Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-07-2009, 20:49   #321
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Julian wtulał się w Dominikę, płacząc.

Cierpiał, bardzo cierpiał. Jak miał się czuć? Zabił niewinnego smoka, uciekł od swych braci i sióstr ze Stada, w czasie, gdy oni walczyli o życie, on się kąpał. Potem został zgwałcony przez innego mężczyznę i zmuszony do złożenia krwawej ofiary. Ból, smutek, żal, rozpaczliwa potrzeba ciepła i pragnienie zapomnienia o traumatycznych przeżyciach znalazły ujście w postaci uścisku, jakim obdarzył Dominikę- pierwszą kobietę, którą ujrzał po tym wszystkim.

Najgorsze było to, że chłopak wstydził się bólu, który odczuwał. Dorota została zbiorowo zgwałcona, Diabeł prawie zginął, a Aleksandra zginęła. Julian nie potrafił prosić o pomoc, gdy wokół było tylu innych potrzebujących. Wiedział tylko o kilku osobach, które zaznały cierpienia większego od niego, ale podejrzewał, że w całym Thagorcie muszą ich być setki. Ta świadomość sprawiała, że czuł się jeszcze gorzej. Współczuł tym istotom, a jednocześnie ganił się w myślach za uczucia, które nim targały.

-Proszę chłopcze. Zapewne przyda się ci- to Tyburcjusz wręczał coś chłopakowi. Zapłakany, wyciągnął rękę, oczekując, iż natrafi na paczkę chusteczek higienicznych. Ku jego zaskoczeniu, jego dłoń natrafiła na zimny metal. Przetarł oczy i przyjrzał się podarunkowi.

Męski, lekko złotawy pas cnoty przywołał na nowo wspomnienia gwałtu. Julian ujrzał przed oczami znienawidzoną twarz Slima, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że bydlak zginął z cudzej ręki.

Wszystkie jego negatywne emocje żywione względem gwałciciela, cały ból, upokorzenie i chęć zemsty złączyły się z wiedzą, iż nigdy nie odpłaci marines za wszystko, co mu zrobił. Gest, który w innym wypadku byłby tylko uszczypliwy, wywołał teraz burzę, która długo czekała na to, by się rozszaleć.

Ktoś coś powiedział, ktoś coś zrobił, ale Julian nie był tego świadom. Zważył w dłoniach dziwaczny przedmiot, drżąc na całym ciele i bezgłośnie szepcząc tylko sobie znane słowa. Próba opanowania się spełzła na niczym. Zacisnął pięść na złocistym pasie, po czym dał ujście swym emocjom.

Zszokowani ludzie obserwowali, jak blondwłosy chłopak rzuca „prezent”, który tylko cudem minął głowę seksualnej zabawki Miji, uderzając z hukiem w ścianę. Nim ktokolwiek zdołał pojąć, co się stało i czym był metalowy obiekt, którym rzucił Julian, ten skoczył, przewracając nieświadomego niebezpieczeństwa Towarzysza na ziemię. Usiadł na nim okrakiem i zaczął uderzać małymi, dziecięcymi piąstkami w tors Pizzaro.

- Przyda się? Przyda się?! PRZYDA SIĘ?!- ryknął, wpadając w istną furię- Kurwa mać, przydałby się kilkanaście godzin temu! Powiedz, jak myślisz, co zrobiły te zwierzęta, jak nas zaskoczyły z Diabłem i Dorotą w jaskiniach? Powiedz, CO ONI ZROBILI!- krzyczał, pozwalając, by jego płynące ciurkiem łzy zmoczyły marynarkę Towarzysza- Diabła niemal zabili, a nas posiedli jak jakieś dziwki w burdelu. DZIWKI W BULDERU! Więc powstrzymaj się Ty i te Twoje pierdolone żarciki, jasne!

Wyrzucił to z siebie. Cały ból znalazł ujście w werbalno-fizycznym ataku na Tyburcjusza i głośnym wykrzyczeniu tego, co się stało w jaskiniach. To już nie był jego problem, jego cierpienie, jego prywatna, bolesna sprawa. Teraz, to było cierpienie wszystkich obecnych. Jednocześnie wyzbył się złych emocji i powiedział, co go zraniło.

- Jak dziwki w burdelu, zwykłe dziwki- chlipał, zaciskając dłonie na marynarce mężczyzny. Powoli pochylił się i przytulił do ofiary swego szału- Jak zwykłe dziwki…

Teraz pozostał mu już tylko płacz.
_________________________
Julian rzuca w Tyburcjusza pasem cnoty, przedmiot mija głowę i trafia w ścianę. Następnie chłopak rzuca się na mężczyznę, przewraca go i krzyczy, co się stało w jaskini Diabła. Po tym ataku złości wyczerpany psychicznie obejmuje Towarzysza, szukając pocieszenia.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 22-07-2009 o 21:08.
Kaworu jest offline  
Stary 22-07-2009, 22:29   #322
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Tyburcjusz Pizarro był obecnie zajęty bardziej Dedalem i rozmyśleniami na temat śmierdzi Miji niż Julianem. Zostawił go na samopas co miało opłakane skutki. Pas go nie trafił – widać działał dar., Lecz nim mężczyzna zdążył dobrze rozejrzeć się w sytuacji, już leżał powalony przez Juliana i okładany pieścami. Pizarro nie był nigdy szczególnie gibki czy też silny i zapewne dlatego dal się zaskoczyć Julianowi. Pociemniało mu w oczach, uderzenia były silne. Na tyle, że spowodowały obfity siniec po prawym okiem. Komentarz w myślach Tyburcjusz był dale spokojniejszy: „ledwo co się poskładałem to już mnie atakują”. Kiedy już odespawszy do siebie i chciał podjąć działania – chłopak uspokoił się,jego furia wybuchnęła z pełna mocą i tak samo zgasła.
Tyburcjusz dotknął chłopaka dwoma palcami w okolicy szyi. To wystarczyło aby Julian zwiotczał trochę na modłę kukły. Prawnik strzepnął siebie chłopaka jak natrętna pchłę lecz zarazem podnosząc się pomógł mu wstać. Było to trudne, musiał przejąc większościowy ciężaru Juliana na siebie, chłopak dopiero odzyskiwał władzę w drżących nogach. Wtedy to Tyburcjusz ucałował chłopaka w czoło. Nie było w tym nic z uczucia ale też nie z pragnienia. Symbol, potworny symbol. Usta Tyburcjusza wydawały się kwasem, Julianowi Zrobiło się słabo, zawroty głowy, promieniujący ból na czole, wypalenie, wwiercający się do czaszki... I przeszło. Tak jak chłopak naznaczył prawnika pobitym okiem, tak ten potraktował go czerwonym, piekącym odbiciem swoich ust. Te już zaczęło blaknąć, lecz ile może trwać. Nie było w tym wiele zemsty, więcej pokazania siły. Dalej podtrzymując chłopaka, nachylił się aby porozmawiać z nim.

