11-04-2019, 15:31 | #81 |
Reputacja: 1 | Cokolwiek zrobił Kocięba, podziałało i to było najważniejsze. Krwawa magia w rękach rusków nie wróżyła za dobrze nikomu. Nie był pewien, skąd zdobyli te środki i techniki, ale całkiem pasowały z diablim pyłem, w jaki zamienił się cały zdobyczny sprzęt. Z wysnuwaniem jakichkolwiek teorii na głos, wstrzymał się z wyjściem z tuneli. Co prawda uwolnienie tego, cokolwiek było zakute w cysternie, uspokoiło okolicę, ale z jakiego dokładnie powodu, ciężko mu było określić. Gdy już wychynęli na powierzchnię i troll mógł z przyjemnością odetchnąć czystym powietrzem. Zaciągnął się nim, jak palacz znalezionym po kilku godzinach ostatnim papierosem. - Tak sobie myślę. W tej cysternie schwytali i zamknęli kawałek ducha puszczy, albo coś, z czym pertraktowali wcześniej, żeby dostać ten diabli pył, ostatnia opcja, to oddaliśmy lokalnym kultystom ich demona, ale wtedy byśmy już pewnie byli martwi. Więc opcja pierwsza lub druga, to coś atakując bariery, sięgało w czasie daleko przed przebudzenie. Tutaj las w miarę spokojny, mam nadzieję, że to był jednak tutejszy duch. - Powiedział Kowalik do reszty. Wykorzystując chwilę pozornego spokoju, wyciągnął batonik z racji i zaczął go metodycznie pożerać, co nie zajęło zbyt wiele czasu. Nie czuł się specjalnie głodny, ale wiedział, że to wyłącznie kwestia czasu. W tym czasie jego oczy przebiegały okolicę, nie dając sobie luksusu całkowitego relaksu. Chwycił karabin tak, by móc go wygodniej użyć niż w podziemnych ciasnych korytarzach. Czuł się rozluźniony, podejrzewał, że część tego stanu wynika z magicznego tła, która była o wiele spokojniejsza od tego, na co trafili w podziemiach. Uwolnienie tego czegoś na dole, też pomogło, choć nie był pewien czy tylko chwilowo, czy docelowo. Babcia, która czasami wisiała mu za ramieniem cały czas, miała chyba jeden z tych okresów, gdzie znikała na trochę i nie bardzo było się jej jak poradzić. Wzruszył więc sam do siebie ramionami i schował opakowanie po batoniku do kieszeni, pomny na ostrzeżenia. Zerknął na mapę, sytuacja wyglądała całkiem przyzwoicie w porównaniu do bajzlu, jaki do tej pory mieli za sobą. Nawet jakaś sowa przeleciała między drzewami, wychwycił ją kątem oka. - No dobra, ciekawe co czeka na nas dalej, pora skończyć ten piknik. - Mruknął pod nosem, wyciszywszy wcześniej komunikator.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
16-04-2019, 23:35 | #82 |
Reputacja: 1 |
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
24-04-2019, 20:42 | #83 |
Reputacja: 1 | Kocur Nic nie nadeszło, nic nie odgryzło im głów. Menel-Czarodziej miał moc. Kocur splunął, słysząc o Aztlanie. Chyba jak każdy widział te nagrania z Mexico City. Kocur z Wysockim nadal prowadzili, podświadomie narzucili nieco szybsze tempo, oświetlając i badając wszystkie możliwe załomy. Kocur schował pistolet, szedł z kałachem gotowym do strzału. Powietrze. Wyszli ze schronów, rozsypując się w tyralierę. Nocną ciszę zakłócił łomot silnika quada. Na razie czysto. Kocur wspiął się na skarpę, zajmując pozycję nad wejściem do tunelu. Przywarł do pnia drzewa. Rozstawienie sprzętu trochę zajmie. - I znowu las - westchnął - przynajmniej jest ciepło.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |
29-04-2019, 21:42 | #84 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Stalowy : 29-04-2019 o 21:56. |
01-05-2019, 23:35 | #85 |
