Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-09-2019, 19:39   #91
 
avvsugar's Avatar
 
Reputacja: 1 avvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputację
Franciszka nie przywykła do bliskości drugiej osoby. Dziecko przytuliło się do niej dość mocno, co wprawiło kobietę w osłupienie. Nie pomyślałaby, że takie chucherko może mieć w sobie tyle siły. Nie odwzajemniła ona jednak tego uścisku, pogłaskała tylko dziewczynkę po głowie. Kobieta nie chciała pozwolić na to, żeby Mała się do niej zbytnio przywiązała, praktycznie nic o niej nie wiedziała, nie znała jej rodziny. Bała się, że pojawienie się tego dziecka w jej życiu sprowadzi jakieś kłopoty.
Mogłam jej wtedy nie pomagać - pomyślała Franciszka - a teraz mam na głowie obce dziecko, nie wiem jakie konsekwencje przyniesie moje odkrycie… Co mnie do tego podkusiło?
Najbardziej zastanawiające było dla niej, to że dziewczynka nie wykazywała niepokoju związanego ze swoimi rodzicami i tak szybko zaufała obcej osobie. Dziecko w jej wieku powinno chyba czuć, że stało się coś złego? Ale nie, Mała martwiła się tylko o to, co stanie się ze świniami. Dlaczego dziecko bardziej było zaniepokojone stanem zwierząt niż rodziców “śpiących’’ przez nienaturalnie długi okres czasu? Kobieta mogła sobie stawiać wiele takich pytań bez odpowiedzi, ale do niczego ją to nie prowadziło, tylko napełniało coraz większym niepokojem.
Dziewczynka ciągle leżała wtulona w kobietę i zdawała się ignorować fakt, że ta mimo wszystkiego co zrobiła dla niej do tej pory, stara się jednak zachować w stosunku niej chłodną relację.
- Zamknij oczy, pomyśl o czymś przyjemnym a sen przyjdzie sam - Franciszka w końcu odezwała się do dziewczynki.
Sama jednak nie potrafiła myśleć o niczym innym niż konsekwencje swoich ostatnich wyborów.
 
avvsugar jest offline  
Stary 15-09-2019, 20:49   #92
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Z podziękowaniami dla Mag za wspólny post

Czas po mszy w świątyni. Dzień.

Horst żwawo ruszał w kierunku domostwa. Dając dzieciom po drodze nakaz od wuja. Nie było to trudnawe. Większość i tak zebrana z luda pod świątynią była. Stary już Grolsch właśnie za to szanował Jeremiego, szwagra swego. Był bystry. Bardzo bystry. Nieszczęśliwie przyjął rolę czarnej owcy Drzewiec. No, i nie zawsze wiedział kiedy milczeć, ale miał Dar. Dar którego Sidhe przy urodzeniu mu poskąpili, ale inaczej obdarzyły łaską…

Miał tylko nadzieję, że Luther niedługa wróci na doma. Zaprawdę wdał się w swojego dziada… Eh… emocje… młodość… Do niektórych rzeczy może trzeba dorosnąć, ale dlaczego czuł w kościach, że syn jego zgłupiał od nauk w mieście? Nie dziwota przecież. Miasto, luksus, światowi ludzie i ideały… nieoszlifowany umysł się zatracił i stracił z sobą kontakt. Jak ptak pochwycony w klatkę i karmion przez długie lata. Niejeden do klatki już przywyknięty i opuszczać jej niechce, a niektóre i latać zapominają…

Horst dotarł do domostwa i odkrywszy, że Arniki nie ma szybko pochwycił klucze do karczmy. To było logiczne, że tam skieruja Józwa włodarza. Józef mądry chłop. Z niejednego pieca chleb jadł. Tylko trza będzie w cieniu się ukryć pod chatą jego i klucze przekazać. Teraz nie była dobra pora ukazywać się Panu, a staruszka nie skrzywdzi… prawdopodobnie. Nie mniej, z czasem, z tym co odkryją w piwniczce i spiżarce… Tak, pojawią się pytania o to kto się karczmą opiekował po nieobecność Pana… ale wtedy, wtedy już ziarno zostanie zasiane i jeno podlewać je trza będzie, coby zboże nie zmarniało i plony zebrać na okrutną i zimną porę której deszczowe chmury jawnie nadciągały zewsząd nad Drzewce.

Po kluczy przekazaniu udał się w powrotną drogę. Potrzebował zjednoczyć się z ziemią, grunt na polu i rabatkach pod roślinki zrobić. Gnoju nanieść, grunty wymieszać, nasiona posadzić… popiołem sypnąć gdzie trza mniej, a gdzie trza więcej. Przez zimę popiołu mieli wiele, pod dachem skyty by woda paskudna go nie zniszczyła. Tak z nim było, popiół był życiem roślin, a woda wypłukiwała z niego życie prosto w glebę, a rośliny się nim żywiły. Ponoć i mydło z popiołu robią, tak słyszał na mieście i targach, ale jeszcze za mało wiedział, by takowy wyrabiać. Był człowiekiem ziemi jakby nie patrzeć. Choć kto wie? Może w tym roku coś się uda dowiedzieć?

Uśmiechnął się nieznacznie, ale uśmiech nie docierał do oczu. Zbyt boleśnie znał paniska i rzesze tych co mądrzejsi i ważniejsi są w swych myślach nie patrząc na dobro drugiego brata swego. Prawda, gdyby o karczmę nie dbał dość by pięknisi by było by do miasta się przenieść. Nie żeby nie miał ich ukrytych w sobie znanym miejscu na chacie. Ukryte przed wszestkimi, lecz nie Arniką. Niewiele, ale zawsze coś odkładał z targów właśnie ta te czasy. Tylko do miasta ucieczka? To by było zaprzedanie wartości jego dziadów i przodków z niepamiętnych czasów, a o których prawie cała wiedza zaginęła. Mógł tylko gdybać, ale czuł w kościach, że nie bez powodu w te ziemie się przenieśli i tu osiedlili. Jaka jednak prawda to była, jeno Sidhe wiedziały, a on je szanował… szanował i bał się bardziej niż kogokolwiek innego człeka…

Kopał więc i nawoził zachodząc w głowę jak je ugłaskać, by wiernych swoich i szanujących ich ludzi nie pokarali… byleby tylko ich nie złościć… to nigdy nie kończyło się dobrze, oj nie… O tym bardziej z Jeremim gadać mu będzie. Niefortunne to czasy nadchodziły. Nawet wycinkę prowadząc drwale na skraju lasu samym w śmiertelnym niebezpieczeństwie byli… a on musiał zdecydować kogo to do lasu posłać… tu jednak, małżonka jego musiała mu pomóc, bo wybór łatwy nie był i na sercu mu ciążył.