-Gniew to siła. Pielęgnowałem mój wiele czasu i stałem się przez to silniejszy. Czy nie chciałbyś chłopcze nauczyć się wykorzystywać co w tobie złe? Zwalczać to poprzez wyrzucenie z siebie i pokierowanie przeciwko nieprawym?

Julian dalej płakał, nawet, gdy jego ciało zostało sparaliżowane. Płakał, gdy Tyburcjusz zdjął go z siebie, płakał, gdy go podniósł, płakał, gdy go pocałował w czoło. Pocałunek był okropny, chłopak nie wiedział, co się stało, ale uczucie było okropne.

Na pytanie Towarzysza spuścił głowę, pozwalając, by gorzkie łzy spadały na podłogę pod nim.

- Nie. Nie chcę nauczyć się kierować własnym gniewem, nie chcę z niego uczynić broni- powiedział z trudem, pilnując się, by nie rozpłakać się znowu- Ja tylko chcę… dobry Boże, chcę, żeby Slim żył. Chcę go zabić…

Ostatnie słowa wypowiedział powoli. Nie były skierowane do Tyburcusza, lecz do samego wypowiadającego, który właśnie uświadamiał sobie swoje pragnienia i chęć zemsty, jaka w nim płonęła.

Po udzieleniu odpowiedzi, Julian padł na kolana, skrywając twarz w dłoniach. Uczucia, które w nim się kotłowały, rzeczy, które widział, czyny, których dokonał, to wszystko go przerastało.

- Chryste… co się ze mną dzieje?

Tyburcjusz odsunął się od chłopaka, nie dotykał go. Stał wyprostowany jako stal spoglądając na Juliana. Nie było w nim litości, żalu za niego. Natomiast przypomniało się mu coś innego. Pamiętliwy anioła który obiecywał mu wszystko za padnięcie na kolana. Stary zwyczaj, być może starszy od Boga i czasu. Tyburcjusz uśmiechnął się w kacie ust kiedy Julian klęczał przed nim.

-Kleknąłeś przed moim obliczem więc nie mów mi o Chrystusie. Julianie, za pokłon masz to co pragniesz. Julianie, dostaniesz to!

Sam nie był do końca pewien czy blefuje. Tyburcjusz odszedł od Juliana. Jego słowa mogły wydawać się prawdziwe, miał w sobie iskierkę mistycyzmu, a i sam był wybornym kłamcą. Pytanie czy chłopak połknął haczyk?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 23-07-2009, 16:55   #323
 
Rewan's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodze
...a gdy ciemność znikła, ujrzał półmrok. W grocie powiewał chłód, a zimno posadzki delikatnie koiło plecy Mike’a. Wciąż odczuwał tępy ból z tyłu głowy, który promieniał na całe ciało, przyprawiając go o niemiły dreszcz. Wpatrywał się w innych obecnych na sali czując się jednak nieco samotnym. Był jak odludek, zamykający się we własnym świecie. Może przez zdezorientowanie, jakie ogarnęło go po przebudzeniu, może przyczyna leżała znacznie bliżej. W pamięci jednak wyrył mu się dziwny sen, który pamiętał tak doskonale, jakby nie był snem. Był realny jak prawdziwa prawdziwość, a zarazem tak nierealny, jak cały Thagort. Ale w Thagorcie jest już od tak dawna, jest taki namacalny, więc czemu i ten sen, nie mógł być prawdziwy? Być może, to była kolejna część Thagortu, jego oddziaływanie na inne istoty, być może zarówno to jak i to jest prawdziwe, a być może nic z tego nie jest prawdziwe? Pojęcie prawdziwości, jego pojmowanie, Sheff po prostu już zatracał. Zwykła definicja tego słowa zanikła, gdyż jak można powiedzieć o tym świecie realny? Ten świat jest prawdopodobnie wytworem czyjegoś daru i wyobraźni, skutki w nim przechodzą do świata realnego, ale tak naprawdę nie jest czymś takim jak normalny świat. Te postacie są wymyślone, wola jest im narzucona odgórnie.

Wyizolowany i pochłonięty własnymi myślami, wsłuchiwał się od czasu w rozmowy kompanów. Był zagubiony, nie wiedział co tu robi i dlaczego tak właściwie nie chciał powrócić do swego świata, gdy miał okazję. Wcześniejsze powody, czyli chęć zemsty na twórcach tego świata, oraz zła wizja powrotu do swej codzienności, wydawały się teraz odległe i może nawet głupie...

Dopiero wspomnienie o lustrach ożywiło go. Znowu przeszła mu wizja Sali luster i postanowił wszystkim o tym opowiedzieć, w sposób suchy, przedstawiający fakty. Potem ponownie zamilkł i myślał dalej. Myśli przechodziły w marzenia, marzenia z powrotem w myśli...

*

Gdy ujrzał Dominique, poczuł jak coś ciężkiego nagle się od niego odrywa, a on stał się lekki. Nie mógł powiedzieć, że stado białej róży jest w komplecie, ale przynajmniej ci członkowie, którzy pozostali przy życiu, ponownie byli razem. Uśmiechnął się do przywódczyni stada. Podniesiony na duchu nowym wydarzeniem, wstał chwiejnie, aż zakręciło mu się głowie i musiał się podtrzymać pobliskiej skały, i poszedł w stronę odosobnionego marines, który równie jak on zdawał się być tym wszystkim przytłoczony i zdezorientowany. Usiadł przy nim.