Reputacja: 1 | Kowalik czuł się obecnie gorzej, niż na początku, kiedy jeszcze nie rozumiał, że to babcia Jola zagląda mu czasami przez ramię. Tamte dni prawie doprowadziły go do paranoi, nie można było powiedzieć, żeby się to na nim zupełnie nie odbiło, do tej pory miał problemy ze spaniem, ale do obecności znajomego ducha, zdążył się przyzwyczaić. Do tego, co obserwowało ich teraz, raczej nie dało się przyzwyczaić. Odczuwał to tak, jakby jakiś gigant, z wyjątkowo paskudnym charakterem, wściekły i na kacu, obserwował muchy, które weszły na jego stół, i tylko czekał, aż zrobią coś, za co będzie mógł je pacnąć gazetą. Zbyszek co jakiś czas upewniał, się, że opakowanie batonika jest nadal bezpiecznie schowane w kieszeni, apetyt całkowicie mu odszedł. Przedłużające się oczekiwanie na kontakt z łącznikiem bądź Dobroleszym, wcale nie wpływał dobrze na trolowe samopoczucie. Minuty wlekły się nieubłaganie, więc gdy dojrzał ruch, prawie podskoczył. Gdy zrozumiał, że to znajomy drzewiec, a nie las, który zdecydował się jednak ich pozbyć, odetchnął z ulgą, ale tylko na chwilę. W aurze otoczenia nic się nie zmieniło, a to, jak wyglądały resztki drugiego oddziału, nie napawały optymizmem. Wraz z drzewcem wziął przyczepkę z quadem na ręce i ruszyli dalej. Duch lasu faktycznie musiał być na skraju psychozy, skoro coś takiego mogło go łatwo rozwścieczyć. Gdy Hipolit wskazał Brzozowca, nawet nie rozważał słuszności rady chowania się do środka. Czuł się cały czas obserwowany przez giganta a to, co zobaczył nie było tym czymś. Starszy, jak nazwał to ent, było jedynie lekką kwestią skali. Gdy usłyszał wyjaśnienia, czemu Pradawni są tacy rozdrażnieni, zastanowił się dłuższą chwilę. - W jaki sposób zginął? Bukowiec. – Zapytał Zbyszek, wolał sprecyzować, od jakiegoś czasu dookoła było o wiele za dużo śmierci. Gdy elfka w końcu poprowadziła ich do sali zgromadzenia, rozglądał się bezczelnie wszystkim metaludziom, starając się przypomnieć nazwy, jakie kojarzył. Większość budziła tylko mgliste wspomnienia. Zastanawiał się jednak, czy obecność ich wszystkich była czymś nowym, od czasu komety, czy też zaczęli się pojawiać już dawno, od ostatniego przebudzenia. Co oznaczałoby, że korporacyjna papka i oficjalne informacje odnośnie gobilinizacji, były tylko papką dla mas, która miała utrzymać masy mniej więcej w ryzach. Nabyty cynizm skłaniał go do drugiego wniosku. - A co z atakiem na oddział Hipolita? – Wtrącił Zbyszek. - Jeśli mogli się swobodnie przedzierać przez las, to może nie była to ich pierwsza taka wycieczka, a raczej coś regularnego, czego z powodu prób uspokojenia Lubosza, nie mieliście jak zauważyć? – Zapytał Kowalik, kiedy na chwilę zapadła cisza. Podejrzewał, że zna już swoją rolę w nadchodzących wydarzeniach. Nie był deckerem, czy jak to nazywali tutaj, Władcą Maszyn, przynajmniej nie w wystarczającym stopniu, żeby cokolwiek pomóc. Zostawało mu miejsce w szturmie na umocnienia, ponownie jako żywa broń. Skoro Rosjanie dysponowali tutaj również sporą siłą magiczną, to jego ręce będą zapewne równie, jeśli nie bardziej potrzebne, niż karabin. Niepokoiła go cisza ze strony babci, ale nie dziwił się wcale, że nie chciała się pokazywać w pobliżu Lubosza. Póki co, troll spróbował się zrelaksować głębokimi wdechami i wydechami, nie miał pojęcia ile czasu zajmie im czekanie, ale miał nadzieję, że uda mu się chociaż odrobinę odprężyć, bo jego szósty zmysł wyrabiał obecnie nadgodziny.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
07-05-2019, 15:37 | #86 |
