|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-01-2018, 01:07 | #11 |
Reputacja: 1 | dzień drugi
|
08-01-2018, 14:32 | #12 |
Reputacja: 1 | [Wieczór, dzień zero]
__________________ To nie ja, to moja postać. |
10-01-2018, 10:51 | #13 |
Administrator Reputacja: 1 | Po opuszczeniu Bazy Zero
Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-02-2018 o 09:14. |
14-01-2018, 20:38 | #14 |
Reputacja: 1 | Wieczór po przejściu przez portal, Baza Zero Znajomy skądś głos przykuł uwagę Arthura. Spojrzał na legionistę z imponującym zarostem na twarzy. - Kogóż to moje oczęta widzą? Konował you son of a bitch! - Dłonie mężczyzn zacisnęły się w żelaznym uścisku rodem z Predatora. - Ostatnio to walczyliśmy chyba wspólnie przeciwko bojownikom islamskim w Mali. Gdzie żeś się podziewał przez ten czas? - Arthur uśmiechnął się szczerze widząc ze sobą na misji kolejną znajomą gębe. Kapral Flanigan potrząsnął trzymaną go dłonią, nie ustępując w sile zacisku palców. Chcąc nie chcąc wyszczerzył się i skinął do mężczyzny. - Czołem, Blondi - odparł żywo. - Ciężko o tym zapomnieć, chorąży - dodał, puszczając rękę. - Zrzucili mnie miesiąc temu do Gujany Francuskiej. Pewnie pamiętasz to piekiełko z czasów kaprala - dopowiedział, uśmiechając się przy tym szczerze. - Chłopaków kojarzysz? - Chorąży wskazał na legionistów stojących wokół. - Francesco, Dada, Adam, Yong, Aakash i kilku innych, z którymi nie miałem jeszcze okazji pogadać. - Wskazał swoją drużynę i trochę lekceważąco kilku innych chłopaków w tle. - Jak to mówią… stare kurwy nie chcą zdychać - zagaił Erick, szczerząc się do swoich kolegów. Przywitania nie trwały jednak długo, bowiem legioniści mieli co robić. Poranna odprawa dla legionistów, Baza Zero Major McClesfield zebrał z samego rana 15 legionistów, którzy mieli ubezpieczać cywili w wymarszu do Bazy Pierwszej. Arthur i Erick mieli okazję poznać przewodników, Dave wyglądał na gadułę, Rainbow wolał milczeć z godnością. Był też czas na poznanie 6 innych legionistów. - Widzę chorąży, że część podkomendnych już znasz - major patrzył na wszystkich wzrokiem nie zdradzającym co myśli o Higginsonie i jego wesołej gromadce. - Do dyspozycji macie jeszcze sześciu legionistów, z którymi jeszcze nie pracowaliście: Sullivan, Dunn, Soderbergh, Gustin, Busbee, Trinkle. - Wymienił ich nazwiska wskazując na każdego skinieniem głowy. - Oni wszyscy będą należeć do pana stałego składu. Natomiast Mayers i Karger robią tu za przewodników. Po dotarciu na miejsce, wraz z rodziną Durandów, tych od koni, na drugi dzień wraca. Wy natomiast zostaniecie w Bazie Pierwszej tak długo, aż nie zmienią się plany. Wszyscy poza wspomnianą piątką jesteście tu pierwszy raz. Na miejscu zostaniecie wprowadzeni we wszystko. Niestety łączność z bazą jest ograniczona do meldunków, jakie przekazuje ekipa transportowa raz na trzy dni. Jesteście tam zdani na siebie i wy, chorąży, jesteście odpowiedzialni za bezpieczeństwo wszystkich ludzi tam się znajdujących. Ale tego chyba nie muszę przypominać - McClesfield wbił spojrzenie w twarz Arthura. - Tak jest majorze, zrozumiano, a co z ludźmi, którzy się nie dostosują lub będą zagrażać bezpieczeństwu misji lub powodzeniu projektu GATE-Paris? Mam na myśli w głównej mierze cywilów, których eskortujemy. - Wiadomo, nie cackać się. Nie powinno jednak być takich incydentów, bo po to pracował cały sztab psychologów i psychiatrów, by uniknąć zagrożenia z wewnątrz. Całkiem dobrze im wyszło. - Major skrzyżował ręce przed sobą, a na jego twarzy po raz pierwszy pokazały się jakieś emocje. A mianowicie miał skwaszoną minę. - Tak dobrze, że udało się nawet przesiać nasze szeregi i wywalić za kraty szpiega na usługach chinoli. Poza tym sami żeście świetnie się spisali z programem szkoleń, który nadal jest kontynuowany. Słyszałem, że awans za to dostaliście. Gratuluję - skinął mu głową. - Oh, kazano mi po prostu być kreatywnym i zaskoczyć ich tak, aby popuścili w gacie. - Zbył szczerością niezręczne gratulacje. - Komu mamy się zgłosić w Bazie Pierwszej? Kto nią dowodzi z Legionu? - Podchorąży Maelstrom. Już tam pana wyczekuje - odpowiedział McClesfield. - Tak jest, według rozkazu - Arthur zasalutował kończąc wymianę zdań Później do odprawy dołączył Philippe