-Cały ten Thagort, to zapewne miejsce wymyślone, prawdopodobnie jest skutkiem jakiegoś kolejnego daru. Zadziwiającym wydaję się być fakt, że to co się tu dzieje, ma realne skutki na nas. Powiem tak. Wiele już tu przeżyłem i jest wiele wydarzeń, za które chce się zemścić. Więc zdradź mi wasz plan, unicestwienia tego miejsca, a wierz mi, będziesz miał cennego sojusznika.
 
Rewan jest offline  
Stary 24-07-2009, 11:32   #324
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Michał szedł w milczeniu obok Juliette. Wydarzenia wcześniejszego dnia, a zwłaszcza ich finał w postaci kłótni z człowiekiem o imieniu Dedal dały chłopakowi wiele do myślenia. Chciał się wyrwać z Thargotu jak najprędzej, a jednocześnie cieszył się, że tu trafił. Mimo tego całego zamieszania, mimo śmierci, której był dawcą, a także prawie jej ofiarą, mimo tego wszystkiego cieszył się, że się tu pojawił. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Jak łatwo się domyślić chodzi tutaj między innymi o Juliette. Spotkał kogoś podobnego do siebie, zarówno jeśli chodziło o klątwę wampiryzmu jak i o podejście do niej. Do tego była to dziewczyna dzięki przy której mógł w końcu zapomnieć o Oliwii, a co za tym idzie zamknąć pewien smutny rozdział w swoim życiu. A raczej nie tyle co cały rozdział, a jego smutne i bardzo bolesne zakończenie. Był jeszcze jeden powód. Dzięki temu dziwacznemu miejscu zrozumiał w końcu, że to co zawsze nazywał klątwą, jest jego cechą wrodzoną i jedyne co może zrobić, to starać się, żeby przyniosła coś dobrego. To właśnie Thargot i jego mieszkańcy mu to uświadomili. Jego "dar" mógłby kiedyś posłużyć w lepszym celu niż tylko zdobywanie władzy i krwi. O tak.

Wędrowali tunelami już dość długo, gdy nagle dobiegł ich chłopięcy głos. Z ciemności przed nimi wybiegł nagle młody blondyn i wpadł w objęcia Dominique. Była to ciekawa zwłaszcza, że na scenę weszli kolejni aktorzy. Michał przyglądał się im przez chwilę próbując ocenić. Wszyscy, z wyjątkiem może owego blondyna, wyglądali na starszych od niego. Do tego, wszyscy wyglądali jakby dużo przeszli. Młody wampir wątpił jednak by cztery żywe bomby trafiły go w twarz. Najbardziej zaskakująca postać wynurzyła się z mroku dopiero po chwili. Była straszna.

Był ogromny, miał skórę koloru ognia, wielkie błoniaste skrzydła a jego pysk zdradzał, że stwór ten potrafi tylko nienawidzić. Wyglądał niczym demon z najprawdziwszych koszmarów. Michałowi od razu skojarzył się Balrog. Dobrze, że ten na którego teraz patrzył nie był jego rozmiarów. Był co prawda większy od człowieka, ale nie wiele. Co wcale nie oznaczało, że się go Michał nie boi.

W pewnym momencie kilka rzeczy przykuło uwagę Michała. Najpierw zainteresowanie Dedala by wraz z niejakim Tybrcujuszem iść przodem, a później atak młodego blondyna na tego właśnie człowieka. Zaczęły dziać się dziwne rzeczy, co Michał wykorzystał by chwilę porozmawiać z Lorencem.

