|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-04-2018, 19:14 | #171 |
Reputacja: 1 | Wirkucipałek Ten świat był dość ciekawym zjawiskiem. Byłeś tu od niedawna, ledwo pół roku, a już czułeś się, jakby codziennie ktoś Ci zapodawał dożylnie walium podsmażane na oślim sadle. Zero logicznego myślenia, wszystko na aj waj, nawet waluta nazywała się deklami, gdzie w Twoich rodzinnych stronach tak mówiło się na człowieka, który narobił sąsiadowi na wycieraczkę za to, że ten gotował w silosie zbożowym cebulę o drugiej w nocy. Bez grosza przy duszy, wybitnych umiejętności przetrwania w głuszy i w brudnych gaciach przetrwałeś ledwo ledwo te kilka miesięcy. Podczas tułaczki trafiłeś do krasnoludzkiej podziemnej twierdzy o nazwie Gunwnoria, gdzie od razu przyjęto Cię chlebem i gorzałą (w sensie w wiaderku z wódą pływał chleb, który gość musiał zjeść, co wiązało się z jednoczesnym nażłopaniem mocnego dekoktu). Jak bogów kochasz, ale tutejsze krasnoludy walą na potęgę - walą gorzałę i walą gorzałą. Chciałeś się ewakuować, bo Twoja wątroba zaczęło sama do Ciebie mówić "Dobij mnie", gdy doszło do niezłych rozruchów. Bandy demonów wdarły do siedziby Twych nowych braci i siały perfekcyjny chaos. Krew, rzeźnia, masarnia - tak w Twoim świecie produkowało się kaszankę z domieszką cegieł po rozbiórce okolicznych spalarni śmieci*. W tym przypadku podjąłeś zasadniczo najzacniejsze z Twojego punktu widzenia rozwiązanie – podjąłeś el spierdalano los diablos unos nachos por favor. Sekretna sztuka tak sekretna, że sam nie wiesz co dokładnie autor miał na myśli, ale w klasyce gatunku można to chyba było nazwać „Mamoooo, pomooocyyy!!!!”. Dałeś w pysk jakiemuś demonowi, który wparował do domostwa, w którym raczyli Cię dietą wysokopromilową, a ponieważ po wódzie masz agresora, to gość wyleciał tym samym torem, co wparował do środka. Krótki bieg i prawie wpadłeś na bandę demonów odzianych w niebieskie mundury, które pałowały na miazgę bodajże II Kompanię Przedszkolną. Dzieciaki, odziane w pancerze, wyglądały jak recyklingowane puszki, chociaż i tak zabrały do grobu kilku funkcjonariuszy z grupy pacyfikacyjnej. Aby nie zostać zrecyklingowanym (byłeś przeciwnikiem dbania o naturę i śmieciłeś na każdym kroku), wpadłeś do jakiegoś pomieszczenia po lewo. Od razu o coś się potknąłeś i wyrżnąłeś pyskiem w wilgotną posadzkę. Otarłeś krew z ryja i spojrzałeś czy to przypadkiem nie Gburek podstawił Ci swoją śmierdzącą serem girę, ale to tylko martwy krasnolud, który musiał przypadkiem nadziać się ze 30 razy na pałkę demona. Pół sekundy później usłyszałeś wizg, jebnięcie i okrzyk „Auuu, kurwa ja jebe!”. Spojrzałeś w głąb pomieszczenia i ujrzałeś grubaśnego, niskiego demona, któremu na szyi w dość pogmatwany sposób zaklinowało się składane krzesełko turystyczne. Nie! Nie możesz tego zrozumieć?! Co za szaleniec w ogóle nie bał się usiąść na takim badziewiu!? Toż to klasyczny magiel na klejnoty rodowe! Demon nagle stwierdził, że nie zdejmie tak szybko śmiecia z szyi i ruszył przed siebie. O, uzbrojony w sierp, groźny zatem. Krzyknął jeszcze „Zabiję cię, elfig, ty chuju!”