Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-10-2021, 07:42   #441
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Festag; przedpołudnie; karczma “Wesołe warkocze”

- Cześć. Chcesz dorwać to coś z kanałów? Bo rano znaleźli kolejne ciało. Znów jakaś kobieta. Posłałem już po Kornasa, Silnego i Normę. I po Trójhaka. I wziąłem trzech moich ludzi. Mają na nas czekać z lampami i linami.

- Jak tym razem obędzie się bez łażenia w gównie przez parę godzin, to może coś zdziałamy - rzekł Egon, powstając z miejsca. - Skoczę tylko po sprzęt i możemy iść.

I tak zrobił. Egon wdział swój skórzany pancerz, tarczę i topór, który podarowała mu szlachcianka. Kiedy przyszedł do karczmy z powrotem, rzekł do Cichego:

- No, gotowy jestem. Dzisiaj ma być bitka, bez pierdolenia! - zawołał wojownik.

Czy tak było rzeczywiście, można było tylko gdybać. Stwór z kanałów uchodził wszystkim już przez dłuższy czas, więc czy i tym razem uda mu się uciec - nie było wiadomo. Egon był pełen wątpliwości, ale pójść można było. Wszakże nie miał nic innego do roboty tak czy inaczej.

- Dobra to chodź. - brodacz skinął głową i wstał z ławy. Po czym obaj wyszli na zaśnieżoną ulicę na którą dalej padał drobny puch. Vasilij prowadził skoro wiedział gdzie ma być to ciało i reszta wezwanych.


---


Wciąż prószyło drobnym puchem i panował siarczysty mróz gdy we dwóch dotarli raźnym krokiem do jakiegoś zbiegowiska. Niezbyt licznego ale jednak widać było, że coś tam ciekawi tych wszystkich przechodniów i gapiów. Dwóch wojowników z czego jeden tak barczysty jak Egon nie miało większych trudności z przedarciem się przez ten niezbyt gęsty tłumek. Aż przed nimi ukazało się zdeptane miejsce w jakimś zaułku. Trochę już te niektóre pewnie starsze ślady były przysypane przez śnieg który bezustannie padał. Ale w oczy rzucała się krew. Bardzo dużo krwi. Gołym okiem było widać, że jak ktoś tu nie roztrzaskał baniaka z czerwonym winem, albo rzeźnik nie wylał wiadra z krwawą zawartością to musiało się coś tu stać. Coś złego. A był Festag więc żaden rzeźnik by się nie odważył i nie chciał pracować.

- Cholera już ciało straż musiała zabrać. - westchnął z żalem Vasilij widząc, że chociaż miejsce wygląda jakby ktoś dokończył tu żywota w makabryczny sposób to jednak trupa już nie ma. Straży też nie było już widać ale jak nie było już trupa to i właściwie nie było tu czego pilnować.

- Cześć. I jak? - usłyszeli jak ktoś do nich podchodzi. I okazało się, że to Silny z Kornasem. Obaj mieli latarnie i liny. I solidne, ukute metalem pałki podpadające już pod maczugi. Z oczywistych względów eunuch skinął im głową na powitanie ale w tłumie obcych wolał się nie odzywać.

- Na co nam trup? - zapytał Egon. - Jasne jest, kto zaatakował. Trzeba tylko po śladach znaleźć. Znajdźmy klapę w pobliżu i wchodzimy, nie ma co czekać.

Egon stał, rozglądając się za tym, dokąd prowadzi ślad krwi. Nie znał się na tropieniu zbyt dobrze, więc pozostało się zdać na innych, bardziej wprawnych w tej sztuce. On tutaj był po to, by dać odpór bestii, co ludzi mordowała.

Jeśli, oczywiście, uda im się ją znaleźć. W co Egon wątpił.

- Poczekajcie, rozejrzę się. - Silny skinął swoją łysą głową a brunet podszedł do tego zdeptanego śniegu. Chodził tam i rozglądał się po tej krwawo - śnieżnej kotłowaninie. Na tym zastał go jakiś typ jaki przepchnął się przez ten luźny tłumek gapiów i podszedł do niego. Wraz z nim przyszła myszata blondynka licznymi warkowczykami przylgniętymi do czaszki. Norma miała tarczę na plecach i oba toporki u pasa. Chyba się przywitała krótko z Vasilijem a ten wskazał na czekających na wynik oględzin kolegów bo spojrzała w ich stronę i pozdrowiła ich skinieniem głowy. Ale też zaczęła patrzeć w dół na te oznaki walki. Rozmawiali czasem we dwoje ale niewiele. I chyba niewiele było tu więcej do roboty bo Vasilij przyzwał pozostałych gestem dłoni.

- To musiało być w nocy. Ona też tak uważa. Berko trochę mówi po kislevsku. No to śnieg już trochę przysypał ślady. Te co tu są to świeże. Pewnie jak się kręcili i zabierali ciało. Ale jakieś większe prowadzą tam dalej. Widzicie? Takie zagłębienia, jeszcze trochę widać. Zobaczcie jaki odstęp jeden od drugiego. Duże susy musiał dawać. - Vasilij wyjaśnił co tu się mu udało zorientować w sytuacji. I wskazał na jakiegoś swojego pomocnika co widocznie dzięki kislevskiemu mógł się z toporniczką dogadać lepiej niż oni. A na koniec te całkiem sporo zdeptanych śladów. Te były w miarę świeże, śnieg je dopiero zasypywał. To jak zabierali ciało i pewnie też swoje oglądali tej rzeźni. Ale były też mniej wyraźne. Łatwo było przegapić bo teraz to już wyglądały jak łagodne zagłębienia gdy w sporej mierze nocny i poranny śnieg zdołał je zasypać. Układały się jednak w częściowo zasypane ślady. I tak jak mówił Vasilij, człowiekowi trudno by było dawać takie spore susy jeden od drugiego.

- Chodźmy. - mruknął Silny dając znać, że nie uważa za stosowne czekać na kogoś jeszcze. Klepnął w ramię Cichego dając mu znać aby prowadził. Ten zgodził się, spojrzał jeszcze na pozostałych czy czegoś jeszcze chcą na miejscu i ruszył skrzypiąc świeżo napadanym śniegiem.

Egon podszedł bliżej do śladów, które zostawił wielki stwór i pokręcił głową.

- Nie ma szans, ubijamy go - rzekł Egon. - Bestia jest zbyt niebezpieczna, jak takie ślady robi, od razu się na nas rzuci, a i walka będzie zaciekła. Jeśli cudak jest chociaż w połowie tak wielki, jak zostawia ślady, to czeka nas solidne starcie. Żartów nie będzie, koledzy.

Wyglądało na to, że tym razem “cudak” znajdował się nieco bliżej grupy niż zazwyczaj. Jeśli zdążą go ubić, to nagroda Czarnego będzie pewna i zapewne stary spojrzy na nich łaskawszym okiem, kiedy będą swój interes otwierać w jego rewirze.

- Dobra, to co, idziemy dalej? - rzekł Egon, idąc za śladami. - Norma prowadzi, bo wie, jak tropić. Zupełnie jak wilk, ha-ha-ha! - Egon zaśmiał się z własnego żartu. - A tak poważnie, to ruszmy dupy, bo marznę tutaj.

---

- No. Duży musi być jak takie susy robi. Egon ma rację. Nie ma co się z nim bawić. Może jak się uda to się uda. Ale nie ma co się z nim bawić. To jakieś duże bydlę jest. - Silny pokiwał łysą głową i poparł zdanie gladiatora. Kornas wzruszył ramionami no ale za niego zwykle myślała Versana więc nie był nawykły od podejmowania decyzji. Vasilij trochę się skrzywił jakby nie do końca było mu to w smak ale ostatecznie nic nie powiedział. Więc ruszyli. Cichy z Normą szli na czele. Pozostali kilka kroków za nimi. Jak się okazało tropy prowadziły raczej mniej ludnymi ulicami. A w nocy to pewnie całe miasto było ciemne i wymarłe.

- Chyba kieruje się do portu. - powiedział Vasilij. Nie było to zbyt odkrywcze bo chyba wszyscy widzieli, że faktycznie ulica po ulicy zbliżają się do słonego powietrza wód zatoki. I jeszcze zaułek i przecznica czy dwie i wyszli nad portowe nabrzeża. Tu jednak trop się urywał. Z jednej strony nabrzeże było bardziej zdeptane niż pustawe uliczki a z drugiej jak bestia wskoczyła do wody jak to miała w zwyczaju to nie musiała zostawić więcej śladów.

- No to nie wiem co teraz. Można by się przejść wzdłuż wybrzeża. Gdzieś może wyszła na brzeg. Bo nawet jak biegła tutaj w nocy jak było pusto i ciemno to teraz sami widzicie. Podeptane wszystko. - Vasilij skrzywił się na ten portowy ruch który utrudniał zachowanie śladów na dziewiczym śniegu tak jak do tej pory im się udawało iść po nich od miejsca ostatniego zabójstwa. Silny zasępił się i podrapał po policzku. Kornas rozejrzał się ale jak zwykle tylko wpakował sobie do ust jakąś przekąskę i milczał. Norma rozglądała się po nabrzeżu.

- I co, będzie czekać na nas, aż po niego przyjdziemy i zgarniemy? - Egon uśmiechnął się krzywo. - Jak już wskoczył gdzieś, to do dziury kanałowej przy dokach, przecież na morze nie wypłynął. A jak wypłynął, to nie znajdziemy.

Wojownik szedł więc prostą linią od momentu, aż zaczęła się linia wybrzeża i podszedł do brzegu, szukając na zaśnieżonym wybrzeżu jakiegoś śladu, szczególnie takiego, który prowadził w stronę kanałów. Wyglądało na to, że także i tym razem zostaną z niczym. Postanowił jednak spróbować jeszcze nieco.

- Jak takie wielkie ślady zostawia i rzeczywiście jest w kanałach, to może zostały ślady w otworze do kanałów. Rozdzielmy się, jedni pójdą na wschód, drudzy na zachód i spotkajmy się tutaj z powrotem. Może znajdziemy jakieś ślady. Inaczej… Nie widzę tego - Egon wzruszył w końcu ramionami.

Nie miał ochoty na kolejną wyprawę, w której nikt nie wiedział, o co chodzi. Jeśli mieli iść, to po świeżym tropie.

- To może sprawdźmy tamtą dziurę co ostatnio. Jak tam nie będzie nic nowego no to się rozdzielimy i zrobimy jak Egon mówi. - zaproponował Vasilij patrząc na pozostałych. Silny popatrzył gdzieś na kawał nabrzeża dalej gdzie był ten wlot do kanałów jakim włazili ostatnio. Chyba nikt innego nic nie wymyślił bo wzruszył ramionami i skinął głową. Więc pstrokata grupka ruszyła w tamtym kierunku. Doszli tam z pół pacierza albo pacierz później. Pozornie nic się nie zmieniło. Wąskie kamienne stopnie, równie wąski kawałek podmurówki którym można było ostrożnie podejść do wylotu kanału w celach konserwacji czy innych. No i sam śmierdzący i wilgotny okrągły otwór który już po kilku krokach ział czarną ciemnością. Trzeba było pakować się pojedynczo a czy w ogóle jest sens to pierwszy zszedł tam Vasilij. Reszta patrzyła na niego z góry nabrzeża. Ten ostrożnie zszedł, podszedł frontem do kamiennej ściany i zajrzał do otworu. Chwilę mrużył oczy próbując coś tam dojrzeć i nagle uśmiechnął się szeroko.

- Jest! Chodźcie zobaczyć! - ucieszył się i zawołał ich zachęcająco. Po czym zaczął gramolić się do środka otworu. Co z braku miejsca i niewygodnej pozycji wcale nie było takie łatwe. Reszta jednak pojedynczo powtarzała jego trasę. Schodząc najpierw stopniami a potem wąskim, kamiennym progiem kawałek nad lodowatymi, stalowymi wodami zatoki. W końcu i Egon się doczekał swojej kolejki. Szedł zaraz za Silnym to widział jak ten w milczeniu przyłożył swoją łapę do widocznego w błocie szponiastego śladu. Ale nadal mniej więcej o kształcie ludzkiej dłoni. Silny, Egon czy Kornas nie byli ułomkami i łapy też mieli jak bochny chleba. Ale przy tych szponiastych to wyglądały jak dziecinna rączka przy łapie dorosłego wojownika. A szponiasty ślad na tej krawędzi otworu odcisnął się dość dobrze. Stwór pewnie też musiał się jakoś złapać aby dostać się do środka. Tak i teraz jego łowcy po kolei władowali się do wylotu kanału. Jeszcze chwilę trwało rozpalenie lamp i byli gotowi aby ruszać dalej.

- Duży jest skubaniec. Duży i szybki. - Silny mruknął cicho spluwając na dno kanału jak czekał aż koledzy też rozpalą swoje lampy.

Egon nie wierzył własnym oczom. Ślad był świeży! Nie jakieś tam popłuczyny z zeszłego albo jeszcze wcześniejszego tygodnia. Nie, tym razem wyglądało na to, że kreatura była tutaj sensownie wcześnie. Zatem i zwiększały się szanse pochwycenia “cudaka”.

- No, no - pokiwał z uznaniem głową Egon. - Co jak co, ale bym nie pomyślał. Może wreszcie się spotkamy z drabem z twarzą twarz. Albo twarzą w mordę, ha!

Po czym wyciągnął zza pasa topór, a tarczę założył na dłoń. To było wszystko, pozostali byli wyposażeni w lampy, ktoś wziął sieci, Cichy także miał chyba kuszę.

- Idziemy tak jak ostatnio, ja na przodzie, Cichy z lampą przy mnie, reszta ubezpiecza z tyłu. Jak się chodnik rozszerza, to ktoś z walczących na przód. I tyle w sumie.

Egon podszedł do ziejącego ciemnością otworu.

- To co, panowie? Ruszamy dupy?
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 16-10-2021, 07:44   #442
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Festag; południe; podziemia

No to ruszyli dupy jak to zgrabnie ujął Egon. Ruszyli i szli. Przez te podziemia i kanały. W pewnym momenice Vasilij się zorientował, że chyba zbliżają się do tamtego obcego tunelu prowadzącego do jeszcze głębszych podziemi. Pozostali nie byli tego pewni. Podziemne cembrowiny kanałów i smród oraz cichy plusk, kapanie i inne szmery wydawały się niezmienne. A w ich grupce to Vasilij wydawał się najlepiej orientować w terenie. Może i Norma też ale była tu pierwszy raz to trudno było jej coś powiedzieć. Ale po jakimś czasie okazało się, że uwaga rzucona przez bruneta z lampą potwierdziła się. I dotarli do tej krzywej dziury w ścianie kanału co wyglądała na jakiś dziki podkop. Właściwie to pewnie to właśnie to było.

- Wlazł do środka. - powiedział raczej oczywistą i dla pozostałych rzecz Vasilij. Silny też przyświecił sobie lampą aby spojrzeć na dół. Ale nic tam nie zobaczył poza krzywymi krawędziami dzikiego podkopu.

- Trochę szkoda. Miałem nadzieję dorwać go gdzieś w kanałach. No nic. Sam się nam nie złapie. Więc albo trzeba wleźć tam na dół albo wracać do portu. - Silny popatrzył na twarze pozostałych chcąc ukrócić zbędne dyskusje i z miejsca sprawdzić czy w tych nieznanych tunelach też są chętni ścigać, dorwać i walczyć z dziką bestią.

Egon potarł wielką jak bochen chleba dłonią brodę, ważąc, co było lepszym wyjściem - wyjść z powrotem do portu albo próbować ścigać bestię w tunelach. Jak tunele głębokie były - nie wiadomo, ale raczej drugiej takiej szansy już nie dostaną.

- Ej, zszedłbym i przynajmniej spenetrował ten najbliższy tunel - rzekł w końcu Egon. - Zerwaliśmy się i już tutaj ze sprzętem jesteśmy, to przynajmniej idźmy, dopóki możemy. Jak się tunel rozdzieli, to pomyślimy.

Po czym na próbę wszedł do podkopu, przymierzając, jak dobrze albo jak źle będzie mu się szło w głąb.

- Chociaż spróbujmy. Zobaczymy czy w ogóle będą jakieś ślady tam na dole. - powiedział Silny po chwili zastanowienia. W końcu więc najpierw Egon a potem po kolei reszta przeciurkała się przez ten mało wygodny do wspinaczki tunel prowadzący w dół.