- Co możesz mi o nich powiedzieć? - szepnął.
- Masz na myśli diabła ? Nie lubi krwi ludzi, ani nie je ich mięsa. No chyba, że ma się zregenerować. Jest łagodny niczym baranek, ale lubi też popić najróżniejsze mocne trunki - choć się do tego nie przyznaje.
Konsternacja Michała była duża. Nie dość, że nie pytał o diabła tylko o ludzi, to jeszcze wizerunek groźnego potwora prysł niczym bańka mydlana.
- A o reszcie? Chciałbym coś wiedzieć, bo Dedal widocznie zbratał się z jednym z nich. A jakoś nie przypadł mi on do gustu - powiedział wspominając ich niedawno kłótnie.
- Masz na myśli Tyburcjusza ? Spokojnie, zaraz przemienię go w jednego z członków mojego stada - taka była ostatnia wola Miji. Nie będzie sprawiał problemów, kiedy znajdzie się pod moją kontrolą. A reszta, to ludzie należący do stada Białej Róży. Dominique powinna znać ich bliżej, co prawda nie spędzili z sobą tyle czasu co ja z swoimi braćmi i siostrami, ale jednak.
- Rozumiem... - rzekł chłopak i zastanowił się chwilę - Co ma oznaczać, że przemienisz go w członka swojego stada? Nie będzie wtedy towarzyszem jak mniemam. Ale jak to zrobisz?
- Będzie należał do mojego stada - Białego Kła. Jedynego stada w Thagorcie, które składa się z martwych członków. W większości wampiry były trzonem mojego stada. Teraz nie wiem czy ktoś jeszcze z nich stąpa po ziemi Thagortu.
- Czyli będziesz miał pierwszego żywego członka stada - Michał próbował się uśmiechnąć.
Lorence spojrzał się w oczy Michała wyraźnie zdziwiony. Uśmiechnął się nieznacznie i rzekł.
- Wy ludzkie wampiry macie dziwne poczucie humoru.
- Co masz na myśli? - spytał speszony chłopak.
- To nie żartowałeś? - spytał zaskoczony Lorence.
- A dlaczego miałbym żartować? - odpowiedział równie zaskoczony Stoica - Przecież chyba nie zamierzacie go zabić, prawda?
- No przecież innego sposobu na zamienienie w wampira nie ma. Nie tutaj w Thagorcie. Zresztą ja chce wypełnić tylko ostatnią wolę mojej Miji. Sama mnie o to wręcz błagała nim poszliśmy do Lodowca. Teraz oczekujesz ode mnie, że złamię dane jej ostatnie słowo!?
- Tego nie powiedziałem - powiedział szybko przestraszony Michał. - Po prostu w naszym świecie, nie do pomyślenia jest coś takiego jak chodzenie po śmierci. - przełknął głośno ślinę. Nie znał tego człowieka, nie miał więc podstaw by go za coś nie lubić. Jednak Dedal chciał iść z nim sam. Niby nic, jednak bicie jego serca zdradziło coś młodemu wampirowi. Dedal próbował być ostrożny, czuł ekscytacje jednak tego nie okazywał. O co mu chodziło? Wiedział jedno. Nie ufał mu. Dedal chciał jego śmierci, jego oraz wszystkich thargoczyków, a to się Michałowi bardzo nie podobało. Dlatego też nie ufał Tyburcjuszowi.
- Ostatnia wola Miji powinna być wykonana. - powiedział. W końcu Tyburcjusz tylko na tym zyska prawda? Dlaczego, więc Michał miał na to nie pozwalać. Zwłaszcza, że wtedy będzie pod kontrolą Lorenca. Ale...
- Powiedz mi coś jeszcze. Jak wielką kontrolę będziesz miał nad nim? Większą niż nad towarzyszami?
- Żaden członek stada nie może krzywdzić się wzajemnie, inaczej poznaje gniew Kata - a ten nie zna litości. Co prawda, odkąd zaczęły się ataki marines wszystko stanęło na głowie. Jednak strach przed katem na pewno nie pozwoli skrzywdzić Tyburcjuszowi kogokolwiek z członków stad.
- Strach mówisz. Żadne zabezpieczenie. Rozumiem. - powiedział Michał.
- Zatem jeśli pozwolisz. Spełnię ostatnią prośbę Miji. No chyba, że jest jeszcze coś czego chciałbyś się ode mnie dowiedzieć ?
- Ty chcesz to zrobić teraz? - słowa płynęły z ust Michała strasznie wolno, a krew odpłynęła mu z twarzy.
Ach te ludzkie wampiry.
- Odejdę z nim trochę dalej od was, jeśli obawiasz się hałasu. - powiedział wampir, na co Michał kiwnął głową i podszedł do Juliette.

- Kurcze, ale tu zaraz się będą rzeczy dziać. - chwycił ją za rękę i poprowadził do Opiekunki Stada. - Można na chwilę? - spytał. Gdy poszła za nim i jego towarzyszką oznajmił.

- Lorence chce zrobić z tego Tyburcjusza członka swego Stada. A czy on nie jest przypadkiem członkiem Twego stada?
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 25-07-2009, 01:00   #325
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Gdy zaczęli układać się do snu nikt już się nie odzywał. Zmęczenie i zdenerwanie dawały się we znaki. Chęć doświadczenia choć chwili świętego spokoju wydawała się być najważniejszym celem wszystkich zebranych w jaskini Meduzy. Wszystkich prócz Juliette, ktróej myśli wciąż błądziły wokół tego, co wydarzyło sie przed rozmową z Dominiqe i tym wszystkim, co działo się później, a czego do końca nie zarejestrowała z wiadomych powodów.

Musisz się przespać, zregenerowac siły. Nie wiadomo, co przyniesie jutro... - powtarzał głos rozsądku.

Nie były to wprawdzie wymarzone warunki do odpoczynku, ale nie miała wyboru. Usiadła obok Michała w jednym z kątów jaskini. Widząc, że chłopak już śpi, bo do takiego wniosku doszła widząc jego zamknięte oczy, uśmiechnęła się kącikowo i pogładziła go delikatnie po włosach.

Coś Ty ze mną zrobił Michale Stoica, coś Ty najlepszego zrobił?


Lubiła obserwować ludzi w czasie snu. Sama nie potrzebowała go dużo, dlatego robiła to często. Najpierw obserwowała matkę, która zawsze spała z uśmiechem na ustach, patrzyła też na przyrodnią siostrę, tak podobną do matki. Przyglądała się mężczyznom, którzy co jakiś czas pojawiali się w jej życiu. Tym, którzy szybko przyszli, szybko poszli i tym, którzy chcieli być dla niej kimś więcej niż mogli być. O ile w zachowaniu tych pierwszych nie było nic dziwnego, ci, którzy mieli wobec niej powazniejsze plany byli ciekawym zjawiskiem. Ich zachowanie podczas snu odzwierciedlało stosunek jaki żywiła do nich wampirzyca. Póki było dobrze sen był spokojny. Gdy tylko w jej głowie rodziły się wątpliwości pojawiały sie majaki, krzyki, wiercenie się po łóżku. W takich przypadkach najgorsza była ostatnia noc... Ostatnia noc z Jsephem, bezgranicznie zakochanym w niej chłopakiem była koszmarem tak dla niego jak i dla niej.

"Kocham Cię! Nie rób tego, wiesz, że nie możesz tego zrobić..." - szeptał całą noc rzucając się po łóżku.

Ona obserwowała. Siedziała w fotelu bez ruchu ze łzami spływającymi po policzkach i patrzyła na mężczyznę, ktry po przebudzeniu miał usyszeć słowa rodem z najgorszego koszmaru sennego.

"Joseph nie mogę tak dalej. Nie kocham Cię, a Ty zasługujesz na miłość. To koniec."

Chciała obserwować Michała. Chłopaka, który po kilkunastu godzinach znajomości wyznje jej miłość, który gotowy jest za nią zginąć, dla ktrego ona może poświęcić własne życie...
Chciała, ale ku własnemu zdziwieniu poczuła wielkie zmęczenie. Położyła się przy młodym wampirze i nie wiedzieć kiedy zasnęła.

Noc, o ile w Thargocie istniały noc i dzień minęła szybko. Obudziła się marząc o czymś tak zwyczajnym jak gorąca, aromatyczna kąpiel. Zaśmiała się cicho ze swoich zachcianek tak normalnych i ludzkich zupełnie nie pasujących do thargockiej rzeczywistości.

