Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-03-2022, 19:22   #41
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Zdawało się, że los obozu był już przesądzony. Morderczy szał opętał wielu spośród walczących, a widać było, że walczyć będą niczym wściekłe psy aż wytłuką do nogi wszystkich swoich wrogów. Nie było tutaj miejsca na branie jeńców. Wszyscy musieli umrzeć. No oprócz tych mądrzejszych, którzy taktycznie wycofają się. Oczywiście Hans Gruber należał do tej mądrzejszej grupy, dlatego, gdy Waldemar i Gregor (i ciągnięty przez niego Rust) spierdalali to i Hans uznał, że nie ma na co czekać.

Odrobinę zdziwiła go sytuacja z woźnicą, którego nie wiadomo po jakiego chuja brali ze sobą. Nie byli wszakże porywaczami zwłok, a na co innego mógł przydać się woźnica? W sensie jego zwłoki, bo żywy to w ogóle kto, co i dlaczego? Ale niech będzie. Hans zabrał kusze z nieprzytomnego woźnicy usadawiając się na wozie. Zamierzał strzelić do pierwszego wroga, którego będzie miał szansę trafić.

Leżąc na wozie Hans dostrzegł pod kocami dobrze sobie znane beczółki, w których zwyczajowo transportowano proch strzelniczy. Czarownik w tym czasie bawił się ogniem. To wszystko mogło źle się skończyć, ale Hans nikogo nie straszył swoim znaleziskiem i zamiast tego czujnie obserwował sytuację mając w rękach swoją zaufaną kuszę (dopiero ją znalazł, ale już jej ufał - być może to naiwność).

- Odjedźmy już stąd. - stwierdził przez zęby, ale jego kompani usłyszeli go.

Rzuty (kości ze startera Zew Cthulhu): 22, 18, 89, 42, 4
 
Anonim jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-03-2022, 21:44   #42
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Zwei Monde

Ściągane, splatane i supłane wietrzne wstęgi kotłowały się między namiotami, w rytm gestów kreślonych przez Leonidasa. Fretka, sięgający świadomością poza normalne, naturalne pole widzenia trwał nieprzerwanie w tkaniu tęczowego arrasu, wplatając coraz to kolejne pasma w kalejdoskopową układankę. Szkarłat mile łechtał koniuszki palców i wzbudzał mrowienie na plecach, a błękit wdzierał się ozonem do nozdrzy, akcentowany purpurą niosącą mdląco słodki zapach gnijących owoców. Czerń... Czerń, pieczętująca i zwieńczająca eteryczny gobelin wiała chłodem, emanowała strachem w najczystszej postaci, wprawiała w drżenie całe jestestwo i sprowadzała ze sobą... Coś. Pozaziemskiego, obcego, ponadwymiarowego, ale nader obecnego. Jakby wszystkie, niewidoczne teraz gwiazdy, były milionem oczu wbitym we Fretkę. Leonidas zwieńczył swoje dzieło, rozsupłując pociągnięciem i kierując pchnięciem. Kolorowa kotłowanina rozlała się między namiotami, a obecność rozpłynęła. Odległy śmiech z tysięcy ust. Wypaczony, zniekształcony. Słowa sięgające nie uszu, a czegoś w głębi Fretki. Dysonansowa melodia, jakby parodiująca dziecięcą rymowankę.

“Leo...
...Leo...
...Te video”


Rżenie koni, krzyki jeźdźców. Eteryczny podmuch, woniejący rozkładem, niosący żar i obiecujący śmierć uderzył w kawalerię, wwiercił się w nozdrza i osiadł na mrowiącej skórze. Wierzchowce wierzgnęły dziko, magiczny wicher oddziałał na zwierzęce zerojedynkowe instynkty mocniej, niż złożone ludzkie świadomości. Jeźdźcy próbowali jeszcze jakoś zapanować nad rumakami, ale zaskoczenie robiło swoje. Któryś z koni szarpnął panicznie, zwalając zbrojnego na ziemię i uderzając w popłochu kasztanka po lewej. Wierzchowce runęły razem, orając ziemię. Kolejne zaczęły wierzgać i stawać dęba, za nic już mając komendy jeźdźców i wbijane ostrogi. Szarża, jeszcze do niedawna przypominająca podręcznikową, teraz już przeszła w chaotyczne kłębowisko dzikiego stada, którym rządziły jedynie instynkty przetrwania.

Ale Fretka tego już nie widział.


***



Tupik i Goliat

Silne palce klanowego nie ustępowały. Zaciskały się na krtani Tupika, wyżymając resztki powietrza z płuc halflinga, wybałuszając komicznie jego oczy i wywołując sine kolory na twarz. Von Goldenzungen wierzgał, drapał i majtał nogami w desperackich próbach wyzwolenia się z uścisku górala, który już zaczynał przywoływać ciemność na granicy wizji. Paskudny uśmiech wykwitł na szpetnej, wymalowanej mordzie olbrzyma, jakby czerpał niezmierną przyjemność z powolnego wysyłania niziołka do Ogrodów Morra. Jakby każde kolejne zachłyśnięcie i szarpnięcie łechtało go mile, stymulowało i bawiło. Wpatrywał się z ognikami w oczach w siniejącego prędko niziołka.

