07-12-2020, 14:18 | #101 |
Reputacja: 1 | Dopłynęli bezpiecznie. W zasadzie największym niebezpiecznym aspektem podróży były szaleństwa Spoona. Ale jego umysł tego potrzebował. Wreszcie poczuł powiew wiatru na twarzy, po przeleżeniu osiemdziesięciu lat w puszce. Zacumowali w przystani i wyszli na brzeg. Shirazi przyciskał mocno swój neseser. - Zostawcie łódź. Zdaje się, że ich zgubiliśmy. I nie rozchodźcie się jeszcze - spojrzał na Catherinę i Spoona. Zeszli z drewnianego pomostu i przenieśli się kilkadziesiąt metrów na przystanek autobusowy. Shirazi wyjął z nesesera czarny notatnik i składaną mapę Londynu. - Nie wiem o co chodzi ze strzykawką. Nie wiem co to za kolesie. Słyszałem kilka tygodni temu, że policja robiła naloty na wampiry. Dokładnie wiedzieli gdzie. Ale… nie wiem skąd. Cyril Masters… szeryf Londynu. Jeden z szeryfów. On ma w kieszeni londyńską policję. Na pewno będzie na imprezie u Królowej Anny. Shirazi rozłożył mapę, po czym swoim długopisem zaznaczył na niej kilka punktów. Stuknął w jedno miejsce. - Tutaj jest lotnisko londyńskie. Mamy jeszcze Heathrow, ale to jest mniejsze. Tańsze. Wiele osób tutaj szuka tanich hoteli, między kolejnymi przelotami. Łatwo znajdziecie tam miejsce na noc. Macie pieniądze. Możecie sprawdzić tu, tu albo tutaj Darius wskazywał punkty swoim długopisem. - Ja wrócę do swoich zajęć. Mam nadzieję, że wszystko tam się spaliło, bo musiałbym położyć głowę pod ostrze szeryfa. Jego głos wyrażał coś zupełnie innego. Shirazi właśnie stracił pracę swojego życia. Został kronikarzem bez swojej kroniki. Przysiadł zrezygnowany na ławce obok mapy. Wziął w dłonie swój notes. Chwilę szukał niezapisanych kartek. - Myślę, że czas, abyście opowiedzieli mi o sobie i o tym jakie relacje mieliście z Mitrą. Co robiliście w samym kulcie? Teraz, gdy już widzieli jakie zmiany zachodzą wokół, gdy udało im się uniknąć ostatecznej śmierci i gdy jedyne co było stałe, czyli ich bóg-Mitra zniknęło, mieli chwilę, żeby spróbować sobie przypomnieć swoją przeszłość. *** Lady Catherina. Leżała obok ukochanej Angeliq. Podziwiała jej skórę w świetle księżyca. Jej nowe życie okazało się cudowne. Były razem ze sobą. Na wieczność. Niczego im nie brakowało. Tylko nudny biznes, którym trzeba było się od czasu do czasu zajmować, i który próbował wyrwać jej ukochaną z jej ramion. Tymczasem Angeliq wstała podchodząc do okna. Catherina leżała rozmarzona. Wspominała polowanie poprzedniego wieczoru. Londyn był ich. Cały świat był ich. Wieczność jaka na nie czekała była ich. A jednak czuła co się zaraz stanie. Wiedziała, że ona to powie. Że czas już iść. Mogła użyć tych samych argumentów co zawsze, ale Angeliq obali je w mig. I wtedy piękna i młoda dziewczyna zapytała: - Idziesz ze mną? Catherine wiedziała, że Angeliq zna każdą jej wymówkę. Wiedziała też co usłyszy. Wieczność miała swoją cenę. Właścicielem ich wieczności był Mitra. *** Tony Tony znał swój fach. Nie był typem, który gdy pan A przesyłał paczkę do pana B to zaglądał do środka. Chyba, że miał się upewnić, czy nic wewnątrz nie zostało uszkodzone, albo czy kwota w walizce się zgadza. Tony był profesjonalistą. Podjechał na umówione miejsce spotkania nie gasząc silnika. Zeskoczył na nabrzeże. Czekała na niego dwójka dzieci. Mogli mieć dziesięć, może dwanaście lat. Chłopak i dziewczyna. Trzymali się za ręce. Byli bardzo podobni. Na pewno rodzeństwo, być może bliźniaki. Ich ubrania były podarte. Za nim czekał samochód z odpalonym silnikiem. *** Spoon Długie miesiące mijały odkąd dołączył do kultu. Brusilla do niego należała, a on należał do niej. Robił wszystko, żeby ją zadowolić. Ona zaś robiła wszystko, żeby zadowolić Mitrę. Swego boga. Teraz już ich boga. Widział tę dumę w jej oczach. Rozgrzewała jego martwe serce. Przed Williamem klęczał mężczyzna. Poturbowany. Stali w jakichś katakumbach. I wtedy pojawił się on. Mitra. Spoon spodziewał się, że oślepi go blask słońca. Przyklęknął w pokłonie gdy podszedł do niego dobrze zbudowany, młody mężczyzna. Pochwycił jego podbródek i pociągnął każąc powstać. Z jakiegoś powodu Spoon myślał, że Mitra jest dużo wyższy. Teraz gładził