|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-12-2018, 13:35 | #261 |
Reputacja: 1 | Oleg zdziwił się nieco licząc na ostrzejszą polemikę, co pewnie byłoby widać na jego twarzy, gdyby nie wyglądała teraz świeżo uwędzony baleron. - Czyli koniec z udawaniem? I tak nikomu za bardzo nie wychodzi. - pytanie było retoryczne, więc Frietz nie czekając na odpowiedź również zajął się zbieraniem swoich rzeczy. Wpakował do plecaka wszystkie znajome specyfiki, które znalazł przy babci i w chacie. Pamiętał też o słowach wilka. Odszukał więc kurtę o której wspomniał i ubrał się w nią. Nie omieszkał oczywiście sprawdzić, czy nie zostało nieco z alkoholu. - Nie bądź dla niego zbyt surowy. Jakby ci włożyli dziurawy garnek na łeb to nawet ty byś z niego hełmu nie zrobił, hahaha. - rzucił wychodząc z budynku i ruszył w kierunku zwierząt. |
12-12-2018, 20:09 | #262 |
Reputacja: 1 | Cienie zgodnie z wolą maga oplotły małą czarownicę, trzeba było ją powstrzymać. Loftus nie przewidział jednak, nie będzie w stanie w pełni kontrolować tego czaru, magia tradycji cienia wciąż była dla niego nowością. Bazował tylko na suchej teorii zawartej w księdze, nie mógł przewidzieć pewnych konsekwencji. Szczególnie w tych warunkach jakie miały miejsce.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
12-12-2018, 20:50 | #263 |
Reputacja: 1 | Zaalarmowany przez Galeba Detlef wrócił do chaty zielarki... czarownicy... w sumie wszystko jedno, bo i tak stara witała się teraz ze swoimi bogami, kimkolwiek by oni nie byli. Nie to, żeby nic nie zauważył wcześniej i nie czuł się nieswojo spoglądając na otaczające polanę krzaczory, które jakby potroiły ilość kolczastych gałęzi wyciągających się w kierunku chaty. - Jeszcze tylko cholernych elfów brakuje... - splunął z niesmakiem i wszedł do środka. Tam akurat trafił na atak wściekłości Estalijki, tyradę Frietza skwitowaną przez niego oraz odpowiedź Galvinssona. W tym czasie Thorvaldsson spokojnie pozbierał swoje klamoty i w milczeniu skierował się do wyjścia. Wychodząc omiótł spojrzeniem twarze obecnych, po czym opuścił izbę. Na zewnątrz przystąpił do mocowania ekwipunku tak, aby nie przeszkadzał w marszu. - Się porobiło, kuzynie. - Zagadał do Kowala Run poprawiając paski plecaka. - Śnieg długo zbiera się pod szczytami, ale jak już pójdzie lawiną, to nie ustoisz choćbyś chojrak był większy od innych... - stwierdził filozoficznie. - Będzie trzeba wybierać... - dodał. - Właściwie to po kiego wała pchamy się na przełęcz? Co nas powstrzymuje przed tym, żeby pójść dalej albo w innym kierunku? Ogłoszą nas dezerterami? Ha! I co z tego? - rzekł z lekceważeniem. - Na razie nie potrafią swojej ziemi obronić przed psami Wernicky'ego, a żeby uznać nas za dezerterów, a nie zabitych na ten przykład, to musiałby ktoś na nas donieść... - spojrzał wymownie na chatę i swoją skrzynkę z ładunkami. - Har har! Żartuję, kuzynie. - Roześmiał się po chwili. - Jednak sprzeciw wobec von Grunenberga to i tak prawdopodobny stryczek, jeśli mielibyśmy kiedyś wrócić... - ocenił. - Zatem wracać nie ma po co. A jest po co kontynuować misję? Co nas czeka po wykonaniu zadania? Złoto? Chwała? Czy raczej kolejne samobójcze zadanie zlecone przez przeklętych umgi... - splunął na ziemię. - Jak dotąd ani bogactwa ani zaszczytów służba dla Wissenlandu mi nie przyniosła - same kłopoty jeno... - zamilkł mocując się z uprzężą skrzynki z ładunkami. - Niech stracę - zróbmy to, czego chce armia. Zablokujmy tę przełęcz. Ale na tym koniec. Już teraz zrobiliśmy więcej, niż na to zasługują. No i pytanie - jak to zrobimy? A właściwie - jak tam dotrzemy? I w jakim towarzystwie... to tutaj ma wybitne skłonności do robienia sobie krzywdy... - wyszczerzył się krzywo i spojrzał pytająco na Galeba.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
