|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-02-2019, 01:49 | #51 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Driada : 15-02-2019 o 01:57. |
19-02-2019, 01:53 | #52 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 14 - “Honolulu” 2054.09.11 - piątek; wieczór; ciepło; mżawka; Sioux Falls, klub “Honolulu” Sprawy w Domu Weterana trochę się przeciągnęły ale nie na tyle by zeżreć starszej sierżant plany na wieczór. Chociaż pogoda znów była jak w kratkę bo wraz ze zmierzchem przyszło dwu stopniowe ochłodzenie. Pierwszym stopniem była drobna, monotonna mżawka a drugim ochłodzenie powietrza. Chociaż efekt końcowy niósł raczej przyjemne, wieczorne orzeźwienie bo skwar ochłodził się do całkiem znośnej ale ciepłej temperatury. Tak akurat aby się ubrać lekko i swobodnie a mżawka tylko wzmagała ten efekt. System komunikacji miejskiej nadal wspomógł przemieszczanie się po mieście. Lamia po raz kolejny nie naczekała się zbyt wiele zanim przesiadła się z przystanku przed Domem Weterana do zaprzegniętej w konie furgonetki jaką mogła suchą nogą dotrzeć na miejsce. Niejako po drodze zorientowała się, że jadą prawie jak do “41”. Chociaż minęli sam klub w pewnej odległości, przejechali przez rzeczkę. Nie była pewna czy tą samą co w środę z Betty jak jechały do “Olimpu” ale nawet jak inny to kierunek wydawał się podobny. Tylko meta była nieco gdzie indziej. Przy okazji okazało się, że na ową metę nie tylko Lamia ubrana w czerwoną kieckę wysiada. I większość współpasażerów była albo w mieszanych parach albo dominowała płeć piękna. I jak się szybko okazało chyba wszyscy zmierzali pod ten sam adres i pewnie w tym samym celu: aby się zabawić. Wszyscy wydawali się i cieszyć i spieszyć chociaż to ostatnie mogła wymóc ta mżawka aby jak najszybciej pokonać otwartą przestrzeń od przystanku do jakiegoś wnętrza. A jednak czekała Lamię pewna niespodzianka już praktycznie “z progu”. Chociaż bowiem z rozmów współpasażerów a nawet od kierowco-woźnicy pojazdy wyłapała nazwę “Honolulu” to wielki neon nad głównym wejściem pokazywał co innego. Ale to było za ogrodzeniem. Ten budynek o aparycji dawnego, całkiem nieźle zachowanego kilku piętrowego hotelu. A ten hotel, o takim charakterystycznym neonie, był położony nad jakąś wodą. Nawet przez ogrodzenie widać było chyba jakiś staw. Bo na rzekę to coś za szerokie i za krótkie było, chyba, że budynek zasłaniał widok na resztę. Właściwie to w zapadającym zmroku wydawało się, że cała okolica tego oczka wodnego i hotelu jest odgrodzona całkiem solidnie wyglądającym ogrodzeniem. Jak cały wojskowy kompleks czyli zorganizowany tak aby móc działać maksymalnie niezależnie od reszty świata. Tylko nastawiony na rozrywkę a nie na klasyczną wojskowę bazę. Od bramy przy jakiej stali strażnicy ale pieszych po prostu wpuszczali po zrewidowaniu wykrywaczem metalu i zostawieniu całej broni. Co widziała i na gościach przed nią i za nią. Wszyscy zdawali się traktować tą kontrolę dość rutynowo i poddawali się jej bez zgrzytów. Ci którzy byli w mundurach sami odpinali kabury i pochwy oddając strażnikom broń więc wszystko odbywało się w dość sprawnej i przyjaznej atmosferze. Wyglądało na to, że goście mają zaufanie do strażników i traktują ich jak ochronę a nie jakichś kapo. Jako, że ciemnowłosa dziewczyna w czerwonej kiecce żadnej broni ani niebezpiecznych przedmiotów nie miała to kontrola poszła jej szybko i sprawnie. I już z dość luźno rozsypaną grupką gości mogła zmierzać ku wabiącemu światłu neonów. Od bramy jednak był jeszcze kawałek i nawet szybki marsz pozwalał na zlustrowanie chociaż frontu tego obejścia. Po lewej