***

- Dominiqe! - ciszę zakłócaną jedynie odgłosem kroków przerwał krzyk młodego chłopaka, który zaraz pochlipując głośno znalazł się w ramionach ich przewodniczki. Tuż za chłopcem pojawili się inni ludzie i najprawdziwszy na świecie, nie wyglądający zbyt przyjaźnie diabeł, który nie móg być członkiem Stada Ludzi.

- A oto sławna Biała Róża - mruknęła pod nosem mierząc wzrokiem "nowych".

***

- Michał, przeciez Lorence go zabije - szepnęła do chłopaka, kiedy oddalili się nieco od wampira. Jesli go przemieni z ludzkiego punktu widzenia bedzie martwy, a to przecież człowiek. Człowiek, który być może tak jak my wszyscy chce się stąd wydostać. Nie przerywaj mi - powiedziała, po czym zamilkła na moment. - Może uda nam się spełnić życzenie Miji nie zabijając go. Posłuchaj, nie jest powiedziane, że Mija chciała go zabić. Może chodziło jej o to, żeby uczynić go równym sobie, czyli członkiem stada. Wybrała stado Lorenc, bo sama do niego należała, Lorence był jej przyjacielem więc wiedziała, ze prędzej czy później spełni jej życzenie. Mija chciała też pewnie, by Towarzysz zmienił się w wampira z hmm, powiedzmy róznych powodwów. Rozumiesz co mam na myśli? - zapytała. - Lorence mógł załatwić jej wszystko na raz dlatego zwróciła się do niego.
- Gdyby któreś z nas zmieniło go w wampira nie umarłby, dokonałaby się jedynie przemiana. W prawdzie ngigdy tego nie robiłam, ale chyba warto spróbować... - zamyśliła się na chwilę. - Wtedy pozostałaby jedynie kwestia przyjęcia go do Stada. Co o tym wszystkim myślisz? - zapytała Michała patrząc mu w oczy.
 
Vivianne jest offline  
Stary 25-07-2009, 07:09   #326
 
Howgh's Avatar
 
Reputacja: 1 Howgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetny
Wydawało się, że każde działanie przynosi więcej pytań, niż odpowiedzi. Lustra? Czy to czegoś metafora? Czy Peter wiedział, że tak będzie? Kim on tak naprawdę jest? Te i wiele innych pytań pojawiały się i znikały w umyśle Noysa.

Niedługo potem zapadł w sen. Obudził się wypoczęty, aczkolwiek trochę obolały. Przyzwyczaił się do bardziej miękkich posłań, niż jakby nie patrząc – jaskinia. Pozbierał wszystkie swoje rzeczy, przewiesił przez ramię plecak, a bron ułożył tak, by w razie czego szybko po nią sięgnąć. Za pazuchą ponadto wsunął jeden z pistoletów.

Ruszyli za Reynoldem.


~.~


Podczas drogi, Jonathan trzymał się tyłów grupy. Szedł zamyślony, bawiąc się swoim nowym, tajemniczym znaleziskiem. W niczym nie przypominał komunikatora, jak to określił Peter. Był matowy, beż żadnych wybrzuszeń, przycisków, pokręteł... Czy tamten mógł kłamać? Oczywiście, że tak. Tylko po co?


~.~


Ciszę, do tej pory prawie niczym nie zakłócaną, przerwał krzyk młodego chłopaka, który używając jednego z wariantów swojej mocy – robił za żywą latarkę.

Dominika? Zatem jesteśmy. Ponownie razem, tylko w trochę mniejszym składzie.

Zobaczył zapłakanego Juliana, tulącego Dominikę, niczym matkę. Łkał, wyrzucając z siebie same hasła. To miejsce z pewnością nie jest dla takiego dziecka. Noys dostrzegł poruszenie Tyburcjusza i zaciekawieniem zarejestrował fakt pojawienia się, dosłownie znikąd, jakiegoś przedmiotu. Rodzaj daru? Możliwe. Wręczył chłopakowi, jak się okazało, pas cnoty, rzucając coś złośliwego w dodatku. Parę sekund później, po gwałtownym wybuchu wyszło na jaw, co się stało wcześniej w Jaskini z 'młodym'. Zgwałcili go. To więc było powodem jego nagłych zmian? W jednej chwili płaczące dziecko, w drugiej wulgarny szczyl?

Koniec końców, nie interesowało to Johnego. Już nie. Byle nie wchodził mu w paradę, w sprawie ucieczki z tego pseudo-świata. Podszedł bliżej do Dominiki i bez zbędnych ogródek odpowiedział jej na pytanie, które zadała.


- Aleksandra nie żyje. Zabili ją żołnierze. Jednego złapaliśmy, w sumie to nawet nam pomógł. Nazywa się Peter. W pewnym dziwnym sensie, ja, Rey i Julian zawdzięczamy mu życie. Przesłuchałem go później, ale nic się nie dowiedziałem. Nawet gdy później Reynold próbował wejść mu do umysłu – nic to nie dało. W sumie, jesteśmy w kropce. Może być niebezpieczny, gdy dojdzie do jakiejś walki. Proponuję go zabić. Ah i miło Cię widzieć żywą. Ostatnim razem widzieliśmy się jeszcze w pobliżu altanki, prawda?


Czekając na odpowiedź, rozejrzał się po nowych twarzach. Każdemu patrzył prosto w oczy, prowokując do jakiegoś komentarza, czy odezwania się.
 
__________________
Nigdy nie przestanę podkreślac pewnego drobnego, instotnego faktu, którego tak nie chcą uznać Ci przesądni ludzie - mianowicie, że myśl przychodzi z własnej, nie mojej woli...

Ostatnio edytowane przez Howgh : 25-07-2009 o 07:13.
Howgh jest offline  
Stary 26-07-2009, 16:13   #327
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Jaskinia

Lorence nawet nie wyobrażał sobie jakie problemy najdą go jak tylko zwierzy się z swych planów Michałowi. Wszystko za sprawą Juliette, która szybko nakłoniła ukochanego do interwencji w sprawie Tyburcjusza.

