Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-12-2018, 11:41   #221
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Abelard ***

Jego przemówienie przyniosło skutek. Wielu rozdziawiło swoje gęby słuchając go z uwagą. Następnie część przysiadała do niego pytając, skąd jest, co widział. Pytali też o Młotodzierżce. Czy on ich uchroni przed złem?


*** Robin ***

Robin wracając z lasu sama na własne oczy zobaczyła Armanda z dobrze wyglądającą świnią trzymaną na smyczy. Prowadził ją niczym psa. Na pytanie o co chodzi, piekarz uśmiechając się tajemniczo powiedział, że musi poczekać na wyniki jego eksperymentu.


 Dzień 6


*** Wszyscy

Skoro świt spotkali się w umówionym miejscu. Po chwili Acierno przemówił.
- Już pora. Przedstawię od razu zasady, jakie będą panować w trakcie naszej krótkiej eskapady. Cel jest jeden, pochwycę odpowiedzialnych za atak hrabiego. Trasę i miejsce znam ja. Dowodzę ja, Vicenze z rodu szlacheckiego Acierno. Słuchacie mnie i wszystko co powiem zostanie wykonane. Jeśli ktoś ma jakiś problem, ma zamiar się sprzeciwiać, to już może się zgłosić do hrabiego i rzec, że odmawia posłuszeństwa. Jasnę? Jasne!

***

Po krótkiej chwili wyruszyli. Szli traktem w kierunku Sonnenfurtu. Vicenze na przedzie, na swoim wierzchowcu, dumnie wyprostowany, reszta za nim na nogach. Jedynie zaprosił Fay na swojego wierzchowca, zaproponował też, że weźmie jej toboły. Szli już parę godzin wliczając krótką przerwę na posiłek, gdzie Ayinger mogła dowieść swych zdolności i odpoczynek. Odbili też do jednej z wsi, gdyż Acierno miał ochotę na posiłek w reklamowanym przy trakcie zajeździe. Najadł się do syta nie szczędząc czasu i dopiero po tym ruszyli dalej. Następnie odbili z głównego traktu na mniejszą ścieżkę, wciąż jednak często uczęszczaną, jak było widać po śladach. Idąc nią niespełna dziesięć minut ujrzeli pędzącego, wystraszonego, obłożonego towarami osła. Od strony lasu dobiegły ich krzyki.
- Ratunku! Pomocy! Aaaaa! Ratunku!!! - krzyczała jakąś kobieta.
- Przyśpieszyć kroku! Nie zwracać uwagi - polecił przewodzący grupą Acierno.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 07-12-2018 o 21:42.
AJT jest offline  
Stary 07-12-2018, 18:14   #222
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Rudolf stawił się rano na zbiórkę, wyposażony po raz pierwszy w tarczę i czepiec. Obie rzeczy poprzedniego wieczora oczyscił i sprawdził. Wyglądał... głupio, no co tu dużo gadać. Ale zdrowie i życie jest ważniejsze, niż wygląd. Rano też najadł się i przekazał Emmericha pod opiekę ojca i brata. Na drogę zabrał ze sobą dość prowiantu, żeby nie głodować przez te dwa dni, a do plecaka dorzucił parę narzędzi.

Przemowa Acierno nie wzbudziła jego sympatii, a wręcz pogłębiła niechęć. Zastanawiał się nawet, czy nie zrezygnować. Czy te 5 karli warte były zadawania się z tym dupkiem? Jego zmysł handlowca jednak przeważały. Oprócz monet miał nadzieję poprawić swoją reputację u oficjeli. No i zawsze po drodze mogła trafić się jakaś okazja do zrobienia interesów.

Gdy Wolfgang ruszył w kierunku głosu, miał ochotę mu pomóc i ruszyć za nim. Ale słowa Acierno go powstrzymał. Nie chciał stracić wynagrodzenia ani pogorszyć sobie reputacji. Jeżeli coś złego z tego wyniknie, niech wina spadnie na tileańczyka. Wstrzymał się więc póki co z działaniem i obserwował rozwój wydarzeń.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 07-12-2018 o 20:37.
Gladin jest offline  
Stary 07-12-2018, 19:52   #223
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Vermin nie mógł na Acierno patrzeć ani go słuchać. Gdy tylko zauważył tą zadowoloną z siebie, napuszoną szlachecką gębę miał ochotę wyjąć swoją procę i umieścić żelazną kulkę między jego oczami. Czuł z tego powodu wstyd, bo przecież na dobrą sprawę paniczyk nie zrobił mu nic złego. Działał w słusznej sprawie, chciał schwytać i ukarać hultaja, który ośmielił się okpić pana hrabiego. Dzięki niemu istniała szansa, że Drago zostanie oczyszczony z zarzutów. A jednak uczuć nie da się kontrolować. Ani nienawiści, ani miłości. Szczurołap nie chciał przecież zakochać się w Adelaidzie. Wiedział ile bólu i rozczarowań mu to przyniesie, wiedział, że sierota z gór nie będzie godzien wiana szlachcianki a jednak stało się to wbrew jego woli. Wbrew woli nienawidził też Acierno i próbował trzymać się na uboczu. W trakcie podróży dalej ćwiczył mowę, próbując składać sylaby i zdania. Szło mu coraz lepiej, nie potrzebował już papieru i inkaustu, nie potrzebował tłumacza.

