Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2016, 01:20   #71
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
24 dzień Czasu Kwiatów 1372 roku rachuby dolin. Suzail - świątynia Wiecznie Czujnego. Późne popołudnie

Chodzenie nie sprawiało Venorze wielkich problemów. Smoczydło, z którym zmierzyła się paladynka w starej świątyni Matki Ziemi pobiło ją dotkliwie, lecz całe szczęście nie połamało żadnej kości. Branie głębokich wdechów wciąż było zbyt bolesne, ze względu na pokiereszowane żebra, ale Venora z każdą falą bólu zaciskała zęby i nie dawała po sobie poznać jak bardzo cierpi. Raz po raz czuła jak kręci jej się w głowie, lecz do komnaty sir Augusta trafiła już bez problemu. Venora zatrzymała się przed drzwiami chcąc zapukać, gdy z wnętrza dobiegły ją krzyki i hałasy.
-To jakiś absurd!- krzyknął męski, rozjuszony głos -Zginął mój dobry człowiek!- Venora usłyszała uderzenie pięści w stół.
-Chyba zapominasz z kim rozmawiasz Ludwiku!-

Kobieta usłyszała energiczne kroki i ledwie zdążyła odsunąć się na krok od drzwi, gdy te otworzyły się na oścież i oczom rycerki ukazał się rycerz, z którym współpracowała w trakcie poprzedniej misji.
-Nie udawaj kogoś kim nie jesteś dzieciaczku. Jesteś za krótka i za miękka. Nie wchodź mi więcej w drogę...- syknął przez zaciśnięte zęby, następnie minął kobietę w drzwiach i zniknął za jej plecami. Venora spojrzała do środka i ujrzała siedzącego za biurkiem sir Augusta, z stojącym nieopodal sir Aleksandrem. August zaprosił ją gestem dłoni
-Wchodź śmiało. Nie przejmuj się słowami Ludwika. Nasz brat od dawien nie dokonał niczego godnego odnotowania w kronikach, dlatego wyładowuje frustrację na młodszych, zamiast pojąć, że młodość i brawurę należy w jego wieku zmienić na mądrość i rozsądek.- przemówił.

Venora zamknęła za sobą drzwi i usiadła na pięknym i wygodnym stołku, rzeźbionym przez dłonie krasnoludzkiego mistrza stolarstwa w Suzail - Bengariona Dundersona. Sir August nigdy nie krył się z zamiłowaniem do kunsztu rzemieślniczego brodacza i w gabinecie można było znaleźć wiele pięknych mebli, jak ten stołek.
-Wersje Ludwika, oraz jego akolity były zgodne. Chcielibyśmy jednak, żebyś sama nam opowiedziała co tam się wydarzyło. Od początku.- mężczyzna podsunął Venorze puchar oraz dzbanek z winem, by w razie potrzeby mogła zwilżyć gardło.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 11-09-2016, 20:51   #72
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Obudziła się kilka godzin po tym jak Albrecht zostawił ją samą. Głowa jej już nie bolała a i sen był lżejszy wiedząc, że wszystko skończyło się wiele lepiej niż początkowo zakładała. Za to listy od nowych przyjaciół pokrzepiały jej ducha. Cały czas w myślach powtarzała sobie jak niesamowicie dużo szczęścia w tym wszystkim miała, że wyszła cała. Zgodnie z zaleceniami zamierzała oszczędzać się przez najbliższe dni. Jednak owe błogie lenistwo mogła rozpocząć dopiero po wypełnieniu swojego obowiązku.

Chwilę zajęło jej wyszykowanie się by na spotkaniu z Augustem wyglądać schludnie. Niestety siniaków i skaleczeń na twarzy nie była w stanie ukryć w żaden sposób.
Z lekkim stresem, typowym przed spotkaniem z przełożonym, dotarła przed gabinet. Nie powinna była podsłuchiwać rozmowy, lecz nie jej winą było to, że rozmowy były prowadzone tak głośno. Chyba tylko dzięki szczęściu udało jej się uskoczyć nim drzwi się otworzyły na oścież a na korytarz wyszła istna furia. Nie spodziewała się, że Ludwik będzie wściekły. Nie rozumiała czemu swoją złość skierował właśnie na nią. Nie odpowiedziała rycerzowi nic głównie przez zaskoczenie jego zachowaniem. I o co mu chodziło z tym oskarżeniem? Czyżby w jego uznaniu była nie godna bycia paladyna? Akurat ta uwaga spłynęła po niej niczym woda po kaczce. Już dość się w tym temacie nasłuchała by skutecznie ignorować takie uwagi. Nie mniej nie mogła się oprzeć wrażeniu, że rozmowa sir Ludwika z Augustem mogła również tyczyć się jej osoby.

Venora stanęła w gabinecie i skinęła głową z szacunkiem do Augusta i Aleksandra. Po tym zasiadła na zdobionym stołku i o ile zdobień kobieta nie doceniała to komfort siedzenia w nim już tak. Paladynka na krótką chwilę zamyśliła się nad tym co też opowiedział Ludwik na temat wydarzeń. Kłamać co prawda nie mógł, lecz czasem wystarczyło sprawę przedstawić w odpowiednim świetle, jedne fakty podkreślić, inne pominąć...
- Dobrze sir - powiedziała w miarę pewnie panna Oakenfold spoglądając na podsunięty jej kielich. Miała sporą opowieść więc była wdzięczna za napitek.
- Na polecenie sir Aleksandra udałam się do kupca nazwiskiem Bardock. On wyjaśnił, że chce by znalezieni zostali bandyci którzy napadli na jego ludzi z transportem drewna. Towarzyszyć mi miała jego córka, Liamm. Razem udałyśmy się na trakt. Najpierw udałyśmy się do miejsca gdzie miało dojść o napadu. Dwóch ludzi Bardocka zginęło, jeden zaginął wraz z transportem. Było podejrzenie, że może ten zaginiony jest w to zamieszany. Niestety niczego nie znalazłyśmy na trakcie więc uznałam, że najlepiej będzie odwiedzić pobliską wioskę.
Wioska Bandengreen już od pierwszej chwili wydawała się... Dziwna, jakby wymarła. Wszyscy siedzieli zamknięci w swoich domach, nikt nie krzątał się w obejściu. Znalazłyśmy nocleg w tamtejszej gospodzie.

