|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
02-07-2018, 08:13 | #181 |
Reputacja: 1 |
|
03-07-2018, 22:12 | #182 |
Reputacja: 1 | Wędrówka stromym zboczem była dość uciążliwa, nawet dla nawykłego do dziczy Mokhrula. Mimo to półork starał się pomóc towarzyszom, szczególnie tym, którzy radzili sobie najsłabiej. Czasem wykorzystywał linę Anny, czasem wskazywał miejsce dla oparcia stóp, czy rąk. Gdy znaleźli się w jaskini, wreszcie można było chwilę odpocząć. Półrok zdjął plecak i rozprostował obolały kręgosłup. Potrzebował chwili odpoczynku, ale zanim usiądzie na dobre, było jeszcze kilka spraw do załatiwenia. Wiedział, że jeśli usiądzie nie będzie mieć sił i chęci, by wstać coś jeszcze zrobić, więc gdy reszta oporządzała się, Mokhrul wyszedł z jaskini na krótki rekonesans. Ostatnio edytowane przez psionik : 03-07-2018 o 22:15. |
05-07-2018, 19:56 | #183 |
Wiedźma Reputacja: 1 | - Jasmal… wiem, że nasze pierwsze spotkanie nie było zbyt fortunne - zaczął półork nawiązując do sytuacji z majtkami dziewczyny na plaży. Uśmiechnął się wspominając minę dziewczyny - ale mam takie spostrzeżenie. Nie wiem czy zauważyłaś, ale nasz zombizaur póki co zaatakował i pożarł dwie kapłanki. Może to przypadek, ale nasz przewodnik daży ciebie szczególnymi względami. - tu spojrzał wymownie na owoce stojące przed dziewczyną. - Więc jednak nie jesteś tylko typowym tępym Półorkiem... - Uśmiechnęła się przelotnie Jasmal - ...a co do Kapłanek, no cóż, to był przypadek? Pierwsza krzyczała na plaży, druga w dżungli, więc jako źródło dźwięku zostały pożarte jako pierwsze w kolejności? Kto wie, ilu wężowatych jeszcze ten Dinozaur pożarł. A jeśli się mylę, no cóż, to będę następna? - Dziewczyna wzruszyła ramionami, siląc się na kolejny uśmiech. Wizja pożarcia, mimo jej słów, jakoś nie bardzo jej się widziała… - Co do naszego, wspólnego znajomego, sama nie wiem, co o tym myśleć - Wzruszyła ramionami, po czym ugryzła jeden z soczystych owoców, aż jej pociekło po brodzie. Z wesołą miną przetarła buzię - Nie wszystko wygląda tak, jak wygląda, na pierwszy rzut oka - Powiedziała wielce filozoficznie i nieco tajemniczo. Mokhrul prychnął na słowa o tępym półorku. - Może chodzi o krzyczące kobiety - wzruszył ramionami - ale wolę wersję pesymistyczną, wtedy mogę się zaskoczyć jedynie pozytywnie - odpowiedział rozpalając fajkę. - Na wszelki wypadek uważaj na siebie i nie ufaj zbytnio naszemu przewodnikowi… szczególnie jeśli będzie się starał cię od nas rozdzielić. - przy chrapliwym głosie Mokhrula rada zabrzmiała zdecydowanie bardziej jak groźba. Mokhrul nie przejmował się tym zbytnio, ponieważ nie obchodziło go co inni o nim myśleli. Większość i tak brała go za tępego, niecywilizowanego głąba, więc nie było sensu przejmować się ludźmi. Nauczył się już dawno, że nie warto wyprowadzać ich z błędu. Niespodziewanie obok pojawił się Slaak’Han, który przyglądając się Jasmal stanął tuż obok niej. Palcem wskazał jej osobę, po czym mrużąc oczy syknął do niej. - Kassan khalar. Jasmal trudno było odczuć jego intencje, a i ton którym przemawiał nie wyrażał jakichkolwiek emocji. Jaszczuroczłek spojrzał na krótką chwilę na stojącego obok Onagę, po czym odszedł w kierunku wyjścia z jamy. Błękitnołuski wsadził łapę do wora, który nosił ze sobą, skąd wyciągnął spory kawał surowego mięsa. Bez cienia krępacji rozgryzł kawał na pół jakby to był tylko miękki owoc. - Nie po to nas ratował by teraz coś kombinować, nie sądzisz? - Odpowiedziała Półorkowi dziewczyna, zerkając kątem oka na Slaak’Hana. - Chyba, że potrzebuje kapłankę do jakiegoś rytuału - dodał równie