go po policzku. Nadl był na nim ślad po walce, bo wampir uważał niepotrzebne spalanie krwi za hańbę. - Opowiedz mi żołnierzu jak go dopadłeś. *** Yusuf Stał teraz między wampirami, a bogiem. Ubrany cały w białe szaty. On. Głos Mitry. Dzierżyciel Prawa. Oni stali zanurzeni do pasa w wodzie. Wiedział, że są niegodni, by usłyszeć głos Pana. dlatego to Yusuf miał do nich przemówić. Do akolitów, którzy właśnie dostąpili zaszczytu dołączenia do kultu. Czuł na sobie wzrok Mitry siedzącego na tronie-słońca. Wzrok i przyjemne ciepło bijące od jego blasku. *** Qwerty Denerwował się. Wiedział, że do tego przygotowywał się od miesięcy. Albo od lat. W zasadzie miał wrażenie w tej chwili, że urodził się głównie po to, a wszystkie kolejne wydarzenia prowadziły do tej właśnie chwili. Paznokcie wbijały się w dłonie. Ból uspokajał choć na moment. W końcu wszedł do pomieszczenia. Długa sala z kolumnami po obu stronach. Z malowidłami byków i inskrypcjami. Czerwony dywan ze złotą obwódką rozciągnięty pod sam tron, a na tronie on. Mitra w swym blasku. De Camden stał obok w swoich długich czarnych szatach. Niczym cień rzucany przez słońce. Nadworny nekromanta. Przyboczny boga. - Sir Qwerty Uiop opowie teraz o swoim projekcie. Oraz o tym, jakie korzyści nam przyniesie. Trudno było Qwertemu znaleźć lepszego patrona niż Camden. Był motywujący. Cenił intelekt swych podwładnych. Ale był też wymagający. Qwerty wiedział, że jeżeli teraz noga mu się powinie, to Camden nie pomoże mu. Już nigdy. Mitra skinął głową. Teraz Malkavianin mógł się odezwać. *** Utamukeeus Miasto było nieprzyjemne. Duszne. Klejnot Wielkiej Rzeki zastanawiał się dlaczego Bóg-Słońce wybrał takie miejsce na swą siedzibę. Jego wielki czarny kruk wylądował na wyciągniętej w kompletnej ciszy. To zwierzę dużo lepiej pasowało do tak mrocznego miasta. Navaho było trudno ukryć się w tłumie. Bardzo się wyróżniał. A jednak to jego wybrano. - Pan jest z ciebie dumny. - Usłyszał szept Richarda de Worde, szefa siatki szpiegowskiej Mitry.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
08-12-2020, 14:13 | #102 |
Reputacja: 1 | Spojrzał na parę nietypową przesyłkę, jak się spodziewał kurierów. Sam się takimi wysługiwał niejednokrotnie. Miał swoich kilku chłopaków na posyłki, krótzy za kilka pensów gotowi byli pobieć choćby i do pieprzonego Hemel Hempstead z wiadomością od Head Concierge z Savoy Hotel. Przyjechał tu prosto z hotelu najszybciej jak to było możliwe. Zniknięcie concierge nie było niczym dziwnym, wszak ludzie ci często wychodzili do nocnych czytelni, bibliotek czy gdziekowliek indziej jesli zaszła potrzeba aby sprostać prośbie któregoś z gości, a ci mieli naprawdę nieograniczoną fantazję i to że Buster Keaton chciał zjeść kolację w zamkniętej już restauracji gdzieś na West End wcale nie należało do rzeczy niemożliwych. Concierge potrafili wejść oknem jeśli nie wpuszczono ich drzwiami i nie istniało dla nich życzenie, którego nie dało się spełnić. Byli jaki współcześi dżinowie z arabskich lamp. Sieci kontaktów jakie przez lata wypracowywali przez lata sięgała dalej niż Londyn. Dlatego z dumą w klapach garnituru nosił emblematy Les Clefs D'or. Ale Tony w tajemnicy prowadził rozszerzoną działalność. Jego kontakty służyły nie tylko hotelowym gościom, celebrytom. Potrzeba było przeszmuglować coś z punktu A do B? zoorganizować bezpieczne spotkanie bossów zwaśnionych gangów? Na takie zlecenia półświatka Tony odpowiadał podobnie jak hotelowym gościom: - Of course sir. Please relax and allow me to make that happen. Od nniedawna też oddawał przysługi jeszcze komuś. Komuś ważniejszemu niż hotelowi bogacze, londyńskie gangi, czy włoska mafia... Pracował dla swego prawdziwego pana, słońca jego nocnego życia - Mitry. Czasami w przy biurku concierge zjawiał się ktoś, a Tony wiedział, że ta osoba lśniła blaskiem kogoś z otoczenia Mithrasa. I Castelli wiedział, że nie było nic ważniejszego w tej chwili. Przesyłka nie była tym czego się spodziewał. Stanął przed parą dzieciaków, ale nie powiedził nic póki nie usłyszał hasła jakie zostało mu wcześniej przekazane. - Jump in guys. - wskazał na auto. Para