Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2022, 12:57   #31
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Przeżycia zostawiły swój ślad. Czasem medyk budził się w nocy przerażony sennymi koszmarami. Czasem miał w głowie myśli, które nie były jego. Czasem szalone kolory powodowały że zastygał, niezdolny do oceny co jest rzeczywiste, a co nie. Ale czasem bycie naznaczonym się przydawało. Wściekła zieleń napływała do druida w rytmie uderzeń serca i formowała się w Kształt z każdym kolejnym wypowiadanym przez niego słowem. Widział, jak wyciąga się on w stronę...

v1:
Widział, jak wyciąga się on w stronę klanowych. Widział, że oni nie potrafią tego dostrzec. Widział, jak ich śmiech i obelgi sprawiały, że zieleń pulsowała mocniej i mocniej, czekając już tylko na uwolnienie.

- Poczekajcie chwilę. Najpierw niech wściekłość druida uderzy w klanowych, dopiero wtedy i my uderzymy. - powiedział.

v2:
Widział, jak wyciąga się on w stronę druida / jego (medyka) i jego towarzyszy. Widział, że tylko on to widzi. Widział, że zieleń pulsowała mocniej i mocniej. I pamiętał, że czarodziej jest najbardziej bezbronny chwilę przed rzuceniem zaklęcia, kiedy wszystkie swoje siły koncentruje na kontrolowaniu mocy. Każdy niespodziewany hałas, błysk, nie mówiąc o bólu mógł zepsuć mu czar. I spierdolić dzień. Był też ciekaw, czy podobnego efektu nie da się uzyskać wyciągając Nić ze Splotu Włókien Wiatru.
- Teraz - powiedział, by wszyscy uderzyli razem i "pociągnął".

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-03-2022, 20:06   #32
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Dyplomacje na miedzy

Odsunięty z pierwszego rzędu zadowolony stał w drugim. Dość bliskim by czytać emocje i słyszeć słowa, a nie w bezpośredniej konfrontacji. Dużo nie potrzeba było szlachcie i kmiotom, tylko śmierć mogłaby zrównać ich bardziej niż wówczas złość. Nie zdążył nawet Leo głosu zabrać, a oskarżenia przerodziły się w brutalną bójkę. Polała się krew, pierwsza szybko pociągnęła za sobą kolejne strugi.

Tropiciel nie odważył się przy tak licznym gronie zaglądać głębiej w strukturę świata. Pierwszym odruchem było znów uchodzić z zamieszania, już wskazywał gdzie konie, nieszczęściem kompani dali opętać się bestii wojny i dali upust rozpalonemu w żyłach ogniowi.

Wykorzystując chwilę Fredka upychał do torby co cenniejsze łupy, a to sól, olivę, zdobne pióra egzotycznego ptaka zerwał z porzuconego przez jakiegoś zapalczywego szlachetkę szturmaka. Srebrną menażkę, powąchał, mocne, zabrał, wtedy Greger pochwycił go za ramię.

Ledwie się spiął złodziejaszek, ale rozrabiace nie o to szło. Wzywał Leonidasa do boju, prowokował, by po równo z innymi przelewał krew. Nie wiedział tropiciel, czy chodziło o na prawdę o wsparcie, czy o wspólny udział w zbrodni. Strzelanie w zbitą ciżbę nie miało sensu, jeśli się swego nie chciało trafić.

Fredka pochwycił dłuższy od swego łuk i strzały i pobiegł za Rustem siejącym zamęt, pobiegł bo pamiętał koksowniki ustawione dla służby i wojaków. Pociągnął za sobą jeszcze kawałek namiotowego płótna, owinął groty i powtykał w rozpalonym żarze.

Choć pociski nie były należycie przygotowane Leo posyłał je długimi lobami nad skłóconymi ludźmi w stronę namiotów Teoffen.

Małe spadające gwiazdy, przez chwilę przywróciły obraz leśnej rzezi. Obraz pożogi ze snu. Cóż takiego chciał od niego ogień podsyłając coraz to nowe znaki, przemknęło mu przez myśl.

Taki mały fortel z próbą podpalenia namiotów ludzi z Teoffen.




01/82/39/15/54
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-03-2022, 19:53   #33
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Teoffen:

Philippus:


Wściekła zieleń napływała do druida w rytmie uderzeń serca i formowała się w Kształt z każdym kolejnym wypowiadanym przez niego słowem. Widział, jak wyciąga się on w stronę druida oraz jego (medyka) i jego towarzyszy. Widział, że tylko on to widzi. Widział, że zieleń pulsowała mocniej i mocniej. I pamiętał, że czarodziej jest najbardziej bezbronny chwilę przed rzuceniem zaklęcia, kiedy wszystkie swoje siły koncentruje na kontrolowaniu mocy. Każdy niespodziewany hałas, błysk, nie mówiąc o bólu, mógł zepsuć mu czar. I spierdolić dzień. Był też ciekaw, czy podobnego efektu nie da się uzyskać, wyciągając Nić ze Splotu Włókien Wiatru.

