Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-05-2020, 08:06   #131
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Restrospekcja

21 Martius 816.M41, Prywatna komnata Starszej Chóru -


Nie była pewna, która godzina była gdy wróciła w końcu do swej sypialni. Wiele godzin spędzili modląc się jeszcze w sali Chóru za duszę Lorna. Potem porozmawiała jeszcze z każdym ze swych podopiecznych by upewnić się, że odzyskują siły. Wiedziała jak wrażliwi są, jak z każdą kolejną wróżbą, każdym połączeniem umysłów, ich więzi zacieśniają się. Lorn nie był z nimi długo, więc nie obawiała się o starych członków chóru. Martwiła się o Xarę i to jej poświęciła najwięcej czasu. Przygotowała odpowiednie zioła na sen i poprosiła by po przebudzeniu pomogła Malchedielowi. Nawet rozważała, by przekazać ją pod skrzydła Brenien, by wspólnie zajęły się archiwizowaniem otrzymanych sygnałów, jednak obawiała się, że emocjonalność astropatki będzie zbyt niebezpieczna dla nowicjuszki.

Pokój i jego zamknięte drzwi, sprawiły że poczuła nieco ulgi. Była sama… sama w tej ciszy. Otoczona jedynie niewielkim szumem statku. No tak… powinna porozmawiać z Ramirezem. Wierzyła, że gdzieś tam wiele będzie od niego zależało… a może to już się wydarzyło? Do tego była jedna rzecz, która w natłoku wydarzeń jej umknęła. Nawigatorka miała dar… mogła mieć przy sobie talię tarota.

Ciągnąc swe rozważania Bel przeszła do łazienki i weszła pod prysznic, odkręcając zimną wodę. Musiała się rozbudzić jeśli chciała jeszcze rozłożyć karty.

Jeśli talia była przy ciele… to Ramirez mógł ją mieć. Bel nazbyt dobrze wiedziała jak cenne i ważne są takie karty. Powinny służyć dalej. Została w nich zatknięta cząstka woli Imperatora i należał się im odpowiedni kult. Powinna choćby dlatego o nią spytać.

Nago wróciła do swojej sypialni i jak zwykle zasiadła w wymalowanym na podłodze kręgu. Niespiesznie zapaliła świecę i wzięła własną talię. Tasowała ją powoli wsłuchując się jak szum kart łączy się z szeptami statku. Miała pytania… teraz powinna je tylko zadać.

Czy Ramirez wypełnił już swe zadanie?

Czy ród Corax podąża za nimi?

Dłonie Belitty delikatnie gładziły odymioną talię nim wybrała pierwszą z nich. Ostrożnie odłożyła kartę po lewej stronie spoglądając na.. Heretyka. Wyglądał jak zwykle, niczym zwykły człowiek, jednak na jego szatach były symbole wroga. Nie była pewna jakie.. Obraz zdawał się być zamazany, co ją zasmuciło.
Był kartą przyczyny i to jakże bolesnej… zdrady, buntu wewnątrz jakiejś grupy, rodu… Bel była niemal pewna, że chodzi tu o ród Corax. Tylko kto zdradził? Czemu to Lady Winter była atakowana?


Odetchnęła i powoli sięgnęła po kolejną kartę, czując jak chłód otula jej ciało wywołując gęsią skórkę. Karta przestawiała plecy… plecy Nieznajomego. Miała symbolizować to co działo się teraz. Ambicję.. Siłę… Bała się że mogło tu chodzić o ambicję jednego człowieka. Christo. I jego plany i gry. Jednak miała nadzieję, bo karta symbolizowała też wyprawę, odkrycia. Więc może jednak chodziło o nich… o ich wyprawę, o ich misję?


Chwilę przyglądała się obu kartom. Misja spowodowana zdradą. Czemu czuła, że to nie wróży dobrze? Potrząsnęła nerwowo głową. Nie nie mogła tego teraz oceniać. Imperator oceni ich czyny.. Ona.. ona była jedynie przekaźnikiem. Drżącą od zimna dłonią sięgnęła po kolejną kartę.

Harlekin. Bel powstrzymała ciężkie westchnienie. Wojownik w nietypowej masce spoglądał złowrogą przyszłość. Ukrytego wroga… wroga, wroga, który może się okazać być sprzymierzeńcem, bo jest wrogiem mego wroga.


Bel zgasiła świecę i opadła na podłogę spoglądając w sufit. Wizja nie była dokładna, ale zrzuciła winę za to na swoje zmęczenie i natłok myśli spowodowanych śmiercią Lorna. Powoli przetarła zmęczone oczy. Nieprzewidywalne konsekwencje. To jeszcze symbolizował Harleqin. Pytała jednak nie o Christo.. Pytała o Ramireza… czy to o jego ambicje chodziło? Czy mogły pomóc im w wyprawie?

Jedno było pewne… musiała się z tym przespać.



22 Martius 816.M41, Prywatna komnata Starszej Chóru -

Obudziła się zmęczona, ciemność wypełniała pokój, w którym spała, ale nie chciała zapalać światła. Mrok i towarzyszące mu uczucie pustki uspokajał jej duszę. Wiedziała, że będą dokować w Footfall, jednak nie planowała jeśli to nie będzie konieczne schodzić do miasta. Chciała się zająć swoimi podopiecznymi. Wsłuchać się w głosy miasta.

Powoli usiadła na łożku, pozwalając by koc zsunął się z niej odsłaniając nagie ciało. Powinna znów porozmawiać z wszystkimi. Powiedzieć Christo o wróżbie. Czuła, że zaczyna coraz bardziej potrzebować pomocy, tylko czy w tym mieście znalazłby się ktoś taki? Wstała i krótką komendą zapaliła światła w pomieszczeniu. Powoli ubrała się i ruszyła na spotkanie z seneszalem. Cóż… mówił że ma się do niego zwracać, gdy będzie czegoś potrzebować. Ona potrzebowała konkordialisty, potrzebowała pomocy.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 15-05-2020 o 20:56.
Aiko jest offline  
Stary 16-05-2020, 16:54   #132
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
składanka docowa #1

28 Martius 816.M41, sala narad Błysku

Christo odłożył transkrypcję radiowego przekazu na blat stołu z polerowanego drewna, przynitowanego do posadzki sali konferencyjnej usytuowanej poniżej mostka. Wyposażona w skomplikowaną aparaturę antyszpiegowską, w przeszłości służyła ona do dyskretnych spotkań Gunnara z osobami, którym Lord Corax powierzał swe największe tajemnice.

Teraz zasiadający w niej seneszal wbił wzrok w oblicze Bartholema Visschera, siedzącego dwa miejsca dalej i wpatrującego się w masywną postać prezbitera Ramireza w sposób przywodzący na myśl chorobliwą fascynację. Doradca Winter i Wizjoner Napędu spotkali się z Nawigatorem w sali konferencyjnej godzinę przed nadejściem reszty koterii. Wprowadzili go w niecodziennie dla Christo szczery sposób w tajemnicę stanu zdrowia dziedziczki rodu, ale Barca nie potrafił się wyzbyć wrażenia, że Visscher skupiał całą swą uwagę na Ramirezie z powodu innego niż wysłuchany chwilę wcześniej medyczny raport prezbitera.

Arcymilitantka, Nadsternik, Mistrzyni Chóru - pozostali członkowie koterii zjawili się punktualnie i wszyscy z jednakowym skupieniem przeczytali transkrypcje przekazu otrzymanego z mostka Raptoriusa Rexa.

- Nie sądzę, abyśmy mogli to zaproszenie zignorować - przerwał w końcu ciszę seneszal.

Bel stała z boku i milczała. Niewiele mogła poradzić w tej sytuacji i nie od niej zależała decyzja co dalej.

Serwoczaszka lewitowała nad głową Nawigatora wydając z wokodera ciche westchnienia. Visscher sam chętnie westchnąłby, ale trzymał emocje na wodzy. Nie był zachwycony perspektywą spotkania ze znienawidzoną przez jego ród Chorda, a perspektywa pracy dla dynastii napawała go odrazą.

- Niestety nie możemy. Mam szczerą nadzieję, że Aspyce - Nawigator pogardliwie podkreślił imię potężnej głowy dynastii - nie ma dla nas żadnej oferty nie do odrzucenia.

A mogła taką mieć. Jej ród był uznawany za najbardziej wpływowy w sektorze i gdyby zażyczyła sobie drobnej przysługi animozje Visschera nie miałyby żadnego znaczenia.

Tytus pokręcił głową wciąż doczytując wiadomość mając nadzieje, że coś pominął. Odchylił się na krześle kładąc nogi na stole.

- Naszym problemem nie jest tyle jeszcze co ona chce, co sam fakt, że to będzie trudne spotkanie - sternik parsknął śmiechem - O ile ktoś tutaj nie zamierza przebrać się w sukienkę i dobrze przypudrować nosek to chyba ze spotkania nici - Tytus rozbawiony rozejrzał się po zgromadzonych, cała ta sytuacja była dla niego doskonałym źródłem rozrywki - Ależ jesteśmy w dupie.

Amelia spojrzała z dezaprobatą na Nadsternika.

- Tytusie, to nie pora na twoje żarty. - Westchnęła głośno. - Ale obawiam się, że masz rację. Jesteśmy w dupie. - Przebiegła wzrokiem po wszystkich zebranych. Jej głos był zdecydowany i twardy. - Wszyscy wiemy, że odrzucenie zaproszenia nie wchodzi w grę, natomiast Lady Corax nie jest w stanie się zjawić osobiście na spotkaniu, a wyjawienie jej stanu zdrowia byłoby nawet gorsze. Czy ktoś ma pomysł, jak to rozwiązać? - Spojrzała znów na Tytusa - Poza pomysłem na maskaradę? - Zamilkła i wycofała do tyłu.

Sama była zdziwiona, ile słów wyrzuciła z siebie na raz. “Za dużo gadasz. Uspokój się Amelio.” Dodała w myślach. “Strach zabija duszę…”. Wzięła kolejny oddech, tym razem powoli i spokojnie.

Seneszal milczał przez dłuższą chwilę, najpewniej rozważając w myślach usłyszane przed chwilą słowa. Potem skrzyżował dłonie palcami i skinął głową.