. Zobaczyłeś, że biegnie w kierunku wysokiej, cherlawej, budzącej ogólne współczucie, ale zarazem niemoralne heheszki, postać. Elf? Jakaś kolejna przypadkowa domieszka genetyczna? Cholera, dużo raz w tej krainie. U was były tylko ludzie, krasnoludy i trolle spod budek z piwem. Dużo nauki przed Tobą. O, zwarli się. Gdzie jest popcorn, gdy jest tak bardzo potrzebny?! Partridge: Ten gniew. Ta agresja. Ta żądza krwi i chrupiącego bochenka chleba prosto z piekarni! Wykonałeś potężnego młyńca krzesełkiem i nawet trafiłeś! Niestety nie był to cios śmiertelny, chociaż i tak nie spodziewałeś się lepszych efektów, bynajmniej nie pogardziłbyś takimi. Zauważyłeś, że chyba ktoś jeszcze wpadł do sali – cholera, jak jeszcze jeden demon to mogiła. Z jednym w sumie nie wiesz, co zrobić. Najchętniej byś go poprosił, aby Cię nie zabijał za co dasz mu dwa dekle na piwo, ale oceniłeś skuteczność tego scenariusza jako dość marną i łatwowierną. Do dyspozycji masz kozik od Bogdana i własne ciało, które może przetrwa z pół ciosa sierpem. Jedno jest pewne – dzięki szczepieniom nie zarazisz się tężcem, chociaż marna to pociecha, gdy ma się narzędzie rolnicze wbite w łeb. Demon zbliżył się na kursie kolizyjnym i wziął zamach, Ty pisnąłeś i…zobaczyłeś demona bez głowy leżącego pod Twoimi stopami. Krzesełko uwalane krwią. Spojrzałeś na nożyk. Cholera, musiałeś tak odruchowo ciąć, że nawet krew nie osadziła się na ostrzu. Wirkucipałek To jaja. Demon wziął zamach sierpem, aby pochlastać elfa na plazderki i chyba zahaczył o mechanizm składający krzesełko. Głowa demona po prostu odleciała od reszty ciała. Sprytny ten elf. Walczący głową. I nic dziwnego, bo z takim imagem pozostaje tylko przyjmowanie ciosów na łeb. Zbysiu Rufus spojrzał na Ciebie. Spojrzał na trzymaną przez siebie kartkę. Znowu na Ciebie. Ty w tym czasie nabrałeś deseru na widelec. Widok był takim sam, jak w kiblu, gdy spuszczało się wodę po skończonym posiedzeniu, a rury nie przyjmowały takiej ilości dobra. Wziąłeś do ust ten kęs i…nawet spoko w smaku, ale konsystencja rzygowin wymieszanych z zapiaszczonym smarem maszynowym. Pewnie matce znowu sól drogowa pomyliła się z czymśtam, co było kluczowym składnikiem. Albo po prostu teflon z garnka się zdarł, chociaż mówili, że organizm ludzki potrzebuje wszelkich składników do funkcjonowania. Wziąłeś jeszcze kęs. Tak, teflon i chyba kamień z czajnika. Rufus uniósł dłoń. Rozciapierzył palce i powiedział dobitnie: - Nasze HR-y mówio jedno o Tobie w takim razie, ziomal. Jesteś gość, co powinien być druidem-leśnym gwałcicielem, co nie ma skończonej podstawówki, więc został magiem-samoukiem. Do tego prawdopodobnie jesteś freeganinem. HR-y mówią zatem – masz dar do władania językiem zwierząt o czym nie wiesz. Dlatego w ramach programu motywacyjno-rozwojowego otrzymujesz dar rozmawiania ze świniami oraz rolkę papieru toaletowego, abyś pamiętał, że jesteś tak ja on – ciągle możesz się rozwijać, elo ziom, mordix. A teraz wracaj do swego świata! Bywaj, ziomal, niech duperki bioro dobrze! Jeb. Jasność. Ssanie w żołądku i powrót do rzeczywistości. Ale durny sen, haha, się Twojemu mózgu udało z powodu niedotlenienia. I wtedy poczułeś, że w dłoni trzymasz coś szorstkiego. O kurwa…papier toaletowy w wersji „Ścieranie martwego i żywego naskórka aż do kości”. Spojrzałeś na Partridge’a. Jeszcze lepiej, zaciukał demona! O, Lucyna praktycznie bez głowy. Ciekawe czemu nie żyje i nie gada głupot skoro mózg i tak funkcjonował u niej jako autonomiczny twór. O w mordę misia, do tego jakiś awangardowy krasnolud lampi się na Ciebie. O nie, nie dasz się zgwałcić. Chociaż krasnolud płci męskiej raczej nadziewa kogoś niż się nadziewa, jak to robiły te straszne kobity w basenie… A właśnie, jesteś nagusieńki jak siemasz Wiktor. Zasłoniłeś odruchowo genitalia papierem ścier…toaletowym od Rufusa i