Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2015, 21:10   #1
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
[SR 5ed] Milk Run [18+]

Cytat:
Milk Run – (logist.) wszelkie procesy przepływu produktów od producenta, przez pośredników do odbiorców, które finalnie prowadzą do powrotu produktu w tej lub innej formie do producenta.
(żar. wojsk.)
określenie patrolu przeprowadzanego po określonym perymetrze, który startując z punku A powraca do punktu A.
(hist.)
proces w którym mleczarze odbierając od klientów puste butelki po mleku zastępowali je pełnymi.
(slang)
wśród Runnerów określenie prostej misji (zob także Run; Shadowrun) w trakcie której grupa wykonuje opłacone, nielegalne zadanie - według ustalonego planu, bez napotkania znaczących przeszkód; bez strat własnych i konfrontacji z oponentem; po czym powraca do zleceniodawcy z dowodem wykonania zadania i/lub przejętymi dobrami.
„Niebo nad portem miało barwę ekranu monitora nastrojonego na nieistniejący kanał” - przeczytał kiedyś w jakimś oldshoolowym ebooku. Teraz patrząc na obrzmiałe kłębowisko chmur wiszących ciężko nad portem w Seattle jakoś nie mógł pozbyć się z głowy tej frazy.
Niebo było autentycznie stalowoszare, przetykane pasmami czarnych dymów i odblaskami neonowych reklam – wyglądało jak śnieżący monitor ze starych gangsterskich trideo.
Bedzie lać nie ma co - mężczyzna mruknął do siebie i postawił kołnierz jensenowskiego płaszcza. Potem wyciągnął z kieszeni mini-inhalator i wciągnął w płuca pełną dawkę łagodnego stymu. Odetchnął zadowolony, momentalnie czując lekkość rozlewającą się po wnętrznościach i uspokajającą natłok myśli w głowie. Czekała go w końcu poważna rozmowa o interesach z poważną damulką. Musiał więc zachowywać się jak Pro - i tym razem nie mógł dać ciała. Nie po tym jak stracił większość kontaktów w tym lipnym run'ie z sierpnia.
Frag, kto to widział żeby nieistniejący kanał był brudnoszary – wrócił myślami do książki sprzed prawie 100 lat. - Teraz na takim kanale wyświetli się po prostu „brak sygnału”, albo „zapłać abonament sukinsynu”, ale wtedy... ta, wtedy to pewnie musiało mieć klimat jak jakiś SnowCrash na starych deckach...

Pierwsze krople uderzające o jego łysą czaszkę otrzeźwiły go z wspominek. Przyśpieszył kroku i już prawie pędem - umykając przed narastającą ulewą - wpadł do pasażu handlowego spod loga Aztechnology.
Od razu zaatakowały go matrycowe promocje i „lajki” na MeFeed'zie. Nie zważając na transparentny spam, przemknął między szarym tłumem pracowników doków i tutejszych mdłych mieszkańców w stronę odrapanych drzwi.
Ja pitole - jakim cudem tylko część z tych ziomków korzysta z upgradów image'u w Augmented Reality? Przecież wszyscy tu wyglądali jak drony ściągnięte z taśmy. - obejrzał się na prawie jednorodny tłum z rzadka tylko przetykany wirtualnymi tatuażami czy upiększeniami nałożonymi na rzeczywistość. Pokręcił głową i szarpnął za klamkę.
Dopiero gdy zatrzasnęło się za nim stare metalowe skrzydło przyjrzał się komunikatom - same reklamy. Jednym zirytowanym gestem dłoni zamknął wszystkie te ARO'sy wyświetlające się na jego Horizon-Ray Ban'ach i odetchnął z ulgą. Był spóźniony, ale na szczęście Ms. Johnson jeszcze nie przysłała mu żadnych „friendly reminderów”.
Z ulgą strzepnął drobne kropelki deszczu perlące się na nieprzemakalnym materiale czarnego płaszcza i wszedł ostrożnie na pierwsze stopnie. Klatka nie była oświetlona, jedynie fluorescencyjne graffiti, które pstrzyło ściany jak niekontrolowany wytrysk jakiegoś gówniarza, dawało różnobarwny świetlny powidok nad schodami.
Włączył wyświetlacz Commlinka, by rozjaśnić sobie zanurzoną w mroku drogę na górę. Od zawsze zastanawiało go jak taki gigant jak Aztech pozwala by nad jego promenadą handlowa mieszkały męty i karaluchy bez SIN'u. Z drugiej strony, póki nikt nie wpieprzał się w legalne biznesy Wielkiego A na parterze, dopóty Wielkie A nie wtryniało się w życie „obdartusów” na wyższych piętrach. Megacorp i tak nie potrzebowało tu więcej przestrzeni, a przecież zdarzało się że i żyjący w cieniu czasem kupowali coś w legalnych sklepach. Brudnych portowych roboli i tak stać było tylko na kawę sojową, sojowe paszteciki na kolacje oraz popłuczyny z whiskey, które Aztech dumnie nazywał Quetzacoatl Vitae – oczywiście reklamy Soykafu i Quetzagówna też wybłysnęły mu przez Matryce jaskrawą promocją na okularze. Marketingowcy nie mogli sobie darować.

