|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-11-2017, 22:48 | #211 |
Reputacja: 1 | Richard spojrzał po zebranych. Nie miał pojęcia cóż za dźwięk rozlegał się na zewnątrz.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
01-12-2017, 14:55 | #212 |
Reputacja: 1 | Enigmatyczny ton powtarzał się raz za razem, natomiast Richard już raz powiedział sobie, że nie będzie już więcej bierny. Ledwie skończyło się spotkanie na mostku, jak szlachic pędził korytarzami, rozświetlonymi przez mrugające na czerwono lampy. Wewnętrzny system sterowca samodzielnie uruchomił alarm oraz syreny, co świadczyło o kolejnej aberracji. Pierwszym celem La Croixa był magazyn. Czego jak czego, ale na skradzionym statku oręża nie brakowało. Richard dłuższą chwilę szperał wśród ekwipunku, aby wreszcie znaleźć coś na rodzaj strzelby z doczepianą lunetą. Tak naprawdę nie wiedział co właściwie dzierży w dłoniach. Dla niego mógł to równie dobrze być zlepek metalu, kabli oraz osmolonych rur. W kwestii zaawansowanej broni znał się bowiem jak lis na gwiazdach. Na szczęście obsługa okularu nie wymagała specjalistycznej wiedzy. W połączeniu z jego implantem, urządzenie mogło wreszcie rzucić jakieś światło na dźwięki dochodzące z dołu.
Za “bocianie gniazdo” na tym statku robiła najniższa kładka, umieszczona tuż pod balonem. Przy normalnych warunkach była osłonięta hartowanym szkłem. W wyniku uruchomienia alarmu, nie wszystkie elementy statku działy jednak prawidłowo i teraz przezroczyste ściany wsunęły się z powrotem. Jedynie ze strony kierunku lotu kładka była osłonięta metalową zasłoną, poza tym jednak od przestworu nieba oddzielała tylko niska barierka. Richard otworzył właz na dolnym pokładzie i ruszył do rzeczonego gniazda, pełznąc po metalowej drabince. Ta ostrzegła go przeraźliwym skrzypnięciem, lecz chwilę później szlachcic był już na miejscu. Rozejrzał się wokół, lecz nadal widział jedynie rozlaną biel, zaś jego nozdrza doszedł kwaśny zapach. Od woni zakręciło mu się w głowie, a myśli zabełtały niczym składniki gęstej zupy. Nie przyszedł tu jednak po to, aby zawrócić w połowie drogi. Nie zrobiłby z resztą tego, nawet gdyby zechciał - jak tylko postawił pierwszy krok, jego ciałem wstrząsnęły torsje, a cały świat niby zadrżał w posadach. Upadł na kolana i z trudem zaczął czołgać się do krawędzi. Z najwyższym trudem przerzucił broń przez balustradę i spojrzał przez wizjer. Moduł w jego ciele natychmiast uruchomił się, przez co powiększony obraz wyglądał na jeszcze bardziej dokładny. Nadal mało jednak to zmieniło, bowiem w dole wciąż dało się zaobserwować głównie jasne kołtuny, spomiędzy których tylko czasem wyłaniały się morskie fale. Jego wytrwałość została jednakże nagrodzona. Nie wiedział ile tak czekał, bowiem nawet teraz czas był pojęciem abstrakcyjnym. Najważniejsze jednak, iż dostrzegł wreszcie zarys statku oraz charakterystyczne, czarne żagle. Choć te były w wielu miejscach postrzępione, a sam kadłub podziurawiony niczym ser, okręt trzymał solidne tempo i przebijał falujące bałwany bez większego problemu. Chwilę potem dołączył do niego kolejny żaglowiec i następny. Nie minęło kilka uderzeń serca, a Richard obserwował już cały zastęp potępionej flotylli. Kontemplował ten widok do momentu, jak poczuł obecność tuż obok. W akcie tytanicznego trudu, odwrócił się na plecy i spojrzał za siebie. Najpierw dostrzegł wypełnione mulistą wodą buty ze sprzączkami. Podniósł wzrok, aby ujrzeć podarte pludry oraz zwisającą w strzępach kurtę. Wreszcie skrzyżował wzrok z trupem, którego obliczem były dwa wypełnione ciemnością otwory. Zgniła skóra na jego czaszce dosłownie spływała po wystających kościach. W dłoni upiora spoczywał pogięty kordelas. Na ostrzu gęsto zwisały przypominające zaschnięty ukwiał narośle. James Kidd nachylił się do Richarda, który pozostawał równie bezbronny, co chrome dziecko. Cmentarny oddech nieomal pozbawił mężczyznę świadomości. - Jakie to uczucie spoglądać w oczy śmierci, panie La Croix? Ostatnio edytowane przez Caleb : 01-12-2017 o 22:04. |
