|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-12-2012, 18:48 | #311 |
Reputacja: 1 | Nie miała pojęcia po co Mierzwa i ten nowy z nią poszli, na ziołach się przecież nie znali. Chcieli ją ochraniać? Dobre sobie! Nie potrzebowała ochrony, nie teraz. Albert to co innego, kiedy tamtych dwoje jedynie pałętało się pod nogami i gapiło, czarodziej naprawdę się przydawał, z nim szukanie szło znacznie szybciej. Część potrzebnych składników rosła w lesie, więc po prostu weszła w las, może i było jakoś dziwnie cicho i ponuro, ale jaki sens miałyby wcześniejsze poszukiwania gdyby zawrócili nie mając wszystkich składników? Absolutnie żadnego! Jakże wszystko było teraz proste, myślała niedbale odrzucając spróchniały pień który utrudniał jej dostęp do grzybków. Skupiona na celu o mało z rozpędu nie trzasnęła kozaka który znienacka złapał ją za rękę. Spojrzała nań pytająco, nieco rozdrażniona. Jak już nie pomaga to mógłby przynajmniej nie przeszkadzać. - A i owszem.- odparła na jego pierwsze pytanie po czym wróciła do swoich zajęć. Mężczyzna chyba nawet tego z jej strony nie oczekiwał natychmiast zasypując pytaniami Alberta jako bardziej uczonego, zupełnie jakby sama nie potrafiła wyjaśnić co się z nią dzieje. Na wzmiankę o błogosławieństwie roześmiała się dziko. -O tak błogosławieństwo… od samego papy Nurgla.- skomentowała. Czyżby kozak tak łatwo zapomniał o nadzwyczajnej sile goblinów z którymi przyszło się mu mierzyć, czy może nie chciał wierzyć że i jego towarzyszy mogła dotknąć zaraza? Nie obchodziło jej to. Kiedy zerwali już wszystko co mieli do zerwania żwawo ruszyła do obozu, trzeba było jeszcze przecież uwarzyć mikstury. Szybko rozstawiła kociołek i aptekarskie utensylia. Najpierw pozwoliła by Róża przygotowała odtrutkę, a potem już sama zajęła się miksturami leczniczymi. Nim nastał zmierzch udało jej się sporządzić dwie, akurat tyle by spłacić swój dług zaciągnięty u reszty kompanii, co też uczyniła oddając jedną Gislanowi a drugą Brunonowi. Potem posiliła się i dopilnowała by wiedźma zjadła swoją porcję. Dziewczyna musi być jutro w dobrej formie. - No to jak będzie, ruszamy czy koniecznie chcecie zaczekać na Łowcę Czarownic?- zapytała po raz kolejny, dając do zrozumienia która opcja jej odpowiada. Na nowe znalezisko, owszem popatrywała i słuchała również, ale bez szczególnego zainteresowania, ot kolejny nieszczęśnik któremu przyszło stanąć na drodze mrocznych sił. Ostatnio edytowane przez Agape : 13-12-2012 o 18:54. |
14-12-2012, 09:22 | #312 |
Reputacja: 1 | Jon robił za ochronę podczas zbierania ziół. Prócz rozglądania się miał czas pomyśleć. Zbliżali się już do klasztoru, wciąż jednak było wiele niewiadomych. Kim jest Róża? Dziewczyna wydawała się przygotowana na bycie składnikiem do jakiegoś rytuału. Mag od starego lorda z pewnością poświęci jedną osobę by ratować setki... Tylko czy zrobi to Jon? Odmienną sprawą jest czy będzie miał wybór. Wśród najemników, widział i takich co wyglądali na rzeźników. Z jednym sobie poradzi ale z kilkoma... Najważniejsze będzie jednak zdanie najwyższej kapłanki Shalyi. Jeśli ktoś ma być kompasem moralnym Jona to tylko ktoś taki. Coś mu się wydawało, że mag i ona niekoniecznie przemówią jednym głosem... W takich rozmyślaniach wrócił do obozu. Zajął się swoim koniem, zgodnie z wskazówkami od bardziej doświadczonego w tej materii Mierzwy. Ogier był idealny do potrzeb Jona, duży i silny jak on sam. Gdy Vogel znalazł jakiegoś przybłędę, Jon zerknął ciekawie kim jest ów nieznajomy. Jeśli to jakiś szaleniec natychmiast go wyrzuci ze świątyni. W razie oporu zaś.... Nikt nie może zakłócić ich misji. |
14-12-2012, 11:07 | #313 |