Kiedy z lasu rozległy się krzyki, początkowo Vermin nie miał zamiaru reagować. Ale kiedy tylko Acierno wydał rozkaz – jak wiele mówiący o tym człowieku – w szczurołapie coś pękło. Być może dążył do konfrontacji ze szlachcicem, a może po prostu chciał mu zrobić na złość. A może to ludzka przyzwoitość nie pozwalała mu zostawić nieszczęśnika w potrzebie? Nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Wyciągając zza pasa procę ruszył biegiem w kierunku skąd dobiegały wrzaski. W dupie miał co powie Acierno.
 
waydack jest offline  
Stary 09-12-2018, 16:03   #224
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Carlo

Udało mu się prysnąć z łajby, zanim zarobił zbyt wiele kopniaków. Wiedział, że ryzykowne było kraść jedzenie kapitana, ale był już tak strasznie głodny, że zaryzykował. Nie jadł od trzech dni, a salami pachniało tak cudnie. Nic to, nie wylądował najgorzej. Czmychnął między budy i szukaj wiatru w polu. Gdy zapadł zmierzch odważył się wyjść z ukrycia i rozejrzeć po okolicy. Znalazł wielce obiecującą gospodę Il Tauro Rosso. Znaczy się, swoi tu są. Śmiało wszedł do środka i ruszył w stronę mężczyzny z opasłym brzuchem i rysującą się łysiną, przepasanego białym fartuchem. Na szyi miał pokaźny łańcuch, a w uchu kolczyk. Widać było, że biedy nie klepie.
- Bongiorno, signore! - zwrócił się do niego od razu po tileańsku, kłaniając się. - Nie potrzebujecie sprytnego pomocnika w zamian za kąt do spania i kawałek strawy? Znam staroświatowy i tileański, liczyć do trzydziestu umiem i szybko biegam - wyprostował się, starając okazać jak najwyższym. Mężczyzna zerknął na niego.
- Patrzcie no, szczeniak nauczył się paru słów i myśli, że go jak swojego przyjmiemy. Spadaj, bo buta posmakujesz.
- Ach, grazie, signore. Od kilku dni nic nie jadłem, wiem jak dobrze przyrządzić buta. Mamma mia mnie nauczyła nieboszczka
- wyszczerzył się, ale przezornie odsunął od brzuchacza. Ten przyjrzał mu się uważniej.
- Chłopcze. Tutaj nie ma nic darmo. Tu się pracuje. Może mi się w przyszłości do czegoś przydasz, ale teraz nie. Idź na koniec wioski, pod las, zdala od rzeki. Stoi tam spory budynek, mówią na niego Dom Artystów. Poszukaj Mari i u niej się dowiedz, czy Ci nie pomoże.
- Grazie, signore, grazie. Ale gdyby Pan potrzebował coś gdzieś dostarczyć albo przekazać tak, żeby imperialni się do tego nie dobrali, to zawsze lepiej powierzyć sprawę rodakowi, si? Jak mam się do signore zwracać?
- No już zmykaj. Ród mój Sangiovesi się zwie, a ja jestem Benito.
- Don Sangiovesi, zatem, arrivederci.

Życie samotnego chłopaka na ulicach nie jest łatwe. Carlo już się tego nauczył. Na razie żadnych konkretnych korzyści nie osiągnął, ale pierwszy kontakt nawiązał. Od czegoś trzeba zacząć. Ruszył na poszukiwanie Domu Artystów.
 
Gladin jest offline  
Stary 11-12-2018, 20:34   #225
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Wieczór dnia poprzedniego

Sącząc powoli piwo Abelard spoglądał z uwagą na każdego z nowo poznanych rozmówców.
- Jestem prostym człowiekiem z północy, z wioski nie większej niż Weilerberg. Widziałem na własne oczy jak Plugastwo dokonało mordu na mojej rodzinie i sąsiadach. Pamiętam ten dzień... - jego oczy zmieniły się w stal - ...i choć byłem daleko spoglądając z gór na płomienie i krzyki, umarłem, by odrodzić się w Sigmarze i poprzysiąc zemstę na plugastwach. Ludziach o wyglądzie bestii i umyśle bestii, na zielonoskóre pokraki, na zbłądzonych ludzi którzy sprzedali swe dusze i wyrzekli się bogów w imię mordu, przyjemności, żądzy zniszczenia i śmierci, oraz... ambicji...

Spojrzał na każdego z nich z uwagą, bacznie oceniając to kim byli i ich dusze w majestacie bogów.
- Wiedzcie, że łatwy to wróg. Ten który różni się od nas. Ten którego wypaczyły Niszczycielskie Potęgi. Ten który kieruje się Żądzą, lecz prawdziwy wróg którego dostrzegłem był między nami. Nie różnił się niczym, żył życia jak nasze. Był sąsiadem, przyjacielem, członkiem rodziny... ale kiedy Armie Chaosu kołatały u bram... pokazywał swoje prawdziwe serce i brak duszy. Zdrada to za delikatne słowo, bo zakłada, że zdrajca jest istotą w pełni rozumu, lecz to nie prawda. Kto sprzedał duszę, za przyjemność by się w nich siępławić wbrew wszelkiemu, za ambicję, czy to żądzy monet, czy władzy, za czystą ludzką chęć cierpienia innych, czy pragnienia krwi swych braci i własnej... to największy wróg. Uśpiony Wróg. Wewnętrzny Wróg. Ja poprzysiągłem na najświętsze serce Sigmara, że ten Wróg więcej nie zaświadczy krzywdy ludowi Imperium...

Wziął łyk piwa po czym przymknął oczy i wciągnął powietrze nosem, by je otworzyć i z łagodnym uśmiechem spojrzeć na lud Boży.
- Nasi Bogowie działają w subtelny sposób, a ten który żyje z Sigmarem tego dłoń pewniej trzyma oręż, a zmysły widzą więcej i dostrzegają Prawdę. Sigmar Młotodzierżca mianowany przez samego Ulryka na Króla Bogów wspiera swych wojowników i chroni ich przed zakusami Plugastwa, bo kto wierzy w Młotodzierżcę ten zna i czuje w najmniejszym zakamarku ciała i duszy co słuszne, i nie waha się przed chronieniem swoich braci i sióstr w Sigmarze, albowiem czasem trzeba odrąbać skażoną dłoń, by ciało wspólnoty nie padło ofiarą choroby i nie umarło z jej powodu...