Reputacja: 1 | Jak zwykle, sytuacja komplikowała się wtedy, kiedy nie była w zasięgu jej ręki - nie była od niej zależna. Dowództwo dostało komunikat - i dobrze - ale ekipa Dobroleszego przepadła w eterze. Przeczuwała najgorsze. Stres znowu zaczął walić pod powałę i na pewno nie pomagała mu atmosfera tego pojebanego miejsca. Podobno elfy mają lubić lasy. Tym, którzy takie banialuki pierdolą z dziada pradziada, naćpani tolkienizmami, to trzeba kazać wrócić do swoich fantazy i pójść się pierdolić. Ktoś by powiedział, że ten las jest chory, że metaludzkość go zraniła, że trzeba go uleczyć. Gówno prawda. Rozejrzyj się ćwoku. Wszystko żywe, pozarastane, "piękne". I wszystko będzie chciało ciebie zabić w momencie jak się choćby trochę głośniej zesrasz. Żeby nie te pieprzenie o "zielonych płucach Polski" i konieczność szukania sojuszników dla rewolucji, to najlepiej byłoby to miejsce napalmem oblać. Skupiła się na czymś innym, bo jeszcze "duchi gaju" przyjdą i ją zajebią, bo źle myśli. Policja myślowa, kurwa ich mać. Więc zaczęła kombinować na temat MRU, szczególnie po minięciu dość dobrze zachowanego szkieletu garażu czy innej hali. To miejsce mogło ukryć całą armię ludzi i cały sezam fantów potrzebnych do prowadzenia działalności rewolucyjnej. Jakby się uprzeć i wykorzystać magię oraz nowoczesne maszyny, można by było robić podkopy - do Gorzowa, do Zielonej Góry, do tuneli po Festung Breslau. W dobie intensywnych nalotów, które zrównały Wrocław i okolicę z ziemią oraz zmusiły AW do ukrycia się w jej trzewiach... to był może szalony, ale dobry plan. Trzeba go będzie przedstawić szefom. Wreszcie dotarli do Kęszycy Leśnej. Na szczęście Hipolit miał dobre wyczucie chwili i zdecydował się im otworzyć wrota do wioski. W środku było lepiej. Pomimo kręcących się po okolicy wkurwionych drzewców o mózgach przeżartych tępactwem równie mocno co alkoholik denaturatem i dziwnego wrażenia, że lokalsi też musieli się skradać po własnej sadybie (a może i kwadracie) to było tutaj i tak lepiej niż na zewnątrz. Nawet widok zaniedbanych, opuszczonych i pozarastanych reliktów rodem z PRLu nie ruszał obytej w zadupiach i slamsach anarchistki ze średnio dobrego domu. Raport enta jednak popsuł jej ten odzyskiwany humor. Czarna Kompania w środku Puszczy Lubuskiej. Z bronią - i to niezłą - z czarnego pyłu. Wiedziona przez jakuckiego szamana, który ogarniał okolicę. Skąd u nich był kurwa szaman z Jakucji? Przebudzona Syberia oderwała się od Rosji w krwawej wojnie o niepodległość i nie miała z kacapami dobrych stosunków - więc kto to był ten typ? Zdrajca? Wyrzutek? I to pracujący dla najgorszych śmieci po drugiej stronie barykady. Zresztą, jakby nie było... trzeba było przekonać leśników, żeby zorganizowali jakieś patrole czy coś i zaczęli tych frajerów wyłapywać, bo inaczej wszyscy z torbami pójdą. Wreszcie nadeszła audiencja u lokalnego komitetu. Zadziwiała ją różnorodność tubylców a także fakt, że jednak mieli pośród nich paru deckerów. Niemniej jednak, wszystko po kolei. Najpierw gradobicie pytań. - Ok, mam już wstępny plan działania - powiedziała Zawada po wysłuchaniu druida i pozostałych - Ale najpierw mam parę pytań. Od kiedy ci frajerzy z Czarnej Kompanii się tu szwędają? Dobroleszy już wam mówił o tym, rozumiem? Wszyscy mają tych jakuckich szamanów? - To pierwszy taki przypadek, że na nich natrafiliśmy! Ale jeżeli pierwszy to nie wykluczone, że wcześniej też tutaj byli, tak jak mówi wasz kolega troll. Hermetyczni tu się pogubią, nawet szamani muszą się zmagać z humorami Duchów Lasu… ale oni. Przyjrzę się tej sprawie. - Jeżeli mogę. - wtrącił się Kocięba - Czarci pył, magia krwi w podziemiach, szamani z bardzo dzikich ostępów. Mogą korzystać tak jak ja z Tradycji Chaosu, by uzyskiwać przez fuzję tych rzeczy efekty niedostępne