Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-05-2015, 09:33   #21
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Lea, Couryn, Leila w Wielkich Łaźniach zwanych inaczej Domem Sune.

- Tańce! - uśmiechnął się Couryn. - Można panią prosić? - skłonił się przed Leilą.
Roześmiała się cicho. Miała ochotę od razu ruszyć na parkiet, ale mieli ze sobą trochę rzeczy, które mogłyby przeszkadzać w dobrej zabawie.
- Żebyś tylko nie żałował. Może najpierw jednak odłóżmy chociaż te toboły. No i znajdźmy Leę. - Rozejrzała się w poszukiwaniu elfki, która miała być gdzieś tutaj.
- O popatrz, tam jest - powiedział Couryn, gdy zobaczył Leę wirującą w rytm muzyki w ramionach jakiegoś przystojniaka. - Nasza Lea, oddająca się takim rozrywkom... Upadek moralności...
- Ciekawe, ile zapłaci za to towarzystwo - dodał tak cicho, że tylko Leila mogła to usłyszeć.

Leila roześmiała się ponownie, zastanawiając się, jak udało się mężczyźnie nakłonić elfkę do tańca.

- W sumie jest elfką. Elfowie ponoć kochają sztukę. Może dziedzictwo rasy wygrało z ponuractwem paladynki. - teoretyzowała, kiedy kierowali się wskazanemu stolikowi. - Poczekamy aż skończy?
- Jeśli nie ma głowy zajętej tańcem i partnerem, to nas zobaczy - odparł Couryn. - A jeśli ma głowę zajętą, to nie chciałbym jej przeszkadzać. Poza tym... jak ona przyjdzie, to sobie nie potańczymy.
- Racja. - przytaknęła Leila, pozostawiając plecak i broń przy stole i czekając aż Couryn uczyni to samo, by następnie skierować się w stronę parkietu.

Melodia nie była ważna, kroki... trochę ważniejsze. Ale tak naprawdę liczyła się tylko Leila.

- To był dobry pomysł, żeby tu przyjść - wyszeptał do ucha dziewczyny, gdy wykonali kolejne kółeczko, a żadne z nich nie wyłożyło się na parkiecie, ani też nie stratowało partnera.
- Ciekawe, jakaż to zmyślna istota zaproponowała kapitanowi, by wysłał cię z nami - powiedziała cicho z policzkiem przy jego policzku.

Na szczęście grana melodia miała w miarę spokojne tempo, więc Leila nie musiała co chwilę zerkać pod nogi.

- Zawsze będę powtarzać, ze jesteś wspaniała - odparł. - I gdyby nie tłumy ludzi dokoła, natychmiast bym ci pokazał, ile dla mnie znaczysz.

Musnęła ustami jego usta, nie dbając o to, czy ktoś - na przykład Lea - im się przygląda.

- Myślisz, że już tak dobrze mnie znasz? - odparła, uśmiechając się kącikiem ust. - Może jeszcze wyjdzie ze mnie jakiś diabeł.
- Mam zamiar cię poznawać, i poznawać, i poznawać... przez długie dni i noce.

Leila zaśmiała się cicho w odpowiedzi. Poprowadzona przez Couryna wykonała ładny obrót i ponownie przylgnęła w tańcu do niego.

- Czy poświęcisz mi, piękna pani, i następny taniec? - spytał cicho Couryn.
- Z przyjemnością następny i jeszcze kolejny. Dopóki obowiązki nie wezwą - odparła z uśmiechem.

Couryn nie odpowiedział, tylko przytulił do siebie swoją uroczą partnerkę.


Taniec się skończył, ale nim muzykanci podjęli kolejne dzieło, Couryn spojrzał z pewnym niepokojem na Leilę.

- Jeśli Lea sobie tu w najlepsze baluje - powiedział cicho - z jakimś bawidamkiem, to kto opiekuje się dziewczętami?

Dziewczyna w lot pojęła, co miał na myśli.

- Zapewne ktoś z obsługi... Mam nadzieję. - popatrzyła w stronę znajomej paladynk. - Myślisz, że ktoś mógłby... - aż pobladła na samą myśl.
- Nie myślę, ale los bywa złośliwy... A kogo powieszą na najwyższej rei, jeśli one znikną?
- Na szubienicy też będę wyglądać ładnie... - Cała ochota na dalszy taniec przeszła jej momentalnie.

Wtedy w drzwiach sali stanęły odmienione siostry Golddragon. Tam zatrzymał je napuszony kelner.

- Nie wiem, czym zasłużyliśmy, ale Tymora czuwa nad nami... Dzięki ci, Uśmiechnięta Pani. -szepnęła z wyraźną ulgą.
- Chodźmy po nie - zaproponował Cauryn, odczuwający podobną ulgę - zanim się wedrą na salę, zwalając po drodze z nóg tego fagasa.

Podał ramię dziewczynie.

Co dziwnego dziewczynki stały spokojnie przy wejściu. Dopiero kąpiel wydobyła ognistorudy kolor ich włosów, łagodnie spływających falami na ramiona. Fryzjer wyciął to co trzeba było skołtunione włosy, czyli same końce włosów. Kąpiel też wydobyła mleczny kolor skór, lekko tylko opaloną, o twarzyczkach usiana piegami. Co dziwnego dziewczęta patrzyły wesoło na podchodzących swymi zielonymi oczami.

- Trzeba je dobrze pilnować, dopóki nie trafią na okręt
- szepnął Couryn. Był pewien, że niejeden burdel kupiłby je na wagę złota.

Leila przytaknęła, stając przed siostrami.

- W końcu są pod naszą opieką - odszepnęła, po czym zwróciła się do dziewcząt. - Jak nastroje?
- Dziękuję pani bosman. Ładne ubrania, te na chłodniejsze i te na cieplejsze dni. - powiedziała Greta wyciągając z worka żeglarskiego stanik.
- Ten na upały też ładny, lecz czemu w innym kolorze, a pani bosman ten satyr przy wejściu nie chciał nam oddać naszych noży marynarskich.

Couryn zagryzł wargi, by nie parsknąć śmiechem. Leila za to nie zdołała się pohamować i roześmiała się serdecznie.

- Zaraz zajmiemy się waszymi nożami. Jestem pewna, że bosman Lea załatwiła wszystko jak trzeba. - powiedziała, gdy już złapała oddech. - A to jest biustonosz. Zakłada się go pod koszulę. Lada moment staniecie się wyrośniętymi pannami i będziecie potrzebować. - zdecydowanie nie miała doświadczenia w rozmowie z dziećmi - Może pokażę wam, jak się je nosi. Tylko nie tu! - dodała szybko.

- Mam ci towarzyszyć? - spytał uprzejmie Couryn, który z chęcią zobaczyłby Leilę w roli nauczycielki.
- Bosmanie Telstaer... - powiedziała surowo, ale w jej oczach tańczyły iskierki rozbawienia.
- Kapitan kazał mi się wami opiekować - odparł ze śmiertelną powagą Couryn.
- Bielizna nas nie zabije. Za to głód prędzej. Czy mógłbyś...? My zaraz wrócimy.

Couryn pokręcił głową.

- Nie tutaj - powiedział. - Znajdziemy inne miejsce. Jak tylko uporasz się z tą lekcją.
- W porządku. Zgarnij po drodze bosman Leę. - Uśmiechnęła się, zerkając ku elfce.
- Jest tu jakaś przebieralnia, z której możemy skorzystać? - zwróciła się do napuszonego kelnera.
-Łazienka i buduar dla kobiet po prawej - dyskretnie wskazał kelner dłonią na jedne z drzwi, znajdujących się tuż przy drzwiach wejściowych.
- Dziękuję. - skinęła mu z uroczym uśmiechem i zwróciła się do rudzielców - Chodźcie, moje panny.

Prowadząc je ku buduarowi rzuciła Courynowi przez ramię spojrzenie, które mogłoby mówić "Ratunku!". Nie wiedziała jeszcze, jak trudne zadanie ją czeka. I tak lepiej, że trafiło na nią, niż na Leę...

Couryn odprowadził wzrokiem całą czwórkę, a potem, zamiast iść po Leę, usiadł przy stole. Nie wiedział, jak długo potrwają lekcje w wykonaniu cioci Leili, nie chciał więc niepotrzebnie psuć elfce zabawy.




Cała czwórka znalazła się za drzwiami. Pomieszczenie było nieduże, a tym, co przykuwało uwagę w pierwszej kolejności, były wysokie lustra, które pozwalały obejrzeć się ze wszystkich stron. Dziewczęta Golddragon wydawały się nieco skonfundowane całą sytuacją. Nie mniej zresztą niż sama Leila, która nie bardzo wiedziała, od czego zacząć... Poza lustrami były tu zgrabne toaletki i wygodne ławy oraz parawany zapewniające odrobinę prywatności na wypadek większego tłoku. Na szczęście nikogo więcej nie zastały.

- Siadajcie - poleciła Leila trzem rudzielcom, wskazując jedną z ław.
- Biustonosze. Wiecie jak wygląda dorosła kobieta - stwierdziła bardziej, niż zapytała, a trzy rude główki skinęły jak na zawołanie.
- No więc każda kobieta ma... Mniejsze lub większe, ale ma... Piersi. - Leila demonstracyjnie złapała się za biust. Trzy rude główki przechyliły się na bok - trudno powiedzieć, czy z politowaniem, czy z zainteresowaniem.

- A po co? - wypaliła najmłodsza z dziewczynek.

~ "Żeby mężczyzna miał się czym bawić" ~ pomyślała pani bosman, ale na głos powiedziała:

- Bo kobiety zostają matkami i dzięki piersiom mogą karmić dzieci. - Nim padły kolejne dziwne pytania, Leila kontynuowała - No więc, aby było wygodniej, pod ubranie zakładamy biustonosze.

Co powiedziawszy, rozpięła kamizelkę, rozsznurowała koszulę i pokazała dziewczynkom, o co jej chodziło.

- Pani bosman ma duże... Ja mam tylko takie! - odezwała się Greta, również podnosząc koszulkę.
- Spokojnie, jeszcze urosną.
- Ale to musi być niewygodne... - wymamrotała Elza.

Leila zaśmiała się cicho.

- Da się przyzwyczaić. Dlatego możecie zacząć od zaraz. Wybrałam dla was zwykłe przepaski, żebyście mogły czuć się bardziej kobieco. - sama nie wierzyła, że mówi takie głupoty, no ale lepiej tu niż na statku.
- Zakładać, raz, raz. - klasnęła w dłonie z uśmiechem.


Pod czujnym okiem cioci Leili Greta i Elza ubrały się, jak kazała. Jedynie Ann wymagała odrobiny pomocy. Po chwili cała trójka siedziała w "pełnym rynsztunku" jak na młode damy przystało.

- W porządku. Nim stąd wyjdziemy... Macie jeszcze jakieś pytania w temacie, no wiecie, damskim... Damsko-męskim - zapytała, patrząc po nich uważnie.
- Pani bosman... - zaczęła nieśmiało Ann - A czemu właściwie mężczyźni chcą dupcyć...?

Na chwilę zapadła niezręczna siła, w czasie której trzy pary oczu spoglądały wyczekująco na Leilę.

~ "Bo lubią? Bo to przyjemne?" ~ przebiegało jej w panice przez głowę ~ "Nie mogę im tak powiedzieć!" ~

Ostatecznie dała im jedyną błyskotliwą odpowiedź, jaka przyszła jej na myśl:

- Najlepiej zapytajcie bosmana Couryna...




Chwilę później całe towarzystwo znalazło się na powrót w balowej sali. Leila i dziewczynki podeszły do oczekującego na nie maga. Jego partnerka wyraźnie unikała jego spojrzenia, ale widział, jak powstrzymuje się od tłumionego śmiechu.

Couryn, który wstał na ich widok, zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.

- Zaraz pójdę po Leę - powiedział.
- Panie bosman, bo my mamy pytanie
- przeszkodziła mu Greta, która przejęła inicjatywę za najmłodszą siostrę.
- To ja pójdę po Leę - powiedziała Leila i przechodząc obok Couryna, klepnęła go delikatnie w ramię.

- Słucham was - powiedział Couryn, nie okazując zaniepokojenia, jakie go ogarnęło na skutek szybkiego odwrotu Leili.

Greta bez owijania w bawełnę wypaliła:

- Dlaczego mężczyźni chcą dupcyć?

Trzy pary oczu wbiły w niego zaintrygowane spojrzenia, a gdzieś z tyłu rozległ się śmiech Leili.

~"Zabiję cię, ty potworze."~ pomyślał Couryn.

- Chyba jeszcze jesteście za młode, na... dupcenie - powiedział Couryn.
- Nie będziemy wiedziały czego się wystrzegać bosmanie, bo wszyscy mówią o dupczeniu, ale nie wiemy o co z nim chodzi. Czy każdy mężczyzna, który dziwnie się zachowuje chce nas wydupcyć? - zapytała Greta przekrzywiwszy głowę.

~"Ty małpo zielona... Nie wiesz, jak to się robi?"~ pomyślał Couryn pod adresem Leili. ~"Może tak je zaprosimy na mały pokaz, z naszym udziałem..."~

- Jeśli bosman Leila się zgodzi, to wam pokażemy
- zaproponował Couryn. - Bo do pełnego wyjaśnienia sprawy byłaby potrzebna i ona.
- Czyli nie jest to złe, skoro chcecie to robić ze sobą pnie bosmanie? Czy to dlatego, że jesteśmy jeszcze dziewczynkami? - zapytała Ann spuszczając oczy.
- Jesteście jeszcze za małe - odparł Couryn - więc to jest złe.
-A kiedy będziemy wystarczająco wysokie? - Elza wpatrzyła się swoimi zielonymi oczami w bosmana

~"Jak będziesz mieć taki biust, jak bosman Leila"~ pomyślał Couryn.

- Jeszcze parę lat - odparł. - W twoim przypadku - dodał, spoglądając na Gretę. - Wy musicie poczekać trochę dłużej, skoro jesteście młodsze. Osobiście bym proponował, żebyście się nie spieszyły. No a jeśli będziecie chciały się dowiedzieć, na czym polega dupcenie, to bosman Leila... Nie, chyba jednak bosman Lea zrobi to najlepiej. Tylko w żadnym wypadku nie idźcie z tym pytaniem do pana kapitana. Bosman Lea wie wszystko na ten temat.
-To my się zapytamy obu pań bosman, bo teraz to już całkiem nie rozumiemy o co z tym dupceniem chodzi? - odparła Greta
- A dlaczego do mnie przyszłyście? - spytał Couryn.
- No bo bosman Leila powiedziała, że ty najlepiej wiesz dlaczego mężczyźni chcą dupcyć!
- To całkiem inne pytanie - odparł Couryn, zadowolony, że nie musi wyjaśniać technicznej sprawy stosunków damsko-męskich. - Czasami dlatego, że chcą mieć dzieci. A czasami dlatego, że to lubią.
- Ale też nie wiemy co to jest to całe dupcenie. Czyli to jest przyjemne? Tak jakby zjeść ciastko, lubię ciastka. - odparła Elza.
- Dla panów z pewnością - odparł Couryn.
- To czemu nie możemy? - zapytała cicho któraś z dziewcząt.
- Jest dobre dupcenie, i jest złe - odparł Couryn. - Ale wy jesteście za małe, żeby dupcenie sprawiło wam przyjemność. Dlatego byłoby to złe. Dla dzieci zawsze jest złe. Bez względu na to, kto by się chciał z wami dupcyć.
- Zapytamy jednak pań bosman, bo raz złe, raz dobre jest dupcenie. Jak ciastka a ja lubię też ciastka. - odrzekła z zaciętą minką Ann.
- Musicie być duże, żeby było dobre - powiedział raz jeszcze Couryn. - Dupcenia byś nie polubiła. Pani bosman powie ci to samo.

Ann poszła do Leili, za nią poleciała jej pilnować Elza.

- Mogę odejść panie bosmanie przypilnować ich? - zapytał Greta.
- Idź. Może twoja ciekawość zostanie zaspokojona.

