01-12-2016, 13:05 | #101 |
Reputacja: 1 |
|
05-12-2016, 20:26 | #102 |
Reputacja: 1 | Ostrza dyskusja Bill uważnie wysłuchał opinii Muszkieterów oraz wyjaśnienia Wuja Aleksandra na temat konieczności przestrojenia Klevów do nowego właściciela z pomocą szamana w końcu podjął decyzje - Macie racje nie ma, co dawać szefowi, bo się mój mentor wkurwi z tego samego powodu nie mogę dać panu Pricowi. Stąd chcę dołączyć do Wilków Szarej, która jest neutralna nie narażę się za bardzo w ten konflikt, bo ona jest neutralna, ale będę miał zabezpieczenie - Wyjaśniał swój tok rozumowania widać było, że wbrew pozorom nie jest taki głupi przynajmniej w niektórych aspektach polityki miał o tyle szczęścia, że środowisko, w którym się wychował przypominało pod pewnymi względami relacje wilkołaków. - Ale jeżeli dałbym jej wszystkie trzy wyszedłbym na mięczaka, który chcę ją przekupić, dlatego jeden zatrzymam dla siebie skoro są takie cenne drugi dam Szarej a trzeci niech będzie wspólną własnością Rozjemców! Na pewno się przyda, jako karta przetargowa albo coś! Potem postanowimy, do kogo dostroić - Ogłosił wyraźnie zadowolony ze swojej decyzji. Dojazd Arnul wziął graty Chrisa z samochodu Mika - Wybaczcie, ale ja muszę pojechać na Ragnarze, bo będzie nam potrzebny żeby pojechać do klubu - Dopiero, gdy założył kask i usiadł za kierownice adrenalina opadła i poczuł jak bardzo jest zmęczony na szczęście demoniczny pojazd był lepszym kierowcom od siedzącego na nim przysypiającego wilkołaka, więc bezpiecznie dojechali na złomowisko Jaya. Bill ponownie był pod wielkim wrażeniem zdolności Angie spróbował zgodnie z umową przypomnieć sobie jak najwięcej o blondynie, lecz tak naprawdę nie był wstanie dodać wiele do tego, co powiedział Godzilla. Ostatnio edytowane przez Brilchan : 21-12-2016 o 10:33. |
08-12-2016, 16:11 | #103 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 11-12-2016 o 21:24. |
08-12-2016, 18:01 | #104 |
Reputacja: 1 | Powoli otworzył oczy spoglądając na sufit. Spojrzał na zegarek na szafce nocnej obok łóżka, było południe. Całonocna praca miała to do siebie że trzeba było ją odespać, a jako że nigdy nie spał do późna to obudził się po 6 godzinach. To musiało mu wystarczyć, a Amber sama mogła zrobić sobie śniadanie. O tej porze powinna niedługo wrócić z Caesar’em ze spaceru. Ubrał się w czarne krótkie spodenki i czarny bezrękawnik. Zszedł na dół kuchni by zrobić sobie kawę i jajka na twardo na bekonie. Co prawda nie przepadał za tym napojem, ale dzisiaj bez niej może być ciężko. Po śniadaniu, w trakcie którego obejrzał wiadomości w których głośno było o nocnym ataku terrorystycznym, wstawił naczynia do zmywarki i poszedł do siłowni na (spóźnione) poranne ćwiczenia. Pompki, brzuszki, podciąganie się, jogging sobie dzisiaj odpuszczając. “Jak biegać to tylko na świeżym powietrzu” jak mawiał, a było na to za późno. Godzinę później po ćwiczeniach (w trakcie których jego córka wróciła), wziął prysznic a następnie ubrał się w białe spodnie od garnituru, czarną koszulę wyjętą ze spodni w której rękawy jak zwykle podwinął do połowy przedramion, zegarek Rolex ze skórzanym paskiem oraz czarne lakierki. Wziął też ze sobą białą marynarkę lecz jej nie założył. Wziął też czarną torbę sportową do której spakował lornetkę, “roboczy” laptop oraz mikrofon do podsłuchu na większy dystans. Wychodząc z domu zahaczył jeszcze o salon w którym siedziała Amber oglądając telewizję. -[i] Widziałeś tato wiadomości?[i] - odwróciła się twarzą do niego - Idziesz gdzieś? Musisz? Nie chcę siedzieć sama. Podszedł do niej. - Tak kochanie, muszę jechać do klubu i do restauracji. Wszyscy są przestraszeni po tym, dlatego muszę tam jechać. Nie martw się, wrócę. Jak coś się będzie działo to dzwoń do mnie, do cioci Allison lub do Kojota. - Wiem. - westchnęła - Uważaj na siebie. Ucałował ją w czoło. - Będę. Kocham cię. Pa. W garażu podszedł do bagażnika Dodga i zapakował tam torbę. Zamontował dach, po czym wyjechał zamykając garaż z samochodowego komputera. Pojechał na plażę, na parking niedaleko knajpki w której pierwszy raz część Rozjemców spotkała się z elfami. Najpierw chciał się rozejrzeć po okolicy. Zakładając czarne okulary przeciwsłoneczne ruszył spacerowym tempem w stronę lokalu wchodząc do niego. W środku rozejrzał się z lekkim uśmiechem na twarzy i podszedł do baru. - Co podać? - po chwili zapytał barman. - Malibu Bay Breeze poproszę. Usiadł wygodnie przy ladzie i sącząc podanego drinka rozglądał się po pomieszczeniu Ostatnio edytowane przez Raist2 : 08-12-2016 o 18:05. |
12-12-2016, 20:38 | #105 |
Reputacja: 1 | Rozjemcy Ostatnio edytowane przez Corrick : 12-12-2016 o 21:50. |