Reputacja: 1 | Mrok… Ciemność… Pustka… Strach… Samotność… Nuda… ta cholerna pieprzona nuda! Oszaleć można! Z nikim pogadać, z nikim pożartować. Nie ma kogo podrywać ani… ekhem. Chociaż właściwie czemu się dziwie. To bardzo ludzki odruch. Jak powiedział mi kiedyś jeden ze znajomych: „jedynym zboczeniem jest brak ochoty na sex” Święta słowa… Ta cholerna klapa nie ruszy nawet o cal… Poddaje się. Teraz tylko Randal i bogowie mogą mnie ocalić… *** Podróżny spał. Co więcej mu pozostawało. Piwniczka miała może dwadzieścia kroków szerokości i trochę więcej długości. Był to oczywiście tylko orientacyjny strzał ponieważ mężczyzna nie znał się na liczeniu odległości. Co innego gdy chodziło o pieniądze, ale teraz żadna moneta nie uratowała by mu życia. Resztę pomieszczenia zajmowały półki. Dobre w nich było tylko to, że były pełne jedzenia i picia, więc śmierć z głodu mu nie groziła. Podobnie było z dostępem powietrza, chociaż nie udało mu się wyśledzić jakiegoś ujścia albo innego tajnego wyjścia. Był sam, zamknięty, zapomniany. Tak więc spał, bo nic innego mu nie zostało poza załamaniem się. Gdy obudził się po kolejnym nerwowym śnie, przez moment miał wrażenie, że nadal przeżywa senne halucynacja. Nie po raz pierwszy miał wrażenie, że ktoś krząta się na górze. Dlatego początkowo darował sobie okrzyki i wzywanie o pomoc. Usiadł, rozprostował obolałe i zziębnięte stawy. Przetarł oczy, pozbawiając się ostatnich śpioszków. Krzątanina na górze nie zamierała. Wbrew przeciwnie wydawało się, że nabiera na sile. Serce mocniej mu zabiło. Zerwał się momentalnie i dopadł drabiny. Zaczął łomotać w klapę. Chciał wołać pomoc ale początkowo udało mu się wydobyć jedynie piskliwy skrzek. Zaspane gardło sprzeciwiało się jakimkolwiek oznakom aktywności. Miał wrażenie, że za chwile zedrze je sobie. Nie mógł przełknąć śliny. Najwyraźniej spał dość długo. Nie mógł sobie przypomnieć kiedy ostatnio coś pił. Zapasy nie pozwalały przetrwać więcej kilka dni, dlatego wydzielał je sobie skrupulatnie. - Hej! Pomocy – zachrypiał cicho, ale powoli jego głos nabierał siły. Knykcie bolały od uderzania w powałę ale nie mógł przerwać. Nie teraz kiedy powróciła dawno zgaszona nadzieja. Klapa nagle oderwała się i to bynajmniej nie tylko w tym miejscu w którym powinna. Zawiasy puściły jakby ich nie było. Zaskoczony tym faktem i uderzony blaskiem, spadł z drabiny boleśnie obijając sobie tyłek. Nie zważając na to, momentalnie zerwał się na równe nogi gdy tylko oczy przyzwyczaiły się trochę do nagłej zmiany światła. Nadal widział głównie jasną plamę ale po pomieszczeniu mógłby przemieszczać się nawet na ślepo. Wszedł po drabinie. Pierwsze co usłyszał to zgrzyt mechanicznego urządzenia i napinających się ścięgien. Wielokrotnie musiał już uciekać gdy tylko w mroku usłyszał podobne dźwięki. Teraz także instynktownie skulił głowę, ale nie wycofał się w głąb piwniczki. Wolał już umrzeć niż znowu zostać tam zamknięty. Po chwili intensywnego mrugania dostrzegł zgraję ludzi mierzącą do niego z wszystkich rodzajów broni dostępnych człowiekowi. Chociaż chyba brakowało im kuszy oraz balisty. W znanym wszystkim mieszkańcom Imperium geście, pokazał, że nie ma złych zamiarów. Westchnął z radością, że Randal uchronił go przed jakimikolwiek dziwactwami, mrocznymi klątwami czy plugastwem szaleństwa. Czasami trochę tylko żałował, że nie zostawił mu więcej włosów na czerepie. - Dia-a-a-beł panie, diabeł. Po-o-o-wiedzcie swe życzenie a spe-e-e… - zabeczał w odpowiedzi na pytanie jeszcze większego łysielca niż on. Po nagłym poruszaniu i silniejszym naciągnięciu cięciw zrozumiał, że jego żart nie został dobrze przyjęty w tym towarzystwie. - … zaraz, spokojnie! Pax, PAX!! Cholera bo zaraz mnie tutaj nafaszerujecie jak jakiegoś królika. Czy wy wiecie kim jestem!? W sumie to nikim, ale mogę mieć dziatki, rodzinę, żonę, matkę, psa, małego kotka, zagrodę a w niej kilka krów… Potokowi jego słów mogło by nie być dojść, gdyby nie zorientował się, że znowu plecie trzy po trzy. Była to chyba jedna z jego największych wad. - Nie wyganiajcie mnie od razu, panie. Dajcie mi najpierw wyjaśnić… – kontynuował w stronę jegomościa z zakręconym wąsem. Zaraz, zakręcony wąs, łysina, szabla u pasa. Czy to możliwe? - Nu, kumie nie przyjmiesz towarzysza z Praag? – dodał na zakończenie w płynnym Kislevskim.