- Przemienić człowieka w wampira nie zabijając go ? I dołączyć do mojego stada bez możliwości zasmakowania śmierci ? Czy ty chcesz aby Tyburcjusz był wytykany niczym eunuch ? Michale wszyscy w moim stadzie nie żyją. Wszyscy muszą być martwi.

Wypowiedziane ostatnie zdanie przez Lorenca upewniło tylko Dedala, iż nie może on dopuścić aby Tyburcjusz stał się jednym z tych szalonych wampirów. Nie teraz kiedy w końcu miał szansę odpłacić się za wszystko co tu przeżył. I potrzebował w tym celu sojuszników. Tym bardziej, że Lorence bezczelnie olał każde wypowiedziane przez niego słowo. Może to zapatrzenie w drugiego skrajnie innego wampira ? Może zwyczajne okazanie braku szacunki Dedalowi ? Kto wie.

Chwilę potem z szyi Tyburcjusza ciurkiem spłynęła jego krew.

***

Jonatan powiedział wprost to czego Dominique mogła się już domyślać odkąd zobaczyła minę Juliana. Próbowała zachować spokój opowiadając o tym co sama przeżyła w ciągu ostatnich kilku godzin gdy nagle wrzasnęła przerażona.

- Marines, on ucieka !

***

Mike rozmawiał z Peterem a w zasadzie to on mówił a mężczyzna słuchał. Chyba udało się pomiędzy mężczyznami nawiązać,choć trochę nić porozumienia. Peter zdawał się zaciekawiony poruszonymi przez Mike'a kwestiami. Przechylił się w jego stronę i powoli zaczął mówić.

- Chcesz się dowiedzieć jak zniszczyć to miejsce, chcesz wiedzieć jak mógłbyś wrócić do domu ? Do rodziny. Nic prostszego, tylko odpowiedz mi na jedno proste pytanie. Czy potrafiłbyś zabić dziecko ?

Mike nie zdołał odpowiedzieć na to pytanie, marines uderzył go z całej siły w głowę. Mężczyzna stracił na chwilę przytomność a sam więziony czym prędzej podbiegł w stronę Reynolda.

***

Reynold został sam, obserwował cały czas zegarek jaki udało mu się znaleźć w markecie na początku tej przedziwnej wędrówki. Nic nie wskazywało na to, że to miejsce da mu tyle wrażeń. I tak go zaciekawi pod wieloma względami. Mężczyzna usiadł na najbliższym kamieniu. Oparł się o gładką ścianę. Przymknął oczy zastanawiając się nad tym wszystkim co miało miejsce ostatnimi czasy. Stracił przyjaciółkę, którą traktował prawie jak swą córkę. Omal nie zabił człowieka w imię zemsty. Wiele się dowiedział w Thagorcie, wiele też w nim stracił.

Zegarek Reynolda stał się zimny niczym skała i cięższy wielokrotnie. Mięśnie mężczyzny nie wytrzymały, opuścił mechanizm na ziemię. Kamiennie pod stopami Reynolda powoli zmieniły się w lepką czarną maź. Mężczyzna nachylił się by zabrać z powrotem zegarek, dotknął koniuszkiem palców substancji i rozpłynął się w powietrzu.

Cała Jaskinia zaczęła się trząść, stalagmity spadały z trzaskiem na ziemię. Pozostali przy życiu ludzie nie mieli zbyt dużo czasu na ratunek. Musieli podjąć szybkie decyzje.

***

Lorence podszedł do Tyburcjusza ukłonił się mu nisko i z szarmanckim uśmiechem rzekł.

- Zaraz spełnię ostatnią prośbę Miji Twej Pani. Jeśli pozwolisz moglibyśmy odejść trochę na bok. Michał nie chciał abym robił sceny wgryzając ci się w gardło.

Wspomnienia związane z wizją przemiany jaką miał przejść wtedy nad rzeką Azylu, nie napawały Tyburcjusza optymizmem. Zauważył kątem oka Dedala, który podchodził cicho za Lorencem gdy poczuł, że ziemia osuwa mu się spod nóg. Wszystko zaczęło wirować, on sam prawie nie zwymiotował pod wpływem silnego uderzenia w klatkę piersiową. Coś wbiło mu się w szyję. Nie, nie był to wampir a najprawdziwszy odłamek kamienia. Świat dookoła Tyburcjusza stanął w miejscu. Mężczyzna nie mógł się ruszyć.


***

Dominique widząc uciekającego Petera ruszyła za nim w pogoń. Gdy ten dobiegł do pulsującej skalnej ziemi. Oboje rozpłynęli się w powietrzu.
Przebywający wraz z ludźmi Thagorczycy z przerażeniem patrzyli po sobie, zdezorientowani, przestraszeni nie wiedzieli co należy uczynić.

Każdy człowiek przebywający w tym miejscu zrozumiał natychmiastowo, że aby przeżyć muszą jak najszybciej dostać się do miejsca w którym zniknęli Dominique, Reynold i Peter. Był tylko jeden mały problem.

Skalna ściana na której jeszcze nie dawno opierał się Reynold rozkruszyła się na kilka wielkich głazów zasłaniając przejście w podłodze.

Aby przeżyć musieli działać i to szybko.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 26-07-2009, 17:19   #328
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację


Coś się zaczyna. Coś skończy.

Skończyła się linia życia Tyburcjusza Pizarro. Poczęła runąć ku nicości, czeluści, otchłani, zagładzie, ku Abaddonowi. Kiedy zaplątał w myśli, wydobył woli aby zmusić ciało do wytrzymałości, podnieć się i być po raz kolejnym Lazarze. Został łajzą, ciało miast wrócić do doskonałości poczęło się rozpadać, gnić niczym przyśpieszony rozkład. Tyburcjusz gnił.

***

-Adonaj Tyburcjuszu Pizarro. Słyszysz mnie?
-Kostucha?