Wszyscy:

Tupik procę miał gotową od dłuższej chwili. Zerkał z ukosa na pozostałych, wyczekując odpowiedniej do ataku chwili mając świadomość, że musi być błyskawiczny. Bo gdyby rzeczywiście położyć na szali przeciwników, to górale mieli pomimo mniejszej liczby przytłaczającą przewagę bojową. Trzech wprawnych rębajłów naznaczonych bliznami tylko w Semenie mogło by szukać godnych siebie przeciwników. I choć sam stawał już przeciw klanowym, tam robił to, bo musiał. Nie chciał tej przygody powtarzać. Za żadne skarby. Ale wiedział, że zrobi co musi. Tym bardziej, że skryci pośród sterczących zębów skalnych kompani też nie próżnowali. Widział Semena napinającego łęczysko kuszy, Lanwina, który z pistoletem w dłoni mierzył w klanowych szeptem dając im sygnał - Gotujcie się.[/i] I Schlejera, który skradał się, by z boku zajść klanowych i druida. No nie był mistrzem skradania, ale liczyły się chęci. Zresztą tylko zawodowej dumie przypisać mógł swe obiekcje, bo przecież czynił to całkiem sprawnie mimo rycerskiego przyodziewku i póki co nikt ich nie spostrzegł. A dokładnie, prawie nikt, bowiem Tupik dostrzegł równocześnie druida, który nagle zwrócił się bokiem do klanowych, jakby za nic miał ich słowa i obecność i natężeniem wpatrywał się skaliste zbocze otaczające dolinkę. Tupik zamarł widząc, jak ten tężeje, jakby napinał mięśnie, jak delikatnie gestykuluje dłońmi i mruczy, jakby…

- Teraz - powiedział głośno Hohenheim, by wszyscy uderzyli razem… i "pociągnął".


Serrig:

Waldemar stanął jak wryty, bo przecież jeszcze przed chwilą, kiedy kreślił proste słowa na skrawku pergaminu i, zrolowawszy je w maleńki rulon, wcisnął do równie niewielkiej tuby umocowanej do nogi wyjętego ze skrzyneczki gołębia, wszystko na zewnątrz namiotu było zwykłą potyczką z którą zbrojni w barwach Serrig powinni sobie bez trudu poradzić. I naraz, po puszczeniu gołębia z wieścią, ruszając do swoich kompanów ujrzał początek… bitwy. Zbrojni obu stron zwarli się w regularnej bitwie, stając murem kilkunastu tarcz przeciwko drugiemu takiemu uformowanemu przez zbrojnych z Teoffen. Do tego wszystkiego dołączyła się czeladź obozowa chwytając za taki oręż, jak w tej chwili wpadł jej w rękę. Kuchciki, koniarze, gajowi i parobkowie, wozacy i zwykła służba, z siekierami, pałkami, nawet zwykłymi patelniami(!) w ręku mocowała się w bitewnym młynie ze swoimi znienawidzonymi oponentami. Wcześniejsze obelgi zastąpiły ryki walczących i Waldemar musiał sam przed sobą przyznać, że takiego obrotu spraw się nie spodziewał.

Rust dopadł pierwszych walczących i szybkim pchnięciem miecza w nieosłoniętą niczym pachwinę posłał jednego z ludzi z Teoffen na ziemię i cofnął się kilka kroków wstecz robiąc miejsce jakiemuś chmyzowi z włócznią. Sam powiódł wzrokiem dalej, za szeregi walczących, gdzie właśnie na koń wsiadali co ważniejsi w obozie Teoffen.

W tym właśnie momencie kątem oka złowił jakiś gwałtowny ruch i cofnął się błyskawicznie z linii ciosu, ale nie był on przeznaczony jemu. Greger z potężnym drągiem, na końcu którego luźno wisiały kawałki jakiegoś łańcucha i bogi wiedzą co jeszcze, runął z boku na szereg tarczowników Teoffen. No “tarczowników” to było dużo powiedziane, bo i ci z Teoffen mieli w swych szeregach ledwie garstkę pieszych zbrojnych. Więcej stało z tyłu śląc pociski z kusz i łuków i wsiadało na koń szykując się do ucieczki lub ataku. Jednak wobec druzgocącego ataku Bedhofa znaczenie to miało żadne. Napędzana potężnym ramieniem kłonica czy dyszel zatoczyła szeroki łuk i z trzaskiem spadła na zajętych walką w pierwszym szeregu wojaków. Niektórzy zdążyli się osłonić tarczą, ale nie wszyscy mieli to szczęście. Twardy drąg, najpewniej z dębowego bo twardego drzewa, zmiótł dwóch pierwszych a trzech kolejnych zmusił do uskoku w tył, tak że złamali szyk doszczętnie. Ktoś krzyczał, że mu połamano ręce, ktoś inny wył z bólu czy wysiłku a może tylko bezbrzeżnej złości. Szeregi porwały się, zmieszały, “chłopaki” z Serrig zyskali wyraźną przewagę i jedynie precyzyjnemu ostrzałowi Teoffen zawdzięczało, że potyczka nie przerodziła się jeszcze w bezładną ucieczkę.

