|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-03-2018, 17:58 | #861 |
Administrator Reputacja: 1 | Axel nie wiedział, co stoi za poczynaniami krasnoludów - legendarny upór tej rasy, czy krańcowa głupota zbyt pewnej siebie grupki pijanych górników. W gruncie rzeczy nieważne było, co kierowało wynajętą czwórką. Ważne były efekty, a do nich należało narażenie wszystkich, całej ósemki, na zbyt szybkie spotkanie z bandą goblinów, które z pewnością liczyły dużo więcej, niż dziesięć sztuk. A cała wyprawa była całkowicie zbędna, bowiem i tak było wiadomo, że w kopalni są gobliny. I że osiem osób nie zdoła wspomnianej kopalni odbić. Że trzeba będzie przyjść tu w znacznie liczniejszym gronie. - Trzeba się podkraść i równie cicho stamtąd wynieść - powiedział. - A nuż uda nam się spotkać kogoś, kto, przy odrobinie perswazji, udzieli garści informacji. |
11-03-2018, 13:33 | #862 |
Reputacja: 1 |
|
11-03-2018, 20:40 | #863 |
Reputacja: 1 | Bernhardt zgadzał się z kompanami. - Zwiad jest pilnie potrzebny, ale cichy i nie na hurra. Khazadowie nas zaraz zdemaskują, jeśli pójdą z nami. Nie po to zaś wydajemy ciężko zarobione pieniądze, żeby je w błoto wyrzucać. Zwiadu sam się podejmę, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jak rozumiem kroki skierujemy do domu Etelki Herzen wypatrując strażników? Kopalnie na razie bym zostawił w spokoju. Nie mamy lin, haków, pochodni i innego potrzebnego ustrojstwa. |
11-03-2018, 22:30 | #864 |
Reputacja: 1 |
|
12-03-2018, 23:25 | #865 |
Reputacja: 1 | Lotharowi udało się przekonać krasnoludy, że zemsta lepiej smakuje na zimno. Dłuższą chwilę marudziły i sarkały, ale w końcu argumenty dotarły do ich odurzonych alkoholem głów i ustąpiły. Ale Fungnir zapowiedział, że bez walki z kopalni nie odejdą... Zdecydowano, że na zwiad uda się Bernhardt i Axel, a pozostali będą czekać w pogotowiu tuż na skraju lasu, skąd będzie można pobiec na pomoc zwiadowcom i osiągnąć kopalnię w zaledwie kilka chwil. Jako, że nic nie wskazywało na to, że kopalnia i wieża są pilnowane, zwiadowcy ostrożnie ruszyli w ich kierunku. Korzystając z niewielu miejsc, które dawały jakąkolwiek osłonę, takich jak spore głazy czy krzaki, dotarli w pobliże wlotu do górniczego tunelu. Obok okolonego zmurszałymi, przeżartymi przez wilgoć i korniki drewnianymi stemplami wejścia znajdowała się niewielka hałda czarniawego urobku, porośnięta chwastami. Obok niej, na skorodowanych torach wiodących do wnętrza wzgórza stał równie skorodowany wagonik. Z kopalni cuchnęło, ale nie stęchlizną i mokrą ziemią, a jakimś dziwnym, odpychającym zapachem, który Axel zidentyfikował jako mieszaninę goblinich odchodów, gobliniego potu, gnijącego gobliniego jedzenia i dla odmiany wilczego futra. Dwaj zwiadowcy przekradli się wzdłuż szerokiego na siedem łokci występu skalnego, po którym wiodła droga do wieży. Tu również nikogo nie zobaczyli. Z domu czarownicy nie słychać było żadnych głosów, ani nie widać było śladów bytności. Ośmieleni podeszli bliżej, pod same drzwi, które, nie tak jak się spodziewali, były zamknięte. Po chwili wahania Bernhardt naparł na drzwi, które ustąpiły odsłaniając wyłożone czerwonymi, polerowanymi płytami wnętrze wieży. Korytarz prowadził do centralnie położonej klatki schodowej o cylindrycznym kształcie. W samym korytarzu znajdowały się drzwi po prawej i lewej stronie. A w głębi, oparty o wijące się w górę jak sprężyna schody drzemał zielonoskóry wartownik, z owiniętą jakimiś szmatami ręką. |
15-03-2018, 11:34 | #866 |
Administrator Reputacja: 1 | Sen to zdrowie. Jeśli zielonoskóry wartownik oberwał podczas ataku na farmę (lub podczas sporu z którymś ze swych kompanów), to nic dziwnego, że teraz odsypiał tamto zdarzenie. No i z pewnością był pewien, że nikt nie przyjdzie w gości. Taką dbałość o zdrowie warto było nagrodzić... Przez moment Axel zastanawiał się, czy nie obrócić się na pięcie i odejść. Wszak była duża szansa, że ściągną sobie na głowy stada goblinów, a zysk z całej wyprawy zejdzie poniżej zera. Nie sądził, by w Ogrodach Morra złoto na cokolwiek się przydało... W końcu jednak chęć skorzystania z okazji zwyciężyła I Axel pokazał Bernhardtowi na migi, że on złapie pokurcza za gardło, a Bernhardt walnie tamtego w łeb i ogłuszy. Czasami zabijanie powodowało więcej hałasu, niż ogłuszanie, a poza tym... a nuż z goblina uda się wydusić jakieś informacje. Axel poczekał, aż Bernhardt zatwierdzi plan, a potem po cichu ruszył w stronę śpiącego. |
15-03-2018, 14:22 | #867 |
Reputacja: 1 | Bernhardt skinął głową na znak, że rozumie i zgadza się na plan Axela. Cichutko zbliżył się wraz kompanem do goblina, nerwowo strzelając oczami na boki. "Przezorny zawsze ubezpieczony" klarował sobie Zingger. Przygotował zawczasu mieczem, gotów ogłuszyć płazem zielonoskórego po działaniach Axela. "Potem zabierzemy dzikusa na spytki". |
15-03-2018, 14:46 | #868 |
Reputacja: 1 |
|
15-03-2018, 20:03 | #869 |
Reputacja: 1 |
|
15-03-2018, 21:59 | #870 |
Reputacja: 1 | Dwóch zwiadowców przystąpiło do realizacji swojego prostego, a co za tym idzie dającego duże szanse powodzenia planu. Nie uwzględnili jednak jednej rzeczy - obaj za bardzo nie potrafili poruszać się cicho. Robili co mogli zbliżając się na paluszkach do chrapiącego zielonoskórego, ale mimo wszystko hałas jaki robili, mógłby obudzić śpiącego. Goblin najwidoczniej miał jakąś wadę słuchu, bo nawet nie drgnął. Axel znalazł się tuż obok niego i zacisnął ręce na jego gardle. Zielony dopiero w tym momencie się obudził, z przerażeniem patrząc na pochylających się nad nim dwóch ludzi, którzy musieli w jego mniemaniu być wysłannikami Gorka lub co gorsza Morka, demonami przybyłymi z Podziemnego Ulun-gungu, aby ukarać go za spanie na warcie. Goblin starał się wyrwać, miotał się pluł i szczerzył pożółkłe, połamane kły, ale Meyer trzymał go mocno. Trochę kłopotu miał w związku z tym Bernhardt, któremu przypadło zadanie ogłuszenia zielonoskórego wartownika. Wywiązał się z tego zadania znakomicie, waląc w goblinią, twardą pałę tak mocno, że aż zabolała go ręka. Cios okazał się skuteczny i goblin zwiotczał w uścisku Axela. W momencie, w którym Axel i Berni mieli właśnie wynosić z wieży pojmanego wartownika, drzwi obok schodów otworzyły się i pojawiła się w nich jakaś mała, nie większa od dziesięcioletniego dziecka postać. Gdy owa postać zobaczyła zamieszanie na klatce schodowej, natychmiast odwróciła się na pięcie i uciekła do środka, ale drzwi pozostały otwarte. Krasnoludy, Lothar i Wolfgang czekali na zwiadowców lub na znak od nich ukryci w cieniu porastających skraj lasu drzew. Krasnoludy sarkały i zerkały wrogo na von Essinga, przebierając nogami i próbując kciukami ostrza toporów, ale karnie stały i czekały na znak do ataku. Wolfgang obserwujący uważnie wlot do kopalni zobaczył jakiś ruch. Odległość była niewielka, więc bez trudu rozpoznał dwie goblinie sylwetki wyłaniające się z otworu we wzgórzu. Zielonoskórzy wspięli się na hałdę w pobliżu wejścia i rozpoczęli goblini rytuał oddawania moczu, wykrzykując coś i szarpiąc się za genitalia. - Kurwie syny, w naszej kopalni siedzą. Zhańbili złoże! Nie ujdzie im to na sucho! - warknął Drukk, plwając gęstą flegmą na ziemię u swoich stóp. Pozostali trzej khazadzi najwyraźniej podzielali poglądy górnika, bo nie zważając na ludzkich towarzyszy, na razie wolno wyszli z lasu i skierowali się ku goblinom. |
| |