Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-07-2017, 17:31   #241
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Nagle u wyjścia z jaru mgła zaczynała gęstnieć i unosić się coraz wyżej niemal sięgając koron okolicznych drzew. Venora znów poczuła charakterystyczny uścisk w brzuchu, kiedy jej zmysł paladyna wyczuł negatywną energię w pobliżu. Venora widziała w mroku i mgle trzy skupiska zła, które powoli sunęły w jej kierunku przybierając coraz wyraźniejszy kształt. Panna Oakenfold zacisnęła dłoń na rękojeści buzdyganu i w końcu usłyszała brzęczenie ciężkich, żelaznych buciorów. Z mgły wyłonił się ożywiony truposz w przerdzewiałej kolczudze, z kompletnie skorodowaną bronią. Zombie o zgnitej, trupiej twarzy powoli sunęło w kierunku Venory pojękując przy tym żałośnie.


Widząc przeciwnika czarnowłosa poczuła się tak jakby lepiej. Cielesny nieumarły to przynajmniej było coś z czym mogła sobie poradzić z pomocą buzdyganu. Paladynka uwolniła moc zaklętą w tarczy i po tym skupiła się na boskiej energii, by natknąć nią swoją broń. Dopiero tak przygotowana zaatakowała w końcu nieumarłego. Jej buzdygan gruchnął celnie w czerep ożywieńca roztrzaskując starą czaszkę w śmierdzącą breję. Zombie padło bez ruchu na ziemię, lecz rycerka nie miała czasu na łapanie tchu, gdyż z mgły wyłoniły się kolejne truposze. Venora zrobiła jeden krok w tył.
- To nie było dobre miejsce na nocleg… - mruknęła pod nosem i kątem oka zerknęła w kierunku dzieci, bo nie chciała pozwolić dać się zaatakować od tyłu. Zachodziła w głowę, gdzie też się podział Balthazaar. Dopiero wtedy ruszyła na kolejnego przygnitego przeciwnika, robiąc szeroki zamach buzdyganem, żeby nadać siły uderzeniu. Opłaciło się to rycerce, gdyż buzdygan z łatwością zmiażdżył pierś ożywieńca posyłając go na glebę. Trzeci, którego dostrzegła Venora człapał niezgrabnie tuż za swoim “kompanem niedoli”. Trup zamachnął się całym impetem swojego ciała uderzając rycerkę w ramie. Cios nie wyrządził jej wielkiej krzywdy, a tylko bardziej rozjuszył.

- Skąd wyście się tu wzięli… - warknęła paladynka i zamachnęła się buzdyganem od dołu i z ukosa celując w bok zombiaka. Zamaszysty atak rycerki uderzył potężnie w miednicę umrzyka, łamiąc go w pół jak suchą gałąź. Truposz padł jak długi nie próbując nawet się podnieść. Mgła przesuwała się w jej kierunku i po kilku chwilach przykryła pokonane trupy i zaczyna powoli sięgać jej kolan. Paladynka już miała ruszyć w tą mgłę gdy rozsądek podpowiedział jeszcze jedną możliwość. Venora sięgnęła dłonią do medalionu z symbolem jej boga.
- Helmie, pozwól mi użyczyć swej mocy by przegonić istoty, które już nie należą do świata żywych - wypowiedziała głośno te słowa, wpatrując się w mgłę, która bardzo szybko spowiła całą okolicę. Te opary miały w sobie mnóstwo negatywnej energii, zupełnie jakby właśnie z niej się składała.
Udało się. Pulsująca pomarańczową poświatą esencja zniknęła w momencie, lecz Venora długo nie świętowała zwycięstwa. Podobne skupiska mocy rycerka poczuła, gdy spojrzała w prawo, to samo było kiedy wejrzała w lewo.
- Co to jest?! - warknęła rozglądając się wkoło. Odeszła kawałek od wozu, myślała intensywnie nad tym jak skupić "uwagę" tego czegoś na swojej osobie i zarazem odciągnąć to od dzieci.

- Chodźcie tu do mnie! - powiedziała wyzywającym tonem ku tym skupiskom zła. - Balthazaar, odezwij się! - krzyknęła w kierunku gdzie ostatni raz słyszała coś co można było przypisać działalności smoczydła.
Długo nie musiała czekać. Nie zdążyła złapać tchu po krzyczeniu, a gdzieś nieopodal rozległ się warkot jaszczura. Jak na umiejętności Balthazaara dość długo szła mu walka, o ile w ogóle walczył. Venora miała złe przeczucia, skupiska negatywnej energii powoli sunęły w jej kierunku.
- Balthazaar! Przestań być uparty niczym osioł i wróć tu! - krzyknęła ponownie, bo sama nie zamierzała zostawiać dzieci na pastwę nieumarłych i iść po niego. - Nie pokonasz tego zwykłą bronią! - a gdy to wypowiedziała to już tylko wyczekiwała momentu, aż to nieokreślone zło zbliży się do niej na tyle, by mogła je odegnać. Coś z nią wyraźnie igrało. W kulminacyjnym momencie, kiedy już trzymając święty symbol Helma, miała przegnać precz nieumarłych, zła energia zniknęła w sekundę. Venora rozglądała się uważnie, lecz nic nie mogła dostrzec.

-Cioooociuuuuu!- usłyszała głos Netira, lecz był on straszliwie zniekształcony, jakby przemawiała przez niego inna istota.
Panna Oakenfold natychmiast poczuła dreszcze na plecach. Przypomniało jej to boleśnie moment gdy demon przejął kontrolę nad Albrechtem. Venora rzuciła się biegiem w kierunku wozu, szykując się by odegnać nieumarłych, gdy tylko zbliży się do dzieci. Rycerka przebiegła kilkanaście kroków, by wydostać się z objęć mgły. Dzieci na wozie czekały przerażone, lecz cierpliwie ufając, że rycerka je obroni.
-Ciociu Ven, co się dzieje?- znów spytał Ergon. Venora prędko policzyła czy nie brakuje żadnego z jej podopiecznych. Całe szczęście wszystkie dziatki siedziały na wozie tak jak wtedy gdy odchodziła od nich. Panna Oakenfold poczuła wielką ulgę widząc, że Netir jednak nie jest pod wpływem złych mocy.
- Pod żadnym pozorem nie schodźcie z wozu, dobrze? Pamiętacie modlitwę, którą uczył was Albrecht? - zapytała spoglądając po dzieciach, ale nie czekając na odpowiedź mówiła dalej. - Zacznijcie ją odmawiać, a to pomoże mi i Balthazaarowi walczyć ze złem - stwierdziła zdobywając się na uśmiech. Z trzymanym w dłoni buzdyganem gotowym do działania, Venora zacmokała by przywołać Młota, bo w takich warunkach, na pewno nie mogli tu dłużej zostać. Dzieci posłusznie splotły dłonie do modlitwy, tak jak nakazała Venora. Jej czarny rumak prychał nerwowo, potupując kopytem w ziemię, jakby chciał odgonić otaczającą ich aurę złej energii.