__________________ you will never walk alone Ostatnio edytowane przez Noraku : 15-12-2012 o 18:02. |
14-12-2012, 20:04 | #314 |
Reputacja: 1 | Mierzwa zmrużył oczy niczym ryś z puszcz Lynski. - Kumie? Jaki kumie, do diaska? - warknął nie rozpoznając nieznajomego. - Gadacie po Kislevsku. Czyliście jednak nie demon, bo demony po kislevsku nie potrafią, jak bajają przekupy na rynku w Rakhovie. Aleście i nie anieli, boście kaprawi na twarzy niemożebnie... Mierzył Dmuch człeka z rodzinnych stron z góry do dołu zimnym wzrokiem. Z dołu do góry. W końcu splunął w bok. - Byliście w Praag? W chorągwi pancernej? Mówcie, bom niecierpliwy! - zakomenderował. - Skąd mnie znacie? Bo ja Waszej umorusanej gęby nie kojarzę. *** Gdy Vogel i Elise zajęci byli swymi sprawami Dmuch powstał z posłania i przeciągnął się wymownie. Następnie niespiesznie skinął na Alberta i Gislana. To samo uczynił ku Moperiolowi. Gdy towarzysze skupili się wokół niego zaczął klarować im swe zamysły powoli. Wcześniej ponownie upewnił się, że nikt ich nie podsłuchuje. - Zebrałem tu Was, bo Was znam i poważam. Wyście przeżyli Ostermak, a to dla mnie wiele znaczy. Wam zawierzę swe wątpliwości. Chodzi mi o klątwę, o której prawił nam Antara. Niewiele powiedział, ale jedno mi utkwiło w pamięci. Zamilkł i przywołał słowa Starego Sępa. Powoli zaczął mówić chrapliwym, choć cichym głosem. - Stary magnat mówił: "Sama choroba, nie jest podobna do żadnej, o której wcześniej słyszałem. Matka Ulrica pisała mu, że zarażony człowiek początkowo czuje przypływ niezwykłej siły i witalności. Jest wstanie robić rzeczy, których nigdy wcześnie dokonać nie zdołał. Ponoć starcy nabierają wigoru młodych mężczyzn a dzieci mają siłę dorosłych. Zarażeni żołnierze w pierwszych dniach choroby potrafi władać wielkimi mieczami i ciężkimi toporami w jednej dłoni, ich ciosy były tak mocne, że potrafili jednym cięciem topora ściąć grube drzewo a ciężką kuszę napinali niczym proce". Przerwał na chwilę i skwitował. - Ten okrutnik Vogel i Elise są chorzy, to jasne. To klątwa Nurgla bez dwóch zdań. Musimy coś z tym zrobić. Zrobić coś z nimi - położył nacisk na ostatnie słowo. - Oni przenoszą zarazę. Wiecie, że nie ma tutaj dobrych rozwiązań, ale podróżowanie z zarazą? Wprowadzenie jej do klasztoru, to jest... herezja, zdrada. Wszyscy zginą - zamilkł. - Elise dziś wieczorem w lesie, na moje pytanie co jej jest parsknęła opętańczym śmiechem. Wie, że jest zarażona. Wymawia imię mrocznego boga Nurgla, bez najmniejszego wahania. Kpiła ze mnie. Niczego się nie wyparła. Westchnął ciężko.Powiódł posępnym wzrokiem po kamratach. - Radźcie coś. Zanim tamci się domyślą. Chodź moim zdaniem powinniśmy ich opuścić lub... - zająknął się, lecz dokończył. - Zabić, najlepiej we śnie. Ostatnio edytowane przez kymil : 14-12-2012 o 20:08. |
14-12-2012, 21:25 | #315 |