Krzywiąc się minął pierwsze – opuszczone - piętro i ruszył wyżej. Od połowy klatki, równe odblaskowe pasy prowadziły potencjalnych gości na górę. Słychać już też było muzykę z Hive'u.

Oj dziewczynki dziś wcześnie zaczynają – eh kupił bym chociaż 15 minut z Kerri … może jak Ms Johnson rzuci jakaś zaliczkę...
Nieświadomie przyspieszył i wpadł wprost na szklane drzwi drugiego piętra – prawdziwej promenady cieni.

[media]http://i.imgur.com/78h20ZQ.jpg[/media]

Tu wreszcie czuł się jak w domu i to nawet bez nakładek upiększających AR.
Na drugim piętrze można było znaleźć wszystko czego bezSINowiec mógł potrzebować: broń z oprzyrządowaniem; dziwki ze slotami jak marzenie; chińskie knajpki serwujące prawdziwą smażoną szarańcze, a nie ten pierdolony soyashit; dragi z różnych stron świata; kliniki oferujące cyberwszczepy na miejscu; a przede wszystkim kluby, klubiki i odosobnione, ekranowane miejsca do wszelkiej maści spotkań.
Ściągając Horizony mężczyzna zanurzył się w luminescencji pasażu.
Mijał sklepiki i restauracyjki, ponętne kobiety, które machały do niego obiecując ustami szybki sex – z żalem kręcił tylko głową i przyspieszał kroku. W końcu dotarł do „Hell” – małej knajpy w której w pojedynczych ekranowanych boksach rozmawiali klienci. Od razu dostrzegł błysk oczu wwiercających się w jego czaszkę.




Uśmiechnął się serdecznie i ruszył w stronę smukłej blondynki ubranej w czarny kombinezon motocyklowy siedzącej przy jednym ze stolików praktycznie na wprost wejścia.
- aa Ms. Johnson miło zobaczyć na własne oczy...
- Panie Wu – miło to by było 5 minut wcześniej. Teraz to jest Pan spóźniony - syknęła jadowicie brzytewka zaciągając się nicostickiem trzymanym w smukłych cyber dłoniach.
Oldschool rzucił w myślach „Pechowiec” Wu, na głos jednak dodając
- Pani wybaczy, w moim fachu ostrożności nigdy za wiele, więc...
- Wiec chodźmy stąd, wcale nie wydaje mi się tu bezpiecznie i nie podoba mi się ten troll – Ms. Johnson rzuciła wzrokiem na stojącego za barem czerwonoskórego olbrzyma o spiłowanych rogach.



- Och proszę się nie martwić Trollo – to bardzo wrażliwy typ i bardzo dba o reputacje. Nikt nigdy...

- Mam to gdzieś – kobieta wstała i ruszyła do wyjścia – znajdź inną miejscówkę.

No ja bym tam chętnie spenetrował to twoje gdzieś – zamyślił się Wu spoglądając na plecy swojej umykającej klientki. Wzruszył tylko ramionami, puścił oko do barmana i ruszył w ślad za uciekinierką. A musiał przyznać, że Ms. Johnson poruszała się z gracją elfiej tancerki, i z taką samą szybkością.
Ciekawe kto Ci nogi zrobił ślicznotko? Czyżby Evo? - zastanowił się Wu.
Gdy wreszcie ją dopadł miał już na nosie swoje Ray Bany – podał kobiecie cienki kabelek kończący się w jego komunikatorze.
- Mój jest już offline – proszę odpiąć od sieci swój i podłączyć mojego jacka do swojego slota – uśmiechnął się szelmowsko – będziemy mieć twarde łącze.
- Chciałbyś – zmrużyła swoje wypolerowane cyberoczęta słysząc jego dwuznaczną propozycję ale wzięła wtyczkę i wpięła do swojego commlinka.