od razu się nim zaciąłeś oraz weszła Ci drzazga w lewe jajo. Kurwa, ale niedojebana robota, musisz napisać reklamację… Zbysiu - od teraz możesz rozmawiać ze świniami, nawet na trzeźwo. Żeby posłuchać o czym mówią świnie musisz jednakże skoncentrować się na tym, aby rozumieć ich chrumkanie. Papier toaletowy jest nieskończony! Takie szalejbajery, normalnie! Partridge, Wiercipek, Zbysiu Nie znacie się, nie wiecie po co tu w ogóle jeszcze jesteście, ale jako istoty żywe wiecie jedno – pora uciekać z tego niedoszłego masowego grobu. To przekonanie w szczególności w Was trzech się umocniło, gdy usłyszeliście setki ryczących demonich gardeł oraz zaśpiew „Stooo laaat, STOOO LAAAT, NIEEEECHCHCH ŻYJO NAAAAMMM!”. I na końcu huk zderzającej się tony żelastwa z kawałkami ciał. O. Do łaźni wpadł nawet kawałek demoniej ręki oraz sterta flaków krasnoluda. -------------------------------------- * Śmieci - czyt.: społeczne ścierwo skazane na karę śmierci przez spalenie w wyniku popełnienia najcięższych przestępstw typu gwałt, morderstwo czy kradzież rzeczonej kaszanki. Ale w tych krematoriach palono też kompost z gminnych Rodzinnych Ogródków Działkowych Otoczonych Siatką.
__________________ - Sir, jesteśmy otoczeni! - Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku! Ostatnio edytowane przez Bergan : 08-04-2018 o 19:35. Powód: Za mało papieru do...rzyci? |
09-04-2018, 08:49 | #172 |
Reputacja: 1 |
|
09-04-2018, 19:43 | #173 |
Reputacja: 1 | Partridge, Zbysiu Ten krasnolud, ewidentnie nietutejszy - łapał się za język i płakał, jakby mama zabrała mu antałek z miodkiem pitnym. Siedzi taka sierota na dupie i szlocha. Do tego tutejsze krasnoludy nigdy nie dotykały dłońmi swojego języka - doskonale wiedziały, że może się to skończyć srogą infekcją. Powodem takiego stanu rzeczy było jedno - szanujący się krasnolud nigdy nie mył rąk po jakiejkolwiek czynności, chyba że po kopaniu węgla, gdy zbliżał się lunch (butelka wódki i bochen chleba). Wtedy każdy krasnolud wiedział, że uwalany węglem kamiennym chleb nie dość, że będzie twardy to jeszcze spowoduje zatwardzenie. A każde zatwardzenie przechodzi potem w sraczkę poprzedzoną pierdami, a pierdy w środowisku, w którym metan jest totalnie niepożądanym elementem są masakrycznie nieakceptowane ze względów BHcośtam. Wacikupałek W Twoim nieskalanym myślą łbie usłyszałeś głos, znajomy, jednakże nie mogłeś go sobie z czymkolwiek skojarzyć. Kobiecy, przyjemny, taki zachęcający do zakutaszenia jego posiadaczkę, o ile nie wyglądała niczym krzyżówka lewiatana z krową morską i brudnym mopem w publicznym szalecie. Przestałeś chlipać, język na powrót zrolował Ci się w próchniczej gębie i wsłuchiwałeś się: - Firkucipałku, musisz stond uciekać! Niebespieczeńzdwo jest blisko. Trzymaj się tych dwóch, wiele już przeszli, a jakby co wróg będzie miał większy wybór celów. I nie używaj broni, z wyłączeniem tulipana z butelki po "Patykiem bazgrane", inaczej zaklęcie pozostawi cię na zawsze w tym złym świecie. A. I jak będziesz wracać to nie zapomnij kupić śmietany, takiej do sałatek. To Cię zaintrygował ten głos i postawił przez cholernym dylematem. Jeśli ktoś Ci mówił, że masz kupić śmietanę i nie powiedział czy dwunastkę, czy czydziestkę-szóstkę, to brałeś kefir zgodnie z przedziałem mleczności: jogurt-kefir-śmietana. Gdyby ktoś Ci powiedział "jakiś jogurt", to kefir wydawał Ci się jedynym sensownym wyjściem i dość logicznym zarazem. Poza tym i tak byłeś tępy jak but bez podeszwy.
