|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
24-11-2020, 16:37 | #1921 |
Reputacja: 1 | - Sam się w to wplątałem, panie Essing, nie ma o czym mówić. Blucher wysyła komuś pięć przedmiotów, w skrzyni jest sześć bibelotów. W jakiś przedziwny sposób łączy was Bogenhafen i tajemniczy ludzie, którzy was poszukują. Tak, chyba właśnie zostaliście... zostaliśmy wysłani w prezencie – poprawił się szybko Geldmann. – Cóż, najlepszą obroną jest atak. Trzeba iść do Middenheim, tam jest Wittgenstein i Scharlach, dopaść obu i zakończyć stare sprawy. Jeśli chodzi o rozsiewanie plotek o Lieberungu... Trzeba mieć dowody, inaczej ryzykujecie splamienie swojego nazwiska. to raz. Dwa, czy chcecie być z nim łączeni, choćby i w plotce? Na dyskrecji nam zależy raczej, a nie rozgłosie. - Pójdę razem z panem Giuseppe, będzie bezpieczniej w dwójkę. Po drodze dowiem się może od kupców, czy nowe podatki w Middenheim dotyczą też handlu. A właśnie, opodatkowano na północy między innymi magów i kapłanów. Tak tylko uprzedzam – powiedział Leonard, patrząc na Wernera i Bernhardta. – Nie wiem, czy przypadkiem nie ma to związku z pomysłem Ulrykan, żeby uznać Sygmarytów za heretyków. Daninę muszą też płacić krasnoludy, przecież od zawsze sprzymierzeni z kościołem Sigmara.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
24-11-2020, 17:31 | #1922 |
Reputacja: 1 |
|
26-11-2020, 09:43 | #1923 |
Reputacja: 1 | 11 Vorgeheim 2513, Delberz Wyruszyli z Altdorfu w dwóch grupach. Jako pierwsi, w dyliżansie wyjechali Bernhardt vel Bernaldo i towarzyszący mu Leonard. Podróż do Miasta Białego Wilka miała im zająć jedenaście dni, ale na razie nie zdecydowali się na opłacenie całej podróży. Planowali dojechać do Delberz, leżącego mniej więcej w połowie drogi i tam zaczekać na jadących wolniej wozem ze skrzynią kompanów. Przez ten czas mieli mieć baczenie na to co dzieje się dookoła, chcieli wypatrywać podejrzanych osobników kręcących się w ich pobliżu i starających się nawiązać kontakt z Lieberungiem, gdyby Berni został rozpoznany. Jechali pojazdem należącym do middenlandzkiej kompani przewozowej „Pędzący Wilk”. Za towarzystwo w podróży mieli trzy kobiety. Siostry Jung, Ulrike i Bertha podróżowały do Middenheim w towarzystwie Panny Gunder, ich opiekunki, służki i ochroniarza w jednej osobie. Ta ostatnia nie była zbyt rozmowna, ale panny Jung szybko weszły w komitywę z mężczyznami. Jechały zobaczyć Middenheimski Festiwal, a równocześnie spotkać się ze swoją kuzynką Kirsten Jung, damą dworu. * W nieco wolniejszym tempie, tą samą drogą podróżowali Lothar, Axel i Wolfgang. Na wozie, oprócz zapieczętowanej ponownie skrzyni wieźli dwie skrzynki bretońskiej brandy, oczywiście na wyłączny użytek Pana von Essing i pełne kosze kolorowych karnawałowych strojów, wraz z maskami i koturnami. * Obie grupy dotarły do Delberz bez problemów. Spotkali się w mieście po przyjeździe Lothara i reszty kompani jedenastego Vorgeheima. Dzień był pochmurny i deszczowy. Berni i Leonard zdążyli już zadomowić się w karczmie „Cztery Gąski”, gdzie zarezerwowali wcześniej pokoje dla reszty. Lokal słynął z doskonałego pieczystego, a czas umilała gościom kapela Herr Bayera, Bayer-Voll, mająca w repertuarze mnóstwo znanych w okolicy szlagierów. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden znaczący incydent. Na ulicy, w strugach deszczu Axel wypatrzył jegomościa w purpurowej pelerynie, którego jednak szybko stracił z oczu, gdy ten skrył się przed wodą lejącą się z nieba w podcieniach stojących wzdłuż ulicy domów. A może kolor peleryny był zupełnie inny… |
28-11-2020, 07:54 | #1924 |
Reputacja: 1 |
|
28-11-2020, 15:59 | #1925 |
Reputacja: 1 | Bernaldo Giuseppi ze stoickim spokojem słuchał trajkotania lepiej urodzonych panienek. Podróż mijała w sielskiej atmosferze. Karoca pędziła raźno, tętent kopyt usypiał. Obie panny miały ładne buzie uznał okiem konesera Zingger. Warto zatem było się zaznajomić dedukował kapłan. - Drogie Panny, mus nam się spotkać w Mieście Białego Wilka. Szczególnie podczas karnawału - zachęcił kleryk. - Z radością posłużymy pannom za towarzystwo - trącił łokciem kompana, uśmiechając się nieznacznie. Nie narzucając się zbytnio pannom wysiedli w Delberz. Wynajęli kwatery w miłej gospodzie. Berni miał plany wizyty u swego mistrza Yanna Grossa, kapłana Ranalda, który pokierował nim na początku posługi kapłańskiej. Wypadało, żeby przy okazji wpaść z butelczyną do starego zbereźnika i poopowiadać co się zobaczyło, szczególnie w Wittgensteinie i o tropie kultystów w Middenheim. Może doświadczony wagabunda, podpowie to i oto. Stąd skierował kroki ku melinie Grossa. Miał się na baczności, pilnował czy nie ma ogona, a rękę trzymał na rękojeści sztyletu, przemierzając uliczki miasta. |
29-11-2020, 19:53 | #1926 |
Administrator Reputacja: 1 | Axel przewidywał pewne problemy, bo rzadko zdarzało się, że podróż odbywała się bez kłopotów, ale jakimś dziwnym trafem żadne złe zdarzenia nie spowolniły podróży. Czy miało się spełnić znane powiedzenie "miłe złego początki"? Axel wolał, by tak nie było. I zdecydowanie nie zamierzał psuć kompanom humoru, ale o jegomościu w purpurowej pelerynie opowiedział. I zaproponował, by kolejny kawałek podróży ponownie odbyć w dwóch grupach, z tym, że teraz Berni i Leonard wyruszyliby później. |
02-12-2020, 00:07 | #1927 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 02-12-2020 o 00:24. |
02-12-2020, 14:36 | #1928 |
Reputacja: 1 | Siostry Jung okazały się miłymi towarzyszkami podróży, chętnymi do rozmów, i gdyby nie śmiertelnie poważne spojrzenie ich opiekunki, Leonard mógłby dać się skusić podszeptom Berniego, zachęcającego przy każdej okazji do zacieśnienia znajomości. Na rozmowach jednak się skończyło, owocnych zresztą, bo znajomości na dworze grafa mogły jeszcze okazać się niezwykle przydatne. Sam nie miał w Delberz zbyt wiele do robienia, przesiadywał więc w kącie gospody nad kuflem piwa, nasłuchując plotek i wiadomości od woźniców, obwoźnych handlarzy i podróżnych zmierzających z północy. Pomysł rozdzielenia się uznał za słuszny, szczególnie po informacji o mężczyźnie w purpurowym płaszczu. Najwyraźniej kolor ten wskazywał na tajemniczą grupę, z którą problemy mieli jego kompani. - Sprawdzimy, czy ktoś będzie obserwował was przy wyjeździe z Delberz. Dogonimy was, jeśli uznamy to za bezpieczne.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
04-12-2020, 20:19 | #1929 |
Reputacja: 1 | Kto miał coś do załatwienia w Delberzu, ten to załatwił. Wolfgang spotkał się z rodziną i swoim pierwszym nauczycielem sztuk magicznych. Berni odwiedził starego Grossa, wizyta u którego nie skończyła się po jednej butelce… Essing spotkał się ze Schtonneckertem, któremu powodziło się całkiem nieźle, a małżonka jego była znów brzemienna, ale w dobrym zdrowiu i pełna optymizmu. Nieco niepokojąca była obecność ludzi w purpurowych pelerynach, którzy przewijali się na granicy pola widzenia, nie podejmując jednak jakichkolwiek działań zaczepnych, a nawet znikając za każdym razem, kiedy orientowali się, że zostali zauważeni. Z obserwacji jakie poczynili Axel i Leonard wynikało, że jest ich trzech i po prostu obserwują kompanię pana von Essing. Kiedy nadszedł dzień wyjazdu z miasta, towarzystwo znów podzieliło się. Jako pierwsi, w swoim własnym towarzystwie, na wozie, na którym wieźli skrzynię, wino i stroje karnawałowe jechała trójka kompanów. Nie uszło ich uwagi, że za nimi w kierunku Middenheim, podąża też jeden z tych trzech, którzy kręcili się po Delberz. Oczywiście starał się nie rzucać w oczy, ani nie wchodzić nikomu w drogę. Ot, po prostu podążający za swoim celem cień. Leonard i Berni wsiedli w dyliżans, którym tym razem mieli przyjemność podróżować z rodziną ober-pisarza miejskiego Joachima Rudolfa Hosselberga, składającą się z niego, jego opasłej małżonki Hildegardy-Burgundy Hosselberg z domu Nitsch, przypominającego prosiaka syna Dietmara i niewiele od niego młodszej, równie opasłej, rumianej i aroganckiej córki Georgetty-Anny. Była to familia zarozumiałych, zadufanych w sobie i przekonanych o własnej wyższości arogantów, dla których reszta świata była po to, by można było ją obrażać i poniżać. W zajazdach, miasteczkach, wsiach i na samej drodze nie milkły narzekania na nowe podatki. Jadący od strony Miasta Białego Wilka potwierdzali, że opodatkowano krasnoludów, świątynie i magów. Ponoć nieco zburzyło to przedświąteczną atmosferę, a nawet odstraszyło co poniektórych, tak bardzo, że zawrócili przed bramami miasta. Spotkany w zajeździe krasnolud, podróżujący z żoną i dwójką niemal dorosłych synów, nie krył oburzenia, że i jemu kazano zapłacić, mimo iż jego przodkowie zatrudnieni byli przy budowie umocnień otaczających miasto. Był też jednym z tych, którzy winą za podatki obarczali Gotharda Goebelsa, Mistrza Gildii Kupieckiej. Dużo mówiło się o pogarszającym się stanie zdrowia Cesarza, a znaleźli się nawet tacy, którzy sugerowali, że Jaśnie Panujący Karl-Franz już przeniósł się do Ogrodów Morra, tylko spiskujący dworzanie nie poinformowali o tym ludu Imperium. Zamieszki religijne przybierały na sile. Mówiono już otwarcie o Herezji Sigmaryckiej, mordowano się wzajemnie w imię bogów. Łowcy Czarownic z Świątyni Sigmara mieli pełne ręce roboty, a sekta zwana Synami Ulryka rosła w siłę i pozwalała sobie na coraz więcej. |
09-12-2020, 22:45 | #1930 |
Reputacja: 1 |
|