12-12-2018, 22:56 | #264 |
Reputacja: 1 | Wyekwipowany Galeb wyszedł przed dom. Obejrzał się na chatkę, potem na tych, którzy wyszli ze środka i zajęli się różnymi rzeczami. Oleg lampił się na okolicę, Leo kopała grób, a czarodziej wpadł w panikę. - Detlef... a co my sądzimy o składaniu za nas przysiąg, obietnic i wymuszaniu ich na nas? Jak już o tym mowa to byłem w Karaz-a-Karak i pocałowałem klamkę. Opowiem ci na którymś postoju. Tak czy tak, mam głęboko w dupie co sobie ten tam człeczyna z tym zrobi. Lepiej dla niego jednak, aby wykazał w tej kwestii rozsądek Galeb wskazał brodą Barona walczącego z krzakami po czym roztarł kark patrząc na pozostałe odczyniające się cyrki. - Pójdziemy najpierw do Karak Hirn, dowiemy się co się odczynia, a potem zablokujemy przełęcz. Mam pomysł na trasę. A zablokujemy z dwóch powodów. Po pierwsze Imperium odpiera inwazję Arcywroga. Ten stulejarz Wernicky nachapie się, ale jeżeli się rozuchwali to będzie cienko z zapasami z Nuln na front, a to może źle się skończyć dla całego Starego Świata. - rzekł z nieskrywaną pogardą. - A po drugie, dlatego że nie odpuścimy sobie okazji do sypnięcia kamieni w tryby tego typu gnoi, jeżeli nadarza się ku temu okazja. A co potem? To sobie znajdziemy przytulną karczmę, kupimy beczkę piwa i sobie przy jej rozpijaniu coś wymyślimy. Przez moment jeszcze pomyślał co dalej. - A póki co, to albo użyjemy granatów zapalających... przy czym nie wiemy ile naprawdę ten pas gąszczu się ciągnie albo jakoś uspokoimy te krzaczory. Może Leo wcale nie ma głupiego pomysłu z pochowaniem dziewczyny? Mimowolnie spojrzał na Loftusa i pokręcił głową. Powiedział parę słów w khazalidzie do Detlefa. Jeżeli wbrew panikującemu czarodziejowi nic się nie wydarzy to Galeb dołączy do kopania grobu dla Kapturka. Gdyby robota zmierzała ku końcowi dokończy kopanie, a Leo pośle po ciało dziewczyny. Jakby nie patrzeć... dziewczyna niczemu nie zawiniła, jej babka ją stopowała przed rozwinięciem talentu magicznego... ... a ich przybycie okazało się zgubne dla wszystkich. "Nie ma człowieka, nie ma problemu" powiedział ponoć kiedyś bardzo okrutny kislevski tzar. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 12-12-2018 o 23:05. |
12-12-2018, 23:43 | #265 |
Reputacja: 1 |
|
13-12-2018, 07:35 | #266 |
Reputacja: 1 | - Lubię cię i zawsze ci pomogę, ale ty nie słuchasz. Ja nie mam potencjału, jestem i będę pijakiem. Inaczej nie umiem, ale na szczęście nigdzie wysoko się nie wybieram. - Oleg odpowiedział na poruszenie Barona zrezygnowanym głosem nie przestając się pakować. Dopiął plecak, odwrócił się frontem do rozmówcy i położył mu rękę na ramieniu. - A masz pojęcie jak głupio wyglądasz dowodząc w tym garnku na głowie? - dodał pobłażliwie w nadziei, że to Gustaw się opamięta i w końcu odpuści. - Pogadaj z tą bandą wymoczków, a nie rozkazuj podwładnym. - dodał po cichu jako dobrą radę i zrobił krok w tył. - Czy jak sobie pociągnę lufkę, a muszę albo będziecie musieli mnie nieść, to ktoś zamierza mi przypierdolić? - zapytał donośną chrypą i czekał na reakcję forum. - Jak ktoś chętny to lepiej teraz, bo potem znowu będę musiał się napić i nigdy stąd nie wyjdziemy. |
13-12-2018, 19:18 | #267 |
Reputacja: 1 | Widząc, że Leo już kończy robotę Galeb postanowił się nie wpierdzielać między wódkę a zakąskę, jak słabo by to porównanie nie brzmiało w kwestii pochówku. Sprawa była przykra i Kowal Run mimowolnie przeżegnał się. - Nie wydaje mi się, aby czarodziej coś wykombinował z tymi chwastami, ani ktokolwiek zdołał wyrąbać przejście. - rzekł krasnolud do Detlefa nawet nie odwracając się do utyskującego Barona - Będzie trzeba użyć materiałów saperskich... chyba, że by wziąć opał do kominka, rozpalić ogień przy krzaczorach i pozwolić, aby się od niego zajęły. Ale to zajmie trochę czasu. |
13-12-2018, 19:45 | #268 |
Reputacja: 1 | Pogawędkę krasnoludów przed chatą obserwujących kolczasty gąszcz krzewów dookoła polany przerwał nie kto inny, jak Gustaw. Sierżant oburzony jawną niesubordynacją podwładnych próbował krzykiem i groźbami skłonić tychże do posłuchu. Detlefowi nie wydawało się, żeby cokolwiek mógł w ten sposób osiągnąć. - Aye. To zielsko wygląda na wkurwione niemal tak, jak nasz kochany sierżant... - mruknął do Galeba w języku krasnoludów. Zachowywał się przy tym tak, jakby zupełnie nie słyszał polecenia von Grunenberga. - Ładunki w ostateczności. Mam pomysł, jak przejść przez ten cholerny koperek... - Zgrzytnął w khazalidzie do Galvinssona zmierzającego w stronę akolitki. - Jak skończysz, to chodź mi pomóc! - Dodał jeszcze. Thorvaldsson podszedł do okien chatki. Krytycznie przyjrzał się ich wykonaniu, ze szczególnym uwzględnieniem okiennic. Te choć krzywe i częściowo zzieleniałe wydawały się wciąż mocne na tyle, by przy pomocy rzemiennych pasków, konopnej liny i prostych narzędzi wykonać z nich... karple. Z pewnością niewygodne, ciężkie i wymagające wysiłku podczas poruszania się, jednak powinny nieźle poradzić sobie z przygnieceniem agresywnego zielska do ziemi, a przez to umożliwić wydostanie się z polany we względnie dobrej kondycji. Gdyby kawał drewna przywiązany do krasnoludzkiego buta miał nie wystarczyć, to przeciwko kolcom pomóc miały kawałki materiału i zwierzęce skóry owinięte wokół butów, nóg i ramion. Materiału do wykonania osłon z pewnością w obejściu nie zabraknie. Raz za razem sapnięcia krasnoluda towarzyszyły zdejmowaniu kolejnych okiennic. Potrzebował dwie pary - dla siebie i kowala. Wszystko wskazywało na to, że oddział właśnie przestał istnieć. Nie miał pojęcia jakie plany mieli pozostali, ale zgadzał się w jednym - powinni się stąd wynieść, póki nie wydarzyło się nic gorszego, niż do tej pory. To znaczy było źle, ale przecież mogło być jeszcze gorzej...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
13-12-2018, 20:42 | #269 |
Reputacja: 1 | Baron ponownie warknął na Czarodzieja, ledwo wieczór wcześniej kazał ograniczyć czary, tak teraz oczekiwał magicznego rozwiązania. Nie tym razem Loftus mu go nie da. Reszta tego nie widziała, ale wszystkie wiatry magii się wymieszały, kręciły coraz szybciej. To był cyklon, cyklon straszliwej, czystej energii zniszczenia, a w jego epicentrum znajdował się on sam. Ta moc istnieje niezależnie od osoby rzucającej czary, a gdy w końcu opadnie, to zmieszana, zmiażdżona moc eteru osiądzie na tej polanie jako śmierdząca, ohydna sadzawka wypaczonej czystej magii. Loftus nie odważy się teraz rzucić zaklęcia, nie w tym miejscu, nie w tych okolicznościach.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
13-12-2018, 20:43 | #270 |
Reputacja: 1 | Pomysł kaprala Detlefa był... ciekawy. Do kowala przemawiało rozwiązanie polegające na dopancerzeniu się i przebrnięciu przez agresywne krzaki. - Trzeba z tym uważać, bo te chwasty mogą się próbować wplątać. Galeb opłukał jeszcze w strumyku bukłak, który mu opróżnił Oleg i napełnił go wodą. Potem pomógł Detlefowi w sporządzeniu ochraniaczy do przeprawy przez krzaki. Okiennice, skóry i takie tam. Kowal doszedł też do wniosku, że niegłupim byłoby przywalić krzaki ławką i drabiną. Można by w ten sposób sobie nawet zrobić przejście. Tak czy tak, zanim zabrali się do prób przeprawy Galeb sprawdził jeszcze ich ekwipunek i zabezpieczył go, ściągając rzemienie i paski, aby przy przedarciu się wszystko nie poleciało w kolce i zieleninę. |