posępnie. - Żywą, najedzoną, zdrową… - - Nie bardzo rozumiem… - Rozchyliła ku ich przewodnikowi ręce w geście bezradności, choć i sympatyczne się uśmiechnęła. Zrobiła kilka kroków w kierunku Błękitnołuskiego - Będziemy coś gotować? Thaaazaaar! Przetłumacz! - Lekko się wydarła do mężczyzny. Thazar nie wyrósł jak spod ziemi, ale po chwili pojawił się obok dziewczyny. - O co chodzi? - przeniósł spojrzenie z Jasmal na Slaak'Hana, potem na Onage. - Co i komu mam przetłumaczyć? - Jasmal prędko powtórzyła słowa błękitnołuskiego wymawiając je całkiem poprawnie. Thazar krótką chwilę zastanawiał się nad tłumaczeniem tych słów aż w końcu nabrał pewności że chodzi o mrocznego ducha lub cienistą duszę. - Mroczny cień? Cienista dusza? - Thazar nie był pewien, które z tych znaczeń jest dokładniejsze. - A może mroczna dusza? Skąd ci to przyszło do głowy? - spojrzał z zaskoczeniem na swą 'uczennicę'. - No… tak powiedział nasz gospodarz. Nie wiem czy chodziło jemu o mnie, czy o Onagę? - Wyjaśniła dziewczyna na chwilę się zatrzymując w drodze do Slaaka. Pomachała dłonią do jaszczura z kolejnym miłym uśmiechem mającym chyba być przeprosinami za jej zwłokę w drodze do niego? Jaszczur włożył do ust ostatni, krwisty kawałek mięsa, które krótką chwilę żuł i przełknął. Błękitnołuski oblizał pazurzaste palce, nie odrywając wzroku od czarnowłosej Jasmal, która w końcu przed nim stanęła w bezpośredniej bliskości. Dziewczyna spojrzała wyczekująco prosto w ślepia Slaaka. - Jasmal potrzebuje paru wyjaśnień. - Thazar powiedział to w języku zrozumiałym dla jaszczura. - Kogo określiłeś mianem "kassan khalar" i dlaczego? Nie wiemy, czy to komplement, obelga, czy może ostrzeżenie. Możesz jakoś szerzej o tym opowiedzieć? Jaszczuroczłek wstał i zmrużył swe gadzie ślepia, nie odrywając wzroku od czarnowłosej. - Cienista dusza. Przyjaciel i przywódca Slaak’Hana. Ten, który go tu przyprowadził. On też cienista dusza. On oddał się cieniom. On opuścił ostatniego pobratymca i woli budzić żywą śmierć - wyjaśnił, po czym dopiero wtedy spojrzał na Thazara. - On potężny szaman, a uległ cieniom. Jeśli ona-człowiek ulegnie odwróci się od was. Slaak’Han czuje cień. Czuje cień… - powtórzył. - Powtórzę jej - obiecał Thazar, po czym spojrzał na Jasmal z niewesołą miną. - On mówi o swoim przyjacielu i przywódcy - powiedział mag. - Byłym przyjacielu, potężnym szamanie. Który to szaman ich tu przyprowadził na tę wyspę, przed wieloma laty i który to szaman w tym momencie przywołuje te wszystkie okropieństwa, tych nieumarłych, z którymi mamy do czynienia. Wybrał cień i zło, zamiast czynić dobro. Uległ pokusie wielkiej potęgi. Nasz nowy przyjaciel boi się, że teraz cienie zainteresowały się tobą. Możliwe, że i na ciebie spłyną różne pokusy, a jeśli im ulegniesz... Pewnie staniemy się twoimi pierwszymi ofiarami.- - Albo ów cień upatrzył sobie towarzyszkę - dodał Mokhrul. - Albo to tylko brednie., Niby jak czuje ten cień - nosem? - burknęła Tajga. Coraz bardziej miała poczucie, że wdepnęli z mniejszego gówna w większe, a spontaniczna decyzja by zaufać jaszczurce tylko dlatego, że pomogła im w walce źle się dla nich skończy. Calishytka pozostawiła wspomniane przez towarzyszy kwestie już bez komentarza, jedynie lekko wzruszając ramionami. Było zbyt dużo gdybania i rozmyślania, a wiele spraw mogło przecież wyglądać zdecydowanie inaczej… a przez owe “inaczej” już nie raz ktoś ginął z rąk sprzymierzeńców, przez niby wielkie pomyłki. A tak zdecydowanie nie powinno się postępować, no przynajmniej nie w obecnej chwili. - Jeść? - Powiedziała do jaszczuroczłeka już w jego