- Na b-b-booooogi, na Sigmara! Ponicz Detlow! – ryknął Rust ile sił w płucach, zerkając gdzieś zza parawanu na flankę szykujących się do szarży zbrojnych. – Ponicz Detlow ubity! Ponicz Detlow nie żywie!

Rust ani miał w głowie by stać się tarczą strzelniczą dla jakiegoś gajowego na tym zadupiu. Za mną! - krzyknął licząc że ktoś pobiegnie za nim, choć po prawdzie liczyć mógł tylko na Gregera i może Hansa, który chyba też już miał czyjąś krew na rękach bo zbrocze miecza utoczone miał we krwi. Nie patrząc kto biegnie za nim Rust pognał przez namioty, wydzierając sobie szlak przez białe, zielone i karmazynowe płótna. Byle zejść z linii ataku łuczników. I przygotowującej się właśnie do szarży grupy zbrojnych z Teoffen. Stojący w zdumieniu Waldemar dał się porwać kompanom, bo i nie miał zamiaru pozostawać na polu walki samotnie. Tam każda ze stron mogła wziąć go za wroga, bo przecież i chłopaki z Serrig nie znali ich dobrze a o błąd w takiej chwili nie trudno. Rust, Greger, Hans , Waldemar i zamykający pochód Fretka, który już zdążył uzbroić się w dłuższy od swego łuk i pęk odpowiednich strzał. Przewracali jakieś zbite z nieheblowanych desek stoły i kozły, przewracali kufry i skrzyneczki, mocowali z połami przedartych płócien namiotowych i plątającymi się pod nogami linkami. I parli naprzód chcąc z boku wyjść na walczących i zejść z linii szarży i ostrzału. Tylko Leo przystanął na chwilę przy przewróconym w popłochu przez kogoś koksowniku i oplótłszy kilka strzał cienkimi skrawkami płótna podpalił je śląc w oddalone nieco namioty tych z Teoffen. Dla wzniecenia popłochu. Dudnienie kopyt wierzchowców narastało, choć uwikłani w namiotowym labiryncie nie widzieli dobrze pola bezładnej już walki za to słyszeli doskonale. I z odgłosów poznali, że czas potyczki skończył się a zaczął się czas rzezi. W niej też nie chcieli, w większości, brać udziału. Tylko Hans tęsknym okiem wypatrywał okazji, bo w sumie nie wiedział czy skryta pod połą namiotu dziewka, która tam szukała ocalenia a którą przyszpilił mieczem w biegu, liczy się za “sztukę” czy nie. Pozostali prowadzeni przez Rusta intuicyjnie biegli przez kłębowisko namiotów gdzieś na tyły bitewnego zgiełku, tam gdzie powinni być łucznicy tych z Teoffen. I gdzie nie powinno być za wiele krwawej roboty, a co najwyżej problem z unikięciem poparzenia w podpalonych przez Leo, kłębiącym dymem znaczących swe położenie, namiotach. Gdzieś zza namiotów, od strony pola bitwy dał się słyszeć huk uderzenia, krzyk ludzi, trzask pękających włóczni, lanc czy kopii i wizg koni. Widać jazda z Teoffen dotarła na pole walki by odwrócić jej przegrany, zdawało się już, przebieg…


Teoffen:

Philippus:


Ujrzał jak druid gromadzi, wchłania jakby w siebie, zieloną energię która zdawała się płynąć z każdej rośliny którą był otoczony i wiedział już, nie myślał, a wiedział, z całą płynącą z czegoś we własnej podświadomości pewnością, że to on będzie celem ataku. W popłochu, przerażeniu płynącym z całej jego niewiedzy, chciał skryć się za najbliższą skałą, ale wiedział również, i tego też był pewien (!), że nie zdąży. Obrazy widzianych formuł, słowa zaklęć, gesty dłoni które ćwiczył, które podpatrzył u Cirila w piwnicy wusterburskiej, przemknęły mu przez głowę w jednym ułamku chwili. Nic. NIC!