Eluard i 10 cywilów. Arthur przedstawiony przez majora jako dowódca wyprawy wstał, aby każdy zdążył go zapamiętać. Chwycił także za czapkę, aby nią machnąć w powitalnym geście, ale nagle się opanował, bo nie chciał rozwiać przed majorem swoich bujnych włosów złożonych w misterny kok. W końcu padł rozkaz do wymarszu i Arthur mógł wydać stosowne rozkazy co do szyku bojowego, którym mieli się poruszać. Zgodnie z poradami przewodników zbili się w małe grupki osłaniające cywili i konie transportowe. - Eric trzymaj się blisko, chcę usłyszeć jak tam było w Gujanie - Gdy dotarli do wyjścia głowy żołnierzy jak na sygnał uniosły się nieznacznie do góry. - Akumulatory, a teraz materiały wybuchowe na suficie. Dranie pomyśleli o wszystkim, jak wcisną zdalny detonator to pewnie rozwali pół świata, jak na jakimś anime - zagadnął wesoło do towarzyszy. - Mokro jak u Tajwańskiej prostytutki, chorąży. A kiedy myślisz, że już ją okiełznałeś, to tu nagle chuj - odparł Erick, maszerując u boku Arthura. W obecności swojego przełożonego wydawał się bardziej wygadany i rozluźniony, ale nie wpływało to na jego czujność. Co rusz łypał spojrzeniem na prawo i lewo, jakby wypatrywał zasadzki. - Nie byłoby tak źle, gdyby nie ci spedaleni sierżanci, którzy paradują co najmniej jak jebani majorzy. W takich chwilach tęskni się za takim animozjebem jak pan, panie chorąży - dodał z przyjaznym uśmiechem, jednocześnie klepiąc mężczyznę w ramię. - Wiesz, wojnę zawsze wygrywają zjeby, a animozjeby nawet awansują, aby było ich stać na Pretty, Pretty Sailor Girl 3. Kurczę, jakbym wiedział, że mają tu elektryczność to bym zabrał PSP czy coś. - W sumie racja. Nikt normalny nie pakowałby się w to gówno - mruknął niepocieszony Eric. - Ale koniec końców jesteśmy braćmi i cały świat może nam obciągnąć fiuta. Tobie, Blondi, to nawet jakaś laska z kreskówki - zaśmiał się i mrugnął do przełożonego. - Kurwa, ta sytuacja jest tak pojebana, że aż chce mi się śmiać. Obiecaj tylko, że nie pochowacie mnie na tym zadupiu, co? - Pochowamy? Co ja bez twojej żałosnej dupy tu pocznę Konował? Znajdę jakiegoś nekromantę, żebyś z nami chodził jako jakiś upiorny szkielet sługa lub znajdę jakąś walkirię, by cię wskrzesiła jako jaszczurołaka czy coś. Nie martw się stary, szefu ma wszystko obcykane we łbie. - Arthur poklepał się kilka razy dosyć mocno po głowie. Jakby siła klepnięć miała świadczyć o sile i zaangażowaniu w jego przyszłe awaryjne plany. - Polegam na tobie jak zawsze - odparł pół żartem pół serio. Następnie odetchnął głębiej, jakby rozmowa z chorążym jeszcze bardziej go odprężyła i już w ciszy kontynuował pochód. Podczas przemarszu Arthur rzucał okiem raz po otoczeniu, raz po ludziach. Kilku cywili wydawało się już trochę wyczerpanych, czyżby był dla nich zbyt pobłażliwy na szkoleniu w Laudun? Może będzie trzeba ich trochę przycisnąć fizycznie w najbliższych dniach? Arthur wyjął notatnik i zrobił krótkie, satyrystyczne szkice Leokadii kolorowłosej, Mikaila przy którym postawił znak równości odnoszący się do Clauda. Czyżby bracia, gęby podobne, zarost i długość włosów podobne, nawet styl ubierania się podobny. Hmmm, klony! Albo inwazja z kosmosu! Zaraz potem padło na Jacqueline, zaciśnięte usta, zadarty nosek i spojrzenie strzelające sztyletami. Panie i panowie przed wami królowa lodu! Mam tę moc, mam tę moc, sama spędzę tu bez chłopa noc! Alexis, wyglądała znowu jak Laura Bailey, aktorka użyczająca głosu postaciom w anime i grach. Xavier kojarzył się jako miłosne dziecko Lokiego i Nathana Drake. Po kilku chwilach Arthura z zamyślenia wyrwał głos przewodnika nakazujący przerwę w marszu. Higginson szybko wyznaczył warty na polanie, a sam zajął jedną ławkę zrzucając ze stóp buciory i wietrząc nogi. Ostatnio edytowane przez Ranghar : 14-01-2018 o 21:03. |
16-01-2018, 01:12 | #15 |