dostrzegła jakiś budynek. Też nie był właściwie mały bo miał chyba ze dwa piętra ale porównaniu do głównej bryły hotelu wydawał się właśnie dość drobny i pomocniczy. Nie był też tak jasno oświetlony. Po prawej zaś coś było. Jakieś górki, opony i chyba był to tor rajdowy. Jak do jakichś crossów czy czegoś podobnego. Czy do treningu czy do jakichś zawodów to nie szło teraz zgadnąć. Oprócz tego w głębi dostrzegła chyba jakąś scenę na wypadek gdyby komuś przyszło do głowy zorganizować masowy koncert w kontrolowanych warunkach jakiejś Kristin Black czy innej gwiazdy. Bliżej klubu był parking. Całkiem mocno zawalony pojazdami różnorakiego pochodzenia. Wojskowe i cywilne, wyjeżdżające, parkujące, szukające miejsca do zaparkowania, do jakich ktoś wsiadał czy wysiadał, wszystkie mieszały się w chaotycznej mozaice na tym parkingu. I światła. Było mnóstwo świateł. Począwszy od oświetlonego klubo aż po działające lampy uliczne na drodze i parkingu. Od technicznego zaplecza musiał być to majstersztyk by zapewnić taką dawkę nieprzerwanej energii. Na światła wewnątrz, na zewnątrz, neony, muzykę jaka wabiła coraz wyraźniej i głośniej im bliżej się było głównego wejścia. A było jeszcze całe wnętrze klubu. Wewnątrz z miejsca uderzała atmosfera nieskrępowanego, radosnego chaosu. Wszędzie był ruch, hałas, światła, rozbawieni i roześmiani ludzie. Tylko w różnym natężeniu i zestawieniu. Tłumek z jakim dotąd mniej więcej zmierzała od bramy rozsypał się i wsiąkł w kolorową czeredę. Wydawało się, że ten lokal posiada wiele sal i każda jest jakby osobnym klubem w konglomeracie klubów. Nawet krótkie przejście się po tym kolorowym chaosie pozwoliło nieco się tutaj rozeznać. Były dość ciche sale, zupełnie stylem podobne do “Olimpu”. Tam dominowały sylwetki jak nie w mundurach galowych raczej nie schodzących poniżej majora bo patki kapitana dojrzała może przy jednym stoliku. A jak nie w mundurach to w garniturach. Towarzyszące kobiety były ubrane podobnie elegancko. Większość panów zawyżała średnią wieku wojaków jakich pamiętała z okopów. Dało się wyczuć od razu, że tu przesiadują szarże. Były też klimaty jakie zapamiętała z “Novy”. Blask neonów, tancerki prezentujące swoje wdzięki na scenie z błyszczącymi rurkami, rozentuzjazmowana widownia jaka chętnie wkładała im talony gdy tylko machaniem tymi papierami skusiła jakąś dziewczynę aby dała sobie wsadzić ów papier tam czy tu. Były też sale z klimatem znanych z klasycznych pubów. Bar, stoliki, piwo, drinki, stoły do bilarda. Tu panował pośredni klimat, muzyka była cichsza więc mocniej było słychać wesoły hałas rozmów i krzyków. Było też coś co wyglądało i kusiło zapachem szybkiego posiłku rodem z przydrożnego baru, był ring gdzie walczyły ze sobą w kiślu dwie zawodniczki, był drugi, suchy który był pusty ale sprawiał o wiele poważniejsze wrażenie gdzie pewnie toczyły się poważne walki. Było koło gdzie toczyły ze sobą walki psy i koguty, gdzie można było postawić zakład. Był jakiś stolik gdzie siłowano się na rękę chociaż chyba chodziło o dwóch gości. Były wreszcie na piętrze pokoje do wynajęcia a na zapleczu hotelu niespodzianka: zjeżdżalnie i ślizgawki gdzie można było radośnie zjechać wprost do wody! Nawet ktoś w tej mżawce grał w siatę nie zważając na tą drobnostkę. Tak. Ledwo pokręcił się człowiek po tym “Honolulu” i bez żadnego przewodnika to mógł zgłupieć od tego nadmiaru atrakcji. Nie było wiadomo od czego zacząć tą zabawę. Wątpliwe było aby nawet od zmierzchu do świtu dało się zaliczyć chociaż z połowę tutejszych atrakcji. I wszyscy, w szaleńczym radosnym pędzie zdawali się korzystać z tego wszystkiego ile wlezie!