Nic nie mogło go ocalić! Sploty Włókien Wiatru były tu na nic! Strumień zielonej energii pomknął w jego stronę w chwili, kiedy zgiął już kolana do skoku. I wówczas właśnie przypomniał sobie! Pięć zasłon i pięć zasłon odwróconych! Słowa inkantacji wypowiadane głośno i wyraźnie przez Cyrila! I karta z księgi, na którą spoglądał po wielokroć, choć nie pojmował siły płynącej z symboli. Wiedział, że nie ma czasu ani zrozumienia dla powtórzenia wszystkich jego słów, nie ma czasu na zabawy ze świecami, solą i żywą wodą. Nie ma czasu na kolejny oddech, na kolejne uderzenie serca! Jednak chciał żyć! On, który na śmierć napatrzył się jak mało kto, chciał żyć! I dla tego wypowiedział słowa, które powiedział wtedy Cyril, powtarzając nie zrozumiałe zupełnie gesty i tchnął w nie zdawało by się, całą swoją lichą przecież moc.

W jednej chwili poczuł jak jakaś siła napełnia go mocą, jak moc płynie w jego żyłach, jak dłonie układają się w gesty a symbole spisane na znanych mu kartach widzianych oczyma wyobraźni jaśnieją krwawym blaskiem. Zielony płomień pędzący mu na spotkanie, wyrzucony z ręki druida i łączący się z nim zieloną nicią uderzył w … zasłonę, która niczym bańka otoczyła Philippusa. Poczuł jej wściekłość, siłę, potęgę, bo krwawa bańka ugięła się pod jej naporem, zielone jęzory ognia zaczęły szukać szczeliny, którą mogłyby wedrzeć się do enklawy Hohenheima, napierać, wgryzać. Słabł z każdą chwilą a jego przeciwnik z wściekłym grymasem zwiększał napór na jego umysł. Słyszał dudnienie krwi w swojej głowie, czuł płynącą mu z nosa strużkę i smak w ustach, lecz trzymał resztką sił drogocenną cirillową osłonę. Z wysoka, jakby z lotu motyla - myśl przemknęła przez głowę medyka jak błyskawica [i] Czyżbym już nie żył?[i/] - ujrzał dolinkę i trzech klanowych, którzy odwracali się właśnie w ich stronę a także Jego. Skąpanego w zieleni, która już nie sączyła się a pełnymi strumieniami wylewała się z otaczających druida zielsk i chwastów i wstrzykiwała mu w żyły śmiercionośną moc. Opierając się resztką sił naporowi nieznanego zaklęcia w bańce, z drugiej strony z wysokości opanowany jak tylko chirurg być może ułożył w głowie niezbędną formułę i wykrzyczał niemal słowa inkanty wypełniając ją całą resztką energii, która jeszcze w nim pozostała. Perfusus sanguis qui destruit vitam! Poczuł, jak uwolniona gestami i słowy moc pomknęła na spotkanie znienawidzonemu przeciwnikowi a sam stał się pusty i słaby. Zbyt pusty. Jakby pozbawiony wynikającej z ćwiczeń kontroli oddał więcej niż był powinien. Jaźń wróciła do ciała a ciało upadało już w wyrytej w mięśniowej pamięci próbie skoku za skały. Szkarłatna bańka, przepuszczająca już zielone jęzory płomieni, kurczyła się wciąż uderzana przeszywającym ogniem zieleni. Resztką świadomości uświadomił sobie, że jego gasnące ciało upadło na skalistą ziemię bez ducha…

Wszyscy pozostali:


- Teraz! - krzyknął medyk i w ułamku chwili wydarzyło się kilka rzeczy naraz. Druid odwrócił się w ich kierunku i zaczął wykonywać jakieś gesty i szeptać słowa lecz naraz zamarł i skoncentrował swój wzrok na medykusie. Górale podnieśli swój oręż i w tej właśnie chwili Lanwin i Semen wystrzelili, a Tupik i Dexter posłali w przeciwników swoje pociski. Z dłoni druida strzeliły zielone płomienie, ale Philippus odepchnął je jakoś po czym sam wykonał jakiś gest i naraz opleciony zielonymi płomieniami druid…


Serrig:

… walki. Rust wstrzymał szarżę przez namioty a idący w ślad za nim Greger, Waldemar, Hans i Fretka zatrzymali się tłocząc się w przejściu pomiędzy dwoma namiotami.

- Teraz pomysł z końmi można poddać pod głosowanie. To gdzie mówisz one są popętane? - Rust starał się zachować spokój, ale wbrew pozorom daleki był od tego. Pierwszy raz był na polu bitwy i miał szczerą nadzieję, że uda mu się nigdy tego wyczynu nie powtórzyć. Chyba mu się nie podobało. Co innego Greger i Hans. Obaj sprawiali wrażenie ucieszonych wielce, Waldemar miał nieprzeniknione oblicze a Leo…

- Nie wiem czy się jeszcze ostały, ale chyba tam winniśmy pójść. - odpowiedział Leo po czym zawahał się na moment uważniej wsłuchując w bitewny zgiełk, kwik koni, szczęk oręża i krzyki mordujących się wzajemnie ludzi. - Tylko chyba powinniśmy się spieszyć! - dodał nerwowo słysząc coraz wyraźniejsze, zbliżające się dudnienie. Rust słynął z szybko podejmowanych decyzji a póki co wychodziło na to, że wszyscy leźli za nim jak dzieciaki za niańką. Nie po raz pierwszy. Już miał taki dar.