Akolita pokiwał powoli głową w namyśle po czem uniósł kufel piwa mówiąc.
- Teraz jednak wznieśmy nasze kufle w toaście ku wszystkim tym którzy własną krew przelewali ku naszemu bezpieczeństwu z nadzieją, że ich nieśmiertelne i czyste dusze wstawią się za nas u Młotodzierżcy, by jego spojrzenie i łaska spowiła nas, i odżywiła nasze ciała i dusze w świętej walce z Plugastwem. Chwała Sigmarowi Młotodzierżcy! Chwała jego świętym wojownikom!
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 12-12-2018, 14:44   #226
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Wszyscy ***

Wolfgang usłyszał wołanie o pomoc i jego umysł odpłynął. Nie było to czcze wołanie tylko wrzask pełen przerażenia. W umyśle kreował mu się obraz maszkary opisanej przez wystraszonego żołnierza. A co jeżeli potwór lada moment mógł ubić kolejną osobę? Baderhoff usłyszał Acierno, ale w sumie nie wierzył w jego moc dowodzenia. Ktoś komu zależało na pojmaniu kogokolwiek nie zatrzymywał by się w zajeździe kosztując kuchni, o której słyszał kilka lepszych opinii. Mimo iż żołnierz doskonale zdawał sobie sprawę co oznaczało odłączenie się od grupy postanowił zaryzykować. Jeżeli bezsensowne zatrzymywanie się w zajeździe na pokazowy posiłek było warte utraty czasu, a ratowanie niewinnej osoby już nie to Baderhoff miał na sytuację inny pogląd niż wyprostowany, dumny szlachetka.

- Wybacz Panie, ale ja wołania o pomoc nie zignoruję. - rzucił wyraźnie, ale kulturalnie i pokazał Frotzowi na kierunek skąd dochodził damski głos. - Ja biegnę na pomoc przyjacielu. Jak nie pójdziesz w moje ślady nie będę miał Ci za złe… - powiedział po czym wystartował w kierunku krzyku.

Ostatnimi czasy nabyta włócznia błyskawicznie pojawiła się w jego prawicy. Do pary w drugiej ręce trzymana była tarcza. Żołnierz nie liczył na pomoc pozostałych, ale podejrzewał, że widząc jego postępowanie część zacznie się poważnie zastanawiać.

Borys chciał z tego wybrnąć dyplomatycznie.
- Szlachetny Panie Acierno - Borys kłamał gładko. Miał Acierno za zapatrzonego w siebie gnojka. - To ziemia blisko włości szlachetnego von Eisenstand. Jak pan zareaguje będzie to dobrze postrzegane. Może to bandyci, może potwory. Siła nas damy radę. - dał szlachciowi szansę wyjścia z twarzą. Zmiana rozkazu lub kompromitacja jak mus się oddział rozbiegnie.
- Stać parobki! Stać! Słuchać! - krzyczał wściekły Acierno widząc poruszenie i sprzeciw jego rozkazom. - Jakie potwory? Co mnie potwory? Nie będziesz mi mówił, co robić mam! Ja wiem! Stać natychmiast!
Nie zważając na słowa szlachcica, Borys pobiegł za Wolfgangiem.

Frotz przyszykował swoją rusznicę do strzału i bez zastanowienia ruszył za Wolfgangiem. co nieco zajmuje zatem na miejscu będzie pewnie po Wolfgangu.

Kiedy z lasu rozległy się krzyki, początkowo Vermin nie miał zamiaru reagować. Ale kiedy tylko Acierno wydał rozkaz – jak wiele mówiący o tym człowieku – w szczurołapie coś pękło. Być może dążył do konfrontacji ze szlachcicem, a może po prostu chciał mu zrobić na złość. A może to ludzka przyzwoitość nie pozwalała mu zostawić nieszczęśnika w potrzebie? Nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Wyciągając zza pasa procę ruszył biegiem w kierunku skąd dobiegały wrzaski. W dupie miał co powie Acierno.

Robin zależało oczywiście na opinii Hrabiego (w końcu był jej pracodawcą), a ta zależała w dużej mierze od opinii Acierno. Na szczęście przyjęła rolę zwiadowcy - i tak cały czas a to myszkowała gdzieś przed kolumną, a to kręciła się to po jednej, to po drugiej stronie traktu, od czasu do czasu tylko pokazywała się i dawała znać, że wszystko w porządku, a trasa jest bezpieczna. Szybsza niż przeciętny człowiek, bez trudu utrzymywała tempo. Gdy rozległ się krzyk była akurat po tej samej stronie drogi. Wykorzystała więc okazję i po prostu gdy zasłoniły ją zarośla zbliżyła się do źródła dźwięku z łukiem w dłoniach. Starała się pozostać niezauważona - poruszała się powoli i ostrożnie, nie tylko wypatrując wołającej, ale i rozglądając się na boki. Interesowało ją przede wszystkim bezpieczeństwo kolumny.

Rozpętało się piekło, a Abelard był pod żelaznymi rozkazami Hrabiego. Miał raport do zdania, a to oznaczało, że musiał być blisko tego szczyla Acierno i mieć na niego baczanie… nie ważne co inni pomyślą.
- Herr Acierno wybaczy… - powiedział ściszonym głosem pochylając się w stronę jeźdźca - ...ale w Imperium jest niepisane prawo pomocy na trakcie i wielu z nas bierze je do serca. To sprawa honoru, bo i my kiedyś możemy być w potrzebie, a bogowie mają na nas baczenie.
- Merda! - krzyknął w odpowiedzi Acierno. - Albo pomagają, albo właśnie w pułapkę wpadają! Cazzo! Kobieta na szlaku woła pomocy?! Stupidi tępe! Basta! - krzyczał czerwony ze złości. - Dla mnie to niesubordynacja! To karane jest! U hrabiego zawisną! Niech robią co chcą! Już mogą iść wisieć! Tu nie mają po co iść już! Reszta za mną! Tamci niepotrzebni są! Kroku przyspieszyć! - wydał komendę, ruszył, a za nim dwaj jego ludzie i ociągając się Rudolf, oraz Abelard o kamiennej twarzy, a także Fay.

