Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2010, 15:12   #1
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Luna: Strażnicy Wodnego Miasta

Luna: Strażnicy Wodnego Miasta


To nie tak miało być.

To zdanie pewnie nie raz wypowiadał każdy z nas kto choć raz w swoi życiu odczuł zwątpienie w słuszność podejmowanych przez siebie decyzji. I nie ma w tym nic złego. Choć ludzie mają nieprzyzwoitą wręcz tendencję do krytycznego oceniania tego co otrzymali od losu z tym co pragnęli osiągnąć, to taka chwila zadumy nad naszymi osiągnięciami niezbędna jest każdemu. -Tylko poprzez zadanie sobie odpowiednich pytań dotyczących miejsca w którym aktualnie się znajdujemy i szczerą na nie odpowiedź, jesteśmy w stanie śmiało ruszyć na przód. Bolesna prawda o wątpliwościach jest taka, że miną one dopiero wtedy kiedy poznamy, zaakceptujemy i wreszcie pokonamy ich przyczynę.

I nic i nikt tego nie zmieni.

601 S. Charles Street, Baltimore, MD 21230

- To nie tak miało być.
Dominique zmęczona ostatnimi wydarzeniami opadła niedbale na jedno ze szpitalnych krzeseł. Siedząca tuż obok niej kobieta odwróciła się w jej kierunku i pełnym niedowierzania głosem odpowiedziała na wyznanie przyjaciółki.

- Przepraszam. Co przed chwilą powiedziałaś ?
- To nie tak miało być do jasnej cholery ! - kobieta wyraźnie podniosła głos. - I nie patrz tak na mnie. Dobrze wiesz, że kocham Garego. Mam poprostu tego wszystkiego dość. Najpierw lekarze wmawiali mi, że on nigdy nie wybudzi się ze śpiączki a kiedy dwa dni temu wreszcie spełniło się moje największe marzenie. On - Dominique przerwała na moment, próbując zapanować nad nagłym wzruszeniem. - On nie wie kim jest. Bredzi, majaczy a do tego ta pieprzona gorączka ! Kobieta zakryła swoją twarz spracowanymi dłońmi.

Odkąd jej mąż miał wypadek ponad dwa lata temu, musiała sama zaopiekować się roczną córeczką. Pracowała na dwóch etatach byleby tylko być w stanie utrzymać siebie oraz opłacić wcale nie mały rachunek za opiekę nad mężem. Lekarze nie dawali mu żadnych szans na odzyskanie przytomności, ona jednak nie miała zamiaru tego zaakceptować.

"Gary zobaczy jak Molly biega na naszym podwórku."
"Jeszcze ją kiedyś obejmie."
"Moja córka będzie miała ojca. "


Te i wiele im podobnych zdań Dominique powtarzała sobie każdego dnia kiedy przekraczała próg sali w której przebywał jej mąż. Nic więc dziwnego, że gdy usłyszała jego głos mówiący. - Kim pani jest ? Jej świat znów rozsypał się na milion drobnych kawałków.

- Wiesz co mi dzisiaj powiedział ? Ma na imię Girra. Jest Bogiem. Bogiem Ognia, który został uratowany przez swoją matkę Idvę z miejsca ... poczekaj. Tarot ? To chyba nie było to słowo, ale podobne. Thagort tak, z Thagortu. Mój mąż myśli, że jest Bogiem, uratowanym przez swoją matkę w chwili, kiedy miasto w którym mieszkał było atakowane przez ludzi. Kilka oddziałów uzbrojonych po zęby marines dawało radę zabić jego braci i siostry - Mówiące zwierzęta, wampiry, wilkołaki, zombi, dżiny, smoki i masę innych pożal się Boże stworzeń znanych wszystkim z kiepskich horrorów.

Dominique co chwilę przygryzła ze zdenerwowania paznokcie lewej dłoni.
- Nie rób tak, dobrze wiesz, że to niehigieniczne. - Obruszyła się jej znajoma. - Masz. Kobieta wyciągnęła z torebki miętowego landrynka i podała go przyjaciółce. - Lepiej by ucierpiały twoje zęby niż dłonie.
- Im już i tak nic nie pomoże.
- A co mówią lekarze ? - Zapytała szczerze poruszona przyjaciółka.
- A czy to ważne ? Kilka miesięcy temu wmawiali mi, że on nigdy się nie obudzi. To nie tak miało być.