- Myślałem o tym od chwili, w której Mistrz Eteru przyjął wiadomość z okrętu pani Chorda - powiedział wodząc spojrzeniem po zgromadzonych w sali narad towarzyszach - I myślę, że znalazłem rozwiązanie, aczkolwiek nie ja jestem jego autorem. Ten pomysł podsunęła mi Mistrzyni Chóru.

Bellita drgnęła słysząc słowa Christo, odwróciła w jego stronę głowę przybierając wieloznaczny wyraz twarzy.

- Pani Bellita słynie ze swego talentu w interpretacji Tarota - podjął swój wywód Barca nie dając astropatce dojść do głosu - Jedno z jej ostatnich wieszczeń ukazało arystokratę w barwach dynastii z twarzą zasłoniętą maską, spoglądającego we wszystkich kierunkach. Chociaż pierwsze wrażenie mogłoby sugerować, że to ostrzeżenie przed fortelem naszych nieprzyjaciół, kolejnym podstępem w rodowej wojnie, teraz zacząłem postrzegać wizję Pani Chóru za coś innego. A co, jeśli Bóg-Imperator zesłał nam radę, abyśmy przywdziali Winter maskę mogącą ukryć jej niedyspozycję? Być może zawarty w układzie kart przekaz miał nam zasugerować ukrywanie się pod maskami w barwach rodu?

Christo umilkł na chwilę znacząco, ale i tym razem nie dał nikomu dojść do głosu.

- Muszę przyznać z wielkim zawstydzeniem, że przez chwilę zwątpiłem w dobre intencje Maurice’a, bo uznałem w swej naiwności, że wizja przestrzega nas przed kuzynem Winter. Teraz sądzę, że powinniśmy podążyć za przykładem Maurice’a. Większość z nas uważała za dziwactwo jego upodobanie do maski. Wykorzystamy to natręctwo kreując rzekomy obyczaj przyniesiony na pokład Błysku przez Winter i jej kuzyna. Ukryjemy pod maską sobowtóra.

-A zatem maskarada? - odezwała się Amelia de Vries - Kto zatem miałby założyć tę maskę? - Spojrzała na Barcę wyczekująco, choć w duchu już znała odpowiedź.

-Najbardziej oczywistym kandydatem jesteś ty, pani - odparł seneszal - Odebrałaś odpowiednie wykształcenie, znasz Winter od dawna, jej manieryzmy, sposób wysławiania się. Istnieją pewne kontrargumenty, nim jednak poddam je pod dyskusję, chciałbym wiedzieć, czy ten pomysł, czy ta interpretacja przesłania ukrytego w kartach Mistrzyni Chóru nie budzi waszych zastrzeżeń?

Nadsternik wybuchł śmiechem i prawie wywrócił się na krześle. Gdy po chwili odzyskał równowagę, wciąż chichocząc, wyciągnął pięść, aby delikatnie trącić siedzącego obok Visschera, lecz zatrzymał się, a jego śmiech zaczął się wygaszać gdy spostrzegł, że nikt inny nie wydaje się być tak rozbawiony jak on.

- Zróbmy to, doskonały plan - odwrócił się do pierwszej oficer ze szczerym uśmiechem - No i Lady Amelia będzie miała wymówkę, aby pobuszować w garderobie swojej pani. Sugestia z suknią zostaje, będziesz wyglądać, pani, zjawiskowo. Znam pewną utalentowaną krawcową pracującą w messie, która może poszerzyć ją tu i tam - pilot mrugnął bawiąc się doskonale.

Tytus z uznaniem spojrzał na Barcę, był pod wrażeniem, że tak szalony plan wyszedł z jego ust. Nikt tak jak Nadsternik nie doceniał śmiałości i podejmowania ryzyka, więc skinął głową z aprobatą.

Amelia pobladła lekko, zagryzła dolną wargę i spojrzała z wyrzutem na Tytusa. Chwilę wpatrywała się w twarze zgromadzonych jakby szukając poparcia, nie znalazłszy go, westchnęła cicho i zaczęła mówić.

- To prawda, że znam Lady Corax od dawna, ale znać kogoś to jedno, a potrafić odwzorować jego zachowanie to co innego. Obawiam się, że nie ma we mnie ani odrobiny wdzięku Lady Winter, ani jej wiedzy i umiejętności. Jestem prostym żołnierzem. Wydaje mi się, że Dalia lepiej by sobie poradziła w tej sytuacji.

W chwili, gdy Amelia wyraziła swą opinię, seneszal drgnął nieznacznie, prawie niedostrzegalnie; jednakże jego oblicze pozostało opanowane i beznamiętne.

- Oboje ubiegliście me następne stwierdzenia - odpowiedział posyłając arcymilitantce i Mistrzowi Pustki skinienia głowy - To właśnie owe kontrargumenty, o których przed chwilą wspominałem. Nie wątpię, że pani de Vries doskonale potrafiłaby odegrać rolę dziedziczki. Jak rzekłem, posiada odpowiednie maniery i arystokratyczną klasę. Przeciwko jej kandydaturze przemawiają jedynie dwa fakty. Po pierwsze, budowa anatomiczna. Racz wybaczyć mi bezpośredniość, Amelio. Jesteś świetnie zbudowana, wręcz wybornie w odniesieniu do piastowanej funkcji. Ktoś, kto miał kiedyś sposobność widzieć Winter, choćby przelotnie w Port Wander, być może zauważy atletyczną przemianę wiotkiej pani Corax. Podróże w Osnowie potrafią lawirować w czasie, dlatego nie możemy wykluczyć, że jest tutaj ktoś, kto wyleciał z Port Wander choćby po nas, ale już zdążył zadokować w Przyczółku. Istnieją oczywiście sposoby zamaskowania twych… mniej kobiecych gabarytów, chociażby suknie z odpowiednio bufiastymi rękawami, które ukryją bicepsy, ale czynnik ryzyka nie zostanie wyeliminowany do końca.

Christo przemawiał tonem pełnym profesjonalnego szacunku, dlatego Amelia nie potrafiła jednoznacznie zadecydować, czy mówił szczerze czy też w wyrafinowany sposób z niej zadrwił.

- Po drugie, zaproszenie jest skierowane pod adresem dziedziczki i jej świty. Arcymilitantka wydaje się pozostawać bardzo charakterystyczną zauszniczką pani kapitan. Jeśli Amelia podejmie się tego ryzyka, będziemy musieli uzasadnić nieobecność w pałacu dowódcy naszego garnizonu i nieprzemyślane argumenty mogą wzbudzić czyjąś podejrzliwość. I w ten sposób dochodzimy do osoby Dalii. Skłaniam głowę w wyrazie uznania dla kobiecej intuicji, Amelio. Mnie również przyszedł na myśl ten pomysł, ale Dalia będzie musiała sama zdecydować, czy zechce zaryzykować wszystko dla naszego wspólnego dobra i wziąć na siebie największy ciężar maskarady. Ma oczywiście kompetencje, doświadczenie i aktorski talent zupełnie wystarczający do odegrania roli dziedziczki, musi to jednak uczynić z pełnym przekonaniem. Oczywiście, jeśli pani de Vries nie zdecyduje, że to ona wcieli się w rolę Winter z uwzględnieniem skutków ubocznych takiej decyzji.

- Posłanie Dalii to… nie jest dobry pomysł. - Bel odezwała się cicho. Jej duszą targały liczne wątpliwości, choć nie pozwalałą by odmalowały się na jej twarzy. Spoglądała na Christo starając się zrozumieć co ten planuje, jaką znów grę chce rozpocząć. - Nie dlatego, że brak jej wiedzy, manier czy jak to określiłeś “arystokratycznej klasy”. Jest słaba… i to słaba przez ciebie. Jej miłość widać niczym na dłoni… zazdrość bije od niej i osłabia jej duszę, która miast wpatrzona w Boga-Imperatora wpatruje się w mężczyznę. Nie możemy pozwolić by dostrzeżono tą słabość.

Astropatka opuściła wzrok, starając się ułożyć swoje myśli.

- Dana mi była wizja… wróżba. Przyczyną naszych działań jest zdrada i to jak podejrzewam zdrada w rodzie Corax. To… jednak to zwiastowało choćby ostrzeżenie Maurice. - Zacisnęła mocniej dłoń na kosturze ponownie spoglądając na Christo. - To jednak karty tego co jest teraz się obawiam… bo wskazuje ona na ambicję. Wybacz… jednak nie chcę by kierowała nami ambicja kogokolwiek innego niż ambicja Lady Winter. Nie chcę by rozmowy z Panią Chordą zależały od twej kochanki. Tym bardziej, że… możliwe iż potrzebny będzie nam twój urok, nie obarczony jej towarzystwem. Pan pokazał.. że możemy spotkać… wroga naszego wroga… przyjaciela. Nie możemy zaprzepaścić tej szansy. Ktokolwiek wcieli się w Lady Corax… według mnie… powinien być kimś kogo nieobecność podczas wizytacji na statku nie zwróci niczyjej uwagi.

Milczący dotąd Ramirez wygaszał kolejne ekrany, których projekcja w nusferze zalewała jego zmysły. Poznać to można było jedynie po tym, że w jego lewym oku przygasł czerwono-błękitny blask.

- Panie Barca - jego głos zdał się być zimny jak sama pustka - jak wiele innych osób, których nie ma teraz w tym pomieszczeniu wie o prawdziwym stanie lady Winter? Rozumiem zespół medyczny. Ale nie widzę uzasadnienia dla pańskiej sekretarz.

Odwrócił się i przemieścił po pomieszczeniu obchodząc łukiem zebranych. Zrobił to niezwykle cicho, gdyż większość zaczęła już przywykać do syczącej hydrauliki pancerza. Jednak tym razem miał zbyt mało czasu na jego przyodzianie. Jednak ruch zdobionego szkarłatnego płaszcza odsłonił rękojeść uśpionego topora.

- Nalegam, aby nie wtajemniczać kolejnych osób.

Techprezbiter zatrzymał się przy Amelii. Spojrzał na nią od góry do dołu, a potem powtórzył ten proces. Niczym kupujący oceniający produkt. Albo rzeźnik oceniający jak najefektywniej poćwiartować półtuszę.

- Nasz ród jest zagrożony. Uzasadnione więc pozostaje dla lady Winter Corax skuteczne wzmocnienie ciała.

