezultatu. A jednak metoda Jennifer wreszcie przyniosła skutek. Po którymś zawołaniu rozległo się huczenie i nad nimi wzleciał biały cień. Krążył przez kilka sekund, spoglądając na obydwie kobiety, po czym przysiadł na pobliskim drzewie.


Farja emanowała mlecznobiałą poświątą, która wylewała się poza nią i odbarwiała gałęzie oraz liście. Spojrzała najpierw na Jennifer, potem na Lotte i wreszcie znów na Jennifer.
- Dlaczego mnie szukacie? – zahuczała, bębniąc pazurami o korę wiązu.
 
Ombrose jest offline  
Stary 31-08-2018, 17:00   #540
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Visser przyjrzała się sowie. Po woli miała ich dosyć, bo tylko jak je widziała, to musiała czegoś od nich żądać, co nie sprawiało jej przyjemności. Zamrugała kilkukrotnie, próbując pobudzić się i nie przymknąć oczu przez oślepiający blask ducha.
- Szukamy pomocy, słyszałaś może o białym zającu? - rzuciła trochę pospiesznie, obawiając się, że z jakiegoś powodu może nie zdążyć tego zrobić.
Nic jej nie przeszkodziło. Co nie znaczy… że nic się nie wydarzyło. Usłyszała nad sobą mechaniczny szelest podniebnych maszyn. Podniosła wzrok i ujrzała helikoptery zmierzające - jak się zdawało - w bardzo konkretnym kierunku. Niestety Lotte nie posiadała w głowie topografii wyspy na wystarczającym poziomie, aby oszacować, gdzie mogły zbliżać się śmigłowce. Jednak… czyż mogły należeć do kogoś innego, niż IBPI? Być może Mary wyczekiwała, aż wrócą, natomiast one znajdowały się wciąż w lesie… Ale przynajmniej odnalazły sowę.
- Białym zającu? - powtórzyła Farja. - Czy to jakaś zagadka? O jakiego białego zająca chodzi?
Spojrzała w niebo, po czym przeniosła wzrok na Jennifer.
- Właściwie można by tak to nazwać - odpowiedziała w końcu duchowi. - Chodzi o to, że kogoś szukamy i jedną wskazówką jaką mamy to "znajdź białego królika".
Sowa zatrzepotała skrzydłami i zaśmiała się.
- A skąd wiedziałyście, żeby do mnie udać się z tym pytaniem? - zapytała. - To prawda, że znam wszystkich okolicznych mieszkańców wyspy. Jako że w pobliżu nie ma moich braci i sióstr… zapewne tylko ja mogłabym służyć wam pomocą. Dlatego dobrze trafiłyście.
Następnie rozbrzmiała chwila ciszy.
- Kto polecił mnie wam? - zapytała haltija.
- Jaszczurka? - chciała odpowiedzieć twierdząco, ale pomyślała o borsuku i wkradło się pytanie. - Jesteś w stanie nam pomóc? Ten którego szukamy jest dzieckiem i bardzo się boi. Nie możemy go zostawić samego.
- To mały chłopiec - dodała Jennifer. - Na pewno umiera ze strachu…
Sowa spojrzała na nią, po czym znowu na Lotte i westchnęła.
- Niestety nie znam żadnego białego królika, czy też zająca - odpowiedziała po chwili wahania.
- Och… - Jennifer skrzywiła się. Bez wątpienia spodziewała się innej odpowiedzi. - Czy to znaczy, że szukaliśmy cię i kłopotaliśmy na marne?
- Tego nie wiem - odrzekła Farja. - Jednak jestem przekonana, że nie ma żadnego ducha na wyspie, który byłby białym zającem. Jeżeli szukacie kogoś lub czegoś takiego, to nie jest haltiją.
- Co… prowadzi nas do punktu wyjścia… - blondynka spuściła wzrok.
- Nie do końca... - zastanowiła się Lotte przez chwilę. - A może jest jakieś miejsce, które ma taką nazwę, ale przypomina wyglądem królika?
- Niestety nic mi o takim nie wiadomo. Może ktoś sobie z was zażartował? - zapytała sowa. - Choć to byłoby okrutne z jego strony, biorąc pod uwagę fakt, że szukacie biednego dziecka. Mogę zrobić mały rekonesans, aby was uspokoić i przelecieć się po otoczeniu. Z lotu ptaka można dojrzeć wiele zaskakujących rzeczy. Tyle że… obawiam się, że tym razem jednak mnie nic nie zaskoczy - westchnęła.
- Tak, tak - odparła z zadowoleniem Lotte, wierząc w to, że Ismo mógł wykorzystać swoje zdolności i sowa to dostrzeże. - Będziemy bardzo wdzięczne.
- Jeżeli dowiem się czegokolwiek, to was powiadomię. W przeciwnym razie… zapewne mnie nie zobaczycie.
Sowa poruszyła skrzydłami i zerwała się do lotu. Wyglądała pięknie w świetle innych haltii, które barwiły jej białe pióra na różne barwy. Jennifer powłóczyła za nią wzrokiem, po czym spojrzała na Lotte.
- Wracamy? - zapytała.
- Tak, nie ma co zwlekać, te helikoptery zwiastują, albo coś pozytywnego dla nas, albo wręcz przeciwnie - odparła również śledząc haltiję wzrokiem, po czym ruszyła po śladach z powrotem.

Droga nie zmieniła się od ostatniego czasu, kiedy Lotte i Jennifer szły nią. Te same drzewa, krzaki, kamienie… jedynie duchy przelatujące nad ich głowami zmieniły się. Visser jedynie niektóre z nich rozpoznawała.
- Powinniśmy się spieszyć… - mruknęła Jennifer, po czym zmieniła temat. - Co myślisz o tej całej sprawie z zającem? Chłopiec jest stracony?
- Nie - odpowiedziała bez zastanowienia, przyspieszając tempo marszu. - Ismo jest bardzo mądrym chłopcem jak na swój wiek, więc nie bez powodu powiedział o króliku. Ta wyspa jest nasycona duchową energią, a to jego dziedzina, więc jest wysoce prawdopodobne, że wykorzystał swoje moce, tylko nie mam pojęcia jak. - Na chwilę zamilkła, jakby chciała nabrać oddechu, ale tak naprawdę zastanawiała się nad czymś. - Tak myślę, że ta wyspa może od zawsze istniała, tylko nikt jej nie widział wcześniej... Nie ważne, jedyne co mnie martwi, to że nie znajdziemy chłopca wystarczająco szybko. Niestety ostatnio moja intuicja wyłączyła się i nie pomaga mi, a zawsze mogłam na nią liczyć.
- Może wariuje w tym miejscu. Tak jak kompas przy biegunie polarnym - zasugerowała Jennifer. - Ja sama nigdy nie wiem, co za chwilę wydarzy się i czuję się nieco zagubiona. Ale w sumie normalnie też tak mam. Wszyscy myślą, że jestem bardzo pewna siebie i silna, ale ja jedynie wykonuję to, co do mnie należy. Natomiast to, co do mnie należy… tego zazwyczaj nie wiem i zdaje się na opinie innych w tym względzie. Najczęściej… mojego przybranego ojca, choć na pozór jestem raczej buntowniczką - uśmiechnęła się nieznacznie. - Ale dość mówienia o mnie. Wracając do wyspy… też sądzę, że zawsze istniała, ale w innym wymiarze. Myślę, że przywołało ją tutaj spalenie czterech pieczęci, jakie znajdowały się w miejscach kościółów świętojańskich. Natomiast co do chłopca… ja go nie znam, ale myślę, że to nie tyle on wykorzystuje swoje moce… co bardziej ktoś go zmusza do tego. Na przykład… jego porywacz - mruknęła, zasępiając się.
- Hm... Brzmi sensownie, to co mówisz - odparła po krótkiej chwili. - Nie lubię, tej niewiedzy, niepewności... jest stresująca. Może te helikoptery będą zwiastunem czegoś dobrego. Przydałoby się, bo tylko Mary wydaje się nie czuć zagubiona, choć chyba lepiej to ukrywa i nie chętnie przyznałaby się do tego. - Lotte uśmiechnęła się nieznacznie.
- Myślę, że ona wbrew pozorom wcale nie zastanawia się za bardzo na temat tego wszystkiego. Nie roztrząsa charakteru tej wyspy i nie myśli o tym, jak powstała, skoro niczego to tak właściwie nie zmienia. Interesuje ją to, co może zrobić. I robi to. Ale to tak, jak my. Ona przywołała wsparcie, natomiast my w tym czasie dowiedziałyśmy się, że biały królik nie jest duchem. To zawęża nieco obszar poszukiwań. Nie będziemy musiały koncentrować wzroku na koronach drzew, starając się wypatrzyć kicającej zjawy. A dzięki temu będziemy bardziej skoncentrowane, przemierzając wyspę i być może nikt nas nie zaskoczy. Czyżby… to było pozytywne myślenie z mojej strony? Co się ze mną dzieje? - Jennifer zaśmiała się.
Lotte zwróciła uwagę, że znajdowały się już całkiem blisko obozu żołnierzy. Za niedługo znajdą się na jego terenie.
- Muszę uważać, bo to bywa zaraźliwe - uśmiechnęła się, jednak szybko spoważniała. - Wchodzimy jak do siebie czy jednak spojrzymy z daleka czy te helikoptery są dla nas zbawieniem czy może Valkoinen postanowiło ściągnąć więcej znajomych na imprezę stulecia?
- Nie jestem znana z ostrożności, ale może druga opcja byłaby lepsza? - blondynka zawiesiła głos, zastanawiając się przez chwilę. - Szczerze mówiąc… planowałam tam po prostu wejść z uśmiechem na twarzy. Nawet nie przyszło mi do głowy, że mogliby mnie powitać ołowiem - spojrzała na Visser z lekkim wstydem na twarzy. - A ty co sądzisz?
- Wiesz co, wydaje mi się, że nadmiar ostrożności nie zaszkodzi - odparła bez zastanowienia. - Szczególnie patrząc na okoliczności. Wolałabym podkraść się, co nie zajmie dużo czasu, niż wejść pewnym krokiem na minę.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172