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
22-02-2019, 16:54 | #53 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lJD0zIFLrKQ[/MEDIA]
|
22-02-2019, 16:55 | #54 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Driada : 22-02-2019 o 19:03. |
25-02-2019, 22:01 | #55 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 15 - Sobotni poranek 2054.09.12 - sobota; przedpołudnie; gorąc; pochmurnie; Sioux Falls, Dom Weterana Nie była pewna co ją obudziło. Ale chyba nic strasznego. Przebudziła się bez strachu i w spokoju mogąc się delektować leniwym powrotem do rzeczywistości. Obudziła się w swoim łóżku. Czystym, miękkim,wygodnym i tak całkiem odmiennym od dziur w po ziemiankach i piwnicach, zatopionych śmierdzącą wodą, zapluskwionych, zawalonych piachem lub śniegiem, z wszędobylskim błotem i brudem. No i najważniejsza różnica: tu był święty spokój. Nie groził nagły napad artyleryjski czy skryty atak zwiadowców wroga chcących złapać języka. Nie. Tu była cisza, czystość i spokój. No i błogie rozleniwienie. Na myśl od razu napłynęły obrazy z poprzedniej nocy. Klub czy raczej cały kompleks rozrywkowy, kapitan Thunderboltów i jego zgrany oddziałek. Muzyka, światła, zabawa, alkohol różnego asortymentu, taniec, śpiewy, śmiechy, rozbawione przytyki… A “tam” było święto jak człowiek się napchał czymkolwiek aż tak, że nie był choć kilka godzin głodny albo dorwał się do butelki jakichkolwiek promili, zdołał wykąpać się w czymś więcej niż misce wielkości przeciętnego zlewu… Tak, tu, w tym mieście, w tych klubach, mimo, że prawie na każdym kroku spotykało się jakichś mundurowych, urlopowiczów, rekonwalescentów, bazy i ludzi z zaplecza to jednak to wszystko było całkiem inaczej niż “tam”. Tam nie mogłaby wracać o porze która była kłopotliwa do definiowania czy jako jeszcze końcówka nocy czy prapoczątek nowego dnia. Ale gdzieś o takiej porze wróciła do Domu. Właściwie to Bolci ją podwieźli bo o takiej dzikiej porze już nie kursowały konne autobusy. Pożegnania i końcowe zabawy w klubie, te “jeszcze tylko jedna kolejka!”, że właściwie kobieta w czerwonej kiecce zawinęła się z klubu wtedy gdy Bolci się zwijali. Czy raczej to oni zgarnęli ją ze sobą. Sporo po północy. Ale przynajmniej miała transport pod sam próg. Tak przynajmniej to teraz wyglądało gdy leżała, wciąż w czerwonej kiecce, na swoim łóżku. Tylko po takiej nocy może film jej się nie urwał jak ze dwie noce wcześniej podczas wspólnych z Betty szaleństw w “Novie” ale jednak nie do końca była pewna jakości i kolejności wspomnień od momentu powrotu z “Krótkim” do klubu. Ale to co pamiętała wyglądało na pierwszorzędną zabawę! Gdy wróciła do Domu musiała swoje odstać pod drzwiami. Nikt jej nie powiedział, że Dom będzie na noc zamknięty. Na szczęście znalazła dzwonek i po iluś tam razach drzwi otworzył jej zaspany Fred który na szczęście ją rozpoznał. Nie pamiętała już czy o czymś rozmawiali bo tutaj wspomnienia już robiły się mocno poszatkowane. Jakieś schody, zderzenie z dyktą przepierzeń w pokoju… ktoś się jej coś pytał czy mówił? Sam moment zalęgnięcia na łóżku był ostatnim co pamiętała. Teraz też było dość mrocznie. Przepierzenia sięgały trochę ponad głowę przeciętnego dorosłego więc przy jedynym oknie w pokoju