04-12-2017, 19:58 | #213 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Arcon, gdy tylko znalazł się na mostku, pragnął ochłonąć po świeżych rozbuchanych emocjach. Niestety nie czekały nań dobre wieści. Przyrządy pokładowe powariowały, nawet biegłość poławiacza w nawigacji była w tym momencie nieprzydatna. Dodatkowo drażnił go szloch pannicy, która zachowywała się jakby dopiero pojęła, jakiego czynu się dopuściła. Richard zapewne jej wybaczy. Więzi rodzeństwa były silne, lecz zadra pozostanie w sercach. Malfoy, który również zawiódł zaufanie delegata , a po części też lurkera sprawdzał coś w maszynowni. Wychodziło na to, że tylko Denis i Manuel pozostali lojalni wobec La Croixa. Lojalność... jakież to niemodne i niedzisiejsze słowo - pomyślał. Nieufność wkradła się cichcem jak cień, jak szept, jak... złowieszczy skowyt...? |
05-12-2017, 14:46 | #214 |
Reputacja: 1 | Pilot robiła wszystko, aby choć w prowizorycznym stopniu zapanować nad chaosem, jaki ogarnął układy sterownicze. Obecnie załoga nie wiedziała nawet na jakiej wysokości się znajduje, ani w którym kierunku podążają. Na domiar złego doszły do tego turbulencje, które co chwila obalały kogoś na ziemię lub wyrzucały część pokładowego sprzętu w powietrze. Ściany bardzo wytrzymałego przecież statku, trzeszczały donośnie, jakby zaraz miały złamać się w pół. Jak tylko sytuacja trochę się uspokoiła, Denis podszedł do Manuel. Dziewczyna poświęciła mu jedynie rzut okiem, na znak że go słucha. Jej uwaga była jednak głównie skupiona na deskach rozdzielczych, które świeciły wściekłą czerwienią diod. - Wierzysz w upiory? - zapytał ją lurker. Było to pytanie cisnące się na usta niejednemu. Manuel spojrzała na niego sceptycznie, ściągając cienkie kreski brwi. - Mówiłam już raz, że wiele widziałam podczas podróży - mimo kryzysowej sytuacji, jej twarz była kamienną maską. - Czasem były to rzeczy, które trudno logicznie wyjaśnić. Czy jednak TO jest sprawką duchów? Wątpię. Tymczasem sprawy nie miały się najlepiej. Minął już dobry kwadrans, a Richard nie wracał. Zeppelin nadal błądził w losowym kierunku, natomiast dźwięki z dołu znacznie obniżały morale. Większa część ludzi na statku była zahartowana, lecz sterowiec aż kipiał od dziwnego napięcia. Część najemników oraz technicznych porzuciła swoje obowiązki i kręciła nerwowo tam i z powrotem. Dało się już słyszeć pierwsze plotki o tym, że w ogóle stąd nie odlecą. Może i Arcon zdobył tytuł kapitana w opaczny sposób, lecz musiał coś uradzić. Spodziewano się od niego konkretnych decyzji. Ostatnio edytowane przez Caleb : 05-12-2017 o 15:31. |
05-12-2017, 19:13 | #215 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Nie było dobrze. Morale załogi spadało, sterowiec drżał niczym w malignie, szarpany turbulencjami. Pilotka nie była w nastroju do rozmowy, zresztą nic dziwnego. To na niej spoczywało zadanie przeprowadzenia ich bezpiecznie na drugą stronę. Denis przypuszczał, że za burzowym frontem czekało na nich słońce i błękit nieba. Kłopot w tym, że trzeba było przetrwać nawałnicę wściekle atakującą okręt. Potępieńcze odgłosy narastały, jakby osiągali przedsionek piekła. Ostatnio edytowane przez Deszatie : 05-12-2017 o 19:29. |