Abelard uśmiechnął się pod nosem i powiedział stanowczo.
- Sugerują się przyjrzeć posiadanemu stanowi ludzi. Ich jest tuzin i są zorganizowani. Naprawdę pan uważa, że bez nich mamy większe szanse? Czasem warto poczekać, a nuż to nie pułapka i wrócą, a nuż to pułapka i nas ostrzegą. Ruszanie dalej odkryje nasze plecy. Co jeśli to podwójna pułapka i sami idziemy w drugą pułapkę, bo Wróg tak dobrze was zna?
- Tu sai merda puttana! -
krzyknął w swoim języku, po czym jeszcze bardziej przyśpieszył kroku, tak że ludzie za nim musieli zacząć biec wolnym tempem.


*** Abelard, Fay, Rudolf ***

Goniąc za Acierno oddalili się od reszty grupy. Tileański szlachcic dopiero widząc, że zaczynają mieć spore problemy ze złapaniem oddechu, zwolnił dając im chwilę by odsapnąć.


*** Borys, Robin, Vermin, Wolfgang (Frotz) ***

Kontynuowali bieg w stronę z której słyszeli rozpaczliwe prośby ratunku. Wolfgang wyprzedził poruszającą się ostrożniej Robin, po chwili minął ją też Borys i Vermin. Ruszyła za nimi, a zaraz za nią przyjaciel Wolfganga - Albert.

Przedostali się przez gęstwinę drzew, by trafić na skraj niewielkiej polanki naprzeciwko której ujrzeli szamoczącą się kobietę przyciśniętą do drzewa. Drzewo było wysokie, rozłożyste. Jego gałęzie chłostały dookoła, a zasięg miały spory, sięgający nawet dziesięciu metrów. Niektóre z nich już dopadły swą ofiarę. Kurcząc się przyciągały ją do śliskiego pnia. Kobieta wiła się, próbowała uwolnić, jednak nie była w stanie. Jej ubiór stawał się coraz bardziej poszarpany, a z ciała zaczynała cieknąć krew.
- Pomóżcie! Piecze! Boli! - krzyknęła, gdy ich ujrzała. Głos jej był jednak coraz słabszy, coraz bardziej bezsilny.
 
AJT jest offline  
Stary 16-12-2018, 22:33   #227
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Carlo

Wyszedł z tawerny i rozejrzał. Obrócił się tyłem do rzeki i ruszył przed siebie wypatrując. Zaraz za Czerwonym Bykiem znajdował się duży budynek. Przyjrzał mu się ciekawie, bo wyglądał na miejsce, gdzie można znaleźć ciekawe rzeczy. Miał jednak szukać budynku pod lasem, ruszył więc dalej. Niewiele dalej budynek z okratowanymi oknami i mocnymi drzwiami. Ominął go szerokim łukiem z prawej, coś takiego tylko wróżyło kłopoty. Pod lasem stał wielki dom, imponujący, z zabudowaniami. To mogło być to. Wyglądało elegancko. Trochę zbyt elegancko nawet. Niezrażony, podszedł do drzwi i załomotał. Otworzył mu postawny mężczyzna.
- Czego? - burknął mierząc go z dezaprobatą od stóp do głów.
- Signore, szukam budynku nazywanego Domem Artystów. Czy to tutaj?
- Nie -
warknął zbrojny i zatrzasnął drzwi.
- Niech signore powie gdzie! - krzyknął do zamkniętych drzwi, ale nie doczekał się odpowiedzi. Mrucząc pod nosem tileańskie przekleństwa ruszył wzdłuż lasu tym razem w lewą stronę. Minął kilka mniejszych budynków i wkrótce stanął przed większym, wielkością przypominającym gospodę. Ponownie podszedł do drzwi i zapukał. Otworzyła mu potężna kobieta.
- Czego łomoczesz? - ofuknęła go. - Miast wejść i przyjść? - przyjrzała mu się. - Nietutejszy?
- Donna powiedzcie, czy to Dom Artystów?
- Tak go zwą. Donna?
- zaciekawiła się.
- Wy jesteście donna Maria? Don Sangiovesi powiedział, żeby Pani poszukał.
- Sangiovesi?
- spochmurniała. - Trzymaj się od niego z daleka. W tawernach nic dobrego Cię nie spotka. Chodź - przyciągnęła go do środka i zaprowadziła do kuchni, gdzie zaczęła się krzątać przy palenisku. - Przejazdem czy na dłużej? - zapytała znad garnków.
- Nie wiem jeszcze - odpowiedział, rozglądając się ciekawie po kuchni i wciągając aromaty. W brzuchu mu zagrała orkiestra. Gospodyni zerknęła na niego.
- Ja już całe lata w Tilei nie byłam. Chciałbym tam wrócić, ale jakoś się nie złożyło. Czasem myślę, żeby zostawić to wszystko i wyjechać - westchnęła. - Ale bluźniałbym bogom, gdybym mówiła, że mi tu źle. Dobrze mi tu, to dobre miasteczko. I często ktoś z ojczyzny przypływa, wieści przynosi. A gdybyś chciał wrócić, to statki codziennie pływają. No, masz - podsunęła mu talerz i drewniane sztućce. - Mięsa nie dostaniesz, ale makaron z pesto prima sort.
Obserwowała, jak malec rzucił się na jedzenie prawie nie używając sztućców. Nie było w tym nic dziwnego. Praktycznie nie miał okazji w życiu z nich korzystać.
- Skoro nie wiesz, jak długo zostaniesz, to u mnie znajdzie się nocleg dla Ciebie. Tak, żebyś innym tylko nie przeszkadzał. Coś na ząb od czasu do czasu też. Ale jedno i drugie będziesz musiał odpracować.
- Si, chiaro donna
- wyseplenił Carlo wylizując miskę do czysta.
- A no tak - westchnęła gospodyni. - Pewnie Ci się pić chce.
Wstała i zmieszała mu odrobinę wina z wodą, podając w drewnianym kubku.
- Grazie donna, grazie. Ja chętnie wszystko odpracuję. Sprytny jestem, szybki jestem. Nawet do 30 liczyć umiem. I język za zębami trzymać umiem - wyszczerzył się do niej.
- Nawet te ząbki to jeszcze ładne masz
- uśmiechnęła się do niego.
- Jak donna mi pomoże pracę znaleźć, to ja jej nawet parę sreber w podzięce przyniosę. Zresztą przyniosę i tak, nawet jak znajdę pracę sam, bez pomocy - huknął się pięścią w pierś.
- Ale jak masz zostać na noc, to ubranie ściągasz, a sam idziesz się kąpać. Jeszcze tego mi brakowało, żebyś wszy mi do domu naniósł.
Carlo spojrzał na nią niepewnie.
- Si donna, chiaro - westchnął niezbyt szczęśliwy.
 