I to przeważyło o - oby nie tylko chwilowym - odroczeniu wyroku. Tupik zdołał jakoś chwycić rękojeść sztyletu przy pasie i zacisnąć nań palce. Ostrze syknęło, gdy wprawił je w ruch, ale powiedzieć że uderzył jak żmija byłoby wyolbrzymieniem. Działając na tlenowych rezerwach poruszał się wolniej niż zazwyczaj i chyba tylko dzięki opatrzności bożej lub samozadowoleniu górala zdołał trafić. Ostrze wyrwało z nadgarstka krew, a palce puściły zdobycz, a jakże. Tyle że bardziej z racji zaskoczenia, aniżeli powagi rany. Góral ryknął wściekle, a Tupik już zrywał się do uników i zdradzieckich cięć oraz sztychów...

Tak prędko jak się zerwał, tak rąbnął kolanem o ziemię. Czarne plamy ustąpiły tylko nieco, ale zawroty głowy trwały. Organizm dopiero co odzyskiwał poprawne działanie, gdy łapczywe oddechy wtłaczały na powrót tlen w tupikowy krwiobieg. Charcząc, Tupik na powrót spróbował prześlizgnąć się dalej, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Ból eksplodował w lewej skroni, gdy góral rąbnął go zaciśniętą pięścią i Tupik zatoczył się gdzieś na prawo, dalej walcząc z ograniczonym polem widzenia. W chwilę później znów był ciągnięty w górę, po raz kolejny doznając uczucia deja-vu...

Szczęście w nieszczęściu, że tym razem łapa zacisnęła się na ubraniu, a nie gardle. Pociągnięty na wysokość Tupik wierzgnął raz jeszcze, ale kolejny ryk wydarł się z gardła górala. Ukąszenie sztyletem musiało go wkurwić i wtoczyć jeszcze więcej adrenaliny w organizm, bo z całą mocą pociągnął niziołka w górę, po łuku i puścił szlacheckie wdzianko. Lot trwał krótko i zakończył się nagle, brutalnie, na jednym z kamulców. Ból eksplodował wszędzie, ozdabiając czarne plamy jasnymi rozbłyskami i rozlewając się gorącą falą wzdłuż kręgosłupa. Kolejne szarpane oddechy i kaszlnięcia wyrwały się z jego gardła.

Góral wściekłym krokiem ruszył w jego stronę, ściskając miecz aż mu knykcie pobielały. Tupik próbował się poruszyć, oddalić od zbliżającego się goliata, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Desperacko chwycił dłońmi ziemię i przeciągnął się po ziemi, byle z dala od śmierci w postaci klanowego. Dalej i szybciej. Nie, nie mógł. Dlaczego... dlaczego nie czuł nóg?

Klanowy był już przy nim, wznosząc miecz...


***



Paczenko kontra “Krwamord”

Semen, Kislevita niewielu słów. Niepotrzebne mu były długie przemówienia i patetyzm wepchnięty na siłę w słowa. “Krwamord” rzucił wyzwanie, a on je przyjął. Krótkie żołnierskie “stoi” starczyło w tej chwili, bez dyskusji i przeciągania. Semen nie zwolnił nawet, wywijając młyńca toporem i ruszając po okręgu. Kątem oka zauważył jeszcze jak Tupik wywinął się dusicielowi, ale tylko na tyle mógł sobie pozwolić, bo “Krwamord” już nań nacierał, skracając odległość z drapieżnym uśmiechem na malowanej gębie. Topór zaświszczał wściekle w szerokim uderzeniu znad głowy...

Ale Semena już tam nie było, a ostrze z mlaskiem weszło w ziemię. “Krwamord” nie czekał jednak, wyrywając żelazo razem z kawałkami gleby, w kolejnym uderzeniu na odlew, z bioder. Tyle że i tam nie było Kislevity, który przemknął susami przed ciosami i szykował się do kontry. Semen wziął zamach, a żeleźce prześlizgnęły się po wystawionym tyle herszta, wyrywając strugę krwi. Nie czekał, przekładając dłonie i dając się ponieść prędkości topora, uderzając z obrotu, od dołu, wydzierając posokę znad odsłoniętego biodra.

“Krwamord” ryknął, wściekłym młyńcem uderzając z wysokości. Semen zbił uderzenie wzmacnianym drzewcem, ale zdradziecki lewy sierpowy sięgnął go w nos. Buchnęła krew i Kislevita zasmakował metalicznego posmaku. Nie miał jednak w zwyczaju pozostawać dłużnym i rąbnął trzonkiem topora w wyszczerzoną gębę, wybijając resztki góralskich zębów. Na dokładkę splunął mu jeszcze w twarz krwawą plwociną. Gest musiał ostro rozsierdzić “Krwamorda”, bo przy kolejnym uderzeniu zakleszczył żeleźce o siebie i pociągnął z całą siłą. Semen poleciał wpierw wprzód, a w chwilę później - gdy czoło klanowego rąbnęło go w wargi - w tył. Topór zdołał jakoś utrzymać, ściągając herszta ku sobie.

Złączone żeleźce dzwoniły o siebie przez chwilę, ale ciężkie kopnięcie ze strony Kislevity wyswobodziło ścierających się wojów z chwilowego impasu. Obaj zatoczyli się nieco do tyłu, dysząc ciężko i plując krwią, poprawiając dłonie zaciśnięte na toporach. Kolejne kroki, uważna obserwacja. Chwilowa jedynie pauza w zbrojnym starciu.