__________________ - Sir, jesteśmy otoczeni! - Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku! |
09-04-2018, 20:18 | #174 |
Reputacja: 1 | Poszło zbyt łatwo, co wprawiło Partridge’a w głębokie zdumienie. To nie był rodzaj walki do jakiej przywykł. Podczas normalnego pojedynku powinien chybić potwora, a następnie doświadczyć trzeciej zasady dynamiki na pobliskiej skale. Zrewidował stan swoich kończyn. Aż westchnął z rezygnacją. - Serio? Nawet draśnięcia? Za co ja płacę podatki… a może to był haracz? Te rozważania, godne największych myślicieli z epoki prekambru, przerwała interwencja kolejnego krasnoluda. Był to już niby enty pokurcz, jakiego spotykali, a jednak tkwiło w nim coś osobliwego. Na uwagę zasługiwał z pewnością sam fakt trzymania pionu, lecz łucznikowi chodziło o inną rzecz. Może ta czapka… wyszła z mody razem z okularami bez szkieł, jakie nosiły szukające przyjaciół, nastoletnie gobliny. Nie. Mapa blizn na twarzy? Jego rodzice chyba pomylili kołyskę z betoniarką. Przykra sprawa, ale znów nie taka rzadka, szczególnie jak starzy nazywają się Łamacz Gnatów i Twarde-Przedmioty-Dzierżąca. Nagle go olśniło, aż strzelił palcami i zakręcił lewą rzęsę w ciasny kok. Ten język! Jak mógł nie dostrzec tego od razu? Może dlatego, że widział ledwie czubek własnego nosa? W każdym razie kolor oślizgłego ozora przechodził w barwę lekkiej fuksji z odcieniami kanarkowego piaskowca. Podobna barwa świadczyła o diecie ubogiej w skałę księżycową, która była podstawą krasnoludzkiego menu. Tak przynajmniej słyszał. Cholera jasna! Jednak nadal nie to. Krasnolud był po prostu… z innej bajki. Trudno szło to w ogóle wytłumaczyć, ale czuło się, że wypluł go jakiś odmienny świat. Silverballs nie mógł tego ujrzeć, aczkolwiek nawet kontury wokół tamtego załamywały się, jakby pragnąc przywrócić go do ojczystego wymiaru. Tam znów mógłby zostać rodowym mopem, co sugerowała aparycja nieznajomego. Mimo dzielących ich różnic kulturowych oraz rewelacji zapachowych, poczuł cień więzi z krasnoludem. On sam nie miał łatwego dzieciństwa, jeśli można tak powiedzieć o okresie, z którego najlepiej zapamiętał rozżarzone węgle w nocniku i owsiankę z gwoździ. Tymczasem Zbyszek najwyraźniej zakończył sen o… stop, nawet nie chciał wiedzieć, co mógł śnić ów mag. Wystarczyło, że obudził się on dzierżąc zapas papieru, jaki z drukiem miał mało wspólnego. - Pogadamy później, czas się nam zwijać równie szybko, co spółce kapitałowej po nakazie wydania faktur - tu zrobił chwilę przerwy. - Nieważne. Nic nie mówiłem. Stare dzieje. Aby przerwać krępującą ciszę, wziął ciało Lucyny pod pachę. Wyczytał zdziwienie we wzroku pozostałych, choć równie dobrze mógł być to zez rozbieżny. Trudno było to ocenić - aby opisać cokolwiek niebędącego rozżarzoną kula światła, Partridge musiał improwizować z zapałem uczniaka zamkniętego w damskiej łazience. - No co? Nie zostawię jej tutaj. Tu chodzi o pamięć! Albo jedzenie, jeśli szybko nie znajdziemy wyjścia. Ostatnio edytowane przez Caleb : 10-04-2018 o 14:47. Powód: kosmetyka oraz inne kocopoły. |
13-04-2018, 15:48 | #175 |