Nim ruszyła za siostrami Greta rozciągnęła palcami, w kolanach, bufiaste spodnie żeglarskie i o dziwo dygnęła.
Potem pospieszyła odszukać siostry i bosman Leilę.
Szybko je odnalazła je niedaleko, gdzie chaotycznie zasypywały pytaniami bosman Leilę.

- Spokój, pani bosman jak to jest w końcu z tym dupczeniem, dlaczego nam nie wolno choć niby jest przyjemne jak jedzenie ciastek? Po co w ogóle się ludzie dupczą? Bo ten stary satyr przy wejściu mówił o jakiejś rozkoszy? Najważniejsze po co ono jest?? - zadała pytanie, wprawiając w nielichą konsternację gości siedzących przy stolikach nieopodal.

Leila spojrzała na dziewczynki, na gości dookoła, a potem trochę dalej, w stronę Couryna, który rozłożył bezradnie ręce.. Zmrużyła lekko oczy. Początkowo chciała mu wynagrodzić zesłane męki, ale uznała, że chyba jednak musi wymyślić karę.
Greta się lękliwie cofnęła się widząc zmrużone oczy Leili, ale potem zatrzymała się i sprężyła w sobie.
Na ustach dziewczyny szybko pojawił się uśmiech.

- Dobra, powiem wam wszystko, co wiem. - powiodła jeszcze raz wzrokiem po gościach, wzruszając lekko ramionami.
Greta widząc uśmiech Leili odpowiedziała na niego nieśmiałym uśmiechem i się odprężyła.

- Siądźmy. Bo niezłe widowisko z nas. - wzięła Ann za rękę i zaprowadziła do pobliskiego stolika. Elza i Greta podreptały za nimi.

- Po kolei więc, tylko proszę mi nie przerywać. Pytania będą potem... - przestrzegła. - Dupczenie to tylko jedno z określeń używanych do nazwania tej czynności. Wszystko wywodzi się od tego, że gdy mężczyzna i kobieta bardzo się lubią, mogą również się pokochać. - zaczęła ostrożnie.
- A gdy dwoje ludzi się kocha i chce razem spędzać każdy dzień, okazują to sobie poprzez miłość fizyczną. Nazywamy to seksem. - Całej siły woli Leila potrzebowała, by nie spojrzeć ku Courynowi.

Greta i Elza wymieniły niepewne spojrzenia, a Ann niepomna na początkowy przykaz zapytała ze zniecierpliwieniem:

- No to co t...
- Ciii - przerwała jej Leila, mierzwiąc jej włosy - Powiedziałam, że powiem, co wiem. - dodała z łagodnym uśmiechem.
- Taki seks, seks dwojga kochających się ludzi jest piękny i przyjemny dla nich - kontynuowała, czując, jak zbliżają się schody. - W trakcie seksu ludzie całują się, przytulają, dotykają, zazwyczaj bez ubrań i... i... Hm. Wiecie, jak zbudowani są chłopcy i czym różnią się od dziewczynek?

Po chwili namysłu cala trójka pokiwała powoli głowami. Leila wbiła na moment spojrzenie w Ann, by upewnić się, że ta na pewno również jest z tym zaznajomiona.

- Na pewno?


Ann z zaciętą minką pokiwała raz jeszcze, odwzajemniając spojrzenie pani bosman.

- Świetnie.
- Leila uśmiechnęła się - Jak więc wiecie, chłopcy i dziewczynki różnią się przede wszystkim tym, co mają między nogami. - Umilkła na chwilę, próbując przypomnieć sobie, jak jej to tłumaczono.
- Wiecie, jak to się nazywa?

Tym razem skinęła tylko Greta.

- Powiedz - poleciła jej Leila.

Dziewczynka zdecydowanie, ale w miarę cichym tonem odparła:

- Siusiaki i dziurki?
- Cipki - poprawiła ją Elza nieco wystraszonym głosem.
- To jest to samo - automatycznie powiedziała Leila - Jest wiele nazw. Na pewno niejedną jeszcze poznacie. Zazwyczaj mówimy penis lub miecz na siusiaka i pochwa na cipkę.

Pani bosman nie czuła się dobrze w tej roli, ale starała się trzymać fason.

- Zatem w trakcie seksu męski penis wsuwa się do damskiej cipki. Wtedy jest przyjemnie. Ale tylko gdy robi się to z odpowiednią osobą, tak? Czasem z takiego seksu właśnie biorą się dzieci, które zawsze powinny brać się tylko z miłości.

Leila zamarła ledwie wypowiedziała ostatnie zdanie... Poczuła się, jakby nagle sala zaczęła bardzo szybko wirować dookoła niej. Przed oczami wyobraźni przemknął jej obraz Couryna w łaźni i wspomnienie romantycznego uniesienia. Przez chwilę nie mogła złapać tchu. Spojrzała w kierunku Telstaera z prawdziwym przerażeniem w oczach.

- Pani bosman, wszystko dobrze?
- dotarł do niej głos Grety jakby z bardzo, bardzo daleka.

Leila z wysiłkiem przywołała się do porządku.

- T... Tak... Wybaczcie. - Odetchnęła głęboko. - Zakręciło mi się w głowie. Z głodu. - skłamała.
- Podsumowując... Wszystko jest w porządku, gdy obie strony seksu chcą. - próbowała zmusić myśli do powrotu na odpowiednie tory - Niestety nie zawsze tak jest. - Spojrzała po dziewczynkach z niejakim smutkiem.
- Czasem mężczyzna ma ochotę ot tak po prostu gdzieś penisa wsadzić. - Powiedziała im dobitnie. - Nie patrzy wtedy, czy dziewczyna jest dorosła, czy go lubi, czy chce seksu z nim. Po prostu sobie bierze. A wtedy jest to przyjemne tylko dla niego. Dziewczynę często boli... - pokręciła lekko głową - To nazywamy dupceniem. I tego macie się wystrzegać. O tym mówił kapitan. Bo jak ktoś wam między nogi włoży takiego dużego... - rozsunęła dłonie na odległość jakiejś stopy.
- To trzeba mu uciąć! - wyrwało się Grecie.
- Na przykład. - Leila uśmiechnęła się lekko - Nie dajemy się więc dupcyć obcym facetom, tak? Znajomym też, jeśli nie mamy na to ochoty, jasne? - Popatrzyła po nich.

Dziewczęta pokiwały głowami.

-[i] Ale mężczyźni mają mniejsze siusiaki. Znacznie mniejsze o trochę więcej niż na palec długie, sama widziałam.[i] - Pokazała Ann.
- Tak i jak poznać, że się już jest dorosłą?- zapytała zamyślona Greta.
- Mają i mniejsze, i większe, Ann. A gdy chcą seksu rosną i robią się dużo większe - Leila przyłożyła dłoń do skroni, bo zaczynała już boleć ją głowa.

Wtem Lea podeszła do waszego stolika i położyła na nim trzy noże. Zerknęła najpierw na produkującą się Leilę, a następnie na jakże dociekliwe dziewczynki. Westchęła ciężko i machnęła ręką słysząc prowadzoną przez wspomnianą czwórkę rozmowę. Oparła ręce na biordach.

- Ładne przedstawienie tu urządziłyście. Żeby sprawić, że cała sala się nas was patrzy, to trzeba mieć talent. - powiedziała żartem elfka. - Skoro załatwiliśmy to, co mieliśmy do załatwienia, to udajmy się na okręt. Choć w międzyczasie sama chciałabym jeszcze załatwić kilka spraw... - spojrzała na chwilę gdzieś w bliżej nieokreśony punkt na ścianie, gdy się zastanawiała - A tą... Hm... Lekcję... Skończycie później. - dodała na koniec.

Leila uśmiechnęła się z wdzięcznością do Lei.

- Jeszcze dokończyć trzeba zakupy - powiedziała słabym głosem, wstając od stołu.

Dziewczęta przypasały noże.

- Ja już wiem dlaczego tego nie powinnyśmy robić domyśliłam się. Widziałam jak robiły to koty a potem kotka miała młode. To źle gdy dzieci rodzą dzieci, pani bosman. Tylko nie wiem kiedy dziewczynka jest już dorosła - odparła Greta niezrażona uwagami Lei.
- Wiem jak mi było trudno nas utrzymać przy życiu. - powiedziała głuchym głosem.

Lea uniosła brew na słowa Grety. Miała nadzieję, że ukróci tą rozmowę w tym momencie.

- W zasadzie to ludzkie dzieci osiągają pełnoletność w wieku piętnastu lat, nie jest to jednak próg dorosłości - mówiła spokojnym tonem, acz lekko skonsternowana - [i]Co kraj, to inne prawo w tej sprawie. Ja uważam, że ten wiek powinien przypaść na jakieś dwadzieścia lat, ale to tylko moje zdanie, bo żyję trochę dłużej. Natomiast co do dzieci...[i] - Na chwilę zawiesiła głos - To zależy. Jeśli dzieci rodzą się z miłości, to jest dobrze. Jednak mogą być też inne przyczyny.

- Leilo, wszystko w porządku? - zapytała się trochę zaniepokojona słabym głosem towarzyszki.

- Widzicie - Leila zwróciła się do dziewczynek, nie reagując na pytanie elfki. - Pani bosman też wie wszystko. Jak ktoś będzie chciał was dupczyć - dodała ciszej - to możecie się zwrócić do niej.




Nie wiadomo czy sprawił to zimny ton głosu Lei, jedyne co jest pewne to, iż nim ktokolwiek zdołał zareagować, leżała ona przewrócona przez Gretę. Dziewczynka siedziała okrakiem na paladynce przystawiając do jej oka sztylet, drugą zaś lekko trzymając Leę za gardło. Lea spostrzegła, iż jest to jej własny sztylet, który tak wiele razy ostrzyła. Mimo, że ciałem dziewczynki wstrząsał szloch, to sztylet pewnie i nieruchomo tkwił w jej dłoni. Łzy kapały na twarz Lei, gdy Greta, rwącym się od szlochu głosem mówiła.

-Nie chcę już... Nie wiesz jak to jest... Nie rozumiesz... Nie potrafisz zrozumieć... Nie chcesz zrozumieć... Nie wiesz, jak to jest uciekać przed każdym dziwnie zachowującym się mężczyzną... Nie wiesz jak to jest być niechcianym... Przepędzanym... Głodnym... Nie wiesz jak to być bezradnym... Piękna, uśmiechnięta, zimna... Nie wiesz.. Nie chcesz wiedzieć... Nie potrafisz zrozumieć... Bezradnym... Nie potrafiącym pomóc sobie... Siostrom... Nigdy taka nie byłaś… Zawsze kochana... Nie chcesz... Nie umiesz... Nigdy nie zrozumiesz... Nie wiesz co to głód skręcający tak brzuch, że wymiotuje się choć nie ma czym... Nie wiesz co to bezradność… Nie wiesz jak to jest, gdy widzi się jak Elzie puchnie brzuch, a wiesz, że to z głodu a nie z przejedzenia... Nie wiesz jak to jest tulić płaczącą z głodu Ann. Nie móc nic na to poradzić... Potrafisz tylko oceniać... Więcej miłości niósł policzek wymierzony przez kapitana, niż twój zimny, uprzejmy uśmiech... Oznaczał on jego troskę... Twój uśmiech nic nie znaczy... Nie potrafisz zrozumieć, jak to jest przeciskać się kanałem wśród gówna, ścierwa a nawet ciał... By zarobić parę miedziaków.. by nie być bezradnym... Mając nadzieje tylko w nikłym słonecznym świetle wpadającym przez kraty ściekowe... Nadzieję w Lathanderze, odnowicielu Panu Poranka... Nie wiesz... Dla ciebie to puste słowa... Zimna... Nie rozumiesz... Nie chcesz poznawać... Oceniasz... Nie chce już... Nie będę... Nie będę bezradna!


Ostatnie zdanie Greta wykrzyczała. W tym czasie wokół nich zbierali się goście, przybiegł nawet Witający. Nikt jednak nie ruszył się nawet, by nie spowodować zabicia cząstki piękna, która tkwiła w Lei. Elza i Ann płakały wtulone w siebie i obejmując nogi Leili

Wtedy to włosy Grety rozwiały się, jakby targane silnym wiatrem, zielone oczy zajaśniały blaskiem. Lea była pewna, że poznałaby... Lecz blask zielonych oczu był zbyt silny. Istniały dla niej tylko te oczy i głos. Mimo, że oczy jarzyły się blaskiem, łzy nadal leciały z oczu Grety. Poważnym, smutnym głosem dojrzałej kobiety przemówiła.

- Leo Dawnbringer, paladynie Lathandera. Zawiodłaś już na początku swej drogi. Nie sprostałaś nawet tak małej próbie. Opieka, danie nadziei tym dziewczynkom przerosło cię.

Avatar Sune jednym ruchem lewej dłoni, zerwał z szyi dziewczyny srebrny symbol Lathandera. Goście poczęli padać na kolana i modlić się, lecz większość tylko z radością wpatrywała się w Gretę, będącą w tej chwili awatarem Ognistowłosej Pani.

- Nie jesteś godna by nosić ten symbol.

Cisnęła nim w najbliższą marmurową kolumnę, w którą się wbił do połowy.

- Aster, piękny kwiat w którym nie ma dumy. Dający radość swym pięknem i nadzieję wzrastając.

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/cd/e2/aa/cde2aa15369c79a64a442d41e1c94f13.jpg[/MEDIA]

Do dłoni Grety powoli lewitował pierścień Lei. Awatar chwilę przyglądał się jaśniejącym wzrokiem pierścieniowi. Potem cisnęła go w kolumnę koło amuletu.

- Nie jesteś godna. Leo Dawnbringer. Twe serce owiał dech Auril, ratuj się, nim całkiem przestaniesz miłować. Nowa droga otwiera się przed tobą. Wybierz dobrze.

Wbity z ogromna siłą, tuż koło głowy sztylet, uciął jeden pukiel włosów Lei.

Greta zsunęła się z dziewczyny, szlochając zwinęła koło niej w kłębek.

W miejscu gdzie do tej pory siedziała Greta, będąca przez chwilę awatarem Sune, powoli wirował prosty drewniany amulet zawieszony na zwykłym rzemyku, przedstawiający twarz kobiety z rozwianymi ogniście rudymi włosami.

Wszystko wydarzyło się tak szybko, że Leila zupełnie nie zdążyła zareagować. Gdy już mogła zrobić cokolwiek - nie była w stanie, zatrzymana przez płaczące dziewczynki, uczepione jej nóg. Przyklęknęła odruchowo, przytulając je mocno do siebie i gładząc po rudych główkach. Bez słowa i bez dalszego ruchu wpatrywała się w manifestację potęgi Sune.

Couryn z szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się w zachodzące sceny.

Od początku sądził, że Lea jest nieco... sztywna, ale nigdy nie sądziłby, że będzie świadkiem takiego zdarzenia. Manifestacja Sune... Gwałtownie zaczął się zastanawiać, czy on sam w jakiś sposób nie naraził się bogini.

No i zdecydowanie wolał nic nie mówić. Nie komentować.

Goście zszokowani, rozradowani stali niezdolni do ruchu. Greta, nadal bez ruchu, szlochała, zwinięta w kłębek u boku Lei. Amulet lewitując, obracał się z wolna.

~ A więc zawiodłam... Ale kiedy?

Nastała noc.

Wypełniona śpiewami i hymnami pochwalnymi do Lathandera przeszłość nagle miała stać się kłamstwem?

Dlaczego tyle ludzi wierzy, że nadejdzie kolejny świt, chociaż żyją w skrajnej biedzie, a nawet nędzy?

Mój mentor wybrał źle. Jego śmierć pójdzie na marne.

Auril... Dobrze wiem kim jest. Wiem też, kim jest Sune. Obie wyciągają swą dłoń w moją stronę, lecz mogę przyjąć albo jedną z nich, albo znaleźć własną przyszłość.

...

...

......

Nie wiem.

Jeśli zawiodłam raz, to mogę zawieść też drugi raz. A wtedy tej szansy już nie dostanę.