17-12-2016, 23:16 | #106 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli Jayson przeciągnął się na łóżku i te zatrzeszczało pod jego ciężarem. Rzejrzał się dookoła. Był w domu. Swoim. W swojej sypialni. Za oknami wciąż był dzień. Choć już o zaawansowanej porze a nie świeżutki i młodziutki jakim go zostawili gdy kładli się spać po powrocie na złomowisko. Atkinson przeciągnął się, ziewnął, spojrzał i pomacał miejsca po zranieniach od magicznych ostrzy z akcji w wieżowcu koprpów i w końcu wstał. Nieśpiesznie zaczynał ten dzień nie wiedząc jeszcze do końca jak zaplanować jego pozostałą część. Na razie plan z odespaniem wypełnił w 100%. Wychodząc ze swojej sypialni zgadywał, że znów pewnie odsypiał najdłużej. Ale gadzia natura dawała o sobie znać. W końcu gady lubią wygrzewać się na słoneczku prawda? Odświeżył się pod prysznicem, zszedł do kuchni na śniadanioobiad i może już z myślą o kolacji oporządził dań z zapasów na tyle, że pewnie sam wtranżolił więcej niż pozostała dwójka Muszkieterów. Wyszedł ze szklanką na werandę przed gankiem. Spotkał tam pozostałą dójkę i zaparkowanego w pobliżi KITT'a. - Co gadają o tym numerze w wieżowcu? - spytał siadając na zawieszonej do sufitu ławie. - Ja bym się tam przejechał. Sprawdził jak to wygląda teraz. Ale w sumie głównie mi o tą blondsucz chodzi. Nie możemy jej odpuścić. Trzeba ją odnaleźć. - popatrzył na Steve'a, Angie i KITT'a. Byli bardziej obyci w temacie szukań wszelakich od niego więc i mogli użyć swoich miejętności i talentów do znalezienia tej blondyny z wieżowca. Zresztą jak wstali wcześniej od niego to już może nawet coś mieli na tapecie. Jak nie to i tak można było się przejechać do ruin choćby dla spokojności ducha i zwykłej ciekawości. - A tak w ogóle mi przyszło do głowy... W sumie jak ci młodzi byli w takim ciężkim stanie i nic nie powiedzieli to nadal nie wiadomo jak i po co ich porawano nie? - zapytał i spojrzał na nich. Może coś się zmieniło jak spał? Teraz jak pozbierał myśli przypomniał sobie, że Steve coś o tym mówił chyba jak wracali na złomowisko. Teraz jakoś mu się to przypomniało bo nie zwrócił wtedy na to należytej uwagi. Przyszło mu właśnie do głowy, że może ich też podeszła ta lub inna blondzia tak jak w wieżowcu jego. No albo może i nie. Ale nadal go ciekawiło jak mogli podejść dwójkę nadnaturali tak, że nawet nie dali rady pisnąć. Ponadto pozostała trójka trochę nawijała o planach i następnych posunięciach. Zostawił ich jak szedł spać wciąż pochłoniętych rozmową na ten temat. Był ciekaw co i jak z tego wyszło i jak to ma się do punktu odnalezienia blondyny z babskiego, korpowego kibla.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
21-12-2016, 10:21 | #107 |
Reputacja: 1 | Drzemka na złomowisku Bill dodał, co mógł w sprawie zabójczyni Marcusa - Pamiętam, że zwrócił moją uwagę zapach jej perfum, gdy to poczułem to wtedy mnie instynkt ostrzegł przed niebezpieczeństwem. Sądzę, że w tym jej pachnidle było to tak podkręciło, Jay. Mnie pewnie nie wzięło no, bo byłem świeżo wyruchany i wyimprezowany a może to, dlatego że ją lizałeś? Może warto sprawdzić sklepy z perfumami? - zaproponował teorie, po czym, zacisnął usta wyraźnie sfrustrowany - Już wtedy miałem ochotę wysadzić ten kibel jakimś granatem albo innym pociskiem przecież nawet jakby była śmiertelna to i tak nie wypadałoby zostawiać świadków! A jakby tego było mało pokazałem jej swoją zakazaną mordę i dałem się wykiwać jak ostatni śmondak! Nie chciałem łamać Litanii zabijając niewinnych, bo to za mocno karmi złą stronę wilka - Wyjaśnił. - Wiecie, co? Ten nowy laluś chyba ma trochę racji bikerzy raczej nie wstają przed dwunastą a lepiej być wydrzemanym mogę się zdrzemnąć w jakimś kącie? Pamiętam, że podczas grilla widziałem całkiem wygodną górkę ze starych opon miałbyś coś przeciwko żebym się tam kimną Jay? - Spytał właściciela złomowiska nie chciał się narzucać, bo z miejscem i tak będzie krucho skoro cała trójka muszkieterów będzie kimać zresztą zapach starej gumy działał na niego uspokajająco. Telefony i rozmowy z Przodkiem ~Ty to masz jednak podejrzanie dużo, z Gnatożuja chyba gdzieś w twoim drzewie się jakiś trafił stąd tak dobrze sobie radziłeś na ulicy~ - Skomentował wuj Angus ze śmiechem ~Zanim się położysz w tym smrodzie skontaktuj się z tą Szarą poproś o spotkanie możesz powiedzieć, że masz dla niej prezent w podziękowaniu za dobrą radę, jakiej ci wczoraj udzieliła! Hahaha, mówię ci kobity uwielbiają takie drobne kłamliwe komplemenciki oraz prezenty! ~ - Zapewnił Skald. Wilkołak wybrał numer do warsztatu Wilków Szarej - Hejka Bob z tej strony Bill dałbyś radę umówić mnie na spotkanie u Szefowej? Mam do niej sprawę... Nie, nic związanego z robotą normalnie chciałem dać prezenta, bo mi tak