27-12-2011, 22:36 | #141 |
Reputacja: 1 | - Oooooooo, fu! - skomentował walające się pęcherze Nevis. - No dobra, jest jeszcze drewno. W takim razie kto pierwszy ten lepszy! Niziołek czym prędzej pobiegł w kierunku drewna i chwycił za siekierkę. No to do roboty! Drewno powoli zaczęło nabierać kształtu łodzi... Bardzo powoli. Niziołek umilał sobie pracę rozmyślaniem. Idzie nam całkiem dobrze. Tylko dwie pary są przed nami, ciekawe gdzie jest reszta? Hmmm... Całe szczęście zadanie trzeba wykonać w parach. Ten chomik i tak już za bardzo oszukuje system. Co gdyby znowu to zrobił? I popłynął taką łódką: Na szczęście to nie wchodzi w grę... Chyba, że do pary znalazł sobie innego szkodnika. |
28-12-2011, 15:05 | #142 |
Reputacja: 1 | Następnego ranka udali się razem na plażę. Obrzydzony widokiem pęcherzy pławnych węży morskich, Nevis pobiegł w stronę drewna i zaczął ciupać. Cwaniaczek z niego. Ale, ale, czy on miał już kiedyś siekierę w ręku? No nic, trzeba dać mu trochę czasu, może w końcu coś mu z tego wyjdzie. Zaufanie do partnera to podstawa! Dla Osztana została brudna robota. Usiadł na piachu i powoli zszywał, łączył ze sobą kolejne pęcherze. Nie spieszył się, widząc poczynania swojego partnera z siekierą. Rozglądając się po plaży zauważył także swoich rywali. Wilczycy i nowemu szło podobnie jak Nevisowi, powoli ale do przodu. Ale skąd Ton wytrzasnął tego gościa? Gdzie to w ogóle się tacy rodzą? Czym rodzice go karmili? |
28-12-2011, 18:10 | #143 |
Reputacja: 1 | Cóż, połączone wysiłki wilczycy i demona przyniosły zamierzony skutek. Niestety jego plan polegający na podpatrzeniu jak Kiti zajmuje się szyciem rozbił się o jeden, teoretycznie niewielki ale dość istotny szczegół - jego towarzyszka była wilczycą. Nie miał jakoś zbyt wielkiej ochoty by idąc za jej przykładem chwycić igłę w zęby gdyż nie tylko było to mało ekonomiczne ale w jego przypadku wyglądałoby co najmniej idiotycznie. Pozostało mu więc tylko zdać się na szeroki zasób swoich nieodkrytych talentów, wśród których co prawda nie spodziewał się smykałki do szycia, ale rezultat i tak okazał się pozytywnym zaskoczeniem. Miał cichą nadzieję że organizatorzy nie zwrócą zbytnio uwagi na fioletowy kolor nitki który dziwnym trafem mienił się i wydawał ciche podobne do szeptów dźwięki gdy demon był w pobliżu. Liczyło się tylko to, że pierwsza teoretycznie trudniejsza część zadania była za nimi - pozostawało wyrzeźbienie kadłubu łodzi - Myślisz że Titanic to dobra nazwa dla łodzi? – zagadnęła Kejsi – A co powiesz na Jatutylkopływam? - Nie wiem dlaczego ale jakieś mroczne przeczucie mówi mi, że prędzej powinniśmy go nazwać ,,Orzeł" - odpowiedział demon, po czym chwycił za stojącą w pobliżu siekierę Rzeźbienie w drewnie niestety również nie należało do jego hobby. Jego ręce przyzwyczajone były bardziej do uchwytu szabli którą posługiwanie się zależało bardziej of finezji niż od czystej siły, Toporki pozostawiał raczej zielonym osiłkom którzy