W tym momencie straciłam cel w życiu.

Czterysta kolejnych lat bez celu? Dość... Porażająca perspektywa.

Będę musiała znaleźć cel. Odpokutować swe występki.

...

Zaraz, o czym ja myślę?

Chyba zgłupiałam.

Choć zawiodłam, to mogę odpokutować swe winy i przyjąć to, co sama sobie zgotowałam.

To będzie ciężkie. Jednak nie zawiodę swego mentora. Nie znowu. Jednak... Nie mogę się już zwać Dawnbringer. Od dziś jestem po prostu Lea. I jeśli jest takie moje przeznaczenie, to przyjmę je. A jeśli znów zawiodę, to udam się na wygnanie do Doliny Lodowego Wichru." ~



Łatwo było dostrzec, że w Lei toczył się wewnętrzny bój. Leżąc tak, jak od momentu, gdy zsunęła się z niej Greta, wpatrywała się pustymi oczami w święty symbol Sune. Z jej oczu spłynęły łzy, które szybko przetarła wierzchem dłoni. Usiadła. Nie zwracała uwagi na swoje otoczenie. Wzięła do rąk rzemyk z symbolem Ognistowłosej i spojrzała na skuloną tuż przy niej Gretę. Ciężko jej było otworzyć usta, by cokolwiek do niej powiedzieć, jednak wykrztusiła z siebie słowa.

- Greto, ja... Przepraszam. Nawaliłam. Jaa... - wpatrzyła się w spoglądające na nią zapłakane oczy najstarszej z trzech sióstr - Przejrzałam na oczy. Pozwoliłam, by w mym sercu zapadł mrok. I to ty zostałaś zraniona. Przepraszam. - otarła łzy Grety i przytuliła ją.


Policzki Lei były mokre od łez, a w swej lewej dłoni ściskała rzemyk, na którym był zawieszony amulet przedstawiający Sune.


Greta objęła skruszoną, klęczącą Leę, wtulona w nią płakała, lecz widać było, iż rozpaczliwy z początku płacz powoli zamierał. Elza puściła Leile i podeszła objąć siostrę. Za nią przecierająca zapłakane oczy ruszyła Ann. Uśmiechnęła się nieśmiało do Lei nim zapytała.

- Teraz już będzie dobrze, pani bosman?


- Tak, teraz będzie dobrze. Przepraszam Ann. - powiedziała, nim przytuliła i ją. - Póki jesteśmy poza okrętem, to mów mi po prostu Lea. - puściła ją po krótkiej chwili i uśmiechnęła się do niej serdecznie.. Następnie spojrzała na pozostałe siostry Golddragon - I wy tak do mnie mówcie. I dziękuję waszej trójce za to, że w mym życiu nastał kolejny dzień, bo tak się stało dzięki wam. Nie wiem ile czasu byłabym jeszcze ślepa, gdyby to nie nastąpiło. - Lea otarła łzy i wstała na widok zbliżającego się mężczyzny, który witał ją w łaźniach.


Leila przypatrywała się całej scenie z niejakim wzruszeniem. Wstała z podłogi, gdy dziewczynki poszły do Lei. Poczuła nagle ramię obejmujące ją w pasie. Couryn ucałował ją w skroń i przytulił. Wspólnie w milczeniu obserwowali rozwój sytuacji


Do Lei i dziewcząt podszedł też Witający.

-Bennon, Główny Kapłan Ognistowłosej Pani. Witaj Pani Leo w dniu Twych Narodzin. Będziesz tu zawsze mile widziana. Na górze mamy prywatne pokoje dla naszych paladynów i kapłanów. Możesz zawsze, gdy przybędziesz do stolicy w nich się zatrzymać. Wielkie Łaźnie są też świątynią Sune. Możesz korzystać bez ograniczeń z kaplic, biblioteki, laboratoriów, łaźni bezpłatnie oraz z umiarem z naszych kuchni. - przy tych słowach serdecznie się uśmiechnął.

- Siostry ucałowane przez Sune i ty, Wyróżniona, też jesteście tu mile widzianym i oczekiwanym gościem, nikt nie weźmie od Was żadnej zapłaty. - po tych słowach ukłonił się głęboko Grecie, w jego oczach zaś widać było tęsknotę. Dziewczynka już nie reagowała na jego widok nerwowo, a nawet lekko się uśmiechała.


W podłodze tkwił sztylet Lei. Kosmyk włosów uciętych przez niego był ogniście rudy. Również na głowie Lei, wokół miejsca wycięcia kosmyka, włosy przybrały ognistorudy kolor. Reszta włosów pozostała nadal brązowa.


- Dzisiaj wszystko co najlepsze dla państwa, w takim dniu należy się radować. - Po tych słowach poprowadził grupę do najlepszego stolika w alkowie tuż przy scenie.
- Zamawiajcie co tylko dusza zapragnie. Przygotujemy też najlepsze pokoje, na tak długo, jak długo zechcecie u nas gościć. Nie kłopoczcie się też zapłatą.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 18-05-2015 o 10:28.
Cedryk jest offline  
Stary 18-05-2015, 22:06   #22
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Krossar wyszedł z “Pierwszej fali” gdy dzwon portowy zaczął wybijać piętnasty dzwon.

Zaraz przed karczmą napotkał grupę łapaczek. Właśnie zachęcały ze śmiechem młodzieńca zafascynowanego urodą niektórych z członkiń oddziału werbunkowego. Przewodziła im herod baba, tak co na plecy pewnie mogłaby stu funtowy worek zboża zarzucić, zaś dwa inne wziąć jeszcze pod ramiona i z tym ładunkiem swobodnie iść. Dojrzała wychodzącego kapłana i zakrzyknęła do niego.

- Hej ty w tym fikuśnym kapeluszu, zamustruj się do nas będzie z nami ci wesoło i ciepło.

Najładniejsza podbiegł do kapłana złapała za ręce i zawirował z nim z taneczną gracją.

- Dołącz na pewno tego nie pożałujesz - szepnęła mu do ucha, jej gorący oddech owiał mu szyję.

Krossar obrócił dziewczyną parę razy, delikatnie z nią podrygując. Jednocześnie jednak pilnował sakiewki. Dyskretnie ma się rozumieć.

- Niestety moje panie ten fikuśny kapelusz oznacz, że jestem bosmanem na “Złotym smoku”.-odpowiedział kobietom.
- Zatem pewnie masz na to jakiś dokument? Pokaż no go. - z groźbą w głosie poprosiła sierżant.

Kapłan sięgnął do tuby i pokazał dokumenty, wręczając je “uroczej” pani sierżant.

- Proszę bardzo.-dorzucił z grymasem
- Zatem jesteś Adam? A skąd rodem? - zapytała czytając dokumenty.
- Jestem Krossar z Lantan.- odpowiedział bosman nie komentując braku umiejętności czytania pani sierżant. Drwiny czy przytyki wywołały by tylko konflikt.
- Zgadza się dokument wstawiony na Krossara, pieczęć rady jest, możesz iść - odrzekła nie komentując innego imienia, które wcześniej niby odczytała z dokumentu.

Sprytne pomyślał Krossar. Lekko zawstydzony młodzieniec nie wpadłby nigdy na takę metodę kontroli dokumentów. Zabrał swoje papiery i ponownie umieścił je w tubie. Po czym ruszył dalej by wywiedzieć się o ceny… Miał sporo do kupienia. Całe wyposażenie lazaretu, gabinecik alchemiczny. Wszystkie niezbędne substancje do wyrobu rzeczy o jakich wspominał kapitan. Zwłaszcza zaś prochu. Skrzynka lub dwie mikstur leczniczych.

Ulice zapełnione były wojskiem i drużynami łapaczy. Znaczna część ludzi próbowała też ucieczki, tych bez pardonu ogłuszano i łapano.

Krossar krążył po targu już dwa dzwony, w tym czasie był świadkiem zarówno skuteczności werbowników, jak i łapaczy. Dwukrotnie został też jeszcze sprawdzony, każdy z sierżantów zastosował podstęp ze zmianą imienia odczytywanego z pergaminu. Na targu nie znalazł niczego z potrzebnych mu surowców czy też aparatury. Jeśli już coś było to zbyt drogie lub złej jakości czy też niekompletne. W końcu na jednej z bocznych ulic w końcu trafił na sklep, w witrynie zobaczył zasuszone głowy oraz wypchanego krokodyla. Szyld głosił

“Magiczne i alchemiczne akcesorium”. W drzwiach rozległ się dzwonek, po chwili z zaplecza wyszedł ubrany w poplamiony skórzany fartuch siwobrody staruszek.

- Nie, nie sprzedajemy tu magicznych mieczy zbrój lin czy plecaków. Tylko rzeczy potrzebne alchemikom i magom do czynienia alchemii czy też magii. Pytajcie w “Magicznych przedmiotach” na rogu Powroźniczej i Światła Poranka. Zrzędliwie zareagował na klienta.

Krossar jedynie promiennie się uśmiechnął.

- W takich chwilach każdy uważa, że bardziej mu się przyda miecz czy zbroja niż dobre laboratorium alchemiczne. Masz dziś szczęście przyjacielu, nie pomyliłem drzwi i szukam porządnego laboratorium przystosowanego do instalacji na statku w rozsądnej cenie ma się rozumieć. Dobrze trafiłem?- zapytał cały czas się uśmiechając.
- Mam różny sprzęt alchemiczny. Pełne laboratorium - machnął ręką by kapłan szedł za nim. - Kosztuje pięćset sztuk złota na statek się nie nadaje za bardzo. Zestaw wędrowca za pięćdziesiąt sztuk złota - pokazał średniej wielkości skrzynkę mieszczącą się w plecaku.
- Na statki i na wozy jednakże proponuję taki zestaw podróżny -pokazał dwukrotnie większą skrzynię.
- Mieści wszystkie potrzebne sprzęty. Wielokrotnie sprawdzony w podróży przeze mnie. Wzmocnione szkło. Przystosowany do w miarę bezpiecznej pracy na statku. Trzysta sztuk złota.
- Chciałbym u ciebie panie dokonać bardzo hurtowych zakupów. Kapitan na razie kazał mi zebrać oferty. Powiedz mi czy w swojej ofercie masz również mikstury leczące? Ewentualnie wskaż mi kogoś kto produkt ma dobry i cenę hurtową rozsądna.
- Wszystkie świątynie sprzedają je za około pięćdziesięciu sztuk złota, jeśli chodzi o te słabsze mikstury. W nich pytajcie. Co do hurtowych zakupów surowców, wszystko zależy od tego, ile chcecie na nie wyłożyć.
- Pięćset sztuk złota, powinno wystarczyć na długi rejs. To cena która zapewni mi zapewne również bardzo dobrą cenę. Zobowiązałbym się tu zostawić bardzo zgrabną sumkę.- powiedział Krossar badając kupca.
- Przy takim zakupie to mogę sprzedać za czterysta osiemdziesiąt surowce warte pięćset przy drobnych zakupach. - odparł staruszek.
- Gdybym jednocześnie nabył laboratorium oferta dla nas obu powinna być lepsza. Byłbyś panie moim stałym dostawcą w tym porcie. Zapewne zawitałbym tu jeszcze nie jeden raz. Bycie zaopatrzeniowcem dla statku to nie lada gratka.
- To łącznie siedemset pięćdziesiąt i dorzucę dwa komplety ubrań przydatnych alchemikowi wraz z fartuchami. - pokazał na swój strój.
- Prosiłbym o kwit z oficjalną wyceną dla mojego kapitana. Nic nie obiecuje ale przedstawię mu ofertę- poprosił staruszka Krossar. Po otrzymaniu takowego miał zamiar iść prosto na statek i do kapitana przedstawić mu koszta. Potrzebował złota i silnej eskorty wraz do przeniesienia zakupów.
Spisanie listy trwało z dwie klepsydry, znalazły się na niej wszystkie składniki alchemiczne niezbędne alchemikowi, aparatura alchemiczna, oraz dwa komplety ubrań alchemika.

Krossar zwinął listę i udał się do kapitana.

- Mam nadzieję tu jeszcze zawitać dziękuje. Będę lobbował na rzecz twojej oferty. Choć kilka ich już mam.-wskazał na tubę jako rzekome miejsce przetrzymywania konkurencyjnych ofert.

Staruszek tylko uśmiechnął się pod nosem. Dobrze wiedział, iż w okolicy tylko on ma tak szeroki wybór akcesoriów alchemicznych w bardzo korzystnych cenach. Krossar postanowił się udać najpierw na statek by obejrzeć miejsce na lazaret. Potem do świątyni by negocjować ceny zakupu lazaretu gdy już będzie wiedział jakim miejsce dysponuje. Wytarguje tam też mikstury lecznicze, minimum dwadzieścia sztuk. Wątpił by zarząd dał złota na więcej... Na końcu pójdzie do kapitana z gotowymi wycenami.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 20-05-2015 o 12:56.
Icarius jest offline  
Stary 20-05-2015, 08:41   #23
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przechodząc koło kolumny, w którą wbite były amulet i pierścień, dojrzeć można było, iż miejsce połączenia wyglądało tak, jakby zawsze były one jednością z marmurem.
Greta dojrzała amulet i podeszła do niego.
- Leo twój amulet - powiedziała ujmując go, wyjmując z kolumny, podając dziewczynie amulet Lathandera.
Na to szybko odpowiedział Główny Kapłan.
- On już do niej nie należy. Wyróżniona, skoro byłaś w stanie go wyjąć z kolumny, jest on Twój i tylko Twój. Nikt, komu nie byłby on przeznaczony, nie byłby go w stanie wyjąć. Pierścień Zakonu Astra będzie czekał na kolejnego godnego.
Dziewczynka podniosła brwi ze zdziwienia.
- Naprawdę - po czym podeszła znowu do kolumny i spróbowała wyjąć pierścień. Chwilę się z nim siłowała, lecz nie była w stanie go ruszyć. Potem uśmiechnęła się zakładając na szyję amulet.

- To zaproszenie dotyczy również państwa - Bennon zwrócił się do Couryna i Leili, wskazując, by podążyli za Leą i dziewczynkami.
- Dziękujemy bardzo - powiedział Couryn, nie wypuszczając Leili z objęć.
Dziewczyna delikatnie wyswobodziła się z jego ramion.
- Weźmy rzeczy - powiedziała cicho, zabierając swój plecak i udając się do stolika.
Couryn, towarzyszący jej jak cień, usiadł zaraz obok.
- Czym się poczęstujesz? - spytał, podsuwając dziewczynie półmisek pełen smakołyków.
Leila wybrała sobie niewielką gruszkę, duszoną w winie, i nałożyła na talerz.
- Dziękuję - mruknęła, wbijając w nią wzrok.
Wcale nie miała ochoty jeść, ale dla zachowania jakichkolwiek pozorów sięgnęła po widelec i zaczęła dłubać w owocu.
Couryn podał półmisek dalej, a sam sięgnął po coś bardziej konkretnego - kawałek dziczyzny w sosie własnym. Jadł ze smakiem, równocześnie kątem oka zerkając na poczynania Leili.
Leila przesuwała rozdziabane kawałki gruszki z jednego końca talerza na drugi. Od czasu do czasu zerkała na partnera, szybko uciekając wzrokiem, gdy tylko to zauważył.
- Przejdziemy się, jak skończysz? - zapytała w końcu.
Couryn z pewnym żalem spojrzał na zgromadzone na stole pyszności.
- Tak, oczywiście - powiedział, w pośpiechu połykając ostatni kęs. - Wybaczycie? - zwrócił się do pozostałej czwórki.
Leila, nie czekając na odpowiedź, odsunęła od siebie talerz i wstała od stołu. Pospiesznie dygnęła przed Leą i dziewczętami, po czym szybkim krokiem opuściła salę.
Widać było, iż czuła się bardzo niepewnie, już dawno przed nikim nie dygała.
Couryn skinął głową i pospiesznie ruszył za dziewczyną.
Zaczekała na niego przed wejściem do sali, po czym ruszyła przed siebie w nie do końca przemyślanym kierunku. Mijając pod drodze chłopca z usługi, zatrzymała się na chwilę.
- Przepraszam - zwróciła się do niego. - Znajdziemy w pobliżu park?
Młodzieniec popatrzył na parę, chyba mając w głowie powód, dla którego szukali takiego miejsca.
- Chcielibyśmy pospacerować - wyjaśnił Couryn.
- Ah - powiedział z wyraźnym brakiem wiary. - Możecie państwo skorzystać z naszego ogrodu. Tylko to w drugą stronę. - wskazał kierunek, z którego przyszli. - Za salą należy skręcić w lewo. Wyjście do ogrody znajduje się na końcu korytarza. - poinformował.
- Dziękujemy - odpowiedziała Leila, zdobywając się na cień uśmiechu, po czym skierowała się w tamtą stronę.