dialekcie, po czym wskazała na samą siebie palcem, potem na resztę towarzystwa, a na końcu i na Slaak’Hana. Każdy głupi powinien się domyślić o co chodzi, a ich przewodnik do takich raczej nie należał… więc nakarmić Jasmal, nakarmić jej towarzyszy, a wszystko oczywiście zależało od Slaaka. On tu był szefem. Błękitnołuski przyglądał się krótką chwilę Jasmal, po czym wydobył z odmętów torby ochłap mięsa, które bez zastanowienia podał kobiecie. Mięso nie było pierwszej świeżości. Śmierdziało zgnilizną i krwią. - Powiedz człowiekowi-jej, że więcej dostanie niebawem w moim domu- syknął do Thazara, który od razu przetłumaczył te słowa czarnowłosej. "Smacznego", pomyślał Thazar, ciekaw, co Jasmal zrobi z tym darem. - A twój dom, to który? - Uprzedził pytanie dziewczyny. -Prawdziwy dom daleko. Tam, gdzie inne gwiazdy na niebie. Mój nowy dom, to świątynie przodków. Tam idziemy. Tam bezpiecznie. Tam Slaak’Han panem.- odparł jaszczuroczłek. Jasmal robiąc dobrą minę do złej gry, przyjęła mięso ze skinięciem głowy w podziękowaniu… a wewnętrznie była nim wprost obrzydzona. Dlatego też, przy pierwszej nadarzającej się okazji, miała zamiar się go pozbyć. Byleby jaszczuroczłek tego nie widział, inaczej będzie jeszcze na nią zły… .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
07-07-2018, 21:42 | #184 |
Reputacja: 1 | Anna mało się odzywała podczas postoju i samej podróży, jakoś nie miała ochoty gadać. Razem z pół orkiem pomagała podczas przeprawy, chociaż gdyby nie jej lina, chyba by mu bardziej wadziła z trudem nadążając. Na pewno nie pomagał balast w postaci dwóch plecaków, które zawierały cały jej dobytek. Dosłownie. |
08-07-2018, 10:03 | #185 |
Administrator Reputacja: 1 | - Gdzie znajdę rośliny takie jak te? - rzekł wyciągając przed siebie pergaminową kartę z rysunkiem. Thazar nie miał lekko. Mężczyzna musiał odgrywać ważną rolę tłumacza między towarzyszami a oschłym jaszczuroczłekiem, który był ich jedyną szansą na przetrwanie, przynajmniej na chwilę obecną. Błękitnołuski wziął do łap pergamin dokładnie przyglądając się rycinie. -Roślina - pożeracz - odezwał się do Edrika, choć smocza mowa była rycerzowi kompletnie obca. -Slaak’Han widywał takie kwiaty, przy roślinach - pożeraczach. One niebezpieczne. Długie korzenie i pnącza nawet na piętnaście kroków. Niebezpieczna, trująca i groźna… - odparł, co czarodziej od razu przetłumaczył rycerzowi. - Gdzie one są? - Edrik nie zamierzał odpuścić. -W dżungli - odparł jaszczur Thazarowi, który przetłumaczył rycerzowi. Edrik zmrużył oczy na tę odpowiedź. Nie o to mu chodziło, lecz uznał ostatecznie, że nie ma sensu się awanturować. Pewnie i tak nie powiedziałby mu nic konkretniejszego. Ostrożnie zwinął pergamin i schował do tuby. - Co z tym przejściem? Tymi magicznymi wrotami, o których wspominał? I niech powie coś o miejscu, z którego przybyli. Inaczej nie widzę sensu się tam nawet wybierać, skoro nie wiemy co tam może na nas czekać. - Zaraz, zaraz! - wtrącił się Boro. - Gdzie wybierać? - spytał jakby niedosłyszał. - Mamy odszukać miasto! Spytaj go, czy jest tu więcej ludzi? Gdzie ich można znaleźć! - Majtek zwrócił się do Thazara. Thazar wzniósł oczy do nieba, po raz kolejny żałując, że tylko on może się porozumieć z jaszczurem. - Edrik - wskazał na rycerza - chciałby wiedzieć coś więcej o miejscu, z którego przybyłeś. Czy chciałbyś tam wrócić, gdybyś mógł. I czy byłoby to bezpieczne dla ciebie i dla nas. Boro z kolei pyta, czy jest tu więcej ludzi. Takich, co się nie stali chodzącą śmiercią. Czy są tu jakieś inne wioski niż ta, gdzie nas spotkałeś? Albo miasto portowe? Czy widziałeś jakieś statki, przybijające do tych brzegów? Jaszczur wysłuchał słów Thazara, po czym spojrzał na starego rycerza. -Mój dom inny. Piękny ale dziki. Tam gorąco jak tu, ale tam oni - ludzie nie sprawują władzy.- odparł lustrując gadzimi ślepiami rozmówców. -Nie da się tam wrócić. Slaak’Han nie potrafi otworzyć bram, gdyby umiał to by go tu nie było - rzekł, po czym spojrzał na majtka. - Jest więcej. Miasto, palisada. Na brzegu, statki zatonęły. Wszędzie wokół chodząca śmierć. - powiedział przeżywając te słowa. Thazar przetłumaczył wszystko, co powiedział jaszczur, potem sam zadał kilka pytań. - Czy można dostać się tamtego do miasta mimo tego, że wokół niego roi się od chodzących śmierci, czy też jest to zbyt ryzykowne? -Slaak’Han nie wie- odparł jaszczuroczłek. -Slaak’Han nie zbliżał się do miasto - palisada. Dużo trupów, dużo. Ale za palisadą jeszcze żywi. Slaak’Han widział dym parę zachodów słońca temu. Chyba żyją.- wyjaśnił. - Kto wybudował te budowle? Twój lud, czy też to wszystko już tu stało, gdy przybyliście na tę wyspę? - Slaak’Han nie wie. Przywódca - Cienista Dusza opowiadał wiele. Mówił, że świątynie wybudowali budowniczowie. Nasi przodkowie. Oni ku chwale bogów słońca to postawili. Byli jak Slaak’Han ale silniejsi i mądrzejsi.- odparł rozglądając się wokół jakby widział to pierwszy raz. - Budowczniczowie postawili takie świątynie i daleko na innym lądzie. W starym domu Slaak’Hana - dodał. - Czyli twoi przodkowie podróżowali przez magiczną bramę wiele razy ze swego świata do tego? - spytał mag. -Kiedyś tak. Oni podróżowali po całym świecie. Oni zwiedzili każdy ląd. Bramy zamknięte. Slaak’Han nie wie jak je otworzyć. On za głupi na to. - Wzruszył ramionami. Jego pysk wykrzywił się w coś na kształt uśmiechu, ukazując ostre kły. - Czy pozostały po twórcach bram jakieś notatki? Może by się udało otworzyć bramę? Co prawda tylko ty byś mógł przejść... - Thazar nie dokończył. -Slaak’Han nie wie. Brama głęboko pod świątynią. Tam podziemne jezioro. Tam magia kapryśna, magia zła. Na środku jeziora jest wyspa i tam brama.- mówił gestykulując żwawo. - Opowiadał o tym Cienista Dusza. Slaak’Han nie widział na własne oczy. Tam niebezpiecznie - dodał. - Nie jestem na tyle potężnym magiem, by ryzykować życiem swoim i cudzym - przyznał się Thazar. - Lepiej więc tam nie iść. Ale jest tu gdzieś woda do picia, do mycia? - spytał. - Mycia? - powtórzył po Thazarze, jakby nie do końca wiedział o co może chodzić czarodziejowi. - Ludzie czasami wchodzą po szyję do wody, by zmyć z siebie brud - wyjaśnił mag. - A gdy kto się długo nie myje, to zaczyna brzydko pachnieć - dodał. -Slaak’Han nie pachnie brzydko… - odparł mrużąc przy tym oczy, choć Thazarowi mogły się te słowa wydawać sprzeczne z prawdą. -Slaak’Han nie pije i nie myje. Pije jak w dżungli. Tu szczyt gór. Tu nie ma wody i źródeł, chyba, że spadnie deszcz - wyjaśnił. - Aha... - W głosie Thazara zabrzmiało wyraźne rozczarowanie. O wspólnej kąpieli z którąś z pań można było zapomnieć. O indywidualnej zresztą również. - No to będziemy musieli jakoś to przeżyć. - A czy możesz powiedzieć coś więcej o Cienistej Duszy? Jak wpadł w szpony Cienia? I jak to się objawiło? - Cienista Dusza to nie imię. Slaak’Han to imię. Cienista Dusza to określenie. On służy cieniom. On nazywał się Khaarim’To. On wielkim mędrcem. Badał bramę pod świątyniami. Slaak’Han nie wie, czemu postradał zmysły. Slaak’Han myśli, że jezioro tak na niego wpłynęło. - Mówiąc to spoglądał na ziemię, jakby wyrażał w ten sposób swój smutek. - Khaarim’To przyjaciel. Kiedyś wielki wódz Slaak’Hana. Ale oddał się mrokom. Odszedł z moimi braćmi. Oni zniknęli dawno temu. Slaak’Han został. Widział, że Khaarim’To opętany mrokiem - tłumaczył pokrętnie. - Czyli każdy, kto wpadnie w szpony Cienia, może się stać cienistą duszą? - upewnił się mag. - I gdzie teraz przebywa, bo chyba nie kręci się po okolicy?.- -Slaak’Han nie wie. Khaarim’To ma dom pod ziemią. Ale dawno go nie widział. Wiele tygodni temu. Khaarim’To uwolnił swoje sługi. Dużo sług. Chodząca śmierć. Oni na całej wyspie. Trzeba uważać. Głupi i powolni, ale jak dużo, to niebezpieczni. Khaarim’To gdzieś się ukrył. Slaak’Han nie wie gdzie. Nie chce wiedzieć - dodał. - Idziemy! - Wtrąciła się z uśmiechem Jasmal, spoglądając na ich przewodnika - Slaak dobry wódz! - Bajdurzyła na całego. - Zapewne były przyjaciel naszego jaszczura tępi konkurencję - powiedział cicho Thazar. - Uważa, że jesteś dobrym przewodnikiem - “przetłumaczył” słowa dziewczyny na język, jakim posługiwał się Slaak'Han. - Slaak’Han tu mieszka. Slaak’Han teraz tu nowy dom. On dużo chodzi i zwiedza. Poznał wyspę. Slaak’Han pamięta - odparł czarodziejowi jaszczur. -Skoro jesteśmy bezpieczni, to upolujemy coś do jedzenia, a wieczorem rozpalimy ogień i sprawimy sobie ucztę. Przyjdzie nam chyba jeszcze długo ze sobą pobyć, więc może każdy coś o sobie opowie?- zaproponował niespodziewanie Boro, choć możliwe, że po prostu chciał odciągnąć towarzyszy od pomysłu szukania jaszczurzego nekromanty. Edrik przysłuchiwał się tej “rozmowie” chociaż przez jej formę nie do końca takie określenie do niej pasowało. Niemniej zaczął już układać sobie w głowie priorytety. Nieprzychylnym wzrokiem spojrzał na Boro. Rzekł pozostałym o sobie ile chciał i nie miał zamiaru tego zmieniać, przynajmniej na razie. – Ile jest dni drogi stąd do tej osady z palisadą? – rzekł do jaszczura. Potrzebował więcej informacji, by móc podjąć konkretniejsze decyzje, bądź powziąć plany. "Powinienem pobierać opłaty", pomyślał Thazar, odrobinę już zmęczony ciągłym pośrednictwem. Ale słowa Edrika przetłumaczył. |
13-07-2018, 12:10 | #186 |
Reputacja: 1 | -Dwa dni drogi. Na północny wschód.- odpowiedział jaszczur zerkając na Edrika. -Tam on - człowiek nie chce pójść. Tam pełno chodzącej śmierci. Tam nawet Slaak’Han wam nie pomoże… - dodał szybko. - Gdybyś ruszył na północny wschód... - Thazar spojrzał na rycerza - to po dwóch dniach wędrówki dotarłbyś do miasta. Chociaż nie. Nie dotarłbyś, bo po drodze jest za dużo najrozmaitszych zombie. Nawet nasz jaszczurowaty przyjaciel nie zdołałby cię tam zaprowadzić. On nie ma zamiaru zginąć podczas takiej próby. Edrik stał chwilę pogrążony we własnych myślach, a jedyną widoczną oznaką tego, że jest tą wieścią zdenerwowany były zaciśnięte pięści. – Czy jest jakikolwiek sposób na opuszczenie tej cholernej wyspy?! – przemówił wyraźnie zły i sfrustrowany całą tą sytuacją. Tajga również była żywo zainteresowana odpowiedzią. Ani myślała tracić życia w cudzych rozgrywkach; zresztą tracić życia w ogóle. Cienista magia czy cokolwiek tu było najwyraźniej nie zwiastowała długiego życia okolicznym stworzeniom, w tym również rozbitkom. -Czemu yuan-ti nic z tym nie robią? Z nieumarłymi? - spytała nagle. - Czy yuan-ti również stają się żywą śmiercią? - Thazar przetłumaczył słowa poprzedników, a potem dodał swoje pytanie. -Gdyby Slaak’Han wiedział jak opuścić wyspę to by z wami nie rozmawiał. Slaak’Han nie wie czy Yuan’ti stają się chodzącą śmiercią. Slaak’Han nigdy takich nie widział. Yuan’ti walczą z trupami. Ale nie atakują, a raczej bronią się na swoim terenie. Slaak’Han chce żeby oni-ludzie pomogli odnaleźć stary towarzysz i przekonać go by przestał budzić żywą śmierć. Jak się uda, on otworzy bramę i przepuści ich gdzie indziej. Slaak’Han może też zaprowadzić do osada ludzi. Tam mogą pytać o statki. Slaak’Han nie pójdzie z nimi za palisadę. Oni sami muszą - odpowiedział Thazarowi. - Jeśli ktoś się uprze - powiedział Thazar we wspólnym - to jaszczur pomoże mu przejść kawałek drogi, ale nie do samego końca. Mówi, że nie potrafi opuścić wyspy, inaczej by to zrobił już dawno temu. Uważa, że jedynym wyjściem jest odnaleźć tego, którego nazywa Cienistą Duszą i przekonać go, by otworzył bramę. Ale w tym mu trzeba pomóc. - Yuan-ti - tu spojrzał na Tajgę - walczą z zombiakami, ale tylko w obronie swego terytorium. Slaak'Han nigdy nie widział yuan-ti zamienionego w zombie. Edrik pomasował czoło. – Podsumujmy więc. Wyspa roi się od nieumarłych, a do tego po lesie wałęsają się ci wężoludzie – zaczął wyliczać. – Jest jeszcze jedna niezdobyta osada, ale patrząc po tym, że jeszcze tutaj są to na statek liczyć raczej nie można. Ten cały portal jest zapieczętowany, a jedynym, który potrafi go otworzyć jest ten cały nekromanta, a ten tutaj jest ostatnim ze swojego plemienia. A jedynym sposobem na wydostanie się z tej przeklętej wyspy jest znalezienie nekromanty, złapanie go, i wbicie mu do łba by otworzył nam portal, tak? Mężczyzna raz jeszcze pomasował czoło, wziął głęboki wdech i uderzył otwartymi dłońmi o biodra. – Dobrze. Pomogę mu, ale najpierw niech powie jak wielką mocą dysponuje ten nekromanta, czy ma jakąś lepszą broń, eliksiry, cokolwiek co byłoby w stanie nam pomóc w walce z nim. Jeżeli mamy go złapać żywcem to nie głupim pomysłem wydaje się użycie trucizny, która mogłaby go uśpić, albo sparaliżować. – Jasmal, jesteś kapłanką tak? – zwrócił się do kobiety. – Twoja moc mogłaby się jakoś przeciwstawić nieumarłym? Wszakże słyszy się opowieści o Panach Poranka, czy Helmitach, którzy jedynie siłą swej wiary są w stanie obracać żywe trupy w proch. Potrafisz coś w tym rodzaju? Edrik zaczął robić to, co czynił jeszcze do niedawna regularnie. Planował, tworzył strategie, analizował informacje. To między innymi te umiejętności pozwoliły mu osiągnąć swój status, a później go utrzymać. |
15-07-2018, 19:14 | #187 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Zormar : 15-07-2018 o 19:16. |
18-07-2018, 10:12 | #188 |
Reputacja: 1 | Tajga więcej milczała niż mówiła, nie narzekając praktycznie wcale, co w jej przypadku było dość niezwykłe. Słuchała dziwacznej opowieści Slaak'Hana o domu w gwiazdach, nieumarłych i cienistych duszach czy tam dupach. Kiedyś obiło jej się o uszy, że istnieją inne plany, inne światy, słyszała nawet legendę, że przodkowie elfów pochodzą z gwiazd... Ale spotkać kogoś kto stamtąd pochodził? Dziwne... Zwłaszcza, że jaszczuroludź nie różnił się specjalnie od występujących w Faerunie stworzeń. Już yuan'ti byli dziwniejsi. Albo pożeracze umysłów. I beholdery. W porównaniu z nimi gadająca jaszczurka na dwóch nogach była... no cóż, dość przeciętna. Tłumaczenie czynione przez Thazara nie było idealne, przez co jaszczuroludź wychodził na półgłówka, ale bardka zdążyła się zorientować, że jest całkiem rozgarnięty i ogarnięty. W końcu inaczej nie przeżyłby w takich warunkach. W milczeniu analizowała jego opowieść i coś jej trochę nie stykało. Twierdził, że ten cały Cienisty jest przywódcą, ale że go dawno nie widział. Po przyjściu jendak stwierdził, że musi iść na szczyt zikkuratu, do kwatery swojego króla. Jakiego króla, skoro to Khaarim’To miał tu rządzić? I ponoć wszyscy inni niebieskoskórzy zginęli? Do tego zabronił im tam iść, co jeszcze pobudziło ciekawość Tajgi. Może później uda jej się namówić kogoś na wycieczkę. Zastanawiała się kim był wcześniej tennekromanta - magiem? Kapłanem? Wyglądało z opisu, że chyba kapłanem. Ciekawe czy odbiło mu z nadmiaru mocy, od jakiegoś przeklętego przedmiotu, czy... Jaszczur mówił o kapryśnej magii... Czyżby pod ruinami było źródło dzikiej magii? Chyba nie, tak precyzyjna kontrola nad nieumarłymi byłaby wtedy pewnie trudna. Cienista magia? Tajga wiedziała, że Shar odpowiada za cienisty splot, przeciwny splotowy, z jakiego korzystała większość czaromiotów, ale na tym jej wiedza się kończyła. Jednak Jasmal mówiła, że znaleziona przez nich broń nosi ślady cienistego splotu, więc to musiało być to. Ciekawe, czy umrzyk dostał ją od swojego pana... Z rozmyślań wyrwała ją kłótnia na temat kolejnego celu wędrówki. Mieli do wyboru rozmowę z szalonym nekromantą (jeśli go znajdą), wyprawę do oblężonej osady albo włamanie się do siedziby yuan-ti. Każda z opcji wyglądała, łagodnie mówiąc, słabo. - Czyli tak... - zaczęła, korzystając z okazji, że wszyscy umilkli, posapując tylko z irytacją. - Osada jest oblężona przez nieumarłych, a nawet jakby nie była, to i tak nie mają statków, więc nie pomogą nam w podróży... Posterunek yuan-ti ma ponoć fantastyczne skarby, ale żeby je zdobyć musimy pokonać nie tylko ichnich strażników, ale i trupy oraz samą dżunglę po drodze? Wydaje się to tak samo marnym interesem jak i przebijanie się do osady. Swoją drogą skąd nasz błękitek wie, że mają tam takie cuda? Grzebał im po skrzyniach? - stwierdzenie to zostało rzucone lekkim tonem. Dalej... możemy odszukać i pokonać lub przekonać nekromantę, by zaprzestał swych niecnych czynów i położył truposze spać. A nawet otworzył portal dla nas i dla tego tu. Znów, wydaje się to mało realne. Skoro jego przyjaciel nie dał rady tego zrobić, to jak my mamy? Miecz na gardle pomoże? Z drugiej strony ta opcja wydaje się najmniej ryzykowna, aczkolwiek przydałoby się wiedzieć ilu potencjalnie może mieć ze sobą truposzy. Czy to ludzie, czy jakieś silniejsze gatunki... Tajga umilkła na chwilę, dumając. Od nowych nazw, faktów i domysłów wszystko już jej się mieszało. - A czemu najpierw nie pójdziemy sprawdzić tego jeziora i bramy? Skoro błękitny się boi nie musi z nami iść, tylko pokazać drogę. Może sami damy radę coś z tym zrobić; jeśli nie otworzyć portal to choć zlikwidować źródło mocy nekromanty? Nie chce mi się też wierzyć, że w tych całych ogromnych ruinach nie ma nic przydatnego. Wszystko zabrali truposze? Przecież nie są tak rozgarnięte. Może zanim ruszymy w drogę bić się z kimkolwiek to najpierw pozwiedzamy? Mamy jedzenie, wodę i z tego co on mówi przede wszystkim jest tu względnie bezpiecznie - z wodą trochę naciągnęła, ale magia też się liczy. Poza tym wydawało się to niemożliwe, by tak potężna konstrukcja została wybudowana z dala od źródeł wody pitnej. Chyba że "wielcy budowniczowie" czerpali wodę z podziemnego jeziora. - Mówił, że jest tu sam, ale wcześniej odwiedzał "kwatery króla". Wszyscy towarzysze zginęli, czy tam odeszli, ale nie on... Został dla przyjaciela-wariata, a teraz nie chce go nawet widzieć? Dziwne to wszystko... Bardka powiodła radosnym wzrokiem po towarzyszach. Nie chciała by jaszczur wyczuł, że mu nie ufa. Mówienie takich rzeczy z miną niewiniątka opowiadającego lekką fraszkę przychodziło jej bez trudu. |
18-07-2018, 13:01 | #189 |
Reputacja: 1 | Anka podniosła tyłek i dołączyła do grupy. W ręku trzymała swój koślawy rysunek jaszczuroczłeka, porównując detale. |
26-07-2018, 14:20 | #190 |
Reputacja: 1 | Podjęcie decyzji było trudne. Wszystkie opcje miały swoje wielkie wady, żadna nie dawała więcej jak tylko cień nadziei na przeżycie. Coraz więcej jednak osób skłaniało się do wyprawy w celu odnalezienia przyjaciela ich przewodnika. Jakiekolwiek miał motywy Slaak'Han chcąc ich poprowadzić do jego zdaniem, jedynego słusznego celu podróży, to na ten moment każdy wolał zignorować pesymistyczne myśli choćby bycia przeznaczonym na ofiary jakiegoś rytuału. Z tą decyzją nie wciąż nie chciał się pogodzić najmłodszy z ich grupy. Boro cały czas starał się przekonać by jednak poszli do miasta. Już prawie ucieszył się, gdy Onaga sprawiał wrażenie, że popiera go w tym. Niestety ork zaznaczył, że decyzja będzie należała do większości i tam też udadzą się. Boro miał w tamtym momencie najbardziej zawiedzioną minę podczas całej ich przeprawy przez dżunglę. Spuścił głowę i odszedł, resztę czasu siedząc na uboczu grupy. Nie wiedzieć kiedy minął im cały dzień na gościnie u jaszczura. Zmierzch zaczął zapadać, a gdy słońce całkowicie zaszło i ciemność ogarnęła ruiny na szczycie góry usłyszeli ryk. Znajomy był on każdemu z nich. Nieumarły dinozaur, przemierzający wyspę w poszukiwaniu nasycenia się znów nie pozwalał o sobie zapomnieć. Na szczęście tym razem odległość, z której dobiegały straszne odgłosy była komfortowo duża, przez co jedynie poczuli ciarki na plecach. ~***~ Nocną już porą Slaak'Han przyniósł im kolację. Była to jeszcze ciepła, ale już nie ruszająca się tutejsza odpowiedniczka znanych im saren. Na Morkhulu i Jasmal spoczął więc obowiązek przygotowania jej do stanu jadalnego. Półork który najwięcej skorzystał z nauk gospodarza, narwał nawet nieco zielska by ich kolacja miała nieco więcej smaku. Po godzinie przy ognisku nad którym opiekana była tusza sarnia, zaczął roznosić się apetyczny zapach pieczeni. Coś tak dobrze przyrządzonego nie mieli okazji jeść chyba jeszcze nigdy w życiu. Albo to tylko ostatnie dni sprawiły, że ich poczucie smaku uległo znacznej regresji. Tak czy inaczej najedzeni mogli udać się na spoczynek. A należało go dobrze wykorzystać bo o świcie mieli ruszać na poszukiwania Khaarim’To, ich drogi ucieczki z tego przeklętego miejsca. ~***~ - Idę do miasta - oznajmił z samego rana Boro, gdy wszyscy zasiedli do śniadania.. Chłopak był głuchy na argumenty, że samotna wyprawa to istne samobójstwo i mniej zachodu miałby jakby poszedł rzucić się z klifu. Był wyjątkowo zdeterminowany by to zrobić. Tym małym zamieszaniem zainteresował się gospodarz. W krótkich słowach Thazaar wyjaśnił mu o co chodzi. Gad prychnął i w niewybrednych słowach stwierdził co myśli o pomyśle Boro, z czego wielu idiomów mag nie zrozumiał. I bez tłumaczenia czaroklety wszyscy mogli po tonie głosu Slaak'Han określić że uważa chłopca za durnia. Kręcąc głową jaszczur odszedł od nich, znikając w swojej ostoi. Wrócił dopiero gdy skończyli jeść i zajęci byli pakowaniem się na drogę. - Slaak'Han pokaże drogę tyle ile może. Wy czekacie. Slaak'Han wróci wieczorem - oznajmił jaszczur, a Thazaar marszcząc brwi przetłumaczył dopiero po chwili, bo miał wrażenie, że źle zrozumiał słowa błękitnołuskiego. Poszukiwania jaszczurzego nekromanty została przesunięta o jeden dzień. Dla wszystkich dodatkowy czas na odpoczynek był zbawienny. Drugi dzień spędzony na nicnierobieniu w końcu czas na chwilę refleksji nad sytuacją, w której się znajdowali.
__________________ "Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory" Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn Ostatnio edytowane przez Mag : 08-08-2018 o 18:05. |
| |