* * *

- Mów co cię trapi - przemyślenia przerwał mu głos jego żony. Arnika rozdzieliła dzieciom zadania domowe i teraz byli sami w izbie.

Horst chodził po obejściu z zamyślonym wyrazem twarzy. Kiedy usłyszał jej słowa spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął. Fajka w dłoni, choć się tliła, to jakoś niezbyt chętnie wędrowała do ust.
- Ten wariat, Otton, oszalał. - powiedział cicho - Zaczynając od jutra, przez cztery dni w tygodniu każde domostwo ma wystawić człowieka…
Zawiesił głos przymknął oczy lekko zaciągając się fajką. Dym wydmuchnął ku podłodze, a nie był to częsty widok. Wręcz rzadki.
- Ten idiota chce wykarczować Las Mgieł. Do ostatniego drzewa. Dobrzy Sąsiedzi będą wściekli… wiesz co to znaczy. Dla nich i dla nas wszystkich.

Kobieta aż usiadła na ławie z wrażenia. Doskonale wiedziała, ba, cała wieś była wielce świadoma czym grozić będzie próba ścinania drzew starego lasu.
- Przecież to będzie wyrok śmierci dla każdego kto przyjdzie z siekierą - odezwała się w końcu. - Oby duchy lasu wiedziały na kogo skierować swój gniew.

- To już nie w naszych rękach jest. - odpowiedział posępnie Horst - Jeno z Jeremim mógłbym z ofiarą do lasu iść… Duchy znają go i do niego przemawiają, nas szczęśliwie oszczędzały. Tak czy inaczej posłać kogoś trzeba. Mam tylko nadzieję, że nowy kapłan nie wpadnie na jakiś “mądry pomysł”. Dzisiaj wieczór mamy naradę. Zobaczę co to za człowiek i poradzim gdy wrócę.

- Ahh, tak dobrze nam było tu w Drzewcach, że też musiał się napatoczyć ten cały kuzyn byłego pana - westchnęła Arnika. - Oby jego pomysły przyniosły gniew bogów tylko na jego ludzi i nas oszczędziły - kręciła głową. - Zaraz będę się wybierać do Czeremchy. Może coś poradzi, jeśli będzie dziś miała lepszy dzień.

- Tak. - pokiwał głową Horst - To prawdopodobnie najlepsze co teraz możemy poczynić. Lecz kogo wysłać do lasu?

- Ulff jeszcze za słaby, żeby utrzymać siekierę, co najwyżej może pomagać przy ostrzeniu narzędzi. Matz... Można go tłumaczyć, że go przyuczam do mojego fachu, ale jeśli ten pan jest tak nierozważny, żeby wycinać las mgieł to nie ma co liczyć, że posłucha wytłumaczeń. No a Luther to już wogóle nie ma jak się wymigać - znachorce było ciężko o tym mówić, wiedząc jakie niebezpieczeństwo spadnie na jej dzieci.

Mężczyzna westchnął z ciężkim sercem.
- Przy odrobinie szczęścia będzie chwila spokoju. Może Luth zmądrzeje jak zobaczy na własne oczy nasz świat. To miasto, co na nauki go posłaliśmy, zmieniło go. - pokręcił z rezygnacją głową na boki - Obawiam się, że innej opcji nie mamy Oby tylko Panowie ze Wzgórza byli łaskawi i nas oszczędzili, choć dobrze wiemy, za dobrze.

- Niestety masz rację... - Arnika była niezwykle niezadowolona z takiego obrotu spraw. - Jak tylko wróci to trzeba będzie mu od razu to powiedzieć.

- Tak. Jak wróci. - Horst zaciągnął się fajką w zamyśle. Widać było, że nie był zadowolony. - Wróci, młodość nie mądrość. Miejmy nadzieję, że szybko zmądrzeje. Dobry to chłopak, tylko za bardzo w swego dziada się wdał. Za bardzo.

- A jak nie zmądrzeje to oby chociaż pozostałe miały od niego więcej oleju w głowie - pokiwała głową, zgadzając się ze zdaniem męża. Wstała i poprawiła tunikę. - Ruta pójdzie ze mną. Spróbuję i jej przemówić do rozsądku.

- Ruta? - uniósł brew w pytającym geście, po czym uśmiechnął się nieznacznie - Ten wiek… Zajmę się chłopcami. Chyba już pora, bym i ja z nimi porozmawiał.

- Taak, z Matza możesz uświadomić, za to Ulff to jeszcze za mały, jeszcze się speszy - wyraziła własne zdanie.

- Tak, pewnie masz rację. - przytaknął mąż - Pozdrów Czeremchę i proszę, uważaj. Otton nie jest i nie będzie łaskawym panem. Niech dziewczynki poza dom się nie ruszają. Chyba, że z bratem, ale tylko w nagłych wypadkach. To nie są dobre czasy.

- Oby to szaleństwo skończyło się jak najmniejszym kosztem naszym - powiedziała Arnika i wzięła w ręce koszyk. Podeszła do męża i pocałowała go w usta, gładząc wolną dłonią po jego policzku. - Musimy tylko mieć wiarę, że wrócą dobre czasy.