Medyczny mechadendryt wysunął się zza pleców kapłana Marsa i zaczął poruszać przy ramionach Amelii zachowując kilkunastocentymetrowy dystans.

- Ostatnie publiczne wystąpienie Lady Winter miało miejsce w Port Wander. Na dwie doby przed naszym startem. Średni czas rekonwalescencji po wszczepieniu wzmocnionych włókien mięśniowych to piętnaście dni dla mężczyzn i siedemnaście dla kobiet. W Osnowie może mieć miejsce częściowa dylatacja czasu. Tu mogły minąć dni, a na Błysku Cienia tygodnie.

Mechadendryt obrócił głowicę wokół własnej osi i cofnął się za ramiona Ramireza.

- Jeżeli temat rozmowy zejdzie na wszczepy sugeruję niczego nie ukrywać. Przedstawić je jako konieczne środki zaradcze. Jeżeli pojawią się inne uwagi co do zachowania, proszę przedstawić je jako konsekwencje niedawnej operacji. Mówimy o wymianie wielu partii mięśni. Ma to wpływ na sposób poruszania się, siedzenia przy stole czy choćby taką trywialność jak mimikę.
Dla Ramireza zwłaszcza mimika musiała być trywialna, bo jego twarz nie wyrażała żadnej zmiany w czasie między udzielaniem rad a groźbami wobec Barcy. Być może on sam nie widział różnicy w tej kwestii.

- Przyboczna Amelia de Vries powinna pozostać na statku. Mamy przecież dwadzieścia tysięcy dusz na których czyha wróg. Komu poleciłaby opiekę nad nimi lady Winter, jeżeli nie zaufanej przywódczyni garnizonu? Kovacs pójdzie w charakterze osobistej ochrony. To wyjaśni skutecznie nieobecność pani de Vries.

Ramirez ruszył dalej wokół zebranych. Z każdym krokiem słychać było jak topór ociera się o zdobioną tkaninę, a dwa plastalowe węże wiły się wystając przez szpary w szatach na plecach kapłana. Zatrzymał się przy Belicie.

- Uważam, że powinniśmy w szczególności skupić się na zagrożeniu ze strony heretyckich psioników. Wiemy, że nasi wrogowie wykorzystują tę właśnie metodę w swoich atakach. Dlatego ktoś potrafiący wykryć tego typu jednostki powinien pozostawać przy boku naszej „Nowej lady Corax”. Sugeruję Starszą nad Chórem. W tym czasie nowy Przewodnik przez Osnowę zabezpieczyłby statek. Czy jeszcze jakieś sugestie przed egzekucją planu?

Spojrzenie Ramireza potoczyło po zebranych.
 
Ketharian jest offline  
Stary 17-05-2020, 00:52   #133
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
28 Martius 816.M41, sala narad Błysku

Kiedy członkowie koterii zaczęli się zbierać do wyjścia, po spotkaniu. Pierwsza została na swoim miejscu. Odczekała aż w pomieszczeniu została tylko ona i Christo, i podeszła do seneszala:
- Panie Barca, czy mogę zająć panu jeszcze chwilę?- spytała cicho i spokojnie wpatrując się w niego wyczekująco.

Porządkujący jakieś rozłożone na blacie dokumenty Christo podniósł wzrok i spojrzał na arcymilitantkę ledwie dostrzegalnie marszcząc przy tym czoło.
- Oczywiście, pani de Vries, zawsze do usług. W czym mogę pomóc?

- Chciałam omówić z panem pewną sprawę. Po ostatniej awarii silnika, która okazała się tragiczna w skutkach. Ludzie są niespokojni. Wielu straciło bliskich. Teraz jeszcze dostali zakaz opuszczania statku podczas naszej wizyty w Footfall. - Zrobiła krótką pauzę i podniosła wzrok na seneszala. Jej stalowoszare oczy patrzyły badawczo na Christo. - Pomyślałam, że moglibyśmy zorganizować serię nabożeństw, spotkań modlitewnych, dla załogi. Modlitwa za dusze bliskich, zwrócenie się do Świętego Imperatora o opiekę, na pewno pomoże ukoić poczucie żalu i wpłynie pozytywnie na morale, a poza tym zajmie ich czymś. Skromna stypa by uczcić zmarłych i pokrzepić żywych też nie zaszkodzi. Co pan o tym myśli?

Christo odłożył dokumenty na stół, wyraźnie zaskoczony słowami arcymilitantki.
-Jestem gorącym zwolennikiem religijnych ceremonii - oznajmił splatając dłonie palcami - Ta propozycja ogromnie mnie cieszy, pani de Vries, albowiem muszę przyznać, że pani poprzednik, czcigodny Maurice de Corax, nie przywiązywał do tej kwestii tak poważnej wagi.
Oblicze seneszala pociemniało na wspomnienie upokorzenia, jakie spotkało go ze strony kuzyna Winter.
-Czy mam przygotować odpowiedni program i oprawę czy życzy pani sobie zająć się tym osobiście?

Amelia zastanowiła się chwilę, następnie zwróciła ponownie do Barcy:
- Nigdy nie organizowałam takiego wydarzenia. Będę wdzięczna, jeżeli pan się tym zajmie. Ale jeżeli potrzebuje pan mojej pomocy, to jestem do dyspozycji.

Seneszal przyglądał jej się przez dłuższą chwilę w milczeniu, nie zdradzając swoich emocji, ale samą przeciągającą się ciszą dając do zrozumienia, że intensywnie nad czymś myśli.
- Moi ludzie się tym zajmą, to godni zaufania profesjonaliści - powiedział w końcu Barca - Proszę nie kłopotać sobie tym głowy, Amelio. Na pani barkach spoczęło znacznie poważniejsze brzemię, wręcz krytycznie ważne dla naszej przyszłości. Proszę w spokoju przygotowywać się do odegrania roli Winter, tylko to się w pani przypadku liczy. Od tego spotkania zależy praktycznie wszystko, bo wiemy oboje doskonale, że los nas wszystkich jest całkowicie uzależniony od dziedziczki. Nikt niepowołany nie może się dowiedzieć o stanie Winter, to by nas krytycznie osłabiło, być może nawet zniszczyło.
Christo urwał na chwilę wpatrując się w zawieszoną na ścianie sali panoramę jakiegoś imperialnego miasta-kopca.
- Ile czasu ci potrzeba, Amelio, aby się przygotować? Muszę wysłać odpowiedź na zaproszenie Aspyce. Kiedy się z nią spotkasz, jutro? Pojutrze?

- Nie szybciej niż pojutrze. Potrzebuję czasu na przygotowanie sukni. Zobaczymy, ile ta krawcowa, polecana przez Tytusa jest warta. Nie będę panu głowy zawracać szczegółami, ale będę musiała przejrzeć garderobę Lady Winter, nie czuję się z tym dobrze, ale myślę, że by zrozumiała. Sytuacja jest poważna. - Przez chwilę zamilkła, jakby rozważała coś w głowie. - Tak, powinnam być gotowa na pojutrze. Chciałabym jednak przed wyruszeniem na spotkanie z Aspyce, omówić z kadrą oficerską czego możemy się spodziewać po samym spotkaniu i uzgodnić jakie tematy mogę poruszyć, a jakich unikać. Liczę też na pańską pomoc na samym spotkaniu. Jestem żołnierzem, nie dyplomatą.

- To oczywiste, że będę przez cały czas u twego boku, Amelio - seneszal pochylił się nad biurkiem i uśmiechnął krzepiąco - Wyślę informację zwrotną na dwór pani Chorda, że zaproszenie zostanie zrealizowane 30 Martiusa na początku tutejszej pory nocnej, o dwudziestego czasu standardowego. To da nam spory margines czasowy na wszystkie niezbędne przygotowania. A teraz, chociaż czynię to z autentyczną przykrością, muszę się z panią pożegnać. Natłok obowiązków, z pewnością pani rozumie.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 25-05-2020 o 00:00.
Lua Nova jest offline  
Stary 18-05-2020, 17:47   #134
 
Joer's Avatar
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
28 Martius 816.M41, drugorzędny rekuperator Błysku

Była to zabawna sprzeczność, że w urządzeniu, które służyło do odzyskiwania ciepła było straszliwie zimno. Tytus z chłopięcą fascynacją chuchał tak by wzbudzić jak największy i najbardziej intensywny obłok pary. Narada skończyła się wcześniej niż się spodziewał więc przybył z lekkim wyprzedzeniem.

- Długo każesz mi marznąć, Herman? - Głos Tytusa przerwał ciszę, a zdziwiony kwatermistrz potrącił latarkę na swoim ramieniu oświetlając boleśnie przyzwyczajonego już do półmroku Garlika.

- Chciałem być pewien, że to ty. Gdyby ktoś mnie nakrył... - łysiejąca głowa obróciła się spoglądając w ciemne kąty między rurami oraz powłokami skrywającymi gigantyczne wiatraki. Tytus przez ułamek sekundy zastanawiał się jak długo zajęłoby komukolwiek znalezienie go tutaj. Nawet niedbale rzucone ciało byłoby nie do wykrycia przez lata. Szybko odrzucił tę myśl. Musiał się napić.

- ... to byś został zbity jak pies, a jak trafiłbyś na gorszy dzień Lady Corax to i wypuszczony na spacer do przestrzeni, tak. - sternik dokończył za niego kpiącym tonem. Był prawie pewien, że ktoś już wiedział o tym układzie, nie mógł być naiwny. Może nie Amelia, ona by wypaliła ich obu ogniem momentalnie, ale Barca? On pewnie tak.

- Dlatego ja tu jestem. Do rzeczy bo zaraz odmrożę sobie tyłek. Kontakt od dokerów będzie czekał przy śluzie technicznej 113 za równo dwie godziny. Tak jak ustalaliśmy, zero ciężkiego sprzętu, sama drobnica...

Gdy Garlik wymieniał warunki kwatermistrz potakiwał energicznie. Choć zachowywał szacunek i lekką uniżoność, Tytus domyślał się, że Herman jest przekonany o tym jak doskonale zmanipulował wyższego oficera. Tak to zresztą wyglądało. Jak zwykle, lwia część zysku powędruje do jego chciwych łap podczas, gdy to nadsternik ryzykuje swoje stanowisko najbardziej. Bycie słupem w przepływie kontrabandy nie mogłoby się dobrze odbić na jego karierze.