Trochę to trwało bo musieli schodzić pojedynczo. Ale jakoś się udało. Na dole znaleźli się i zebrali do kupy. W świetle lamp widać było zebrane twarze i sylwetki. Kto jednak trzymał lampę nie bardzo mógł sobie pozwolić na niesienie tarczy. Ruszyli dalej tym samym “korytarzem” jaki bardziej przypominał norę niż korytarz. Tylko na tyle dużą, że pośrodku dało się iść wyprostowanemu człowiekowi. Poziom łagodniał stopniowo aż się zrobił mniej więcej płaski i dotarli do tego rozwidlenia gdzie ostatnio zawrócili. Znów na dnie tej nory dało się dostrzec jakieś ślady. W tym także te duże jakie ich interesowały najbardziej. Właśnie po nich poszli.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. Będziecie umieli wrócić na górę? - Silny pytał cicho swoich towarzyszy gdy przeszli już kawałek tymi korytarzami. A te ciągnęły się i ciągnęły. Bez końca ani początku. Czasem trafiali na jakieś zgrubienia przypominające jakieś komory ale nic co by dało się zidentyfikować z czymś znajomym. Nie natrafili też na nic żywego. Ani dużego ani małego. Nie licząc może jakiegoś ziemnego robactwa co jakiś czas. Ale to nikt z towarzyszy łysego mięśniaka udzielił mu odpowiedzi.

Silny i Kornas zostali całkowicie zaskoczeni nagłym ruchem. Nic nie zdążyli usłyszeć ani zobaczyć zanim się zaczęło. Norma podobnie, po prostu ciut szybciej zareagowała na reakcję pozostałych. Bolo, Egon i Vasilij zdążyli też niewiele więcej. Po prostu zorientowali się, że w promień światła rzucanego przez lampy coś tam zaczyna majaczyć w bocznym korytarzu jaki mijali a moment później to coś już przy nich było. I było wielkie! Rzuciło się na Bolo który miał pecha akurat przechodzić naprzeciwko tego bocznego korytarza. Rzuciło się z jakimś piskliwym wrzaskiem. I było wielkie! Nawet tacy mocarze jak Egon, Silny czy Kornas wydawali się przy tym czymś malutcy jak małe dzieci. Było pewnie tak wielkie jak troll albo niedźwiedź! I szybkie!

- O cholera co to jest!? - wrzasnął spanikowany takim nagłym atakiem monstrum Vasilij. Szedł tuż przed Bolo i teraz odruchowo odskoczył gdy to wielkie, ogoniaste coś rzuciło się na jego podwładnego.

- O matko! - krzyknął przestraszony zbit jak zorientował się, że na niego zaraz spadnie pierwsze uderzenie potwora. A jakie ten miał szpony i zębiska! Te kilkanaście kroków oświetlonej strefy pokonał w dwóch susach i już był przy nich! Jaki był szybki!

Kornas pisnął coś niezrozumiale i nerwowo miętolił trzonek swojego obucha jakby miał ochotę stąd czmychnąć ale nie chciał też zostawiać kolegów. Egon z Silnym też czuli zaniepokojenie. To było tak wielkie i szybkie jak zwiastowały to ślady! To musiało być niebezpieczne i agresywne! I było tuż przy nich! Zapowiadała się krwawa walka o przetrwanie, nikt w tej chwili chyba nie myślał aby łapać i unieruchamiać coś tak szybkiego i wielkiego, z takimi szponami i zębiskami! Jedynie Norma chociaż zaskoczona tak samo jak inni tym atakiem wydawała się wziąć w garść. I krzyknęła coś ponaglajaco wskazując toporem na poczwarę.

---

Mecha 71


wykrywanie stwora:

Egon; ZRĘ + Spostrzegawczość; 40-15=25 vs 40+20-10=50 > 50+25-50=25; rzut: 18; 25-18=7 > remis = wykrywa z 10 m

Silny; ZRĘ + Spostrzegawczość; 45-10=35 vs 40+20-10=50 > 50+35-50=35; rzut: 88; 35-88=-53 > du.por = wykrywa z 0 m

Vasilij; ZRĘ + Spostrzegawczość; 45+10+20=75 vs 40+20-10=50 > 50+75-50=75; rzut: 60; 75-60=15 > ma.suk = wykrywa z 20 m

Kornas; ZRĘ + Spostrzegawczość; 35-15=20 vs 40+20-10=50 > 50+20-50=20; rzut: 81; 20-81=-61 > du.por = wykrywa z 0 m

Norma; ZRĘ + Spostrzegawczość; 40-15=25 vs 40+20-10=50 > 50+25-50=25; rzut: 63; 25-63=-38 > śr.por = wykrywa z 2 m

Bolo; ZRĘ + Spostrzegawczość; 30+10=40 vs 40+20-10=50 > 50+40-50=40; rzut: 35; 40-35=5 > remis = wykrywa z 10 m


---


Test strachu


Egon; SW; 30-10=20; rzut: 34; 20-34=-14 > ma.por = zaniepokojenie (mod 0)

Silny; SW; 50-10=40; rzut: 57; 40-57=-17 > ma.por = zaniepokojenie (mod 0)

Vasilij; SW; 30-10=20; rzut: 98; 20-98=-78 > sp.por = panika (mod -15)

Kornas; SW; 30-10=20; rzut: 53; 20-53=-33 > śr.por = obawa (mod -5)

Norma; SW; 50+10-10=50; rzut: 38; 50-38=12 > ma.suk = bierze się w garść (mod 0)

Bolo; SW; 30-10=20; rzut: 73; 20-73=-53 > du.por = strach (mod -10)

---

Egon zacisnął zęby. Ale że co, że jak, tak tutaj, od razu, w tym tunelu, walka? Żadnych podchodów, żadnego błądzenia po korytarzach przez parę godzin i wypalania lampy? Tutaj, zaraz przy wejściu do doków?

- Niemożliwe! - krzyknął Egon, a w jego głosie pobrzmiewało zdziwienie zmieszane z lękiem. - Kurwa!

Obrzydlistwo. Tyle Egon myślał o tym, co ich spotkało. Potrzebowali zabić poczwarę czym prędzej. Pewności dodawało mu to, że byli tutaj Silny, Kornas i Norma, którzy potrafili dać odpór w razie czego.

Egon z okrzykiem bojowym zaatakował bestię wściekle toporem, nie bacząc, czy Vasilij wyciąga te swoje sieci, czy nie. W istocie, myśl o spętaniu bestii w sieć była teraz tak absurdalna, jak próba spętania niedźwiedzia workiem na ryby. Do diabła z pętaniem, pomyślał Egon. Chciał zarżnąć cudaka i mieć to wszystko z głowy.

No to zaatakowali. Obie strony po pierwszym wahaniu i zaskoczeniu zaatakowały się wzajemnie. Egon pomimo powagi sytuacji rzucił się na rosłego stwora. Ten skupiony na Bolo poświęcił mu mniej uwagi. I pewnie dlatego gladiatorowi udało się wbić topór w cielsko. Chociaż efekt na tak dużym celu nie należał do spektakularnych. Poczuł uderzenie w coś żywego i twardego a jak ostrze wracało wróciło do niego z krwistą posoką. Ale jedno trafienie to widocznie było za mało aby zaszkodzić czemuś tak dużemu.

Obok niego zaszarżował Silny ze swoją pałą. Walną lub raczej próbował ną walnąć potwora. Ale albo miał mniej szczęścia albo stwór więcej. Bo pałka mięśniaka przeszyła powietrze nie sięgając żeber stwora w jakie Silny celował. A w zamian ten sieknął go krańcem szponów. Łysy krzyknął boleśnie gdy na ramieniu pojawiły się krwawe smugi. Ale nie wycofał się z walki. Rana nie musiała być więc poważna.

Z przeciwnej flanki zaatakowała Norma która do niedawna szła gdzieś za dwójką łotrzyków. Jej też udało się trafić poczwarę jednym ze swoich toporów ale też nie widać było aby coś to jej zrobiło.

Za to stwór zrobił coś Bolo którego obrał za pierwszy cel. Zaszarżował właśnie na niego i już pierwszym ciosem wydawało się, że przetnie go na pół. Potężne szpony trafiłu mężczyznę prosto w brzuch i pierś wypruwając mu to co tam było. Ten zachwiał się i wrzasnął z bólu. Próbował uderzyć cofającą się łapę swoim tasakiem. Ale nie zdołał a przez to nie zauważył ciosu drugiej łapy jaka sieknęła go z drugiej strony. Mężczyzna zawył boleśnie i upadł na kolana. Na oko Egona to było już po nim. Nawet jakby przeżył to w tej walce już im nie mógł pomóc. Stracili pierwszego ze swoich a bestia wydawała się nienaruszona w swojej furii i mocy.

Egon Bolo nie znał, toteż poręczyć za niego nie mógł, ale trzeba było przyznać, że padł na ziemię jak wór kartofli, kiedy tylko szpony wielgachnego potwora zatopiły się w jego ciele.

- Jak macie, kurwa, jakieś triki, plan, albo jakąś gównianą magię, to byłby dobry moment, żeby teraz! - wrzasnął. - Rzucaj sieci, a żywo! - zawołał Egon, mając nadzieję, że sieć zajmie bestię na tyle, by ją uśmiercić.

Egon nie miał pojęcia, jaki byłby inny sposób uśmiercenia albo pochwycenia potwora. Wycofanie się raczej nie wchodziło w grę, ich straty byłyby znacznie większe, niż gdyby się obronili. Pozostało zatem iść w zaparte i mieć nadzieję, że zarżną zwierza w porę. To znaczy, zanim on zarżnie ich.

Egon po raz kolejny zaatakował wściekle toporem.

Zaatakował i topór ponownie świsnął w powietrzu mrocznego tunelu. Wbił się blisko kregosłupa poczwary. Ta bowiem po powaleniu Bolo skoncentrowała się na Kornasie. Może dlatego, że łysol z piskliwym głosem rzucił się na nią i trzasnął ją swoim dwuręcznym obuchem. Nie trafił. Ale potwór chyba zwrócił tym na siebie uwagę poczwary. Bestia się zaraz odwinęła ochroniarzowi Versany. Sieknęła go szponami przez jego masywną pierś aż na ścianę siknęła krwawa posoka. Norma też nie próżnowała, zrobiła zmyłkę jednym toporem ponad ramieniem stwora a drugim udało jej się go trafić. Ale pechowo dla niej ostrze ześlizgnęło się po metalowych karwaszach stworzenia tylko na moment wybijając je z rytmu. Vasilij zaś próbował gorączkowo ściągnąć z siebie sieć stojąc za plecami Normy i Kornasa aby zgodnie z okrzykiem Egona użyć jej na stworzeniu. Ale po trafieniach Kornasa, Egona i Silnego bestia wreszcie zaczęła zdradzać jakieś oznaki zmęczenia. Chociaż niezbyt duże a i łysy młociarz już też był raniony ale jeszcze trzymał się na nogach i wymachiwał swoją bronią całkiem żwawo. Gdy potężne szpony spadły na niego z góry zadając powalając go na nierówną ziemię tunelu. Mocarz upadł ze straszliwym, kobiecym piskiem na ustach i już się nie podniósł.

Z tamtej strony została więc tylko Norma w bezpośredniej walce i to na niej skoncentrowały się ataki monstrum. Dzięki czemu Egon i Silny z drugiej strony mieli ułatwione zadanie. Norma siekła zawzięcie swoimi oboma toporami ale w pojedynkę musiała stopniowo cofać się pod naporem bestii. Co niejako wymusiło podobny ruch na obu zwolenników boga krwi postępujących krok w krok za potworem.

- Uwaga, rzucam! - krzyknął w pewnym momencie Vasilij. Zajęta walką toproniczka mogła tylko uskoczyć pod ścianę. Ale okazało się, że rzut siecią w tak duże i szybkie zwierzę jak to coś z czym walczyli w niezbyt szerokim tunelu nie jest takie proste. Zwłaszcza jak się to robiło po raz pierwszy. Cichy cisnął co prawda sieć ale ta za bardzo uderzyła o sufit i bok jamy, zaczepiła o coś czy co i w efekcie nieszkodliwie spadła na jej dno ze dwa kroki przed potworem.

- To na nic! - krzyknął sfrustrowany Vasilij i widząc marność swoich poczynań z siecią darował sobie próby jej odebrania i zaczął sięgać po łuk. Gdzieś w tym moemncie mijał go ledwo sapiący i półświadomy Kornas jaki próbował się odczołgać od wciąż walczących. Zostawiał za sobą wyraźny, krwawy ślad na wykopanej ziemii. A walka trwała nadal.

Na polu walki została potworowi już tylko trójka przeciwników. Wciąż koncentrował się na Normie. Gdyby ją też wyłączył z walki mógłby skoczyć na Vasilija który przezbrajał się właśnie w łucznika albo na dwóch gladiatorów. Toporniczka miała pecha podobnie jak Silny. Już ktoryś raz ich topory grzmotnęły w te obręcze na nadgarstkach stwora albo utknęły w masie mięśni, sierści i kości jakie ten miał na sobie ale było wątpliwe aby uczyniły mu większa krzywdę. Topór Egona albo sam Egon sprawdzał się pod tym względem bez zarzutu. Bo podarowana przez van Hansen broń jak już trafiała to zawsze zadawała jakaś krwawą ranę wywołując pisk boleści stwora. Ale ten nie ustępował.

W sukurs kolegom przyszedł w końcu Vasilij jaki chociaż ręcę mu się nadal trzęsły bo już tylko Norma oddzielała go od bestii to jednak zaczął posyłać mu kolejne strzały. A i toporniczka już coraz wyraźniej słabła i chwiała się po kolejnych ciosach szponów i kłów potwora. Zaczął się wyścig kto kogo wykończy prędzej. I okazało się, że mieszkaniec podziemii ten wyścig przegrał. Topory, obuchy i strzały w końcu zmordowały nawet tak żywotne stworzenie. Po raz ostatni zdzielił Normę rozpruwając pazurami jej bark i kolczugę jakby była ze zwykłeg materiału. Ona zawyła ale spróbowała się mu odwzajemnić. Trafiła ale jej topór już wyraźnie wolniejszy i słabszy niż na początku starcia znów trafił na te żelazne karwasze. Za to w pierś potwora wbiła się strzała z vasilijowego łuku a w jego trzewia dwa topory obu wojowników. Monstrum zawyło oskarżycielsko na całe kanały, uniosło łeb ku górze po czym zwaliło się bezwłądnie na podłogę korytarza.

Przez chwilę zwycięzcy patrzyli ciężko dysząc i mrugając oczami czy to już koniec. Ale chyba tak. Bestia wyraźnie dogorywała nie zamierzając się podnieść. Ale rachunek wystawiła dość słony. Właściwie tylko Egon i Vasilij wyszli z tego bez szwanku. Silnemu właściwie też nic nie było. Poza tym draśnięciem z początku walki później jakoś udawało mu się unikać kłów i pazurów bestii. Ale Norma krwawiła z wielu ran. Oparła się plecami o ścianę korytarza i zaraz się po niej osunęła na dół. Kornas w agonalnym amoku odczołgał się gdzieś w ciemność zostawiając ślad po tym czołganiu na zbitej, surowej ziemi. A Bolo nie żył.

Egon starł pot czoła. Ale był to tylko pot, tym razem obyło się bez wrażej (lub jego) krwi. Pozostali jednak nie wyglądali tak dobrze: Vasilij trzymał się dobrze, bowiem nie brał udziału w bezpośredniej walce.

Egon pokiwał głową i wydobył spod połów kubraka małą butelkę wypełnioną gorzałą, z której pociągnął łyk i dał się także napić Kornasowi.

- Kurwa - skwitował tylko wojownik to, co stało się tutaj. - Trzeba tu posprzątać, na wszystkie diabły. Trupy wynieść.

Odchrząknął, przyglądając się Bolo. Wyglądało na to, że w ogóle się nie ruszał. Czy był martwy, być może. Z drugiej strony, widział, że jedni wychodzili z gorszych ran, więc sprawy przesądzać nie chciał. Medykiem nie był. Ale Bolo wyglądał na martwego. Norma i Kornas natomiast wyglądali, jakby wkrótce mieli zawitać do Morrowych bram, jeśli tylko nie wezmą ich stąd czym prędzej.

- Dobra. Pomogę Kornasowi i Normie wyjść z tej dziury. Chyba, że macie jakieś dekokty albo inne medykamenty, co żeście na podróż wzięli, ja nie mam nic. Trzeba odtransportować Bolo też i… Właśnie. Jak, kurwa, chcemy przenieść tego draba przez miasto? Najlepiej to chyba w tą sieć tego cudaka zapakować i po kłopocie.