było w tych prywatnych przegródkach dość mroczno. Chociaż były lampki, i książki na szafkach, i jakaś torba, i… Książka? Torba? Przecież to nie jej! Rozejrzała się przytomniej. Ta książka… to nie była ta co widziała ją u Carol dzień wcześniej? Cholera wyglądała bardzo podobnie… Po krótkich oględzinach nabrała pewności: spała w łóżku Carol… Ale samą Carol też słyszała. Gdzieś za przepierzeniem od strony okna. I chłopaków. I jakieś stukoty. Gdy tak dochodziła do do czasu rzeczywistego zorientowała się, że chyba w coś grają. Bo słyszała specyficzny dźwięk rzucanych kostek i coś o zagrywaniu i kupowaniu kart. Tak jakoś to brzmiało. No i nadal była w swojej czerwonej kiecce. Chociaż teraz już nie wyglądała tak wyjściowo gdy z pół doby temu ją na siebie zakładała przed opuszczeniem pokoju. Ale musiała wstać. Głod jeszcze jakoś mogła zdzierżyć ale parcie suszy na gardło i płynów na pęcherz zmuszało ją do powstania. - Aaa… wstała nasza śpiąca królewna… - powitał ją Chris. We trójkę siedzieli przy małym stoliku przy samym oknie. I rzeczywiście grali w jakąś planszówkę. - Wróciłaś do pionu? Czy nadal ścian będzie ci mało? - Rich też wydawał się ubawiony tym, że widzi nową koleżankę. - Mhm. Wrócę przed północą. Mhm. Z “Honolulu”. Mhm. - Carol udawała zamyśloną patrząc w jakieś swoje karty i ze szczyptą złośliwości parodiowała własne słowa Lamii z jakimi mniej więcej się rozstawały wczoraj wieczorem. - Do kibla? To za drzwiami w prawo, na końcu korytarza. Jak nie doniesiesz to sama sprzątasz. - Chris zlitował się nad wymęczoną koleżanką i domyślił się co ją wywabiło z kojca Carol. Było tak jak mówił. Na szczęście jak na dzielnego frontowego weterana przystało: dała radę! Po dokonaniu porannych ablucji rzeczywiście poczuła się lepiej. Gdy wróciła do pokoju mogła już ogarnąć kilka rzeczy. Po pierwsze nie było już takie rano. Południe jeszcze nie ale już dość blisko. Czyli przespała śniadanie i albo wytrzyma do obiadu tutaj, albo u Betty, albo dokupi sobie coś u sprzedawców przed Domem. Po drugie gdy wróciła do pokoju zorientowała się, że w przepierzeniu przy drzwiach a więc u któregoś z chłopaków, ktoś odłamał fragment dykty przez co można było zajrzeć do środka. A była pewna, że wieczorem gdy wychodziła do klubu tego uszkodzenia nie było. I po trzecie, że znów jest kolejny gorący dzień ale na szczęście zachmurzenie nie pozwalało palić miasta morderczym promieniom słonecznym. I niejako na deser, że pozostała trójka współlokatorów grała w jakąś grę przy okiennym stoliku. I chociaż tak grali to jednak wszyscy jakoś tak dziwnie zerkali na nią co jakiś czas.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
26-02-2019, 15:45 | #56 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=iebwn1L4lyM[/MEDIA] Plan na powrót udało się Mazzi wykonać prawie idealnie. Mimo zamroczenia alkoholem, zmęczenia i senności, poprawnie namierzyła właściwe piętro i pokój, a nawet dotarła do łóżka bez dodatkowego towarzystwa, budząc się rano z minimalnym kacem, o dziwo nie moralnym. Co prawda perfekcję psuło to, że otworzyła oczy nie w swoim łóżku, jednak tutaj dało się znaleźć rozsądne wytłumaczenie - pomyliła się tylko o dwa metry, bo jej wyro stało po drugiej stronie przepierzenia, w zagrodzie obok. Jak na dwie krótkie wizyty i tak nieźle zapamiętała rozkład pomieszczenia, mogła więc sobie pogratulować zmysłu terenowego. Znaczy mogłaby, gdyby nie pilna potrzeba opróżnienia pęcherza i przepłukania gardła. |