Dla wszystkich z boku wyglądali jak para znajomych która rozgląda się po promenadzie klikając w AROsy. Oni jednak zagłębieni byli w wirtualną dyskusję:

[Archibald Wu] Proszę podać dane zlecenia
Kobieta wsunęła mu chip w dłoń
[MTS#1138] Tu są informacje o celu. Należy dokonać wejścia na teren jego posesji. Znaleźć i uzyskać dostęp do prywatnego terminalu celu oraz wyszukać i dokonać ekstrakcji danych które mogły by udowodnić: 1. łapówkarstwo 2. korupcje 3. ostatecznie wszelkie nadużycia celu.
Wu włożył chip do slota w commie i wyświetlił dane na korespondującym okienku. Uśmiechnął się widząc kwotę proponowanego wynagrodzenia.
[Archibald Wu] Augustus Underwood? – czy to czasem nie członek Humanis Policlubu?
[MTS#1138] Kurwa czy musisz używać nazwisk?
Kobieta nie wytrzymała i spojrzała wściekle na Fixera.
Przecież to się zapisuje w rejestrze
[Archibald Wu] To twarde łącze, nic nie idzie do sieci tylko w pamięć urządzenia - skasuje Pani to z historii i nie zostanie ślad. Gwarantuję, że jak wyciągnę mojego Jacusia z Pani Slota – po tej korespondencji nie będzie ani bita.
Kobieta westchnęła i przewróciła oczami, odwróciła głowę spoglądając na neonową reklamę tutejszego burdelu.
[MTS#1138] Oby i proszę sobie darować te dwuznaczne teksty, bo już mam ochotę zapomnieć o tej całej rozmowie, Panu i zleceniu.
[Archibald Wu] Proszę wybaczyć już się powstrzymuję.
[MTS#1138] Dobrze, więc – tak, to on i tyle powinno Panu na tym etapie wystarczyć
[Archibald Wu] czy coś jeszcze w ramach zlecenia
Kobieta zacisnęła szczęki i wypuściła dym nosem.
[MTS#1138] chce by to wyglądało na włam meta-lewicowych bojówkarzy, więc proszę załatwić jakieś graffiti i małą demolkę w domu. Ale żadnych trupów. To wszystko
[Archibald Wu] czy posiada Panie jakieś dane które mogły by mi pomóc?
[MTS#1138] Owszem tak, plany budynku i terminarz na najbliższy miesiąc. Ale to nie trudno dostępne dane, sprawny decker powinien dać sobie z tym radę, więc jeśli chcesz tego ode mnie to wtedy stawka dla Pana i Pańskich Runnerów spadnie o 1k na głowę. Proszę się więc zastanowić.
[Archibald Wu] ok sformuje team i się odezwę
[MTS#1138] prześlę na mail nowy numer comm'a ten zniszczę.
[Archibald Wu] jak sobie Pani życzy

Kobieta odłączyła comm i bez słowa udała się w stronę drzwi. Widział jeszcze jak wyłuskuje ogniwo zasilające swój smukły, pewnie pre-paidowy 'link.
Wu wymacał w kieszeni inhalator i zaaplikował sobie jeszcze jedną dawkę.
Musi podziękować Snake'owi za namiar na tę Ms. Johnson – 20 klocków to kupa szmalu szczególnie, że jeśli wszystko dobrze rozplanuję to będzie Milk Run. Tylko jeszcze musi znaleźć Runnerów. Deckera i Samuraia już ma – ten długouchy blondas i jego Orczy kumpel są w plecy z ostatnią robotą i na pewno będą chcieli się odkuć. Przy okazji są Meta, więc jakby co uwiarygodni to bajeczkę o politycznych lemingach.
Tylko co dalej? tych dwóch głupków nie da sobie raczej rady. Politykier na pewno ma co najmniej abonament na ochronę, a jakby się mleczko rozlało to trzeba będzie posprzątać.
Podrapał się po brodzie – został mu jeszcze jeden pewny kontakt – Kaiko Tusruchi
Tylko ona znała go na tyle by nie oceniać go w perspektywie tej ostatniej jatki. Zresztą co to jest jeden wypłaszczony decker i czterech martwych runnerów – przecież to się mogło zdarzyć każdemu...

***

Mięcho – słabe, krwawiące, gnijące – po prostu nic nie warte organiczne gówno. Ludzkie ciało to tylko mięcho.
Jedyne co się naprawdę liczy to wola przetrwania, hart ducha – niezłomność na drodze do obranego celu.