Nagle pod nogami rycerki przetoczyła się głowa. Własność jednego z umrzyków, które przed paroma chwilami pokonała zniknęła gdzieś pod skalną ścianką jaru. Venora odwróciła się i ujrzała potwornego kościeja z ożywionego trolla. Masywny szkielet był ledwie widoczny w gęstej mgle, lecz ona doskonale czuła jego aurę. Twór ruszył w jej kierunku powolnym i pewnym krokiem. W kościstych łapach trzymał wyrwane, młode drzewo.
- Balthazaar, mam tu trolla śmierdzącego bardziej niż zwykle - Venora aż musiała zadrzeć głowę, żeby przyjrzeć się całemu nieumarłemu trollowi.
~ Oby nie miał zdolności regeneracji żywego ~ przeszło jej z obawą przez myśl. Paladynka położyła dłoń na swojej piersi i uleczyła drobne obrażenia jakie do tego momentu zebrała. Dopiero wtedy ruszyła szarżą na umrzyka.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 21-07-2017, 22:39   #242
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Rycerka zdążyła się uleczyć, lecz przez to zmarnowała tylko okazję do uniknięcia potężnego ciosu kłodą. Nieumarły troll uderzył tak mocno, że Venora aż straciła dech w piersi. Stwór odwrócił łeb w jej kierunku patrząc na nią z pustych oczodołów.
- Uh… - sapnęła łapiąc oddech. Przez tą mgłę źle oceniła odległość jaka dzieliła ją od ożywieńca, ale tylko na siebie mogła być zła, bo powinna była od razu atakować. Nie czekając dłużej Venora zamachnęła się od góry w trolla, starając się osłonić tarczą przed ewentualnym kontratakiem.
Venora szybko odzyskała oddech i odpowiedziała ożywieńcowi tym samym. Jej buzdygan uderzył w odsłonięte żebra roztrzaskując kilka z nich w drobne kawałeczki. Troll zamachnął się trupią łapą, a rycerka z łatwością odskoczyła i korzystając z okazji raz jeszcze natarła, lecz cios trafił grubą kość nie wyrządzając żadnych szkód. Troll podniósł z wściekłością drzewo i natarł na rycerkę. Venora uskoczyła w bok i uderzyła ożywieńca w czaszkę roztrzaskując ją w pył. Truposz zwalił się na ziemię tuż pod nogi Venory.
Paladynka na wszelki wypadek odeszła kilka kroków od trolla, uważnie obserwując czy jego obrażenia nie zasklepiają się. Sama w tym czasie uleczyła swoje kolejne obrażenia jakie zebrała tej nocy. Służka Helma od razu poczuła ulgę. Ból przestał doskwierać a powietrze łapała bez żadnego problemu. Ożywieniec nie ruszył się więcej, lecz mgła nie wyglądała jakby miała ustąpić.

Venora rozglądała się za rozwiązaniem. Gdyby nie to, że smoczydło przepadło bez wieści oraz fakt że miała dziesięcioro dzieci do ochrony to właśnie by poszła szukać źródła tej mgły, nie wyglądającej na naturalną. Lecz teraz musiała wszystkich bezpiecznie ewakuować z tego miejsca. Wróciła do wozu i zaczęła do niego zaprzęgać Młota. Przynajmniej próbowała, póki nie pojawi się kolejny stwór. Niestety wiele nie zdziałała. Ledwie złapała za uzdę Młota, by przyprowadzić go pod wóz, a usłyszała zza pleców gromkie kroki nadbiegającego trolla.
~Nie był sam!~ przeszło jej przez myśl, gdy kątem oka dostrzegła biegnącą w jej kierunku bestię, lecz teraz miała dość czasu by przygotować się na atak ożywieńca.
Paladynka pogoniła wierzchowca w kierunku wozu, by nie przeszkadzał jej w walce z kolejnym wrogiem.
- No chodź tu parszywa mordo - zachęciła truposza i wyczekiwała tylko odpowiedniego momentu by na niego ruszyć. Choć wolała walczyć mieczem to jednak w tej sytuacji nie mogła odmówić przydatności jaką miał buzdygan w walce przeciw nieumarłym. ~ Przydałby mi się wtedy na ghule ~ wspomniała swoją niefortunną wyprawę na cmentarz.

Troll zamachnął się pazurzastą łapą, lecz ten manewr był w jego wykonaniu za wolny i Venora z łatwością odskoczyła o krok w tył. Stwór odsłonił się i wtedy paladynka kontrowała potężnie w ramię truposza. Wtedy z gęstej mgły wyłonił się Balthazaar z odrapanym pyskiem i uszkodzą lewą ręką. Smoczydło natarło z impetem na przeciwnika, odcinając mu jednym cięciem nogę. Ożywieniec padł na plecy a jaszczuroludź dobił go odcinając mu czaszkę od kręgosłupa.
-Jeszcze wozu nie przygotowałaś?!- warknął na nią gniewnie.
- Jak niby?! Trolle i zombie mnie oblazły, a ciebie gdzieś wywiało! - odparła mu z wielką pretensją i złością w głosie. Ale opanowała się widząc jego stan. Natychmiast uwolniła czar który miała skryty w pierścieniu, a który miał ulżyć Balthazaarowi w cierpieniu.
Jaszczur schował z trudem swój wielki, zakrzywiony miecz do pochwy na plecach i trzymając się za obolałe ramię podszedł do wozu -Musimy stąd uciekać to nekromanta…- warknął zakładając uprząż na Młota.
- Wiesz gdzie on jest? - zapytała z nagłym zainteresowaniem rycerka. Widząc że jej leczenie nie za wiele mu pomogło, ponowiła starania. Smoczydło pokręciło głową nerwowo. Widać było po nim, że cierpi z powodu obrażeń, lecz hardo sposobił powóz do drogi.
Venora pomogła mu przy tym na tyle na ile mogła.
- Mam jeszcze dwie mikstury - powiedziała do smoczydła. - Ja ruszę przodem. W walce z martwymi radzę sobie lepiej niż ty - dodała, gdy byli gotowi ewakuować się z jaru.

Smoczydło spojrzało na towarzyszkę spod byka zdrowym ślepiem. Balthazaar wspiął się na powóz i zasiadł na koźle łapiąc za wodze. Młota nie trzeba było zbytnio poganiać, gdyż cała ta atmosfera mocno go denerwowała. Powóz stoczył się z niewielkiej górki i już po chwili opuszczali jar. Balthazaar pogonił konia jeszcze bardziej i bardziej. Smoczydło chciało przebyć strumień po prostej linii i szybko tego pożałowało, kiedy koło niespodziewanie utknęło między dwoma, wielkimi kamieniami. Jaszczur prychnął nerwowo parą z nosa i zeskoczył prędko z wozu by zbadać powód przez który wóz stanął w miejscu na środku strumienia.
- Chodź, razem wypchniemy - ponagliła go Venora, która zaraz stanęła na wysokości osi która stała w wodzie, chcąc nieco podnieść tą część wozu. Rycerka zeskoczyła do wody, w ślad za Balthazaarem. Nie zdążyła nawet zajrzeć pod wóz, gdy zauważyła, że mgła nagle opada, a jakieś dwadzieścia metrów dalej stoi (otoczony hordą umarlaków) nekromanta. Venora słyszała wiele o liczach, ale nigdy nie spodziewała się takiego spotkać z dala od zatęchłej krypty.