26-02-2019, 15:45 | #57 |
Reputacja: 1 |
|
26-02-2019, 23:28 | #58 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 16 - Punk rock koncert 2054.09.12 - sobota; wieczór; ciepło; pogodnie; Sioux Falls, Stare Kino Po raz kolejny okazywało się, że własny transport znacznie zwiększał niezależność i sprawność poruszania się po mieście. Błękitne kombi pielęgniarki sprawnie i bez kłopotów dojechało na miejsce. Zmierzch już dyszał w kark miasta chociaż na zewnątrz wciąż było jasno jak w dzień. To wewnątrz budynków już palono światła. “Na miejscu” okazało się, że bez trudu można było rozpoznać budynek kina. Głównie dlatego, że zachowała się część nazwy “Cinema”. Ale jaka była nazwa indywidualna to nie zostało po tym ani śladu. Za to nawet na zewnątrz, jeszcze przed nastaniem właściwego zmroku, panował hałas i chaos. Punkowa hałaśliwa i chaotyczna tłuszcza zdominowała okolicę. Skóry, ćwieki i kastety było widać na każdym kroku. Przed głównym wejściem do budynku była nieregularna kolejka. Poza tym ludzie w skórzanych kurtkach, pasiakach, glanach i irokezach upstrzyli chodniki, ulice i okolice chuligańsko - anarchistycznymi klimatami na jakie składały się odzywki, przekleństwa, wywrzaskiwane nieśmiertelne punkowe slogany jak “Punk’s not dead!” czy “Jebać policję”. Przedstawiciele tej ostatniej organizacji też tu byli chociaż w pewnej odległości od kina aby nie prowokować konfliktu. Musieli chyba ich się obawiać bo nieco przed okolicą kina widać było furgonetki i ciężarówki z ciężkimi oddziałami prewencji. - I dlatego nie biorę dyżurów w weekendy. - Betty mruknęła pod nosem bo wyglądało to jak przygotowania przed nocną bitwą. Zwłaszcza jak wyćwiekowane towarzystwo popije i ciemność nocy doda im odwagi. - To tylko tak wygląda, zwykle rozchodzi się po kościach. - Val która miała z czwórki kobiet najwięcej doświadczenia w takich klimatach uznała za stosowne złożyć odpowiednie oświadczenie. Mimo, że punkowy tłum gęstniał, jakoś rzeczywiście przejechały ostatni wolny kawałek już pomiędzy chaotycznie leżącymi, także po ulicy, punkowcami. Póki okularnica nie uznała za stosowne się zatrzymać aby jej pasażerki mogły wysiąść. Wtedy się z nimi pożegnała i życzyła udanej zabawy i bezpiecznego powrotu. Ale z każdą z nich pożegnała się inaczej. - No Księżniczko idź i korzystaj z okazji aby nie być grzeczna. Bo jutro u mnie to na być porządek i posłuch. - powiedziała całując ciemnowłosą kobietę w skórzanej mini jaka siedziała obok niej na siedzeniu pasażera. - Tylko wróć do mnie cała to reszta się nie liczy. - szepnęła jej na ucho zanim odsunęła się od niej aby mogła wyjść. - No Amy, trzymaj się dziewczyn i przypilnuj Księżniczki macie mi razem wrócić do domu. - powiedziała do blondi o prostych włosach i opatrunku na połowę twarzy. Dziewczyna pokiwała głową i schyliła się do otwartego okna samochodu i na pożegnanie dostała opiekuńczego całusa w czoło. - A ty Val. - okularnica nie zapomniała i o trzeciej pasażerce która niezbyt chyba wiedziała czy może sobie pozwolić na taką poufałość