Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-05-2009, 11:45   #111
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nudy! Archiwista, niech go szlag! Co go obchodziły archiwa? Nie było tu nic ciekawego, zresztą nie dojrzał nawet czym tu płacą i w zasadzie jak się ta kraina nazywa. Zupełnie jakby... została wymyślona na potrzeby tej idiotycznej gry. Jedynie przez chwilę przyglądał się portretowi księżnej. Pośmiertnemu, za to w sukni i z otwartymi oczami. Ciekawe czy to wyobraźnia malarza, czy ci idioci faktycznie ubrali i ustawili tak tą biedną nieboszczkę. Dwadzieścia lat temu. Cóż, wiedział już ile lat ma obecna księżniczka, jak na jego gusta to był dość poważny wiek i już dawno powinna za mąż być wydana. A tutaj nawet nie bito się o jej rękę, a o marną godzinę przebywania z nią. Nawet bez dotknięcia. I co, ma się napawać jej oczami? Czysty debilizm, zdecydowanie trzeba było wymyślić sposób, by wydostać się z tego nawiedzonego miejsca. Kompletnie przestawała podobać mu się ta gra. Podziękował więc archiwiście i opuścił jego komnatę, kierując się ku wyjściu z zamku.

Nie dane mu jednak było dojście na dziedziniec. Na korytarzu pojawiła się morda osobnika, którego nie spodziewał się ujrzeć jeszcze kiedykolwiek. Zatrzymał się nagle, mierząc go wzrokiem.
-Tacy jak ty, mają w życiu zdecydowanie za wiele szczęścia, Charles.
Rozejrzał się szybko. Nie było tu nikogo, a korytarz prowadził tylko w dwie strony. Może to i dobrze? Od czasu ostatniego spotkania z de Azilem, Haradan nauczył się wielu rzeczy, a jednym z nich był fakt, że podejmowanie honorowej walki z niehonorowym przeciwnikiem nie miało najmniejszego sensu. Walczyć należało zawsze wykorzystując wszystkie środki i nadarzające się okazje. A tutaj nie było szans uniknąć konfrontacji. Zresztą umysł Tarfura nawet nie brał tej możliwości pod uwagę, sprawy niezałatwione należało dokończyć, nawet jak minęło sporo czasu. Tym razem nie popełni błędu. Szybkim ruchem ściągnął z pleców łuk i wyszarpnął z kołczanu strzałę. Jego nogi pracowały już niezależnie, oddalając go od wroga. A cięciwa wypuszczała strzały. Miał zamiar utrzymać go na dystans najdłużej jak było można, jego szybkość pozwalała mu na to z większością przeciwników. Dopiero, gdyby możliwość bezpiecznego ostrzału się skończyła, miał zamiar sięgnąć po ręczną broń. Ale może do tego czasu jego przeciwnik będzie już martwy?
 
Sekal jest offline  
Stary 21-05-2009, 15:48   #112
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bojowy skok Mniszki, zakończony kopniakiem w wampirzycę odniósł sukces, jeszcze bardziej wnerwiając przy okazji zielonowłosą. Impet ciosu odrzucił ją w tył, a następnie na jej ciele pojawiła się ponownie dziwna zbroja. Nieumarła wyraźnie dostawała w kość, wciąż jednak była groźnym przeciwnikiem, co też szybko udowodniła. Miri nagle oto nie potrafiła prawidłowo oddychać, co aż zwaliło ją na kolana. Walcząc o łyk powietrza była całkowicie wystawiona na ataki wampirzycy, i mogło to skończyć się naprawdę źle, Mniszka jednak na szczęście nie była sama.

Najpierw po raz kolejny Senader zaskoczył stosując kolejną magiczną sztuczkę, i trafiając nieumarłą jakimiś energetycznymi pociskami, a następnie mały dziwny stworek, stworzony jakby z kamienia, rzucił się na zielonowłosą niwecząc jej plany pochwycenia Miri. Plugawa kobieta wciąż jednak nie dawała za wygraną i po chwili rozległ się krzyk Krasnoluda, który chyba zasmakował kolejnej mrocznej mocy krwiopijczyni. Nie było jednak porównania do wrzasku, jaki nagle wydała z siebie Sara, którego moc zmiotła jedną ze ścian pomieszczenia, spory kawałek dachu, i przede wszystkim wampirzycę, która znalazła się nagle wystawiona na promienie słońca.

Wampirzyca lekko dymiąc uciekła z sykiem do zaciemnionego kąta pomieszczenia, gdzie znajdowała się jej uszkodzona trumna, po czym do niej wskoczyła. Było to naprawdę dziwne zachowanie, Miri jednak nawet nie wysilała się, by zrozumieć postępowanie nieumarłej. Kto w końcu w środku walki wskakuje nagle do swojej trumny i zapada w dziwną drzemkę?. Pewnie to miało jakiś związek z plugawymi mocami krwiopijczyni... . Teraz jednak Mniszka mogła nabrać powietrza w płuca, co szybko też uczyniła, a następnie podbiegła do "śpiącej" w trumnie zielonowłosej, po czym wyciągnęła drewniany kołek zza pasa.

- Zapłacisz za wszystkie krzywdy jakie wyrządziłaś w swym plugawym życiu - Warknęła, i nie mając pod ręką odpowiedniego narzędzia, użyła swojej pięści wbijając w ten dziwny sposób kołek prosto w serce wampirzycy. Zgrzytnęło, chlupnęło, i na twarzy zielonowłosej pojawił się grymas bólu, jednak nawet nie ruszyła palcem, wciąż leżąc gdzie leżała.

- "To może przeniesiemy wampirzycę bliżej słoneczka, skoro zakosztowała kołka? - Spytał krasnolud - Niech się babsztyl opali".

- Właściwie to myślałam żebyś ściął jej łeb toporem - Odpowiedziała Miri, przecierając swoją zakrwawioną twarz dłonią z posoki nieumarłej, co zaowocowało jedynie rozmazaniem owej krwi, i nadaniem jej jeszcze bardziej złowieszczego i obrzydliwego wyglądu. Spojrzała na Sarę i zobaczyła jej... duże, ośle uszy!. Przemilczała jednak ten fakt - Ale możemy i tak!.

Wspólnymi siłami chwycono więc szybko trumnę, po czym przeniesiono prosto w słońce wpadające przez wielgachną wyrwę w konstrukcji izby. A Miri korciło, żeby potraktować trumnę z wampirzycą z kopa, by całkiem wypadła z budynku...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 21-05-2009, 17:54   #113
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Gdyby dało się zapomnieć o świdrującej umysł świadomości, iż pobyt na dachu był zaledwie wstępem do mającej rozegrać się wkrótce krwawej przeprawy, kilka chwil ciszy i panującego na nim spokoju można by wręcz nazwać relaksem. Jeśli zaś spojrzeć na to z innej perspektywy - rozpoczynającej się w momencie pierwszego spotkania z Reatarem, za którym jak lawina podążył ciąg nowych twarzy, zdarzeń i wyzwań - chyba dopiero teraz można było po raz pierwszy od kilku godzin pogrążyć się we własnych rozmyślaniach. A jeśli kapłanka miałaby sięgnąć myślami nawet i dalej, z godzin zrobiłyby się dni - długie, niosące dziesiątki niewiadomych dni, tak różniące się od codzienności jaką miała na swych dawnych, bezpiecznych gruntach. Dawnych... Przecież Vivienne dopiero co rozpoczęła swą podróż. I wydawało się aż nieprawdopodobne, że od opuszczenia fortecy minęło tak niewiele czasu, a już przed jej oczami stawała globalna inwazja ze strony tajemniczych Tagosai. Czy całe Tais właśnie tak wyglądało po tej Wojnie? Opuszczone miasta, zagadkowe zniknięcia, widma śmierci czające się za każdym zakrętem? Czy miała zastać jeszcze coś bardziej poważnego? Gdzieś w głębi serca kapłanka znała odpowiedzi na te pytania, lecz jedyną, jakiej mogła sobie w tej chwili udzielić było spuszczenie głowy, zapatrzenie się w dal, zwykłe, ludzkie odmówienie nazwania prawdy po imieniu. Vivienne wystarczało, że świadomość o jej istnieniu głęboko w jej sercu leżała.