Dla Tytusa ten układ miał znaczące korzyści. Po pierwsze, jak nie on to kto inny. Lista rzeczy, które nie powinny nigdy znaleźć się na jednostce bardzo dobrze pokrywała się z listą tych, których każdy pożądał. Wierność Imperatorowi oczywiście motywowała ludzi, ale nie tylko poczuciem obowiązku człowiek żyje. Paradoksalnie, odrobina niesubordynacji wzmacniała więź w załodze. Po drugie posiadał wgląd do tego co trafia przez grodzie techniczne. Kwatermistrz przebąkiwał mu, że nawet normalny towar nie jest tak skanowany. Tytus nie chciał niczego groźnego na pokładzie, zwłaszcza teraz.

- I jeszcze jedno: nic oprócz alkoholu i miękkiego towaru tym razem. Nic. Jeśli zobaczę na skanach choćby egzotycznie pomalowany chronometr twoja dupa ląduje w piecu. - widział, że Herman skrzywił się. Jednak tylko pokiwał głową. Był chciwy, ale też poznał Garlika na tyle by wiedzieć kiedy temat nie podlegał dyskusji.

- Dobra, jak to wszystko to idę. Już i tak się spóźniłem.

- Nie zamierzasz wybrać sobie czegoś z pierwszego transportu? - kwatermistrz zdziwił się.

- Nie tym razem. Niedługo małpy zakładają małpie stroje i idą tańczyć w cyrku - rzucił na odchodnym Tytus i wyszedł na korytarz z westchnieniem. Najchętniej uniknąłby całego tego zamieszania, ale mógł nie mieć wyboru. Na pewno nie zaszkodzi trochę przygotować się do wyjścia. Trochę chemii we krwii było dokładnie tym czego potrzebował. Na wszelki wypadek.

 

Ostatnio edytowane przez Joer : 29-05-2020 o 13:12.
Joer jest offline  
Stary 24-05-2020, 20:38   #135
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
28 Martius 816.M41, pokład Błysku Cieni
Spotkanie z Christo

Bel miała poważne wątpliwości jak seneszal odniesie się do niej po tym po powiedziała na spotkaniu. Tak wielkie jak i wielkie były jej wątpliwości w sprawie doboru konkordialisty. Wiedziała jednak, że jak tak będzie dalej, będzie jej coraz ciężej. Tak naprawdę powinna też rozważyć powiększenie Chóru, choć z pewnością Footfall nie było do tego dobrym miejscem. Choć i tą kwestię chciała omówić z Christo.

Z dużą dozą niepokoju dotarła więc do komnat seneszala i poprosiła służbę by poinformowano o jej przybyciu.

Barca pracował w swoim gabinecie, sąsiadującym z gustownie urządzonym salonem. Kamerdyner wprowadził Mistrzynię Chóru do pokoju bezzwłocznie, pomógł jej zająć miejsce, zaproponował orzeźwiający napój. Seneszal siedział w międzyczasie po przeciwnej stronie masywnego metalowego biurka, z uprzejmym uśmiechem na twarzy czekając, aż dystyngowany Percival skończy usługiwać przybyłej niespodziewanie astropatce.

- Pani Bellitto - powiedział, kiedy sędziwy kamerdyner wyszedł z gabinetu zamykając za sobą drzwi - Przyznam, że prośba o spotkanie nieco mnie zaskoczyła, ale dla Mistrzyni Chóru zawsze wygospodaruję odrobinę czasu. W czym mogę pomóc?

Bel podziękowała za propozycję napoju odmawiając i spojrzała niepewnie na zaproponowane krzesło. Chwilę wahała się, czy na nim usiąść, nienawykła do takich protokołów.

- Nie chcę ci zajmować dużo czasu, panie Christo - skorzystała z tej samej formuły grzecznościowej, której użył seneszal i po dłuższym namyśle zajęła wskazane siedzisko - Byłam ciekawa czy wykonalna… w obecnych warunkach byłaby pewna czynność. Niestety z uwagi na wydarzenia z Port Wander nie udało mi się wybrać konkordialisty. Zastanawiałam się czy taką pomoc udałoby się uzyskać w Footfall. Przyznam, że taka pomoc jest dla mnie teraz bardzo potrzebna… ale zdam się na twe doświadczenie.

- O ile mi wiadomo, w Przyczółku nie ma żadnego certyfikowanego Chóru. Przebywający tutaj Wolni Kupcy posiadają swoich własnych astropatów, ale nic nie słyszałem o stacjonarnych… poza pewnymi plotkami, które dopiero muszę zweryfikować. Nie mogę ci teraz czegokolwiek obiecać, ale jeśli przygotowania do wizyty w pałacu Chordów uda się przyśpieszyć, poświęcę osobiście uwagę twojej kwestii. Moi ludzie już zeszli na stację, zbierają użyteczne informacje. Przekażę im dyskretnie, na co powinni zwrócić dodatkową uwagę.

Barca rozmawiał z gościem w charakterystyczny dla siebie uprzejmy sposób, ale Mistrzyni Chóru miała wrażenie, że wychwytuje w jego sposobie bycia i wysławiania się malutki dysonans, dotąd niespotykany w ich wzajemnych rozmowach. Nie mogła być tego absolutnie pewna, ale sprawiał on wrażenie starannie skrywanej niechęci albo urazy.

- Jeśli natrafią na ślad stacjonarnego Chóru lub chociażby instytucji oferującej usługi zbliżone do tych prezentowanych przez klasycznych konkordialistów, natychmiast cię o tym poinformuję, zapewniam. Teraz zaś, chociaż czynię to z prawdziwą przykrością, muszę się pożegnać. Natłok obowiązków, z pewnością to rozumiesz, moja pani.

Bel wstała z fotela, na którym i tak czuła się niekomfortowo. Chwilę obserwowała mężczyznę z góry żałując, że nie może spojrzeć na jego myśli. A może… może jednak nie chciałaby.

- Nie widzę w tobie przykrości, lecz niechęć do mej osoby - W głosie Bel nie pojawił się nawet cień żalu. Niechęć była jej uczuciem tak bliskim, że traktowała ją niczym rodzinę - Zadbaj o tego konkordialistę, a obiecuję, że nie mnie będziesz widywał, acz jego.

Astropatka skłoniła się ruchem głowy i skierowała się w stronę drzwi.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-05-2020, 22:37   #136
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
28 Martius 816.M41, komnaty Lady Winter

Amelia stała na środku garderoby Lady Winter, trzymając w ręku czarną, rozkloszowaną spódnicę, przyglądała się jej krytycznie. Czuła się tu jak słoń w składzie porcelany. Wszystkie te drogie, eleganckie stroje, biżuteria, meble. To był inny świat. Świat, którego wyrzekła się dawno temu…

Zrezygnowana przyłożyła spódnicę jeszcze raz do ciała i przejrzała się w wielkim lustrze, wiszącym na ścianie.
- Robisz to dla Winter. - Westchnęła cicho. Rzuciła spódnicę na bok i sięgnęła po kolejną i wtedy usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się gwałtownie, odruchowo sięgając po broń. W drzwiach garderoby stała Bellitta. Amelia się odprężyła, widząc astropatkę.

Bel nie była jednak odprężona. Gdy usłyszała od służby, że Amelia udała się do komnat swej Pani, aż przeszła ją gęsia skórka. Nie chciała tam wchodzić, nawet teraz gdy wiedziała, ze Winter nie ma wśród nich.
- Czy przeszkadzam ci Pani? - Spróbowała się uśmiechnąć do wybierającej kostiumy Amelii.

Amelia odłożyła trzymaną w ręku suknię na bok. Na stoliku piętrzył się już pokaźny stosik. Spojrzała na niego zrezygnowana, a następnie wzrok zwróciła w stronę Bel. Widząc napięcie astropatki, uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
- W żadnym wypadku. - W jej głosie słychać było znużenie i przygnębienie, jakby na przekór ciepłemu uśmiechowi, którym obdarzyła Bel. - Próbuję znaleźć coś w co, po poprawkach krawcowej się zmieszczę. Choć ja i lady Corax jesteśmy podobnego wzrostu, to niestety centymetry w obwodach się nie zgadzają. Można by powiedzieć, grubo się nie zgadzają. - Dodała autoironicznie. - Może mówmy sobie po imieniu? Będzie łatwiej przełamać lody. Skoro zadałeś sobie trud znalezienia mnie tutaj, to zgaduję, że chcesz ze mną o czymś porozmawiać. W czym mogę ci pomóc, Bellitto?

- Uznano, że słusznym będzie bym ci towarzyszyła, podczas nadchodzącego spotkania, więc uznałam iż słusznym będzie zapytać cię czy moja osoba nie będzie cię nazbyt niepokoić. Mogę się oczywiście trzymać na dystans, jeśli sobie tego zażyczysz. Bel podeszła do stosu sukien. Widywała je na Corax choć z bliska tkaniny kusiły by ich dotknąć. Nie była nawykła do takich materiałów. - Chciałam cię też przeprosić, moja uwaga sprawiła iż to nie Dalia będzie się podszywać pod Lady Winter, a to też sprowadza na ciebie wielkie niebezpieczeństwo.

- Czemu miało by? Czy mam powody by się ciebie obawiać Bellitto? - Wzrok Pierwszej zatrzymał się na twarzy astropatki. - Obie służymy Lady Corax, czyż nie? Będę rada, mając cię u swego boku. Cała sytuacja jest wystarczająco dla mnie trudna, będę spokojniejsza, mając ciebie blisko. Wiele lat szkolono mnie w walce, ale moje umiejętności nie zdadzą się na nic w przypadku ataku psionicznego. - Odwróciła głowę w stronę wielkiego lustra, przyglądając się ich odbiciu. - Nie masz mnie za co przepraszać. Nie mogę nie uznać słuszności waszych argumentów, twoich i Ramireza. Nie jest to sytuacja, w jakiej chciałam się znaleźć. Nie uważam też, że wybór mojej osoby do tej roli jest idealny. - Drżący głos kobiety zdradził targające nią emocje. - Ale ochrona Lady Corax i rodu, to mój obowiązek i zamierzam go wypełnić najlepiej jak potrafię. Jestem gotowa zaryzykować swoje bezpieczeństwo, a nawet życie dla Win… dla lady Corax. - Amelia zagryzła wargę. “Uspokój emocje Amelio! To nie czas na sentymenty.” - Wybacz mi mój wybuch Bellitto. - Wzięła głęboki oddech i kontynuowała już spokojnie. - Niebezpieczeństwo jest nieodzownym elementem mojej służby. Zgodziłam się na tą rolę wiedząc jaka jest stawka.

