Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2019, 22:42   #51
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Wszystko się miesza. Wszystko wiruje, a po środku tego wariactwa stoi Kazik.
Adam zdradził mu swój plan. Pytanie tylko czy osoba, która jest tak spokojna, a jednocześnie wzięła sobie chyba bardzo do siebie powiedzonko "pokaż, kotku, co masz w środku" jest wiarygodna? Przypadek Johna Lennona uczy, że w kontaktach z psycho-fanami lepiej być ostrożnym. W dodatku ten jawnie mu mówi, że ma broń.
Biorąc to pod uwagę uznał, że lepiej dobrowolnie dać się porwać, bo paradoksalnie to porwanie może dać mu wolność. Postanowił przystać na plan.
-Musimy zabrać se sobą Karla, bo nam przejście blokuje Zastrasz tego hujowego glinę, żeby go puścił czy coś.-mówił podnosząc wózek.
Zamierzał wypełniać polecenia Adama. Albo zwrócą mu wolność, albo zabiją. Adrenalina kazała mu jednak działać mimo wszystko, bo nadzieja zyje w nim i może go uratuje.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 22-04-2019, 23:11   #52
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Adam po powrocie do pionu pokiwał głową.
- Spoko, wydaje się przydatnym kolesiem. Na razie się kotłują zobaczymy, czyje będzie na wierzchu jeżeli Karlito przegra i dostanie w papę to będzie miał jakaś problemy z przytomnością pewno, najwyżej przystawię psiarskiemu pistolet do czoła i wciągnie Karla do mnie na wózek. Problem w tym że ty będziesz musiał ten słodki ciężar pchać bo ja będę miał jedną łapę zajętą gnatem a drugą trzymała twojego kumpla żeby nie zleciał bo bojowy był ale sądząc po wyrazie twarzy to odpływa mocno - Adaś rozgadał się na dobre błyskawicznie wprowadzając korekty do planu. Osobiście nie miał nic przeciwko ludzkiej kamizelce kuloodpornej w postaci Karla który będzie go chronił przed pociskami.

- Jak już uda nam się wydostać z tej rzeźni numer 5 to schowamy się w jakimś zaułku i pożyczysz mi telefon mam zioma z samochodem i bezpieczną metę której nie ma w moich papierach to się będzie można przyczaić. Alko oraz zioło na uspokojenie nerwów też się znajdzie - Dodał z uśmiechem chcąc żeby jego tymczasowy pomocnik nie zrezygnował z asysty kiedy zrobi się gorąco.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 24-04-2019 o 22:17.
Brilchan jest offline  
Stary 24-04-2019, 07:20   #53
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Co się właściwie stało? Co się z NIĄ stało?!

Kiedy dziwny spadek energii minął, Anna spróbowała ustalić swój stan. Strzelano do niej, a ona... ona widziała trzy scenariusze rozwoju tej sceny. Jednocześnie. Wiedziała, że upadła. Ale czuła, też że stoi. Kolejna kula i gwałtowny spadek energii. Drasnęła prawy i lewy bok. Jednocześnie. Wtedy musiała się oprzeć na Dominiku. I na łóżku. I wciąż leżała na podłodze.

Jak to możliwe?! Czy NAPRAWDĘ zwariowała i wpadła w PARANOJĘ?

- Co... co ty widzisz? - zapytała z wysiłkiem Dominika.

Kiedy ten dziwny spadek energii minął, a dziewczynie przestało kręcić się w głowie, Vanilla spróbowała ocenić swój stan. Rana krwawiła i wygląda całkiem normalnie. Problem w tym, że była na prawym boku i jednocześnie jej nie było. To samo z lewej. Jednocześnie.

- O ja pierdolę... - mruknęła białowłosa we wszystkich scenariuszach.