dobrze poradziła wczoraj... OK dzięki! - Rozłączył się. ~No, dobra robota młody! Choć, obaj wiemy, że najbardziej to ci pomogły moje wspomnienia, które zacząłem ci zsyłać w snach jak tylko ci zaczęła rosnąć włócznia ~ - Skomentował Przodek. , ~Więc to była twoja sprawka Wuju? Dzięki tobie przez jakiś czas miałem najciekawsze historię w bidulu chłopcy byli tacy ciekawi tych snów, że nawet smród przez jakiś czas wytrzymywali dzięki~ - Zaskoczony Bill wrócił do jednego z niewielu przyjemnych wspomnień wczesnego okresu dojrzewania. ~Się wie młodzieńcze! Nie na darmo noszę imię bóstwa miłości i patrona młodzieży a teraz lepiej idź spać~ - Poradził rozbawiony Przodek. Pobudka Pomiot Fenrisa obudził się koło dwunastej dołączył się do śniadania Muszkieterów i odpowiedział na pytania Pomiotu Godzili - Nie sądzę żeby tam zostały jakieś ślady nasi się upewnili a na pewno pełno tam glin, więc fizycznie raczej nic się nie da sprawdzić. Co do młodych to Pan Adrian powiedział na apelu, że żyją i fizycznie da się ich wyleczyć pewnie gorzej będzie z tym, co będą mieli we łbach po tym wszystkim?.. Może Królewska elfica im pomoże? Chociaż patrząc po tym co mówiła Cassey to bym jej w tej kwestii też nie ufał - Stwierdził wsuwając drugą kanapkę pewnie mógłby zjeść tyle co Atkinson ale nie chciał nadużywać jego gościnności. - To jak Steve jedziemy ? - Spytał się brodacza z wydatnym orlim semickim nosem przez chwilę zmartwił się, że Ragnar będzie miał obiekcje, co do przewozu takiego pasażera, lecz motor zdawał się tego nie zauważać. Wypłosz wolał jednak zostać na złomowisku. Wizyta w Sweet Suicide Arnul czuł się niepewnie zostawiając miecz ukryty na pacę motoru, ale Ragnar zapewnił go, że jeżeli trafi się złodziej to przejedzie mu po palcach a w przypadku "żandarmerii " jak nazywał policje uruchomi serene ostrzegawczą. Przestał, więc szukać powodów do zwłoki. Wilkołak wszedł do baru trzymając przed sobą złożone w kostkę rzeczy Chrisa spodnie, kurtkę z symbolem klubu motocyklowego na której położył portfel z dokumentami - Przyniosłem rzeczy Chrisa możemy pogadać ? - Spytał się po podejściu do baru nie chciał żeby klienci usłyszeli coś niepotrzebnie, gdy wokół nie będzie nikogo niepowołanego Pomiot wyjaśni sprawę.: - To było tak, Wolf dowiedział się, że waszego człowieka oszukały G-many jakaś tajna akcja FBIców z trefnymi prochami chcieliśmy mu pomóc, ale on zadzwonił do jakiegoś swego znajomego a po tym, jak ten ktoś po drugiej stronie telefonu odmówił mieszania się w to Chris dostał szału zerwał ciuchy i pobiegł przed siebie nim zdążyliśmy go złapać resztę znacie z wiadomości - Opowiedział - Ja naprawdę chciałem mu pomóc! Byłem gotowy zrobić tym garniturowcom jesień średniowiecza z dupy! Niestety sami wiecie, jaki jest zawsze chodzi własnymi drogami nie chciał mojej pomocy - Powiedział ze smutkiem - Miałem nawet pomysł żeby go wydostać z paki i zrobić operacje plastyczną, ale niestety mój Szef kazał mi się przestać interesować sprawą a bossowi się nie mogę sprzeciwić - W tonie głosu Billa było słychać żal, bo naprawdę podobał mu się plan z podmianką kota na normalsa przy pomocy zasłony oraz magicznego zmieniania twarzy. - Chciałem się zapytać:, Co będzie z koncertem? Wiem, że macie ciężką sytuacje teraz, ale Chris już uruchomił sprawę i potrzebujemy dokończyć robotę byłoby super jakbyście mogli pomóc dokończyć tą sprawę skoro poszła w ruch. Obiecuję, że potem dam wam spokój -Czuł się naprawdę niepewnie, jeżeli chodziło o przyjazne gadanie. Ostatnio edytowane przez Brilchan : 08-01-2017 o 12:31. Powód: Wycięcie Wypłosza bo nie chcę ruszać innego BG bez pozwolenia. |
23-12-2016, 11:37 | #108 |
Reputacja: 1 | Oli, Jeff, Michael Był pierwszy, drink pojawił się po dłuższej chwili. Barman wydawał się zużyty. Brak mu było żwawości ruchów, a dopiero 15 była. Prawie połowę baru zajęli osobnicy w skórach. Zachowywali się swobodnie i głośno. Parę dziewczyn siedziało przy nich, ale też wyglądały na zmęczone. Właśnie w drzwiach pojawi się Jeff, gdy barman postawił przed Olim setkę i powiedział: - Tamten koleś powiedział, że to na drogę. - wskazał jedynego spokojnego niczym skała wśród skłębionych fal. Facet przyciągał wzrok, był jak Pułkownik. Nie podobny fizycznie, ale ten sam typ przywódcy. Przez okno Jeff i Oli zobaczyli parkującego Michaela. Michael zaparkował swojego Nissana 350Z. Wysiadł z auta i rozejrzał się wokoło. Nic specjalnego nie zobaczył mimo odruchowego skanowania otoczenia. W końcu jego wzrok zatrzymał się na nowych Rozjemcach siedzących przy oknie i przyglądających się mu. Kiwnął głową na powitanie i potwierdzenie, że zauważył ich i ruszył do baru. Swordich czuł zapach oceanu, który towarzyszył takim miejscom. Złapał palcami swój kieł rekina wiszący na rzemieniu u szyi i wszedł do pubu na plaży. Rozejrzał się szybko po ludziach oczywiście skanując by wykryć nadnaturali. Podszedł do Oliego i Jeffa. Zamówił delikatnego owocowego drinka i usiadł na jednym z wysokich, barowych krzeseł. - Witam. Co tam?