|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-10-2021, 07:42 | #441 |
Reputacja: 1 | Festag; przedpołudnie; karczma “Wesołe warkocze” - Cześć. Chcesz dorwać to coś z kanałów? Bo rano znaleźli kolejne ciało. Znów jakaś kobieta. Posłałem już po Kornasa, Silnego i Normę. I po Trójhaka. I wziąłem trzech moich ludzi. Mają na nas czekać z lampami i linami. - Jak tym razem obędzie się bez łażenia w gównie przez parę godzin, to może coś zdziałamy - rzekł Egon, powstając z miejsca. - Skoczę tylko po sprzęt i możemy iść. I tak zrobił. Egon wdział swój skórzany pancerz, tarczę i topór, który podarowała mu szlachcianka. Kiedy przyszedł do karczmy z powrotem, rzekł do Cichego: - No, gotowy jestem. Dzisiaj ma być bitka, bez pierdolenia! - zawołał wojownik. Czy tak było rzeczywiście, można było tylko gdybać. Stwór z kanałów uchodził wszystkim już przez dłuższy czas, więc czy i tym razem uda mu się uciec - nie było wiadomo. Egon był pełen wątpliwości, ale pójść można było. Wszakże nie miał nic innego do roboty tak czy inaczej. - Dobra to chodź. - brodacz skinął głową i wstał z ławy. Po czym obaj wyszli na zaśnieżoną ulicę na którą dalej padał drobny puch. Vasilij prowadził skoro wiedział gdzie ma być to ciało i reszta wezwanych. --- Wciąż prószyło drobnym puchem i panował siarczysty mróz gdy we dwóch dotarli raźnym krokiem do jakiegoś zbiegowiska. Niezbyt licznego ale jednak widać było, że coś tam ciekawi tych wszystkich przechodniów i gapiów. Dwóch wojowników z czego jeden tak barczysty jak Egon nie miało większych trudności z przedarciem się przez ten niezbyt gęsty tłumek. Aż przed nimi ukazało się zdeptane miejsce w jakimś zaułku. Trochę już te niektóre pewnie starsze ślady były przysypane przez śnieg który bezustannie padał. Ale w oczy rzucała się krew. Bardzo dużo krwi. Gołym okiem było widać, że jak ktoś tu nie roztrzaskał baniaka z czerwonym winem, albo rzeźnik nie wylał wiadra z krwawą zawartością to musiało się coś tu stać. Coś złego. A był Festag więc żaden rzeźnik by się nie odważył i nie chciał pracować. - Cholera już ciało straż musiała zabrać. - westchnął z żalem Vasilij widząc, że chociaż miejsce wygląda jakby ktoś dokończył tu żywota w makabryczny sposób to jednak trupa już nie ma. Straży też nie było już widać ale jak nie było już trupa to i właściwie nie było tu czego pilnować. - Cześć. I jak? - usłyszeli jak ktoś do nich podchodzi. I okazało się, że to Silny z Kornasem. Obaj mieli latarnie i liny. I solidne, ukute metalem pałki podpadające już pod maczugi. Z oczywistych względów eunuch skinął im głową na powitanie ale w tłumie obcych wolał się nie odzywać. - Na co nam trup? - zapytał Egon. - Jasne jest, kto zaatakował. Trzeba tylko po śladach znaleźć. Znajdźmy klapę w pobliżu i wchodzimy, nie ma co czekać. Egon stał, rozglądając się za tym, dokąd prowadzi ślad krwi. Nie znał się na tropieniu zbyt dobrze, więc pozostało się zdać na innych, bardziej wprawnych w tej sztuce. On tutaj był po to, by dać odpór bestii, co ludzi mordowała. Jeśli, oczywiście, uda im się ją znaleźć. W co Egon wątpił. - Poczekajcie, rozejrzę się. - Silny skinął swoją łysą głową a brunet podszedł do tego zdeptanego śniegu. Chodził tam i rozglądał się po tej krwawo - śnieżnej kotłowaninie. Na tym zastał go jakiś typ jaki przepchnął się przez ten luźny tłumek gapiów i podszedł do niego. Wraz z nim przyszła myszata blondynka licznymi warkowczykami przylgniętymi do czaszki. Norma miała tarczę na plecach i oba toporki u pasa. Chyba się przywitała krótko z Vasilijem a ten wskazał na czekających na wynik oględzin kolegów bo spojrzała w ich stronę i pozdrowiła ich skinieniem głowy. Ale też zaczęła patrzeć w dół na te oznaki walki. Rozmawiali czasem we dwoje ale niewiele. I chyba niewiele było tu więcej do roboty bo Vasilij przyzwał pozostałych gestem dłoni. - To musiało być w nocy. Ona też tak uważa. Berko trochę mówi po kislevsku. No to śnieg już trochę przysypał ślady. Te co tu są to świeże. Pewnie jak się kręcili i zabierali ciało. Ale jakieś większe prowadzą tam dalej. Widzicie? Takie zagłębienia, jeszcze trochę widać. Zobaczcie jaki odstęp jeden od drugiego. Duże susy musiał dawać. - Vasilij wyjaśnił co tu się mu udało zorientować w sytuacji. I wskazał na jakiegoś swojego pomocnika co widocznie dzięki kislevskiemu mógł się z toporniczką dogadać lepiej niż oni. A na koniec te całkiem sporo zdeptanych śladów. Te były w miarę świeże, śnieg je dopiero zasypywał. To jak zabierali ciało i pewnie też swoje oglądali tej rzeźni. Ale były też mniej wyraźne. Łatwo było przegapić bo teraz to już wyglądały jak łagodne zagłębienia gdy w sporej mierze nocny i poranny śnieg zdołał je zasypać. Układały się jednak w częściowo zasypane ślady. I tak jak mówił Vasilij, człowiekowi trudno by było dawać takie spore susy jeden od drugiego. - Chodźmy. - mruknął Silny dając znać, że nie uważa za stosowne czekać na kogoś jeszcze. Klepnął w ramię Cichego dając mu znać aby prowadził. Ten zgodził się, spojrzał jeszcze na pozostałych czy czegoś jeszcze chcą na miejscu i ruszył skrzypiąc świeżo napadanym śniegiem. Egon podszedł bliżej do śladów, które zostawił wielki stwór i pokręcił głową. - Nie ma szans, ubijamy go - rzekł Egon. - Bestia jest zbyt niebezpieczna, jak takie ślady robi, od razu się na nas rzuci, a i walka będzie zaciekła. Jeśli cudak jest chociaż w połowie tak wielki, jak zostawia ślady, to czeka nas solidne starcie. Żartów nie będzie, koledzy. Wyglądało na to, że tym razem “cudak” znajdował się nieco bliżej grupy niż zazwyczaj. Jeśli zdążą go ubić, to nagroda Czarnego będzie pewna i zapewne stary spojrzy na nich łaskawszym okiem, kiedy będą swój interes otwierać w jego rewirze. - Dobra, to co, idziemy dalej? - rzekł Egon, idąc za śladami. - Norma prowadzi, bo wie, jak tropić. Zupełnie jak wilk, ha-ha-ha! - Egon zaśmiał się z własnego żartu. - A tak poważnie, to ruszmy dupy, bo marznę tutaj. --- - No. Duży musi być jak takie susy robi. Egon ma rację. Nie ma co się z nim bawić. Może jak się uda to się uda. Ale nie ma co się z nim bawić. To jakieś duże bydlę jest. - Silny pokiwał łysą głową i poparł zdanie gladiatora. Kornas wzruszył ramionami no ale za niego zwykle myślała Versana więc nie był nawykły od podejmowania decyzji. Vasilij trochę się skrzywił jakby nie do końca było mu to w smak ale ostatecznie nic nie powiedział. Więc ruszyli. Cichy z Normą szli na czele. Pozostali kilka kroków za nimi. Jak się okazało tropy prowadziły raczej mniej ludnymi ulicami. A w nocy to pewnie całe miasto było ciemne i wymarłe. - Chyba kieruje się do portu. - powiedział Vasilij. Nie było to zbyt odkrywcze bo chyba wszyscy widzieli, że faktycznie ulica po ulicy zbliżają się do słonego powietrza wód zatoki. I jeszcze zaułek i przecznica czy dwie i wyszli nad portowe nabrzeża. Tu jednak trop się urywał. Z jednej strony nabrzeże było bardziej zdeptane niż pustawe uliczki a z drugiej jak bestia wskoczyła do wody jak to miała w zwyczaju to nie musiała zostawić więcej śladów. - No to nie wiem co teraz. Można by się przejść wzdłuż wybrzeża. Gdzieś może wyszła na brzeg. Bo nawet jak biegła tutaj w nocy jak było pusto i ciemno to teraz sami widzicie. Podeptane wszystko. - Vasilij skrzywił się na ten portowy ruch który utrudniał zachowanie śladów na dziewiczym śniegu tak jak do tej pory im się udawało iść po nich od miejsca ostatniego zabójstwa. Silny zasępił się i podrapał po policzku. Kornas rozejrzał się ale jak zwykle tylko wpakował sobie do ust jakąś przekąskę i milczał. Norma rozglądała się po nabrzeżu. - I co, będzie czekać na nas, aż po niego przyjdziemy i zgarniemy? - Egon uśmiechnął się krzywo. - Jak już wskoczył gdzieś, to do dziury kanałowej przy dokach, przecież