specjalizowali się w ich używaniu. Kiedyś jednak musiał być ten pierwszy raz, problemem pozostawał jednak sam projekt łodzi. Demon nie miał jednak zbyt wiele czasu by się nad nim zastanawiać więc zabrał się do budowy pierwszej rzeczy która przyszła mu na myśl a powinna pozwolić im przepłynąć każdy akwen. W założeniu miało to wyglądać tak Co prawda przy takim projekcie żagiel tracił nieco swoje znaczenie, ale w końcu nie każdy musi znać się na szkutnictwie. Niestety, brak wprawy oraz niedobór surowców doprowadził do tego że końcowa wersja wyglądała nieco mniej majestatycznie Ale Astaroth w ciągu tego wyścigu przywykł już do podróżowania w nietypowy sposób. Brakowało tylko człowieka-żagla by w pełni wrócić do starych dobrych czasów, jednak żagiel wykonany w pierwszej części zadania powinien spełnić swoje zadanie równie dobrze
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life. —Terry Pratchett |
28-12-2011, 19:48 | #144 |
Reputacja: 1 | - Czas na reklamę od spansora! *& Pamiętacie, kiedy mówiłam, że mój dom jest oblepiony biedronkami jesienią? Część wlazła do chaty. Nie mam serca ich wyrzucić, gdyż zaraz i tak próbują wleźć z powrotem... - Czyli próbowałaś je wyrzucić...! - Cicho! Tydzień temu odkryłam czym się żywią, że stada tego łażą po chacie. Na kwiatach pojawiły się przędziorki. Biedronki masowo je odkurzają. Oto sprawdzona elficka rada na przędziorki – bierzemy kwiatek, owijamy ziemię i doniczkę folią, żeby się ziemia nie skaziła, po czym spryskujemy kwiat i przędziorki [ale nie biedronki!] skutecznym środkiem na wszelkie robaki na kwiatach niekwitnących czyli... sprayem na kamień i rdzę do łazienek! [evil laugh]. Takim mocnym. Uważajcie, żeby sobie na łapki na pryskać bo będzie swędziało. Spryskajcie te małe dziadostwa, odstawcie kwiat, połóżcie go bokiem, żeby nie ociekało do doniczki. Pamiętajcie, bracia, to jest wojna!!! Przędziorki albo my!!! - Dziękujemy za eeer...? - Chciałam się też podzielić nowym elfikim wynalazkiem! Otóż, w zeszłym roku ocieplili blok i ponieważ mam w pokoju jakieś 30 stopni C cały rok oraz ogromne 300 litrowe nie przykryte akwa [nie da się przykryć niestety], w tym roku w ziemie, w rogu pokoju na suficie, wyskoczyło paskudztwo pt. mini grzybek. Wth! Grzybek na mojej ścianie! Taki szarawy 5cm grzyb-zabrudzenie. Ponieważ mam zwierzęta i akwa, którego przeniesienie nie wchodzi w grę, nie można stosować środków na grzyby. Ale co podziałało? Bierzesz, bracie, wacik kosmetyczny, taki owalny, zatapiasz w Domestosie, wykręcasz nieco żeby nie kapało [] i przyklejasz go, mokrego, na płasko, na sufit, tak żeby całkiem przykryć nim grzybek. I zostawiasz. On się przyklei do sufitu i będzie się trzymał. Po miesiącu ani śladu grzyba! Jedna POWAŻNA uwaga; nie stosować na sufity i ściany które są pomalowane na kolor inny niż biały, bo zeżre farbę [to też niechcący sprawdziłam ] - Errrr...? - Idę spłukać przędziorki do zlewu. - Powodzenia... *& Rzut za NPC dla Barelarda.