Paskudny mag, wywijał rękoma w powietrzu kreśląc czarną magią dziwne symbole. Jego ciało otoczyła blada poświata, która po chwili przybrała formę eterycznego pancerza. Licz uniósł dłoń i wskazał kościstym palcem wóz, a otaczające go truposze ruszyły wartko w kierunku Venory, Balthazaara i gromadki przerażonych dzieci.
- Ze wszystkich możliwych miejsc na postój, my musieliśmy trafić na takie z martwym nekromantą - syknęła po czym doskoczyła do smoczydła i rzuciła na niego ostatnie zaklęcie zapamiętane w pierścieniu, by chroniło Balthazaara przed złem. - Chroń dzieci! Ja się nim zajmę - ~a przynajmniej spróbuję ~ dodała w myślach i ruszyła na licza i jego świtę. W pierwszej kolejności chciała sprawować odgonić martwych by resztę potraktować buzdyganem. Nekromanta ruszył jej na przeciw. Szedł powoli tkając kolejne zaklęcie. Umrzyki wyprzedziły swego pana i od razu dopadły do rycerki. Na szczęście (lub i nie), u boku Venory stanęło smoczydło.

Paladynka była zła na Balthazaara za to, ale nie było czasu się kłócić o to, bo właśnie był najwyższy czas by rozpocząć modlitwę.
- Wspomóż mnie Helmie, by mogła wypędzić z tego miejsca zło i umarłych, którzy zalęgli się w tym lesie! - wypowiedziała słowa mające odgonić z tego miejsca martwych.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 23-07-2017, 19:57   #243
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Błękitna esencja magii nekromantycznej eksplodowała z ust szkieletów i zombi, kładąc ich na ziemi. Nie wszystkie jednak padły od razu. Część uciekła, a pozostałe na polu bitwy trzy szkielety rzuciły się na Venorę. Licz dokończył inkantację swego zaklęcia i tuż za paladynką, w powietrzu pojawił się migoczący symbol, który nagle zalśnił oślepiającą aurą i wszystkie dzieci, łącznie z Netirem i Ergonem w popłochu rzuciły się do ucieczki piszcząc i krzycząc przy tym. Licz - nekromanta stanął w miejscu uśmiechając się szyderczo.
Panna Oakenfold w pierwszej chwili wystraszyła się, że martwy mag rzucił zaklęcie które zrobiło krzywdę dzieciom. Na szczęście tylko je wystraszył, możne nawet magią wzbudził w nich większy strach, ale na pierwszy rzut oka wyglądało, że nie zrobił im fizycznej krzywdy.
- Wracajcie do wozu! Tam jesteście bezpieczne! - krzyknęła Venora do wystraszonych dzieci. - Łap je! - warknęła do smoczydła mocno już poirytowana jego zachowaniem, a sama wyminęła szkielety i szarżą rzuciła się na licza, bo jeśli jego się nie pozbędzie to trupy tylko będą tu przybywać w nieskończoność.
Smoczydło prychnęło na rycerkę i rzuciło się z mieczem na najbliższego szkieleta, najwyraźniej uznając, że dzieci nie są jego problemem. Truposz posypał się w drobny pył, a smoczydło już rozglądało się za kolejnym oponentem.

Venora natarła na wroga, szczerze licząc, że smoczydło zajmie się łapaniem otumanionych magią dzieci. Rycerka uderzyła z wielkim impetem. Żywemu człowiekowi, ten cios zmiażdżyłby wszystkie kości ręki. Licz był jednak znacznie bardziej wymagającym przeciwnikiem. Nekromanta wydał z siebie cichy pomruk i po chwili Venora poczuła jak aura zła wkoło znów zaczyna przybierać kształty humanoida. Venora dostrzegła jak cienista forma przemknęła jej pod nogami. Tym razem musiała uporać się z przyzwanymi cieniami, a to już nie był spacer po szkieletach i zombi.
Paladynka mając nadzieję, że smoczydło robi to co mu kazała, skupiła się by natchnąć kolejny atak pozytywną energią karcenia zła. Musiała skupić się na nekromancie bo to on był największym zagrożeniem. Zamachnęła się od dołu buzdyganem, wprost w pierś licza.
I chybiła dosłownie o włos, gdy nekromanta skutecznie się uchylił przed jej ciosem i zaczął szyderczo się śmiać. Venora zaklęła pod nosem i nie tracąc wiary w swe umiejętności wyprowadziła drugi atak. Musiała zrobić wszystko co w jej mocy by pozbyć się tej przeklętej istoty, szczególnie, że natrafili na niego tak blisko jej rodzinnego domu.

Wokół rycerki krążyły cztery natarczywe cienie. Te nieumarłe istoty dosłownie pływały w powietrzu, nie odpuszczając swej ofiary na krok. Ożywieńcy raz po raz smagali Venorę swoimi pozbawiającymi sił łapami, lecz jej aura póki co chroniła przed negatywną energią. Nekromanta zaczął inkantować kolejne zaklęcie szczerze licząc, że Venora skupi się na cieniach. Mylił się. Rycerka zignorowała przyzwanych nieumarłych i natarła po raz kolejny. Cios buzdyganem był silny, lecz nie wystarczyło by odesłać go do diabłów.
Paladynka była skupiona na swoim przeciwniku i zmotywowana go zabić. Wezwała na pomoc boską energię i tchnęła ją w swoją broń. Zamachnęła się z całej siły buzdyganem celując ponownie w bok licza.
Tym razem trafiła bezbłędnie, co potwierdził odgłos pękających żeber nekromanty. Licz z pełną zaskoczenia miną zgiął się wpół, a wtedy Venora wyszarpnęła buzdygan z niego i spuściła cios na jego głowę. Z roztrzaskaną twarzą nekromanta padł na ziemię. Venora ciężko dysząc patrzyła z triumfem na jego bezwiedne ciało. Wraz z pokonaniem licza cienie rozpłynęły się w niebyt. Nawet mgła zaczęła ustępować, odsłaniając ciała pokonanych zombie i szkieletów. Paladynka opuściła rękę z buzdyganem widząc, że nic nie zamierza powstać i jej zaatakować. Zaraz odwiesiła broń na pas i opuściła tarczę.

~ Muszę znaleźć jego relikwiarz, inaczej wróci ~ przeszło jej przez myśl, widząc jak ciało nekromanty zaczyna znikać. Odwróciła się jednak, bo w tej sekundzie miała inne zmartwienie. Dzieci.
- [i]Pokonałam ich, nie bójcie się już, nic wam nie grozi! - krzyknęła Venora, rozglądając się za dziećmi. Musiała jak najszybciej je znaleźć.
Większość dzieciaków kryła się po okolicznych krzakach i za drzewami. Venora sprowadziła ich do wozu najszybciej jak się dało licząc grupę po kilka razy. Brakowało dwójki, choć obecność Netira i Ergona nieco ją uspokajała.
-Nie próbuj mi rozkazywać dzieciaku, bo ja swoje pierwsze potyczki toczyłem kiedy twój ojciec był małym chłopcem…- burknął Balthazaar za plecami rycerki -Chcesz ratować świat wszędzie tam gdzie się zjawiasz to sobie ratuj. Chcesz karmić głodnych i szukać dom dla sierot. Proszę bardzo. Ale nie licz na to, że będę się tym za ciebie przejmował - warknął podchodząc do wozu, który wciąż był zaklinowany między kamieniami pod tonią strumienia.