Gladin jest offline  
Stary 17-12-2018, 12:05   #228
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację

*** Borys, Robin, Vermin, Wolfgang (Frotz) ***

Vermin widząc drzewo, które żyło zbladł a po plecach przeszedł mu zimny dreszcz. Wrzaski kobiety wyrwały go z odrętwienia. Drżącą ręką zrzucił z ramienia swój worek i wyciągnął pochodnię. Śpiesząc się próbował rozpalić ogień za pomocą hubki i krzesiwa by następnie przenieść płomyk na pochodnię.
- Macie jakieś bandaże albo szmaty? Albo jedną pochodnię do rozmontowania? - zapytała Robin wyjmując łuk i wiążąc cięciwę - mogłabym płonącymi strzałami spoza zasięgu drzewa strzelać - wyjaśniła.
Na jej prośbę zareagował Borys, wyjął jeden z bandaży i przekazał Robin. Następnie wspólnie z nią zebrał kupkę najbardziej przesuszonych gałęzi, dodatkowo polał je swoją brandy i wzniecił ogień. Następnie wziął jedną z większych gałęzi, obwiązał szmatą robiąc z niej pochodnię. Robin również odpaliła pierwszą z przygotowanych strzał, Vermin, który swoją pochodnię miał już wcześniej odpaloną. Trzymana przez drzewo kobieta krwawiła coraz bardziej, przyciskające ją do konara gałęzie odbierała wszelkie siły. Jej stan stawał się krytyczny.

Woflgang ruszył ile miał sił w kierunku morderczego drzewa. W tym samym czasie Albert odbił nieco w bok, by zająć dogodniejszą pozycję do strzału. Nie miał na linii, ani kompanów z grupy, tak samo jak miał dogodniejszą pozycję do wycelowania w samo drzewo, jak najbliżej zaatakowanej dziewczyny.


Wolfgang na pełnej prędkości lawirował między gałęziami i po chwili usłyszał huk wystrzału. To Frotz, kula połamała kilka gałęzi, nie trafiła jednak w konar. Trudno było powiedzieć, czy przyniosło to jakiekolwiek korzyści, gdyż ciężko było ocenić ślady bólu po drzewie. Czy ono w ogóle czuło?

Na pewno czuł Vermin. Jedna z gałęzi chlasnęła go po twarzy, co na moment oszołomiło szczurołapa. Sam przez to nie zdołał skutecznie podpalić żadnej z nich. Udało się to za to Robin, strzała świsnęła nad głową mężczyzny wbijając się konar. Drzewo zapłonęło, jednak ognień nie rozprzestrzeniał się szybko, był przygaszany przez ciecz, która go pokrywała, prawdopodobnie soki trawienne, które pomagały właśnie wchłonąć uwięzioną dziewczynę. W końcu i Vermin odpłacił jednej z gałęzi, której liście również zapłonęły.

Wolfgang, stojąc już przy konarze, po nieudanej próby odciągnięcia gałęzi od dziewczyny, zaczął dźgać drzewo raz po raz. To próbowało go chwycić, zaatakować, jednak zdołało tylko odebrać żołnierzowi tarczę.

Frotz, gdy tylko mógł, strzelał. Borys odstraszał ogniem atakujące go gałęzie. A Robin posłała kolejną ognistą strzałę. Ta również się wbiła, jednak w momencie przygasła. Stara jednak wciąż się paliła. Vermin również podpalił kolejną z gałęzi, jednak nie zauważył jednej pędzącej ku niemu przy ziemi. Trafiła go w piszczel, a ból był tak silny że upuścił przygotowaną przez siebie pochodnię, by chwycić się za goleń.

Uwięziona przez gałęzie dziewczyna była w coraz tragiczniejszej sytuacji. Drzewo przyciskało ją coraz mocniej w okolicy klatki, a z tyłu była żywcem trawiona. W pewnym momencie, aż Wolfgang usłyszał trzask, który szybko ocenił że musiał pochodzić ze złamania wątłych żeber kobiety. Baderhoff dźgał coraz szybciej, coraz mocniej, aż w końcu zauważył, że gałęzie ustępują. Drzewo przestało się poruszać, jakby zastygło. Dziewczyna opadła bezwładnie na ziemię, by po chwili stracić przytomność.