__________________ "Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D |
28-12-2011, 19:59 | #145 |
Reputacja: 1 | W Californi trwa zabawa! Browsing deviantART Wy zaś zmagacie się ze swoim zadaniem. Kiti, Astaroth; Tylko Tacy Jak Astaroth mogą pamiętać czasy, kiedy anioły chodziły po ziemi, a znalazłszy się na pełnym morzu przeistaczały się w ludzi-żagle. http://lastinn.info/archiwum-sesji-a...ty-2-a-50.html (Tacy jak ty 2) Ożesz, ile wieków minęło!...[<gah, poczuła się staro ;-(] Astaroth miał też wówczas okazje oglądać prawdziwego żeglarza, pewnego Thajenki, w akcji, w roli wytrawnego kapitana okrętu. Teoria a praktyka? Zobaczymy. Beczka z żaglem gotowa do...? Eh...? Czy to coś naprawdę pływa?! Syrenki i syrenowie przyglądali się z plaży tej ciekawej konstrukcji. Elsevir drapał sie za uchem a Keeshe posyłała Kiti słodkie uśmieszki z domyślnym pytaniem „to co wyryć na twoim grobie?”. Beczko-surf gotowy do testowania! - Polisę na życie masz? – pomachała Keeshe na pożegnanie Kiti. - Ku chwale niezatapialnej Bieli! – pomachał wam Elsevir. – I innym!... – speszył się. - Połamania karków!... Wrzuciliście beczkę na fale z pomostu. Ok., nie zatonęła. Syrenki i syrenowie przyglądają się ciekawsko. Kapitan Astaroth schodzi na pokłłłAAAaaaAA!żesz!!! Myślicie, że tak łatwo ustać w pływającej beczce?! Myśl jak człowiek-żagiel. Bądź człowiekiem-żaglem! Miałeś wrażenie, że siły wyższe, Białe i Fioletowe, gdzieś tam, wybałuszają z niedowierzaniem oczy i zbierają zakłady, czy rozłożysz ramiona na boki, chwycisz za swój płaszcz... Kiti próbuje wsiąść. Jakkolwiek próba zmieszczenia się z wilkiem w beczce z żaglem jest... fascynująca. A efekty ciekawe. Co jednak najważniejsze, nie zatonęliście... zawiał wiatr, dala... fal...AAAaaaaaaaaaaaaa!!! Weeeeeee, jak na karuzeli, beczka ‘trochę’ się kręci wokół własnej osi wraz z każdą napotkaną falą. Pełza synchronizacja! Zgrany zespół, dla Takich Jak Wy dokonanie niemożliwego jest łatwiejsze od zaparzania melisy! - 51 i 60! – Elsevir patrzył przez lornetkę. - Utopiła się już? – mruknęła Keeshe. - Są blisko portu! - A mówiłam, żeby jej kilka łap uciąć!... – żachnęła się drowka. Docieracie do portu! Syrenki wiwatują, ludzie w Procie biją brawo i witają was radośnie. Orzeł wylądował!!! Ale o ile Astaroth jest dumnym kapitanem, o tyle Kiti jest fioletowa [!] i po wodnej karuzeli ma problemy z poruszaniem się po lądzie!... Szukacie pudełka ze wskazówką. Jest! „Wyruszcie do Las Vegas, niewielkiego miasteczka wśród pustyni i gór. Znajdźcie w porcie odpowiedni środek transportu by się tam dostać.” http://upload.wikimedia.org/wikipedi...gasclimate.jpg Hm, Avalon jest na wyspie. Trzeba by się rozejrzeć, popytać, zdobyć jakiś transport! Osztan, Nevis; Niziołki są poczciwe i cierpliwe. Kawałek po kawałku, metodycznie, Osztan zszywa żagiel. Bez pośpiechu, bez pomyłek i zbędnego poprawiania. Żagiel gotowy! Nevisowi z siekierą trochę gorzej się układa. Osztan skończywszy żagiel pomaga w wykuwaniu łódki. No i jest! Łódź gotowa! Pływa? No to hop! Nie ma innej możliwości, jak się przekonać na własnej skórze! Potrzebna wam teraz koordynacja [jeśli wasze