Rankiem, na moje pytania o wydarzenie które nas przywiodło do wioski właściciel przybytku zaczął się mocno denerwować, jego odpowiedzi były wymijające. Postanowiłam rozpytać mieszkańców miasta czy może czegoś nie widzieli, czy nie słyszeli. Ale każde jedno domostwo było zamknięte i zdawało się być opustoszałe gdy pukałam do drzwi. Nikt nie chciał z nami rozmawiać. Wyczuwałam strach w tym. Dopiero w jednym domostwie ktoś się odezwał i po moich usilnych próbach zgodził się spotkać w neutralnym miejscu, o północy
- westchnęła.
Venora sięgnęła po kielich i upiła łyk dla nawilżenia gardła. Jednocześnie dała sobie chwilę dla namysłu. W tym czasie mężczyźni nie czekali w milczeniu.
- Jako że do nocy było jeszcze sporo czasu to wraz z Liamm udałyśmy się na sprawdzenie okolicy. Po nie długim marszu natrafiłyśmy na kryjówkę kłusownika.
Z początku miejsce wydawało się być używane i spodziewałyśmy się że kogoś napotkamy. Lecz po pobieżnych oględzinach dostrzegłyśmy rozrzucone narzędzia, gnijące mięs upolowanych zwierząt oraz zniszczony namiot. W końcu w głębi obozu znalazłyśmy kłusownika. Martwy człowiek, którego ciało było mocno pokiereszowane, był przybity do pnia drzewa ostrzem dwuręcznego topora. Nogi mężczyzny zwisały ponad stopę nad ziemią
- mówiąc to natychmiast skojarzyło jej się to, z jaką łatwością smoczydło uniosło ją, ubraną w pełen pancerz, w górę używając do tego tylko jednej ręki. Skrzywiła się nieco i znów upiła łyk wina. - Liamm zaprzeczyła by był to zaginiony pracownik pana Bardocka. Za to po przyjrzeniu dostrzegłam, że rękojeść topora nosiła na sobie ślady pazurów. Możliwe, że to właśnie smoczydło odwiedziło tego kłusownika - westchnęła ciężko. - W każdym razie gdy uznałyśmy, że już nie dowiemy się niczego o tym miejscu to poprosiłam Liamm by zaprowadziła nas do miejsca wycinki, z którego pochodziło drewno z transportu jej ojca.
Po przejściu leśną ścieżką dotarłyśmy do miejsca gdzie rosły zdeformowane drzewa. Był to charakterystyczny punkt, pnie tych drzew tuż przy ziemi kładły się by dopiero po łuku, niczym głowa węża kierowany się ku górze. I w tym miejscu wszystkie okoliczne drzewa tak wyglądały
- Venorę, która wychowała się w okolicy lasów bardzo zaintrygowało to zjawisko co można było wyczuć z tonu jej głosu. - Z tamtego miejsca po około pół godziny marszu znalazłyśmy się na wykarczowanym polu gdzie stała drewniana chata. Podobnie jak w wiosce także i tu nikt nie wyszedł nam na spotkanie, a spostrzeżone rozrzucone pordzewiałe narzędzia nie wskazywały, że ktokolwiek tu był w najbliższym czasie. Ruszyłam do chaty i z bliska okazał się, że ktoś wyważył drzwi. Wewnątrz był bałagan jakby przeszedł huragan. Warstwa kurzu wskazywała, że nie wydarzyło się to niedawno. Po przyjrzeniu dostrzegłam że podłoga zlana jest krwią. Również tu były ślady pazurów. W najbliższej okolicy chaty nie znalazłyśmy ciał drwali. Jedyne co mogłyśmy zrobić to wrócić do wioski.
Nie wiedziałyśmy, że tam już czekali ci których istnienie próbowałyśmy udowodnić. Bandytów było dwóch, jeden był bez pancerza, ale miał przy sobie dwa miecze, drugi natomiast miał napierśnik oraz miecz i tarczę. Nie zauważyli naszego pojawienia i po prostu panoszyli się po wiosce jakby należała do nich. Wlekli za sobą bezbronną kobietę którą chcieli... skrzywdzić na środku wioski. Nie mogłam na to pozwolić. Niestety moja towarzyszka nie mówiąc mi o swoich planach zniknęła. Myślałam, że się wystraszyła. Dobyłam miecza oraz tarczy i sama ruszyłam na oprychów. Pierwszego udało mi się w drugim moim ciosie pozbawić głowy, lecz chwilę wcześnie ranił mnie dość mocno w ramię. W międzyczasie okazało się że mam sprzymierzeńca. Był nim gnom, który później przedstawił mi się jako Ben z Lantanu. Jest czarodziejem i wspomógł mnie magią
- wyjaśniła. - Drugiego z bandytów Liamm zaatakowała od tyłu sztyletem, a ja powaliłam go i dobiłam. Dzięki dobrotliwości naszego boga udało mi się zaleczyć ranę jaką w tej walce odnosłam. Dopiero to zdarzenie, gdy dowiodłam mieszkańcom wioski że można im pomóc, sprawiło, że zaczęli mówić. I było tak jak pisałam w liście, który dostarczyła tu wieśniaczka Arsen. Wioskę sterroryzowali bandyci, pod groźbą śmierci kazali mężczyznom iść na półnoć by pracować dla ich przywódcy. W wiosce pozostały tylko starcy, kobiety i dzieci. Gnom Ben został uznany za dziecko więc dlatego nie został zabrany z mężczyznami. Okazało się też, że to on był tą osobą która chciała się ze mną spotkać o północy. Zaleciłam by ciała bandytów ukryć, a ja i Liamm miałyśmy pozostawać w gotowości do odparcia ataku ze strony kogoś kto przyszedł by sprawdzić czemu tamci nie wrócili - Venora znów wychyliła kielich. - Podjęłam wtedy decyzję, że nie jestem w stanie sama poradzić sobie z tą sytuacją i potrzebuję wsparcia. Nie mogłam się rozdzielić, a trzeba było chronić wioskę, sprawdzić kryjówkę bandytów i jeszcze poinformować Was o sytuacji. Wysłałam dziewczynę z listem i moim medalionem. Sama po uleczeniu miksturą udałam się na spoczynek by odzyskać siły.
Przed świtem przybył sir Ludwik wraz ze swoimi dwoma giermkami
- paladynka przemilczała zachowanie rycerza, bo wspominanie o nim było nieistotne, tym bardziej, że po słowach przełożonego wnioskowała iż byli doskonale świadomi “temperamentu” Ludwika. - Wyruszyliśmy niebawem, a z nami zabrał się gnom Ben. Tuż przed świtem dotarliśmy do opuszczonej świątyni Chutanei znajdującej się w niewielkim jarze. Przedarliśmy się przez zarośla na dawny plac przed budynkiem. I tam napotkaliśmy siedmiu bandytów. Jeden pobiegł do pobliskiej stodoły. Podejrzewałam, że tam trzymali pojmanych mężczyzn, a drugi wbiegł do świątyni by “ostrzec żelaznego” - zacytowała. - Pozostali ruszyli na nas.
Walka była wyrównana. Giermkowie dzielnie się bronili jednak nie byli wstanie przebić obrony przeciwników. Ludwik walczył w tym czasie z tym który wydawał się być przywódcą oprychów. Mi udało się jako pierwszej zabić i zaraz wsparłam uczniów Ludwika. Po kolei wyeliminowaliśmy wszystkich, choć w pewnym momencie myślałam, że sir Ludwik nie podoła. Szczęśliwie Helm mu sprzyjał i ostatecznie dobił przywódcę bandytów.
- słowa te były naprawdę szczere, bo Venorę cieszyły sukcesy jej sprzymierzeńców. - Jedne z giermków został raniony na tyle że stracił przytomność. Po walce Ludwik chyba go ozdrowił na tyle na ile mógł i kazał mu zostać w tyle uznając, że nie da on rady w dalszej walce. To chyba on był tym który na koniec został zabity... Ludwik rozkazał mi i Benowi iść do świątyni, a sam z drugim giermkiem ruszył do szopy - Venora nerwowo zastukała paznokciami o kielich.
- Wnętrze świątyni było opustoszałe i zaniedbane. Wydawało się że nikogo nie ma, ale wtedy ktoś krzyknął od strony głównego wejścia i trzech bandytów rzuciło się na nas. Ben ranił ich kulą ognia. Dwóch zginęło od razu, jeden konał na podłodze. Niestety płomienie z czaru szybko rozprzestrzeniły się na deski i po chwili całe wnętrze świątyni stanęła w ogniu. Starają się nie wpaść pod spadające nadpalone krokwie szukałam Bena, bo nie chciałam go zostawić w płomieniach, ale wtedy usłyszałam za sobą łomot. Myślałam że zawalił się strop. Wtedy właśnie pojawił się on... Ten smoczy pomiot. Byliśmy sami. Patrzył na mnie jak bym nie stanowiła dla niego żadnego zagrożenia. Powoli ruszył w moim kierunku. Chyba go ktoś ranił, bo prawą rękę trzymał przy ciele jakby była złamana. Zamachnął się na mnie buławą którą trzymał w lewej dłoni, ale udało mi się zrobić unik i tylko uderzył w deski podłogi tak mocno że kolce którymi była nabita buława wbiła się w nie. Lecz on miał tak potworną siłę w sobie że bez problemu wyszarpnął broń. Chciałam wykorzystać tą chwilę i zaatakowałam go. Udało mi się go ranić w bok rozcinając jego skórzaną zbroję. Krew ciekła z niego, ale on zdawał się nic sobie z tego nie robić.
Ponownie zamachnął się na mnie ale tym razem osłoniłam się tarczą. Niestety kolce buławy mocno wgryzły się w jej drewno i smoczydło po prostu wyszarpnęło mi ją z wielką siłą z ręki. Odskoczyłam w tył mając w ręku już tylko miecz. On natomiast odrzucił z ręki swoją broń i ruszył na mnie z gołymi pięściami. Chybiłam, tak paskudnie chybiłam. On to wykorzystał i uderzył mnie kolanem w klatkę piersiową, gdzie miałam już stłuczenia z walki z bandytami na dziedzińcu świątyni. Kopnął mnie z taką siłą że aż pociemniało mi w oczach. Zaraz po tym chwycił mnie tą drugą, ranną ręką za szyję i zaczął mnie dusić. Nie miałam siły nawet unieść miecza. Gdy już myślałam, że mnie zadusi to ten zaczął mówić do mnie, że zabił moich towarzyszy
- Venora znów upiła łyk wina. - Że Ludwikowi kazał patrzeć jak wyrywa serca jego giermkom. Mnie jednak nie planował zabijać. Chciał żebym cierpiała długo i w upokorzeniu. Zaczął okładać mnie pięścią po twarzy. Nie wiem ile to trwało, starałam się już tylko nie stracić przytomności.
Stwór zawył w pewnym momencie i puścił mnie. To była Liamm. Nie wiem skąd się tam wzięła, ale wbiła sztylet smoczydle w udo. Na nie wiele się to zdało bo odwrócił się i uderzył ją tak mocno że przeleciała na drugi koniec sali. On jednak nie poświęcił jej więcej uwagi, wrócił po mnie, znów złapał mnie za szyję i uniósł nad ziemię, na wysokość swojego pyska. Przyglądał mi się, aż w końcu splunął mi w twarz i puścił. Zostawił mnie tak i odszedł. Dopiero jak leżałam na ziemi to poczułam zapach kwasu wyżerającego metal w moim pancerzu. Nie rozumiem czemu nie wypaliło mi też skóry
- uniosła pytające spojrzenie na swoich przełożonych. - A gdy już myślałam, że skończę swój żywot w płomieniach to ujrzałam orka i stojącego za nim gnoma Bena. Ork, który musiał zostać przywołany magią przez niego podniósł mnie na ręce. Wtedy też straciłam przytomność. Nic więcej nie pamiętam. Dopiero dziś, gdy się przebudziłam to Albrecht powiedział mi, że słowa smoczydła były tylko kłamstwem - powiedziała z ulgą panna Oakenfold kończąc zdawanie raportu. Odstawiła kielich na blat i położyła dłonie na swoich kolanach w oczekiwaniu na reakcję ze strony przełożonych.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 12-09-2016, 19:57   #73
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Sir Aleksander wziął głęboki wdech, nadymając przy tym w zabawny sposób policzki, po czym wstał i przeszedł się tam i z powrotem po długości komnaty.
-Ekhem…- burknął drugi z rycerzy zwracając na siebie uwagę -Wybacz nam nasze zdziwienie, ale rzeczy, które spotkały cię w przeciągu ostatnich dni… To przygody, które przytrafiają się doświadczonym rycerzom. Wiemy jednak, że jesteś z nami w pełni szczera. Miałaś wiele szczęścia, ale nie szczęście uchroniło cię przed żrącą śliną tamtej jaszczury.- spojrzał Venorze głęboko w oczy.
-Uważamy, że w twoich żyłach płynie krew istoty z innego planu. Ludwik przesłuchał twego znajomego - Bena. Gnom poprzysiągł na bogów, że jedno zaklęcie rzucił na ciebie i to nie było zaklęcie chroniące przed żywiołami.-
-Właśnie.- głos zabrał znów Aleksander -Czasem wola bogów sprowadza na drogę rycerza istotę pod jego opiekę. Myślimy, że Morimond trafił na ciebie nie przez przypadek. Chcielibyśmy abyś przeszła próbę planokrwistych, a jeśli przejdziesz ją pozytywnie chcielibyśmy dowiedzieć się nieco o twoich korzeniach.-

-Nie znam nikogo w klasztorze, z wyjątkiem Ludwika, kto mówiłby źle na twój temat. Każdy ma cię za przykładnego akolitę, zacnego szermierza, oraz po prostu człowieka, któremu dobrze z oczu patrzy.- znów odezwał się August -Lecz zanim zajmiemy się tą sprawą, chcielibyśmy powierzyć ci pierwsze, poważne zadanie. To już nie przyprowadzenie księgi, czy badanie cmentarza. Chcemy powierzyć ci misję poprowadzenia zbrojnych na pomoc tamtej wioski zagrożonej goblinią zarazą.-
-Odpoczniesz aż Albrecht nie pozwoli ci złapać do ręki miecza, po czym dobierzesz sobie trzydziestu zbrojnych z garnizonu sierżanta Glandira. To członek Purpurowych Smoków. Kiedy będziesz mogła opuścić świątynię dostaniesz informacje gdzie go szukać. On już o wszystkim wie i jest gotowy w każdej chwili ruszyć.-
-Ludwik twierdzi, że nie podołasz tak ciężkiemu wyzwaniu. Ja natomiast wraz z Aleksandrem uważam, że twoje barki dźwigną ten ciężar. Nie możemy jednak wymagać od ciebie więcej niż sama możesz z siebie dać. Czy jesteś gotowa podjąć się tak ciężkiej i niebezpiecznej misji?- spytał starzec.


Przynajmniej zgadzali się z nią w kwestii tego, że nienormalnym było to ile dziwnych sytuacji ją w ostatnim czasie spotykało. Ale co do reszty...
Venora otworzyła usta w zdumieniu na podejrzenia jej przełożonych. Z niedowierzaniem w spojrzeniu patrzyła to na Augusta to na Aleksandra. Test na sprawdzenie czy nie jest planokrwistą... Nawet nie wiedziała za bardzo co to oznaczało dla niej. Do tego podejrzenie, że odkrycie jej przez sir Morimonda wcale nie było przypadkiem. To było dla niej nieco za wiele jak na jeden raz. Ale wtedy postanowili ją postawić na czele oddziału trzydziestu zbrojnych. Kobieta całkiem mocno zaskoczona tymi decyzjami już chciała się profilaktycznie wycofać. Zacisnęła jednak zęby starając się zapanować nad emocjami.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć - wydusiła z siebie by nie przedłużać krępującej ją ciszy. Po prawdzie to szła tu zebrać reprymendę za swoje zachowania, jak to miało miejsce po jej powrocie z cmentarza, a nie dowiedzieć się, że ma jakieś dziwne pochodzenie. Po prawdzie to nie wiedziała, która z wieści bardziej ją zaskakiwała.
- To naprawdę duża odpowiedzialność - dodała tak naprawdę nie wiedząc co powinna mówić, czy tym bardziej jaką decyzję podjąć. I wtedy dotarło do niej od czego uzależniona została interwencja w sprawie goblinów.

- Ale czy to właściwe czekać z wymarszem aż moje zdrowie się poprawi? Szczególnie, gdy wojsko jest gotowe już wyruszyć - zapytała zmartwiona.
-Ty znasz tę sprawę najlepiej- odrzekł jej August.
-I wiesz, gdzie znajdują się tereny goblinów, oraz jama, którą zamieszkali- dodał Aleksander.
-Dowiodłaś ostatnimi czynami, że jesteś prawdziwym rycerzem. Rozsądnym i walecznym. Moim zdaniem powinnaś poprowadzić tę krucjatę i zakończyć sprawę.- August zawiesił ręce na piersi. Aleksander tylko pokiwał głową na znak, że w pełni się zgadza z tym zdaniem.
Venora spuściła wzrok intensywnie myśląc nad tą sprawą. Nie miała w zwyczaju polemizowania z rozkazem przełożonego. A skoro dwaj bardzo doświadczeni rycerze uznają, że temu podoła to czemu sama miała się bronić przed tą odpowiedzialnością?
Wtem coś jej się skojarzyło.
- Bandyci nazywali tego smoczego pomiota "Żelaznym" - wspomniała. - Podobnego określenia użył troll Sporg, wspominając, że przyjedzie "Żelazny" i go uwolni. Mnie wziął za żelaznego z symbolem ręki na Udało nam się wtedy z Foignem wykorzystać te słowa na naszą korzyść i przekonać trolla by wypuścił więźniów - wyprostowała się na krześle. - Może to właśnie to smoczydło stoi za zorganizowaniem goblinów i szykowaniem ich do walki? Ludwik napotkał go? - spojrzała pytająco na mężczyzn.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 12-09-2016, 20:33   #74
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Nie. Nic nam nie wspominał o smoczydle, ani żadnej osobie nazywanej “żelaznym”.- August podrapał się po głowie.
-Padło kilkunastu zbirów. Myślę, że minie jakiś czas zanim wyliże rany i znajdzie nowych najemników. To dobry moment by uderzyć na zielonoskórych. A co ty myślisz?- Aleksander spojrzał na swego kompana, po czym wejrzał na Venorę -Ty też mów mi tu od razu, jak ci się wydaje. Jest możliwość go napotkać w jaskini goblinów?
- Jest taka możliwość, że tam się teraz uda. Ale pewności nie mam - panna Oakenfold nieco skrzywiła się po tych słowach. - Zastanawiam się też czy przypadkiem również sprawa z cmentarzem nie jest powiązana z tym wszystkim. Ghule wspominały, że ktoś, kogo nazywały “mistrzem” kazał im szukać skarbu i dlatego rozkopywały groby. Później dopadła je jakaś istota z pazurami i się z nimi rozprawiła. Musiało być to coś silnego, bo połamało im kości - oparła się plecami na krześle gdy pamięcią wróciła do swojej pierwszej sprawy, od której zaczęły się te dziwne wydarzenia.
-Dobrze. Wracaj do swej kwatery lub do Albrechta, jeśli ciągle nie czujesz się na siłach. Gdy już będziesz gotowa przyjdź do mnie.- Aleksander podszedł do dziewczyny i położył jej dłoń na ramieniu -Wykonałaś kawał dobrej roboty.- pochwalił ją na koniec.
- Dziękuję - odparła wstając ze swojego miejsca. - Oczywiście podejmuję się zadania. Mogłabym choćby jeszcze dziś wyruszyć - stwierdziła patrząc na Aleksandra, a z jej oczu biła pewność co do tych słów.
-Wykluczone. Weź kąpiel. Kup sobie nowy ekwipunek. Odpocznij.- wtrącił się August. W tym samym momencie sir Aleksander wyjął zza pazuchy dokument, który wręczył rycerce.
-To polecenie wydania złota. Jeśli udasz się do handlarzy z górnego miasta, wymienią ekwipunek na glejt, ale ich ceny są wyższe niż u przeciętnego kupca. Możesz również wymienić glejt na złoto u nas w zbrojowni i magazynie, wtedy będzie trochę więcej zachodu ale może uda ci się lepsze ceny wynegocjować z kupcami na rynku, bądź przy bramach do miasta.- wyjaśnił.
- A co z tą próbą sprawdzenia czy jestem planokrwistą? - zapytała. - Mam się do niej jakoś przygotować?
-Nie czas na to. Wrócimy do tego tematu, gdy przyjdzie pora i spokojniejszy czas.- odrzekł świątynny mistrz nauk walki wręcz -Teraz się tym nie przejmuj.- rzekł na koniec wręczając Venorze zwinięty i zalakowany pieczęcią samego przeora dokument uprawniający wymianę go na złote monety. Paladynka wzięła go do ręki i skinęła głową.
Mieli rację studząc jej entuzjazm, bo choć nie chciała tego przyznać to wciąż czuła się jak cień siebie.
- Postaram się jak najszybciej dojść do siebie i dopełnić wszystkich formalności do tego czasu - zapewniła przełożonych i po pożegnaniu się z nimi opuściła gabinet sir Augusta.

Dopiero na korytarzu uświadomiła sobie co zrobiła. Zgodziła się wziąć na siebie ogromną odpowiedzialność. Powodzenie misji i życie ludzi w wiosce jak i zbrojnych, którzy przyjdą z odsieczą miało zależeć od niej. Zdecydowanie w najbliższych dniach sen nie będzie jej przychodził lekko, a i już teraz pojawiły się myśli zwątpienia czy podoła temu zadaniu. Lecz tak po prawdzie, choć cichy głos w jej głowie mówił, że jest jeszcze za młoda, zbyt niedoświadczona to przecież kiedyś musiało do tego dojść. Co prawda wydarzyło się prędzej niż się mogła spodziewać, ale jej przełożeni, będący również jej nauczycielami, nie daliby jej nic tak ważnego gdyby nie ich wiara w jej umiejętności.

Ruszyła w końcu korytarzem przed siebie, bo stanie pod drzwiami w niczym jej nie pomagało. W dłoni ściskała dokument. Podjęła decyzję więc nie było już odwrotu. Trzeba było zadanie wykonać. I nie martwić się na zapas. A przynajmniej starać się za wiele nie zamartwiać.
W końcu postanowiła sprawdzić ile funduszy jej przydzielono na dozbrojenie się. Nie zwalniając kroku złamała pieczęć i zaczęła czytać. Znała te korytarze bardzo dobrze więc nie musiała odrywać wzroku od tekstu.
Pięćset sztuk złota. Aż zatrzymała się z wrażenia. Dla niej było to bardzo dużo pieniędzy. Zwinęła pergamin i ruszyła dalej.
Nie bardzo orientowała się w cenach, ale mniej więcej pamiętała ile wydała na swój miecz. I jak długo na niego oszczędzała. A teraz mogłaby takich kupić prawie pięć sztuk.

Wróciła więc do swojej celi przemyśleć co dalej. Usiadła na swoim łóżku i rozejrzała się. Tak, kąpiel z pewnością była na liście rzeczy do zrobienia. Ale miała jeszcze inne, pilniejsze rzeczy do załatwienia.
Jak choćby odwiedzenie ojca Liamm. Biorąc pod uwagę, że musiała jeszcze zakupić dla siebie sprzęt to uznała, że pan Bardock będzie dobrą osobą do wypytania czy ma kogoś do polecenia w sprawie pancerzy i broni. Choć to ostatnie to planowała po prostu zakupić w tym samym miejscu co poprzednia jej broń.
Przebrała się w wyjściowe szaty i już miała wyjść gdy zdała sobie sprawę, że wzięcie teraz całej gotówki i wyjście na miasto może nie być najlepszym pomysłem. Co innego gdy chodziła w pancerzu, a co innego teraz gdy ubrana po "cywilnemu" nie będzie wyróżniać się spośród zwykłych przechodniów. Z pewnością znajdzie się ktoś kto zechce ją okraść. Wolała tego uniknąć.
"Najpierw udam się do domu Liamm, później rozejrzę po rynku i dopiero jak coś znajdę to wrócę tu po złoto" zdecydowała.
Zostawiła więc glejt w swojej szafce, między innymi listami jakie tam trzymała, zabierając ze sobą jedynie 36 sztuk złota, które posiadała i wyszła zamykając za sobą swoje cztery kąty.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 12-09-2016, 20:40   #75
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Zaraz po wyjściu z świątyni Venora skierowała swoje kroki do górnego miasta, a konkretnie do domu Liamm. Młoda rycerka doskonale pamiętała treść listu, w którym Lia poleciła udać się do jej ojca, gdzie czekać miał skromny prezent. Venora nie spodziewała się czegoś bardziej przydatnego, od magicznej błyskotki Bena, lecz zarówno dobre wychowanie, jak i jej zwykła młodzieńcza ciekawość powiodły ją prosto pod drzwi rosłego kupca.
Słońce tego dnia znowu grzało od wczesnego południa, lecz tym razem było jej znacznie łatwiej ze względu na brak jakiegokolwiek pancerza na sobie. Po za tym przez ten krótki czas rekonwalescencji czuła się uwolniona od wielkiego brzemienia ciążącego na jej plecach, oraz rękach. Tarcza, miecz, zbroja. Wszystko to ważyło swoje i nie ułatwiało życia, choć dzięki tym właśnie przedmiotom ocalała w walce z smoczydłem.

Gdy zapukała kołatką usłyszała za drzwiami dudniące kroki właściciela warsztatu i wzięła głęboki wdech. Pamiętała ich pierwsze spotkanie, które bynajmniej do przyjemnych nie należało. Wyniosły ton i pogardliwe spojrzenie Bardocka jednak jej nie zniechęciło. Gospodarz otworzył drzwi na oścież i spojrzał na gościa pytającym wzrokiem. Dopiero po chwili na jego twarzy pojawiło się autentyczne olśnienie.
-Ah. To Ty... Znaczy, pani.- rzekł zdumiony jej posiniaczoną i obitą twarzą -Wybacz, w zbroi całkiem inaczej wyglądasz. Wejdź.- zaprosił ją do środka. Venora pewnym krokiem skorzystała z zaproszenia i już po chwili znajdowała się w dusznym i owładniętym półmrokiem holu.
-Liamm wspominała przed wyjazdem, co cię spotkało.- mężczyzna mówił do Venory zupełnie innym tonem niż się spodziewała. Był spokojny i w jakimś stopniu miły.

-Wóz się nie odnalazł, ale twój przyjaciel - Ludwik oswobodził Cendrila z niewoli. Chłopina wraca do zdrowia, jest pod czujnym okiem opiekującej się nią żony.- wyjaśnił prowadząc Venorę do swego gabinetu.
-Chciałem podziękować za to. W imieniu moim i w imieniu mego kamrata oraz dobrego pracownika.- mężczyzna odkorkował szklaną flaszkę z pięknie pachnącym winem, a następnie wlał odrobinę do pucharu, wręczając go rycerce -Pij. Zacne. Elfickie.- rzekł krótko, samemu upijając parę łyków.
-Liamm wspominała mi, że nie do końca mogłaś na nią polegać. Cóż, ona i to jej przeklęte bractwo...- wzruszył ramionami -Chciała bym ci wręczył jej stary sztylet. Pfff!- parsknął teatralnie.

-"Sztylet? Uratowała Cendrila. Uratowała kilkunastu innych, pojmanych mężczyzn. Zabiła kilku skurwielu odpowiedzialnych za to wszystko, a ja mam jej dać w nagrodę sztylet?!" powiedziałem. Nie, nie, nie. To, czego dokonaliście tam pod Bandengreen zasługuje na znacznie więcej niż jakiś pamiątkowy sztylet. Z resztą... Jesteś paladynem. Po co paladynowi sztylet?- znów wzruszył ramionami -Chodź za mną.- rzekł po czym opuścił swój gabinet, trzymając w ręku puchar z winem, upił łyk i ruszył korytarzem wgłąb domostwa. Po chwili dotarł do schodów, prowadzących na górę, lecz zamiast wspiąć się na piętro, otworzył małe drzwiczki pod schodami prowadzące do piwnicy.
-Pochyl głowę i patrz pod nogi.- polecił po czym wolną ręką sięgnął po kaganek i ruszył przodem. Po chwili Venora znalazła się w ciasnym pomieszczeniu wypełnionym skrzyniami, oraz beczkami różnych gabarytów.

-Która to była...- zamyślił się głośno wodząc wzrokiem dookoła, a kiedy w końcu odnalazł właściwy kufer, podszedł do niego i otworzył go z irytującym piskiem dawno nie oliwionych zawiasów.
-Jest...- burknął po czym zaczął wyciągać coś z środka i układać to na ziemi, a gdy skończył zawołał Venorę.
-Widziałem twój elfi hełm. Słyszałem też, że tamtej gadzi psubrat zniszczył twój pancerz. Chyba więc przyda ci się to bardziej niż mi. Kiedyś odkupiłem ją za symboliczną kwotę od starego znajomego. Liczyłem, że może Lia ją założy, ale ona zawsze jak ten wilk chodziła swoimi ścieżkami za swoją watahą. Mnie się nie nada na nic a sprzedawać to szkoda. Ponoć należała do córki samego elfiego generała Fingolfina Myth Drannor. Nie wiem ile w tym prawdy, ale chyba wykuta jak na ciebie.- rzekł uśmiechając się szeroko widząc minę panny Oakenfold.

-Jest twoja. I nie chcę słyszeć sprzeciwów. Niechaj dobrze ci służy.- uśmiechnął się -Jeśli nie masz jeszcze siły jej zakładać, poślę jednego z moich ludzi by zaniósł ci to do świątyni.- dodał na koniec czekając na decyzję Venory. Młoda paladynka dłuższą chwilę przyglądała się z zapartym w piersi tchem. Ciężkie zbroje widziała codziennie na wielu swoich świątynnych ziomkach. Każdy szanujący się rycerz miał ciężką zbroję, a ta płytowa, kuta przez elfich płatnerzy zdawała się być rekompensatą za ból i wysiłek, które ostatnio tak bardzo poświęcała.

Zdobyte doświadczenie: 2500PD
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 15-09-2016, 12:48   #76
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przyglądała się zbroi płytowej z podziwem. Była dokładnie tym czego teraz najbardziej potrzebowała. I tym o czym marzyła by kiedyś posiadać. Dotknęła zimnego metalu pokrytego warstwą oliwy, którą był pokryty dla zakonserwowania na czas przechowywania w zamknięciu. Musiała przyznać panu Bardock, że miał rację i o ile sztylet byłby tylko pamiątką leżącą w jej celi po wieczne czasy, to już zbroja była nadzwyczaj trafionym podarkiem. Do tego paladynka miała przeczucie, że zbroja nie tylko była piękna i zapewne wytrzymała, lecz również musiała stać za nią jakaś historia. Z miejsca miała ochotę ją przymierzyć, ale powstrzymała się, bo wiedziała, że nie powinna.

- Jestem niezwykle wdzięczna za ten prezent. Obiecuję dobrze go wykorzystać i starać się by służył mi jak najdłużej - powiedziała i uśmiechnęła się do mężczyzny. - Obawiam się, że gdyby medyk mnie doglądający zobaczył, że targam tą zbroję to mocno by się na mnie zezłościł. Dlatego też wdzięczna będę za dostarczenie jej do świątyni - dodała z lekkim rozbawieniem w głosie. - Cieszy mnie też niezmiernie, że udało się odnaleźć pana pracownika. Gdyby potrzebował leczenia to proszę mi tylko powiedzieć, a zajmę się tym osobiście - zapewniła.
-Oczywiście. Przekażę.- odrzekł -No i co teraz lady zrobi? Będziecie ścigać tego jaszczura? To on był za wszystko odpowiedzialny?- pytał z ciekawości.
- Najpewniej tak właśnie będzie - odparła nie wchodząc w szczegóły. Nie bardzo chciała rozpowiadać jakie zamiary miał jej zakon co do sprawy smoczydła, ani tym bardziej wspominać o zadaniu jakie otrzymała. - Liamm mówiła kiedy wróci? - zapytała chcąc zmienić temat.
-Nie. To duża dziewucha i raczej nie mówi staruszkowi co robi po za domem. Pewnie włóczy się z tymi dzikusami po lasach. Cholerni druidzi, czy czort ich tam wie co…- wzruszył ramionami.
- Panu też nie mówiła czym się zajmuje? - dopytała z pewną dozą zmartwienia w głosie. Mężczyzna pokręcił tylko przecząco głową.
Venora westchnęła.
- Pozostaje więc mieć nadzieję, że nie wpakuje się w żadne kłopoty - uśmiechnęła się ciepło do pana Bardocka. - Czas na mnie. Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję za ten prezent - spojrzała na pancerz uradowana niczym dziecko które dostało kosz łakoci.
-Chociaż kiedyś coś wspominała o jakimś Mortimerze. Nie mam pojęcia kim jest, lecz mówiła o nim wyniosłym tonem, jakby znajomość kogoś takiego było dla niej czymś bardzo cennym, godnym pochwały.- rzekł odprowadzając kobietę do wyjścia -Cieszę się, że mogłem jakoś się przydać.- rzekł na koniec.
- Mortimer... Niestety nie znam nikogo o takim imieniu - pokręciła głową. - Obiecała mi przy najbliższej okazji opowiedzieć czym się zajmuje - skinęła głową do mężczyzny. - Mam nadzieję, że na trakcie już nikt nie będzie atakował transportów - powiedziała i żegnając się wyszła.

[media]http://img01.deviantart.net/fa22/i/2014/153/e/5/concept___street_view_2__update__by_gycinn-d7kq1zy.jpg [/media]

Znalazła się na ulicy i zaraz rozejrzała się po pobliskich kamienicach. Po krótkim namyśle ruszyła przed siebie. Cały czas była pod wrażeniem tego co dostała od handlarza. Kiedyś, nim jeszcze otrzymała tą zbroję, którą tak niedawno rozpuścił kwas w ślinie jaszczura, nieśmiało spojrzała u płatnerza na stojak ze zbroją płytową, ale suma jaką trzeba było za nią zapłacić była, jak dla niej, horrendalnie wysoka. Bardock natomiast dał jej coś co musiało być jeszcze cenniejsze. Czuła się przez to trochę nieswojo. Wcale nie uważała że to co zrobiła w wiosce było warte aż tak kosztownego prezentu.
No nic, Venora nie miała w zwyczaju odmawiać przyjęcia podarku.
I zatrzymała się w miejscu przypominając sobie, że miało coś na nią czekać w warsztacie, przekazać miał jej to półelf. Paladynka spojrzała za siebie wahając się bardzo czy powinna tam wrócić.
W końcu ciekawość wzięła górę i panna Oakenfold ruszyła na powrót do domostwa Bardocków, tym razem jednak zachodząc od strony warsztatu.

Drewniane drzwiczki porośnięte były bluszczem, który z resztą oplatał cały płot, wysoki na niemal dwa metry. Venora znała drogę, nie tak dawno temu wychodziła tędy z posiadłości w towarzystwie Liamm. Zielony trawnik o pięknym, soczystym kolorze był tak samo jak tamtego dnia obsypany pyłem i wiórami drewna. Niewielki budynek warsztatu, wypełniony był meblami, oraz innymi, stolarskimi wyrobami. Venora ujrzała czworo pracowników, wśród nich był i półelf. Średniego wzrostu mężczyzna o wątłej posturze od razu zauważył rycerkę i powitał ją pokłonem.
-Liamm mówiła, że może mnie odwiedzisz pani.- rzekł przyjemnym dla ucha głosem -Nazywam się Leopold, ale możesz mi mówić Leo.- dodał po krótkiej chwili. Półelf nie był w mniemaniu zbyt przystojny, lecz gdy Venora spojrzała kątem oka na płaskorzeźbę wyrytą w masywnych, drewnianych drzwiach, przy których pracował zrozumiała, że bogowie poskąpili mu uroku osobistego, ale nadrabiał to ogromnym talentem i smykałką stolarską.
-Mam coś dla ciebie pani, lecz nie mogę teraz po to pójść. Pan Bardock chyba by mnie zatłukł.- zażartował -To miecz. Należał do mojego przyjaciela, lecz ten od dawna jest mi dłużny przysługę. A jako, że ja jestem dłużny przysługę Liamm, wychodzi na to, że nowym właścicielem ostrza jesteś ty, pani.-
"Za to Liamm miała być przysługę winna mi za sztylet, który zgodziłam się by wzięła" Venora pokręciła głową z rozbawieniem. Akurat w tamtym momencie była tak zaaferowana walką, którą wtedy stoczyły, że sama jak przez mgłę pamiętała swoje własne słowa. Po prawdzie to nawet nie mówiła tego całkiem serio. Lecz panna Bardock uznała to za poważny warunek i teraz się spłacała z długu. I w ten właśnie sposób paladynka uświadomiła sobie, że przysługa może być niczym waluta, pieniądz który wędruje od jednej ręki do drugiej.

Mężczyzna wytarł rękawem pot z czoła i wziął głęboki wdech -Jeśli chcesz udać się po to sama skierujesz swe kroki w stronę dolnego miasta. Tuż za bramą, skręcisz w uliczkę w lewo. Pójdziesz nią prosto aż zauważysz po prawicy tawernę. Pierwsza chata za nią to dom mego starego znajomego Otta. Powiedz, że ja cię przysyłam po miecz. Pewnie będzie marudził i się wykręcał, lecz nie daj się pani zwieść gadaniem o okrutnym losie, czy wiecznej tułaczce pod górkę. To stary kanciarz, a przy okazji ma gadane i pewnikiem będzie chciał potraktować cię pani jakąś bajką o zrujnowanym pechowcu- przestrzegł ją od razu -Myślę, że bez problemu spotkasz go w jego domu- dodał na koniec.

Już miała przytaknąć, już miała ruszyć we wskazanym kierunku, ale wstrzymała się. Po pierwsze miejsce, po drugie osoba. Otóż w ostatnim czasie miała talent do przyciągania problemów. Nie że nie cieszyło ją rozwiązywanie ich i przynoszenie pomocy skrzywdzonym i bezbronnym. To akurat było tym co stanowiło paliwo dla jej działań. Nie, żeby dla poklasku robiła to, po prostu lubiła patrzeć jak na zmartwione dotąd twarze powraca uśmiech i radość.
Lecz teraz miała na głowie poważne zadanie, a znając ją, to oczami wyobraźni widziała jak tylko wkracza do dolnego miasta to niby przypadkiem kogoś potrąci i ostatecznie okaże się, że odkryje kto jest wielkim szefem podziemnego światka...
"Wolałabym się czymś takim zająć za tydzień" aż ją głowa rozbolała od tych myśli.

- Dziękuję ci Leo - odpowiedziała mu z ciepłym uśmiechem. - Nie ukrywam, że miecz jest tym czego mi teraz bardzo potrzeba - westchnęła. - Chętnie bym poszła po niego sama, ale... No cóż, obawiam się, że mogę mieć nie mniejsze problemy od ciebie jeśli mój medyk zobaczy mnie dziś z mieczem w ręku. Jeszcze pomyśli sobie, że pomimo jego nakazu odpoczynku postanowiłam trenować to z miejsca mnie prześwięci - powiedziała rozbawionym głosem. - I no cóż, jedyne co mi pozostaje zrobić to zaprosić ciebie i Liamm kiedyś do karczmy, postawić kilka piw. Ale to dopiero jak wrócę z Grumgish - dodała z uśmiechem. -[i] Pan Bardock również podarował mi nie małą rzecz. Poprosiłam go, żeby dostarczył mi ją do świątyni. Zapewne będziesz wiedział kiedy to zrobi to proszę, żebyś wtedy też miecz dołączył. Wkrótce wyruszam z miasta, więc muszę się już zbierać, bo niewiele czasu mi zostało by wszystkie najpilniejsze sprawy załatwić.

-Jak sobie życzysz pani. Dzisiaj po pracy udam się po mo… Twój oręż i dostarczę ci go wraz z przesyłką pana Bardocka. W sumie, to może pozwoli mi osobiście zanieść to wszystko. Nigdy nie widziałem placu świątynnego Wiecznie czujnego, po za budynkiem świątyni wystającym wysoko nad murami waszego przybytku. No to nic. Wracam do pracy i życzę ci lady miłego popołudnia. Do zobaczenia.- odrzekł półelf, by po chwili wrócić do pracy nad wielkimi drzwiami.
- Do zobaczenia - pożegnała się z uprzejmym skinieniem głowy i zostawiła go by mógł spokojnie zająć się swoją pracą. Odchodząc jeszcze raz spojrzała na jego dzieło. Doceniała talent jaki miał w rękach.

Venora opuściła włości Bardocków i powoli ruszyła ulicą. Rozmowa z Leo uświadomiła jej, że nie ma ochoty kręcić się po mieście, a dzięki chojności Liamm i jej ojca praktycznie odzyskała swoje uzbrojenie. Co więcej było ono teraz o niebo lepszej klasy niż nawet mogła się kiedykolwiek spodziewać. Pomyślała o glejcie jaki dostała od sir Aleksandra i tylko się uśmiechnęła. Skierowała swoje kroki na pobliskie targowisko. Tam rozejrzy się jeszcze za tarczą, metalową najlepiej. Gdy tak szła zastanawiajac się czy może jednak nie spróbować się wyszkolić w posługiwaniu się pawężem, miejsce w którym się znalazła przypomniało jej o niedawnym spotkaniu z tajemniczym półorkiem.
"Może tylko mi się przewidział?" przeszło jej przez myśl. Uznała, że gdy znajdzie się w tamtej okolicy to spróbuje się rozejrzeć, może dostrzeże kim on był. Może jakimś sprzedawcą? Wtedy przynajmniej przestanie się nad tym zastanawiać. Chyba że znów Martin jej przeszkodzi. Uśmiechnęła się ciepło na wspomnienie chłopaka i jego troski o nią.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 15-09-2016, 13:14   #77
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Rozdział III: Senne mary

Rynek tętnił życiem jak tamtego poranka. Ci sami bezimienni mieszkańcy stolicy królestwa Cormyru, udający się do tych samych, stojących tu każdego poranka od lat bezimiennych kupców i handlarzy.
Tylko patrolujący i pilnujący porządku publicznego strażnicy miejscy zmieniali się pełniąc warty to w jednej, to w innej dzielnicy. Ci mniej zdyscyplinowani, lub mniej zdolni dostawali zazwyczaj za karę slumsy i dzielnice gdzie było najniebezpieczniej, szczególnie nocą. Ci zdolni, bądź wpływowi patrolowali bogate dzielnice, zaś Ci najbardziej wpływowi spędzali nocne zmiany na chodzeniu po górnym mieście, które było oprócz zamku królowej regentki, najbezpieczniejszym miejscem w całym Cormyrze. Venora raz po raz dostrzegała gdzieś również dwójkowe oddziały Rycerzy Purpurowego Smoka, którzy byli klejnotem pośród kast wojujących w całym królestwie.

Dumni mężowie w ciężkich, srebrzystych pancerzach byli bohaterami bajek opowiadanych dzieciom, nie tylko w granicach Cormyru. Ci wielcy wojownicy byli na ustach wielu mieszkańców wielu, innych krain. Czasami takim osobnikom towarzyszył pojedynczy rycerz Helma, wszak do obowiązków tych rycerzy należała służba w obronie miasta przed złem wszelakim, dzięki czemu ich klasztor znajdował się w pięknym, majestatycznym i bardzo ważnym ze względów strategicznych miejscu Suzail.
Venora wodziła wzrokiem to tu, to z kolei w jakąś uliczkę. Potem po oknach a nawet i dachach. Otaczał ją ogromny tłum, który teraz kiedy nie była w swej zbroi i z symbolem czujnego oka na pelerynie niemiłosiernie ją przytłaczał. Kiedy tak wodziła wzrokiem po dachach, dostrzegła tajemniczą sylwetkę.

Venora mogłaby przysiąc, że choć osobnik stojący na pochyłym daszku, trzymając się komina patrzy dokładnie na nią. Venora nie zdążyłaby odliczyć trzech uderzeń serca, a tajemniczy osobnik odwrócił sie na pięcie i wspiął się, po czym zniknął za szczytem dachu. Panna Oakenfold nawet nie rozważała pościgu. Tłuszcza, ją otaczająca była gęsta i teraz nie mając już żadnego atutu zwrócenia na siebie uwagi nie rozstąpiłaby tłumów mieszczan. Po chwili zwątpiła, czy osobnik faktycznie jej się przyglądał. A może to czeladnik dekarza sprawdzający zadaszenie budynku, przypadkiem spojrzał z zapałem w tłumy na runku? A może Venora wcale nikogo tam nie widziała? Wszak ciągle czuła efekty potyczki z smoczydłem. Ciągle bolała ją głowa i może to tylko jej się zdawało? W końcu poczuła, że jest głodna i nie było przeszkód by swój brzuch w końcu dobrze nakarmić. Półorka, który nie opuszczał jej pamięci nie ujrzała nawet śladu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 31-01-2017 o 19:08.
Nefarius jest offline  
Stary 18-09-2016, 22:07   #78
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zdecydowanie półork, tak jak i teraz ta postać na dachu, musiały jej się przewidzieć. Choć przespała prawie tydzień to i tak wciąż czuła zmęczenie organizmu po swojej ostatniej walce. Tłum ludzi i gwar przytłaczał Venorę potęgując jej ból głowy. Przecisnęła się między potokiem przechodniów do sklepiku, którego właściciel oferował wszelkiego rodzaju tarcze i puklerze. Na wystawce były rozstawione same drewniane jednak gdy przyjrzała się bliżej to dostrzegła, że w głębi sklepu światło dnia odbija się o wypolerowany na wysoki połysk metal. A gdy weszła do środka zauważyła nawet wysoką prawie na jej wzrost pawęż. W tym miejscu było dużo ciszej niż między straganami więc nie tylko mogła oglądać ale również odetchnąć od zgiełku nim znów będzie musiała przez niego przejść. Chwilowo właściciela ani nikogo innego nie dostrzegła, zapewne znajdował się na zapleczu, więc w ciszy przechadzała się między wywieszonymi i postawionymi na stojakach tarczami lekkimi i ciężkimi, puklerzami zerkając raz po raz na jedyną pawęż w zestawieniu. Co do cen, to skoro zostało jej już tylko dozbroić się w ten element opancerzenia, to mogła na spokojnie kupić to choćby teraz, za pieniądze, które miała przy sobie. Jak tak teraz o tym pomyślała to zaczynała się głowić nad tym co powinna zrobić z pieniędzmi jakie dostała od przełożonych.
“Oddać? Zostawić i mieć na przyszłość? A może kupić coś ponad niezbędne minimum?” zamyśliła się stojąc przed dużą, ważącą koło 8 kilogramów, metalową tarczą. Będąc w zakupowej zadumie całkiem zapomniała, że jest głodna.
Dłonią dotknęła zimnej stali, na której były dobrze widoczne ślady młota, którym została wykuta. Do tej pory używała drewnianej, która była lżejsza, lecz, no cóż, łatwo było się w nią wbić choćby buławą z kolcami. Metalowa, cięższa nie była na to podatna, tak jak i na ogień, ale za to była cięższa i zmniejszała mobilność. No ale w takiej zbroi jaką dostała to praktycznie wstyd było pokazać się z drewnianą tarczą.


Pawęż, której przyglądała się Venora była piękna, niczym z bajek o porwanych księżniczkach i ratujących je rycerzach. Skośne ścięcie, wzdłuż górnej krawędzi zakończone było niewielkim zaokrągleniem, gdzie można było oprzeć drzewiec włóczni i w ten oto sposób wystarczyło się skupić na pchnięciach dzidą.
-Zapomnij złotko. To kawał żelastwa. Nie podołasz zanieść jej nawet do swego domu, choć pewnie narzeczony bardzo by się ucieszył.- usłyszała męski głos w głębi pomieszczenia. Dopiero teraz dostrzegła rosłego mężczyznę, mierzącego niemal dwa metry wzrostu, o elegancko przystrzyżonej brodzie. Wielkolud opierał się ramieniem o framugę drzwi patrząc na Venorę z lekkim rozbawieniem nawet przez sekundę nie podejrzewając, że młoda niewiasta rozważa kupno pawęży dla siebie.

Panna Oakenfold już otworzyła usta by wyjawić kim jest, w końcu nie raz już takie sytuacje jej się przydarzały, ale szybko ugryzła się w język. Spojrzała na obiekt swoich "westchnień" po czym wróciła wzrokiem na mężczyznę. Jako paladyn nie mogła kłamać, ale wyprowadzanie z błędu już nie leżało w jej obowiązku, natomiast targowanie się było zgodne z obyczajem.
- A jak uda mi się unieść to mogę liczyć na jakąś zniżkę? - zapytała podchodząc bliżej do mężczyzny, a na jej twarzy wykwitł uprzejmy uśmiech, w którym było coś tajemniczego.

Kramarz uśmiechnął się z lekką nutą politowania, jakby nie dowierzał, że aż tak bardzo jego klientce zależy na rabacie. Wzrokiem zmierzył posturę Venory i raz jeszcze uśmiechnął się szeroko -Unieść pawęż to nie wyczyn. Maszerować z nią, lub co gorsza walczyć skutecznie się przy tym broniąc: oto jest sprawa godna spamiętania. Ale niech będzie. Jeśli uda ci się unieść pawęż i wytrwać tak w pozycji obronnej minutę, upuszczę z ceny. Niech będzie.- zgodził się bez większego namysłu.
- Dobrze więc spróbuję utrzymać - Venora uśmiechnęła się szeroko. Taki moment jak ten był tym wyjątkiem kiedy jej bycie kobietą paladynem miał swoje plusy.
Mężczyzna z uśmiechem na ustach podszedł do wystawy, by po kilku ostrożnych manewrach zdjąć pawęż z ściany. Raz jeszcze zmierzył Venorę wzrokiem po czym wręczył jej uprzejmie tarczę jak dżentelmeni wręczają damom ich płaszcze.
Panna przyjęła do ręki pawęż ciesząc się z samej możliwości przymierzenia do siebie jej. Była świetna, dobrze leżała na ręku, ale też i ciężka. I ten ostatni atrybut zmartwił ją nieco.
"Miałam wypoczywać…" jęknęła w duchu co dla sprzedawcy mogło wyglądać jakby kobieta zwątpiła w swoje siły pod ciężarem tarczy. Ale skoro już to zaproponowała, a mężczyzna zechciał na to pójść... Miała tylko nadzieję, że mocno jej stan na tym nie ucierpi, ani Albrecht nie dowie się o tych jej pomysłach. Wyprostowała się, uniosła pawęż nad ziemię kilka cali i znieruchomiała. "Minuta to wcale nie jest tak długo" pocieszała się. Pawęż ciążyła jej w tej pozycji, w pewnej chwili kilka kropel potu wystąpiło jej na czoło, ale nie była osobą, która się poddaje.

Udało jej się, choć Tymora zapewne maczała w tym zwycięstwie palce. Rękawem prawej dłoni przetarła czoło i oparła pawęż o podłogę, a później sama się o nią podparła.
- Uh, jest naprawdę ciężka, ale pewnie się przyzwyczaję - powiedziała przyglądając się tarczy od strony wewnętrznej. - Do tej pory używałam zwykłej, dużej, drewnianej - dodała.
-Przyzwyczaję?- powtórzył po niej wielkolud, mimo wszystko patrząc już nie jak na małe dziecko, zagubione w sklepie z sprzętem dla dużych chłopców, a jak na kogoś kto faktycznie potrafi wiele mimo mylącego wyglądu.
Kobieta oddała pawęż właścicielowi sklepu nie do końca pewna czy wygranie jej będzie dobrym pomysłem.
- Jestem lady Venora Oakenfold, paladynka Helma - przedstawiła się z rozbawionym uśmiechem mężczyźnie. - I właśnie szukam dla siebie nowej tarczy - dodała krzyżując przed sobą ręce.
-Yyy…- zaskomlał mężczyzna -Proszę mi darować. Ja. Ja nie wiedziałem. Nie podejrzewałem. Nie miałem pojęcia…- ukorzył się nisko momentalnie zmieniając ton. Choć kobieta tego po sobie nie okazywała to takie sytuacje zawsze w duchu ją bawiły. Mężczyzna odebrał pawęż z rąk Venory, po czym z niemałym trudem odwiesił ją z powrotem na ścianę, by znów wyróżniała się pośród wystawianego na sprzedaż ekwipunku handlarza.
-Tutaj mam tarczę, która według krasnoluda, który nad nią pracował ma w sobie mieszankę stopów kilku metali w tym opiłków mithrilu.- zmienił prędko temat wskazując ręką mniejszą i na pewno znacznie lżejszą tarczę.


Venora powiodła wzrokiem w tamtym kierunku. Kiedyś słyszała o mithrilu, ale na tą chwilę nie była w stanie sobie przypomnieć co ten metal ulepszał w broni czy pancerzu. Pokiwała głową z uznaniem. Z pewnością to co zaproponował jej było lepszym środkiem ochrony niż to co przed chwilą miała w rękach. Paladynka w głowie zrobiła szybką listę za i przeciw dla zakupu pawęży jak i tarczy rozmiarów z którą do tej pory miała do czynienia. Już i tak założenie na siebie zbroi płytowej było dla niej krokiem milowym, pawęż byłaby już przesadą. Ktoś mógłby jeszcze uznać, że o ze strachu stara zrobić z siebie żywą fortecę.
Uśmiechnęła się do siebie ostatecznie uznając że duża tarcza będzie wystarczająca dla niej. Ostatni raz rzuciła okiem ku pawęży po czym spojrzała na sklepikarza.
- Mogę wziąć do ręki? - zapytała z zaciekawieniem. - Jaka jest jej cena? - dodała.
-Wygrałaś pani uczciwie zakład. Obiecałem mniejszą cenę to słowa dotrzymam i policzę jak za normalną tarczę.- obiecał, wskazując ręką pozostałe żelastwa -Dwadzieścia złociszy i jest twoja pani.- zaproponował.

Paladynka podeszła do obiektu negocjacji cenowych i wzięła do ręki. Tarcza z mithrilem była lżejsza niżby się tego po niej spodziewała. Venora uniosła ją nieco, by lepiej określić jej walory. Zapewniała podobną osłonę co jej dawna drewniana tarcza, ale metal to metal, zawsze wojownik czuł się pewniej za taką osłoną.
- Wezmę ją - zadecydowała z pewnością w głosie. Oparła ją o deski podłogi i własną nogę. Sięgnęła do swojej sakiewki i zaczęła odliczać monety.
Handlarz skinął głową -Cieszę się, że mogłem jakoś pomóc.- pokłonił się, czekając na należność -Jestem pewien, że nie pożałujesz pani.- zapewniał ją. Venora na to liczyła, wszak po to ją kupowała, żeby przypadkiem niczego nie żałować po zakończonej potyczce.

Zadowolona wyszła ze sklepu mając już odpowiednio lżejszą sakiewkę. Venora niosąc tarczę przewieszoną przez ramię po chwili zawahania w końcu wkroczyła w tłum przelewający się przez targowisko. Przeciskanie się między przechodniami było odrobinę dla niej łatwiejsze, gdy miała tak dobry humor. Dopiero teraz, gdy zaburczało jej po raz kolejny w brzuchu, przypomniała sobie, że niewiele tego dnia zjadła. Zwolniła kroku starając sobie przypomnieć czy zdąży na ciepły posiłek do świątyni. Nie miała ochoty zadowalać się tylko suchym prowiantem, dlatego też uznała, że zamówi coś w którejś z karczm które miała po drodze.
"Boskie tchnienie. Ciekawe czy Foigan nadal tam przebywa" pomyślała wspominając swojego towarzysza. Zdecydowała właśnie tam, gdzie poznała krasnoluda, udać się na obiad. A później? Chyba w końcu powinna dostosować się do zaleceń Albrechta i odpocząć.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-09-2016, 15:50   #79
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację

Boskie Tchnienie było niemal kompletnie opustoszałe. Widocznie większość tubylców zajmowała się właśnie swoją pracą, a goście wynajmujący tu izbę na noc zwyczajnie byli gdzieś na zewnątrz, lub po prostu nie opuścili swoich komnat. Wielka karczemna izba była miłym i przyjemnym dla oka miejscem. Większość trofeów stanowił oręż, oraz elementy uzbrojenia, a nie poodcinane łby zwierząt czy ich skóry. Na środku klepiska znajdował się murowany okręg, w którym zażyły się jeszcze kawałki drewna. Konstrukcja nie tylko dawała ciepło nocą, ale i służyła za miejsce wypieku mięsiwa na obiad czy kolację. Z kilkunastu stołów tylko dwa były zajęte. Niestety pech chciał, że krasnoludzkiego znajomka Venory tu nie było. Dziewczyna nie miała już zamiaru zmieniać lokalu, więc wygodnie usiadła przy stoliku pod oknem gdzie widziała w oddali targowisko, oraz wzniesione wysoko ponad mury miasta dachy zamku królewskiego i najwyższej świątyni Helma.

Młoda służka przyjęła od Venory zamówienie i prędko udała się je zrealizować na zaplecze. Paladynka wyglądała za okno rozmyślając o wszystkim co jej się ostatnio przydarzyło, lecz przede wszystkim o tym co może ją spotkać. Nigdy nie spodziewała się otrzymać tak poważnego zadania w tak młodym wieku. Nikt się chyba tego nie spodziewał, lecz miała już swoje dokonania, miała na swoim koncie kilka chwalebnych czynów i to najwyraźniej wystarczyło by dać jej szansę powierzając pod dowództwo cały oddział żołnierzy.
-Słynna lady Venora Oakenfold... Aż dziw bierze, że nasze rodowe nazwisko jest kojarzone bardziej z tobą niż ze mną- młódka odwróciła się i doznała wielkiego szoku na widok najstarszego brata Arthona. Zmienił się od czasu gdy ostatni raz go widziała, lecz nie zmienił się jego aktorski głos, którym uwielbiał niegdyś uwodzić dziewczęta z okolicznych wiosek.


Venora błyskawicznie zerwała się z ławy i rzuciła bratu w ramiona. Ten objął ją czule, lecz uważał, by nie skrzywdzić drobnej siostry ostrymi elementami swego pięknego pancerza. Arthon dosiadł się do Venory szeroko się do niej uśmiechając.
-Kiedy młody rekrut przybiegł i powiedział, że Oakenfold wybiła bandę rzezimieszków, byłem pewien że się przesłyszałem. Pomyślałem to pewnie Cars w końcu opuścił koszary. Ale chłopak był pewny, że rycerzem była kobieta. Stwierdziłem, że muszę to usłyszeć na własne uszy.- zaśmiał się, po czym zdjął z głowy hełm i położył na stole. Jego długie, kasztanowe włosy oswobodziły się i niesfornie opadły na naramienniki.
-Czy to prawda, że najmłodsze dziecię Gerwina Oakenfold jest pogromcą bandziorów i oprychów?- spytał by mieć już całkowitą pewność.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 25-09-2016, 16:15   #80
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Mam wrażenie, że już w całym Cormyrze o tym mówią - odparła z lekkim rozbawieniem. Spotkanie z bratem, który był dla niej zawsze wzorem do naśladowania, niesamowicie ucieszyło Venorę. Zaraz też przywołała do stolika dziewczynę z obsługi karczmy by domówić porcję pieczeni wraz z napitkiem dla Arthona, a gdy zostali już sami przy stoliku to kobieta spoważniała.
- Niestety nie było tak lekko jak to wszyscy przedstawiają. Sama nie dałabym rady, fakt że tych w wiosce sama zlikwidowałam, ale było ich tylko dwóch. Z resztą bandytów napotkanych już w opuszczonej świątyni, pomógł mi Ludwik, że swoimi giermkami... Gdyby nie wsparcie ze świątyni to nie skończyłoby się to dobrze dla nikogo - westchnęła ciężko, a dłonią starała się dyskretnie ułożyć kosmyki włosów tak by zakryły zadrapania na jej twarzy. - Ale na tym nie koniec, bo moi przełożeni uznali, że wyznaczą mnie do dowodzenia grupą zbrojnych… - jęknęła wciąż wahając się czy to aby dobry pomysł. - Mam się z nimi udać do Grumgish i pomóc okolicznym wioskom z inwazją goblinów... Tam to też się trafiło mi... Zostałam wysłana by odebrać książkę dla sir Augusta od tamtejszego kapłana a przypadkiem odkryłam że wyjątkowo zorganizowane gobliny planują atak… - dopiero gdy zamilkła zdała sobie sprawę że powiedziała to wszystko prawie jednym tchem.

Młody rycerz uśmiechnął się, nie spuszczając badawczego wzroku z twarzy siostry.
-Gobliny… Pamiętam jak dekadę temu wszyscy bawiliśmy się w rycerzy, patyki były mieczami a pokrywki od garnców matki służyły za tarcze.- zreflektował się -Venoro… Świat za murami jest piękny, dziki ale zarazem strasznie niebezpieczny. Ja wiem, że szkolenia przetrwałaś wzorowo, lecz nie wiem czy to wystarczy aby hasać sobie z mieczem po lasach Cormyru i polować na gobliny. Zapłakanej twarzy matki nie zapomnę do końca życia, kiedy grzebaliśmy Pavla. Nie chciałbym znowu na to patrzeć. Jesteś piękną, młodą i inteligentną dziewczyną… Nie mogłabyś odłożyć zbroi i próbować innego rodzaju posługi Helmowi?- spytał łapiąc ją za dłonie.

Kobieta naburmuszyła się na słowa brata, ale po chwili odpuściła złoszczenie się z tego powodu. Nie zabrała rąk od niego. Doskonale zdawała sobie sprawę, że przemawiała przez niego troska o tą jedyną i najmłodszą siostrzyczkę jaką miał. Venora była też wdzięczna, że mówił to w tonie sugestii, a nie narzucania jej czegoś.
- Nie mogła bym, Art - pokręciła głową. - Paladynem nie zostaje się z własnej woli, tak jak to jest z kapłanami. To jest moje przeznaczenie, któremu się poddałam, gdy poszłam na nauki do świątyni. Jestem tu, bo wierzę, że mogę uczynić ten świat choć odrobinę lepszym. I nawet walka jaką stoczyłam ze smoczydłem nie zmniejszy mojego zapału... - i za późno zorientowała się, że powiedziała coś o czym nie zamierzała wspominać przy nim, by go bardziej nie niepokoić. - Dostałam zbroję płytową! - natychmiast chciała zmienić temat. - A tarcza ma w sobie mirhril - dodała poklepując oparty o ławę zakup.

-Chyba mithrill…- odrzekł z niezwykłą powagą, lecz w końcu zaśmiał się głośno -Zbroja płytowa to… Zacny dar. Rycerze muszą wiele lat służyć by otrzymać taki prezent. Nad pełnymi pancerzami, najlepsi płatnerzy pracują po kilka a nawet kilkanaście miesięcy.- rzekł i spojrzał raz jeszcze na siostrę -Masz rację. Paladynem nie zostaje się z własnej woli.- przytaknął jej, jakby pogodził się z niebezpieczeństwem wyboru życiowej drogi Venory.
-Ale gdyby zaszła taka potrzeba, nie wahaj się prosić brata o pomoc.- zapewnił siostrę.
Zawstydziła się, gdy zrobiło jej się głupio za własne przejęzyczenie. Ale przynajmniej skutecznie wyminęła temat smoczego pomiotu.
- Tak, mithrill - powtórzyła po nim starając się raz na zawsze zapamiętać tą nazwę. No i nie mogła się nie zgodzić z jego słowami odnośnie pancerza. Sama wciąż nie mogła uwierzyć, że już teraz będzie miała własną, tak wysokiej klasy.


Bezimienna dla Venory dziewczyna przyniosła zaraz zamówienie i postawiła je na stole. Pannie Oakenfold aż zaburczało w brzuchu na apetyczny zapach pieczeni. Dawno już nie miała jedzenia w ustach i w pierwszej chwili chciała jak najszybciej zaspokoić głód. Ale powstrzymała się, bo wiedziała, że nie należy za szybko męczyć żołądka. Tak więc małymi kęsami zaczęła jeść swoją porcję, dumając przy tym nad słowami Arthona.
- Dziękuję braciszku, pomoc zawsze mile widziana - uśmiechnęła się, ale wyglądała jakby się nad czymś wahała. - Znasz może sierżanta Glandira? Bo to z jego garnizonu mam sobie dobrać na misję trzydziestu zbrojnych i chciałabym wiedzieć czego się po nim spodziewać… Myślisz, że podpowie mi kogo powinnam z jego ludzi wziąć?

-Glandir? Tak znam go- odrzekł po krótkiej chwili namysłu -To dobry wojownik i twardy człowiek. Szkoli swoich ludzi na posłusznych i oddanych królestwu wojowników. Ale jego oddział to nie Purpurowe Smoki. To część regularnej armi Cormyru. Dokładniej to piechota. Dali ci do dyspozycji odpowiednich ludzi, na odpowiednią misję. Nie zawiodą cię, ale ty również nie możesz zawieść ich. To mężni aczkolwiek prości ludzie. Najlepiej walczą za plecami swego dowódcy - Glandira. Pójdą za tobą, ale musisz ich prawdziwie prowadzić. Z kim dokładnie będziecie walczyć? Jak się zwie ich herszt? Kilka razy walczyłem w bitwach z goblinami z gór i z północnych lasów. Mógłbym udzielić ci kilku wskazówek.

- Herszt bandy goblinów z okolicy wioski Grumgish nazywa się Barung. Wygląda na trudnego przeciwnika. Obnosi się z drewnianą koroną na głowie - odparła Venora chętna podzielić się swoją wiedzą z nim. - W jaskini miały wyrysowany znak białej ręki - palcem, na blacie stołu, paladynka nakreśliła wspomniany symbol. - Nie mam pojęcia co to może znaczyć. W każdym razie musi to coś znaczyć, bo troll, który był wtedy w jaskini widząc znak Helma na moim pancerzu wziął mnie za kogoś ważnego, komu służyły gobliny. Teraz podejrzewam, że owym "żelaznym", za którego wziął mnie troll jest smoczydło, które napotkałam w opuszczonej świątyni.

-Biała ręka. To może oznaczać wszystko. Tu w Suzail, w Kolegium mistrzów wiedzy, znajdziesz wielką bibliotekę. Jej opiekunem jest młody mężczyzna o imieniu Henk. Chłopak nie ma nawet trzydziestu lat, lecz ma pamięć absolutną i jest prawdziwą skarbnicą wiedzy. Być może będzie w stanie udzielić ci odpowiedzi na kilka pytań, jednak jest jeden problem… To bardzo… Bardzo ciężki człowiek.- wzruszył ramionami -Popytam w garnizonie i jeśli uda mi się czegoś dowiedzieć od razu cię odszukam.- rzekł po czym w końcu i on zabrał się za jedzenie.
-Barung… Nigdy nie słyszałem ani o Barungu, ani o kimś kogo nazywano żelaznym.

- Czyli musi być nowy w tamtej okolicy - Venora pokiwała głową w chwilowym zamyśleniu. Arthon dał jej sporo przydatnych informacji, szczególnie ta by odwiedzić bibliotekę. Co prawda miała w planie posiedzieć nad książkami, ale miało być to wertowanie świątynnych zbiorów. Sugestia by iść do Kolegium mistrzów była bardzo pomocna, szczególnie, że był tam ktoś znający się w temacie. "Ale to już nie dziś, i tak Albrecht będzie się już pieklił że zamiast odpoczywać to się szwęda po mieście. I wtedy coś jej się przypomniało.
- Art, zdążyło ci się kiedyś poparzyć kwasem? - zapytała.
Rycerz zamyślił się na chwilę -Nie. Nigdy nie miałem styczności z kwasem. Ale słyszałem, że nasz wuj. Znaczy brat ojca kiedyś wylał na siebie kwas w pracowni chemicznej aptekarza, tutaj w Suzail. Ponoć nic mu się nie stało, a kwas spłynął na podłogę żrąc deski- odrzekł i znów się zamyślił -Dlaczego o to pytasz?- zdziwił się.

Venora otworzyła szerzej oczy na wieść, że w ich rodzinie był już taki przypadek. Może rzeczywiście coś w tym było? Chwilę zastanawiała się jak to powiedzieć. Upiła spory łyk wina.
- Nie wiem jeszcze jak duży ma to związek, ale po tym jak miałam styczność z kwasem to moi przełożeni uznali, że zostanę poddana próbie planokrwistości - westchnęła. - Chcą też sprawdzić moje pochodzenie - dodała patrząc na niego wymownie, bo to również jego będzie tyczyć. - Niestety nie wiem jak będzie wyglądać ta próba bo gdy o to zapytałam to kazano mi skupić się na najbliższej misji - wzruszyła ramionami ale nie miała pretensji i to do przełożonych.
-Próba… Próba planokrwistych? Słyszałem kiedyś o tym obrządku. Jeden z Purpurowych smoków okazał się potomkiem…- zadumał się -Niebianina.- spojrzał badawczo na siostrę -Próba to wysłanie cię do pięciu innych potomków niebian. To tak zwani aasimarowie. Są jak ludzie, tyle że ich ciała są nieco bardziej odporne na poparzenia, czy ekstremalnie niski chłód. Ponoć próba ma wykazać twoje ukryte cechy, które odziedziczasz po niebiańskim rodzicu.- zamyślił się -Masz w sobie coś, co przyciąga do ludzi. Dobrze patrzy ci z oczu i masz dar, budzisz u innych zaufanie. Widział to w tobie sir Morimond, widzę to i ja. Pozwól żebym ci towarzyszył w twojej wyprawie przeciwko goblinom.- mówił poważnie.

Ze spojrzeniem wbitym w talerz z napoczętą pieczenią panna Oakenfold wsłuchiwała się w słowa brata jednocześnie analizując pod kątem siebie. Faktem było, że na przykład nie marzła w chłodne dni, teraz okazywało się kwas tak jak jej wuja tak też i ją nie parzył mimo, że uszkodzenia odzienia, pancerza czy choćby desek, na których się stało świadczył o jawnej szkodliwości tej substancji. Kto wie, może jej dobry wzrok, nawet nocą też był oznaką bycia planokrwistą? Venora przygryzła wargę w niepewności.
Za to propozycja brata natychmiast sprawiła, że uśmiechnęła się szeroko.
- Mógłbyś to dla mnie zrobić? - zapytała dla upewnienia się. - Z tobą czuła bym się znacznie pewniej - dodała ucieszona.
-Oczywiście. Ale będę gotów za dwa dni. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw.- odrzekł -Znajdę cię w świątyni- dodał, po czym znów zajął się jedzeniem.
- Nie będzie z tym problemu, Art - uśmiechnęła się szeroko. - Albrecht i tak nie pozwoli mi ruszyć wcześniej.
Paladynka od razu poczuła się pewniej wiedząc, że podczas jej pierwszej poważnej misji będzie mogła liczyć na wsparcie brata, który w przeciwieństwie do niej był doświadczonym wojownikiem.
- Ciekawe czy Ben chciałby się w to wplątać - zastanawiała się na głos w związku z nie spotkaniem w karczmie Foigana. - I Franka będę musiała już na miejscu poprosić o pomoc, będzie potrzebny gdyby ktoś został ranny…
-Frank? Ben? Widzę, że sojuszników już sobie kilku nazbierałaś…- zaśmiał się przyjaźnie.
Kobieta pokiwała głową.
- Lubię pomagać innym i czasem zdarzy się, że ktoś koniecznie chce się odwdzięczyć - stwierdziła Venora z zadowoleniem wymalowanym na twarzy. - A ja po tych kilku wyprawach wiem już, że strasznie nie lubię samotnych misji - westchnęła. Przetarła pusty już talerz kromką chleba by namoczyć go pozostałym tam jeszcze sosem. Wgryzła się w chleb i przełknęła ostatni kęs. W końcu poczuła przyjemną sytość. Jej współbiesiadnik ledwo co doszedł do połowy swojej porcji więc Venora postanowiła nie pytać go o nic więcej. Zaczęła więc swój monolog o tym jak poznała Franka, Bena czy Foigana. Również wspomniała o Sporgu, bo przecież przegadanie trolla również należało uwzględnić do sukcesów. Natomiast gdy doszła do tematu ostatniego zadania to przemilczała swoje starcie ze smoczydłem do beznamiętnego "walka z nim była ciężka" i skomentowania pomocy jakiej udzielił jej Ben do "pomógł mi w odwrocie". Ostatnie co by chciała to martwić brata tym, że prawie straciła tam życie.
- A tu przyszłam licząc, że spotkam Foigana. Pomyślałam, że krasnolud mógłby zechcieć uczestniczyć w zbrojnej pomocy Grumgish skoro był ze mną wtedy, gdy odkryliśmy niebezpieczeństwo - zakończyła swój wywód i upiła wina.

Spojrzenie mimowolnie skierowała ku wejściu do karczmy.

Zdecydowała, że nim wróci do świątyni to u karczmarza zostawi wiadomość dla Foigana, że gdyby był chętny jej pomóc to niech spotka się z nią u helmitów w ciągu najbliższych dwóch dni.
Na razie nigdzie się nie śpieszyła, po prostu cieszyła towarzystwem Arthona. Później wróci do siebie, weźmie gorącą kąpiel i pójdzie spać.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172