bliźniąt wskoczyła szybko do środka, a Tony zajął miejsce za kółkiem terenowego Land Rovera. Zadanie wydawało się proste, ale Castelli dobrze wiedział, że nie mogło takim być, jeśli wybrano właśnie jego. Więc jeśli dzieciaki miały się znaleźć niezauważenie w doku na Canary Wharf, to znaczyło, że ktoś ich desperacko szukał. Tysiące pytań kłębiło się w głowie concierge, ale był w koncu cholernym profesjonalistą, a im mniej wiedział tym lepeiej dla niego. Mniej mógł zdradzić w przypadku wsypy. Ograniczył się jedynie do obserwowania dzieciaków przez lusterko. Te nie wydawały się zachowywać jak para dziesięciolatków. Przysiągłby, że zachowywali się dużo bardziej dojrzale, ale w sumie nie miało to większego znaczenia. Wybrał bieg i ruszył, wybierając mniej uczęszczane ulice, oraz te, które były pozamykane w skutek hitlerowskich nalotów, lub znalazły się pod ścisłą wojenną, wojskową jurysdykcją. Najlogiczniejszą trasą wydawała się Tamiza, ale Tony z niechętnie musiał ją odrzucić. Takie dostał wyraźne polecenie, a do kanałów lub opuszczonych tuneli metra nie miał zamiaru się pchać. Wolał aby tradycyjna domena klanu Nosferatu pozostała zarezerwowana dla ich mieszkańców. Zresztą od rozpoczęcia Blitzkriegu i nalotów na Londyn i te miejsca zaroiły się od ludzi, szukających schornienia, a na High Holborn w starych tunelach wojsko magazynowało wszystko, z dala od bomb fryców. Zostawała więc podróż autem przez ulice stolicy Imperium Brytyjskiego w opałach. Na kłopoty wpadli już pod koniec podróży w sercu Whitechapell. Auto niespodziewanie zatrzymał weteran z Home Guard i Tony wiedział, że będą kłopoty. Te stare pierdziele były bardziej dociekliwe niż pieprzone ogary ze ScotlandYardu. Tony syknął tylko do dzieciaków, żeby się go słuchały i siedziały cicho. Zatrzymał pojazd i wysprzęglił go na luz, mając zamiar poddać się rutynowej kontroli. Stary podszedł do szybki i poprosił o dokumenty. Tony podał je grzecznie. Strażnik spojrzał nie i srogo spojrzał na Castellego: - Pierdolony Włoch. Pewnie szpiegujesz dla fryców albo Mussoliniego. Co tam wieziesz? - spytał groźnie, wymachując karabinem przed nosem Castellego. - Dzieci do the Royal London Hospital, bo gorączkują. - puścił wymyśloną na poczeknaiu historyjkę i uśmiechnął się do starego, próbując użyć czaru jaki potrafił rozpościerać innych wydając się o wiele milszym niż w rzeczywistości był. Mężczyzna z Home Guard uśmiechnął się szeroko, poddając się urokowi. - Nie ma problemu makaroniarzu - zwrócił się niespodziewanie grzecznie, bo w takiej sytuacji makaroniarz zabrzmaiło niemal pieszczotliwie. Zajrzał jeszcze jednak przez ramię Castellego na tylne siedzenie na parę dzieci i dodał po chwili: - To pewnie nic, przyjacielu, ale muszę o tym zaraportować mojemu przełożonemu kapitanowi Slough. Kazał rozglądać się za parą młodych dzieciaków. Tony miętosił w kieszeni kilka dziesięciofuntowych banknotów pamiętających jeszcze pewnie czasy wojen napoleońskich, prawdziwą fortunę, rozważał próbę przekupstwa, ale nie wiózł pieprzonej, mafijnej kontrabandy, albo poszukiwanego listem gończym członka gangu z KnightsBridge. To było polecenie Mitry i Castelli wiedział, po prostu nie mógł niczego pozostawić przypadkowi, nawet zabezpieczonemu kilkudzisięciofuntową łapówką. - Oczywiście. Proszę dać znać kapitanowi Slough. - uśmiechnął się ponownie do żołnierza i zapamiętując stopień i nazwisko oficera. Urok jaki rozpostarł przynajmniej spowodował, że strażnik do tej pory groźnie trzymający tonego na muszce swojego Lee Enfielda Mk 3, teraz nieco zrelaksowany przełozył go przez ramię. Nienawidził tego robić, szczerze. Bolało go niemal fizycznie, kiedy musiał robić takie rzeczy. Ale chodziło o dobro wyższe, o tajemnicę jaką powierzył mu Mitra. Nie miał wyjścia. Weteran odwrócił się aby wejśc do budki i zadzwonić, a w tym czasie prawa dłoń Tonego powędrowała po zabezpieczony tłumikiem egzemplarz Colta M1911A1. Sytuacja sprzyjała, bo na ulicy nie było ani żywej duszy. Stary nie zdążył odejśc nawet kilku kroków, gdy Castelli puszczając krwawą łzę, wystawił broń celując w potylicę człowieka i wcisnął spust. *** Było