Tu spojrzał tutaj na Silnego, który z całej drużyny był mniej więcej tyle pary w łapie, co on.

- No nic - rzekł na końcu, podając Normie rękę. - Idziemy. Na gadanie, jak to było i co było, to potem będzie czas.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 16-10-2021, 07:55   #443
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Festag; przedpołudnie; świątynia Mananna

Miejskie życie nie oszczędzało młodej szlachcianki ale Festag był dniem zabawy i wypoczynku. Ale najpierw trzeba było pokazać się społeczności jako bogobojna część społeczeństwa. Po pełnej kolorowych słów mszy przyszedł moment na prawdziwą fiestę dla ducha czyli pogrążenie się w aktualnych ploteczkach u znajomych szlachcianek.

Temat dosyć szybko przeniósł się na tory klubu dla kobiet jaki został zasiany w poprzednim tygodniu. Pirorze bardzo podobał się pomysł takie miejsca toteż uznała, że będzie go wspierać na tyle ile mogła. Ciekawym dodatkiem było poznanie w końcu sławnej Froi van Hanssen. Obie kobiety obdarzyły się zaciekawionym oceniającym spojrzeniem ale zachowały najwyższe standardy dworskiej etykiety.

- Miło mi poznać Panno van Hanssen, miło w końcu zobaczyć osobę stojaca za opowiesciami. - Pirora ukłoniła się lekko ale nie za nisko w końcu obie były szlachciankami, poprostu Froya była u siebie.

- Mam nadzieję, że ta konfrontacja nie zdruzgotała twojej imaginacji. I mnie również miło poznać kuzynkę pani van Drasen. Muszę przyznać, że trudno mi dostrzec zewnętrzne podobieństwo. - blondynka odpowiedziała uprzejmie do drugiej blondynki i dała znać, że chyba chociaż pobieżnie zdaje sobie sprawę z kim rozmawia.

- Słyszałam że jesteś entuzjastką polowań, sama nie mogę o tego o siebie powiedzieć jedyne dzikie zwierzęta jakie mnie interesują to te ju przerobione na futra. Choć ostatnio szukam kogoś z ptakiem łownym który mógłby mi pozować do obrazu. Ptak nie własciciel. - Pirora nawiązała mała pogawędkę z nową szlachcianką.

- Oh to malujesz obrazy? - zapytała panna van Hansen jakby była trochę tym zaskoczona.

- O tak, bardzo ładne obrazy. Powinnaś Froyo zobaczyć tą syrenkę jaką Pirora namalowała. Cudowny obraz. I używa bardzo ciekawej techniki do malowania, wychodzą bardzo ciekawe efekty. - Kamila jako miejscowa artystka i znawczyni malarstwa pozwoliła sobie wystąpić w roli eksperta. A do tego wyraziła się o talencie nowej znajomej całkiem pochlebnie.

- No ciekawe, ciekawe. My mamy sokoły łowne. Jak ci jakiś potrzebny do malowania to przyślij kogoś. To ci go pożyczę do tego malowania. - Froya po wysłuchaniu ciemnoskórej piękności zwróciła się do blondynki. Z bliska dało się dostrzec, że obie tutejsze szlachcianki są pełne gracji i elegancji. Chociaż kontrastowo różne. Panna van Hansen była bladolicą blondynką a van Zee ciemnoskórą czarnulką. Obie reprezentowały skrajnie różne typy kobiecej urody ale jednak każda z nich przykuwała wzrok swoją atrakcyjnością. Jak się do tego dodało, że obie były na wydaniu, miały potężny posag i znamienite nazwiska nie było się co dziwić, że uchodzą za najlepsze partie do ożenku w tym mieście dla kawalerów ze znanych rodów i odpowiedniej pozycji.

- Och dziękuję, pewnie w dobrym wychowaniu byłoby grzecznie podziękować i się nie narzucać ale z uwagi że nie mogę znaleźć nikogo kto posiadałby jakiegoś puchacza zamierzam bezczelnie skorzystać z tego zaproszenia. - Pirora zaśmiała się radośnie. - Przy okazji Kamilo kiedy masz czas na kolejny dzień wspólnego malowania?*

- Obawiam się, że z ptaków mamy tylko sokoły. - panna van Hansen uśmiechnęła się skromnie i przepraszająco dając znać, że nawet najleprze rody w tym mieście mają swoje limity.

- Myślę, że w Marktag w dzień bym mogła znaleźć czas na malowanie. - ciemnoskóra córka kapitana portu wykorzystała tą chwilę aby zastanowić się nad tym możliwym spotkaniem malarskim.

- A co do klubu w mieście jest dużo opuszczonych kamienic, dużych i mniejszych wystarczy znaleźć i przejąć. Owszem trzeba by zrobić kolejną zbiórkę bo poza teatrem to już się robią jakieś większe kwoty. - Pirora zastanowiła się na głos.

- No tak, pewnie tak. - Annemette pokiwała głową i chyba wszystkie się zastanawiały czy ten początkowy nieco złośliwy żarcik ma szansę przerodzić się w coś rzeczywistego. Bo żartować można było za darmo ale do renowacji jakiegoś budynku potrzeba było prawdziwej pracy i zasobów. A większość z nich miała już zobowiązania względem teatru jakiego organizacja z każdym tygodniem ruszała coraz większymi obrotami. *

***
Po małej pogawędce udało jej się zaczepić oficera Kellera i dopytać się jak zapowiadają się jego plany w ciągu tego tygodnia przypominając o pomyśle powtórzenia schadzki jaką mieli ostatnio w “Złotej Lili”. Kiedy ustalili plany przyszedł czas by Pirora ruszyła do tawerny przygotować się na schadzkę z Oksaną.

Czarnobrody nawigator okazał się szarmancki jak zwykle. Bardzo chętnie wdał się w wymianę zdań z niedawno poznaną blond szlachcianką. A gdy wyszła sprawa kolejnego spotkania zamyślił się. Uznał, że nadal ma urwanie głowy z tym remontem i całą resztą więc od ostatniego spotkania za bardzo to się nie zmieniło. Aczkolwiek w Marktag wieczór powinien mieć chyba wolne. Bo jak nie to dopiero w Festag za tydzień.

- To wstępnie umówmy się na Marktag jeśli komuś coś wypadnie, po prostu to odwołamy. - Pirora uśmiechnęła się proponując to rozwiązanie, dała się pocałować w dłoń na pożegnanie po czym wraz ze swoim małym zapleczem wróciła do dorożki.
 
Obca jest offline  
Stary 16-10-2021, 08:21   #444
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Festag; południe; pensjonat Frau Holtz


Pirora założyła swoją najlepszą bieliznę na czas schadzki. Zabawa owszem mówiła o tym że dominy powinny być bardziej ubrane ale to nie znaczy że w pełni ubrane. Podarowała też Nadi małe zawiniątko z jej prostą ciemno granatowa maska na twarz i sama spakowała swoją o wiele bardziej zdobioną maskę, białą z złotymi haftem, wszystymi odzdobami i piórami otaczającymi jej twarz z jednej strony.
Wzięły jedzenie i butelki wina które mogłyby podać w przerwie schadzki. oraz worek opału do małego koksownika. No i oczywiście świeczki.
Przybyły na miejsce wcześniej by ogrzać pomieszczenie i oświetlić je.

- No to wszystko mamy gotowe. Jak tam podekscytowana? - Pirora spytała Łasice kiedy w końcu skończyły a Pirora zaczął powoli ściągać wierzchnie ubranie by przygotować się do nadchodzących zabaw. Była ubrana w ozdobną bieliznę która wzięła w podróż z zamysłem o ‘nocy poślubnej’ w jaką mógłby ją wpakować ojciec gdyby chciała dobić targu w szybkim tempie.
Podkreślający kobiece kształty gorset ozdobiony w koronki, wstążki i ozdobne guziczki, podwiązki i pończochy zdecydowanie nadawały jej księżniczkowe wyglądu uwieńczone w pasującą do wszystkiego jasna maskę.

- Ojej strasznie! Już się nie mogę doczekać! Burgund tak o niej opowiadała, że wydaje się idealna do takich zabaw i takiego miejsca. Widziałaś jak ją wtedy obrobiła u siebie? Ojej też bym tak chciała! - niebieskowłosa łotrzyca bez skrępowania zdradzała swoje zniecierpliwienie, oczekiwanie i ekscytację na nadchodzącą zabawę. Widocznie Oksana po relacji jej burgundowej wspólniczki jawiła się jako ideał dominy. A Nadia jakoś nigdy nie kryła się z tym, że lubi być zdominowana i uległa wobec silnych charakterów. Zwłaszcza w takich zabawach jak się im tu szykowały.

- A ty co będziesz robić? Bo ja to mam nadzieję na to chodzenie na smyczy przy nodze, batożenie i poniewieranie. Jak Burgund tak może to ja też chcę. No ale ty? - skoro jeszcze czekały we dwie to miały okazję chwilę pogadać. Były odziane dość skąpo ale koksownik dawał radę. Stopniowo przegonił zimowy mróz i teraz w połączeniu ze świecami zrobiło się całkiem przytulnie.

- Ja? Będę rozpuszczona księżniczką trochę was pomusztruje a może sama zgarnę ze dwa baty. - Pirora powiedziała łapiąc jeden z pejczy rozłożonych na stole i potrząsając nim o swoją dłoń.

- Masz ochotę na małą rozgrzewkę? - Księżniczka uśmiechnęła się spod swojej maski. Nadi nie trzeba było namawiać sama szybko rozebrała się a blondynka założyła jej obroże i jedną z uprzęży. Pobawiły się trochę czekając na ich nowe ‘koleżanki”.

W końcu się doczekały drugiej pary. Słuch Łasicy nie zawiódł gdy nagle zbystrzała i uniosła palec do góry. Po chwili i Pirora usłyszała zbliżające się korytarzem kroki. I po chwili dwójka gospodyń tego zagospodarowanego loszku mogła przywitać się z dwójką gości.

- Witamy, witamy i zapraszamy! - Łasica przywitała się ładnie i serdecznie jakby zapraszała wyczekiwanych gości do własnego domu. Dwie nowe też uśmiechały się, uściskały na przywitanie i rozejerzały z zaciekawieniem.

- O! Jak ciepło! I te świece! No teraz jest o wiele ładniej i cieplej! - Burgund co była tu wcześniej w znacznie surowszych warunkach od razu potrafiła znaleźć porównanie do stanu obecnego. I sądząc po przyjemnym zaskoczeniu w głosie i twarzy była to dla niej zmiana na plus.

- Tak. Bardzo odpowiednie miejsce. Ma klimat. - Oksana rozglądała się z zaciekawieniem po tych wszystkich narzędziach i meblach do unieruchamiania i dyscyplinowania krnąbrnych dziewcząt. Obie przyszły ubrane na zimowo a, że był środek zimy to nie było to dziwne. Jednak jak poczuły to ciepło bijące od środka zdjęły kożuchy i palta wieszając je na hakach. Burgund okazała się być w dość zwyczajnej spódnicy i krótkim gorsecie ładnie wypuklającym jej dekolt nawet poprzez koszulę. Wyglądała jak jakaś kelnerka czy robotnica. Oksana zaś była w czerni i czerwieni. To musiał być drogi ubiór bo wpadał w oko swoją drapieżnością. Z drugiej strony była krawcową więc sama mogła sobie uszyć coś takiego. Długa spódnica odsłaniała tylko skraj butów ale dało się dostrzec dość wysokie obcasy. Zaś szeroki pas i gorset z suknią nadawały jej wygląd jakiejś damy. Co ma fanaberię chodzić w kontraście żałobnej czerni i krwistej czerwieni. I przyszła z tą niewielką, skórzaną torbą podobną do tych jakie nosili cyrulicy i inni tacy. Tą samą jaką niegdyś Pirora ją widziała przy przypadkowym spotkaniu w “Kuflach”.

- Widzę, że wy już macie swoje przebrania. - powiedziała kobieta o cieniowanych włosach obserwując teraz z zaciekawieniem dwie kobiety jakie przygotowały to pomieszczenie na ich przybycie.

- Tak proszę pani. Jestem gotowa do służby. - Łasica dygnęła grzecznie jakby naprawdę stała nie przed zwykłą krawcową w przebraniu a przed wielką panią. I znów przyjęła ten słodko niewinny ton jaki aż kusił aby ją niecnie wykorzystać. Zwłaszcza jak w przygotowanym kostiumie jaki miała na sobie aż sama kusiła swoimi kształtami aby ją tak właśnie wykorzystać.

- To ty też się przygotuj. - Oksana rzuciła do Burgund ta skinęła posłusznie głową i zaczęła rozpinać swoją suknię aby przygotować się do tej służby i zabawy.

- Pani - Pirora przywitała dominę dygając jak dobrze wychowana szlachcianka. - Witam w naszych skromnych progach.

- No wcale nie takie skromne. Przyznam się, że jak mi Burgund opowiadała myślałam, że przesadza albo podbarwia. A tu proszę… Jestem pod wrażeniem. Do głowy by nie przyszło, że coś tu mogło się uchować. - domina mówiła jakby rzeczywiście była pozytywnie zaskoczona. Że to nie jakaś prowizorka na zgniłych kocach i z jakimś jednym kółkiem w ścianie. Tylko w pełni wyposażony pokój wychowawczy z pełnym wyposażeniem. Podobnie jak wcześniej Pirora, Nadia i Burgund pierwsze wrażenie uzupełniła po prostu podchodząc do tych sprzętów, dotykając ich i oglądając z bliska z czytelną przyjemnością i ciekawością. Zaś Burgund wystarczył ten czas aby się zrównać ubiorem do jej koleżanki. Już nie wyglądały jak dwie nienawidzące się konkurentki gotowe jedna drugiej wydrapać oczy przy pierwszym spotkaniu. Teraz wyglądały jak dwie przyjaciółki i kamratki stojące u progu ekscytującej przygody. Nawet podobne węże im wyglądały ciekawie na świat na podbrzuszach.

- No dobrze. Coś czuję, że będziemy miały to troszkę do roboty. - domina odwróciła się frontem do pozostałej trójki porzucając to zwiedzanie lochu. Albo już nasyciła oczy i ciekawość. I teraz zapowiadało się jakby miała się zacząć właściwa część spotkania. Obie ulicznice pokiwały radośnie głowami i czekały z niecierpliwością na początek zabawy.

- Słyszałam, że byłyście bardzo niegrzeczne w tym tygodniu. Takie zachowanie nie przystoi dobrze wychowanym damom. I nie będzie tolerowane. Dlaczego macie czelność stać jak do was mówię? - Oksana wypuściła powietrze z ust i naprawdę przybrała ton i wyraz twarzy jakiejś surowej nauczycielki lub guwernantki. Obie łotrzyce patrzyły na nią z uznaniem i ekscytacją. A na koniec jakby zorientowały się “że to już!”. Już się zaczynają bawić! I odgrywać potrzebne i ulubione role. Więc szybko obie uklękły przed swoją panią aby zacząć okazywać skruchę i pokorę.

- A ty księżniczko podaj mi szpicrutę. Zaraz zobaczymy co te dwie mają nam do powiedzenia. - Oksana płynnie znalazła też zajęcie i dla Pirory nie zapominając o niej. I szybko się okazało, że obsługa trzech osób przy jednym posiedzeniu wcale nie stanowi dla tej dominy jakiegoś większego problemu.

***
Po bardzo długiej i owocnej w siniaki i bruzdy lekcji wychowania kobiety siedziały na improwizowanych pufach przy koksowniku. A dokładniej Księżniczka i pani siedziały, Nadia i Burgund leżała na sobie rozkosznie zmęczone na grubym materiale który robił teraz za dywan w "salonowej" części loszku jak na 'suczki' przystało.


Pirora i Oksana za to były pogrążone w rozmowie na temat planów na przyszłość. Szlachcianka wyjaśniła że chciała by przenieść sprzęt gdzieś indziej by cieszył nie tylko je ale i innych posiadających podobne gusta. Nie ukrywała też że chciałaby mieć z tego jakąś korzyść. Powiedziała Oksanie że po tym co zobaczyła będzie zaszczycona jeśli ta zgodzi się wykorzystywać narzędzia tortur dla swoich celów bo szlachcianka widzi że ta jest prawie że mistrzynią swojego fachu i było by to karygodne ze strony malarki jakby ograniczyła dostęp to lochu.