- Prowadź! - powiedział zdecydowawszy szybko i ruszyli z powrotem w gąszcz namiotów. Fretka prowadził pewnie, choć nie była to znana mu część obozu. Musieli zapędzić się do obozowiska Teoffen i teraz spiesznie wracali słysząc z boku coraz wyraźniejsze dudnienie galopujących wierzchowców.

- Musieli konie spłoszyć! Łapać je trzeba! - krzyknął Leonidas gdy wypadli pomiędzy namioty wypatrując galopujących koni. I ujrzeli je, ledwie piętnaście, może dziesięć kroków przed sobą. A na ich grzbietach skrwawionych zbrojnych z Teoffen, którzy gnali na nich na złamanie karku rosnąc z każdym uderzeniem serca w oczach…


Teoffen:

… eksplodował fontannami krwi z każdego otworu w ciele i runął na ziemię. Jednocześnie w powietrzu zafurkotała wystrzelona przez tupika z procy stalowa kulka, huknął wystrzał pistoletu Lanwina, z szumem pomknął kamień ciśnięty przez Schlejer’a i szczęknęło łuczysko kuszy Semena po wystrzale. Gdzieś z boku usłyszeli upadające ciało Phippusa, ale oni już gnali przeciwko oszołomionym wrogom, otuleni błękitnym dymem, pozostałością po wystrzale z pistoletu. Tupik trafił w druida, ale ten już padał, więc wydobył swój mieczyk z gromilu i uchwywszy tarczę pognał zręcznie skacząc pośród skał wprost na przeciw trzech górali. Za nim Semen, który chybił ze swej zdobycznej kuszy. Nie pierwszy raz w życiu. Szczęściem topór, straszliwe mordu, które coraz lżej chodziło mu w ręku, nigdy go dotąd nie zawiódł. Sadził w dół ku trójce odzianych w baranie i wilcze skóry barbarzyńców. Dokładniej zaś to ku dwóm, bo jeden z niedowierzaniem popatrząc się na dziurę w brzuchu, którą wybił mu wystrzelony z pistoletu Lanwina pocisk osuwał się właśnie na kolana. Miał szczęście, że nie widział dziury wylotowej. Dexter wahał się. Nie chciał samemu brać udział w starciu a widział, że Lanwin ponownie ładuje pistolet. Niziołek i kozak biegli na dwóch doświadczonych wojowników klanowych. Dwóch na dwóch. Czuł, że powinien się bardziej zaangażować, więc skoro hybił pierwszym kamieniem podniósł drugi i tym razem dokładniej przycelował. Cisnął nim płasko, mierząc w dwóch gotujących się do walki górskich morderców a rzut swój tak zsynchronizował, by pomknął w chwili, gdy do zbójów dopadną Semen z Tupikiem.

Trafił. Nie był to rzut wszechczasów, ale dał w tej najważniejszej chwili atakującemu górala Tupikowi przewagę. Mały niziołek nie bacząc na draba i jego zamach wielką wekierą o długich, pordzewiałych kolcach skoczył w przód pozorując atak. Klanowy ryknął, gdy jego ogromna maczuga przeleciała nad skuloną głową małego napastnika i znów wzniósł do ciosu swe mordercze narzędzie i wtedy właśnie dostał kamieniem w kolano. Syknął wściekle, stracił rytm i na tę właśnie okazję czekał Tupik. Doskoczył doń i wbił sztych mieczyka w pierś pochylającego się napastnika. Był pewien, że ten cios powali go na ziemię, ale zawiódł się srodze. Klanowy wojownik o umazanej niebieską farbą twarzy z wykrzywioną bólem twarzą puścił wekierę i złapał niziołka za szyję wyciskając mu w jednej chwili powietrze z gardzieli. Drugą dłoń zamknął na mieczu i podnosząc z wysiłkiem majtającego nogami von Goldenzungena wysunął ostrze, które wcześniej przeszyło mu bok.

- Teraz sobie potańcujemy karle! - wychrypił a Tupik czuł, jak oczy wychodzą mu z orbit w próbie złapania tchu. Miecz góral mu wyrwał i zostało mu teraz drapanie pazurami poznaczone bliznami przedramie wściekłego barbarzyńcy. I liczenie uderzeń serca do śmierci…

Semen znał to powiedzenie, że jak chcesz zrobić coś porządnie, to najlepiej zrób to sam. Zwolnił ostatnie kroki zbliżając się do stojącego z podobnym jego topowi toporem w garści.

