Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-06-2008, 00:19   #1
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
[NS 1.5] Ofiary - SESJA PRZERWANA

No dobra skoro już umoczyłem dzioba, a ta trąbka nie odpuszcza to mogę zapodawać dalej. O czym to ja… a tak, miało być o dzielnych herosach z pustkowi uganiających się za wstrętnym grubasem. Właściwie wszystko zaczęło się od trzech osób…
Żeby udowodnić Wam, że nie jestem pierwszym lepszym ściemniaczem z autostrady podam Wam nawet kilka dat z pościgu za Bennym. Oczywiście według kalendarza z Saint Louis.
A tak, tak – trzy osoby…

21 lipca 2052 Tim Pyton

Wiecie to jest tak - Hegemoniści pożerają własne psy, Teksańczycy zaprzęgają do bron mutki, a faceci z Missisipi to mają chyba kwas w żyłach i na co dzień żreją rybcie, po których Wam jelita skręciłyby się w supeł. Trzeba jednak być naprawdę twardym sukinkotem, żeby przetrwać na bagnach Everglades. Komary latają tam dywizjonami po sto sztuk, a każdy roznosi takie choróbska, przy którym moje Mount Rashmour to tycia sraczka. W trawie kryją się jadowite węże, w bajorach zmutowane Megatory, a na resztkach autostrad straszy Motorway Patrol.
Wydawałoby się, że mały grubasek nie powinien tam przetrwać. Jednak wyszczekany lekarz z Miami z torba pełną prochów na bagnach może być zbawieniem. O ile nie jest pieprzonym szklarzem… wtedy taki dupek nie może liczyć na litość twardzieli z bagien.


Tim Pyton już zahaczając o Stalket w Titusville – największy bazar łowców na Florydzie - słyszał co nieco o oszuście podającym się za lekarza z Miami. Dopiero jednak w małej wiosce przy Key Stone Heights, dowiedział się jak niejaki Benny Kuleczka nabił w butelkę okolicznych mieszkańców, sprzedając im trefne lekarstwa i narkotyki.

W niewielkim domu-hoteliku szefa wioski – Jacka - przy skromnym posiłku Tropiciel usłyszał dokładną historię, jak to konował opchnął swój towar ludziom z okolicy i wkupił się w łaski jednej karawany FISTu. Oczywiście fistaszkom również dostało się parę porcji trefnego stuffu. Dzięki temu kurdupel ściągnął na swój tłusty karczek nie tylko wściekłość mieszkańców okolicy, ale poważnej firmy dbającej o transport na całym przylądku i nawet po za nim. A przynajmniej jednego z jej kierowców i jego, smutnego (bo niezaćpanego) kumpla.
Jack – stary tropiciel osiadły w wiosce po utracie lewej nogi - przykuśtykał do siedzącego przy niewielkim stoliku Tima. Nie ściągnąwszy nawet kapelusza zwalił się na krzesło obok.


– Wiesz, nie będę owijał w bawełnę – widzę, że jesteś tropicielem, a za dorwanie tego małego dupka my i kilka okolicznych mieścin ściepnęło się na całkiem sporą sumkę. Ja już nie jestem w stanie ruszyć w pościg, a Stalkerzy z Titusa się w takie rzeczy nie bawią. – westchnął
- Możemy dać Ci sprzęt i suchy prowiant na podróż, oraz namiary na kolesia z FISTu, który miał z do czynienia grubasem. Za zwrot, albo lepiej zwrot i rekompensatę krzywd, będziesz miał wdzięczność i gamble ludzi stąd po Titusa i Sait Augustine. Choć młotki De Avilesa nie chcą się w ogóle przyznać, że dały się wyrolować. Chłopaki z Orlando też pewnie coś dorzuca od siebie. Co Ty na to?-


27 lipca 2052 Axel Roth

Karmazynowa kula ukrywała powoli swe oblicze za widnokręgiem, dając odetchnąć umęczonej skwarem ziemi. Mieszkańcy niewielkiej osady wybudowanej na gruzach miasta Meridian odetchnęli z ulgą; choć ostatnie dni były dla nich udręką nie tylko ze względu na upał.
Dokładnie dwa dni wcześniej niepozorny gruby człowieczek odwiedził ich skromne osiedle oferując prochy i nasiona mutującej kukurydzy zdolnej rosnąć na jałowej ziemi. Wielu ludzi uwierzyło w jego szczery uśmiech i łzawą historię o ucieczce przez bagna Florydy. Praktycznie każdy z nich kupił coś od zgnębionego przez łowców niewolników Anioła Miłosierdzia imieniem Benny.
Każdy z nich potem twierdził, że mężczyzna – pewnikiem mutant - musiał wpłynąć jakoś na ich umysł, zaszczepiając w nich chęć kupna jego, jak się okazało lipnego, towaru. Większość prochów okazała się aspiryną, albo Tic-Tacami. Worki pełne były nasion chwastów i drobin gruzu. Nawet, jeśli była tam kukurydza w większości przegniła. Tylko nieliczne próbki oferowanych przez handlarza towarów, okazały się przydatne – niestety zupełnie nie współmiernie do zapłaconych za nie gambli.
Teraz, gdy słońce odpuściło trochę ludziom i ziemi, mieszkańcy Nowej Meridy ruszyli do niewielkiej knajpy, by dać upust swoim emocjom – głównie klnąc, na czym świat stoi.