Ogrody przy Domu Sune zajmowały jakieś pięćset na czterysta stóp powierzchni. Kępy kolorowych kwiatów i równo przystrzyżone połacie trawy wskazywały, że ktoś nieustannie dba o otoczenie. Fasadę Wielkich Łaźni pokrywały girlandy powojników o wielkich, kolorowych kwiatach. Ocienione smukłymi drzewami alejki z jasnego żwirku ciągnęły się w różne kąty ogrodów, prowadząc do niewielkich altanek na uboczu. Każda z nich osłonięta była kolejnymi kolorowymi klombami i klonami, aby dać nieco prywatności odwiedzającym. Niewielkie skalniaki tu, maleńkie oczka wodne tam - tak mogły wyglądać ogrody w samej domenie Sune.

Leila przez całą drogę nie odzywała się do Couryna. Dopiero gdy znaleźli się w zaciszu ogrodu, pociągnęła go za rękę gdzieś pomiędzy kolorowe klomby. Od dziwnej rozmowy z pannami Golddragon wyraźnie nie była sobą, a przynajmniej nie tą sobą, którą Telstaer znał.
- Co się stało? - spytał Couryn, spoglądając z niepokojem na dziewczynę.
Uniosła drżącą dłoń do ust i spojrzała na niego szklącymi się oczami. Przez moment zastanawiała się, czy powinna mu to powiedzieć delikatnie, czy też prosto z mostu… Ale nie było w sumie nad czym myśleć.
- Nie brałeś nic przed… No wiesz. Kąpielą - zapytała z gasnącą nadzieją w głosie.
Couryn spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Co miałem wziąć?
- Coś dzięki czemu nie będziemy mieli za dziewięć miesięcy małego, różowego, kwilącego marynarza?!
- zapytała z rosnącym przerażeniem i paniką w oczach.
Couryn zatrzymał się jak wryty.
- Co ty mówisz?
- Jacy my jesteśmy głupi…
- ukryła twarz w dłoniach, kręcąc z niedowierzaniem głową - Tak bardzo nie myśleć…
Położyła mu ręce na ramionach.
- O czym mówię? O dziecku mówię!
- Skąd dziecko?
- Couryn był najwyraźniej ogłupiony zaskakującą informacją.
Leila potrząsnęła nim delikatnie.
- A skąd się biorą dzieci? - zapytała, podnosząc głos w narastającej panice.
- Ale skąd wiesz, że będziesz... że będziemy mieli dziecko? - spytał, nie bardzo pojmując wywody dziewczyny. Wiedział, oczywiście, że dzieci nie znajduje się w kapuście, ani nie przynoszą ich bociany...
Oddech dziewczyny zrobił się cięższy, przysiadła na niewielkim kamieniu w pobliżu, obejmując się ściśle ramionami.
- To nie chodzi o to, że będę! - odparła, z trudem łapiąc oddech i próbując uspokoić skołatane serce. - Chodzi o to, co będzie jeśli będę… Jeśli będziemy. - powiedziała, patrząc na niego ze strachem. - Ja nie chcę… Nie mogę… - dodała smutno.
- Nie chcesz, czy nie możesz? - Couryn był skołowany. Skoro nie może... Z jednej strony to smutne, ale z drugiej, jak nie może mieć dzieci, to skąd by miała mieć?
- No dobrze... - powiedział po chwili namysłu. - Rozumiem... Nie chcesz, ale się boisz, że jednak jesteś, tak? - spróbował wyjaśnić sytuację.
Przez moment miała ochotę zrobić mu krzywdę. Czy wszyscy mężczyźni byli tacy niedomyślni? Wzięła trzy głębokie oddechy. W końcu sama też nie mówiła zbyt mądrze, nie mogła go obwiniać o niezrozumienie. Nie było sensu denerwować się jeszcze bardziej.
- Nie chcę dziecka. Nie mogę mieć dziecka, bo to wszystko zmieni… - odezwała się trochę spokojniej. - Ryzyko jest zawsze. I to nie jest dobre ryzyko, nie takie, z którego jest zabawa. Zupełnie o tym nie pomyślałam, tam w łaźni… - dodała przepraszającym tonem. - Co będzie, jeśli… - nie dokończyła, nie chcąc kusić losu bardziej.
Courynowi jakimś dziwnym trafem wizja Leili z małą Leilą w ramionach nawet się spodobała. Uśmiechnął się w myślach, lecz na zewnątrz owego uśmiechu nie okazał.
- Chodzi ci w ogóle o dzieci, czy o dzieci w tej chwili? - spytał.
Przyklęknął koło dziewczyny i przytulił.
Przymknęła oczy, ukojona trochę jego bliskością.
- W tej chwili. - odpowiedziała cicho. - Jest wojna, a my właśnie na nią wypływamy… Mam za kilka miesięcy biegać z brzuchem po pokładzie? - ta wizja rozbawiła nawet ją, więc parsknęła cicho.
Couryna również rozbawiła ta wizja, ale wolał tego po sobie nie pokazywać.
- Jeśli nie chcesz... Przecież jesteśmy w świątyni Sune. Wyznawcy Ognistowłosej Pani z pewnością wiedzą, co robić w takich przypadkach - powiedział cicho.
Po chwili milczenia Leila pokiwała lekko głową.
- Przepraszam. Spanikowałam. - uśmiechnęła się do Couryna, powoli wracając do bycia sobą. -Postarajmy się więc znaleźć jakieś rozwiązanie. A jeśli Tymora pozwoli, będziemy mieć dzieci, gdy przyjdzie na to czas. Co ty na to? - spojrzała mu w oczy.
Miast udzielić słownej odpowiedzi pocałował ją, i to zdecydowanie namiętnie.
Uspokojona i w o wiele lepszym nastroju odwzajemniła pocałunek z uczuciem.
Couryn oderwał się na moment od ust dziewczyny i rozejrzał się dokoła. Co prawda mógłby się z nią kochać na i środku alejki, jednak zdecydowanie wolałby, żeby nikt im nie przeszkodził w tej jakże przyjemnej czynności.
- Chodźmy tam - zaproponował, skinąwszy głową w stronę znajdującej się o kilkanaście kroków od nich altanki.
Leila przytaknęła na ten pomysł. Wiedziała już nawet, co zrobić, by nie ryzykować kolejnego ataku paniki. W drodze do altanki rozejrzała się uważnie, by upewnić się, że nikt nie przeszkodzi im w oddaniu hołdu Ognistowłosej. Po raz kolejny.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-05-2015, 11:40   #24
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Spacer po ogrodach zajął Leili i Courynowi nieco więcej czasu, niż początkowo planowali i, zanim wrócili do budynku, na dworze zrobiło się dość ciemno. Mimo tego przybytek Sune tętnił życiem.
- Gdzie znajdziemy nasze towarzyszki? - Couryn zwrócił się do Witającego.
- Prawdopodobnie na piętrze w ich apartamentach. - poinformował ich mężczyzna. - Państwa pokój również jest gotowy - dodał uprzejmie, podając im klucze.
Już chciał wezwać przewodnika, gdy odezwała się Leila:
- Czy dostępne są u was również usługi zielarza? Chcielibyśmy zakupić korzeń nara. Dużo korzenia. - Uśmiechnęła się rozbrajająco.
- Posiadamy niewielki zapas, pani. Klienci czasem pytają. Ile potrzeba? - zapytał kapłan uprzejmie.
Leila zerknęła na Couryna, który uśmiechnął się do niej z wielce znaczącym błyskiem w oku.
- Być może czeka nas długi rejs - powiedział. - Na początek więc dwie dawki... i od razu adres zielarza.
- Dwie dawki surowego korzenia wystarczą na ponad dekadzień - poinformował go Witający.
- Chcieliśmy się zaopatrzyć... Jeden, dwa, trzy, cztery… - dziewczyna liczyła kolejne dekadnie, które mógł zająć rejs. - Pięć, może nawet sześć. Razy dwie dawki... To już dwanaście. No i nie wiadomo, czy potem od razu trafimy do cywilizacji... To może jeszcze z sześć. - wzruszyła ramionami.
- Mamy zielarza przy świątyni Ognistowłosej - odparł kapłan. - Z pewnością będzie dysponować odpowiednim zapasem. Czy jeszcze coś podać? - spytał, kładąc na kontuarze dwa niespecjalnej urody kawałki korzenia.
Couryn sięgnął do sakiewki, chcąc zapłacić za korzenie. Równocześnie spojrzał na Leilę.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i pokręciła lekko głową.
- Od pana to wszystko - odpowiedziała. - Chociaż w zasadzie... Zjadłabym coś. Na kolacji nie miałam apetytu... A czeka nas długa noc.
- W jadalni, czy do pokoju?
Nie musiała nawet spoglądać na Couryna - decyzja była tylko jedna:
- Do pokoju, poprosimy.
Witający skinął głową. Pociągnął za sznur. Po chwili jak spod ziemi wyrósł posługacz.
- Zaprowadź państwa do pokoju - powiedział.

Apartament przeznaczony dla Leili i Couryna był identyczny jak inne przeznaczone dla paladynów Sune, z tym tylko, że okno wychodziło na ulicę. Z faktu długotrwałego nieużywania można było swobodnie przyjąć, iż żaden z paladynów nie pojawił się w tej świątyni już od dawna. Uwagę paty przyciągnęło wielkie łoże. Wszystkie ich rzeczy, pozostawione w kuchni w momencie wyjścia do ogrodów, zostały tu również przeniesione.

- Yaaay! - zakrzyknęła Leila radośnie, rzucając się na wielkie łoże, na którym zmieściłaby się cała wachta "Farsy". - Niezłe warunki mają ci paladyni. Aż dziwne, że mają jeszcze wolne pokoje - dopowiedziała, podskakując lekko na miękkiej pościeli.
Zdecydowanie lepsze, niż okrętowa koja, pomyślał Couryn.
- Zapewne paladyni Ognistowłosej wędrują po całym świecie - powiedział. - Nasz zysk - dodał, sprawdzając miękkość materaca.
Wtem rozległo się delikatne stukanie do drzwi.
- Kolacja! - stwierdziła Leila z całą pewnością siebie, zrywając się na równe nogi.
Couryn pospieszył otworzyć.
Młoda dziewczyna, która przyniosła zamówioną kolację, uśmiechnęła się do niego.
- Smacznego - powiedziała, podając Courynowi tacę.
Dygnęła, a potem zamknęła drzwi. Najwyraźniej uznała, że jej obecność jest zbędna.
Couryn odstawił tacę na stoliku, a potem przysunął ten stolik do łóżka. Było tam zarówno mięso, ser, pieczywo, jak i owoce - czego tylko dusza mogła zapragnąć.
- Wina? - spytał.
W tym czasie Leila zdjęła buty, szarfę, kapelusz, spodnie. W samej koszuli - i bieliźnie - usiadła na powrót na łóżku.
- Chętnie - uśmiechnęła się do niego. - I korzeń. Koniecznie. Nim znów się zapomnimy. - Dodała wesoło.
- Ale nie na pusty żołądek - dokończył Couryn, podsuwając dziewczynie talerz z truskawkami.
- Aaaaa - Leila otworzyła usta.
Dojrzała truskawka trafiła z palców maga wprost do ust dziewczyny.
Zamknęła usta, muskając wargami opuszki jego palców. Zjadła soczystą truskawkę ze smakiem, a kropla soku spłynęła jej z kącika ust. Uniosła dłoń, by ją zetrzeć...
Couryn był szybszy. Złapała więc go za nadgarstek i ustami zebrała z jego palców zbłąkaną kroplę. Kolejne owoce zajadała już samodzielnie, by przesadnie nie podkręcać atmosfery. Po opróżnieniu całego talerzyka sięgnęła po przygotowany przez Couryna kieliszek wina i korzeń nara.
- No to na zdrowie - uśmiechnęła się i upiwszy łyk wina, zabrała się za mozolne przeżuwanie korzenia.
- Ale paskudztwo - jęknęła, krzywiąc się. - Truskawki są dużo smaczniejsze.
- Ale truskawki nie... nie mają pewnej właściwości korzenia. - Couryn w ostatniej chwili zmienił nieco treść wypowiedzi.
- Taaak - mruknęła. - Wszystko ma swoją cenę. - Zaśmiała się cicho. - I jeszcze mamy z godzinę, nim zacz…
Couryn pocałował ją, przerywając jej w pół słowa. Bardzo czule.
- Smakujesz... lukrecją - powiedział.
- He-ej... Lukrecja nie jest smaczna. Ale wiem, gdzie nie poczujesz lukrecji - odparła z łobuzerskim uśmiechem.

[F I R A N K I]

Bycie z kimś nie polega li tylko na obmacywankach i (jak by to trafnie acz niezbyt kulturalnie określiły dziewczynki) dupceniu.
Couryn sięgnął po futerał i wyciągnął lutnię. Dziewczyna przyglądała mu się z zainteresowaniem, leżąc nago pośród zmiętej pościeli. Była ciekawa, co zamierza zagrać po niedawnych wybrykach.
Najsłodsza Leilo, przecudne oczy twe.
zaśpiewał, nieco zmieniając słowa piosenki.
Ach w słodki jasyr, zabrałaś serce me.
Kochana Leilo, na zmysłach moich grasz.
Skąd te wspaniałe piersi masz?
Dokończył, ponownie zmieniając nieco treść ostatniej linijki.
Leila roześmiała się cicho, bijąc mu brawo.
- Dziękuję, dziękuję. Jest tam coś dalej?
Było, ale raczej nie brzmiało zbyt optymistycznie. Bo komu odpowiadają pieśni o rozstaniu czy porzuceniu. I z tego powodu Couryn wybrał nieco inny kawałek.
Gdy blady świt we mgle porannej świeci,
wesoła pieśń jak ptak po niebie leci,
a pośród drzew miłości śpiew,
rozpala w żyłach naszych krew.*
Leila przyglądała mu się z delikatnym uśmiechem.
- Nikt nigdy dla mnie nie śpiewał. Dziękuję. - powiedziała cicho, nie chcąc mu przerywać.
Couryn uśmiechnął się lekko w odpowiedzi, po czym zagrał kilka akordów i zaśpiewał cicho coś innego.
Bądź dziewczyną z moich marzeń,
moich wspomnień,
bądź pamięcią, którą nie da się zapomnieć,
bądź piosenką, którą rzucam wiatru śladem,
bądź mą myślą, moim światem.

Bądź nadzieją, bądź mą wiosną i jesienią,
krzykiem ptaków gdzieś wysoko
ponad ziemią,
bądź uśmiechem wśród tysiąca
drobnych zdarzeń,
bądź dziewczyną z moich marzeń.

Bądź dziewczyną z moich marzeń,
moich wspomnień,
dniem wczorajszym,
który dzisiaj wraca do mnie,
moim smutkiem i radością, i tęsknotą,
gwiazdą, która świeci pustą nocą...

Bądź dziewczyną z moich marzeń...**
Nie dokończył.
- No, może nie tylko z marzeń - powiedział, wpatrując się w nią z uśmiechem.
- Będę nie tylko dziewczyną z marzeń czy wspomnieniem. Będę twoją codziennością. - Puściła do niego oko, po czym przysunęła się, by podziękować mu jednym pocałunkiem za każdą zwrotkę. A może za każdy wers?