Reputacja: 1 | Powietrze było wspaniałe. Czyste, świeże, rześkie. Przywodziło jej na myśl wszystkie dobre momenty w jej życiu, których przecież nie było wcale tak wiele. Drzewa, liście, krzaki, niebo, chmury, wszystko wydawało się inne, piękniejsze niż to, które zostawiła za sobą. Zieleń bardziej zielona, niebo bardziej niebieskie, kwiaty bardziej kolorowe, zapachy ładniejsze i bardziej intensywne. Energia rozpierała ją tak samo po kilku minutach, jak i po kilku godzinach marszu. W przerwach od patrzenia pod nogi dziewczyna z fascynacją oglądała drzewa i krzaki, które mijali po drodze. Przypatrywała im się, próbując dostrzec różnice między nimi. Po raz kolejny zastanawiała się co właściwie czuła. Skąd brała się ta energia, ten spokój, ta ulga, której nie czuła nigdy wcześniej? Próbowała zabraniać swoim myślom iść w tym kierunku, ale tylko tak potrafiła to wyjaśnić. [media]http://www.youtube.com/watch?v=sXA0U9nhvQI[/media] Znaleziono ją jako niemowle. Na śmietniku w centrum Paryża, przynajmniej tak powiedziano jej w sierocińcu. W ciągu tych wszystkich lat miliony razy próbowała znienawidzić swoich rodziców za to, że ją porzucili. Nie znała ich, a mimo to tęskniła za nimi. Wszystko byłoby inaczej, gdyby miała rodziców. Starała się wzbudzać w sobie wściekłość, żeby ich znienawidzić, tak jak robiły to inne dzieci z sierocińca, z którymi się wychowywała. Im było łatwiej. Łatwiej jest nienawidzić, niż tęsknić i… Kochać. Alexis wypierała tą miłość z całych sił, wmawiała sobie, że nie można przecież kochać tego, czego się nie zna. Oskarżała ich o to, że ją zostawili, porzucili, że nie dbali o nią, że to przez nich całe życie była sama. Ale mimo szczerych chęci nie potrafiła ich nigdy nienawidzić. W jakiś niepojęty przez siebie sposób, podświadomie zawsze ich jakoś usprawiedliwiała. Nie znała ich motywacji, nie wiedziała dlaczego zostawili wtedy na śmietniku swoje własne dziecko, ale nie potrafiła pozbyć się myśli, że zrobili to w jakimś celu i z jakiegoś powodu. Z wiekiem przestawała już nawet próbować. Nie znosiła świata, nie lubiła życia i nie przepadała za ludźmi, ale już kilka lat temu zdała sobie sprawę z tego, że lubi siebie, że mimo wszystko jest zadowolona z bycia tą, którą się stała. I zbyt dobrze wiedziała, że ukształtowała ją każda rzecz, zła i dobra, która przydarzyła jej się w życiu. Wszystkie porażki, każda noc spędzona na poszukiwaniu dachu nad głową, czy jedzenia w śmietniku, cały ból i gniew, to wszystko ukształtowało ją taką, jaką jest i za nic by tego nie zmieniła. I równie dobrze wiedziała, że nie byłaby tą samą twardą, samodzielną, pewną siebie, odporną i zdeterminowaną kobietą, gdyby rodzice jej nie zostawili. I tak z czasem pragnienie nienawiści zaczęło zmieniać się we wdzięczność. A teraz… Teraz zupełnie tego nie rozumiała. Czuła się, jakby w końcu znalazła się tam, gdzie od zawsze być powinna. Nie chciała dawać sobie nadziei, całkiem przeciwnie, usilnie sobie tego zabraniała. Ale cóż, nauczyła się już dawno, że nie jest dobra w wypełnianiu nakazów i przestrzegania rozkazów, nawet swoich własnych, a właściwie może nawet szczególnie ich. Jej serce dyktowało warunki od zawsze i było w tym monarchą absolutnym. Właściwie, nigdy nie wychodziła na tym najgorzej, więc nie traktowała tego jak wadę. Teraz serce nieśmiało szeptało pieśń o tym, że być może właśnie tutaj odnajdzie odpowiedzi na wszystkie swoje pytania, które narastały w niej przez całe życie. Że tutaj znajdzie rodziców. Pokręciła głową po raz kolejny starając się odgonić natrętne myśli. Nie warto się nastawiać. Przyglądała się innym współtowarzyszom wesołej wędrówki, próbując ustalić kto może jej się przydać. Na pewno należało mieć po swojej stronie legionistów, przynajmniej tak długo, jak się da. Lubiła ich z resztą, naprawdę ich lubiła. Cóż, pewnie nie spodoba im się, kiedy dowiedzą się, że nie wraca z nimi, ale do tego czasu nie zamierzała się tym martwić. Blondyn wydawał się być szczególnie interesującym osobnikiem. Nie tylko przystojny, z tymi długimi jasnymi włosami i ciemną brodą, ale przede wszystkim mający zdecydowanie najwięcej do powiedzenia. W dodatku… Ciężko było stwierdzić w jaki sposób, ale Alex wyczuwała takie rzeczy. Zdecydowanie był to typ mężczyzny, który lubi ładne kobiety. Co prawda był od niej sporo starszy, ale może nawet nie było to wcale przeszkodą? Większość facetów szczególnie lubi młodsze dziewczyny. Białowłosa kobieta… Jak ona miała? Zdawała się być zimna i dumna, niepomiernie odpowiedzialna, jakaś taka nieszczęśliwa, w dodatku… Kim ona tam była? Lingwistka? Mniejsza. Alex wrzuciła ją do przegródki “nieprzydatna”, a także “potencjalne zagrożenie”. W