Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2014, 01:15   #1
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[Autorskie/Anime Storyteling] Klątwa Lokiego[+18]

Klątwa Lokiego

Prolog


Music

Surokaze Raim


Silone podmuchy wiatru rozbijały się o kamienne mury twierdzy klanu Krwawych Blizn. Forteca stawiały im dzielny opór od setek lat, tak więc i dziś nie pochyliła swego twardego czoła przed siłą natury.
Do wrażliwych uszu elfiego przywódcy wietrznych szermierzy, dochodziły przeróżne dźwięki. Szczęki mieczy, przebijające się przez kamienie Sali treningowej, zgrzyty ław ustawianych przed posiłkiem, oraz ulotne kawałki rozmów które wkradały się pod drzwiami jego gabinetu.
Bycie liderem nie było łatwym zadaniem, tu nie zawsze potrzebny był miecz czy łuk, częściej zaś pióro i pomyślunek. Surokaze siedział przy oświetlonym świecą biurku, przeglądając papiery zaopatrzeniowe, oraz pisma od szlachty z dalekich miast. Jego piękna żona, wylegiwała się półnaga w łóżku, korzystając z błogiego lenistwa. Delikatna pościel zsuwała się po jej ciele, gdy ta mrucząc niczym kocica przeciągała się.
Elf właśnie miał złożyć kolejny podpis na jakimś mało ważnym dokumencie, gdy silne miarowe puknięcia do drzwi, wyrwały go z zamyślenia.
- Pani Surokaze, przybył wędrowiec, mówi że Pana zna i chce się niezwłocznie widzieć. –głos strażnika bramy był wyraźnie zmieszany, Raim nie musiał pytać o powody, bowiem ten postanowił się wyżalić. – Zgodnie z rozkazami kazaliśmy mu czekać, ten jednak nic sobie z tego nie robił. Powiedzieliśmy mu jakie mogą być tego konsekwencje, jednak dalej nie słuchał. Strzeliliśmy mu nawet ostrzegawczo pod nogi, jednak wciąż szedł dalej. Tak więc zgodnie z procedurami, zleciliśmy atak. Tylko… kiedy on upadł na ziemię ranny… przyszedł kolejny. Taki sam. A dokładnie to trzech. Ich też powaliliśmy, ale do tego czasu, z tego pierwszego zrobiło się tak jak by dwóch… – strażnik musiał wiedzieć, jak absurdalnie to brzmiało, na szczęście drugi głos go wyręczył.
- No już, z drogi brudna małpo! Nie każ mi cie dotykać, mówiłem że mi się spieszy. Wy ludzie małej inteligencji, jesteście prostoliniowi tak bardzo, że czasem mi was szkoda. No już, poszedł. Nie wiem jak do was się mówi, jak rzucę patyk to zaaportujesz, czy tego cie nie nauczyli? – roszczeniowy i delikatny głos, dobiegł zza drzwi. Białowłosy elf, dokładnie znał ten ton i wiedział do kogo należy. To sprawiło, że jego palce mocniej zacisnęły się na blacie stołu.
Strażnik chyba próbował coś powiedzieć, czy nawet dobyć broni, lecz wtedy cos błysnęło, a drzwi do komnat Surokaze odskoczyły w bok.
Haru pisnęła, podskakując na łóżku i podciągając pościel pod szyję. W otwartych drzwiach stał zaś nie kto inny jak…


…Luigi Nino! Dookoła naukowca krążyła metalowa, lekko błyszcząca kulka. To ona musiała odpowiadać za nagłe otwarcie pokoju. Strażnik wyglądał na zdezorientowanego, zerkał to na Suro to na geniusza.
- No już, każ mu przynieść jakieś wino! – ponaglił dowódcę klanu różowo włosy, patrząc nagannie na Raima. – I jakieś krzesło by się przydało. Naprawdę nie umiecie przyjmować gości… –westchnął kręcąc głową. – A i zanim chwycisz za broń, ostrzegam że jestem dość mocno wybuchowy. Pewnie pamiętasz. Ale nie martw się, przyszedłem porozmawiać. To jak z tym napitkiem? –zapytał w uśmiechu prezentując swe śnieżnobiałe zęby.

Faust


Ten którego koszula była czerwona niczym krew, a uśmiech biały jak perła, skradał się wśród listowia. Po raz kolejny był na tropie największego z wilków. Różowowłosy osobnik, który znajdował się w każdym z miast, dał mu kolejny trop. Kilka razy strażnik najwspanialszej idei dostawał od geniusza informacje, zawsze jednak na miejscu zjawiał się za późno. Jak gdyby Wataha celowo dawał mu się wytropić, tylko po to by uciec w ostatnim momencie. Trudno było powiedzieć kto tu tak naprawdę jest łowcą, a kto zwierzyną.
Tym razem jednak szansa wydawała się lepsza niż normalnie. Trop był świeży, negatywna energia szaleństwa była niemal wyczuwalna w powietrzu. Wilcze ślady płonęły jeszcze czarnym ogniem, co znaczyło, że manifestacja obłędu strażnika, była bardzo blisko.

Faust prezentował najbardziej nietypową formę skradania. Podchody te odbywały się bowiem z prędkością tak wielką, że jego sylwetka po prostu co chwilę pojawiała się i znikała. Widział oczyma wyobraźni czarnego demona, a dwa byty w jego duszy cieszyły się na ta myśl. Jeden bowiem jego protegowany po raz kolejny przyda się do szerzenia równowagi, drugi natomiast bowiem Wataha zwiastował destrukcję.
Faust przyspieszył jeszcze trochę… gdy nagle w drzewo obok niego łupnęła błyskawica.

Strażnik zasłonił się oboma rękoma, by przypadkiem odłamek kory nie dostał się do jego oka. Jeden z kolczyków zakołysał się w uchu, które jeszcze nigdy nie opuściło głowy. Przez zmrużone oczy blondyn dostrzegł sylwetkę, stojąca pośród zgliszczy.

Zeus, Pan Olimpu we własnej osobie, kręcił lekko zesztywniałymi ramionami. Elektryczność wypełniła powietrze, boskie stworzenie chciało by wszystko dookoła poczuło majestat jego jestestwa. Burza siwych włosów została odrzucona w tył, gdy oczami świecącymi niczym błyskawice przeszył piewcę równowagi.
- Fauście IV, co robisz w tym miejscu, skoro miałeś inne zadanie! –ryknął niczym nadchodząca burza.
Chyba stary pracodawca postanowił w końcu ponaglić leniwego pracownika.

Sir Richter


Calamity siedział oparty o ogromne cielsko swej hydry. Ognisko płonęło wesoło, gdy on odpoczywał pod gołym niebem. Znowu musiał odłączyć się na trochę od Czarnoskórego, bowiem doszły go słuchy on smoku pustoszącym pobliskie miasto, Gort zaś miał inne plany co do wyprawy.
Ostatecznie okazało się, że była to dupa nie wielka gadzina. Jedynie jakaś malutka wywerna, której łeb ściął jednym silnym cięciem, ciało rzucając na pożarcie Malice.
Jedyna pozostałość po tym potworze, nabita była właśnie na patyk, wiszący nad ogniskiem. Jednej rzeczy Calamitiemu brakowało, czegoś co dobrze poznał i nagle stracił – kuchni Shiby. Co jak co, lecz niebiesko skóra potrafiła czynić cuda z przyprawami.

Rycerz usłyszał cichy bulgot w swym brzuchu, a woń dochodząca od mięsa wskazywała na to, że jest już gotowe. Porwał patyk i bez ceregieli, wgryzł zębiska w ociekający tłuszczem, kawał mięcha. Pięścią otworzył pokrywę stojącej obok beczki z piwem, by podnieść ją i bezceremonialnie wyżłopać z niej spory haust.
Mniej więcej między czwartym gryzem, a trzecim łykiem usłyszał podejrzane stukoty. Łby hydry zawiły się lekko, szczerzą zębiska w głośnym warkocie, rozglądając się na wszystkie strony. W jednej chwili, spośród drzew otaczających polane poczęły wyłaniać się sylwetki. Blask księżyca jasno je oświetlał, nie było wątpliwości kim byli.


Przegnite, rozpadające się cielska, uzbrojenie nadgryzione zębem czasu i wieloma dawnym bitwami. Chwiejny chód oraz warkotliwo bulgotliwe odgłosy. Bez wątpienia byli to nieumarci. Na oko dwudziestu… może trzydziestu. Richter dalej sącząc browar z beczki, obserwował jak ich krąg powoli się zaciska. Liczba niezbyt go przerażała, przy dobrych wiatrach jednym cięciem przetnie trzech lub czterech.
Bardziej zastanawiał go fakt, iż w okolicy nie było żadnego cmentarza, czy dawnego pola bitwy. Ekwipunek który nosili, wyglądał zaś bardzo staro, dawno nie widział tak szerokich barbarzyńskich mieczy.
Skąd więc tak starzy nieumarci wzięli się w tych okolicach?

Gort Kingstone


Wielki murzyn stał na dziobie Mantykory, z rękoma założonymi na muskularnej piersi. Jego olbrzymie mięśnie połyskiwały w słońcu, gdy żeglował ponad chmurami. Wpatrzony był w swój cel niczym małe dziecko w ulubioną zabawkę.


Latająca wysepka, unosiła się przed okrętem, wołając go do siebie. Pokryta gęstym lasem, kpiła sobie z zasad grawitacji. Spośród drzew wyrastał olbrzymi biały zamek, który wyglądał niczym cały wykuty z marmuru. Jego strzeliste wieżyczki wyposażone były w stare, od lat nieużywane balisty, a z murów co jakiś czas odpadał kawałek tworzywa.