Reputacja: 1 | Usłyszał czego ma szukać to szukał. Gdyby się na tym lepiej znał to lepiej by mu to wychodziło. Wypadałoby się znać na ziołach. Może kiedyś będzie musiał odprawić rytuał z użyciem na przykład wierzbowej różdżki a zamiast niej weźmie sosnową. Tak czy inaczej jakoś pomógł i mógł widzieć jak dziecko poczuło się lepiej. Wyrok został odroczony. Na wyruszenie w drogę się nie zapowiadało więc postanowił sobie pochodzić po ruinach zobaczyć czy zostało w nich coś wartego uwagi, co mogło im coś powiedzieć o tym co czeka ich dalej na trakcie. -Dajcie znać jeżeli stanie się coś ciekawego. Później wędrował w bliskości świątyni zerkając co chwilę na las i to co się w nim lub za nim kryło. Długo się nie cieszył spokojem, coś krzyczano w świątyni więc poszedł zobaczyć jak wyciągnięto z piwnicy jakiegoś mężczyznę, chyba kislevitę. -Powiedz tylko co się stało i jak chcesz to dla mnie możesz iść z nami, lub zostać i wybrać sobie jak umrzeć. Tutaj to już tylko śmierć gości i nie wiem czemu chcemy zostać to na noc. Choć życie w służbie Antary zmusza mnie do tańca z śmiercią to ja wole jej do tego tańca nie prosić. Wy jak wy ale ja wolę obserwować las czy coś z niego nie wyjdzie. My ludzie powinniśmy wziąć pierwszą wartę. W nocy na zmianę Moperiol i Gislan bo oni potrafią widzieć w tej ciemności. Odradzam także ogień lepiej nie przyciągać zbyt dużo uwagi. Już po warcie kozak go wezwał, Mierzwa wydawał się być dość prostym człowiekiem. Albert czasem nie był prostym człowiekiem i dlatego takich cenił, mieli nie skomplikowane pomysły. Skomplikowane plany miały to do siebie, że lubiły się spektakularnie psuć. -Bez wątpienia są. Możemy tylko ich od nas odizolować. -Elise, to i Bruno. Prawdę mówią, że kobieta potrafi wobec mężczyzny taką magią władać przy, której nawet najpotężniejsi z czarowników bledną. Rozłam to ostatnie co nam potrzeba. -Vogel to kawał skurwysyna i nie płakałbym po nim ale to nasz skurwysyn i może być przydatny. -Razem z nami ryzykowali i razem z nami walczyli, wieziemy lekarstwo a i nie wiadomo kto jutrzejszy dzień przeżyje. Dajmy im spokój jak się nam nie uda to dajmy im chociaż sposobność godnej śmierci w walce, lub gdy zaraza postąpi skróćmy ich męki. Oczywiście będzie trzeba powiadomić tego kto teraz w klasztorze zarządza i trzymać się na dystans niech jutro idą jako straż przednia lub tylna, tak by wiatr z ich strony nie wiał. Ponoć to utrudnia zwykłej zarazie przeniesienie się. -To co mówiła słyszałem, mam nadzieje że to zwykła rezygnacja. Pamiętam jak w rodzinnej wiosce kapłan po uderzeniu się młotkiem bluźnił tak, że nas stos mogli go wysłać. Leżał potem w pokucie parę dni na podłodze ale kilka słów jeszcze nic pewnego nie znaczy. |
14-12-2012, 21:25 | #316 |
Reputacja: 1 | - Niestety ja tego uczynić, mój drogi druhu, ni na to pozwolić, nie mogę. A póki wierzę, że możemy Elise uratować, to i ją chcę ratować, nie pozwolę zatem na cichobójstwo, szczególnie póki nikomu, poza oznakami choroby, nijak nic nie zrobiła. Takie nasze zadanie wszak ratować tych chorych i ja wciąż wierzę w jego powodzenie- odpowiedział po chwili zastanowienia Moperiol. - Vogel zaś to inna opowieść…- westchnął na chwilę.- Wiem, że gdyby on miał wątpliwości, co do któregoś z nas, to najpewniej byśmy już leżeli z kosą w żebrach. Myślę, że z Elise możemy porozmawiać i przedstawić nasze obawy, jeśli się na to zgodzicie rzecz jasna. Pewniakiem ona też, choć teraz omamiona być może, boi się. On zaś nie może się o naszych wątpliwościach dowiedzieć, połamie nas w momencie. Zabić nie pozwolę, zostawić tu zgodnie z jego własną wolą, jak najbardziej - spojrzał na kozaka. |