Opowiedziała tez Oksanie jak takie miejsca działają w Averlandzie. I dała do zrozumienia że były to bardziej tajne klubo-stowarzyszenia niż burdele czy domy uciech. Maski miały zapewniać uczestnikom anonimowość by ich najskrytsze pragnienia mogły wypłynąć na powierzchnie.



Pozostało pytanie czy Oksana myśli, że lepiej mieć te narzędzia w piwnicy na bursztynowej czy może w budynku u starego fryzjera który czeka tylko na kupno. Oczywiście ta nie musiała odpowiadać od razu miały czas i Oksana mogła wszystko przemyśleć na spokojnie i dać Pirorze znać w swoim czasie.


Potem wszystkie kobiety ubrały się i dwójkami wyszły z budynku, wracają do świata ludzi skutych pruderyjna moralnością.
 
Obca jest offline  
Stary 16-10-2021, 16:51   #445
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Joachim nie do końca wiedział co myśleć o swoich nowych "braciach i siostrach" Właściwie to nigdy nie był częścią większego kultu, jego mistrz z Altdorfu był ostrożny i unikał większych grup, nie zabierał też ucznia na wszystkie spotkania. W każdym razie jak na wyznawców Potęg Chaosu ci których tutaj poznał wydawali się dość przyziemni, choć Starszy wydawał się być doświadczoną i rozważną osobą. Łasica i Egon też robili wrażenie kompetentnych. Zastanawiał się co mogli razem zdziałać i też na ile też mogli sobie wzajemnie ufać? No i pewnie ci z widocznymi mutacjami kryli się w dziczy, też powinien ich kiedyś poznać.

W każdym razie zadawane przez Pańśtwa van Hansenów pytania wyrwały go z zamyślenia. Tak, jego myśli zbyt często błądziły, a przecież powinien starać się robić na van Hansenach jak najlepsze wrażenie, byli przecież miejscową elitą.

- Wybaczcie, myślałem właśnie o słowach wielebnego. - Skinął głową parze szlachciców która zadawała mu pytania.

- Co do syren, Pani, u nas w Altdorfie raczej się tych mitycznych stworzeń nie widuje. Choć byłem raz w Cesarskiej Menażerii, gdzie widziałem wiele niezwykłych i budzących podziw stworzeń, w tym gryfy i dzikie bestie z dalekiej Lustrii. Mam nawet w swoich księgach ich rysunki. Ale tą dziedziną nauki nie zajmuje się na co dzień więc nie jestem ekspertem - odpowiadał, zastanawiając się na ile takimi historiami o Altdorfie może zrobić wrażenie na prowincjonalnej szlachcie.

- Mogę zbadać sprawę tej syreny, o ile naprawdę istnieje, bo na razie mamy tylko zniknięcia marynarzy jak rozumiem, a jak wiadomo gawiedź lubi czasami wymyślać takie historie. Ale oczywiście jak ludzie giną bez wyjaśnienia to nie można tego bagatelizować - poprawił medalion na szyi, starając się wyglądać poważnie pomimo młodego jak na magistra wieku.

- Zaś co do horoskopów... - moja sztuka sprowadza się do wielu rzeczy, ale w gwiazdach można sporo wyczytać, mając odpowiednią wiedzę i znając sztukę ich obserwacji. Nie wszystko, gdyż losy ludzkie są złożone i wiele zależy od Przeznaczenia i Przypadku, ale czasami można dowiedzieć się czegoś przydatnego. Jeśli sobie życzysz Milady, to wieczorem miałem zamiar zająć się obserwacją astrologiczną, jeśli podasz mi parę informacji, przede wszystkim swój znak gwiezdny to mogę zobaczyć czy koniunkcje ciał niebieskich dadzą jakieś przydatne informacje. No i jeśli zastanawiasz się nad podjęciem jakieś decyzji, to mogę spróbować odczytać czy znaki są pomyślne czy też nie.

************************************************** ***

Joachim z zainteresowaniem przyglądał się jak Froya podchodzi do swoich koleżanek, pośród których zauważył Pirorę, szlachciankę, która poznał na zborze. Choć nie mieli zbyt dużo czasu by porozmawiać, wstępnie umówili się na spotkanie. Jeśli również infiltrowała ona środowisko miejscowej szlachty, to pewnie mogliby pomyśleć o współpracy.

Panna van Hansen nie wydawała się szczególnie interesować młodym czarodziejem, no cóż pewnie miała wielu adoratorów pośród mężczyzn w jego wieku i w związku z tym musiała trzymać do nich dystans? On sam nigdy nie miał wielu czasu na interesowanie się kobietami, skupiony na nauce, jednak musiał przyznać że szlachcianka była naprawdę ładna i zadbana, a i wybór perfum świetnie pasował do całokształtu. Pirora też była niczego sobie.... chyba ktoś na zborze powiedział mu że jej patronem był Książę Rozkoszy. Joachim niewiele wiedział o tym kulcie, ale pogłoski które słyszał wiązały się ze skrajnym hedonizmem i wyuzdanymi orgiami... przez chwilę podziałała jego wyobraźnia i zdał sobie sprawę, że się nieco zaczerwienił.

Zrugał się w myślach, musiał uważać przy Mikaelu i jego żonie. Jeszcze pomyślą że ma jakieś niecne plany co do ich córeczki. No i miał tutaj sporo już do roboty - poza rozmową z Pirorą dzisiaj albo najpóźniej następnego dnia chciał wybrać się z Sebastianem by obejrzeć tę karczmę która miała być ich nową bazą. Poza tym może faktycznie wypyta się marynarzy o tę tajemniczą syrenę, miał też przyjrzeć się miejskim murom i możliwości przekroczenia ich w nocy - może w tej ostatniej sprawie mógłby pomóc mu jego sługa Sven, on miał pewne pojęcie o półświatku. Tak, najbliższe dni zapowiadały się interesująco, miał tylko nadzieję że będzie mógł odczytać omeny na tyle dobrze by nie popełnić jakiegoś większego błędu.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 16-10-2021 o 17:51.
Lord Melkor jest offline  
Stary 17-10-2021, 01:11   #446
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 72 - 2519.02.17; wlt (1/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze lochów, jasno, nieprzyjemnie, cicho; na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, bardzo mroźno (-20)



Egon






https://i.pinimg.com/originals/8a/24...6c605ed6b6.jpg


To nie było zbyt przyjemne miejsce. Ale cóż… W końcu to były lochy. A mogło być gorzej. Mógł być po mniej właściwej stronie krat. Albo ścian. Dzisiaj chyba trafił na zmianę w grafiku czy co. I chyba nie podpadł żadnemu szefowi czy co skoro nadal go tu trzymali. W każdym razie od rana jak przyszedł pod główną bramę to przypadł mu dyżur wewnątrz budynku. Co było o tyle przyjemne, że chociaż owo wnętrze budynku nie grzeszyło urodą to chociaż nie prószyło śniegiem a i mróz był stępiony do nieprzyjemnego, wilgotnego chłodu. Więc było całkiem nieźle. W porównaniu do zeszłego tygodnia.

No a jak był w środku to mógł więcej niż na zewnątrz. Nawet jak stał, siedział czy chodził z innymi strażnikami to jednak mógł więcej. Chociaż nie wszystko. Mógł na własnej skórze przekonać się o czym mówiła Łasica. Póki chciał sobie robić za strażnika to właściwie nic nie stało na przeszkodzie. Ale jakby chciał się urwać i pozwiedzać czy porobić coś bez kolegów to już o wiele trudniej. Bo ile można siedzieć na klopie czy co? A to właściwie była jedna z niewielu okazji aby mógł zostać sam bez nich. No chyba, że się wokół ciebie zakręciła kochliwa Katja. Co jak to w swoim wewnętrznym męskim towarzystwie koledzy nazywali ją ruchliwą rechocząc przy tym obleśnie. Ale chyba sprawiało im przyjemność, że taka sztuka lata za nimi i tak prawie sama rozkłada przed nimi nogi albo klęka do berła. Czuli się i opowiadali to sobie i nowemu koledze jak zwycięzcy. Gdyby Łasica była porządną dziewczyną a jeszcze z dobrego domu to pewnie powinno jej serce pęknąć ze złości gdyby usłyszała co tu o niej koledzy z pracy wygadują. Ale akurat dzisiaj taka zaszargana reputacja latawicy mogła im się przydać.

- Ty to chyba nowy jesteś co? I zostaniesz u nas? Podoba ci się? - zaćwierkała do niego rudowłosa Katja gdy wydawała mu śniadanie na stołówce. I tak jakoś zgrabnie poprosiła go o pomoc z bardzo ciężkimi skrzyniami kóre taki bardzo duży mężczyzna jak Egon na pewno bez problemu mógłby jej władować we właściwe miejsce. Może dlatego przy śniadaniu tak się nasłuchał od kolegów jaka to z niej ruchawica. I chyba mu trochę zazdrościli domyślając się po co tak naprawdę do niej idzie i co i gdzie będziej jej pakował. Właściwie stało to w sprzeczności z regulaminem i moralnością. Ale widocznie do Katji chyba już wszyscy się przyzwyczaili i mieli wielkie wyrozumienie, że miło było skorzystać z jej gorących i gościnnych wdzięków. To jak po śniadaniu ruszył sam w stronę magazynów i kuchni to nawet nikt się nie dziwił ani go nie zatrzymywał.

Szedł prosto. W końcu był cały i zdrowy. Co mogło wydawać się dziwne po walce stoczonej wczoraj głęboko w podziemiach. Inni nie mieli tyle szczęścia. Bolo padł na samym początku walki. Kornas i Norma przetrwali ale byli w stanie krytycznym. Musieli ich wspólnie we trójkę wynieść najpierw z tuneli a potem przez kanały. A potem jeszcze przez miasto w świetle kończącego się dnia aż do domu gdzie urzędował Sebastian. Zdziwił się ale przyjął ich i wyglądał na takiego co wie co robi. Z tymi rannymi, krwią, gotowaniem wody i tak dalej. Musieli mu pomóc ich ułożyć na łóżkach, rozebrać i przewalać w jedną to w drugą stronę. Co im zajęło czas do zmroku. Jak od niego wychodzili to już było bardziej ciemno niż jasno. Jak się znów ładowali we trzech do kanałów to już właściwie było ciemno jak w nocy.

Vasilij znów się przydał jako przewodnik bo para mięśniaków miała dość mętne pojęcie rozróżnić jedną odnogę tunelu od kolejnego. A on jakoś trafił do tej dziury. Wcześniej nieźle się zmordowali aby wynieść tędy Kornasa i Normę. Musieli pojedynczo. Wspinanie się jak się było całym i zdrowym wymagało uwagi i pewnej dozy zręczności. A jak trzeba było jeszcze wnieść takiego bezwładnego kloca jak ochroniarz Versany to mordęga właśnie. Norma była lżejsza i drobniejsza od niego ale w tej kolczudze i reszcie też było przy czym się nasapać. Dobrze, że nic ich nie ścigało ani nic takiego bo mogło się zrobić dramatycznie. Więc jak schodzili na dół we trzech to teraz poszło im lżej. Bez trudu znaleźli otarcia na miękkiej ziemi i krwawe ślady jakie zostawili tu poprzednio. I dalej wystarczyło po nich iść do miejsca ostatniej walki.

O ile któryś z kolegów Egona nie zrobił tego za pierwszym razem gdy ten akurat nie patrzył to ktoś przeszukał ciało Bolo. Bo brakowało pasa i sakiewki. Ale jak Norma i Kornas właściwie byli wyłączeni z akcji to podejrzani byli tylko Silny i Vasilij. Ci na oko brodacza też wyglądali na zdziwionych tym odkryciem. Spoglądali w ciemność bezimiennego tunelu. Ale w końcu zawinęli ciało podwładnego Cichego i odrąbali łeb potwora jako dowód wykonania zadania. I wrócili znów do tego krzywego komina czy ziemnej studni aby wspiąć się do kanałów. Z kolejnym ciałem, tym razem całkiem bezwładnym i już sztywnym było równie trudno jak z Kornasem. Potem jeszcze kanałami do portu i wreszcie na lodowate, morskie powietrze. Tam rozstali się z Cichym który powiedział, że załatwi sprawę z Bolo. A Silny z Egonem poszli do Czarnych.

Jak doszli to już była z połowa wieczoru. Późno na wizytę porządnych ludzi u porządnych ludzi. Ale wątpliwe by ktoś w tym gronie zasługiwał na to miano. A herszt najsilniejszej bandy w mieście przyjął ich bez większych ceregieli. Wyszedł do nich gdzieś z tylnej izby i wcale nie wyglądał na ksiecia podziemia jakim w gruncie rzeczy był. W zwykłej koszuli i kalesonach wyglądał jak jakiś mieszczuch. Chociaż tatuaże jakie wystawały spod ramion i kislevskiego kołnierza wskazywały już na nie tak rutynową przeszłość. A mimo to jego ludzie wyglądali już bardziej jak uliczne zbiry i wyraźnie słuchali jego poleceń. Nawet Silny to zwykle tyle szacunku to okazywał tylko Starszemu i może trochę Karlikowi.

- No? Co jest Silny? Z czym przychodzisz? - zapytał krótko i dość flegmatycznym tonem czekając aż przedstawią swoją sprawę. I przedstawili. Silny po prostu wywalił łeb stwora z torby jaką pożyczył od Sebastiana właśnie w tym celu. Obły kształt stuknął o blat i potoczył się po nim. Czarni się tego chyba nie spodziewali bo drgnęli gdy zorientowali się na co patrzą. Odruchowo dłonie sięgnęłu ku rekojeściom noży i pałek a spojrzenia na herszta. Ten okazał więcej opanowania bo właściwie w ogóle nie widać było żadnej reakcji. Obserwował przez chwilę znieruchomiały łeb podobny trochę do jakiegoś wielkigo szczura. O wielkosci byczej głowy.

- Co to? - zapytał w końcu nie robiąc żadnego ruchu. Jego ludzie wobec tego też zamarli czekając na to co się wydarzy.

- To ten rozpruwacz. Ten co nocami dziewczyny kroił. Poszliśmy jego śladem dzisiaj. No i ubiliśmy go. Słyszałem, że obiecałeś nagrodę za kogoś kto to zrobi. - Silny jak zwykle nie bawił się w jakieś rozbudowane dialogi. Tylko streścił to co najważniejsze. Czarny powoli uniósł łapę i podrapał się po policzku. Wreszcie sam się ruszył i podszedł do stołu aby z bliska obejrzeć ten odcięty łeb.

- No. Tak. Jest nagroda. To siadajcie. Opowiadajcie. Jak to było? - Czarny Peter nawet się uśmiechnął i usiadł przy tym samym stole co zwykle. I jakoś nie przeszkadzał mu zakrwawiony rekwizyt leżący na nim kawałek dalej. Kazał przynieść miód, kiełbasę, chleb i piwo, nawet bigos się znalazł i piwo. I tak u Czarnych zjedli wczoraj swoją obiadokolację. A rzeczywiście od śniadania w “Warkoczach” nic nie jedli to był czas najwyższy coś wrzucić na ruszt. Ale musieli opowiedzieć Petrowi jak to było z tym polowaniem i ubiciem kanałowego rozpruwacza.

A poza tym wypłacił im nagrodę. Trochę w różnych monetach, trochę w biżuterii jaka też była dość łatwa do upłynnienia. Tak na oko to mogło być tam i ze dwie stówki. Może trzy. A jeszcze drugie tyle obiecali kupcy i karczmarze. No ale już było zbyt późno aby do nich uderzało dwóch uwalanych krwią, błotem i kanałami osiłków tuż przed północą. Więc uzgodnili z Silnym, że jutro pójdą. Wieczorem jak Egon skończy robotę. No albo jak mu nie przeszkadza to on mógł tam podskoczyć, może z Vasilijem jeszcze. Sumka mogła się uzbierać całkiem spora no ale wypadało ją podzielić na wszystkich uczestników walki.

Więc noc spędził u siebie i rano wstawało mu się całkiem dobrze. Nie oberwał wczoraj chyba jako jedyny co brał udział w bezpośrednich zmaganiach z potworem. Bo nawet Silnego to trochę sieknął chociaż niezbyt poważnie. A jak przyszedł rano do roboty to czekała go ta przyjemna wiadomość, że kiblowanie na blankach zmieniło się w kiblowanie wewnątrz. A przy śniadaniu Łasica jako Katja zrobiła mu poranek zapraszając go przy wszystkich na numerek co chyba cała stołówka strażników mu zazdrościła.