mu przykro, że dzieło życia wampira poszło z dymem w magazynie na Canary Wharf. Ale to była tylko kronika, a przed nimi stało o wiele ważniejsze zadanie. Póki co trzeba było się jednak skupić na najbliższych godzinach. Ogarnąć się znaleźć schronienie, dlatego fixer wnikliwie obserwował to co kainita zaznacza na mapie współczesnego Londynu. Tony wziął mapę oceniając położenie miejsc wskazanych przez Shiraziego. Hotel wydawał się dobrym miejscem. W końcu Tony spędził w hotelowym foyer lwią część swego życia i wiedział jak zadbać o prywatnośc i bezpieczeństwo w takich miejscach. - Myślę, że czas, abyście opowiedzieli mi o sobie i o tym jakie relacje mieliście z Mitrą. Co robiliście w samym kulcie? - spytał Shirazi. - To nic osobistego Shirazi, ale im mniej o mnie wiesz, tym mniej wypucujesz w razie wsypy. - stwierdził krótko, przypominając sobie jak pewnej nocy wpatrywał się w parę dziwnych bliźniaków na tylnym siedzeniu i powiedział sobie niemal dokładnie to samo. Ostatnio edytowane przez 8art : 08-12-2020 o 14:19. |
08-12-2020, 17:24 | #103 |
Reputacja: 1 | Kiedy stanęli na brzegu Spoon obserwował miasto patrząc jak się zmieniło. Starając się wyłapać wszystkie nawet najdrobniejsze odchylenia od normy. Noc… Noc wydawała się jakaś.. Jaśniejsza. Kiedy kronikarz powiedział o strzykawce kopnął zirytowany leżącą na ulicy puszkę. -Świetnie. Po prostu świetnie jeszcze wyjdzie z tego że mam w sobie zasyfiałą krew jakiegoś wampira z przypadku. – zamilkł. Chwilę obracał tą myśl. W końcu wzruszył ramionami. -Zresztą to chyba nie była by najgorsza opcja, mnie z Brusillą łączą znacznie silniejsze więzy niż pojedynczy zastrzyk, więc niemożliwe jest żeby mi po tym jakoś odbiło. - podsumował. -No chyba że to jednak jakaś trutka. To będę potrzebować pomocy. - dodał zerkając na sędziego. I... Kiedy kronikarz zapytał o Mitrę Spoon zaczął sobie coś przypominać.... Z każdą chwilą wspomienia były coraz wraźniejsze. *** Długie miesiące mijały odkąd dołączył do kultu. Brusilla do niego należała, a on należał do niej. Robił wszystko, żeby ją zadowolić. Ona zaś robiła wszystko, żeby zadowolić Mitrę. Swego boga. Teraz już ich boga. Widział tę dumę w jej oczach. Rozgrzewała jego martwe serce. Przed Williamem klęczał mężczyzna. Poturbowany. Stali w jakichś katakumbach. I wtedy pojawił się on. Mitra. Spoon spodziewał się, że oślepi go blask słońca. Przyklęknął w pokłonie gdy podszedł do niego dobrze zbudowany, młody mężczyzna. Pochwycił jego podbródek i pociągnął każąc powstać. Z jakiegoś powodu Spoon myślał, że Mitra jest dużo wyższy. Teraz gładził go po policzku. Nadal był na nim ślad po walce, bo wampir uważał niepotrzebne spalanie krwi za hańbę. - Opowiedz mi żołnierzu jak go dopadłeś. Spoon wstał zręcznie, z gracją kota podniósł się patrząc wampirzemu bogu prosto w oczy, skoro to on sam niemo go o to poprosił unosząc mu twarz. Teraz kiedy oboje stali to Spoon górował nad swoim Panem, ale on myślał tylko o tym jak dziwnie jasne są oczy Mitry. Nie mógł… Nie… Nie potrafił określić ich koloru. To było dziwne wrażenie…. Kiedy wampir-bóg otarł mu krew z twarzy Spoon ani drgną. Śledził go migoczącym spojrzeniem a jego źrenice wyraźnie się poszerzyły zdradzając, że jest zadowolony z bliskości. Nikt oprócz Brusilli go tak nie dotykał. Nikt by się nie odważył. Ale… Mitra się go teraz nie bał. Może… Może on widział człowieka którym był tak, bardzo dawno temu. Kiedy… nie bał się go nikt... Spoon patrzył na Mitrę rozkojarzony czując bijące z niego ciepło. To ciepło było takie przyjemne miał wrażenie że rozchodzi się po całym jego ciele. I te oczy… Dlaczego nie mógł określić ich koloru. Czuł jak cofa się w pamięci do kilku ostatnich chwil. -To nie było trudne. Wiedziałem gdzie mieszkają jego bliscy. Od nich uzyskałem informacje że ukrył się w kościele. Znalazłem ten kościół i podpaliłem. Złapałem go gdy uciekał. On... On bronił się, ale rozkaz był, by przynieść go tu w jednym kawałku. Więc musiałem się z nim trochę szamotać nim i jego ludźmi, ale kiedy ich zabiłem a on usłyszał, że nie ma już rodziny spokorniał. – Spoon milczał przez chwile ciesząc się