- Zapytał odwracając się do obserwatorów. - Nie furą?- Dodał zauważając sete przed Olivierem. - Mnie to nie przeszkadza. - wyszczerzył zęby do Michaela Jeff, pociągając drobny łyczek ze szklanki z whisky. - Trochę się ciągnąłeś po mieście. - zauważył, jakby od niechcenia sondując obydwu towarzyszy. Chciał sprawdzić, cóż siedzi w ich umysłach… “Jest i Mike, pewnie to on dał cynk Jeffowi. Ale dobrze, w razie czego nie będę sam.” pomyślał na widok Michaela. Wstał z krzesła i uścisnął magowi dłoń jak zrobił to wcześniej ze Slatter’em. Wyglądał jakby wcześniejsze złe spotkanie nie miało miejsca, miły, spokojny, pogodny. Jego głowę zaprzątały też myśli o Amber, jego 14 letniej córce, miał nadzieję że uda mu się wpaść do domu na kolację chociaż. - To nie moje. - Oliver odsunął od siebie setę - Mały prezent pożegnalny od tamtego gościa. - skinął ledwo widocznie w stronę głośnej grupy. - Mam nadzieję że nas stąd nie wyrzucą przed skończeniem drinka. - uśmiechnął się lekko. - Sprawdzę ich. - mruknął cicho telepata, rozszerzając swoją świadomość na obce umysły... dyskretnie. Nie miał zamiaru nikogo atakować, jedynie wyczuć ich nastroje. Jeff wyczuł radość i zabawę, wymieszaną ze zrezygnowaniem. Tak jakby ktoś ową rezygnację przykrył cienką warstwą radości. Świadomie nikt nie wiedział o tym, ale mózgi najwyraźniej buntowały się wobec obcej ingerencji. Slater szybko wycofał się, czując bunt w obcym umyśle. Ściszył głos i powiedział: - Są zrezygnowani, ale próbują to przykryć radością. Jakieś pomysły? - spojrzał na Michaela i Oliego. Musiał przyznać sam przed sobą, że nie spodziewał się zastać myśli tego typu w głowie “Playboya” - a już na pewno nie myśli o córce. Wzruszył ramionami i przyjrzał mu się raz jeszcze, sącząc whisky. Oliver również nie podnosił zbytnio głosu, żeby nie wychodził poza ich trójkę. - Nie ma sensu nawet próbować z nimi gadać. - wymownie spojrzał na setkę przed nimi - Ja proponuję to co zwykle się robi w podobnych sytuacjach. Cicha obserwacja. Mam w aucie sprzęt, od początku miałem taki zamiar. - wypił łyk Malibu. Michael w tym czasie robił skan całego otoczenia. Ludzi i być może nieludzi w pomieszczeniu. Szukał broni i innych nietypowych rzeczy w otoczeniu. z Grubsza słuchał rozmowy Rozjemców i po chwili skończył. Poza strzelbą za barem, tylko osobnicy w skórach byli uzbrojeni. Co dziwne. Oprócz broni palnej mieli też gazrurki, kastety i inne drobiazgi. - Uzbrojeni jak na wojnę.- Powiedział szeptem do towarzyszy. - Może policję wezwać by ich sprawdziła?- Uśmiechnął się wrednie do Oliviera i Jeffa. - Dobre. Ale zbyt ryzykowne. Jesteśmy jedyni w barze z trzeźwym umysłem, od razu będę wiedzieli kogo później szukać. Nie wydawali się zbyt przyjacielscy z tego co wiem, a mamy się dowiedzieć co chcą. Jak dla mnie sprawę trzeba załatwić po cichu. A Ty Jeff jakbyś chciał to rozegrać? - przeniósł wzrok na drugiego “kumpla”. - To są te typy. Poznaje kilku ze zdjęć od Steva.- Dodał po chwili. - Podejść i w prost spytać czego tu szukają.- Powiedział Swordich bezogródek do Oliviera. - Nie są przyjacielscy to i my nie musimy? Tu nie kurort dla nadnaturali.- Oświadczył stanowczo. - A szkoda że nie. Drinki za darmo, szwedzki stół, leżaki, palmy. - uśmiechnął się do reszty - Jesteś pewien że chcesz próbować? Są uzbrojeni, pewni siebie, jak widać tutejsza władza nie bardzo wzbudza u nich pełny respekt. No i mają w tej chwili przewagę liczebną i do tego przeszkolenie na poziomie wojskowym. W końcu drodzy najemnicy. - Był taki ostrożny ponieważ bał się, i nie tyle o siebie, a o to co się stanie z jego córką jakby co, niby Kojot miał jej wtedy pomóc, a i Allison i ich matka by się nią zaopiekowały. Lecz ciągle... - A kto powiedział, że trzeba się z nimi tłuc? Pogadać i jak będą współpracować to dobrze. Jak nie to dosrać im. To nie Afganistan czy Irak. Tu cywile itd. Nasłać na nich ludzkie władzę i niech ich rozbroją.- Michael zawzięcie chciał przysrać cwaniakom. Chciał załatwić sprawę i trochę był zniecierpliwiony. - Gdyby to było takie proste. Problem polega na tym że ludzie jako przypadkowe ofiary nawet nas, garou mniej obchodzą, a oni z ludźmi nie mają nic wspólnego. Ale spoko, idź pogadać, będę trzymał kciuki. - zażartował z uśmiechem. -[i] Nie mogę ci zakazać czy wydawać rozkazów, w tej grupie każdy jest równy. Ja swoje zdanie powiedziałem ale niech wygra demokracja. Ale może, skoro są najemnikami, to etyka pracy im nie pozwoli nas powystrzelać, byłoby miło. To idziemy? - Oli. Palnij się w głowę.