Firtyx. Kilka minut po zaaplikowaniu serum Reynoldowi.

Reynold ze zdziwieniem obserwował to co działo się dookoła niego. Ostatnie co pamiętał to doktora Alberta podchodzącego do dzieci aby zaaplikować im serum. W pomieszczeniu jednak nie było już skatowanych maleństw. W pomieszczeniu byli wszyscy Obdarzeni, którzy zdołali uciec wraz z nim nigdzie jednak nie dostrzegł Petera ani Alberta. Była wśród zebranych zaś jedna nowa twarz, która od razu przykuła jego uwagę. Tuż obok Juliana leżała młoda rudowłosa dziewczyna, której w życiu nie widział na oczy. Kobieta patrzyła w jego kierunku cały czas wodząc wzrokiem po twarzy matematyka. Jej spojrzenie można było przyrównać tylko do punktu siodłowego pomiędzy dwoma skrajnie różnymi emocjami empatią oraz nienawiścią. Reynold czuł się tak jakby nieznajoma w każdej chwili miała do niego podejść i wymierzyć mu silny cios w policzek. Najgorsze było jednak to, że podświadomie czuł jakby na niego zasłużył.

Pierwszy obudził się Julian. Odgarnął włosy nieznajomej kobiecie. Odsłaniając zranione czoło. Młodzieniec rozejrzał się dookoła sprawdzając czy te cholerne wampiry nie wyczuły krwi. Miał ostatnio z nimi już zdecydowanie zbyt dużo złych wspomnień.

Przyłożył dłoń do rany kobiety. Wykonał na niej znak krzyża i pełnym czci głosem rzekł.

- W imię Ojca, ducha i syna jego Jedynego. Niech wszelki ból odejdzie z twojego ciała.

Reynold nie mógł uwierzyć opanowaniu jakie towarzyszyło każdemu gestowi tego rozhisteryzowanego chłopca jakim był przecież Julian. Ostatnią rzeczą jaką można się było po nim spodziewać był spokój duszy. Tym bardziej po tym co ostatnio powiedział do nich Albert.

- Weź ode mnie te brudne łapska, głupi potomku Wąpierza, bo krwi wampirzej nie masz w sobie za nic. Panna Black odrzuciła nieprzytomne ciało Michała jak najdalej od niej.

Sama świadomość tego, że ten pseudo wampir leżał na niej, była nie do zniesienia. Nawet fakt, że był nieprzytomny, nie miał absolutnie żadnego usprawiedliwienia wobec takiego bezczeszczenia świętego wampirzego kodeksu.

Chłopak po silnym upadku nieopodal polowego łóżka, wstał niczym rażony piorunem. Wysunął swoje kły i pełnym nienawiści głosem syczał w jej kierunku.

- Ty głupia pizdo. Czy do reszty postradałaś rozum ?. Niby czym zawiniłem spadając na ciebie z tej wysokości ? Jak na mój gust, to powinnaś winić grawitację a nie mnie.

- Możecie się już tak nie kłócić. Obiecaliście mi, że dopóki będziecie przebywać wśród nas, nie będziecie skakać sobie do gardeł. Wasza aura aż huczy od czerwieni, brązu i fioletu. Weźcie głęboki wdech, bo inaczej ta cała esencja niebezpiecznej aury odbierze wam wszelką pomyślność. Ile razy mam wam przypominać o tym, że świętością są nasze czakry i nie powinniśmy blokować przepływu w nich pozytywnych emocji.
Bełkot ezoterycznych bajdurzeń jaki wypowiedziała przed chwilą Dominique - twardo stąpająca po ziemi pani doktor - -sprawił, iż Reynold zaczął się poważnie zastanawiać nad tym czy nadal nie śpi.

Wszyscy dookoła zachowywali się jak kompletnie inni ludzie.