Jeśli to była jakaś jej moc - a miała teraz cholerną nadzieję, że tak właśnie jest - chciała wybrać bramkę numer dwa - tę bez żadnych ran. Tylko czy potrafiła to zrobić?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 24-04-2019, 12:12   #54
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Udało jej się wydostać z bezkształtnej masy. Chwyciła za dłoń z pistoletem. Teraz jeszcze tylko nacisnąć na stawy, wykręcić i pozbawić przeciwnika jakiegokolwiek zagrożenia.
Nagle strzał, a właściwie cichy wizg wyciszony tłumikiem.
Nie czuje bólu. Adrenalina buzuje, to dlatego. Ma przed sobą zagrożenie, które musi pokonać, ciało działa więc na zupełnie innych zasadach. Pierwotne instynkty, zainstalowane w genach ludzkich u zarania dziejów, pozwalające mu przetrwać niezliczone niebezpieczeństwa.
Nie ma stabilnej postawy. Miejsce w którym się przed chwilą znajdowała utrudnia działanie. Policjant próbuje schwytać ją za gardło, zyskać przewagę. Wtedy jego dłoń wnika w nią. Zdecydowanie nie w ten przyjemny i rozkoszny sposób. Mężczyzna był chyba bardziej przerażony niż ona zaskoczona. Zamłócił rękoma w powietrzu z wrzaskiem, aż trafił ją w prawy bok. Delikatnie, niczym przyjacielskie pacnięcie.
To najwyraźniej było dla niego za dużo. Rzucił się do ucieczki, przerażony i bezbronny.
Patricia nie mogła do tego dopuścić. Nadal niewiele rozumiała. Pokrywało ją jakieś ciemne… COŚ. Kule przeszły przez nią na wylot, nie pozostawiając nawet bruzdy. Po odpowiedzi przyjdzie jednak później. Teraz musiała złapać gagatka, zanim sprowadzi im na głowy swoich lepiej przygotowanych kolegów. Rzuciła się w jego kierunku, szybko ogarniając wzrokiem potyczkę Karla. Liczyła, że czynami potwierdzi swoje wcześniejsze słowa.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 24-04-2019, 22:41   #55
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Bóg jest wszechmogący. Słowa zaś jego ciałem się stają. Brzmi trywialnie, ale w istocie trzeba wielu godzin często niekonstruktywnych dialogów i znacznie więcej alkoholu, by nie tylko zdać sobie sprawę z istnienia tak potężnej sprawczej siły, ale i ją poczuć. Choć chwilowo. Ojcu Dominikowi zdarzyło się kilka razy takie doświadczenie. Ale nawet wtedy zdawał sobie sprawę, że Bóg choć nieskończony... postępuje zgodnie z pewnymi nieodgadnionymi wzorcami. Człowiek nie może ich oczywiście zrozumieć. Ale może obserwować ich doczesne następstwa. I jednym z takich fundamentalnych następstw jest zasada zachowania masy. Zasada, którą poznana przez ojca Dominika dzień wcześniej Anna Vanila, właśnie złamała.
Młody ksiądz, postępujący w myśl impulsu nakazującego zamknąć mordercę w toalecie, znalazł się więc w sytuacji, której nie sposób objąć ani rozumem, ani nawet wiarą. Przekroczył wzburzoną taflę rzeczywistości i znalazł się po drugiej stronie. Kwestia odczłonkowanej ręki była przy tym tak szalenie dopasowana, że nawet go nie zaskoczyła. Ani to, że dookoła świszczą kule, a temperatura uległa znacznemu obniżeniu pod wpływem wydychanego przez młodą dziewczynę obłoku zimna. Ani nawet to, że ludzie zmieniają się w rogate bestie i niczym budowniczowie wielkiej Babel mówią wszystkimi językami świata.

Powinien… chciałoby się rzec, że powinien się rzucić na podłogę, lub uciekać. Ale cóż człowiek jest w stanie zrobić w obliczu takiego szaleństwa?

- Co... co ty widzisz? - głos dziewczyny dobiegł do niego jak z wielu synchronicznych głośników naraz.
To pytanie było najprostszą rzeczą jaka się wydarzyła. Można było pójść tą drogą.
- Chyba ciebie - odparł patrząc na tę, która się o niego opierała, po czym skierował wzrok na tę leżącą - Ciebie - w końcu i tą na łóżku - I ciebie.
Potem poruszył kilka razy ustami, ale z jego ust dobyło się tylko jedno słowo:
- Okno...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 25-04-2019, 23:53   #56
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Anna Czech, Adam Sosnowski, Kazimierz Kosanowski, Dominik Kollar, Karl Monnar, Patricia Phoenix

Karl bez chwili wahania rzucił się na policjanta. Ten w mig zorientował się w sytuacji i natychmiast zrezygnował z wyciągnięcia broni. Wzniósł ręce do gardy... o krótką chwilę zbyt późno. Próbował wyrwać ręce, gdy nagle pięść spadła prosto na jego twarz.
Ochroniarz wzniósł dłoń do kolejnego ciosu, gdy nagle nogi mężczyzny zacisnęły się na jego szyi. Policjant nie złapał czysto, ale ucisk i tak dość skutecznie ograniczał dostęp powietrza. Karl widział zaciśnięte, zakrwawione zęby mężczyzny. Uderzył jeszcze raz. I jeszcze raz. Nieznajomy próbował robić uniki głową, co skutkowało umiarkowanym sukcesem, ponieważ ani jedno uderzenie nie zakończyło się trafieniem tam, gdzie pierwotnie miało trafić.

Ciemniało mu w oczach z każdą chwilą. Potrzebował bardzo dużo tlenu, a właśnie do tego zasobu dostęp był ograniczony. Przeciwnik Karla nie był pierwszym lepszym osiłkiem. Ochroniarz zamachnął się raz jeszcze. Nim ciemność zasłoniła mu oczy zobaczył uśmiechniętą twarz Smitha.


Patricia rzuciła się w pogoń za uciekającym policjantem, który nieomal zderzył się z wybiegającym kibolem tuż przed tym jak chłopak w dresie zatrzymał się przed sanitariuszami. Karl znalazł się w pozycji dominującej, skąd zaczął okładać swojego oponenta.
Prześlizgnęła się po podłodze i chwyciła policjanta za kołnierz, lecz nie na długo. Panicznym ruchem wyszarpnął się. Ponownie próbował trafić Patricię, ale przypominał jedynie niezwykle chaotyczny wiatrak. Kilka krótkich chwil później jego zapał ostudził dopiero celnie wymierzony cios. Upadł na posadzkę tuż za kibolem. Cała szamocząca się trójka zamarła na krótką chwilę. Jeden z sanitariuszy próbował odebrać prowizoryczną pałkę, zaś drugi właśnie składał się do ciosu w brzuch.