06-12-2017, 13:38 | #216 |
Reputacja: 1 | Richard był zły na siebie. Wiedział dobrze, że co najmniej jedna ze stron konfliktu dysponuje w arsenale gazem bojowym. Powinien założyć maskę. Powinien zrobić to od razu. A skoro nie zrobił tego od razu, to powinien cofnąć się zaraz gdy poczuł drapanie w gardle. Ale nie… musiał pokazać jaki jest twardy. Musiał udowodnić sobie, jaki jest sprawny. Chciał splunąć na samą myśl, jednak gardło odmówiło posłuszeństwa. Odważnych ludzi od tchórzliwych najczęściej różniło to, że ci tchórzliwi dłużej żyli. Teraz umierał. A przed nim stała zmora. Duch kapitana Kidd’a.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
06-12-2017, 14:50 | #217 |
Reputacja: 1 | Historyk westchnął ciężko w odpowiedzi na upiorne zawodzenie. - No to się zaczęło - powiedział z ciężkim głosem. Nie wyglądał jakby był przejęty odgłosami, a raczej zrezygnowany tym, że pojawiło się w końcu to, czego oczekiwał, choć bardzo tego nie chciał. W rzeczywistości było to zakamuflowane przesłanie dla załogi. We wszystkich głowach narastał niepokój, który najskuteczniej można było przełamać na wskroś zwyczajną reakcją. Wiedział jednak, że obecność dźwięku była powiązana z Black Serpent i to najprawdopodobniej w dużych ilościach. Piraci zatem byli tutaj zgodnie z przewidywaniami. To niedobrze. Miał nadzieję się pomylić, lecz oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, iż prawdopodobieństwo jest dość wysokie. Zrobił ponadto wszystko, co miał możliwość zrobić, czyli zwerbował pod swoje skrzydła elitarną gwardię cesarzowej w unikalnych pancerzach wspomaganych. Każdy taki człowiek był warty najmniej dziesięciu zwykłych ludzi. Richard wyszedł zbadać źródło dźwięku, zaś historyk chwycił plik kartek i najbliższy rysik. Zaczął coś zawzięcie pisać. - Panie Zhou, czy mógłby pan zwołać wszystkich pańskich rodaków? Pomijając oczywiście sobowtóra cesarzowej. Chyba, że posiada jakieś umiejętności bojowe. Musimy być w pełnej gotowości - oko Jacoba błysnęło przez chwilę. Nie było to wcale takie nieprawdopodobne. Absolutnie nie byłby zdziwiony, gdyby owa kobieta radziła sobie ze sztyletami i pistoletami równie sprawnie, co zabójcy Black Cross. Wstał po kilku chwilach, złożył kartki i schował je do kieszeni razem z rysikiem. Oto kolejny fortel, tym razem wymierzony w Barnesów. Choć do jego uruchomienia musiały zajść pewne okoliczności, których wcale nie był pewien. Niemniej przezorny zawsze ubezpieczony. Przeciągnął się, a następnie wstał i bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Kiedy już wszyscy zniknęli za jego plecami ruszył biegiem. Celowo czekał, aby nikt nie pomyślał, iż będzie szedł za szlachcicem, zaś taki właśnie miał zamiar. W końcu jeśli zobaczy coś, czego dostrzec nie powinien, Cooper musiał być przy nim.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
12-12-2017, 17:11 | #218 |
Reputacja: 1 | Coś wisiało w powietrzu i nie był to tylko zapach przetartych tłoków. Denis zaczął podejrzewać, że Richard może mieć kłopoty, lecz posiadał także powinności wobec swojej załogi. W związku z tym postanowił skorzystać z pomocy swojej sondy. Yarvis wydał nieartykułowany dźwięk i ruszył prosto przed siebie. Wszystko wydawało się być w porządku, gdy robot niespodziewanie zakręcił w kierunku okablowanej centrali. Con uderzył weń z pełnym impetem, odbił się i ponowił osobliwą szarżę. Niczym piłka w wyjątkowo brutalnej grze, Yarvis wywijał zawijasy