Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2010, 12:55   #21
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
D’Arvill





Położone na skalistej, otoczonej podmokłym, zalewowym terenem miasteczko, które od wieków jest siedzibą rodu D’Arvill. Otoczone naturalną zaporą, jaką są bagienne tereny, które dodatkowo podczas przypływu zalewają wody morza, rozwijało się przez lata obrastając rynek i Kościół Panienki Łaskawej coraz to nowymi, kamiennymi w części i w części drewnianymi budynkami. Ciasnota skalistej wyspy nie pozwoliła nazbyt rozrosnąć się budowlom tłamsząc je w wąskich zaułkach ciasnych uliczek, przez które i wóz czasem z kłopotem się przeciska. Stąd i największy transport odbywa się w mieście na grzbietach ludzi i osłów.


Płytkie wody, pełne meandrów kanałów, płycizn i raf uniemożliwiają większym żaglowcom cumowanie w niewielkim porcie, przez co jeśli decydują się one do D’Arvill zawijać zawsze cumują w odległości nawet większej niż mila od brzegu, na redzie. Przez to w porcie zwykle wiele jest płaskodennych sznik, barek, kutrów czy batów. Oraz mniejszych jeszcze jednostek, które uwijają się pomiędzy redą a miastem przewożąc ładunki, marynarzy i pasażerów.


Samo miasto liczy wedle ostatniego spisu tysiąc sześćset siedemdziesiąt dwie dusze oraz siedemdziesięciu sześciu nieludzi. Posiada trzy oberże, dwie karczmy i kilkanaście pomniejszych szynków. Oraz zamtuz z prawdziwego zdarzenia o nazwie „Rajski ogród”. Jak również rynek na którym odbywa się codzienni handel, targ rybny opodal portu, Kościół Panienki Łaskawej położony wraz z klasztorem Łaskawej Panienki opodal rynku.



Tam miłosierdzie i opiekę znajdzie każdy potrzebujący. Stąd i sporo tłoczących się pod bramami klasztoru o świcie żebraków, dla których zawsze znajdzie się kawałek chleba czy miska rzadkiej brukwiowej zupy. Ponadto w mieście znajduje się młyn, winiarnia oraz rzeźnia. I dwa warsztaty krasnoludzkie w których nieludzcy mistrzowie kują stal z wrodzoną sobie misterią i kunsztem.


Porządku w mieście pilnuje garnizon Straży Miejskiej, stanowiący część hufca D’Arvill, choć osobno płacony z kasy miasta. Liczący dobrych czterdziestu chłopa oddział straży ma swą własną, położoną opodal portu kwaterę, gdzie mieści się cekhauz oraz wieża w której przetrzymuje się więźniów do osądu przez Sąd Miejski. Wieża strzeże również bramy miejskiej prowadzącej na most wiodący do brzegu. Sąd zbiera się raz w tygodniu, po mszy w dzień święty. Rajcy w liczbie pięciu, którzy z nadania panów D’Arvill sprawują władzę w mieście od lat ponad stu, sami wymierzają sprawiedliwość zdając jedynie Panu sprawozdanie ze spraw większej wagi.


Zamek D’Arvill, położony jako i miasto na wyspie, tyle że innej, oddalony jest od miasta o godzinę drogi pieszo. Pomiędzy zamkiem a miastem codziennie wędruje służba, straż, kmiecie i proszalne dziady a szlak jest nader często uczęszczany i wybrukowany przed wielu laty. Droga łącząca zamek i miasto wiedzie brzegiem morza, ukazując piękno pagórkowatych z lekka terenów środkowej Akwitanii. Na zamku, poza służbą, mieszka zaciężna, pozostała część hufca D’Arvill a przy maleńkiej przystani zamkowej cumują zwykle najmniej trzy łodzie.


.
[Post techniczny]
 

Ostatnio edytowane przez Bielon : 03-10-2010 o 10:07.
Bielon jest offline  
Stary 03-10-2010, 10:20   #22
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Frank Kress

Morze było tego dnia wzburzone, tak samo jak umysł młodego kapitana. Jeszcze rano poważnie rozważał rezygnację z funkcji, a teraz był jednym z członków Bractwa, które ślubowało wierność i służbę rodowi D`Arvill

Przetarł zmęczone oczy, po czym po raz kolejny sięgnął po strzałę płynnym ruchem blokując ją na cięciwie. Wymierzył i spokojnie zwolnił naciąg. Kolorowe lotki pomknęły w stronę celu dokładnie w sposób jaki przewidział. Strzała zboczyła lekko znoszona wiatrem i z trzaskiem przebijającym się przez łomot uderzającej właśnie w brzeg fali wbiła się tuż obok poprzedniej grzęznąć w końskiej czaszce osłoniętej nosalowym hełmem.
Nie opuszczając łuku Frank spojrzał na beczkę, którą służba przyniosła mu ponad godzinę temu wypełnioną opierzonymi drzewcami. Pozostało w niej nie więcej jak pół tuzina strzał. Dłoń bolała od stałego naciągania twardej cięciwy, oczy zmęczone od ciągłego celowania odmawiały już posłuszeństwa, umysł wciąż skupiony na wydarzeniach dzisiejszego dnia nie umiał znaleźć najlepszego rozwiązania.
- Zanosi się na sztorm - rzucił beznamiętnie zastępca Kressa rozparty na przybrzeżnych kamieniach - powinniśmy wracać do zamku.
Nie odpowiadał wpatrzony wciąż w manekina naszpikowanego dziesiątkami strzał.
- Frank - powtórzył Annam - Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę założyć, że jesteś najlepszym strzelcem na zamku, nie musisz mi tego udowadniać wyżywając się na Końskiej Czaszce. Nie lubię go tak samo jak i ty - dodał widząc wrogi spojrzenie jakim jego towarzysz obdarzał manekina.