Bel uśmiechnęła się do stojącej obok kobiety. Jej emocjonalność… gadatliwość… były czymś nietypowym na tym statku. Przyjemnie odrywającym od rzeczywistości.
- Ta suknia z bufiastymi rękawami powinna nieco odciągnąć uwagę od twojej sylwetki. - Nieco niepewnie przesunęła palcami po ubierze, który miała na myśli. Szybko jednak cofnęła rękę obawiając się, że przywyknie do delikatności materiału. - Co do Lady Winter. Służyłam jednak nie miałam z nią zazwyczaj kontaktu, nie licząc spotkań na mostku oczywiście. Trzymanie się blisko astropatów raczej nie jest czymś… wskazanym. Szczególnie gdy jest się szlachcicem.

Amelia wzruszyła ramionami. - Chyba nie jestem dobra w przestrzeganiu konwenansów. - Twoje towarzystwo Bellitto, wcale mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. - Odwzajemniła uśmiech. Krytycznie przyjrzała się sukni. - Może nie będzie tak źle. - Wymruczał pod nosem. Po czym zwróciła się znów do Bel. - Czy mogę ci jeszcze w czymś pomóc?

Bel dygnęła.
- Nie. Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać, postaram się być blisko. - Astropatka uśmiechnęła i skierowała swoje kroki w kierunku drzwi.

Amelia odprowadziła astropatkę wzrokiem, a następnie wróciła do przeglądania garderoby swojej pani.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 25-05-2020 o 10:42.
Lua Nova jest offline  
Stary 29-05-2020, 13:00   #137
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
28 Martius 816.M41, pokład Błysku Cieni


Po spotkaniu z seneszalem udała się w kierunku maszynowni planując po drodze zajrzeć jeszcze na mostek. Chciała porozmawiać z techkapłanem na temat zaginionej talii nie była jednak pewna gdzie będzie dane jej go znaleźć. Informacje, które udało się jej uzyskać po drodze od mijanych sług, doprowadziły ją do pracowni techkapłana. Niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu szukając charakterystycznej sylwetki.

Segment naprawczy w maszynowni był specyficznym pomieszczeniem. Ciężko było tu uświadczyć sterylności tak typowej dla krypt odzysku załogi. Całe pomieszczenie było wysokie na kilkanaście metrów. Sąsiadowało z pomieszczeniami jednego z reaktorów i przypominało sklecony naprędce warsztat. Zapach oleju mieszał się z zapachem spalanego paliwa. Pojedyncze „gabinety” były niczym więcej jak czterdziesto stopowymi kontenerami pozbawionymi bocznych ścian i ustawionymi jeden na drugim. Przy co drugim kontenerze stał podnośnik, który mógł działać w charakterze windy. Tak wyglądało zaplecze Mechanicusa. To, czego zwykłym ludziom nie było dane oglądać. Miejsce do którego trafiało wszystko co wymagało naprawy. Surowe niczym sami Adepci. Było tu wszystko. Począwszy od ekspresu do recaffu z mesy oficerskiej, który zamiast spieniać mleko wystrzeliwał ostatnio jakąś oleistą ciecz, przez vox-castery obsługujące muzykę na pokładzie lotniska, aż po stojącą na jednym z podnośników dziesięciotonową baterie laserową, która z nieznanego powodu emitowała jedynie 76% swojej mocy. Każdego dnia setki kapłanów pracowały po to, żeby nikt ich nie widział. Po to, żeby nikt nie zauważył braku prostych mechanizmów. Żeby wszystkie koła zębate były na właściwym miejscu pozostającego w wiecznym ruchu wszechświata.

Ale teraz większość kontenerów była martwa. Ledwie dwa z dwunastu, które dostrzegała Bellita były oświetlone. Jeden przy samym wejściu, gdzie zobaczyła dwójkę adeptów testujących duże urządzenie przypominające skrzyżowanie wiatraka z lodówką. Spojrzeli na nią i wymienili jakieś dziwne piknięcia, a diody spod ich kapturów zmieniły nieco barwy.

Drugi z kontenerów zdawał się być w środku hali, na ścianie po prawej stronie. Trzeci na wysokość, więc astropatka musiała skorzystać z podnośnika, żeby do niego dotrzeć. Pustki w sekcji miały powód. Cały korpus Adeptus Mechanicus został podzielony na dwie grupy. Połowa całymi dniami preparowała kolejne serwitory z odzyskanych zwłok, podczas gdy druga połowa odprawiała modły mające ukoić złość reaktora po wyładowanu osnowy. Tymczasem Ramirez zaszył się w jednej ze swych pracowni. Gdy przemysłowy podnośnik dotarł na trzeci z pięciu poziomów serwoczaszka obleciała Belitę jakby zbierając o niej informacje i ruszyła w głąb.

Twarz starego mężczyzny podążała za nią spojrzeniem. Poza twarzą ów mężczyzna miał jedynie prawą rękę osadzoną na plastalowym korpusie. Leżał na jednym z roboczych stołów patrząc błagalnie. Z jakiegoś powodu jego vox emiter nie działał. Ciężko było ocenić. Ot jeden z niedokończonych projektów. Choć fakt, że był tutaj, a nie z innymi ciałami, które doznawały właśnie błogosławieństwa Omnisiasza świadczył o tym, że raczej jest naprawiany niż budowany. Ciężko było stwierdzić jakie miał przeznaczenie. Poniżej przepony sterczały jedynie kable i rurki.

Kolejnym istotnym przedmiotem była ogromna zbroja. Stała oświetlona sześcioma intensywnymi lampami. Czerwona z wielkim, złotym Cog Mechanicus na klatce piersiowej i czarnym krukiem rodu Coraxów na wielkim naramienniku. Trzy potężne przewody były podłączone do pancerza. Dopiero za nim widać było Ramireza. Siedział w szerokim fotelu. Miał na sobie czarny fartuch, a na nim nadal ślady krwi. Jego odsłonięte ramiona odbijały światło. Były pokryte lustrzanymi tatuażami. Siedział kompletnie rozluźniony, a na jego prawym przedramieniu znajdował się Videx. Cybernetyczny sokół należący do lady Winter Corax. Ptak o żelaznych skrzydłach rytmicznie wygaszał i rozświetlał swoje błękitne oczy. W końcu oczy otworzył również sam Ramirez. Jedno świeciło się identycznym błękitem co oczy Videxa. Nie odezwał się jednak.

Podążając za serwoczaszką Bel przyglądała się wszystkiemu z zainteresowaniem. Widok wydawał się jej mimo wszystko znajomy, kojarzył się z dzieciństwem i tymi niesamowitymi czasami nim dotknęła ją ręka Imperatora. Powstrzymywała jednak uśmiech, który byłby bardziej niż nieodpowiedni w tej chwili. Zatrzymała się kilka kroków od mężczyzny spoglądając to na niego, to na siedzącego mu na ramieniu sokoła.
- Witaj techkapłanie. - Bel skłoniła się nieznacznie jedynie opuściwszy na chwilę głowę. - Czy mogę zająć ci chwilę.

- Chwila jest trudno definiowalną jednostką czasu. Samo to pytanie zajmuje chwilę Starsza. Mniemam jednak, że to istotne skoro pofatygowałaś się osobiście aż tutaj.
Ramirez wstał, a Videx zatrzepotał skrzydłami i uruchomił przy tym silniki manewrowe. Przefrunął tuż nad głową kobiety i przysiadł na poręczy podnośnika.
- Proszę więc, mów.
Na przedramieniu techkapłana wyraźne były rozcięcia jakie szpony cyberzwierzęcia tam pozostawiły. Medyczny mechadendryt niemal bez użycia woli prześlizgnął się po ramieniu kapłana i rozpylił jakiś środek na powierzchni jego skóry.

Bel przyjrzała się temu procesowi z nieukrywanym zainteresowaniem. Sprawa była istotna… lecz czy dla kogokolwiek poza nią? Powoli podniosła swoje niewidzące oczy na Ramireza i przytaknęła ruchem głowy.
- Po… wydarzeniach z komnat Lady… zabrałeś z sobą ciało Alecto. - Powiedziała cicho, licząc na to że odgłosy statku zagłuszą jej głos na wypadek, gdyby był poza nimi ktoś jeszcze. - Byłam ciekawa czy może… nie było przy niej talii.

Ramirez spojrzał na wiszącą przed nim ryflowaną blachę co najmniej tak jakby były w niej odpowiedzi.
- Była.
Odpowiedział po chwili. Wszystko sprawiało wrażenie, że blacha rzeczywiście miała w sobie odpowiedzi. Techkapłan odwrócił wzrok ku Belicie.
- Została przekazana do utylizacji wraz z rzeczami o niskiej przydatności. Ale utylizacja jeszcze nie nastąpiła. Normalnie spalamy je wykorzystując płomień reaktora. Jednak ostatnio mieliśmy problem z reaktorem i wiele szczątek do utylizacji. Najpewniej czeka na swoją kolej.
Kapłan prawą dłonią zdarł utwardzoną warstwę z lewego przedramienia. Na skórze nie było już śladów po szponach.

- To.. bardzo cenna talia. Jest w niej cząstka naszego Pana - Imperatora.- Bel odetchnęła, słysząc że talii jeszcze nie “zutylizowano”. Ostatnie straty przyniosły jednak jakiś pożytek. Uśmiechnęła się do techkapłana. - Gdzie… gdzie je odnajdę? Te rzeczy?
- Znajduje się w sekcji czwartej pokładów maszynowni.
Podszedł bliżej astropatki.
- Mogę starszej towarzyszyć. To usprawni poszukiwania. Czy pojawiły się jakieś postępy w poszukiwaniu psionika odpowiedzialnego za aktualny stan dziedziczki?
Techkapłan minął kobietę i podszedł do podnośnika czekając na towarzyszkę. W tym czasie serwoczaszka przeleciała obok niego i ruszyła w głąb maszynowni. Prawdopodobnie wyruszyła zaanonsować ich przybycie.