- Nu, pogodi - warknął Semen.

I skoczył ponownie ku hersztowi.


***



Panowie z Serrig

Łup!, łup! - doktryna Bedhofa wedle której osiłek działał, była nader prosta i oprzeć ją można było na dwóch słowach - “bez pierdolenia”. Niepotrzebne były podchody, niepotrzebna była dyplomacja. Schwytany w żelazny uścisk furman chciał stawić opór, ale nie miał okazji gdy Greger, z właściwym sobie obyciem, przedstawił jego potylicę burcie wozu. Pierwsze uderzenie zamroczyło jegomościa, a drugie zupełnie już uczyniło z niego szmacianą lalkę, którą Bedhof zaraz zapakował na wóz i między zalegające tam worki i beczułki.

- To w sumie nasz, nie? - Rzucił w stronę Waldemara.

- Chyba nie - odparł Brök. - Stoimy po stronie Teoffen, a “nasi” się raczej tutaj nie przebili.

Proweniencję i przynależność nieprzytomnego zostawili jednak na później, woląc skupić się na wyjeździe i jak najszybszym oddaleniu się od bitewnego zgiełku. Dudnienie kawalerii ustało, to fakt, ale odległe rżenie i kwik koni, szczęk oręża i mało ludzkie krzyki dobitnie sugerowały, że bitwa przechodziła właśnie w stadium krwawej rzezi. Która strona rżnęła, a która była zarzynana - na to pytanie nie planowali już szukać odpowiedzi, ceniąc własne karki. Brama ustąpiła, wóz wytoczył się, a Greger w ariergardzie na powrót ustawił barykadę i dołączył do reszty.

Waldemar i Hans zajęli stanowiska kierownicze, najlepiej nadając się do powożenia zdobyczną furą. Gruber świsnął jeszcze przy okazji kuszę właściciela, nabijając ją i trzymając na kolanach, gdy Brök cmoknął na konia i strzelił lejcami. Przezorny, zawsze ubezpieczony. Pozostały na zadzie tercet w postaci Rusta, Leo i Gregera odetchnął nieco, rozsiadając się, prostując nogi i wpatrując się w kolejny już tego dnia pożar, który zaczął pochłaniać obóz. Nie mieli wątpliwości, że teraz dyplomacja umarła już zupełnie.

- Którędy do Serrig? - Rzucił Waldemar przez ramię.

- Tą drogą dojedziemy do rozdroży i sioła z oberżą - zawyrokował Leo po chwili spędzonej na orientowaniu się w terenie. - Stamtąd idzie droga na południowy wschód, przez Szarą Wieżę, a dalej do Serrig.

- Problem - odezwał się Rust. - Będziemy przecinać granicę włości, a podróż po teoffeńskiej stronie może nam nie wyjść na zdrowie.

- To na przełaj, wokół obozu? Tak będzie prościej - Greger lubił proste rozwiązania.

- Jeśli chcemy żeby rozleciał nam się wózek - sarknął Hans. - Albo żeby jakieś chujki chciały się dosiąść lub przejąć wózek w posiadanie.

- Rozdroża - zadecydował Waldemar i strzelił lejcami.


***



Panowie z Teoffen

Tupikowy miecz opadł. Nie ze świstem, nie po eleganckim łuku skracającym żywot. Opadł nagle, puszczony przez góralskie dłonie, gdy Dexter wjechał w klanowego niczym taran, całym ciężarem swojego ciała. Ciężko ranny dzikus nie spodziewał się zupełnie takiego obrotu spraw i zatoczył się, próbując złapać równowagę na nierównym terenie. Schlejer nie czekał, nie sprawdzał czy Tupik dycha, kuł żelazo póki gorące. Skoczył w ślad za zataczającym się góralem, z mieczem gotowym do dźgnięcia i byłby dźgnął go w żołądek, gdyby nie machnięcie łapą, które zbiło uderzenie. Sztych jednak zrobił swoje, wyrywając krew i skracając dłoń o dwa palce.

Lanwin doskoczył z drugiej strony. Nie znał się na walce jak kompani, ale nawet i w jego młodzieńczej głowie obijało się zasłyszane gdzieś, kiedyś ludowe powiedzenie “każdy szermierz dupa, kiedy wrogów kupa”. Ciął szeroko, tam gdzie zataczał się góral, ale drżące ręce i zły rachunek sprawiły, że ostrze przecięło jedynie powietrze. Góral jakoś zdołał odzyskać równowagę i stanąć w miarę pewnie, ale rany dawały się we znaki. Żądza mordu dalej jarzyła się w jego oczach, ale ciężki oddech świadczył o tym, że wysiłek i utrata krwi robiły swoje.

Nacierający na niego duet poczuł się jednak chyba zbyt pewnie, dając klanowemu szansę na kontratak. Z prędkością jakiej nie spodziewali się po kimś jego postury wyminął kolejne uderzenia, wyszarpnął sztylet zza pasa i uderzył w odsłoniętego Dextera. Ostrze weszło głęboko, zachrobotało o obojczyk, a palce Schlejera puściły rękojeść miecza, kurcząc się i rozcapierzając w spazmach. Góral wykręcił jeszcze sztylet, dla samej już przyjemności ranienia i szarpnął szeroko, wzdłuż kości, przechodząc do defensywy przed atakiem Lanwina, który skoczył towarzyszowi w sukurs.