- Tylko my dwaj! Jeśli wygrasz, moi ludzie się poddadzą, jeśli ja, puścicie mnie i moich wolno nie czyniąc krzywdy! Klnę się jakem Turlog “Krwamord”!” - ryknął herszt a Semen usłyszawszy to rozejrzał się ukradkiem. Jacy “moi ludzie”? Ujrzał Tupika schwytanego i szamocącego się w uścisku drugiego barbarzyńcy. A ci inni inni? Czyżby był ktoś jeszcze? I czy mógł sobie pozwolić na dyskursy, kiedy niziołek właśnie czerwieniał na twarzy i desperacko walczył o życie? I gdzie do cholery była reszta?



***
5k100 proszę

p
b&A Spółka z oooogromną odpowiedzialnością.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-03-2022, 23:28   #34
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Dziwne deja vu ogarnęło Tupika gdy tak dyndał nad ziemią wznoszony przez klanowca którego stalowy uchwyt na szyi był niczym tak dobrze znany mu sznur z szubienicy. Przez ułamek sekundy widział w klanowcu Lorda Berengera. To dziwne wszak Berenger już nie żył, pozostał po nim jedynie jego syn – okrutnik… Być może brak tlenu już powodował zaburzenia w spojrzeniu halflinga? ... Tak szybko? ... Przecież był już zaprawiony w podduszaniu…




Tupik zebrał w sobie wszystkie siły , wtedy na zamku w Bretonii nie miał jak walczyć do końca, nie ze związanymi łapami. Tym razem jednak sytuacja była diametralnie inna, miast ku twarzy klanowca który wydawał być się pewny swego, sięgnął za pas wyjmując sztylet i wbił go po rękojeść w dłoń która zaciskała się na jego szyi. Wojownik z rykiem wypuścił swą zdobycz i miał już po chwili rozpałatać Tupika jego własnym mieczem, jednak po chwili – to było stanowczo zbyt długo... Zbyt późno dla przeciwnika.

Tupik nie próżnował w ostatnim czasie, sztychy , ćwiczenia, uniki, zwody. Walki… sporo walk, które przeżył zaprawiły go niczym doświadczeniem którego mógł mu pozazdrościć nie jeden weteran. Tupik nie czekał na cios, zaraz po upadku zręcznie wyskoczył do przodu , między nogami wielkoluda po drodze zadając drugi cios kolejnym z ukrytych sztyletów tym razem przecinając ścięgna nad stopą wojownika i praktycznie wyskakując do przodu w uniku przed przypuszczalnym ciosem draba. Być może na wyrost – jednak nie zamierzał stać w miejscu.

Wściekłym spojrzeniem omiótł okolice ciężko jeszcze łapiąc oddech i rzucił się do ucieczki – pozbawiony tarczy i miecza , z samym tylko sztyletem nie miał szans z klanowcem choćby ciężko rannym. Zamierzał wrócić na zajmowaną wcześniej pozycje, lub choćby w jej pobliże , licząc że odwody zajmą wojownika. Gdzie do k… nędzy były odwody ? Czyżby jak ostatni głupek sam rzucił się do walki mając jedynie Semena przy boku? Pieprzeni tchórze ! – Wykrzyczałby gdyby tylko gardło nie ściskało mu się jak imadło.


K100: 88, 98, 57, 16, 14

 
Eliasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-03-2022, 14:37   #35
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Waldemar nie chmurzył się mimo niesprzyjającego obrotu spraw. Nie oznaczało to obojętności na krzywdę, zwłaszcza własną, lecz prozaiczny brak zaskoczenia.
- Ruchy - rzucił do kompanów i poprowadził ich na powrót między namioty, ku bitwie.
Tam, gdzie kawaleria nie miała przewagi.

W pierwszym, płóciennym zadaszeniu zgarnął ze stołu nóż i biegnąc ostatni odciął odciągi. Chwilę później, przebiegając nad zarąbanym przez Hansa przeciwnikiem w liberii, cyrulik zgarnął lekki toporek. Nożem ściął kolejne linki namiotowe. Biegli dalej. W powietrzu robiło się gęściej od pocisków. Teoffenczyków było jakby mniej w zasięgu wzroku.

Gdy dotarli na ścieżkę na północ od placu Waldemar zauważył, że walczący przesunęli się znacznie ku kantynie ludzi z Serrig.
- Nie mamy po co tam wracać - podsumował smutno.
Znajdowali się nieopodal bramy ze skrzyżowanych, zaostrzonych bali. Właśnie mocował się z jej usunięciem z przejazdu mężczyzna. Na stojącym za nim powozem nie było widać ludzi.

- Bierzmy się za niego, jest sam. Mogę prowadzić. Bramę zastawimy obróconą, by opóźnić pościg - zaproponował kompanom.
Patrząc na minę Gregera, trafił na podatny grunt.