bliskością wampirzego boga. Ogrzewając przy nim martwe ciało. Chciał.. Chciał coś dla niego zrobić. Musiał coś dla niego zrobić. -Zabić go teraz dla Ciebie? – zapytał. Bo zazwyczaj tego oczekiwała od niego Brusilla, a Spoon chciał żeby Mitra był zadowolony. Chciał go zadowolić… *** Spoon stał patrząc w noc. Nie mogąc pozbyć się dziwnego wrażenia, że Mitra stoi tuż przy nim. Zalewało go morze dziwnych uczuć z których niewiele rozumiał. W końcu potrząsnął głową próbując wrócić do rzeczywistości. Zmusił się by przyjrzeć się mapie którą pokazał kronikarz. Zapamiętując miejsca. Zrobił też zdjęcie nowym smartfonem i... chwile na niego popatrzył nie wiedząc czy chce znać odpowiedź. W końcu się przemógł. -Shirazi jeśli Wheeler i Silva nie żyją. Czy te mądre telefony są bezpieczne? Czy nie są ze sobą powiązane tak że ci ludzie nas znajdą. Wiesz.. Zbliża się dzień i mogą nas zaatakować we śnie... – powiedział patrząc na trzymany przedmiot z rosnącą podejrzliwością. No i przypomniał sobie o kasie którą poprzednio tak ostentacyjnie wzgardził. Teraz wydała mu się ważna. -Jeśli chodzi o pieniądze to wezmę też swoją działkę. Londyn to duże miasto i nie chcę podróżować piechotą.– powiedział biorąc swoją część. – I jego wzrok powędrował na kronikarza. Wyglądał na naprawdę przybitego... Spoon podszedł do niego. Chciał go pocieszyć. - Shirazi... Ty mi pomogłeś mówiąc o Brusilli więc ja Ci opowiem o Mitrze. Tak jak go pamiętam. –Spoon ostrożnie wrócił do swoich wspomnień. -To był dobrze zbudowany młody mężczyzna. Gdzieś… Gdzieś tego wzrostu. – powiedział wyciągając przed siebie dłoń by pokazać o czym mówi. Starał się go opisać kronikarzowi jak najdokładniej. Ubranie, kolor włosów, oczu. Nie… Nie potrafił opisać oczu. -Dobrze. Dobrze się czułem w jego towarzystwie. – zakończył patrząc w ziemię. -Jeszcze chyba nie, nie do końca rozumiem, że jego po prostu nie ma. Ostatnio edytowane przez Rot : 08-12-2020 o 21:33. |
09-12-2020, 10:57 | #104 |
Reputacja: 1 | Szaleńcza jazda zrobiła niemałe wrażenie na Yusufie. Poruszali się z tak zatrważającą szybkością, zachowując przy tym niesamowitą manewrowość! Nigdy nie wyobrażał sobie by można się tak poruszać bez wsparcia dyscyplin. A teraz każdy śmiertelnik miał do tego dostęp. Ciekawe jak rozwinęły się w tym czasie automobile? Szaleńcza jazda zakończyła się krótkim przemówieniem Shiraziego i pokazaniem mapy. Londyn wyraźnie się zagęścił. - Myślę, że czas, abyście opowiedzieli mi o sobie i o tym jakie relacje mieliście z Mitrą. Co robiliście w samym kulcie? - zapytał. *** Stał teraz między wampirami, a bogiem. Ubrany cały w białe szaty. On. Głos Mitry. Dzierżyciel Prawa. Oni stali zanurzeni do pasa w wodzie. Wiedział, że są niegodni, by usłyszeć głos Pana. dlatego to Yusuf miał do nich przemówić. Do akolitów, którzy właśnie dostąpili zaszczytu dołączenia do kultu. Czuł na sobie wzrok Mitry siedzącego na tronie-słońca. Wzrok i przyjemne ciepło bijące od jego blasku. Wiedział że nie mógł zawieść swego pana, swego towarzysza, swego drogowskazu i wiedział że nie istnieje świat w którym to zrobi. Nowy nabytek… Zawsze wnosił więcej wątpliwości niż zysku, przynajmniej w oczach Yusufa, ale wiedział że są oni niezbędni. Niezbędni dla ich planu. Nawet ktoś tak wszechpotężny jak Mitra nie mógł być wszędzie. Potrzebował narzędzi i umysłów dzielących wizję. Takich jak Yusuf. Takich jak pozostała piątka Heroldów. I być może i nowi członkowie. Osmański wampir wzniósł cichy zaśpiew, śpiew krwi, śpiew życia i śpiew śmierci, łączący w sobie wszystkie te elementy, ale równocześnie je rozgraniczający, tak że w zależności od słuchacza można było usłyszeć jeden lub niektóre z tych elementów. Niektórzy, najbardziej obdarzeni słyszeli równocześnie kilka motywów. Tylko niektórzy, jak Yusuf, słyszeli w tej pieśni też płacz za utraconym słońcem. Powoli jeden po drugimi, nowicjusze podłączali się do śpiewu. Bez słów, tylko nucąc. I ciężko było by było inaczej, był to śpiew Pierwszego Grzechu, płynącego w krwi wszystkich wampirów. Coś co ich łączyło bez względu na to do jakiego klanu należeli, gdzie się wychowali. Coś co pozwalało im