14-12-2012, 21:41 | #317 |
Reputacja: 1 | Dmuch wysłuchał racji towarzyszy z uwagą. Przejechał chropowatą dłonią po łepetynie i odetchnął ciężko. - Dziękuję, żeście mi wyjawili Wasze myśli. Widać za pochopnie wydałem osąd. Vogela wezmę na siebie... ale we właściwym momencie, gdy przyjdzie pora. Nie powinien jednak zbliżać się do dziewczynki - kozak wbił wzrok w Alberta. - Dopilnujmy tego. - Moperiolu, porozmawiaj w takim razie Elisą, jeśli potrafisz do niej dotrzeć. Musi zrozumieć, że stanowi zagrożenie. To, jest na bogów Północy, zaraza, klątwa piekielna. A ona zachowuje się jakby nigdy nic. Siedzi nad tą Różą, jak kwoka, do cholery. Działa mi na nerwy. Ciekawe kiedy zrozumie, że dziewczynę chciał zapewne Antara poświęcić przy odprawianiu rytuału. Aaa - zdenerwował się Dmuch. - Sam widzisz elfie, że ja się do rozmowy z babami nie nadam. Gdy narada została zakończona kozak chylił czoła towarzyszom, a następnie wrócił do obozowiska i długo wpatrywał w śpiącą dziewczynkę. |
14-12-2012, 22:17 | #318 |
Reputacja: 1 | Tak też uczynię druhu – odparł krótko elf i jak kozak rzekł, tak i Moperiol zrobił. To był chyba najwłaściwszy podział. Elf porozumie się swoimi sposobami z Elise, kozak swoimi z Vogelem. *** - Kompanko ma - zaczął elf, gdy znalazł stosowną chwilę na rozmowę z kobietą. - Jak dobrze wiesz, jako i ty, chcę wyruszyć, jak tylko prędko to możliwe będzie - zagaił spokojnie. - Pójdę ja na zwiad pierwszy, ale ważnym jest byśmy tam wszyscy dotarli cali i… – miał powiedzieć zdrowi, ale chwilę się zawahał, bo było to raczej nie na miejscu. Mogło też zostać źle odebrane- …i jak najprędzej - wybrnął ostatecznie. - Zostaje jednakowoż jedna ważna kwestia… - spojrzał na kobietę z uwagą. - Wiesz dobrze, że dobrze nie jest. Nie osądzam, nie zrobię też nic przeciw tobie, ale wiesz że… choraś ty jest. I wiesz dobrze, że nie możemy dopuścić, by ta choroba się rozniosła. Musisz, przykro mi to stwierdzić, ale musisz nieco trzymać się z boku. Nie mówię, że poza grupą. Co to to nie! Ale chyba nie chciałabyś by i Róża, czy Bruno, a tym bardziej ta mała dziewczynka zachorowali, rozumiesz mnie? – ponownie spojrzał na Elise z uwagą, w ten sposób chciał ją przekonać o tym, co i kozak miał na myśli. - Nie miej mi za złe, że odwagę mam to rzec. Ufam ci i chce byś ufała i ty mi. Pomóż nam, a my pomożemy Tobie. Ufam twemu osądowi i ufam, że nie będziesz ryzykowała zdrowia innych. Nie wiemy jak to się zaraża, jak widać pewniakiem nie przez gadanie zwykłe, ino może przez rany. Tak słyszałem, że bywa. Więc uważaj, byś przy tej sile teraz takiej wielkiej, komu nawet przypadkiem siły nie wyrządziła. A gdy poczujesz, że cosik się gorzej dzieje. Śpieszyć się bardziej musimy, siły odchodzą, czy w głowie się miesza. Rzeknij mi to pierwsze, a obiecuje zrobić co w mojej mocy, by ci dopomóc i na miejsce jak najprędzej dotrzeć - elf nie miał pojęcia, jak dziewczyna zareaguje na jego słowa. Nie miał pojęcia jak je odbierze, wszak ludzie podchodzą różnie od elfów, do różnych spraw. Mogła się zdenerwować, mogła się zasmucić, mogła i uciec, ale mogła też po prostu starać się zachować dystans i względne bezpieczeństwo. Rozmowa taka była ryzykiem, jednak elf postanowił je podjąć. |