- Świetnie! Najpierw idziesz w las, cholera wiedzieć po co, później wracasz okaleczony, gdy ten licz prawie cię zabił i jeszcze masz czelność mnie pouczać?! - odgryzła mu się Venora, która wciąż była na niego wściekła za to co wyprawiał. - Mógłbyś mieć choć na tyle rozumu w głowie, żeby posłuchać mnie ten raz. Przykro mi urażać twoją dumę, ale tak się składa, że to ja ci teraz uratowałam skórę - dodała ze złością w głosie i nie czekając na jego odpowiedź ruszyła na poszukiwania brakującej dwójki, wołając ich imiona.
Venora pomaszerowała rozjuszona wymianą zdań z smoczydłem, oraz wciąż buzującą w jej ciele adrenaliną, po potyczce z liczem. Balthazaar przyklęknął na jedno kolano i buchając parą z nozdrzy próbował coś zdziałać z zaklinowanym kołem.
Rycerka weszła między drzewa rozglądając się za dwójką chłopców. Kilkuletnie rodzeństwo, niezbyt chętnie wspominało o swej przeszłości, ale wydawali się Venorze bystrzy i zaradni. Venora chodziła po lesie nawołując zaginionych chłopców. Nagle coś jej mignęło kątem oka i prędko spojrzała w prawo. Chłopcy stali w miejscu, patrząc na nią.
- Tu jesteście - uśmiechnęła się do nich czując ulgę. Przykucnęła. - Chodźcie, już jest bezpiecznie. Jedziemy dalej i już nie będziemy spać w lesie - dodała ciepłym tonem głosu i rozłożyła ręce zachęcając by Addi i Inso do niej podeszli.
W tym momencie kobieta usłyszała cichy warkot. Kątem oka dostrzegła stojącego za krzewem stu kilowego wilka. Czworonóg spoglądał na nią przez liściasty krzak.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 23-07-2017, 23:00   #244
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Paladynka natychmiast wyprostowała się i sięgnęła po buzdygan. Przestąpiła krok w kierunku wilka, by spróbować zniechęcić zwierzę do ataku i stanąć mu na drodze do dzieci.
- Nie ruszajcie się, ochronię was przed wilkiem - powiedziała do chłopców. - Won, psie! - krzyknęła do zwierzęcia. Wilk wyszedł zza zarośli patrząc dociekliwie na rycerkę, lecz nie wyglądał na agresywnego. Czworonóg jeżył się co prawda na grzbiecie, lecz było to naturalne w przypadku wystraszonych zwierząt. Wilk nie szczerzył kłów, ani nie warczał, ale nie wyglądał jakby również miał ustąpić i odejść.
Venora powoli, nie robiąc nagłych ruchów, wycofała się do chłopców, by osłonić ich sobą przed zwierzęciem. Prawą rękę z trzymanym w niej buzdyganem nieco opuściła, ale wciąż broń pozostawała w gotowości.

- Złapcie się za ręce i wracamy do wozu - powiedziała do Addiego i Inso, ponaglając ich. Venora nie spuszczała spojrzenia z wilka i tylko kątem oka zerkała na dzieci. Wolną rękę wyciągnęła do nich by ją pochwyciły.
Dzieci posłusznie wykonały polecenie Venory. Wilk spojrzał na nie z ukosa, po czym znów wbił ślepia w rycerkę. Kiedy zrobiła krok w stronę wozu, wilk również wzdrygnął się i zrobił dwa małe kroczki.
Poganiając dzieci paladynka powoli zaczęła za nimi iść. Nie spodobało jej się, że wilk za nią podąża, ale póki był on spokojny to nie miała powodu by go atakować.
- Odejdź stąd - powiedziała do zwierzęcia, ale już spokojniejszym tonem.


-Jest w swoim domu, czemu ma odejść?- usłyszała za plecami gardłowy głos. W półmroku ujrzała umazanego na twarzy i rękach krwią półorka. Zielonoskóry miał czarną, czuprynę i młode rysy twarzy. Jego ciało chroniła skórzana kamizelka, oraz karwasze i nagolenniki z fragmentów chityny, rogów i kości powiązanych sznurkami.
Venora przyjrzała się uważnie obcemu, odruchowo już sprawdzając jego aurę. Okazał się on nie mieć w sobie zła, więc paladynka od razu zrobiła się spokojniejsza. Nie mniej wciąż niepokoiły ją ślady krwi na półorku.
- Nie chcę, żeby za mną szedł, bo wystraszy moje dzieci - odparła do nieznajomego. - My już stąd wynosimy się, szukałam jedynie mojej zagubionej dwójki - wyjaśniła zatrzymując się tak by dzieci stały za nią.
-Chyba niezbyt z Ciebie dobra matka, skoro nocą w lesie gubisz swoje pociechy… zakpił z niej, lecz nie wyglądał jakby chciał ją zatrzymać.
Dopiero wtedy Venora zdała sobie sprawę z gafy jaką popełniła, przez nieznajomy od razu określił ją jako ich rodzicielkę. Już miała to sprostować, lecz nie miało to przecież znaczenia. Przestąpiła kilka kroków, ale znów się zatrzymała.
- Zaatakował nas licz ze swoimi nieumarłymi. Ale na szczęście już go pokonałam - odparła mu. - Czy... Mieszkasz w tych rejonach? - zapytała zaraz, uznając że może jej pomoże w jednej sprawie. - Wiesz może gdzie miał swoją kryjówkę? - dopytała.

-Hm… Ostatnimi czasy coraz częściej pojawiał się tutaj w lesie, by szukać trupów do swej nieumarłej hordy. Miałem z nim pakt. Nie wchodziłem na jego teren, a on nie bezcześcił swoją obecnością tych lasów. Złamał dane słowo, dlatego cieszę się, że go zabiłaś… Niestety jego krypty strzegą straszne istoty- przestrzegł Venorę.
- On wróci i znów będzie nachodził ten teren skoro raz już to zrobił. Możliwe, że w końcu i ciebie zaatakuje - odparła paladynka. - Niestety teraz nic z tym nie zrobię, gonią mnie moje własne obowiązki. Powiedz mi jednak gdzie on ma swą kryptę i co jej strzeże, a spróbuję w inny sposób pomóc.
-Na północ stąd znajdują się Zielone Moczary. Kiedy napotkasz żywe drzewa, będziesz wiedziała, że jesteś na miejscu- półork spojrzał na towarzyszące rycerce dzieci -Tylko nie zabieraj tam malców. Nie spodoba im się na pewno…- zamilknął patrząc na Venorę pozbawionym emocji wzrokiem.
- Nie zamierzam - rzuciła i ruszyła w drogę powrotną do wozu.

Nieznajomy odprowadził Venorę wzrokiem, podobnie jak jego wilczy towarzysz. Rycerka udała się do wozu. Balthazaar zdążył uporać się z problemem i czekał na nią siedząc na koźle z niecierpliwością.
Venora podsadziła chłopców na wóz, po czym sama na niego wsiadła.
- Jedźmy już do celu - odparła do smoczydła. Oparła się o skrzynię i przetarła twarz. Czuła się bardzo zmęczona, bo jeszcze nie miała okazji tej nocy się choćby zdrzemnąć. Smoczydło spojrzało na nią z lekko przechyloną w bok głową, czekając na nieco dokładniejsze wytyczne, co do tego “celu”. Rycerka wytłumaczyła Balthazaarowi jak ma jechać i ruszyli. Dzieci siedziały razem tuląc się do siebie. Noc nie była taka zimna, ale maluchy ciągle były wystraszone tym czego były świadkiem.

Venora pomimo zmęczenia starała się jak mogła by pocieszyć dzieci. Nie było to łatwe, może nawet niewykonalne, lecz na pewno nie poprzestawała na staraniach. Po godzinie drogi jej podopieczni nieco ochłonęli i nawet dali się namówić na zjedzenie czegoś. Na taką czarną godzinę panna Oakenfold miała odłożone odrobinę słodyczy, które kryła przed nimi przez cały ten czas. Po zjedzeniu czekolady dzieci w końcu, jedno po drugim, zaczęły zasypiać. Rycerka miała olbrzymią ochotę pójść w ich ślady lecz poczucie obowiązku chronienia wszystkich na to jej nie pozwalało. Wciąż była zła na Balthazaara i nie zapowiadało się, by prędko to się zmieniło, ale przynajmniej teraz nie przeszkadzało już jej, że smoczydło było takim milczkiem. Dlatego też paladynka zajęła swoje myśli modlitwą do Helma, za tych wszystkich, którzy byli bliscy jej sercu.

25 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Dom rodzinny Oakenfoldów.

W końcu po tak bardzo burzliwych i pełnych przygód, walk i stresu dniach Venora wróciła do domu. Było niedługo po świcie, kiedy w oddali ujrzała chatę. Młot był wykończony szarpaniem wozu i nawet zbytnio nie prychał. Nagle drzwi z domu stanęły otworem i w progu pojawił się Dorner -Na bogów! Wróciła!- krzyknął na całe gardło. Mężczyzna podbiegł pod wóz. Netir i Ergon zbudzili się w między czasie i widząc ojca od razu skoczyły mu z wozu na ręce.
Po chwili w progu zjawiła się żona Dorna, oraz wciąż zabandażowany miejscami Gerwin.
-Córeczko…- ewidentnie się wzruszył widząc Venorę całą i zdrową.
Rycerka zeskoczyła z wozu i nieco zachwiała się, zmęczona wydarzeniami ostatniej doby. Oparła się o wóz i po złapaniu równowagi podeszła do ojca. Uśmiechnęła się szeroko, zadowolona, że się udało. Niestety zmęczenie było bardzo wyraźne na obliczu paladynki.
- Obiecałam, że ich uratuję - powiedziała Venora patrząc na brata i bratową, po czym przytuliła się do swojego ojca.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 24-07-2017, 13:57   #245
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Ostrożnie, ostrożnie. Ciągle doskwierają mi że… Na Ilmatera! A kim jest… Twój towarzysz?- spytał patrzą ze zdziwieniem na Balthazaara. Smoczydło spojrzało zdrowym okiem na Gerwina, lecz zwyczajowo nie powiedziało ani słowa.
Czarnowłosa przyjrzała się swojemu ojcu uważnie i krytycznie zarazem. Zmartwiło ją, że wciąż chodził w bandażach.
- Pozwól, że coś z tym zrobię - odparła Venora, ignorując na tą chwilę temat smoczydła. Położyła dłonie na piersi ojca i uleczyła go swoją paladyńską mocą. Dopiero gdy to zrobiła to spojrzała na smoczydło. - To Balthazaar. Jest znajomym sir Rolandsa. Opowiem o mojej wyprawie później, jestem wykończona drogą. Mam ze sobą jeszcze ósemkę dzieci uratowanych z rąk kultystów którzy przetrzymywali Ergona i Netira. Muszę prosić was o opiekę nad nimi. Przynajmniej do czasu - powiedziała i spojrzała po nich.
Tulący swoich synów Dorner i Alta spojrzeli po sobie słysząc prośbę Venory, ale żadne nich nic nie wypowiedziało.
- Oczywiście córeczko - odparł wnet Gerwin, kiwając ze zrozumieniem głową. - Chociaż tyle możemy zrobić - dodał.
- Wspaniale - westchnęła z ulgą jego córka i spojrzała w kierunku wozu, gdzie wszystkie dzieci już zdążyły się przebudzić i teraz przyglądały się Oakenfoldom w napięciu, gdyż teraz przecież też ważyły się ich losy. Venora podeszła do nich. - Zamieszkacie tu - powiedziała i zaczęła im pomagać w schodzeniu z wozu. Zaraz Alta, onieśmielona obecnością smoczydła, poprowadziła swoich synów do domu.

Z pomocą brata i ojca panna Oakenfold zabrała z wozu to co trzeba było zabrać i wraz z Gerwinem, zaprowadziła gromadkę dzieci do domu. Dorner natomiast wraz z Balthazaarem zajęli się wozem i koniem. Oczywiście najmłodszy syn Gerwina spoglądał nieufnie na jaszczura, lecz nawet słowem się nie wypowiedział w tym temacie. Wymęczony ciągnięciem wozu Młot grzecznie dał się zaprowadzić do boksu w stajni i tam od razu zainteresował się żłobem, do którego nasypana została świeża pasza.
W tym czasie w domu, do Venory zdążyła dopaść jej matka. Ta z miejsca zalała się łzami, gdyż odkąd jej jedyna córka wyruszyła na ratunek malcom, to wciąż tylko snuła czarne scenariusze doprowadzając tym pozostałych domowników do szewskiej pasji.
- Niech bogom będzie dzięki, wszyscy wróciliście! - Odera doskoczyła do córki i przytuliła ją z całych sił. Widząc jej nowe blizny na twarzy jeszcze bardziej się rozpłakała, wieszcząc, że pewnie prawie zginęła przez to wszystko. Dopiero mąż skutecznie ją odciągnął od Venory, która i tak już ledwo stała na nogach.

Tego dnia gości było tylu, że posłania dla wszystkich trzeba było rozłożyć w salonie. Nawet Netir i Ergon marudzili, że chcą spać ze wszystkimi, a nie w pokoju rodziców jak zazwyczaj. Rycerka odstąpiła swój pokój Balthazaarowi, samej decydując się na spanie wraz z dziećmi, by nie zostawiać ich jeszcze samych. Musiały się choć trochę oswoić z nowym miejscem. Rodzina jeszcze przez chwilę próbowała wyciągać z Venory informację, ale gdy tylko pozbyła się z siebie pancerza to zniknęła by wziąć zimną kąpiel. A po niej, choć od czasu ataku nekromanty boczyła się na smoczydło, to wykorzystała tyle mocy magicznej ile mogła by uleczyć jego obrażenia.
W tym czasie jej matka i bratowa doprowadziły do porządku dzieciaki i zaczęły układać je do snu po pełnej wrażeń wyprawie.
Wszystko to zajęło około godziny, nim rycerka miała w końcu okazję położyć się na prowizorycznym posłaniu ułożonym na środku salonu. Kilkoro dzieci przysunęło swoje spania by być bliżej "cioci", a mała Maera po prostu wtuliła się w nią. Venorze to zupełnie nie przeszkadzało, a i wystarczyło jej zamknąć oczy by od razu odpłynąć w sen.

~***~

Było późne popołudnie gdy zapach gulaszu obudził Venorę ze snu. Nie wiedzieć jak i dlaczego, była sama w pokoju gdy w końcu otworzyła oczy. Usiadła na posłaniu i zaczęła wsłuchiwać się, by namierzyć obecność jej podopiecznych. Ich głosy dobiegały zza okna, więc Venora prędko wstała i podeszła by sprawdzić co się dzieje. Tam, na placu za domem wszystkie bawiły się pod okiem Alty. Paladynka przez chwilę przyglądała się im w milczeniu. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że opieka nad taką gromadką będzie problematyczna, ale nie miała innego wyjścia jak zostawić ich tutaj. Szczególnie, że nie wiedziała co czeka na nią w zakonie.
- Wyspałaś się? - usłyszała za sobą głos matki, na co paladynka odwróciła się w jej kierunku.
- Trochę... - odparła, bo szczerze mówiąc najchętniej by wróciła na posłanie i spała dalej. Przynajmniej przez tydzień by tak spędziła czas. Venora podeszła do matki i przytuliła ją.
- Chodź zjesz - ponagliła ją Odera i obie udały się do kuchni. - Jest nas dużo to i zjemy na zewnątrz, już rozstawiliśmy stoły by wszyscy się zmieścili.
- Wspalniale - ucieszyła się Venora. W kuchni przywitał ją ojciec, co było niezwykłe na tą porę dnia. Na zdziwioną minę córki, Gerwin uśmiechnął się.