- Jesteś. Dobra to chodź. Wiem gdzie zaczniemy. - zastał ją jak stała oparta plecami o ścianę korytarza z jedną nogą też o nią opartwą w klasycznej pozie ulicznicy. Czekała na niego. I poderwała się ledwo wszedł do środka korytarza. Wyszła mu naprzeciw dając znać aby nie zamykał drzwi.

- Tu mniej więcej sprawdziłam w tym skrzydle. Pójdziemy do północnego. Tam jeszcze nie byłam. Chyba tam są jakieś magazyny albo archiwa. Sama nie wiem. Mamy ze dwa pacierze zanim zaczną sobie zadawać pytania czemu nie wracamy. - mówiła szybko i cicho ale szła żwawo. Skierowała się w jakąś odnogę korytarza dając znać którędy mają iść. Egon też tam nie był. Dziś rzucili go do południowego gdzie kiblowała większość więźniów.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ratusz
Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze biura, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, bardzo mroźno (-20)



Pirora






https://i.pinimg.com/originals/13/03...0ab89b49ab.jpg


- Tak, to mówi pani, że umie rysować? I ludzi też? I twarze? Bo to by nas najbardziej interesowało. - urzędnik do jakiego po kilku jego poprzednikach trafiła drobna blondynka był pewnie w wieku jej ojca. Miał też wygląd ojca i głowy rodziny czyli taki jakiego spodziewać się można było po kimś po tamtej stronie biurka. Był ubrany w skromny ale porządnie uszyty kontusz oraz łańcuch z godłem miasta jaki obwieszczał, że jest w służbie państwowej i reprezentuje władze tego miasta. Pirora musiała przebyć dziś rano tradycyjną pielgrzymkę od biurka do okienka i tak dalej zanim trafiła właśnie tutaj. Czyli do Thobiasa Ostermanna jaki widocznie był właściwim człowiekiem do rozmowy o tych portretach.

Rozmowa przebiegała raczej standardowo. Chociaż Ostermann zdziwił się chyba trochę, że szlachcianka szuka pracy. Uprzejmie poinformował, że to nie jest praca na jakiej można zbić majątek. Ale bardzo potrzebna bo szukają głównie potrecistów do rysowania zbiegów i tych wszystkich za jakimi wystawia się listy gończe. Często trzeba więc robić ten portret bez modela i tylko na podstawie rysopisów świadków. Co było znacznie trudniejsze. No ale bardzo pomagało w chwytaniu sprawców.

- No dobrze, to jeśli można to chciałbym zobaczyć próbkę twoich możliwości. Możesz narysować mój portret? - poprosił widocznie chcąc praktycznie sprawdzić poziom umiejętności kandydatki na to stanowisko o jakim rozmawiali. Zadzwonił dzwonkiem, po chwili przyleciał jakiś chłopak w wieku Juliusa co widocznie był tu gońcem. I jak dostał takie polecenie zmył się a po chwili wrócił z blokiem i przyborami do pisania. Czyli zestawem jakim zwykle robiło się portrety do listów gończych. A potem na drukarni można było je powielić i rozlepić gdzieś dalej.

Ostermann jako model był całkiem skory do współpracy. Nie wiercił się, nie zmieniał za bardzo pozycji, przeglądał jakieś swoje papiery nie przeszkadzając malarce w pracy. A tej skoro nie chodziło o barwny portret tylko czarno - biały szkic głowy aby dało się to potem skopiować mogła zrobić ten portret w pacierz albo nawet mniej. Raz tylko przerwała im jakaś dziewczyna która zapukała, weszła gdy ją gospodarz poprosił i gdy podeszła do biurka przynosząc znów jakieś papiery Pirora rozpoznała ją jaką tą “koleżankę” Juliusa jaki spędził z nią na rozmowie jeden z wcześniejszych wieczorów w “Żaglach”. Ona posłała jej przelotne spojrzenie gdy wychodziła zabierając przyniesione papiery ale chyba potraktowała ją jak kolejną petentkę jaka przyszła załatwić swoją sprawę. Więc pewnie jej nie skojarzyła tak jak Pirora ją.

Tworząc ten portret mężczyzny w średnim wieku który jej nie przeszkadzał zamjując się swoimi sprawami na swoim biurku miała okazję wspomnieć wczorajsze i dzisiejsze wydarzenia.

Co do współpracy z Oksaną to domina odpowiedziała jakby dwojako. Z jednej strony chyba uważała się za artystkę w swoim fachu a tą dominację nad innymi w łóżku traktowała jak sztukę. Może nawet trochę jak przedstawienie. Wkładała w to całą siebie i efekt był naprawdę wyśmienity. Zwłaszcza jak drugą stronę stanowiły niemniej ponętne i skore do współpracy niewolnice jak Łasica i Burgund. Idealnie się dopasowały. Ta co uwielbiała dominować i te co uwielbiały być dominowane. Więc w każdym przybytku, w jakim urządzano by takie zabawy to Oksana wydawała się właściwą osobą na właściwym miejscu.

Okazała się surową i wymagającą dominą. Do tego z talentem aktorskim. Więc aż przyjemnie się oglądało ten dominująco - uległy spektakl. Ta mieszanina zamrożonego ognia i ognistej furii. Momenty gdy była wymagającą wychowawczynią strofujacą dwie krnąbrne uczennice przeplatały się z tymi gdzie zmieniała się w brutalną egzekutorkę. Gdzie chłodne, oficjalne maniery przenikały się z momentami hedonistycznego zezwierzęcenia gdy potrafiła sprowadzić drugą stronę do poziomu czegoś brudnego, godnego pogardy i skomlącego żałośnie u jej stóp. Gdzie możliwość pocałowania tych stóp czy dłoni okazywało się prawdziwym wyróżnieniem. Albo jak z lubością wbijała igły w żywe ciało. Zwłaszcza w te najwrażliwsze miejsca. Aż trudno było uwierzyć, że to ta sama grzeczna, spokojna i usłużna sprzedawczyni i krawcowa tak miło rozmawiajaca z klientami, biorąca z nich miary i umawiajaca terminy przymiarek.

A wczorajsze spotkanie chyba jej też się spodobało bo uznała, że jej stara i nowa niewolnica zasługują na pełne 6 kropek. I na dłoni każdej z nich wybiła igłą te 6 kropek przez co trochę wyglądało to jak odcisk 6-ki na klasycznej kostce do gry. Ale pewnie dzień czy dwa i ten słaby ślad zniknie a w zimie i tak chodziło się w rękawiczkach. Zaś Burgund z Nadią cieszyły się z tego jakby dostały order za wierną i wzorową służbę więc też chyba wszystkie strony były z tego zadowolone.

A materializm o jakim wczoraj rozmawiały grzejąc się przy koksowniku niezbyt mistrzynię igieł interesował. Niby nie powiedziała “nie” aby jakoś swój talent i pasję gratyfikować pieniężnie ale też nie była tym zainteresowana. Pirora odniosła wrażenie, że to trochę jakby w jej oczach “brudziło” sztukę jaką tworzyła głównie dla własnej przyjemności i satysfakcji. Zdawała się każde takie zlecenie traktować jak poznawanie nieznanego lądu, jak wyzwanie i osobiste trofeum. I to zdawała się naprawdę lubić. A pieniądze czy zarobek zdawały się dla niej być sprawą drugorzędną. Już bardziej preferowała prezenty, najlepiej biżuterię czy coś równie efektownego. I też raczej jako trofeum i pamiątki bo przecież nie wypadało aby zwykła krawcowa chodziła obwieszona nie wiadomo czym. Więc o ile samym miejscem gdzie mogłaby dominować, poniewierać i pomiatać możnymi tego świata ją interesowało i czy byłby to specjalny dom czy kamienica Pirory to już nie robiło jej różnicy to aby to przynosiło jakiś dochód to już ją prawie nie obchodziło.

- Ja sobie radzę i bez tego. Mam mnóstwo znajomych jacy tylko czekają na mój pejcz. Ale lubię poznawać nowe osoby. Zwłaszcza atrakcyjne. I brać je pod obcas. Prowadzać na smyczy. A takie miejsce mogłoby się przydać to takich spotkań. - jakoś tak to wczoraj powiedziała. Brzmiało jakby i bez Pirory miała aż za dużo ochotników i ochotniczek do takich zabaw. No ale może tylko tak to podbarwiała. Za to w pełni poparła pomysł aby przenieść do praktycznie nienaruszone wyposażenie pokoju wychowawczego w bezpieczne miejsce. I to jak najszybciej. Skompletowanie takiego specyficznego ekwipunku byłoby i trudne i kosztowne i długotrwałe. A tutaj to takie jedne drzwi nie stanowiły przeszkody dla nikogo zdeterminowanego. Dookoła była pustka więc mógł tu wejść każdy i zrobić wszystko. A szkoda byłoby stracić taki bezcenny komplet. Poza tym wycieczki na ten bezludny koniec miasta były i podejrzane, i czasochłonne, i rzucały się w oko. Bo przecież dorożkę przed budynkiem było widać daleko i tak samo, że stoi ona tam całkiem długo więc coś w środku budynku pewnie się dzieje. A na śniegu o ile akurat nie zasypało wszystkiego to wszystko było widać i można było pójść jak po sznurku.

- Widzisz? Mówiłam ci, że trzeba to przenieść jak najszybciej. Jak ktoś tu przyjdzie i to połamie albo spali? - jak wracały Łasica nie powstrzymała się aby nie przypomnieć, że już za pierwszym razem radziła Pirorze coś podobnego jak teraz Oksana. W końcu dyb czy krzyżaka to nawet w fabryce mebli nie szło chyba dostać. Trzeba by zamówić u stolarza. Takiego co nie zadaje pytań po co komuś coś takiego.

Potem się rozeszły. Oksana w swoją stronę, obie łotrzyce jak się dowiedziały, że Pirora ma plany na wieczór to poszły w swoją czyli do “Mewy”. No a Averlandka już pod koniec dnia wróciła do “Żagli”. Potem było spotkanie z tym nowym, Johanem. A rano przyszła Kerstin i prawie na ostatnią chwilę jak Pirora już miała wychodzić do ratusza Burgund. Pokiwała głową dając znać, że wie o co chodzi z tymi listami i wyszła. No a Pirora pojechała do ratusza czyli tu gdzie była teraz. Zdążyła jeszcze posłać liścik do panny van Hansen. A na razie to właściwie skończyła portret Herr Ostermanna.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; dom Aarona
Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); przedpołudnie
Warunki: wnętrze domu, jasno, nieprzyjemnie, cicho; na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, bardzo mroźno (-20)



Johan



- Nieźle sypie co? To co? Co pijesz? - gospodarz jaki otworzył Johanowi drzwi zdecydowanie nie robił wrażenia magistra sztuki tajemnej. Raczej jakiegoś zarośniętego rozczochrańca. A sądząc po alkoholowej woni jaka od niego biła także pijaka. Trudno było uwierzyć, że przeszli przez to samo Kolegium w Altodrfie. Chociaż Aaron wydawał się wyraźnie starszy od młodszego z mężczyzn. Ale może też przez te rozczochrane włosy, brodę i niedały wygląd. Niektórzy bardziej ekscentryczny magistrowie z Kolegium Bursztynu ponoć też przybierali taki dziki wygląd. Chociaż w Altdorfie Johan ich nie spotkał. Bo byli tam albo tacy jak on - adepci albo nauczyciele. A inni zwykle po ukończeniu nauki opuszczali uczelnie. Ten schemat zresztą prezentował i on sam. A jednak ten zarośnięty gospodarz przedstawił się jako Aaron. I dało się dostrzec, że nowy kolega przyszedł jak na jego wyczucie zdecydowanie zbyt wcześnie. Ale jednak nie przegnał go tylko wpuścił i teraz starał się go jakoś ugościć. Chociaż możliwości chyba miał raczej skromne.

- Lubisz wino? Jeszcze mi zostało. A może coś przyniosłeś ze sobą? Mogę wstawić wrzątek jak chcesz. I tak trzeba rozpalić. Zimno trochę nie? - mruczał jakby próbował przezwyciężyć senność i kaca. Ale zimno tak, było zimno. No może chłodno a nie zimno. Pewnie ogień wygasł przez noc a jak widocznie dopiero walenie do drzwi obudziło gospodarza ze snu a chyba mieszkał sam to nie miał kto rozpalić. Ożywił się na myśl, że może nowy przyniósł ze sobą coś do picia. Bo w butelce niewiele zostało. Starczyło gdzieś po pół kubka dla każdego z nich.

- Ta. Słyszałem, że mamy nowego. Chłopaki mi mówili. To ten… Też jesteś magistrem? A którym? - Aaron zapytał gdy zabrał się za rozpalanie pieca. Wino i ruch chyba pomogły na tyle, że zaczynał jakoś mówić przytomniej. A kolegą magiem to się wydawał w naturalny sposób zaciekawiony. Jak to przedstawiciele tej samej rzadkiej profesji mają w zwyczaju gdy się spotykają niespodziewanie gdzieś gdzie się jeden nie spodziewał drugiego. No i tak się zaczęła znajomość Johana z Aaronem.

Kuchnia w jakiej rozmawiali i chyba w jakiej gospodarz sypiał bo przy piecu stało łóżko była też miejscem pracy. Bo na kuchennym stole stały lampy, świece i o dziwo jakieś zapisane papiery. A tego umorusańca o tak odpychającej aparycji aż trudno było podejrzewać, że może posługiwać się słowem pisanym.

Zanim zastukał do drzwi kolegi kultysty przeszedł się przez miasto. Padało. Przez te lata nieobecności i pobytu w Altdorfie można było zapomnieć jak tutaj, na północy potrafi padać i ile jest tu zimą śniegu. Przeszedł się obok tych kazamat co w Angestag na zborze tyle się nasłuchał. No cóż. Nie znał się na forsowaniu murów i innych takich. Ale dzisiaj mury, bramy i baszty wyglądały równie posępnie i niedostepnie jak pamiętał za dzieciaka. Do tego przysypane tym śniegiem wydawały się szczególnie zimne i złowrogie. Nawet gdyby tam jakoś udało się zaczepić linę to nie był pewny czy dałby radę się wspiąć. Może taki Silny albo Egon bo wyglądali na takich co mają parę w łapach albo Łasica i Versana bo wyglądały na gibkie i zdrowe. Ale sam nie był pewny swoich sił.





https://i.ytimg.com/vi/N0EdtGhQyww/maxresdefault.jpg


Z drugiej strony ten śnieg pod murami tworzył spore zaspy. Całą zimę miał aby się uzbierać. To kto wie? Może by po prostu dało się zaskoczyć jak już ktoś by dotarł na blanki? Jakoś strasznie wysokie te mury nie były. Gdzieś na pograniczu pierwszego i drugiego piętra. No a śnieg to nie kamienny bruk jak na niego skakać. Oczywiście najpierw trzeba było znaleźć się na tych blankach.

Czekając aż Aaron rozpali ogień w kominku mógł sobie przypomnieć wczorajsze rozmowy ze swoimi gospodarzami. O ile panna Froya zachowywała się wobec niego uprzejmie i nienagannie to jakoś nie inicjowała ani rozmów ani niczego innego ze swojej strony. Jak wrócili do rezydencji to stracił ją z oczu. Jej rodzice wydawali się być bardziej mu życzliwi. Zwłaszcza lady Martina. Wydawało się, że rozmowa z młodym uczonym i do tego astrologiem jest dla niej bardzo przyjemna. Przez drogę powrotną do rezydencji właśnie rodzice Froi rozmawiali z młodym magistrem.

Mikael pochwalił się, że w przeszłości zdarzało mu się bywać w Altdorfie. Ale przyznał, że owym cesarskim zoo nigdy nie był. Słyszał o nim ale no niestety nie było okazji na zwiedzanie. Ale wydawał się być zaciekawiony stworzeniami jakie tam można znaleźć. Chociaż w bardziej dystyngowany sposób od swojej żony. Ta otwarcie była pod wrażeniem i była ciekawa tych rysunków o jakich wspomniał Johan. Co prawda znała gryfy ale głównie z różnych herbów a i nie był to najpopularniejszy symbol w Nordlandzie. Nie zdarzyło się jej jednak widzieć takiego stworzenia na własne oczy więc była go bardzo ciekawa. Zaś co do stawiania horoskopu zdradziła mu, że jest spod Gwiazdy Wieczornej. A ta była symbolem tajemnicy i iluzji.

- A w ogóle niedługo będę szedł do Sebastiana. Bo jest moja zmiana przy Gustawie. - poinformował go Aaron przy okazji wyrywając ze wspomnień z wczorajszych rozmów z całkiem innymi ludźmi niż on. Wstał i zamknął piec. Wciąż było chłodno w tej kuchni ale skoro ogień już buzował to wkrótce powinno się zacząć robić cieplej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 21-10-2021, 16:00   #447
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wellentag; południe; ratusz

Rysowanie Ostermanna było pestką, miał proste rysy i się nie ruszał jakby próbował szlachciance ułatwić zadanie. Koniec końców blondynka skończyła w południe. A korzystając z miejsca postanowiła czasem bardzo uważnie nasłuchiwać jakież to sprawy zajmują owego urzędnika.
- No to skończyłam. Jeśli dzisiaj to wszystko to proszę powiedzieć gdzie mogę zostawić swój adres jeśli będziecie mieli kogoś do naszkicowania. - Pirora wstała i podała portret urzędnikowi uśmiechając się.

- Mi możesz zostawić swój adres. - powiedział Ostermann gdy wziął do ręki szkic swojej osoby i oglądał go chwilę. Chyba było jak trzeba bo odłożył go i był gotów zapisać adres nowej rysowniczki.

- Właściwie to jak jesteś gotowa na podjęcie współpracy i warunki ci pasują to możesz zacząć jutro. Ale musiałabyś się udać do kazamat. Tam jest parę głów do naszkicowania. - powiedział zerkając na drobną blondynkę sprawdzając czy jej taka perspektywa nie wystraszy. Nie każdy przecież chciałby z własnej woli chodzić do tego ponurego i owianego złą sławą miejsca. Więc mówił wolno jakby odmowa nawet go jakoś zbytnio nie zdziwiła.

- Czy mój ochroniarz może iść ze mną? Nie to bym nie ufała waszym strażą ale jak już mam swojego opiekuna to mogę dać mu zarobić na swoją pensję. Chwilowo mieszkam w tawernie “Pod pełnymi Żaglami”, karczmarz i pracownicy wiedza by przekazywać mi wiadomości. - Pirora upewniła się że jej bretończyk może jej towarzyszyć.

- Ochroniarz? W lochach jest straż. Nie będziesz tam chodzić sama. Wszystko będzie w kontrolowanych warunkach. - urzędnika chyba trochę zaskoczyła ta prośba jakby uznał, że szlachcianka nie do końca go zrozumiała tak jak by sobie tego życzył. Postukał piórem w papier przed sobą zastanawiając się chwilę.

- No dobrze, możesz z nim przyjść. Ale na miejscu oboje będziecie musieli się stosować do zaleceń straży. Nie sądze aby mieli coś przeciwko obecności ochroniarza ale nie można tego wykluczyć. No a oni tam rządzą. - powiedział w końcu dając zielone światło na obecność Bretończyka ale jednak z zaznaczeniem, że ostatnie słowo należy do straży.

- Obiecuję nie robić kłopotów, - Malarka odpowiedziała przymilająco do urzędnika, a zaraz wolałą się upewnić o - Dostaniemy jakiś glejt by w kazamatach wiedzieli że jestem portrecistką?

- Tak, zaraz napiszę. Zresztą do nich też wyślę wiadomość. Na jutro po śniadaniu by ci pasowało? - Ostermann wziął papier i zaczął coś pisać. Widocznie miał w tym wprawę bo szybko mu to szło. Na koniec złożył zamaszysty podpis i podbił pismo pieczęcią. Chuchnął aby szybciej atrament wysechł i podał go siedzącej naprzeciwko Pirorze. A sam zaczął znów coś pisać. Dokument jaki trzymała w ręku Pirora był dość zdawkowy acz treściwy. Mówił, że Pirora van Dyke jest nową potrecistką i w dniu jutrzejszym przyjdzie z jednym ochroniarzem aby wykonać potrzebne portrety.
 
Obca jest offline  
Stary 22-10-2021, 14:16   #448
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa

Egon rad był z tego, że zarówno Kornas, jak i Norma zostali dostarczeni do Sebastiana sprawnie. Wolałby, aby jego towarzysze broni (szczególnie Norma, co do której miał jeszcze inne plany) byli w dobrym zdrowiu na nadchodzący dzień, w którym będą odbijać z kazamatów wieszczkę. Co do Bolo, który został zmasakrowany właściwie jednym uderzeniem potwora, cóż, pozostawało żałować, ale z drugiej strony, Egon średnio znał pomagierów Cichego, stąd też nie przejmował się sprawą zbyt wiele. Ot, po prostu kolejna ofiara wielgachnego potwora, jedna z wielu.

Egon czuł, jak po tych wszystkich starciach - troll, potem wielki potwór w kanałach - coś w nim zatraciło się, przestawał zważać i lękać się wielkich potworów, które przecież umierały tak samo, jak ludzie, jeśli dostatecznie dużo zebrały toporem. Lęk przed nimi ustępował czemuś innemu. Nie bał się ich już tak bardzo, jak wcześniej.

Przydzielenie do wnętrza murów było dla Egona niemalże błogosławieństwem. Nie cierpiał siarczystego mrozu na murach, toteż z wdzięcznością zajął się pracą wewnątrz. Łasica w końcu miała pole do popisu i mogli zacząć organizować ucieczkę wieszczki.

Dla Egona, traktowanie Łasicy jako darmowej kurewki w kazamatach było czymś obrzydliwym, jednak droga do zakończenia ich misji właśnie prowadziła przez taki układ. Nie mógł na to nic poradzić, a postawienie się reszcie zrujnowałoby plan.

- Jesteś. Dobra to chodź. Wiem gdzie zaczniemy.
- Idę, idę - sapnął Egon, ponaglany przez złodziejkę.
- Tu mniej więcej sprawdziłam w tym skrzydle. Pójdziemy do północnego. Tam jeszcze nie byłam. Chyba tam są jakieś magazyny albo archiwa. Sama nie wiem. Mamy ze dwa pacierze zanim zaczną sobie zadawać pytania czemu nie wracamy.
- Jak ktoś nas przyuważy, to spadam na wartę - rzekł Egon. - Na początku nie możemy pozwalać sobie na dużo, bo jak będzie problem, to spadam z powrotem na mury, a tam to nie wiadomo, ile znowu będę siedział - przestrzegł. - No, to chodźmy.

- Jak ktoś nas zauważy to mówimy, że się zgubiliśmy. Ty jesteś nowy a ja jestem Katja o niezbyt lotnym umyśle. Ale lepiej aby nas nikt nie zdybał bo taki numer działa tylko raz. Więc miej oczy i uszy otwarte. - rudzielec jaki szedł obok brodacza pokiwała swoją głową szybko zmierzając do celu. Mówiła też cicho i szybko wyraźnie spiesząc się a chcąc pozostać dyskretnym.

- Dobra to dalej nie byłam. Ale wydaje mi się, że mniej więcej powinniśmy kierować się w lewo. I szukać na parterze albo w piwnicach bo jak jakiś właz do kanałów to pewnie tam. Na pietra nie ma co włazić. - powiedziała gdy szli przez jakiś korytarz i wskazując na zamknięte drzwi do jakich się zbliżali. Okazały się otwarte, wystarczyło otworzyć je klamką. Potem znów korytarz i drzwi a za nimi schody na górę i drzwi w bok. W lewo. Te drzwi okazały się zamknięte. Ale na to Łasica miała sposób.

- Filuj czy ktoś nie idzie. Jakby nas złapali to mówimy, że były otwarte. - poinstruowała go grzebiąc przy swoim pasku i gdzieś ze sprzączki wyjęła jakiś drucik. Potem uklekła przed zamkiem, wsadziła wytrych do środka dziurki i w skupieniu coś tam grzebała w środku. W ciszy jaka panowała każdy ruch metalu o metal wydawał się dziwnie głośny. Ale i Egon usłyszał charakterystyczny zgrzyt odblokowanego zamknięcia. Łasica wstała z triumfalnym uśmiechem chowając swój wytrych znów gdzieś do sprzączki paska.

- Nie postarali się. Zwykły zamek. Ale pewnie mało włamań tu do tej pory mieli. - zaśmiała się cicho z mieszaniną złośliwości i satysfakcji. Jak już chowała swoją małą pomoc machnęła głową na swojego wielkiego towarzysza i otworzyła drzwi. Za nimi było pomieszczenie i znów schody. Ale tym razem prowadzace na dół gdzieś do piwnic pewnie. I kolejne drzwi pewnie dalej na parter.

- Jak wolisz? Rozdzielamy się? Czy co? Cholera wie kiedy nastepna okazja się trafi. - zapytała patrząc na stojacego przy niej brodacza. Jakby się rozdzielili mieli szanse sprawdzić na raz dwa poziomy. No ale właśnie trzeba by się rozdzielić. A jakby pracować razem nie wiadomo było czy uda się sprawdzić oba.

---
Mecha 72

Otwieranie zamków

Łasica; ZRĘ + Otwieranie; 40+10+10=60; rzut: 33; 60-33=27 > ma.suk = otwarte; standardowa ilość czasu; bez rys.

---

- A spieszy nam się gdzieś? - rzekł Egon.

Gladiator stwierdził, że eskapady w pojedynkę nie były jego najmocniejszą stroną. Nie wiedział, co mogło ich czekać i nie wiedział też, kto był w środku budynku. Łasica była dobra w takim skradaniu, nie on. Jeśli ich nakryją w pojedynkę, nie będą mogli się tak łatwo wytłumaczyć, jak gdyby nakryli ich w dwójkę. W dwóch mogli też łatwiej wykryć, jak ktoś szedł. Egon nie chciał ryzykować od razu niepotrzebnie wdzierając się w nowe miejsce.

- Chodźmy we dwóch - postanowił. - Pierwszy raz nie ma co ryzykować.

- No dobra. - odparła Łasica nie zastanawiając się zbyt wiele. Popatrzyła chwilę na oba drzwi do wyboru i w końcu zeszła szybko po schodach do piwnicy. Nacisnęła klamkę ale była zamknięta. Znów więc poszły w ruch wytrychy a ona uklękła przed drzwiami i gmerała drucikami w zamku. Poszło jej chyba nawet szybciej niż przed chwilą. Sprawdziła klamkę po krótkim zgrzytnięciu zapadek zamka i okazały się teraz otwarte. Drzwi dały się teraz otworzyć bez problemu ale za nimi panowały piwniczne ciemności, chłód i wilgoć.

- Weź jakąś pochodnię. - powiedziała włamywaczka do Egona dając mu znać aby zabrał tą pochodnię co była zamocowana na parterze klatki schodowej. Po chwili znaleźli się w piwnicznym korytarzu. Sam w sobie był równie ciekawy jak większość piwnicznych korytarzy. Czyli w ogóle. Co jakiś czas było jednak widać drzwi do piwnicznych pomieszczeń.

- Szukaj takich drzwi z nacięciami. Zrobiłam na dole nożem. Taki podwójny krzyż. - narysowała mu w powietrzu jakiego symbolu ma szukać. A gdzie to kopnęła dolny narożnik najbliższych drzwi. Te akurat takiego symbolu nie miały. Ani żadnego innego. Mieli tylko jedną pochodnię na dwoje to teraz rozdzielenie zrobiłoby się jeszcze bardziej problematycznie niż wcześniej.

Przeszli jeden czy dwa korytarze i jakoś nie było widać tych oznaczonych drzwi. Łasica szacowała, że muszą już być gdzieś w połowie północnego skrzydła. Nie chciała tracić czasu na otwieranie nie oznaczonych drzwi. Ale w pewnym momencie zorientowali się, że spod drzwi które prowadziły do kolejnego korytarza widać światło. Do tej pory panowały tu nieprzeniknione ciemności, widocznie nikt tu nie urzędował ale teraz spod drzwi widać było szczelinę światła. Łasica spojrzała pytająco na Egona co teraz.

---

Mecha 72

Otwieranie zamków

Łasica; ZRĘ + Otwieranie; 40+10+10=60; rzut: 11; 60-11=49 > śr.suk = otwarte; o 25% czasu mniej; bez rys.

---

Egon przyłożył palec do ust w geście, aby była cicho. Przywołał ją do siebie i rzekł bardzo cicho:

- Słyszysz coś?

Sam także nasłuchiwał. W zasadzie nie miał pojęcia, czego nasłuchuje - kroków, głosów - mogło być cokolwiek.

- Jak nie będzie tam nikogo, to wejdziemy - dodał.

Egon nic nie usłyszał zza drugiej strony drzwi. Łasica chyba też nie bo w końcu wzruszyła ramionami i sięgnęła po klamkę. Zamknięte. Więc znów sięgnęła do sprzączki pasa, uklękła przed drzwiami i zaczęła gmerać w zamku drzwi. Tym razem jednak nie poszło jej tak gładko jak z poprzednimi. Siedziała nad nimi naprawdę długo. I chocaż Z Egona był żaden włamywacz to po jej minie, gmeraniu i wąsko zaciśniętych wargach widział, że nie idzie jej gładko. Właściwie chyba w ogóle jej nie szło. Ale w końcu poszło. Bo dał się słyszeć cichy zgrzyt przekręcanego zamka a rudowłosa włamywaczaka z satysfakcji pokazała figę upartym drzwiom. Wyprostowała się jednak i wolno nacisnęła klamkę jeszcze wolniej uchylając drzwi do wąskiej szczeliny. Obserwowała tak i nasłuchiwała chwilę. Po czym cofnęła się aby zrobić miejsce dla Egona. Teraz on mógł zobaczyć co jest po drugiej stronie.

- Myślę, że powinniśmy iść dalej w te drzwi naprzeciwko nas. Ale sam widzisz, że ktoś tam jest. - szepnęła do niego nie widząc teraz co on ale przed chwilą sama to widziała co teraz on. Naprzeciwko drzwi przez jakie wyglądał były kolejne. Możliwe, że dalszy ciąg korytarza albo jakieś pomieszczenie. Ale w bok odchodził kolejny. I właśnie z niego dobiegało światło. Ktoś tam był. W środku którejś z piwnic czy co to tu tam było. Drzwi były otwarte i pewnie byli w środku. Pewnie więcej niż jeden bo słychać było głosy i odgłosy przestawiania czegoś czy innej pracy. Coś tam robili. W środku. No ale jakby któryś wyjrzał na zewnątrz albo skończyliby i wyszli na korytarz to Egon i Łasica mogliby nie zdążyć się schować i zostaliby nakryci. Zwłaszcza jakby te drzwi naprzeciwko też były zamknięte i Łasicy nie poszło tak gładko z otwieraniem jak na początku.


---

Mecha 72

Otwieranie zamków

Łasica; ZRĘ + Otwieranie; 40+10+10=60; rzut: 94; 60-94=-34 > śr.por = zamknięte; 200% czasu; rysy na zamku.

Łasica; ZRĘ + Otwieranie; 40+10+10=60; rzut: 83; 60-83=-23 > ma.por = zamknięte; 150% czasu; rysy na zamku.

Łasica; ZRĘ + Otwieranie; 40+10+10=60; rzut: 4; 60-4=56 > du.suk = otwarte; 50% czasu; bez rys.


---

Egon zastanawiał się tylko przez chwilę. Stwierdził, że jak na pierwszy wypad, powinni unikać wszystkich niebezpieczeństw. Nie było sensu ryzykować wykrycia tylko dlatego, że trafili akurat na zmianę jakichś gości.

- Zostawmy to na razie - rzekł Egon cicho. - Potem wrócimy, spróbujmy poszukać jeszcze gdzie indziej.

Łasica zastanawiała się dłuższą chwilę. Widać było, że bije się z myślami i kusi ją aby mimo wszystko spróbować załatwić sprawę od ręki. Ale w końcu chyba przychyliła się do zdania kolegi.

- No dobra ale nie wiem kiedy następnym razem uda nam się wyrwać. - powiedziała znów kucając przed drzwiami, tym razem aby je zamknąć. W końcu jej się udało i zaczęli drogę powrotną przez korytarz piwnicy, drzwi prowadzące na parter i tam można było odłożyć pochodnię i wrócić do klatki schodowej jaka była w północno - wschodnim narożniku. I wrócić do swoich obowiązków.

- Dzięki za pomoc. We dwoje to zawsze raźniej. - Łasica klepnęła go po przyjacielsku w ramię uśmiechając się podobnie gdy szli już parterem w stronę kuchni.

Egon skinął tylko głową. Uważał, że na początku ostrożność była najrozsądniejszą opcją - wypuszczanie się za daleko, kiedy nie znali jeszcze terenu było dla niego po prostu głupie. Mieli czas, mogli przepatrywać - na pierwszy raz to powinno wystarczyć.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 23-10-2021, 21:03   #449
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Festag; zmierzch; tawerna “Pod pełnymi żaglami”

Spotkanie Joachima z Pirorą

- Całkiem przyjemne miejsce - uśmiechnął się młody czarodziej, kiedy zajęli stolik w tawernie Pod Pełnymi Żaglami, upewniając się że nikt koło nie siedzi i nie muszą obawiać się podsłuchiwania. Choć nie był pewien czy i tak powinien tutaj mówić o pewnych kwestiach zbyt otwarcie...

- Nie mieliśmy czasu porozmawiać zbyt wiele na naszym poprzednim spotkaniu, a widzę że chociaż dopiero przybyłem do miasta mamy już pewnych wspólnych znajomych Pani Piroro? Pani chyba też nie jest tutaj od dawna? - spytał się, potem jak zamówili coś do picia.

- No przedostatnim spotkaniu było wiele rzeczy do omówienia niestety nie starczyło czasu na zapoznania i ploteczki towarzyskie. - Szlachcianka przytaknęła mężczyźnie. - Owszem przybyłam parę tygodni temu i sama jestem dosyć nowa w tutejszych kręgach ale dzięki rodzinie jakoś sobie radzę.

- No tak, dla mnie też dużo nowych wrażeń, jesteśmy chyba dość różnorodną grupą ale rozumiem że spaja nas przywództwo Starszego. -Joachim powoli spijał wino, próbując wyrobić sobie opinię na temat rozmówczyni.
- I jakie są Pani wrażenia z tego kilkutygodniowego pobytu? Widzę że mamy już pewnych wspólnych znajomych np. Panienkę van Hansen, goszczę na razie u jej rodziny. Zakładam że pewnie połączyły was wspólne zainteresowania… rozrywki? - spytał z nutą ciekawości w głosie.

- Ach pannę van Hansen poznałam dopiero dzisiaj, Do tej pory o niej tylko słyszałam, podobno jej rodzina ma najwięcej kontaktów w mieście. - Pirora odpowiedziała i opowiedziała nowemu bratu o plotkach i powiązaniach między van Hansenami oraz van Zee oraz innych animozjach między rodzinami szlacheckimi jakie udało jej się dowiedzieć z opowiastek wśród różnych grup społecznych.

- A co cię w ogóle sprowadza na północ? Ja miałam z wycieczkę z ojcem ale sprawy rodzinne zmusiły go do powrotu do Averlandu. Ja miałam wybór -zostać tutaj na samo utrzymanie albo wrócić do Middelheim do mojej bardzo religijnej ciotki. - Pirora streściła swoja historię.

Czarodziej z zainteresowaniem słuchał informacji, próbując jak najwięcej zapamiętać.
- Hmm, czyli rodziny Van Hansen oraz van Zee mają w mieście największą władzę.
- A co do religijnej ciotki to nie dziwię się, że wybrałaś wolność zamiast nadzoru rodziny, oni pewnie tłamsili twój potencjał. Ja ukończyłem kilka miesięcy temu moje szkolenie w Kolegium Niebios i już też nie muszę przy moim mistrzu siedzieć. W Neues nie ma żadnego oficjalnego przedstawiciela Kolegium, więc zostałem tu wysłany… daleko od centrum Imperium dzieją się różne dziwne rzeczy. Na przykład usłyszałem już plotki o jakieś syrenie porywającej marynarzy.

- Ach to, zabobony jak ich wiele, zniknie jakiś marynarz i zaraz że go potwor morski zjadł. Osobiście nie wierzę w takie historyjki ale gawiedź miejska ma o czym rozmawiać. Artyści mają swoją muzę do wyrobów które mieszkańcy kupują by wspominać ten czas za parę lat kiedy w zapomnienie odejdzie. - Pirora pokazałą sceptycyzm w stosnku co do syreny.

- Powiedz ty mi w miare szczerze, skoro kolegium cię przyznało to chyba powinno dać ci stancje w mieście, dlaczego w takim razie jesteś na garnuszku van Hansenów? Nie zrozum mnie źle jest to jeden z najlepszych garnuszków w mieście ale jedna.. - Pirora pozostawiła pole do odpowiedzi koledzę.

- Hm, myślę że to tymczasowa sytuacja, za moje stypendium z Kolegium mógłbym coś wynająć…. ale oni są zainteresowani na razie moją astrologią, a zgodzisz się że to byliby bardzo użyteczni przyjaciele tutaj…. a tobie jak się mieszka w tej tawernie, masz zamiast długo tu przebywać? Ja się pewnie też będę za jakąś prywatną kwaterą rozglądał.

- Czekam na sfinalizowanie transakcji, wypatrzyłam sobie kamienice blisko centrum miasta. Dużo miejsca, wszędzie blisko. Miejsce na pracownię malarską będę miała bo bogowie mi świadkiem że oddawanie się moim zainteresowaniom w małym pokoju jest uciążliwe. - Słowa o ‘oddawaniu się swoim zainteresowaniom’ można było rozumieć dwojako z jednej strony szlachcianka uchodziła za malarkę z drugiej była slaneszystką więc mogło chodzić o coś bardziej przyziemnego.

Joachim uśmiechnął się, podnosząc butelkę. Pirora robiła wrażenie interesującej osoby, jak na wyznawczynię Pana Rozkoszy wydawała się całkiem twardo stąpać po ziemi. No, ale on w sumie nigdy jeszcze nie poznał nikogo z nich bliżej. Pewnie stereotypy kompletnych degeneratów to była imperialna i sigmarycka propaganda.
- Może trochę jeszcze wytrawnego z Carcasonne? Mój mistrz pochodzi z Bretonii i zaraził mnie sympatią do rodzimych trunków..
- A i rzeczywiście, podobnie jak magowie wy artyści potrzebujecie przestrzeni do pracy. Chętnie bym zobaczył twoje obrazy. - Stwierdził że skoro szlachcianka zaczęła mówić do niego na ty to on też może. Nie był w końcu byle kim.
- Twoje zainteresowania to rozumiem głównie malowanie? - dopytał.

- Malowanie to moje ulubione zainteresowanie - Powiedziała podstawiając swój kufelek do napełnienia. - Co do reszty to przychodzą i odchodzą jak sezony, być może za jakiś czas spróbuje swoich sił w pisarstwie. Na razie zbieram materiały. No i Versana myślała nad zorganizowaniu mi galerii. Powiedzmy że pomysł rozwija i metamorfozuje co parę dni. - Blondynka wyjaśniła plany szlachcianek apropo teatru a potem najnowszy pomysł klubu dla szlachetnie urodzonych kobiet miasta który miałby być odpowiedzią na ten funkcjonujący klub dla tutejszych dżentelmenów.

- Hmm.. ambitne plany, a o tym klubie dla dżentelmenów to nie słyszałem. W sumie dlaczego malarstwo czy teatr miałoby być interesujące tylko dla przedstawicieli jednej płci? - zauważył czarodziej.

- Ach nie zrozumiałeś mnie, teatr i galeria są aktualnie planowane przez nas bo nikt o tym wcześniej nie pomyślał, jak najbardziej będzie tam miejsce dla wszystkich zainteresowanych. Ale póki co szukamy funduszy w naszych sakiewkach. - Pirora wyjaśniła dokładniej. - Choć płeć męska rzadziej interesuje się kulturą.

- Szczytna idea… ja jestem bardziej uczonym niż artystą, ale popieram. Myślę, że miejscowa szlachta jak rodzina Hansenów byłaby naturalnym kandydatami na patronów...może ja nawet też mógłbym coś dołożyć? - Złożył ręce w geście zrozumienia dla tych pomysłów. Reszta kolacji minęła im w sympatycznej atmosferze, choć nie poruszali wprost tematów związanych z kultem.


************************************************** ******************

Po kolacji z Pirorą poprosił swojego służącego, Svena, by rozejrzał się za jakimś odpowiednim domem dla niego, najlepiej trochę na uboczu żeby miał tam warunki do badań. Mieszkanie u Hansenów na dłuższą metę mogło okazać się problematyczne. Ten typek o szczurzej twarzy tak naprawdę był byłym paserem który dołączył do świty czarodzieja uciekając przed sprawiedliwością, mógł więc być przydatny w różnych sprawach i pewnie też umiał trzymać język za zębami.

Na niebie było trochę chmur, ale wyszedł na balkon rezydencji van Hansenów zając się obserwacją astrologiczną. Uczył się badać przyszłość na podstawie ruchów ciał niebieskich, ale wiedział też, że jego patron Tzeentch ma władzę tkania losów człowieczych, wiec zmówił do niego szeptem krótką modlitwę. Z jego obserwacji, którym pomógł podstawowym dla Kolegium Niebios zaklęciem wróżbiarskim, wynikło że te zaginięcia marynarzy mogły nie być przypadkiem i jakaś moc związana z morzem mogła być z nimi powiązana... Rano miał zamiar przekazać te informacje Lady van Hansen i powiedzieć jej że będzie badać tę sprawę. Gdyby ją rozwiązał jego reputacja w mieście na pewno wiele by zyskała...


************************************************** ********


Wellentag; przedpołudnie; dom Aarona


Astromanta z ciekawością przyglądał się towarzyszowi ze zboru, który podobnie jak on, był jednym z budzących grozę w Imperium Czarnych Magistrów - tych którzy ukończyli szkolenie w Kolegiach a potem zrozumieli prawdę. Prawdę, że jeśli źródłem magii jest Chaos, to walka z władającymi nim potęgami pozbawiona jest sensu i lepiej z nimi się sprzymierzyć, zamiast być psem na smyczy Imperium i Kleru. Aaron wyglądał wprawdzie bardziej na jakiegoś obwiesia niż maga, ale wiedział że w takich kwestiach pozory mogą mylić, jego mistrz starał się go tego nauczyć.

- A faktycznie nie przychodzę z pustymi rękoma. Taki ziąb, że nawet wziąłem małą butelkę bretońskiego - uśmiechnął się, wyciągając wino. Starał się nie okazywać że jest mu zimno, przynajmniej Aaron rozpalał w kominku. Czy nie stać go było na służącego?

- Ja studiowałem w Kolegium Niebios, jeśli nie widać po kolorze moich szat, a ty w Bursztynie? Z nimi miałem mało kontaktu. Rozumiem, że podobnie jak ja zrozumiałeś prawdę i służysz Panowi Przemian. Wiesz może jak wielu takich jak my jest w tym mieście? Dopiero tu przybyłem więc jeszcze rozeznaje się w sytuacji. Ale Starszy wydaje się nad wszystkim panować.

- Tak, tak, Starszy jest bardzo mądry. I cwany. Bez niego już dawno by się wszystko rozpadło. Zawsze wie co robić. I trochę tak jak ojciec albo mistrz. Coś pogada, zawsze można go o coś zapytać no i w ogóle. Dba o nas. No ale i wymaga. Teraz to wszystko wokół tych kazamat się kręci. - Aaron zrobił się całkiem jowialny i przyjacielski gdy okazało się, że nowy kolega nie jest jakimś gruboskórnym niewychowanym chamem i przyszedł z butelką poczęstunku na dobre rozpoczęcie znajomości. Szybko rozpracował początek butelki do obu kubków i wzniósł toast “za spotkanie!”. Po czym bez wahania upił pewnie z połowę swojego kubka.

- Takich jak my? Znaczy magów? To chyba nie ma zbyt dużo. Nie wiem czy jacyś w ogóle są. U tych odmieńców w jaskiniach jest jakaś wiedźma. Ale nie wiem czy ona ma jakąś moc czy po prostu znachorka jakaś. Nie byłem tam. Strupasa się pytaj on tam bywał najwięcej. A tak to nie jest Altdorf, tutaj magów mało jest. - zamyślił się nad tym pytaniem i chyba nie uważał, że reprezentują najpowszechniejszy zawód w tym mieście. Wręcz przeciwnie. Jakoś od ręki nie umiał wymienić jakiegokolwiek innego maga.

- A ja to nie, nie z Bursztynu. Co pewnie przez tą brodę co? Tak, pewnie tak. Też bym pewnie tak pomyślał. - zaśmiał się gładząc swoją rozczochraną brodę nadającą mu dziki wygląd. Chyba świetnie rozumiał dlaczego Johan pytał właśnie o zwierzęce kolegium.

- Ja to z Cienia jestem. Przynajmniej byłem. Szkolili mnie tam. Próbowali. Ale wiesz, zbyt krnąbrny byłem no i się skończyło rumakowanie. - uśmiechnął się niezbyt wesoło rozkładając ręce. No i wzniósł kubek z winem po raz kolejny kończąc go bo odkorkował butelkę i znów sobie nalał. Skierował ją pytająco do siedzącego po drugiej stronie kuchennego stołu kolegi.

Astromanta pił wolniej, więc wskazał że jego kubek jeszcze nie jest pusty. Powstrzymał się od drwiącego uśmiechu. Kolegium Cienia, ciekawe… czyżby jego nowy znajomy wyleciał przez problemy z piciem… nie pasował do stereotypu, bo tamci mieli opinię bardzo zdyscyplinowanych, w końcu byli to magowie szpiedzy.
- Dziękuję, chodziło mi mniej o samych magów a bardziej o wyznawców Pana Przemian… pewnie najwięcej z nich to ci mutanci poza miastem o których wspomniałeś? A wiesz może którego patrona wyznaje nasz przywódca?
A i faktycznie, kwestia uwolnienia wieszczki z kazamatów wydaje się być priorytetowa, czy też zostałeś zaangażowany w tę misję?

- To zależy jak liczyć to zaangażowanie. - roześmiał się rozczochraniec, upijając kolejny łyk ze swojego kubka. Wstrzemięźliwość kolegi jakoś go nie krępowała.

- No zresztą sam widziałeś na statku. W środku są tylko Łasica i Egon. Egon dopiero co się tam dostał bo jeszcze tydzień temu tam nie był. Chyba… No to w ogóle tylko Łasicę tam mieliśmy. No i Silny. Silny jeździ tam z dostawą raz na tydzień. Ale nie tak łatwo się dostać do miejskich lochów w środku zimy. Trzeba czatować na jakąś fuchę do obsadzenia. Tak o to się tam nie da wejść. W końcu to miejskie lochy. - powiedział luźnym, trochę niedbałym tonem. Widocznie nie uważał dostanie się do kazamat za coś równie prostego jak dostanie się do karczmy albo tawerny.

- A reszta odciąża ich jak może. Sam widzisz. Pilnujemy Gustawa na zmianę, robimy inne rzeczy, no z tą kryjówką nową to też słyszałeś. A jeszcze jest cała masa innych spraw. Ja tu ostatnio teksty tłumaczyłem. Z klasycznego na nasze. Widzisz, jeszcze trochę zostało. Właściwie to chyba powinienem to spalić… - gospodarz bawił się nieco swoim kubkiem gdy mówił jakby oprowadzał nowego gościa po mieście i sprawach kultu. Na koniec pokazał na jakąś pogryzdaną kartkę z kleksami jaka leżała na stole. I się chyba właśnie zreflektował, że nie powinna.

- A inne grupy no to nie wiem. Może są jakieś. Może nie ma. Ja o żadnej innej nie wiem. Tylko tych co widziałeś wczoraj. Czy tam przedwczoraj. - potrząsnął głową i dał znać, że nie zna innych kultystów poza własną grupą i chyba nawet niezbyt go to interesowało czy są jeszcze jacyś czy nie.

Joachim z ciekawością spojrzał na kartkę leżącą na stole, usiłując coś z niej odczytać.
- Tłumaczysz teksty? Interesujące, ja liznąłem trochę klasycznego, ale przyznam że do pełnej biegłości trochę mi brakuje. No i kim jest Gustav i czemu musimy go pilnować? Wybacz, ale najwyraźniej jeszcze tutaj nie we wszystkim jestem zorientowany. - Czarodziej próbował te wszystkie informacje ułożyć sobie w głowie.

Z kartki niewiele mógł Johan rozczytać. Raz, że pismo nie było zbyt ładne i wyraźne a dwa, że chyba jednak mogło być napisane w klasycznym. Wyłapał tylko wyraz “transmutatio” jaki wydał mu się w miarę zrozumiały.

