Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-11-2014, 21:56   #491
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Kyan ocknął się i otworzył oczy omiatając salę leniwym spojrzeniem, podniósł się widząc starego krasnoluda szarpiącego się z kuszą.
Płuco zakuło w nagłym spazmie kaszlu i z gardła wydobył się obłok dymu. Malując jedynie wyraz zdziwienia na twarzy krasnoluda.

– Nawdychałem się dymu za wszystkie czasy Huranie, prędko fajki to nie nabiję… – stwierdził krzywiąc się

W końcu zmusił się do podniesienia zadka z zimnych kamieni i zajął się zbieraniem swojego dobytku.
Tu kusza, tam plecak, a nieopodal hełm który wciągnął odruchowo na głowę. Widział pojękujących, broczących krwią i dogorywających towarzyszy, widok ten był masakryczny. Reszta snuła się wycieńczona do granic możliwości. Tylko jeden krasnolud wydawał się niezmordowany, czym zaimponował Kyanowi.
Thorin, skurczybyk pracował dalej nad rannymi w pocie czoła uwijając się jak w ukropie. Zasłużył na beczkę piwa… jeżeli wydostaniemy się stąd na własnych nogach, a nie nogami do przodu.
Niestety nie znał się na leczeniu na tyle by w jakikolwiek sposób pomóc medykowi.

Gdy zakończył kompletowanie swojego dobytku zwrócił się do towarzyszy.

- Zbierzcie swój dobytek zanim zapadną ciemności… - skwitował

Następnie podszedł do Detlefa

- Detlefie, nie możemy zapomnieć o Erganie i Roranie, pozostać tutaj łączy się ryzykiem że skaveny jak nabiorą odwagi wrócą. Z wymarszem także może być ciężko... patrząc na stan w jakim jesteśmy... Jeżeli ruszymy możliwe że będziemy zmuszeni przebijać się przez nich i tak na dodatek w ciemnościach. Masz jakieś sugestie? bo dobrego wyboru nie mamy... - zapytał dowódce wprost

Drobny stukot przerwał rozmowę krasnoludów, które zamarły na chwilę nasłuchując i starając się zidentyfikować źródło dźwięku.

Szybkim krokiem ognistowłosy krasnolud popędził w stronę wschodniej ściany skąd dochodził owy odgłos. Przystawiwszy ucho zaczął nasłuchiwać i liczyć.
- Raz,dwa,trzy….przerwa…. raz,dwa, trzy,cztery, pieć… przerwa… raz, przerwa… raz,dwa…przerwa… strasznie chaotyczne to stukanie. Jednego jestem pewnien uderzenia są wykonywane za pomocą czegoś z metalu – stwierdził

Krasnolud dobył swojego młota i spróbował powtórzyć stukot lekko uderzając w ścianę.
- Może to Ergan z Roranem? Macie coś co by rozpoznali? Piosenke ? cokolwiek co po usłyszeniu mogliby rozpoznać? Znacie ich dłużej ode mnie.
 
PanDwarf jest offline  
Stary 02-11-2014, 10:51   #492
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Żył. Po raz kolejny Bogowie okazali mu łaskę i pozwoli w jakiś sposób przeżyć. Tułacz klęczał na ziemi i spoglądał na swoich towarzyszy. Ergan i Roran zniknęli, i nie było przesłanek by mogli przeżyć. Nie wróżyło to dobrze. Pokręcił tylko głową, i podrapał się po swojej białej, długiej i lekko już poniszczonej brodzie. Podniesienie się z kolan wymagało trochę wysiłku, bowiem jak to człeczyny mawiają “starość nie radość”. W tej chwili Thorgun czuł się jakby przeżył kilka setek. Może fakt, że ostatnie miesiące poświęcił na walkę, na różnych frontach i z różnymi przeciwnikami. Tak, stał się prawdziwym weteranem dla którego krew i piasek, stawały się czymś normalnym. To był dla niego chleb powszedni, i nic nie zapowiadało by zszedł z obranej przez siebie ścieżki. Oczy krasnoluda były mocno przekrwione, czy to od gazu czy ze zmęczenia ciężko było powiedzieć. Usta spierzchnięte powoli pękały, i tylko dzięki umoczeniu ich w wodzie, odzyskał w nich pełne czucie. Powolnym krokiem doczłapał się do swojego plecaka, przy którym znajdował się drewniany antałek z prochem. Przesypał jego zawartość do rogu, który był już prawie opróżniony, a także sprawdził ilość pozostałych mu kul. Nie było źle, przynajmniej na tym etapie wędrówki, choć pojawienie się skavenów nie wróżyło dobrze.
Jeżeli chodziło o jedzenie, miał wystarczająco suchego prowiantu, który powinien starczyć na ponad tydzień. Wyjął kawałek suszonego mięsa i suchara i przegryzł go, bowiem w ustach czuł tylko smak piasku. Musiał go czymś przegryźć. Splunął potem siarczyście na ziemię i nabił fajkę, którą zapalił. Oparł się wygodnie o ścianę i na chwilę zamknął oczy, choć nie trwało to długo. Jakiś dziwny stukot zaczął dobiegać zza ściany. Nadzieja? Pomoc? A może kolejne zagrożenie. Nabił Miruchnę i przerzucił ją przez plecy a w dłonie wziął topór i sztylet.
Gdy Kyan zapytał ich o jakąś piosenkę czy coś co mógłby Roran rozpoznać Thorgun mu odpowiedział kwaśno:

-Ta…złoto… on tylko o tym myśli i zapewne śni.. więc jak masz grudkę złota to wystaw ją i jeśli to Roran, to ten z pewnością wyczuje.. Chyba, że znacie jakieś leśne przyśpiewki. Har Har Har - zaśmiał się, a potem ruszył by delikatnie opukiwać ścianę sztyletem.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 02-11-2014, 22:47   #493
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Urgrimson oznajmił odzyskanie przytomności kaszlem. Przechylił się na bok, zaczął kaszleć i odkrztuszać, a na końcu pluł. Po pewnym czasie zebrał się w sobie i ruszył w stronę swojego plecaka, bo tyle zostało z jego dobytku. Tam siedząc poddawał się torturom jakie cierpiał. “Prawdopodobnie Thorin uratował mi życie.”
Dirk siedział, opierał się o plecak co chwilę kładąc na nim głowę, próbował zasnąc. Rany, ostra woń spalenizny, szum wody to wszystko nie dawało Dirkowi szans na spokojny sen. Do tego cienie na ścianach rzucane przez krzątających się khazadów objawiały się Dirkowi jako widziadła. Dirk popijając z manierki, szeptał coś do nich. Był zupełnie zdezorientowany. Nagła pobudka po krótkim odpoczynku po forsownym marszu. Walka, wychuch, wybuch i piekące rany. Wszystko zaczęło się dziać zbyt szybko. Dikr czuł jak zostaje z tyłu. Dotychczas nie odniósł rany tak poważnej jak tego felernego dnia. Teraz był dla oddziału bezużytecznym balastem. Coś mu podpowiadało, że gdyby usnął to mógłby się już nie obudzić. Dlatego Dirk powoli zaczął posilać się racjami, popijając wodę. Pił jej dużo, nie uzupełnił w pełni utraconych płynów, a szykowała się kolejna wycieczka. Aby nie być zupełnie nieprzydatny siedział, obserwował i nasłuchiwał powoliż żując suchary.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 02-11-2014, 22:52   #494
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Detlef po założeniu na siebie pancerza przysiadł ciężko i próbował odrobinę odpocząć. Mimo, że on jako jedyny ustał i nie stracił przytomności z powodu duszącego dymu, to nie znaczyło to wcale, że nie odczuł trudów starcia ze skavenami i tego, co wydarzyło się w komorze oczyszczarki. Dość powiedzieć, że po opatrzeniu ran i odświeżeniu w lodowatej wodzie podziemnej rzeki czuł się zmęczony. Cholernie zmęczony. Dotarli do wody, której brak prawdopodobnie skazałby na śmierć ich wszystkich, ale okupili to wysoką ceną. Oby nie okazała się zbyt wysoką...

Wcześniej przeszukał ciała wrogów w nadziei znalezienia czegokolwiek, co może im pomóc wydostać się na powierzchnię - szczególnie jakiegokolwiek oświetlenia. Nie ruszał skaveńskiej broni - mieli pod dostatkiem własnej, ani ich ozdób z zębów i pazurów. Zabrał wykonany z monet naszyjnik, chustę z inicjałami i dedykacją, żuchwę z wyrytym imieniem, żelazną bransoletę i zawiniątko z dziwnymi liśćmi. Bukłak wykonany z krasnoludzkiej głowy zaniósł nad rzekę i cisnął w jej nurt. Upewnił się jednak, że makabryczne znalezisko zostało zauważone przez pozostałych. To miało im dać do myślenia co z nimi się stanie, jeśli ulegną szczuroludziom. Skromne zdobycze włożył do pustego worka, który zakupił jeszcze w Azul. Nada się do zbierania łupów, zanim nadejdzie chwila ich podziału.

Przyglądał się pracującemu Thorinowi, który całkowicie poświęcił się ratowaniu podziurawionych żywotów towarzyszy. Pomagał mu Grundi - jako jeden z niewielu, poza Thorgunem, Thorinem i samym Detlefem, wciąż był zdatnym do boju krasnoludem. Kyan i Huran ciężko ranni, Dorrin jedną nogą po drugiej stronie, Dirk i Galeb niemal spaleni, a Khaidar wygląda na poważnie chorą. Jak dodać do tego dwóch zaginionych i prawdopodobnie martwych, czyli Ergana i Rorana to trzeba przyznać, że ich szansa na wydostanie się na powierzchnię była niewielka.

Sytuacja była poważna, niemal tragiczna, ale nie od wczoraj górski lud uważany był za zawzięty i uparty. Nie inaczej było z krasnoludami ze Zhufbaru i samym Thorvaldssonem. Oddział poniósł ciężkie straty, ale dopóki żyli, dopóty mogli krok za krokiem kierować się do celu. Gorzej było z samym celem. Alchemiczny ogień strawił część wyposażenia, w tym tobołki Rorana. Do tej pory nie mogli znaleźć dziwnego cylindra, który ten miał dostarczyć do Południowego Fortu. Może Roran miał go ze sobą? Czy Ronagaldson był jeszcze żyw? Podziemna rzeka mogła ich wyrzucić gdzieś w komorze podobnej do tej, ale niekoniecznie żywymi. Szanse na ich odnalezienie mieli nikłe, a obecność szczuroludzi, brak zapasów jadła i napitku oraz oświetlenia praktycznie uniemożliwiały jakiekolwiek poszukiwania. O znajomości tutejszych tuneli lub choćby mapie też nie było mowy.

Wtem doszedł ich jakiś hałas, jakby stukanie. Gdzieś pomiędzy zawalonym tunelem a miejscem, gdzie woda wpływała pod nawis skalny. Co to mogło być? Kilku khazadów zerwało się i ruszyło ku ścianie.

- Czekajcie! - zawołał. - Nie wiemy kto lub co jest po drugiej stronie. - Wyjaśnił. - Nie możemy też zapominać o skavenach. Mogą wrócić lada chwila i poderżnąć nam gardła, kiedy my będziemy gapić się na ścianę. - Dodał.

- Thorinie - zabierz Dorrina, Hurana, Dirka i Galeba pod ścianę jak najdalej od wody. Miej pod ręką załadowaną kuszę Hurana w razie czego. - Zaczął wydawać polecenia. - Thorgunie, pomóż Thorinowi, później zajmij pozycję za tamtą kupą gruzu - wskazał stertę urobku mniej więcej w połowie długości komory. - Grundi, zajmij stanowisko przy tunelu, skąd nadeszły skaveny. Wołaj, gdy tylko coś zauważysz. Khaidar - bądź w pobliżu Thorguna i miej baczenie na wodę. Nie chcemy kolejnych szczurów, które wylezą tą drogą. Kyan - podejdź do ściany i czekaj na mój znak. Zapukasz trzy razy i po chwili powtórzysz. Ale dopiero na mój znak. Wszyscy wiedzą, co mają robić? - rozejrzał się. - Dobra. Wykonać!

Sam poszedł po swoją rusznicę i przystąpił do ładowania. Stukanie wciąż się powtarzało i oznaczało tylko jedno - tam ktoś był i Thorvaldsson wiele by dał, żeby się dowiedzieć zawczasu kto.

Poczekał, aż jego polecenia zostaną spełnione, ciężko ranni będą pod opieką uzbrojonego i gotowego Thorina, Thorgun gotowy do strzału, Grundi mający baczenie na tyły, a Ronagaldsdottir na wodę. Chwycił rusznicę Gromowładnych i dał znak Kyanowi: - Zaczynaj!