stanąć ponad prostymi podziałami. Nowy rodzaj przymierza, którego tak bardzo potrzebowali. W końcu śpiew się skończył. Niektórzy wykrzywiali usta w uśmiechu, inni w płaczu, niektórzy opadli na kolana, tak że z wody wystawały tylko ich barki. - Niektórzy z was przybyli tutaj w poszukiwaniu potęgi. - zaczął cicho, ale nie musiał mówić głośniej. Wszyscy go słyszeli. - Inni w poszukiwaniu domu. Niektórzy jako szpiedzy. Niektórzy z nudy. Niezależnie od przyczyny zostaliście wybrani. Wybrani by dołączyć do Mithrasa, do jego dzieci, do jego trzody, do jego rąk, oczu i uszu. Nie wszyscy jesteście na to gotowi. Nie wszyscy przetrwamy jego próby. Nie wszyscy staniemy dumnie naprzeciw nadchodzącego huraganu. Ale wszyscy podejmiemy wyzwanie. Wszyscy staniemy razem, wbrew innym. - Yusuf nigdy nie był dobry w przemówieniach, ale nie musiał być. Wystarczyło że mówił prawdę. - Ale musimy wyzbyć się grzechu. - powiedział, wyjmując z rękawa szaty srebrne ostrze. Przyłożył je do nadgarstka i pociągnął wzdłuż niego, rozrywając martwe żyły. Posoka popłynęła szerokim strumieniem, barwiąc wodę wokół niego. Pozostałe wampiry uczyniły to samo, i po chwili klarowna woda zmieniła barwę na głęboką czerwień. Srebrne ostrze zniknęło w rękawie, zastąpione przez gliniany puchar. Yusuf zanurzył naczynie w wodzie i zaczął coś szeptać. W nadnaturalny sposób krew popłynęła w kierunku naczynia. Po chwili uniósł je, a woda wokół nich znów stała się klarowna. - Przyjmijcie grzech swój i swoich współbraci. Pozwólcie nosić nawzajem swój znój. - wyszeptał i wziął z naczynia malutki łyk. Nie było to tylko rytualne zadanie. Musiał się też upewnić że w zmieszanej krwi nie było niczego… Niepożądanego. Istniało wiele metod zatrucia krwi, które nawet komuś tak potężnemu jak Mitrze mogły zaszkodzić. Pozostałe wampiry ustawiły się w kolejce i jeden po drugim napili się zmieszanej krwi. Gdy ostatni z neofitów to zrobił Yusuf wyszedł z wody na podwyższenie obok Mitry, ponownie w śnieżnobiałych szatach. Nie było po nich widać kontaktu z Vitae. - Stańcie się jednością z Mitrą! - ryknął z mocą i klęknął przed Słońcem, unosząc puchar wciąż pełen wampirzej krwi. *** - Inicjowałem nowych członków i stanowiłem Prawo Mitry. Nad moimi wyrokami była tylko jedna instancja i nasz Pan nieczęsto ingerował w moje decyzje. - odpowiedział krótko Shiraziemu, po czym zwrócił się do Spoona. - Proponuję spotkać się w tym miejscu. - powiedział stukając w jeden z czerwonych krzyżyków na mapie - Zorganizuję jakieś nowe ciuchy, zdobędę nieco soku do rytuałów i zobaczymy czy nie dam rady czegoś dowiedzieć się o tej strzykawce. Może uda mi się odfiltrować ten syf z twojego ciała, ale ostrzegam że nie będzie to przyjemne. |
13-12-2020, 22:53 | #105 |
Reputacja: 1 | - Powinniśmy poszukać czegoś do jedzenia i schronienia. To teraz priorytet. – zaczęła Catherine, ale pytanie Dariusa coś w niej obudziło Wspomnienie. I pożądanie. Nie sądziła, że można pragnąć czegoś – kogoś - silniej niż krwi, ale tak było. Przynajmniej w tym momencie Wspomnienie/ pragnienie było tak silne i realistyczne, że aż zadrżała. Park, łódka, pozostałe wampiry .. wszystko wokół zniknęło, zastąpione obrazem ich splątanych ciał. Ona i Angeliq. Palce przesuwające się po ciele, penetrujące każdy jego zakamarek, raz delikatnie, zmysłowo, następnym razem coraz silniej i silniej, aż do granicy bólu. Potem znów.. i znów, od nowa i wciąż od nowa. Palce, usta, języki.. ich ciała stanowiące jedność. Na wieczność. Krzyczała. Lady Catherine drżała teraz na całym ciele, jej oddech przyśpieszył, źrenice się rozszerzyły. Kiedy sobie to uświadomiła – natychmiast zatrzymała wszystkie reakcje fizjologiczne. Były niepotrzebne, marnowały vitae. Ale jej ciało pamiętało. Pamiętało obecność Angeliq. I tęskniło. Ona też tęskniła. I Mitra. Dawca i władca. Właściciel. Na raz była mu wdzięczną i nie znosiła go, bo odbierał jej Angeliq. Opanowała ciało, chwilę potem udało się jej opanować emocje. Spojrzała na Dariusa. - Nie pamiętam zbyt wiele.. – powiedziała. – Mam wspomnienia o mojej kochance, Angeliq, ale Mirty tam nie ma. Trafiłeś może na wzmiankę o niej?