na morze nie wypłynął. A jak wypłynął, to nie znajdziemy. Wojownik szedł więc prostą linią od momentu, aż zaczęła się linia wybrzeża i podszedł do brzegu, szukając na zaśnieżonym wybrzeżu jakiegoś śladu, szczególnie takiego, który prowadził w stronę kanałów. Wyglądało na to, że także i tym razem zostaną z niczym. Postanowił jednak spróbować jeszcze nieco. - Jak takie wielkie ślady zostawia i rzeczywiście jest w kanałach, to może zostały ślady w otworze do kanałów. Rozdzielmy się, jedni pójdą na wschód, drudzy na zachód i spotkajmy się tutaj z powrotem. Może znajdziemy jakieś ślady. Inaczej… Nie widzę tego - Egon wzruszył w końcu ramionami. Nie miał ochoty na kolejną wyprawę, w której nikt nie wiedział, o co chodzi. Jeśli mieli iść, to po świeżym tropie. - To może sprawdźmy tamtą dziurę co ostatnio. Jak tam nie będzie nic nowego no to się rozdzielimy i zrobimy jak Egon mówi. - zaproponował Vasilij patrząc na pozostałych. Silny popatrzył gdzieś na kawał nabrzeża dalej gdzie był ten wlot do kanałów jakim włazili ostatnio. Chyba nikt innego nic nie wymyślił bo wzruszył ramionami i skinął głową. Więc pstrokata grupka ruszyła w tamtym kierunku. Doszli tam z pół pacierza albo pacierz później. Pozornie nic się nie zmieniło. Wąskie kamienne stopnie, równie wąski kawałek podmurówki którym można było ostrożnie podejść do wylotu kanału w celach konserwacji czy innych. No i sam śmierdzący i wilgotny okrągły otwór który już po kilku krokach ział czarną ciemnością. Trzeba było pakować się pojedynczo a czy w ogóle jest sens to pierwszy zszedł tam Vasilij. Reszta patrzyła na niego z góry nabrzeża. Ten ostrożnie zszedł, podszedł frontem do kamiennej ściany i zajrzał do otworu. Chwilę mrużył oczy próbując coś tam dojrzeć i nagle uśmiechnął się szeroko. - Jest! Chodźcie zobaczyć! - ucieszył się i zawołał ich zachęcająco. Po czym zaczął gramolić się do środka otworu. Co z braku miejsca i niewygodnej pozycji wcale nie było takie łatwe. Reszta jednak pojedynczo powtarzała jego trasę. Schodząc najpierw stopniami a potem wąskim, kamiennym progiem kawałek nad lodowatymi, stalowymi wodami zatoki. W końcu i Egon się doczekał swojej kolejki. Szedł zaraz za Silnym to widział jak ten w milczeniu przyłożył swoją łapę do widocznego w błocie szponiastego śladu. Ale nadal mniej więcej o kształcie ludzkiej dłoni. Silny, Egon czy Kornas nie byli ułomkami i łapy też mieli jak bochny chleba. Ale przy tych szponiastych to wyglądały jak dziecinna rączka przy łapie dorosłego wojownika. A szponiasty ślad na tej krawędzi otworu odcisnął się dość dobrze. Stwór pewnie też musiał się jakoś złapać aby dostać się do środka. Tak i teraz jego łowcy po kolei władowali się do wylotu kanału. Jeszcze chwilę trwało rozpalenie lamp i byli gotowi aby ruszać dalej. - Duży jest skubaniec. Duży i szybki. - Silny mruknął cicho spluwając na dno kanału jak czekał aż koledzy też rozpalą swoje lampy. Egon nie wierzył własnym oczom. Ślad był świeży! Nie jakieś tam popłuczyny z zeszłego albo jeszcze wcześniejszego tygodnia. Nie, tym razem wyglądało na to, że kreatura była tutaj sensownie wcześnie. Zatem i zwiększały się szanse pochwycenia “cudaka”. - No, no - pokiwał z uznaniem głową Egon. - Co jak co, ale bym nie pomyślał. Może wreszcie się spotkamy z drabem z twarzą twarz. Albo twarzą w mordę, ha! Po czym wyciągnął zza pasa topór, a tarczę założył na dłoń. To było wszystko, pozostali byli wyposażeni w lampy, ktoś wziął sieci, Cichy także miał chyba kuszę. - Idziemy tak jak ostatnio, ja na przodzie, Cichy z lampą przy mnie, reszta ubezpiecza z tyłu. Jak się chodnik rozszerza, to ktoś z walczących na przód. I tyle w sumie. Egon podszedł do ziejącego ciemnością otworu. - To co, panowie? Ruszamy dupy?
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
16-10-2021, 07:44 | #442 |
Reputacja: 1 | Festag; południe; podziemia No to ruszyli dupy jak to zgrabnie ujął Egon. Ruszyli i szli. Przez te podziemia i kanały. W pewnym momenice Vasilij się zorientował, że chyba zbliżają się do tamtego obcego tunelu prowadzącego do jeszcze głębszych podziemi. Pozostali nie byli tego pewni. Podziemne cembrowiny kanałów i smród oraz cichy plusk, kapanie i inne szmery wydawały się niezmienne. A w ich grupce to Vasilij wydawał się najlepiej orientować w terenie. Może i Norma też ale była tu pierwszy raz to trudno było jej coś powiedzieć. Ale po jakimś czasie okazało się, że uwaga rzucona przez bruneta z lampą potwierdziła się. I dotarli do tej krzywej dziury w ścianie kanału co wyglądała na jakiś dziki podkop. Właściwie to pewnie to właśnie to było. - Wlazł do środka. - powiedział raczej oczywistą i dla pozostałych rzecz Vasilij. Silny też przyświecił sobie lampą aby spojrzeć na dół. Ale nic tam nie zobaczył poza krzywymi krawędziami dzikiego podkopu. - Trochę szkoda. Miałem nadzieję dorwać go gdzieś w kanałach. No nic. Sam się nam nie złapie. Więc albo trzeba wleźć tam na dół albo wracać do portu. - Silny popatrzył na twarze pozostałych chcąc ukrócić zbędne dyskusje i z miejsca sprawdzić czy w tych nieznanych tunelach też są chętni ścigać, dorwać i walczyć z dziką bestią. Egon potarł wielką jak bochen chleba dłonią brodę, ważąc, co było lepszym wyjściem - wyjść z powrotem do portu albo próbować ścigać bestię w tunelach. Jak tunele głębokie były - nie wiadomo, ale raczej drugiej takiej szansy już nie dostaną. - Ej, zszedłbym i przynajmniej spenetrował ten najbliższy tunel - rzekł w końcu Egon. - Zerwaliśmy się i już tutaj ze sprzętem jesteśmy, to przynajmniej idźmy, dopóki możemy. Jak się tunel rozdzieli, to pomyślimy. Po czym na próbę wszedł do podkopu, przymierzając, jak dobrze albo jak źle będzie mu się szło w głąb. - Chociaż spróbujmy. Zobaczymy czy w ogóle będą jakieś ślady tam na dole. - powiedział Silny po chwili zastanowienia. W końcu więc najpierw Egon a potem po kolei reszta przeciurkała się przez ten mało wygodny do wspinaczki tunel prowadzący w dół. Trochę to trwało bo musieli schodzić pojedynczo. Ale jakoś się udało. Na dole znaleźli się i zebrali do kupy. W świetle lamp widać było zebrane twarze i sylwetki. Kto jednak trzymał lampę nie bardzo mógł sobie pozwolić na niesienie tarczy. Ruszyli dalej tym samym “korytarzem” jaki bardziej przypominał norę niż korytarz. Tylko na tyle dużą, że pośrodku dało się iść wyprostowanemu człowiekowi. Poziom łagodniał stopniowo aż się zrobił mniej więcej płaski i dotarli do tego rozwidlenia gdzie ostatnio zawrócili. Znów na dnie tej nory dało się dostrzec jakieś ślady. W tym także te duże jakie ich interesowały najbardziej. Właśnie po nich poszli. - Nie wiem czy to dobry pomysł. Będziecie umieli wrócić na górę? - Silny pytał cicho swoich towarzyszy gdy przeszli już kawałek tymi korytarzami. A te ciągnęły się i ciągnęły. Bez końca ani początku. Czasem trafiali na jakieś zgrubienia przypominające jakieś komory ale nic co by dało się zidentyfikować z czymś znajomym. Nie natrafili też na nic żywego. Ani dużego ani małego. Nie licząc może jakiegoś ziemnego robactwa co jakiś czas. Ale to nikt z towarzyszy łysego mięśniaka udzielił mu odpowiedzi. Silny i Kornas zostali całkowicie zaskoczeni nagłym ruchem. Nic nie zdążyli usłyszeć ani zobaczyć zanim się zaczęło. Norma podobnie, po prostu ciut szybciej zareagowała na reakcję pozostałych. Bolo, Egon i Vasilij zdążyli też niewiele więcej. Po prostu zorientowali się, że w promień światła rzucanego przez lampy coś tam zaczyna majaczyć w bocznym korytarzu jaki mijali a moment później to coś już przy nich było. I było wielkie! Rzuciło się na Bolo który miał pecha akurat przechodzić naprzeciwko tego bocznego korytarza. Rzuciło się z jakimś piskliwym wrzaskiem. I było wielkie! Nawet tacy mocarze jak Egon, Silny czy