Siedząc na miękkiej syntskórze kanapy, popijając szkocką z lodem i paląc starego dobrego nicosticka Ann Saxon myślała o drodze, którą przebyła by dotrzeć tu gdzie jest, ale i o tym co musi zrobić by dotrzeć na tam gdzie chce.

[media]http://i.imgur.com/1uRYhtU.jpg[/media]

Jak żałosne i słabe jest jej własne ciało dowiedziała się już w 3 klasie podstawówki, gdy zerwane wiązadło krzyżowe wyłączyło ją z gry w kosza na długie 6 miesięcy. Jej ojca - podrzędnego pracownika fabryki należącej do jakiejś spółki córki Aresa - nie było stać na drogie implanty, ani nawet prywatną opiekę medyczną. Niektórzy myślą, że praca dla corpu pozbawia duszy, ale w zamian daje stałą,dobrą pensje i takiż socjal. Gówno wiedzą – rzadko kto dostaje teraz paczkę benefitów, bo ludzie to tylko wymienne trybiki wielkiej machiny. Megacorpy z Wielkiej Dziesiątki dawno przestały troszczyć się o szeregowe ludzkie drony – nie ma socjala, nie ma okresu wypowiedzenia, nie ma L4 jeśli pracujesz z deckiem, a przede wszytkim nic nie jest pewne. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy/tańszy/młodszy – niepotrzebne skreślić.
Nikt już się przejmuje PR'em gdy Corporation Court ustanawia własne prawa dla eksterytorialnych firm.
Tylko Ci którzy wygrzebią się z morza szaraków mają szanse. I Ann to rozumiała.
Karmiła się gniewem, gdy musiała więc ustawić się w kolejce do kliniki. Nienawidziła własnej słabości gdy wycinali jej kawał ścięgna i przewiercali kości. Gardziła ojcem, który z braku ambicji skazał ją bólu i upodlenie. Wygrażała bogom i ludziom gdy próbowała doprowadzić kolano do dawnej sprawności. Bo na bólu i tandetnej morfinie się nie skończyło - przyszedł czas na pot i łzy, na miesiące żmudnej pracy by odzyskać to co straciła przez jeden głupi skręt kolana. By odzyskać wolność i cel.
Jak to w życiu bywa gdy wreszcie wróciła do formy dostała w zamian od losu tylko przegrany mecz. Bo mimo wytężonej pracy nad tym gównianym ciałem, wyruchała ją jakaś elfia cipa, która miała to szczęście, że urodziła się zwinniejszą od Homo Sapiens.
„Ludzie nie potrafią skakać” - pamiętała dokładnie co powiedziała na koniec trawojadka.

Saxon wiedział już że nie może polegać na własnych mięśniach ani też na farcie. Szczęściu trzeba pomagać, ciało trzeba ulepszyć – liczy się wizja, plan i harówka i droga do celu. Choćby i po trupach.

Łyknęła Cutty Sark – nie cierpiała tego bimbru ale Benjamin go uwielbiał – jej kochanek – jej szef, aspirujący do roli nowego lidera prywatnych kompani militarnych i ochroniarskich, czerpiący wzorce z legendarnych Black Water i Bell Tower. Wizjoner który założył Black Castle i całą swoją siłę oraz fundusze wkładał w prace nad pokonaniem słabości tak swoich jak i swoich ludzi. Uwielbiała go za to – za upór w dążeniu do celu i samodoskonalenie. Za to że nie przejmował się problemami tylko wciąż brał karty jakie dawał mu los i obmyślał strategie zwycięstwa z tym co ma na ręku.
Dzięki niemu Black Castle to nie były siuśki pokroju Knights Errant czy Lone Star – te prywatne policje – psy łańcuchowe. Pały do glanowania punków i tłumienia zamieszek – dzięki niemu byli elitą ochroniarzy w stylu Secret Service, albo komandosami jak z dawnego SEALS.
Ironia losu sprawił że szczytne tradycje rodem z USA jakie reprezentowali najlepiej sprzedawały się teraz w Chinach, Indonezji i na tzw. Bliskim Wschodzie.
W Stanach Zjednoczonej Kanady i Ameryki Black Castle musiało walczyć o wpływy z potężniejszymi graczami, którzy podpisywali kontrakty na ochronę całych miast, czy kompleksów MegaCorpu. Oczywiście Corpi mieli też swoich ochroniarzy i nie lubili „outsorce'ować” trepów, ale gwiazdy symstymu, popularni Rockersi czy popłuczyny z z dawnych polityków wciąż musiały polegać na prywatnych firmach. Szczególnie odkąd prawdziwe Secret Service przestało mieścić się w budżecie.
Ann łupnęła thumblerem w blat stołu, na którym wyświetlało się zdjęcie Senatora Underwooda, jednego z doradców burmistrza Seattle Kenneth'a Brackhaven'a.