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
14-12-2020, 14:10 | #106 |
Reputacja: 1 |
|
15-12-2020, 06:34 | #107 |
Reputacja: 1 |
__________________ The cycle of life and death continues. We will live, they will die. |
21-12-2020, 14:59 | #108 |
Reputacja: 1 | Kiedyś… gdzieś….
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
23-12-2020, 11:26 | #109 |
Reputacja: 1 | Shirazi wszystko skrupulatnie zapisywał. Zadawał pytania a gdy spojrzał na niego po tym jak napomknął o tym więźniu i o jego rodzinie kronikarz pytań nie zadał… A szkoda... Spoon był w głębi duszy trochę rozczarowany, bo gotów był wszystko opowiedzieć z najdrobniejszymi szczegółami. Ba chciał wykrzyczeć wszystko co był gotów uczynić dla chwały Mitry, dla Brusilli dla siebie. Ale pohamował się. Spojrzał na resztę. Wrażeni mocy, absolutnej pewności, rozpierające dumy jakie czuł gdy Mita był przy nim ulatywało. Zatrzymał wzrok na Yusufie. Oni... Oni by tego na pewno nie zrozumieli. Nigdy go nie rozumieli! Spoon poczuł nagłą złość i frustracje i wiedział że to głównie głód miesza mu w głowie, musiał coś zabić. Zatopić w czymś zęby odebrać życie to go uspokoi. To zawsze działało. To i dotyk Brusilli, tylko... teraz nie było jej przy nim i noc... Noc wydała się jakaś... Inna... Zimna... Pusta... Przetarł włosy postanawiając wziąć się w garść i pomyśleć o innych. Spojrzał na Cath. Ona też mówiła że straciła kogoś ważnego. -Wszystko będzie dobrze ślicznotko, znajdziemy naszych bliskich. - powiedział siląc się na uśmiech i nie wiedząc tak naprawdę czy bardziej chciał ją pocieszyć czy siebie. Spojrzał na sędziego. -Nie boję się bólu sędzio. Potrafię wytrzymać znacznie więcej niż pierwszy z brzegu kainita. - chwile milczał. -I Yusufie jestem Ci naprawdę bardzo wdzięczny za to, że spróbujesz mi pomóc. Jeśli tylko będę w stanie odwdzięczę się.- popatrzył na dziwnie jasną noc. A potem na Cath. Uśmiechnął się szeroko. -Chodź śliczna, złapie Ci co tylko będziesz chciała. Spoon na odchodne przypomniał sobie jeszcze co Indianin powiedział o swoim przełożonym, wzruszył ramionami. -Uta nie przejmuj się tym, serio mam wrażenie że wszyscy których znaliśmy są oskarżeni o zdradę. Ja pamiętam Arwyn, ty Richarda. Ale teraz gdy Mitra nie żyje to tak naprawdę chce tylko znaleźć Brusillę i zabierać się stąd póki jeszcze mogę bo wygląda na to że wielkie polowanie na Brujah w Londynie właśnie się rozpoczęło. Chwilę milczał patrząc w noc. -Dobra idę. - rzucił dochodząc do wniosku że nie ma co przedłużać, a noc należy maksymalnie wykorzystać póki jest na to czas. Ostatnio edytowane przez Rot : 25-12-2020 o 00:24. |
30-12-2020, 09:20 | #110 |
Reputacja: 1 | Rzekomo tani hotel jaki odnaleźli na obrzeżach Dockyards wcale nie okazał się taki tani. Tony musiał wyrzygać grubo ponad sto funtów za dwa standardowe pokoje. Za tyle forsy można było mieszkać przed wojną w Savoy przez tydzień, w prezydenckim apartamencie ze wszystkimi możliwymi serwisami: od prywatnego kucharza po butlerów. Tony szybko zorientował się, że wartość funta znacznie zmieniła się w ciągu ostatnich kilku dekad i niegdysiejszy roczny zarobek wartości stu pięćdziesięciu funtów, teraz to była zaledwie bardzo dobra dniówka! Nie było się jednak czasu zastanawiać długo na dewaluacją pieniądza. Castelli poprowadził koterie do pokojów i pogrzebał w zamkach, aby upewnić się, że za dnia nikt nie wejdzie do środka. Ku jego zadowoleniu, wystarczyło zostawić klucz od środka i to zapewni względne bezpieczeństwo śpiącym wampirom, oczywiście po upewnieniu się, że przez kotary nie dostanie się zabójcze słoneczne światło, lub ktoś zdesperowany zdecyduje brać drzwi wejściowe siłą. W głowie Brujaha kotłowało się kilka spraw, które chciał szybko załatwić. Stał pozornie spokojnie i wyglądał przez okno myśląc intensywnie. Potrzeba było ogarnąć jakąś paszę, uleczyć się i skołować jakieś ciuchy. Ostatnia sprawa rozwiązała się właściwie sama. Włoch dostrzegł