Przez cały czas cichego oczekiwania na jej twarzy nie pojawił się jednak wyraz głębokiego zaniepokojenia. Odetchnąwszy z ulgą po zakończeniu niespodziewanej wspinaczki, kapłanka uszanowała potrzebę samotności Reatara i nie próbowała nawiązywać z nim rozmowy. Jej samej zresztą krążyły po głowie myśli, w omówieniu których nikt nie mógłby jej pomóc. Pomimo bowiem tego, że wiedziała, czym były Tagosai i jakie zagrożenie stanowiła ich zorganizowana grupa, nie była pewna, czego dokładnie mogła spodziewać się podczas nadchodzącego starcia. Magii? Bestii? Wyszkolonych maszyn do zabijania? Liczebność oblegającej miasto grupy sama w sobie podważać mogła fundamenty, na których opierała się cała ich operacja, a co dopiero mówić o sposobach walki najeźdźców. Dwójka, z którą zmierzyli się przed bramą z pewnością nie świadczyła o umiejętnościach regularnej armii - jeśli o armii właśnie dało się mówić. Jakiekolwiek jednak miało stanąć przed nimi wyzwanie, Vivienne wiedziała jedno - że się nie wycofa.
Zaciekawiła ją za to mgła, która spowijała ulice Graiholm. Kapłanka nie przypominała sobie, by wcześniej ją widziała, a jej pojawienie się oznaczało kolejną niewiadomą, która mogła zaważyć na wyniku zdarzeń tej nocy. Widok mieniących się zielenią pasm był hipnotyzujący nawet, jeśli nie było się pewnym ich magicznych właściwości. Vivienne w zasadzie chciała przerwać ciszę pytaniem o to tajemnicze zjawisko, kiedy ją pierwszą dobiegł dźwięk słów Reatara.
- A więc zmierzasz do Arhaagu, w jakim celu wybrałaś się w tak niebezpieczną podróż. Nie lepiej by ci było zostać w swej świątyni?
Pierwszą reakcją dziewczyny było spojrzenie na starca, jakby w chęci upewnienia się, że odpowiedź na to pytanie faktycznie mężczyznę interesowała. Uśmiechnęła się słabo, kiedy potwierdził jej to wyraz jego twarzy.
- Nie pochodzę z żadnej świątyni - odpowiedziała łagodnie. Odruchowo spuściła głowę, ale nie wydawała się zażenowana. - Nauki Oplatającej są częścią mojej duszy, lecz nie wstąpiłam w jej kapłańskie szeregi w świątynnych murach. Miałam... nauczycielkę - chwilę zawahania poprzedził delikatny uśmiech. - To dzięki niej poczyniłam pierwsze kroki na tej ścieżce życia. Otworzyła mi oczy na rzeczy, których nigdzie indziej nie byłabym w stanie dostrzec. W pewnym sensie tak, można powiedzieć, iż jej dom był świątynią - boskość Oplatającej przenikała tam w ciała i dusze nawet przez samo oddychanie. Duchowość była wręcz... namacalna - znów ten sam grymas na twarzy - taki, jakby kapłanka życzliwie pocieszała obawiające się kary dziecko. Szybko jednak zostawiła w tyle przywołane wspomnienia i spojrzała Raeatowi prosto w oczy. - To właśnie ją pragnę odszukać w Arhaagu. Jej imię to Lady Illida.
Odczekała moment, by zbadać reakcję starca, a gdy ten zaproponował po chwili wspólną podróż, odpowiedziała bez wahania:
- Będę z tego bardzo rada, Raetarze.
I zanim nadszedł moment, którego oczekiwali, Vivienne zdążyła tylko pomyśleć, iż ta rozmowa nie doczekała się jeszcze ostatecznego zakończenia.

Tymczasem pojawiły się Tagosai - i od razu stało się jasne, że trafili na bogatą żyłę. O ile tylko nie stępią im się kilofy, zanim będą mogli się do niej dostać... Gdyby bowiem udało się pochwycić elfkę żywą, może znalazłby się sposób, by wyciągnąć z niej jakieś informacje. Albo - co, biorąc pod uwagę fanatyczne oddanie Tagosai sprawie, jaką mieli zamiar w Tais załatwić, było o wiele bardziej prawdopodobne - znaleźć przy niej niejedną cenną ciekawostkę. Tak czy inaczej czworo elitarnych wojowników, para kolczastych bestii, treser i najprawdopodobniej posługująca się czarami kobieta stanowili nad wyraz bogaty zestaw. Elfka na dodatek posiadała różdżkę - potężny, jak na te czasy, atut...
O wiele ciekawszą niespodzianką okazał się jednak "wierzchowiec" wyczarowany specjalnie dla Vivienne. Kiedy dziewczyna zobaczyła, jakiego stwora Raetar jej podarował, była w stanie tylko unieść w niedowierzającym zdumieniu brew.
- Czy następnym razem mógłby to być kucyk? - zażartowała. Marudzić oczywiście nie miała zamiaru, dlatego pełne wstrętu myśli o obrzydliwych odnóżach ogromnego pająka zachowała dla siebie. Minęła następna chwila i okazało się, że na stworze czarowanie starca jeszcze się nie skończyło - tak, jak nie kończył się jego dobry nastrój.
- Myślisz, że nas zauważyli?
- Nawet jeśli, to i tak wypada się przywitać - leciutki uśmieszek przemknął przez twarz Vivienne.
Jeden z wyjców szczęśliwie został już wyeliminowany, a szóstka elfów skutecznie poraniona. Teraz pozostawało zwabić ich w pułapkę, jaką przygotowała dla nich kapłanka przy tylnej ścianie tawerny. Postawiony nim weszli na dach glif strażniczy miał trysnąć kwasem na każdego elfa, który wszedłby w obszar jego działania - a od niego dzieliło wrogów zaledwie kilkanaście metrów...
- Ściągnę ich w obszar glifu - rzuciła do Reatara. Miała nadzieję, że nie musiała mu mówić, iż liczyła na jego wsparcie - chociaż przypuszczalnie byłby w stanie poradzić sobie z tym patrolem zupełnie w pojedynkę. Mimo wszystko dziewczyna z lekkim tylko wahaniem wspięła się na swego "wierzchowca". - Zabierz mnie na dół.
A tam, stanąwszy na powrót na własnych nogach, poprosiła pajęczą bestię, by skryła się w cieniu tuż obok, podczas gdy ona miała zamiar ściągnąć na siebie uwagę Tagosai. Przed nią znajdował się chroniony inskrypcją obszar, a gdzieś dalej na przedzie jej elfi wrogowie. Jeśli udałoby się jej sprawić, że przeciwnicy zaczną biec w jej stronę, wtedy nadzieją się na glif - ona zaś skorzysta z pomocy, jaką zapewnić jej miały cztery pary ogromnych odnóży, i zniknie z ich pola widzenia. Nie chciała jednak atakować jako pierwsza, bo wymagałoby to podejścia bardzo, bardzo blisko, a do tego gwarantowało o wiele bardziej prawdopodobną śmierć. Kapłanka wolała załatwić to na odległość. Jedynym więc wyjściem była krótka modlitwa i żarliwa prośba, aby szalejąca magia nie zwróciła się przeciwko niej. Vivienne przymknęła na moment oczy i wypowiedziała słowa rozpraszającego magię zaklęcia...
Jakiekolwiek czary chroniły elfkę i jej gwardzistów, przy odrobinie szczęścia chronić ich przestaną...
 
Aeth jest offline  
Stary 23-05-2009, 12:31   #114
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Trzy postacie, gruby krasnolud, zwinny niziołek i wysoki mężczyzna, przemykały wzdłuż ścian domostw jednej z uliczek Graiholm. Wszyscy starali się poruszać szybko i cicho, ale tylko przedstawicielowi małego ludu wychodziło to idealnie. Ethan z podziwem przyglądał się zwiadowczej pracy Snafu i śmiał się w duchu z jego kąśliwych uwag na temat tuszy krasnoluda Garracka. W pewnym momencie niziołek wstrzymał ich gwałtownym gestem i wyjrzał za róg jednego z domostw. Po chwili ruchem ręki przywołał do siebie towarzyszy i szepnął - Spójrzcie ostrożnie za róg.

To co zobaczyli nie napawało ich optymizmem. Cztery bestie, których ciała były obrzydliwie połączone z metalem pancerza i broni, przeszukiwały okolicę. Między nimi z gracją poruszały się dwie elfki Tagosai. Sądząc z wyglądu jedna była wojowniczką, a druga czarodziejką.

Nerwowe komentarze Snafu i Garracka nie wróżyły zbyt dobrze.
-Proponuję tak, ja rzucę w nich butlą z olejem - szepnął MacBrght - Snafu poprawi ogniem alchemicznym, a ty Garracku przywal jakąś kulą ognia, czy innym czarem obszarowym.
- Jak to ich nie załatwi od razu, a raczej nie załatwi, to znajdziemy się w poważnych kłopotach- rzekł z dezaprobatą niziołek.
- Ja też uważam że to durny pomysł - powiedział Garrack - I skąd ci przyszło do głowy że znam takie czary, moja magia oparta jest na szkole inwokacji.
- Więc zróbmy to w którymś z opustoszałych domów -nie dawał za wygraną Ethan - Wejdziemy do środka zabarykadujemy drzwi i ostrzelamy drani z piętra z kusz, a także przypalimy ich ogniem. Gdyby udało im się sforsować drzwi zwiejemy na dach. Olejem i ogniem alchemicznym najprawdopodobniej załatwimy ich przy wyjściu na dach, ale gdyby i to zawiodło lub gdyby dom zaczął gwałtownie płonąć to zwiejemy dachami do innego mieszkania.
- Jest to ryzykowny plan, ale może się udać - rzekł krasnolud -mam nadzieję że nie dopadną nas zanim wywalisz drzwi.

Towarzysze jak najszybciej udali się w stronę najodpowiedniejszego ich zdaniem budynku. Ethan nabrał rozpędu i natarł całym ciałem na zamknięte drzwi, które zatrzeszczały ale nie puściły. Zaalarmowane
hałasem bestie wyłoniły się z za rogu ulicy. Rycerz uderzył jeszcze raz. Tym razem zamek puścił i drzwi z hukiem walnęły o ścianę.
"Na Cromaga, dobrze że mieszkańcy opuścili miasto, gdyby ktoś był w środku pewnie nie zdołałbym wyważyć drzwi, które z pewnością zamknięte by były na zasuwę."- pomyślał z ulgą Ethan.

Gdy wszyscy znaleźli się w środku, MacBright szybko założył belkę na haki, blokując drzwi, a zrobił to w ostatnim momencie o włos unikając metalowych szponów ścigacza, które przebiły się przez drewno.
- Nie zdążymy zablokować wszystkich wejść i okien, ale łatwo będzie nam zablokować schody.- zawołał rycerz- Więc na górę panowie, na górę!
Na piętrze Snafu i Garrack udali się do okien by magią i bełtami opóźnić wrogów, a Ethan zbierał szafki, kufry, krzesła i wszystkie inne graty jakie znalazł i rzucał je na schody. Gdy skończył polał gruzowisko olejem, wyjął fiolkę ognia alchemicznego, a następnie napiął kuszę i czekał. Pierwszy potwór wlazł przez okno, rozwalając okiennicę. Gdy zbliżył się do schodów MacBright klęcząc na jednym kolanie oddał strzał, a następnie odłożył kuszę i wziął butelkę z ogniem alchemicznym by użyć jej gdy tylko bestia wejdzie na stopnie.
 
Komtur jest offline  
Stary 26-05-2009, 22:34   #115
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Południowe Lasy, Graiholm

W całym Graiholm rozpoczęły się walki. Podopieczni Tawroka, nękali wrogie oddziały elfów. Walki te były trudne, gdyż przewaga liczebna elfów zwiększała się z każdą chwilą.
Niemniej przywykli do partyzanckiej taktyki skutecznie wiązali siły wroga i zdobywali czas w walce której ostatecznie nie mogli wygrać...Aż do czasu gdy do walki włączyła się kolejna grupa. Z gęstniejącej w ciemnościach nocy mgły, co chwila wynurzały się kolejne złowrogie sylwetki.

Gnijące trupy humanoidów nie stanęły po żadnej stronie. Atakowały na ślepo, to Tagosai to oddziały Tawroka, wyrażając swą nienawiść do żywych i do swej egzystencji, gdyż nie dbały o własne bezpieczeństwo. Teraz ujawniła się prawda o losach mieszkańców Graiholmu. Nigdy nie opuścili miasta, stając się jego częścią ...za dnia skrywający się piwnicach, w nocy atakujący każdego kto został w ich mieście. Stwory nie bały się śmierci, bo i umrzeć nie mogły, na każdego zabitego ożywieńca, mgła formowała kolejnych.

Południowe Lasy, Graiholm, ulice

Dwie z bestii przedarły się przez okna na parterze, jedna po drugiej...Dwie inne jednak zaczęły wykorzystywać pazury do wspinaczki po ścianach. O tej sztuczce tych bestii Raetar zapomniał wspomnieć. Ale tym Ethan się nie przejmował w tej chwili, gdyż to krasnolud z niziołkiem skupili swe wysiłki na odpieraniu bestii. Jako że dwie elfki nie wykazywały chęci włączenia się do bitwy. Stały na ulicy patrząc, jak strumienie czerwononiebieskiej energii z pomiędzy dłoni krasnoluda, i strzały z ręcznej kuszy niziołka spychały ich stworzenia.
Tak się przynajmniej zdawało na początku bowiem, bowiem czarodziejka Tagosai zaczęła coś mamrotać pod nosem podchodząc jak najbliżej ściany budynku. Jednak magia zawiodła czarodziejkę, bowiem czar zmienił w jaszczurkę...jednego ze ścigaczy. Co wykorzystał niziołek przebijając ją bełtem z kuszy.
Ale o tym wszystkim Ethan nie miał pojęcia, zbyt zajęty swym zadaniem. Wymierzył i strzelił do pierwszej zbliżającej się bestii, bełt utknął w karku stwora. Ścigacz skoczył na rusztowanie i pocisk fiolka alchemicznego ognia zmieniła schody w ognistą pułapkę. Ścigacz nie wydał z siebie żadnego pisku, żadnej oznaki bólu, mimo że gwałtowny pożar powodował olbrzymie poparzenia na jego ciele...Płonący ścigacz kilkoma susami skoczył w kierunku Ethana roznosząc ogniem wraz ze sobą...Stwór nie był jednak ognioodporny i kolejny strzał z kuszy zakończył jego groteskowy żywot. Martwe truchło bestii rozszerzyło jednak pożogę i ogień odciął możliwość zejścia schodami. Zaś drugi ścigacz, wspiąwszy się po ścianie na sufit przeszedł po nim i zeskoczył tuż przed Ethan, uderzeniem łapy wytrącając mu kuszę.
Żar z płonących schodów poparzył co prawda bestię, lecz nie na tyle, by stała się niegroźnym przeciwnikiem na skraju śmierci.
Sytuacja u Garracka i Snafu również nie była do pozazdroszczenia. Druga bestia, poraniona co prawda, lecz wciąż niebezpieczna, zdołała wedrzeć się na piętro i zablokowała swym cielskiem dostęp do schodów na górę. Wyraźnie szykowała się do ataku na jednego z dwójki towarzyszy Ethana.
Tymczasem pożar spowodowany przez rycerza szybko się rozprzestrzeniał.
Na szczęście pojawiły się też i dobre wieści...Z mgieł wyłaniać się zaczęły niezliczone hordy nieumarłych, które zaatakowały dwójkę elfek Tagosai. Odwracając ich uwagę...Uzbrojona w dwa krótkie miecze z gracją tancerki zaczęła wirować pomiędzy nieumarłymi, odcinając kończyny i dekapitując kolejnych nieumarłych.