Dominik lekko spowalniany przez Annę wspartą na jego ramieniu dotarł do okna. Jeśli w tym pandemonium można było się doszukiwać jakiegokolwiek pocieszenia, to zdecydowanie takiego, że czuł się lepiej. Prawda, nie tak jak olimpijczyk w szczytowej formie, ale był w stanie poruszać się w całkiem znośnym tempie. Choć równie dobrze mógł to być także wpływ adrenaliny.
Jednym ruchem otworzył okno i pchnął znajdującą się za nim kratę. Ta jednak ani myślała ustąpić.


- O ja pierdolę... - powiedziały trzy Anny nim ksiądz podjął próbę ucieczki.
Obrazy w umyśle skrzypaczki nakładały się jakby jeden chciał wyprzeć drugi. Bądź trzeci. Całkiem bezskutecznie. To już nie było delikatne przesunięcie obrazu. Jeden umysł, świadomość czy cokolwiek to nie było, widziała trzy rzeczywistości jednocześnie.

Zakręciło jej się w głowie. Wszystko, co spożyła, a w żołądku pozostało tego niewiele, wylądowało na podłodze. Tylko która wersja puściła pawia? Kto oberwał? Dominik, jakiś nieprzytomny koleś czy ona sama?
Poczuła powiew powietrza. Ciężko było powiedzieć co oznacza. Niewykluczone, że ksiądz był żołądkowo bardzo wrażliwym człowiekiem i właśnie szykuje malowniczy odwet. Albo ktoś ma problemy gastryczne. Albo jest to wiatr wpadający przez otwarte okno. Zrobiło jej się lepiej. Trochę. Zobaczyła siebie leżącą na podłodze patrzącą na siebie patrzącą na...
Odwróciła wzrok. Przynajmniej Ona przy oknie i dostrzegła, że nieszczęśliwcem był, całkiem fortunnie, nieprzytomny nieznajomy.


- Psst. KOSA, KOSA zmiana planów patrz, co mam... Postaw mnie z powrotem do pionu i spierdalamy. Warto mnie wziąć ze sobą, bo w razie, czego ja będę strzelać a ty się wyprzesz! NIKT NAS NIE POWSTRZYMA!

Kosanowskiemu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Złapał wózek za rączki.
- Musimy zabrać se sobą Karla, bo nam przejście blokuje - zauważył przytomnie.

- Zastrasz tego chujowego glinę, żeby go puścił czy coś - dodał Kazimierz.
Sytuacja ochroniarza nie wyglądała ciekawie już na pierwszy rzut oka.


Nagle splecione na szyi nogi zwiotczały. Karl zrzucił je z siebie i głęboko wciągnął powietrze. Jeszcze niczego nie widział, więc odruchowo i bezzwłocznie odsunął się poza zasięg rąk i nóg policjanta. Poczuł chłód. Przy kolejnym oddechu zaczął wracać wzrok. Następny pozwolił ocenić sytuację. Jego przeciwnik leżał w bezruchu. Jego głowa była odwrócona w drugą stronę. Najwyraźniej ostatni z ciosów, pomimo osłabienia, trafił w newralgiczne miejsce.

Z ust ochroniarza wydobywały się białe kłęby pary wodnej. Łóżko przed nim pokryte było warstwą lodu, który był najgrubszy w miejscu otaczającym dziewczynkę. Na podłodze leżał minotaur, który wyglądał na martwego. Przynajmniej to sugerowała potężna kałuża krwi.
Uśmiechnięta twarz Smitha zastygła w bezruchu. Wciąż widział go w tle, lecz tym razem nie wysuwał się na pierwszy plan. Być może wszystko wracało do normy?


Ksiądz szarpnął i pchnął jeszcze raz. Nie poddawał się. Spróbował ponownie. Pociągnął i... nagle runął na plecy. Z impetem trzasnął potylicą o podłogę. W oczach pojawiły mu się nie gwiazdy, a cała gromada supernowych. W uszach zadźwięczało. Z pewnością pootwierało się kilka ran. Lub kilkanaście. ewentualnie kilkadziesiąt.


Vanilla utraciła równowagę. Przynajmniej ta stojąca przy Dominiku. Przynajmniej się nie potłukła. Zamiast na posadzkę upadła na towarzysza.


- Z drogi! - krzyczał Sosna. Kosanowski zręcznie ominął wózkiem nieprzytomnego policjanta tuż po tym jak Karl odsunął się na bok. Duet wypadł na korytarz. Sanitariusze natychmiast wypuścili kibola i ze wzniesionymi rękami odsunęli się pod ściany. Podobnie zrobił kibol, lecz nie opuścił pałki. Wciąż łypał na obu mężczyzn w brudnej bieli.

- W drugą stronę - powiedział facet z plakietką z napisem "Barański". Jego kolega, Groch, odwrócił głowę w jego kierunku tak gwałtownie, że trzasnęły mu kręgi. Skrzywił się. To jednak nie powstrzymało Barańskiego.

- Tam jest wyjście ewakuacyjne. Nie wiem czy otwarte, ale dla was to chyba nie problem? W razie czego przestrzelicie zamek, przenikniecie... czy coś - to mówiąc wskazał oznaczenie na suficie wskazujące drogę ewakuacyjną, której kierunek zgadzał się z tym podanym przez sanitariusza.