- Michael aż się skrzywił. - To nie dziki zachód. Ja nie idę na pięści do nich. Groźby mogą być , ale do walki raczej nie sądzę by doszło w biały dzień. Za wiele osób wie, że tu są.- Michael podsumował. - Dobra. Nie ma na co czekać.- Michael oderwał się od blatu i spokojnym krokiem ruszył do tego co siedział i ich obserwował. - Witam.- Przywitał się z siedzącym spokojnie i dość ciepło. - Chciałbym wiedzieć jak mija czas w naszym pięknym Miami i co państwa sprowadza do naszego miasta.- Michael mówił dość radośnie i przyjacielsko, ale dało się wyczuć zawziętość w głosie, której nie ukrywał do końca. “Dziki zachód może i nie, ale żeby wszcząć burdę czy nas powystrzelać to im nie będzie w tym przeszkadzało, tym bardziej że nie będą się tu osiedlać. Chyba nie robi w tym długo.” pomyślał Cole. - Ależ sztywniak. - Oliver powiedział sam do siebie patrząc się za odchodzącym Michaelem. - Jeff, szykuj się na imprezę. Tacy jak oni nie zostawiają świadków i nie boją się zadzierać z innymi. Mam nadzieję że masz jakąś spluwę? I módl się żebym się mylił. - Oliver obserwował przebieg całej sytuacji, gotowy na jakiekolwiek działanie, żałował teraz że broń zostawił w aucia, nie miał zamiaru wszczynać burdy, nie z małą armią, dlatego jej nie brał. - Alez wy nudni jesteście - odparł tamten - wygraliście, ok. Jutro nas już tu nie będzie. Jeśli to wszystko nie przeszkadzaj nam cieszyć się klimatem tego miejsca. Mag był w lekkim szoku, ale trybiki od razu zaczęły mu pracować. Elfiaki miały dziś pewnie robotę i tak ochoczo chcą się teraz nas pozbyć. Pewnie niebawem pojawi się zleceniodawca lub ktoś. - Cieszy mnie to bardzo, że wreszcie chce Pan z nami jakoś współpracować.- Uśmiechnął się życzliwie. - Sam Pan wie jakie to niemiłe uczucie jak ktoś wchodzi do domu i ani się nie przedstawi i nawet nie spyta czy może.- Mag zaczynał grać na czas. Ciekawiło go czy i jak na to zareaguje. Coś czuł, że zależy im na pozbyciu się ich by nie przeszkadzali. - Nie wiem jakie to uczucie - odparł tamten - nie mam domu. Spojrzał na barmana. - Barman jeszcze dwie setki dla tych panów, na mój koszt. - spojrzał znowu na maga i powiedział. - To na drogę. Michael zdał sobie sprawę, że jest w centrum uwagi, dziesięć par oczu wpatrywało się w niego wyczekująco. A jedyna dziewczyna z ekipy, poznał to po skórach w które była ubrana, uśmiechała się do niego leciutko. Ale i smutno. - Nie piję. Prowadzę.- Wystawił delikatnie dłoń by podkreślić delikatną odmowę. - Pewnie to lubisz, więc nie będę cię odrywał od tego zajęcia. - Mam nadzieję, że nie zostawicie złych wspomnień po sobie i wszystko będzie dobrze między nami.- Dodał prostując się. - Dacie jakies namiary na siebie jakbym chciał Waszej pomocy kiedyś uzyskać?- Spróbował jeszcze ostatni raz. - Szukaj nas na końcu tęczy - odparł tamten z kamienną twarzą, ale jego podwładni rykneli śmiechem. [i]- Rzadko ostatnio pada w tych stronach i ciężko z tęczą.-[\i]Michael popatrzył się na śmiejących z wyrazem dezaprobaty. - Skoro tak bardzo wam moja osoba przeszkadza to nie będę się naprzykrzał. Tylko jeszcze jedna sprawa.- Pochylił się i spojrzał prosto w oczy. - Po co przyjechaliście do miasta?- Nie liczył na odpowiedź, ale skoro jutro wyjeżdżają to może coś powie. W końcu nadzieja matką głupich. - To sprawa osobista - odpowiedź nadeszła po chwili. Michael wyprostował się i spojrzał na jedyną dziewczynę i mrugnął do niej mając ciepły uśmiech na twarzy. Ruszył do kompanów po chwili którą poświęcił na przeleceniu wzrokiem po pozostałych elfach. Idąc patrzył w oczy Rozjemcom. Miał nadzieję, że wyczyta w nich czy usuwają się czy jeszcze na coś liczą. Oliver dokończył drinka, wypił setkę jakby to była woda, po czym wyjął portfel z którego wyciągnął jeden banknot, 50$ i położył go pod swoją szklanką. - Zbieramy się? - spytał się ogólnie zakładając czarne okulary. Michael stanął na wprost okna przez które widział jednego z elfów, z którym niedawno rozmawiał. Udawał, że rozmawia z Olivierem. Jednak tak naprawdę przez dłuższą chwilę starał się z jednej części garderoby takiej jak guzik czy suwak zrobić nadajnik. Nie było to łatwe, ale miał czas. Gdy wyszli z baru i odeszli kawałek w stronę parkingu Oliver zagadał wciąż nie patrząc się na chłopaków. - Co sądzicie? Jak dla mnie to trzeba ich jeszcze poobserwować. Tym razem jakbyśmy mogli to bym wolał dyskretnie. Słuchaj Mike, przyznaję, miałeś tam rację a ja się myliłem, nie odstrzelili nam jaj. I cieszę się z tej pomyłki. Chociaż…. - odwrócił się do Swordicha. Oliver przyglądał się Michaelowi który zaczął mamrotać coś pod nosem intensywnie wpatrując się przy tym w szefa najemników. - Co robisz? Wszystko dobrze? Zatwardzenia dostałeś po rozmowie z nim czy jak, a może powiedziałem coś nie tak? - zażartował uśmiechając się przyjacielsko do Maga. Michael wpatrzony w szefa cały czas czarował udając, że coś mówi do towarzyszy. Już trwało to z dziesięć minut i Jeff oraz Olivier trochę się niecierpliwili. Michael po skończeniu misternego urządzenia odwrócił sie do Oliviera. - Gotowe.