Jeśli uda im się porozumieć z tym kimś po drugiej stronie, to mogli spróbować przebić się przez ścianę. Dorrin tachał ze sobą kilof, który powinien ułatwić zadanie. Zaś Grundi wyglądał na kogoś, kto równie dobrze pomacha kilofem, jak toporem. W tym czasie Detlef zajmie pozycję przy wylocie tunelu, by żadna niespodzianka stamtąd nie wylazła.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 02-11-2014 o 23:08.
Gob1in jest offline  
Stary 03-11-2014, 00:40   #495
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Grundi otworzył bolące oczy. Początkowo nie widział wiele i jeszcze mniej rozumiał. Świadomość wracała powoli, rozmywana jedynie przez bolesny kaszel. Fulgrimsson chciał się zerwać do dalszej walki. Porwał są broń i rozkaszlał się straszliwie, podpierając się nadziakiem. Splunął na ziemię i rozejrzał się wokoło. W nikłym świetle zobaczył obraz nędzy i rozpaczy. Ranni, niemal martwi dogorywali, reszta też nie wyglądała najlepiej. Przynajmniej tyle dobrze że wróg odpuścił, przynajmniej chwilowo.

Fulgrimsson podniósł się z ziemi na kolana i przemył twarz wodą z bukłaka. Trochę to pomogło, lecz dalej był zmęczony jak sam skurwysyn. Dopiął pancerz i powlukł się do strumienia obmyć twarz i ogarnąć się choć trochę. Woda orzeźwiała i dawała iluzję wypoczęcia i gotowości na wszystko. Czy faktycznie tak było? Wielce wątpliwe. Lecz syn Fulgrima nie poddawał się. Wracając, aby pomóc Thorinowi, zabrał ze sobą fragmenty swojej liny. Przydatna rzecz. Jak by się tak zastanowić, to gdyby nie cyrulik, chyba już wszyscy byli by szczurzą karmą.

Kiedy już najciężej ranni byli opatrzeni, przemył i zabandażował własną nogę. Nie mógł sobie pozwolić na słabość. Narażał tym życie swe i swych towarzyszy. Następnie ruszył do wylotu tunelu, zgodnie z rozkazem Detlefa. Wsparł się tam na tarczy i nadziaku, a wzrok utkwił w ciemności. Adrenalina opadała i czuł że jego ciało potrzebuje odpoczynku. Ale nie było na to czasu, wróg mógł powrócić w każdej chwili i wtedy to on musiał go powstrzymać. Przyklęknął na chwilę, opierając się czołem na nadziaku i zmówił krótką modlitwę do Grimnira. Prosił o siłę dla siebie i swych towarzyszy, aby mogli dobrze sprawić się w nadchodzących walkach i z dumą stanąć naprzeciw swych przodków. Być może to chwila odpoczynku będąc podpartym bronią, być może co innego, ale Fulgrimsson ciągle stał na posterunku strzegąc tunelu i wpatrując się w ciemność. Nasłuchiwał.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 04-11-2014, 03:35   #496
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
7 Vharukaz, czas Salferytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Tunel inżynieryjny, pogożelisko, klepsydra po północy


- Słyszę cię duchołapie! - Chrząknął i zakrztusił się krwią Dorrin w odpowiedzi dla Thorina, wyraźnie miał problemy z mową. - Mówiłem wam, to zlepieniec, da się go przebić, ykh, ykh… ale to kurewsko trudne. - Zarkan chwycił się lewą, zakrwawioną dłonią za gardło tak jakby miało mu to w czymś pomóc. Dorrin przełknął ślinę oraz krew po czym plasnął dłonią w ścianę, spojrzał na Thorina i zdołał jeszcze wykrztusić. - Mój plecak. - Skinął głową w stronę tobołka do którego skórzanymi pasami przypięty był solidny kilof. Więcej z Zarkana wyciągnąć nie szło, kaszlał, pluł i dyszał jak przedziurawiony kocioł maszyny parowej, zrobił się czerwony na twarzy i łapiąc chciwie powietrze po prostu osunął się na skalne podłoże, zwinął w kłębek i leżał tak ściskając swe nowe rany, jęczał w bólu i widać było że cierpienie jakie ogarnia jego ciało jest niesamowite. Niedługo później, gdy już Thorin pomógł mu się podczołgać pod ścianę na rozkaz Detlefa, jednooki góral poprosił o podanie mu plecaka, wyjął z niego bukłak i począł łapczywie pić z niego jakiś płyn. Czekać długo nie trzeba było by po komorze poniósł się zapach alkoholu, Dorrin pił go łapczywie, zdecydowanie dużo za dużo, ale gdy tylko ktoś spojrzał na niego z ukosa, Dorrin beknął po świńsku i od razu złapał się za gardło w bólu, odczekał chwilę i przemówił. - No co kurwa?! To już może ostatnie moje chwile. - Znów pociągnął solidnie z łagiewi i kiwnął na Thorina. - Zabierz to, wykorzystaj jak trzeba, co zostanie rozdaj naszym, niech świętują zwycięstwo. Napełnij później wodą, tak się bardziej przyda. - Dorrin mówił z gorzkim żalem w głosie, mieszanką powagi, złośliwych uwag i nutą fatalizmu. Podał Thorinowi bukłak i sapnął, po chwili stracił przytomność.

- Har har! Młodyś ale warto chyba by w twe ślady iść synu Thravara. Ja też cybucha do grabki na jakiś czas nie wezmę. - Zaśmiał się i skomentował wypowiedź Kyana stary Huran. Widać było że uśmiech na ustach krzywy ma i bandaże na boku krwią nachodzą ale to nie zaważyło na naciągnięciu cięciwy. Huran szykował się na kolejne nadejście sił wroga, swoje już widział w życiu i było pewnym że skaveński pomiot nie odpuści tak łatwo. - Szykuj Kyan swą kusze, thaggoraki tu wrócą, to pewne jak elfia zdrada. Powiadam ci. - Rzucił jeszcze stary Rorinson do Kyana, widząc jak ten zbiera swoje klamoty. Azulski wojownik napił się wódki z bukłaka Dorrina i otarł usta, zdjął hełm i poprawił włosy po czym na powrót wcisnął szyszak na czerep, a gdy Detlef wymówił jego imię i przypisał go do odpoczynku, Huran zaprotestował. - Starego dzika chcecie już wśród kalek kłaść?! Niedoczekanie twoje Detlefie. Podołam, stanę z kadrińczykiem na warcie przy tunelu. - To powiedziawszy Rorinson uniósł kuszę i ruszył w stronę tunelu, zasadził się po lewej stronie wylotu i wpatrywał się w martwą z pozoru ciemność. Po drugiej stronie stał już syn Fulgrima, także gotów do boju, Huran pozdrowił go ruchem głowy. Co się zaś Grundiego tyczyło to zimna woda z podziemnej rzeki z całą pewnością go odświeżyła. Rany Fulgrimssona nie były poważne, zresztą z całą pewnością można było na obecną chwilę uznać go za najzdrowszego w drużynie, te kilka lekkich oparzeń oraz płytka rana w udzie nie wpływały w znaczący sposób na wartość bojową krasnoluda, gorzej było z jego samopoczuciem. Jak by nie patrzyć na sytuację to Grundi już od dwóch dni nie spał prawie wcale, zresztą najlepszym dowodem było to iż zasnął on na swej warcie co na szczęście nie miało wpływu na wydarzenia… ale przecież mogło! Fulgrimsson modląc się na klęczkach, z dłońmi brudnymi od krwi wrogów i towarzyszy których pomagał Thorinowi łatać, nasłuchując… wpadał w błogostan, chciało mu się spać, powieki były ciężkie, brak mu było sił. Wszystko stawało się jakieś odległe, mało istotne, liczył się tylko słodki, wspaniały sen… Grundi odpływał w swej modlitwie, a będąc już na granicy między jawą a snem usłyszał jakiś głos, coś co wyrwało go z odrętwienia i nie mowa tu była o tajemniczym stukaniu w ścianę, to było coś zupełnie innego.



Plecak Urgrimsona, podniesienie go i zabranie pod ścianę, z pozoru zadanie proste a jednak urosło do rozmiarów czegoś okrutnie skomplikowanego. Na szczęście od pasa w dół Dirk był w pełni sprawny, co mogło mieć znaczący wpływ na jego przyszłość… ale podniesienie plecaka dłońmi które wyglądały jak lniane, zakrwawione i ociekające osoczem mitynki było niesamowicie bolesne. Thorin musiał usunąć opatrunki co w skali bólu wołało o pomstę do niebios, a później było tylko gorzej, usuniecie spalonej tkanki z dłoni i twarzy oraz szyi, makabra a przecież Dirk był w lepszym stanie od Galeba, zatem to co czekało runotwórcę z pewnością miało być przynajmniej tak bolesne jak drastyczne. Tak też faktycznie było. Gdy przyszła kolej na Galvinsona, wtedy gdy dumny kowal run ściskał już swój młot z durazulu w dłoniach… wtedy Thorin wykonać na nim miał szereg zabiegów które zwyczajnie przekroczyły granicę bólu i Galeb stracił przytomność. Tego nie szło wytrzymać. Runiarz miał zwęgloną skórę na dłoniach i całej twarzy oraz szyi, te same miejsca co Dirk… ale stopień poparzeń był całkowicie inny i wcale nie było to dziwne biorąc pod uwagę fakt że bomba eksplodował prawie ze w rekach Galvinsona. Koniec końców obaj poparzeni zostali zabandażowani poza granice rozpoznawalności, głowy i ręce ciasno spakowane w czyste płótno, ponownie, tym razem lepiej i już po opatrzeniu ran. Różnica między nimi polegała tylko na tym że Dirk był przytomny i choć morzył go sen to ból nie pozwalał zasnąć, Galeb zaś odpłynął w krainę snów i na to wpływu nie miał już nikt. Urgrimson siedział zatem pod ścianą i posilał się w groteskowy sposób, niczym niezdarne dziecko w jednopalczastych rękawicach próbował pić wodę i wtykać w usta jadło. Thorin doglądał w ten czas Galeba i miał strzec rannych gdyby zaszła potrzeba… a miała zajść, niestety.

Miruchna była gorąca jak chyba nigdy dotąd, ładunek za ładunkiem posyłała we wrogą ciżbę i teraz miała chwilę wytchnienia, podobnie jak jej pan i władca… dla Thorguna krystalicznie czysta i lodowata woda z podziemnej rzeki smakowała wybornie, tym bardziej że poza drobnymi oparzeniami na dłoniach i twarzy los zdecydował się oszczędzić strzelca. Na tę chwilę mało komu przeszłoby coś przez gardziel poza wodą ale humor jakoś dopisywał chyba synowi Siggurda bo zdołał coś przekąsić a i nawet zapalić co przy ostatnich gazowo-ogniowych oparach zakrawać mogło na kuszenie złego losu. Jednak dobry duch trzymał się kurczowo Tułacza, a do tego wspomnienie chciwości Rorana wywołać mogło uśmiech na ustach niejednego towarzysza broni… bo faktycznie Roran chyba ponad wszystko wielbił błysk złotego kruszcu i tu chyba niewiele różnił się od swej siostry. Khaidar zgodnie z rozkazem Detlefa zajęła pozycje przy brzegu rzeki i wpatrywała się w czarną wodę oczekując ataku skavenów. W ten czas nawet mało który wieszcz wiedziałby to o czym myśleć mogła khazadka, wszak brata jej pochłonął bezlitosny nurt i co by nie powiedzieć to za każdym razem jak szukała i odnajdowała swego brata ten po chwili jakby starał się jej uciec. Przez ludzkie krainy i południowe góry w poszukiwaniu bogactwa i rodziny, jak widać bogowie nie mieli chyba zamiaru nagrodzić jej jednym czy drugim. Dłonie i twarz pokryte bąblami, przełyk i żołądek bolące jak jasna cholera, Roran pewnie już w piekle… a jednak nornkanka czuła się lepiej, nawet te kopalnie tak głęboko pod ziemią już nie były takie straszne, widać to paskudztwo które zalegało w jej żołądku miało coś wspólnego z jej samopoczuciem. Jak u licha taka paskuda mogła żyć w jej wnętrzu, wstrętny robak który z jakiegoś powodu postanowił opuścić swój dom. Thorina by to pewnie zainteresowało, a Khaidar miała to z pewnością gdzieś, a może nie?!