więc trzymała się trochę za plecami dwóch bardziej zzytych z pielęgniarka koleżanek. Gdy łaskawa pani sobie o niej przypomniała dziewczyna nerwowo przygryzła wargę nie wiedząc czego się spodziewać. - Masz swój los w swoich rękach. No i może troszkę nie tylko w rękach. - rzekła z nonszalanckim uśmieszkiem i wystawiła za okno swoją dłoń. Dredziara w lot pojęła o co chodzi i prawie doskoczyla do drzwi calujac wyciągnięta dłoń z gorliwością neofity. --- W końcu jednak zostały same czyli bez opiekuńczego ale wymagającego spojrzenia surowej siostry przełożonej. Amy w tym epicentrum punkowego folkloru czuła się dość niewyraźnie co było po niej widać ale blondyna dzielnie trzymała pion nie chcąc zawadzać swoim towarzyszkom. Pstrokata, hałaśliwa banda jaka ich otaczała w widoczny sposób nie była standardem towarzyskim w jakim się obracala. Za to Val była pod takim wrażeniem tego co się stało w barze i tego co mogło się stać jutro, że ten cały koncert i hałaśliwe towarzystwo zdawała się ledwo zauważać. Ekscytacja i hormony sprawiały, że wreszcie mogła odreagować bez presji surowego osądu swojej nowej pani w okularach. Z początku, gdy stały w kolejce przed wejściem, trajkotała głównie ona. - Ojej, Lamia, już myślałam, że zapomniałaś o mnie. Tak tylko raz i nara mała. A to wtedy było takie super! A ty jednak pamiętałaś i przyjechałaś. I to z tą Betty. Miałaś rację ona jest zajebista! Znaczy ty też! Obie jesteście zajebiste! - dziewczyna o blond dredach nawijała jeszcze raz przeżywając i to bardzo emocjonalnie to co się zdarzyło kilka dni temu na zapleczu 41-ki, ledwo kilka kwadransów temu gdy kończyła swój dyżur no i jeszcze to co ich czekało. W końcu doczekały się, że doszły do pierwszej warstwy ochronnej klubu. Czyli wejścia i bramek kontrolnych. Ochrona się nie patyczkowała: żadnych niebezpiecznych narzedzi. Dowodem ich skuteczności były całe kubły na śmieci wypełnione łańcuchami, nożami, kastetami, maczetami, bejzbolami a nawet gnatami. Zasada była prosta: jak ktoś nie chciał nie musiał oddawać swoich niebezpiecznych fantów ale wówczas zostawał na zewnątrz. Być może po części dlatego tak wielu punkowców koczowało na zewnątrz. Wewnątrz lokalu rolę przewodniczki przejęła blondyna która jako jedyna już tutaj bywała i orientowała się co i jak. Trochę tłumaczyła a trochę i było widać. A mianowicie to, że dawny multipleks składał się z wielu pomniejszych sal kinowych z których obecnie każda stanowiła odrębny bar, klub czy dyskotekę. Albo na stałe albo czasowo albo na takie imprezy jak dzisiejszy koncert. Tam też spotkała je pierwsza niezbyt miła niespodzianka: opóźnienie. W tak wybuchowej mieszance gdzie testosteron mieszał się z promilami, nadmiar adrenaliny z ograniczoną przestrzenią, punkowe dźwięki z mieszaniną innych, gniew, zawód i rozczarowanie sprawiły, że atmosfera była bardzo napięta. Jak tuż przed wybuchem buntu czy zamieszek. Wkurzeni punkowcy darli się na ochronę domagając się występów teraz i natychmiast. Przez wkurzony obkolczykowany motłoch, przeszedł jeden okrzyk który zogniskował ich rozczarowanie, bunt i ekspresję. Pun-ki-grać! Kur-wa-mać! Pun-ki-grać! Kur-wa-mać! Rząd gardeł i pięści podchwyciło rytm i zaczęło łączyć się w jeden, wieloczłonowy organizm. Złość