dla “czystych” szkół magii. - To ciekawe spostrzeżenie, ale na dyskusje o naturze magii może weźmiemy się innym razem. - odparł druid - Jak poszedł atak na Wędrzyn? Udało wam się zająć wioskę czy nie? Jakie siły mieli tam, czy nadal mają, Ruscy czy rybokraci? - Entowie prawie zrównali ten garnizon z ziemią, są tam teraz tylko ruiny. Stacjonowali tam żołnierze rządowi - piechota i trochę zmechanizowanych. Teren wokół był regularnie wypalany. W trakcie ataku okazało się, że chyba pośród dowództwa było paru Rosjan, bo krzyczeli w cyrylicy. Gdy tylko zdali sobie sprawę, że nie odeprą natarcia skrzyknęli oddział i próbowali się przebić wozami pancernymi. Jeden entowie zdołali zatrzymać, ale w środku znaleźliśmy tylko martwe ciała. Jeden z nich - z dokumentami rosyjskimi chyba zastrzelił oficera który nim jechał, a potem siebie. Przebiły się dwa wozy i wjechały w jakieś podziemne wrota na skraju bazy, które potem zatrzasnęły się na głucho. Źle zrobiliśmy że nie poszliśmy od razu za entami, może zdołalibyśmy ich wszystkich osaczyć i wykończyć, a tak ktoś się wymknął. - Skąd te dyski? Co takiego w tym Wędrzynie było? - Zdołaliśmy zabezpieczyć ich serwerownię i parę komputerów. Zostali zaskoczeni, wpadli w panikę, nie zniszczyli wszystkiego. Z tego co odczytaliśmy po normalnych dokumentach mieli tu po prostu stacjonować i być zabezpieczeniem dla Lubuskiego, ale z tego co wywnioskowaliśmy chyba mieli pilnować wrót do podziemnego kompleksu. W biurze dowódcy znaleźliśmy jakieś notatki o “cholernych Kacapach patrzących im na ręce” i “ich pieprzonych tajnych projektach ich popieprzonych czarowników”. - Ilu macie tych deckerów? Jaki sprzęt i skill? - Czwórka deckerów, zdołali złamać prostsze zabezpieczenia, ale tych poważniejszych wolą nie tykać. Będziesz musiała sama z nimi pomówić, ale są chętni podporządkować się bardziej doświadczonym Mówcom Maszyn. - Jesteście w stanie mieć wyjścia z MRU obstawione? Żeby kacapy nie próbowały łatwych rozwiązań. - Po spotkaniu z szamanem Rosjan nie będziemy mogli dalej polegać tylko na leśnych stworzeniach. Obstawimy wyjścia - te które znamy. - Moi ludzie ponieśli straty. Potrzebujemy posiłków jeśli mamy wziąć te ruskie bunkry. - Znajdą się chętni do walki, pewnie nawet sporo. Hipolit mówił, że jesteś dobrym dowódcą. Zdaję sobie sprawę, że to naiwne, ale mam nadzieję, że wrócą wszyscy, a jeżeli nie to ich udział przyczyni się do wspólnego dobra. Zawada pokiwała głową. Nie miała więcej pytań. Spojrzała po swoich, czy mieli coś do dodania, po czym wypaliła: - Zbychu, Kocur - razem z Hipolitem, resztą i gospodarzami ogarnijcie logistykę i plan podejścia do tego ruskiego kurnika. Przygotujcie sprzęt, broń, mapy, może jakiś plan działania. Zróbcie jakąś burzę mózgów czy co. Ja i Bebok będziemy w tym czasie zajęci. Bebok - zwróciła się do krasnoluda - Szykuj deck. Pójdziesz ze mną łamać te dyski jako asysta. Jak będzie za gorąco, to się wycofasz i będziesz pilnował bym nie zaliczyła flatline'a i co tam jeszcze się brzydkiego pojawi w Matrixie, to mnie ostrzeżesz. Druidzie Kuklicki - spojrzała na starca - będziemy potrzebowali wszystkich deckerów jakich macie. Najmniej doświadczony będzie pilnował reszty z meatspace'a, reszta deckuje z nami jako asysta. Ale to spokojnie. Najpierw z nimi pogadam, zobaczymy o co kaman z tymi zabezpieczeniami, potem sama tam wlecę, rozeznam się w sytuacji. Potem wzywam resztę i albo jebiemy z brutala, albo na miętko. Czekała na odpowiedź druida, po czym spojrzała po wszystkich. - Jakieś pytania? - po chwili (i ew. wysłuchaniu oraz odpowiedzi) zamknęła sprawę - To do roboty. Mamy ciasny grafik.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 07-05-2019 o 15:42. |
08-05-2019, 22:45 | #87 |
Reputacja: 1 | - Prawdziwe powietrze to takie które można pogryźć. -
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 08-05-2019 o 22:57. |
14-05-2019, 19:38 | #88 |
Reputacja: 1 | Kocur -Robi się - odparł Kocur, na rozkaz Zawady. Po wyjściu z tuneli zmienili szyk, tym razem Kocur zamykał kolumnę, wraz z drugim partyzantem trzymali się kilka-kilkanaście metrów za kolumną, skacząc od drzewa do drzewa, schodząc ze ścieżek i nasłuchując. Czysto. Znaczy zero ruskich, bo nawet Kocur czuł. Coś w lesie, czające się za winklem i znikające od razu, kiedy tam spojrzał. W bazie było tak samo, przed samym wejściem do budynku w Kęszycy, kiedy jego wzrok spotkał się z oddalonym Entem. Kocur powoli się odwrócił. Nie lubił takich spojrzeń, i to bardzo. To nie był jego świat. Była to niezła zbieranina wszystkich leśnych i magicznych stworzeń. I im mieli pomóc. -Ma ktoś mapę? Musimy się zorientować, gdzie najskuteczniej uderzyć. Zaobserwował ktoś drony? Panie nadleśniczy? To nie był front jak wtedy, gdy zatrzymali uderzenie Czarnej Kompani na stawach. Najpewniej walka tutaj wyglądała jak w zeszłym stuleciu w Wietnami. Sowieci mają bazy, które kontrolują, a na resztę terenu wysyłają patrole, udając, że kontrolują wszystko.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |
20-05-2019, 00:36 | #89 |
Reputacja: 1 | Zawada szybko podjęła decyzję. I chociaż sytuacja w lesie się jej wybitnie nie podobała to rozkazy były jasne. Znaleźć sojuszników i ich wspomóc. Bebok po dłuższym namyśle przypomniał sobie, że rzeczywiście Kuklicki było nazwiskiem jednego z czołowych badaczy skażonych terenów na Mazurach. Najwyraźniej poczuł w trakcie pracy tam jakieś “powołanie”. |
23-05-2019, 19:48 | #90 |
Reputacja: 1 | Bez zbędnego pierdolenia zabrali się do roboty. Zawadzie jako tako podobało się gniazdo deckerskie, które sobie uwili tutejsi entuzjaści. Nie raz i nie dwa widziała, używała i sama klepała podobne ze sprzętów z odzysku. Światłowód znacznie poprawiał sytuację - sygnały bezprzewodowe mogły zostać zakłócone przez byle co, byle gdzie i z byle powodu. Najważniejsze jednak było, że miała spore doświadczenie w deckingu i sprzęt o dwie klasy lepszy od tego całego złomu i składaków lokalsów. Sony CTY-360 był znośny, a przede wszystkim solidny. Może to nie był Fairlight Excalibur czy Transys Highlander, ale póki co zdawał egzamin. Bebok miał swój sprzęt, gorszej klasy niż Zawady, lepszej niż tubylców. Przygotowała programy i ESPy. Miała ich sporo, ale wszystkie były w podstawowej wersji 1.0. Ponadto jej deck mógł wprowadzić tylko limitowaną ilość razem z jej personą. Po wysłuchaniu "odprawy" od tutejszych deckerów, zdecydowała się dobrać typowo ofensywne programy - Killer, Slow i Erosion - w sam raz aby spowolnić, poranić i jak najszybciej ubić pojedynczy Black ICE'y lub ubić jednego i dowalić jednemu albo dwóm innym. Wspierać ją w tym miał Assassin ESP - typowy "glass cannon", który szybko schodził od wrażych ataków, ale potrafił im przywalić trzy razy mocniej. Za żywe tarcze i tak mieli robić tubylcy. Taki był zamysł. Oczywiście nie powiedziała tego głośno. Kiedy już podpięli datajacki do decków, a te do zdobycznych dysków, przed deckerami rozpostarł się co najmniej dziwny, absurdalny i kiczowaty obraz połączony z dźwiękiem. Zawada z początku była zamurowana, potem jednak rzuciła coś pod nosem o "kiepskim kacapskim żarcie" i zajęła się robotą, razem