- W końcu powiedział mag po długim mamroczeniu dziwnych wzorów chemicznych i rozwiązań matematycznych. Swordich wsiadł do Nissana i otworzył laptopa. Klikał, stukał i próbował wyłapać nadajnik by móc go namierzyć. Niestety ni w ząb nie potrafił. Próbował na różne sposoby aż w końcu nie pozostało mu nic innego jak prosić o pomoc kogoś mądrzejszego. - Nadajnik mu zrobiłem w guziku. Teraz będziemy wiedzieć gdzie są.- Uśmiechnął się, lecz po chwili zmarkotniał. - Scheise! Nie zrobiłem odbiornika.- Przyznał się do błędu mag. Oliver pokiwał głową z uznaniem. Nie do końca znał zdolności tego Maga, i ogólnie nie rozumiał na czym ta cała ich magia polega, ale na pewno była przydatna. - Sprytne. - rozejrzał się za swoim Dodgem który zaparkowany był dwa auta dalej - Chodźcie. - poczekał aż reszta się ruszy i pokierował ich w jego stronę. Gdy znalazł się przy niebieskim z białymi pasami Dodge Viper SRT10, stanął przy bagażniku i otworzył go. Wyjął z niego czarną sportową torbę, zamknął bagażnik po czym podszedł do drzwi pasażera a po otwarciu ich usiadł na fotelu przodem do Michaela i Jeffa. Wyjął z torby odbiornik lokalizacyjny i go włączył. -[i] Na jakiej fali nadaje?[/b] - spojrzał się na Swordicha. Mag zrobił głupią z lekka minę. - Tu też mam problem. Mechanicznie go zrobiłem.- Niezbyt z siebie zadowolony odpowiedział. - Czyli równie dobrze może nie działać? W sensie że wyłączony lub nie naładowany? - Oli przeczesał włosy palcami - Możesz to jakoś sprawdzić? I na jakich nadaje? - Zaczyna mnie to wszystko wkurwiać! Zaraz pozamieniam im broń w zabawki dla dzieci a gazrurki w tekturowe rupiecie a i motorom się oberwie.- Wysyczał przez zęby Swordich. - Spokojnie, nie denerwuj się. Nie przyjechałem przecież nieprzygotowany. - znów sięgnął do torby i po chwili wyciągnął niewielki nadajnik GPS - To im podłożymy. - uśmiechnął się. - Trzeba teraz wybrać motor. - Czekaj. Może jak będę nadajnik nastrajał, Twój wyłapie sygnał jego i będzie.- Zastanowił się Mag i popatrzył w stronę baru. - Lub zrobię taki jak Twój by odbiornik działał też na nadajnik na motorze?- Zaproponował ni to do Rozjemców ni to do siebie. - Próbuj. - Oliver podał urządzenie magowi. - Dobra. Spróbuję.- Wziął od Oliego odbiornik i usiadł na ławeczce obok i bawiąc się śrubką na rzemieniu i znowu mamrocząc wzory jakieś poświęcił nad elektronicznym przedmiotem około dwudziestu minut. - Mam!- Z uśmiechem na ustach podszedł do towarzyszy. - Udało mi się i namierza go.- Powiedział dość konspiracyjnie rozglądając się wokół. - Brawo. Jeszcze przydałoby się podrzucić ten - pomachał swoim nadajnikiem tak by samochody go zasłaniały - Na wszelki wypadek. A potem nudniejsza część. Obserwacja. - Co do obserwacji mam pomysł. Masz jakiś komunikator? Byśmy się zgadali. Ja bym gdzieś zasadził się i obserwował z drugiej strony.- Zaproponował Michael mając już plan w głowie. Oliver spojrzał się na Mike’a. “Nieźle kombinuje, może nie jest taki zielony jak na początku myślałem.” - Jak mówiłem. Nie przyjechałem nie przygotowany. - uśmiechnął się do Michaela po czym znów sięgnął do torby. Wyjął z niej trzy zestawy do komunikacji, ze słuchawkami dousznymi. Jeden rzucił Michaelowi, drugi podał Jeffowi. Swój włączył a słuchawkę włożył do ucha. - Umiecie się tym obsłużyć? - Tak. Parę godzin temu używałem podobnego w wieżowcu. Pewnie jak Wy.- Uśmiechnął się do Rozjemców. - Dobra. Ja odjeżdżam i zaparkuje gdzieś indziej. Niebawem się odezwę jak zajmę jakąś pozycję.- Jak powiedział tak zrobił. Oliver w tym czasie postanowił podłożyć swój nadajnik do jednego z motocykli przyjezdnych. Starał się podejść niezauważony, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Gdy zbliżył się w końcu do maszyn musiał tylko wybrać, poszukał najbardziej wyróżniającą się jednocześnie wydającą się odpowiednią dla gangera…. szkoda tylko że niezbyt wiedział jaka może się nadawać. W każdym bądź razie gdy w końcu jakąś wybrał podczepił do niej nadajnik tak by nie było go widać i by nie odpadł. Potem zostało już tylko czekanie i obserwacja. |
23-12-2016, 11:51 | #109 |
Reputacja: 1 | Rozmowa o koncercie Biker odebrał rzeczy kiwając w podzięce głową. - Jesteś równy gość. Z tym koncertem to nie wiem, co będzie, pogadaj z menago - namazał numer na serwetce. - On się zajmuje tym szajsem. Powiedz, że Steve dał ci numer. Zabrał rzeczy Chrisa i ruszył na zaplecze, ale zanim znikł odwrócił się i rzucił: - Niezła maszyna. - Dzięki - Odpowiedział chłopak, po czym wbił numer z serwetki do komórki i wcisnął zieloną słuchawkę - Dzień Dobry, z tej strony Bill Steve dał mi numer dzwonię żeby spytać czy koncert jest wciąż organizowany? Bardzo mi zależy żeby był mimo tego, co ostatnio się działo - To masz dziś dzień dziecka, koncert się odbędzie. A w zasadzie konkurs gitarowy, nagrody poszły w górę. Kapela niestety odpadła, pewnie słyszałeś o wokaliście? To już w zasadzie po za mną. Ktoś przejął zobowiązania do koncertu. Moi ludzi powinni właśnie rozwieszać nowe plakaty, jako ostatnią przysługę. Bez tego byśmy zdrowo popłynęli. Sam wiesz, kary umowne i te sprawy. - Taa słyszałem, smutna sprawa znam faceta… A wiadomo się dowiedzieć, kto przejął zobowiązania? - - Sorry stary, ale nie mogę o tym gadać. - Jasne, rozumiem dziękuję i do widzenia - Pożegnał się i rozłączył. Wiadomości wydawały się pomyślne, choć nie był pewien czy to Rębajły nie wzięli sprawy w swoje łapki swoimi wątpliwościami podzielił się z resztą ekipy wysyłając masową wiadomość SMSową do reszty Rozjemców. Nie pozostało nic innego jak wyjść z klubu i wsiąść z powrotem w siodło. Gaja wydawała mu się sprzyjać, bo właśnie zadzwonili z informacją żeby stawił się na spotkanie z Szarą za 20 minut. Spotkanie z Szarą Kilku członków gangu grzebało przy motorach, obnażeni do pasa pokazywali dosyć nie poprawne politycznie tatuaże. Skinęli głowami Billowi i wskazali biuro na końcu. Szara urzędowała tam gdzie zwykle. Chłopak zeskoczył z maszyny pomachał chłopakom na powitanie i wyjąwszy z bagażnika owinięty w prześcieradło miecz ruszył do gabinetu zaraz na wstępie położył miecz przed wilczycą żeby nie uznała, że zamierza ją zaatakować - Prezent dla Szefowej Kleve, który zdobyłem na Tancerzach Spirali podczas ataku Przodkowie mówili mi, czym są proszę nie odbierz tego, jako jakąś łapówkę po prostu chcę w ten sposób podziękować za pomoc, którą otrzymałem z twojej strony i pokazać, że mogę być przydatny. Straciliśmy szamana Rozjemców na akcji, więc nie wiem jak bardzo pokręcone są duchy w środku, ale magiczniaki nie wykryły żadnego złego mojo jak od Zabójcy Watahy a ja sam mam jeszcze dwa inne Klevy więc ten jest dla was nawet, jeśli odmówicie mojej prośby, którą do was mam... - Wyrzucił z siebie jednym tchem następnie spojrzał się na kobietę czekając na reakcje lub pozwolenie kontynuowania - Myślałem o tym o tym, co rzeście mi powiedziały na imprezie. Sytuacja jest taka, że jestem między młotem a kowadłem. Jeżeli za mocno będę wspierał Pana Prica to Pan Adrian może chcieć się mnie pozbyć od tak na wszelki wypadek, jeżeli za głośno wesprę Alfę ponad szacunek i posłuszeństwo, który jestem mu winny mój Mentor z pewnością znajdzie sposób, aby uprzykrzyć mi życie zresztą nie wypada nie szanować Przywódcy Plemienia i tak zajebistego wojownika - Zaczął wyłuszczać swój tok rozumowania, który omawiał z Przodkami i częścią Rozjemców - Idealnie, więc byłoby gdybym nieco oddalił się od tego konfliktu podoba mi się cały koncept Pana Adriana z tą całą koalicją dał mi fajną pracę, ale nie do końca wiadomo czy utrzyma się przy władzy chciałbym to wszystko jakoś zrównoważyć, dlatego pomyślałem żeby poprosić cię żeby Szefowa przyjęła mnie do Wilków Szarej. Szefowa jest neutralna, więc obu powinno nieco uspokoić gdybym do was przystąpił… Wy też byście skorzystały Szefowo może i nie jestem modelem, ale potrafię być pracowity, będę się uczył na mechanika no i mam stanowisko w Rozjemcach sądzę, że byłbym dobrym i przydatnym podweładnym -Zakończył swoją mało zgrabną prezentacje. Szara chwile milczała. W końcu westchnęła. - Nie rozumiesz jednego, nie uciekniesz przed konfliktem. Podlegasz Price’owi. Ja też. I robisz to, co on każe. Adrian jest alfą w Miami. Ale ty podlegasz swojemu alfie. Tzn. podlegałbyś, ale należysz też do Rozjemców, to oznacza, że podlegasz Radzie. Price, nie może ci rozkazywać, dopóki nie skończysz z rozjemcami…, ale może cię z nich zabrać. Więc wyjdzie na to samo. A do tego jest twoim mentorem. Jak się nie odwrócisz to dostaniesz kopa w dupe. To czy cię przyjmę czy nie, niczego nie zmieni. Będziesz miał tylko jeszcze jednego szefa nad sobą. Chcesz iść dalej w to bagno? Ciągle masz łeb nad powierzchnią… Popatrzyła na miecz. - Z tym trzeba uważać. Był w łapach Tancerzy, kto wie, co zrobili z zamieszkującym go duchem. Nie mówię, tego po to by umniejszać twój dar. Ostrzegam, byś z tymi pozostałymi nie zwlekał za długo przed wizytą u szamana. Za prezent dziękuję, to wielki dar. Bill pokiwał smutno głową - Chodzi o to, że Alfa, ma piękny sen jak kurwa Martin Luter King ten sen mi się podoba, bo Szefowo ja naprawdę nie widzę powodu, dla którego wszyscy nadnaturala nie mogą się jakoś podzielić światem i zwalczać tylko pojebańców, którzy przesadzają albo chcą zniszczyć świat…, Ale to nieważne od takiego pierdolenia to są szamani ja jestem prosty wilk. Piękne Marzenia i Rozjemcy to wszystko ładnie, ale co będzie, jeżeli się to się wszystko rozpierdoli? Wtedy nie będę miał ani roboty a Pan, Price karzę mi spierdalać, bo mnie mu Alfa wymusił, jako upokorzenie i karę. Mój Mentor uważa mnie za śmiecia, który powinien zdechnąć nie zrozum mnie źle Szefowo to nie jest tak, że będę płakać w poduszkę, bo mnie Mentor nie kocha przywykłem do takiego traktowania tyle, że przestanie być moim mentorem przy pierwszej lepszej okazji, bo mnie zwyczajnie nie lubi teraz jestem dla niego przykrym obowiązkiem a w najlepszym razie tymczasowo przydatnym narzędziem. Tyle, że jeżeli świat obudzi sie kiedyś z tego pięknego snu, co ma go Alfa to ja zostaję bez pracy, bez mentora i z bandą przyjaciół z innych systemów, o których wszyscy będą wiedzieć za sympatyzowanie, z którymi garou o dawnych przekonaniach będą mnie chcieli zabić - Spróbował dokładniej wyjaśnić, o co mu chodzi widać było, że długo o tym rozmyślał. - Masz racje, że członkostwo w twoich wilkach byłoby komplikacją, ale byłabyś czymś więcej niż dodatkowym Szefem, oczywiście tym też byś była, słuchałbym cię i był przydatny no, i posłuszny. Najważniejsze dla mnie jest to, że miałbym gwarancję, że zawsze będę miał jakąś watahę. Nie chcę wracać na ulicę albo być pariasem za to, że znam paru nie Garou w zamian za taką polisę jestem w stanie sporo z siebie dać. Ryzyko jest zawsze, ale wydaje mi się, że wszyscy byśmy na tym skorzystali. - Tancerz z Trupami podjął ostateczną próbę, jeżeli Szara wciąż nie będzie przekonana trzeba będzie uznać sprawę za zamkniętą. - Wróć, kiedy nie będziesz w Rozjemcach. Będzie miejsce dla ciebie. I nie martw się, że Price cię zwolni, jako mentor. Nie może, to godziłoby w niego. Nie pozwoli ci niczego za bardzo spieprzyć… i o to powinieneś się martwić. Bo możesz zostać bohaterem… pośmiertnie. Kimś, z kogo mentor może być dumny. Więc miej oczy otwarte. I może zatrzymaj… przechowaj klava do czasu, gdy dołączysz do nas. - Dziękuję, to rozsądne rozwiązanie. Co do Kleva, dla mnie jest on nieprzydatny, bo mam za mało Gnozy w razie walki bardziej opłaci mi się skorzystać z Darów i pazurów, do których mam większe zdolności niż do ostrzy. Jay nasza jaszczurka nie jest zainteresowany z podobnych powodów, co ja nowy wilk, jakiego nam przydzieli dostanie ode mnie jeden żeby się nie zmarnowało a i tak mam kolejne krótkie ostrze w zapasie, z którym nie wiem, co zrobić - Wzruszył ramionami - Wiem od Przodków, że podobno są jakoś bardzo cenne i rzadkie, ale prawda jest taka, że więcej mam z nimi kłopotu niż pożytku no i z takim szerokim ostrzem jak to nie ma jak popierdalać po mieście, bo się normalsowe gliny przyczepią zresztą sama Szefowa mówiła, że trzeba je szybko oczyścić i do kogoś przypisać mogę zabrać Ale pewnie skończyłoby się tym, że sprzedałbym je za jakąś przysługę czy informacje a w sumie to mi żal trochę żeby poszło na zmarnowanie - Wyjaśnił. - Do niedawna nie miałem w życiu nic cennego teraz mi spadają nagle takie fanty, że nie wiem, co z nimi zrobić. Zawsze miałem poczucie, że jestem ci Szefowo dłużny za to, że mnie znalazłaś i przeszkoliła ja wiem, że Litania i te sprawy, ale nie lubię mieć długów panowie Alfa oraz Mentor mają już lepsze zabawki pewnie a jakbym im robił prezenty mogłoby to zostać źle odebrane zdaje mi się po prostu, że ty zrobisz z niego dobry użytek albo jakoś sprytnie przehandlujesz żeby tobie i chłopakom żyło się lepiej… Może i nigdy nie będę miał już w łapach takiego bogactwa, ale dobroć przyjaźń i dobre rady, jakie od ciebie otrzymałem Szara są cenniejsze dla mnie niż pierdyliard srebrnych ostrzy z Duchami - Dodał z uśmiechem. - OK, dziękuję, że poświęciłeś mi swój czas nie martw się nie będę już ci zawracać więcej dupy, ale jeżeli ty albo któreś z chłopaków czegoś potrzebowali daj znać a zobaczę, co da się zrobić - Jeśli Price nie zakaże mi tego też możesz liczyć na pomoc. Arnull pokiwał głową i wyszedł sprawy nie potoczyły się tak jak sobie to wymarzył ale zyskał lepszy wgląd w sytuacje i sprzymierzeńca. Ktoś bardziej cyniczny mógłby powiedzieć że kiepski interes ubił za coś tak cennego jak wielki magiczny miecz ale on wciąż uważał że to dobra decyzja. Ostatnio edytowane przez Brilchan : 08-01-2017 o 12:44. |
23-12-2016, 20:34 | #110 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 23-12-2016 o 20:36. |