- Dziękuję. - Bel podążyła za techkapłanem. - Nasłuchujemy, ale trwa cisza. - Gdy kobieta zrównała się z mężczyzną zerknęła na Ramireza. Choć ostatnio rozmawiała z tyloma ludźmi wydawał się jej najrozsądniejszym z członków załogi. - Gdy umysły moich towarzyszy ochłonął po stracie będę mogła poszukać, a nie tylko oczekiwać sygnału… teraz byłoby to dla nich zbyt niebezpieczne.

Kapłan Omnisjasza przytaknął jedynie.
Przeszli przez kolejne trzy pomieszczenia. Gdy tylko otworzyła się śluza w oboje uderzył przeraźliwy smród. Oto znajdowali się w pomieszczeniu gdzie na długim pasie transmisyjnym leżały części ciał. Części, których nie dało się wykorzystać. Ciężko było je nawet identyfikować. Wiadomo, że ręka czy noga mogły się przydać do wykonywania jakichś powtarzalnych prac, ale trzustka, czy nerka nie były nikomu potrzebne. Zwłaszcza przebite jakimś kawałkiem statku, albo nadpalone w pożarze. Wszystkie jednak znalazły swoje miejsce. Tym była sekcja czwarta.

Ramirez zakrył nos jedwabną chusteczką.
- To nie powinno zająć więcej niż kilka minut.
Na kopcu zwłok była już dwójka adeptów. Jeden przerzucał szczątki łopatą. Drugi sprawdzał coś na data-slate.

Bel wzięła przykład z kapłana osłaniając nos i usta, wydobytą z ukrytej kieszeni, chustą.
- Dziękuję, że ze mną przyszedłeś. - Astropatka spoglądała ze smutkiem na miejsce, w którym wylądowała talia. Tyle śmierci. - Sama… nic bym tu nie znalazła.
Kiwnął głową.
- Trudno w to uwierzyć, ale mamy wszystko tutaj dobrze skatalogowane.
Po chwili jeden z adeptów pochylił się i wyjął pojemnik przypominający worek na śmieci. Serwoczaszka Ramireza omiotła go promieniem auspexu, po czym pochwyciła go między zęby i przyleciała wprost do techkapłana.
Pojemnik był ubabrany ludzkimi szczątkami.
Ramirez otworzył go i wysypał jego zawartość na posadzkę. Było tam wszystko co Alecto miała przy sobie w chwili śmierci. Między innymi srebrzyste pudełko z kartami. Ramirez musiał dokonać błędnej ewaluacji jego wartości, albo był tak zajęty innymi rzeczami, że zupełnie je przeoczył. Nie trzeba było być specjalistą, żeby od razu określić, że był to wartościowy przedmiot.
Bel bez śladu zniesmaczenia sięgnęła po pudełko.
- Czy jest miejsce gdzie mogłabym go obmyć? - Spojrzała pytająco na mężczyznę. - Chciałabym sprawdzić czy nic im nie jest.
- Tak, tędy… -
po chwili ponownie przeszli przez śluzę zamykając za sobą pomieszczenie pełne nieprzyjemnego zapachu. Ramirez wykorzystał maleńki chwytak jednego z mechadendrytów i dzierżył tarota przed sobą.
- Czym są te karty? - Zapytał w końcu.
- Wielokrotnie wspominałam ci i reszcie o moich wróżbach, prawda? - Bel uśmiechnęła się, nie odrywając jednak wzroku od niesionej talii. - To tarot, zapewne inny niż mój ale także naznaczony przez Imperatora. Będzie mógł posłużyć innemu astropacie…. po oczyszczeniu.
- Jaki jest “mechanizm” wróżenia? Na ile odnoszą się do niego reguły prawdopodobieństwa? Czy wróżby są wynikiem treningu, czy mutacji? -
Ramirez dopytywał po czym otworzył drzwi do małego przedsionka. Mogła tam wejść ledwie jedna osoba, dlatego wsunął się tam zasłaniając plecami całe wejście. Jego mechadendryt przystąpił do jakiejś procedury, którą ciężko było ocenić.
- Mutacji… - Bel zamyśliła się spoglądając na plecy techkapłana. - Myślę o tym raczej jak o darze.
Dłuższą chwilę zastanawiała się nad pytaniami mężczyzny przysłuchując dziwnym odgłosem dobiegającym z pomieszczenia. - Wróżby to kwestia daru, Prosząc Imperatora o jego łaskę sięgamy po karty i prowadzeni jego darem wybieramy odpowiednie. Każda ma swoje znaczenie, acz jej interpretacja to już kwestia doświadczenia. Im bliżej jesteśmy z imperatorem tym więcej szczegółów widzimy, a tym samym lepiej możemy zinterpretować wróżbę.
Ramirez w końcu odwrócił się, a drzwi pomieszczenia za nim zamknęły się. W prawej dłoni trzymał talię schowaną w eleganckim pudełku.
- Proszę. Jaki jest średni czas obserwacji efektu wróżby od czasu samej wróżby? Jak czasochłonny jest proces “nabierania doświadczenia”?
- Dziękuję. - Bel przesunęła dłonią po pudełku, a potem otworzyła je by dotknąć awersów kart. Będzie musiała sprawdzić czy talia jest kompletna, choć wygląda na to, że postępowano z nią z należytą czułością. - Wszystko zależy od ilości szczegółów, które ujawni nam imperator. Im jest ich więcej tym dłużej trwa interpretacja. Opieramy się na symbolach pojawiających się w pismach i ze względu na to potrzebna jest nam rozległa wiedza o historii… polityce… tradycjach. - Astropatka zamknęła pudełko i uśmiechnęła się do techkapłana. - A jak długo nabiera się doświadczenia… To trochę jak z każdą umiejętnością. Pewnie i wokół ciebie są ludzie, którzy uczą się wolniej i szybciej. Osoby inteligentne i twórcze i takie, które są w stanie jedynie powtarzać czynności. Nie każdy astropata nadaje się do wróżenia, a im dłużej wróży tym więcej szczegółów potrafi dostrzec i tym konkretniejsza będzie przepowiednia. Jeśli jednak.. potrzebujesz czegoś konkretnego… to przyuczenie osoby z potencjałem zajmuje kilka lat. Zazwyczaj po czterech lub pięciu jest w stanie dołączyć się do grupy wróżących.
Ramirez przymknął oczy. Ciężko było stwierdzić, czy jego umysł przeszukiwał okoliczną sieć okrętu, sięgał gdzieś pamięcią, czy też zastanawiał się nad słowami kobiety. W końcu przemówił:
- W szeregach kapłanów Marsa posiadamy grupę określaną Calculus Logi. Calculus Logi zajmują się z mniejszą bądź większą dokładnością prognozowaniem zdarzeń w oparciu o ekstrapolację efektów zdarzeń minionych. Złośliwi określają ich mianem wyroczni. Calculus Logi jednak nie mają żadnego doświadczenia. Nie może być mowy o jakimkolwiek doświadczeniu. Jeżeli dziś przedstawię prognozę wydarzeń, które miałyby mieć miejsce za dziesięć lat, to muszę poczekać dziesięć lat na wyniki. Ocenić stopień trafności prognozy. W oparciu o popełnione błędy skorygować trafność przyszłych prognoz. Na ile starsza pamięta błędy interpretacji popełnione we wróżbach sprzed dziesięciu lat? Niestety ludzkie umysły są równie słabe co ludzkie ciała. Nie sądzę, że można nauczyć się czegokolwiek czekając dziesięć lat na wyniki swoich prób.
- Tutaj otrzymuję wyraźne wskazówki poprzez karty. -
Bel uniosła odzyskaną talię. - To znacząco zawęża możliwości choćby do informacji czy wróżba nam sprzyja czy nie. Jednak nie ma tu mowy o dokładnych danych.. to.. jedynie sugestie.
Tym razem na chwilę to astropatka się zamyśliła przyglądając się cały czas techkapłanowi.
- Nie… pamiętam bym kiedykolwiek popełniła błąd. Czasem jednak nie zdążam donieść wiadomości… tak jak w przypadku Lady Winter.
Ramirez nie odpowiedział. Ciężko było wywnioskować cokolwiek z jego miny. Ot, przyjął informacje. Być może już się przyłączył do swojego świata świętych iskier elektrycznych?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 29-05-2020, 21:35   #138
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
30 Martius 816.M41, prywatne kwatery Amelii

W kwaterze pierwszej oficer panował półmrok. Amelia leżała na łóżku, wpatrując się w sufit. Nadszedł dzień spotkania z Aspyce Chordą. Niechętnie zsunęła się z materaca i zapaliła światło. Przez chwilę, blask lampy ją oślepił, zmrużyła oczy z grymasem bólu. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do światła, ruszyła do łazienki.

Kiedy zmyła już z twarzy ostatnie ślady zaspania i oprzytomniała, przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Cienie pod oczami zdradzały, że kiepsko dziś spała. Na szczęście wszystko ukryje pod makijażem i maską. Spojrzała niechętnie na zawartość swojego biurka, na którym urządziła prowizoryczną toaletkę. Poza dużym, dobrze oświetlonym lustrem, znajdowało się tu sporo kosmetyków do makijażu Lady Corax. Amelia stęknęła na ten widok.
- Przynajmniej cerę mamy podobną, nie będę wyglądała jakbym uciekła z cyrku. - Westchnęła przeciągle i wyciągnęła rękę w stronę pojemnika z pędzlami. - Zobaczymy czy jeszcze pamiętam jak to się robi.

Pierwsze próby okazały się niezbyt udane. Ale Amelia spodziewała się tego. Dlatego też wstała bardzo wcześnie. By mieć czas na próby i poprawianie błędów. Cierpliwie nakładała kolejne warstwy na twarz. Korektor i podkład by zatuszować cienie pod oczami i blizny. Następnie puder i konturowanie twarzy, Winter miała ostrzejsze rysy. Podkreśliła mocno oczy na czarno i nałożyła pomadkę na usta. To, że Lady Corax dość wyraziście się malowała, działało teraz na korzyść Amelii. W końcu zadowolona z efektu, wstała od biurka.