rzuty będą oddalone od siebie o max. 1, udało się! plis rzućcie k100 Barelard; Pomoc z zewnątrz nie była taka zła. W dwójkę w mgnieniu oka uporaliście się z żaglem, a na dodatek zarobiłeś przy tym 40 sztuk złota, więc wyszedłeś na czysto! Żagiel już jest. Teraz łódź! Tu idzie wam niego gorzej, ale powoli łapiecie o co chodzi... [jak podejmujesz sensowne działanie – w kolejnej turze uda się stworzyć łódź i nie musisz rzucać.] Chomik, Tomisław; Wspólnymi wojowniczymi siłami poskładaliście łódź. Teraz tylko żagiel! Ton; Macie żagiel. Macie i łódkę! [nie obyło się bez kilku odrąbanych kończyn, ale co tam! Mężczyźni przy męskiej robocie zniosą każdy ból!] Wkrótce udaje się wam równie gładko stworzyć łódź. No to na wodę! [plis rzuć 2k100 za siebie i 2k100 za Conana – za tę i zaległą turę. wasze rzuty muszą być oddalone max o 15] Opisz plis jakby co co dalej – czyli gdzie i jakiego transportu do Las Vegas poszukujesz +1 tura
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. Ostatnio edytowane przez Almena : 28-12-2011 o 20:03. |
28-12-2011, 21:45 | #146 |
Reputacja: 1 | Barelard kręcił się po hotelu analizując wydarzenia zaistniałe w nocy. Miał dziwne wrażenie, że mogło się to źle dla niego skończyć, choć nie bardzo mógł dotrzeć do sedna tego nieprzyjemnego uczucia. Zupełnie jakby otarł się o śmierć. No nic, następnym razem lepiej posiedzi przy palenisku i odpocznie zamiast się wałęsać z dziwnymi ludźmi... i nieludźmi też. *** Barelard stanął na plaży nad stosem materiałów. - Kogoś do pary? - mruknął. Rozejrzał się w nadziei na jakiegoś zdesperowanego tubylca, co by go zatrudnić. Dziwnie wszyscy od niego stronili i ukratkiem pokazywali palcem. Ciekawe czemu? Co prawda różnie już go traktowano z powodu profesji, ale żeby aż tak? A może to to łowienie ryb na błyskawicę? A może nocna eskapada przyprawiła niezbyt dobrej sławy. Podrapał się po głowie i poskubał po brodzie... różowej brodzie. - No TAAAKKK... Broda. To pewnie broda. - mówił do siebie - Niech no ja dorwę tego chochlika w swoje ręce! Ale nie czas było na trzepanie skóry chochlikom. W końcu znalazł się jakiś odważny i podszedł chętny do pomocy. Trochę, co prawda, wyglądał na hmmm... wioskowego głupka ^_^' ale jak się nie ma co się lubi... *** No cóż, pierwsze podejście nie było zbyt dobre. Głupek nie był taki głupi jak się na początku wydawało, ale na to że krzyknie kiedyć 'eureka' także się nie zapowiadało. Trzeba było wynalazek nieco przerobić. Barelard rozejrzał się próbując 'ściągnąć' nieco pomysłów od konkurencji. Kadłub wymagał już niewielu poprawek chyba. Na wszelki wypadek mag postanowił wzmocnić ekipę wiedzą. Przywołał księgę zaklęć i poszukał odpowiedniego. Co prawda pogoda nie była zbyt odpowiednia na na przywołanie ducha, ale duch nie był osobą... nieprawdaż? A skoro nie był osobą to nie można go policzyć do składu drużyny. A właściwy duch może pokierować odpowiednio pracami. Np. taki szkutnik, nie? Miał tylko nadzieję, że umarlak, o którym myślał, żywił do niego nieco cieplejsze uczucia niż jubiler którego przywołał dla nauki obróbki kamyczków. Mag naciął nieco dłoń i wyrysował kilka krwawych symboli