 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 13-03-2022 o 16:06.
Avitto jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-03-2022, 21:46   #36
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Żaru Czar

W zgiełku czynionym przez szczęk stali, krzyki strachu i odwagi trudno było ocenić Leonidasowi, która strona bierze górę, niemniej widząc chwilę jeszcze wcześniej zwarte szeregi wasali Serring, nie brał pod uwagę porażki. Tropicielowi dość było już wycieczek po obozie, pewniej czuł się w siodle niż pośród pieszej rzezi. Na domiar rozprzestrzeniające się płomienie nieprzyzwoicie podniecały, pieściły wzrok i czucie, kusząc by sięgnąć głębiej, zatańczyć z ogniem, zatańczyć na wietrze.

Ze stuporu wyrwał go Rust, skoncentrowany tropiciel prędko i chętnie podjął zadanie. Wierzchowce stanowiły solidną przewagę w boju i możliwość ucieczki, to myśląc Leo kluczył między śmiercią, a życiem, przez obóz, pośród płomieni i wrzawy.

Wypadł spomiędzy namiotów pierwszy i pierwszy się rozczarował, złość przebiła strach, to nikczemne uczucie odbierające sprawność członków, kiedy są najbardziej potrzebne. Za to złość jest dobra, daje siłę i kreatywność, często szaloną odwagę. Uczucie rozpaliło Fretkę po koniec ogona.

W mgnieniu zareagował na inicjatywę Waldemara, licząc, że podwinięty ogon uchroni go od wybuchu. Cofając się poczuł ciepło, gorąc, pocałunek ognia, uczony przewracając namioty i zagradzając drogę jeźdźcom wywrócił płonący koksownik, żar się rozsypał, płótno i drewniane słupki chętnie podjęły romans i buchnęły ogniem.

Ciepło rozlało się po plecach, najmocniej poczuł je na znamionach, Zwei Monde zapiekły jak świeże rany po wyrwanych skrzydłach. Aqshy darował mu nowe, ogniste. Tropiciel przepuścił Waldemara, udając, że ocenia sytuację ze wzniesionym łukiem, ale zaraz zapomniał o bezużytecznym orężu.

Oczy zabłysły, ramiona ogarnęły świat, ciało zatańczyło trzy takty, a po drugiej stronie Leo poddawszy się namiętności, Czarowi Żaru, czerpał garściami ingrediencje, spijał nektar eteru, ogniskował. Zagnał do zaklęcia sojuszników, niesfornych, porywczych, ponurych i tych najgorszych. Zamiast układać gwiazdę jak uczeni, splatał Aqshy z Azyr, okadzał Shyish, pieczętując Dahr.

Gorący zwiastujący śmierć i strach podmuch żaru posłał w kierunku wierzchowców i jezdnych przebijających się przez zasłonę. Dopiero uczuł ukojenie, jak matczyny pocałunek, pocałunek ognia.

Zawrócił, minęła ledwie chwila, bez trudu dogonił grupę knującą już nowy plan. Na scenę wystąpił mężczyzna z powozem.

- Może to nasz. Nie rżnijmy od razu - zasugerował, przejmując się nagle jednym życiem. - Spieszmy się, jest ich tam zapewne więcej, oczy szeroko - odbił na lewo, przemykał w cieniach, chcąc zajść mężczyzną przy bramie od strony.

Czyniąc zaklęcie podpieram się podmuchem wiatru i ognikiem, natężenie składników jest imponujące.
Bielon sugerował magię intuicyjna to jest.
Celem zaklęcia jest porażenie koni i ludzi gorącym wiatrem o zabarwieniu śmierci i rozpadu. Można by jeszcze wpleść porażenie, ale nie wiem czemu Bielon napisał mi, że Leo ma podstawę tylko dwu czarów. Ale nie będę kruszył konopi, to jest kopi.
Do tego pozwolił mi na posiadanie dwóch punktów w Magia, jednego z urodzenia, drugiego nabytego z guślarza, bardzo to hojnie w mojej opinii, ale będę korzystał.
W wystraszeniu koni może też pomóc umiejętność opieki na zwierzętami.

Małą tarczę może mieć na plecach podobnie jak krótki łuk i strzały do niego, zwykły i kilka jeszcze strzał w ręce, ale nie ma już włóczni, bo gdzie? Oczywiście nieodłączną torbę z poszerzonym składem.



Tropiciel pozostał na chwilę z tyłu, ale szybko dołączył. Tymczasem odbił w cienie i zachodzi z łukiem gotowym do strzału facia przy wozie od lewej.