*** Abelard, Fay, Rudolf ***

- Ale jak my w… - Rudolf rozejrzał się licząc, gdy Acierno w końcu zwolnił - piątkę… szóstkę? Mamy pojmać tuzin bydłokradów? - mruknął do akolity. Kiedy mózg mógł zacząć znowu funkcjonować po wyczerpującym biegu zmartwił się. Przypomniał sobie gnającego osła. Objuczonego. Pewnie był wart więcej, niż zapłata, jaką miał dać Acierno. A niech to. Teraz nigdzie nie mógł go dostrzec mimo, że rozglądał się uważnie. - Jak się nad tym zastanowię… to do aresztowania tuzina to nas powinno być dwa tuziny. Od samego początku nas za mało było. Nie podoba mi się to - mruczał pod nosem dalej.
- Albo ten obcokrajowiec jest pierdolnięty… - odmruknął cicho Abelard udając ziewnięcie zakryte dłonią - ...albo jest heretykiem i z nimi trzyma. Innej opcji nie widzę.*
Fay nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Wydawało się jej, że ze szlachcicami się nie dyskutuje, tylko się ich słucha. Tak przynajmniej uczyli ją rodzice. Rodzice mówili też, że jak będzie słuchać męża to ten będzie ją kochał. Ta mądrość okazała się nic nie warta. Kto więc wie jak to było ze szlachcicami.
- Szlachetny Panie - odezwała się nieśmiało ciesząc się, że garnek przestał obijać się o nią przy szybkim marszu - bardzo nieroztropne jest to, że część ludzi oddaliła się od grupy. Wierzę, że twa łaskawość, przewyższa ich impulsywne działanie. Ma hrabia rację, że jest to nierozsądne. Może jednak znaleźli tam kogoś, kto pomoże nam odnaleźć bandytów?
- Panienko - ton tileańczyka w rozmowie z Fay był zupełnie inny. - Ja wiem, gdzie są bandyci. I ja, Vicenze Acierno, ich pojmę. Ci coś nas opuścili, narazili nas na niebezpieczeństwo i tacy ludzie są jedynie przeszkodą. Jak panienka mówi, działają impulsywnie. Nie myślą i zawodzą. Są jak drzazga, która na szczęście wyszła. A i obiecuje panience, że za te niebezpieczeństwa, na które nas swym zachowaniem narazili, odpowiedzą. Jak tylko przeżyją zasadzkę, w którą właśnie idioci wpadli.
Abelard nasłuchiwał rozmowę… póki co. Kobieta zdawała się mieć największe szanse przemówienia obcemu do rozumu. Co zakrawało na lubieżną herezję i szybką śmierć na stosie, skoro płeć piękna miałą większy posłuch niż sługa boży, ale… to się jeszcze zobaczy. To się jeszcze zobaczy…

***

- W przeciwieństwie do tamtej zgrai, udowodniliście swą lojalność - zaczął swego rodzaju przemowę tileańczyk. -. Doceniam to i doceni też to hrabia. Korony przygotowane na wypłatę za to zadanie nie zmniejszą się toteż możecie liczyć na premię sowitą. Obiecuję wam to. Jeno liczę, że ta lojalność się utrzyma - spojrzał po wszystkich, jakby liczył na wyrazy wdzięczności i wielkiej radości. - Pamiętajcie jednak, przywódca spisku ma być pochwycony żywcem. Jego ludzie też nie stanowią dla nas zagrożenia, to zwykłe parobki. Winny będzie ukarany, jednakże nie chcę, by ktoś zginął przy tym. Czy to z naszej, czy to z ich strony. Nie jesteśmy katami. Oni, z tego co słyszałem, oszczędzili też was. My też ich oszczędzimy. Zmierzając do sedna, nie chcę byście ostrą bronią się posługiwali. Taką zabezpieczycie, bądź zdacie mi, a w zamian dostaniecie od chłopaków inną.
- Panie Acierno, ale ich cały tuzin na raz mamy pochwycić? Trochę nas mało do tego. A ich przywódca odgrażał się, że jeżeli będziemy za nim podążać, to nie będzie już taki łagodny - zmartwił się Rudolf.
- Dlatego myślenie zostawcie mi - rzekł buńczucznie. - Tuzina ich sprowadzać nie będziemy. Płotki nie są ważne, z resztą już dawno się rozeszli. Ważny mózg tego niecnego występku i to na niego zapuściłem sidła. I teraz po tą złapaną zwierzynę idę.
Fay poważnie się zastanowiła, czy w tej sytuacji gotowanie jest jedynym co będzie musiała robić i czy szlachcic ma rację mówiąc, że poradzi sobie z tuzinem przeciwników. “Każdy szermierz dupa, kiedy wrogów kupa” mówiło przysłowie i przeliczając umiejętności bojowe jednego przeciwko dwunastu nie mogło ono bardzo odbiegać od prawdy. Cóż jednak było robić? Wracanie samotnie nie uśmiechało się jej, a grupa, która pobiegła za krzykiem nie oferowała, żadnego zarobku. A to przecież właśnie po to tu była. Kucharz ginie ostatni pomyślała sobie - bo każdy musi jeść i ruszyła za grupą.
- Herr Acierno… - powiedział Abelard beznamiętnie - ...jeśli wiedzieliście, że nieśmiertelnej broni używać będziemy, dlaczego nie mówić o tym przed wymarszem? Oszczędziłoby to waszym ludziom noszenia, wszak objuczony człowiek mniej sprawny w walce jest.
- Męczą mnie już wasze pytania. Lepiej być przygotowanym na jedną, czy więcej sytuacji, co? Zauważcie, że nie udowodniliście wcześniej, iż potraficie się sprawą tych bydlaków porządnie zająć. Zostawcie to teraz komuś, kto potrafi - jego ton i sens wypowiedzi był niezmienny.