na kawału deski leżącym pod nogami. - En kattalaiyai manikku anma va, tevai avarkalin nipunattuvam kotukka. Sevill va! Pojawił się duch krępego jegomościa w marynarskim wdzianku z piła na ramieniu i młotkiem w ręku. - Ktto me tu, szonse - zatrzeszczał duch. Ta... odwieczny problem z mową. Duszysko się pokręciło chwilę. - Cholera, Barelard! Nawet zza grobu człeka wyciągasz gnido. Ani za życia, ani po śmierci nie można się od Ciebie uwolnić - rzucił z przekąsem i zarechotał - Ta, ta, ta... A Ty Sevilu jak zwykle... zresztą nieważne, pomożesz jeszcze raz? Duch zmrużył się kiedy słońce wylazło zza chmurki. - Pamiętaj sam obiecałeś, że nawet trumna Cię nie powstrzyma. - mag dorzucił szybko. Duszysko westchnęło. - Obiecałem, no to czego Ci trzeba. Barelard skinął na łódkę. Duch popatrzył i najpierw wybuchnął śmiechem. Jednak szybko spąsowiał ze złości, albo magowi się tylko wydawało, i zaczął wrzeszczeć. - Co to ma być do kroćset?! Ty Stary pierniku!!! Nie tak Cię uczyłem. Rok z magiem plątającym się mi pod nogami i wściubiającym wszędzie nos, a Ty nawet podstaw nie zapamiętałeś. DUREŃ!!! Sevil wymachiwał młotkiem. - Do roboty łachudro!!! Nie mam zamiaru się tu prażyć zbyt długo! - emocje powoli opadały - Najpierw zaczniemy.... I tu poleciały instrukcje, które Barelard skwapliwie wypełniał bez żadnego zająknięcia ani skargi. Kilka zbitych palców nawet nie zauważył. W końcu łódka była gotowa. - I pamiętaj, jak coś schrzaniłeś i się utopisz, to nie pokazuj mi się na oczy bo Ci osobiście dupę skopię i tym młotkiem - tu pomachał narzędziem groźnie - rozumu wbiję do łba. A teraz żegnam i żeby było mi to ostatni raz na takie słońce baranie!!! I się rozpłynął. - Cześć Sevilu, miło że wpadłeś - mruknął mag mocząc obolałe dłonie w wodzie. * W tzw. między czasie pomocnik Barelarda dał nogę za widok ducha, zostawiając, parującą już, żółtą plamę na żółtym piasku plaży. A reszta się przyglądała na poczynania maga. Niektórzy zresztą dosyć krzywo. I to by było na tyle co do problemu trzy osobowej drużyny. * Ostatnio edytowane przez ZauraK : 28-12-2011 o 21:48. |
29-12-2011, 11:09 | #147 |
Reputacja: 1 | Otworzył oczy, a promienie słoneczne oblewały całe pomieszczenie w jakim się znajdował. - Puck! Było jedynym stwierdzeniem jakie padło z jego ust. Zaspał! Zaspał w tak ważnym momencie. W chwili gdy powinien być na nogach przez cały czas. Wczoraj całe to zamieszanie ze złodziejem plus alkohol jaki wypił uśpiły jego czujność…. Zasnął i zaspał. - PUCK! Zerwał się z fotela i odruchowo zabrał sterczący obok młot bojowy. Rozejrzał się wokoło. Pusto…. - Pojechali…. Zrozumiał. To że jakaś grupa poszukiwaczy przygód pojechała bez niego w zasadzie go nie interesowało. Interesowało go natomiast co innego. Persona, która była największym koszmarem jego życia, największą niewiadomą, a zarazem chyba największym przyjacielem i jedyną istotą która jeszcze mogła go zrozumieć pojechała także… musiał ich dogonić… musiał! Podbiegł do osoby, która w dniu wczorajszym podawała im instrukcje co do kolejnego przystanku w ich wyścigu zapytał grzecznie w którą stronę się udali i jaki jest ich następny przystanek… gdy