- Co ty, kurwa, robisz?!

- Dasz mi po mordzie, ja dam tobie i będziemy kryci. Chcesz do nich, kurwa, dołączyć? - wskazał Grochowi leżących policjantów. To najwyraźniej był wystarczająco sugestywny argument.


Odgłosy walki ustały. Dominik i Anna podnieśli głowy w kierunku okna. Dwa pręty były przecięte.




Angela Lavelle, Mitras Nima

Niemiec stał dokładnie tam, gdzie poprzednio. Rozglądał się i mamrotał coś pod nosem. Wyglądało to tak, jakby z kimś rozmawiał. Był wściekły.

Mitras tymczasem leżał w bezruchu, choć jego oczy wodziły po liściach krzewów i drzew rozpinających się nad nim. A wszystko to było trójwymiarowe. Ponownie widział głębię. Wciąż była lekko spłaszczona, a przynajmniej takie miał wrażenie, lecz widział ją z całą pewnością. Nagle usłyszał ruch nieopodal.

Nagle ruszył z miejsca. Angela schowała się za drzewem i bardzo powoli przesuwała się wokół niego. Nieznajomy skręcił w jedną z alejek i zniknął jej z oczu.

Lavelle odczekała krótką chwilę, sprawdziła jeszcze raz czy nie wraca i ostrożnie, chowając się za drzewami oraz krzewami dotarła do Mitrasa. Chłopak stanął na lekko chwiejnych nogach. Niemniej jednak każdy krok był coraz pewniejszy. Bolała go głowa, choć nie tak jak w samochodzie tuż przed... przeniesieniem do parku. Być może było to echo tamtego bólu. A może po prostu uderzył głową o ziemię. Efekt był taki sam.

Rozglądając się co chwila i upewniając, że żaden z dwójki nie wyłonił się w przed chwilą sprawdzonym miejscu, kierowali się do wyjścia z parku. Z pewnością trwałoby to znacznie dłużej, gdyby nie fakt, iż Angie pokonała tę trasę dwukrotnie.

Wyszli na ulicę nieopodal przystanku autobusowego. Przeszklone przystanki, zemsta szalonego architekta z wyraźnymi ciągotami sadystycznymi nie chroniły przed niczym. W upale zmieniały się w półszklarnie, w wietrzne dni wiatr hulał niemalże jak chciał, zaś w deszczowe woda padająca z nieba zalewała ławeczkę zarówno od frontu, jak również od tyłu przez szparę między tylną ścianką, a płytkim sufitem. Nie chroniły także przed wzrokiem Niemców. Mieli jednak szczęście. Autobus miał być za minutę, co stwierdzili po sprawdzeniu rozkładu jazdy. Czas ten ciągnął się w nieskończoność. Niecierpliwie wypatrywali jego oznak. Minęła minuta. Potem kolejna. I jeszcze jedna. Spóźniał się.

W końcu wyłonił się zza zakrętu. Najwyraźniej chciał nadrobić stracony na trasie czas, bo zatrzymał się tak gwałtownie, że ludzie wewnątrz przechylali się jak Michael Jackson podczas jednego z występów. Ledwie zdążyli wejść, a drzwi zatrzasnęły się za nimi. Ruszyli gwałtownie. Zakryte kajdanki zadzwoniły o poręcz.

Początkowo jechali wzdłuż parku, by w końcu odbić w jedną z uliczek. Wysiedli dwa przystanki dalej. Byli bezpieczni. Przynajmniej na razie.




Witold Bury

Kobieta odbierająca rozmowę westchnęła głośno. Była młoda, jeśli miał oceniać po miłym dla ucha, choć troszkę zbyt wysokim głosie.
- Oczywiście, już sprawdzam. Powiem panu, że w zeszłym roku mieliśmy prawdziwą plagę przebierańców. Proszę następnym razem pamiętać, żeby prosić o wylegitymowanie się, a w razie wątpliwości dzwonić na policję przed podaniem danych - wyraźnie podkreśliła trzecie słowo od końca. Słyszał jak jej palce uderzają w klawisze klawiatury. Kilka kliknięć myszki.

- Proszę natychmiast zadzwonić do swojego banku i zastrzec wszystkie karty, jakie pan ma. Oba numery należą do policjantów w Bielsku, ale należą do policjantów poległych na Placu Zwycięstwa. Proszę podać imię, nazwisko, adres i numer identyfikacyjny, żebyśmy mogli natychmiast uprzedzić banki o kradzieży tożsamości. Proszę powiedzieć też gdzie to się stało, w jakich okolicznościach i jak wyglądali sprawcy? - zapytała nieco mechanicznym głosem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 26-04-2019, 17:38   #57
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Witold uśmiechnął się kącikiem ust.
- Bardzo pani uprzejma. Dziękuję za pomoc.
Mężczyzna odłożył słuchawkę.
- Co za miła pani - przyznał sam do siebie. Bardzo cenił uprzejmość i kulturalne zachowanie. Niestety nie mógł pozwolić sobie na dłuższą kowersację z policjantką. Jeśli policja nie była zamieszana w aferę, to patrol w fabryce wódki mógłby spłoszyć bandytów, a wtedy nie dowiedziałby się jak głęboko sięga królicza nora. Z kolei gdyby ktoś w policji był umoczony, bandyci bądź służba bezpieczeństwa dostałaby Witolda na talerzu. Póki co musiał działać sam i nie przeszkadzało mu to. Lubił pracować w pojedynkę.

