|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-08-2018, 10:31 | #71 |
Reputacja: 1 |
|
22-08-2018, 16:25 | #72 |
Reputacja: 1 | Loftus czekał w napięciu, opcja trzecia była ryzykowana. Po chwili mógł jednak odetchnąć z ulgą. Oczywiście tylko w swojej głowie, nikt nie zwracał na niego uwagi i tak miało przecież zostać.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
22-08-2018, 19:44 | #73 |
Reputacja: 1 | Fakt, że nie doszło do starcia był jakimś zbiegiem okoliczności i kolejnym fartem. Kowal Run nie lubił takich sytuacji. Wiedział, że z Łaską Smednira jest tak, że trzeba kiedyś ją odpłacić, nie raz krwią, pechem, a nawet i życiem. Wspomniany podczas poprzedniej przeprawy Otto był najwyraźniej kimś ważniejszym niż z początku Galebowi się wydawało. Nie chciał jednak się nad tym rozdrabniać... w tej chwili. Pojawiała się tylko obawa, że ktoś może ich obserwować i donieść gdyby zamiast czekać w mieście udali się dalej na południe. Można było tylko przeklinać po raz kolejny ludzką niefrasobliwość i obranie opcji podróży z pełnym zaopatrzeniem. |
22-08-2018, 20:12 | #74 |
Reputacja: 1 | Drużyna maszerowała dalej a Walter ciągnął swoje rozmyślenia... Piękna wojowniczka Myrmidii, potężny mag, rozpijaczony stary żołnierz i oficer na przepustce. Każdy z Ostatnich zasługiwał na swój odpowiednik w utworze. Kwestią pozostawała nadal fabuła. Bard chciał zrobić z "Obrony Meissen" wielkie dzieło, grane po karczmach, domach i zamkach. W związku z tym musiało być długie, jednocześnie proste i wyszukane, ciekawe i budujące w napięciu. Czy to się uda? Tymczasem drużyna została otoczona przez żołnierzy wroga. Sytuacja z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej napięta. Po bardzo dziwnych rozmowach w końcu zaproszono ich na nocleg. Zdziwiony Walter szedł razem z całą grupą. Zastanawiał się jak to możliwe, że nie zostali jeszcze przedziurawieni przez strzały i miecze przeciwnika. Czyżby Sigmar nad nimi czuwał? Większe obozowisko to nie tylko dla nich zagrożenie ale również potencjalne miejsce zarobku. Bo kto by nie chciał posłuchać pięknej pieśni i dźwięków lutni? Walter zaczął przypominać sobie w myślach wszystkie znane sobie pieśni: "Gwiazdy nad traktem", "Zapachniało powiewem jesieni", "Pieśń o pannie bretońskiej" czy "Dumka kislevska". Która z nich będzie odpowiednia? |
22-08-2018, 22:13 | #75 |
Reputacja: 1 | Szli i szli, aż w końcu doszli do jakiś cepów w barwach granicznych. Bert i Baron śpiewali pieśń kłamstw i oszustw. Karl słuchał i przyglądał się wszystkiemu w ciszy, choć ręka go świerzbiła, żeby ukrócić południowców o głowy. W końcu gadanina Truskawy i Grunnenberga doprowadziła ich w sam środek obozu granicznych, którzy przyjęli ich jak przyjaciół, sojuszników. Topher nie zamierzał spalić blefu kolegów i bardzo szybko sam zajął się brataniem z nowymi "kumplami" grą w kości na pieniądze oraz kilkoma piwkami, zbierając przy tym plotki, ploteczki i plotunie. Jakoś tak przy trzecim piwie Karl zawołał do siebie Olega. - Weź ogarnij mojego muła, daj mu żarcia, wody i przygotuj do jutrzejszej drogi, a jak skończysz to pijesz dzisiaj na mój koszt. Gdy upłynęło trochę czasu i przyszedł czas kończyć zabawę, Diuk rozłożył namiot we wrogim obozie i udał się na spoczynek, dając nogą odpocząć przed dalszą drogą.
__________________ Man-o'-War Część I |
23-08-2018, 12:39 | #76 |
Reputacja: 1 | No to Oleg zgłupiał do reszty. Kartka papieru załatwia strawę i zamiast stryczka dostaną kolację. Co prawda starał się to ukryć, ale z pewnością nie dał rady i wyraz jego idiotyczny twarzy musiał odzwierciedlić dezorientację jaką odczuwał. Kiedy jednak kolejno kompani postanowili skorzystać z oferty to i Oleg, choć idąc wciąż z tyłu i nieufnie, wziął to za dobrą monetę, gdyż ja prawiła mamuchna: "Jak dają to bierz". Mimo wszystko nadal jedyną rzeczą, której na tym wspaniałym świecie nie mógł zrozumieć byli ludzie i inne człekokształtne. Czasem nie rozumiał także sam siebie, ale to poniekąd dlatego wciąż go fascynowały te wszystkie dwunożne. Tak różne i tak skomplikowane. Frietz dziwnie czół się wchodząc do miasta. Z obecnej perspektywy Wittenhausen wyglądało jakoś tak... nieswojo. Kiedy był tu po raz ostatni wiedział czego się spodziewać i jak się zachować. Był włóczęgą. Trzymał się brudnych zaułków blisko bram i unikał kontaktów. Teraz jest zwiadowcą. Idzie środkiem ulicy z grupą cudaków pośród wrogich wojskowych, którzy zaprosili na kolację. Jak się zachować? Napić się - bo to stres. Oleg wziął na siebie opiekę nad zwierzętami i nawet sprawiło mu to nieco radości. Odstawił je do zagrody upewniając się czy mają co jeść i pić. Później zajął się sobą. Ledwo zawitał do karczmy, a napadł go stary dobry Diuk. Choć pierwsze słowa jakie wypowiedział, czyli surowe polecenia, jakich Oleg nie cierpiał pod swoim adresem, zdążyły zepsuć mu nastrój i pomarszczyć brzydko twarz, to ostatnie zdanie przykleiło na nią radosny uśmiech. - Ta jest! Płatne z góry szefie! - Zakrzyknął wesoło i w podskokach znalazł się przy kontuarze wyciągając się nienaturalnie by sięgnąć stojącej za szynkarzem. - Tamten jegomość płaci - poinformował zaskoczonego chłopaka, na oko zniewieściałego syna właściciela tego przybytku. `Jeśli jego papa wkrótce się nie pojawi to rozniosą mu tę budę w drzazgi - pomyślał ześlizgując się z blatu. Podziękował uniesioną butelką swemu dobrzyńcowi i opuścił lokal. Zamykając za sobą drzwi poczuł ulgę od zgiełku i gęstego powietrza. Odetchnął głęboko i ruszył do swoich podopiecznych. Zwierzęta grzecznie stały obok siebie przy wodopoju. - Wasze zdrówko kobyłki - Frietz otworzył butelkę delektując się znajomym dźwiękiem korka, zapachem i smakiem. Odstawił wódkę i zajął się kopytami czworonogów i wyczesał je sianem. Co jakiś czas popijał nieszlachetny trunek stopniowo poprawiając sobie humor. Kiedy z karczmy dobiegły go śpiewy prawdopodobnie domorosłego barda z jego drużyny nie powstrzymał się i zawtórował choć słów nie znał do końca. - Co się kurwa drze?! - Próba śpiewu przykuła uwagę stajennego, a raczej wybudziła go ze snu roboczego. Starszawy mężczyzna wyłonił się zza stogu siana złożonego pod strzechą. Pokręcił czarno-siwym wąsem i zacharczał złowrogo. - O, przepraszam. Kuce oporządzam jeno. - To se oporządzaj ino cicho bo inne straszysz. - Oczywiście, oczywiście, a mogą se sianka tam poskubać. Wezmę je tam przystawię, co? Nie będę przeszkadzał. - Oleg uniósł dłonie przypominając sobie o trzymanej butelce. W prawdzie upitej dość znacznie, ale kultura wymagała przecież zaproponować. - Ah, ja gbur jeden no. Może spragnionyś zacny Panie. Proponuję tutejsze specjały i dymka. - Frietz odstawił butelkę i zasięgnął po ukryte za pasem płócienne zawiniątko. Odwinął materiał i zaprezentował nowiutką lśniącą faję o długim cybuchu i wyeksponowanym ej cylindrycznej główce. - Jeszcze nie przepalona. Zwiadowca liczył, że spędzi spokojny wieczór i odpocznie w towarzystwie swych zwierząt, z którymi w końcu się polubił, a przy okazji dowie się czegoś ciekawego o okolicy. Ostatnio edytowane przez Morel : 23-08-2018 o 13:01. |
23-08-2018, 22:30 | #77 |
Reputacja: 1 |
|
24-08-2018, 00:12 | #78 |
Reputacja: 1 | Karl wstał wcześnie i zebrał swoje graty jeszcze przed śniadaniem. Do ewentualnej drogi Karl ubrał się w strój podróżny, a pancerz trafił na zwierzaka. Gdy Topher już znalazł chwilę odezwał się do Gustawa. - Będę szczery herr Grunnenberg. Nie chce mi się chodzić proponuję więc poszukać jakiejś łódki co nas na południe chociaż kilkadziesiąt mil przetransportuje. Ja z ludźmi nie umiem gadać tak jak ty, ale mogę zapłacić za transport kompanii. -
__________________ Man-o'-War Część I |
24-08-2018, 13:39 | #79 |
Reputacja: 1 | Oleg przebudził się, wytrząsnął siano z włosów i rozciągnął plecy. Przywitał się z kucami i ruszył na poszukiwanie swojej grupy i czegoś na śniadanie. O dziwo okazało się, że rześkie poranne powietrze postawiło go na nogi jako jednego z pierwszych. Ubiegli go jedynie Karl i jak zawsze gorliwy Gustaw. Przysiadł się do nich i przekazał, to co usłyszał. Szczególnie skupił się jednak na informacji o pobliskich wzgórzach. - Ciekawa rzecz i warto byłoby to sprawdzić - Przysunął się bliżej kompanów - Powiedzmy, że idziemy sprawdzić, czy nie zdezerterowali, a potem na dalsze kontrole. Wieści o nas rozniosą się tak, czy inaczej i będą od nas poro szybsze. A tak jeśli nie dotrzemy do kolejnych posterunków, to pomyślą, że nas po prostu jakieś licho wzięło.. - Oleg przedstawił sensowną w jego mniemaniu propozycję, ale tak na prawdę, to zżerała go ciekawość i bardzo zależało mu by zobaczyć, co to za straszydła nawiedzają te ziemie. - jak ruszymy traktem, to w końcu spotkamy znajomego Parszywca i się zrobi dym. - przekonywał dalej. - Później możemy pomyśleć nad podrożą łodzią. I tak musimy jakąś wynająć, bo inaczej nie dostaniemy się na drugi brzeg. A trzymając się prawego brzegu trafimy na mocno ruchliwą trasę. Sporo tam miasteczek, więc będzie tłoczno. |
24-08-2018, 15:04 | #80 |
Reputacja: 1 | Słońce wpadło przez okna kamienicy, rażąc oczy leżącego na łóżku Waltera. Zdenerwowany starał się zasłonić blask ręką. Po chwili jednak dał za wygraną i powoli wstał z posłania. Bolało go gardło. Spojrzał na lutnię opartą o ścianę. Tak, już sobie przypomniał co się działo w nocy... Poprzedniego wieczora zagadnął karczmarza, który przynosił im jedzenie, czy pozwoliłby mu na występ w swoim lokalu. Ten odparł, że chętnie przyjmie każdą muzykę i śpiew ale ostrzegł, że jego obecni goście są dość nieokrzesani. Jak większość najemników. Walterowi to nie przeszkadzało. Udał się do przybytku. Na miejscu zastał grupę kilkunastu pijanych żołdaków i kilku wyraźnie trzymających się siebie mieszczan. Bard zasiadł na krześle przy kominku. Występ zapowiedział młody syn karczmarza, który doniósł Walterowi kufel piwa. Bard zaczął śpiewać Początkowo nieśmiało, potem z coraz większą mocą. Starał się grać dość znane lecz lubiane piosenki. W miarę jak muzyka się wydobywała z jego lutni atmosfera w karczmie stawała się coraz bardziej spokojna. Żołdacy milczeli, słuchając. Walter chciał zacząć od czegoś znanego. Wybrał "Zapachniało powiewem jesieni": Zapachniało powiewem jesieni, Z wiatrem zimnym uleciał słów sens. Tak być musi, Niczego nie mogą już zmienić, Brylanty na końcach twych rzęs. Tam, gdzie mieszkasz już biało od śniegu, Szklą się lodem jeziora i błota. Tak być musi, Już zmienić nie może niczego, Zaczajona w twych oczach tęsknota. Wróci wiosna, deszcz spłynie na drogi, Ciepłem słońca serca się ogrzeją. Tak być musi, Bo ciągle się tli w nas ogień, Wieczny ogień, który jest nadzieją. Dalej przyszła pora na kilka skocznych utworów. Później smutniejszych. Zakończył na "Jak gwiazdy nad traktem". Po skończeniu występu dopił piwo, ufundowane mu przez gości karczmy, po czym zmordowany udał się do kamienicy. Rankiem jego gardło jeszcze nie doszło do siebie. Na szczęście nie czuł bólu w palcach. Musiał jednak szykować się do dalszej drogi. Taki był rozkaz dowództwa. Spakował swoje rzeczy, zabezpieczył broń. Sprawdził stan powierzonego mu zwierzęcia, znajdującego się w stajni. Po tym wszystkim czekał na dalsze rozkazy. |