parkującą po przeciwnej stronie ulicy ciężarówkę z gigantycznym napisem Webster & Moore Dry Cleaining Services. Nie zastanawiał się długo. Krzyknąwszy do swoich, że zaraz wraca pobiegł na ulicę. Pokręcił się chwilę, po czym widząc, że jest bezpiecznie szybko wlazł do środka i zgarnął na naręcze kilkadziesięciu, cienkich metalowych wieszaków z rozmaitymi ubraniami. Nie było czasu przebierać tego tutaj. Dyskretnie wycofał się do hotelu. - Zajumałem trochę łachów, żebyśmy mogli pozbyć się tego co nie nadaje się już do użytku, po jatce w Canary Wharf - obwieścił po powrocie. Trudno było się nie zgodzić. On sam, gdyby nie zasłaniał się, wyglądałby jak ofiara masowej strzelaniny, nie wspominjąc już o innych, którym oberwało się jeszcze bardziej spektakularnie. Przebrał się, stare ciuchy schował do worka, polecając innym to samo. Zostawienie takiego pakunku w pokojowym śmietniku wzbudziłoby nieliche podejrzenia. Wrzucił na siebie nieco tylko przydużą koszulę i tweedową marynarkę. Wyglądał już nie najgorzej. Jak typowy przedwojenny włoski mafiozo. -Nie wiem jak wy, ale ja muszę coś wrzucić na ruszt. Idzie ktoś ze mną? - Ja chętnie. - odpowiedział na wezwanie Yusuf, przebierając się przy tym. Spodnie były w niezłym stanie, ale wojskową kurtkę i koszulę wymienił na nowe, dziwnie workowate ubrania. - Myślisz że “banki krwi” dalej funkcjonują? Pamiętam jak po pierwszej wojnie zaczęły się rozkręcać, to byłoby dobre miejsce do zebrania zapasów. - dodał drapiąc się po brodzie. Noc była tak krótka, a mieli tak dużo do zrobienia. Tony spojrzał na swojego tak zwanego IPhone’a. Odpowiedź na pytanie Yusufa wydawała mu się oczywista. Skoro każdy szpital jeszcze za “ich” czasów miał zapasy krwi i plazmy, to wydawało się Brujahowi nie wyobrażalne, żeby przy takim rozwoju technologii i zapewne co za tym idzie medycyny, zlikwidować banki krwi. -Nie no, muszą mieć. Stawiam funta, że pewnie każdy szpital ma jakieś zapasy. Coś znajdziemy na pewno. Kainici, już w nowych outfitach wyszli przed hotel. Nie musieli się długo zastanawiać, czy wspomniane banki krwi istniały. Na podniesionym z ziemi egzemplarzu The Sunday Times znalazł plakat Blood Donors. Jakiekolwiek wątpliwości rozwiał przejeżdżający ulicą skuter z symbolem dwóch serc i napisem NHS Blood Donation. -This is fucking lovely mate. - mruknął z zadowoleniem Tony i przyjrzał się bliżej ogłoszeniu w gazecie i z triumfalnym uśmiechem pacnął palcem w jeden z akapitów: - Patrz, jest adres. Niedaleko stąd. Pewnie tam jechał ten motocyklista. Obaj ruszyli śladem kuriera, by w kilkanaście minut później stanąć przed punktem krwiodawstwa. Tak jak przewidział Tony, przed wejściem stał ten sam skuter, który widzieli przed hotelem. Kurier właśnie wyszedł z plastikowym pudłem, które zainstalował na skuterze i odjechał w noc. Castelli, kiwnął ramionami beznamiętnie, trochę zawiedziony, że nie nie mieli tyle szczęścia aby zdążyć z nim pogadać. Z pewnością przekonanie kuriera by wyskoczył z przesyłki było łatwiejsze niż wejście do środka. No ale trudno. Jak się nie miało co się lubi, to się lubiło co się miało. Wszedł do środka nie oglądając się na Yusufa. Za przeszkloną recepcją siedziała młoda dziewczyna, której Tony nie dawał więcej niż dwadzieścia kilka lat. Brujah uśmiechnął się sympatycznie pozwalając własnemu wrodzonemu czarowi zadziałać i odezwał się: -Hello, are you alright treacle tart? - dziewczyna uśmiechnęła się również, instynktownie gładząc włosy. Zaczął się typowy brytyjski chit chat. Parę smutów o pogodzie i takie tam. Po chwili były concierge już wiedział, że ma ją w garści. Gładkie kłamstwo o tym że kolega, wciągnął zbyt dużo kokainy i potrzebuje nieco krwi, a muszą to zrobić nieoficjalną drogą i kobieta zniknęła na tyłach. Zrelaksowany Tony oparł się o przeszkloną szybę i wtedy jego uwagę przykuł jeden pozornie nieistotny ale niewytłumaczalny szczegół. W papierach na recepcji dziewczyny stało napisane: QWERTY UIOP |