zaczęła kumulować się w ekspresowym tempie. Łańcuchy, barierki, kłódki jakie miały ich trzymać na uwięzi zaczynały trzeszczeć. Ochrona zaczynała łapać za pałki i miotacze gazu co jeszcze bardziej sprowokowało rozjuszonych anarchistów do rozróby. Ale gdy wydawało się, że lada chwila ktoś pierwszy rzuci kamień, ciśnie butelkę czy da komuś w mordę przestrzeń sal i korytarzy zalała muzyka. Rytmiczny gitarowy łomot. Przez odziany w skórzane kurtki tłum przebiegło radosne wycie i nieoczekiwanie w parę chwil tłum stracił swoją główną motywację do rozróby. Zostało jeszcze parę zapalnych punktów. Co wywołało opóźnienie nie było wiadomo bo jedna plota głosiła, że coś zaczęło się gdzieś jarać, inna, że któryś z zespołów zalał pałę, inna, że to elektryka siadłą więc jak często bywa w takich sytuacjach tak naprawdę nikt, nic nie wiedział. Jedno było pewne, że sala gdzie miał być koncert była zamknięta i trwały pośpieszne przenosiny do sąsiedniej. Punkowa muza na razie była puszczana z głośników co część widzów przyjmowała z wyciem pogardy i dalej nawoływała do bojkotu domagając się prawdziwych zespołów a nie tej systemiarskiej popeliny ale zdecydowana większość odpuściła. Przynajmniej do czasu. Byli jeszcze “oni”. W nowej sali było bliżej do jednej z sal w którym był bar, stoliki i alk. Wszystko to było jak najbardziej na tak dla większości sympatyków pacyfek i agrafek. Tyle, że z drugiej strony baru niefortunnie dochodziły czasem dźwięki jakiejś techniawki. A dwie subkultury “brudasów” i “plastików” wyraźnie żyły ze sobą jak pies z kotem. Bar więc zapowiadał się z jednej strony jako potencjalny punkt zapalny ale i jako strefa buforowa. A właściwy koncert się jeszcze nie zaczął. Dopiero szykowały się pierwsze punkowe zespoły w nowej sali. To było kolejne rozczarowanie. Okazało się, że ten cały Rude Boy i jego “The Palantas”, mimo, że zgrywał się na podrzędnego, ulicznego grajka, miał być gwiazdą wieczoru i gwoździem programu. Wydawało się, że większość subkultury lubującej się w irokezach i skórzanych kurtkach przyszła właśnie ze względu na nich. Zwłaszcza, że byli ciekawi jakie zmiany niesie ze sobą zmiana nazwy. A raczej to, że wreszcie w ogóle mają jakąś nazwę. Dotąd wszyscy mówili, że słuchają Rude Boy’a, Rude Boys albo “tych od Rude Boy’a”. I chyba nikomu to nie przeszkadzało, że zespół nie ma żadnej nazwy własnej. - No to jak zaczną grać o północy to będzie dobrze. - Val skwitowała ta przemeblowania i zmiany w programie. A do północy to było jeszcze z dobre kilka godzin a tu dopiero zaczynały grać pierwsze zespoły. --- W tym całym tłumie prawie przypadkiem wpadły na siebie z Madi. Jednak też przyszła na koncert i dołączyła do trójki dziewczyn więc przez mogły teraz bujać się we czwórkę. Ponieważ znała się już z Lamią i Amelią to na tą pierwszą spadło przedstawienie sobie jej i Val. Okazało się, że dziewczyny nie znają się nawzajem ale bywały na tych samych koncertach więc z miejsca znalazły wspólny język. Amelia gdy trochę ochłonęła z pierwszego szoku kulturowego, promile ostrożnie zaczęły krążyć w jej żyłach to zaczęła nabierać ostrożnych rumieńców i wreszcie zaczynała się dobrze bawić. Chyba każda z nich zaliczyła swój występ na parkiecie i wizytę w barze dla