Gdy Detlef zrobił coś co można by nazwać swego rodzaju symbolicznym pochówkiem, wszystkim pewnie zrzedły miny. Skaveński bukłak wykonany z krasnoludzkiej głowy, który Thorvaldsson zdecydował się ukazać wszystkim był doskonałym świadectwem na to co spotykało poległych khazadów z rąk szczuroludzi. Tak też nawet żarty białobrodego Tułacza przestały być zabawne… szczurze stwory piły wodę lub jakieś paskudztwo z worka zrobionego krasnoludzkiej skóry twarzy i głowy! Na bogów! Dammaz Kron nie miała tylu stronic by spisać na nich wszystkie krzywdy jakich dopuścili się wyznawcy Rogatego Szczur na potomkach Grungniego i Valayi i dlatego tej wojnie nie miało być dane końca innego niż całkowite wyniszczenie jednej z ras. Detlef przeglądał ciała poległych oraz zgliszcza po alchemicznym ogniu, a myśląc o miedzianej tubie która była w tobołkach Rorana natknął się na nią, dobrych wieści nie było bo została z owej tuby jedynie dziwna, stopiona bezkształtna i pokryta węglem bryła. Detlef rozpoznał jedne z końców tuby oraz materiał z jakiego była wykonana, to była z całą pewnością ów tuba, a właściwie tylko jej wspomnienie. Cóż dalej było robić, niby cel podróży był wciąż wyraźny ale bez przesyłki czy był sens by dalej podążać tą ścieżką? Później właśnie nastąpiło dziwaczne stukanie i Detlef rozesłał swych wojowników na stanowiska. Thorgun jeszcze zdążył opukać sztyletem ścianę ale nic to nie dało, podobnie Kyan, uderzenia jego młota pozostały w pierwszej chwili bez odpowiedzi, ale gdy Detlef dał znak i Kyan uderzył trzykrotnie w ścianę nagle po tym jak przeminęło echo, nastąpiła cisza lecz tylko na krótką chwilę. Uderzenie, jedno, drugie i trzecie… ktoś odpowiedział w identyczny sposób, tym samym sygnałem, zatem to musiał być jakiś znak.

Zgodnie z planem Detlefa oddział rozpocząć miał właśnie prace górnicze przy ścianie. Drużynnicy byli w posiadaniu jakichś narzędzi, a wśród nich tliło się jeszcze choć odrobinę siły, przynajmniej w niektórych z nich. Dorrin i Galeb wciąż byli bez przytomności, o tyle było to złe że jedyny krasnolud który znał się dobrze na fedrowaniu był straszliwie ranny, jednak jakie szanse były na to by Dorrin oszacował grubość ściany i czas potrzebny do przebicia się skoro wcześniej nie udało mu się ocenić w podobnych miarach zasypanego tunelu? Grundi miał ruszyć do pracy przy wyłomie, Detlef zaś zająć miejsce tego pierwszego przy wylocie tunelu… wtedy właśnie zasypiający na klęczkach Grundi coś usłyszał. Szmer, pisk, ciche tupanie, ocieranie się broni drzewcowej o ściany tunelu… na tę chwilę były to dźwięki odległe, były gdzieś jedynie na granicy słyszalności Fugrimssona. Huran zauważył że Grundi coś usłyszał bo ten podniósł głowę.

- Co się dzieje kadrińczyku? Usłyszałeś coś? - Huran wbijał swe twarde spojrzenie w Fulgrimssona. W tym samym czasie ostatnia pochodnia poczęła przygasać. Zanosiło się na ostateczną potyczkę, taką z której być może nie wyjdzie już żyw żaden krasnolud.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 05-11-2014 o 20:58.
VIX jest offline  
Stary 04-11-2014, 22:44   #497
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Szczury, broń, śmierć. Nadchodzą, ale jeszcze są daleko… chyba. Powyciągać broń z dupy i gotować się do walki! - Zakrzyknął w stronę sali. - Jak nadejdą to zatrzymam ich w tunelu do końca. Mojego, lub ich. Macie jaką nieuszkodzoną tarczę na zbyciu? zapytał Fulgrimsson. - Owińmy twarze jaką szmatą mokrą, pewno znowu zarzucą nas tym syfem. Wyciągnął z plecaka kawałek płótna, nasączył je wodą i obwiązał sobie twarz. Po tym zajął pozycję obronną obok Hurana, starając się zasłonić tarczą siebie i jego, tym samym dając mu możliwość podparcia broni. Chyba, na strzelaniu znał się jak na pisaniu. Czyli wiedział ze coś takiego istnieje... - Jeśli macie jeszcze co oliwy to drzyjcie mój koc. Huran go targał. Na coś się w końcu przyda kawał szmaty. - Zakończył i skupił się zupełnie na tunelu.

Thorin zawołał do Detlefa: - Użycz oliwy, a załaduję maszynkę. - W tym samym czasie zaczął przywdziewać swą zbroję. Detlef wskazał na swój plecak, chwila jednak minęła nim Thorin załadował maszynkę. Zgodnie z sugestią Grundiego, nałożył chustę lekarską nasączając ją wodą. - Można by z trupów i resztek wózka jakąś drobną osłonę zrobić przed tunelem, barykada to nie będzie, ale w miarę walki trupów będzie przybywać i będzie rosła - Rzekł nie przerywając działań. Barykada mógł się zająć dopiero po opancerzeniu siebie. Musiał zdjąć koszulkę kolczą, nałożoną zresztą wcześniej niedbale w pośpiechu i bez sznurowania, aby przywdziać skórzaną kurtę i dopiero później nałożyć już metalową ochronę. Poprawił czepiec, nałożył rękawice i nogawice i z Ysassą w jednej a tarczą w drugiej był gotów na bój. Nim jednak ustawił się za skałą niedaleko wylotu tunelu - tak by nie być na wylocie pocisków które z tunelu mogły nadejść, naładował maszynkę olejem, rozpalił płomyk po czym położył maszynkę kilka metrów przed wylotem tunelu. - Umieściłbym to głębiej, ale zniszczą lub zabiorą a na pewno zgaszą zanim jeszcze skrzyżujemy z nimi broń. - maszynka leżała więc nieco za Thorinem, choć przesunięta nieco bardziej na wprost tunelu - aby móc go oświetlać. Thorin za nierównością bocznej ściany przy której stał położył też słój wyciągnięty z tuby, gotów go otworzyć i wsmarować w topór gdy skaveny będą się zbliżać.

Huran odłożył kuszę na bok i ruszył w tunel, chwycił pierwszego z brzegu martwego skavena i wciągnął go do komory oczyszczarki po czym od razu, bez zbędnych ceregieli rwał on na poległym jego lniany strój, bawełniane opończe i skórzane pancerze, wszystko szarpał w pasy, w miarę możliwości. Gdy tylko udało mu się go ogołocić, podepchnął ścierwo do wylotu tunelu. - Szmaty na pochodnie, truchłami można zablokować wylot. - Rzucił krótkim zdaniem i ruszył w tunel po następnego poległego wroga.

- Kurwiszony skapcaniałe… - Detlef mruknął tylko i klepnął Grundiego w ramię. - Chodź, przytargamy tu więcej tego ścierwa… - wskazał głową tunel i ruszył w miejsce, gdzie ubili ostatnie żywe sztuki. Skaveny ustępowały znacznie krasnoludom pod względem budowy ciała i można było dwa takie za łapę lub ogon targać po ziemi. Wrzucone na kupę przy wylocie tunelu spowolnią nieco tempo ataku i zapewnią osłonę strzelcom.

- Kyan - chodź tutaj, Khaidar - ty też. Huran i Thorgun - zajmijcie pozycje zaraz za barykadą. Ostrzelamy skurwysynów jak tylko będzie ich widać. Potem piętnaście kroków do tyłu i trzymać się nisko. Strzelacie bez rozkazu jak tylko zobaczycie szczurze mordy. Grundi i Khaidar bierą lewą stronę, ja z Kyanem prawą. Nie włazić w światło tunelu i nie zasłaniać strzelcom pola. Thorin - rób co musisz z rannymi, ale przerwij opatrywanie jeśli możesz - miej baczenie na wodę i w ogóle patrz co się dzieje wokoło. Możemy potrzebować każdego topora w tej walce. - litania poleceń opuściła zachrypłe gardło byłego kaprala jak tylko wrócił z pierwszymi truchłami i rzucił je na stos. - Uwaga na gaz i możliwy ostrzał. Sukinkoty też źle widzą w ciemnościach, dlatego napieprzajcie wszystko, co nie nosi brody… - zdał sobie sprawę, że u sporej części oddziału broda była teraz towarem deficytowym. Machnął ręką. - Zapamiętajcie gdzie kto stoi. Uważać na swoich. Jak zgaśnie światło, to co dziesięć uderzeń serca wołać swoje imię. Będziemy wiedzieć, gdzie kto jest i kto jeszcze może walczyć. Wróg co prawda też, ale pies go trącał. Damy im, kurwa, radę! - Zawołał na koniec na głos.

Nagle zatrzymał się i spojrzał na ścianę, zza której dochodziło wcześniej pukanie. - Pomóżcie Grundiemu… - rzucił do Khaidar i Kyana, po czym podbiegł do rzeczonej ściany, pozostawiając swoją rusznicę Thorgunowi i uzbrajając się w kilof Dorrina. Rzucił okiem na ścianę i kilof, po czym wzruszywszy ramionami wziął zamach i przywalił z całej siły. Potem kolejny raz i jeszcze jeden. Górnik był z niego żaden, ale na obróbce kamienia nieco się wyznawał - wyobraził sobie, że ta ściana to tyłek spaczonego boga skavenów i on właśnie usiłuje zasadzić mu kilof jak najgłębiej. Zlepieniec czy nie, miał na pieńku z Thorvaldssonem.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 05-11-2014, 10:12   #498
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Urgrimson kończył posiłek, wierząc że to ostatni posiłek. Gdy dotarł do niego bukłak wódy od Dorrina, pociągnął solidny łyk i podał dalej. Alkohol po chwili wybudził w nim chęć walki. Dirk przeklął skavenów na głos, przez zaciśnięte zęby. Rozpoczął przygotowania do starcia.

– My na przeznaczenia fali! Serca mamy ze stali! Zimną bryzę, przeznaczenie rodzi! Śmierć po nas już nadchodzi! Złota i dziewek mieliśmy wiele! Ruszamy w drogę! Do sal bogów przyjaciele! Morgrim! – Sala wypełniała się echem.

Dirk na zabandarzowane przez Thorina ręce postanowił nałożyć skórzane rękawice. Teraz co prawda nieco za późno ale jak przyjdzie czas umierania, Urgrimson wolał mieć w rękach miecz i tarcze. Rękawice nakładał powoli i w miare możliwości ostrożnie, tak by nie naruszyć bandarzy, nie przesunąć ich lub zrolować. I choć trzymanie czegokolwiek w rękach sprawiało ból to gdy dojdzie do rąbaniny Dirk wiedział, że ten ból doda mu wściekłości na skavów, a skórzane rękawice ochronią rany przed szarpaniem przez rękojeść. Bukłak ze skóry Khazada to była kropla wody w porównaniu do oceanu wiedzy jaką Dirk posiadał o tych bestiach. Gdy już przygotował rękawice tak by móc walczyć gdy nie będzie innego wyjścia, przygotował sobie także porcję bardzo silnej trucizny. Wolał się otruć niż żywcem trafić w łapy skavów. Buteleczkę z trucizną przewiązał kawałkiem sznurka i zawiesił na szyi, samą butelkę wsunął pod kolczugę aby mu się nie majtała podczas walki.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 06-11-2014, 13:29   #499
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Stary Rorinson szybko wyłuskał martwego skavena z jego odzienia i pancerza, a zdobyte materiały zrzucił na niewielki stosik który powstał po tym jak Grundi i Detlef przyciągali co raz to i nowe ścierwa poległych szczurowatych. Zmasakrowane kreatury, okryte już jedynie futrem, z krzepnącą na pyskach i ranach krwią, Detlef i Grundi układali we w miarę stabilną barykadę u wylotu tunelu. Jednak ciał było jedynie sześć i każdy wiedział że nic co by na dłuższą metę przeszkodziło wrogowi z tego nie wyjdzie, choć oczywiście było to zdecydowanie lepsze niż nic. Zapora stanęła jako taka a Huran z zakrwawionymi dłońmi podszedł do niej, uniósł kuszę i wsparł ją o skaveńskie truchła, patrzył w tunel i czekał, dalszy rozwój sprawy pochodni zostawił młodszym… zresztą na ten czas poważnie myślał o słowach Fulgrimssona które zabrzmiały bardzo złowieszczo. Jak on to powiedział? ~ Szczury, broń, śmierć. ~ Szczególnie to ostatnie się Rorinsonowi nie spodobało, być może decyzja o opuszczeniu obozu kapitana Talina nie była taka rozsądna, w sumie szkoda było ginąć w tym zapomnianym przez bogów miejscu… no ale było jak było. Huran pogrzebał paluchem w uchu, przetarł oczy i westchnął, zgiął się przy tym ostatnim z bólu, widać wzdychanie i rana w okolicach płuca nie szły ze sobą w parze.

Detlef po uklepaniu barykady rzucał rozkazy na prawo i lewo i co trzeba było przyznać to fakt iż coś się ruszyło w oddziale, bez zbędnego gadania, bez ceregieli, kłótni o racje i szarżę albo starszeństwo, wszyscy zadziałali jak jeden sprawny mechanizm. Fakt, był to mechanizm który był dość zepsuty jeśli spojrzeć na ilość i powagę obrażeń zebranych przez khazadzką brać, ale jak każde krasnoludzkie urządzenie, nawet uszkodzone musiało działać i rzeczywiście działało. Każdy znając swój przydział ruszył niezwłocznie do niego, jedynie Dorrin i Galeb, dwaj najciężej ranni zostali przeniesieni do zablokowanego tunelu, tam ułożono ich pod ścianami, obaj byli bez przytomności, okryci zakrwawionymi bandażami leżeli w błogiej acz bolesnej nieświadomości. Dorrin był niczym strzęp khazada i nie miał prawa żyć, ale za to z Galeba pewnie dałoby się wydusić jeszcze jakąś iskrę walki, trzeba było tylko wziąć pod uwagę że jeśli nawet na nogach by ustał to jak miał on utrzymać oręż w spalonych na węgiel dłoniach?! Jeśli jednonogi kowal run miał w ogóle przeżyć to miał teraz nadejść dla niego czas straszliwy bo uniesienie powiek, otworzenie ust do posiłku czy zaciśnięcie dłoni na przyrodzeniu podczas oddawania moczu, wszystko to miało kończyć się podobnie, ogrom bólu, spalona i nabrzmiała skóra która pęka, krew wymieszana z ropą sącząca się z ran - dłonie, głowa i twarz były jedną wielką raną i byle ruch ową ranę otwierał aż do krwawych mięśni. Po prostu makabra.

Wszyscy się szykowali do kolejnego starcia, tak jakby jeszcze za mało krwi utoczyli z odważnych krasnoludów wrogowie. Ostatnie sprzączki na pasach, sznurowania rzemieni, poprawianie pancerzy i nakładanie hełmów, nikt nie chciał toczyć boju tak jak poprzednim razem gdy wróg zaatakował ich znienacka nieprzygotowanych. Kyan zebrał siły i zajął pozycję obok Hurana, jednak za załomem ściany bo więcej miejsca dla strzelców nie było, po drugiej stronie wylotu tunelu stanął Grundi który to spomiędzy skaveńskich ciał wyciągnął ichnią włócznię i zamiarował użyć jej w boju. Thorgun z niezawodną jak na razie rusznicą o dźwięcznej nazwie Miruchna, zajął miejsce za zaporą, stojąc między Huranem a Grundim. Tułacz miał mieć okazję tym razem sprawdzić też rusznicę Detlefa którą to dowódca zostawił na barykadzie… rusznicę której to oczywiście Siggurdsson także nadał kobiece imię jak to miał w zwyczaju, okrzyknięta Lodzią miała chyba zostać sekretną miłością strzelca, lecz skąd takie imię, czy od ludzkiego imienia Leokadii a może od Lodu?! Cholera wie, rubasznego toku myślenia Thorguna nie sposób było odsłonić przed publiką bo to mogło zgorszyć nawet starego już góry Hurana. Co innego Khaidar którą zgorszyć mógł tylko jakiś świętobliwy mąż albo zadufany w sobie arystokrata, jej sprośny charakter Thorguna z całą pewnością nie przeszkadzał, co ważniejsze to że kobieta poczuła się znacznie lepiej odkąd jej żołądek i przełyk opuścił paskudny intruz w postaci robaka. Khaidar wciąż czuła ból w kiszkach ale był on niczym echo tej mordęgi jakiej byłą celem wcześniej, teraz stojąc u boku Grundiego, z tarczą w jednej i toporem w drugiej dłoni, czekała na wroga, wreszcie byłą gotowa by przyjąć go jak należy. Tego samego nie mógł z pewnością powiedzieć syn Urgrima. Dirk poświęcił soczysty kawał swego zdrowia po tym jak musiał zdjąć część opatrunków z dłoni i wcisnął na poparzone dłonie skórzane rękawice. Fakt, po falach straszliwego bólu, po mękach i przekleństwach udało mu się w końcu chwycić w dłonie miecz i tarczę, jednak ceną jaką miał za to zapłacić miała być straszliwa, na szczęście los miał upomnieć się o to dopiero w przyszłości, oczywiście jeśli dla Urgrimsona była w ogóle pisana jakaś przyszłość. Dirk zajął pozycję w pobliżu Khaidar, z drugiej strony mając za flankę rwącą podziemną rzekę z której mógł nadejść atak, co z resztą miało już wcześniej miejsce. Zasadziwszy się, Dirk czekał, ale najgorsze a może najlepsze w tym wszystkim było to że przez skórzany czepiec i krasnoludzki hełm płytowy które to Dirk miał na głowie, nikt z towarzyszy nie widział bandaży które szczelnie spowijały jego spaloną twarz, z drugiej strony Dirk sam ledwie widział cokolwiek… było tego za dużo na twarzy, dusił się choć było to bardziej złudzenie niż fakt, z całą pewnością jednak gorzej mógł wszystko obserwować bo opatrunki i hełm skutecznie niestety ograniczały kąt widzenia.

Twarze kilku z towarzyszy zmieniły się, Thorin mógłby przysiąc że tak własnie było. Być może to wpływ tej wojny tak wszystko wypaczał albo to przez fakt iż Alrikson już od dłuższego czasu przebywał z wieloma krasnoludami z tego oddziału, mniejsza nawet o przyczynę liczyło się tylko to że po twarzach Detlefa, Thorguna i Grundiego widać było jakąś poważną zmianę i nie chodziło tu o ich fatalizm, to było coś innego, ich twarze stężały, stały się jak kamienne maski, poważne i srogie. Głębokie zmarszczki i paskudne blizny zdobiły ich twarze, twarde charaktery, niezłomna wola przetrwania i coś jakby brak strachu przed śmiercią w boju, wewnętrzny spokój i koncentracja cechowały te postacie, zupełnie jakby w ciągu doby wszystko się w nich zmieniło. Przypominali teraz bardziej Hurana niż Dirka czy Kyana, ruchy ich były spokojne, wyważone, nie palili się jak gołowąsy do wszystkiego. Coś w tym było, coś co odróżniało drastycznie Thorguna i Rorinsona celujących ze swej broni w tunel oraz Grundiego z włócznią gotową do ataku od Kyana, Dirka i Khaidar… inaczej oddychali, płycej, spokojniej, właściwie nie ruszali się wciąż utrzymując pozycje, nabrali wyrazistych cech, stali się weteranami tej wojny, zdobyli nagrodę za cenę krwi jaką przelali ale ta nagroda miała też inne, mroczniejsze oblicze, jednak tego Thorin nie zdołał tego dnia już dostrzec. Spoglądając ponownie na charakterną siostrę Rorana, na kadrińskiego tropiciela oraz na speca od alchemii i wiedzy o skavenach, Thorin zaczął dostrzegać pewne rzeczy, wciąż ponawiane uściski na broni, pot płynący strugami po policzkach, nerwowo uginane raz za razem nogi, szukanie kontaktu wzrokowego z towarzyszami na flankach lub dowódcy który mógłby zarzucić rozkaz. Tak, zdecydowanie ta trójka nie widziała jeszcze na tyle zła tej wojny by wzmocnić swego ducha, ale to była tylko kwestia czasu i jeśli tylko bogowie mieli w zamiarach utrzymać ich przy życiu na tyle długo by ukazać im okropieństwa świata to i na nich miała przyjść pora by stać się twardymi jak żelazo wojownikami. Thorin spojrzał na leżących w tunelu Galeba i Dorrina i zastanowił się czy oni też już tacy byli, a Roran i Ergan, może oni także… a on sam, czy też się zmienił? Tego syn Alrika już nie wiedział ale dopiął pancerz zdecydowanym ruchem i sprawnymi dłońmi napełnił maszynkę olejową, zapalił ją i dzięki temu komora wypełniła się światłem. Chwycił lewicą za imak tarczy, w prawicy znalazła się błyszcząca azulską stalą Ysassa… Thorin czekał na wroga, spokojnie, oddech miał płytki, nogi w bezruchu, chwyt na broni solidny na tyle by nie było potrzeby go poprawiać. Wszystko było jasne.

Wojownicy na barykadzie byli gotowi do obrony kiedy przez jaskinię przedarł się pierwszy, zagłuszający i świszczący huk. Detlef nie patyczkował się z tematem, raz za razem wprawił całą komorę w drżenie swymi potężnymi uderzeniami kilofem w skalną ścianę. Tarcza i kropacz leżały w pobliżu miejsca pracy gdyby zaszła potrzeba zmiany przydziału z górniczego na obronny. Na razie jednak Detlef tłukł ścianę i odrywał od niej niewielkie kawałki zlepieńca… tak, ten cholerny zlepieniec, Dorrin miał niestety rację, ów skała była twarda jak jasna cholera i tak jak po klepsydrze pracy przy ścianie węgielnej lub piaskowej można by we wnękę wstawić konia z jeźdźcem, tak przy zlepieńcu co najwyżej zrobić schowek na plecak. Ta skała była jak przekleństwo ale przynajmniej wyjaśniało to dlaczego te groty nie było stemplowane w żaden sposób, oczywiście wiedza ta byłą teraz potrzebna wojownikom jak pięść w dupie, chociaż Ergan pewnie by się ucieszył że Azul ma takie mocne korzenie, a może nie, może i on by to przeklął na cztery strony świata?! Kto to może wiedzieć! Thorvaldsson uderzał bez wytchnienia, ramiona go już bolały a przecież nie pracował dłużej jak pięć igieł, było to nie tylko efektem twardej skały i sprężystości styliska kilofa ale miały na to wpływ także Detlefowe rany i brak snu. Dowódca wiedział że walczyć trzeba, ale już od dwóch dni nie spali prawie wcale, zatem jak długo można jeszcze pociągnąć bez odpoczynku, co dalej? Trzask, huk, zagłuszające myśli dźwięki, syn Thorvalda nie przestawał fedrować, po chwili krzyk od strony barykady, pierwsze bełty wroga, pierwsze strzały z rusznicy Thorguna… zaczęło się. Skaveny zaatakowały ponownie, Detlef podwoił wysiłek przy skalnej ścianie ale choć z drugiej strony też ktoś zdawał się łupać w skałę w tym samym kierunku, Detlef czuł już że nie uda się przebić teraz, ta ściana była grubsza niż przypuszczał… znacznie grubsza!
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 06-11-2014 o 13:41.
VIX jest offline  
Stary 09-11-2014, 09:22   #500
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
W końcu wrogowie pojawili się w zabarykadowanym ciałami tunelu i strzelcy poczęli zasypywać przeciwnika pociskami. Kiedy tylko pierwsze osobniki wskoczyły na zaporę i dały susa w głąb sali, Grundi wraz z Kyanem odepchnęli tarczami strzelców i zablokowali wejście. Fulgrimsson blokował i zadawał coisy. Trwało to chwilę, czy może klepsydrę... poczucie czasu zanikało. Lecz w końcu napór na barykadę był zbyt wielki i runęła ona grzebiąc pod ciałami tarczowników.

Grundi czuł jak przebiega po nim masa wroga i nim zdołał wygrzebać się spod trupów, z jakiegoś powodu, przeciwnicy byli w odwrocie. Jeszcze cisnął za nimi włócznią w głąb tunelu i dobył nadziaka. Lecz było już po wszystkim. Skaveni ustąpili, lecz na jak długo? Z jakiego powodu?

***


Gdy tylko wróg ustąpił, Grundi ruszył pomagać Thorinowi i swym braciom. Trwało to dość długo i stan niektórych był beznadziejny, lecz nikt z nich nie poddawał się. Ogień życia płonął w nich, niczym ognie Azulskich hut i nie zapowiadało się aby szybko miał zgasnąć.
Gdy tylko skończyli opatrywać rannych, Detlef zarządził ponowne zabarykadowanie tunelu trupami skavenów. Ciał było wystarczająco, aby stworzyć porządny zator i chwilowo odgrodzić się od wroga.

Następne dni Grundi spędził na ryciu w ścianie kilofem i wartach przy barykadzie, za którą był wróg. Fulgrimsson nie spał prawie w ogóle i coraz bardziej bezwiednie snuł się od jednego zajęcia do drugiego. Miał wrażenie że upadnie po każdym kroku, lecz ciągle trzymał się na nogach. Trwało to wieczność i zastanawiał się czasem czy jego umęczona dusza nie błąka się po tych salach w wiecznej katordze za jakieś przewiny których dopuścił się za życia.
Niby ogień płonął, niby mieli wodę i jakieś zapasy jadła, lecz nie było to żadnym pocieszeniem. Z każdą chwilą straszliwy fetor gnijącego ciała i wyczerpująca praca zabijały nadzieję.

Kiedy w końcu przebili się przez ścianę, okazało się ze po drugiej stronie znajduje się zaginiony Ergan i kolejne pomieszczenie. Pomieszczenie które ponownie rozpalało nadzieję mrokiem korytarza prowadzącego w głąb góry. Było to chwilowe wybawienie, lecz musieli ruszać szybko, gdyż wróg również nie próżnował i przez ostatnie dni mocno naruszył prowizoryczną barykadę z gnijących ciał. Pozostawało tylko jedno pytanie. Gdzie podział się Roran? Czy przeżył? A jeśli tak to gdzie jest?
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172