Czas na suknię. Zdecydowała się na dość prosty fason. Lekko rozkloszowana dwuczęściowa suknia, z poszerzanymi ramionami i krótkim trenem z tyłu nadawała jej sylwetce smukłości i tuszowała nieco miejsca, gdzie było po prostu za dużo. Krawcowa spisała się na medal.

Amelia powoli, jakby z ociąganiem założyła swój strój. Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze z dezaprobatą. Gorset sukni i dość głęboko wycięty dekolt mocno podkreślały piersi. Dzięki wstawkom wszytym po bokach, jakoś się w ten gorset zmieściła, ale fakt, że w klatce piersiowej wymiary lady Corax i Amelii bardzo się rozjeżdżały rzucał się w oczy.
- Nic z tym i tak nie zrobię. - Mruknęła cicho do siebie. - Mam nadzieje, że nikt nie zwróci na to uwagi.

Nadszedł czas na włosy. Rozsupłała papierowe, na prędce zaimprowizowane papiloty. Lady Corax lubiła jak jej włosy układały się w loki na końcach. Część włosów upięła z tyłu w swobodny koczek, pozwalając tylko kilku splotom spływać swobodnie na ramiona. Niesforną na co dzień grzywkę wyprostowała i wygładziła, zakrywając czoło. Czarne, farbowane wczoraj wieczorem włosy wyglądały dość naturalnie na głowie Amelii. Wrażenie naturalności podkreślały też przyciemnione brwi. Była zadowolona z efektu.

Na samym końcu założyła maskę. Kryjącą sporą część twarzy, ale na tyle delikatną, że nie przytłaczała Ameli, a wręcz nadawała jej tajemniczego wyglądu.

Powoli obróciła się wokół własnej osi, sprawdzając w lustrze, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Następnie przeszła parę kroków, upewniając się, że umiejętnie naśladuje krok Lady Winter.
- Lekko, lecz zdecydowanie. Ręce blisko ciała, nie machaj nimi. Najpierw stawiaj piętę, potem palce. Musisz sunąć do przodu, jakbyś płynęła. - Powtarzała sobie, przechadzając się po pokoju. Wczoraj ćwiczyła całe popołudnie, czekając na poprawki krawcowej. Nie było łatwo wyzbyć się, żołnierskiego chodu, jaki wyćwiczyła przez lata służby. Ale i tym razem ciało pamiętało dobrze wyuczoną lekcję, wpajaną przez lata młodość przez matkę. Kilka godzin ćwiczeń wystarczyło, by sobie przypomniała.

Uśmiechnęła się delikatnie do swojego odbicia w lustrze.
- Dziękuję mamo... - Przez chwilę poczuła jak w kącikach jej oczu wzbierają łzy. Ale przypomniała sobie o makijażu i je powstrzymała. - Nie możesz teraz płakać Amelio. Zrujnujesz cały wysiłek. - Zganiła się w duchu.

Czasu było coraz mniej. Zapewne pozostali oficerowie już na nią czekali w sali obrad. Powoli, jakby z wahaniem opuściła swoje kwatery. Korytarz był pusty. Dobrze, jej adiutant dopilnował, by nikt jej nie widział. Młody Drakios wykonał polecenie swojej przełożonej bez zadawania niewygodnych pytań.

Szła pośpiesznie w stronę sali konferencyjnej. Choć tuż przed samymi drzwiami zawahała się. "Strach zabija dusze..." Wyrecytowała bezwiednie. Wzięła głęboki oddech, pchnęła drzwi i stanowczym, płynnym krokiem weszła do pomieszczenia.. "Właśnie tak, broda lekko do góry, patrz dumnie, plecy prosto i ręce przy ciele. Pięta, palce, pięta, palce. Jesteś damą, dziedziczką potężnego rodu Corax."

- Panie Barca... - Skinęła nieznacznie seneszalowi głową na przywitanie. - Panie Visscher... - Powitała uprzejmie nawigatora. - Pani Bellitto, Panie Ramierzie... - Uśmiechnęła się uprzejmie do obojga. - Panie Garlik... - Zwróciła się do nadsternika. - Wybaczcie, że kazałam wam czekać. Jestem gotowa.

 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...
Lua Nova jest offline  
Stary 01-06-2020, 12:31   #139
 
Joer's Avatar
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
30 Martius 816.M41, sala obrad

Amelia rozejrzała się dookoła, wypatrując w twarze zgromadzonych w sali oficerów. Następnie podeszła do stołu z wdziękiem i gracją prawdziwej damy, tak różnym od jej zwyczajnego, żołnierskiego, twardego sposobu poruszania się. Oparła się o blat dłońmi i spojrzała zdecydowanie i wyzywająco na seneszala.
- Panie Barca, mam nadzieję, że znajduje pan moje przebranie odpowiednim?

Seneszal nic nie odrzekł w pierwszej chwili, przyglądał się arcymilitantce długo i wnikliwie, koniec końców jednak skinął z aprobatą głową.

-Jestem pewien, że stałaś się zbliżona do oryginału tak bardzo jak to tylko było możliwe - oznajmił wyważonym tonem - Sądzę, że lepszy efekt moglibyśmy uzyskać wyłącznie drogą zabiegów chirurgicznych, na co nie mamy niestety czasu.

Tytus Garlik siedział na fotelu walcząc z mankietami swojego galowego munduru. Był to ubiór odpowiedni do sytuacji, podkreślał odpowiednio rangę noszącego go oficera, a barwy rodu Corax nadawały mu odpowiedniej dystynkcji. Zgodnie z przewidywaniami, taka okazja prosiła się o odpowiednie odzienie, a lady Winter nie szczędziła na tym by jej świta była podkreśleniem szacunku jaki jej się należał.

Jednak dużo gorzej było z właścicielem. Nadsternik skończył walkę z koszulą, poluźniając ją. Krawat zwisał z szyi bardziej jak stryczek obecnie, a połowa koszuli wystawała ze spodni zwisając jak pozbawiony wiatru żagiel. Całości dopełniały włosy ułożone na “przypadek” oraz płaszcz przewieszony przez oparcie fotela.

Tytus nie był osobą, która zachowawczo skrywała emocje toteż gdy zobaczył przebranie pierwszej oficer w pierwszej chwili uniósł brew zdziwiony. Następnie wstał i bezceremonialnie, wręcz obcesowo począł w bezpiecznej odległości okrążać “lady Winter” przyglądając się jej z każdej strony, parodiując grymasy godne weterana modowego w powietrzu dłońmi mierząc sobie tylko znane “złote” proporcje. Na końcu potrząsnął głową w geście “może być” i wrócił na swoje miejsce poprawiając koszulę.

- Wielkim zaszczytem jest, że Lady dołączyłaś do nas nareszcie. Mam nadzieje, że czas spędzony na modlitwach sprawi, że niedługo świątobliwy mąż przebudzi się ze swojego snu i będzie mógł nas prowadzić ponownie.

Tytus uśmiechnął się zawadiacko i mrugnął do pozostałych:

- Mamy dwie sprawy niecierpiące zwłoki, Milady. Pierwsza to z premedytacją serwowana nieświeża brukselka w kantynie na dwunastym poziomie. Druga to wizyta u lokalnej ważniaczki. W pierwszej sprawie sugeruje prewencyjne rozstrzelanie całej obsługi. Co do drugiej mam nadzieję, Panie Barca, że ma Pan jakieś poszlaki czego możemy się tam spodziewać?

Amelia obserwowała przez chwilę poczynania Tytusa ze stoickim spokojem. Jednak kiedy wspomniał o brukselce, na jej ustach pojawił się lekko złośliwy uśmieszek.
- Personelem zajmuje się nasz seneszal, a skoro już wystroiłeś się jak pajac, możesz do niego uderzać z prośbą o zmianę kadry na stołówce. Ale radziłabym wpierw zapiąć rozporek i włożyć koszulę w spodnie.

Christo uniósł znacząco prawą brew przybierając minę człowieka męczeńsko znoszącego niewybredne krotochwile swych współpracowników, postukał palcami w blat stołu.

-Mam wrażenie, że Aspyce Chorda powodowana jest zwyczajną ciekawością - powiedział spoglądając na Nadsternika - Oto w Przyczółku pojawił się nowy gracz, głowa nieznanej tutaj dynastii. Na temat Winter musiało już powstać wiele fantastycznych plotek. Nasza bitwa o merszanta Saulów, niemal bezpośredni udział w wydarzeniach w Port Wander. Ekspansja jest odcięta od Imperium burzami Osnowy, ale komunikacja astropatyczna wciąż jakoś tu funkcjonuje, aczkolwiek jak rozumiem, na dystansie Koronus-Imperium stała się bardzo zawodna. Co więcej, ruch okrętów poprzez Paszczę wciąż trwa, a wraz z nimi przybywają tu informacje.

Seneszal powiódł spojrzeniem po zgromadzonych w sali odpraw członkach koterii.

-Na miejscu Aspyce chciałbym dowiedzieć się jak najwięcej na temat Winter. Osobiste spotkanie jest wyborną ku temu okazją, a lady Chorda to wyjątkowo inteligentna i doświadczona w takich podchodach intrygantka. Rozmowa z nią będzie przypominała dryf z wyłączonym napędem korekcyjnym przez trójprzestrzenne pole minowe. Musisz uważać na każde słowo, moja pani. Jak najwięcej kurtuazji, jak najmniej szczerości i wchodzenia w szczegóły.

Bel stanęła z boku obserwując to ciekawe widowisko. Jak zwykle oparła się o sztandar zwieńczony symbolem imperatora, teraz przybrany we wstęgi rodu Corax. Na sobie miała typowe dla siebie szaty astropatów. Dopasowane, sięgające podłogi co tylko potęgowało fakt jak wysoka jest starsza chóru.

Barca umilkł na chwilę w zwyczajowy dla siebie sposób - Mistrzyni zdążyła już przywyknąć do jego nawyku budowania teatralnego napięcia i zawieszania przemów w kluczowych momentach dla lepszego efektu.