końcu to kobieta. Po nich nigdy nie wiadomo czego można się spodziewać, ale na pewno należy to do kategorii tych gorszych rzeczy, jakie można napotkać na swojej drodze w życiu. Pieguska z niebieskimi włosami była jakąś totalną ślamazarą. No, ale czego się spodziewać po naukowcu. Tą dziewczynę wrzuciła do pierwszej przegródki, ale w drugą już nie. Może być co najwyżej uciążliwa, ale raczej nie będzie faktycznym problemem. Z resztą, w jakiś dziwny, uroczy sposób budziła jej sympatię. I miała naprawdę fajne kolczyki. Kolejny na liście był mężczyzna, który powoli zaczynał już tracić regularny oddech. Ten zdecydowanie wzbudzał jej niechęć. Psycholog? Tego tu brakowało. Nie tylko wrzuciła go do przegródki “zagrożenie”, ale i do “trzymać się z daleka”, mimo, że fizycznie pokonała by go jedną ręką. Zdecydowanie zainteresował ją za to dumny Claude, któremu zdążyła się przyjrzeć jeszcze w czasie szkolenia. Koleś był cholernym specjalistą od przetrwania w dziczy. Czy mogło być lepiej? Należało się koniecznie wokół niego zakręcić i wycisnąć ze wszystkich informacji, które mogą jej się tu przydać, jak już będzie miała zacząć działać na własną rękę. Był jeszcze ten blondyn, którego nie widziała wcześniej na szkoleniu, a który szedł tuż obok niej. Przyjrzała mu się uważnie, a on złapał jej wzrok, na co zareagowała promiennym uśmiechem. Trakt wytyczony przez przewodników, którym podążali podróżnicy wił się i dbał o to by uczestnicy projektu nie nudzili się. Cały czas trzeba było patrzeć pod nogi, żeby nie wyrżnąć się o wystający korzeń, czy oberwać gałęzią, która wygięła się, bo ktoś akurat się o nią otarł przechodząc. Ścieżka była wąska, miejscami tak bardzo, że objuczony koń ledwo co się na niej mieścił. Przy jednym z takich przewężeń Alexis wylądowała między idącymi jeden za drugim dwoma końmi. Razem z nią szła tak jeszcze Claire prowadząca konia za nimi oraz idący między kobietami Lukas. Blondwłosy chłopak wydawał się być w podobnym wieku co i panna Sorel. - Można powiedzieć, że Japończycy mieli farta - zagaił chłopak do panny Durand. - Jasne wpakowali im się w środek miasta, ale tu nie dość, że trzeba było odkopać zawalone przejście to jeszcze ukształtowanie terenu uniemożliwia użycie choćby jeepa - Lukas mówił płynnym angielskim, z poprawnym akcentem, choć słowiańska nuta była wyraźna. - Mi to nie przeszkadza - wzruszyła ramionami Claire. - Przynajmniej mamy powód żeby tu być. Jak dla mnie nawet brak prądu nie jest problemem - dodała tonem zdradzającym, że podoba jej się fakt należenia do projektu. - Ja bym wolał, żeby był... - westchnął Lukas. - A jak tobie się tu podoba? - pytanie skierował do Alexis. - Jestem Lukas Rose - przedstawił się. - Znaczy tak po prawdzie to Łukasz Różewicz, ale nie łamcie sobie języków - dodał rozbawionym tonem. Panna Sorel by na niego spojrzeć, musiała lekko odwrócić głowę lub zrównać się z nim w marszu. Alexis odwróciła głowę do chłopaka, z którym już wcześniej nawiązała kontakt wzrokowy. - Och, wybacz. Słabo mówię po angielsku. Jestem Alexis, Alex. - Odpowiedziała zrozumiale, ale z akcentem tak okropnym, że osobę mówiącą w tym języku płynnie mogły zaboleć uszy. - Mówisz po francusku? - Uśmiechała się zachęcająco. Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem. - Tak - powiedział, a już po wymówieniu tego jednego słowa panna Sorel wyczuła, że znacznie mniej pewnie Lukas czuje się używając tego języka. - Jak tobie się tu podoba jak na razie? - powtórzył pytanie tym razem w rodzimej mowie Alex i na koniec uśmiechnął się do niej. - Nie podobać mogło by się chyba tylko komuś bez krzty fantazji, takiemu co całe dnie spędza przed telewizorem. A ja jestem daleeeeko po drugiej stronie skali. Z resztą, gdyby miało mi się nie podobać, najzwyczajniej zawróciła bym na pięcie. Jest… Cudownie. Jeszcze lepiej, niż to sobie wyobrażałam. Nie widziałam Cię na szkoleniu, byłeś tu już wcześniej? Jak tu jest? Widziałeś już jakieś magiczne zwierzęta? - Zasypała chłopaka pytaniami, jednocześnie zerkając na niego w taki sposób, żeby mógł poczuć pewność siebie z racji większej wiedzy na temat świata dookoła, a co za tym idzie zachęcić go do większego gadulstwa. Lukas najpierw chwilę milczał analizując w skupieniu to co powiedziała do