Horst odwzajemnił lekko pocałunek i objął Arnikę tuląc ją do siebie.
- Przetrwamy to najdroższa. - wyszeptał cicho jej do ucha - Jak zawsze. Przetrwamy tą burzę. Rzeka życia płynie, a my wraz z nią.

Kobieta wtuliła się w niego i chwilę stali tak przytuleni. Ale nie mogli tak pozostać, bo obowiązki, a raczej w tym momencie problemy, wzywały. Puściła go w końcu.
- Wrócimy przed zmrokiem - obiecała i wyszła z izby.

Horst patrzył za nią przez chwilę, aż zniknęła. Nadchodziły mroczne dni, ale wierzył, że przetrwają. Do tego jednak potrzebował informacji. Grolsch przetrwali zarazę i przetrwają Ottona. Choć zależało mu na Drzewcach i ich mieszkańcach… teraz najważniejsza była tylko Rodzina. Rodzina i nic więcej.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 30-09-2019 o 17:12.
Dhratlach jest offline  
Stary 15-09-2019, 21:17   #93
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Vaidzie aż szczęka opadła.
- Ja rozkradła!? oż ty psi synu! - Kobieta z trudem opanowała się przed rzuceniem się na mężczyznę ale nawet ona wdziała, że chłopów było trzech i to z żelazem a ona jedna. - Toć nie ja po cudzych chatach lazę jak zbój jaki! toć nie widzisz ośle, żem sama tu, bez parobków, jakbym miała jakie bogatwo to bym przecie sama nie tyrała, lepiej po bogatych chatach łaźcie, a nie do lichych chodzita, robotę mam a teraz jak Pany są to jeszcze więcej jej mieć będę.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 16-09-2019, 15:54   #94
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Z uwagi na stan Patryka, podczas przebierania się z odświętnego stroju w roboczy, Marysia istotnie zapomniała zdjąć naszyjnik. Z uwagi na brak jakiegokolwiek lustra w domu, dopiero teraz kiedy jej rozmówca odniósł się do niego, dziewczyna uświadomiła sobie że go nosi.
Była jednak bardzo niezadowolona, że mężczyzna go dotykał.
- Możesz śmiało spisywać - odparła dziarsko. Jednocześnie odsunęła się o krok, teoretycznie aby mieć miejsce na wzięcie zamachu, ale tak naprawdę chciała się po prostu odrobinę odsunąć. Naszyjnik odsunął się wraz z nią, poza zasięg palców intruza, aby spokojnie spocząć na szyji właścicielki.
- Wszyscy we wsi wiedzą, że mam go po matce - dodała od razu Marysia i wzięła solidny zamach siekierką
Intendent skrzywił się nieznacznie, kiedy Marysia wykorzystała pretekst, by odsunąć się o krok. Malachit wyślizgnął się z rąk mężczyzny, a on sam z lekkim niepokojem spojrzał na siekierę.
Broń świsnęła w powietrzu i celnym ciosem dosięgnęła celu, rozłupując przygotowany wcześniej palik drewna na dwie części.
- Jeśli Pan Otto dobrze pomyśli, to nie będzie wcale zły... Prawda? - powiedziała, spoglądając badawczo na rozmówcę.

- Ja waćpannę o nic nie podejrzewam… - odzyskał rezon po chwili. - Jeno pan Otto ma gorący temperament. Oj, bardzo szybko on wyciąga wnioski… I bardzo szybko przechodzi do czynów. Czasem człek nawet nie zdąży przedstawić argumentów.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, zastanowiwszy się chwilę. Nie była zadowolona z tego co usłyszała.
- Nie brzmi mi to jak zachowanie, które na szlachetnego pana przystało - powiedziała lekko zmieszana. Nie do końca w to wierzyła, ale nic o nowym panie nie wiedziała. Miała jednak nadzieję dowiedzieć się więcej i upewnić się czy intendent wie co mówi, czy tylko ją straszy.
- Naprawdę taki porywczy i złowrogi? Skąd to tak? - spytała, uważnie obserwując rozmówcę.
 
Mekow jest offline  
Stary 16-09-2019, 21:49   #95
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
W którym momencie Psotka zniknęła, nie wiadomo. Za kotami jednak normalny śmiertelnik wiadomo, nie nadąży. Jej miejsce za to chętnie zastąpił Gałgan. Zmierzwiony rudzielec miał swoje humory i lubił wyręczać się słabszymi kotami jeśli idzie o pogonienie myszy, zrzucenie moździerza z ziołami, czy zabawę wiechciem czosnku. Ale daninę w postaci pieszczot od człowieków, zawsze pobierał osobiście. Z lubością więc wyciągał się pod dłońmi Ruty, prezentując kolejne sektory futra, które domagały się atencji młodej Grolschówny. Grolschówny, która drapała go dość bezwiednie, myślami błądząc nie po kocich kłakach, a po pewnej blond czuprynie.
Można więc sobie śmiało wyobrazić jakie było rozczarowanie Gałgana, gdy Psotka się nieoczekiwanie objawiła w izbie przerywając zarówny odbieranie daniny, jak i dyskusję, której oddawały się trzy kobiety, donośnym miauczeniem.
- A ta czegóż się znowu drze? Toć już po marcowaniu… - Ruta przypatrywała się niecodziennemu zachowaniu kotki, która dalej miauczała żałośnie. Potem wskoczyła na stół przy oknie i zbliżywszy się do krawędzi okiennicy spojrzała wyczekująco na kobiety.

Arnika zaprzestała mieszania zupy podgrzewanej w kociołku nad ogniem. Zachowanie zwierzęcia było dziwne, bo gdyby chciało wyjść to drzwi były uchylone, a o jedzenie nie żebrało, bo nie kręciła się pod nogami osoby stojącej przy garnkach. Dała więc zielarka córce drewnianą łyżkę.
- Pilnuj, żeby nie przypaliło się - nakazała jej i podeszła do kota. - O co chodzi? - zapytała Psotkę jakby oczekiwała, że ta jej odpowie. Zamiast odpowiedzi kotka zeskoczyła z okna i ciągle miaucząc oraz zerkając czy kobieta za nią idzie, dała się do uchylonych drzwi. Arnika wyszła za Psotką na zewnątrz i poszła tam gdzie czarny sierściuch ją prowadził.