[F I R A N K I]

Srebrzyste promienie Selune wpadały przez wysokie okna apartamentu, wydobywając z mroku nocy zarys pogrążonych w miłosnym uniesieniu ciał. Jedynie muzyka westchnień i jęków rozkoszy naruszała ciszę w pomieszczeniu. W łożu zakotłowało się, a dotychczasową melodię przyjemności przerwał cichy chichot dziewczyny. Leila, siedząc okrakiem na biodrach Couryna, pochyliła się nad nim, szukając ustami jego ust. Jej dłonie tańczyły leniwie po jego torsie. Ich ciała znalazły wspólny rytm w dążeniu do rozkoszy, w której zatracały się coraz bardziej i bardziej..

Wtem ponad wszelkie dźwięki wybił się głośny krzyk, wydany ewidentnie przez jedną z sióstr Golddragon. W ślad za nim rozległ się drugi. Para zamarła na ułamek sekundy, trzeźwiejąc w mgnieniu oka. Leila już była na nogach, rzucając się ku leżącemu na stole rapierowi. Złapała go i pobiegła ku wewnętrznym drzwiom łączącym ich apartament z pokojem dziewczynek. Po drodze wyszarpnęła broń z ozdobnego pendentu.
Couryn rzucił się w ślad za dziewczyną, po drodze, w ostatniej chwili, zabierając z łóżka prześcieradło. Pośpiech nie pośpiech, ale przecież nie mógł pokazać się dziewczynkom w TAKIM stanie.
Leila dopadłszy drzwi, wpadła z impetem do pokoju sióstr. Nago. Z rapierem w dłoni.
Zawinięty w różowe prześcieradło Couryn wparował tam krok za nią.

----------
* - Na motywach "Ach Ty Cyganko".
** - Janusz Kondratowicz.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”

Ostatnio edytowane przez sheryane : 20-05-2015 o 11:43.
sheryane jest offline  
Stary 20-05-2015, 16:30   #25
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Tymczasem w sali biesiadnej siostry Golddragon, w towarzystwie Lei, kończyły swój posiłek. Delektowały się każdym kęsem wybornie przyrządzonego jedzenia. Następnie cała czwórka udała się wraz z Kapłanem Bennonem na piętro otwierając prowadzące nań drzwi.
W trakcie drogi objaśniał.
- Tu jest prywatna kaplica dla kapłanów i paladynów Ognistowłosej, biblioteka, salon i moje apartamenty. Są tu również pokoje dla kapłanów - zajęte i wolne, a ostatnie pięć pomieszczeń przeznaczonych jest dla paladynów. Ten, który jest na samym końcu, należy do was dziewczęta ucałowane przez Sune. Wewnętrzne drzwi łączą się z tym dla Pani Lei oraz drugim apartamentem dla waszych przyjaciół. Jest do dar dla was. Oto klucze do waszych pokojów oraz do drzwi na piętro.
To mówiąc podał paladynce i dziewczętom klucze.
Lea odebrała swój klucz i wpatrzyła się w niego. Był on prosty z główką o prostym wzorze przedstawiającym Sune. Spojrzała na kapłana, a potem na dziewczynki otwierające już klucz do swojego pokoju.
- Kapłanie Bennonie, możemy później porozmawiać? Najlepiej późnym wieczorem. Mam wiele pytań. - powiedziała znów odwracając na niego swój wzrok.
- Oczywiście siostro spodziewałem się, że będziesz miała wiele pytań. Przyjdź, gdy będziesz gotowa. - odparł z uśmiechem.
- To ja na razie spędzę trochę czasu z dziewczynkami. Ewentualnie będę u siebie. Gdyby ktoś o mnie pytał, to jestem tutaj. Dziękuję. - ukłoniła się z szacunkiem i poszła w stronę drzwi, do których weszły siostry Golddragon. Zapukała i odczekała chwilę, by drzwi się uchyliły. W drzwiach stała Greta.
- Dzień dobry. Wpadłam z wizytą. Można? - Lea uśmiechnęła się serdecznie do Grety i czekała na odpowiedź.
- Proszę wejdź Leo - powiedziała jeszcze zakłopotana swoim poprzednim zachowaniem Greta.

Apartament urządzony był z gustem, bez zbędnego przepychu. Okno apartamentu wychodziło częściowo na ogród, niedaleko był widoczny sąsiadujący z Wielką Łaźnią budynek. Za przesuwną drewnianą ścianką, w tej chwili odsuniętą, mieściło się ogromne łoże, pewnie z osiem na osiem stóp miało, oraz komoda i toaletka. W kominku wesoło trzaskał ogień. Przed nim stał niski stolik oraz wygodne sofy. Po drugiej stronie stało dębowe biurko. Pod ścianami stały pięknie zdobione półki, w tej chwili puste. Na biurku oraz toaletce Lea dojrzała misternie zdobioną miedzianą lampę w kształcie otwartego kielichu kwiatowego, w której wnętrzu widać było płomień dawany przez wieczną pochodnię. Rozchylone płatki lampy dało się zamknąć pokrętłem u podstawy, co powodowało zakrycie światła, tak że tylko nikłe promienie był widoczne. Mimo, że pokój był czysty, zaś okno szeroko otwarte, dało się wyczuć specyficzny zapach niezamieszkanych pomieszczeń.
Siostry Grety nie krepowały się jednak wydarzeniami, które miały miejsce wcześniej tego wieczoru.
- Popatrz, popatrz, jakie to ładne. - Ann podbiegła ciągnąc za rękę zaskoczoną Leę do biurka. Otworzyła i zamknęła lampę. Zaraz jednak Elza pociągnęła ją dalej.
- Popatrz jakie wielkie i miękkie łóżko - nieśmiało pociągnęła po nim ręką.
-Chodźmy do Ciebie, zobaczymy, czy też jest tak ładnie.
Rozradowane pociągnęły paladynkę do jej pokoju. Otwarły wewnętrzne drzwi łączące pokoje, które w tej chwili nie były zamknięte, chociaż posiadły aż dwa zamki. Greta uśmiechnięta podążyła za siostrami.
Pokój paladynki Sune urządzony był identycznie jak pokój dziewcząt, z tym tylko, że na półkach stało trochę książek, a okno wychodziło na ogród.
Ann pierwsza do niego podbiegła, ciągnąc za sobą Leę i Elzę.
- Jaki piękny ogród. O, pani bosman Leila i pan bosman Couryn. Oni się kochają - powiedziała dziewczynka, zabawnie przeciągając ostatnie słowo, gdy zauważyła wracającą z altany parę.
Trochę za szybko się wszystko działo teraz, ale Lei to nie przeszkadzało, cieszyła się, że siostry Golddragon będą mogły spokojnie odpocząć od dzisiejszego dnia. Wiele się wydarzyło, choć widać to głównie po Grecie.
Teraz i elfka stanęła przy oknie, puszczając przed siebie jeszcze Elzę, która chciała również zobaczyć to, to przyciągnęło uwagę Ann. Zachichotała na widok przechadzającej się dwójki, co zwróciło uwagę dziewcząt znajdujących się w pokoju.
- My już z pozostałymi widzieliśmy, że coś między nimi iskrzyło, więc to było do przewidzenia. Moc Sune jest wielka! - powiedziała i pokręciła głową z uśmiechem. - A ogród jest naprawdę piękny.
Odstawiła swoje rzeczy pod ścianę i zwróciła się do dziewczyn.
- Jakbyście czegoś potrzebowały ode mnie albo chciały pooglądać tą część ogrodu, to możecie tu wchodzić do woli. Jeśli was nie poinformuję, że wychodzę, a mnie nie będzie, to będę na terenie łaźni. Ale gdybyście wychodziły z łaźni, to dajcie znać mi, albo któremuś kapłanowi, dobrze? Ulice miasta do najbezpieczniejszych teraz nie należą.
Wszystkie trzy skinęły głowami, przez chwilę jeszcze patrzyły przez okno i zaszyły się w swoim pokoju wychodząc przez wewnętrzne drzwi, które zostawiły otwarte. Lea jeszcze przez chwilę popatrzyła za nimi i wzięła do rąk jedną z książek znajdujących się na półce.
Okazała się ona pamiętnikiem opisującym podróż Złotym szlakiem do Kara Tur. Chwilę ja przeglądała, zachwycając się kunsztem rysowniczym autora, scenki z życia tuigańskich plemion ich zakwefione kobiety, wszystko było jak żywe. Sięgnęła po następną, niestety ta okazało się, iż spisana była w nieznanym jej języku.

Jakiś czas później. Lea udała się do prywatnych apartamentów Bennona. Te były urządzone z przepychem ozdobione obrazami, z których niektóre mogły wywołać rumieniec wstydu na policzkach dziewczyny. Bennon siedział za biurkiem w luźnej, szafranowego koloru, jedwabnej szacie. Odłożył czytaną księgę.
- Oczekiwałem ciebie.
Po czym podszedł do niej, ujął pod ramię i poprowadził do sofy stojącej przed kominkiem w którym palił się wesoło ogień. Usiadł na niej, ręką wskazując aby zajęła miejsce przy nim.
- Słucham jakież to pytania nurtują cię w tej chwili.*
Lea usiadła przy kapłanie. Długo się wpatrywała w ogień, nim cokolwiek powiedziała. Jej głos, choć słaby, wreszcie rozległ się w pokoju. Był pełen obawy.
- Dlaczego Sune to zrobiła?
Bennon sięgnął po stojącą na stole karafkę wypełniona złocistym płynem, rozlał do kielichów.
- Najlepszy elfi miód. Powinien ci smakować powiedział podając kielich.
Przyjęła kielich choć kłóciło się to z jej całym wyszkoleniem. Miód pachniał Cormanthorem Jazodrzewem, był cudownie słodki.
- Nie mnie oceniać czyny bogów. Powiem jedynie czego się domyślam. Nim Sune interewniowała utraciłaś już łaskę Lathandera. Dlaczego? Myślę, iż za bardzo byłaś szkolona w Zakonie Astra. Miast ci pokazać jak walczyć, powinni ci pokazać dlaczego. Widać było to od pierwszego mojego spojrzenia, gdy weszłaś do Domu Ognistowłosej z dziewczętami ucałowanymi przez Sune. Były podekscytowane, uradowane w końcu był to dla nich pierwszy dzień ich nowego życia, lecz również przerażone. Bały się, iż wszystko to może rozwiać się jak sen. Miały to niemalże wypisane na twarzach. Ufały tobie, bo byłaś dla nich członkiem nowej rodziny. Wstydziły się przyznać, że się boją. Chciały Ci pokazać, iż będą odważnymi żeglarzami. Pouczyłem łaziebne by były dla nich nad wyraz delikatne, lecz i tak dziewczęta bały się każdego obcego dotyku. Pewnie również nie spodobało się Lathderowi to co robiłaś w czasie gdy dziewczęta się bały. Bawiłaś się dobrze i to mu się nie spodobało. Dlatego myślę, iż straciłaś łaskę Lathandera, zaś wina leży w nauczycielach, którzy nie nauczyli cię, iż nawet drobna pomoc, niewielka dobroć, czy nawet zabawa ma wielkie znaczenie, pokazuje nam wszystkim dlaczego warto walczyć, ze złem, daje cel.
Po tych słowach musnął dłoń elfki, wywołując u niej dreszcze .
- Nie boj się dotyku, nie bój się bliskości, nie bój się okazywać uczucia. Tylko głupcy twierdzą, że okazywanie uczuć osłabi wojownika. Sune widzi w tobie piękno, nie zrealizowane marzenia i pragnienia, dobro bijące z wnętrza, które przez chwilę utkwiło w oddechu Aurlil, to zaś wynikało z twardego szkolenia.
Napełnił ponownie kielichy miodem i podał jeden dziewczynie.
- Wiem, iż Wybrana jest przeznaczona do wielkich czynów. To będzie też twoim zdaniem od Sune, nauczyć ją wszystkiego co sama wiesz i umiesz. Sama zaś masz nauczyć się od niej radości życia, przyjmowania z radością nowych wyzwań, poznawani świata i nowych doznań. Masz nauczyć się wszystkich rodzajów miłości, bo ten kto faktycznie nie miłował fizycznie, nie pocieszał płaczącego dziecka, nie wie czym jest życie.
Zamilkł wpatrzony w ogień.
- To było jedno pytanie. Zdziwiłbym się gdybyś miała tylko te jedno. - zapytał z uśmiechem po chwili.
Lea wpatrzyła się na te słowa w kielich wypełniony elfim miodem zamyślając się nad słowami kapłana. Przypomniała sobie godziny ciężkich treningów pod okiem najlepszego instruktora w Dolinach, kiedy to Zakon Astra szkolił ją do swych szeregów. Potrząsnęła głową na te myśli i wstała z kanapy, by się przejść, wcześniej odkładając wypełnione złotym płynem naczynie. Każdy krok był słyszalny w cichym pomieszczeniu, aż wreszcie stanęła przy oknie, by spojrzeć na znajdujący się w pełni księżyc.
- Moje ostatnie kilkanaście lat od wyświęcenia było poprzeplatane głównie misjami wspierania innych rycerzy, którzy mieli niszczyć nieumarłych. Stało się to rutyną. Niczym łowcy polowaliśmy na zwierzynę, jednak nie po to, by przeżyć, a po to, by zabić. Niektórzy ginęli. A choć spokojna na początku, to wtedy narastał we mnie smutek. A później gniew. Był moment, kiedy nie widziałam w życiu nic innego. Jednak później wysłali mnie w świat. Zaraz po śmierci mojego mentora, która nastąpiła w takiej samej pełni, jaką mamy dziś. - otarła łzę i odwróciła się do Bennona - Od tamtej pory myślałam, że to, co robiłam, jest słuszne. Że powinnam być wiecznie w gotowości. Wyrzekać się tego, co nie jest konieczne. Tak jakbym zapomniała kim jestem... Po tym wszystkim, co się tu wydarzyło, w pewnej chwili naszła mnie ochota, by odejść. Daleko na północ. Do innej doliny. Bo bym nie potrafiła teraz spojrzeć nikomu w oczy.
Odeszła od okna, by znów usiąść na sofie.
- Boję się. Boję się, że znów coś się stanie. Czy naprawdę powinnam z nimi płynąć? No i co kapitan powie na to wszystko, co tutaj się zdarzyło? - zapytała smutno.
- Nauczyli Cię walczyć, lecz przez to stałaś się niemal tak zimna jak stwory z jakimi walczyłaś. Jednakże mimo to, Sune dostrzegła w tobie ogień miłości tkwiący głęboko, czekający tylko by go rozbudzić.
Chwycił delikatnie Leę za nadgarstki, jego dotyk był stanowczy, ciepły. Spojrzał głęboko w oczy elfki.
- Powoli stajesz się lepsza niż byłaś. Kapitan Dev zatrudnił paladyna na dowódcę i to na bogów otrzyma. Paladynkę Sune. Niewielu jest paladynów Ognistowłosej lecz są oni najwierniejsi. Żaden z nich nie upadł, co ma miejsce w innych religiach, bo wiedzą dla czego walczą, poznali smak życia i kochają je. *
- W takim razie wiele pracy przede mną. Zawiodłam mojego mentora, zawiodłam Lathandera, lecz nie zawiodę teraz nikogo. Ani Kapitana Deva, ani moich towarzyszy, ani sióstr Golddragon, ani ciebie, ani samej Sune. - powiedziała paladynka wyswabadzając swe dłonie, by dotknąć nimi zawieszonego na jej szyi drewnianego symbolu Ognistowłosej Pani.
- Zbyt wiele się dziś wydarzyło. Co mam robić? Chyba powinnam wrócić do pokoju. - powiedziała cicho, dopiła swój miód i wstała. Wyjrzała jeszcze za okno - w stronę księżyca.
- Noc jest dziś piękna. Aż trudno sobie wyobrazić, jak wiele okropieństw się wydarzyło dawno temu.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś. Muszę teraz to wszystko przemyśleć. Dobranoc. - skłoniła się z szacunkiem i udała się w stronę wyjścia.
- Poznawaj. Naucz się żyć, by cenić życie. Przyjdź gdy będziesz miała jeszcze jakieś pytania. Przyjdź, gdy będziesz gotowa siostro na dalszą naukę. Dobrych snów..
Rzekł odprowadzając Leę do drzwi.

Z snu wyrwał paladynkę krzyk, a potem następny krzyk dziecka.
Lea natychmiast się przebudziła. Wolała każdy innym rodzaj pobudki, niż podejrzenie, że komuś mogło się coś stać. Zeskoczyła szybko ze swojego łoża, wzięła swój wielki miecz oparty o bok szafki znajdującej się przy wyjściu na korytarz i pobiegła zobaczyć, co się dzieje w pokoju sióstr Golddragon, przechodząc przez zostawione na noc otwarte drzwi wewnętrzne.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 20-05-2015, 18:05   #26
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Noc i ranek z 6/7 Mirtula 1372RD

Baedus Basanta i Vincent

Rekrutacja po wydarzeniach z łapaczami szła szybciej, nie znaczy, iż żeglarzy i piechoty pokładowej przybywało w sali. Baedus Basanta i Vincent mogli obserwować jak to jeden na trzydziestu kandydatów zostaje przyjęty. Niektórzy nie mogli się z tym pogodzić. Tych straż i już zatrudnieni piechociarze przekonywali do opuszczenia sali. Często przez okno lub na kopach podkutych butów.
Do ciekawszych momentów z rekrutacji zaliczało się niewątpliwie mustrowanie Urlany.

Przez drzwi, pochylając się, weszła kobieta, dźwigająca pod każdy ramieniem chyba stu galonową beczkę. Gdy już całkiem weszła, okazało się, że chyba nawet większa beczkę beczkę przydźwigała w worze na plecach.
- To piwo, najlepsze z tatusinego browaru.
Dźwięcznym głosem zagadała olbrzymka.
Wszystko w niej było wielkie blisko siedem stóp wzrostu, szeroka zaś w barach była na blisko cztery stopy.
Kapitan Dev popatrzył z uśmiechem a na nią.
- Łapówka, czy też chcesz nas spić, by się zamustrować? Zapytał z uśmiechem na brodatej twarzy.
- Gdzieżbym śmiała kaptanie Dev. To dla złogi, a przede wszystkim by pokazać żem nie ułomek. Pływałam już na wojennych, wielorybniczych i kupieckich krypach. Walka też mi nie obca.

Powiedziała zdejmując przytroczony do pleców dwuręczny młot.
- W której ścianie chcecie mieć nowe wejście kapitanie.
- Na bogów odłóż ten młot kobieto. Jak się zwiesz?
Przerwał dowódca „Smoka” nim zaczęła demolować karczmę.
Dziewczyna, bo nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat, podrapał się w zadumie po głowie. Pod jej palcami łupież odpadał płatami i sypał niczym śnieg.
- To nie mówiłam?
Rozejrzał się po sali widząc zaś pospieszne zaprzeczenia, odparła z uśmiechem.
Jestem Urlana
Po szybkim sprawdzeniu wiedzy, przyszła kolej na walkę wybrany został do niej piechociarz niema dorównujący jej wzrostem.
Walka skończyła się szybko przy pierwszym skrzyżowaniu ćwiczebnych szabli, pękło ostrze broni piechociarza. Urlana wzruszyła tylko ramionami, po czym odrzuciła własną broń. Próbował ja zaatakować tym ułomkiem szabli myśląc, iż daje mu to jakąś przewagę. Odczuł boleśnie swój błąd, z gracją, o jaką nie podejrzewano by tak olbrzymiej kobiety zawirowała, schodząc z linii ciosu, po czym grzmotnęła go pięścią w głowę. Piechociarz padł jak byk w rzeźni po uderzeniu młotem.

W całej sali rozległy się brawa. Po taki pokazie siły, umiejętności nie było zaskoczeniem, iż Uralan został czwartym bosmanem – sierżantem.




W końcu wybrani zostali wszyscy członkowie załogi. Podpisano kontrakty, wypłacono pieniądze i wręczono symbole przynależności do załogi oraz rangi.

Na środek sali wystąpił kapitan.
Przemówił donośnym głosem.
- Zapewne wszyscy wiecie, iż Republika Turmish jest w stanie wojny. Wypływamy w może by zwalczać flotę wojenną wrogich państw, zwalczać piratów oraz wrogich korsarzy, atakować ich statki handlowe, zwłaszcza te przewożące niewolników. Pierwszy rejs trwać będzie pewnie około dwóch dekadni, może się też okazać, iż nie zawiniemy z powrotem do Alaghonu [stolica Republik Turmish], możliwe że zawiniemy do któregoś z portów państw z którymi mam podpisane listy kaperskie. – rozejrzał po zebranych, nikt jednak nie był zdziwiony takim obrotem sprawy.
Po nim zabrał głos Menalon Blasea kapitan "Złotego Smoka".

- Na pokład zostało zmustrowanych dwudziestu żeglarzy, dwudziestu dwóch zbrojnych będących piechotą pokładową oraz osiem osób o uprawnieniach bosmanów, w tym szantymen, mag pokładowy, kapelan-medyk, trzy dziewczęta pokładowe. Żeglarzy podzieli się na cztery wacht. Pierwszą będzie dowodzić nasz pierwszy oficer Deren, drugą nawigator Qentan Ostwik pełniący również funkcję płatnika, trzecią bosman Vincent, czwartą na zmianę szantymen Neevan Drżąca Struna, mag pokładowy Baedus Basanta, kapelan- medyk Krossar – wskazywał na osoby jeśli były one obecne na sali.
- Piechota pokładowa zostanie podzielona na cztery drużyny. Drużyna strzelecka składa się z siedmiu osób, dowodzić będzie nimi bosman-sierżant Lea Dawnbringer, zwana będzie "Smokami". Resztę drużyn, dobiorą sobie po pięć osób bosmanowie - sierżanci Urlana drużyna Spiżowa, Couryn Telstaer drużyna "Srebna", Leila drużyna "Złota". Jutrzejszy dzień poświecić możecie na dobór członków drużyn czy też wacht, ćwiczenia z nimi lub załatwienie sprawa, zabawę na mieście. Wachtę portową będzie miał w tym czasie wachta pierwsza. Termin wypłynięcia piąty dzwon ósmego Mitula, wraz z rannym odpływem. Teraz przejdziemy na "Złotego Smoka". Inni bosmani dobiorą drużyny po powrocie na statek.
- Jeszcze jedna sprawa. Wielu żołnierzom i oficerom nie podobało się, iż zezwolono na wydanie listów kaperskich i werbowanie takich załóg. Kontrakty powinny wam zapewnić bezpieczeństwo w razie spotkania z żołnierzami i żeglarzami, ale niekoniecznie, lepiej nie poruszajcie się więc sami bez towarzyszy z załogi po ulicach.
Kapitan Dev ostudził zapał pewnych członków załogi do samotnych eskapad po karczmach.




Przejście przez miasto w dużej grupie odbyło się bez żadnych incydentów. Drużyny łapaczy czy też żeglarze woleli schodzić z drogi załodze „Złotego Smoka”, niż narażać się na rany.
Pinasa „Złoty Smok'” jest smukłym dwumasztowym żaglowcem, mogącym nieść więcej żagli w porównaniu do podobnej wielkości statków, o czym wiedział każdy kto już choć trochę pływał.
Od rufy po koniec bukszprytu mierzył siedemdziesiąt stóp, szerokość zaś pokładu wynosiła około siedemnastu stóp. Pod bukszprytem umieszczony był galion przedstawiającego owiniętego o dziób złotego smoka. Uzbrojona była w ciężką katapultę, ustawioną na ruchomej platformie oraz sześć lekkich dział, po dwa na burcie oraz działa pościgowe na kasztelu. Było niemal niemożliwe, iż tylu ludzi mogło się zmieścić na tak małej przestrzeni. Wszystko wyjaśniło się po zejściu pod pokład. Niemal każde miejsce wykorzystane było na składane koje, środkową cześć zajmował niewielki magazyn na żywność i najcenniejsze łupy oraz prochownia. Na dziobie znajdowały się kajuty dla bosmanów i nawigatora. Najbardziej dziobową przeznaczono dla kobiet bosmanów.
Wreszcie po wybraniu koi czarodziej pokładowy i Vincent mogli udać się na spoczynek.





Krossar

Kapłan Istishia z łatwością odnalazł na nabrzeżu pinasę „Złoty Smok”. Po krótkiej rozmowie dowiedział się od żeglarza będącego na wachcie portowej, że do lazaretu wchodzi się poprzez kambuz. Lazaret był niewielki ledwo pięć na około sześć i pół stopy, z trudnością mieściły się w nim składane łóżko, szafa na narzędzia, leki i surowce alchemiczne oraz stół laboratoryjny.
Przejście po kościołach w poszukiwaniu tanich mikstur okazało się bezowocne. Wszystkie ofiarowały je w cenie pięćdziesięciu sztuk złota za jedną. Nieco więcej wyrozumiałości okazał kapłan Valkura oferując mu zestawy uzdrowiciela w cenie czterdziestu złotych monet.
Powróciwszy na pinasę kapłan dowiedział się, iż kapitan udał się na spoczynek. Zmuszony był odłożyć rozmowę na temat zaopatrzenia lazaretu na ranek.

Z rana udał się do kapitana „Złotego Smoka”.
Kajuta kapitańska była obszerniejsza od lazaretu, lecz nie tak obszerna jak by się można było spodziewać.
- Zatem jakie wieści medyku. Jakiej kwoty potrzebujesz na niezbędne zakupy?




Lea, Leila i Couryn Telstaer

Noc po drugim dzwonie 7 Mirtula

Pokój oświetlały jedynie zamknięte na noc lampy z wiecznymi pochodniami, dopalający się ogień w kominku oraz blask księżyca i gwiazd wpadający przez okno.
Jednymi drzwiami wpadła uzbrojona w wielki miecz Lea, odziana w przepaskę piersiową i lniane szarawary, drugimi naga Leila z rapierem w dłoni, za nią nieuzbrojony owinięty w prześcieradło Couryn.
Greta półleżała oparta o poduszki, cicho nuciła, głaszcząc po rudych włosach najmłodszą siostrę. Wtulona w jej pierś Ann spała, szlochając przez sen. Do niej przytulona była Elza, głaszcząca drżące od szlochu plecy dziewczynki. W pokoju nie było żadnego grożącego dziewczętom niebezpieczeństwa.
Gdy podeszli bliżej zauważyli, iż oczy Grety lśnią od łez. Przykryte były lekkim przecierałem. Według zwyczaju panującego w tych stronach spały nago. Teraz dopiero widać było jak są chude. Widać, iż długo niedojadany i głodowały.
- Przepraszam was. Czasami krzyczy przez sen a potem płacze, nigdy jej to nie budzi.
Powiedział cicho, zduszonym ze wzruszenia głosem Greta.


Couryn odetchnął z ulgą widząc, że nikt się nie włamał do komnaty dziewcząt, że nikt nie próbował ich zgwałcić czy też porwać.
- Nic się nie stało - skłamał, cofając się o krok w stronę swego pokoju. - Dobrze, że nikt was nie napadł - dodał równie cicho, zatrzymując się w progu.

W tym momencie, jako dżentelmen, powinien oddać Leili swoje okrycie, ale doszedł do wniosku, że lepiej będzie, jeśli dziewczynki będą oglądać nagą panią bosman Leilę, niż nagiego bosmana Couryna.

Lea delikatnie odłożyła na podłogę swój miecz. Poczuła zdecydowaną ulgę widząc, że siostrom Golddragon nic się nie stało, lecz niepokoiły ją ich wychudłe ciałka. Podeszła do nich i usiadła obok. W blasku księżyca dostrzec można było, że jej ubiór jest koloru jasnoniebieskiego, a w jej oczach - zatroskanie.

Otarła łzy Grety, a później pogłaskała całą trójkę.

- Nic się nie stało. - szepnęła Lea na tyle wyraźnie, by dziewczynki ją usłyszały. - Wiele przeszłyście. Wszystko będzie dobrze. Jesteście bezpieczne. - Otarła jeszcze jedną łzę, która spłynęła z oka najstarszej z sióstr.

Widać było, iż dziewczęta były spragnione dobroci drugiej osoby, pragnęły czułego dotyku drugiego człowieka, któremu zależy na nich. Greta nadal nuciła, Ann szlochała choć nieco słabiej, nadal spała. Elza odprężyła się, wpatrywała się w błyszczącymi zielonymi oczami w Leę.

Leila opuściła broń i rozejrzała się na wszelki wypadek po pokoju. Spojrzała ku łożu dziewcząt… i poczuła się kompletnie niepotrzebna. Jej i Couryna w zasadzie mogłoby tam nie być, a Lea z pewnością świetnie by sobie sama poradziła. Zresztą wyglądało na to, że dziewczynki i tak zapatrzone są w nią jak w obrazek.

- Nic tu po n… tobie - odwróciła się do Couryna, delikatnie opierając dłoń na jego klatce piersiowej i nakłaniając go do cofnięcia się w głąb ich pokoju.

Sama weszła do środka za nim. Podeszła do stołu, odłożyła rapier i sięgnęła po leżącą w pobliżu koszulę. Narzuciwszy ją na ramiona skierowała się na powrót do apartamentu dziewczynek.

- Zaraz wrócę - uśmiechnęła się do mężczyzny przez ramię. Mogła chociaż zaproponować swoje wsparcie, nawet jeśli panienki Golddragon go nie potrzebowały.

Dopiero w drzwiach zdała sobie sprawę, że pomyliła koszule. Ta była nieco za dużo, ale może i lepiej - Leila nie musiała przejmować się brakiem bielizny.

Podeszła do łóżka sióstr, aby pogłaskać delikatnie tę rudą główkę, której akurat nie dała rady głaskać Lea.

By to zrobić musiała się znaleźć na łóżku, bo dziewczynki zajmowały tylko niewielką przestrzeń z tych ośmiu stóp szerokości i długości łoża. Elza obróciła się z westchniemy w kierunku Leili i uśmiechnęła się. Ann obudziła się. Przetarła zaspane, zapłakane oczy.

- Jesteście - stwierdziła sennie - możecie spać dzisiaj tutaj? - nie do końca obudzona przemówiła zaspanym głosem.

-Tak. Będziemy tutaj przy was. - odpowiedziała Lea i uśmiechneła się ciepło - Odpoczywajcie.

Elfka położyła się obok Grety i pogłaskała Ann po głowie. Ta prawie natychmiast zasnęła.

Leila uśmiechnęła się delikatnie do Elzy.

- A może zostawimy Gretę i Ann z Leą, a ty pójdziesz spać ze mną i Courynem, Elzo? Wtedy każda będzie miała się do kogo przytulić. A jak Couryn zostanie sam, to będzie tęsknił i będzie mu smutno - zaproponowała cicho, by nie zbudzić pozostałych. - Jeśli jednak chcesz zostać z siostrami, zostanę i ja.

- A co będzie jak Ann się znowu zbudzi po koszmarze, a mnie przy niej nie będzie? - po tych słowach popatrzyła prosząco na Leilę.

Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło.

- W porządku. - Nie zamierzała nalegać. - W takim razie zaraz wrócę. Tylko powiem Courynowi, że zostaję z wami, żeby się o mnie nie martwił - szepnęła Elzie.


Jak powiedziała tak zrobiła. Zszedłszy z łoża, skierowała swe kroki ku pozostawionemu w pokoju obok Courynowi.

- Przepraaaaszaaaaam. - Szepnęła, przytulając się do niego i muskając ustami jego usta. - Próbowałam namówić Elzę, żeby przyszła spać z nami, ale koniecznie chce zostać z Ann. I chcą, żebyśmy z Leą też tam spały. - Wyjaśniła mu pokrótce. - Musisz zostać tu sam. Ale odbijemy sobie jutro… Dobrze? - Dodała z łobuzerskim uśmiechem. - Zresztą w czymś nam przerwano i musimy to jeszcze dokończyć…

Oddał równie lekki pocałunek.