- Potrzebujemy poważnie zastanowić się nad obroną miasta - rzucił w końcu Kress sięgając po kolejną strzałę.
- Nie traktujesz chyba realnie wizji, że ktokolwiek mógłby porwać się na zaatakowanie nas? Na tak jawny akt agresji.
Przycelował i ponownie umieścił strzałę w piersi swojego adwersarza. - Jest coś o czym nie wiesz poruczniku.
Annam przekręcił się tak aby mieć lepszą pozycję do obserwowania swojego dowódcy.
- Sir Berengar najprawdopodobniej padł ofiarą zasadzki du`Ponte, a to...
- To faktycznie zupełnie zmienia sytuację -
Annam spoważniał w jednej chwili.
- Ściągnij chłopaków z terenu, będę potrzebował ich wszystkich w mieście.
- Ale bez informacji od zwiadowców nie będziemy nawet wiedzieli, że nadchodzą?
- Ściągnij ich mówię, to nie pomysł, a rozkaz.

Kolejna strzała przeorała czaszkę odłupując potężny kawałek żuchwy.
- Wiem już kim ich zastąpię, zwiadowcy nie muszą być wojskowymi - spojrzał na spod lekko uniesionego kapelusza na swojego rozmówcę - jeśli zaś dojdzie do walki o miasto każdy wyszkolony żołnierz, będzie zaś na wagę złota.
Annam skinął głową. Rzadko spotykał się z taką stanowczością swojego dowódcy.
- Co na to szlachetny de Leve?
Strzała wycelowana tak samo precyzyjnie jak poprzednie chybiła celu o dobre kilka cali szybując gdzieś w trawę.
- Jeśli potwierdzą się moje obawy - Frank zupełnie zignorował pytanie swego podkomendnego- obejmiesz dowództwo nad obroną zamku. Ja zajmę się miastem. Sprzątnij tu - rzucił na odchodne zostawiając go samego z myślami...
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 03-10-2010 o 10:27.
Akwus jest offline  
Stary 03-10-2010, 15:49   #23
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Zebranie Bractwa
Zygfryd zastanawiał się po co Lord Berengar powołał do bractwa ludzi i nieludzi niższego stanu, ale doszedł do wniosku że to jednak była mądra decyzja. Przetrwanie rodu w tak trudnej sytuacji wymagało działań, których nie godziło wykonywać szlachetnie urodzonym. Rzekł więc do wszystkich, gdy jeszcze zgromadzeni byli w jednym miejscu:

- Popieram elfa by rekonesans do wieży przeprowadzić i to szybko. Przyczyn jest kilka. Po pierwsze upewnimy się czy nasz dobroczyńca żyje. Po drugie jeśli żyw jest jeszcze to będziemy musieli działać bardzo szybko i go uwolnić. Du'Ponte mogą otumanić Lorda ziołami i zmusić do podpisania jakiego dokumentu co władzę im nad tymi ziemiami przyznaje. Podpierając się takim świstkiem najazdy może czynić, niby w prawie będąc. Ja nie jestem człekiem z lasem obeznanym i pewnie szkody bym więcej narobił uczestnicząc w takim zwiadzie. Me miejsce przy dziedzicu jest, by zbrojnym ramieniem go wspierać

Plac ćwiczebny
Zygfryd zszedł na plac ćwiczebny i myślał intensywnie, choć tego bardzo nie lubił. Najazd na siedzibę d'Arvill był jak najbardziej realny. Du'Ponte zajmując zamek mieliby wszystkie atuty w rękach, a śmierć dziedzica przypieczętowała by sprawę. Chyba że? Myśl przemknęła przez mózg rycerza niczym błyskawica.
"Testament. Dziedzic spisze testament, który nawet du'Ponte uszanują, zwłaszcza gdy przyjdzie im się zmierzyć z potęgą zakonu. Ale najpierw muszę się upewnić czy Lord Berengar żyje. Muszę przekonać innych by elfa na rekonesans do wieży wysłać.

Nie wiedział jeszcze jak swój zamysł zrealizuje. Pewny jednak był że trzeba to zrobić bardzo delikatnie, szczególnie że inni mogą pomyśleć że działa przeciwko rodzinie d'Arvill.

Świst strzały i głos dowódcy zamku wyrwał go z zamyślenia.
- Decyzja dobra jest. - odpowiedział na pytanie - Jednak ci co na zewnątrz zostaną pewni ludzie muszą być by szkody nam jakiej nie uczynili. Chciałbym jednak - zwrócił się do Kressa - byś pozwolił, kilku ze swych ludzi by dołączyć do wyprawy łowczego. Sił to nam znacznie nie uszczupli, a może pewność zyskamy o losie naszego pana.
 
Komtur jest offline  
Stary 03-10-2010, 16:42   #24
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Młokos szedł korytarzem pierwszego piętra zamku. Oficjalnie nie lubił tego określenia, ale gdzieś tam w głębi duszy słowo "zamek" mile łechtało jego dumę i chyba nawet gdzieś po głowie chodziła mu drugie "kasztelan"...
Pływanie w brei lokalnych układzików wymagało sporo sprytu i jeszcze więcej pieniędzy. Na szczęście dawało na tyle dużo ludwików, że się opłacało. Opłacało się zwłaszcza dlatego, że Tawerna pod Złotym Dukatem znajdowała się na styku kilku ziem... była więc świetnym miejscem do spotkań wszelakich i różnych zwłaszcza tych nie do końca oficjalnych... a o takowych dobrze było wiedzieć, aby zysk ze wszystkiego wyciągnąć. Mawiali, że Bogu świeczkę, a Diabłu ogarek... Jeżeli tak określić by interesy Młokosa... to potrzebowałby tuzina świeczek i dwu tuzinów ogarków.

Drzwi na korytarz otworzyły się cicho i na dywanie stanęła Katrina.

Wzrok Młokosa prześlizgnął się po jej sylwetce, co nie uszło z kolei jej uwagi. Domknęła drzwi i poprawiła gorsecik.

- Kolejny szczęśliwie śpiący klient... Ta druidzka herbatka jest chyba jakaś słabsza... Albo ten miał mocniejszą głowę.
- Ale opłacało się? - mężczyzna uśmiechnął się.
- Pfff - wydęła wargi i odwróciła się pokazując w całej okazałości kształtny tyłeczek... Bardzo kształtny...

Zszedł na dół do pustoszejącej sali głównej, ci, którzy siedzieli od obiadu mieli już nieźle w czubie i albo udawali się do pokojów; albo obsługa powoli przemieszczała mniej szacownych gości w kierunku siana w stodole... Usiadł przy jednym z wolnych stołów i po chwili zatopił usta w lekkim piwie. Chodziło w końcu o to, aby posiedzieć, a nie schlać się. Jak wiadomo pańskie oko konia tuczy. Musiał zresztą jeszcze pomyśleć nad tym wszystkim. Jakub głupi nie był, więc... co tak naprawdę się działo? Z samego rana trzeba było wybrać się do miasta i na zamek pod jakimś dobrym pretekstem - musiał sprawdzić czy sklep nie powinien dostarczyć czegoś na zamek. Czegokolwiek.

Trzeba było, albo i nie...

Młokos uśmiechnął się widząc wchodzącego do sali kapitana Franka Kressa. Było zbyt późno na wpadnięcie tylko na piwo, czy piwo i coś do piwa... Więc chodziło o interes. Wstał od stołu i podążył w kierunku gościa:

- Kapitanie, co za miła niespodzianka! - Młokos podarował sobie tekst o padaniu do nóżek szacownemu panu, bo chyba by mu to nawet na poważnie przez gardło nie przeszło, a miał do kapitana na tyle szacunku, aby nie roześmiać mu się w twarz. W gruncie rzeczy nawet go lubił - młody, ambitny miał w sobie to coś co przyciągało uwagę, niestety zbyt prostolinijny, aby zajść wiele wyżej. - Piwko, po służbie, czy może coś zacniejszego? Miodek jakowyś?

Oczywiście Kress musiał czegoś chcieć, to było oczywiste; ale jednocześnie mógł dostarczyć jakichś informacji... Po chwili siedzieli przy jednym z bocznych stolików. Na tyle bocznym, aby rozmowa pozostała tylko pomiędzy nimi.
 
Aschaar jest offline  
Stary 03-10-2010, 17:19   #25
 
Miaucur-Dymek's Avatar
 
Reputacja: 1 Miaucur-Dymek nie jest za bardzo znanyMiaucur-Dymek nie jest za bardzo znanyMiaucur-Dymek nie jest za bardzo znany
Otto jadł kuropatwę, a właściwie ledwo powstrzymywał się by nie wpychać jej do ust palcami. Była pyszna, lepsza niż cokolwiek co on kiedyś ugotował. Wszyscy rozmawiali o przyszłości zamku, rozważali komu ufać a komu nie. W jego opinii nie można było ufać komuś, kto dobrze zna się na czytaniu i pisaniu. Słowa nie były pewne, każdy kto umiał je rozszyfrować był podejrzany. Ale czy ktokolwiek zwróciłby uwagę na jego zdanie? Czuł zdziwione spojrzenia gdy mistrz czytał testament. Wielu nie mogło zapewne zrozumieć czemu służący znalazł się wśród nich. I dobrze, niech główkują. Nie zabierał głosu w żadnej sprawie. Nie palił się też zbytnio do wyprawy, raczej by się nie przydał. Postanowił po posiłku wydać trochę pieniędzy na upojenie się parszywymi trunkami w jakiejś spelunie.
 
Miaucur-Dymek jest offline  
Stary 03-10-2010, 17:54   #26
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Otto , a ty gdzie? zakrzyknął majordomus do wymykającego się służącego po kolacji.
Chwilę później dodał,
- Każdy ma nadal te same obowiązki co miał wcześniej, oczywiście jeśli chcesz dostawać wynagrodzenie to wypadałoby na nie jakoś zapracować - orzekł stanowczo dysponując skromnymi wszakże zasobami. - Jeśli chcesz się przydać bardziej niż jako służący a tym samym i zarobić więcej złota, strzeż Malcolma przez cały okres. Choć za nim jak ćma, pilnuj go i w razie co bądź gotów do jego obrony. Wypełniaj choć ten jeden obowiązek przyzwoicie a dostaniesz przyzwoitą zapłatę ... powiedzmy całe trzy złote karle za miesiąc pilnowania panicza.

- Nie wspomnę już o tym iż wypadałoby abyś ubrał się jakoś, jeśli chcesz to Ritta przyszykuje ci odpowiednie stroje, nie wypada aby członek bractwa wśród którego jest także szlachta zachowywał się lub wyglądał nieprzyzwoicie, to może rzutować na ich honor, a wiesz jakie szlachta ma podejście do swojego honoru, prawda?

No więc skoro wreszcie wyjaśniliśmy sobie pewne podstawy, to może powiesz mi Otto z jakiego to względu lord wytypował cię do bractwa? Czy cokolwiek co się wydarzyło mogłoby Ci sugerować, że zostaniesz tak zaszczycony?
- pytał przenikliwie świdrując małymi oczyma niedawnego służącego, którego charakter ... wciąż pozostawał niedookreślony.
 
Eliasz jest offline  
Stary 03-10-2010, 19:42   #27
 
Miaucur-Dymek's Avatar
 
Reputacja: 1 Miaucur-Dymek nie jest za bardzo znanyMiaucur-Dymek nie jest za bardzo znanyMiaucur-Dymek nie jest za bardzo znany
- Otto , a ty gdzie? Każdy ma nadal te same obowiązki co miał wcześniej, oczywiście jeśli chcesz dostawać wynagrodzenie to wypadałoby na nie jakoś zapracować. Jeśli chcesz się przydać bardziej niż jako służący a tym samym i zarobić więcej złota, strzeż Malcolma przez cały okres. Choć za nim jak ćma, pilnuj go i w razie co bądź gotów do jego obrony. Wypełniaj choć ten jeden obowiązek przyzwoicie a dostaniesz przyzwoitą zapłatę ... powiedzmy całe trzy złote karle za miesiąc pilnowania panicza.

- Hmmm... Racja, mości Grotołazie, byłoby karygodnym gdyby Malcolmowi stała się jakakolwiek krzywda. Nie mówię tutaj tylko o fizycznym uszczerbku, Du'Ponte mogą próbować go szantażować lub manipulować, nadstawię więc również ucho jeśli nadarzy się ku temu okazja. Jednak jako członek Bractwa nie mógłbym przyjąć zapłaty, wszak i w moim interesie leży utrzymanie rodu D'Arvill. Myślę jednak że mógłbym wykonywać inne zadań, lecz jeżeli twa wola jest taka, nie będę się sprzeciwiał.

- Nie wspomnę już o tym iż wypadałoby abyś ubrał się jakoś, jeśli chcesz to Ritta przyszykuje ci odpowiednie stroje, nie wypada aby członek bractwa wśród którego jest także szlachta zachowywał się lub wyglądał nieprzyzwoicie, to może rzutować na ich honor, a wiesz jakie szlachta ma podejście do swojego honoru, prawda?

- Byłbym niezmiernie wdzięczny, jednak w takim stroju jak mój łatwo wtopić się w tłum, nie zwracać na siebie uwagi jeśli się nie chce. Aczkolwiek na oficjalne spotkania Bractwa by się przydał. Więc jeśli bylibyście tak łaskawi...

- No więc skoro wreszcie wyjaśniliśmy sobie pewne podstawy, to może powiesz mi Otto z jakiego to względu lord wytypował cię do bractwa? Czy cokolwiek co się wydarzyło mogłoby Ci sugerować, że zostaniesz tak zaszczycony?

- Od dawna utrzymywałem bliskie, wręcz przyjacielskie stosunki z Lordem, Malcolm również jest ze mną w serdecznych stosunkach. Poza tym, myślę że Berenger doceniał me umiejętności, i wiedział że mogę dużo zrobić. Czy wybiera się waszmość na wyprawę do Pont du Mer Diable, by ratować lorda?
 
Miaucur-Dymek jest offline  
Stary 04-10-2010, 01:18   #28
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Sługa miał łeb na karku, nic dziwnego że i sam Lord D'Arvill go dostrzegł, Tupik uznał, że lepszego obrońcy Malcolmowi nie mógł znaleźć i oczywiście zamierzał mu w tym nieco dopomóc. Ubranie to najmniej co mógł obecnie zaoferować, choć uwaga Otta była słuszna, jako niepostrzegalny obrońca pozostawał najlepszym zabezpieczeniem Malcolma.

- Ech , jesteśmy w bractwie, związani wspólna przysięgą możesz mi mówić po prostu Tupik, bez zbędnych panie, czy waszmości. Choć nie wypowiadam się za innych szlachciców, zapewne wiesz jacy bywają drażliwi na tym punkcie. Dobra , lecę poszperać , może znajdę coś o wieży,
do której się owszem wybieram... Może jeszcze zdołam kogoś namówić do wyprawy... kogoś kompetentnego? - zastanawiał się otwarcie halfling, dywagując nad tym czy nad ranem zdąży jeszcze zawitać do miasta...

Kedgard Marthon... w tym człowieku leżały niespożyte możliwości... w większości napędzane zapewne chciwością jak to zwykli mówić wszyscy... niemal wszyscy. Tupik widział w nim coś więcej... ambicję, dla której pieniądze były tylko pośrednim celem , etapem. Bez wątpienia mierzył wyżej i miał umiejętności by sięgać po swoje. "Nie ulega wątpliwości, że zamek nie może sobie pozwolić na utrzymywanie osobnej stanicy... , nie w czasie wojny z dupontami, ale może Kedgard byłby nią zainteresowany, jako miejsce przeładunku towarów zakazanych, taka wieża byłaby idealna... Nie mniej jak dla szajki zbirów toczących swe wypady na ziemie dupontów... może... może ogłoszę przetarg?"

Jeżeli ktoś dysponował porównywalną do Młokosa ambicję to był to właśnie Tupik, częstokroć mierzył wyżej niż był w stanie sięgnąć, nieraz jednak i on dostawał to co chciał, a dzielenie się tym co było nie jego przychodziło mu nadmiernie łatwo, jak każdemu byłemu złodziejaszkowi...

Przeszedł do biblioteki, gdzie starał się odszukać coś na temat geografii czy legend z okolicznego terenu. Głównie interesowała go wieża Point du Mer Diable i wszystko co z nią związane. Zerkał czy nie znajdzie gdzieś imienia Arland... co także mogło naprowadzić na jakieś informacje. Szczególnie przyciągnęła go jedna z książek... choć sam dokładnie nie wiedział co właśnie brał do ręki.

 
Eliasz jest offline  
Stary 04-10-2010, 10:58   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Szykowanie się do wyprawy w ciemno jest dość... denerwujące.
Nie było wiadomo dokładnie, dokąd się jedzie, jak wygląda droga, co będzie potrzebne na miejscu. On sam, jako 'przybysz' wiedział o tym miejscu mniej niż nic. Nawet plotek nie słyszał, bo jakoś do tej pory nie zgadało się o Point du Mer Diable.
Nazwa nie była zbyt obiecująca. Odstraszająca, można by rzec. Przynajmniej jeśli chodziło o zwykłych prostaczków.
Kto nadał taką nazwę? Właściciel, chcąc odstraszyć potencjalnych intruzów? Okoliczni mieszkańcy, widzący i słyszący różne dziwa? Stugębna plotka, przypisująca każdemu samotnikowi nie wiedzieć jakie intencje?
Oczywiście mógłby popytać wśród służby. Wystarczyłoby zejść do kuchni... i jednym zadanym pytaniem wywołać panikę i zepsuć sobie z pewnym trudem budowaną pozytywną reputację. Z reakcji słuchaczy, zgromadzonych u mistrza Cecile, łatwo można było się zorientować, że nie jest to miejsce cieszące się sympatią otoczenia i czymś, co się nazywa 'dobrym imieniem'.
Należało również pamiętać o tym, że nie było zbyt dobrym pomysłem informowanie kogokolwiek o tym, że tuż po śmierci pana zamku ktoś nagle zaczął się interesować miejscem o takiej złej sławie.

Wizyta w bibliotece, jak to wśród bretońskich panów zwykle bywało, niezbyt obficie wyposażonej w woluminy, nie przyniosła zbyt wielkich efektów. Jedyną w miarę cenną zdobyczą była "Kronika" spisana przez niejakiego Jacques'a Pomme, zawierająca wielce podkolorowane przygody paru przedstawicieli rodu d'Arville.
Oprócz relacji, jak to kolejny mężny d'Arville pognębił kolejnego niecnego duPonte'a, znaleźć tu można było liczne opisy walk z wiedźmami, olbrzymami, dzikimi bestiami z piekła rodem. Tego typu opowieści znaleźć można było w każdej kronice rodzinnej, której autorzy z tego wszak żyli, że swym mocodawcom sławy przysparzali, przynajmniej w odniesieniu do przyszłych pokoleń.
Jednak znalazła się tam historia, równie co prawda barwna i przesadzona, o wyprawie szlachetnego lorda Pierre'a d'Arvill przeciwko stworowi Chaosu, co wieżę Point du Mer w tydzień zbudował i stamtąd okolicznych mieszkańców nękał.
Gdyby prawdę były informacje o ilości potworów, jaki sir Pierre podczas tej wyprawy pokonał, to niezły kawałek Armii Chaosu by trzeba na drodze rycerza postawić, by pozabijać mógł te gadziajstwa wszelakie. Jednak opis terenów otaczających wieżę, jeśli oczywiście bestie, chaośników i syreny się wyrzuci, był dość realistyczny. I może coś prawdy tkwiło w tym, co imć Jacques o wejściu tajnym, co z jednej z jaskiń do podziemnych komnat wieży prowadziło, napisał.

Pierre zamknął księgę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
Pozostawało mu teraz tylko skompletować ekwipunek. Co prawda swoje rzeczy miał zawsze pod ręką, jak go tego nauczył ojciec - doświadczony uczestnik wielu wypraw, ale parę innych drobiazgów zawsze się przyda. Liny, świece, pochodnie, jakiś kilof, toporek poręczny. Jedzenie.
Co prawda był pewien, że o to ostatnie zadba imć Tupik, ale co do pozostałych rzeczy warto było się z nim skonsultować.
Zamknął za sobą drzwi i zszedł na dół.

- Gdzie pana Tupika znajdę? - zatrzymał przechodzącą korytarzem służącą.
- Ostatnio szedł do biblioteki, proszę wielmożnego pana. - Marie dygnęła z wdziękiem.
- Dziękuję - skinął głową i ruszył w stronę pomieszczenia, dumnie acz z przesadą zwanego biblioteką.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-10-2010 o 17:39.
Kerm jest offline  
Stary 04-10-2010, 12:47   #30
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Nad Akwitanią kładł się zmrok. Powoli, jak przystało na wczesną jesień. Słońce skryło się za spokojną wieczorami taflą wody i teraz już tylko czerwień nieba świadczyła o tym, że kończy się dzień. Na wschodzie, od strony Rouen, widać było nad łagodnymi pagórkami ciemniejące niebo. Oraz dziesiątki gwiazd. Ciepło było. Jednak w tym czasie mało kto spoglądał w niebo. Mało kto wypatrywał rozgwieżdżonej nocy. Życie codzienne i jego problemy przyginało kark do ziemi. Choć gdyby jaka romantyczna, lub zgoła niefrasobliwa albo też ciekawska dusza się o tej porze w niebo zagapiła, z pewnością ujrzała by sunące po niebie cienie. A gdyby słuch miała jako te psy czuły, pewnie i usłyszała by upiorne zawodzenie lecących płaczek.

Zwiastujące nadejście ciężkich dla okolicy dni. Dni umierania…

***

Wyprawa:

Wyruszyli o zmroku. Zaopatrzywszy się solidnie. Wziąwszy wszystko co niezbędne na drogę, tak jednak by nadmiernie nie obciążać żadnego ze swoich koni. Luzak szedł przytroczony do konia przed sobą, za uzdę. Musieli mieć na czym Lorda Berengera przywieźć. O ile stan jego był wystarczający na to, by mógł jechać wierzchem. Choć tak po prawdzie zawsze można było wziąć go pomiędzy konie w kołyskę. Albo i na łodzi jakiej. Albo…

Wszystko było możliwe. Pod warunkiem, że Pan D’Arvill żył. Pod warunkiem, że ów aptekarz, zielarz czy inszy cyrulik z Diabelskiej Wieży nie skrewił i nie skłamał. Pod warunkiem, że nie był to podstęp. Pod… wieloma warunkami.

Szli rysią nie goniąc koni, ale też nie wlekąc się nadmiernie. Wiedzieli, że o świcie zalegną gdzieś opodal wieży puszczając wiodącego ich elfa przodem. Elf znał się na rzeczy. Znał ziemie i nie bez kozery wkradł się w łaski D’Arvilla. Prowadził go na łowach, ścigał zbiegów, czytał ślady, tropił. Znał okolicę. Tylko był elfem. Kto by im ufał? Z czarodziejami rzecz miała się podobnie. Pewnie dla tego jadący w oddziale Peter d’Orr czuł się tak samotny, opuszczony i niepotrzebny. Choć uczucie to było zgoła chybione. Gdyby był zbędny nikt nie nalegał by na to, by adept sztuk magicznych asystował przy badaniu Wieży Diabła. W sumie, jak się tak nad tym zastanowił, sam by na to nie nalegał. Myślenie o diabłach w ciemną noc zwykle nastrajało każdego ponura. Jeśli dodać do tego bolący od siedzenia w siodle zad, myśli mogły być już tylko gorsze…

Po północy zatrzymali się na mały popas. Trza było koniom dać wytchnąć. Sprawdzić do porządku oręż oraz raz jeszcze ustalić hasła. Zaraz za zagajnikiem zaczynały się ziemie Du Ponte. Tam musieli już działać, jak jeden organizm. Od tego zależało w sumie wiele. Jeśli nie najwięcej. W końcu szło o ich życie…

***

O zmroku. Gdzieś:

- Kto to jasnej kurwy powiesił? – pytanie wzmocnione ciosem posłało wieśniaka na płotek, który zresztą pod jego ciężarem przełamał się i zległ, jak i jego właściciel. Zbierał się powoli a stojący wokół, konni zbrojni, go nie ponaglali. Chłopek wciąż w drżących dłoniach trzymał słomiany kapelusz a w ustach mełł krew. Jednak wstał. Musiał. W chałupie miał babę i czwórkę dziecisk a nie miał wątpliwości, że jeśli on nie zadowoli wielmożnych panów rycerzy, zadowoli ich kto inny. Wolał do tego nie dopuścić.

- Pokornie proszę o wybaczenie, ale nie wiem Wielmożny kto po gościńcach różności lepi. – zbliżał się do tego co pytał. Z pokornie pochyloną głową. Mnąc słomiane nakrycie głowy. Czuł, że jeśli nie zadowoli wielmożnego pana…

- Kogoś ostatnio tu widział chamie? Kto tędy jechał? I jak długo to wisieć może? – ruch był szybki, ale ciężki but wyrżnął chłopka w łeb posyłając go znów na ziemię. Jednak wstał i tym razem. Wypluwając z ust krew zmieszaną z plwociną.

- Ja nic nie wiem Panie. My tu spokojnie sobie żyjem, o nic nikogo nie pytając. A to nie wiem od kiedy wisi. Jeno kupcy z D’Arvill tędy jechali i pielgrzymi do klasztoru śli – starał się sobie przypomnieć jak to po kolei było, ale krzyk wywlekanych z domu dzieciaków i gwałconej w izbie żony. Wojacy nie próżnowali. Musiał ich zadowolić, by ocalić choć część tego co drogie…

- Z D’Arvill mówisz? Dobrze się składa. Jadła daj i napitku jakiego! – rozkazał wielmożny po raz trzeci kopiąc kmiotka w pysk. Tym razem jednak rotmaister Huntz poparł prośbę swego dowódcy nahajem. Reszta drużyny kończyła właśnie zabawę z babą kmiotka, która już nawet nie stękała a jedynie leżała spolegliwie z rozkraczonymi nogami spoglądając pustymi oczyma w sufit. Dzieciaki skulone pod płotem zbiły się w kłębek. Nie zawadzały, więc dano im spokój. I tak przed odjazdem puszczając kura pewnie się ich dorżnie. Po co teraz, przed jedzeniem się trudzić. Hugon de Rais zasiadł zaś na ławie i pił gasząc pragnienie. Samotnie, bo i mało który z jego ludzi chciał wchodzić mu w oczy a obaj rotmistrzowie byli zajęci. Myślał. „Skoro w D’Arvill szukają zbrojnych, znaczy będzie bitka. Skoro zaś będzie bitka, będzie można się zabawić…” myślał ważąc wszystkie „za” i „przeciw”. Skowyt bitego „dla zabawy” kmiotka zupełnie mu nie wadził. Taki już był…

***

Na zamku:

Dziedziniec zamkowy żył pełnią życia pomimo późnej pory. Ze wszech stron wszak zjeżdżali się zbrojni, po których posłał Kapitan Kress, który wyraźnie czuł w kościach nadciągające nad D’Arvill kłopoty. Załoga, która zwykle stała na zamku, witała się z kompanionami, którzy przedwcześnie wracali z patroli, wymieniano żarty i dzielono się wieściami. Choć tak po prawdzie, poza śmiercią lorda, nie było się czym znów tak dzielić. Ot, jakiś zwierz w Borgin poszarpał wieśniaków co po chrust do lasu poszli, ot młynarzowa w mieście gwałtem wzięta została i na pielgrzymów wskazywała, co już dwa dni temu wyjechali. Ot wozy kupieckie co do Du Ponte jechały despekt spotkał, bo ich na granicy ziem po dwakroć ktoś mytem pokarał. Wiele hałasu o nic. Dla tych ludzi, żyjących z wojny i dla wojny, nawet śmierć lorda nie stanowiła większego problemu, bo zawsze znaleźć się musiał taki, który by im zapłacił. Cnota młynarzowej mogła być najwyżej powodem do żartów. Nie do końca wybrednych…

Noc na zamku uspokoiła nastroje. Gdzieniegdzie tylko jeszcze słychać było podniesione głosy, wszak brać żołnierska nie zawsze z kurami spać chadzała. Otto, pogrążony w myślach nad tym co stało się jego udziałem tego dnia spoglądał przez wąskie okno na zamkowy dziedziniec i mury na których przechadzał się widoczny na tle ciemnego nieba strażnik. Był zmęczony, ale nie mógł zasnąć. Tak wiele rzeczy ważnych spoczęło na jego skromnych barkach. Nie czuł się na siłach, lecz jednocześnie czuł, że uczyni wszystko, by podołać. Że…

Kątem oka dostrzegł cień, który przesunął się po skraju dachu przybudówki. Cień, który mógł być jedynie śladem chmury podświetlonej przez blask księżyca odciśniętej na zabudowaniu. Jednak księżyca, co spostrzegł od razu, nie osłaniało nic. Obserwował uważnie „cień” który obudził jego czujność. Gdzieś za plecami usłyszał otwierane drzwi, ale na to nie zważał. Skinął ręką by przywołać „przybysza”. Nawet mu ulżyło. Z komnaty nieformalnego majordomusa D’Arvill wychodzić mógł tylko Tupik z którym był po rozmowie. Bez słowa wskazał niziołkowi obiekt swego zainteresowania. Obiekt, który wykorzystując chwilę w trakcie której straż się mijała wymieniając zdawkowe żarciki, skoczył na sąsiednią przybudówkę. Stąd ledwie kilka kroków dzieliło „cień” od schodków na zamkowe mury, bądź ogrodu. Bo, że na dziedziniec, po którym krzątało się wciąż kilku maruderów, nie skoczy, to było pewnym…

***

Zygfryd spoglądał na Lady Lucienne siedzącą przy kominku w nowej, znacznie strojniejszej sukni, obserwując z prawdziwą przyjemnością jej wystającą spod bufiastej sukni kostkę i ciżemkę. Ją, oraz młodego D’Arvilla, który siedział przy kominku z lutnią w dłoni próbując brzdąkać na niej i ułożyć jaką pieśń. Rym do „małomyślny” zupełnie był dlań nie do uchwycenia. Rycerz nie mógł pozbyć się wrażenia, że lutnia już dawno powinna zlec w żarze bijącym z kominka. W Imperium wszystko wyglądało by inaczej. Mimo to odpowiadało mu to wszystko. Był na zamku, był w zasadzie jego panem na tę chwilę, jeśli nie liczyć Kapitana, który zresztą wyraźnie patrzył nań kosym wejrzeniem. Może przez to, że Lucienne …

W sumie było mu to obojętne, dlaczego. Podobnie jak obojętne mu było co sobie o nim pomyślą po tym, jak nie ruszył na wyprawę z elfem. Z elfem! Był rycerzem a nie jakimś bandytą. Mógł i chciał w polu pokazać Du Pontom co o nich myśli. Kiedyś. Póki co cieszył się chwilą i zastanawiał się co począć, by czas ten przedłużyć. Brzdąkający na lutni gówniar był póki co gwarantem wygód Zygfryda. Oraz władzy, jaką nieoczekiwanie wolą ogłoszoną przez Mistrza Cecile, otrzymał. Lepiej więc było tego nie zmieniać. Tym bardziej wolał, by wyprawa prowadzona przez elfa nie przyniosła rezultatu. Po co dzielić się władzą, skoro się ma ją w ręku niemal całą?

***

Grim o zmroku jeszcze pracował. Wielkie osie kute dla młynarza wymagały starunku niczym najprzedniejsza rycerska zbroja. Robił sam korzystając jedynie z pomocy czeladników. Nic więc dziwnego, że warsztat zamykał grubo po północy. Jak zwykle wygasił sam palenisko, nie ma nic gorszego niż pożar zaprószony przez niedogaszony ogień. W mieście! I tak cud, że nie przegnano go z jego warsztatem precz a pozwolono opodal wylotu kanałów miejskich na otwarcie kuźni. On i Durradin byli najprzedniejszymi kowalami w mieście. Pewnie przez to przebąkiwano już od jakiegoś czasu o konieczności zamknięcia nieludzkich burdeli, bo groźne są dla miasta i pożarem straszą. Kurewskie syny. Ludzie! Wszędzie tylko zawiść i korupcja. Już i tak mu dymne podnieśli.

Grim wygasił starannie piec zalewając wciąż gorejące żarem żagwie wodą. Kłąb pary buchnął na kilka metrów w górę. Cofnął się jak zwykle odkładając ceber na bok. Jeszcze tylko pozostało napełnić wodą z kanału ceberek i mógł iść spać. Zamknąwszy główne wrota do warsztatu na skobel ruszył pokracznym, rozchwianym krokiem ku kanałowi mijając stertę beczek i pak. I wówczas dostrzegł człeka. Poznał go niemal od razu, bo też było to indywiduum, które widywał nie raz. Nie gardził nim, jako inni ludzie zwykli z racji na jego plugawe zajęcie, ale też nie darzył szczególną sympatią. Nie godziło się wszak, by zażywny, dojrzały krasnolud, traktowany w mieście niczym mistrz w swoim fachu, zniżał się i spoufalał z człekiem z kanałów. Choćby go znał. Jednak de Watt był tak dziwaczny, że nie znać go było w mieście nie sposób. Pewnie dla tego skinął mu przyjacielsko głową, dopóki nie spostrzegł tego, nad czym szczurołap się pochyla…


***

Szczurołap miał dobry dzień. Upolował sporo tych małych skurwieli i dostał całego ludwika za swą pracę. Młynarz był wielce rad pozbywając się swego zwierzyńca. Szczurołap również był rad, bo w sumie starczyło przytkać dziurę w kanale. Jakby młynarz to wiedział zrobił by to sam a kota, który by se ze szczurami poradził kupił by na targu za gorsze. Jednak wielki pan młynarz wolał profesjonała wezwać i tym sposobem de Watt miał w kabzie ludwika. Już zachodził w głowę jak go wyda. Mimo to nie był by sobą, gdyby nie sprawdził, czy swą robotę wykonał dobrze. Wrócił koło północy do kanału i po ciemku, przyświecając sobie lampą oliwną, chciał ruszyć sprawdzać poprawność swej roboty. Chciał, jednak przy wylocie z kanału znalazł leżącego człeka. Wpierw myślał, że pijanica jaki śpi, lecz wnet dostrzegł wyraźny ślad, że to co mu zaszkodziło, zaszkodziło mu na dłużej. Leżący miał bowiem na szyi krwawą pręgę i siny ozór wywalony jak człek duszący się na szubienicy. Zaciekawiony kucnął przy nim i jął przeszukiwać mu kieszenie, kiedy nagle usłyszał wpierw a później zobaczył krasnoluda Grima, który opodal miał warsztat. Dojrzał również, że i krasnolud dostrzegł go, kucającego nad ciałem. A jego wyraz twarzy na którym pogarda walczyła o palmę pierwszeństwa z obrzydzeniem, uzmysłowił mu, że być może jego intencje i obecność w tym miejscu zostały opacznie zrozumiane…

***

Młokos, król w sowim królestwie, poświęcił swój czas Kapitanowi Kressowi, mając świadomość, że choć różnią się znacznie, mogą znaleźć przecież przestrzeń do dyskusji. Liczył na to, bo wiedział też, że nie bez przyczyny pojawił się tu dowódca sił zbrojnych D’Arvill. Mimo to rozmowa nie była aż tak owocna jak chciał. Choć z drugiej strony może była to kwestia jego własnych ambicji, które pchały go coraz wyżej, dalej i więcej…

„A jeśli to medyk nie z D’Arvill?” naszła go myśl, choć jednocześnie sprawiał wrażenie, że słucha Kapitana. Jednak, jako że było już późno i najmniej dwie butelki wina za dużo, miewali obaj takie chwile melancholijnej zadumy, które poświęcali myślom różnistym, więc i takie przerwy i chwile ciszy nie były niczym dziwnym. Biesiadna jego „Zajazdu pod Złotą Monetą” wyraźnie opustoszała gdzieniegdzie jeszcze tylko strasząc obsługę pijackimi zawołaniami i ponurym hepaniem. Najgorsze było sprzątanie po popijawie, wiedział to z autopsji, bo i sam nie raz sprzątać musiał w dawnych czasach. Z tego też był dumny. Nie bał się żadnej pracy. A życiu rzucał wyzwania…

To, że tym razem życie rzuciło jemu, zrozumiał kiedy usłyszał ciężkie dudnienie mostu pod kopytami koni. Najmniej kilku, idących w skok. O dziwo bramy zajazdu mimo późnej pory wciąż były rozwarte. Widać służbie się nie chciało przed wyjazdem Kapitana D’Arvill mocować z ciężkimi kłodami skobli. Wnet na dziedzińcu zarżały i zaparskały konie. Ktoś krzyknął, ktoś inny ryknął. Młokos już był w połowie drogi na podworzec czując za plecami postępującego Kapitana, którego obecność dodawała mu otuchy, kiedy odrzwia rozwarły się z hukiem i stanął w nich mąż potężnej, niedźwiedziej wręcz postury. Wrzucając do biesiadnej malkolmowego pachołka Mikę który krwawił z rozbitej wargi.

- Ciul szacunku za grosz nie ma. – powiedział wyjaśniająco przybyły, za którym pojawiło się trzech jemu podobnych. Dojrzałych mężów, przy wąsiskach, o surowym, poznaczonym bliznami obliczu. Przy mieczach i w kolczugach lubo inszych pancerzach. Których oblicze mówiło wszystko. Wojennicy.

- Wyście Marthon. – stwierdził bardziej niż spytał. Po czym rzucił Młokosowi zwinięty pergamin, który jednak rozwinął się we wprawnych dłoniach właściciela zajazdu. „Najemników wyszkolonych, profesji wszelakich, a na walkę gotowych za godziwą zapłatę najmę.” Brzmiała znana Młokosowi treść wyzierająca z pergaminu. - Po drogach to rozwieszacie. Ile płacicie i kogo trza życia pozbawić? – pytanie poparte smarknięciem w dwa palce, które wnet pytający wytarł w kurtę z guzowatymi ćwiekami w którą był odziany. Łatwo było pojąć skąd kurta ma swą sztywność. Jednak Młokos się nie śmiał. Nie śmiał się i Kress. Obaj znali tego typu ludzi. Morderstwo i przemoc było ich drugim imieniem. Pieniądz zawołaniem.

- Jam rotmaister Huntz! Czołem mospanie! – wyciągnięta prawica nie zachęcała do uścisku, ale z drugiej strony koszt despektu był trudny do oszacowania. Zwłaszcza, że za rotmaistrem wlazła trójka podobnych mu obwiesi spoglądając w koło złym, wyzywającym spojrzeniem…

***

Było już grubo po północy, kiedy wiedziony przez elfa oddział, który przez ostatnią godzinę szedł w skok, chcąc przed świtem dotrzeć do skał opodal Point du Mer Diable, dotarł do celu. Blisko stąd było do Du Ponte, co tym bardziej skłaniało Yavandira do tego, by o świcie skryć już się z całym oddziałem pośród nadbrzeżnych skał i jarów. Zmęczeni zsiadali z koni licząc na chwilę odpoczynku. Peter d’Orr, który na co dzień nie zwykł podróżować w takim tempie, klął w duchu swą fantazję, która skłoniła go do tego by wziąć udział w tym szaleństwie. Jednak z drugiej strony wyczytane opowieści o szatańskich, diabelskich bestiach żyjących u podstaw Diabelskiej Wieży kusiły go. Podobnie, jak wspomnienie jakowego „zwierciadła duszy”, które pochłonęło dwóch towarzyszy przodka D’Arvill. Kiedy zaś zestawiało się te wieści z opowieściami o szaleńcach zamykanych siłą w wieży, jawiła się ona jako miejsce nader tajemnicze.

Teraz jednak, w słabym blasku nadchodzącego świtu, wieża wydawała się zupełnie spokojna. Majestatyczna. Na tle wzburzonej kipieli morskiej, która ją otaczała. Morze, zgodnie z tym co mówili o nim miejscowi, i tym razem gotowało się wściekle, jakby chciało swą siłą zburzyć wieżę. Ta zaś stała monumentalnie. Nieugięcie. Rzucając odmętom oceanu wiekowe wyzwanie. Szum uderzających o skały fal słychać było dobre pół mili od brzegu, na skraju skalnych brzegów było niemal nie do wytrzymania. Jednak, co znacznie gorsze, taki stan wód uniemożliwiał dostanie się do wieży wpław a łodzi nie mieli. Pozostawało znaleźć jaskinię o ile opowieść o drodze wykutej pod dnem oceanu mogła by być prawdziwą. Zważywszy jednak na to, że wyczuwał drżenie mocy, coś co tylko człek wprawiony w magii bardziej niż on mógłby zinterpretować w pełni, opowieść mogła kryć w sobie ziarno prawdy…

***

Yavandir wyprzedził oddział badając brzeg pieszo, pozostawiając pośród skał towarzyszących mu ludzi. Tak było lepiej. Poruszający się niczym kot elf dotarł na skraj wychodzącego w morze cypla. Cypla, który wnet przeradzał się w odrębne, obmywane spienionymi falami wysepki. Na których ostatniej wznosiła się ponura wieża. Cel jego wyprawy. Jednak nie wieża wzbudziła jego największe zainteresowanie a dym, który wyczuł już wcześniej i którego źródła szukał. I które sprawnie i szybko odnalazł. Małe ognisko rozpalone u wylotu jaskini skrytej pośród nadmorskich skał, osłoniętej od morza wysokimi głazami. Przy smętnie palącym się ogniu siedział wojak w przeszywanicy grzebiący patykiem w żagwiach. Zważywszy jednak na to, że opodal stało osiem koni, nie był samojeden…


.

[PS: Staram się wszędzie utrzymać jedność czasu. Jeśli nie wyjdzie, starajmy się do niej z czasem wrócić]
 

Ostatnio edytowane przez Bielon : 05-10-2010 o 11:47.
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172