Kierunek ów zaś szybko przestał być tajemnicą. Kocica przeskoczyła między sztachetami warzywnika i polazła prosto w kierunku lasu Mgieł. I każdy kto znał Psotkę wiedział, że nie jest to przypadkowy kierunek. Nie był to bowiem taki całkiem zwyczajny kot. Niby nic takiego specjalnego nie robił, ale czasem jak spojrzał na człeka to się zdawało, że wszystkie jego grzeszki widzi. Niektórzy we wsi nawet niby żartem gadali, że to nie kot a wiedźma, co to jak umrze to w ciele kota po świecie się szwenda. I że jak Czeremcha pomrze to jak nic w chacie nowy kot się pojawi. Dyrdymałom nie było końca, ale faktem pozostawało, że Psotce daleko było do typowego piecucha i w las Mgieł by człeka nie wiodła za byle myszą.
Tak i tym razem było. Przy samych już dębach za wykrotem Arnika obaczyła, że ktoś we gęstwinie leży. A raczej dwie osoby. Syn jej Luther i młynarzówna Nawojka. Normalnie wnioski na taki widok byłyby inne i jagody by zapłonęły, ale tym razem takie skojarzenia nie miały kiedy i jak przyjść na myśl. Luther leżał twarzą do ziemi, a więc nie na wznak. Ale Nawojka.... Puste dziewczęcy ślipia wpatrywały się w szarzejące niebo wzrokiem, na którym Las na stałe już wymalował wyraz zdziwienia i przerażenia.
Luther jęknął głucho i poruszył się słabo kiedy kocica wskoczyła mu na plecy.
- Ma… mama? - stęknął piwowarczyk uniósłszy głowę, znad darni.
Psotka zaś nie wiedzieć czemu nagle prychnęła i dała drapaka w chaszcze. Za kotami to człek nie nadąży.
- Na bogów... - wymsknęło się znachorce z ust, gdy zszokowana przyglądała się temu co jej oczy widzą. Zakryła usta dłonią i czym prędzej doskoczyła do swojego syna. - Luther! Co się stało?! - wyszeptała jakby słowa miały problem przejść przez zaciśnięte gardło. Zaraz jej spojrzenie zwróciło się na dziewczynę. Pochyliła się nad nią i zaczęła sprawdzać czy Nawoja żyje.
Skóra młynarzówny była chłodna. Piersi nie unosił oddech. Serce nie biło. Po chwili zielarka nie miała już żadnych wątpliwości. Nawojka nie żyła. Nie odniosła żadnych ran, bo i krwi nigdzie nie było. Jedynymi widocznymi obrażeniami, był siniec i krwiaki na szyi. Bo drobnych zadrapań nie brała pod uwagę.
- Ratuj jom matuś - stęknął Luther próbując się unieść.
Wyglądało na to, że jemu nic poza wycieńczeniem nie dolega. Cały jednak był w rzepach, pajęczynach i liściach jakby się przez cały ten czas po oczeretach szwendał.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 16-09-2019, 22:24   #96
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Bogna i Maryna

Racimir, jak to chłop z pogranicza, w różne bajdy wierzył od małego. Bogna przeżyła z młynarzem zaledwie jedną zimę, ale tyle wystarczyło, by wiedzieć, iż wyznawał niejeden zabobon. Nie obnosił się ze swoimi gusłami, ale sierota nieraz widziała jak zostawia na oknie ziarno czy okruszki dla domowych duchów. Mimo to ciężko było mu uwierzyć w leśnego potwora, który usiłowałby pożreć Bognę.
- Potwór? Dziewczyno, czy ty aby nie bredzisz w gorączce? - zapytał zaaferowany młynarz, po czym spojrzał na kostkę wieśniaczki i aż mu się resztki włosów zjeżyły na głowie.
- Na Stwórcę! Wilcy tak blisko chat grasujo?! Na wszystkich świętych, biegnę do dziedzica i niech obławę zwołuje! Niech mi córę ratuje i syna!

Nawet jeśli Racimir nie wierzył w potwora, to ślady zębów na nodze Bogny były niepodważalne. Podobnie jak cholerne wilki z Lasu Mgieł...
- Marynia doprowadź no tę dziewuchę do porządku. Zaklinam cię, doglądnij no tu wszystkiego, bo ja muszę do pana biec ino roz.
Młynarz nie tracił więcej czasu. Maryna i Bogna zostały same.




Jeremi

Wiedźmiarzowi odpowiedziała jedynie głucha cisza. Jednakże Jeremi nieraz już porozumiewał się z lasem i nieraz w nim przebywał. Potrafił rozpoznać kiedy robiło się wręcz nienaturalnie cicho. To był jeden z tych momentów, gdy nawet małe, zwinne ptaszki nie ważyły się przypominać o własnym istnieniu. Mocny wiatr zaszumiał nagle w uszach mężczyzny.

"Daj... nam... ofiar..." - znajomy, kobiecy głos rozbrzmiał cicho. Jeremi miał wrażenie, że słowa były szeptane wprost do jego ucha. Zalotny ton sprawił, iż przez moment czuł się jakby rozmawiał z zalotną kochanką, która opowiada mu w tajemnicy co będą robić wieczorem w stodole.




Vaida

Zbrojny już chciał się odwinąć, aby zdzielić po twarzy pyskatą babę, ale powstrzymał go drugi z siepaczy.
- E! Gniewko! Starczy już tego, bo będzie jak u tamtego!
Mężczyzna o tępym wyrazie twarzy wymienił spojrzenie z kolegą, po czym pomiarkował się. Pociągnął głośno nosem i warknął:
- Oj przyjdzie taki dzień jeszcze, że nauczę tego babsztyla kto tu rządzi.