niego francuzka. Na koniec westchnął cicho. - No powiedzmy, że moje referencje pozwoliły mi na... ominięcie tego - odpowiedział wymijająco i nawet wyglądał na zakłopotanego. Pokręcił zaraz głową w odpowiedzi na pytanie o magiczne istoty - Nie, pierwszy raz wychodzę poza jaskinię. Cieszę się że w ogóle przełożeni pozwolili mi w końcu wyjść na zewnątrz - odetchnął z ulgą rozglądając się w koło. - Przypomina mi to góry w moim kraju. Bieszczady są równie piękne na wiosnę co to miejsce - Rozumiem. Zazdroszczę, pochodzisz z pięknego miejsca w takim razie. Ja nie miałam tyle szczęścia. Alexis zupełnie nie wierzyła, że jakiekolwiek miejsce na ziemi mogłoby być choć w połowie tak piękne. Ale powiedzmy, że rozumiała co chłopak miał na myśli. Przyjrzała się jego twarzy i postanowiła nie naciskać bezpośrednio, skoro Lukas nie chciał mówić. Sama w sumie nie mogła uwierzyć w swoje szczęście, kiedy dostała się na ten projekt i wolałaby, żeby nikt nie drążył szczególnie powodów, dla których postanowiła w nich wystartować. - Wygląda na to, że możemy przybić piąteczkę. Dla nas obojga to wielki dzień. Długo musiałeś czekać? W sumie, przybycie tu i nie wyjście z jaskini trochę mija się z celem, co nie? Lukasowi wyraźnie ulżyło, że dziewczyna nie drążyła tematu, którego tak niezręcznie starał się uniknąć. Znów się uśmiechnął. - Zdecydowanie! - blondyn wyciągnął rękę by dosłownie przybić z Alex piątkę. -Chyba z miesiąc siedziałem w jaskini... No dobra może mniej. Nie no to nie tak, że nie mogłem, już odkopali przejście jak przeszedłem przez Wrota, ale było co robić przy nich, więc nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał. Już oczopląsu dostawałem od ciągłego wgapiania się w wykresy przepływu energii przez portal. Miło będzie móc teraz popracować w terenie. No i cieszy mnie, że jest tu tylu pozytywnie nastawionych ludzi, no nie licząc legionistów - dodał na koniec konspiracyjnym szeptem. - Oni nie mieli nic do powiedzenia, żeby tu być - dokończył wypowiedź już normalnym głosem. Z nieco rozbawionym uśmiechem przybiła mu piątkę i niemal natychmiast uchyliła się przed gałęzią, która walnęła by ją prosto w czoło. Wykresy przepływu energii? Brzmiało jak totalna nuda. A jednak nie wyglądał on na typowego naukowca. Nie było widać na jego twarzy wysiłku, który cechował rasę myślicieli po kilku godzinach marszu. Czyli hybryda. Nie najgorzej. - Ja wiem, czy tak całkiem nie mieli wyjścia? Sami kształtujemy swój los. Jeśli postanowili zostać Legionistami i godzić się na spełnianie zachcianek przełożonych, to z własnego wyboru. Byłaby międzynarodowa draka, gdyby się okazało, że Legia trzyma swoich żołnierzy siłą. No i umówmy się, mogli trafić gorzej. Do jakiegoś wietnamu, iraku, czy na pustynię Gobi. Trafili za to do pełnego tajemnic, niesamowitego i pięknego nowego świata. No… Może też pełnego niebezpieczeństw, ale to przecież żołnierze, nie? Gdyby się bali niebezpieczeństwa, zostaliby sklepikarzami. - Spojrzała na jego twarz i zdała sobie sprawę, że może za dużo nagadała się w języku, którego przecież chłopak może nie zrozumieć. - Wiesz na jak długo planowana jest wycieczka? Mamy jakiś deadline na zwiedzanie? - Postanowiła zgrabnie zmienić temat. Łukasz, jak to przystało na osobę, która posługiwała się językiem, w którym nie czuła się pewnie, miał mocno skupioną minę kiedy Alex rozgadała się, racząc go całkiem pokaźnym monologiem. - No fakt - podsumował krótko i z uśmiechem jej wypowiedź. - Z założenia powstanie bazy świadczy, że prędko zbierać się projekt z tego świata nie będzie. Może wkrótce nawet pojawi się pomysł na założenie kolejnej bazy? - z tonu głosu wyraźnie było czuć, że chłopak jest bardzo pozytywnie nastawiony do tego wszystkiego. - A ciebie co zachęciło do udziału? - zapytał. Spojrzała na chłopaka jakby nie całkiem zrozumiała pytanie. Co mogłoby nie zachęcać do udziału? Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że normalni ludzie mogą mieć jakieś rodziny, przyjaciół, kariery, i tak dalej, że mogą się obawiać o swoje życie, albo po prostu mieć za kim tęsknić. Nie należała do tych ludzi. - Mnóstwo możliwości i nic do stracenia. - Odpowiedziała zdawkowo, z prowokującym, pewnym siebie, nawet nieco bezczelnym uśmiechem, sprawiającym wrażenie, jakby rzucała wyzwanie całemu światu. - Życie to nie takie znowu nic - blondyn mrugnął do niej. - No i zawsze może się zdarzyć, że Wrota zamkną się i nie będzie drogi powrotnej stąd - po tych słowach spojrzał na Alexis a później na Claire. Panna Durand przewróciła oczami. - Wychowywałam się w kanadyjskiej dziczy myślisz, że nie odnajdę się tutaj? - westchnęła Claire, kręcąc głową. - Życie można stracić na wiele, wiele sposobów. Może wpaść ci suszarka do włosów do wanny, albo może Cię trzasnąć samochód na środku ulicy, kiedy jedziesz do pracy. A skoro tyle jest możliwości na utratę życia, to zawsze lepiej wybrać ten, dzięki któremu może ktoś Cię kiedyś zapamięta. I zawsze lepiej stracić życie, niż je przegrać. Przynajmniej według mnie. Ta wyprawa to właściwie gwarancja sukcesu. Nawet jak byśmy mieli wszyscy umrzeć, to na swój sposób i tak już wygraliśmy. - Jej wzrok napotkał się ze wzrokiem Claire, która najwyraźniej wzbudziła jej zainteresowanie. - Dosłownie w dziczy? - Zmierzyła dziewczynę dokładnie od góry do dołu i z powrotem, a jej wzrok wydaje się być zainteresowany i uprzejmy - Powiesz coś więcej? Claire pokiwałą głową. - Takiej, że do najbliższego miasta jest 100 kilometrów, najbliższy sąsiad to 15 kilometrów. Trzeba być samowystarczalnym jeśli chce przeżyć - odpowiedziała z dumą w głosie. - Wujek jest w Legii, to namówił tatka do udziału, a my z Pierrem się zabraliśmy * - Ah, w tym sensie w dziczy - Alex dopisała w myślach dziewczynę do grupy osób, z którymi lepiej zachować dobre relacje, ale przy których nie trzeba jakoś specjalnie się starać. - No, to tutaj też nie będzie tak źle, myślę. Co najwyżej… Ciekawiej - uśmiechnęła się lekko, trochę bardziej już do swoich myśli, niż do dziewczyny. A ona? Jak ona sobie poradzi w tym świecie? Nie obawiała się tego, absolutnie. Raczej… Ciekawa była własnych możliwości, reakcji. Wiele się będzie musiała nauczyć, to na pewno. I to w pewnym sensie też ją cieszyło. Lubiła walczyć ze swoimi słabościami, lubiła poszerzać granice swojej wytrzymałości. Z całą pewnością nowy świat był niekończącym się źródłem emocji i wrażeń, idealną pożywką dla takiej osoby, jaką była. Nawet, jeśli doświadczenia tutaj będą nie tylko pozytywne, to przecież wszystko nas kształtuje. Odetchnęła pełną piersią, wchodząc na niewielką polankę, która najwyraźniej była już wcześniej używana jako postój, sądząc po jej wystroju. Niechętnie przywitała myśl o tym, że szykuje im się wypoczynek. Patrząc na niektórych uczestników wycieczki całkiem rozumiała dlaczego, ale sama miała w sobie tyle energii, że mogłaby rozdać ją potrzebującym i iść dalej kolejne kilka godzin. No, trudno. Przystanek w pięknym miejscu też jakoś zniesie. |
16-01-2018, 10:19 | #16 |
Reputacja: 1 | Post wspólny Postój na polanie, w drodze do Bazy Pierwszej
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
16-01-2018, 12:45 | #17 |
Reputacja: 1 | Kapral skończył swoją tyradę. Ku radości Mikaila, bo w końcu miał chwilę, względnej ale jednak, ciszy. Ciszy której desperacko potrzebował, by dotrzeć do punktu uświadomienia sobie problemu który go nękał… problemu natury niesfornego ciała, które odmawiało posłuszeństwa.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
16-01-2018, 12:51 | #18 |
Reputacja: 1 | Jacqueline odwzajemniła spojrzenie istotki. Zimny pot spłynął w dół jej kręgosłupa, choć koto podobne, uskrzydlone stworzenie było wielkości kota domowego. Nie powinna się bać takiej istoty, ale samo spotkanie z nieznanym, było na tyle stresujące, że nadnercza same zadziałały i w tej sekundzie pompowały ogromne ilości adrenaliny. Serce Jacqie załomotało kiedy powoli, niespiesznymi ruchami podciągała bieliznę, bo co jak co, ale uciekanie z majtkami wokół kostek nie jest zbyt skuteczne. Mimo to nie chciała od razu uciekać, była niedaleko obozowiska usłyszą ją jeśli zawoła, ale okazja do poznanie tutejszej fauny w takich okolicznościach może się już nie nadarzyć. Dlatego kiedy tylko skończyła wciągać bieliznę i spodnie co by nie paradować wokół z gołym tyłkiem, powoli, przeniosła ciężar na prawą nogą, odrobinę zmieniając pozycję, na taką, z której będzie mogła poderwać się w krótszym czasie niż z typowego kobiecego przykucu podczas podlewania