po korytarzu, aby wreszcie wyrżnąć na tyle dobrze, że jego podzespoły odmówiły dalszej współpracy. Mechanizm upadł na podłogę, a wokół niego wykwitły ciemne strużki dymu. Malfoy szybko pobiegł ku urządzeniu i otworzył jego dymiącą klapę. Chwilę później odetchnął jednak z ulgą. - Nic mu nie będzie, ale daj małemu na razie spokój - zwrócił się do Arcona. - Nie tylko komputery pokładowe tu szaleją. Póki co, nurek musiał się pogodzić z tym faktem. Miał na głowie nie tylko arystokratę. Niesubordynacja na statku aż kłuła w oczy. Trzeba było więc najpierw zająć się pracownikami, jeśli chciał aby ten latający cyrk, jakim był teraz sterowiec, poleciał jeszcze kilka mil. Denis postarał się zebrać wokół siebie możliwie najwięcej ludzi. Chciał przemówić do nich krótko, lecz stanowczo. Większą część załogi stanowili mężczyźni, a nic tak nie przemawiało do samczej społeczności, jak kwestia dumy. Odwołując się do rzekomego uczucia strachu, kapitan planował ich zwyczajnie sprowokować. - Że się boję? - skomentował kościsty blondyn z blizną na czole. - Tych kilka buczących dźwięków i trochę mgiełki nie jest w stanie mnie przestraszyć. Kiedyś agenci z Corvus wzięli mnie na spytki. Wytrzymałem ich łaskotki przez trzy dni. Po czymś takim niewiele rzeczy może człowieka poruszyć. Inny mężczyzna głośno wypuścił powietrze nosem. Odpowiedział mu: - Szczęściarz! Mogłeś im powiedzieć, co chcieli i wypuściliby cię o wiele wcześniej. Tyś nie był podczas sztormu na Hadovar. Człowieku! Zesrałbyś się ze strachu, a ja sam jeden wyprowadziłem stamtąd rozklekotaną łajbę! Wtem mężczyzna, którego Arcon zapamiętał jako herszta grupy, przerwał mu głośnym śmiechem. - I to miało być przerażające? Raz żem robił dla takiego wypachnionego magnata. Trza było zabrać parę skrzyń z ziołami do Lavos. Po drodze napadła nas banda tej szalonej kurwy, Anne Bonny. Jeśli myślicie, że kobiety nie potrafią rabować, to powinniście zobaczyć jatkę w jej wykonaniu. Choć nie życzę tego najgorszemu wrogowi. - Ja kiedyś walczyłem z krakenem! - ktoś inny wykorzystał okazję, aby dodać rzekomy wyczyn. - Uciekłem z kolonii na Serpens! - chełpił się czarnoskóry mężczyzna. Kiedy Denis zeskoczył z podwyższenia, wiedział już że sprawy powinny wrócić do normy. Przynajmniej na krótki czas. Najważniejsze, że ci ludzie byli prości i dość łatwo szło zagrać na ich ambicjach. Powinni w najbliższym czasie zgrywać odważnych, choćby w celu udowodnienia innym, że ich drugie imię nie brzmi Cykor. Rzeczywiście, załoganci wkrótce wrócili do pracy. Ze względu na wstrząsy używali teraz specjanych pasów, aby zabezpieczyć metalowe kontenery. Parę urządzeń wymagało też naprawy. Niewielu z tych, którzy znali się cokolwiek na komputerach, posadzono przy wciąż wadliwych stanowiskach, aby pomagali Manuel odnaleźć kurs. Jeden kryzys został zażegnany. Denis mógłby odetchnąć z ulgą, gdyby nie fakt, że kiedy on przemawiał, gdzieś zniknął pewien sprytny uczony... Cooper wiedział jak pozostać niezauważonym. Kiedy było się dobrym mówcą, ale średnim wojownikiem, takie umiejętności były wręcz konieczne do przetrwania. Nie sądził więc, aby ktoś zawczasu dostrzegł jego wyjście. Szczególnie, że część towarzyszy wręcz go ignorowała. Jeszcze chwilę wcześniej, niemal w biegu, zwołał zbrojnych poprzez osobę Zhou. Mógł być pewien, że rozkaz mobilizacji zostanie wykonany natychmiastowo. Wykonywanie poleceń przez obywateli Xanou może nie sprawiało im radości, a bardziej uważali je za coś arbitralnie oczywistego. Rzecz, jaką należało wykonać bez zbędnej zwłoki. Ich sposób myślenia można było porównać do narzędzia, co z całą pewnością bardzo pasowało pragmatycznemu obyciu Jacoba. Machinalnie sprawdził czy kartka w jego kieszeni pozostała na swoim miejscu. Był to już drugi dokument, za pomocą którego miał zamiar pokierować przyszłymi wydarzeniami. Drugi spoczywał w rękach Eloizy, lecz nawet ona nie wiedziała o czym ów traktuje. Taka wiedzę posiadał tylko historyk. Choćby dzięki swoim studiom wiedział, iż czasem największe, historyczne batalie zwyciężało się informacją użytą w odpowiednim momencie. Kiedy był już na dole, zauważył że śluza prowadząca do drabinki została otwarta. Stamtąd też wydobywały się kłęby białej pary. W miejscu, w którym stał, opar jeszcze do niego nie docierał. Aeroplan posiadał system wywietrzników, które wpuszczały na statek czyste, filtrowane powietrze. Na dużych wysokościach często brakowało dostatecznej ilości tlenu, więc instalacja takiego mechanizmu była kwestią priorytetową. Inaczej sprawy wyglądały jednak na balkonie. Na wskutek awarii przezroczyste ściany najniższego pokładu samoczynnie otworzyły się. Badacz sstrożnie podszedł do “bocianiego gniazda”, aby spojrzeć na pogrążoną w bieli i szarości platformę. Czasem, kiedy zadął mocniejszy wiatr, mgła przerzedzała się i Starr mógł lepiej dostrzec kontur szlachcica. Nie wyglądał dobrze, zupełnie jakby coś go poturbowało, choć był tu sam. Mężczyzna mówił coś do siebie lub postaci, którą widział tylko on. Martwy uśmiechnął się szpetnie. Nie odpowiedział Richardowi na jego pytanie. Kiedy szlachcic szamotał się z kaburą, pirat obserwował go jak sprawny rzeźnik ocenia sztukę mięsa. Bez pośpiechu podszedł do niego, a przy każdym kroku z trupa odpadały zgniłe kawałki plugawej tkanki. Stanął wreszcie na ofiarą, podniósł ją… i cisnął energicznie, aż La Croixowi pociemniało w oczach. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że wisi nad jakąś krawędzią i obserwuje spienione fale morza, do którego mógł spaść w każdej chwili. Tymczasem Kidd postanowił zakończyć sprawę. Teraz kroczył ku niemu z podniesionym do góry orężem. Odsłonił żółte pieńki zębów, w jego oczach malowało się zaś czyste szaleństwo zmieszane z dziką żądzą zabijania. Jacob poczuł kolejne szarpnięcie. Statek znów począł gwałtownie drżeć. Tylko błyskawiczny refleks uchronił go przed upadkiem. Kiedy podłoga uciekła mu spod nóg, chwycił się zręcznie najbliższej rury kotłowniczej i zacisnął mocno nań dłonie. Poczuł, jak żar zostawia mu na skórze bąble, jednak było to nic w porównaniu z sytuacją Richarda. Turbulencja wyrzuciła go w powietrze. W ten sposób przeleciał kilka metrów, aby uderzyć o barierkę i na niej zawisnąć. Na swój sposób było to intrygujące jak wiele potrafił wytrzymać ten mężczyzna. Stracił prestiż, statek i niejednokrotnie uciekał kostusze w ostatnim momencie. Można było odnieść wrażenie, że tego człowieka nie da się zabić, ani złamać. Teraz jednak wisiał przewieszony na poręczy, wyraźnie oszołomiony i słaby. Było tylko kwestią czasu, gdy kolejny podmuch miał zrzucić go do topieli poniżej. |
17-12-2017, 20:37 | #219 |
Reputacja: 1 | W głowie szlachcia mnożyły się kolejne scenariusze. Możliwe przebiegi sytuacji. Oto odwraca się, wyszarpuje rapier z pochwy i... pada na twarz, bo jego nogi nie są w stanie utrzymać ciała.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
18-12-2017, 12:16 | #220 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Kiedy uspokoił nieco załogę, która zaczęła się licytować między sobą mniej lub bardziej przesadnymi przygodami, lurker miał czas, by zacząć działać. |