- Dorn już powinien wracać, dziś obiad zjemy tu, wszyscy razem - oznajmił w tonie wyjaśnienia.
- Dziękuję, cieszy mnie to, bo muszę jak najszybciej jechać do Suzail - odparła mu Venora. A te słowa wzbudziły niezadowolenie na twarzach jej rodziców. - Przepraszam, ale w Ilipur czekają na pomoc, a ja mam ją sprowadzić z zakonu - pośpieszyła z tłumaczeniem, na co rodzice spojrzeli po sobie ze skwaszonymi minami.
Przygotowania nie trwały długo, bo wszystko było już prawie gotowe nim Venora się obudziła.
- Dzieci opowiadały niestworzone rzeczy... - odezwała się niepewnym głosem Alta, gdy wszyscy już zasiedli do stołu. Dorner zjawił się tu ledwo co, a Balthazaar nie uczestniczył w rodzinnym spotkaniu, ignorując zaproszenie jakie dostał od Gerwina. Wziął więc tylko miskę z gulaszem i oddalił się poza zasięg wzroku Oakenfoldów.
- Trochę się działo... - mruknęła Venora wpatrując się w swój talerz. - Nie udałoby się to gdyby nie ta elfka, która tu przybyła oraz mój przyjaciel Albrecht, kapłan z mojego zakonu, który wyruszył razem ze mną ku Smoczemu Wybrzeżu - zaczęła swoją opowieść i czym prędzej pośpieszyła z wyjaśnieniem czemu ani Helmita, ani Harfiarka nie są z nią. Co do Gritty powiedziała całą prawdę, natomiast w sprawie Albrechta nieco pozostawiła niedopowiedzenia określeniem "musiał zostać w Ilipur, a ja czym prędzej powinnam zdać raport swoim przełożonym by wrócić tam z obiecaną pomocą".

Jej bliscy, z niedowierzaniem wymalowanym na twarzach przysłuchiwali się okrojonej wersji opisu wydarzeń ze Smoczego Wybrzeża. Dowiedzieli się o pomocy Okhe, udanej rozmowie z Gigantami, tym jak wyciągnęli dzieci z niewoli w pewnym opuszczonym młynie. Oczywiście wszystko to z pominięciem walki z demonem oraz zmaganiem się z oprychami Pomocnej Dłoni, czy tym ilu było kultystów w szturmowanym przez zaledwie trójkę kompanów młynie.
- ...z pomocą kapłanki udało nam się pozbyć kultystów z miasta - zakończyła swój monolog Venora, która między słowami spożywała swoją porcję gulaszu przez co ostatnią łyżkę zjadła dużo po pozostałych osobach zasiadających przy stole. Ale zaraz przypomniała sobie o niebezpieczeństwie jakie grasowało nieopodal więc nie omieszkała przestrzec swoich bliskich by nie zapuszczali się we wskazane jej przez nieznajomego półorka miejsce. Gorliwie zapewniła ich, że postara się by zakon wysłał kogoś kto raz na zawsze upora się z liczem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 24-07-2017, 14:55   #246
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
~***~

Od razu po skończonym obiedzie Venora zaczęła się szykować do drogi. Duży wóz został zastąpiony lekką dwukółką, przez co Młot miał zdecydowanie mniejszy ciężar do ciągnięcia, więc i droga powinna powinna szybciej minąć. Ojcu rycerka wręczyła worek złota, tłumacząc, że przyda im się teraz to bardziej niż jej. Zaczęła pakować wszystko to co musiała ze sobą zabrać, w tym księgę, którą dał jej Albrecht do uczenia się języka niebiańskiego, a w którą nie dane było jej zajrzeć z powodu tych wszystkich wydarzeń, co się zadziały w międzyczasie. Zaraz też zdała sobie sprawę, że jest w ciągłym biegu odkąd tylko wróciła ze swojej misji w Grumgish.
~ Chyba dopiero po śmierci będę mogła liczyć na odrobinę odpoczynku ~ przyszła jej do głowy ta ponura myśl. Panna Oakenfold czuła zdenerwowanie odkąd zaczęła się pakować. Nie miała ochoty wracać, ale dobrze wiedziała, że musi to zrobić, bo tego wymagała od niej lojalność względem przyjaciół i rodziny, której dobre imię na pewno by ucierpiało, gdyby nigdy nie wróciła do zakonu. Co gorsze podróż w towarzystwie gburowatego smoczydła nie zapowiadała poprawy jej nastroju.

A w świadomości ciągle miała widmo powracającego do "życia" licza, przez którego wciąż czuła obawę o swoich bliskich.
~ Nie minęła jeszcze nawet doba, a one mają zwyczaj wracać w przeciągu dekadnia ~ na chłodno zaczęła oceniać szansę tego czy zakon wyśle kogoś tu, by pozbyć się trupa. Zmartwiła się, bo nie dość, że nie miała gwarancji, że pomoc dostanie to jeśli by faktycznie zakon kogoś posłał, to będzie on już miał problem z walka, gdyż nekromanta tym razem będzie przygotowany i jeszcze bardziej niebezpieczny. A świadomość tego tylko bardziej ją martwiła.
Paladynka rzuciła to co robiła i poszła szukać Balthazaara.
- Wracamy do lasu. Musimy znaleźć ten przeklęty relikwiarz - powiedziała do smoczydła gdy tylko go dostrzegła nieopodal stajni. - Weźmiemy jeszcze jednego konia to powinniśmy dotrzeć na miejsce gdzie go znaleźliśmy w przeciągu godziny. Opiekun tutejszego lasu wspomniał mi gdzie jest krypta licza.

Balthazaar spojrzał badawczo na towarzyszkę zastanawiając się, czy aby dobrze słyszy. W zasadzie to jednak go to nie dziwiło, mimo iż poznał Venorę tak niedawno. Wielkolud wziął głęboki wdech i lekko pokręcił głową, ale przemilczał komentarz, tak jak miał to w swoim zwyczaju. Niedługo później byli już gotowi do drogi. Koń, na którym miał jechać Balthazaar najwyraźniej nie był zadowolony z tego pomysłu. Wierzchowiec prychał nerwowo i tupał nogą, a smoczydło wcale nie pomagało, próbując uspokoić konia warczeniem i szarpaniem za uzdę. Jaszczur nie był typem jeźdźca i wcale tego nie ukrywał.
Venora pokręciła głową na ten cyrk.
- Pojedziesz na Młocie - mruknęła z niezadowoleniem i podeszła do kasztanowego konia pociągowego, który też był przyuczony do jazdy wierzchem. - Pośpiesz się, musimy uwinąć się przed zachodem - ponagliła smoczydło.
Jaszczur był ewidentnie niezadowolony z pomysłu Venory. Pewnie nie chodziło tylko o samą jazdę konno, ale przede wszystkim próby odszukania relikwiarza nekromanty. Przysięga była jednak rzeczą świętą i Balthazaar modląc się o większe zasoby cierpliwości ruszył na kolejną, samobójczą misję za Venorą.