- Słyszałem - odparł cicho. - Coś nam Sune nie sprzyjała tym razem. - Uśmiechnął się. - Idź spać, skarbie. Nabierz sił przed dniem jutrzejszym.

Delikatnym gestem pogładził ją po policzku, a potem, równie delikatnie, ucałował jej oczy.

- Uciekaj - szepnął.
- Dziękuję - odparła cicho.

Zwlekała jeszcze chwilę, wcale nie mając ochoty zostawiać go samego na resztę nocy. W końcu jednak wróciła do łóżka dziewczynek i ułożyła się do snu obok Elzy.

Couryn usiadł na brzegu łóżka.

Zdecydowanie nie miał ochoty na sen... Skubnął coś z tego, co zostało im z kolacji, napił się trochę wina i przez moment siedział jeszcze, wsłuchując się w oddechy śpiących obok młodszych i odrobinkę starszych kobiet.

Wreszcie jednak położył się i zawinął w koc.




Ranek około siódmego dzwonu.

Do pokojów zajmowanych przez Leę i parę cicho zapukał Główny Kapłan.
Gdy już zebrali się razem Główny Kapłan przemówił.
- Pragnę podarować dziewczętom ucałowanym przez Sune, suknie wyjściowe i wieczorowe. Jesteście ich opiekunami, więc jeśli się zgodzicie, zaraz przyślę krawcowe i już wieczorem będą gotowe one do przymiarki.




Sklep z odzieżą przy targu, około dziesiątego dzwonu.


Dziewczęta nie chciały rozstawać się ze swoimi opiekunami, zatem wszyscy sześcioro wybrali się na zakupy. Dziewczęta zaczęły już wybierać i mierzyć porządne ubrania, takie w których nie wstyd pokazać się na mieście, gdy nagle drewniane okiennice sklepu zostały zamknięte, zaś głównymi drzwiami i prowadzącymi na tyły weszło pięciu, odzianych jak żeglarze, w przeszywane ubrania, drabów. Dzierżyli w dłoniach morgerszterny. Najmłodszy z nich z blizną na policzku spokojnie rzekł. Nad ramionami wystały mu koszowe rękojeści dwóch Kordów

- Oddajcie dziewczynki a nic Wam się nie stanie. Naszemu mocodawcy zwłaszcza zależy na najstarszej.
Gdy Greta to usłyszała wysunęła się do przodku.
- Pójdę z Wami, jeśli zostawicie w spokoju moje siostry
- Nie – krzyk rozpaczy wyrwał się jednocześnie z gardeł jej sióstr.

 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 21-05-2015 o 17:23.
Cedryk jest offline  
Stary 22-05-2015, 16:42   #27
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Ranek około siódmego dzwonu


Poranne słońce wdzierało się do pokoju panienek Golddragon, ptaszki ćwierkały, motyle ubarwiały feerię kolorów ogrodu za oknem… A Leila od jakiegoś czasu leżała na łóżku z otwartymi oczami, wpatrując się w sufit. Kiedy śpiąca obok niej Elza poruszyła i przebudziła, kobieta uśmiechnęła się do niej ciepło i przeczesała jej rude włosy palcami.
- Dzień dobry - przywitała dziewczynkę. - Zostawię was z Leą.
- Dzień dobry bosman Leilo.
Odpowiedziała równie cicho. Z twarzy dziewczynki bił blask szczęścia, chociaż reszta ciała dziewczynki w świetle dziennym, pokazywała trudy życia. Głód i długotrwałe niedożywienie, liczne nowe i stare siniaki.
Nie umknęło to uwadze Leili, ale potrzeba było czasu, aby naprawić tak długie cierpienie. W tej chwili nie mogła na to więcej poradzić, musiał wystarczyć jej promienny uśmiech Elzy. Kobieta czym prędzej wygramoliła się z olbrzymiego łoża i na paluszkach pobiegła do swojego pokoju, po drodze starannie zamykając drzwi. Dało się słyszeć również ciche szczęknięcie, towarzyszące przekręceniu klucza w zamku.
Leę obudził pocałunek w policzek, obok niej na łożu klęczała, uśmiechając się do niej - Ann.
- Dobry dzień. Patrz jaki piękny poranek. -
Półleżąca z drugiej jej strony uśmiechnięta Greta była nieco speszona zachowaniem siostry. Pomiędzy jej dopiero co pączkującymi piersiami wisiał srebrny amulet Lathandera. Elza zaś, tak jak ją bogowie stworzyli, wyciągała z komody ubrania sióstr.
- Dzień dobry Ann - otworzyła oczy i się uśmiechnęła.
Usiadła na łóżku.
- Dzień dobry Greto. Dzień dobry Elzo. - przywitała się również z pozostałymi i każdą pocałowała w policzek - Jak się spało?
- Wygodnie, wspaniale, jak nigdy. - odpowiedziały przez siebie dziewczęta
Lea wreszcie stanęła na równych nogach i się przeciągnęła. Dawno w tak dobrych warunkach nie spała. Usiadła następnie na krańcu łóżka.
- Nie wiem jak wy dziewczyny, ale ja sugeruję kąpiel. Jak chcecie, to możecie skorzystać z łazienki w moim pokoju.
-Leo, a czemu ty i bosman Lelia śpicie w ubraniach? Tutaj nikt tak nie robi. Chyba, że w porze deszczowej. - ze śmiechem zapytała Ann. - To musi być bardzo niewygodne. Pamiętam jak my musiałyśmy spać w ubraniach na ulicach, było to bardzo niewygodne.
Greta zarumieniła się, zmieszana na uwagę o spaniu na ulicach.
~ Biedne dziewczyny. ~ pomyślała i spojrzała współczująco na Gretę ~ Na szczęście teraz niczego im nie zabraknie. A sama nie pozwolę, by musiały wrócić na ulicę.
Wzięła na kolana Ann i zaczęła głaskać ją po głowie.
- A bo widzisz moja droga, Leila pochodzi z innego miejsca, a ja już się przyzwyczaiłam do spania w ubraniu. Wiesz, mam długie uszy. Elfy lubią udziwniać. - powiedziała żartobliwie i pstryknęła palcem w swoje ucho. - Cieszę się, że jest ci teraz wygodnie. - uśmiechnęła się ciepło.
Uśmiechnęła się promieniście, potem z powagą na jaką stać tylko sześcioletnie dziecko powiedziała.
- Wiem, że na statku będzie trzeba spać w ubraniach, bo tam trzeba być cały czas w gotowości do ma… mam… manewrów.
- Oj tak, masz rację. - elfka zachichotała - Wydaje mi się również, że na morzu będzie chłodniej, więc raczej lepiej będzie spać w ubraniach tak czy siak. Tam to nie powinno przeszkadzać. Poprawcie mnie jeśli się mylę, bo nie znam za dobrze tutejszego klimatu.
- Póki jesteśmy jeszcze na lądzie, to korzystajmy, póki możemy. Poza tym trzeba wam jeszcze trochę rzeczy zakupić. - stwierdziła.
Dziewczęta pokiwały tylko ze zrozumieniem głowami.

Tak jeszcze rozmawiały chwilę, aż wreszcie Lea postanowiła wziąć kąpiel, wcześniej pomagając siostrom Golddragon się ubrać. Po niej udała się do kapliczki Sune, by się pomodlić, a następnie, jako że zjawił się kapłan Bennon z prośbą, by się wszyscy zebrali. Poszła trochę wcześniej, by móc zabrać swój sztylet z sali biesiadnej.

Sztylet, jak wbity w ziemię, tak dalej tam był. Sala na razie była pusta, co trochę uspokoiło Leę. Przeszła przez halę i przykucnęła przy swej broni. Odcięty kosmyk owinięty naokoło broni z jakiegoś powodu zdawał się być z nią połączony. Elfka chwyciła za rękojeść, wyciągnęła z desek i...
~ Witaj, jestem Ael. ~ usłyszała kobiecy głos.
Paladynka się lekko wzdrygnęła. Nie spodziewała się w tym miejscu nikogo. Spojrzała jeszcze raz na sztylet i spostrzegła, iż ognostorude włosy utworzyły chwost, który się wydłużył i oplata w tym momencie rękę.
~ Będziemy razem zwalczać zło niszczące miłość i piękno. Ale jeśli użyjesz mnie przeciw komuś, kto nie jest wyznawcą Malara, Auril, Talosa, Tempusa, Umberlee czy Talony, nie zadam im żadnych obrażeń. Dla wspomnianych - jestem zabójczym orężem.
Dopiero teraz zrozumiała, że słyszy ów głos w myślach. Jednak dlaczego brzmi podobnie, jak ona?
~ Dzięki mnie masz również masz prawo przelać część swojej energii życiowej na osobę, którą darzysz uczuciem. Wystarczy, że natniesz jej skórę i zapragniesz tego. Lubię również taniec, więc tańczę w walce dekoncentrując twoich wrogów, jeśli tylko wypuścisz mnie z ręki. Swoją wiedzą będę ci również pomagała, gdy będziesz próbować leczyć innych.
Lea była zaskoczona. Stała jak ten kołek na środku sali i słuchała. Domyśliła się, że komunikujące się telepatycznie ostrze to dzieło Sune.
~ Jestem zaskoczona. Dziękuję. - powiedziała w myślach skierowane do "głosu" słowa. Była na razie zbyt zmieszana, by złożyć coś składniejszego.
Ael zaśmiałała się miłym, perlistym, radosnym śmiechem.

Lea umieściła sztylet w pustej pochwie na swój sztylet, którego chwost się skrócił i przestał oplatać jej rękę, a następnie udała się zamyślona po schodach na górę, by zjeść śniadanie z pozostałymi.
 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 22-05-2015 o 19:51.
Flamedancer jest offline  
Stary 22-05-2015, 17:06   #28
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Couryn nie spał już od pewnego czasu. Łoże, choć wygodne, było zbyt wielkie jak na jedną osobę. Zdecydowanie zbyt wielkie i czuł się w nim dziwnie samotny. A założyłby się, że jeszcze wczoraj byłby zachwycony taką wolną przestrzenią.
Gdy usłyszał poruszenie w sąsiedniej komnacie obrócił się na bok. Zamknął oczy i udał, że śpi.
Leila, niepomna zmyślności Couryna, cichuteńko zbliżyła się do łóżka. Przez moment przyglądała się, jak słoneczne promienie oświetlają jego twarz. Pomyśleć, że ledwie wczoraj go poznała, a już miała wrażenie, jakby spędzili razem wiele lat. Rozważała, czy obudzić go pocałunkiem, czy dać mu dalej spać i tylko przytulić się do niego, czy może… Tak, trzecia opcja była zdecydowanie najprzyjemniejszym wyborem.
Ostrożnie i delikatnie, tak by nie obudzić śpiącego, odchyliła kołdrę i zanurkowała pod nią. Była pewna, że dotyk jej języka i ust szybko przebije się przez senne majaki Couryna…
Ku jej zaskoczeniu Couryn niemal natychmiast odpowiedział identycznymi niemal pieszczotami. Kiedy Główny Kapłan cicho zapukał do drzwi, nie zareagowali w żaden sposób, zbyt zajęci sobą. Wyglądało na to, że nie zamierzali zbyt szybko iść na śniadanie…





Na zbiórkę, zarządzoną przez Bennona, głównego kapłana przybytku Sune, oboje nieco się spóźnili, przez co Lea i siostry Golddragon musiały na nich czekać.
- Dzień dobry - przywitała się z obecnymi rozpromieniona Leila.
Tego dnia miała na sobie ubiór już nie tak elegancki jak poprzedniego. Odziana była w brązy i szkarłaty, które zdecydowanie lepiej pasowały do insygniów “Złotego Smoka”. Za namową Couryna przywdziała również skórzaną zbroję, a ozdobny pendent do rapiera zamieniła na bardziej praktyczny skórzany pokrowiec.
- Dzień dobry - niemal jak echo powtórzył Couryn.
I chociaż siadali do śniadania (ciut spóźnionego) w siedzibie Sune, to i on uzbrojony był po zęby.
Zabrał się za jedzenie, by uzupełnić nadwątlone w ciągu nocy siły. Leila poszła w jego ślady. Przygotowywała sobie kanapki z białym serem, nucąc pod nosem jakąś melodyjkę. Czyżby jedną z tych, które w nocy zagrał Couryn na lutni?
- To jakie plany po śniadaniu? - zapytała, zabierając się za jedzenie.
- Zakupy - odparł Couryn. - Mam nadzieję, że to lubisz?
Przełknęła kęs kanapki i uśmiechnęła się wesoło.
- No pewnie! Zakupy to świetna zabawa. O ile ma się co wydawać. A tak się składa, że mam. Bo na co mi pieniądze na statku - stwierdziła, nalewając sobie świeżego soku.
Srebrne bransoletki zadźwięczały na jej nadgarstku, gdy sięgała po kielich.
- Pamiątki z różnych stron świata? - spytał Couryn.
Leila spojrzała na niego, w pierwszej chwili nie łapiąc, o co pyta. Szybko jednak pojęła i odpowiedziała z niegasnącym uśmiechem:
- Nie, po prostu błyskotki. Spodobały mi się.
- Pasują do ciebie - powiedział z uśmiechem.
- Lubię srebro - stwierdziła, wzruszając lekko ramionami.
Wolną dłonią musnęła bezwiednie naszyjnik, który zdobił jej dekolt. Założyła go, mimo że fioletowy odcień kamienia niespecjalnie współgrał z czerwono-złoto-brązowym ubiorem Leili.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 26-05-2015 o 09:01.
Kerm jest offline  
Stary 22-05-2015, 22:36   #29
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Kiedy wszyscy skończyli już śniadanie, jak na znak w pobliżu pojawił się Bennon.
- Pragnę podarować dziewczętom ucałowanym przez Sune suknie wyjściowe i wieczorowe. Jesteście ich opiekunami, więc jeśli się zgodzicie, zaraz przyślę krawcowe i już wieczorem będą gotowe do przymiarki.
- To piękny dar, panie - jako pierwsza odezwała się Leila.
Któż inny mógł bardziej docenić piękne, szyte na miarę odzienie! I to jeszcze w prezencie. W głowie już układała sobie kroje i kolory.
- Oczywiście, zaczekamy w apartamencie na krawcowe. Dziewczęta, podziękujcie kapłanowi Bennonowi za ten piękny podarunek.
- Dziękujemy, panie. - odezwały się wszystkie trzy, choć nie brzmiało to jak zgrany chórek.
Leila nie ukrywała zadowolenia. Nie tylko siostry miały otrzymać idealnie skrojone wdzianka, ale i cała grupa zaoszczędzić mogła masę czasu na poszukiwania odpowiedniego sklepu. Gdzieś tam głęboko w sercu poczuła leciuteńkie ukłucie zazdrości, które jednak szybko zniknęło. Kto jak kto, ale one zasłużyły na odrobinę luksusu w swoim życiu.

Leila wstała od stołu i klaśnięciem dłoni zwróciła na siebie uwagę towarzystwa.
- No to do pokoju marsz, raz dwa - rzuciła z uśmiechem.
Dziewczynkom, najwyraźniej w pewien sposób podekscytowanym wizją posiadania pięknych sukienek, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Pomknęły przodem, podczas gdy troje opiekunów poszło za nimi.
- Tym razem chyba nie będziesz musiał czekać samotnie w drugim pokoju - powiedziała Leila, idąc ramię w ramię z Courynem. - W końcu miary nie trzeba brać nago - mrugnęła do niego.
Odpowiedział lekkim uśmiechem.