14-12-2012, 23:58 | #319 |
Reputacja: 1 | - Zamknij mordę. I ani drgnij! - ostrzegł obdartusa, mierząc w niego z pistoletu, a drugą rękę zaciskając na rękojeści sztyletu. Obrócił głowę ku towarzyszom. - Nie wiemy, kim jest, skąd się tu wziął, ani jak przeżył tę rzeź. Mógł w niej zresztą uczestniczyć. Jak go wypuścimy, nie wiadomo, gdzie pójdzie i komu o nas doniesie. Albo w czyje łapy wpadnie i wyśpiewa na mękach. A ponieważ zachodzi podejrzenie, że sam może być dla nas zagrożeniem, zabrać go ze sobą byłoby głupotą. Cokolwiek nam opowie, nie mamy jak tego potwierdzić. Nie możemy sobie pozwolić na takie ryzyko. Zabijmy go tu i teraz, a trupa pogrzebmy z powrotem w lochu. Ktoś jest przeciw? - zapytał, ale wyraz jego twarzy mówił, że ewentualna opozycja nie zaważy na jego decyzji.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
15-12-2012, 11:20 | #320 |
Reputacja: 1 | Lokator piwnicy nie zrobił na ochotniczce dobrego wrażenia, nie miała co prawda zamiaru do niego strzelać tak jak Vogel, ale i nie kwapiła się by tamtego powstrzymać. Zamiast tego wyszła ze świątyni na świeże powietrze by wypatrywać ewentualnego zagrożenia. Wszystko wskazywało bowiem na to że jej towarzysze nie zamierzali się stąd nigdzie ruszać aż do świtu. Ehh… najchętniej zostawiłaby wszystko i poszła sama, ale nie mogła tego zrobić ze względu na dobro misji. Byli już tak blisko a jednocześnie tak daleko. Jej czas się kończył, gdyby wyruszyli teraz i dotarli do klasztoru rankiem zdążyłaby jeszcze nazbierać ziół i uwarzyć jeszcze kilka mikstur nim… a tak mogła w ogóle nie dotrzeć na miejsce nawet gdyby nic im się po drodze nie przytrafiło. Nie miała bowiem zamiaru dopuścić do tego by Nurgle zawładnął jej ciałem. Trudno, jeśli tak właśnie miało być, to tak będzie, nic na to nie poradzi. Pogodzona ze swoim losem spojrzała w gwiazdy kto wie czy nie po raz ostatni. Tak właśnie zastał ją Moperiol. Elf wyraźnie starał się być delikatny, nie wiedziała czy dlatego że faktycznie mu na niej zależało czy po prostu bał się że urażona może go chwycić i rozedrzeć na pół. Jeśli to drugie to zupełnie niepotrzebnie, owszem choroba zmieniła jej spojrzenie na świat, większość rzeczy którymi do niedawna się przejmowała całkowicie straciła znaczenie, ale wciąż była Elise, ochotniczką która podjęła się misji i która miała zamiar doprowadzić ją jeśli nie do końca to przynajmniej tak daleko jak tylko zdoła. -Dobrze więc, niech tak będzie, kiedy wyruszymy pójdę przodem, jeśli trafię na coś co mogłoby wam zagrozić krzyknę by was ostrzec. Vogel może być tylną strażą. - odpowiedziała by go uspokoić, kiedy już dotrą do ogarniętego zarazą klasztoru trzymanie się z daleka od niej i Vogela będzie ich najmniejszym problemem, wtedy dopiero zacznie się prawdziwy wyścig z czasem. Oby go wygrali. Ostatnio edytowane przez Agape : 15-12-2012 o 11:29. |