Obyło się bez rękoczynów, ale mężczyźni zostawili w chacie Vaidy kompletny bałagan. Zwłaszcza zbrojny, który odgrażał się tęgiej kobiecie. Wydawało się, iż robi to specjalnie. Ostatecznie stwierdzili, iż nie ma niczego, co mogłoby zostać zabrane z dworu i opuścili chatę.

Gniewko był bardzo zawiedziony, że nie udało się nic znaleźć...




Marysia

Intendent teatralnie rozłożył ręce.
- Wojna, droga panienko, wojna! Zmienia ludzi w potwory, tak to już jest.
Gaudenty pokręcił głową tak, jakby wiedział wszystko o horrorach wojaczki. Kobieca intuicja podpowiadała jednak, iż co najwyżej mogła go dupa od siedzenia czasem boleć.
- Ale jeśli my pożyjem w dobrej komitywie, to ja nie będę zdradzać panu Ottonowi takich niewygodnych spraw...
Mężczyzna ponownie zbliżył się do Marysi, nie zważając na granice przestrzeni osobistej. Poczuła jak kładzie dłoń na jej talii.
- Bądź sprytną dziewką... A może ja pomogę wysłać twojego braciszka do szkoły? He? Nie chciałabyś, żeby żyło mu się lepiej?
Intendent wyszczerzył się lubieżnie, z niecierpliwością oczekując reakcji wieśniaczki.





//NC: Odpisy tylko dla części graczy, gdyż musimy nadgonić zanim ukończymy dzień.
+ Czekam na decyzję Mag co robi w związku z martwą Nawojką, bo to wpłynie znacząco na przebieg kolejnego dnia.
 
Bardiel jest offline  
Stary 16-09-2019, 22:53   #97
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
I co też mogła nieszczęsna Arnika począć na trupa? Nie mogła uwierzyć, że dziewczyna, którą chciała za synową, leży bez ducha... I czemu wyglądała jakby zaduszono ją na śmierć?! Co się na diabły wydarzyło po tym jak młynarczykowie wybiegli w las za Bogną? To ona to zrobiła?! Tak czy inaczej dla niej nic już zrobić nie mogła.

Mnóstwo myśli kołatało się w głowie kobiety. Otrzeźwił ją dopiero rozsądek mówiący, że leżenie na skraju lasu, nieopodal gdzie kręciły się wilki, mądre nie było.
- Nie możemy jej tak tu zostawić - zadecydowała, bo trup na pewno ściągnąłby drapieżniki i spojrzała na Luthera. - Wstawaj, zaniesiemy ją do chaty.

Syn był nadal w szoku, ale słychanie poleceń rodziców miał skrupulatnie wbijane do głowy od berbecia. Zrobił co matka kazała i wspólnymi siłami weszli do chaty. Położyli ciało pod piecem, gdzie nieopodal Czeremcha zajadała się gulaszem jaki przyniosła jej przybrana córka.
- Luther, biegnij z Rutą do domu i powiedz o wszystkim ojcu. On niech pójdzie po Racimira i razem tu przyjdą - nakazała i nim zdążyli odpowiedzieć, Arnika wygoniła z chaty by czym prędzej biegli do domu, póki jeszcze resztki słońca z nieba padały.

Zostały w chacie same. Czeremcha odstawiła drewnianą miskę i pochyliła się nad martwą Nawoją. Zaczęła gładzić dłonią ją po policzku, jakby chciała dziewczynę pocieszyć by nie bała się drogi jaką przed sobą miała.
Arnika natomiast nerwowo przygryzała paznokcie i chodziła z kąta w kąt.
- Co tam się wydarzyło... - zachodziła w głowę. - Te zasinienia na szyi... Kto jej mógł to zrobić?! Chyba tylko ludzie Ottona... - ze wszystkich osób które przebywały we wsi tylko przybyszów mogła o tak złe rzeczy podejrzewać.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 22-09-2019, 21:48   #98
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Wieczór, przed naradą.

Nadchodził zmierzch... a Horst siedział posępnie na werandzie w wiklinowym fotelu kocąc fajkę. Była to jedna z tych rzadkich mieszanek zarezerwowanych na właśnie taką okazję jak ta w której on, jego rodzina i Drzewce się znalazły. Kocimiętka i korzeń prawoślazu lekarskiego. Może i głowa rodu Grolschów nie znała się na ziołach zbytnio, ale wiedział co palić... i w sumie na tym ta wiedza się kończyła. Ta mieszanka przynosiła rozluźnienie i lekko tępiła umysł. Coś czego tak mocno potrzebował. Chwili ciszy w obliczu chaosu niezliczonych ścieżek i możliwości które podsuwały mu myśli... Nieszczęśliwie niewiele było tam opcji które by nie skończyły się źle. Potrzebował informacji i to bardzo. Praca w polu pomogła, ale... nie dość.

W ten dostrzegł zbliżającą się Rutę z Lutherem. Córka była mocno zaniepokojona, nawet wystraszona, a syn? Wyglądał jakby sięgnął po jedno z tych "zakazanych ziół". Wstał więc z fotela i ruszył w stronę dzieci. Był szczęśliwy, że były całe, a najstarszy się znalazł... tylko dlaczego miał te przegniłe uczucie, że to nie był koniec wielkich kłopotów na ten dzień?

Ruta wyjaśniła co zaszło. Zabolało go to, bardzo. Nawet zamknął na chwilę oczy by ukryć ból. Nawojka była dobrą dziewczyną i miał z Arniką plany by stała się i synową. To był wielki cios dla Drzewiec... Otworzył oczy i spojrzał na Luthera. Pytał, ale ten bełkotał niezrozumiale... więc chwycił go za łachy i potrząsnął warcząc przy tym... coś co było w jego repertuarze wysoką groźbą... a był to niespotykany widok.

- Luther! Gadaj no co poszło. Gadaj ino!

Niestety stan syna był... ciężki. Zimne oczy ojca patrzały nieprzychylnie na syna... Choć chciał go wpierw spoliczkować... to by źle wyglądało i mogli by posądzić o to Nawojkę, a go o zbrodnię w afekcie! Wten sprzedał mu kuksańca prosto z góry w dół na koronę czaszki. Mocno. Kolejny znak, że był w wielkim gniewie, bardzo, bardzo wielkim gniewie, wręcz furii... Luther znaleziony z martwą Nawojką... jak dobrze, że to Arnika go znalazła. Każdy inny podejrzewałby go o morderstwo!

Szczęśliwie syn oprzytomniał trochę i w miarę sensowne słowa popłynęły z jego ust. Sensowne... w pewnym sensie, bo nadal to był bełkot, ale uporządkowany bełkot. Horst westchnął ciężko i przeczesał czuprynę wolną dłonią po tym jak puścił Luthera.

- Luther idź do matki i przynieście Nawojkę do doma. Nikt nie mówi nikomu co zaszło. Nikomu. Ruta, pójdź w dom i przygotuj butelkę gorzały, oraz prześcieradło by Nawojkę przykryć. Ja idę po Racimira... Ruchy!

Po tych słowach zrobił jak nakazał. Racimir... taka tragedia... tego dnia zgasła piękna świeca w Drzewcach... będzie musiał sprowadzić ojca dziewczyny w dom. O Nawojce... delikatnie, ale delikatnie powie się mu jak na werandzie. Lepiej, tak będzie. Tego dnia będą pili, a raczej Racimir pić będzie. Dobry sąsiad...

Szedł w stronę zabudowań wioski wytoczoną ścieżką. Stamtąd odbije do młyna... a przynajmniej taki był plan, bo usłyszał drzwi karczmy i dostrzegł Racimira. Wyglądał jakby same Sidhe by go przegoniły przez cały Las Mgieł i z powrotem. Tak jakby przeczuwał...

Stary Grolsch odszedł do niego i z troską, oraz ciężko ukrywanym smutkiem powiedział.
- Chodź stary przyjacielu do mnie. Poradzimy... popijemy nasze smutki. Tak będzie lepiej... Proszę Ciebie, jako stary druh.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 12-10-2019 o 18:20. Powód: literówka
Dhratlach jest offline  
Stary 24-09-2019, 09:50   #99
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Nona -obrzeże Lasu Mgieł

Wiedźmiarz z twarzą ukrytą w mchu przełknął ślinę słysząc głos Dawnej. Nawet jemu nie często się zdarzało obcować z Sidhe w takiej bliskości, zazwyczaj miał kontakt z pomniejszymi duchami czy służebnymi demonami, ale tym razem miał przyprawiające o ciarki wrażenie że spotkał go przerażający zaszczyt zwrócenia na siebie uwagi kogoś znacznie potężniejszego. Kogoś kto mógł zniszczyć jego ciało, a może również i ducha z równą łatwością z jaką on zgniatał robaka. Czeremcha niejednokrotnie mu powtarzała że jeżeli dochodzi do targów z Dawnymi to nie można się wycofać. Tylko że to nie były targi do jakich przywykł. Tutaj toczyła się gra o wyższą stawkę niż bezpieczny dom czy pomoc w gospodarstwie. W tych targach mógł stracić duszę.
- Którą ofiarę przyjmiecie w zamian za pomoc? Poświęcenie, Życie czy Łowy? - zapytał po chwili zastanowienia. Poświęcenie oznaczało że ktoś ze starej wiary musiał oddać się na usługi Sidhe i zazwyczaj wypełnić jakieś zadanie. Czasami była to błaha sprawa jak przyniesienie kubka wody ze źródła oddalonego o dwa dni drogi, czasami coś niemożliwego do spełnienia jak na przykład opróżnie chochlą całego jeziora w ciągu jednej nocy, a czasami służba trwała całe życie. Z Sidhe nigdy nie było wiadomo co wybiorą. Życie oznaczało krwawą ofiarę złożoną w kamiennym kręgu, co było ofiarą zależało od trudności zadania, w tym przypadku niemal na pewno ceną była ludzka krew. Łowy były z kolei były chyba najokrutniejsze i chyba najtrudniejsze do wypełnienia. Nieświadomą niczego ofiarę trzeba było zwabić do lasu w pełnię księżyca, skropić krwią zwierzyny łownej i pozostawić w lesie. Sidhe zwoływały polowanie na nieszczęśnika bądź nieszczęśniczkę, polując zarówno na ciało jak i na duszę ofiary. Niedgyś często Dziki Gon gonił po niebie zwiastując że kolejny człowiek stał się celem Łowów. Co wybiorą Dawni, a może raczej wymyślą coś nowego i jeszcze bardziej okrutnego? Wiedźmiarzowi odpowiedział jedynie wiatr. Może Dawni uznali, że nie jest godzien dalszej rozmowy? A może po prostu chcieli, aby sam się domyślił? Głos, który zasłyszał wcześniej wszak był kobiecy. A płeć piękna bardzo lubiła niedopowiedzenia… Jeremi westchnął ciężko.
~ Choć raz mogłoby się bez problemów obyć. ~ pomyślał. Trzeba było sięgnąć po inne środki. Wiedźmiarz wstał z klęczek, pokłonił się drzewom i udał na skraju lasu, gdzie zaczął przeszukiwać krzaki póki nie znalazł mysiej nory. Rozkopawszy ją schwytał zwierzątko i trzymając w dłoni usiadł w cieniu. Zamknął oczy i zaczął mruczeć melodię bez słów. Wokół niego robiło się coraz ciszej i ciszej aż w pewnym momencie był w stanie usłyszeć bicie serca myszy. Zacisnął palce i zadał pytanie.
- Co mam wybrać? - rozległ się cichy trzask łamanych kostek myszy. Wiedźmiarzowi wydawało się że w oddali zagrał myśliwski róg a kątem oka zobaczył jak cienie ścigają się między drzewami. Mogły się mylić, Sidhe mogły zmienić zdanie, ale warto było spróbować.

