|
Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-08-2022, 14:29 | #171 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Waldemarowi nie umknęły słowa i reakcja Rusta. Zmilczał, bo nie było powodu strzepić języka. Niczym za dawnych lat, starego cyrulika dosięgnęła bitwa. W takich sytuacjach pozostawanie w zasięgu artylerii było najgorszym ryzykiem. Popędził damę i kondotiera od dworku, podążając z nimi. W bezpiecznej odległości, przy studni, skierował do nich dalsze propozycje. - Może być różnie, może byście, pani, udała się do karawany, dla własnego bezpieczeństwa? Równocześnie rozglądał się, jaki sabotaż tym razem stał się udziałem teoffeńczyków. Wypatrywał oczy również za Leo, który co rusz darzył go dobrym słowem. Wieśniacy wychynęli na powrót z domostw. Przy studni zrobiło się gwarno. Ostatnio edytowane przez Avitto : 28-08-2022 o 10:16. |
27-08-2022, 22:47 | #172 |
Reputacja: 1 | Tupik odbiegł – czy raczej odkuśtykał na ile był w stanie poza … poza obszar zgnilizny? Mógł mieć tylko nadzieje że czar rzucony przez czarownika był obszarowy a nie osobisty. Nie znał się na tym za bardzo, ale nie trzeba był być geniuszem by wiedzieć że możliwości magów są ograniczone , wszak gdyby byli w stanie spuścić takie gówno na całe Imperium pewnie dawno już by to zrobili… Gdy tylko znalazł się kawałek dalej i mógł nabrać względnie świeżego powietrza – względnie gdyż odczucie po torsji wciąż zalegało w jego ustach , pozbył się wszystkiego co zebrał od guślarza… czy może kapłana? Akkollity? Zwał jak zwał, medalionu takiego jak ten nie nosiłby zwykły guślarz , a i Tupik szybko pożałował szabru. Nie zamierzał ani palić zioła ani korzystać z fajki którą dotykał , wywalił wszystko … z wyjątkiem trzosa a ręce przemył alkoholem z manierki jak mu Theo pokazywał. Później przemył też gardło by zabić smak czy raczej niesmak jaki miał. Patrząc jeszcze nieco tępo na wisior leżący teraz w ziemi zastanawiał się co powinien z nim zrobić. Nie chciał go brać, bo być może jeszcze ściągnął by na siebie jakąś zarazę. Nie chciał zostawiać, by nie ściągać zarazy na dworek, ani myślał podrzucać wisiorka nurgliście bo kto wie jak mógłby się nim posłużyć. Z rozterek wyrwał go odgłos zamieszania i blask płonącej strzechy „Co tam się kurna wyprawia?” - przeleciało mu przez głowę , niemal równocześnie z żalem do siebie że nie połamał sukinsynowi zawczasu paluchów. Wiedział że kolejnym razem nie będzie się ociągał. |
29-08-2022, 12:54 | #173 |
Reputacja: 1 |
|
29-08-2022, 22:51 | #174 |
Reputacja: 1 | - Job twoju mac - stęknął Semen gdy powiało smrodem - onuc żeś sukinsynu nie zmieniał? Uśpił prowodyra smrodu i zdjąwszy czapę powachlował się próbując rozgonić smród. - Dobrze gadasz, zbierać się czas, bo i strzechy płoną, a potem będzie na nas. |
31-08-2022, 22:03 | #175 |
Reputacja: 1 | Więcej niż smród Piekło, gorąco na skórze, a w plecach wrzący upokarzający bełt. Leo płonął wstydem i wściekłością, Pośród płomieni i dymu wypatrywał świecienia, ale ten na złość gdzieś się skrył, bo chyba nie porzucił. Tymczasem mieszaniec odczołgawszy się w błocie szarpał się z pociskiem w plecach, zakrwawionymi dłońmi odnalazł w torbie magiczną miksturę. Ani się oprzeć, ani wyciągnąć, a złość i osobista zemsta karmiły się wściekłą energią, wtedy spadło na niego jeszcze obrzydzenie. |
31-08-2022, 22:23 | #176 |
Reputacja: 1 | Inkwizytorzy niby jasełkowi, aktorskie drewniaki, zostali szybko zdemaskowani. Wystarczyło chuchnąć na nich wątpliwością, huknąć surowością i wypadli z roli. To, czego nikt nie przewidział to prawdziwa natura kapeluszników, której już daleko było do jasełkowej. Plugastwo. Najgorsze, potworne plugastwo Nurgle’a. De Groat, jak każdy zachowujący zdrowe zmysły człowiek, nienawidził kultystów i wszystkiego, co za nimi stało. Upadku, który zwiastowali samą swoją obecnością. Mordu, zepsucia, zdrady. No tak, jakby na to spojrzeć trzeźwiej, to pewnie ten czy ów mógłby mu wytknąć, że sam tytła się po trochu w każdym z powyższych. Można by dywagować, że nie-no, że aż tak to nie, że każdy jakoś sobie przędzie, że taka praca, a w ogóle człowieka ukształtowało środowisko i warunki, zresztą popatrzcie wokół, czy ten jest lepszy? A tamten? A nasi książęta-elektorzy, politycy? Oni to co? Może tak, może nie, ale wszystko można było zapakować na drabinki czy inne piramidki. To, co przynosił Nurgle było najgorsze. Najniżej, praktycznie poza skalą. Zaraza była najgorsza. Nie chodziło o fizyczny czy psychiczny ból, nawet nie o przerażające odczucie zmiany, którą choroba wprowadzała w człowieku. Odczucie oderwania ciała od jestestwa, oddzielenia materii od jaźni, która obserwuje jak my sami, jak to, co stanowimy, słabnie, degeneruje się, zmienia. Uczynienie człowieka niemym, obcym sobie obserwatorem własnej degradacji. Nie, to i owszem, było straszne, no nie ma co się zarzekać, że nie, ale to czekało na wszystkich. Starość działała tak samo – może bardziej powoli, ale dopadała każdego i nawet elfy z ich leśnymi fikołkami grubo po setce kiedyś słabły i widziały w lustrze, że odbicie co dzień coraz bardziej obce. C’est la vie, c’est la mort – jak to prawiono po bretońsku, nadając zagranicznie wzniosłości komunałom z ogródków piwnych. Najgorsza w zarazie była obojętność, jaką rozpętywała. To jak odczłowieczała. Rust widział zarazę. Widział, kiedy jeszcze był mały, jak biedota umierała na ulicach, pozostawiona samej sobie. Jak palono całe kwartały, z ludźmi w środku, byle wyplenić mór. Jak pogarda i odraza do żywych, których toczyła choroba, odbierała ludzką godność. Tym zdrowym, naturalnie. Ci chorzy niespecjalnie mieli się już czym przejmować. - Równość, kurwa, co? – Rust aż zatrząsł się z wkurwienia. – Każdy jeden do mogiły? Tak będziecie burzyć mury? Sięgnął do juk przy kulbace i z paczki z narzędziami wydobył młotek. Nie trzeba było soli trzeźwiących, nie trzeba było narkotyku. Ciosy młotka rozbijały kości palców jeden za drugim, a ryk wybudzonego kapelusznika wzniósł się na takie rejestry, że cały las wokół wioski zaszumiał w poruszeniu. - Kurwo jebana, czarodziejku… – De Groat prawie się spienił. – Cokolwiek będziesz kombinować, skórę z ciebie zedrę! Ogień, który buchnął nagle gdzieś w okolicy i jęk Leonidasa, który dał się wyłowić gdzieś spośród domostw przywołał Rusta do porządku. Do tego zbójnicy odgrażali się, że spalą wioskę, jeśli będzie się im mącić w wywozie sprzętów. - Dobra, spokój! Jest spokój! – wydarł się Rust wskakując na podium, jakby pół metra różnicy miało nadać mu operowy tenor. – Jeden z naszych się wyrwał! Narwaniec! Jedźcie! Nic nam do was! Czekaj! – W żywej już, acz nie tak głośnej tonacji, wstrzymał Waldemara krzykacz. – Doglądnij tu proszę naszego *jeńca*, co? Żeby nie kombinował, bo widzę po kolegach obok, że ichni jeszcze narozrabiał. Ja skoczę pomóc Leo… I dopilnować, żeby już go nie brało na strzelanie. Rzuty: 84, 22, 45, 60, 19. |
02-09-2022, 16:58 | #177 |
Reputacja: 1 |
|
02-09-2022, 23:29 | #178 |
Reputacja: 1 | Tupik nie patyczkował się z drugim jeńcem. Szybko zauważył że ten wciąż ma całe palce i naprędce temu zaradził. Każdemu wygięciu towarzyszył chrupot kości gdy palce odwijały się na drugą stronę. Po chwili obaj jeńcy byli już względnie unieszkodliwieni , ku ogólnej uciesze pozostałych. W przypadku kultystów nurgla na bok schodziły wszelkie niuanse czy konwenanse. - No dobra , pokaż te plecy – rzucił do Leonidasa który szukał pomocy. DeGorat co prawda już szykował się z pomocą mieszańcowi, ale nie wątpił , że we dwóch mogliby mu pomóc lepiej , ba zakładał wręcz że sam mógł pomóc nawet bardziej – wszak podszkalał go światowej klasy chirurg – Philippus Hohenheim i wątpił aby DeGroat miał podobne szczęście. - Kto cię uczył by samemu wyszarpywać strzałę z ciała? – zapytał z niedowierzaniem widząc krwawienie , pozostawienie ciała obcego do czasu udzielenia fachowej pomocy było elementarną podstawą , bodajże pierwszą lekcją jaką udzielano w związku z pierwszą pomocą. Wyciągnięcie strzały czy bełtu powodowało krwawienie – które było hamowane dopóki tkwił pocisk w ciele. Z drugiej strony ani krwawienie ani rana nie była tak obfita jak mogłoby wskazywać na to ślad po pocisku. Nie umknęło to uwadze niziołka, niemniej nie wiedział nawet w jaki sposób ma ten aspekt bardziej zbadać. Postanowił po prostu być czujnym. Przemycie rany i narzędzi – jak uczył Theo , to podstawa, później wystarczyło zszyć ranę i obłożyć maścią , ziołami i zabandażować. Nic wielkiego w porównaniu z innymi przypadkami jakimi się już zajmował. - Swoją drogą co ci do łba strzeliło by samemu rzucać się na tych wszystkich zbójców? … Choć nie ukrywam, że warto byłoby poznać ich kryjówkę. Z tak obładowanym wozem mają mierne szanse by skutecznie zatrzeć wszelkie ślady… Doskonale wiedział że dla całego oddziału jaki za nimi podążał pokonanie bandytów nie byłoby zbyt wielkim wyzwaniem. A gra była warta świeczki – choćby ze względu na zrabowane łupy, nie mówiąc już o kwestii rewolucji i broni z manufaktur… Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-09-2022 o 23:33. |
07-09-2022, 20:49 | #179 |
Reputacja: 1 | - Trza te sabaki przesłuchać - rzekł Semen, rozejrzał się i wskazał stodołę. - Tam by można. Jednego się przypilnuje, a drugiemu wytłumaczy, że nieładnie jest w towarzystwie mieć sekrety. Potem zamiana. Któryś ma ochotę iść pierwszy? - zagadnął jeńców. - Trza nam mocny rzemień, bo jakby który nie gadał to mu się zacznie kulasy po kawałku obcinać. A nie chcemy, żeby wykoprynął z upływu krwi. |
08-09-2022, 11:32 | #180 |
Reputacja: 1 |
|