Ta sprytna glizda stała za umówią z Knights Errant na ochronę miasta i dawała bubkom ze stajni Aresa wyłączność na ochronę oficjeli i wszystkich imprez w mieście.
Ann Saxon jako nowo nominowany dowódca fili Black Castle w Seattle nie mogła na to pozwolić.
Nie po to walczyła na ringach o awans z bandą buzujących testosteronem żołdaków, nie po to właziła do łózka kolejnym dowódcą, żeby teraz dać się wysadzić z siodła jakiemuś nadętemu politykierowi, któremu wydawało się, że ma jeszcze jakąś władze w świecie rządzonym przez korporacje.
Zmiażdży Underwooda, jak każdego kto od czasów tego pamiętnego meczu jej podskoczył.


***

Gdzieś w Barrens - dzielnicy wyrzutków, w pewnej melinie jakich wiele, pewien Ork miał melancholijny nastrój.
Objawiało się to staniem w kuchennym oknie, paleniem śmierdzącego cygara i gapieniem bezmyślnie na zasnute smogiem niebo. Ktoś postronny nie dostrzegł by parszywego nastroju zielonego ochroniarze, ale tych kilku którzy go znali i jeszcze nie wąchali kwiatków od spodu widząc go w takim stanie chowało się gdzie popadnie.


Przyczyn do zgryzoty mogło być w sumie kilka - opróżniony sześciopak, dwa ostatnie cygara w pudełku, albo lipa jaka wyszła z ostatniej roboty.
W sumie to nawet nie była to wina Aeriena. Długouchy starał się jak mógł - a w jego postrzelonym wypadku oznaczało to wejście z przytupem i popisuwa ze stroboskopami przed zmanierowanymi bankierami.
Goście chcieli niestety cichej roboty, a nie pajaca z białym czubem i mrugającym skorpionem na kurtce. Goście więc ich olali, chociaż wcześniej nie było mowy o “covert ops”. Więc skąd mieli wiedzieć. Tak czy siak dupa - nie ma kasy, a odsetki u mafii rosną. Przynajmniej to tylko trawojad miał długi, ale Zielony nie zostawiał klientów w potrzebie, przynajmniej dopóki oni sami mu płacili. I nie interesowało go, że to kasa ruskich… Chyba…

Zog zmęł w ustach przekleństwo razem z końcówką dopalającego się kiepa i po chwili zgasił cygaro o okienny parapet. Strzyknął przez okno śliną i zatrzasnął plastikowe skrzydło. Już miał udrzeć ryja że wychodzi po nowe cygara, gdy do kuchni wpadł Elf
- Kutwa ziom, mam namiar na robótke. Prosta sprawa.
Zanim ork zdołął coś powiedzieć decker wypalił niczym seria z karabinu
- wpadamy, kroimy dane i spadamy plus mała rozróba. Wiesz grafitti jakieś spam AROsy, tego typu sprawy. Coś w naszym stylu, no nie? - puścił do ochroniarza oko - Nic wielkiego, mówie Ci a kaska całkiem szpoczko. Ubieraj gacie, grzej motóra i gnamy do FrostBurn.
- To Ty ubierz gacie. - chrząknął Zog


Elf spojrzał po sobie i dopiero teraz przypomniał sobie, że od dłuższego czasu leżał podpięty do VR tak jak położył się spać dwa dni temu.
- a sie wrażliwy zrobiłeś…
- śmierdzisz gorzej niż Troll na kacu - srałeś pod siebie czy co
- ej miałeś mnie pilnować.
- nie płacisz mi za zmiane pieluch białasie.
- Santa maria madre de dios FC Barcelona - powiedział zdaje się w elfim decker.
- idź się wykomp, ide po fajku na przeciwko.
Drzwi trzasnęły za orkiem nim elf zdążył się porządnie nabzdyczyć.