Kornas wydawali się przy tym czymś malutcy jak małe dzieci. Było pewnie tak wielkie jak troll albo niedźwiedź! I szybkie! - O cholera co to jest!? - wrzasnął spanikowany takim nagłym atakiem monstrum Vasilij. Szedł tuż przed Bolo i teraz odruchowo odskoczył gdy to wielkie, ogoniaste coś rzuciło się na jego podwładnego. - O matko! - krzyknął przestraszony zbit jak zorientował się, że na niego zaraz spadnie pierwsze uderzenie potwora. A jakie ten miał szpony i zębiska! Te kilkanaście kroków oświetlonej strefy pokonał w dwóch susach i już był przy nich! Jaki był szybki! Kornas pisnął coś niezrozumiale i nerwowo miętolił trzonek swojego obucha jakby miał ochotę stąd czmychnąć ale nie chciał też zostawiać kolegów. Egon z Silnym też czuli zaniepokojenie. To było tak wielkie i szybkie jak zwiastowały to ślady! To musiało być niebezpieczne i agresywne! I było tuż przy nich! Zapowiadała się krwawa walka o przetrwanie, nikt w tej chwili chyba nie myślał aby łapać i unieruchamiać coś tak szybkiego i wielkiego, z takimi szponami i zębiskami! Jedynie Norma chociaż zaskoczona tak samo jak inni tym atakiem wydawała się wziąć w garść. I krzyknęła coś ponaglajaco wskazując toporem na poczwarę. --- Mecha 71 wykrywanie stwora: Egon; ZRĘ + Spostrzegawczość; 40-15=25 vs 40+20-10=50 > 50+25-50=25; rzut: 18; 25-18=7 > remis = wykrywa z 10 m Silny; ZRĘ + Spostrzegawczość; 45-10=35 vs 40+20-10=50 > 50+35-50=35; rzut: 88; 35-88=-53 > du.por = wykrywa z 0 m Vasilij; ZRĘ + Spostrzegawczość; 45+10+20=75 vs 40+20-10=50 > 50+75-50=75; rzut: 60; 75-60=15 > ma.suk = wykrywa z 20 m Kornas; ZRĘ + Spostrzegawczość; 35-15=20 vs 40+20-10=50 > 50+20-50=20; rzut: 81; 20-81=-61 > du.por = wykrywa z 0 m Norma; ZRĘ + Spostrzegawczość; 40-15=25 vs 40+20-10=50 > 50+25-50=25; rzut: 63; 25-63=-38 > śr.por = wykrywa z 2 m Bolo; ZRĘ + Spostrzegawczość; 30+10=40 vs 40+20-10=50 > 50+40-50=40; rzut: 35; 40-35=5 > remis = wykrywa z 10 m --- Test strachu Egon; SW; 30-10=20; rzut: 34; 20-34=-14 > ma.por = zaniepokojenie (mod 0) Silny; SW; 50-10=40; rzut: 57; 40-57=-17 > ma.por = zaniepokojenie (mod 0) Vasilij; SW; 30-10=20; rzut: 98; 20-98=-78 > sp.por = panika (mod -15) Kornas; SW; 30-10=20; rzut: 53; 20-53=-33 > śr.por = obawa (mod -5) Norma; SW; 50+10-10=50; rzut: 38; 50-38=12 > ma.suk = bierze się w garść (mod 0) Bolo; SW; 30-10=20; rzut: 73; 20-73=-53 > du.por = strach (mod -10) --- Egon zacisnął zęby. Ale że co, że jak, tak tutaj, od razu, w tym tunelu, walka? Żadnych podchodów, żadnego błądzenia po korytarzach przez parę godzin i wypalania lampy? Tutaj, zaraz przy wejściu do doków? - Niemożliwe! - krzyknął Egon, a w jego głosie pobrzmiewało zdziwienie zmieszane z lękiem. - Kurwa! Obrzydlistwo. Tyle Egon myślał o tym, co ich spotkało. Potrzebowali zabić poczwarę czym prędzej. Pewności dodawało mu to, że byli tutaj Silny, Kornas i Norma, którzy potrafili dać odpór w razie czego. Egon z okrzykiem bojowym zaatakował bestię wściekle toporem, nie bacząc, czy Vasilij wyciąga te swoje sieci, czy nie. W istocie, myśl o spętaniu bestii w sieć była teraz tak absurdalna, jak próba spętania niedźwiedzia workiem na ryby. Do diabła z pętaniem, pomyślał Egon. Chciał zarżnąć cudaka i mieć to wszystko z głowy. No to zaatakowali. Obie strony po pierwszym wahaniu i zaskoczeniu zaatakowały się wzajemnie. Egon pomimo powagi sytuacji rzucił się na rosłego stwora. Ten skupiony na Bolo poświęcił mu mniej uwagi. I pewnie dlatego gladiatorowi udało się wbić topór w cielsko. Chociaż efekt na tak dużym celu nie należał do spektakularnych. Poczuł uderzenie w coś żywego i twardego a jak ostrze wracało wróciło do niego z krwistą posoką. Ale jedno trafienie to widocznie było za mało aby zaszkodzić czemuś tak dużemu. Obok niego zaszarżował Silny ze swoją pałą. Walną lub raczej próbował ną walnąć potwora. Ale albo miał mniej szczęścia albo stwór więcej. Bo pałka mięśniaka przeszyła powietrze nie sięgając żeber stwora w jakie Silny celował. A w zamian ten sieknął go krańcem szponów. Łysy krzyknął boleśnie gdy na ramieniu pojawiły się krwawe smugi. Ale nie wycofał się z walki. Rana nie musiała być więc poważna. Z przeciwnej flanki zaatakowała Norma która do niedawna szła gdzieś za dwójką łotrzyków. Jej też udało się trafić poczwarę jednym ze swoich toporów ale też nie widać było aby coś to jej zrobiło. Za to stwór zrobił coś Bolo którego obrał za pierwszy cel. Zaszarżował właśnie na niego i już pierwszym ciosem wydawało się, że przetnie go na pół. Potężne szpony trafiłu mężczyznę prosto w brzuch i pierś wypruwając mu to co tam było. Ten zachwiał się i wrzasnął z bólu. Próbował uderzyć cofającą się łapę swoim tasakiem. Ale nie zdołał a przez to nie zauważył ciosu drugiej łapy jaka sieknęła go z drugiej strony. Mężczyzna zawył boleśnie i upadł na kolana. Na oko Egona to było już po nim. Nawet jakby przeżył to w tej walce już im nie mógł pomóc. Stracili pierwszego ze swoich a bestia wydawała się nienaruszona w swojej furii i mocy. Egon Bolo nie znał, toteż poręczyć za niego nie mógł, ale trzeba było przyznać, że padł na ziemię jak wór kartofli, kiedy tylko szpony wielgachnego potwora zatopiły się w jego ciele. - Jak macie, kurwa, jakieś triki, plan, albo jakąś gównianą magię, to byłby dobry moment, żeby teraz! - wrzasnął. - Rzucaj sieci, a żywo! - zawołał Egon, mając nadzieję, że sieć zajmie bestię na tyle, by ją uśmiercić. Egon nie miał pojęcia, jaki byłby inny sposób uśmiercenia albo pochwycenia potwora. Wycofanie się raczej nie wchodziło w grę, ich straty byłyby znacznie większe, niż gdyby się obronili. Pozostało zatem iść w zaparte i mieć nadzieję, że zarżną zwierza w porę. To znaczy, zanim on zarżnie ich. Egon po raz kolejny zaatakował wściekle toporem. Zaatakował i topór ponownie świsnął w powietrzu mrocznego tunelu. Wbił się blisko kregosłupa poczwary. Ta bowiem po powaleniu Bolo skoncentrowała się na Kornasie. Może dlatego, że łysol z piskliwym głosem rzucił się na nią i trzasnął ją swoim dwuręcznym obuchem. Nie trafił. Ale potwór chyba zwrócił tym na siebie uwagę poczwary. Bestia się zaraz odwinęła ochroniarzowi Versany. Sieknęła go szponami przez jego masywną pierś aż na ścianę siknęła krwawa posoka. Norma też nie próżnowała, zrobiła zmyłkę jednym toporem ponad ramieniem stwora a drugim udało jej się go trafić. Ale pechowo dla niej ostrze ześlizgnęło się po metalowych karwaszach stworzenia tylko na moment wybijając je z rytmu. Vasilij zaś próbował gorączkowo ściągnąć z siebie sieć stojąc za plecami Normy i Kornasa aby zgodnie z okrzykiem Egona użyć jej na stworzeniu. Ale po trafieniach Kornasa, Egona i Silnego bestia wreszcie zaczęła zdradzać jakieś oznaki zmęczenia. Chociaż niezbyt duże a i łysy młociarz już też był raniony ale jeszcze trzymał się na nogach i wymachiwał swoją bronią całkiem żwawo. Gdy potężne szpony spadły na niego z góry zadając powalając go na nierówną ziemię tunelu. Mocarz upadł ze straszliwym, kobiecym piskiem na ustach i już się nie podniósł. Z tamtej strony została więc tylko Norma w bezpośredniej walce i to na niej skoncentrowały się ataki monstrum. Dzięki czemu Egon i Silny z drugiej strony mieli ułatwione zadanie. Norma siekła zawzięcie swoimi oboma toporami ale w pojedynkę musiała stopniowo cofać się pod naporem bestii. Co niejako wymusiło podobny ruch na obu zwolenników boga krwi postępujących krok w krok za potworem. - Uwaga, rzucam! - krzyknął w pewnym momencie Vasilij. Zajęta walką toproniczka mogła tylko uskoczyć pod ścianę. Ale okazało się, że rzut siecią w tak duże i szybkie zwierzę jak to coś z czym walczyli w niezbyt szerokim tunelu nie jest takie proste. Zwłaszcza jak się to robiło po raz pierwszy. Cichy cisnął co prawda sieć ale ta za bardzo uderzyła