 
AJT jest offline  
Stary 18-12-2018, 21:17   #229
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
 Dzień 5


Choć psi umysł był mniej złożony od ludzkiego, ludzie często nie doceniali percepcji czworonogów. Piąty dzień w Kreutzhofen był dla Bonesa pełen nowych wrażeń oraz bodźców. Udali się do domu mężczyzny, którego zapachu jeszcze nie znał. Pani rozmawiała z nim krótki czas. Nigdy nie lubiła spędzać wiele czasu z innymi ludźmi. To Bonesowi również odpowiadało. Każdy nowy znajomy oznaczał wonie, do których musiał się przyzwyczajać, a także stanowił o potencjalnym zagrożeniu dla właścicielki.
Po wizycie udali się do wioski obok. Tam od razu zaciekawiła go obecność czwórki innych psów. Pragnął zbliżyć się do nich i sprawdzić co to za jedni. Karmicielka stanowczo mu tego zabroniła, czego nie do końca rozumiał. Zamiast tego obserwowała to miejsce, aby znów wrócić do miasta. Potem były inny budynek, który tym razem pachniał ziołami. W przeszłości już tutaj byli.
Pani zachowywała się dziwnie, była niespokojna. Bones zastanawiał się czy to przez nowe aromaty w okolicy. Czasem wiatr przywodził je do niego. Było to coś na rodzaj zwierząt, lecz nie do końca.
Odwiedzili ponownie miejsce z innymi psami. Właścicielka nakarmiła je, choć to on powinien dostać swoją porcję. Domagał się wręcz o jakiś smakołyk, lecz ona tylko go uciszała. Potem... działo się wiele, choć nie wszystko z tego rozumiał. Bones pamiętał falę ognia oraz strach mieszkańców wioski. Ludzie krzyczeli, inni biegli w kierunku płynącej wody, aby gasić gorejące płomienie. Widział to tylko chwilę, bowiem Pani ruszyła nagle gdzieś w noc. Gdy wszystko już się uspokoiło, spotkali jeszcze mężczyznę, od którego sprawa się zaczęła. Dzień skończyli w miejscu, gdzie od kilku dni spali. Zawsze było tam czuć dziczyzną, a w środku siedzieli głośno zachowujący się ludzie. Wreszcie zostali sami w pokoju, a Pani dotknęła jego łba.
- Niedługo będziemy jadać ze srebrnych talerzy, sierściuchu - nie rozumiał, co chciała mu powiedzieć, lecz głos miała kojący.
Wkrótce położył się na podłodze, która wciąż wibrowała od hałasów na dole. Zasnął.

 Dzień 6


Tym razem pozwoliła sobie na długi, regenerujący sen. Po przebudzeniu rozciągnęła się parę razy i dojadła resztki z poprzedniego dnia. Miała już gotowy plan działania i skupiał się on już bezpośrednio na osobie Volkberta. Postać z jej wizji jasno wskazała cel. Były to podziemia, a te kojarzyła jedynie z katakumbami pod kaplicą.
Zeszła na dół do głównego pomieszczenia. Jak zwykle było tu już kilka osób. Z tego, co sama zasłyszała, reszta niedawnej drużyny gdzieś wyruszyła. Sprawa tyczyła się schwytania rzekomego bękarta hrabiego. Misji tej sama niedawno odmówiła, co ją nawet teraz cieszyło, ponieważ mogła zająć się innymi rzeczami.
Poza tym w okolicy naprawdę zaczęło robić się gorąco. Już poprzedniego dnia jej uszu doszły plotki o krążących po okolicy zwierzoludziach. Dość blisko zaatakowało również insze monstrum, ponoć jednym ciosem zabijając jednego z miejscowych żołnierzy.
Wyglądało także na to, że donośne krasnoludy wreszcie ruszyły w drogę. Tyle dobrego. Wystarczał już jej Kasztaniak, który od pewnego czasu pracował jako ochroniarz, przez co jego rubaszny śmiech słyszała co wieczór. I tylko kiedy sądził, że inni nie widzą, dziwnie się zasmucał. Ignorowała to jednak, bowiem średnio przepadała za jego rasą.
Jak tylko opuściła gospodę, kolejny już raz postanowiła odwiedzić cmentarz. Nie liczyła, że kogoś tu spotka. Grabarz zdawał się przychodzić tutaj jedynie, kiedy musiał. Co do zasady cmentarzem zarządzał Abelard, zaś Borys balsamował zwłoki, lecz mieli oni także inne obowiązki. Z resztą, dwójka i tak była w tym momencie poza miastem.
Mimo to, Cathelyn zmierzła bezpośrednio ku wejściu do kaplicy.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 19-12-2018 o 14:02.
Caleb jest offline  
Stary 19-12-2018, 23:47   #230
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję za dialogi w tej kolejce...

Kapitan Trottel nie należał do ludzi cierpliwych. Zadanie, które powierzył Wolfgangowi nie było łatwe, a do pomocy poza Frotzem żołnierz miał spróbować zwerbować niedawnych kompanów. Baderhoff nie był typem mówcy dlatego też nie chciał tym ludziom mydlić oczu. Na "polowaniu" nie było mowy o jakimkolwiek zwątpieniu chociaż sam żołnierz miał od czasu pojawienia się zadania mieszane uczucia. Czyżby na samą wieść o takim zagrożeniu jego umysł mimowolnie wolał tego unikać? Wolfgang wiedział, że lepiej jak zmierzą się z tym on, Frotz i pozostali niż matka zbierająca z dziećmi jagody w lesie...


Do uszu wojownika nie omieszkały dojść nowinki jakoby w okolicy pojawili się zwierzoludzie. Kapitan Trottel raczej wierzył w te pogłoski i nawoływał na głównej ulicy aby mężczyźni wstępowali do garnizonu zasilając jego oddziały. Baderhoff wolałby gdyby skład rzeczywiście się rozrósł, ale od samego pojawienia się na placu do wyruszenia w bój było wiele tygodni ciężkiej, mozolnej pracy. Nie każdy chłopiec w armii musiał się stać mężczyzną. Wielu zderzało się tam z rzeczywistością nie dającą namówić się na żadne odstępstwa. Z drugiej strony lepiej było kiedy taki delikwent został nawet chłopcem stajennym aniżeli miałby się silić, prężyć i dać sobie wypruć wnętrzności przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Nieco smutnym był widok spierających się ze sobą dowódców, którzy mieli za sobą świetne kariery wojskowe. Żadne słowa czy czyny nie zrobią z niechętnego, nie wiążącego swojego życia z wojaczką chłopaka przyszłego rekruta, a później dobrego żołnierza. No chyba, że jego ojciec byłby oficerem w lokalnym garnizonie...


Acierno nie przypadł Wolfgangowi do gustu. Miny pozostałych mówiły same za siebie i Baderhoff czuł, że na tym polu nie był osamotniony. Frotz zachował kamienną twarz, ale przyjaciel dobrze wiedział, że dumny, zapatrzony w siebie Acierno nie spodobał się i jemu. Dla wprawnego piechura podróż nie należała do uciążliwych. Póki co szlachetka utrzymywał dobre tempo, nie sprawiając, że pozostali musieliby truchtać za jego koniem. Po kilku godzinach drogi Wolfgang nie mówił zbyt wiele. Odpoczywał, zjadł coś, napił się. Zbaczanie z drogi tylko dlatego, że Acierno chciał zjeść w przereklamowanym zajeździe żołnierz uważał za głupotę. Baderhoff nienawidził mitrężenia czasu i sił, a takie złażenie do wsi nie będącej po drodze samo w sobie było podkopywaniem swojego autorytetu dowódcy i człowieka rozumnego. Ciekawe czy w ten sposób szlachetka chciał sprawdzić jak wierni byli jego jednodniowi najemnicy...


- Pomóż mi Albert. - powiedział Wolfgang doskakując do nieprzytomnej kobiety. - Tylko nie ruszajmy jej bez potrzeby. Słyszałem łamane żebra. Nie wiem czy kręgosłup jest cały. - dodał Baderhoff przystępując na miejscu do oględzin.

- Tak jest. - powiedział Frotz podchodząc bliżej w czasie przeładowania rusznicy. - Nie ufam temu drzewu. Będę je uważnie obserwował jakby jednak nadal zipiało.

Borys widział zaangażowanie w leczenie po stronie Wolfganga. Jako, że znał się jako jedyny również na chirurgii udzielał praktycznych porad. Kierował rękami wojaka tam gdzie uznał to za konieczne. Nic jednak ponadto. Widział jego podejście chęć pomocy i nie chciał tego zapału gasić swoim nadmiernym zaangażowaniem.

- No, to jak tu ogarnięte, to ja lecę za resztą, zanim wlezą w coś, w co woleliby nie włazić. Ten cały Acierno gonił ich tak, jakby mu się rzyć paliła, w takim pędzie łatwo coś przegapić - odezwała się Robin, której medyczna wiedza ograniczała się do wiedzy, że jak kogoś przebić czymś ostrym to czasem umiera. - Do miasta traficie, nie? - upewniła się.

- Jak dla mnie nikt rozsądny nie powinien dłużej z tym Acierno podróżować. - powiedział szczerze Wolfgang. - On nie ma pojęcia z kim mamy do czynienia, a jego bandę uważa za grupę chłopców do bicia. W przewadze liczebnej dwóch na jednego dla tamtych jednak… jego wiedza może zostać szybko zweryfikowana. Uważaj na siebie i na pozostałych. Do miasta trafimy. - Wolfgang pożegnał Robin.

- Ja z Frotzem możemy się zająć noszami, a ty Borys z miejsca przy rannej możesz rozejrzeć się za jej dobytkiem. Vermin, wszystko w porządku? - zapytał się żołnierz patrząc na mężczyznę. - To ożywione drzewo zdawało się Ciebie trafić. Jak wszystko gra rozejrzyj się proszę za osłem kobiety. Nie oddalaj się jednak za daleko. Nie wiadomo czy takich drzew nie ma tu więcej…

Vermin czuł jak jego goleń pulsuje bólem a schłostany policzek pali żywym ogniem. Przytaknął Wolfgangowi dając do zrozumienia, że wszystko z nim w porządku, jednak kiedy żołnierz poprosił żeby poszukał osła pokręcił głową.

- Trze...ba… znisz…szczyć – wydukał i wskazał palcem na drzewo – Po…potwór.

Choć drzewo wydawało się teraz martwe, szczurołap nie zamierzał pozwolić by plugastwo znów próbowało skrzywdzić jakiegoś wędrowca. Zaczął więc chodzić i zbierać suchą trawę, liście i gałęzie. To co znalazł rozrzucał wkoło drzewa zachowując bezpieczną odległość, mając na uwadze zasięg gałęzi i konarów potwora. Chciał stworzyć okrąg, stos pogrzebowy, który pochłonie plugastwo i zostanie po nim tylko spalony pień i korzeń. Gdy już skończył swoje dzieło przyłożył pochodnię do suchych liści i czekał aż ogień się rozprzestrzeni.

Kiedy Vermin zajmował się podpalaniem drzewa Wolfgang i Frotz delikatnie przenieśli ciało kobiety. Potem od razu zaczęli szukać odpowiednich gałęzi aby je połączyć ze zwiniętym kocem Baderhoffa. W ten sposób miały powstać prowizoryczne nosze. Wolfgang bardzo żałował, że nie mógł kontynuować wyprawy nie ze względu na dumnego szlachetkę tylko ze względu na pozostałych, których tamten mógł prowadzić na śmierć…
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172