Późny wieczór - chata Józefa i wioska

Gdy Jeremi wyszedł z domu Józefa odetchnął głęboko i powiedział do Horsta.
- Jak u ciebie jeszcze chwila, to chodź pójdziem do młodych o których żem mówił. Trza ich przekonać co by sie do mnie przenieśli. Jeno co młode to głupie, życia jeszcze nie zna a myśli że najsprytniejsze na świecie. Może we dwu łatwiej bedzie im do rozumu przemówić. Poza tem mam jeszcze jedną sprawę, ale przy chatach nie bedziem o niej gdadać. - wskazał nieznacznie szwagrowi wychodzącego z chałupy kapłana.
- Na wszystko czas i miejsce Jeremii, ale czy na noc snu im odbierać? - odpowiedział brodacz prowadząc pasterza na bok, w dół domów i między nie. - Można, choć nie wiem czy do nas to należy. Wiesz, że my, Grolschowie, staramy się nie mieszać w życia innych. -
- Jutro przecie nasz nowy pan chce już nacząć wyrąb. Jak jego zbrojni po chatach się przejdą i policzą ile jest zajętych a ile nie, to bedzie za późno co by słabych do silnych przenosić. Trzeba to tera zrobić póki noc. Kto nie posłucha ten na siebie to weźmie co przyjdzie. Poślij po ludziach póki jeszcze czas albo nic nie zdziełamy. - gdy weszli w miejsce gdzie nie można ich było podsłuchać wiedźmiarz chwycił szwagra za ramię i powiedział cicho. -Posłuchanie miałem u Sidhe. Może nam pomogą, może nie jak to oni, ale chcą ofiary. A Cienie szeptały mi że chodzi o taką jak za dawnych czasów gdy Dziki Gon po niebie szalał. Trza jeno pomyśleć czy ryzyko podjąć i jednego z Ottonowych ludzi w las zwabić czy bezpieczniej będzie kogoś z nowych we wsi poświęcić. - palce Jereremiego zacisnęły się niczym szpony.
- Surowe to czasy nastały… - powiedział cicho w ponurej zadumie Horst - ...nie podoba mi się to Jeremi… o nie… ale innej opcji mieć nie możemy. Może przekonać się zbrojnych by zwiad zrobili i sprawdzili czy aby bezpiecznie tam jest. Jednak… to wydarzy się dopiero po tym jak pierwsi nasi padną. Jeśli z nowych to Józef kogo wysłać by musiał, on tu pan na Drzewcach, a i nam nie wolno z nimi iść, bo kto jeno zniknie a z nami widziany my sądzeni będziemy. Chodźmy po dzieciaki, poradzimy po drodze. -
- Poradzim, poradzimy. Ty Horst poważnie myślisz że kapłan słowa dotrzyma i chłopom pomoże? Bo po mojemu on nic takiego nie godoł. Przysłali takiego co w słowie mocny i oczy zamydlić potrafi, ale go czyny zdradziły. -
- Jesteśmy w Drzewcach. Zapomnianej przez “stwórcę” wiosce na zadupiu cywilizacji. - odpowiedział Grolsch - Tu nie trafia się za zasługi. Czas pokaże Jeremi… czas pokaże. Miejmy nadzieję, że przejrzy na oczy. Choć… może to trochę potrwać. Prośba, w przyszłych kontaktach z tym Spaleńcem postaraj się kontrolować emocje, dobrze? Nie chcemy go zbytnio wrogić jeślić ma być po naszej stronie. -
- Jak ty dałeś się przekonać to i on. To dobrze, bardzo dobrze. Ja sie żem kontrolował cały czas, jeno sprawdzałem nowego kapłana. Ty myslisz że ja tam obiatę skrzatowi składałem? Wiem przecie że w tym domu od lat żadnego ni ma jakby był to by mnie powitał, jeno chciałem obaczyć co spaleniec zrobi. A on nic, po cichu siedział choć ma nakazane co innego. A potem godo że jak Otton sie przeciw prawom kościoła odwróci to pokarany bedzie. Za chłopów? Horst, ichnia wiara skaże że jak z woli Stwórcy żeś sie chłopem urodził to żodnych praw ni masz. Wsie prawa u panów i kościoła. Poza tym chlebem sie z nami nie podzielił ze wspólnej misy nie zaczerpnął ni kropelki wody czy piwa nie upił. Jak to widzisz, bo po mojemu dobrze nie jest? Nawet ten chleb co go wziął jeno w rękach ugniótł i potem schował. Jak nam ufać komuś kto chlebem sie z tobą nie łamie? Jeno prawił że on “niepotrzebnego rozlewu krwi” uniknąć chce? A cóż to jest? Kiedy on niepotrzebny a kiedy potrzebny? Powiem ci, potrzebny jak się chłopską krew rozlewa gdy sie buntujo, niepotrzebny jak sie pańskie gardło podrzyna. Kapłan tera widzi we mnie tego złego, buntownika i poganina, ty zaś głos rozsądku i pokoju jesteś. Do ciebie bedzie szedł rozmawiać nie do mnie, rozważ to sobie, jego zaufanie zyskaj i na nasze dobro obróć. - Jeremi klepnął szwagra po plecach. Horst pokiwał powoli głową.
- Miejmy nadzieję, że dzieciaki oleum w głowie mieć będą. -
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche

Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 25-09-2019 o 09:34. Powód: Justowanie tekstu. Dodatkowy tekst.
Balzamoon jest offline  
Stary 25-09-2019, 10:04   #100
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Maryna podeszła do zapłakanej dziewczyny z misą w rękach i rzekła
- siednij sa i obmyj gemba, a jak się uspokoić bedzies pedać coś uwidzioła w lesie. - a następnie postawiła miednice na stole i westchnęła głęboko..

Bogna usiadła więc w końcu, po czym przemyła zapłakaną gębulę. Spojrzała na wdowę Marynę z nieco inną miną niż przed chwilą.
- No gadałam. W lesie potwór i wilk mnie napadł.
- aleć nie powiedzioła kaj to beło, jakik beł ten “potwor” - zaakcentowała ironicznie - ani kaj on beł
- Nie wiem gdzie, bo się w lesie zgubiłam - Powiedziała dziewoja z markotną miną - Ten Las Mgieł jest okropny… i klnę się, nic mi się nie przywidziało! Obrzydliwy potwór, niby to człek, ale taki obleśny, brzydki… powyginany. Tu był chudy, a ty grubaśny… - Bogna dłońmi wskazała na własną lewą część ciała, a potem na prawą - I gębę miał ohydną i pełną zębisk, a zwisała mu aż do pasa! I wszędzie krosty, kurzajki, ropniaki… - Opowiadała z przejęciem, a na końcu aż nią "zatrzepotało" chyba z obrzydzenia.
- no aleć, żeś do chałupy dosła, toć wies w kterą to beło stronę, albo jak długo słaś. A ten potwór nie beł do kogo ze wsi podobny? Może jaki pogorzelec po chrust się wybroł a ty cudujes? Mówił łon co?
- Ja od niego na ślepo uciekałam we mgle, bo chciał mnie pożreć! Nie wiem gdzie to było, błądziłam wiele czasu. I nie był to zwykły chłop albo co, potwór z magicznymi sztuczkami! Pożreć mnie chciał! Gadał żebym z nim w lesie została! - Bogna lekko przytupnęła.
- [i]Kiej mgła beła toć skond to wisz, że nie beł to koś z wioski pożreć Cię chcioł a ? Wszak jak godoł jak podasz toć cołkiem cywilizowany ten potwór beł. - Maryna przyglądała się jej z uwagą. To wszystko nie miało większego sensu, w zasadzie nie miało żadnego sensu. [\i]

Bogna westchnęła. Wdowa Maryna zaczynała ją już coraz bardziej drażnić swoim podejściem do całej sprawy.
- Bo był tak blisko mnie jak ty teraz. Mówiłam, że mnie niemal złapał.
- Ja ci nie wierzą, boć widza że bajdy klepies ale niechaj ci bedzie, aleć nie nie godoj mi takich durnot wincyj, boć swój rozum mom i niezdzierża.
Następnie szybkim ruchemzłapała dziołchę za girę i zaczęła jej się dokładnie przyglądać. Jak nic pies ją jakiś pogryzł i teraz na wilki zganio - pomyślała.
Ponownie westchnęła. Sięgnęła po misę i podstawiła ją Boginie pod nogi. Następnie sięgnęła do skrzyni po otwartą już butelkę bimbru stojącą na stolei obficie polała nią rany dziewczyny. Wierzyła że jedynie wypalenie rany świętym ogniem lub wodą ognistą zabezpieczyć ją może przed zgnilizną.
- Ał… ał… ałuuuuu - Zawyła wkrótce Bogna, gdy po kilku czynnościach poraniona stopa została oblana alkoholem. Zacisnęła ząbki, zmrużyła oczy, nawet i piąstki zacisnęła. W końcu odetchnęła i z ulgą.
- Dziękuję - Powiedziała szczerze do wdowy Maryny.
Wdowa nie znosiła pisków i jęków. Życie boli i im szybciej dziewucha się do tego przyzwyczai tym dla niej lepiej. wzruszyła tylko ramionami, wszak nawet psa by opatrzyła a co dopiero drugiego człeka. Wyciągnęła przeprane paski materii ze starej pociętej zapaski i zabezpieczyła rany dziewki.
- powiedze terozki kiej widzołaś ostatnio Nawoja?
- W świątyni - Odparła dziewoja.
- [i] w środku czy na zewnątrz? Ona za tobą polazła i nikaj kie wi kaj łona jest.
- W środku… - W tonie Bogny pojawiła się nuta smutku.
- a w która strona poleciołaś - zapytała Maryna, uznawszy że w wyniku tej konwersacji nie uzyska sensownej odpowiedzi na żadne bardziej skomplikowane pytanie.
- Eeemmm… w prawo - Dziewoja podrapała się po łepetynie.
- toć poleciałaś prosto w stronę spalonej chaupy i dalej kole wielkiego dębu. Dobrze prawie?
-No… chyba tak
- Przytaknęła Bogna.
- toś musioła wlecieć do losu kiej strumyk i dolej leciołoaś kaj? to coześ mijoła po drodze?
Młódka spojrzała na wdowę jak na… stodołę, po czym wzruszyła ramionami. Wychodziło na to(po raz kolejny), że Bogna nie miała pojęcia, gdzie to biegała.
No ale wdowie nie mieściło się to w głowie. Wszak pod nieobecność pana wszystkie dziewki chadzały do pańskiego lasu po chrust, na jagody, borówki i grzyby a kiej głód przycisnął to i po lebiodę, pałkę wodną i inne leśne zielsko. Zacisnęła mocno usta i jej twarz nabrała nagle bardzo surowy wyraz. Była cierpliwa, ale nawet jej cierpliwość kiedyś musiała się skończyć.
- niechaj ci będzie żeś się pogubiła, aleć mi pedaj jakżes do chałupy Racimira wróciła. Od której żeś szła strony?
- Emmm… - Bogna rozglądnęła się wokół, chyba starając przystosować sobie miejsce w którym siedziała do kierunków na dworze, po czym w końcu wskazała palcem na jedną ze ścian.
- Tam - Powiedziała.
- to choćmy - powiedziała wdowa kierując się w stronę drzwi.
- A gdzie? - Bogna już całkiem zbaraniała.
- Pokazes mi kajześ lozła, kiej nie umies godoć po ludzku - odpowiedziała wdowa ze zniecierpliwieniem. A gdy ta nawet nie bardzo potrafiła jej pokazać skąd dokładnie wyszła z lasu kilkukrotnie uderzyła ją przez plecy witką wierzbową którą ciągnął za sobą Symek, szczęśliwy że tym razem nie jemu się oberwało.

Skaranie boskie było z tym dziewuszyskiem.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 25-09-2019 o 10:06.
Wisienki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172