Bury opuścił budkę telefoniczną, ponownie chwytając przy tym za daszek i poprawiając czapeczkę. Konsekwentnie nie pozwalał pobliskiej kamerze uchwycić swojej twarzy. Niespiesznie pokluczył między uliczkami, po czym udał się do samochodu. Zyskał kolejny element układanki. Wyglądało na to, że ktoś ukradł całkiem sporą ilość mundurów policyjnych z Placu Zwycięstwa. Czyżby osobliwy ważniak w kitlu działał w porozumieniu z Zagórskim? Byłoby to całkiem prawdopodobne. Sprawa robiła się coraz bardziej interesująca...

Wsiadł za kółko, spoglądając na wiszącą maskotkę pingwina.
- Cześć Ping Pong - Witek zwrócił się bezpośrednio do pluszaka. - Wyobraź sobie, że ci policjanci to przebierańcy. Co o tym sądzisz?
Maskotka spoglądała na mężczyznę swoimi wielkimi oczyskami, rzecz jasna nie dając żadnych oznak życia. Buremu zdawało się to jednak nie przeszkadzać.
- Że co? "Permission to shoot granted"? "Shoot to kill"? Naoglądałeś się za dużo amerykańskich filmów ostatnio. Ale w sumie masz rację. Choć przyznam, że niezły z ciebie huncwot.

Witek zaśmiał się i odpalił samochód. Był w wyśmienitym humorze.
 

Ostatnio edytowane przez Bardiel : 26-04-2019 o 17:42.
Bardiel jest offline  
Stary 29-04-2019, 15:18   #58
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Udało się. Angie nie bardzo mogła w to uwierzyć, szczególnie biorąc pod uwagę to, że ich przeciwnicy sprawiali wrażenie bycia doświadczonymi w fachu, który wykonywali. Udało się jednak i póki co tylko to się dla niej liczyło. To i fakt, że Mitras także zdołał wydostać się z tarapatów, w których się znaleźli. Jakoś tak miała wrażenie, że nie byłoby jej szczególnie dobrze z tym, że zostawiła go samego, a tamci zdążyli go znaleźć zanim wróciła. Ot, delikatny powiew wyrzutów sumienia, zbyt słabych jednak by żałowała podjętej decyzji.

Wysiedli na Żeromskiego, przystanek ten Angie znała bo niedaleko tego miejsca znajdowała się księgarnia, w której lubiła się zaopatrywać. Białe Kruki było miejscem oferującym czytelnikom nie tylko szeroki zasób woluminów, ale też przystępną cenę. Lavelle jakoś nieszczególnie przepadała za kupowaniem książek przez internet. Lubiła poczuć dotyk kartek na opuszkach palców, woń papieru w nosie i tą rozkoszną atmosferę słabo oświetlonego miejsca, przesyconego magią wystawionych na półkach portali do innych światów.

Przez chwilę zastanawiała się nad tym, czy nie zaprowadzić Mitrasa do księgarni i tam nie przeczekać kilku minut zanim ponownie wsiądą do środka transportu publicznego. Informacja, którą przekazała, nakazywała przypuszczać, że będzie czekać na ratunek w pobliżu parku. Teraz jednak nie była przekonana czy to taki dobry pomysł. Wymknęli się tamtym, byli woli, czy zatem naprawdę rozsądne było wracanie do zagrożonego rejonu? Niemcy z całą pewnością dalej przeszukują teren, próbując namierzyć ich dwójkę. Powrót oznaczałby pakowanie się z powrotem w ich zachłanne łapy. No i pozostawała także kwestia kajdanek. Angie nie miała zielonego pojęcia jak się ich pozbyć. Jedyne co jej przychodziło do głowy to piłka do metalu. Niestety, nie miała akurat żadnej przy sobie…

Braki istniały także w innych kwestiach. Nie miała telefonu, zatem porozumiewanie się z Mitrasem ponownie było problematyczne. Gdyby chociaż miała kartkę papieru i długopis, tego jednak także poskąpił jej los. Mogli wstąpić do jakiegoś sklepu bo portfela jej nie zabrano, tylko co z tego skoro z rękami zasłoniętymi kitlami, za bardzo rzucaliby się w oczy. Jak nic od razu zostaliby posądzeni o próbę kradzieży.
Kolejne pomysły pojawiały się i zostawały odrzucane, podczas gdy nogi pewnie prowadziły do niewielkiej uliczki przecinającej sznurek dwupiętrowych budynków, w których na dole znajdowały się sklepiki wszelkiego rodzaju, a na górze niewielkie mieszkania. Schowanie się na chwilę za kontenerem na śmieci może nie było szczególnie przyjemne, jednak wydawało się rozsądne. Na kilka minut potrzebowała w spokoju zastanowić się nad sytuacją zamiast oglądania co sekundę za siebie, mając wrażenie, że już ich wykryto.

Mitras usiadł obok Angeli, z kontenera jak i z całej uliczki śmierdziało, jednak to dobra cena za chwile spokoju. Lekko się rozluźnił, i oparł się o kontener. -W sumie czemu od Parku do mnie nie mówisz, znowu mam cię zdenerwować byś coś powiedziała?- lekko się zaśmiał w stronę Angii. -Może ty też masz jakiś ,,dziwny” dar… tak jak ja.-. Odetchnął, i sprawdził budowę kajdanek, robiąc z nóg i zawieszonego na kolanach kitla prowizoryczną osłonę. -Chyba widziałem jakieś Ruskie Life Hacki jak wydostać się z kajdan… tylko problem że to był life hack. Hmm… ciekawe czy zadziała-.

Na swój żart Mitras otrzymał nader zasłużoną odpowiedź, w postaci środkowego palca. Do tego, na szczęście, nie trzeba było słów. Przypominanie o słabości, która na chwilę zdołała odejść na nieco boczny tor, było nieco poniżej pasa. Szczególnie, że przypominająca osoba mogła się pochwalić umiejętnościami żywcem wyjętymi z hollywoodzkich produkcji.
Angie żadnych filmików instruktażowych dotyczących dręczącego ich problemu nie oglądała, co nie znaczyło, że nie podjęła prób uwolnienia się. Teraz, gdy mieli chwilę względnego spokoju, można było podjąć się tego zadania. Co prawda opcja z piłką do cięcia metalu nadal wydawała się najlepsza, to jednak w filmach postacie jakoś wydostawali się z okowów bez jej użycia. Wyłamywać kciuka nie miała zamiaru, za to już sposób na “za mały pierścionek” wydawał się lepszy. Przydałoby się mydło, to bez dwóch zdań, jednak z doświadczenia wiedziała, że ślina też była w stanie załatwić sprawę. Niestety, ani myślało załatwić i Angie skończyła z zaślinionymi nadgarstkami… Bleh… Z nadzieją w oczach spojrzała na Mitrasa, licząc na to że jemu szło lepiej.

-Mamy trochę szczęścia, są łańcuch, i zęby. No to teraz zobaczymy czy rosyjski, czy tam turecki poradnik się zda… najpierw najbardziej wysiłkowa metoda…-. Mitras zaparł się jedną częścią kajdanek o kontener, a drugą zrobił coś na zasadzie dźwigni, by rozerwać łańcuch w słabym miejscu… -Cholera coś nie idzie, na filmikach turek za trzecim razem to zrobił. Ale następnym razem powinno się udać, a jak nie za tym, to za kolejnym. I tak do skutku.- Mitras po swoich wysiłkach, i lekko sinych nadgarstkach spojrzał się na Angii, -To gdzie teraz idziemy? Chyba już można iść dalej... Może pójdziemy tamtędy.- wskazał na studzienkę do kanalizacji, labiryntów w których nawet Minotaur by się zgubił.

Angie spojrzała na niego jak na wariata. Jej nadgarstki nadal były skute, a temu się zachciało spacerów po kanałach. Miał szczęście, że po kilku próbach ręce już ją na tyle bolały, że nie miała ochoty nadwyrężać ich dodatkowo poprzez zaciśnięcie dłoni na czyjejś szyi. To, że nie było mowy by za jej zgodą zeszli pod ziemię, a przynajmniej w to miejsce, które wskazał, było jasne jak słońce w letnie południe.
Udało mu się nieco odzyskać w jej oczach po tym jak udzielił pomocy w sprawie kajdanek. Angie z westchnieniem ulgi zrzuciła w końcu ten przeklęty kitel z rąk i potrząsnęła nimi by nacieszyć się swobodą. Zaraz jednak dojrzała kolejny problem. Pozostałości kajdanek raziły oczy. Dobrze by było coś na to zaradzić, najlepiej kupić opaski, które by je zasłoniły przed oczami wścibskich i niekoniecznie wścibskich ludzi. Tylko jak to wytłumaczyć Mitrasowi? To i potrzebę powrotu do parku, a przynajmniej w jego okolice? Nie chciała tam wracać ale mając swobodne dłonie mogli sobie pozwolić na więcej niż gdy byli skuci. Najpierw jednak…
Palec Angie tknął Mitrasa w pierś. Następnie wylądował na piersi Angie. Znaczenie było proste, cokolwiek chciała przekazać chodziło jej o ich dwójkę. Następnie ułożyła dłoń tak jakby trzymała w niej długopis i zapisała kilka słów w powietrzu. Na koniec złapała Mitrasa za nadgarstek i skierowała swoje kroki z powrotem w stronę ulicy. Jej celem był sklep z materiałami papierniczymi. Musiała zdobyć możliwość porozumiewania się z nim w sposób bardziej konkretny niż język gestów.

Zadowolony że ma już wolne ręce poszedł za Angii. Teraz wyglądają jakby nosili rozwalone kajdanki dla mody. Tak jak zniszczone spodnie, kolczyki, czy co tam influencerki na Instagramie nie wymyślą. Nawet ładna ozdoba… kolor idealnie współgra z ubraniami, styl także, jak spotka nas jakiś projektant mody to się nami zainspiruje. W tym czasie obserwował jak Angii poprowadziłą go sklepu papierniczego. Chyba znowu chce coś do pisania… czyli wtedy w parku mu się zdawało że ją słyszał, coś w rodzaju światła na końcu tunelu? Oby nie był tak zdesperowany by Angii była jego aniołem stróżem… Mitras od razu podszedł do jakiegoś regału z zeszytami, i długopisami. Popatrzył na Angii, i wybrał jakiś gruby, ale mały notesik chyba A6, czy tam C4. I jakiś ładny kolor długopisu… o czerwony idealnie będzie do niej pasować! -Chyba ty masz portfel, mój został w torbie.- wyciągnął rękę po niego -Daj, kupimy szybko, i zaplanujemy co dalej.-.

Szybkie zakupy i wprowadzenie planów w życie jak najbardziej Angie pasowały. Oddawanie portfela…? Mniej, zdecydowanie mniej. Mogła jednak bez większego bólu rozstać się z paroma banknotami, które się w owym portfelu uchowały. Tym bardziej że w końcu kupowali coś co było dla niej obecnie niezbędne.
W samym sklepie spędzili łącznie może pięć minut, wliczając w to stanie w kolejce za panią, która nie mogła się zdecydować czy skusić się na paczuszkę czekoladek, które stały przy kasie, czy jednak nie. Lavelle miała ochotę wsadzić te czekoladki w pewną część tej kobiety, jednak udało się jej powstrzymać. Gdy tylko opuścili sklep, wyjęła notes i długopis i pospiesznie zaczęła pisać.
- Musimy wrócić. Będą na nas czekali moi znajomi. Z nimi możemy się udać w bezpieczne miejsce. Oni nas ochronią i może odpowiedzą na parę pytań. Można im zaufać - dopisała, wiedząc, że Mitras jest wyczulony na te kwestie.

-Jesteś pewna że to dla nich bezpieczne… choć nie mam aktualnie żadnego wyboru. Wiesz o tym jak będzie bardzo źle trzeba będzie dalej uciekać, i czekać na odpowiedni moment… do czegoś- Mitras spojrzał na ulice, i komunikację miejską którą będą znowu wracać. Znowu zaczął zagryzać swoją ranę która już się trochę zagoiła. -W takim razie prowadź, obyśmy nie musieli czekać długo na tramwaj, czy autobus. A i masz twój portfel. Czyli wyruszamy w dalszą drogę, a raczej zawracamy.-. Mitras czuł że wraca na tereny łowieckie, dlatego wystrzegał się zagrożeń jak najmniejszy gryzoń. Każdy Passat, każde niemieckie auto może być wrogiem.

Nie była do końca pewna czy dobrze robią, ale siedząc już w tramwaju i zerkając przez szybę na zajętych codziennym życiem ludzi, uznała że przynajmniej w razie czego będzie mogła powiedzieć, że chociaż spróbowała nawiązać kontakt z osobami, które wysłano jej na ratunek. Co prawda babcia nalegała by Angie zaszyła się gdzieś w bezpiecznym miejscu, to jednak takie całkowite wystawienie do wiatru ekipy ratunkowej, nie leżało w jej naturze. W ten sposób, który właśnie wprowadzali w życie, istniała niewielka szansa zostania wykrytm, przy w miarę sporej szansie wypatrzenia czy to napastników czy sojuszników. Nie mówiąc już o anonimowości jaką zapewniał środek komunikacji miejskiej. Większość osób, które miały szczęście i przypadło im siedzące miejsce, wlepiała spojrzenie w ekrany smartphonów. Ci, którzy tego szczęścia nie mieli także próbowali powrócić do uzależniającego świata, kryjącego się w niewielkiem prostopadłościanie, trzymanym w dłoni. Pod tym względem można było wręcz powiedzieć, że ona i Mitras wyróżniali się w tłumie. Na szczęście, nikogo to najwyraźniej nie zainteresowało.

Szczęście zdawało się przyczepić do nich i kierować zwrotami akcji, jakie ich dotyczyły. Los nie tylko zapodział gdzieś Niemców, ale także przywiódł pomocną dłoń. Co prawda czarna limuzyna marki Mercedes, którą Angie wypatrzyła nieco za parkiem, nie była widokiem na który normalnie by się radośnie uśmiechnęła, to jednak dzień ten przyniósł zmianę w tej tendencji. Nie marnując czasu szturchnęła Mitrasa w ramię i wstała by ruszyć do wyjścia. Przystanek znajdował się ledwie kilka kroków od miejsca, w którym parkował samochód. Nie powinni zatem mieć problemów z dotarciem do niego, a gdy już znajdą się w klimatyzowanym wnętrzu… Wtedy, chociaż nawet myśl o tym wydała się dziewczynie nienaturalna, będzie mogła odetchnąć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 01-05-2019, 16:07   #59
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Działy się dziwne rzeczy, czemu wcześniej nie zauważył, że jeden z pacjentów miał na sobie kostium Furry? Bo jak inaczej wyjaśnić rogacza całego we krwi? Będzie trzeba się pozbyć tej spluwy, bo wrobią go w morderstwo... I czemu tu było tak zimno?! - Te wszystkie myśli przebiegły przez myśli Adama, gdy wyjeżdżali z sali. Nie miał jednak czasu dokładnie wszystkiego analizować teraz skupił się na ucieczce wszystko inne spychając na drugi plan.

- Jak miło spotkać kogoś rozsądnego. Oczywiście będziemy musieli was przymknąć żeby wytłumaczyć, czemu nie wszczeliście od razu alarmu. No już marsz do klopa ruchy - Nakazał sanitariuszom. Trzeba było przejąć kontrolę nad sytuacją nim ktokolwiek zacznie poddawać jego słowa w wątpliwość

- Panie Dresiarz idziesz Pan z nami przydasz się - Proponował, bo przydałoby się im dodatkowe mięso armatnie w razie kłopotów.

- Trzeba ich zamknąć w kiblu niech mi ktoś da chusteczki jednorazowe! - Jeden z ochroniarzy wręczył niepełnosprawnemu paczkę.

- Panie dresiarz zabierz Pan temu nieprzytomnemu spluwę weź ją przez chusteczkę higieniczną to cię w nic nie wrobią moje się potem zetrze - Wyjaśnił.

Dość sprawnie udało im się zabarykadować posłusznych ochroniarzy w toalecie, którą zablokowali ramą łóżka.
- Tylko pamiętajcie, że musicie się lać do krwi! Inaczej wam nie uwierzą - Doradził sanitariuszom przez drzwi.
Z dzźwiięków wewnątrz można było się wywnioskować, że chłopaki nie tracili czasu i urządzili sobie tam klozetowy fight klub.

Udało się dotrzeć we trójkę do drzwi Adam sam się sobie dziwił, że tyle osób go nagle słuchało. Była to bardzo przyjemna odmiana może lata czytania dzieł taktycznych dały mu pewność siebie, która pociągała innych w tej sytuacji?

Po otwarciu tylnych drzwi i ucieczce ze szpitala

- Słuchajcie, nie radziłbym wam wracać do waszych mieszkań. Mogą nas znaleźć po umowach najmu i adresach meldunkowych na cale szczęście mam tu niedaleko metę, którą wynajmuje z dobrym kumplem, ale jest na jego nazwisko. - Zaczął objaśniać.

- Kosa, nie jestem jakimś jebniętym psychofanem w stylu "Misary" Stephena Kinga. Nie zamierzam cię nigdzie więzić to mój brat jest twoim uberfanem śmiechowe te twoje steramy mam przypinkę ale nie musisz się mnie bać .

- Proponuje żeby przenocować na mojej mecie według zasady najciemniej pod latarnią raczej się nie domyślą, że jesteśmy zamelinowani rzut beretem odrestaurowanym lofcie który najmuje młody budowlaniec. Potem niestety trzeba będzie zmienić miejscówkę, bo nie mogę narażać mojego ziomka ja już mam jedną zaplanowaną, ale będziecie musieli sobie radzić dalej sami Panowie
 
Brilchan jest offline  
Stary 04-05-2019, 23:22   #60
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Poszło lepiej niż sądziła. Dwóch fałsz-policjantów już leżało. Ona stała się niewrażliwa na uderzenia i przechodziły przez nią wszelkie ciała obce. Ekstra. Będzie co opowiadać koleżanką z zespołu, jak się kiedyś upalą. Bo na trzeźwo to chyba nigdy by jej nie uwierzyły. Zerknęła w kierunku krzyczącego Adama i jeszcze jednego. Trzeba było ogarnąć ten burdel bo inaczej dojdzie do jeszcze jakiejś tragedii. Ruszyła w ich kierunku....

TO CHOLERNE UCZUCIE SPADANIA!

Znowu znalazła się… w Przestrzeni. Taka robocza nazwa będzie chyba odpowiednia. Znowu tak samo płynno-stała granica możliwości jej ruchu. Musi tylko z powrotem wstać. Znowu. Potem ogarnie się co dalej z chłopakami. Bo z tego co widziała i słyszała to chyba naoglądali się za dużo programów na History Channel albo dokumentów z teoriami spisowymi.

Nie mogła jednak wstać.

Tym razem bariera do trójwymiarowej rzeczywistości nie uległa tak łatwo. Spróbowała jak ostatnio po prostu sięgnąć przez nią, ale nic to nie dało. Próbowała coś złapać, ale „granica” nie rozpływała się w palcach. Uderzyła w nią, po czym kopnęła. Bez znaczącej różnicy. Ogarnęła ją panika. Została uwieziona w ciasnej przestrzeni wykraczającej poza normalne rozumowanie. Nie miała jednak kłopotów z oddychaniem czy wizją, poza ograniczeniami zasięgu i spłaszczeniem obrazu na krańcach, ani nie wyczuwała żadnych innych reakcji. Chociaż wystrzelono w nią dwa pociski z bliskiej odległości to nie miała żadnych ran. Co tutaj się do cholery działo!?
Młóciła rękoma dookoła, próbując wydostać się z tej klitki. Nad nią również trwało zamieszanie. Ludzie przechodzili nad nią i po niej, ale nie czuła nawet najmniejszego nacisku. Nagle granica ustąpiła pod jej rękę, jakby ktoś ją uciął nożem. Straciła równowagę, o ile to było w ogólne możliwe, i popłynęła w tym kierunku. Zanim zorientowała się co się stało, zauważyła że patrzy na inny fragment sufitu niż przed chwilą. Miała też wrażenie, że się przemieszcza. To brzmiało niesamowicie ale chyba mogła się poruszać po…
O kur****!
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172