- Uspokójcie się wreszcie, musimy ustalić gdzie właściwie jesteśmy i gdzie powinniśmy się teraz udać. Chyba nie chcecie aby śmierć pozostałych więzionych w Thagorcie osób poszła na marne ? Prawda ?
- Jak zwykle praktyczna. - Powiedział pełnym podziwu głosem Julian. - -Słyszeliście co powiedziała Alicja. Musimy zdecydować co dalej.
- Trzeba skontaktować się z kimś od zarządu Firtyxu. Powiedzieć im o dziesiątce uciekinierów ze stada wyobraźni. Te istoty nie mogły uciec chyba zbyt daleko. A nawet jeśli osiedlą się gdzieś w pobliżu ludzi, będą zbyt zuchwałe i pewne siebie aby zostać niezauważonymi. - Dedal podzielił się pierwszą myślą jaka przyszła mu do głowy.
- Zapominasz o tym, że to psychopaci, którzy znacznie przewyższali siłą wszystkie nasze zdolności. Mam ci przypomnieć o tej meduzie, która przez tydzień więziła cię w jej pieczarze. - Wampirzyca z pogardą popatrzyła na Dedala.
- Obiecałaś o tym nigdy nie wspominać. - Powiedział z wyrzutem mężczyzna. - Masz jednak rację, są odporni na większość naszych zdolności. Nam udawało się ich zabić tylko wtedy gdy działaliśmy razem. Dobrze, że mieliśmy okazję poznać marines i dowiedzieć się w jaki sposób można było opuścić tamto miejsce. Więc nieznajoma ma na imię Alicja. Wszyscy dookoła uznają mieszkańców Thagortu za najniebezpieczniejsze istoty na ziemi a samych marines uważają za swych sojuszników. - Reynold czujnie analizował każdą informację, którą mógł wywnioskować z rozmowy zebranych w korytarzu ludzi.
Reynold zmarszczył brwi, przetarł dłonią spocone czoło. W jego myślach buzowało tylko jedno zdanie.
Przecież, to wszystko wcale się nie wydarzyło.

Chicago, Szpital.

Dobrze ubrany mężczyzna szedł powoli szpitalnym korytarzem. W dłoniach trzymał melonik i z nieskrywaną przyjemnością co chwilę przejeżdżał palcem po jego krawędzi. Personel szpitala zdawał się nie zwracać na niego uwagi, co wcale nie zdziwiło nieznajomego eleganta. Gdy doszedł on do niewielkiej sali w której przebywała dziewczynka po którą tutaj przyszedł z niekłamanym żalem stwierdził, iż zastał w pokoju również i siostrę niewiasty.

Rachel krzątała się po pokoju swojej siostry wciąż próbując pozbierać myśli. Wiele się ostatnio zmieniło w życiu każdego człowieka na Ziemi. Kilka tygodniu temu (co zbiegło się również z porwaniem Karen, Johna, Rose oraz śmiercią Nika) na Ziemi pojawili się oni - potwory, których sam widok przypominał najgorsze dziecięce lęki.

Jednym z pierwszych odnotowanych przypadków ich ingerencji w nasz świat była hybryda ludzkiej kobiety oraz węża. Istota pojawiła się w Togo a wraz z nią nastąpiły globalne zmiany biogeograficzne na Ziemi. Prawie wszystkie rodziny gadów oraz płazów z północno zachodniej Afryki przesiedliły się do jej siedliska. Rozpoczęta fala zwierzęcej migracji powoli rozprzestrzeniała się na całym kontynencie. Możecie sobie wyobrazić jakie skutki wywarło to na i tak już słabo rozwinięte państwo Togo. Ludzie masowo emigrowali na północ sądząc, że nieprzyjemny klimat strefy pustynnej będzie w stanie powstrzymać napływ gadzich paskudztw. Nikt jednak nie przewidział tego, że również i klimat za sprawą owych istot zacznie się zmieniać na naszej planecie.

Świat stawał na głowie a wszystko to przez potwory, których tak bardzo obawiał się Ben.

Rachel z uwagą przekładała kolejne kartki papieru wychwytując z nich kolejne obrazy zmiany klimatu, wężowej kobiety oraz pokoju Su. Szczególnie ostatnie kilka obrazków było intrygujących. Obdarzona namalowała na nich bardzo dobrze ubranego mężczyznę wchodzącego do jej pokoju, który trzymał w dłoniach melonik a w nim martwą różę ?


Szczególnie ostatni obraz był najbardziej wymowny w swym przekazie. Na posłanym łóżku leżała zapłakana Rachel.