ochłody, złapania oddechu i zwilżenia gardła czy skorzystania z toalety. Koncert zaczynał się już na serio rozkręcać i punkowa scena zaczynał jak magnes, przyciągać coraz większy tłum. Właśnie podczas jednej z takich wizyt w barze, gdzie dziewczyny albo fikały na parkiecie albo poszły za potrzebą, Lamia została chwilowo sama przy barze. Z jednej strony zostały po dziewczynach puste stołki a z drugiej ktoś siedział. Jakiś facet ale był bardziej zajęty rozmową z innym facetem. Właśnie wtedy ktoś do niego podszedł. Kobieta. - Siedzisz na moim miejscu. - kobieta, młoda, w mało pasującym do klimatu stroju biurowym złożonym z ciemnej marynarki i krótkiej spódniczki tego samego koloru. Kobieta nie podniosła głosu. Po prostu podeszła do faceta od tyłu i powiedziała swoje. A o ile siedząca obok Lamia kojarzyła to ci dwaj siedzieli już tutaj gdy ona tutaj się przysiadła. Zresztą z jej prawej były puste stołki ale ta obca z nich nie skorzystała. Facet trochę zaskoczony odwrócił się do niej. Spojrzał i brwi trochę jakby skoczyły mu do góry. Bez słowa zabrał swoją szklankę powiedział coś do swojego druha i obydwaj zmienili miejsce. Nowa podeszła do zwolnionego miejsca i o dziwo nie usiadła na tak zdobytym miejscu tylko stanęła obok. Potem obejrzała sobie Lamię. Bez skrępowania tak, że wyglądało jakby ją zeskanowała. Powoli, od ciemnych włosów przez skórzaną kurtkę, takąż mini i kabaretki. A potem jeszcze raz z powrotem aż zatrzymała się na jej twarzy. - Vlad. Dwie wódki. - po skończonym skanie skinęła na barmana i ten potwierdził zamówienie ruchem głowy. Postawił jeden kieliszek przed nieznajomą a drugi przed Lamią. Nalał przezroczystych promili po czym znów wrócił na swoje miejsce zostawiając je w spokoju. Kobieta w biurowym stroju sięgnęła po kieliszek i wtedy jej garsonka nieco się uchyliła. Saper dostrzegła tam blask metalu albo plastiku. Wyglądało jak jakaś odznaka albo legitymacja. A pod pachą dostrzegła charakterystyczny kształt kabury. Kobieta uniosła swoją wódkę do ust przytrzymując kieliszek i patrząc sponad niego na punkową Lamię. - Nowa tu jesteś. Zostałaś już należycie zrewidowana? Nie można tutaj się pętać tak samopas. To niebezpieczne. - powiedziała tym samym opanowanym głosem i w końcu przechyliła kieliszek jednym haustem nie spuszczając ani na moment wzroku z klientki. A mimo pozornie opanowanej i beznamiętnej twarzy w spojrzeniu pod tą maską Lamia dostrzegała coś ognistego. Kobieta odstawiła puste szkło na blat i wyszła spod baru mijając siedzącą saper. Ale w przelocie zdążyła przekazać jej informację. - Zalecam rewizję. Bardzo dokładną. Dla bezpieczeństwa. Twojego również. Nie czekam dłużej niż jednego fajka. - rzekła do niej, odwróciła się i ruszyła przez salę rzeczywiście wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. Przeszła na drugą stronę sali i tam zatrzymała się przy drzwiach przy jakich stał jeden z ochroniarzy. Powiedziała coś do niego krótko i przez moment oboje przez szerokość sali spojrzeli prosto na Lamię. A potem owa tajemnicza kobieta zniknęła za tymi drzwiami a ochroniarz jak przy nich stał tak stał nadal.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
03-03-2019, 12:01 | #59 |
Reputacja: 1 |
|
03-03-2019, 12:02 | #60 |
Reputacja: 1 |
|