86/11/22/61/32
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 13-03-2022 o 21:51.
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-03-2022, 09:25   #37
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen nie wdawał się w dyskusje.
- Stoi! - warknął i zawinął toporem nawet nie zwalniajc. Odszedł krok w bok, tak by zataczające okrąg żeleźce sięgnęło czerepu dusiciela. Długi trza spłacać.


k100: 82, 42, 23, 73, 31

 
Mike jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-03-2022, 11:19   #38
 
Bielonek's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znanyBielonek nie jest za bardzo znany
"Odwaga to wynikająca z wieloletniego doświadczenia wiedza kiedy spierdalać, a kiedy na to jeszcze za wcześnie" zawsze mawiał Greger młodszym hultajom, którzy dopiero aplikowali do roli rzezimieszków, złodziei, zabójców i zwyczajnych łotrów w Nuln. O ile któryś był na tyle cierpliwy by go słuchać. Sam pamiętał, że lekcję tę przekazał mu Bremer zwany "Struną", i powtarzał ją dotąd dopóki sam o swojej nauce nie zapomniał i wdał się w beznadziejną rąbaninę o jakąś pierdołę z trzema rębaczami z Kislewa. Greger jednak pamiętał ją doskonale. Nie raz powstrzymała go od głupiego działania. Powstrzymała i teraz.

W pierwszej chwili, uzbrojony w tasak i miecz, chciał ruszyć na przeciw pędzącym rumakom i dosiadającym ich zbrojnym ale na szczęście chłopaki na czele z Waldemarem mieli inny, lepszy plan. Szybko skoczył śladem Waldemara zagarniając ze sobą skamieniałego przez chwilę Rusta. I znów gnali przez pobojowisko walących się namiotów, kłębowisko szmat i sznurów. A za nimi wybuchła istna pożoga po tym jak Fretka wywalił koksownik wprost w nasączone woskiem, nieprzemakalne płótna namiotów. Nie patrzył jednak na ognień pożogi, bo na jeden dzień ognia miał już pod korek. Gnał za Waldemarem i zatrzymał się dopiero gdy ten wskazał powóz i mocującego się barierką furmana.

- Bierzmy się za niego, jest sam. Mogę prowadzić. Bramę zastawimy obróconą, by opóźnić pościg - powiedział Waldemar i spojrzał na Gregera wymownie. Greger skinął głową i w te pędy ruszył ku bramie.

- Czekaj dobry człowieku, pomożemy!
- zawołał do wiźnicy, który spojrzał nań jak na ducha.

- Kurwa! - wykrzyknął furman i jak oparzony odskoczył do barierki rzucając się do wozu.

"Co prawda to prawda" pomyślał Greger po czym w kilku susach dopadł woźnicy i widząc, że szarpie się z kuszą wyrżnął jego głową o burtę wozu. Raz i drugi, dla pewności. Osuwającego się złapał za kołnierz i hajdawery i sapnąwszy wrzucił do środka. Widząc zaskoczone spojrzenie gramolącego się na wóz Waldemara odparł - To w sumie nasz, nie?

Szybko podniósł upuszczoną przez wozaka kuszę i rzucił ją w ślad za właścicielem po czym skoczył by usunąć blokującą przejazd belkę, którą po tym jak Waldemar przejechał znów postawił w pierwotnej pozycji i jeszcze dodatkowo zablokował klinem z kawałka jakiejś dechy. Dopiero wówczas wskoczył na wóz dołączając do gramolących się do środka kamratów.


5k100: 49, 61, 44, 81, 28
 
Bielonek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-03-2022, 20:55   #39
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Dawanie kamienia w mordę góralom było w wykonaniu Dextera bezpieczną gówno dającą opcją idealna dla tych co to w nie chcą iść w pierwszym rzucie na rzeź. Jednak teraz jak jeden oponent zległ już trupem, drugi ma solówkę z kozakiem, a trzeci zastosował na niziołku sztukę walki niczym z estalijskiego burdelu nadszedł czas działania i zyskania trochę rycerskiej chwały. Jakby ta była co warta.
- Za Sigmara! - ryknąłby tak gdyby naprawdę był pustogłowym rycerzem.

Tak naprawdę ruszył bez zbędnych krzyków z mieczem w dłoni. Licząc, że zdąży zaszarżować na wroga i dopaść go nim ten się zorientuje. No i ten tego oczywiście po to by uratować towarzysza.

Rzuty: 11,77,51,09,74
 
Lynx Lynx jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-03-2022, 06:31   #40
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Kolejny strzał, kolejny trup. Wiedział, że wieczorem nie będzie mógł zasnąć - o ile do niego dożyje. ~ W co ja się kurwa wpakowałem? - tylko te myśli i jak przeżyć chodziły mu po głowie. Ładując pistolet postanowił obrać za cel druida, ponieważ każdy inny przeciwnik związany był w walce z ludźmi, których prowadził.

Wypalił, po czym wyciągnął miecz i próbował dorwać druida.

40 - 27 - 48 - 40 - 04
 
Feniu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172