Panna Oakenfold słyszała o tych moczarach. Kilka różnych źródeł informacji wspominało o tym miejscu w przeszłości, lecz nigdy nie były to jakieś przestrogi, lub coś w ten deseń. Rycerka wiedziała jednak, że skoro są bagna to i będzie roiło się od potworów i sam relikwiarz może nie być tak wielkim problemem. Granicę bagien wytyczała linia dzieląca zdrową, zieloną roślinność z wyschniętą lub zgniłą. Chorowite, lub martwe drzewa wystawały z ponad zielonej tafli śmierdzącej wody. W powietrzu roiło się od robactwa.
Balthazaar spojrzał na rycerkę czekając na dalsze instrukcje. Bagna zdawały się nie mieć końca ani na wschodzie, ani zachodzie.
- Zielone Moczary. Teraz tylko zostaje nam szukać żywych drzew - odezwała się Venora, po raz pierwszy odkąd wyruszyli. - Lepiej zostawmy tu konie, będą bezpieczniejsze po zdrowej stronie lasu
Smoczydło spojrzało na opancerzoną towarzyszkę od stóp do głów. Rycerka chciała udać się na bagna w ciężkiej zbroi, lecz jaszczur tego nawet nie skomentował.

Balthazaar ruszył przodem. Jego długie nogi poruszały się lekko i bez problemów. Już po pierwszych, kilku krokach woda sięgała mu do pasa, a Venorze niemal do piersi. Zmącona woda zaczęła śmierdzieć jeszcze bardziej niż dotychczas i rycerka musiała na chwilę zatkać sobie nos i przysłonić usta by nie zwymiotować.
Przedzierali się w ten sposób dobrą godzinę. Woda raz był płytka, a innym razem znów głęboka, ale smoczydło cały czas czujnie badało teren dając Venorze poczucie bezpieczeństwa. Para poszukiwaczy przygód dotarła w końcu do miejsca, gdzie grunt wystawał ponad powierzchnię wody. Przy brzegu leżało wielkie, powalone drzewo, na którym usiadł Balthazaar. Marsz w wodzie bardzo ich zmęczył a ciągle nie wiedzieli ile jeszcze przyjdzie im szukać. Było duszno, śmierdziało, a gęste korona drzew nie dopuszczająca promieni słońca tworzyła półmrok. Przynajmniej człowiek po takim czasie przedzierania się przez te bagna miał okazję zdążyć przywyknąć do wszechobecnego smrodu. Paladynka ze zmęczoną miną usiadła na tym samym konarze co i jaszczuroczłek. Wyciągnęła bukłak i napiła się z niego.
- Odpoczniemy chwilę i ruszamy dalej - oznajmiła tonem, który dawał jasno do zrozumienia, że niedogodności ani trochę nie ostudziły jej zapału by dopaść licza. - Krypta będzie musiała być na jakimś stabilnym terenie. Coś jak tu, tylko większe… - myślała na głos.

Rozglądając się dookoła Venora dostrzegła obserwującą ją z gałęzi sowę. Ptaszysko wpatrywało się w ich kierunku bez mrugnięcia okiem kilka długich chwil, aż w końcu odfrunęło gdzieś w dal. Venora dała sobie jeszcze parę chwil, aż w końcu zebrała się i ruszyli dalej. Marsze w przemoczonym ubraniu, w dodatku pod ciężką zbroją był bardzo nieprzyjemny. Z każdym, kolejnym krokiem rycerka czuła jak jej irytacja rośnie i rośnie, aż w głębi serca zapragnęła zrzucić z siebie zbroję i przemoczone ubranie. Marsz trwał dobre dwie godziny, aż w końcu przypadkiem, kiedy osłaniała twarz przed gałęziami krzaku, dostrzegła dziwne symbole, wyryte na drzewie. Coś w środku jej podpowiadało, że są już blisko.
Tutaj światło dnia nie docierało prawie w ogóle. Na szczęście ziemia pod stopami była w miarę twarda i ubita, przez co nie trzeba było się wysilać przy stawianiu każdego, jednego kroku.
- Chyba zaraz będziemy u celu - powiedziała rycerka, wchodząc dalej na twardy grunt. Venora zaczęła rozglądać się po pniach drzew w poszukiwaniu znaków, podobnych do tych, które wcześniej dostrzegła.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 24-07-2017, 20:30   #247
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Marsz w cieniu drzew nie trwał długo. W końcu dotarli do brzegu niewielkiego jeziorka, które zasilały dwa strumienie od północy. Kilkadziesiąt metrów dalej, przy brzegu leżała porzucona łódź. Balthazaar spojrzał wymownie na rycerkę jakby chciał wiedzieć czy panna Oakenfold ma zamiar przeprawiać się na drugi brzeg, czy raczej szukać dalej tutaj, na tym brzegu.
Rycerka podeszła do łodzi by spróbować ocenić czy była ona w ostatnim czasie używana, albo czy są widoczne jakieś ślady stóp w jej otoczeniu.
Brzeg był gęsto porośnięty trawą, lecz Venora była pewna, że łódź była od dawna nie użytkowana. Porastający ją mech był tego najlepszym dowodem.
- Nie wygląda na to, żeby łodzią ktoś się przeprawiał... Ale w sumie to trupy, więc mogą i w pław, po dnie… - mruknęła do siebie. - Najpierw jednak poszukamy tu - powiedziała już na głos, rozglądając się po okolicy.
Las, jak las. Rycerka widziała wiele podobnych miejsc i na pewno wiele takich zobaczy. Ptaki świergoliły mimo iż panowała tu raczej mroczna aura. Raz na jakiś czas kobieta skupiała się na wyczuwaniu wibracji negatywnej energii, lecz jej zmysły podpowiadały, że póki co, żadne zło nie czai się w pobliżu. Słońce na niebie wskazywało na popołudniową godzinę, a oni ciągle niczego nie znaleźli.

Balthazaar rozglądał się uważnie, wąchał, nasłuchiwał i przyglądał się. Wszystko jednak na marne, gdyż kompletnie nic nie znalazł.
Venora przyglądała się pniom pobliskich drzew, z nadzieją, że znajdzie na nich znaki.
- Czas użyć tej łodzi - zadecydowała i zaczęła wracać do niej, rozglądając się za wiosłami albo chociaż długimi patykami, które mogłyby służyć do odpychania łodzi od dna jeziora.
Balthazaar chyba domyślił się za czym tak rozgląda się Venora. Smoczydło sięgnęło po swój miecz i jednym, silnym ciosem ścięło grubą gałąź, po czym kolejnymi dwoma cięciami obcięło po skrawku z grubszego końca, tworząc bardzo prymitywne wiosło. Skinieniem głowy zachęcił rycerkę by wsiadła do łodzi. Venora skinęła głową i wsiadła do łodzi, przyglądając się uważnie jej dnu, by wyłapać możliwie szybko jeśli zacznie ona przeciekać.
Smoczydło pchnęło łódź do wody z takim impetem, że Venora prawie spadła z deski do siedzenia, a na gadzim pysku pojawiło się coś na kształt uśmieszku. Łódź o dziwo nie przeciekała. W zasadzie to przeciekała, ale na tyle, że kompani mogli spokojnie dopłynąć na drugi brzeg, bez większych obaw.
Woda tutaj była w miarę przejrzysta. Raz po raz, pod powierzchnią wody śmignęła jakaś większa ryba. Balthazaar wpatrzony w drugi brzeg nie zaglądał w toń, w przeciwieństwie do Venory. Paladynka zamarła w bezruchu, gdy niespodziewanie jej wzrok wyłapał młodą kobietę, dryfującą bezwładnie pod powierzchnią wody, pomiędzy korzeniami i glonami.


