Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-04-2017, 10:23   #151
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Wejdź. Tylko pod nogi patrzaj krasnolud podniósł pancerz i wszedł pierwszy do domostwa. Prowadzona przez długi korytarz po skrzypiącej podłodze miała chwilę by rozejrzeć się po domostwie brodacza. Było to puste mieszkanie, nie licząc stołu i krzesła w kuchni, a przewróconego wiadra. Krasnolud położył zbroję na stole i wypakował z płótna po czym pogładził go delikatnie palcami.
-Tak. Na pewno go widziałem…- syknął zapominając o obecności Venory.
- Będzie coś z niego? Czy lepiej szukać nowego? - odezwała się paladynka przypominając mu o swoim istnieniu.
-Ciężko mi powiedzieć. Nie wiem czy uda mi się znaleźć materiały, to może potrwać i pewnie sporo kosztować- odrzekł.
- O jakiej kwocie mówimy? - zapytała rzeczowo i sięgnęła do swojego plecaka. Wyciągnęła z niego butlę bimbru i postawiła na stole. - Na pewno 2 sztuki złota już masz - stwierdziła lekko uśmiechając się do niego i skinęła głową na alkohol. - Czasu mamy całkiem sporo - zmrużyła oczy próbując sobie przypomnieć kiedy miała odbyć się uroczystość na cześć zwycięstwa w Grumgish. - Co najmniej 15 dni - wspomniały jej się słowa Augusta.

-To antyk, a zarazem mistrzowska zbroja. Za samą robociznę mógłbym policzyć cię pięćset złotych monet…- rzekł chłodno i bez emocji.
Venora nie wyglądała na zaskoczoną tą ceną. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego ile kosztowałaby ją nowa zbroja, która mimo swojej ceny to by nie była tak dobra jak ta którą miała.
- Cóż mogę począć - wzruszyła ramionami. - Co nieco ściągnęliśmy z tego demona, który mi ją tak urządził. Może starczy - stwierdziła wymijająco. Oparła się rękami o blat, na którym leżały elementy zbroi. Zastanawiała się czy uda jej się taką, a może i nawet większą sumę pozyskać.
-Ekhem…- chrząknął brodacz -Mówiłem o kosztach mojej pracy. Koszty materiałów mogą nawet wynieść dwa razy więcej. To stop metali szlachetnych nawet nie wiem czym uda mi się je rozpoznać. A co dopiero zdobyć…- wzruszył ramionami, po czym złapał butelkę bimbru i nalał sobie po czubek do jedynego w domostwie kubka. Krasnolud uniósł trzęsącą się rękę do ust i duszkiem wypił całość bez mrugnięcia okiem.


- Nie znam się na tym - stwierdziła szczerze. - Jeśli mi ją naprawisz to i tak będzie warta poniesionych kosztów. Targować się z tobą nie zamierzam, bo wiem że wysiłek musi być dobrze opłacony. Lecz jeśli dobrze wykonasz swoją robotę, to możesz liczyć, że polecę twoje usługi innym rycerzom i może to być dla ciebie szansa powrotu do interesu - zasugerowała dodatkowe korzyści.
-Szansa powrotu? naburmuszył się Kroto -Uważaj na słowa! Moje życie wygląda tak jak chce żeby wyglądało i nic ci do tego!- niemal tupnął nogą. Venora uniosła brew w zaskoczeniu jego wybuchem gniewu. Nie wyobrażała sobie, że ktoś
mógł z własnej woli chcieć żyć w takich warunkach.
- Dobrze... Przepraszam, że cię uraziłam. Nie było to moim zamiarem - powiedziała przepraszającym tonem.
-Wy ludzie tacy właśnie jesteście. Traktujecie z pogardą każdego, a co najgorsze samych siebie…- marudził cicho pod nosem lecz Venora i tak słyszała.
-Potrzebuje paru dni żeby wszystko pozałatwiać. Musiałbym poszukać pieca, bo mój się nie nada do takiej roboty…- wzruszył ramionami bezradnie.


Aż jej się głupio zrobiło, lecz gdy chciała zacząć się tłumaczyć to ugryzła się w język, by nie pogarszać sprawy.
- Ja wyjeżdżam teraz z miasta na jakiś czas - oznajmiła. - Jeszcze dziś lub jutro o świcie. Przyniosę tobie jakąś zaliczkę, żebyś miał na materiały, a ostatecznie rozliczymy się jak skończysz - zaproponowała.
Brodacz milczał. nalał sobie kolejną szklankę bimbru i znów ją duszkiem wypił. Na policzkach i czole pojawiły mu się wypieki, a dłonie przestały drżeć.
-Kim ty w ogóle jesteś?...- zastanawiał się.
- Jestem rycerzem z zakonu Helma, paladynem. Nazywam się Venora Oakenfold - odparła mu cierpliwie, już nawet nie mając o to pytanie pretensji.
-I zabiłaś demona?- wspomniał jej słowa z przed paru chwil.
- Tak, wczoraj wróciłam - skinęła głową. - Było tam siedlisko gnolli, które służyły jakiejś wiedźmie, która plugawą magią przyzwała demona - dodała, dla podtrzymania rozmowy.
-Nie wyglądasz na kogoś kto poluje na demony…- burknął pod nosem po czym nalał sobie bimbru -Już mi do niczego potrzebna nie będziesz- stwierdził oschłym tonem.
- Wiem, że nie wyglądam. Podczas mojej ostatniej misji zbrojni, którymi dowodziłam nie poznawali mnie bez zbroi - powiedziała z lekkim rozbawieniem. - Dobrze więc, jeśli nic więcej ode mnie nie potrzebujesz to cię zostawię. Poproszę swojego brata by do ciebie zajrzał za dwa dni i sprawdził jak idzie. On będzie miał dostęp do moich funduszy, więc nie wahaj się go prosić o pieniądze. Nazywa się on sir Arthon Oakenfold, jest Purpurowym Smokiem.

Brodacz machnął ręką w stronę Venory -Dobre, dobre…- syknął skupiając się znów na podziurawionej zbroi. Rycerka pamiętała drogę do wyjścia to też nie przejmowała się tym, że kowal nawet nie raczył jej odprowadzić. Gdy otworzyła drzwi poczuła powiew świeżego powietrza, a promienie słońca lekko ją oślepiły. Kolejna z spraw mogła uznać za zakończoną, a przynajmniej rozpoczętą. Swoje kroki skierowała z powrotem do Górnego Miasta, gdzie miała udać się do Arthona by o wszystkim mu opowiedzieć i porozmawiać przed wyprawą w rodzinne strony. Rycerz trenował z czwórką młodocianych chłopaczków, którzy pewnie dopiero co zostali wcieleni w szeregi tak zacnego zakonu jak Purpurowe Smoki. Arthon zorientował się o jej obecności za plecami, dopiero gdy zbliżyła się na odległość paru kroków.
-O witaj- uśmiechnął się, po czym odwrócił do chłopców -Nie przerywać treningu- rzekł stanowczym tonem i ruszył powolnym krokiem w kierunku dziedzińca
-Jak się czujesz?- zaczął pierwszy.
Venora, nie zwracając uwagi na młodzików, zbliżyła się do brata i przytuliła go na powitanie.
- Teraz już dobrze - odparła puszczając go. Uśmiechnęła się ciepło. - Doszły już do ciebie dobre wieści? Na cześć naszego zwycięstwa w Grumgish, wkrótce będzie wydana uroczystość. Sam przeor mojego zakonu o to zabiega. Koniecznie musisz być ty i Glandir na nim. Ah i dziękuję za miecz, przydał mi się niemało w ostatnim czasie.
-Tak słyszałem- odrzekł rycerz -Stawię się, o ile wrócę do Suzail do tego czasu- widząc zdziwioną minę siostry spoważniał -Wysyłają mnie do Tilvertoon. Podobno w okolicach dzieje się coś niepokojącego. Ale przynajmniej zobaczę się z młodym- wspomniał młodszego brata, który od kilku miesięcy stacjonował z całym oddziałem w pobliżu zniszczonego miasta.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 17-04-2017, 21:41   #152
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Ta informacja poważnie zmartwiła paladynkę. Nie chodziło oczywiście o fakt, że brat może być nieobecny na uroczystości. Przez ostatnie wydarzenia, Venora zdążyła zapomnieć, że jej drugi brat wraz ze swoim oddziałem, został przydzielony do pełnienia straży gdzieś daleko.
- Masz jakieś informacje od Carsa? - zapytała nie kryjąc zaniepokojenia tą informacją. Kto jak kto, ale pannę Oakenfold w ostatnim czasie życie nauczyło, że zawsze należało spodziewać się, że sprawy mogły przyjąć najgorszy obrót. - Ja... Jutro wyjeżdżam do rodziców. Do czasu tej uroczystości mam wolne. No i... Sir Morimond zmarł - oznajmiła ze smutkiem.
-To smutne wieści…- rycerz zasępił się na chwilę, kładąc siostrze dłoń na ramieniu -Bardzo smutne wieści zaiste. Ale cieszę się, że jedziesz do domu. Ojciec z matką pewnie bardzo się ucieszą. Kiedy tam ostatnio byłaś?- spytał.
- Dawno… - odparła ze wstydem. - Tyle się działo… - zaczęła się tłumaczyć. - Wiesz kiedy cię wyślą? Bo oddałam moją zbroję do naprawy i trochę tak sobie liczyłam na to, że może byś doglądnął czy rzemieślnik sobie radzi z naprawą. Eh, znalezienie rzemieślnika, który w ogóle podejmie się naprawy elfickego pancerza graniczy z cudem - poskarżyła się.

-Ano domyślam się- podzielał zdanie siostry -No mam ruszać pojutrze o świcie. Ale myślę, że Virgo z chęcią opuści swój magazyn i przejdzie się w Twoim imieniu jak to powiedziałaś “doglądnąć” postępów zaproponował inne rozwiązanie.
- Oh, dobry pomysł - przyznała mu, bo sama na to nie wpadła. Była też pewna, że kapłan z chęcią jej w tym pomoże. - No, ale nie odpowiedziałeś mi. Co tam się dzieje gdzie Cars stacjonuje? - nalegała by podzielił się informacjami jakie ma.
-To poufne… Sama regentka zakazała o tym mówić… Ponoć w zbeszczeszczonym mieście pokazały się dziwne i bardzo agresywne stworzenia. Nie znam szczegółów, ale to na pewno nie będzie przyjemna i sielankowa wyprawa…- spojrzał na Venorę z powagą.
Rycerka otworzyła szeroko oczy. Zmartwienie o bezpieczeństwo braci było nader widoczne na jej twarzy.
- To ja poproszę moich przełożonych, żeby i mnie tam wysłali. Pomogę wam - zapewniła gorliwie.
-To robota dla Purpurowych Rycerzy- stwierdził chłodno -Ty masz dość swoich zmartwień- dodał szybko.
- Arthon nie bądź taki! - uniosła głos, ale zaraz się opanowała, nie chcąc robić mu sceny przed rekrutami. Nie mniej poczuła się jakby uważał, że nie da sobie rady. - Ja... Czemu nie chcesz mi pozwolić, żebym oddała ci przysługę za pomoc w Grumgish? - wzięła go pod włos, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie swoich błękitnych oczu.

-Dam ci jeszcze nie jedną okazję do odwdzięczenia się za Grumgish. Ale nie w Tilvertoon - odrzekł ze spokojem.

Venora nabrała powietrza w usta szykując się do dalszej dyskusji. Chciała się sprzeciwić, ale zdała sobie sprawę, że przecież jedno zwycięstwo nie uczyni z niej dobrego wojownika, a ostatnio nawet okazało się, że nie poradziła sobie z demonem i gdyby nie boska interwencja to byłaby martwa. Arthon i jej rodzina właśnie by ją opłakiwali. Odetchnęła przeciągle i spuściła spojrzenie wbijając je w ziemię u ich nóg.
- Ale przyrzeknij mi, że wrócicie z Carsem żywi - mruknęła. - Ja jadę do domu. Ale nie po to by spotkać się z rodzicami - przygryzła wargę zastanawiając się czy dobrze robi mówiąc mu o tym. - Będę szukać miejsca, o którym pisał w ostatnim liście do mnie sir Morimond. Muszę znaleźć Wzgórzę Berethina, od niego ciągną się wskazówki do miejsca, które kazał mi odnaleźć. Sądzę, że jest to miejsce ze snów, które zaczęłam mieć po jego śmierci - dopiero po tych ostatnich słowach podniosła wzrok na jego twarz, chcąc zobaczyć czy, tak jak jej przełożeni, będzie myślał, że to tylko bełkot starca z demencją.

-Przysięgam że wrócę żywy- mówiąc to położył dłoń na piersi -Mam nadzieję, że znajdziesz to co cię dręczy i uda ci się zamknąć tę sprawę. Miałabyś jeden problem z głowy. Ile czasu masz zamiar spędzić w domu? dociekał.
Zapewnienie brata nieco ją uspokoiło. Wzruszyła za to ramionami na jego pytanie.
- Mam odgórny nakaz wrócić tu na czas, by uszykować się na uroczystość. Mam nadzieję, że nie każą mi przywdziewać sukni z tej okazji - uśmiechnęła się niepewnie. - No, a wrócę jak tylko znajdę klucz, o którym pisał mój mentor... Albo zabraknie mi czasu.
-Suknia? W świątyni Helma? Oh moja malutka, kochana, słodka siostrzyczko…- pokręcił głową uśmiechając się ciepło -Na pewno będzie wymagany oręż i peleryna - dodał czerpiąc wiedzę z doświadczenia.
-Kiedy wyruszasz? Dzisiaj?-

Zawstydziła się jego komentarzem, lecz nadal wcale nie była pewna, że nie zostanie przymuszona do wyglądania jak "lady", a nie "rycerz".
- Wyjeżdżam jutro z rana, dziś jeszcze chcę być na pogrzebie paladyna, który mi towarzyszył, gdy ruszyliśmy z ratunkiem dla porwanego posłańca sir Rollandsa - wypaliła zanim pomyślała, że może jednak powinna tą sprawę przemilczeć.
-Martwego paladyna?- powtórzył po niej.
- Tak... - to wydarzenie w jej zakonie już było całkiem oficjalne i zwyczajnie zapomniała się, że Arthon przecież do niego nie należy, przez co mogło to spokojnie pozostać dla niego tajemnicą. - Bo widzisz, zdarzyło się tak, że całkiem niedawno walczyłam z gnollami... Ogrem... I tak jakby z demonem... - z każdym kolejnym słowem krzywiła się nieco bardziej. - Niestety nie udało się uratować porwanych, a jeden z moich przypłacił to życiem… I tak też straciłam swój pancerz - “po raz kolejny” dodała w myślach gdy wyznała to bratu.

-Walczyłaś z demonem…- rzekł z dumą w głosie -Moja młodsza siostra staje się prawdziwym bohaterem krain, proszę proszę… uśmiechnął się -Gnolle, ogr i demon. Nie dziwi mnie, że ktoś poległ. Ale taka nasza misja na tym parszywym świecie…- wzruszył ramionami -Od czasu jak założyłem purpurową pelerynę pożegnałem kilkunastu swych kompanów. Ich imiona jednak pozostaną niezapomniane a ich śmierć nigdy nie poszła na marne. Jeśli paladyn ginie w słusznej sprawie, nie wiń się za to- powiedział stanowczym tonem.
W ustach Arthona jej wyprawa brzmiała dużo bardziej bohatersko niż ona sama to odczuwała wspominając ją. Ale tym razem była już na tyle przytomna, by nie tłumaczyć się z tego.
- Wiem, to samo powiedział sir August - skinęła głową. - Dobrze więc… Nie zajmuję ci więcej czasu. Będę się modlić o to by Helm miał was w swojej opiece - zapewniła brata.
Mężczyzna przytulił czule siostrę i pogłaskał ją lekko po głowie -Bądź dzielna - pożegnał ją i wrócił do swoich uczniów.

Tak jak obiecała, Venora bez dalszego przeciągania, zostawiła brata z jego obowiązkami i opuściła teren koszar Purpurowych Smoków. Młot grzecznie czekał przed bramą, tam gdzie go zostawiła. Podeszła do zwierzęcia i poklepała go po szyi.
- Wracamy, jutro czeka nas kawałek drogi do pokonania - powiedziała do rumaka i zaczęła odwiązywać go od palika. W odpowiedzi zwierzę zaczęło ze zniecierpliwieniem szurać podkutym kopytem w ziemi i potrząsać głową, jakby chcąc ponaglić kobietę.
- Już już, spokojnie, nie pomagasz - westchnęła Venora, ale w końcu udało jej się odwiązać go. Pochwyciła go za uzdę. - Przestań się wiercić, nie bądź zły, że zrobiłam z ciebie tragarza.

Krótką chwilę paladynka zastanawiała się czy poprowadzić zwierzę przez ulice, ale w końcu zdecydowała się go dosiąść, bo w ten sposób mogła szybciej dotrzeć do siebie.

~***~



Pogrzeb rozpoczął się tuż po tym jak zegar wybił południe. Na świątynnym cmentarzu zebrało się wiele osób chcących pożegnać Lukę. Najbliżej wykopanego grobu przy którym leżała trumna z ciałem paladyna, znajdowali się jego bliscy. Bracia, siostry, rodzice, kuzynostwo i wszyscy inni. Okazało się, że chłopak był najstarszym synem, pochodzącym z mieszczańskiej rodziny, która od pokoleń zamieszkiwała stolicę i okoliczne wioski. To tłumaczyło tak licznie zebrane grono żałobników.

Venora, odziana w kapłańskie szaty z symbolem Helma stała w towarzystwie Vlada i pozostałych rycerzy, którzy jej wtedy towarzyszyli. Zajmowali miejsce z boku, tak że widzieli trumnę, ale nie przeszkadzali swoją obecnością tym, którzy opłakiwali zmarłego.
Panna Oakenfold miała strapioną minę i to pomimo tego, że Vlad, jako kolejna osoba, zapewniał ją, że nie powinna się winić za śmierć towarzysza. Lecz akurat w tej chwili, to nie o tym myślała paladynka. Venora oczami wyobraźni widziała siebie w tej trumnie. Gdyby nie misja nadana jej przez boga, nie dostąpiłaby łaski wskrzeszenia. Wtedy, na miejscu tych żałobników, byliby jej bliscy. Arthon nie raz nalegał by darowała sobie zbrojną służbę, zajęła się czymś bezpieczniejszym, choćby leczeniem chorych.

Ale ona dobrze wiedziała, że tak by nie potrafiła. Dodatkowo dowiedziała się, że odkrycie w niej paladyńskiego potencjały nie było nawet przypadkiem. Lecz mimo wszystko wcale nie czuła się z tego powodu źle. Nigdy przecież nie czuła by ktoś ją naciskał by obrała tą a nie inną ścieżkę w życiu. Natomiast niebezpieczeństwo i duże ryzyko poniesienia śmierci, jakie wiązały się z takim życiem… Niektórzy rycerze jednak dożywają starości. Jak sir Morimond Rollands, czy choćby jej dziadek, który choć zginął w boju, to jednak doczekał się wnuków. Należało chyba tylko mieć nadzieję na stanie się jednym z tych szczęśliwców, którzy mimo trudów życia rycerskiego, byli w stanie nie zakończyć go zbyt wcześnie.

Obrzędy pogrzebowe zakończyły się, a ludzie rozeszli opuszczając teren cmentarza. Z zadumy wyrwało Venorę szturchnięcie za ramię. Vlad zaproponował jej by wrócić do świątyni, lecz paladynka stwierdziła że chce jeszcze chwilę zostać.

I tak została sama. przysiadła sobie wtedy na małym murku, wpatrując się w świeżo zakopany grób, na którego szczycie widniała kamienna tablica z wykutymi informacjami o nieboszczyku. Dopadła ją straszna melancholia. Poczuła się słaba i nieco zagubiona.
Z rozmyślań wyrwała ją przypadkowa osoba, która pytała czy wie gdzie znajdzie pewien grób. Panna Oakenfold pokręciła głową i uprzejmie oznajmiła, że nie wie. To ocknięcie się przynajmniej sprawiło, że paladynka wyprostowała się i podjęła w końcu decyzję o powrocie.

~***~

Naprawdę nie wiedziała co ze sobą zrobić. Siedziała w swojej celi, uprzątnęła ją tak, jak chyba jeszcze nigdy, oczyściła ostrze miecza tak, że lśniło nie gorzej od lustra, spakowała plecak na podróż, przyszykowała sobie ubranie na kolejny dzień, ale wciąż czas zdawał jej się dłużyć. Nawet jeszcze nie było pory obiadowej, a do tego zmęczenia jak nie było tak nadal na próżno starała się ułożyć w łóżku na choćby krótką drzemkę. To ją zaczynało wręcz irytować, bo tak po prawdzie to Venora była ciekawa czy w kolejnym śnie dowie się czegoś jeszcze...