- Właściwie nie tłumaczę. No ale jak Starszy kazał no to cóż… - prychnął z rozbawieniem dając znać, że nie bardzo chyba przepada za fuchą tłumacza. Ale z poleceniem ich mistrza nie chciał się sprzeczać.

- A Gustaw… Właściwie to możesz iść ze mną. To sam zobaczysz. I tak już zabawiłem za długo, Młody znów będzie ględził, że się spóźniłem. No a już po śniadaniu to możemy iść. - wskazał na pusty już kubek jaki chyba wystarczał mu zamiast śniadania. Zaś z tłumaczeniem o co chodzi z tym Gustawem to chyba doszedł do wniosku, że prościej będzie jak młodszy magister sam to zobaczy na własne oczy.

- Dobrze, to nie traćmy czasu, idźmy do Gustava. Prowadź - skinął głową Joachim, wstając i otulając się płaszczem. Renegat Kolegium Cienia sprawiał wrażenie leniwego sabaryty, ale był jednak magiem i współwyznawcą - zdaniem Joachima po Starszym to oni byli naturalnymi kandydatami do przewodzenia kultowi, a nie jacyś szaraczkowie pozbawieni ich daru. No, ale na razie musiał działać ostrożnie i rozważnie, a nie robić sobie wrogów.


************************************************** **************


Południe; pogodnie


Wellentag; południe; dom Sebastiana



Gdy wyszli od Aarona i przeszli przez miasto zrobiło się całkiem słonecznie. Rzadkość w środku zimy. Pod tym błękitem zimowego nieba przeszli przez miasto aby dotrzeć do kolejnego, niezbyt wyróżniającego się od innych domu. Gdy brodacz zapukał w drzwi czekali chwilę nim dał się słyszeć zgrzyt zamków i w szczelinie ukazała się młoda twarz cyrulika.

- A to wy. Wejdźcie. - powiedział zamykając drzwi i zdejmując łańcuch. Po chwili we trzech znaleźli się w korytarzu i skierowali w stronę kuchni. - Spóźniłeś się. Znowu. - gospodarz okazał niezadowolenie swojemu brodatemu gościowi.

- Kolega wpadł. - Aaron wskazał bokiem głowy na Johana. Sam bez ceregieli zaczął się rozglądać po kuchni jakby szukał czegoś do zwilżenia gardła.

- Wybacz spóźnienie, nie miałem informacji na jaką godzinę byliście umówieni. Miło mi poznać, jestem Joachim, Astromanta z Kolegium Niebios, widzieliśmy się chyba na zborze? - Czarodziej wyciągnął rękę w stronę cyrulika, próbując przykryć brak manier kompana.

- Tak, tak, widzieliśmy się. Ale nie bardzo było jak pogadać. - młodzian uśmiechnął się i przyjął podaną dłoń odwzajemniając uścisk. Aaron podszedł zaś do kredensu na jakiej zobaczył butelkę wina. Odkorkował ją i sprawdził zapach. Widocznie mu podpasował bo zaczął się rozglądać znowu za czymś po piecu i sąsiedniej szafce.
- Aaronie, powinieneś się wpierw zapytać gospodarza, czy możemy się napić jego trunku… - Joachim uśmiechnął się pobłażliwie.
- Słyszałem że macie sprawę z jakimś Gustavem?

- Możemy… - rozczochraniec odwzajemnił uśmiech i uniósł pytająco brwi zerkając na gospodarza. Ten dosłownie i w przenośni machnął na to reką i wzruszył ramionami. Zaś Aaron pobrał kubki z kredensu i rozlał do nich ciemnoczerwony trunek.

- Sprawa, teraz to już żadna. Pilnować go trzeba. Już raz nam zwiał. - powiedział młodzian i dał znać aby nowy poszedł za nim. Wrócili do wejściowego korytarza a potem zeszli do piwnicy. Tam było chłodno ale i tak cieplej niż na zewnątrz.

- Tam siedzi. Dajemy mu dużo usypiaczy aby nie robił problemów. To opętaniec. Demon go wypaczył. I nie do końca wiadomo czy już z niego wyszedł czy nie. - wskazał na jedne z zamkniętych, piwnicznych drzwi.

- Demon?- ożywił się Astromanta.
- To bardzo interesujące, znam się nieco na tych sprawach.

- Tak, demon. Wypaczył mu ciało i zabrał umysł. Nie wiadomo czy jeszcze w nim jest czy nie. Dlatego Starszy zalecił nam ostrożność. Nie wiadomo czy nie może przeskoczyć w nowe ciało. - Sebastian pokiwał głową i odwrócił się słysząc, że Aaron do nich schodzi. Po chwili znów byli we trzech w tym piwnicznym korytarzu.

- Może dałoby się związać tego demona i wykorzystać go do naszych celów? Aaronie, co myślisz? - Joachim kontynuował z błyskiem w oku.



 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 31-10-2021 o 23:18.
Lord Melkor jest offline  
Stary 25-10-2021, 21:42   #450
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 73 - 2519.02.17; wlt (1/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); zmierzch
Warunki: wnętrze tawerny, jasno, ciepło, gwar głosów; na zewnątrz noc, zachmurzenie, sła.wiatr, mroźno (-15)



Pirora





https://i.ytimg.com/vi/1nY8uWM0a80/hqdefault.jpg



Wyglądało na to, że udało jej się załatwić robotę ratuszowego portrecisty. A na jutro miała glejt aby wejść do środka tych owianych złą sławą miejskich lochów z jakich nikt do tej pory nie uciekł. Teraz jak dzień się skończył i nawet zmierzch też była dobra pora aby skończyć z malowaniem i zjeść kolację. I była okazja na chwilę przemyśleń.

Gdy wróciła z ratusza to już była z połowa dnia. I czekała na nią wiadomość od panny van Hansen. Krótka i uprzejma.

Cytat:
“Droga Piroro. Z przyjemnością pozwolę zapoznać Ci się z naszą kolekcją ptaków łownych. Nie widzę też przeszkód abyś wypożyczyła sobie jednego na kilka dni do pozowania. Nawet jeśli to tylko sokoły a nie sowy jakich tak pragnęłaś. Z uszanowaniem.”

I na końcu zamaszysty podpis Froyi. Wyglądało na to, że wczoraj szlachetnie urodzona blondynka nie żartowała i dzisiaj podtrzymała tą chęć życzliwej pomocy w użyczeniu ptasiego modela.

Siedząc przy kolacji trochę słyszała a trochę widziała jak przy sąsiednim stole jakiś brodaty chyba kapitan statku pieklił się na szczury. I kazał swoim rozmówcom zorganizować psa. Łownego co by te szczury wyłapał. No albo chociaż jakiegoś kota. Albo kilka. Bo inaczej te cholerne szczury zeżrą cały statek od stępki po czubki masztów.

Gdzieś na tą porę wróciła Burgund. Przechodząc obok ich stołu zerknęła na nich ciekawie ale minęła bez słowa. Nie było jej od rana. Ani Julius ani kapitańskie dziewczyny nie widziały jej od rana. Ale teraz przyszła.

- Cześć Pirora. - przywitała się włamywaczka siadając obok blond szlachcianki. - Jak ci dzionek zleciał? - zapytała wesoło po czym sięgnęła gdzieś do wnętrza kożuszka. - Tu masz list od Beckera. Był tam gdzie powinien. - powiedziała wręczając sąsiadce złożoną kopertę.

- U Grubsona niczego nie było. Za to był ktoś. Śledził mnie. Myślę jednak, że udało mi się go zgubić. Ale na wszelki wypadek pokręciłam się jeszcze trochę tu i tam i nie wracałam tutaj zbyt wcześnie. - powiedziała równie lekkim tonem chociaż spojrzenie miała już mniej wesołe. List od Beckera był dość krótki. Zaprzeczał jakoby miał coś na sumieniu i przypominał, że szantaż jest karany przez prawo. I jakoby szantażysta miał jakoweś listy to on chciał je otrzymać. Aczkolwiek nie wierzy, że jakieś są bo ich po prostu być nie może.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa
Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); zmierzch
Warunki: brama główna, ciemno, nieprzyjemnie, cicho; na zewnątrz noc, zachmurzenie, sła.wiatr, mroźno (-15)


Egon





https://i.pinimg.com/originals/dd/5a...dfa8e2f88a.jpg


- No to do jutra. - po paru dniach nowej fuchy można już było wpaść w pewien poziom rutyny. Dziś co prawda pierwszy raz miał straż wewnątrz budynków ale początek służby, posiłki na stołówce no i koniec był dość zbliżony do tego co już znał z zeszłego tygodnia. Służba wewnątrz budynków była zdecydowanie mniej uciążliwa niż na blankach. Ale nie mniej monotonna. Wręcz nudna. Nic tu się nie działo. Służbę wyznaczał rytm posiłków jakich dało się zaliczyć trzy. Praca właściwie nie była ciężka fizycznie i psychicznie raczej też nie. Nie było dziwne, że wciąż zgłaszają się nowi, zwłaszcza w zimie. Ta w miarę bezpieczna i uciążliwa fucha klawisza pozwalała przetrwać ciężki, zimowy okres gdy ruch w porcie zamierał i raczej zwalniano niż zatrudniano do roboty. Na wiosenny karnawał pewnie będzie większy ruch. Bo to pewnie spalą tą rogatą wiedźmę co siedzi w bloku specjalnym razem z tą drugą. To już niedługo. Za dwa tygodnie jakieś. Pewnie trzeba będzie szafot budować. Oby to zrobiły władze miasta i nie zwalono tego na nich.

- Idziemy na browara do “Piwnicznej”. Idziesz z nami? - zapytał Stephan, jeden z młodszych strażników. Wskazał gdzieś w głąb ciemnej, zawalonej śniegiem ulicy gdzie była karczma o jakiej mówił. Wyglądało na to, że strażnicy nieco już się oswoili z brodatym wielkoludem na tyle aby zaproponować mu kufelek po służbie. Może też pomógł też numerek z Katią. Bo chyba wszyscy z nich byli przekonani, że jak urwał się do niej po śniadaniu to wiadomo po co.

- No? I jak było? Jak ci się podoba nasza Katia? - Rolf pytał rubasznym tonem ciekaw jego relacji. Pozostali także. Chyba do głowy żadnemu z nich nie przyszło, że mogli się spotkać w jakimkolwiek innym celu. Samą Katię spotkał jeszcze dwa razy podczas obiadu i kolacji. Wydawała posiłki tak samo jak przy śniadaniu i w poprzednich dniach. Ale tym razem Łasica trzymała się swojej roli i nie proponowała żadnych spotkań ani nic takiego. Zresztą drugi raz tego samego dnia to już mogło budzić zastanowienie i pewnie wolała nie ryzykować.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów
Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); zmierzch
Warunki: pokój gościnny, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz noc, zachmurzenie, sła.wiatr, mroźno (-15)



Johan



Kontrast między luksusem rezydencji van Hansenów a skromnym wyposażeniem domu jaki zajmował Sebastian był ogromny. Rezydencja należała do czołówki możnych w tym mieście więc ubogi cyrulik był jak z kompletnie innej bajki. A większość dnia Johan spędził właśnie pod tym drugim adresem po to by trochę po zmierzchu wrócić do siebie. Czyli do gościnnego pokoju w rezydencji van Hansenów. Stąd na własnej skórze i oczach mógł doświadczyć tego kontrastu. Ale to właśnie w tej niepozornej kamienicy urzędował jego nowy kolega ze zboru a ktoś z pozostałych dyżurował przy zamkniętych drzwiach piwnicy.

Przy okazji miał okazję poznać się lepiej z nimi oboma. Z Aaronem który koczował to w piwnicy to grzał się na górze w kuchni to z Sebastianem. Kontrast między nimi obydwoma też był nie mały niż między tamtą kamienicą a rezydencją w jakiej był teraz. Sebastian wydawał się pasować do obrazu młodego żaka, schludny i zadbany wydawał się przeciwieństwem do niedbałego, zarośniętego Aarona. A jednak obaj na swój sposób byli uczonymi z wykształceniem o innym profilu.

- Przyzwać demona? No nie wiem… Gruba sprawa… To lepiej zapytaj Starego… - Aaron wydawał się rozważać taki pomysł dość niedbale i nie wyglądał na przejętego. Chociaż jednak uznał za stosowne poprosić ich lidera kultu o zgodę na takie coś.

- A po co nam więcej demonów? Widziałeś co jeden z nich zrobił z Gustawem? Wygląda teraz jak potwór. A jak następny zrobi coś takiego z kimś z nas? - Sebastian za to jawnie zdradzał brak zaufania i zapotrzebowania na taki numer. Zresztą samego Gustawa Johan też miał okazję zobaczyć. Jak mniej więcej w środku dnia przyszła pora karmienia. I Aaron złapał za jakąś pałkę a Sebastian przyniósł jedzenie. Jakąś zupę i sporo wina. Głównie po to aby uśpić pacjenta i trzymać go w nieświadomości. A przy okazji Johan mógł go zobaczyć na własne oczy. I było na co popatrzeć!






https://i.ytimg.com/vi/xqi7lVl7xfI/maxresdefault.jpg


Gustaw okazał się być nie mniej postawny niż poznani ostatnio na zborze Egon, Kornas albo Silny. Masa mięśni i twarz z tępym wyrazem. Czy to z powodu podawanych usypiaczy czy umysł nieszczęśnika dawno zniknął w odmętach szaleństwa zaserwowanych mu przez istotę spoza tego wymiaru trudno było Johanowi stwierdzić. Wyczuwał w nim z bliska jakąś nutkę spaczenia plugawą magią. Aaron jak był magistrem to pewnie też powinien. Ale czy to była kwestia mutacji, obecności demonicznego bytu, czy jeszcze coś innego trudno było ocenić. Ale przechodził od tego dreszcz po karku i plecach. Jakby instynkt ostrzegał przed czymś niebezpiecznym nawet jeśli nie rozumiał natury tego niebezpieczeństwa.

Poza tym u Sebastiana leżeli jeszcze inni pacjenci. Chociaż oczywiście już nie w piwnicy tylko na parterze. Poznany na zborze ochroniarz Versany, Kornas oraz kobieta o myszatych blond włosach zaplecionych w liczne warkoczyki. Oboje byli w ciężkim stanie i słabo kontaktowali z otoczeniem. Sebastian bardzo się o nich martwił. Oni oraz Egon, Silny i Vasilij walczyli z jakimś potworem w podziemiach. Co prawda ubili go no ale jak było widać, nie obeszło się bez ofiar. Czy z tego wyjdą to Sebastian naprawdę nie wiedział. Jak nie umrą w ciągu najbliższych trzech dni to była szansa, że przeżyją.

A na wieczór wrócił też Sven. Właściwie niewiele później niż jego pan. Wieści właściwie Johana nie powinny być zbyt zaskakujące chociaż mogły dla kogoś kto pierwszy raz był w tym mieście. Jak Sven właśnie. Otóż ku swojemu zdumieniu odkrył on, że zaskakująco wiele budynków stoi w tym mieście pustych. Nic tylko brać! Można było zająć dowolny który był pusty. To właśnie odkrył jak dzisiaj chodził po mieście, oglądał i wypytywał. Było tu chyba więcej pustych budynków i magazynów niż zamieszkałych. I bardzo możliwe, że była to prawda. Bo z tego co Johan pamiętał z młodzieńczych lat tak właśnie było. Wtedy wydawało mu się to normalne ale jak pojechał w świat, do Altdorfu i innych miast po drodze zorientował się, że tam jest dokładnie na odwrót. Było więcej mieszkańców niż mieszkań. Panowała gęstwa ludzka jaka w Neues Emskrank była nie do pomyślenia. Ale to właśnie była imperialna norma a to te pustki nieudanego projektu budowy nowego miasta i portu były wynaturzeniem. Ale jak ktoś tu przyjeżdżał pierwszy raz jak Sven choćby to mogło być to zaskakujące odkrycie. Więc pewnie miał rację, pustych budynków, kamienic, magazynów było pod dostatkiem. Nic tylko zająć któryś. Chociaż raczej nie należało się spodziewać takich luksusów jak miał tutaj. Nawet taki poziom jak u Sebastiana to pewnie mogło być trudno. Przynajmniej na początku. Z drugiej strony raczej nikt chyba nie powinien robić trudności a jakby już urządzić się w takim domu i go postawić na nogi można by go mieć na własność co w takim Altdorfie było nie do pomyślenia. Tam się ceniło każdy metr i kąt pomieszczenia. Ale tutaj było aż za dużo wolnej przestrzeni.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172