Białe zęby kościotrupa wyszczerzyły się we wrednym uśmieszku. Przyodziana w podarte, damskie ciuszki dzierżyła srebrzystą kosę. Wszędzie były mroki. Już teraz Tyburcjusz nie czuł bólu. A może włąsnie jego ogrom pozbawił go przytomności. Kostucha zaskrzeczała, w mrokach wzlatywały ptasie kształty utkane z gęstszej ciemności, a ich ślepia paliły się czerwienią.

-Giniesz. Ty giniesz za swą wielką winę. Załkaj, Boże, ginę! Czemu nie cieszysz się ze mną.
-To koniec?
-Coś się zaczyna. Ale nie ty. Może Abaddon doczeka się kolejnego syna?

***

Ciało truchlało, pojawiły się robi. Jedyne oczy Pizarro wyjawiały złości na cały świat. Ta złość promieniowała, pulsowała z niezwyższany oczu prosto na stalaktyt. Jakby zbrukany tym wzrokiem i niepyszny, runął na dól. W sam raz na dłoń Juliana przygwożdżając go do ziemi. Z Tyburcjusza zostały już tylko bialusieńkie kości i kilka kawałków rozkładającego się mięsa.

***

Kostucha uleciała za ptaszyskami. Ciemność pokostniała, niemalże jej języki gładziły nagie ciało prawnika. Wiedział przed kim stoi. Cze aby na pewno?
-Kim jesteś?
-Abaddon, Avaddon, Apollyon, Exterminans...
-Ja kim jestem?
-Teraz niczym. Ja jestem wszystkim, ty niczym.

Nieprzeniknione ciemności otoczyły go zewsząd. Mrok był nad nim, pod nim, wokół niego. I co najstraszniejsze – ciemność dobijała się do jego duszy. Uśmiechnął się smętnie. Oczy chciały płakać, na nic też była siła fizyczna chociaż to jej najbardziej brakowało. Odgarnął swoje aby mógł spojrzeć lepiej na otaczające go... miejsce, istotę? Nagle zewsząd wydobył się złowieszczy.
-Zbliż się synu. Chociaż stoisz tutaj to czuję jaki jesteś daleki.
Nie było echa. Słowa niczym brzytwa z nieziemskim świstem przeminęły a on tylko zakasłał komentując zdanie.
-Dziś zabiłeś.
Nie rozumiał. Chciał iść.

***

Rozkład nadtrawił kości, nie minęło wiele czasu jak Tyburcjusz stal się tylko piaskiem, a wrótce po tym niczym. Nie zostały nawet jego prochy.

***

-Zbliż się!
Ciemność go pochłaniała, opędzlować ciało, głos dudniał w duszy niczym dzwony kościelne, czysta moc i potęga. Czerń oplotła serce, ból trawił Towarzysza, ból straty siebie, swej osobowości i siebie samego.
-Nie możesz! Elohim!
-Po cóż mi oni? Zrodzony ze mnie mną będziesz!
Iskra samodzielnego życia mężczyzny zgasła, jedyny płomień w ciemności. Nie wiedział na czyja rzecz, już go nie było. Ciemność.

***

Tak umarł Tyburcjusz Pizarro. Kiedy nie było już śladu po nim, zdawało się, że delikatny wiatr szepcze słowa.
Tylko w umieraniu życie.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 26-07-2009 o 22:27.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 26-07-2009, 22:59   #329
 
Howgh's Avatar
 
Reputacja: 1 Howgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetny
Wszystko zdarzyło się dla Jonathana jednocześnie. Krzyk Dominiki i jej pogoń za Peterem. Osuwające się na ziemię ciało Mike – najwyraźniej ogłuszonego. Zniknięcie Reynolda, po zetknięciu z dziwną masą. Zniknięcie Opiekunki i uciekającego żołnierza, również po dotknięciu nieznanej substancji. Trzęsienie ziemi i krew. Krew Juliana. Odłamki skał, spadające ze sklepienia były śmiertelnie ostre – chłopakowi przebiło na wylot przedramię. Potrzebna mu była pomoc.

Nie ma teraz na to czasu.

Stało się jasne, że nie przeżyją w tym miejscu. Nie było czasu na normalną ucieczkę. Jedyną szansą Noysa, a właściwie reszty Stada – było dotknięcie tamtej masy, dzięki której zniknęli tamci. Los jednak uwziął się na nich – ogromne skały zasypały miejsce 'teleportu'.

Johny bez specjalnego namysłu ruszył w ich stronę. Wyciągnął obie ręce przed siebie i przywołał moc. Delikatna, ledwie widoczna mgła wpełzała we wszystkie szczeliny najbliższego głazu. Gdy ta swoista sieć dotarła w każdy możliwy fragment, zamknął oczy i całym sobą wyczuł skałę. Natychmiast pojął, że mimo ogromnego ciężaru – można głaz było przesunąć, odpowiednio go popychając i przenosząc jego środek ciężkości. I tak też zrobił Noys, zagęszczając swoją mglistą sieć w odpowiednich miejscach.

Głaz osunął się z łoskotem, odsłaniając mały fragment nienaturalnej masy. Jonathan natychmiast wyciągnął rękę, dotknął opuszkami palców jej powierzchni i...

...nic się nie stało. Był tam gdzie był, w walącej się jaskini, gdzie miał najwyraźniej umrzeć.


Co do...?!


Natychmiast się zreflektował. Skoro on nie mógł, to może komuś innemu się uda? Może tak jak Mike'a, dziwna Sala Luster weźmie go do siebie? Tak, to była jego nadzieja. Teraz musi spłacić dług. Ruszył w stronę Juliana. Po drodze wyjął z kieszeni urządzenie Slima, które Peter określił 'komunikatorem'. Wrzucił go do jednej z kieszeni plecaka.

Dopadł chłopaka. Jego ręka wyglądała fatalnie, jednak to się teraz nie liczyło. Musiał przeżyć. Jonathan wziął go pod rękę i za ciuchy i zaczął ciągnąć w stronę skał. Tuż przed mazią postawił go przed sobą i patrząc prosto w oczy powiedział.


- Masz tutaj mój plecak. W jednej z kieszeni masz to urządzenie o którym opowiadałem. Słyszysz co mowie?! JEST W PLECAKU.