otrzymał odpowiedź pędem wypuścił się z budynku, obiegł go i pobiegł przed siebie. - Puck, Puck, PUCK!!! Klął pod nosem biegnąc. Nie biegł jednak do stajni, a do pomieszczenia gdzie poprzedniego dnia przygotowywał się w sekrecie. Szybkim ruchem ujął klamkę i otworzył. Wbiegł do środka i zaczął robić wokoło bardzo dużo hałasu. Coś trzasnęło, coś huknęło. Po kilku chwilach pojawił się na chwilę na zewnątrz niosąc ze sobą dziwnie wyglądający, podłużny i skórzany pokrowiec o długości dobrych 2,5 metra oraz coś na kształt kołczanu, tyle że dużo większy i wypełniony oszczepami… albo pilum. Zaraz potem zniknął na powrót i ponownie się pojawił. Tym razem trzymał w dłoniach raz jeszcze widziany wcześniej młot bojowy - „Pogromcę Dziewic”, ale w drugim ręku trzymał też jednoręczny topór bojowy „Zabójcę sierot”. Na sam koniec w jego dłoniach pojawiła się jeszcze kłonica w wygrawerowaną dedykacją „Od Jędrzeja z Męczyworów”. Wszystko to zniknęło. Zniknął też Barbak. Zawyło. Zaryczało, a chwilę potem światu ukazał się kształt doskonały: http://www.youtube.com/watch?v=MWFEzir-9a4 Cóż… nie istniały słowa, którymi należało opisywać takie kształty. W żaden sposób nie powinno się oceniać tego co było po prostu piękne. Takie było i już. Jedyną kwestią, którą należało zaznaczyć był fakt, iż na masce rzeczonej piękności dumnie prężył się pewien gad… Browsing deviantART Ork wyprowadził auto z garażu, skręcił kierownicę i depnął na przepustnice. Silnik, który poprzedniego dnia mógł straszyć niewtajemniczonych zaryczał raz jeszcze groźnie i ostrzegawczo zarazem. Audi zadziornie postawiło tył w delikatnym slajdzie i zmusiło Barbaka do delikatnej kontry. Została ona wykonana wprawnie i z uśmiechem na ustach… natomiast odgłosy żelastwa przelatującego po bagażniku wprowadziły pewną fałszywą nutę do tej symfonii dźwięków. Ostatecznie Barbak skierował pojazd w wskazanym kierunku i pokonując pewne nierówności terenu powoli wprowadzał go na właściwy kierunek. Wtedy to właśnie postronni obserwatorzy mogliby dostrzec niewielki winyl umieszczony na zderzaku w pobliżu wydechu. Głosił on: ”Żonę tak. Ryk silnika, gdy przepustnica została otwarta w pełni, a potęga mocy została uwolniona nie mógł iść w szranki z absolutnie niczym. Bo i owszem może i gdy prawdziwy smok ryczał brzmiało to groźniej, to jednak nie dawało takiego efektu… i zasadniczo nie wprowadzało uśmiechu na usta Barbaka.Psa, może. Audi, NIGDY! Ten siedząc za kierownicą spojrzał na chwilę na tablicę przyrządów… http://www.youtube.com/watch?v=sd37T...eature=related Potem przeniósł prawą dłoń na niewielkie pokrętło, przekręcił je, a z systemu nagłośnienia montowanego w samej Kuźnie „Reorx & Moradine Tuning Club” poleciały następujące nuty: http://www.youtube.com/watch?v=GUIS4Zn_E4o Nieodzownie i nieodmiennie ork zaczął wyć i wyśpiewywać słowa pieśni… różnica z oryginałem była niewielka i tylko osoby znające orka wiedziały dokładnie o co chodziło. Otóż w miejscu słowa „devil” ustawicznie pojawiało się imię Verion….. I tak muzyka brzmiała, silnik ryczał, a ork pędził aby dogonić uczestników wyścigu… Aby dogonić Astarotha przede wszystkim.