Reputacja: 1 | Mag powoli zaczął zbierać się z ziemi i w końcu stanął prosto, trzymając się za swoje jądra. Gdy na chwile oddalił dłoń od klejnotów i na nią spojrzał, ujrzał dość niewielkie, acz niezbyt pocieszające ślady krwi. - Zaraz mi się jądra wykrwawią. - Mruknął do siebie. - Przeżyłem napaść wilków, królewską pogoń, walkę z radioaktywnym klozetem i gwałt krasnoludek, a zginę przez jebany papier toaletowy do rozmawia ze świniami. Po bezsensownym mruczeniu do siebie, rozejrzał się chwile po pomieszczeniu i ujrzał Lucynę, której chyba coś się stało... Niezbyt znał się na medycynie. Gdyby tak było, już dawno zasklepiłby sobie te jajca. Patrzył przez chwilę na tego tępawego przybysza i w pierwszej chwili myślał, że to kolejna krasnoludzica... Trudno ich odróżnić, przynajmniej dla Zbysia. Po krótkiej chwili doszedł do wniosku, że nie grozi mu powtórny gwałt i zaczął przyglądać się elfowi, który z niewiadomych przyczyn, niósł Lucynę, bez jej zjebanego towarzysza, mózgu. W sumie miał to gdzieś, bo przed chwilą usłyszał ryk setek, czy tysięcy demonów. Fakt faktem, że kolejny procent krasnoludzkiej rasy zostanie wybity, a on nie zamierza zginąć tu razem, z tymi chlejusami. - Ona sobie chyba sama poradzi, weź jej tak nie niańcz. - Powiedział do Patridga. Następnie popatrzył na rolkę papirusu toaletusu, potem na swoje zranione jądra, a potem z powrotem na papirus. W końcu szare komórki coś mu podszepnęły do ucha i ten, niczym kowboj, strzepnął papier, tak, że ten się wydłużył i powstał z niego swoisty bicz. Zamachnął się jeszcze kilka razy i zadowolony z jakiejkolwiek broni zapomniał o swojej laseczce. Najprawdopodobniej zginie razem z tym papierem, przy najbliższej walce, ale na razie postanowił olać to i napędzać ciało radością istnego debila. |
14-04-2018, 21:17 | #176 |
Reputacja: 1 |
|
16-04-2018, 09:12 | #177 |
Reputacja: 1 | Partridge Ciało Lucyny bez głowy nawet nie było takie ciężkie, a z Twoją muskulaturą i szeroko pojętą kondycją poniesiesz ją ze z kilka minut dopóki nie dostaniesz zakwasów, niczym wioskowy kulturysta na sterydach po przerzuceniu widłami kilku krów. Zbysiu zaczął strzelać z papiera toaletowego, który sypał zabójczymi dla oczu drzazgami oraz pyłem zdolnym zaczopować płuca wieloletniego palacza rozmiłowanego we wdychaniu oparów z topionego styropianu. Stoi taki goły i wesoły ten drużynowy magus, a Ty zaczynasz powątpiewać, czy z całą pewnością nie skończysz dzisiaj jako rustykalny element wystroju wnętrz wprasowany w ścianę przez mało humanitarne demony. Zbysiu CCCHHHHLAAAASSSTTT! Ale ten papier strzela! CHLLLLLAAASSSTTTT! Niczym Indianin Joe! Tyle, że nie masz kapelusza. W sumie z gołą pytą, kapeluszu i biczo-srajtaśmą musiałbyś budzić we wrogu niemałe obawy o Twoje zdrowie psychiczne. Partridge mocno upiera się przy tachaniu ciała Lucyny, ale słabo widzisz babranie się w jej krwi, a tej skubana miała sporo, bo z tętnicy szyjnej ciągle bryzga jak szampan na imieninach ciotki, co Cię podrywała. A do najładniejszych to ona nie należała, zatem jej wizyty (a trwały nawet i tydzień) przeczekiwałeś o wodzie i mchu w pobliskim lesie. Na końcu zawsze się dowiadywałeś, że spała w Twoim łóżku, a Twoja jedyna poduszka była dziwnie mokra i lepka. Szybko nałożyłeś swe znoszone szaty, przewiązałeś je suwenirowym paskiem, a papier schowałeś do torby, bo już trochę Ci ręka krwawi od tych wszystkich drzazg. Co jak co, ale dalej nie masz ochoty targać zwłok Lucyny. Boisz się, że jej krew może zarazić Cię jakąś chorobą powodującą obumarcie mózgu, a przede wszystkim inteligencji. Fakt, że jak na maga masz słabe statystyki w Inteligencji, ale gorsze jest wrogiem do dupy. Wirkucipałek Ale to była faza. Schowałeś białe tabletki do kieszeni, w której nosiłeś muchomora, dwa guziki, złamany grosz i martwą ćmę, z której robi się coraz większa breja. Tabletki dali Ci tutejsi gospodarze, mówiąc z zapałem i szerokimi źrenicami, że idealnie wyciszają umysł, tylko potem łapie straszna gastrofaza. W sumie nie jesteś głodny, bo żołądek i przełyk wypełnia Ci żrąca gorzała, więc chwilę wytrzymasz. Jeden z facetów, ten goły, postrzelał jak debil z papieru toaletowego, raz prawie odżynając Ci nim nos, a drugi targa bezgłowe kobiece ciało. Mag ubrał się, chociaż założył szatę tył na przód i na lewą stronę, i tak jakby są chyba gotowi do drogi. W sumie Ci żal, że nie uciekłeś już na powierzchnię, ale przez chwilę czułeś się jak prawdziwy heros na ziołowej fazie, bynajmniej nie melisie. - Wirkucipałku! Ucieeekaaaj, szybko! - Odezwał się znowu ten głosik w Twoim łbie, który, z racji przechowywania mało pojętnego mózgu mocno, dość mocno rezonował. Echo odbijało się od jednego ucha do drugiego. 2 Drużyna WT Hermann i Adolf biegli za dwójką krasnoludów, którzy chyba za mocno dostali bęcki i salwowali się paniczna ucieczką. Musieli być niezbyt nawaleni, bo reszta oddziału z okrzykiem wbiegła w ich oddział i od razu zamieniła się w krwawą mgiełkę. - Ojesu, szypcy co - Hermann zatrzymał się i zaczął konwulsyjnie dyszeć. - Czej, Adolf, nie dam rady, to chyba cholesterol. Muszę kanapkę z majonezem... - Hermann, znowu? Jadłeś pomiędzy pacyfikacją przedszkola a świątynią Ochleja. - Adolf był zły na swojego partnera. Nie dbał o kondycję, podpijał olej z garców, w którym gotowali niegrzecznych skazańców, a z warzyw znał tylko schabowe. - Mamy target do wykonania, bo jak nie, to komendant nam dobierze się do dupska. I tak już mamy po premii, bo nie wlepiliśmy wystarczającej liczby mandatów w tym miesiącu, no chodźźźź nooo! - Adolf, biorę wszystko sam na klatę. Do emerytury mam tylko 200 lat i chcę je na spokojnie spędzić za biurkiem po tym, jak odbędę karę w prewencji. Jak mnie strzeli zawał, to renta, a za to nawet na weekend majowy nie wyjadę... Usłyszeli strzał, jak z bicza, do tego głos elfa. Oooo, elfigi były smaczne, takie w panierce kukurydzianej, smażone na głebokim oleju. Oba demony ruszyły w kierunku źródła dźwięków wzajemnie ubezpieczając się korbaczami, które wystarczyłyby do wyburzenia średniej wielkości bloku mieszkalnego z wielkiej płyty. Partridge, Zbysiu, Cipałek Idealnie zgrana drużyna - chudy tchórz, magiczny mitoman i naćpany krasnolud. Anarchia. Entropia. Skuteczność w rzutach za 3 - 0,0001%. Cipałek, jako że znajduje się najbliżej wejścia do łaźni, zauważył idącą w ich stronę (z lewej) dwójkę dużych rozmiarów demonów. Jeden jest tak gruby, że krasnoluda przekąsiłby jak krewetkę z remouladą. Po prawej bucha pożar. A na wprost wyjścia jest głęboka przepaść, pewno taka nieskończona. Cipałek spojrzał zestrachany przed siebie, ledwo utrzymując mocz. I zobaczył w głębi zielony, fosforyzujący prostokątny znak, zawieszony tuż pod sufitem - grubego krasnoluda z kuflem biegnącego w stronę jakiegoś poziomego prostokąta. Hmmm, czy to oznacza, że jest tam bar? A może kibel, bo pijącemu piwerko przeczyściło nereczki. A może to oznaczenie, że jak jesteś nawalony to wbiegnij w ścianę? Cipałek już słyszy głosy demonów: - I ja do niej, że jak nie chce mandatu, to najpierw w dupę, a potem do ryja, w tej kolejności. Ale z mordy to była dobra szmata - rzekł jeden z demonów. - I co? Uiściła, hueeee? - Zarechotał parszywo drugi demon. - W mordę dała i powiedziała, że jest żoną szefa kontroli wewnętrznej. Dałem jej kilka dekli i rzuciła, że zapomni o całej sytuacji.
__________________ - Sir, jesteśmy otoczeni! - Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku! |
17-04-2018, 17:30 | #178 |
Reputacja: 1 | O ile Zbysio ciągle bawił się swoim nowym biczem, to po usłyszeniu demonów natychmiast zaprzestał. Powoli opuścił rękę z srajtaśmą, a tępawa radocha na jego twarzy również znikała. O ile znał własną wartość i niestraszne mu były kible, albo nawet wielkie ptaszyska, to demony były zgoła inną sprawą. WT zawsze wpierdalało się tam, gdzie było zbytnio wesoło, a ich cywile osadzili się praktycznie wszędzie. To dało im pretekst, by napadać praktycznie każdą wioskę, pod zarzutem zakłócania spokoju. No ale cóż, takie prawo u nich panuje, to co nasz mag mógł poradzić? - Te zielone, to chyba do kibelka. Może reszta krasnoludów też ma tak wydolne jelita, to pokonamy ich bronią chemiczną... - Zbysio z paniką w głosie zaczął rozglądać się za inną opcją, niż skoczeniem w przepaść, czy rozszyfrowywaniem krasnoludzkiej symboliki. Kochał swój nowy bicz, ale nie wiedział, czy demony on jakkolwiek przekona. Ostatecznie nagi mag, strzelający ze srajtaśmy nie był zbytnio przekonujący. A tak swoją drogą, to Zbysławowi w końcu się przypomniało, żeby w końcu się ubrać i zatamować krwotok, bo inaczej mu jajca trzeba będzie amputować. Widział już wiele strasznych rzeczy oraz je przeżył w ciągu swojego krótkiego życia, jednak utraty jajiec nie zniósłby psychicznie. Czas tyka, a mu w każdej chwili grozi kastracja. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej przestawał martwić się demonami, a bardziej swoimi klejnotami. Zaczął rozglądać się z lekkim szaleństwem wypisanym na twarzy, po najbliższym otoczeniu, aż w końcu jego wzrok stanął na Patrysiu. Taaaak... Może i są za duże, ale krwotok konika, to nie błahostka. "Może odda mi coś z osobistej garderoby, jak zaproponowałby to pewnie każdej napotkanej kobiecie..." pomyślał i zaczął się łakomie wpatrywać w łachy Patridge'a. |