Axel „Red Whip” Roth, miała nieszczęście znajdować się w tej jednej kanciapie, którą mieszkańcy okolic Meridian zwali „Pubem u Willisa”. Jak dotąd poza swoją osadą widziała gruzy Jackson i niewiele więcej ponad oparami Missisipi. Zwłaszcza tam nie można było narzekać na brak zatrudnienia - teoretycznie fachowcy z jej branży mieli dużo roboty w Pasie Śmierci. Teoretycznie… Jej niestety nie wiodło się najlepiej - paliwo kosztowało, tak samo zresztą jak żarcie i prochy. Na razie miała jeszcze zapasy, ale jeśli przestój będzie trwał dalej, zostanie jej tylko zabawa w Hycla.
Pewnie, dlatego zwróciła uwagę na opowieści o mutancie-mesmerycie zwanym Bennym Kuleczką.
Zanim jednak zdołała pomyśleć o możliwych korzyściach płynących z sarkania kilku wieśniaków, do jej stolika lekko utykając podszedł właściciel baru.


Dobrze zbudowany mężczyzna koło sześćdziesiątki, o zupełnie łysej głowie wpatrywał się w nią uważnie błękitem swych oczu. Był ubrany w brudne spodnie, które okrywał szary fartuszek i koszulkę bez rękawów. Położył na jej stoliku szklankę przeźroczystego płynu i powiedział spokojnym głosem:
- wybacz, ale zauważyłem sprzęt, jakim się posługujesz i pomyślałem, że moglibyśmy pogawędzić przy szklaneczce oczyszczonej wody o niewielkim mutancim biznesie i gamblach do zarobienia– w jego oczach czaił się smutek, nadzieja i … strach-niepewność, może skrywany szacunek.


29 lipca 2052 Paul Moronow

W Federacji Apallachów, rzadko kto skarży się na upał - oczywiście prócz możnych i paniczyków, a to z prostej przyczyny: większość zwyczajnych ludzi ma tam większe zmartwienia. Choćby katorżnicza praca pod ziemią przy wydobyciu rudy, lub harówka w hutach, gdzie temperatura zewnętrzna zawsze wydaję się jakaś taka… rześka. Niby to nie jest niewolnictwo, tylko system kastowy i lenny; w praktyce jednak mamy do czynienia z władzą prawie absolutną i wyzyskiem ludzi.

Birmingham pod tym względem niewiele różni się od reszty F.A., choć jest właściwie jej przedmurzem. Szare budynki skupione wokół jednej czynnej kopalni żelaza straszą dziurawymi oknami i połatanymi murami. Gdzieniegdzie biegną kable zasilające nieliczne pracujące przy przetwórstwie maszyny. W nocy miasteczko zamiera. Ludzie zapadają w kamienny sen.


Jednak od dwóch dni, nawet tutejszy władyka - rycerz i wasal kogoś potężniejszego od niego – za każdym razem gdy zamknie oczy myśli o tym, jak bardzo dał się wycackać handlarzynie z Detroit imieniem Benny Kuleczka. Oddał sporo wartościowych gambli w paliwie za pudło nic nie wartych części. Fakt, kilka z nich poprawiło pracę maszyn w odlewni - jednak zaraz następnego dnia ich usterki o mały włos nie doprowadziły całej fabryczki do katastrofy.
Sir Gurney, musiał znaleźć kogoś w miarę neutralnego, kto nie wykorzysta jego błędu by podkopać jego pozycję wśród szlachty. Zresztą nie mógł wysłać żadnego ze swych rycerzy na misje – potrzebował ich do obrany miasteczka – wszystkich pięciu…
Na szczęście w Birmingham pojawił się idealny kandydat.

Z brzuchem pełnym darmowego - a przede wszystkim mięsnego - obiadu Paul Moronow zasiadł w niewielkim gabinecie „burmistrza” Birmingham. Pokój był wysprzątany i obłożony błyszczącą boazerią. Stało tam samotne drewniane biurko i dwa niewielkie fotele. Dywan był – i tyle w zasadzie wystarczy o nim powiedzieć.
Naprzeciw Najemnika siedział niewysoki szczupły mężczyzna w średnim wieku i uśmiechał się przyjaźnie.


- Pozwoliłem sobie uraczyć Pana posiłkiem, by zaprosić na krótką rozmowę o interesach – odezwał się łagodnie
- Moi ludzie donieśli mi, jakoby był Pan podróżnikiem obeznanym z niebezpieczeństwami dalekich podróży, któremu nie obce jest używanie broni palnej. Musi Pan wiedzieć, że dla tak prostych ludzi, jak moi poddani oddalanie się poza miasto to już jest nie lada wyczyn. – przerwał jakby próbując zebrać myśli
- Musi Pan też zrozumieć, że nasza społeczność jest stosunkowo mała, chociaż na biedę narzekać nie możemy. Niewielka liczba ludności sprawia, że jesteśmy narażeni na różnego rodzaje ataki z zewnątrz. Póki co moi rycerze sprawnie bronią nas przed gangami, jednak kilka dni temu zdarzyła się w naszym mieście drobna, nieprzyjemna sprawa. Otóż zostaliśmy oszukani przez pewnego wędrownego handlarza. Chciałbym wiec zatrudnić Pana celem odnalezienia tego szkodnika i odzyskania zagrabionych nam dóbr. Zapewniam niezbędne wyposażenie na podróż i oczywiście sowitą nagrodę po powrocie.
Mężczyzna zawiesił głos wpatrując się uważnie w twarz Paula.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 01-06-2008 o 00:25.
Nightcrawler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172