***

Mały ‘link marki Renraku delikatnie zamruczał zwiastując nadejście wiadomości.
Jeremy otworzył jedno oko, potem odstawił butelkę która o mały włos wyśliznęła mu się ze zdrętwiałych palców. Chrząknął i ostrożnie otworzył drugie oko - świat nie wydawał się jakoś nazbyt rozjechany więc musiał zasnąć jeszcze przed połową butelki. Wyprostował się na fotelu i spojrzał na komunikator: Iri2.
Z lekkim zainteresowaniem otworzył wiadomość
Dobra kasa do wzięcia. Krótka piłka - jeden rajd - ochr.mag, wpad/wypad, Kosa i Hack załatwieni.
znając Fixerkę, tudzież jej wspołpracowników dobra kasa za szybki rajd dla pechowego maga to już więcej niż tyś za nockę. Mogło być ciekawie, szczególnie że Irissa informowała na wstępie o najęciu Deckera i kogoś niekoniecznie od myślenia.
Jakieś detale? Wystukał na klawiaturce mikrokomputekra. Po czym odłożył comm i odchylił się na oparciu. W zależności kiedy przyjdzie odpowiedź na tyle to ważne i na tyle można się targować.
Po 5 minutach noga sama zaczęła mu bezwiednie podrygiwać. Przy szóstej uniósł głowe i postanowił się odlać.
Wibracje na stoliku zawróciły go w pół kroku.
Czyli jesteś zainteresowany. FrostBurn 8pm.
I tyle.
Jeremy Pulawski uśmiechnął się i poszedł ulżyć pęcherzowi.

***

Mieniący się błękitem i czerwienią hologram informował wszystkich w okolicy, że oto właśnie zbliżają się do FrostBurn - knajpy okrzykniętej odkryciem ‘73, której moda o dziwo nie przeminęła przez te dwa ostatnie lata.

[media]http://i.imgur.com/D3YS1VY.jpg[/media]

Prawdopodobnie dlatego, że prócz hałaśliwych dancefloor’ów oraz kosmicznej karty drinków i używek oferowała szereg dodatkowych usług od prywatnych pokojów spotkań, przez ekskluzywny burdel, po czystą prywatną klinikę.
Każdy kto choć raz przejeżdzał przez Mercer Island widział to logo i był tu na drinku.
O dziwo Archibaldowi Wu udało się zarezerwować tu miejscówke, tak jak obiecał Irissie.
Co prawda gdy tylko kobieta otworzyła drzwi uderzyła ją ściana dźwięku.

Gdzieś kiedyś czytała, ze odpowiednie natężenie basów może rozbijać, albo wypchnąć powietrze tworząc chwilową próżnie. Jakieś dzieciaki na uniwersytecie ponoć głośnikiem nastawionym na odpowiednią częstotliwość ugasiły płonąc patelnie. Wyglądało jednak na to, że póki co nikt nie zgłosił zgonu przez niedotlenienie więc chyba była to bujda.
Fixerka przepchnęła się przez rozbujany tłum ściśniętych , prawie nagich ciał i od razu pożałowała, że nie kazała Wu zarezerwować loży na piętrze albo chociaż na antresoli. Te przy parkiecie były wszak najtańsze i w sumie najdyskretniejsze. żaden szanujący się Mr Johnson ani inne corpo-ludki nie pchały się w ten motłoch.
Podeszła do czarnych matowych drzwi i wstukała na ledwo widocznym touchpadzie kod od Archiego. Polimerowa tafla wsunęła się w ścianę ukazując malutki pokoik z pseudo skórzanymi kanapami i jednym małym okrągłym stolikiem. Na kanapie na przeciw wejścia siedział drobny azjata o podejrzliwym wyrazie na twarzy.



- Jakbym Cie nieznała Archie pomyślałabym że coś kombinujesz.
- Przez chwilę myślałem że już nie przyjdziesz, potem, że wejdziesz i wypalisz mi czymś w twarz - mężczyzna się uśmiechnął widocznie rozluźniając - ale widzę, że się myliłem. Gdzie Twój człowiek?
- A Twoi? - odbiła piłeczkę fixerka.
- Spokojnie Elf i Ork za chwilę tu będą.
- Tak jak mój mag, jak tylko przekroczy próg knajpy dostanie na ‘linka nr loży i kod.
Męczyzna spojrzał na swój mikrokomputerek i jakby upewnił sam siebie.
- Za pięć ósma - to co po drineczku… na mój rachunek oczywiście. - Uśmiechnął się szelmowsko wyświetlając na blacie stołu neonowe menu.
 

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 12-04-2015 o 22:04.
Nightcrawler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172