o sufit i bok jamy, zaczepiła o coś czy co i w efekcie nieszkodliwie spadła na jej dno ze dwa kroki przed potworem. - To na nic! - krzyknął sfrustrowany Vasilij i widząc marność swoich poczynań z siecią darował sobie próby jej odebrania i zaczął sięgać po łuk. Gdzieś w tym moemncie mijał go ledwo sapiący i półświadomy Kornas jaki próbował się odczołgać od wciąż walczących. Zostawiał za sobą wyraźny, krwawy ślad na wykopanej ziemii. A walka trwała nadal. Na polu walki została potworowi już tylko trójka przeciwników. Wciąż koncentrował się na Normie. Gdyby ją też wyłączył z walki mógłby skoczyć na Vasilija który przezbrajał się właśnie w łucznika albo na dwóch gladiatorów. Toporniczka miała pecha podobnie jak Silny. Już ktoryś raz ich topory grzmotnęły w te obręcze na nadgarstkach stwora albo utknęły w masie mięśni, sierści i kości jakie ten miał na sobie ale było wątpliwe aby uczyniły mu większa krzywdę. Topór Egona albo sam Egon sprawdzał się pod tym względem bez zarzutu. Bo podarowana przez van Hansen broń jak już trafiała to zawsze zadawała jakaś krwawą ranę wywołując pisk boleści stwora. Ale ten nie ustępował. W sukurs kolegom przyszedł w końcu Vasilij jaki chociaż ręcę mu się nadal trzęsły bo już tylko Norma oddzielała go od bestii to jednak zaczął posyłać mu kolejne strzały. A i toporniczka już coraz wyraźniej słabła i chwiała się po kolejnych ciosach szponów i kłów potwora. Zaczął się wyścig kto kogo wykończy prędzej. I okazało się, że mieszkaniec podziemii ten wyścig przegrał. Topory, obuchy i strzały w końcu zmordowały nawet tak żywotne stworzenie. Po raz ostatni zdzielił Normę rozpruwając pazurami jej bark i kolczugę jakby była ze zwykłeg materiału. Ona zawyła ale spróbowała się mu odwzajemnić. Trafiła ale jej topór już wyraźnie wolniejszy i słabszy niż na początku starcia znów trafił na te żelazne karwasze. Za to w pierś potwora wbiła się strzała z vasilijowego łuku a w jego trzewia dwa topory obu wojowników. Monstrum zawyło oskarżycielsko na całe kanały, uniosło łeb ku górze po czym zwaliło się bezwłądnie na podłogę korytarza. Przez chwilę zwycięzcy patrzyli ciężko dysząc i mrugając oczami czy to już koniec. Ale chyba tak. Bestia wyraźnie dogorywała nie zamierzając się podnieść. Ale rachunek wystawiła dość słony. Właściwie tylko Egon i Vasilij wyszli z tego bez szwanku. Silnemu właściwie też nic nie było. Poza tym draśnięciem z początku walki później jakoś udawało mu się unikać kłów i pazurów bestii. Ale Norma krwawiła z wielu ran. Oparła się plecami o ścianę korytarza i zaraz się po niej osunęła na dół. Kornas w agonalnym amoku odczołgał się gdzieś w ciemność zostawiając ślad po tym czołganiu na zbitej, surowej ziemi. A Bolo nie żył. Egon starł pot czoła. Ale był to tylko pot, tym razem obyło się bez wrażej (lub jego) krwi. Pozostali jednak nie wyglądali tak dobrze: Vasilij trzymał się dobrze, bowiem nie brał udziału w bezpośredniej walce. Egon pokiwał głową i wydobył spod połów kubraka małą butelkę wypełnioną gorzałą, z której pociągnął łyk i dał się także napić Kornasowi. - Kurwa - skwitował tylko wojownik to, co stało się tutaj. - Trzeba tu posprzątać, na wszystkie diabły. Trupy wynieść. Odchrząknął, przyglądając się Bolo. Wyglądało na to, że w ogóle się nie ruszał. Czy był martwy, być może. Z drugiej strony, widział, że jedni wychodzili z gorszych ran, więc sprawy przesądzać nie chciał. Medykiem nie był. Ale Bolo wyglądał na martwego. Norma i Kornas natomiast wyglądali, jakby wkrótce mieli zawitać do Morrowych bram, jeśli tylko nie wezmą ich stąd czym prędzej. - Dobra. Pomogę Kornasowi i Normie wyjść z tej dziury. Chyba, że macie jakieś dekokty albo inne medykamenty, co żeście na podróż wzięli, ja nie mam nic. Trzeba odtransportować Bolo też i… Właśnie. Jak, kurwa, chcemy przenieść tego draba przez miasto? Najlepiej to chyba w tą sieć tego cudaka zapakować i po kłopocie. Tu spojrzał tutaj na Silnego, który z całej drużyny był mniej więcej tyle pary w łapie, co on. - No nic - rzekł na końcu, podając Normie rękę. - Idziemy. Na gadanie, jak to było i co było, to potem będzie czas.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
16-10-2021, 07:55 | #443 |
Reputacja: 1 |
|
16-10-2021, 08:21 | #444 |
Reputacja: 1 | Festag; południe; pensjonat Frau Holtz |
16-10-2021, 16:51 | #445 |
Reputacja: 1 | Joachim nie do końca wiedział co myśleć o swoich nowych "braciach i siostrach" Właściwie to nigdy nie był częścią większego kultu, jego mistrz z Altdorfu był ostrożny i unikał większych grup, nie zabierał też ucznia na wszystkie spotkania. W każdym razie jak na wyznawców Potęg Chaosu ci których tutaj poznał wydawali się dość przyziemni, choć Starszy wydawał się być doświadczoną i rozważną osobą. Łasica i Egon też robili wrażenie kompetentnych. Zastanawiał się co mogli razem zdziałać i też na ile też mogli sobie wzajemnie ufać? No i pewnie ci z widocznymi mutacjami kryli się w dziczy, też powinien ich kiedyś poznać. Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 16-10-2021 o 17:51. |
17-10-2021, 01:11 | #446 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 72 - 2519.02.17; wlt (1/8); przedpołudnie Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); przedpołudnie Warunki: wnętrze lochów, jasno, nieprzyjemnie, cicho; na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, bardzo mroźno (-20) Egon https://i.pinimg.com/originals/8a/24...6c605ed6b6.jpg To nie było zbyt przyjemne miejsce. Ale cóż… W końcu to były lochy. A mogło być gorzej. Mógł być po mniej właściwej stronie krat. Albo ścian. Dzisiaj chyba trafił na zmianę w grafiku czy co. I chyba nie podpadł żadnemu szefowi czy co skoro nadal go tu trzymali. W każdym razie od rana jak przyszedł pod główną bramę to przypadł mu dyżur wewnątrz budynku. Co było o tyle przyjemne, że chociaż owo wnętrze budynku nie grzeszyło urodą to chociaż nie prószyło śniegiem a i mróz był stępiony do nieprzyjemnego, wilgotnego chłodu. Więc było całkiem nieźle. W porównaniu do zeszłego tygodnia. No a jak był w środku to mógł więcej niż na zewnątrz. Nawet jak stał, siedział czy chodził z innymi strażnikami to jednak mógł więcej. Chociaż nie wszystko. Mógł na własnej skórze przekonać się o czym mówiła Łasica. Póki chciał sobie robić za strażnika to właściwie nic nie stało na przeszkodzie. Ale jakby chciał się urwać i pozwiedzać czy porobić coś bez kolegów to już o wiele trudniej. Bo ile można siedzieć na klopie czy co? A to właściwie była jedna z niewielu okazji aby mógł zostać sam bez nich. No chyba, że się wokół ciebie zakręciła kochliwa Katja. Co jak to w swoim wewnętrznym męskim towarzystwie koledzy nazywali ją ruchliwą rechocząc przy tym obleśnie. Ale chyba sprawiało im przyjemność, że taka sztuka lata za nimi i tak prawie sama rozkłada przed nimi nogi albo klęka do berła. Czuli się i opowiadali to sobie i nowemu koledze jak zwycięzcy. Gdyby Łasica była porządną dziewczyną a jeszcze z dobrego domu to pewnie powinno jej serce pęknąć ze złości gdyby usłyszała co tu o niej koledzy z pracy wygadują. Ale akurat dzisiaj taka zaszargana reputacja latawicy mogła im się przydać. - Ty to chyba nowy jesteś co? I zostaniesz u nas? Podoba ci się? - zaćwierkała do niego rudowłosa Katja gdy wydawała mu śniadanie na stołówce. I tak jakoś zgrabnie poprosiła go o pomoc z bardzo ciężkimi skrzyniami kóre taki bardzo duży mężczyzna jak Egon na pewno bez problemu mógłby jej władować we właściwe miejsce. Może dlatego przy śniadaniu tak się nasłuchał od kolegów jaka to z niej ruchawica. I chyba mu trochę zazdrościli domyślając się po co tak naprawdę do niej idzie i co i gdzie będziej jej pakował. Właściwie stało to w sprzeczności z regulaminem i moralnością. Ale widocznie do Katji chyba już wszyscy się przyzwyczaili i mieli wielkie wyrozumienie, że miło było skorzystać z jej gorących i gościnnych wdzięków. To jak po śniadaniu ruszył sam w stronę magazynów i kuchni to nawet nikt się nie dziwił ani go nie zatrzymywał. Szedł prosto. W końcu był cały i zdrowy. Co mogło wydawać się dziwne po walce stoczonej wczoraj głęboko w podziemiach. Inni nie mieli tyle szczęścia. Bolo padł na samym początku walki. Kornas i Norma przetrwali ale byli w stanie krytycznym. Musieli ich wspólnie we trójkę wynieść najpierw z tuneli a potem przez kanały. A potem jeszcze przez miasto w świetle kończącego się dnia aż do domu gdzie urzędował Sebastian. Zdziwił się ale przyjął ich i wyglądał na takiego co wie co robi. Z tymi rannymi, krwią, gotowaniem wody i tak dalej. Musieli mu pomóc ich ułożyć na łóżkach, rozebrać i przewalać w jedną to w drugą stronę. Co im zajęło czas do zmroku. Jak od niego wychodzili to już było bardziej ciemno niż jasno. Jak się znów ładowali we trzech do kanałów to już właściwie było ciemno jak w nocy. Vasilij znów się przydał jako przewodnik bo para mięśniaków miała dość mętne pojęcie rozróżnić jedną odnogę tunelu od kolejnego. A on jakoś trafił do tej dziury. Wcześniej nieźle się zmordowali aby wynieść tędy Kornasa i Normę. Musieli pojedynczo. Wspinanie się jak się było całym i zdrowym wymagało uwagi i pewnej dozy zręczności. A jak trzeba było jeszcze wnieść takiego bezwładnego kloca jak ochroniarz Versany to mordęga właśnie. Norma była lżejsza i drobniejsza od niego ale w tej kolczudze i reszcie też było przy czym się nasapać. Dobrze, że nic ich nie ścigało ani nic takiego bo mogło się zrobić dramatycznie. Więc jak schodzili na dół we trzech to teraz poszło im lżej. Bez trudu znaleźli otarcia na miękkiej ziemi i krwawe ślady jakie zostawili tu poprzednio. I dalej wystarczyło po nich iść do miejsca ostatniej walki. O ile któryś z kolegów Egona nie zrobił tego za pierwszym razem gdy ten akurat nie patrzył to ktoś przeszukał ciało Bolo. Bo brakowało pasa i sakiewki. Ale jak Norma i Kornas właściwie byli wyłączeni z akcji to podejrzani byli tylko Silny i Vasilij. Ci na oko brodacza też wyglądali na zdziwionych tym odkryciem. Spoglądali w ciemność bezimiennego tunelu. Ale w końcu zawinęli ciało podwładnego Cichego i odrąbali łeb potwora jako dowód wykonania zadania. I wrócili znów do tego krzywego komina czy ziemnej studni aby wspiąć się do kanałów. Z kolejnym ciałem, tym razem całkiem bezwładnym i już sztywnym było równie trudno jak z Kornasem. Potem jeszcze kanałami do portu i wreszcie na lodowate, morskie powietrze. Tam rozstali się z Cichym który powiedział, że załatwi sprawę z Bolo. A Silny z Egonem poszli do Czarnych. Jak doszli to już była z połowa wieczoru. Późno na wizytę porządnych ludzi u porządnych ludzi. Ale wątpliwe by ktoś w tym gronie zasługiwał na to miano. A herszt najsilniejszej bandy w mieście przyjął ich bez większych ceregieli. Wyszedł do nich gdzieś z tylnej izby i wcale nie wyglądał na ksiecia podziemia jakim w gruncie rzeczy był. W zwykłej koszuli i kalesonach wyglądał jak jakiś mieszczuch. Chociaż tatuaże jakie wystawały spod ramion i kislevskiego kołnierza wskazywały już na nie tak rutynową przeszłość. A mimo to jego ludzie wyglądali już bardziej jak uliczne zbiry i wyraźnie słuchali jego poleceń. Nawet Silny to zwykle tyle szacunku to okazywał tylko Starszemu i może trochę Karlikowi. - No? Co jest Silny? Z czym przychodzisz? - zapytał krótko i dość flegmatycznym tonem czekając aż przedstawią swoją sprawę. I przedstawili. Silny po prostu wywalił łeb stwora z torby jaką pożyczył od Sebastiana właśnie w tym celu. Obły kształt stuknął o blat i potoczył się po nim. Czarni się tego chyba nie spodziewali bo drgnęli gdy zorientowali się na co patrzą. Odruchowo dłonie sięgnęłu ku rekojeściom noży i pałek a spojrzenia na herszta. Ten okazał więcej opanowania bo właściwie w ogóle nie widać było żadnej reakcji. Obserwował przez chwilę znieruchomiały łeb podobny trochę do jakiegoś wielkigo szczura. O wielkosci byczej głowy. - Co to? - zapytał w końcu nie robiąc żadnego ruchu. Jego ludzie wobec tego też zamarli czekając na to co się wydarzy. - To ten rozpruwacz. Ten co nocami dziewczyny kroił. Poszliśmy jego śladem dzisiaj. No i ubiliśmy go. Słyszałem, że obiecałeś nagrodę za kogoś kto to zrobi. - Silny jak zwykle nie bawił się w jakieś rozbudowane dialogi. Tylko streścił to co najważniejsze. Czarny powoli uniósł łapę i podrapał się po policzku. Wreszcie sam się ruszył i podszedł do stołu aby z bliska obejrzeć ten odcięty łeb. - No. Tak. Jest nagroda. To siadajcie. Opowiadajcie. Jak to było? - Czarny Peter nawet się uśmiechnął i usiadł przy tym samym stole co zwykle. I jakoś nie przeszkadzał mu zakrwawiony rekwizyt leżący na nim kawałek dalej. Kazał przynieść miód, kiełbasę, chleb i piwo, nawet bigos się znalazł i piwo. I tak u Czarnych zjedli wczoraj swoją obiadokolację. A rzeczywiście od śniadania w “Warkoczach” nic nie jedli to był czas najwyższy coś wrzucić na ruszt. Ale musieli opowiedzieć Petrowi jak to było z tym polowaniem i ubiciem kanałowego rozpruwacza. A poza tym wypłacił im nagrodę. Trochę w różnych monetach, trochę w biżuterii jaka też była dość łatwa do upłynnienia. Tak na oko to mogło być tam i ze dwie stówki. Może trzy. A jeszcze drugie tyle obiecali kupcy i karczmarze. No ale już było zbyt późno aby do nich uderzało dwóch uwalanych krwią, błotem i kanałami osiłków tuż przed północą. Więc uzgodnili z Silnym, że jutro pójdą. Wieczorem jak Egon skończy robotę. No albo jak mu nie przeszkadza to on mógł tam podskoczyć, może z Vasilijem jeszcze. Sumka mogła się uzbierać całkiem spora no ale wypadało ją podzielić na wszystkich uczestników walki. Więc noc spędził u siebie i rano wstawało mu się całkiem dobrze. Nie oberwał wczoraj chyba jako jedyny co brał udział w bezpośrednich zmaganiach z potworem. Bo nawet Silnego to trochę sieknął chociaż niezbyt poważnie. A jak przyszedł rano do roboty to czekała go ta przyjemna wiadomość, że kiblowanie na blankach zmieniło się w kiblowanie wewnątrz. A przy śniadaniu Łasica jako Katja zrobiła mu poranek zapraszając go przy wszystkich na numerek co chyba cała stołówka strażników mu zazdrościła. - Jesteś. Dobra to chodź. Wiem gdzie zaczniemy. - zastał ją jak stała oparta plecami o ścianę korytarza z jedną nogą też o nią opartwą w klasycznej pozie ulicznicy. Czekała na niego. I poderwała się ledwo wszedł do środka korytarza. Wyszła mu naprzeciw dając znać aby nie zamykał drzwi. - Tu mniej więcej sprawdziłam w tym skrzydle. Pójdziemy do północnego. Tam jeszcze nie byłam. Chyba tam są jakieś magazyny albo archiwa. Sama nie wiem. Mamy ze dwa pacierze zanim zaczną sobie zadawać pytania czemu nie wracamy. - mówiła szybko i cicho ale szła żwawo. Skierowała się w jakąś odnogę korytarza dając znać którędy mają iść. Egon też tam nie był. Dziś rzucili go do południowego gdzie kiblowała większość więźniów. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ratusz Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); przedpołudnie Warunki: wnętrze biura, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, bardzo mroźno (-20) Pirora https://i.pinimg.com/originals/13/03...0ab89b49ab.jpg - Tak, to mówi pani, że umie rysować? I ludzi też? I twarze? Bo to by nas najbardziej interesowało. - urzędnik do jakiego po kilku jego poprzednikach trafiła drobna blondynka był pewnie w wieku jej ojca. Miał też wygląd ojca i głowy rodziny czyli taki jakiego spodziewać się można było po kimś po tamtej stronie biurka. Był ubrany w skromny ale porządnie uszyty kontusz oraz łańcuch z godłem miasta jaki obwieszczał, że jest w służbie państwowej i reprezentuje władze tego miasta. Pirora musiała przebyć dziś rano tradycyjną pielgrzymkę od biurka do okienka i tak dalej zanim trafiła właśnie tutaj. Czyli do Thobiasa Ostermanna jaki widocznie był właściwim człowiekiem do rozmowy o tych portretach. Rozmowa przebiegała raczej standardowo. Chociaż Ostermann zdziwił się chyba trochę, że szlachcianka szuka pracy. Uprzejmie poinformował, że to nie jest praca na jakiej można zbić majątek. Ale bardzo potrzebna bo szukają głównie potrecistów do rysowania zbiegów i tych wszystkich za jakimi wystawia się listy gończe. Często trzeba więc robić ten portret bez modela i tylko na podstawie rysopisów świadków. Co było znacznie trudniejsze. No ale bardzo pomagało w chwytaniu sprawców. - No dobrze, to jeśli można to chciałbym zobaczyć próbkę twoich możliwości. Możesz narysować mój portret? - poprosił widocznie chcąc praktycznie sprawdzić poziom umiejętności kandydatki na to stanowisko o jakim rozmawiali. Zadzwonił dzwonkiem, po chwili przyleciał jakiś chłopak w wieku Juliusa co widocznie był tu gońcem. I jak dostał takie polecenie zmył się a po chwili wrócił z blokiem i przyborami do pisania. Czyli zestawem jakim zwykle robiło się portrety do listów gończych. A potem na drukarni można było je powielić i rozlepić gdzieś dalej. Ostermann jako model był całkiem skory do współpracy. Nie wiercił się, nie zmieniał za bardzo pozycji, przeglądał jakieś swoje papiery nie przeszkadzając malarce w pracy. A tej skoro nie chodziło o barwny portret tylko czarno - biały szkic głowy aby dało się to potem skopiować mogła zrobić ten portret w pacierz albo nawet mniej. Raz tylko przerwała im jakaś dziewczyna która zapukała, weszła gdy ją gospodarz poprosił i gdy podeszła do biurka przynosząc znów jakieś papiery Pirora rozpoznała ją jaką tą “koleżankę” Juliusa jaki spędził z nią na rozmowie jeden z wcześniejszych wieczorów w “Żaglach”. Ona posłała jej przelotne spojrzenie gdy wychodziła zabierając przyniesione papiery ale chyba potraktowała ją jak kolejną petentkę jaka przyszła załatwić swoją sprawę. Więc pewnie jej nie skojarzyła tak jak Pirora ją. Tworząc ten portret mężczyzny w średnim wieku który jej nie przeszkadzał zamjując się swoimi sprawami na swoim biurku miała okazję wspomnieć wczorajsze i dzisiejsze wydarzenia. Co do współpracy z Oksaną to domina odpowiedziała jakby dwojako. Z jednej strony chyba uważała się za artystkę w swoim fachu a tą dominację nad innymi w łóżku traktowała jak sztukę. Może nawet trochę jak przedstawienie. Wkładała w to całą siebie i efekt był naprawdę wyśmienity. Zwłaszcza jak drugą stronę stanowiły niemniej ponętne i skore do współpracy niewolnice jak Łasica i Burgund. Idealnie się dopasowały. Ta co uwielbiała dominować i te co uwielbiały być dominowane. Więc w każdym przybytku, w jakim urządzano by takie zabawy to Oksana wydawała się właściwą osobą na właściwym miejscu. Okazała się surową i wymagającą dominą. Do tego z talentem aktorskim. Więc aż przyjemnie się oglądało ten dominująco - uległy spektakl. Ta mieszanina zamrożonego ognia i ognistej furii. Momenty gdy była wymagającą wychowawczynią strofujacą dwie krnąbrne uczennice przeplatały się z tymi gdzie zmieniała się w brutalną egzekutorkę. Gdzie chłodne, oficjalne maniery przenikały się z momentami hedonistycznego zezwierzęcenia gdy potrafiła sprowadzić drugą stronę do poziomu czegoś brudnego, godnego pogardy i skomlącego żałośnie u jej stóp. Gdzie możliwość pocałowania tych stóp czy dłoni okazywało się prawdziwym wyróżnieniem. Albo jak z lubością wbijała igły w żywe ciało. Zwłaszcza w te najwrażliwsze miejsca. Aż trudno było uwierzyć, że to ta sama grzeczna, spokojna i usłużna sprzedawczyni i krawcowa tak miło rozmawiajaca z klientami, biorąca z nich miary i umawiajaca terminy przymiarek. A wczorajsze spotkanie chyba jej też się spodobało bo uznała, że jej stara i nowa niewolnica zasługują na pełne 6 kropek. I na dłoni każdej z nich wybiła igłą te 6 kropek przez co trochę wyglądało to jak odcisk 6-ki na klasycznej kostce do gry. Ale pewnie dzień czy dwa i ten słaby ślad zniknie a w zimie i tak chodziło się w rękawiczkach. Zaś Burgund z Nadią cieszyły się z tego jakby dostały order za wierną i wzorową służbę więc też chyba wszystkie strony były z tego zadowolone. A materializm o jakim wczoraj rozmawiały grzejąc się przy koksowniku niezbyt mistrzynię igieł interesował. Niby nie powiedziała “nie” aby jakoś swój talent i pasję gratyfikować pieniężnie ale też nie była tym zainteresowana. Pirora odniosła wrażenie, że to trochę jakby w jej oczach “brudziło” sztukę jaką tworzyła głównie dla własnej przyjemności i satysfakcji. Zdawała się każde takie zlecenie traktować jak poznawanie nieznanego lądu, jak wyzwanie i osobiste trofeum. I to zdawała się naprawdę lubić. A pieniądze czy zarobek zdawały się dla niej być sprawą drugorzędną. Już bardziej preferowała prezenty, najlepiej biżuterię czy coś równie efektownego. I też raczej jako trofeum i pamiątki bo przecież nie wypadało aby zwykła krawcowa chodziła obwieszona nie wiadomo czym. Więc o ile samym miejscem gdzie mogłaby dominować, poniewierać i pomiatać możnymi tego świata ją interesowało i czy byłby to specjalny dom czy kamienica Pirory to już nie robiło jej różnicy to aby to przynosiło jakiś dochód to już ją prawie nie obchodziło. - Ja sobie radzę i bez tego. Mam mnóstwo znajomych jacy tylko czekają na mój pejcz. Ale lubię poznawać nowe osoby. Zwłaszcza atrakcyjne. I brać je pod obcas. Prowadzać na smyczy. A takie miejsce mogłoby się przydać to takich spotkań. - jakoś tak to wczoraj powiedziała. Brzmiało jakby i bez Pirory miała aż za dużo ochotników i ochotniczek do takich zabaw. No ale może tylko tak to podbarwiała. Za to w pełni poparła pomysł aby przenieść do praktycznie nienaruszone wyposażenie pokoju wychowawczego w bezpieczne miejsce. I to jak najszybciej. Skompletowanie takiego specyficznego ekwipunku byłoby i trudne i kosztowne i długotrwałe. A tutaj to takie jedne drzwi nie stanowiły przeszkody dla nikogo zdeterminowanego. Dookoła była pustka więc mógł tu wejść każdy i zrobić wszystko. A szkoda byłoby stracić taki bezcenny komplet. Poza tym wycieczki na ten bezludny koniec miasta były i podejrzane, i czasochłonne, i rzucały się w oko. Bo przecież dorożkę przed budynkiem było widać daleko i tak samo, że stoi ona tam całkiem długo więc coś w środku budynku pewnie się dzieje. A na śniegu o ile akurat nie zasypało wszystkiego to wszystko było widać i można było pójść jak po sznurku. - Widzisz? Mówiłam ci, że trzeba to przenieść jak najszybciej. Jak ktoś tu przyjdzie i to połamie albo spali? - jak wracały Łasica nie powstrzymała się aby nie przypomnieć, że już za pierwszym razem radziła Pirorze coś podobnego jak teraz Oksana. W końcu dyb czy krzyżaka to nawet w fabryce mebli nie szło chyba dostać. Trzeba by zamówić u stolarza. Takiego co nie zadaje pytań po co komuś coś takiego. Potem się rozeszły. Oksana w swoją stronę, obie łotrzyce jak się dowiedziały, że Pirora ma plany na wieczór to poszły w swoją czyli do “Mewy”. No a Averlandka już pod koniec dnia wróciła do “Żagli”. Potem było spotkanie z tym nowym, Johanem. A rano przyszła Kerstin i prawie na ostatnią chwilę jak Pirora już miała wychodzić do ratusza Burgund. Pokiwała głową dając znać, że wie o co chodzi z tymi listami i wyszła. No a Pirora pojechała do ratusza czyli tu gdzie była teraz. Zdążyła jeszcze posłać liścik do panny van Hansen. A na razie to właściwie skończyła portret Herr Ostermanna. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; dom Aarona Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); przedpołudnie Warunki: wnętrze domu, jasno, nieprzyjemnie, cicho; na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, sła.wiatr, bardzo mroźno (-20) Johan - Nieźle sypie co? To co? Co pijesz? - gospodarz jaki otworzył Johanowi drzwi zdecydowanie nie robił wrażenia magistra sztuki tajemnej. Raczej jakiegoś zarośniętego rozczochrańca. A sądząc po alkoholowej woni jaka od niego biła także pijaka. Trudno było uwierzyć, że przeszli przez to samo Kolegium w Altodrfie. Chociaż Aaron wydawał się wyraźnie starszy od młodszego z mężczyzn. Ale może też przez te rozczochrane włosy, brodę i niedały wygląd. Niektórzy bardziej ekscentryczny magistrowie z Kolegium Bursztynu ponoć też przybierali taki dziki wygląd. Chociaż w Altdorfie Johan ich nie spotkał. Bo byli tam albo tacy jak on - adepci albo nauczyciele. A inni zwykle po ukończeniu nauki opuszczali uczelnie. Ten schemat zresztą prezentował i on sam. A jednak ten zarośnięty gospodarz przedstawił się jako Aaron. I dało się dostrzec, że nowy kolega przyszedł jak na jego wyczucie zdecydowanie zbyt wcześnie. Ale jednak nie przegnał go tylko wpuścił i teraz starał się go jakoś ugościć. Chociaż możliwości chyba miał raczej skromne. - Lubisz wino? Jeszcze mi zostało. A może coś przyniosłeś ze sobą? Mogę wstawić wrzątek jak chcesz. I tak trzeba rozpalić. Zimno trochę nie? - mruczał jakby próbował przezwyciężyć senność i kaca. Ale zimno tak, było zimno. No może chłodno a nie zimno. Pewnie ogień wygasł przez noc a jak widocznie dopiero walenie do drzwi obudziło gospodarza ze snu a chyba mieszkał sam to nie miał kto rozpalić. Ożywił się na myśl, że może nowy przyniósł ze sobą coś do picia. Bo w butelce niewiele zostało. Starczyło gdzieś po pół kubka dla każdego z nich. - Ta. Słyszałem, że mamy nowego. Chłopaki mi mówili. To ten… Też jesteś magistrem? A którym? - Aaron zapytał gdy zabrał się za rozpalanie pieca. Wino i ruch chyba pomogły na tyle, że zaczynał jakoś mówić przytomniej. A kolegą magiem to się wydawał w naturalny sposób zaciekawiony. Jak to przedstawiciele tej samej rzadkiej profesji mają w zwyczaju gdy się spotykają niespodziewanie gdzieś gdzie się jeden nie spodziewał drugiego. No i tak się zaczęła znajomość Johana z Aaronem. Kuchnia w jakiej rozmawiali i chyba w jakiej gospodarz sypiał bo przy piecu stało łóżko była też miejscem pracy. Bo na kuchennym stole stały lampy, świece i o dziwo jakieś zapisane papiery. A tego umorusańca o tak odpychającej aparycji aż trudno było podejrzewać, że może posługiwać się słowem pisanym. Zanim zastukał do drzwi kolegi kultysty przeszedł się przez miasto. Padało. Przez te lata nieobecności i pobytu w Altdorfie można było zapomnieć jak tutaj, na północy potrafi padać i ile jest tu zimą śniegu. Przeszedł się obok tych kazamat co w Angestag na zborze tyle się nasłuchał. No cóż. Nie znał się na forsowaniu murów i innych takich. Ale dzisiaj mury, bramy i baszty wyglądały równie posępnie i niedostepnie jak pamiętał za dzieciaka. Do tego przysypane tym śniegiem wydawały się szczególnie zimne i złowrogie. Nawet gdyby tam jakoś udało się zaczepić linę to nie był pewny czy dałby radę się wspiąć. Może taki Silny albo Egon bo wyglądali na takich co mają parę w łapach albo Łasica i Versana bo wyglądały na gibkie i zdrowe. Ale sam nie był pewny swoich sił. https://i.ytimg.com/vi/N0EdtGhQyww/maxresdefault.jpg Z drugiej strony ten śnieg pod murami tworzył spore zaspy. Całą zimę miał aby się uzbierać. To kto wie? Może by po prostu dało się zaskoczyć jak już ktoś by dotarł na blanki? Jakoś strasznie wysokie te mury nie były. Gdzieś na pograniczu pierwszego i drugiego piętra. No a śnieg to nie kamienny bruk jak na niego skakać. Oczywiście najpierw trzeba było znaleźć się na tych blankach. Czekając aż Aaron rozpali ogień w kominku mógł sobie przypomnieć wczorajsze rozmowy ze swoimi gospodarzami. O ile panna Froya zachowywała się wobec niego uprzejmie i nienagannie to jakoś nie inicjowała ani rozmów ani niczego innego ze swojej strony. Jak wrócili do rezydencji to stracił ją z oczu. Jej rodzice wydawali się być bardziej mu życzliwi. Zwłaszcza lady Martina. Wydawało się, że rozmowa z młodym uczonym i do tego astrologiem jest dla niej bardzo przyjemna. Przez drogę powrotną do rezydencji właśnie rodzice Froi rozmawiali z młodym magistrem. Mikael pochwalił się, że w przeszłości zdarzało mu się bywać w Altdorfie. Ale przyznał, że owym cesarskim zoo nigdy nie był. Słyszał o nim ale no niestety nie było okazji na zwiedzanie. Ale wydawał się być zaciekawiony stworzeniami jakie tam można znaleźć. Chociaż w bardziej dystyngowany sposób od swojej żony. Ta otwarcie była pod wrażeniem i była ciekawa tych rysunków o jakich wspomniał Johan. Co prawda znała gryfy ale głównie z różnych herbów a i nie był to najpopularniejszy symbol w Nordlandzie. Nie zdarzyło się jej jednak widzieć takiego stworzenia na własne oczy więc była go bardzo ciekawa. Zaś co do stawiania horoskopu zdradziła mu, że jest spod Gwiazdy Wieczornej. A ta była symbolem tajemnicy i iluzji. - A w ogóle niedługo będę szedł do Sebastiana. Bo jest moja zmiana przy Gustawie. - poinformował go Aaron przy okazji wyrywając ze wspomnień z wczorajszych rozmów z całkiem innymi ludźmi niż on. Wstał i zamknął piec. Wciąż było chłodno w tej kuchni ale skoro ogień już buzował to wkrótce powinno się zacząć robić cieplej.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-10-2021, 16:00 | #447 |
Reputacja: 1 |
|
22-10-2021, 14:16 | #448 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
23-10-2021, 21:03 | #449 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 31-10-2021 o 23:18. |
25-10-2021, 21:42 | #450 | |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 73 - 2519.02.17; wlt (1/8); zmierzch Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); zmierzch Warunki: wnętrze tawerny, jasno, ciepło, gwar głosów; na zewnątrz noc, zachmurzenie, sła.wiatr, mroźno (-15) Pirora https://i.ytimg.com/vi/1nY8uWM0a80/hqdefault.jpg Wyglądało na to, że udało jej się załatwić robotę ratuszowego portrecisty. A na jutro miała glejt aby wejść do środka tych owianych złą sławą miejskich lochów z jakich nikt do tej pory nie uciekł. Teraz jak dzień się skończył i nawet zmierzch też była dobra pora aby skończyć z malowaniem i zjeść kolację. I była okazja na chwilę przemyśleń. Gdy wróciła z ratusza to już była z połowa dnia. I czekała na nią wiadomość od panny van Hansen. Krótka i uprzejma. Cytat:
I na końcu zamaszysty podpis Froyi. Wyglądało na to, że wczoraj szlachetnie urodzona blondynka nie żartowała i dzisiaj podtrzymała tą chęć życzliwej pomocy w użyczeniu ptasiego modela. Siedząc przy kolacji trochę słyszała a trochę widziała jak przy sąsiednim stole jakiś brodaty chyba kapitan statku pieklił się na szczury. I kazał swoim rozmówcom zorganizować psa. Łownego co by te szczury wyłapał. No albo chociaż jakiegoś kota. Albo kilka. Bo inaczej te cholerne szczury zeżrą cały statek od stępki po czubki masztów. Gdzieś na tą porę wróciła Burgund. Przechodząc obok ich stołu zerknęła na nich ciekawie ale minęła bez słowa. Nie było jej od rana. Ani Julius ani kapitańskie dziewczyny nie widziały jej od rana. Ale teraz przyszła. - Cześć Pirora. - przywitała się włamywaczka siadając obok blond szlachcianki. - Jak ci dzionek zleciał? - zapytała wesoło po czym sięgnęła gdzieś do wnętrza kożuszka. - Tu masz list od Beckera. Był tam gdzie powinien. - powiedziała wręczając sąsiadce złożoną kopertę. - U Grubsona niczego nie było. Za to był ktoś. Śledził mnie. Myślę jednak, że udało mi się go zgubić. Ale na wszelki wypadek pokręciłam się jeszcze trochę tu i tam i nie wracałam tutaj zbyt wcześnie. - powiedziała równie lekkim tonem chociaż spojrzenie miała już mniej wesołe. List od Beckera był dość krótki. Zaprzeczał jakoby miał coś na sumieniu i przypominał, że szantaż jest karany przez prawo. I jakoby szantażysta miał jakoweś listy to on chciał je otrzymać. Aczkolwiek nie wierzy, że jakieś są bo ich po prostu być nie może. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; ul. Kazamatowa Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); zmierzch Warunki: brama główna, ciemno, nieprzyjemnie, cicho; na zewnątrz noc, zachmurzenie, sła.wiatr, mroźno (-15) Egon https://i.pinimg.com/originals/dd/5a...dfa8e2f88a.jpg - No to do jutra. - po paru dniach nowej fuchy można już było wpaść w pewien poziom rutyny. Dziś co prawda pierwszy raz miał straż wewnątrz budynków ale początek służby, posiłki na stołówce no i koniec był dość zbliżony do tego co już znał z zeszłego tygodnia. Służba wewnątrz budynków była zdecydowanie mniej uciążliwa niż na blankach. Ale nie mniej monotonna. Wręcz nudna. Nic tu się nie działo. Służbę wyznaczał rytm posiłków jakich dało się zaliczyć trzy. Praca właściwie nie była ciężka fizycznie i psychicznie raczej też nie. Nie było dziwne, że wciąż zgłaszają się nowi, zwłaszcza w zimie. Ta w miarę bezpieczna i uciążliwa fucha klawisza pozwalała przetrwać ciężki, zimowy okres gdy ruch w porcie zamierał i raczej zwalniano niż zatrudniano do roboty. Na wiosenny karnawał pewnie będzie większy ruch. Bo to pewnie spalą tą rogatą wiedźmę co siedzi w bloku specjalnym razem z tą drugą. To już niedługo. Za dwa tygodnie jakieś. Pewnie trzeba będzie szafot budować. Oby to zrobiły władze miasta i nie zwalono tego na nich. - Idziemy na browara do “Piwnicznej”. Idziesz z nami? - zapytał Stephan, jeden z młodszych strażników. Wskazał gdzieś w głąb ciemnej, zawalonej śniegiem ulicy gdzie była karczma o jakiej mówił. Wyglądało na to, że strażnicy nieco już się oswoili z brodatym wielkoludem na tyle aby zaproponować mu kufelek po służbie. Może też pomógł też numerek z Katią. Bo chyba wszyscy z nich byli przekonani, że jak urwał się do niej po śniadaniu to wiadomo po co. - No? I jak było? Jak ci się podoba nasza Katia? - Rolf pytał rubasznym tonem ciekaw jego relacji. Pozostali także. Chyba do głowy żadnemu z nich nie przyszło, że mogli się spotkać w jakimkolwiek innym celu. Samą Katię spotkał jeszcze dwa razy podczas obiadu i kolacji. Wydawała posiłki tak samo jak przy śniadaniu i w poprzednich dniach. Ale tym razem Łasica trzymała się swojej roli i nie proponowała żadnych spotkań ani nic takiego. Zresztą drugi raz tego samego dnia to już mogło budzić zastanowienie i pewnie wolała nie ryzykować. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ul. Złota; rezydencja van Hansenów Czas: 2519.02.17; Wellentag (1/8); zmierzch Warunki: pokój gościnny, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz noc, zachmurzenie, sła.wiatr, mroźno (-15) Johan Kontrast między luksusem rezydencji van Hansenów a skromnym wyposażeniem domu jaki zajmował Sebastian był ogromny. Rezydencja należała do czołówki możnych w tym mieście więc ubogi cyrulik był jak z kompletnie innej bajki. A większość dnia Johan spędził właśnie pod tym drugim adresem po to by trochę po zmierzchu wrócić do siebie. Czyli do gościnnego pokoju w rezydencji van Hansenów. Stąd na własnej skórze i oczach mógł doświadczyć tego kontrastu. Ale to właśnie w tej niepozornej kamienicy urzędował jego nowy kolega ze zboru a ktoś z pozostałych dyżurował przy zamkniętych drzwiach piwnicy. Przy okazji miał okazję poznać się lepiej z nimi oboma. Z Aaronem który koczował to w piwnicy to grzał się na górze w kuchni to z Sebastianem. Kontrast między nimi obydwoma też był nie mały niż między tamtą kamienicą a rezydencją w jakiej był teraz. Sebastian wydawał się pasować do obrazu młodego żaka, schludny i zadbany wydawał się przeciwieństwem do niedbałego, zarośniętego Aarona. A jednak obaj na swój sposób byli uczonymi z wykształceniem o innym profilu. - Przyzwać demona? No nie wiem… Gruba sprawa… To lepiej zapytaj Starego… - Aaron wydawał się rozważać taki pomysł dość niedbale i nie wyglądał na przejętego. Chociaż jednak uznał za stosowne poprosić ich lidera kultu o zgodę na takie coś. - A po co nam więcej demonów? Widziałeś co jeden z nich zrobił z Gustawem? Wygląda teraz jak potwór. A jak następny zrobi coś takiego z kimś z nas? - Sebastian za to jawnie zdradzał brak zaufania i zapotrzebowania na taki numer. Zresztą samego Gustawa Johan też miał okazję zobaczyć. Jak mniej więcej w środku dnia przyszła pora karmienia. I Aaron złapał za jakąś pałkę a Sebastian przyniósł jedzenie. Jakąś zupę i sporo wina. Głównie po to aby uśpić pacjenta i trzymać go w nieświadomości. A przy okazji Johan mógł go zobaczyć na własne oczy. I było na co popatrzeć! https://i.ytimg.com/vi/xqi7lVl7xfI/maxresdefault.jpg Gustaw okazał się być nie mniej postawny niż poznani ostatnio na zborze Egon, Kornas albo Silny. Masa mięśni i twarz z tępym wyrazem. Czy to z powodu podawanych usypiaczy czy umysł nieszczęśnika dawno zniknął w odmętach szaleństwa zaserwowanych mu przez istotę spoza tego wymiaru trudno było Johanowi stwierdzić. Wyczuwał w nim z bliska jakąś nutkę spaczenia plugawą magią. Aaron jak był magistrem to pewnie też powinien. Ale czy to była kwestia mutacji, obecności demonicznego bytu, czy jeszcze coś innego trudno było ocenić. Ale przechodził od tego dreszcz po karku i plecach. Jakby instynkt ostrzegał przed czymś niebezpiecznym nawet jeśli nie rozumiał natury tego niebezpieczeństwa. Poza tym u Sebastiana leżeli jeszcze inni pacjenci. Chociaż oczywiście już nie w piwnicy tylko na parterze. Poznany na zborze ochroniarz Versany, Kornas oraz kobieta o myszatych blond włosach zaplecionych w liczne warkoczyki. Oboje byli w ciężkim stanie i słabo kontaktowali z otoczeniem. Sebastian bardzo się o nich martwił. Oni oraz Egon, Silny i Vasilij walczyli z jakimś potworem w podziemiach. Co prawda ubili go no ale jak było widać, nie obeszło się bez ofiar. Czy z tego wyjdą to Sebastian naprawdę nie wiedział. Jak nie umrą w ciągu najbliższych trzech dni to była szansa, że przeżyją. A na wieczór wrócił też Sven. Właściwie niewiele później niż jego pan. Wieści właściwie Johana nie powinny być zbyt zaskakujące chociaż mogły dla kogoś kto pierwszy raz był w tym mieście. Jak Sven właśnie. Otóż ku swojemu zdumieniu odkrył on, że zaskakująco wiele budynków stoi w tym mieście pustych. Nic tylko brać! Można było zająć dowolny który był pusty. To właśnie odkrył jak dzisiaj chodził po mieście, oglądał i wypytywał. Było tu chyba więcej pustych budynków i magazynów niż zamieszkałych. I bardzo możliwe, że była to prawda. Bo z tego co Johan pamiętał z młodzieńczych lat tak właśnie było. Wtedy wydawało mu się to normalne ale jak pojechał w świat, do Altdorfu i innych miast po drodze zorientował się, że tam jest dokładnie na odwrót. Było więcej mieszkańców niż mieszkań. Panowała gęstwa ludzka jaka w Neues Emskrank była nie do pomyślenia. Ale to właśnie była imperialna norma a to te pustki nieudanego projektu budowy nowego miasta i portu były wynaturzeniem. Ale jak ktoś tu przyjeżdżał pierwszy raz jak Sven choćby to mogło być to zaskakujące odkrycie. Więc pewnie miał rację, pustych budynków, kamienic, magazynów było pod dostatkiem. Nic tylko zająć któryś. Chociaż raczej nie należało się spodziewać takich luksusów jak miał tutaj. Nawet taki poziom jak u Sebastiana to pewnie mogło być trudno. Przynajmniej na początku. Z drugiej strony raczej nikt chyba nie powinien robić trudności a jakby już urządzić się w takim domu i go postawić na nogi można by go mieć na własność co w takim Altdorfie było nie do pomyślenia. Tam się ceniło każdy metr i kąt pomieszczenia. Ale tutaj było aż za dużo wolnej przestrzeni.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | |