Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-07-2011, 16:28   #1
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
[Storytelling/autorski/+18] - Lionheart: W poszukiwaniu potomka Ryszarda Lwie Serce

Pedro Alexander Arturo la Fredle de Patrin
Ach, Barcelona. Miasto cudów, jak mawiają miejscowi. Tylko szkoda, iż cudy Cię omijają szerokim łukiem. Ledwo utrzymywałeś swój sklep w Dzielnicy Bram, w dodatku te naloty. Inkwizytorzy dobrze wiedzieli że jesteś Sylwanem, istotą z magiczną skazą. Co do tego, nie było wątpliwości. Już nawet przestałeś korzystać ze swoich sztuczek, aby skłaniać klientele do zakupów. Ale żyć z czegoś musiałeś, więc łatwo nie było.
Pożyczki od ojca swej lubej, szybko się kończyły, a interesy nie wiodły się dobrze. Do tego ten znachor i ten Chińczyk. Straszna konkurencja dla twojego sklepiku. No i Ci straganiarze poustawiani pod murami. Dziwnie Cię denerwowali. Nie dość że odbierali Ci przyszłych kupców, to jeszcze próbowali się nawzajem przekrzyczeć.
Od znajomego Półbiesa z portu, zasłyszałeś że w lasach Barcelońskich, można spotkać drwala, który sprzedaje czarne drewno. Dorzucił jeszcze, iż drewno to bardzo chętnie kupi z pewnością kowal Eduardo oraz Templariusze.
W sumie nie miałeś za wiele do stracenia. Rozdroża były strzeżone i jeśli nie zlazło się ze ścieżki w głąb boru, nic nie miała prawa się stać.
W domku drwala zostałeś przyjęty jak szlachcić, nawet bez twoich sztuczek. Bez problemu doszliście do porozumienia. Samotnik, bowiem drwal mieszkał tylko z młodą dziewczyną która była jego córką, prowadził z tobą ciekawe dysputy, dopóki nie zaczęło się ściemniać, a ty musiałeś wrócić do swojego sklepu i zorganizować wóz. Szybko zacząłeś przebierać nogami, w kierunku miasta. Ale kiedy drogę zagrodziły Ci trzy gobliny dzierżące sejmitary, serce mocniej Ci zabiło.
- Proszę, proszę… Jakiż to cudny smakołyk, wędruje w nocy po lasach… – odezwał się jeden z nich.

Nina
Wiatr, tańczący wśród koron drzew, koił twoje nerwy. Stałaś na wielkiej łące, na której twoimi niezwykle czułymi nozdrzami, wodził zapach kwiatów oraz aromat ziół. Gdzieś dalej na skraju lasu, dokazywały ze sobą dwa młode wilki, które przyszły tu z tobą. Reszta stada wykonywała swoje zadania, zresztą co mogłoby by Ci się stać? Las był twoim domem.
Ale czasami i do domostwa potrafi wejść jakiś intruz, niestety i tak było tym razem. Wyczułaś nadciągające kłopoty szybciej, niż ktokolwiek byłby w stanie. Nawet wilki nic nie zauważyły, kontynuując beztroską zabawę.
Szybko zorientowałaś się, że jesteś otoczona i nijak nie można uciec. Kiedy ludzie z pałkami i z sieciami w rękach zbliżyli się, jeden wilk próbował Cię bronić, lecz był zbyt głupi i młody. Dostał płasko mieczem przez krzyż, co uśmierciło go natychmiastowo. Drugiemu udało się uciec przez szczelny kordon. Wiedziałaś że sprowadzi pomoc, tylko oby nie było za późno.
Zapewne dałaś byś sobie radę z trzema rozbójnikami, góra czterema. Siódemka to było już ciut za dużo. A ty byłaś tylko uzbrojona w swoje mikstury i mały nożyk do ścinania ziół.
Rzuciłaś na siebie „Błogosławione ramię” i wskoczyłaś w wir walki. Dźgnęłaś jednego z rozbójników w gardło, to z kolej zaczęło tryskać krwią. Unikałaś tępych obuchów, którymi chciano Cię uderzyć niestety nie trwało to zbyt długo. Dostałaś w tył głowy, następnie obudziłaś się w wilgotnym, śmierdzącym lochu. Z daleka, twoje wyczulone zmysły słyszały rozmowę:
- Sprzedamy tego zwierzoczłeka Inkwizycji?
- Sprzedamy temu, kto da więcej. Ten Irgis też potrzebuje ludzi ze skazą, podobno robi z nimi jakieś eksperymenty. Inkwizycja ich tylko wiesza ku uciesze tłumu.
„Łowcy niewolników” – przeszło Ci przez myśl.

Alberto de Castro Neves
Twoja drużyna, okazała się całkiem inna niż Szczury, na dłuższą metę. To nie było to, choć byli naprawdę dobrzy w tym, co robili. Niestety napadać im farmy przeszkadzały najemne oddziały, a Barcelony, po waszej efektownej ucieczce, nie było po co odwiedzać.
Kiedy Młoda zebrała was w waszej kryjówce, przedstawiły całkiem dorzeczny plan. Każdy bowiem wiedział, że w lasach żyje gildia łowców niewolników. Łowcy Ci nie byli jakimiś super wojownikami, czy żołnierzami. Byli biednymi chłopami, chcącymi zarobić. A oni mieli jakiś trening, to też pomysł ten bardzo wam się spodobał. A przynajmniej większości, to też opcja napadu na ową gildię została przegłosowana, a sprzęt uszykowany. O zmroku pojechaliście tam, całą bandą.
Młoda, dobra łuczniczka i wojowniczka bez trudu pozbawiła oczodołów dwóch stojących przed wejściem strażników, szyjąc niezawodnie z łuku. Kiedy podeszliście bliżej, wyrwała strzały i schowała do kołczanu. Nie mogła sobie pozwolić na tratę amunicji.
A przed wami, ciągły się schody w głąb ziemi, oświetlone dokładnie pochodniami.

Habibi "Goblin"
Siedziałeś w namiocie, wraz z resztą wysłanników Zakonu Saladyna. Rozbiliście się na wybrzeżu, bowiem jeden z twoich przełożonych chciał słyszeć szum morza i podziwiać Hiszpańską armadę. A że byłeś tylko młodym giermkiem, nie miałeś zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii.
Brat Abdul, dawno chciał byś w końcu się wziął za test na rycerza, ale twoje myśli błądziły po mieście za murami, za którymi musi być tyle kosztowności. To nie była biedna Akka, czy uboga Jerozolima. To był cudowne, bogate miasto. Pełne sklepów i przepychu. Nie mogłeś się doczekać, aż do niego wejdziesz.
Abdul, wiedząc twoje rozkojarzeni, zaprzestał wykładów. Pokiwał tylko głową w geście ”z tego chłopaka nic nie będzie” i powiedział:
- Nie chciał byś zanieść tego do Dzielnicy Portowej, do jednego z templariuszy, przesiadującego w tawernie? – zapytał wręczając tubę, z zrolowanym listem.
Pora była późna, ale tobie to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, miałeś nadzieję na znalezienie jakiś fantów, w jakimś domostawie. Capnąłeś list i ruszyłeś, szybko się przemieszczając, niczym wicher. Strażnik bramy zmierzył się posępnie, ale miałeś na sobie skórzaną zbroję Saladynów, więc przepuścił Cię bez szemrania. Dzielnica Bram napawała twoje oczy. Panujący tu zgiełk, przepych i te kosztowności na straganach. Ale musiałeś się opanować. Zapytałeś się jakiegoś kupca o Dzielnicę Portową, wskazano Ci ją. Poszedłeś.
Ta dzielnica, była przeciwieństwem do widzianej przed chwilą Dzielnicy Portowej. Bieda, smród, brud i ubóstwo było wszędzie. Nic więc dziwnego że widząc Ciebie, dobrze ubranego i nowego w tych stronach, postanowiono okraść. Drogę zaszło Ci dwóch gości. Byli ubrani biednie, ale jeden z nich miał krótki miecz i obaj budowę ciała zbliżoną do niedźwiedziego.
- Wyskakuj ze złota! – powiedział ten bez broni.

Antonio Malvarez
Gildia najemników, wysłała Cię na farmę najbliżej lasu. Rolnik tam urzędujący, skarżył się wielokrotnie na goblińskie nasienie i rabusiów. Ruszyłeś tam niezwłocznie, wraz z dwoma pomocnikami. Farma była mniej więcej pół godziny drogi od waszej rezydencji, ubitym i często używanym szlakiem. Podróż nie była ciężka, jeszcze się nie ściemniało. Sama działka rolna, będąca twoim celem okazała się całkiem spora. Szczęśliwy farmer powitał was bajecznie smacznym gulaszem oraz kieliszkiem wina. Jako najemnik, nie miałeś nic przeciwko darmowemu jadłu. Ale kiedy się skończyło to co dobre, musiałeś wziąć się za robotę. Usiadłeś na małym taborecie wraz ze swoją zbroją i dwuręcznym toporem. Obserwowałeś granicę pól i lasów, kiedy twoi towarzysze spali. Za jakąś godzinkę miała być zmiana.
Kiedy ty poszedłeś spać, polegający na pozostałych kompanach, zasnąłeś kamiennym, twardym snem. Obudziło Cię coś, na kształt gulgania.
Otworzyłeś oczu. Nad tobą wisiał jakiś mężczyzna gotowy, aby Cię zasztyletować. Odruchowo strzeliłeś mu w pysk pancerną rękawicą. Spojrzałeś na swoich kompanów. Jeden próbował zatamować krwotok z krtani, do tego próbując coś krzyczeć, czego efektem było słyszane przez Ciebie gulganie. Drugi mężczyzna leżał na podłodze ze sztyletem w oku.
Zerwałeś się z posłania. Zlustrowałeś okolicę. Miałeś dwóch wrogów, w tym jeden podnosił się z podłogi, po oberwaniu pięścią. Drugi wyjmował krótki, lekko zakrzywiony miecz.

Brat Thane Blythe
Twój mały sklepik zielarski, mieścił się w starym sklepie zielarskim niejakiego Quinna. Podobno Inkwizytorzy zaciągnęli go do lochów, i tam go trzymają do dzisiaj zakutego w łańcuchy. Zły duch siedzący w tobie… Czułeś jak się cieszy z tego powodu, jakby Inkwizytorzy sami byli pod jego władaniem. Ale miałeś rację bytu, oraz cel którym pochwaliłeś się już dawno jednemu z Inkwizytorów, który miał takie same poglądy jak twoje. Zdziwiło Cię więc, kiedy przyszedł do Ciebie Inkwizytor w towarzystwie Templariusza i zaczął z tobą długo dyskutować na temat odnalezienie potomka Ryszarda Lwie Serce. Zdradzono Ci, że trzymają w lochach wieszczkę, mogącą wskazać miejsce jego przebywania. Najczyściejszego potomka Ryszarda Lwie Serce, jakiego można było znaleźć. Ze przedłużającym się zastanowieniem, ruszyłeś z nimi w kierunku Lochów Inkwizycji. Zostałeś zaprowadzony do celi, w której siedziała wieszczka. Była to siwa już kobieta, przykuta za kostkę na ściany celi. Poproszona o wróżbę, zgodziła się. Patrząc w oczy Brata Thane’a, zaczęła wieszczyć:
- Potomek Ryszarda Lwie Serca, tam gdzie nie ma już dróg egzystuje, targany przez krew rodu, w odosobnienie popadł, a biała kołdra skrywa jego samotnię, lecz sam go nie odnajdziesz, bowiem potrzebujesz „Wybranych” – tu zamilkła i rozejrzała się posępnie – Wszyscy w mniejszym, lub większym niebezpieczeństwie się znajdują, wszyscy żyć pragną. Jeden z nich to sklep niezwykle bogaty, drugiego można określić topora mianem, trzeci wybraniec sierścią jest pokryty, czwarty blizny na twarzy swej z dumą nosi, ostatni za kołnierzem Saladyna siedzi, lepkimi rękoma przeczesując ten świat – wieszczka straciła przytomność i osunęła się na słomiane posłanie.
- To samo nam mówiła, tylko że kazała nam Ciebie przyprowadzić. Że niby jesteś „Wybrańcem”. Nie wiesz co się dzieje na miejskim cmentarzu, ale toczy się tam regularna wojna. Templariusze i Inkwizycja wykrwawia się tam tocząc nierówny bój z nieumartymi. Wcześniej wysłano tam dwóch potężnych braci, lecz żaden nie wrócił, a teraz to… Wielki Inkwizytor oraz Wielki Komtur Zakonu ze starych manuskryptów wyczytali, że moc potomka Ryszarda Lwie Serce może przełamać ten straszny urok… Nie mamy nic do stracenia, więc musimy spróbować. I wiemy że tobie samemu było by to na rękę, a więc nie masz wyboru. Musisz odnaleźć tych „Wybranych” i odszukać tego potomka… – podsumował przepowiednie, Inkwizytor.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172