19-04-2018, 09:34 | #179 |
Reputacja: 1 | Po likwidacji demona Partridge wyczerpał zapasy swojej odwagi na okres przyszłej dekady. Nie miało to jednak większego znaczenia. I tak zużywał jej pokłady jedynie w chwilach, kiedy przeciwnik stał odwrócony plecami milę dalej. Gdy zatem pojawili się kolejni właściciele długich rogów i kiepskiego słownika, elf szybko uruchomił standardową procedurę brania nogi za pas. Zawsze uznawał ucieczkę ponad pozostałe możliwości i twierdził, że inni nie doceniają jej potencjału. Konfrontacja z przeciwnikiem oznaczała przecież ryzyko wybicia zębów, liczne rany oraz zwiększone tętno. Natomiast długa prosta była czystym rozwiązaniem, okupowanym śmieszną ceną chwilowego upokorzenia. Nie wiedział jednak w którym kierunku w ogóle zmierzyć. Liczył, że to Wirkucipałek wskaże im rozwiązanie, jako osoba nawykła do poruszania się pod ziemią. Płonna nadzieja. Najwyraźniej posiadał on własny świat, w którym pałaszowanie tortów z gruzu i masaż czoła papierem ściernym były na porządku dziennym. Zachowanie Zbyszka również wzbudzało pewne kontrowersje. Mag rozbierał go wzrokiem, który Silverballs kojarzył raczej z ciemną uliczką w podejrzanej dzielnicy. Wkrótce zrozumiał, że chodziło raczej o ubiór elfa, nie jego wątpliwą fizjonomię. - Słuchaj, wiem co ci chodzi po głowie. A przynajmniej się domyślam. Jestem przywiązany do swoich łachów. Zwiałem w nich już w sumie przed setką zwierząt, monstr i pierwotniaków. Ale skoro już o tym mówisz… Spojrzał na ciało Lucyny, które pierwotnie niósł w epickiej pozie, a ostatnie metry ciągnął po ziemi. To, co miał właśnie na myśli, podpadało już pod profanację zwłok. Przynajmniej pięć bóstw przewidywało za to surową karę, w tym jedno przez obrośnięcie wątroby gęstą szczeciną. Coś jednak musiał zrobić. Po drugie już lata temu sprzedał większość organów na czarnym rynku za czarodziejską fasolę w tubce. Co prawda, jedyna anomalia jaka się z nią wiązała, miała naturę gastryczną, lecz wtedy wydawało się to być dobrym pomysłem. - No dobra, proponuję zrobić tak. Weźmiemy ciuchy Świergotki. Jeden z nas będzie musiał się przebrać za płeć mniej szpetną i kilkoma ruchami odwrócić uwagę demonów. Wtedy pozostała dwójka zdzieli ich po głowie czymś twardym. To już było jakieś rozwiązanie, choć rodziło kolejne wątpliwości. Chciał przecież wyprawić Lucynie godny pogrzeb, co było dość trudne, skoro miała pozostać tylko w bieliźnie. Jaką w ogóle mowę wygłosić w takich okolicznościach? Była wspaniałą kobietą. Trochę groźną, w tym dla samej siebie... ale jasna cholera, spójrzcie tylko na te figi! W tym momencie zaczął zastanawiać się jakie klątwy groziły za oddanie martwego towarzysza na żer. - Nie wskazuję kto to powinien być. Jeśli zabraknie ochotników, sam się przebiorę. Zbyszek dostanie moje ciuchy, niech już stracę. Ja tymczasem dokonam kilku pląsów. Czemu tak patrzycie, jakbym już kiedyś to robił? Wcale nie przebieram się co czwartej nocy w damskie fatałaszki, trajkocząc jak dziewczynka. Ostatnio edytowane przez Caleb : 19-04-2018 o 15:06. |
19-04-2018, 20:14 | #180 |
Reputacja: 1 |
|