Południowe Lasy, Graiholm, niedaleko Tawerny „Pod dwoma kilofami”

Raetar zareagował lekkim zdziwieniem, gdy dowiedział się kto był jej „nauczycielką”. Wydawało że chciał coś rzec, ale nie zdążył...rozpoczął się bój. Po zwróceniu uwagi elfów Tagosai, sprawy potoczyły się szybko...
- Czy następnym razem mógłby to być kucyk? – zażartowała kapłanka, a Raetar uśmiechnął się mówiąc.- Zgodnie z twym życzeniem będzie, o ile uda mi się nauczyć kucyka chodzenia po ścianach.
I rozpoczęła się bitwa...
- Ściągnę ich w obszar glifu. – rzekła kapłanka do Reatara. Mimo wszystko dziewczyna z lekkim tylko wahaniem wspięła się na swego "wierzchowca". - Zabierz mnie na dół.
Stworzeniem jedną z czterech par odnóży, objęło delikatnie dziewczynę i ruszyło szybko po ścianie. Cokolwiek mówić o bestiach Raetara były bardzo pojętne i posłuszne... i troskliwe. Przytrzymywana delikatnie Vivienne nie musiała się martwić o wypadnięcie. Po zejściu na dół, stwór niechętnie skrył się na zacienionej ścianie jednego budynku. Prośbie kapłanki jednak musiał ulec.
Tymczasem czarodziejka skupiła wokół swych gwardzistów i po wypowiedzeniu kilku słów cała piątka uniosła się w powietrze, jednak niezbyt wysoko...Bo w tym czasie kapłanka rzucała pospiesznie czar. Vivienne nie miała zbyt wiele czasu...kolczasta bestia od razu ją wyczuła i ruszywszy do ataku popędziła na kapłankę. Rosalithe wysłuchała próśb swej służki, Rozproszenie magii uderzyło w piątkę unoszących się w powietrzu elfów i spadli. Niemniej obecnie problemem kapłanki nie była, ani czarodziejka, ani jej gwardia przyboczna. A pozostała dwójka szykująca się do ataku. W jej kierunku gnał wyjec, elfi łucznik wystrzelił strzałę. I Vivienne poczuła bolesne kłucie w boku, strała wbiła się w jej ciało. O ile strażnicy czarodziejki dość szybko otrząsnęli się po wypadku, to ich przywódczyni, nadal siedziała zdezorientowana po upadku...Wszystko przebiegało prawie gładko, aż do chwili, gdy ze spokojny dotąd oparów zaczęły się wszędzie formować humanoidalne sylwetki i miasto w kilka sekund opanowali nieumarli.

Kapłanka została osaczona ze wszystkich stron brocząc krwią z wbitej w bok strzały...Na całe szczęście nie tylko ona, także trzej gwardziści elfów za pomocą glewii wyrąbywali sobie przejście w jej kierunku...idąc do niej dosłownie i w przenośni po trupach. Czwarty gwardzista, zaś próbował przebić się do osaczonej i spanikowanej elfki. Wyjec oberwawszy raetarową błyskawicą fioletowej energii chwiał się półprzytomnie, by po chwili desperacko bronić swego życia, walcząc z hordami otaczających go ożywieńców. Zaś czarodziejka Tagosai desperacko walczyła o życie w czym pomagał jej elfi treser bestii porzucając łuk, na rzecz miecza. Także i kapłanka musiała skupić się na obronie swego życia przed hordą nieumarłych. Krótki miecz i sztylet nie był jednak zbyt skuteczną bronią przeciwko istotom podobnym do zombie. Jednak tu pomocny okazał się przykucnięty na ścianie Raetar. Starzec ruchami dłoni wywoływał pociski ze sprężonego powietrza, które z siłą kowalskiego młota roztrzaskiwały czaszki i łamały kończyny nieumarłych, którzy nacierali na Vivienne. Elfi gwardziści doszli do pułapki zastawionej przez kapłankę i glify eksplodowały kwasy raniąc zarówno ich, jak i atakujących je nieumarłych. To był sygnał, dla wiercącego z niecierpliwości „wierzchowca” kapłanki. Zeskoczył on ze ściany swym ciężarem przygniatając kilku nieumarłych zagrażających Vivienne i wyrzucił z siebie pajęczynę, która oplątała kilkunastu ożywieńców oraz jednego z elfów Tagosai. Pająk delikatnie trącił odnóżem dziewczynę, sugerując by na nim usiadła.

Południowe Lasy, Graiholm, Tawerna „Pod dwoma kilofami”

Ciemność, wzrok nimfy próbował przyzwyczaić się do zmroku. Aeterveris dostrzegła półelfa w ciemnych szatach, o dość egzotycznym kroju oraz młode dziewczę, zapewne jego uczennicę. Półelf położył dłoń na jej ramieniu szepcząc.- Jak się czujesz ? Straciłaś dużo krwi...Ale skoro odzyskałaś przytomność to jest nadzieja.
-Gdzie jestem?-
spytała nimfa. A półelf odrzekł.- Na moim stole operacyjnym w Graiholm, choć ja osobiście wolę spotykać piękne kobiety w bardziej romantycznym miejscu...w alkowie na przykład. Choć przy twoim stanie...a tak przy okazji. Taelior mi na imię.
Półelf ostrożnie podniósł nimfę do pozycji siedzącej, dodając szeptem.- Po mieście ganiają Tagosai, dlatego światła w karczmie są wygaszone. I powinniśmy się zachowywać cicho.
Nagle spojrzał w kierunku okna, co uczyniła także nimfa...I oboje zamarli w zdziwieniu. Na ulicach pełno było ożywieńców. Nieumarli wyłaniali się z mgły, jeden po drugim. Ze złowrogim błyskiem natarli na okna, rozbijając szyby zaciśniętymi pięściami i próbując otwory okienne dostać się do środka. Ich gnijące twarze wyrażały nienawiść i chęć krwawego odwetu na żywych, a wraz z nieumarłymi do pokoju zaczęła się przesączać zielonkawa mgła, której gruba warstwa wypełniała ulice.

Heartstone, korytarz zamkowy

Charles błyskawicznie wyciągnął długi miecz o czarnym ostrzu pokrytym magicznymi znakami. Był szybki...ale Tarfur nadal był szybszy. Oddalił się już spory kawałek, i zdążył posłać dwie strzały, które z impetem wbiły się w szczeliny pancerza.
- Nic się nie zmieniłeś...nadal walczysz jak szpiczastodupy tchórz... z daleka.- syknął hrabia, podążając za wycofującym się Haradanem, który posyłał w kierunku hrabiego kolejne strzały. Otoczona zielonkawym oparem wydobywającym się z miecza, sylwetka rycerza była coraz mniej wyraźna. Ostatnie dwie strzały, z wystrzelonych sześciu chybiły. Pozostałe wbiły się w ciało Charlesa, jednak nie dość głęboko by zabić. Sącząca się z pomiędzy szczelin zbroi krew, pozwalała jednak stwierdzić, że Charles boleśnie przeżywał to spotkanie po latach.
Z ust hrabiego popłynęły słowa połączone z gestami, wezwanie do Diamorga- boga tyranii.
Magia objawień...to była nowa sztuczka w „arsenale” hrabiego de Azil.
Ciało Tarfura przeszył straszliwy ból, powalający go na ziemię, na twarzy i dłoniach pojawiły bąble, a oczy nabiegły krwią, tak że Haradan nie mógł nic widzieć. Niemniej wiedział, że hrabia zbliża się do niego szybko i energicznie. Kroki hrabiego dudniły w jego umyśle, dłonie Tarfura zaciskały się na łuku...Gdyby mógł pokonać atak bólu, który go ogarnął. Czuł jak Charles przykłada miecz do jego szyi.
- Nie...to nie jest zabawne. Chcę widzieć strach w twych oczach. Chcę widzieć jak zdajesz sobie sprawę, że nie możesz mnie pokonać, chcę widzieć jak umiera w tobie nadzieja.- głos Charlesa przepełniony był triumfem. Bolesne kopnięcie w okolicy nerek posłało unieruchomionego, za pomocą boskiej magii, Tarfura, na ścianę. Hrabia de Azil podszedł i przyszpilając Haradana czekał, aż atak bólu minie. Sączący się z miecza dym, powodował, że obaj stali się dwiema sylwetkami w zielonej mgle...Oparze który u Tarfura wywoływał mdłości, ale wyraźnie hrabiemu nie szkodził.
-Wstawaj i giń jak mężczyzna, z prawdziwym orężem w ręku, a nie...z łukiem.- ostatnie słowa szlachcic niemal wysyczał pogardliwie. Tarfurowi atak bólu rzeczywiście minął, choć nadal nie czuł się za dobrze. Ale podnosząc się z ziemi, stwierdził iż Charles również. Był bledszy, strzały Tarfura, choć nie zdołały zadać śmiertelnej rany to i tak uszczupliły siły szlachcica.
Haradan przyparty do muru, nie mógł skorzystać z atutu jakim była jego ruchliwość i zwinność. Chwycił za topór znaleziony na owym polu bitwy i zaatakował, ostrze topora minęło jednak rycerza, a ten z uśmiechem ciął po skosie wbijając miecz w udo Haradana.
Tarfur zorientował się się że szlachcic bawi się jego kosztem, przedłuża całą walkę, by napawać się jego cierpieniem...i będzie tak robił dopóki będzie miał przewagę. Przez twarz Tarfura przeszedł grymas uśmiechu. Topór rozbłysnął, a najemnika otoczyły aura niebieskich płomieni...Zbroja Charlesa pokryła się szronem, a on sam cofnął się zaskoczony i mieczem próbował zablokować spodziewany cios...szlachcic był jednak za wolny. Tarfurowy topór uderzył z góry, wbił się w ciało szlachcica, przebijając zbroję i łamiąc jedną kości lewej obręczy barkowej. Następnie Haradan lekko kulejąc wycofywał się, po drodze chowając topór i ponownie sięgając po łuk. Posłał kolejne dwie strzały. Pociski wbiły się w mocno już ranionego Charlesa. Chwiał się tonąc we mgle tworzonej przez jego miecz. Zachrypłym głosem krzyknął. - Dis’sith zabierz mnie stąd!
I Charles znikł w silnym blasku światła. Pozostało po nim odrobinę wilgoci na murze, cztery całe strzały, kilka połamanych, rzednąca zielonkawa mgła, oraz krople krwi na korytarzu...i dojmująca rana w udzie Haradana.

Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”, piętro

- Właściwie to myślałam żebyś ściął jej łeb toporem. - Odpowiedziała Miri. - Ale możemy i tak!.
-Jedno drugiemu nie przeszkadza, prawda? Możemy odciąć babie łeb i zostawić ciało na słońcu.- rzekł krasnolud, po czym dodał do mniszki. – Odsuń się, muszę mieć miejsce na zamach.
Krasnolud wykonał szeroki zamach obracając się całym ciałem dookoła własnej osi. Topór zatoczył szeroki łuk z hukiem wbijając się w szyję i odrąbując głowę wampirzycy. Która spadła na podłogę i potoczyła się po niej. Seander podniósł ją i wsadził pomiędzy stopami.
Po czym razem z Miri wytaszczyli wampirzycę wprost na światło słoneczne przebijające się przez chmury. I gdy tylko ciało wampirzycy znalazło się w świetle słońca, błyskawicznie zapłonęło.
-No.. takich fajerwerków nie widzi się codziennie.- podsumował Seander patrząc na płonące ciało wampirzycy.
Następnie zwrócił się do obu kobiet.- Naprawdę wdzięcznym jestem, żeście mi życie uratowały. I chciałbym się odwdzięczyć żeniąc się z jedną z was.- po czym zaśmiał się.- Oczywiście żartowałem...żeniąc się, uszczęśliwiłbym jedną kobietę, a unieszczęśliwił setki pozostałych. Niemniej, majętny i honorowy ze mnie krasnolud i naprawdę chciałbym się wam odwdzięczyć. Mam spory majątek w Arhaagu i proponuję cobyście mi drogie damy towarzyszyły w podróży do tego miasta. Co wy na to?
No właśnie...a nie była to jedyna decyzja do podjęcia. Pozostał podział łupów...Na skarbiec wampirzycy liczyć nie można było, gdyż czarodziejka krzykiem zdmuchnęła go wraz częścią dachu i ściany karczmy. Ale oprócz tego były i inne łupy. Pozostawała też kwestia dwóch kanibali, obecnie związanych jak balerony. Seander radził ich zabić, możliwie w najmniej bolesny sposób.
- To najlepsze rozwiązanie dla nich w tych trudnych czasach. Wątpię by nawet potężna kapłańska magia mogła uleczyć ich obłęd. A puścić ich wolno nie można. Lepiej co by pomarli, a ciała ich, dla pewności warto byłoby spalić. Co by się jakieś nieumarłe kreatury z nich nie wylęgły.- argumentował krasnolud.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-05-2009 o 13:44.
abishai jest offline  
Stary 28-05-2009, 10:19   #116
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Hyalieon
“Graiholm”


Aeterveris powoli, niepewnie otworzyła oczy. Ostatnio uniesienie powiek nie skończyło się dla niej niczym dobrym. Mogła mieć tylko nadzieje, że tym razem będzie inaczej, ale póki co bardziej niż szczęściu wolała zaufać własnym zmysłom. Czuła, że leży na czymś twardym i niezbyt wygodnym. Rana na plecach przypomniała o sobie, gdy nimfa spróbowała ostrożnie zmienić pozycję. Na szczęście ból nie był aż tak silny jak go zapamiętała Aeterveris. Pomimo to cichy jęk wyrwał się z ust nimfy i ktoś musiał go usłyszeć. Niemal natychmiast rozległ się odgłos kroków, a jego źródło zbliżało się do rannej.

Pieśniarka nasłuchiwała wciąż nie otwierając oczu, choć ktokolwiek się zbliżał musiał już wpaść na to, że nimfa odzyskała przytomność. Aeterveris miała naprawdę wyczulony słuch i dzięki temu niemal natychmiast zrozumiała kilka rzeczy – nadchodziła nie jedna lecz dwie osoby i obie bardzo ostrożnie stawiały kroki, jakby bojąc się nadmiernego hałasu. Pytanie tylko czemu?

Wiedząc, że nie ma już sensu dłużej udawać nieprzytomnej, Aeterveris otworzyła oczy, by rozejrzeć się po nowym otoczeniu. Minęło kilka chwil zanim zdołała przyzwyczaić się do braku oświetlenia, ale w końcu się udało i dostrzegła dwie obce osoby. Nieco bliżej rannej stał mężczyzna odziany w ciemne, zlewające się ze słabo oświetlonym otoczeniem szaty. Aeterveris spróbowała skojarzyć po kroju tego dziwnego stroju skąd może pochodzić nieznajomy, ale jakoś nic nie przychodziło jej na myśl. Spróbowała przyjrzeć się jego twarzy, jednak w mroku nie mogła dostrzec żadnych wyraźnych szczegółów. Zauważyła jedynie, że mężczyzna wygląda dość młodo, a jego uszy wydawały się nieco bardziej szpiczaste niż u ludzi. Za jego plecami stała młoda dziewczyna o dość prostym ubraniu. Nie trzeba było widzieć jej twarzy, by poznać, że jest czymś przestraszona.

W końcu cisze przerwał mężczyzna, a w jego głosie, ku olbrzymiej uldze Aeterveris, brzmiała szczera troska.

- Jak się czujesz ? Straciłaś dużo krwi... Ale skoro odzyskałaś przytomność to jest nadzieja.

Nadzieja? Nimfa przygryzła wargę przypominając sobie sen, który miała będąc nieprzytomną. Na szczęście to były tylko i wyłącznie jakieś majaki, z pewnością wytwór jej osłabionego umysłu. Ta cała wizja z czarną rzeką, Gedwarem i całą resztą nie mogła być prawdziwa.

- Bywało gorzej – odpowiedziała próbując się przy tym uśmiechnąć. – Ale gdzie jestem?

- Na moim stole operacyjnym w Graiholm, choć ja osobiście wolę spotykać piękne kobiety w bardziej romantycznym miejscu... w alkowie na przykład. Choć przy twoim stanie... a tak przy okazji. Taelior mi na imię.
- A mi Aeterveris
– odparła. - Miło cię poznać, choć okoliczności rzeczywiście niezbyt dobre. I dzięki, że się mną zająłeś. Ale dlaczego szepczemy? – spytała uśmiechając się nieco rozbawiona.

Aeterveris spróbowała podnieść się pozycji siedzącej, ale nagła fala bólu z pewnością powaliłaby ją ponownie na stół, gdyby nie Taelior. Z pomoc mężczyzny nimfa zdołała usiąść i dopiero wtedy usłyszała odpowiedź na swoje pytanie.

- Po mieście ganiają Tagosai, dlatego światła w karczmie są wygaszone. I powinniśmy się zachowywać cicho.

Nimfa skinęła ze zrozumieniem głową i już otwierała usta, by szeptem spytać Taeliora, czy Daelionowi nic się nie stało, gdy wyciągał ją z tarapatów. Zamarła jednak w pół słowa dostrzegając nagłą zmianę na twarzy mężczyzny. Nie trudno było dostrzec zaskoczenie w oczach półelfa, więc Aeterveris obróciła lekko głowę, by zobaczyć co tak zdziwiło Taeliora.

Przez okna widać było, że zielona mgła wydostała się z domów i spowiła ulicę niemal całkowicie przesłaniając widoczność. Coś jednak się tam poruszało, jakiś niewyraźny zarys sylwetki powoli wyłaniał się z mgły. Ktoś zbliżał się do karczmy, a zaraz za nim podążały kolejne osoby. W pierwszej chwili Aeterveris pomyślała, że to Tagosai, ale gdy pierwsza sylwetka dotarła do okna, nimfa zrozumiała jak bardzo się myliła. Trupy... Najprawdziwsze, gnijące zwłoki ożywione za pomocą jakiejś plugawej magii nagle natarły na okna.

Dziewczyna towarzysząca Taeliorowi zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć i doskoczyła do mężczyzny kryjąc się za jego plecami, jakby mogło jej to zapewnić jakiekolwiek bezpieczeństwo. Tymczasem nieumarli już zaczęli gramolić się do środka gospody, a wraz z nimi do pomieszczenia dostawały się zielone opary.

Aeterveris ocknęła się i zadziałała całkowicie instynktownie. Jedna jej dłoń chwyciła leżący nieopodal instrument i przewiesiwszy go ponownie przez ramię zaczęła wygrywać cichą, subtelną melodię. To były te same dźwięki, które towarzyszyły nimfie od początku jej wędrówek i zawsze w magiczny sposób przynosiły szczęście podróżniczce. Niemal równocześnie druga ręka chwyciła magiczny sztylet i cisnęła go w najbliższego z wrogów. Broń trafiła w cel i wbiła się w brzuch trupa, który najwyraźniej wcale tego nie zauważył. Właściwie Aeterveris chyba gorzej wyszła na tym ataku niż jej przeciwnik. Gwałtowny ruch sprawił, że przez jej plecy przeszła kolejna fala silnego bólu. Na szczęście po chwili znów poczuła w dłoni przyjemny ciężar broni, która sama powróciła do właścicielki. Ignorując ból nimfa drugi raz cisnęła sztylet i znów trafiła. Tym razem nieumarły zatrzymał się na chwile, jakby nagle naszła go myśl warta rozważenia, po czym padł na ziemie. Jego ciała momentalnie rozpłynęło się przeobrażając w zielone opary. To był jednak zaledwie pierwszy z niewiadomo jak wielkiej liczby umarlaków chcących wejść do tawerny. Nimfa wiedziała, że nie ma szans odeprzeć ich wszystkich, a tym bardziej nie dokona tego używając tylko jednego noża. Jej moce jednak w dużej mierze działały tylko na żywych, a nie już martwych przeciwników. Aeterveris zupełnie nie była przygotowana na walkę z nieumarłymi.

- Jesteś kapłanem albo magiem? – spytała stojącego obok Taeliora, nie ustając przy tym w swoich wysiłkach, by choć na chwilę spowolnić wrogów- Te opary chyba boją się blasku dnia, jeżeli zdołałbyś wyczarować dość jasne światło, może ich przegnamy.
- Jestem bardziej magiem, niż kapłanem.
- odparł Taelior, po czym dodał.- Postaram się.

Podczas gdy mężczyzna szykował się do rzucenia jakiegoś zaklęcia, Aeterveris wystąpiła o krok do przodu. Nie wiedziała jak wiele czasu zajmie Taeliorowi użycie magii, ani tym bardziej czy jego czar zadziała, dlatego wolała być gotowa na wypadek, gdyby przeciwnicy podeszli zbyt blisko. Może moce nimfy nie zdołają wyrządzić im poważniejsze szkody, ale z pewnością mogły ich choć odrobinę spowolnić.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 28-05-2009 o 10:35.
Markus jest offline  
Stary 28-05-2009, 13:58   #117
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Skuteczne dzięki łasce bogini zaklęcie stało się dla kapłanki głębokim pokrzepieniem w chwili, gdy wystrzelona z łuku elfiego tresera strzała z całą swoją siłą wbiła się w jej bok. Chcąc nie chcąc dziewczyna zachwiała się na nogach, na moment tracąc wzrokowy kontakt z napierającymi na nią wrogami, ale choć zrobiło jej się biało przed oczami, nie dała się opanować bólowi. Nie pierwszy raz witała widok swych własnych krwawiących ran - nie pierwszy, i nie ostatni. Zagryzła więc zęby i pewnie zaparła się na podłożu. W gorączkowej nadziei, że zdąży, nim dopadnie do niej elf i jego kolczasta bestia, chwyciła wystającą z boku strzałę i ułamała jej koniec, by chociaż trochę ułatwić sobie walkę. Ale strzały Tagosai... Vivienne mimowolnie uśmiechnęła się kwaśno w myślach. Dopiero co wyjmowali taką z ciała rannej nimfy, dopiero co groźba nieudanej operacji odleciała znad ich głów. Jak ta historia lubi się powtarzać... Lecz mimo wszystko przez umysł kapłanki przebiegła krótka, dziękczynna modlitwa, że Rosalithe nie dała jej jeszcze zabrać w objęcia śmierci. Nie, dopóki nie skończy chociaż tego, co tutaj zaczęła...

Na ile tylko była w stanie, przygotowała się na rychłe starcie się dwóch sił, lecz żadną miarą nie mogła przygotować się na to, co nastąpiło w międzyczasie. Gdy z zielonkawej mgły jedna po drugiej zaczęły wyłaniać się humanoidalne kształty, dziewczyna odruchowo cofnęła się w tył - chwiejna postawa, niemrawy krok, dziwne, chrapliwe pomruki, jakie wydobywały się z gardeł wstających postaci już na odległość jeżyły włosy na karku nawet, jeśli nie wiedziało się jeszcze, z czym miało się do czynienia. A Vivienne, kiedy rozpoznała obwieszone oczodoły, gnijącą skórę i rozwarte w wiecznym nienasyceniu usta, w pierwszej chwili mogła tylko w przerażeniu i zgrozie szeroko rozewrzeć oczy...
- Graiholm... - z jej ust wydobył się ledwo dosłyszalny szept. W obliczu zagrożenia na więcej nie starczyło jej sił, ale myślami wszelkie słowa wypędziła już o kilometry. To więc stało się mieszkańcom miasta! Zostali przemienieni w bezmyślne, przeżarte śmiercią zombie...!
Z niespodziewaną siłą dziewczyną wstrząsnął lodowaty dreszcz. W przerażeniu uświadomiła sobie, że sama stała pośród oparów mgły, a myśl, co lada moment mogło wyrosnąć tuż pod jej stopami niemal paraliżowała ją od środka. W jednej chwili Tagosai przestały zaprzątać jej głowę, bo groźba z ich strony wydawała się teraz warta jedynie śmiechu! Setki zombiech miały przed sobą całą noc, a zombie nigdy nie ustępowały, nigdy się nie męczyły... i nigdy nie ginęły... Kapłanka przekonała się o tym już prawie po pierwszym ciosie, jaki z wysiłkiem wymierzyła zbliżającemu się nieumarłemu. Upadł bezwładnie jak bezduszna kłoda, ale za moment magiczna mgła uformowała następnego. Z dotkliwą raną i pod takim naporem kapłanka nie wytrzymałaby nawet pięciu minut! Dzięki Pani, że w sukurs przyszedł jej Raetar! Wydarzenia działy się jednak w tak zastraszającym tempie - magiczne pociski, wybuch kwasu, skok pajęczego wierzchowca - że Vivienne zdołała zareagować dopiero na delikatny dotyk pajęczych odnóży. Bez słowa skorzystała z propozycji i w następnej chwila była już poza zasięgiem trupich rąk. Zdusiła jednak jęk, jaki cisnął jej się na usta pod wpływem fali bólu wywołanego gwałtowną zmianą pozycji, a wtedy, niesiona jeszcze ku dachowi budynku dostrzegła coś, od czego zbladła na całej twarzy jak kreda. Gromada zombie wdzierała się do tawerny! Nie minie kilka chwil, a ukrywający się w środku uchodźcy wydadzą tej potwornej nocy swe ostatnie tchnienia...!
- Raetarze, tawerna! - krzyknęła, kiedy pajęczy wierzchowiec zaniósł ją w pobliże starca. - Przedostają się do środka!
Nie wiedziała, czego oczekiwać po magu - w chaosie zdarzeń po prostu chciała zwrócić mu na to uwagę, ostrzec, poinformować! Ją samą na myśl o boju z tak niepowstrzymanym przeciwnikiem ogarniało bezsilne zwątpienie, zwłaszcza, gdy jej zdolności tak niewiele mogły w tej sytuacji pomóc! Co z tego, że uda jej się odpędzić kilku, jeśli w ich miejsce wciąż pojawiały się nowe? W przeciwieństwie do tłoczącej się na dole hordy, jej możliwości były ograniczone! Jej, i ich wszystkich...! A patrząc z wysokości na kłębiące się ciała kapłanka miała idealną perspektywę, by widzieć, jak niewiele zombiem było trzeba do wyważenia drzwi i wsypania się do środka. A wraz z nimi wpływały tam - jak fale niepowstrzymanej powodzi - złowrogie, zielone opary...
- Z tej mgły wciąż powstają nowe! - rzekła w pośpiechu. Niewygodna i bolesna wspinaczka odebrała jej na chwilę oddech. - Nie mamy szans ich powstrzymać, dopóki kłębią się wokół nich te opary. Jest jakiś sposób, by je rozwiać, chociażby w promieniu kilku metrów? Nie powinny przenikać przez ściany; może w ten sposób uda się nam przed nimi uchronić!
Złapała się za krwawiący bok - chociaż strzała nie utknęła głęboko, wystarczyło, by dziewczyna ledwo co przytknęła do rany dłoń, a już całą umazaną miała we krwi. A przecież nie było czasu do stracenia!
- Zabierz mnie do tego okna! - poleciła pajęczej bestii, a ta bez wahania skoczyła na dach przeciwległego budynku. Kapłance zakręciło się w głowie, a żołądek podszedł jej do gardła - nie mówiąc o rwącym niemiłosiernie boku - ale zacisnęła zęby i zignorowała napływające do oczu zły. Bestia w tym czasie zawisła nad oknem, a potem delikatnie odstawiła dziewczynę do wewnątrz. A tam powitał ją niespodziewany widok zmagających się z nieumarłymi Aeterveris i Taeliora! Było już aż tak źle...!
- Spluń na nich siecią! - zwróciła się do pająka w nadziei, że wierzchowiec będzie mógł powtórzyć tę sztuczkę. Sama zaś pewnie stanęła na nogach, ale perspektywa zbrojnego starcia była tutaj tak bezcelowa, że aż boleśnie wdzierała się do świadomości. Nimfa w końcu dopiero co leżała na stole prawie że pozbawiona życia, a teraz, gdy się obudziła, każdy wysiłek z jej strony groził ryzykiem jeszcze o wiele poważniejszym! Nie czekając więc ani chwili dłużej, nie zważając na ból, na szykowane przez półelfa zaklęcia, na paniczne jęki jego pomocnicy i głuche wycie atakujących, kapłanka chwyciła w czerwoną od krwi dłoń święty symbol Oplatającej, i silnym głosem wypowiedziała słowa modlitwy:
- O światła Pani, ześlij mi w swej łasce moc, bym mogła strącić z padołów tego świata te niegodne stąpania po jego powierzchni nieumarłe, nieszczęśliwe dusze...
 
Aeth jest offline  
Stary 31-05-2009, 08:17   #118
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
- Dlaczego uważasz, że filozofia mnie nie interesuje? Być może nie wyglądam na takiego co się przejmuje czymś innym poza własnym ja i tym jak tu dobrać się do kolejnej dziewicy, ale ktoś z twoim umysłem powinien wiedzieć, że pozory często mylą, czyż nie? – elf z gracją usiadł koło gnoma. Z zainteresowaniem spoglądał ołtarz w głębi świątyni.
- Uważam, że powinniśmy się głęboko zastanowić nad powodem, dla którego tutaj jesteśmy. Nie wydaje mi się, by samo wejście do lasu oznaczało przystąpienie do gry. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że wciągnęła nas w to Płomyk. Masz jakieś przypuszczenia co do tego kim ona może być?

- Obserwując to co dzieje się na zewnątrz, mógłbym powiedzieć, że jest tutaj całkiem sporo figur z szachów. Ci, co biją się już dziś na placu, tuż przed turniejem, to pionki. Niezbyt inteligentne, nadające się tylko do bitki i poświęcenia w imię królowej. Szkoda, że nie możemy rozpoznać, które są nasze, a które nie. Zaś co mądrzejsze i ważniejsze persony siedzą raczej z dala od zgiełku, tak jak ty tutaj. Może zostaniesz królem? Czy tak będzie czy nie, to i tak mam dziwne wrażenie, że jesteś tutaj kimś ważnym. I powiem ci jeszcze jedno. Dawno się tak nie bałem.

Po tych słowach elf wstał powoli z ławy, na której siedział, a następnie obszedł cały kościół. Przed samym ołtarzem przyklęknął, wykonał kilka gestów ręką i wyszedł podziwiając witraże zdobiące okna.

Przechadzając się ulicami Rasgan przystawał co chwilę by obserwować pojedynki. Zastanawiał się, jak w nich udział brać będą magowie, kapłani, łucznicy oraz inne profesje nie nadające się do starć bezpośrednich.

~~Przecież nawet wielki, niepokonany, nieśmiertelny i nieustraszony Rasgan nie jest w stanie pokonać maga miotającego błyskawicami. Nie ustrzeże się przed ostrzem skrytobójcy ani przed strzałą wprawnego łucznika. To będzie ciekawy turniej, a wygrana? Cóż, może ona przybliży mnie do moich marzeń.~~
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
Stary 01-06-2009, 10:37   #119
 
sara_mysterious's Avatar
 
Reputacja: 1 sara_mysterious nie jest za bardzo znany
Młoda czarodziejka była w szoku. Spotkanie wampirzej szkarady tylko utwierdziło ją w fakcie, że należy niszczyć wszelkiego rodzaju nieumarłe plugastwo. Tak jak należy niszczyć wszystko to co jest złe, wszystko to, co zagraża pięknu i tak już zniszczonej krainy. Zadowolona z siebie dziewczyna z pogardą spojrzała na to, co pozostało z wampirzycy. Później wsłuchała się w słowa krasnoluda.

- Powiadasz, że idziesz do Arhaagu? Jest mi to po drodze tak samo jak i na okrętkę. W dodatku, znam czar, który może nam umilić i przyśpieszyć podróż jeśli chcecie. Ja z chęcią się z tobą zabiorę przystojniaku – powiedziała Sara kokieteryjnym tonem, dłonią gładząc krótko ściętą brodę krasnoluda.

- Myślę też, że mogę się zająć tymi dwoma. Jako słudzy wampirzycy, jako istoty ludzkie nie znające granic moralnego poszanowania innych zasługują na karę. Kto się ze mną zgadza, że zasługują na karę śmierci szybkiej i bezbolesnej? - nim ktokolwiek zdążył się odezwać Sara szybko dodała kolejne frazy swej przerażającej wypowiedzi.- Nie ma sprzeciwów? To bardzo dobrze. Do dzieła więc.

Czarodziejka ze strachem w oczach i na chwiejnych nogach zdecydowanie podeszła do dwóch byłych poszukiwaczy przygód. Wiedziała, że to co zaraz zrobi jest złe, lecz wiedziała też, że w ten sposób świat uczyni lepszym, bezpieczniejszym. Pozbawienie życia tych dwóch zapewni bezpieczeństwo innym, mniej przezornym wędrowcom, a samym zainteresowanym pozwoli opuścić ten okropny świat.

Sztylet znalazł się w dłoni Sary jakby sam, jakby żądny krwi. Dłoń podniosła się do ciosu, a usta podjęły trud wypowiedzenia kilku słów w obcym, nieznanym pozostałym języku.
- Wybaczcie mi, ale ten świat musi być lepszy. Nie czyńcie zła tam, gdzie traficie.

Dwa szybkie pchnięcia w witalne miejsca i ciała oponentów osunęły się na ziemię. Na tą samą ziemię, na którą spadła samotna łza czarodziejki. Zadowolone ostrze oddało krew w dzianinę, o którą Sara je wytarła. Następnie grzecznie wróciło do pochwy, gdzie było jego miejsce. Sara wstała.

- Przeszukajmy to miejsce teraz już dokładniej. Może coś wartościowego się znajdzie. Może znajdzie się coś do zjedzenia i jakieś zapasy żywności na drogę. Nie wiem, czy czar podróży mi wyjdzie. – czarodziejka już planowała następne kroki, które musi poczynić by osiągnąć swoje cele.
- Moglibyśmy również tutaj zostać na noc, z rana wyruszymy w dalszą drogę. W tym czasie będzie czas na zastanowienie się co zrobić z tym miejscem, z ciałami i z całą resztą tego cholernego świata.

Głos Sary załamał się i przeszedł w pisk. Dopiero teraz do niej zaczęło docierać, że właśnie zabiła wampira i dwójkę ludzi z zimną krwią. Teraz dotarło do niej, że stała się sędzią i katem w jednej osobie. Tak jak właśnie teraz postanowiła sobie, że taką osobą już zostanie. Że zrobi wszystko, by przywrócić ład swojej ojczyźnie, nawet za cenę swej duszy i życia.
 
sara_mysterious jest offline  
Stary 01-06-2009, 11:19   #120
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Pierdolona, zupełnie niepotrzebna walka, której można by uniknąć. Tarfur klął wściekle, gdy już tamten zniknął w rozbłysku kolejnego czaru. De Azil zawsze był niezłym wojownikiem, ale skąd wzięła się u niego na tyle potężna moc, by móc powalić go jednym, jedynym czarem?! Haradan zbyt dobrze wiedział, że następnym razem nie będzie miał tyle szczęścia i tamten go po prostu dobije, gdy już rzuci swoje zaklęcie. Ciekawe, czy pochodziły od tej całej... Dis’sith, czy jak on ją nazwał. Podejrzewał, że to jakiś odpowiednik Płomyk, przy czym lubiący znacznie bardziej integrować w rozgrywkę niż ich "królowa". W zasadzie nawet nie wiedział czy to damka, czy może tak na prawdę taki sam pionek, jak oni wszyscy. Nigdy nie był za dobry w szachach, a te tutaj zaczynały go irytować.

Tymczasem miał większy problem. Oderwał kawałek tutejszej koszuli i przewiązał nią mocno udo, starając się zminimalizować krwawienie. Na szczęście ostrze nie przebiło tętnicy, inaczej byłoby już po prostu po nim. Nie posiadał żadnej magii mogącej to uleczyć, nie znał nawet rozkładu pomieszczeń, nie wiedział na dobrą sprawę nic. Znał tylko drogę powrotną, z której to skorzystał dość szybko, podnosząc się i z wyraźnym trudem kierując ku swojej komnacie.

Płomyk na szczęście była tam, gdzie ją zostawił. Stęknął i opadł na podłogę, zamykając za sobą drzwi. W swojej torbie na szczęście miał opatrunki, które teraz zaczynał zakładać.
-Znasz się na opatrywaniu? Mogłabyś pomóc, albo chociaż wezwać medyka? Mają tu w ogóle coś takiego?!
Stęknął z bólu, po chwili wracając do klnięcia.
-Niektórzy starzy znajomi nie chcą czekać na turniej i zaczynają za wcześnie.
Bezceremonialnie zdjął spodnie i zacisnął opaskę uciskową. Najpierw trzeba było zatamować krwawienie i obandażować, potem w razie czego mógł iść szukać kogoś, kto zna się na tym lepiej.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172