-Wszyscy musimy pamiętać jakie mogą być konsekwencje zdemaskowania naszej maskarady - oznajmił śmiertelnie poważnie seneszal - W najlepszym przypadku zdradzimy naszą największą słabość i być może stracimy całą strategiczną wartość w oczach Chordy. W najgorszym… możemy zostać oskarżeni o przywłaszczenie Glejtu. W takim przypadku musimy się liczyć z fizyczną eliminacją naszych osób i przepadkiem Błysku na korzyść Aspyce, na dodatek zgodnie z literą prawa. Nie możemy do tego dopuścić.

Amelia zagryzła wargę słysząc słowa Seneszala. Jej przypudrowana twarz pobladła nieco. Przez chwilę milczała, jakby rozważała coś wewnętrznie. Po krótkiej wewnętrznej walce, która odmalowała się na jej twarzy, zwróciła się ponownie do Christo:

- Ta sytuacja nie może trwać w nieskończoność. Ryzyko zdemaskowania jest wysokie, prędzej czy później może to nastąpić. Lady Winter nadal jest w śpiączce… - Szczęka jej zadrżała, a dłonie zacisnęły się w pięści. Po chwili opanowała drżenie i kontynuowała.- Panie Barca, czy wiadomo coś o Mauricio? - Spojrzała z nadzieją na seneszala, ale po chwili sama sobie odpowiedziała ze smutkiem w głosie. - Szansa, że żyje i nas odnajdzie, albo my jego, jest znikoma, prawda? - Po chwili, dodała jakby z wahaniem. - Czy Lord Gunar nie ma już więcej krewnych? Nikt nie ocalał?

- Nie wiadomo nam niczego ani o losie Mauricia ani o potencjalnym istnieniu innych dziedziców Glejtu - odpowiedział po chwili namysłu seneszal - Gunnar Corax znany był ze swojej słabości do kobiet. Nie możemy z całkowitą pewnością wykluczyć tego, że gdzieś wciąż żyje jego potomstwo, świadome bądź nie swego dziedzictwa. Cóż, taka alternatywa zaburzyłaby całkowicie delikatny balans, który dopiero co wypracowaliśmy. Mogę was wszystkich zapewnić, że jeśli tylko wejdę w posiadanie informacji o istnieniu kogokolwiek mogącego rywalizować z Winter o prawo do Glejtu, natychmiast was o tym fakcie powiadomię.

Amelia przez chwilę rozważała wewnętrznie słowa seneszala. Po czym zwróciła się jeszcze raz do Barcy:

- Jakie są rokowania na przebudzenie Lady Winter? Co mówią opiekujący się nią lekarze? Rozumiem, że pojawienie się innego dziedzica zagrażałoby nie tylko jej pozycji, ale również życiu? - Spojrzała Christo prosto w oczy, oczekując odpowiedzi. Jakby chciała z nich wyczytać, co zrobiłby seneszal w tej sytuacji.

- Możemy jedynie spekulować, co mogłoby się wydarzyć w przypadku pojawienia się innego dziedzica - wzruszył ramionami Christo - Na dodatek spekulacje owe nie mają nic wspólnego z obecnym zadaniem, dlatego wolałbym odłożyć je na inną okoliczność. Co zaś do stanu zdrowia Winter, to podobnie jak w przypadku Ahalliona musimy mówić o powolnym regresie funkcji życiowych. Im szybciej odnajdziemy sposób na przywrócenie im świadomości, tym lepiej.

Pierwsza skineła tylko głową seneszalowi i już nie drążyła więcej tego tematu.

 

Ostatnio edytowane przez Joer : 07-06-2020 o 23:52.
Joer jest offline  
Stary 01-06-2020, 16:58   #140
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
30 Martius 816.M41, sala obrad

Siedzący dotąd cicho Visscher przeżuwał w myślach niepyszną mu konieczność odwiedzin Chordy. Serwoczaszka zdawała się wyczuwać jego nastrój, co jakiś czas wzdychając ze swojego wokodera. Jeszcze bardziej niż ryzykownej przez swą maskaradę, wizyty w mateczniku znienawidzonej dynastii, bał się, że Coraxowie zostaną wciągnięci w możliwy konflikt z rodem Winterscale, a nie chciałby stanąć przeciw swoim braciom i siostrom wciąż pracującym dla lorda Sebastiena.

- To wytrawna żmija i manipulatorka. - odezwał się w końcu: - Musimy się liczyć z tym, że w obliczu nieuchronnie zbliżającej się wojny, oba rody rekrutują popleczników i Chorda będzie chciała mieć ród Corax za sprzymierzeńców. Plotki mówią, że idzie o bogaty w złoża surowców Oddech Lucina, a to gra warta świeczki. Oczywiście, biorąc za pewnik, że nasza maskarada się powiedzie, można spróbować rozwijać kontakty także z drugą stroną, jeśli ród Corax wyrazi taką wolę. Wszak mawiają, że pokorne cielę dwie matki ssie. Być może opowiedzenie się po stronie lorda Sebastiena, lub pozostanie neutralnym i negocjowanie w imię obu zwaśnionych rodów może przynieść większą fortunę dynastii Corax.

Pierwsza przetoczyła wzrokiem po zebranych.
- Możliwe, że Lady Aspyce faktycznie będzie chciała nas wciągnąć w ten konflikt. Co mam jej wtedy odpowiedzieć? Zamierzamy się w to mieszać, czy pozostać neutralni? Osobiście wolałbym odhaczyć kurtuazyjną wizytę i jak najszybciej opuścić Footfall.

- Karty. - Bel odezwała się nieco niepewnie ostrożnie ważąc swoje słowa. - karta nieznajomego wskazuje na wroga... wroga naszego wroga, który może się okazać naszym sprzymierzeńcem. Ja… wierzę, że Aspyce może być kimś takim.

Nadsternik siedział przygarbiony na krześle opierając się łokciami na krześle i opierając twarz o zaciśnięte pięści przysłuchując się innym. w końcu odezwał się bez śladu wesołości jaką przejawiał wcześniej.
- Nie mamy żadnych konkretnych informacji póki co, z całym szacunkiem - spojrzał na astropatkę nie zmieniając pozycji - nie wiemy nic o naszym przeciwniku, ani tym bardziej o całości sytuacji.

- Mamy dosyć oczywiste zadania, nie zginąć i obudzić lady Winter. Nie wiemy jednak jak osiągnąć jedno czy drugie. - Tytus zawahał się nim odezwał się ponownie - Nie możemy jednak zapominać co jest celem, który nas zrzesza…. profit. Jeśli chcemy maskować niedyspozycyjność kapitan musimy przede wszystkim działać tak jak ona. Zlecenia, sojusznicy, wpływy, wymuszenia i cała ta breja musi się toczyć dalej. Nic szybciej nie zdemaskuje naszej małej konspiracji niż przedstawicielka wielkiego rodu starająca nie rzucać się w oczy i nie grająca w Grę. Tak jak powiedzieli Visscher i Barca, Aspyce to manipulatorka i intrygantka. I chce się spotkać z lady Winter. Nie z kimś kto przebrał się za lady Winter. Więc musisz stać się nią i podjąć decyzje jakie ona by podjęła.

Tytus roześmiał się na chwilę i oparł się na krześle przywdziewając typowy cyniczny uśmiech.
- Oj, nie patrzcie na mnie, nie ma nikogo kto bardziej brzydzi się takimi rzeczami niż ja, ale nie znaczy, że nie potrafię docenić ich wagi. Zresztą musimy coś zarobić. Ten statek nie lata na ostrożność, a załoga nie jada dyskrecji. Nie wspominając, że dobrych chęci nie akceptują w kasynach czy burdelu. - Garlik wyszczerzył zęby - Wierzcie, próbowałem.

- Chód zacny lady. - odezwał się Ramirez. Łatwo było pominąć jego obecność. Stał pod ścianą. W swym szkarłatnym pancerzu. Nawet nie drgnął od początku spotkania. Można było go pomylić z rzeźbą, bądź inną ozdobą. Ekonomia wykorzystania energii pancerza na najwyższym poziomie.
- Lady Winter nie uśmiecha się na żarty załogantów. Nie toleruje też ich niestosownego zachowania, czy... - przez moment powiódł wzrokiem po Tytusie - ubioru.
- Co do profitu, tak, kieruje nami zysk. Lady Winter zawsze negocjuje. Jeżeli zaproponują nam dziesięć milionów, Winter mówi dwanaście. Jeżeli zaproponują nam fregatę, to Winter chce krążownik. I w ten sposób możemy się wyplątać z problemów. Zawsze lady Winter może powiedzieć, że oferta jest zbyt niska.

Amelia przytaknęła Ramirezowi głową.
- Zapewniam, że podczas rozmowy z Aspyce nie pozwolę sobie wyjść z roli. Wiem, że gramy o najwyższą stawkę.

Techkapłan jedynie skinął głową na znak aprobaty.

- A co do odpowiedniego wyglądu załogantów. - Pierwsza podeszła do Tytusa, poprawiła mu kołnierzyk i sprawnie zawiązała krawat. - Wiem, że to nie jest twój ulubiony styl, ale postaraj się zrobić odpowiednie wrażenie. Skoro ja mogę paradować w kiecce, ty możesz włożyć koszulę w spodnie. Postarajmy się wszyscy rozegrać to jak najkorzystniej dla Rodu Corax. - Zwróciła się do wszystkich oficerów. - Ród musi zawsze wygrywać!

- Oj, dobrze, mamoo - westchnął teatralnie nadsternik wpychając niedbale koszulę i prostując ją. - Zresztą spróbuj pochodzić w czymś takim chwilę. Następnym razem ja się przebieram w kiecę, przynajmniej będzie swobodniej się poruszać.

Tytus spojrzał na swój komunikator i zamyślony pstryknął palcami.
- Akid raportuje, że Kruczy Pazur jest gotowy. Czas wykrzesać całą galanterię, sztuczność i fałszywość jaką mamy w zanadrzu. Zaczynamy cyrk!

Tytus pochylił się w głębokim ukłonie przed Amelią wskazując dłonią grodzie.
- Lady Corax, Pani karoca gotowa.

Amelia pokręciła tylko głową i już nic nie odpowiedziała. Ruszyła tylko za nadsternikem, a w kącikach jej ust, czaił się delikatny, ledwo zauważalny uśmiech.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 08-06-2020 o 00:04.
Lua Nova jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172