kwiatków. Z jednej z kieszeni jej bojówek wyciągnęła kawałek suszonej wołowiny, jaki przemyciła za wrota i który zawsze zabierała w wyprawy fotograficzne. Od razu pomyślała o zrobieniu zdjęcia istocie, ale najpierw chciała chociaż częściowo zaskarbić sobie jej zaufanie, dlatego bardzo delikatnie, nie wykonując gwałtownych ruchów rzuciła kawałek wysuszonego mięsiwa nieznanemu podglądaczowi. Skrzydlata istotka uskoczyła przed mięsem, na dobry metr od niego. Zatrzymała się w miejscu, ustawiona bokiem do Jacqueline, która mogła dopatrzyć się, że kotowaty węszy intensywnie, starając się określić co też rzuciła na ziemię. Zwierzę zadarło główkę i wbiło spojrzenie w oczy kobiety. Patrzyło jej tak przez chwilę i nawet raz nie zamrugało. Powoli wyciągając przed siebie łapki, zbliżyło się do niej, podchodząc do suszonego mięsa. Powąchało je z bliska, dokładnie z każdej strony. W chwili kiedy wydawało się, że weźmie to w zęby, odsunęło się i usiadło. Ogon od początku tego spotkania nawet nie drgnął, a piórka skrzydeł były jedynie troszkę nastroszone w miejscu gdzie łączyły się one z grzbietem kota. Istotka znów wbiła spojrzenie w Jacqie i przekrzywiła głowę, a mina na kocim pysku wyglądała jakby zwierzę było mocno zaintrygowane. Zwierzę nie wyglądało ani nie zachowywało się jakby miało się na nią rzucić, a mimo to Jacqie uważnie obserwowała reakcję istoty. Jeśli choć częściowo były one podobne do reakcji kotów jakie spotkali na ziemi nie miała się czego obawiać, przynajmniej na razie. Nie wykonywała gwałtownych ruchów jedynie odwzajemniając spojrzenie bestyjki. Powoli otworzyła futerał na aparat i wyciągnęła go zeń. Zatrzymała się by ocenić zachowanie istoty. Kotowaty nastroszył piórka i nieufnie cofnął się o krok, ale z dystansu, z zaciekawieniem zaczął wąchać co też kobieta wyciągnęła i trzymała teraz w rękach, a kiedy Jacqueline pozostawała w bezruchu to istotka złożyła skrzydła na grzbiecie i powoli podeszła do kobiety, zatrzymując się prawie na jej wyciągnięcie ręki. - Teraz bardzo proszę, nie przestrasz się i nie odgryźć mi ręki - powiedziała w kierunku zwierzątka cicho i uniosła aparat do twarzy, upewniając się wcześniej, że lampa błyskowa nie odpali co by, nie wystraszyć zwierzęcia jeszcze bardziej. Powoli ustawiła ostrość licząc na to, że skrzydlaty kot zostanie na swoim miejscu, a potem zwolniła spust migawki. Kotowaty wpatrywał się w swoje odbicie, które widział w szklanym obiektywie aparatu. Na dźwięk cyknięcia migawki wzdrygnął się i uskoczył w bok, robiąc kilka susów by oddalić się od kobiety. Ale nie zniknął w krzakach, zatrzymał się i znów odwrócił w kierunku jasnowłosej, wbijając spojrzenie błękitnych oczu prosto w jej twarz. ~ Co robi!? ~ przeszło przez myśl Jacqueline, ale po chwili kobieta zdała sobie sprawę, że nie należała ona do niej. Skrzydlata istotka wpatrywała się w nią ze strachem, strosząc piórka. Odsuwała aparat od twarzy kiedy to usłyszała. W pierwszej chwili nawet nie zorientowała się, że zapytanie nie jest jej myślą, jej mózg potrzebował chwili na przetworzenie tej informacji. Ale kiedy się zorientował Jacqueline aż złapała gwałtownie oddech i cofnęła się z przestrachem lądując na własnym tyłku. Serce w jej piersi do tej pory szybko walące teraz biło z siłą młota pneumatycznego. - Ty..ty.. Ty mówisz...w mojej głowie - wydusiła z siebie patrząc na istotę, podpierając się rękoma za plecami co by zupełnie nie upaść. . Istota zmrużyła oczy patrząc na kobietę jakby ta właśnie stwierdziła jakaś wielką oczywistość. ~ Piecze! Swędzi! ~ usłyszała w głowie oburzone myśli. Kot zaczął nerwowo machać ogonem. Jacqueline wciąż nie była pewna czy przypadkiem nie postradała zmysłów od zbyt czystego powietrza ale postanowiła kontynuować dziwny dialog z kotem. - Co takiego? - powiedziała jednocześnie poprawiając swoją pozycję, by nie być tak bardzo bezbronną. ~ To co ty robi. Sprawić, że piecze mnie ~ kobieta miała wrażenie że kot dosłownie przeliterował jej te słowa w głowie. - To było z-d-j-ę-c-i-e - powiedziała bardzo powoli - obraz malowany światłem. Coś co robimy, Ale nie zrobię tego więcej. - mówiąc to powoli schowała aparat do futerału. ~ Malowany światłem!? ~ Kotowaty otworzył szeroko oczy i zrobił zdumioną minę. Istota usiadła. ~ Ty tubylec? ~ pojawiło się pytanie. ~ Ja nie stąd. Zgubić ~ -[/i] Też nie jestem stąd[/i] - odparła trochę uspokajające się. Zwierzę bowiem ewidentnie nie było agresywne. - Jak bardzo się zgubiłeś? ~ Ty też zgubić? Też uciekać? Przed co uciekać? ~ kot przekrzywił głowę zadając te pytania. Jacqueline pokręcił przecząco głową. - Ja odkrywać, poznawać nie uciekać. A Ty, przed czym uciekasz? - kiedy emocje odrobinę opadły chłód wkradł się w spojrzenie białowłosej, jednak jej postawą nie świadczyła o jakiejkolwiek zmianie stosunku wobec kotowatego. Była zaintrygowana, a jej umysł powoli przyzwyczajał się do myślenia, że w tym świecie telepatia to najwyraźniej nic nadzwyczajnego. Istotka spojrzała w kierunku obozowiska, skąd dobiegały stłumione odgłosy rozmów. ~ Przed złymi ~ odparł kot, strzygąc uszami jakby chciał podsłuchać tych będących na polanie. ~ Źli przyszli do Mistrza. Robić krzywdę. Mistrz walczyć ale musieć uciekać. Ja zgubić Mistrz. Nie wiedzieć gdzie jest ~ kotowaty żalił się. Platynowłosa zmarsczyła brwi, bo coś jej się tu bardzo nie zgadzało. - mówisz o tych na polanie? Co takiego zrobili? Istotka energicznie pokręciła główką. ~ Nie. Ja na polanie pierwsze widzieć. Ja usłyszeć, że ktoś na polanie. Nie zwierzę. Ja sprawdzić ~ odparł. ~ Ja tu spotkać ty. Ja nie znać oni. Ja nie znać ty. Ja nie znać to miejsce ~ - Ci z Polany i ja nie jesteśmy źli, nie musisz się bać. A kim jest mistrz? - musiała zdobyć jak najwięcej informacji, skoro to była pierwsza myśląca istotą na jaką trafili. ~ Oni. Ty. Wy inni ~ odparł. ~ Ja sam. Mistrz... Nie ma. Mistrz mądry. My uciekać, przenieść się. Ale ja znaleźć się tu sam. Obce miejsce ~ kotowaty westchnął ciężko. ~ Ja bać sam ~ - Chcesz pójść ze mną żeby nie być samemu?- białowłosa zapytała przyglądając się zwierzęciu. Istotka położyła po sobie uszy. ~ Ja... Nie wiem... Ja pomyśleć... ~ wrócił spojrzeniem na kobietę. ~ Was dużo. Ty mnie obronić jak inni chcieć zamknąć? ~ Jacqueline zamyśliła się patrząc na istotkę. - Zrobimy tak - w końcu zaproponowała - przyprowadzę jednego pana i razem zadbamy o to by nikt Cię nie zamknął. Dobrze? Kotowaty znieruchomiał. Wpatrywał się w Jacqueline, która jego intensywne rozmyślania poczuła aż we własnej głowie. ~ Nie oszukać? Jaki pan? Pan mędrzec? Pan wojownik? ~ zarzucił ją pytaniami. No wlasnie, jaki pan? Panna Summer musiała zdecydować i to szybko. Na razie bazując na tym co wiedziała o członkach ekspedycji i grupy, z którą podróżowała mogła domniemywać, że niejakie wsparcie, a przynajmniej drugą opinię, dostanie od dwóch członków ekspedycji. Xaviera, który wyraźnie interesował się tutejszą fauną i florą, choć kobieta nie była pewna czy nie chce po prostu mieć kolejnego trofeum, o czym świadczył sprzęt jaki u niego dojrzała. Jasnowłosa nie była więc pewna czy myśliwy w tym wypadku będzie wiarygodnym źródłem informacji i czy jego uczucia nie zdominują rozsądku. Z drugiej strony był służbista, który będzie wiedział jak zachować się w tej sytuacji, a nie był na tyle wysoko hierarchii legionistów by móc wydać jej bezwzględny rozkaz, w momencie kiedy jej życiu niż nie groziło - Erick. Zauważyła, że raczej kieruje się rozumem, więc może rozsądne argumenty i logika Jacqie będzie w stanie go przekonać. Jego obcesowość zupełnie jej nie przeszkadzały, nie musieli się lubić - musieli się dogadać. - Nie oszukam Cię, obiecuję - uśmiechnęła się, ograniczając jedynie do ruchu wargami, pokazywanie zębów zwierzę mogłoby odebrać jako gest agresji, czego ona chciała uniknąć. - Myślę, że pan wojownik - zdecydowała ostatecznie. Kotowaty przymrużył oczy jakby chcąc zajrzeć w głąb umysłu kobiety. ~ Dobrze ~ usłyszała w myślach ~ Ty pójść. Ty przyprowadzić. Ty nie mówić o ja ~ - Tak zrobię - odpowiedziała stworzonku - Schowaj się na razie, dopóki nie wrócę - dodała wstając z ziemi. Otrzepała spodnie z listowia, poprawiła bluze i ruszyła w kierunku polany, gdzie czekała reszta ekspedycji. |
16-01-2018, 15:39 | #19 |
Reputacja: 1 | Post wspólny Postój na polanie
__________________ To nie ja, to moja postać. |
16-01-2018, 19:51 | #20 |
Reputacja: 1 | Post wspólny Lunatyczka, MTM Na polanie, jakiś czas po zniknięciu Jacqueline
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |