09-05-2018, 21:17 | #1 |
Reputacja: 1 | [BRP] Nóż Czarnoksiężnika - cz.3 - Yarakan Trzem irunoiskim kupcom nie pozostało nic innego, jak przystać na propozycję awanturników. W ten sposób wilk był syty i owca cała. Ciało młodego szejka miało trafić do jego ojca w Yarakanie, a bohaterowie po załatwieniu swoich spraw w tym mieście zobowiązali się do podróży do Sabol i ponownego spotkania z kupcami. Upokoina nie wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu sprawy, mamiąc bohaterów dodatkowymi pieniędzmi, ale ci mając na widoku zyski płynące z powiadomienia Rasula ibn Raula al Alabema o przedwczesnym połączeniu duszy jego syna z ukochanym bogiem Fahimem, pozostali niewzruszeni. Nie minął dzień i Irunoi, w towarzystwie nowo najętych w Vazikh strażników ruszyli na północny zachód, ku górom Res Horab. Awanturnicy także spakowali swoje mienie, ogarnęli tabun koni, który wiedli dla szejka i ruszyli na zachód. Droga wiodła przez monotonny, falujący step, od czasu do czasu urozmaicony kępami drzew lub porozrzucanymi po okolicy krzewami. Daleko przed sobą widzieli niewyraźne kontury pierwszych wzniesień Res Horab, które Ianus w swojej mowie nazywał Hortorum. Gdzieś przed nimi był Yarakan, a dalej znów step i Imperium Thoertianum, potężna kraina, odwieczny wróg rusanamańskich sułtanatów. Miasto zlokalizowane było na wznoszącej się ponad otaczające morze traw skalnej ostrodze. Przed wiekami wykuto w niej drogę i trzy tunele, a na krawędziach wzniesiono obronne mury. Centralne miejsce zajmowała cytadela i towarzyszący jej minaret meczetu al'Irbijja. Wokół, między murem cytadeli i zewnętrznymi fortyfikacjami znajdował się labirynt uliczek, domów, placów i zaułków, tak charakterystyczny dla każdego rusanamańskiego miasta. Niezliczone warsztaty, sklepiki, kawiarnie i palarnie pozwalały zanurzyć się w atmosferze miasta i dostać dokładnie to, czego się oczekiwało. U stóp skały, na której wybudowano miasto rozciągało się skupisko mniej lub bardziej prowizorycznych budynków, chat i namiotów. Yarakan rozwijał się w ten sposób, nie mogąc pomieścić większej liczby mieszkańców na ograniczonej murami przestrzeni na górze. Gdy czteroosobowa kompania wiodąca tabun koni zbliżyła się do miasta, pozostawiając za sobą unoszący się nad stepem pióropusz kurzu, powietrze przeszył dźwięk surmy. Już po chwili w stronę awanturników pędził oddział kawalerii w zielonych kubrakach. Na włóczniach powiewały proporce z godłem szejka - gwiazdą i bramą, a broń i zbroje lśniły w popołudniowym słońcu. Kawalerzyści zmienili formację rozjeżdżając się na boki i tworząc wklęsły półksiężyc, którego ramiona opasały nadciągających awanturników. Na ich spotkanie wyjechał niemłody już oficer w zawoju ozdobionym pokaźną szmaragdową broszą. Wzniósł w górę bułat w geście ni to pozdrowienia, ni to groźby. - Saalam! - krzyknął. - Opowiedzcie się coście za jedni i niech Fahim porazi Wasze członki, jeśli skłamiecie! Wjechaliście do domeny miłościwie nam panującego z woli Boga, Rasula ibn Raula al Alabema, niech Siedmiu Proroków wstawia się za nim u Jedynego i tylko za jego przyzwoleniem możecie tu pozostać! Mówcie, byle w jakimś zrozumiałym języku! - ostatnie zdanie wypowiedział widząc już, że zbliżająca się kompania w większości składa się z obcokrajowców. |