Nie czekali długo. Ledwie cała szóstka znalazła się w pokoju, już rozległo się pukanie do drzwi.
- Z polecenia głównego kapłana mamy przygotować suknie dla panienek, na zamówienie Domu Sune - powiedziała najstarsza z przybyłych do Leili, która im otworzyła.
- Świetnie, zapraszamy.
Wpuściła do środka dwie młode dziewczyny i jedną dorosłą kobietę.
Już po ich odzieniu było widać, że znają się na swojej pracy. Proste, dopasowane sukienki świetnie leżały na każdej z nich. Cała trójka przez chwilę przyglądała się z cieniem podziwu zarówno trzem ucałowanym przez Sune, jak i Lei, o której wczoraj było równie głośno.
- Stójcie spokojnie, kiedy panie będą brały miarę. Zmierzą was tak, by sukienki, które otrzymacie pasowały jak ulał - wyjaśniła Leila dziewczynkom, gładząc Elzę i Ann po głowach.
Była pewna, że siostry zachowają się jak należy. W ich obejściu i tak było widać dużą zmianę od wczoraj.
~ Wczorajszy dzień u wszystkich wiele zmienił ~ pomyślała Leila, spoglądając na moment w stronę Couryna.

Całość operacji nie zajęła więcej niż pół godziny. Dwie młodsze asystentki zajęły się braniem miary z dziewcząt. Jedna sprawdzała po kolei wszystkie wymiary, druga zapisywała w małym notatniku podawane liczby. Powtórzyły to dwa razy na każdej z sióstr i z każdej możliwej strony, aby mieć pewność, że rozmiary sukienek będą idealne. W tym czasie krawcowa zwróciła się do Lei, Leili i Couryna w sprawie szczegółów. Jak zwykle, w temacie ubioru najwięcej do powiedzenia miała Leila. Lea nie wtrącała się, zaś Couryn siedział z boku, starannie ukrywając swój brak zainteresowania tematem.
- Główny kapłan mówił o sukniach wyjściowych i wieczorowych. Chciałabym, by odpowiednio prezentowały fason w miarę prosty i schludny oraz bardziej szykowny i wysublimowany. Suknie wyjściowe mogą być odrobinę krótsze i z pewnością muszą być wykonane z bardziej wytrzymałego, ściślej tkanego materiału - tłumaczyła swoje pomysły krawcowej, która z uśmiechem potakiwała raz po raz, zgadzając się z jej słowami.
- Proponuję zwykły prosty krój, zebrany w pasie z głębszym wycięciem na plecach - kobieta skreśliła w swoim notatniku kilka prostych linii, pokazując Leili szczątkowy plan kreacji.
- Świetnie. Właśnie o coś takiego mi chodziło. Dobrze by było, aby każda była nieco inna, ale by były podobne - popatrzyła na siostry Golddragon, mrużąc lekko oczy. - Może… hm… Może niech wszystkie będą zielone, ale w innym odcieniu. Zdobienia szyte złotymi i srebrnymi nićmi niech będą bliźniacze. Motyw pozostawiam już paniom do wyboru.

- Co zaś tyczy sukni wieczorowych - kontynuowała, gdy krawcowa zapisała już wszystkie jej uwagi. - Mogą być z lżejszego, bardziej zwiewnego materiału i naturalnie mogą być bardziej wykwintne. Dopasowana góra i luźno puszczony dół z falbankami, zebraniami, nieregularnym splotem? Może nawet jakiś cienki sznur perek wszyty przy kołnierzu. Co tylko fantazja paniom podpowie. Te mogłyby być w błękitach i srebrze, przywodzących na myśl spienione fale. Błękit taki głęboki… Coś między szafirem a akwamaryną byłoby chyba najlepsze.
Krawcowa zanotowała ostatnie szczegóły i uśmiechnęła się uprzejmie.
- Klient wymagający, który przy tym wie, czego chce, to najlepszy klient. Jestem pewna, że sprostamy wszelkim wymaganiom i oczekiwaniom - powiedziała, kierując się ku drzwiom. - Wieczorem sukienki będą gotowe do przymiarki. W razie potrzeby wprowadzimy jeszcze jakieś poprawki i najpóźniej na rano będą gotowe do odbioru.
Leila była zachwycona.
- Wspaniale!
Odprowadziwszy kobietę z asystentkami do wyjścia, dodała jeszcze niemal szeptem:
- Prosiłabym przy wymiarach dodać chociaż po centrymetrze w obwodach. Dziewczynki są bardzo wychudzone i liczymy na to, że wkrótce nabiorą nieco ciałka. Szkoda byłoby, aby tak piękne kreacje były lada moment za małe.
Krawcowa pokiwała głową ze zrozumieniem. Cała trójka, pożegnawszy się, zniknęła wśród korytarzy Domu Sune.
- Teraz zakupy! - zawołała Leila z uśmiechem, zwiastując wszystkim wyprawę na miasto.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 23-05-2015, 18:46   #30
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Około dziesiątego dzwonu. Lea, Leila i Couryn - sklep z ubraniami.

- Nie pozwolę na to - powiedziała Lea wysuwając się na przód - W każdej istocie, nawet w was, jest sumienie. Czy nie czujecie się źle, kiedy musicie porwać trzy małe dziewczynki? Czy warto na kilku nędznych groszy zabierać dzieciom marzenia? Wyobraźcie sobie, że sami macie małe dzieci, które zostały porwane. Jak byście się poczuli? W każdym tkwi dobro. Musicie tylko zaglądnąć w siebie. Daję wam szansę. Wykorzystajcie ją, bo możecie nie mieć kolejnej! Jeśli zaczniemy walczyć, to nie ujrzycie piękna kolejnego dnia. Bo te trzy dziewczynki należą do tej samej rodziny, co ja. Kocham je i będę je chronić, choćby się świat walił! A jeśli zawiodę, to znajdę w.as oraz waszego mocodawcę, i wsadzę za kraty! Bądźcie rozsądni. Wszyscy walczymy dla Turmishu. Czy warto podcinać sobie nogi na wojnie? - zapytała się napastników.
- Oszalałaś dziewko? Czy ktoś powiedział, iż walczymy dla tych idiotów? - odparł ze śmiechem ich przywódca. - Walczymy dla złota, za młodsze mamy obiecane po pięćdziesiąt nie oberżniętych koron. Starsza warta jest dla naszego mocodawcy aż pięćset.
Uśmiechnął się, a blizna na jego policzku ohydnie się skurczyła.
~ A fee ~ pomyślała Lea widząc bliznę na twarzy najemnika.
- Uważasz, że tak ryzykowna robota jest warta zachodu? Sądzę, że ktoś z waszymi umiejętnościami mógłby zarobić tyle samo zajmując się czymś twórczym, acz bezpieczniejszym. - rzekła Lea nie licząc za bardzo, że ich przekona. Zaczęła ciągnąć dalej.
- Macie tylko zlecenie. Jesteście dla zwykłych pieniędzy gotowi narazić się na gniew bogini, której służę? Gniew bogów jest straszliwy, a wszystkie trzy są pod ochroną Sune.
Couryn nie do końca wiedział, czy Lea mówi z pełnym przekonaniem, czy tylko gada, co jej ślina na język przyniesie. Nie zamierzał dłużej przewlekać tej bezsensownej rozmowy...
Żeglarze wybuchli śmiechem.
- Nam też sprzyja bóg, przekonajmy się komu bardziej!
Żeglarze przeciągli dwoma palcami lewej dłoni po oczach. Przywódca ich wyszarpnął kordy z pochew przytroczonych do pleców
Maska. Lea rozpoznała znak wyznawców tego boga.
Mag przesunął się nieco, jakby chciał odgrodzić Leilę od napastników, po czym uniósł dłonie.
- Brulanta manoj - powiedział, po czym z jego palców trysnęły płomienie, obejmujące stojących w zasięgu czaru żeglarzy.
Zaskoczeni zbóje wrzasnęli, gdy na ich twarzach pojawiły się ślady poparzenia.
Lea, na słowa przywódcy zbirów, dobyła swego wiernego oręża, którym jest wielki miecz. Wolała po dobroci, ale niestety…
- Schowajcie się gdzieś! - powiedziała do sprzedawcy i do trzech dziewczynek, jednocześnie robiąc krok do przodu, by potężnym zamachem trafić przywódcę zbirów.
Cios Lei trafił przywódce w ramię, krew trysnęła na sąsiadujących z nim marynarzy. Padł na deski. Greta cisnęła w nacierającego od strony drzwi żeglarza szpulą nici i trafiła go pod oko. Ann podobnież potraktowała drugiego nacierającego na elfkę, przez co jego cios morgensternem odłupał z deski sporą drzazgę. Jeden z żeglarz wchodzący tylnymi drzwiami ruszył na maga, który tak go przypiekł, jednakże cios był pospieszny i Couryn z łatwością go uniknął, lekko tylko schodząc z kierunku wymierzonego ciosu.
Na to właśnie czekała Leila, która już od początku całej tej farsy (~ farsy, dobre sobie!) z przemową trzymała rapier w pogotowiu. W duchu podziękowała też Courynowi, że namówił ją, mimo wszystko, na założenie zbroi. Zbój zgiął się gdy trafiła go rapierem w brzuch.
Liczba przeciwników nieco się zmniejszyła, ale i tak w sklepie kręciło się ich za dużo. Co najmniej o trzech...
- Magio kuglo - Wbrew zasadom dobrego wychowania Couryn wskazał palcem napastnika stojącego niedaleko tylnego wyjścia. W stronę żeglarza poleciał pocisk magicznej energii.
Stojący przy półkach z ubraniami zaszedł od tyłu Leę, jednak dekoncetrowany przez Ann, poszedł w ślady swego kamrata odłupując drzazgę z podłogi.
Ostatni ze zbójów zaszarżował na Leilę, lecz trafił tylko w stos materiałów piętrzących się na ladzie sklepowej. Dziewczynki obrzucały nadal szpulkami nici zbójów, dołączył się do nich nawet sprzedawca.
Lea postanowiła wykorzystać swoją szybkość i ciąć dołem przeciwnika stojącego przy drzwiach. Uderzenie przeszło przez jego udo, co sprawiło, że zbój krzyknął i upadł na ziemię bez przytomności.
Kolejny raz przeciwnik Couryna haniebnie go chybił.
Leila ponownie pchnęła. Rapier wszedł jak w masło w szyję przeciwnika, a krew trysnęła z rozerwanego gardła.
Nie chcąc podpalać sklepu i rujnować bogu ducha winnego handlarza Couryn ponownie rzucił magiczny pocisk, za cel ponownie obierając tego samego marynarza.
Czar maga dosięgnął przeciwnika, gdy ten padał na ziemię po ciosie Leili.
Widocznie zmęczenie dawało znać o sobie, gdyż Lea chybiła przeciwnika, który zachodził od tyłu Couryna i to tym razem jej miecz łupał drzazgi w podłodze sklepu, ale widząc, iż nie ma szans, wspomniany zbój zaczął się szybko wycofywać.
Leila wyszarpnęła zza pasa nabity pistolet. Błysk, huk wystrzału, chmurka dymu i ugodzony kulą z pistoletu napastnik padł przy drzwiach.
Widząc to ostatni zbir wycofał się do drzwi wychodzących na ulicę, po czym wypadł na zewnątrz.
Lea obejrzała się za uciekającym i wzruszyła ramionami stwierdzając, że pogoń nie będzie mieć większego sensu.. Spojrzała na powalonych przeciwników, podeszła do przywódcy i postanowiła go ustabilizować, by się nie wykrwawił. Z trudem udał się Lei opanować krwotok u herszta. Dość szybko uratowała też tego, który nadchodził pierwszy od strony głównego wejścia. Straciła tylko czas na sprawdzaniu czy napastnik z rozciętym gardłem jeszcze żyje. W ostatniej chwili udało się jej uratować postrzelonego w plecy zbója..
- Przepraszamy za kłopot. Zrekompensujemy to jakoś. - powiedziała do sprzedawcy patrząc na m.in. ślady w podłodze.
- Niech to szlag! - zaklął Couryn. - Przepraszam... - powiedział niemal natychmiast. Był wściekły, że napastnik uciekł, ale próba utrupienia go na ulicach miasta mogła się różnie skończyć.
Leila ucieszona ich maleńkim triumfem, natychmiast chciała gonić za tym, który uciekł. Dopadłszy już prawie drzwi, zmitygowała się jednak, dochodząc do podobnych wniosków jak jej partner. Rozumieli się najwyraźniej bez słów.
- Chciałem wam pomóc ale miałem to pokazuje wyjęty spod lady garłacz. Rozumiecie zatem czemu nie strzelałem - powiedział stary żeglarz.
- Cóż… Strzał mógłby się skończyć źle dla wszystkich w tym pomieszczeniu. Ale dziękujemy za chęci. - odparła lekko zdumiona. Nie spodziewała się takiej broni u sprzedawcy ubrań.
Rozglądnęła się za siostrami Golddragon, które wciąż znajdowały się w sklepie. Na szczęście całe i zdrowe.
~ Porąbana paladynka ~ pomyślał Couryn gdy zobaczył, jak Lea cacka się z przeciwnikami, zamiast poderżnąć im gardła.
~ Paladyni ~ westchnęła w duchu Leila, żałując, że nie zdecydowała się na szybsze działanie. Już wiedziała, że następnym razem nie będzie czekać.
- Sprawdziłaś chociaż ich kieszenie? - warknął mag. - Chcesz, żeby w podziękowaniu za przysługę poderżnęli ci gardło?
- Popilnuj go, dobrze? - poprosił Leilę. - Jak drgnie, to... wiesz…
Dziewczyna skinęła w odpowiedzi, przykładając końcówkę rapiera do gardła przeciwnika.
Przyklęknął przy leżącym napastniku. Odsunął na bok jego broń, a potem zaczął przeszukiwać kieszenie leżącego. Był pewien, że szlachetna Lea nawet by nie pomyślała o takim drobiazgu.
Lea spojrzała na rozzłoszczonego Couryna i westchnęła. Nie chciała kłótni, a on definitywnie do niej dąży.
- Mam zamiar ich oddać w ręce straży. Nieprzytomni nie będą stanowili problemu. A jeśli chcesz zrobić coś dobrego, to oddaj złoto sprzedawcy, bo on najwięcej problemu będzie miał po tym wszystkim.
~ Rany, innym tylko pieniądze w głowie. ~ pomyślała i wstała, by pójść w stronę dziewczynek.
- Cóż... Prosiłam byście się schowały, ale zachowałyście się bardzo dzielnie. Dziękuję wam. - przykucnęła przy całej trójce - Wszystko w porządku?
- To o nasze skóry chodziło, a i obrzucałyśmy ich szpulami z daleka. - odparła skruszonym głosem Greta.
- Jednak wykazałyście się odwagą, którą mało kto by miał w waszym wieku. Spisałyście się na medal. Najważniejsze jest jednak to, że nikomu nic się nie stało. A ja przysięgłam was chronić. Nie martw się o nic. - powiedziała - Choć osobiście wolałam dyplomatyczne rozwiązanie... Ale się nie popisałam - ostatnie słowa były zdecydowanie cichsze. Tylko dziewczynki zdołały je usłyszeć.
- Oddasz ich w ręce władz... Zaiste, słuszny to czyn i zgodny z prawem. - W głosie Couryna zabrzmiała ironia. - Innymi słowy dobrze że stąd wypłyniemy, bo za parę dni znów zaczną polować na nasze podopieczne. Zaiste, bardzo o nie dbasz.
~ Tylko utrapienie z tymi szlachetnymi paladynami ~ pomyślał. Dobry wróg to wróg spoczywający metr pod ziemią.
- Myślisz, że to cokolwiek zmieni to, że ich zabijemy? Naślą kolejnych i kolejnych. W ten sposób możemy uratować kilka żyć, które może zrezygnują z podążania złą drogą. Kto wie? Może któryś ma zadatki na wspaniałego barda takiego jak Neevan? - odparła niewzruszona ironią Couryna.
- Beznadziejna idealistka - stwierdził Couryn. - Aż dziw, że jeszcze żyjesz. No ale to twoja sprawa. Nie stanę na drodze między tobą a twoimi poglądami.
Leila nie zamierzała się spierać. W duchu zgadzała się z partnerem. Może miłość od pierwszego wejrzenia istniała naprawdę? Bo braterstwo dusz - na pewno.
 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 26-05-2015 o 16:25.
Flamedancer jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172