z pozostałymi skuwając czerwony lód. Konfiguracja zabezpieczeń była nietypowa, ale na pewno skuteczna. Kombinacja irytującego audiovideo, gruba warstwa customowego lodu wyposażonego w kod alarmowy rozchodzący się "echem", ukryte i uśpione czarne programy - całość była jedną wielką i bardzo wyraźną pułapką. Każdy kto chciał przedrzeć się przez lód bez strat, musiałby mieć laserową precyzję i nerwy ze stali. Mało było takich deckerów... i żadnego w tej grupie. Kiedy Czarny ICE został zaalarmowany przez rozsypujący się czerwony kryształ, zareagował błyskawicznie, znienacka wyskakując ze swojej kryjówki w deszczu czerwonych odłamków. Był jednak daleko. Tylko to uratowało ekipę, która zaczęła go bombardować standardowymi atakami typu Blaster 1.0. Zawada zarzuciła na niego Slow i Erosion. Ale to nie był byle jaki dystansowy czy bliskodystansowy "czarnuch", tylko jebany Destroyer. Groźny wygląd połączony z potężnymi atakami i wysoką odpornością robił swoje. Zanim go zdołała rozbić Killerem, ten zdołał wyeliminować personę gnoma... i tym samym jego samego. Na szczęście obyło się bez dalszych incydentów. Strach otrzeźwił wszystkich, którzy dołożyli wszelkich starań, aby powolutku i ostrożnie skuć ostatnie warstwy czerwonego lodu, zgarnąć "skarb" i jak najszybciej zwinąć się z tego miejsca. Po odłączeniu się Martyna z pewnym zaskoczeniem stwierdziła, że gnom wciąż żył - stał się warzywem, ale żył. Zadziwiające. Albo ktoś spieprzył kodowanie tego Niszczyciela, albo ten kolo był niebywale twardy... albo po prostu gdzieś wystąpił jakiś błąd. Nieważne. Mieli to, co chcieli, a ten gnom poświęcił się dla dobra Sprawy. Rewolucja wymagała ofiar. "Czerwoni Druidzi". Kolejny kiepski, kacapski żart. Zawada mruknęła coś o tym, że czerwoni dlatego, bo wódę czy siarczane wino łoją, a druidzi, bo robią to po lasach. Jak żule. Tak czy inaczej, była zadowolona z dotychczasowych sukcesów i szybkości, z jaką reszta ogarnęła temat. Mieli teraz dość ludzi, by uderzyć z dołu i zrobić jakąś dywersję na górze. Zaproponowała entom i śmiałkom, ażeby zaatakowali wraży bunkier za pomocą dostępnej broni ciężkiej i długodystansowej oraz magii i przywołanych istot, podczas gdy reszta miała szturmować od podziemi (co już zaproponowali inni). Po odprawie spytała się, czy możliwe było rozstawienie anteny - jeśli tak, to miała zamiar wysłać kodowany pakiet danych z raportem i, jeśli to możliwe, kopią danych ze zhakowanych dysków. Całość miała pójść do dowództwa. To tak w razie gdyby im się nie udało i nie było możliwości kontaktu lub puszczenia gońca. Odkrycia, dedukcja i powiązanie ostatnich wydarzeń z działalnością Czerwonych Druidów stawiało tych ruskich skurwieli na pozycji magicznych twardzieli... ale także znacznie upraszczało sprawę. Śmierć tych zjebów nie tylko oznaczałaby eliminację lokalnej prezencji Neosowietów i zawarcie sojuszu z Puszczą Lubuską, ale także zaprzestanie procesu "toksycyzacji" lasu i jego istot. A eliminacja ta była możliwa - Kocięba i reszta dowiedli, że są w stanie skutecznie zwalczać konstrukty CzD kiedy już wrócili do MRU. Kiedy już sforsowali wrota do sadyby skurwieli ze wschodu, poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Cokolwiek te łajzy odwalały, to nie było nic przyjemnego. Kojarzyło się to z magią krwi. Wydała rozkazy. Powolny napór, szyk bojowy, obstawianie wszystkich czterech kierunków plus sufit i podłoga, krótkie serie i salwy bez paniki, ciągły technologiczny i magiczny skan okolicy. Czas było rozpocząć sprzątanie.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |