05-04-2014, 18:44 | #1 |
Reputacja: 1 | [Mag:Wstąpienie] Powrót Czarnej Wołgi W Łodzi listopad choć zimny nie przyniósł ze sobą oczekiwanych opadów śniegu. I to chyba jedyny powód dla którego komunikacja miejska działała według rozkładu, czasami tylko tramwaje denerwowały ludzi odjeżdżając z przystanku kilka minut przed czasem. Tak było i w przypadku transportu na który czekał, jednak profesor Franciszek - bo takie imię nosił obecnie - był człowiekiem nieskończonej cierpliwości. Być może właśnie za to lubili go jego studenci, choć nikt tak naprawdę nie potrafił powiedzieć jaką katedrę piastuje ów starszy, szpakowaty jegomość. Spojrzał na stary mechaniczny zegarek. mimo wieku mechanizm był niezawodny a zdobienia lśniły nowością. Już niedługo będzie kolejny tramwaj, może poczekać, nie jest w końcu tak zimno. Do przystanku zbliżał się szybko czarny samochód, dość niezwykłej, jak na Polskę obecnych czasów, marki. Z jego wnętrza dolatywała glośna muzyka, co nie było niczym nowym. Jednak już to jakiej melodii słuchał kierowca było conajmniej niezwykłe. Nie mniej zaskoczony niż inni tym niecodziennym zjawiskiem, przyjrzał się mu przez dym z fajki którą tak namiętnie paił a jego oblicze zbladło. - Znowu. - Wyszeptał cicho, tylko do siebie. Gdy tylko powrócił do swego mieszkania nie tracił czasu. Wyjął z szuflady biurka starą zdobioną talię taroka i zaczął wróżbę. - Niewielu. - Stwierdził ze smutkiem. - Może jednak wystarczą. Pozostawiwszy karty stanął na środku pokoju twarzą w kierunku wschodu. Sprawdził godzinę, szybko dokonał kilku obliczeń w notatniku po czym uroczyście nakreślił pieczęć i wezwał imię anioła, strażnika wschodu. Podobną czynność powtórzył dla północy, zachodu i południa. Tak przygotowany rozpoczął długą recytację inwokacji anielskich. Głos jego wznosił się niemal do ekstatycznego krzyku w momencie gdy moc przepłynęła jego ciałem. Opadł bez sił, starość dawała mu się we znaki znacznie bardziej niżby chciał, zwłaszcza w takich chwilach kiedy opuszczała go moc którą podtrzymywał swoją witalność. Cel jednak był ważniejszy, posłańcy gotowi. - Lećcie! - Rozkazał resztką sił i opadł bezwładnie na dywan. Staś Jabłecki Obie były zaadresowane pięknym kaligraficznym pismem, adresy zaś głosiły. “Sz. P. Stanisław Jabłecki" na drugiej natomiast. “Sz. P. Andrzej Wojski” Już miał otworzyć kopertę zaadresowaną do niego kiedy słyszał dźwięk dzwonka do drzwi. Andrzej “Natenczas” Wojski Ariana - Tu nie wolno wprowadzać zwierząt, proszę go natychmiast wyprowadzić! - Niewysoki łysiejący mężczyzna wygłosił formułkę dziwnie piskliwym głosem, sam chyba zaskoczony niecodziennym gościem. Z ludźmi pokroju tego mikrusa nie dało się dyskutować w żaden sposób o czym Ariana wiedziała bardzo dobrze. Zwinęła kruka pod pachę - ten zaś nie protestował przeciw takiemu traktowaniu - i czym prędzej opuściła budynek. Ptak niemal natychmiast zaczął się szamotać i kiedy w końcu się uwolnił odleciał znikając dziewczynie z oczu. Wróciwszy do domu mogła w końcu przeczytać wiadomość. Ta zaś zawierała jedynie jedno słowo. “Przybądź.” po przeczytaniu którego Ariana poczuła przez chwilę obowiązek stawienia się na wezwanie jak i znała dokładny adres pod którym miała się stawić. Przymus po chwili zniknął, niemal całkowicie, pozostawiając po sobie jedynie nikłe echo które bez problemu mogła zignorować. Zygmunt Czarnecki Zygmunt wracając do swojego lokum jak często miał w zwyczaju zapalił znicz na grobie w którym spoczywały drogie mu osoby. Oboje obok siebie, już na zawsze. Przy nich czekało jeszcze jedno miejsce. Wiedział, że niedługo sam spocznie w tym grobie, czas jednak jeszcze nie nadszedł. Zmówił modlitwę za zmarłych. Niedaleko starszy mężczyzna w szarym płaszczu przysiadł na ławeczce, dłoni wsparł na lasce zaś spod przymkniętych oczu - Zygmunt widział to dobrze - popłynęła samotna, tęskna łza. Obok mężczyzny siedziała śliczna młoda dziewczyna w letniej sukience, położyła mu głowę na ramieniu przytulając się do staruszka. Zygmunt widział podobne sceny dość często i nie po raz pierwszy pożałował, że jedynymi zmarłymi których nie potrafił nigdy dostrzec byli jego żona i syn. Zapewne była to kara za ich śmierć, trudno musiał czekać. Tuż za grabarzem rozległo się głośne krakanie przerywając melancholijny nastrój. Zygmunt odwrócił się by zobaczyć jak duży kruk upuszcza tuż przed nim złotą kopertę zaadresowaną do niego. Jagoda Rubińska Jagoda zdjęła gogle VR i zdziwiła się bardzo widząc przed sobą na biurku otwartą złotą kopertę i list, ten sam który miała już w rękach. Nessei Pamiętała wyraźnie twarz potężnego mężczyzny który właśnie odkrył, że jego serce nie wytrzymało spotkania z palącym wzrokiem tej dziewczyny. No bo skąd mógł wiedzieć, że nie będzie to kolejna ofiara która grzecznie odda swój portfel i na dokładkę wyśpiewa pin kart płatniczych? Nie mógł i teraz bardzo gorzko żałował, że nie zajął się jednak czymś mniej ryzykownym. Oczy wychodziły mu z orbit gdy błagalnym wzrokiem patrzył na nią chwytając się za pierś. Nie miała dla niego litości, zbyt mocno jego działania zniewalały rozwój tych którzy mogli zmienić rzeczywistość. Otrząsnęła się ze wspomnień w chwili gdy usłyszała dźwięk którego się tu nie spodziewała, jednak jakże bardzo pasował do charakteru jej pracy. Głośne krakanie rozległo się po raz kolejny domagając się uwagi. Wystawiła głowę spod poduszki. Kruk jak na komendę położył tuż przed nią złotą kopertę zaadresowaną do niej. Zatrzepotał skrzydłami i przeleciał do sąsiedniego pokoju skąd podejrzanie ciągnęło chłodem. Zawinięta w kołdrę przebiegła do kuchni gdzie zaparzyła kawę. Teraz popijając gorący gorzki napój mogła w spokoju przeczytać wiadomość i zadzwonić po fachowca od wymiany szyb… “cholerni kibole”. Siergiej Bykow Ptak widząc, że adresat odzyskuje przytomność zakrakał donośnie. Dźwięk ten uderzył wprost w mózg Siergieja, pomijając tak wygodną drogę jak drgania powietrza, uszy i nerw słuchowy. Zwalił Rosjanina z nóg, czy raczej z fotela na którym zasnął. Chwilę trwało nim Siergiej pozbierał się na tyle by wspiąć się z powrotem na siedzisko, a kiedy już to zrobił znalazł na biurku złotą, zaadresowaną do siebie kopertę. Krzysztof “Mahomet” Kownacki Przygotowywał się właśnie do wykładu w niewielkim pokoju na uniwersytecie Łódzkim kiedy usłyszał pukanie do okna. Odwrócił się lekko zaskoczony bowiem pokój znajdował się na trzecim piętrze. W oknie zaś zobaczył dużego czarnego kruka ze złota koperta w dziobie. Widok na tyle niezwykły by sprawić, ze podszedł do okna. “Wszak kruk często był posłańcem w mitologiach więc nie ma się czemu tak bardzo dziwić.” Tłumaczył sam sobie. Namęczył się dobre dziesięć minut z próbami otwarcia przymarzniętego okna lecz w końcu mu się udało i ptak złożył na parapecie przed nim kopertę z jego imieniem i nazwiskiem. Nie wydawszy z siebie żadnego dźwięku odleciał natychmiast, zaś Krzysztofowi pozostała koperta i problem jak teraz zamknąć okno przez które leciało mroźne powietrze. Ostatnio edytowane przez Googolplex : 16-04-2014 o 14:18. |