Nie zdążył. Miecz zwiadowcy wszedł głęboko, poparty całym ciężarem młodziaka, zaszorował o kręgi lędźwiowe. W dół polecieli razem, niczym w parodii przyjacielskiego uścisku. Lanwin podniósł się na chyboczących nogach, wyrywając miecz z pleców klanowego i unosząc go przezornie, ale to już był koniec. Góral zszedł z ziemskiego padołu. Zwiadowca rozejrzał się po pobojowisku.

Dexter ściskał przeorany obojczyk, Tupik odzyskiwał czucie w ciele, a Philippus powoli gramolił się na nogi. Bladzi i wyrwani z uścisków Morra, ledwo żywi. Ale żywi, to się liczyło. Wynik trzy do zera dla nich był pomyślny, ale ostateczny rozrachunek musiał jeszcze chwilę poczekać.

Pojedynek gigantów trwał dalej.


***



Panowie z Serrig

Wóz toczył się po wyboistej polnej drodze i zdawać się mogło, że byli na wycieczce krajoznawczej, a nie uciekali z płonącego obozu gdzie starły się dwa stronnictwa. Słońce świeciło, wiał lekki wiatr i powóz bujał się rytmicznie. Tylko kłęby dymu na horyzoncie psuły nieco obraz, ale cóż poradzić. Płonął Freundeswald, płonął obóz, płonęły też pewnie żyły szlachty która spoglądała na łuny z zacisza i bezpieczeństwa swoich zamków. Powrót do Serrig, byli tego pewni, będzie na pewno co najmniej ciekawy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę temperament lady Henrietty.

Tyle że miasto musiało jeszcze poczekać, bo wpierw musieli przejechać przez teoffeńskie sioło na szlaku doń prowadzącym. Nie przewidywali za wiele problemów, bo gdy wspomniana przez Leo osada zaczęła jawić się na horyzoncie, prędko uplasowali ją mentalnie pod zakładką “zadupie zadupia”. Była oberża, a jakże, ale parę chat na krzyż obejmujących rozdroża wskazywało na słabe zaludnienie. Sioła nie kojarzyli nawet z nazwy, o ile jakieś miało. Mimo wszystko, z dala widząc tłum który zebrał się na skrzyżowaniu, chłopaki z Serrig wyprostowali się na swoich miejscach, a Rust przezornie narzucił koc na dalej nieprzytomnego furmana.

Ciżba obległa wóz, gdy tylko wjechali w obręb sioła. W większości stanowiła bandę umorusanych wieśniaków młodszych i starszych oraz jakieś biadolące kółko gospodyń wiejskich, ale była też i trójka zbrojnych. Nie wojskowi, a bardziej wiejscy strażnicy w za dużych hełmach i z obuchami przy pasach. Nie radzili sobie nawet z tłumem, który wyciągał w ich stronę łapy i krzykami dopominał się informacji, co to się paliło i czy idzie wojna. W końcu jednak zamilkli, gdy Rust powstał ze swojego siedzenia, gestem i donośnym głosem prosząc o spokój.

- Nie wszyscy naraz, spokojnie, spokojnie - DeGroat odświeżał sobie podstawy demagogii. - Odpowiemy na pytania, tylko nie wszyscy naraz.

- Co się fajczy? - Wąsaty strażnik, najstarszy stażem, stanął u steru rozmowy. - Jego Miłość miał rozmawiać z Serrig tamoj, o, gdzie teraz dym. Zdradziły kurwy i wojna teraz?

Znowu zaczęły się krzyki i biadolenie.

- Ponicz Detlow! - Wydarła się jakaś baba. - Co z poniczem?

- Kaj jedziecie, Teoffen w drugą stronę! - Zakrzyknął świniopas.

- A co temu panu się stało? - Jakiś smarkacz wspiął się niepostrzeżenie na burtę koło Gregera i wskazywał palcem nieprzytomnego furmana.

Tłum zafalował po raz kolejny, chcąc dostrzec, kogo to wskazywał gówniak.


***



Paczenko kontra Krwamord

Pojedynek trwał. Krążyli po okręgu, to doskakiwali, to odskakiwali. Testowali siły, testowali defensywę. Zdawali się trwać nieco w impasie, ścierając się sporadycznie w szybkich cięciach i uderzeniach. Schnąca na twarzach krew swędziała i drażniła niemiłosiernie, ale nie było czasu na ściągnięcie czerwonych pasm. Dwa samce alfa byli w swoim żywiole, walka rządziła się swoimi prawami, co tam lekka niedogodność w postaci swędzącej twarzy (czy innych części ciała), gdy to życie było na szali.

“Krwamord” natarł po raz kolejny. Wolniej niż wcześniej, bardziej ospale, jakby utrata krwi wprowadzała jego siły w marazm. Semen uniósł własny topór, szykując się do zbicia ukośnego cięcia, ale źle skalkulował. Finta, o ile takie słowo mieściło się w góralskim słowniku. Herszt wykręcił żeleźce perfidnie i zdradziecko, wymijając defensywę Kislevity i uderzając w odsłonięty goleń. Udo eksplodowało bólem, impet uderzenia rzucił nim na bok. Semen zdołał przeturlać się z dala od kolejnego uderzenia, mimo nogi pulsującej tępym bólem. Zdołał i powstać, przenosząc ciężar na zdrową nogę.

Paczenko skupił się na defensywie, innego wyjścia nie miał. Cofał się powoli, zbijając uderzenia i kryjąc lewy goleń, na który uwziął się “Krwamord”. Herszt uderzał szybciej i zacieklej, ale Semen nie był z pierwszej łapanki i wiedział, że wściekły atak wykręca już i tak nadszarpnięte moce przerobowe klanowego. Kolejnemu atakowi brakowało już zaciekłości, cios był rozlazły, cięcie niechlujne. Kislevita uskoczył w bok, a topór herszta przejechał po kamulcu, wskrzeszając iskry. Semen wziął potężny zamach, skory do zakończenia całego przedstawienia i...

Zakończył przedstawienie. Podobnie jak jakiekolwiek nadzieje na “Krwamordów” juniorów. Żeleźce weszły głęboko między nogi, z mało przyjemnym mlaskiem i jeszcze mniej przyjemniejszym, nieludzkim rykiem górala. Ból musiał być paraliżujący, bo spazmy wstrząsnęły klanowym, ale Semen nie miał w planach litowania się nad nim w imię męskiej solidarności (o ile taka istniała). Wyrwał narzędzie przypadkowej kastracji i uniósł topór wysoko, ściągając go w dół tak mocno, jak tylko mógł. Przepołowiona czaszka chlusnęła fontanną krwi, szarej materii i kawałkami mózgu.

Semen ściągnął swój wierny topór w dół, opierając się o niego. Noga dalej pulsowała bólem, ale nie musiał się martwić. To już był koniec, mogli odpocząć. I, zerkając w stronę towarzyszy, naprawdę powinni. Tudzież rozwiązać jeńców górali, którzy wyglądali jakby mieli zaraz zejść na zawał.

- Blyat - sapnął.


________________________________________

5k100
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2022, 07:06   #43
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Lanwin czuł się jak w innej rzeczywistości. Miał mroczki przed oczami, jedynie resztki adrenaliny pozwalały mu stać na nogach, jednak gdy ona opadła on opadł razem z nią. Usiadł obok halflinga i pustym wzrokiem patrzył na jego nogi. - Możesz wstać? - zapytał wyrywając się z marazmu, wycierając zakrwawiony miecz o trawę.

- Dobra robota, walczycie jak prawdziwe zuchy! - starał się dodać otuchy kompanom.

Widział jak kiedyś pewnego drwala przywaliło drzewo, reszta kompanii zorganizowała prowizoryczne nosidło, na którym ten leżał a reszta go wlekła. Jeśli Tupik nie będzie mógł iść jakoś będa musieli go dotaszczyć. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu materiałów.
9 - 67 - 33 - 78 - 91
 

Ostatnio edytowane przez Feniu : 16-03-2022 o 13:38.
Feniu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2022, 11:44   #44
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik wolno odzyskiwał czucie w nogach, wiedział jednak… czy raczej pamiętał, że uczucie przełykania kamienia jakie wiązało się z prostym przełknięciem śliny towarzyszyć mu będzie jeszcze przez tydzień albo i dwa.

- Dzięki – wymamrotał ledwo słyszalnym głosem skinając głowę Dexterowi i Lanwinowi , gdyby nie ci dwaj byłby już pewnikiem martwy, choć z drugiej strony doskonale wiedział że nie było ich gdy nacierał na górala. Gdyby od razu ruszyli w trójkę kto wie może zakończyli by ta walkę bez tak znamiennych obrażeń.

Tupik podniósł się po chwili z wyraźnym trudem. Na szczęście nie złamał kręgosłupa inaczej nie byłby w stanie wstać, wolnym, chwiejnym krokiem poszedł po swój miecz i tarczę a następnie poczłapał w kierunku więźniów.

- Tupik von Goldenzungen – nieco chrypiąc starał się wyartykułować w miarę poprawnie swoje imię. Na reputacje i sławę szlachcica , zwłaszcza nie-ludzia , trzeba było zapracowywać. Na powoływanie herbu już się nie trudził, nie dość że rozmawiał z plebsem to jeszcze bolało go gardło... Nie poświęcał jeńcom zbyt wiele czasu gdyż dotarło do niego że nie widzi nigdzie medyka.

- Theo ?! – próbował zakrzyknąć na towarzysza, ale niespecjalnie mu to wychodziło, poczłapał więc w kierunku w którym widział go ostatnio. I w końcu znalazł go leżącego pośród zarośli.

- Żyjesz ? Pulsująca w tętnicach krew i słaby ledwo wyczuwalny oddech świadczyły że żyje. Próbował ocucić medyka kilkoma szarpnięciami i oklepywaniem, po czym sięgnął do torby medyka i wyszukał sole trzeźwiące. Szczęście w nieszczęściu Tupik też znał się trochę na medycynie, niemniej do ran które zadali im górale lepiej było mieć najlepszego medyka jakiego widział w całym swoim życiu. Znacznie lepszego niż halfling. Trzeba było najpierw opatrzeć rannych , potem przeszukać zwłoki oraz przepytać uwolnionych. Wszystko we właściwej kolejności póki mieli jeszcze czas.



K100: 80, 72, 70, 100, 94 - ogólnie mówiąc masakra chyba napisze kolejnego posta żeby miec kolejne rzuty

 
Eliasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2022, 19:17   #45
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Eksperymenty ze wspomaganym leczeniem przynosiły lepsze rezultaty, ale najwyraźniej same zabawy splotami to za mało, żeby pokonać skoncentrowaną wolę.
- Nie za swoją przyczyną. Życie uratował mi Cyril. O ile to nadal jestem ja - wymamrotał odpowiedź Hohenheim. Tupik to rozsądny gość, jeśli zauważy jakieś wyrastające z głowy medyka rogi da nożem po gardle i będzie spokój. Wyglądało jednak na to, że Phillippus Aureolus Theophrastus Bombastus nadal był (byli?) sobą.
- To tylko wyczerpanie - mruknął ze zdziwieniem, podnosząc się na nogi.
- Jak Twoje nogi? - zapytał niziołka. Sprawdził też swoje. Nadal je miał. Spróbował ich użyć. działały. Ręce też. Znaczyło to, że może zająć się innymi.
- Semen, żyjesz? Lanwin? Dexter? Któryś potrzebuje pomocy? - zapytał.


5d100=70, 41, 98, 77, 75
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-03-2022, 20:02   #46
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
-Ciemność widzę. Widzę Ciemność ! - lamentował Dexter.
Na tyle zdało się granie bohatera. Dostał ostrzem od tego barbarzyńcy.
Tak życie odpłaca za chęć pomocy innym. Tak świat nagradza ludzi, którzy chcą dobro czynić. Tak też i rycerz z życiem się żegnał z oczyma zamkniętymi o pobliski kamień oparty.
Ból, ból ból.
-Towarzysze! Choć krótko was znałem to pokochałem Was niczym braci rodzonych. Głupio aż przyznać, żeś waszych imion nie spamiętał, ale gdziemkolwiek się udam stawię siem za was. Klnę się na honor.- wystękiwał z bólu Schlejer swe ostatnie słowa wśród, aż ktoś z dość bliska nie powiedział.
- Rana...paskudnych......przeżyje?
Dużo nie zrozumiał bo ten głos nachodził w jego piękną mowę pożegnalną. Jednak uszko Dextera wychwyciło to ostatnie słowo.
Wytrzeszczył oczy i rzekł
-Przeżyję ?!

Rzuty: 15,58,80,43,33
 
Lynx Lynx jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-03-2022, 08:50   #47
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Rust miał hazard we krwi, ale upodobanie do zapasów z Losem nie zawsze dawało fory w rozrabianiu. Sianie chaosu i dzikie wyskoki, które wlały zamęt w serca Teoffeńskich zbrojnych nie starczyły, żeby złamać ducha walczących. Zresztą, może nie było tam już ducha do łamania, bo nad obozem władzę przejęły pierwotne, krwawe instynkty, dalekie od uduchowienia i świadomości.

Nie pomogło nawet przebicie czwartej ściany. Ani piątej, ani żadnej kolejnej przez które przyszło wojownikom przebijać się w dzikim pędzie, na tyły szeregów Teoffen. Nie pomogło odwrócić losów bitwy. Cóż, starczyło na wydostanie się z zamieszania i wyratowanie dupska. Póki możesz wracać do stołu, zawsze jest nadzieja się odegrać. Nadzieja i przekleństwo hazardzistów.

* * *

- Spokój! – Rust ryknął powstając z kozła, strosząc się na dostojność. – Każdy taki zamęt, każda ruchanka jest na rękę przeklętników z Serrig!

De Groat wypatrzył wąsacza, najstarszego stażem i najgorętszego gwałtownika w towarzystwie, piorunując go wzrokiem. Patrzyli chwilę po sobie, w końcu widząc wahanie zbrojnego Rust wyciągnął do niego rękę, by ten pomógł mu zleźć z wozu. Strażnik zmieszany, ale widać wzięty gestem pomógł zeskoczyć i przycichł, a śledząc zachowanie prowodyra, nastroje wokół ostygły o parę stopni.

- Była zasadzka we Freundwaldzie! Górale napadli na oddział, który miał zbadać, co Serrig wyrabiało w tej kopalni! – Rust tłumaczył głośno, mówił niby to do ogółu, a niby to do lokalnego wodza. Na tyle głośno i blisko od niego, że w naturalny sposób stojące po bokach towarzystwo ucichło. – I gnali nas, ledwośmy żywi wyszli, zdążyliśmy się przegrupować… Ale dopadli też do obozu!

- C-c-coo?

- Na bogi!

- Gdzie? Gdzie łoni?

- Spokój! – głos De Groata przebił się przez ożywienie. – Słuchajcie, bo czasu nie ma wiele!

Rust zebrał na sobie dość uwagi, by kwestia nieprzytomnego woźnicy spłynęła na bok. Waldemar jako cyrulik wiedział już chyba co ma robić. Może nie teraz, może nie przy widowni, ale trzeba było opiekę nad furmanem przekwalifikować na stadium opieki terminalnej.

De Groat wskoczył z powrotem na wóz i tym razem sam pociągnął za sobą zmieszanego wąsacza.

- Jak się nazywasz, żołnierzu?

- Jeremiasz.

- Słuchajcie mnie teraz! My musimy jechać dalej! Powiadomić oddział wypadowy, żeby cofał się na zamek, bo będą potrzebni wszyscy ludzie! Dlatego i Wy zbierajcie się teraz, wszyscy – Jeremiasz was poprowadzi! – Rust oparł dłoń na ramieniu strażnika i wzniósł głos wlewając do niego nutkę histerii. – Bierzcie co najważniejsze – i na zamek! Nie wiadomo, gdzie dalej zaatakują te dzikusy, ale nie ma co zwlekać – tam będziecie bezpieczni! Na zamku, za murami, u panicza – tam trzeba się schronić! Panicz was obroni!

Po pierwszym zamieszaniu zrobiło się następne, większe i teraz naprawdę czuć było panikę. Ale to już nie była sprawa Rusta i spółki – wieśniacy rzucili się do domów, ładować rzeczy na wozy, albo wiązać tobołki i spierdalać. To była bardziej sprawa Jeremiasza, którego De Groat namaścił na wodza wioski.

Szybko zresztą wąsacz dojrzał do powagi zadania, bo urósł w oczach chłopów i zaczął władczym tonem wydawać polecenia.

- Słuchajcie żołnierzu. – Rust wyłowił go z szalejącej ciżby – Dopilnujcie, żeby wszyscy bezpiecznie dotarli na zamek. Ale my musimy dalej, zgarnąć resztę sił do obrony. Dajcie nam wolne konie, a szybko, to jak zdążymy, wrócimy osłaniać wasz pochód.

- Dobra… Dobra, panie… Stary Zimber ma stajnię, tu za gospodą… – Jeremiasz pokazał, że tam o, że tamój. – Są świeże…

- Ale jesteś pewien, że wystarczy dla was, do wozów, aby ludzie mogli uciekać? Nie chciałbym… – Rust miał centralnie w kutasie to, czy dla uciekających wieśniaków zostanie choćby i taczka. Ale Jeremiasz musiał być dobrze uklepany. – Nie! Mamy rozkaz! Wybacz, musimy pędzić… O, zobacz!

- Co, co takiego?

- Zobacz tam, kłócą się przy ładowaniu wózka… – Rust pokazał na tarmoszące się baby, które ładowały wory na pokład. – Dopilnuj ludzi… Polegają na Tobie!

De Groat odwrócił się na pięcie, zostawiając Jeremiasza z jego powołaniem. Puścił oko do Gregera i ruszył ochoczo zmienić środek lokomocji na konika.

Rzuty: 13, 43, 56, 22, 94.
 
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-03-2022, 20:20   #48
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Świecień

Podążał za oddalającym się powozem. Był słaby, ale uparty i wytrwały. Długo przebywał w cieniu, aż narodził się z macicy ognia i strachu. Uwolniony łaską czarownika, nakarmiony śmiercią. Łaknął ciepła rodzica, nie mógł pojąć, dlaczego ten go porzucił, kiedy dybuk wypełnił swe posłannictwo, splatał płomień z cieniem, niosąc odrazę na wojowników. Serca skalane jego mocą już na zawsze pozostaną niepewne, wahające, tak działała pieczęć Dhar.

Choć ludzka, czy elfia miara nie potrafiłaby zmierzyć jego sił, słabł z każdym krokiem. Słoneczny blask kładł się ciężarem. Świecień rozbłyskał w cieniach i gasł w świetle.


Wóz podskakiwał na wybojach wywracając w posadach brzuchów wnętrzności podróżnych. Ustaliwszy destynację i drogę Leonidas pragnął chwili odpoczynku, nie potrafił wszakże oderwać oczu od oddalającej się pożogi, od pozostawianej za pojazdem kurzawy uniesionej z traktu. Wpatrywał się w ciągnące się za nimi cienie. W tego, który podążał jego śladem, pokraczne dziecię magii i woli. Zawieszone między światami coś. Rozważał jak długo jeszcze zdoła mu uchodzić nim staną twarzą w twarz. Upewnił się, że nikt się mu bacznie nie przygląda, dla pewności owinął szczelnie szalem, a kapelusz nasunął głęboko. Oczy rozbłysły szafirem.

Kiedy dotarli do wioski wdzięczny był losowi za talent przemawiania i pomysłowość De Groat'a, pewnym będąc, że sam by lepiej tego nie ujął. Przezornie przyłożył nieprzytomnemu furmanowi strzałę w okolice pachwiny ukrywając czynność pod pledem. Na wieść o wierzchowcach odzyskał rezon, ale zanim podążył za Rustem ukrył złote pukle pod kolczym czepcem.

- Pójdę z tobą. Pracowałem z stajniach, mam rękę do zwierząt - zawyrokował - potrzebuje włóczni, lub miecza, moje zostały w obozie. - dodał. Z kolei zwrócił się do towarzyszy - Zaopatrzcie wodę!

Szedł w milczeniu, przygarbiony, byle nie zwracać na siebie uwagi. Coś mówiło mu, że trzeba się śpieszyć. Przy stajniach znalazł pojemnik ze smołą, przelał nico do drewnianego wiadra. Ubranie natarł słomą i łajnem, by ukryć przed końmi smród dymu i krwi. Z pniaczka wyciągnął siekierkę i wcisnął za pasek.

Leo ocenił wierzchowce i przygotował do drogi dla kompanów. Kto tam umie jeździć wierzchem. Tu zdał się na umiejętności opieki na zwierzętami i jeździectwo. Sprawił się pospiesznie. Zabrał też znaleziony w stajniach arkan.

Jeśli uda się wyjechać z wioski, gotowy jestem na kolejny wpis dotyczący ustalenia z kompanią dalszych poczynań. Takie interakcje. Czy w powozie w istocie jest zapas prochu odkryty przez Hansa?

Jest i spostrzegawczy i umie przeszukiwać, więc z wymienionymi przedmiotami nie powinno być problemu. Smoła na wóz, podobnie jak drobny ekwipunek. Specjalne rzeczy zostawia przy sobie, sam chciałby pojechać konno.



73/50/60/24/30
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 17-03-2022 o 20:25.
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-03-2022, 06:55   #49
 
Bielonek's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znany
-Ty, cho no tu! - zawołał Greger do zasmarkańca, który wylazł na burtę wozu i z rozdziawioną gębą patrzył na leżącego na dnie budy woźnicę. Ten był w opłakanym stanie, bo ilekroć dawał znać, że odzyskuje przytomność dostawał przyjacielskie klepnięcie w potylicę od Gregera i trzeba było przyznać, że nie wyglądał na pogrążonego w błogim śnie hedonistę. Było to niefortunne, choć Greger był święcie przekonany, iż uczynił mu przysługę, bowiem odzyskując przytomność woźnica mógł mieć jakieś wątpliwości co do intencji podróżujących z nim kompanów, które wszak mogły go narazić na utratę zdrowia i wozu. A tak śnił sobie jak ten bobas, tyle miast mlekiem mięsiste usta miał umazane krwią. Greger wręcz pewien był, że po ocknięciu woźnica okaże mu wdzięczność za ocalenie skóry i majętności, choć z drugiej strony mógł również okazać się niewdzięcznym skurwysynem. Taka bowiem niestety bywała natura ludzka, ale na to akurat Greger był zwykle przygotowany. I wiedział, że w takim przypadku woźnica mógłby gorzko pożałować swej niewdzięczności.

Smyk cały czas trzymając się burty podszedł do Gregera a ten poważnym gestem podał mu nóż, z którego zbędnego ciężaru uwolnił śpiącego hedonistę. - Trzymaj! - powiedział wciskając w garść malcowi broń. - Jesteś widzę odważny i jesteś mężczyzną. Te kurwie syny z Serrig ruszyły grabić nasze ziemie. Masz rodzeństwo? - Greger zapytał poważnie spoglądając na malca, który pokraśniał z dumy i pokiwał szybko głową. - [i]Matula mas sześcioro a i wujostwo..- Greger nie miał zamiaru wysłuchiwać o koligacjach rodzinnych łyczków, więc przerwał mu ostro spoglądając poważnie w oczy... - Musisz zadbać o rodzinę, pilnować ich i skryć przed napaścią i grabieżą! Biegnij do nich i pilnuj by czem prędzej w las się skryli a potem idźcie na zamek. Jak tam dojdziecie, szukaj mnie! Nada nam się taki sprytny chłopak do służby! No! Zmykaj! - powiedział Greger rozkazującym tonem i poklepał młodego na odchodne w plecy. Smyk ze zdobycznym nożem dumny skoczył z wozu i pognał do rówieśników. Greger przez chwilę odprowadzał go wzrokiem po czym ruszył w ślad za Rustem, który już zadbał o nastroje tłuszczy. Był w tym wirtuozem i Greger zazdrościł mu daru przekonywania i wcielania się w różne, zależne od potrzeby, role. Sam miał na tym polu jakieś umiejętności, ale ile w końcu mógł przyjąć postaci mierząc prawie cztery łokcie i ważąc niemal cztery cetnary? Zresztą w swej postaci i w swojej roli czuł się najlepiej. Biegnąc za Rustem ku stajni Zingera zdołał jeszcze po drodze podrzucić jakiejś starowince solidny wór na wózek, bo nieboraczka sapała mocując się z ciężarem nad swą miarę. - Prędzej matko! Oni zaraz mogą tu być! - rzekł kładąc jej rękę na ramieniu, ale stara nie była przepełniona wdzięcznością, tylko już biegła po resztę dobytku. Greger z powątpiewaniem spojrzał na wózek, ale nie zastanawiał się nad nim długo widząc już Leo i Rusta oporządzających konie. Spieszył się, bo i nie było na co czekać, jeśli chcieli unieść całą skórę z tego zamieszania a on do swojej skóry był wielce przywiązany.


5k100: 32, 01, 56, 24, 15
 
Bielonek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-03-2022, 21:14   #50
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Kozak wbił topór w pieniek i usiadł. Ściągnął chustę z szyi i założył sobie opaskę uciskową na nogę. Medyk chwilowo sam potrzebował pomocy.
- Weź no który sprawdź druida, żeby nam się nagle nie ocknął. I sprawdźcie co z medykusem.
 
Mike jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172