Znaleźli wzmianki o tym miejscu ,gdy wraz z Richterem, zwanym potocznie Puszką, poszukiwali Boskich Łez. Była to ponoć jedna z licznych latających wysp, jednak to co przyciągnęło tutaj Gorta to wzmianka o pełnym skarbcu i potężnym lordzie tego miejsca. Nie do końca wiedział kim ma on być, lecz skoro uważał się z twardziela, to było trzeba obić mu mordę, prawda?

- Kapitanie? –Desmond nieśmiało przemówił do pogrążonego w marzeniach wielkoluda. Ten oczywiście nie zareagował, więc Salwa powtórzył pytanie. Raz, drugi, trzeci…
- Ty wielka kupo mięcha! –ryknęła Wielka El, a potężny bom został obrócony tak, by łupnąć w głowę murzyna. Ten zachwiał się lekko ocucony ze swych marzeń o podniebnych podbojach.
- Hę? –jęknął, lekko masując tył głowy.
- Des Ci chce coś powiedzieć, ty głupi patafianie z mózgiem wielkości orzeszka. –rudzielec, splunął za burtę, po czym usiadł w szerokim rozkroku na drewnianej belce.
- Kapitanie. – powtórzył Zabójcza Salwa po raz n-ty. – Wiem, że to może zła chwila. Ale minął już niemal rok od wydarzeń w stolicy. Z ego wynika, że powinniśmy kierować się w stronę Góry Tysiąca Pytań. Mieliśmy tam spotkać zdrajczynię.
- Niebieska kurwę. –wtrąciła El.
- Tak..właśnie ją. –westchnął kanonier. – Nie wiem czy warto teraz tutaj cumować. To chyba może poczekać? –zapytał, zerkając na kapitana. Co by ten nie postanowił, na pewno Desmond zgodzi się jego decyzją.

Shiba


- Czemu tu tak PIŹDZI! –jęknął Kaze załamując ręce. Jego grube buty zapadały się całe w śniegu, a zimny północny wiatr, zostawiał małe sople na cienistej grzywie. Gruba kurtka chroniła jego ciało, chociaż Shiba wątpiła by ten naprawdę mógł czuć zimno.
- Czy ten twój szef nie mógłby znaleźć nam normalnej roboty? Ja rozumiem, jak nas wysłał do tej dżungli było całkiem spoko, kobietki były fajne…
- Te… Amazonki…chciały…cie…zjeść… –przypomniał ziewając Krio, który leżał rozwalony na sankach. Jego ruda czupryna zwisała w dół, szorując po popękanej od lodu ziemi. Kaze parsknął tylko i szarpnął mocniej za sznury sań młodego.
- Oj tam, po prostu lubiły ostrzejsze zabawy. Kobitka musi czasem ugryźć w łóżku. Co nie mała? – rzucił w stronę Emily, która szła kawałek obok niego. Ta tylko mruknęła coś niemrawo, spod grubej warstwy szali i ubrań.
- Ale teraz to już przesadził. –kontynuował narzekania Kaze, kierując je głównie w stronę Shiby. – Rozumiem szukać mu jakichś zaginionych artefaktów… ale on chce byśmy znaleźli kurewską zaginioną cywilizację! Stawiam dwie beczki wina, że z tym zawszonym kozłem, uśmiewają się teraz po pachy zastanawiając się co pierwsze odpadnie, moje jaja czy twoje cycki. –rzucił, wściekle mocniej ciągnąc za sznur sań, które zahaczył o jakiś kamyczek.
- Mi… się… tu…podoba. Niebawem…dojdziemy…do…jaskiń…ciszy. Tam..się…dobrze…śpi –wymruczał Krio.
- Jasne, że Ci się podoba, stąd w końcu pochodzisz pajacu. –mruknął Kaze. – I czemu ja musze Cie ciągnąć, Shiba weź go teraz ty! – jęknął wściekle, wyciągając sznurki w stronę Kata.

Niebieskoskóra przystanęła na chwilę, patrząc na lodowe pustkowie przed nimi.


Szli tka już od dwóch dni. I tym razem Kaze miał trochę racji co do swoich zażaleń. Loki dał im naprawdę trudne zadanie. Mieli odnaleźć zagubiony zamek, fortecę która przepadła tysiące lat temu. Następnie otworzyć ją, kluczem który im dał, i znaleźć w niej jakaś runiczną kolumnę, cokolwiek to miało być.
Dostali od niego amulety by nie zamarznąć na śmierć, jednak te chroniły tylko od odmrożeń. Niekomfortowe poczucie przenikliwego zimna, dalej było obecne. Krio poradził im przejść przez jaskini ciszy. Miejsce tak zimne, że nawet dźwięk tam zamarzał. Ponoć nikt nigdy przeznie, nie przeszedł… a to znaczyło że to co jest za nimi to idealne miejsce na zaginione cywilizację. Zbliżali się do nich, widoczne były już na horyzoncie, jeszcze parę godzin i będą na miejscu.
- Shibaaaa…mogę..mieć..prośbę? –ziewnął Krio ze swoich sanek.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172