- Twoja siostra ma prawdziwy talent. Nie sądzisz ? - Powiedział mężczyzna wchodząc do pokoju dziewczynki. Strach, napięcie i odwaga zarysowały się na twarzy kobiety tak wyraźnie, iż nawet pozbawiony talentu malarz, uchwycił by je kilkoma pociągnięciami pędzla na płótnie.
- Nie ładnie jest wchodzić do czyjegoś pokoju bez pukania. - Kobieta stanęła pomiędzy swoją siostrą a mężczyzną trzymając w dłoniach zwinięty w rulon stos kartek papieru.
- Przepraszam. Kiedy człowiek się śpieszy zapomina o dobrym wychowaniu. - Mężczyzna stuknął, dwa razy o framugę wejściowych drzwi, zaciśniętą w pięść prawą dłonią. - Teraz lepiej ?
- Nie bardzo. - Rachel spojrzała w oczy nieznajomemu mając nadzieję, że odczyta z nich trochę więcej informacji. W jej umyśle krążyły same pytania na które pragnęła usłyszeć odpowiedzi.

Kim był ten mężczyzna ? Czego chciał od Rachel i jej siostry ? Czemu Su namalowała jego podobiznę na swoich rysunkach. I co ważniejsze, jaki był u licha powód dla którego Rachel leżała na łóżku swojej siostry cała zalana łzami ?

Kobieta bała się zadać jakiekolwiek z nich. Nauczona już przez życie wiedziała, że czasami lepiej milczeć niż kusić i tak już wredny los do udzielenia niesatysfakcjonujących nikogo odpowiedzi.

Mężczyzna uśmiechnął się przyjacielsko w kierunku Suzanny odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów.

- Dobrze, jeśli cię to choć trochę uspokoi, jestem w stanie poświęcić jej kilka minut. Potem jednak będziemy musieli iść dalej. - Elegant z wyraźnym szacunkiem zwrócił się w stronę odpoczywającej na łóżku Su.

Nieznajomy poprawiając mankiet od dobrze skrojonej koszuli rozpoczął przemowę skierowaną do Rchel nie zdradzając w głosie żadnych emocji. Doprowadzając ją tym samym nie mal do szewskiej pasji.

- Mam na imię Izydor. I za jakieś … - spojrzał na zegarek - pięć minut. Skończymy tą rozmowę. Nie musisz się przejmować moją osobą. Dzisiaj ciebie nie skrzywdzę - obiecałem to Su. Jak się zapewne domyślasz jestem Obdarzonym tak samo jak ona. Twoja siostra jest wyjątkowa. I nie dlatego, że to bardzo mądre dziecko. To jeden z tych ludzi, którzy posiadają silnie rozwiniętą więź z pozostałymi Obdarzonymi. Od kilku tygodni więzi jakie nas łączą, ścieśniły się. Potrafię wyczuć gdzie znajdują się pozostali a oni potrafią wyczuć mnie. Znalezienie twojej siostry zajęło trochę więcej czasu niż reszty - to pewnie przez te leki, którymi ją nafaszerowali lekarze. Nie było to jednak niemożliwe. Jak już wiesz, pojawiło się ostatnio na naszej planecie kilka nieprzyzwoitych stworzeń, które jak podejrzewamy są początkiem nowej ery na naszej planecie - bardzo nieprzyjemnej. Jestem tu z ich powodu. Szykuje się wojna i nie mam zamiaru patrzeć jak podobni mi ludzie giną z powodu głupich maszkar. To tylko kwestia czasu, zanim zaczną na nas polować. Zarówno potwory jak i ludzie.

Rachel z przerażeniem wsłuchiwała się w to co mówił Izydor. Z jego słów wynikało, że sytuacja na Ziemi miała stać się jeszcze bardziej niebezpieczna niż teraz. Ręce kobiety trzęsły się ze strachu na samą myśl o wojnie jaka miała się nie długo rozpocząć. Jej umysł niepokoiła myśl, że artefakt, o którym wspominał Ben, a który przepadł bez wieści – różana świeczka miał moc zdolną odpędzić wszystkie potwory. Jakby potoczyły się losy mieszkańców tej planety, gdyby kilka miesięcy temu udało się znajomym Bena ukraść owy przedmiot ? Może do niczego co mówi ten człowiek by wtedy nie doszło ?
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172