__________________ Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia? ~ Gargamel. Pieśń przed bitwą. |
29-12-2011, 15:26 | #148 |
Reputacja: 1 | Kiti spojrzała na plany łodzi i na samą łódź. - Całkiem podobna... – pochwaliła z wahaniem zdolności szkutnicze Astarotha. – Widać, co autor miał na myśli... Brakowało tylko gnoma z peryskopem. Obserwowała, jak Astaroth pakuje się do beczki. Powieka jej zadrżała. Ok., więc to nie był żart? Orzeł był gotowy do startu. Łódź Orzeł, trochę żużlem zaleciało. Wilk i demon, w beczce z żaglem, na morzu. Pewnie staną się motywem na przyszłorocznych pocztówkach z Avalonu. Nie wypadało odmawiać Panu Mgieł. Mogłoby to naruszyć delikatne stosunki pomiędzy Bielą a Chaosem! Wilczyca z zakłopotaniem zaczęła pakować się do łodzi. Wilk morski! - Święta Bieli! – jęknęła, wcisnąwszy się w końcu na pokład. – O nie o nie o nie to się kręci!!! Szybko zmieniła kolor na fioletowy. I nie była to wina Astarotha a fal morskich. - Kieruj!!! – płakała do Astarotha. – Kieruj tyyyym!!! http://www.youtube.com/watch?v=ozug-WU2B8U Wsadziła ogon do wody, próbując zrobić z niego ster. Próbowała sterować beczką. Z różnym skutkiem. Kiedy zobaczyła port wrzasnęła; - Stały ląd!!! Dobili do portu. Nie płacąc odpłaty za cumowanie, wgramoliła się na pomost. Była tak fioletowa i tak otumaniona, że na myśl przyszedł jej tylko jeden okrzyk radości: - They`re taking the Hobbits to Isengard!!! – zawyła i rzuciła się w krzaki by ulżyć swemu żołądkowi. Kiedy tylko wytrzeźwiała z choroby morskiej, z radości pobiegła odtańczyć elficki taniec radości. Ponieważ nie mogła znaleźć żadnych elfów w porcie, odtańczyła go z napotkanymi miejscowymi przedstawicielami kotowatych i psowatych. [media]http://www.youtube.com/watch?v=IRO9RNpSc3A[/media] Kiedy tradycji stało się zadość, zaczęła biegać po porcie, zastanawiając się jak dostać się do Las Vegas. Las Vegas hm, ciekawe co to znaczy Vegas, bo co znaczy las każdy elf wie. - Chyba najszybciej będzie lotem? – zawołała do Astarotha. – Nie jestem pewna czy przeżyję kolejną morską podróż! Mam pecha co do trakenów i takich tam chorób morskich. Biegała wokół, zaczepiając ludzi na ulicy i pytając jak najlepiej dostać się do Las Vegas. Nikt nie wiedział gdzie to jest. Pytała jak dostać się na kontynent. Czy ktoś tu ma połączenie lotnicze. * Gdzieś w połowie drogi do Isengardu grupa elfów z Avalonu zatrzymuje się, a jeden z nich mruczy pod nosem; - Panowie, to chyba ściema była...
__________________ "Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D Ostatnio edytowane przez Kejsi2 : 29-12-2011 o 15:30. |
29-12-2011, 15:48 | #149 |
Reputacja: 1 | Dumni bohaterowie, opatrzywszy wszelkie rany otrzymane w krwawym boju z rzemiosłem stolarskim, spuścili swój okręt na fale. - Na Croma! – stwierdził Conan. - Masz rację, to dobra nazwa dla okrętu. Chrzczę cię „Nakroma”! –Ton rozbił o deskę butelkę z resztką spirytusu. I wypłynęli na ocean, na niezmierzony błękit, w spienioną kipiel, wśród szum grzywaczy i innych poetyckich określeń. Ciężki toczyli bój z bezlitosnym żywiołem – tym cięższy, że kto to widział, by dwóch facetów płynęło na jednym windsurfingu?! Zwłaszcza, gdy jeden ma dwa metry wzdłuż i wszerz, a drugi nosi rozmiar S (damskie S!). No ale odwagą, zręcznością i oślim upiorem okiełznali rączą „Nakromę”. Gdy już nauczyli się płynąć prosto, postanowili zrobić tak: Ale wyszło im tak: Pozbierali się jednak i przy następnym podejściu dopłynęli do portu, szczęśliwie, choć z drobnym poślizgiem czasowym. Na miejscu przyszło pożegnać się z mocarnym Conanem. - Wiesz, Ton, bardzo cię polubiłem – powiedział barbarzyńca – i zanim się rozejdziemy zdradzę ci wielką tajemnicę mego ludu – zdradzę ci sekret stali. Conan wydobył swój 2,5-ręczny miecz +12 przeciw akwizytorom. Jego mięśnie naprężyły się, twarz zastygła w surowej powadze. Niebo pokryły stalowoszare chmury, zadął zimny wicher, a odległe pioruny podkreślały słowa mocarza: - Dawniej olbrzymy żyły na Ziemi. W ciemnościach chaosu. Oszukały Croma, zabrały od niego tajemnicę stali. Crom był rozgniewany i wstrząsnął Ziemią. Ogień i wiatr powaliły te olbrzymy i rzuciły ich ciała do wody. Ale w swojej wściekłości bogowie zapomnieli o tajemnicy stali i zostawili ją na polu walki. A my, którzy ją odnaleźli, Jesteśmy ludźmi. Nie bogami. Nie olbrzymami. Tylko ludźmi. Sekret stali był zawsze przenoszony w tajemnicy. Musisz nauczyć się jej zagadki. Musisz nauczyć się jej dyscypliny. Nikomu, nikomu na tym świecie nie możesz ufać, ani mężczyźnie, ani kobiecie, ani nosorożcowi. – barbarzyńca wskazał na miecz - Tylko temu możesz ufać. - Dzięki, bracie. Wiesz, Ty niegłupi facet jesteś. Mógłbyś się za politykę wziąć. Conan odszedł, a Ton długo stał na plaży patrząc na swój stalowy nóż… zaczynając rozumieć. ~*~ Jaki środek lokomocji wybrać do podróży z wyspy na pustynię? Podobno piechota morska nawet po pustyni jeździ w amfibiach, ale takich w tym świecie jeszcze nie odkryto… No, ale najłatwiej oczywiście wyruszyć drogą lotniczą. - Taxi! Gargulec! - O nie! – krzyknął mały, rozdygotany gargulec – To znowu on! - Bez gadania, zabierasz mnie do Las Vegas. - Nie! Bez wierszyka nie mogę. I nie udźwignę twojej nosorożycy! - Cicho. Nie ma żadnej nosorożycy! A wierszyk brzmi: „Gargulec, gargulec, zapierdalaj, albo ci wsadzę w dupę szpikulec!” Tu Ton pogroził kamiennemu maszkaronowi młotkiem i przecinakiem zabranymi z zestawu szkutniczego. Wystarczająco solidnymi, by zrobić gargulcowi dodatkowy otwór w dowolnie wybranym miejscu. Znać było, że Ton poznał pierwszy sekret stali – można nią zastraszać słabszych! I polecieli… Pierwsze 2k100 jest za pierwszą turę (Ton + Conan). Drugi rzut jest za ewentualną drugą. Czyli udało się w drugiej turze.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. Ostatnio edytowane przez JanPolak : 29-12-2011 o 17:00. Powód: najpierw kostki, potem opis |
30-12-2011, 14:01 | #150 |
Reputacja: 1 | Żagiel gotowy! A jaki piękny. Na pewno zyskają dzięki niemu przewagę nad rywalami i dogonią tych, którzy już wypłynęli. Po udanej robocie, Osztan poszedł umyć dokładnie ręce w morzu. Patrząc na poczynania swojego partnera postanowił nawet trochę popływać. Rozebrał się do spodenek i wbiegł prosto w fale. Przy okazji uratował jedną syrenę, która omal nie utonęła z zachwytu na jego widok. Po krótkiej kąpieli, zauważył, że Nevis dalej męczy się z siekierą. No nic, trzeba mu pomóc. - Mój zacny kompanie w trudzie i niedoli a i w szczęściu i spełnieniu, żagiel gotowy i nie mam już nic więcej do zrobienia, pozwól więc, że pomogę ci wymachiwać siekierą na lewo i prawo bo widzę, żeś już zmęczony tą wyczerpującą, a jakże odpowiedzialną pracą, której się podjąłeś bez zająknięcia dla dobra mego jak i swego własnego oraz bezpieczeństwa naszego przy jednakowej trosce o kondycję środowiska, otaczającego nas dnia każdego. Po skończonej robocie zostało już tylko połączyć pokład jachtu z żaglem i wyruszyć na podbój morza. |