Po paru chwilach męczenia się, paladynka poddała się. Wstała i prędko opuściła swoją celę kierując się na plac ćwiczebny. Uznała, że na sen najlepszym lekiem będzie zmęczenie, dlatego też zdecydowała pobrać z magazynu sprzęt treningowy i zwyczajnie wyżyć się na manekinie, choćby miało to zająć jej czas do wieczora.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-04-2017, 11:13   #153
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Venora wymierzała kolejne razy tępym, ćwiczebnym mieczem w słomianego chochoła. Po jej skroni i plecach spływały krople potu. Rycerka ciężko dyszała, lecz mimo to nie czuła się bardziej zmęczona niż poprzedniego wieczoru, czy też jeszcze dzień wcześniej. W duchu podejrzewała, że to mógł być efekt uboczny wskrzeszenia. Wszak nie odbyło się ono za sprawą kapłana, a czegoś znacznie potężniejszego, co swe źródło ma w samych niebiosach.
Nagle zauważyła jak kilku młodych chłopców przebiega za jej plecami w kierunku bramy do świątynnego kompleksu. Venora przerwała na chwilę ćwiczenia i powiodła wzrokiem za młodzikami, którzy ostatecznie zatrzymali się kilkadziesiąt metrów dalej otaczając grupkę gości na koniach. Venora wytężyła wzrok i przyjrzała się gościom klasztoru, lecz były to dla niej kompletnie nieznajome twarze. Czworo osobistości. Człek o jasnych włosach i krzaczastym wąsie, liczący dobre pięćdziesiąt wiosen. Obok niego mężczyzna niemal połowę młodszy, opancerzony w półpłytową zbroję, trzymający jedną rękę na rękojeści dwuręcznego miecza owiniętego w płótno i przytwierdzonego gdzieś między bagażami rycerza a końskim siodłem.

Zaraz za nimi białej klaczy dosiadała jasnowłosa kobieta w ciężkim pancerzu, z dwoma mieczami u pasa.
Na końcu przez bramy na grzbiecie bojowego kuca przejechał krasnolud zakuty w stal od stóp do głów, trzymając oparty o bark dwuręczny młot. Cała jego twarz była zasłonięta przez maskę, będącą elementem hełmu, z pod której wylewała się długa, brunatna broda.
Chłopcy wartko złapali wierzchowce gości za wodze prowadząc w kierunku gmachu, gdzie zamieszkiwali najważniejsi członkowie świątynnej społeczności. Venora już miała się odwrócić i ćwiczyć dalej, gdy została zauważona przez jedyną w oddziale kobietę. Tajemnicza wojowniczka ponagliła wierzchowca w kierunku Venory, podjechała na odległość kilku kroków i zatoczyła koło wokół młodej paladynki, nie odrywając od niej wzroku, po czym wróciła do swoich.


Niedługo później czworo intrygujących gości zniknęło w kwaterze głównej, a Venora wróciła do ćwiczeń.
Ze słomianym chochołem walczyła do czasu aż młodzi adepci nie zostali zwołani przez starszych rangą na kolację, pozostawiając prace w ogrodzie czy stajni na następny dzień. Venora przetarła dłonią czoło i ciężko dysząc odłożyła miecz do wiklinowego kosza, w którym zazwyczaj zostawiano ćwiczebną broń po treningu.
Rycerka udała się obmyć i nieco odświeżyć i choć zmrok jeszcze nie zapadł udała się do swojej kwatery.
Niedługo po tym jak doprowadziła się do porządku w komnacie rozległo się pukanie. Jak się szybko okazało był to Albrecht, trzymający w ręku grubą księgę z okutą żeliwem okładką.
-Witaj Venoro rzekł wchodząc do jej celi -Spójrz co udało mi się wygrzebać wręczył jej ciężki jak cholera tom -Trochę mnie zaintrygował ten język, w którym Morimond napisał list. Poszukałem, pogrzebałem i udało mi się natrafić na księgę zapisaną tym dialektem wręczył Venorze księgę -Niewiele z tego rozumiem, ale uznałem, że może przynajmniej będziesz chciała rzucić na nią okiem-
Paladynka z żywym zainteresowaniem wzięła w ręce księgę. Nieco mniej zadowolona była ciężarem lektury, pod którą ręce jej się aż ugięły. Położyła ją na swoje łóżko.

- Dziękuję ci serdecznie - odparła kapłanowi. - Lecz sama nic z tego nie wyczytam - stwierdziła ze smutkiem, gdy otworzyła księgę gdzieś na jej środku.
-Tak się składa, że z tyłu jest spisany alfabet, przełożony na starowspólny rzekł z błyskiem w oku -Gdybyś posiedziała nad tym parę dni, udałoby ci się go przetłumaczyć, a potem możesz powoli się go nauczyć, być może jeszcze kiedyś ci się przyda wzruszył ramionami.
- Oh… - zaskoczył ją tą informacją. Zaciekawiona spojrzała na koniec tomiszcza. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej widząc spis znaków. Pomysł by nauczyć się tego pisma bardzo jej się spodobał. - To wspaniały pomysł - przyznała Venora. - Mogłabym zabrać książkę ze sobą? - zapytała go. - W domu rodzinnym będę miała mnóstwo czasu na naukę.
-Oczywiście. Pamiętaj, jedynie że to własność świątyni, nie moja prywatna. Uważaj na nią proszę- odpowiedział.
- Oczywiście - skinęła głową i zaraz obdarzyła go ciepłym uśmiechem. - Jestem ci winna już co najmniej dwie przysługi - stwierdziła z wdzięcznością w głosie. - Właśnie... Wiesz może kim są ci rycerze, którzy dziś zajechali do nas? - zapytała mając nadzieję, że Albrecht jest bardziej poinformowany od niej.
-To drużyna Marret. Są Rycerzami Kielicha. Łowcy demonów. Najwyraźniej twoje raporty zaniepokoiły górę i postanowili wezwać specjalistów od przybyszów z dolnych planów stwierdził lekko zarumieniony kapłan.
Panna Oakenfold słyszała o tej grupie. Potocznie nazywano ich łowcami demonów i znani byli z niezwykłej skuteczności w zwalczaniu ich. Venorę zastanowiło czy to rzeczywiście jej raporty sprawiły, że zostali oni wezwani, czy może to regentka osobiście ich przysłała tu, by zebrali wsparcie dla purpurowych, którzy mieli ruszyć do przeklętego miasta. Nie mogła jednak tego powiedzieć kapłanowi, gdyż brat wyznał jej to w tajemnicy. Zdziwiło ją w jednak, że Albrecht się zaczerwienił, gdy mówił jej o tym. Nie zamierzała jednak dociekać.

- Ciekawe... Kobieta, która z nimi przyjechała się chyba mną zainteresowała, bo aż podjechała do mnie gdy trenowałam na placu. Choć może to tylko zwykła ciekawość, w końcu w zakonie Helma jestem jedyną kobietą wyszkoloną do walki.
-To właśnie Marret- stwierdził Albrecht -Legendy mówią, że jest potomkiem Astralnego Devy i ludzkiej kobiety. Jest aasimarką, lub po prostu niebianinem- dodał, nie odrywając od Venory oczu.
- Aasimar? - powtórzyła po nim w zamyśleniu rycerka. Planokrwista istota, która miała wśród swych przodków niebianina lub też same bóstwo. Nagle ta kobieta zainteresowała Venorę zdecydowanie bardziej, niż to miało miejsce jeszcze chwilę temu. W końcu była to osoba o korzeniach, podobnych do tych, o które podejrzewano ją samą.
- To niesamowite, że sama dowodzi tą grupą - przyznała z fascynacją w głosie.
-Wręcz przeciwnie. Niebianie mają dar do przyciągania i skupiania wokół siebie ludzi. Każdy z jej kompanów miał swoją misję, lecz jak widać Marret połączyła ich w całość. Raz ponoć udało im się zwyciężyć demona Glabrezu w Dolinie Radła…- pogładził się po czole.
Venora była pod rosnącym wrażeniem słysząc to co mówił Albrecht o Marret i jej towarzyszach. Paladynka na własne oczy widziała ich opancerzenie oraz broń, choć tą ostatnią niedokładnie.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 19-04-2017, 23:36   #154
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Paladynka spojrzała na swój stolik, gdzie leżała książka od Augusta. Chwilę rozważała czy by jej akurat teraz nie oddać i może przy okazji, niby przypadkiem mogłaby spotkać tam rycerzy kielicha. Lecz zrezygnowała, nie chcąc wyjść na bezczelną. Odpuściła więc ten pomysł uznając, że jest to już poza nią. Tak jak i wydarzenia w Tilvertoon, gdzie nawet jakby się uparła by w tym uczestniczyć, to przecież nie miała swojego sprzętu, a bez zbroi na nic się zda w walce.
- Wyjeżdżam jutro, po śniadaniu. Jak wrócę to nie omieszkam wypytać cię z tego co tu będzie się działo pod moją nieobecność - uśmiechnęła się wesoło do Albrechta.
Mężczyzna pokłonił się lekko -Idę do świątyni odprawić wieczorne modły. Gdy już wrócisz zajrzyj do mnie, chętnie sprawdzę jak poszła ci nauka nowego języka- kapłan zostawił Venorę samą z sobą.
- Poczekaj - powiedziała panna Oakenfold za kapłanem. Zamknęła książkę, która leżała na jej łóżku i ruszyła za nim. - Też wypada, żebym się pomodliła - stwierdziła zamykając drzwi do swojej celi.
Albrecht uśmiechnął się do niej i wypuścił ją przodem jak nakazywał obyczaj. Dwoje ludzi wyszło na chłodny i ciemny korytarz, którym niosło się echo maszerujących wartowników.
-Co z twoją zbroją?- spytał by pociągnąć rozmowę.
Paladynka westchnęła.
- Nadal żywię nadzieję, że uda się ją naprawić - stwierdziła. - Znalazłam krasnoluda który podjął się tego, twierdzi nawet, że widział elfkę dla której pancerz został wykuty... ale nie budzi zaufania. Nie mam jednak wyjścia. Nikt w mieście nawet nie chce dotykać się do elfickiego rzemiosła. Oby nie skończyło się tym że będzie mi potrzebna nowa zbroja... Znowu - skrzywiła się na wspomnienie ostatnich okoliczności utraty pancerza.

-Oby się udało- żywił szczerą nadzieję -Naprawa pewnie potrwa tygodnie, byłaś u Virga by do tej pory przydzielił ci jakiś pancerz?-

- Jeszcze nie - pokręciła głową. - Na razie nie sądzę, że wyślą mnie gdziekolwiek z misją. Sir August prawie wprost sugerował, żebym została u rodziny aż nie przyślą po mnie kogoś z informacją, że mam wracać, by uczestniczyć w uroczystości na cześć zwycięstwa w Grumgish - wyjaśnia. - A mój pancerz rzeczywiście prędko nie wróci do mnie. Krasnolud już mi przecież marudził, że będzie problem ze zdobyciem materiałów - wzruszyła ramionami w geście bezsilności.
-No tak, toż to zacna zbroja, to pewnikiem i nie z zwykłego żelaza wykuta…- zamyślił się. Chwilę później zeszli po schodach i znaleźli się na dziedzińcu, skąd było widać wszystkie budynki świątynne, oraz majaczący w oddali, na zboczu urwiska piękny zamek królewski -W domu pewnie sobie odpoczniesz co?- uśmiechnął się do niej.

- To się jeszcze okaże - mruknęła w zamyśleniu. - Zależy czy uda mi się znaleźć to o czym pisał mój mentor - wyznała szczerze główny powód wyjazdu. -[i] Hymmm, tak się zastanawiam... Bo odkąd zostałam wskrzeszona to nie jestem w stanie zmrużyć oka... To nawet nie jest tak, że cierpię na bezsenność... Bo ja nawet nie czuję zmęczenia, znaczy nieco czuję, ale wystarczy że chwilę odetchnę i już mi wracają siły. I to mimo tego, że nie spałam już jakieś dwa dni. Nawet jak dziś całe popołudnie poszłam sobie potrenować to wciąż nie czuję się zmęczona na tyle by zasnąć.

-To niesamowite. Słyszałem o czymś takim kiedyś. Jedni nazywali to darem inni przekleństwem Helma. Niektórzy paladyni i kapłani zostali naznaczeni przez Wiecznie Czujnego “piętnem strażnika”. Dzięki temu mogli pełnić służbę w razie potrzeby wiele godzin bez potrzeby odpoczynku, lecz chyba nie dokumentowano tych przypadków. Musiałbym rozpytać…- zamyślił się -Nie wiem jednak od czego to jest uzależnione i czy można nad tym panować, bez wątpienia wskrzeszenie jest czymś nie do opisania i tak na prawdę chyba nikt nie potrafi stwierdzić jakie efekty uboczne mogą temu towarzyszyć. Być może lada dzień przejdzie i wtedy uśniesz jak niemowlę- dodał.

~ Wiecznie czujny ~ ta myśl przerażała Venorę. Minęło jej raptem dwa dni takiego "czuwania" i już zaczynało jej brakować pomysłów co robić w tym dodatkowym czasie. Był jeszcze problem z tym, że w snach dostawała wiele podpowiedzi co do swojego losu. Bez snu była od tego odcięta.
- Mam nadzieję, że mi tak nie zostanie - stwierdziła ze zmartwieniem. - Bo inaczej stanę się stałym bywalcem biblioteki - dodała siląc się na żartobliwy ton. Tak po prawdzie to właśnie w ten sposób paladynka planowała spędzić najbliższą noc, gdyby nadal sen nie zechciał jej odwiedzić.
-Niezbadane są wyroki boskie. Jeśli to prawda i Helm ma wobec ciebie jakiś plan, to może sny były tylko preludium do przygotowania cię do owej misji. Może miały cię tylko uświadomić, a teraz przyszedł czas na coś innego. Ciężko mi powiedzieć, bo jesteś fenomenem samym w sobie spuścił wzrok, a krótką chwilę później odchrząknął -Na mnie czas - stwierdził patrząc na uchylone wrota do świątyni -Będę się modlił za ciebie. Obyś znalazła chociaż odrobinę spokoju- wejrzał na rycerkę -I weź ze sobą miecz. Zło nigdy nie odpoczywa - dodał z powagą, po czym wszedł do środka i zniknął w półmroku wielkiego holu świątyni.

~ Zbyt często zdarzają mi się przypadkowe spotkania by zostawić miecz w spokoju ~ odpowiedziała kapłanowi w myślach, wodząc za nim spojrzeniem gdy ten ruszył do sali i zaraz zniknął za drzwiami. ~ Muszę się poważnie zastanowić jak mi się za tą całą pomoc odwdzięczę ~ Venora pokręciła głową, ale uśmiechnęła się pod nosem.
Paladynka w końcu poszła śladem Albrechta. Zajęła sobie miejsce na uboczu, blisko wejścia. Złożyła dłonie do modlitwy i przyklękła.
W ślad za kapłanami paladynka recytowała z pamięci wersety psalmów pochwalnych dla Wiecznie Czujnego. Modliła się za bezpieczeństwo Carsona oraz Arthona, który wkrótce miał do niego dołączyć. Prosiła boga by jej zmarły mentor i poległy niedawny towarzysz broni znaleźli ukojenie po śmierci. Dla siebie niczego nie chciała, bo uważała, że i tak dość już jej Helm dał.

Panna Oakenfold nie wytrwała jednak do końca. Siedzenie w miejscu nigdy nie leżało w jej naturze, dlatego też wyszła z sali pierwsza, sporo przed czasem.
Skierowała swoje kroki prosto do swojego pokoju. Nawet ucieszyła się, gdy po drodze zdarzyło jej się ziewnąć. Z nadzieją, że nie będzie to kolejna bezsenna noc, uszykowała się do spania. Przerzuciła na krzesło księgę otrzymaną od Albrechta i ułożyła się na łóżku. Przykryła kocem po samą brodę i wtuliła twarz w puchową poduszkę.

Lecz sen nie przyszedł. Po dłużących się w nieskończoność chwilach spędzonych na szukaniu najwygodniejszej pozycji do spania, wpatrywania się kolejno w sufit, ściany i okno, Venora w końcu się poddała. Usiadła na brzegu łóżka i z rezygnacją westchnęła spoglądając na książkę.

Wstała i ubrała się w codzienne szaty. Zakon wciąż jeszcze nie zdążył udać się na spoczynek, kiedy Venora, trzymając w ręku notes, kałamarz oraz cienką książkę, niespiesznym krokiem udał się do biblioteki. Po drodze odwiedziła Virga, którego poprosiła o przysługę w sprawie doglądania rzemieślnika z postępów w pracy nad jej pancerzem. Zostawiła kapłanowi również książkę, którą dostała od sir Augusta tłumacząc się, że widziała, że ma gości i nie chce przełożonemu przeszkadzać taką błahostką jak oddanie książki. Virgo z ochotą zgodził się i na koniec życzył Venorze spokojnej podróży.


W bibliotece było całkiem tłoczno pomimo późnej pory. Paladynka wchodząc do sali zwróciła na siebie uwagę kilku najbliższych osób lecz poza niezrozumiałym szeptem nic nie dało się słyszeć. Przechodząc między półkami dostrzegła kilku leciwych kapłanów, wertujących księgi wielokrotnie starsze od nich. Minęła stolik, przy którym kilku młodych adeptów uczyło się gorliwie, przeplatając w szeptach słowa modlitwy. Zapewne musieli mieć wyznaczone kolejnego dnia egzaminy. Panna Oakenfold uśmiechnęła się pod nosem.

Starając się stawiać cicho kroki na marmurowej posadzce dotarła do regału, gdzie spodziewała się znaleźć książki o interesującej ją tematyce. Zaczęła od geografii regionalnej, wybrała dwie pozycje posiadające najlepiej rozrysowane mapy i przeszła dalej.
Następne były książki poruszające tematy niebian, sferotkniętych i na koniec zakonów rycerskich. Trzymając w rękach całkiem pokaźną stertę tomów, Venora rozejrzała się za wolnym stolikiem. Daleko na szczęście go nie musiała szukać i już po chwili rozłożyła się ze swoimi rzeczami.

Czas mijał, czytelników ubywało. Panna Oakenfold nawet nie zauważyła kiedy świeca przy jej stole wypaliła się do końca. Ciemność nie przeszkadzała jej. Czytając, robiła notatki z tego co uznała za znaczące.

W końcu została sama.

Nie wiedząc kiedy, przez witraże w oknach wkradło się światło. Venora w pierwszej chwili myślała, że ktoś włączył czar światła, lecz w końcu do niej dotarło, że po prostu był już świt.
- Już czas - mruknęła do siebie. Wstała i pozbierała książki. Rozniosła je na ich miejsca, przy okazji zbierając również jakąś porzuconą na innym stole książkę.

Cały zakon budził się do życia, kiedy Venora wracała do swojej celi. W połowie drogi przypomniała sobie o śniadaniu. Odwracając się na pięcie skierowała się do stołówki. Jak co dzień, przy posiłku wymieniła kilka zdań z przypadkowymi osobami, a posiłek zjadła w towarzystwie Virga, wspominając wydarzenia jakie ich spotkały na wyprawie do Grumgish. Po miło spędzonym śniadaniu w końcu dotarła do swojego pokoju. Tam wszystko miała już przygotowane. Plecak i torba były spakowane, a miecz czekał już tylko na przytroczenie do pasa. Panna Oakenfold wepchnęła jeszcze ciężkie jak nieszczęście tomiszcze do torby i chwyciła za płaszcz, który na siebie narzuciła.

Ze swoim bagażem wkrótce znalazła się w stajni. Położyła torby na skrzyni i poszła po siodło i ogłowie. Młot już poznawał ją więc widząc czarnowłosą kobietę zastrzygł uszami i zaczął ze zniecierpliwieniem parskać. Venora podeszła do niego i wyprowadziła go z boksu.


Zaczęła zakładać uprząż, a po narzuceniu i przymocowaniu siodła, narzuciła mu na grzbiet jeszcze swój bagaż. W końcu wskoczyła na jego grzbiet i poklepała go po szyi. Sprawdziła jeszcze czy miecz jest dobrze umocowany do pasa. Zdecydowała, że nie będzie go ukrywać, pozwalając by koniec pochwy wystawał spod jej płaszcza. Liczyła, że to może zniechęcić potencjalnych rabusiów to atakowania samotnej kobiety.
- W drogę - mruknęła do rumaka i pociągnęła za lejce, by skierować zwierzę do wyjścia ze stajni.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 20-04-2017, 20:18   #155
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
4 dzień Przypływu Lata



Pogoda tego dnia wyjątkowo sprzyjała. Po bezchmurnym niebie słońce powoli pięło się ku górze. Dzień zapowiadał się ciepło, na szczęście mroźny wiatr z południa znad wybrzeża studził rozgrzanych podróżników jak Venora. Rycerka w cywilnym ubiorze nie wyglądała zbyt groźnie choć rumak, którego dosiadała i całkiem sprawnie nad nim panowała nie mógł przecież należeć do przypadkowej dziewuszki na trakcie. Młot był bojowym rumakiem i nawet głupiec zastanowiłby się nim stanie na drodze Venorze. Na szczęście żadna taka sytuacja nie miała miejsca, a szlak który obrała paladynka był ciągle bezpieczny i spokojny. Cała okolica eksplodowała żywymi barwami; zielenią, bielą i żółcią mleczy bujnie porastających łąki. Venora w oddali widziała liczne stado żerujących saren i uświadomiła sobie, że te okolice ciągle są bezpieczne zarówno dla ludzi jak i zwierząt.
-Wielki Dąb- mruknęła pod nosem mijając ogromne drzewo, które według opowieści jej matki zostało tu posadzone dobre dwa wieki temu. Venora doskonale pamiętała to miejsce z dziecięcych lat. "Nie odchodzić dalej niż do Wielkiego Dębu! powtarzał ojciec Venory gdy z starszymi braćmi bawili się popołudniami po za domem. Matka Venory kilka razy składała tutaj ofiarę Chutanei, wierząc że Wielki Dąb to naturalny posąg bogini płodnych siewów.

Okolica wyglądała zupełnie jak tego dnia, gdy Venora wizytowała rodzinne strony ostatni raz. Czarnowłosa służka Helma poluzowała w dłoniach lejce, pozwalając by Młot resztę drogi pokonał stepem. Były tu piękne widoki jak z resztą zawsze i jak zawsze Venora podziwiała je z zapartym tchem. Ptaki świergoliły głośno witając najmłodsze dziecko Oakenfoldów w rodzinnych stronach.
Niedługo później Venora ujrzała swój wielki dom i budynki gospodarcze dookoła. W oddali na niewielkim, zielonym wzniesieniu pasło się bydło, a przed gankiem człapały jak zawsze głośne gęsi. Gdy bezimienny kundel dostrzegł Venorę na grzbiecie Młota od razu zerwał się z ganku i pobiegł jej na przywitanie, szczekając najgłośniej jak się dało. Na szczęście rumak nie przejął się zbytnio natarczywym czworonogiem i spokojnie doprowadził Venorę pod sam dom.
-Tymoro najwspanialsza! Ven! Venora!- rozległ się znajomy kobiecy głos na sekundę przed tym jak drzwi do domu otworzyły się z hukiem i w progu stanęła matka rycerki ściskając w ręku swój stary fartuch.
-Dziecko!- krzyknęła i błyskawicznie podbiegła do córki na przywitanie.

Rycerka zaskoczyła z grzbietu swojego wierzchowca i natychmiast wyściskała rodzicielkę.
- Jak dobrze cię widzieć mamo - powiedziała Venora i puściła kobietę. Zaraz też, z ucieszony uśmiechem, przyjrzała się jej. - Pomyślałam sobie, że najwyższy czas was odwiedzić - prędko wyjaśniła powód przybycia, by nie pozwolić aby w głowie matki pojawiły się jakieś niepotrzebne zmartwienia. - Wszyscy zdrowi - dodała i wróciła do Młota by poprowadzić go do stajni.

-Dorn! Dorn chodź no tu szybko!- kobieta przywołała najmłodszego z synów, który po krótkiej chwili wyłonił się z domu a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech
-Któż to wrócił na gospodarstwo!?- krzyknął i prędko podszedł uścisnąć siostrę -Dobrze wyglądasz młoda!- rzekł przyglądając się siostrze od stóp do głów.
- Witaj braciszku. Przynoszę też pozdrowienia od Artha i Carsa - powiedziała spoglądając po matce i Dornerze. - Dziękuję za to miłe przywitanie - dodała. - Wszyscy w domu? - zapytała mając na myśli ojca, bratową oraz bratanków.
-Ojciec pojechał do wioski Lereh sprzedać dwa byki. Powinien być na wieczór w domu- odrzekła starsza kobieta.
-Dawaj to… Dorn zabrał rzeczy Venory by oszczędzić jej wysiłku po kilku godzinach podróży -Coś ty ze sobą zabrała, że to takie ciężkie? zażartował.
- Jedna taka nielekka lektura - odpowiedziała mu Ven ze śmiechem. - Tak bardzo się za wami wszystkimi stęskniłam - dodała. - Rozsiodłam konia, puszczę go na padok i spotkamy się w domu, co? - zaproponowała.
-Przyszykuję ci zupę- syknęła matka.
-A ja zaniose ci te rzeczy do pokoju wtrącił Dorn.
-Spotkamy się w jadalni rzuciła Odera stojąc już w progu. Venora została sama z wierzchowcem zgodnie ze swoją wolą.
Paladynka poprowadziła Młota do stajni. Tam oswobodziła go z siodła i wszystkiego innego​ co na sobie miał, a następnie wypuściła na ogrodzoną polanę gdzie nie brakowało zwierzętom niczego. Venora na chwilę oparła się o płot i przyglądała jak wierzchowiec zwiedza nowy teren. Dla niego to miejsce musiało być miłą odmianą od świątynnej zagrody usypanej piachem i żwirem.

Sielankowy widok miał w sobie coś hipnotyzującego, bo Ven musiała zebrać się w sobie by w końcu odejść od płotu i ruszyć do domu. Po drodze uważnie przyglądała się gospodarstwu, które choć wciąż zarządzane było przez jej ojca, to jednak brat coraz więcej się udzielał w podejmowaniu kluczowych decyzji.
~Dobrze że chociaż Dorn nie chwycił za miecz i poszedł do wojska ~ przeszło jej przez myśl, gdyż gdyby nie on, to rodzice zostałoby sami z gospodarką.
Venora doskonale pamiętała stare mosiężne wieszaki, tuż za drzwiami na północnej ścianie. Krótkim korytarzem dotarła do swojej klimatycznej kuchni, a stamtąd do jadalni. Wystrój tych pomieszczeń nic się nie zmienił, nawet zapach tutaj panował identyczny jak ten, który Venora zapamiętała podczas ostatniej wizyty. -Ojciec niedawno kupił zestaw narzędzi kuśnierskich
rzucił Dorn, który wszedł zaraz za Venorą.
-Ten stary dureń chce mi zwierzęta w domu wypychać- marudziła Odera, kręcąc głową.
-Jeśli się nabierze wprawy, to można na tym nieźle zarobić. A ojciec już też coraz słabszy i sił ma mniej na gospodarstwo i tartak bronił go Dorn, lecz te argumenty zdawały się nie przekonywać matki Venory.
-Na jak długo przyjechałaś?- spytała, rozkładając talerze na blacie stołu.


Venora z uśmiechem nostalgii przyglądała się droczeniu brata z matką. W takich chwilach można było naprawdę zapomnieć że czas dzieciństwa dawno się skończył.
- Około dziesięciu dni, chciałabym trochę wam pomóc, w wolnym czasie sobie pozwiedzać okolicę - odpowiedziała Ven. - Zostałabym dłużej ale przeor organizuje uroczystość z okazji zwycięstwa jakie dowodzony przeze mnie i Arthona oddział odniósł nad hordą goblinów w Grumgish - wyjaśniła z dumą w głosie. Odera posłała córce gromkie spojrzenie, po czym odwróciła się i wyszła do kuchni.
~ A ją co ugryzło ~ mówiła zdziwiona mina Venory gdy powiodła wzrokiem za zezłoszczoną matką.
-No ładnie, ładnie…- burknął Dorn -Musi się pogodzić z tym, że jej córka to nie byle uczniak i czy dzieciak od podawania broni na placu ćwiczebnym rycerzom.- dodał poklepując siostrę po ramieniu -Hordą goblinów powiadasz? spytał na koniec, siadając na jednym z kilku stołków jadalni.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 20-04-2017, 21:57   #156
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Słowa brata wszystko rozjaśniły paladynce. Westchnęła tylko i zajęła miejsce przy Dornie.
- A jak tam czuje się Alta? - zapytała Ven zmieniając temat. Przynajmniej na teraz. W duchu przestrzegła się, by nie poruszać tematu nowego przydziału Arthona, czy tym bardziej braku jakichkolwiek konkretnych informacji o Carsonie. Na samą myśl o tym co jej braci tam mogło czekać, paladynka czuła ciarki na plecach. - Chyba już wkrótce powitamy kolejnego Oakenfolda, co? - uśmiechnęła się szeroko.
-Dobrze u niej. Staramy się o trzecie dziecko, ale mam dużo na głowie i odłożyliśmy nasze starania na jesień…- wzruszył ramionami, i wtedy do jadalni wkroczyła matka Venory -Mało mi zmartwień? Nie dość, że dwoje najstarszych synów codziennie naraża swoje życie, to jeszcze teraz najmłodsze dziecko, jedyna córka walczy z hordami goblinów! Tak matce dziękujesz za wychowanie i dobrobyt?!- nie kryła emocji -Wróć że do domu. Znajdziemy ci męża. A Dorn się podzieli gospodarstwem- próbowała już nieco spokojniej.

- Mamo proszę cię… - jęknęła Venora, która aż zaczerwieniła się na wspomnienie o szukaniu jej męża. Była zła na samą siebie, że w ogóle o tym wspomniała. Zganiła się, że nie przewidziała takiego zachowania rodzicielki. W końcu to nie tylko opinia Arthona, by młoda porzuciła zbroję i miecz, na rzecz spokojnego życia na roli.
- Czy nie możesz być po prostu z nas dumna? - dodała. - Dorn pięknie radzi sobie tu sam - stwierdziła i spojrzała na brata w oczekiwaniu na jego wsparcie.
-No, ale ja nie ryzykuje co dnia życiem rzekł po czym parsknął śmiechem, co tylko znów poddenerwowało ich matkę.
-Oh matka zawsze wie co jest dobre dla jej dzieci i koniec naburmuszyła się i znów opuściła jadalnię.
-Przygotować ci wodę na kąpiel?- spytał Dorner już nieco poważniej.

Venora posłała bratu spojrzenie oburzone nie mniej niż to które miała ich matka, po czym pokręciła głową.
-Będę wdzięczna - odparła mu. - Eh, mam nadzieję, że w końcu odpuści. Pójdę się rozpakować - westchnęła i wstała od stołu, kierując się do pokoju gościnnego, który dawnymi czasy był jej własnym. Zatrzymała się jednak w drzwiach. - Dorn, mamy jakieś pamiątki po dziadku? - zapytała go na tyle cicho, żeby matka nie usłyszała.
-Powinno coś być, ale musiałbym poszukać na strychu, a to może trochę potrwać- odrzekł już obojętnym tonem.
- To tylko mi pokaż gdzie, to sama sobie już poszukam - stwierdziła nie chcąc go kłopotać.
-Na strychu, nad pokojem dzieciaków, pamiętasz przecież gdzie jest klapa

- A racja - zupełnie jej to wypadło z głowy. Ruszyła przed siebie i w mędzyczasie zaczęła odwiązywać miecz od pasa. Myśl by sprawdzić drobiazgi po dziadku przyszła jej nagle, ale bardzo się teraz z tego pomysłu cieszyła. Pytaniem tylko było czy dziadek trzymał w domu rzeczy, które mogły ją interesować.
Strych chował wiele wspomnień Venory z dzieciństwa. Rycerka doskonale pamiętała jak w dzieciństwie lubiła obierać to miejsce na kryjówkę w czasie zabawy w chowanego. Wtedy nie była jeszcze świadoma wartości wszystkich rzeczy, które tam się znajdowały.
A było tego sporo. Obrazy i trofea i wiele innych pochowanych w skrzyniach i kufrach. Długą chwilę błądziła bez celu rozglądając się za czymkolwiek co mogło jej coś podpowiedzieć. Dziewczę kolejno otwierało kolejne kufry, aż w końcu natrafiło na starą kolczugę swego dziadka, która również przywołała wspomnienie, kiedy to jej dziadek w przeddzień wyjazdu na jakąś misję odwiedził ich rodzinny dom i zjadł z nimi kolację. Venora pamiętała to jak przez mgłę, ale mimo wszystko zbudziło to uśmiech na jej ustach. Niestety Venora nie znalazła kompletnie nic co mogłoby jej się przydać do odszyfrowania tajemniczych snów z przed kilku dni.

- Trudno- mruknęła do siebie i zamknęła skrzynię. Ostrożnie, by o nic się nie potknąć, do zejścia na dół. Dopiero gdy znalazła się w pokoju i zaczęła rozpakowywać bagaż zdała sobie sprawę, że sama niczego ważnego by nie zostawiła w rodzinnym domu. Choćby z obawy, że ktoś niepowołany mógłby chcieć to dostać. Bardziej odpowiednim było to co zrobił Morimond.

Księgę i swoje notatki położyła na stole i przyłożyła je mieczem. Nie przebierała się jeszcze. Nie mogła się doczekać powrotu ojca, z którym chciała pomówić o dziadku.
Na całe szczęście nie musiała długo czekać. Gdy Gerwin trzasnął frontowymi drzwiami, jak to miał w zwyczaju od razu został poinformowany o wizycie córki i w kilka sekund wbiegł na piętro gdzie znajdowała się jej stara izba.
-Aniołku…- rzekł ciepłym tonem rozkładając serdecznie ręce.
Venora od razu rzuciła się ojcu na szyję mocno go ściskając. Nie zrobiła tego jednak z całych sił, by nie zrobić staruszkowi krzywdy.
- Jak dobrze cię widzieć - powiedziała i puściła go, zanim go zadusiła. - Jak się czujesz?
-Wyśmienicie! Zobacz zobacz, jak moja córunia pięknie wygląda rzekł pogodnie przyglądając się Venorze -Kiedy przyjechałaś?- spytał siadając na jej łóżku.
- Niedawno, ale zostanę tu na trochę - odpowiedziała i przysiadła się obok niego. - Chciałam trochę odpocząć od miasta, pozwiedzać znajome strony - ledwo pohamowała się by nie wspomnieć o zbroi oddanej do naprawy. - Dużo się u mnie pozmieniało - uśmiechnęła się ciepło.
-Zejdź na dół. Matka zaczyna szykować kolację, a ja mam butelkę prawdziwie elfiego wina. Chcesz spróbować?- kusił Gerwin.
Paladynka zaśmiała się. W ostatnim czasie ciągle ktoś ją rozpijał.
- Oczywiście, jakbym mogła odmówić - odparła z rozbawieniem i wstała z łóżka, podając ojcu rękę by pomóc mu wstać.
Gdy dotarli do salonu Odera już nie była zła, lecz Dornera już nie było na dole. Gerwin odsunął córce stołek i pozwolił usiąść -No to opowiadaj!- zachęcił ją przynosząc do stołu flaszkę z winem z szafki.

Venora zasiadła, ale spojrzała niepewnie na matkę.
- Ostatnio dużo się działo u nas - zaczęła ostrożnie. Paladynka miała wrażenie, że do rodziców nie dotarły żadne złe wieści o jej poczynaniach. Ewidentnie niepotrzebnie martwiła się, że będzie musiała gorliwie ich zapewniać, że wcale nie było z nią tak źle jak opowieści niosły. Uśmiechnęła się i wyprostowała na stołku. - Przegoniliśmy ze zbrojnym oddziałem inwazję goblinów w wioskach na północ od stolicy. Po wszystkim mieszkańcy urządzili wielką ucztę na naszą cześć. A niewiele wcześniej pozbyliśmy się bandytów, którzy napadali na ludzi na traktach w pobliżu miasta, nawet udało się odnaleźć porwanych przez nich ludzi.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 21-04-2017, 10:46   #157
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Moja córeczka jest prawdziwym bohaterem… Jestem z ciebie dumny. A twoi dowódcy? Również są tak zadowoleni? dopytywał mężczyzna.
Skinęła głową uradowana, że ojciec nadal nie podzielał zdania matki.
- Tak, przeor urządza uroczystość. Mają przysłać po mnie kogoś gdy będzie już blisko tego wydarzenia... - ugryzła się zaraz jednak w język, bo prawie przyznała się do tego, że przełożony chce zebrać gremium, które ma opisać cud jej zmartwychwstania w bitwie. Było jednak coś innego, o czym mogła im powiedzieć. - Zakon chce mnie wkrótce poddać próbie planokrwistości - oznajmiła.
-Czego?- spytała zdezorientowana Odera, natomiast Gerwin zrobił poważną minę i od razu wstał od stołu, podchodząc do okna, zupełnie jak robił to sir August.
Rycerka spojrzała badawczo na ojca. Z jego zachowania wyczytała, że wiedział o czym mówi.
- Sądzą, że pośród moich przodków znajduje się niebiańska istota - wyjaśniła matce, ale nie odrywała wzroku od ojca.
Kobieta wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia i również powiodła wzrokiem za swym mężem -To…-
-Tak to mój ojciec i jego konszachty z tym jego całym zakonem…- mężczyzna wziął głęboki wdech.

Venora uniosła brew w zdziwieniu, ale zaraz poczuła ekscytację.
- Czyli jednak! - wypaliła z zadowoleniem. - Dziadek naprawdę zabrał mnie do tamtych ruin, żebym nie miała snów - dodała ucieszona, bo to znaczyło, że Morimond nie był szaleńcem, za jakiego brali go jej przełożeni.
Słysząc te słowa, matka Venory złapała się za głowę i przerażona aż musiała usiąść -Czy ty to słyszysz?...- spytała Gerwina, który tylko wzruszył ramionami -Te sny męczyły cię od najmłodszych lat. Pierwsze składne zdania, które mówiłaś dotyczyły opisu swoich snów…- odezwał się.
-Byliśmy przerażeni i szukaliśmy pomocy wszędzie. Dopiero gdy on wrócił po kilku latach stwierdził, że wie jak temu zaradzić…- pokręciła głową -O co tu chodzi?- nie dowierzała Odera.
-Znów zaczęłaś śnić?- spytał Gerwin.

Miała odpowiedzieć, ale w sumie nie wiedziała co. Milczała chwilę zastanawiając się.
- Tak - przyznała szczerze. - Bo, sir Rolands zmarł - dodała. - On miał je za mnie. a po jego śmierci miałam pierwszy sen - spojrzała po rodzicach.
-Nie wiem cóż mam ci rzec moje dziecko. Wolałbym byś nie nosiła na barkach takich ciężarów jak święta misja samobójcza w imię tak chwalebnej walki ze złem…- mężczyzna odwrócił się i podszedł do Venory po czym od razu ją przytulił.
~ Dlaczego od razu samobójcza? ~ przeszło jej przez myśl gdy ojciec ją objął, ale pamięć brutalnie przywiodła jej wspomnienia niedawnej śmierci i zmartwychwstania.
- Dam sobie radę - odparła, chcąc pocieszyć rodziców. - Nie będę przecież w tym sama - dodała mając na myśli wsparcie jakie dawał jej zakon, bliscy i sam Helm.
-Co ty tam wiesz dziecko…- matka złapała się za głowę słysząc naiwne w jej uznaniu słowa córki.
- Ale mamo, ja naprawdę nie czuję się z tym wszystkim źle. Jestem szczęśliwa mogąc być tym kim jestem - odparła jej prędko Venora, chcąc zapewnić, że przynajmniej ona sama nie ma problemu z tą sytuacją.
-Dobrze, no dobrze…- Odera zwyczajnie się poddała, lecz Venora wiedziała, że do końca pobytu w domu rodziców, będzie nie raz wysłuchiwać takich wywodów.

-Jakie masz plany?- spytał Gerwin.
- Szukam Wzgórza Berethina - odpowiedziała mu córka. - Mój mentor o nim wspomniał w swoim ostatnim liście do mnie. Podejrzewam, że to jest to miejsce gdzie dziadek zaprowadził mnie bym przestała śnić. A ono powinno być niedaleko stąd. Przynajmniej taką mam nadzieję.
-Wiem o czym mówisz. Byłem tam raz, przypadkiem wracając z polowania natrafiłem na mojego ojca modlącego się tam w skupieniu. Nie nazywał go jednak tak jak mówisz. Gdy go spytałem, wymienił nazwę świtającego gaju, cokolwiek to oznacza. Po za tym, największe w okolicy wzgórze to nasze za domem, gdzie pasie się bydło…- naprowadził Venorę na prawdziwe informacje.
- Dziękuję tato - ucieszyła się niezwykle z tej podpowiedzi. - Udam się tam jutro po śniadaniu. A teraz może w końcu polejesz wina? - przypomniała mu na co ją tu zwabił. Mężczyzna stuknął się palcem w czoło i od razu sięgnął ręką po butelkę, by po chwili rozlać do trzech pucharów, nie przejmując się sprzeciwami żony.
Venora wzięła kielich, nim matka spróbowała jej go zabrać. Paladynka miała wrażenie, że rodzicielka nie zauważyła tego momentu, w którym jej córka stała się pełnoletnia. Ven upiła pierwszy łyk wina i z przyjemnością przełknęła je. Było naprawdę bardzo dobre. A pomyśleć, że wcale nie tak dawno miała wstręt po tym jak przesadziła z piciem mszalnego z okazji jej pasowania na paladyna.
- Wspaniałe - pochwaliła i od razu pomyślała, że powinna była sama przywieźć coś takiego. Następnym razem już koniecznie będzie musiała o tym pamiętać.

Rodzina spędziła resztę wieczoru na wspominkach i wesołej, rodzinnej atmosferze w dużym salonie przy trzaskającym ogniu w piecu. Po zmroku dołączył do nich również Dorn wraz żoną i dzieciakami. Kiedy jednak zmęczenie dopadło większość członków rodziny paladynki, w salonie pozostał tylko jej brat. Siedzieli chwilę rozprawiając o niezbyt ważnych rzeczach, gdy młodzieniec niespodziewanie wstał i spojrzał z powagą na Venorę. Gdy byłem w stolicy kilka dekadni temu w sprawie interesów, na rynku dostrzegłem żebraka…[/i]- Dorn pokręcił głową i machnął ręką -Padam na twarz. Wybacz, ale od rana czeka mnie sporo roboty. Muszę udać się do łóżka- kiwnął Venorze na dobranoc i ruszył powoli w kierunku schodów.
Rycerka zerwała się i ruszyła za bratem. Zwolniła jednak kroku dochodząc do niego.
- Proszę, powiedz mi to co chciałeś - zachęciła go.
-Przez chwilę byłem niemal pewien, że widziałem Pavla… Ale byłem cały dzień w podróży i pewnie zmęczenie mnie dopadło…- rzekł jakby w ogóle nie pamiętał o tragicznej śmierci brata.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 22-04-2017, 12:38   #158
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Venora uśmiechnęła się do Dornera.
- Przyjrzę się temu jak wrócę do Suzail - odparła. - Jutro pomogę wam w czym będę tylko mogła - dodała.
-Na pewno coś się znajdzie, nic się nie martw…- odrzekł z uśmiechem, skinął Venorze i udał się do swej izby.

Rycerka chwilę przyglądała się na drzwi za którymi zniknął jej brat. Wcześniej dla niej śmierć była jednoznaczna, nieodwracalna i ostateczna. Teraz była dowodem na to, że tak nie było. Położyła zaciśniętą dłoń na piersi, gdzie za koszulą znajdowała się paskudna blizna szpecąca jej ciało. Wcale by jej bardzo nie zdziwiło gdyby Dorn faktycznie spotkał ich zmarłego, najstarszego brata. Skrzyżowała w końcu ręce przed sobą i skierowała się do swojego pokoju.

Tam rozejrzała się od progu, zawieszając spojrzenie na książce. Podeszła do niej, kładąc na niej dłoń. Zastanawiała się nad tym jak się czuła. Uśmiechnęła się, gdy odczuła senność. Nigdy nie myślała o tym, że tak będzie się z niej cieszyć. Odeszła więc od swojej lektury i zdejmując z siebie ubranie podeszła do misy, by zająć się toaletą. Nareszcie czuła się odświeżona, zarzuciła na siebie nocną koszulę i położyła się do łóżka. Świeża pościel, pachnąca wiosennym wiatrem była niezwykle przyjemna. Ven wpierw przeciągnęłą się na wygodnym łóżku, po czym okryła szczelnie, otulając puchową kołdrą. W głowie przyjemnie szumiało jej po winie, które wypiła z rodziną.
Z westchnieniem ulgi pogrążyła się we śnie.

~***~

Powietrze dookoła było ciężkie i kwaśne. Wszędzie unosił się smród siarki, a powietrze od wszechobecnego pyłu i popiołu było aż ciężkie. Niebo miało kolor krwiście czerwony, a czarne jak heban chmury raz po raz połyskiwały od elektrycznych wyładowań im towarzyszących. Venora rozdeptała ciężkim buciorem przypadkowo ludzką czaszkę. Gołe skały i piach gdzie tylko wzrok sięgał. Usta miała pod przyłbicą zasłonięte starą apaszką, która była jedyną pamiątką po jej matce. Rycerka wdrapała się na skalne wzniesienie próbując ogarnąć wzrokiem okolicę. W oddali pod niebem krążyły dwa młode smoki, lecz ciężko było jej stwierdzić jakiego gatunku. Z resztą od wielu dni nie robiło jej to żadnej różnicy. Smoki zgładziły większość populacji Zapomnianych Krain a ostatni którzy przeżyli kryli się jak szczury po jaskiniach i podziemiach. Tylko nieliczni jak Venora nie odstąpili od walki szukając nadziei. Venora przysłoniła przyłbicę i złapała za miecz, który buchnął płomieniami, by następnie ruszyć dalej w drogę.


5 dzień Przypływu Lata

Gdy pierwsze promienie słońca, wychylającego się nad linię horyzontu wpadły przez okno do jej izby, rycerka przebudziła się ciężko dysząc. Koszmar, który jej się przyśnił był tak realistyczny i tak straszny jakby wszystko co w nim widziała, przeżyła na prawdę. Przepocona rycerka z ulgą przywitała wschód słońca ciesząc się błękitem nieba i zielenią roślinności otaczającej jej rodzinny dom.
~To był tylko sen...~ powtarzała sobie w duchu, chcąc się do tego sama przekonać. Gdy zeszła na dół w domu krzątała się jej matka i żona brata.
-Dzień dobry córciu przywitała ją Odera, stawiając na stole talerz z jajecznicą -Ojciec zajmuje się naprawą płotu na pastwiskach za wzgórzem, a Dorner pracuje dzisiaj w tartaku. Nalegałam jednak by dzisiaj jeszcze pozwolili ci odpoczywać. W końcu nie przyjechałaś tu harować, prawda? uśmiechnęła się.
-Wyspana? zagaiła Alta.
Venora zasiadła przy stole, po czym skierowała rozkojarzone spojrzenie najpierw na matkę, a później na bratową. Można by spokojnie uznać, że była zaspana. Ona jednak wciąż przeżywała i rozmyślała nad snem o końcu świata, starając sobie w myślach wmówić, że nawet jeśli to jednak nie jest tylko sen, a przepowiednia przyszłych wydarzeń, to jeszcze wciąż był czas, jeszcze można było temu zapobiec. W końcu to ona sama miała być przecież kluczem do tego i była pewna, że zrobi wszystko by nie stało się najgorsze.

Westchnęła co wyglądało trochę jak rozleniwione ziewnięcie.
- Tu jest najwygodniejsze łóżko w jakim kiedykolwiek spałam - odparła w końcu Ven i uśmiechnęła się do bratowej. Wzięła łyżkę i zaczęła jeść. Zaraz też wylewnie pochwaliła to jak smaczne jedzenie zrobiła dla niej matka. - Chętnie pomogę Dornowi, więc zaraz do niego pójdę - oznajmiła tonem wskazującym, że ta kwestia nie podlega dyskusji.
Po sytym śniadaniu Venora przebrała się w stare ubrania, których nie było szkoda zniszczyć, zostawiła miecz w swoim pokoju i udała się na Młocie do tartaku.


Na miejscu przywitał ją brat i wścibskie spojrzenia kilku mężczyzn pracujących na usługach rodziny Oakenfold, na które to Venor nawet nie zwracała na nich uwagi. Uśmiechnęła się tylko na myśl o tym jak zobaczy wkrótce ich zaskoczone miny.
-Mam tu wyłącznie ciężką robotę dla chłopów, ale możesz pomóc i ugotować zupę. Przydasz się tak bardziej niż plącząc się chłopakom pod nogami…- zaproponował z uśmiechem.
- Dorn, uwierz mi, nie chciałbyś jeść tego co ja bym przygotowała - odparła z rozbawieniem siostra, zakasując rękawy. - Przyszłam pomagać, a nie sprawić, że wszyscy pochorują się po tym co ugotowałabym - dodała, ze śmiechem. - No, a teraz pokaż mi co mam robić - nalegała rozglądając się po tartaku.

Dorner nie wnikał w to jak musztra i żołnierskie życie bardzo zmienily jego siostrę. Wzruszył tylko ramionami i w miejscu z głowy odczytał jej listę rzeczy potrzebnych do zrobienia. Venora czym prędzej zabrała się do roboty i ku jeszcze większemu zdziwieniu parobków, pracowała nie lżej niż oni sami. W samo południe na tartaku zjawił się Gerwin, przywożąc na dwukółce ogromny kocioł z gulaszem zamieniając go na gotowe na sprzedaż deski.
-Długo masz tu zamiar pracować?- spytał córkę, nakładając jej porcję do drewnianej misy.
- Myślę że jak codziennie tu będę przychodzić to spokojnie mogę to zaliczyć jako porcje ćwiczeń co da mi spokojne sumienie, że nie rozleniwię się przez pobyt u was - stwierdziła z uśmiechem i przyjęła miskę z jedzeniem. Od razu zabrała się do jedzenia. Posiłki tu były znacznie smaczniejsze niż u niej w zakonnej stołówce. - Ale na dziś już odpuszczę - odezwała się, gdy jej naczynie było już puste. - Chce rozejrzeć się po okolicy - dodała spoglądając na ojca. Rycerka wstała i pomogła zebrać miski od pozostałych.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 27-04-2017, 13:28   #159
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Dobrze- ojciec machnął ręką -Zapakujemy porcje desek i zabiore je do domu. A cóż takiego konkretnie cie interesuje, że chcesz się rozglądać po okolicy?-
- Chciałabym znaleźć świtający gaj - odparła mu po czym zaniosła naczynia do wiadra z wodą i zaczęła je myć. - Najpierw wrócę jednak do domu, jeśli masz coś do przekazania tam to mogę zabrać - zaproponowała.
-Niebawem też ruszam, więc jakoś sobie poradzę- rzekł ciepłym tonem -Świtający gaj…- powtórzył zamyślając się na chwilę -Cięgnie cię tam, gdzie zawsze mojego ojca ciągło… wzruszył ramionami -Ciekawe czy coś tam znajdziesz dodał na koniec i zaczął ładować deski na dwukółkę.
- Pozwól, że pomogę - Venora odstawiła czyste już miski i podeszła do swojego staruszka. Nie zważając na jego sprzeciw chwyciła za deski z drugiej strony i razem zaczęli wrzucać je na wóz. Gdy skończyli paladynka podeszła do Młota i go dosiadła. Chwyciła za wodze i ruszyła do domu.

Droga do domu minęła błyskawicznie. Młot aż się rwał do galopu, a Venora nie widziała żadnych przeciwskazań, tym bardziej, że równiny aż same się prosiły by nimi pognać zostawiając za plecami tartak. Rycerka nawet nie podejrzewała, że wierzchowiec może aż tak bardzo się rozpędzić. Gdy dotarła na miejsce, przed domem spotkała dwójkę bratanków bawiących się w piasku. Dzieciaki przywitały swoją ciotkę i wbiegły za nią do holu. Venora skręciła do jadalni i ostatecznie zawędrowała do kuchni gdzie urzędowała jej matka.
-No jesteś w końcu. Niedługo będzie rosół.- oznajmiła.


- Nie, dziękuję. Jadłam ze wszystkimi gulasz w tartaku - odparła zatrzymując się na chwilę. Przy okazji poczochrała swoich bratanków po głowach, by zaraz znów ruszyć dalej korytarzem. Przeszła do swojego pokoju. Wzięła torbę, bukłak z wodą oraz miecz i listy. Wszystko poza mieczem, który trzymała w dłoni za pochwę, schowała do torby i wyszła z pomieszczenia.
- Postaram się wrócić zanim zapadnie zmrok. Ale nie martwcie się gdybym się spóźniała - oznajmiła i nim matka mogła zareagować, paladynka wyszła z domu.

~***~

Od opuszczenia rodzinnej ziemi, do skraju lasu, który dziadek Venory tak sobie umiłował, minęło tylko kilka chwil jazdy na grzbiecie Młota. Pamiętała, że pieszo idąc przez zielone pachnące łąki tak jak w snach potrzebowała ledwie godziny. Wszystko bylo tutaj jak w sennych wizjach, nawet zapach ciepłego zefiru, smagającego jej włosy. Venora przekroczyła w końcu granicę lasu i już nie mogła poświęcić pełnej uwagi na rozglądanie się, lecz musiała uważać by nie uderzyć głową w gałąź, co nie było trudne z grzbietu masywnego wierzchowca. Las żył swoim własnym życiem. Czuła się tu spokojnie, mimo iż w oddali niosło się ujadanie wilków, a w gęstwinie pół mili od ścieżki którą podążała znajdował się ogromny byk łosia, który mógł sprawić wielkie zagrożenie komuś nie obytemu w leśnych wędrówkach.
Venora nie brała z sobą żadnych map. Zwyczajnie coś w głębi serca podpowiadało jej by zaufać wspomnieniom i tak też zrobiła.

Na próżno rozglądała się za czymkolwiek przypominającym wzgórze, albowiem na połaciach równinnych terenów porastał las, nic więcej. Rycerka przestała się nad tym zastanawiać, korony drzew zagęściły się a w koło zrobiło się ciemniej i chłodniej. Było dość przyjemnie gdyby mroczna i tajemnicza aura tej okolicy.
W końcu dostrzegła miejsce spotkań swego dziada z tajemniczymi personami w szatach skrywających ich tożsamość. Drzewa tutaj były większe niż te które urywkami pamiętała a polana na której znajdował się okręg z kamiennych bloczków porosła krzakami i dziką roślinnością. Venora odnalazła bez problemu miejsce, gdzie jej dziadek rozmawiał z wysoką istotą o bladej skórze. Rycerka zeskoczyła z grzbietu Młota i podeszła tam na nogach rozglądając się dosłownie wszędzie dookoła. Tak to było na pewno to miejsce ze snów.
Czuła się zafascynowana odkryciem i odzyskaniem odrobiny wspomnień z beztroskiego dzieciństwa.
Panna Oakenfold była zauroczona tym miejscem. Stanęła na zarośniętych "podium", dokładnie w miejscu gdzie stała będąc małym dzieckiem. Teraz zapewne owa tajemnicza istota nie wydałaby jej się aż tak wysoka jak we śnie. Skierowała spojrzenie w przestrzeń gdzie w jej wspomnieniach stała zakapturzona postać, przywołując z pamięci emocje jakie wtedy czuła.
- Niesamowite - mruknęła pod nosem paladynka. Chwilę tak stała wsłuchując się w odgłosy lasu, aż w końcu zdecydowała się rozejrzeć po okolicy, spróbować znaleźć charakterystyczne punkty z opisu w liście od sir Morimonda, by potwierdzić lub zanegować czy miejsce, w którym była, było też tym, o którym pisał jej mentor.

Rycerka dłuższy czas spacerowała po okolicy nie tracąc kamiennego podestu z oczu. Wszędzie dookoła były drzewa i krzewy. Venora szukała czegokolwiek co mogłoby dać choćby najmniejsze podpowiedzi do poszukiwań i kiedy już traciła nadzieję, prawie nadeptnęła mały kawałek płaskiego kamienia, który został zawieszony na złotym naszyjniku. Venora zauważyła go gdy światło słońca odbijało się od niego z pod krzewu. Kobieta pochyliła się i wzięła do ręki wisior.
-To ten sam dialekt co w księdze…- syknęła zdumiona pod nosem przyglądając się malutkim runom wyrytym w kamieniu.


Zaraz też schowała znalezisko do sakiewki, by go nie zgubić. Teraz tym bardziej była wdzięczna Albrechtowi za księgę, która jej znalazł, bo była szansa że przetłumaczy sobie napis samodzielnie.
- Chyba nigdy mu się nie odwdzięczę - stwierdziła uśmiechając się do siebie. Wyprostowała się i wyciągnęła list czytając go po raz kolejny.
"(...)Opadające słońce ukaże ci drogę, a obłoki niczym mapa wskażą czubek Hełmu Wiecznie Czujnego. Tam się udasz i gdy spojrzysz w oko Helma świat zatrzęsie się w posadach. Blade światło otworzy wrota do mej skrytki, gdzie odnajdziesz klucz(...)"
- Oko Helma... - powiedziała na głos i spojrzała w koronę drzew próbując podpasować coś pod opis z listu.
Niestety żadna z wskazówek nie pasowała do otaczającej jej natury. Venora była po kilku chwilach niemal pewna, że to nie miejsce z opisu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 27-04-2017, 22:53   #160
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nawet nie odczuła zawodu. Co więcej nawet ją to w pewien sposób ucieszyło. Odkrycie tych sekretów, które stały za jej dziadkiem i mentorem zaczynała traktować jak wyzwanie. Venora po raz ostatni rzuciła spojrzeniem po tym miejscu by w końcu wrócić do Młota. Zupełnie nie miała pomysłu gdzie szukać wzgórza ale na pewno nie miała zamiaru się poddawać.
- Wracamy - powiedziała do rumaka i poklepała go po szyi. Wskoczyła na jego grzbiet i skierowała go na ścieżkę, którą tu przybyli. Cały czas musiała pilnować wierzchowca by nie szedł za szybko.
Sama jednak była nieco rozkojarzona bo myślami była już przy księdze, która czekała na nią w jej pokoju. Teraz chciała szybko wrócić do domu i zająć się tłumaczeniem napisu na znalezionym wisiorku.

Rycerka spojrzeniem za siebie pożegnała tajemniczy gaj, przekraczając jego granice. Choć znalazła coś czego w ogóle się nie spodziewała, las nie był miejscem, które liczyła odnaleźć. Venora spojrzała raz jeszcze na ściskany w ręku wisiorek i w końcu schowała go do kieszonki, po czym pognała do domu. Rozochocona znaleziskiem pragnęła jak najszybciej odcyfrować treść wyrytą na kamyku, lecz nie był jej to póki co dane, gdyż jej plan zakłóciła wizyta niespodziewanego gościa.
Gdy tylko wkroczyła na werandę dostrzegła ślady krwi na ziemi, z holu domu. Rycerka przeraziła się nie na żarty a w jej głowie zrodziło się tysiąc czarnych scenariuszy. Kobieta złapała za rękojeść miecza i przyspieszyła kroki, chwilę później wpadając do salonu, gdzie prowadziły schnące krople krwi na deskach. Jej matka i bratowa skakały nad krwawiącą elfką leżącą na ziemi, próbując zatamować krwawienie. Rudowłosa kobieta w skórzanej zbroi majaczyła oczami po suficie wygadując jakieś bzdury.
-Na bogów Venoro ulecz ją!- krzyknęła Odera, gdy tylko uświadomiła sobie o obecności córki w progu.


Rycerka przebiegła przez pokój zatrzymując się nad ranną.
- Nic wam nie jest?! Jesteście całe?! - odparła uważnie przyglądając się matce i bratowej. Nie mogła na szybko ocenić czy krew jaką i one były usmarowane należała też do nich czy tylko do nieznajomej elfki, ale była opanowana pomimo kryzysowej sytuacji, a nawet roztaczała w koło siebie aurę spokoju. Była też czujna i nie odłożyła miecza. Venora skupiła się na aurze jaka otaczała ranną, by dopiero po upewnieniu się, że nie ma do czynienia z nikim złym, użyć na elfce swojej magii leczącej.
Blada poświata, która przez krótką chwilę otoczyła ciało nieznajomej była niezbitym dowodem, iż kobieta nie miała złych intencji. Venora zbliżyła się wtedy do niej na krok, a ona złapała rycerkę za dłoń
-Bane’nici…- syknęła resztką sił i straciła przytomność.
Rycerka zabrała prawą dłoń z rękojeści swojego miecza i ostrożnie ułożyła nieznajomą na podłodze. Przyłożyła dłonie na jej piersi i zamknęła oczy. Skupiła się na tej pozytywnej energii, która tkwiła w niej samej i uwolniła ją by uleczyć elfkę.
Elfka przestała drżeć, a z rany na boku przestała lecieć krew. Jej bezwładne ręce opadły na ziemię, a Venora dostrzegła w lewej dłoni nieznajomej srebrną błyskotkę. Gdy rozwarła palce elfce dostrzegła malutką wpinkę w kształcie harfy.
-Ciągle mówiła o czarnych rycerzach i pięści Bane’a…- burknęła Odera.

Mina Venory spoważniała, a po chwili zmartwienie pojawiło się na jej obliczu. Przyjrzała się uważnie broszce, a następnie elfce, która ją miała. Harfiarze. Słyszała o tej grupie, ale nic co by wyjaśniało czemu szpiczastoucha jest tu i mówiła to co jej matka przekazała.
- Kiedy tu przybyła? Była pieszo, na koniu? Miała jakieś rzeczy ze sobą? - zaczęła wypytywać matkę i bratową, po czym sama rozejrzała się po salonie w poszukiwaniu czegoś co mogło być torbą nieznajomej. Miała ogromną nadzieję, że nikt jej tu nie goni. Bo jeśli rycerze ciemności przybędą do domostwa jej rodziny... Paladynka aż pobladła na tą myśl. Ale mimo to włożyła ręce pod elfkę i podniosła ją, chcąc zanieść ją gdzieś gdzie nie będzie musiała leżeć na podłodze. Pierwszy pomysł padł na jej własny pokój.
Widząc to Odera od razu pomogła i złapała za nogi nieznajomej, kobiety wspólnymi siłami podniosły nieprzytomnę elfkę, zaś Alta wartko ruszyła usunąć wszystko z drogi i otworzyć drzwi do izby Venory.
-Wpadła tu dosłownie chwilę temu. Wbiegła do domu sama, trzymając się za ranę na boku. Mówiła coś o czarnych kapłanach i świętej studni…

Paladynka zagryzła szczękę obawiając się że do ataku doszło gdzieś niedaleko i wkrótce ktoś tu po nią przyjdzie. Venora musiała natychmiast dowiedzieć się co się wydarzyło i jak duże wiąże się z tym ryzyko dla jej bliskich. Położyła elfkę na starannie zasłanym łóżku i wyprostowała się. Chwilę zastanawiała się co dalej.
- Zabierzcie chłopców do domu - nakazała tonem rozkazu, jaki wyrobiła w sobie przez ostatnie tygodnie. Wolała nie ryzykować. - Mamo, przynieś proszę dzban wody - poleciła pochyliła się nad nieznajomą. Położyła dłoń na jej barku i potrząsnęła.
- Hej, obudź się! - powiedziała głośno Venora. Sama doskonale wiedziała jak się człowiek czuje po uleczeniu, więc nie miała skrupułów by zakończyć elfce sen, tym bardziej że sprawa była nagląca.
Venora chwilę tak tarmosiła nieprzytomną elfkę, ale na szczęście ta w końcu otworzyła oczy.
-Kim… Kim jesteś?...- spytała nieznajoma.

Rycerka powstrzymała się w ostatniej chwili przed kolejnym wstrząśnięciem harfiarki.
- Jestem Venora, paladynka Helma. Uleczyłam cię - przedstawiła się, ale uprzejmość nie skryła niezadowolonej miny czarnowłosej. - Skąd tu przybyłaś i co z tymi którzy cię zaatakowali? - zapytała siląc się by jej ton nie był gniewny.
-Myślą, że nie żyję… Gdy mnie dźgnęli, porzucili mnie w lesie… Ale ja świetnie udaję martwą… Jutro o świcie przybędzie pielgrzymka wyznawców Illmatera z południowych prowincji Cormyru. Banenici coś knują… Trzeba… Trzeba ich powstrzymać…- mówiła z trudem patrząc Venorze prosto w oczy -bogowie przysłali mnie tam gdzie ich sługa…- zamknęła oczy na chwilę biorąc z trudem wdech.

Paladynka odetchnęła z ulgą. Kamień spadł jej z serca. Podeszła do krzesła i usiadła na nim. Przetarła twarz.
- Opowiedz mi wszystko na spokojnie, po kolei - poprosiła już w cieplejszym tonie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172