Miał nadzieję, ze dotarło to do niego. Na koniec przewiesił mu przez ramiona karabiny żołnierzy – dał Julianowi wszystko co posiadał, prócz jednego pistoletu i własnego ubrania. Jonathan nie mógł mi nic więcej dać. Spłacił swój dług.

Popchnął Juliana, który zaraz po zetknięciu z 'tamtym miejscem' wyparował. Zrobił to w ostatnim momencie, bo przejście ponownie się zawalilo, tym razem o wiele większym kawałkiem jaskini... Noys rozejrzał się prędko, bo to jeszcze nie był koniec. Zdecydowanie nie.

Czyli jednak. Dobra, co teraz?


____
Jonathan używając mocy, ratuje Juliana oddając mu wszystkie swoje rzeczy - istny arsenał broni, magiczny plecak i tajmnicze urządzenie. Przejscie, zaraz po zniknięciu chłopaka - zawala się.
 
__________________
Nigdy nie przestanę podkreślac pewnego drobnego, instotnego faktu, którego tak nie chcą uznać Ci przesądni ludzie - mianowicie, że myśl przychodzi z własnej, nie mojej woli...
Howgh jest offline  
Stary 27-07-2009, 12:17   #330
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Koniec świata. Tak właśnie wyglądałby koniec świata, jeśli rzeczywiście miałby nastąpić kres ziemi. A może. Może to faktycznie koniec świata, może ten świat - Thargot - może właśnie kończy swoje istnienie? A my po prostu znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu i czasie?

Cała jaskinia się zawalała, a wydarzenia następowały po sobie z taką prędkością, że ciężko było za nimi nadążyć. Widział jak nowo poznani ludzie znikają w dziwnej, czarnej galaretowatej podłodze. To była ich nadzieja. Michał już chciał tam ruszyć, gdy nagle kolejny wstrząs sprawił, że strop zawalił się dokładnie na ową galaretę. To było straszne! Trzeba było działać.

- Pomóżcie mi do cholery usunąć te kamienie! - krzyknął dopadając do głazów. Zamknął na chwilę oczy, by zatracić się w sobie, w swym jestestwie, by sięgnąć po moc, która od zawsze w nim drzemała. Wystarczyło wyciągnąć po nią rękę i ją uwolnić. I tak właśnie zrobił Michał...jednak nic się nie stało. Poczuł za to jak serce mu przyspiesza przez strach jaki go ogarnął. Obejrzał się za siebie, gdy usłyszał trzask pękającego stalaktytu. Najgorsze było jednak to, gdzie był owy stalaktyt, który właśnie oderwał się od sufitu. Dokładnie nad mężczyzną, który padł chwilę wcześniej nieprzytomny. Czemu nikt go stamtąd nie wziął? Bo wszyscy myślą tylko o sobie. Przeszło Michałowi przez myśl, gdy ogromny głaz uderzył w ciało nieprzytomnego człowieka zabijając go na miejscu. Nikt nie przeżył by czegoś takiego. Jakby tego było mało, ziemia pod mężczyzną nie wytrzymała i otworzyła się tam przepaść. To był jego koniec.

To zmobilizowało chłopaka. Zobaczył jak Minotaur, Lorence i diabeł odrzucali kamienie. Lorence był silny i to bardzo, ale demon i ogromny bykogłowy byli jeszcze silniejsi. Michał wpadł na pewien pomysł. Podbiegł to wielkoluda.

- Mogę napić się trochę Twej krwi? - spytał pokazując kły - może będę mógł wam pomóc! - stwór popatrzył na niego po czym kiwnął głową i dał mu rękę. Chłopak bez zastanowienia wbił kły w ogromną dłoń. Poczuł krew. Tylko ta krew była ohydna w swym smaku. Smakowała mokrą skórą i zgniłymi jajami. Stoica szybko oderwał kły od ręki. Ten smak go odrzucał. Jednak chłopak poczuł coś jeszcze. Ogromną siłę. Sięgnął po nią tak jak poprzednio i nagle zrozumiał, że mógłby teraz przenosić góry. Dosłownie. Chwycił ogromny kamień jaki zobaczył w pobliżu i bez problemu uniósł go i odłożył w inne miejsce. Miał siłę Minotaura. Albo...Chłopak zobaczył jak dawca krwi upadł na ziemie. Poczuł, że jego serce w jednej chwili przestaje bić.

Zabiłem go....o kurwa, te trochę krwi go zabiło. Ja...ja nie chciałem. - Michał zszokowany patrzył na ciało martwego mitycznego potwora, który potworem nie był. A mimo to młody wampir go zabił. Chłopak miał już się załamać, łzy stanęły mu w oczach.
- On nie żyje! - powiedział demon - Jeśli nie pomożesz nam to my też zginiemy! Działaj! - ryknął stwór. Była w jego głosie jednak jakaś rozpacz. To ostudziło Michała, który zaczął podnosić najcięższe kamienie.

W końcu usunęli większość kamieni. Został jeden, ale za to ogromny. I to Michał wziął na swe barki brzemię uniesienia owego głazu. Zrobił to robiąc się czerwony na twarzy, ale uniósł go! Trzymał kamień kilkadziesiąt razy cięższy od niego nad głową, stękając z wysiłku.

- Już! Macie wolne przejście! Juliette szybko! - krzyknął Michał. Chciał uratować Juliette, jednak ludzie, którzy wcześniej przyszli po nią i jego, którzy wątpili w szlachetność Miji mieli inne plan. Dwóch z nich runęło na Juliette przygniatając ją do ziemi, a dwóch innych ratowało życie znikając w czarnej substancji. Juliette zaś próbowała się wydostać, ale dwójka towarzyszy trzymała ją mocno.

Michał nic nie mógł zrobić. Musiał trzymać kamień, gdyż jak go puści to nie dość, że zasłoni przejście, to może jeszcze spowodować wstrząs który zabije wszystkich. Mógł tylko patrzeć, jak Juliette walczy o życie.

- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! - głos Michała poniósł się po tunelu.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172