- Pewnie była sługą nekromanty… - powiedziała Venora do Balthazaara, wskazując na topielca. - To może oznaczać, że jesteśmy na dobrym tropie.
Po kilku chwilach wiosłowania, udało im się dotrzeć na drugi brzeg. Była to swego rodzaju nietypowa granica, gdyż nie dało się dostrzec żadnych oznak żywotności. Venora znała takie miejsca, gdzie śmierć była szczególnie obecna, odstraszając nawet zwierzęta. Smoczydło wyskoczyło z łodzi, kiedy byli już blisko brzegu i wciągnęło ją na ląd.
Paladynka wyskoczyła z łodzi i podeszła do wody, by nieco opłukać zbroję z błota, które jeszcze nie chciało odpaść samo z siebie.
- No i jesteśmy na miejscu- skomentowała pod nosem Venora, rozglądając się wkoło. - Póki licz jest martwy, nie jest tu aż tak niebezpiecznie - dodała głośniej, spoglądając na smoczydło. Odeszła od wody i ruszyła na przód. - Chodź - ponagliła swojego towarzysza.
Balthazaar odprowadził ją wzrokiem i w końcu również ruszył za nią. Kolejną godzinę błądzili po okolicznym lesie szukając czegokolwiek co mogłoby ich naprowadzić na ślady nekromanty.

Venora ucieszyła się w duchu, gdy w końcu dostrzegła wyryte nożem na korze symbole. Smoczydło stanęło za nią przyglądając się uważnie tym znakom i już miało coś powiedzieć, gdy z oddali zagrzmiał potężny ryk. Balthazaar aż się wyprostował i spojrzał na rycerkę.
- Idziemy tam - powiedziała paladynka wpatrując się w kierunek, z którego dobiegły ich te przerażające odgłosy. Venora dobyła Pożogi i bez wahania ruszyła. Już miała postawić krok, kiedy poczuła silny uścisk na ręce. Spojrzała w dół i ujrzała łapę Balthazaara, który próbował ją powstrzymać.
Panna Oakenfold zatrzymała się i uniosła spojrzenie na pysk smoczydła, a jej mina wskazywała na zdziwienie jego zachowaniem.
- Co jest? Zauważyłeś jeszcze gdzieś te znaki? - zapytała go.
-Znam ten warkot… To był okrzyk smoka…- odparł patrząc jej w oczy.
- Oh... - paladynka zamyśliła się chwilę nad tym co powiedział. Balthazaar wyglądał jej na mocno przejętego i może nawet wystraszonego. - Pewnie to o nich mówił Opiekun Lasu… - mruknęła pod nosem z niezadowoleniem malującym się na jej twarzy. - A to znaczy, że może to nie być tylko jeden smok - westchnęła ciężko. - Jeśli wolisz to możemy przeszukać wpierw tamtą okolicę gdzie nie było słychać ryku - zaproponowała.
-Całe te bagna to fatalny pomysł…- odrzekł wielkolud, lecz zanim zdążył dodać cokolwiek więcej kompani usłyszeli huk eksplozji, gdzieś w oddali.

Venora natychmiast skupiła swoją uwagę w tamtym kierunku, po czym spojrzała na smoczydło.
- Sprzeciw trzeba było składać kilka godzin temu, a nie kiedy jesteśmy tuż tuż, u celu - odparła mu paladynka pouczającym tonem głosu. - Chodź, sprawdzimy co tam się dzieje - dodała z zainteresowaniem i gdy tylko to powiedziała, ruszyła w tamtym kierunku. Mimo posiadania na sobie zbroi płytowej, rycerka starała się robić jak najmniej hałasu, by to coś, co tam przed nimi robiło ten cały harmider, nie zwróciło za szybko na nią swojej uwagi. Im bliżej źródła hałasów się znajdowali, tym wyraźniejsze były dźwięki. Dalo się usłyszeć huk błyskawicy, krzyki, oraz dźwięki łamanych i powalanych drzew. Skradanie się nie miało większego sensu, bo i tak raczej nikt nie zwróciłby na Venorę uwagi. W końcu dotarli do krzewów, zza których było widać całą scenę walki. Złotowłosy elf w błękitnej szacie, ciskał błyskawicami w czarnego jak węgiel smoka. W boju towarzyszyło mu dwoje wojowników, lecz jeden na ich oczach został zmiażdżony wielką łapą smoka.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 25-07-2017, 13:32   #248
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Trzeba im pomóc! - powiedziała Venora z dużym ożywieniem, przyglądając się nieznajomym poszukiwaczom przygód. Paladynka starała się ocenić czy jest on istotą żywą, czy już drakoliczem oraz oględnie rzuciła okiem na otoczenie by spróbować wypatrzyć kryptę.
Typowe pole bitwy, jakie miała przed sobą zdobiły połamane drzewa, kratery i dymiące, pozostałości po kałużach kwasu, którymi plunął gad. Venora nie była w stanie stwierdzić czy to drakolicz, czy smok i tak naprawdę nie miało to wielkiego znaczenia, gdyż stworzenie kipiało złem.
Balthazaar posłał jej badawcze spojrzenie, jakby do ostatniej sekundy nie był pewny, czy ona faktycznie chce walczyć z czarną bestią.
- Ze smokiem jeszcze nie walczyłam… - mruknęła Venora w zamyśleniu przyglądając się walce, oceniając własne możliwości. Niestety elf był za daleko by mogła wyczuć jego aurę. - No niby było tamto smoczydło, ale to nie to samo… - widać było u niej wahanie, ale w końcu uniosła tarczę i uwolniła z niej magię mającą chronić przed złem. Następnie natchnęła swój miecz boską energią. - Idę - powiedziała i wyszła by dołączyć do walki.

Venora wyszła z ukrycia, lecz czarny smok skupiony był na swoich dotychczasowych przeciwnikach i nawet nie zwrócił uwagi na rycerkę. W ślad za nią poszedł Balthazaar, lecz nie podzielał pewności siebie jaka to udzielała się jego towarzyszce.
Venora postanowiła zaatakować gada od boku. Pożoga buchnęła płomieniami, gdy właścicielka dobyła klingi. Przez sekundę Venora nawiązała kontakt wzrokowy z elfim magiem, lecz mężczyzna nie zareagował, jakby postanowił nie wyprowadzać smoka z nieświadomości.
Smoki były mitycznymi istotami, o niesamowitych zdolnościach i cechach. Każdy cechował się wielkim intelektem i własną, wyjątkową osobowością. Po za tym ten czarny smok miał wybitny słuch. Bestia od razu zwróciła uwagę na zmierzającą ku niej Venorę i potężnie zamachnęła ogonem.
Rycerka dostrzegła ruch ogona na czas i nawet zdążyła zasłonić się tarczą, lecz niewiele to pomogło a potężne gruchnięcie odebrało jej dech w piersi
-A co to?!- warknął gad skupiając uwagę na Balthazaarze -Bękart Bahamuta?!- spytał kpiącym tonem -Twój bóg dawno temu zamilknął na wieki, a ty niebawem do niego dołączysz!
Balthazaar zawył głośno i zaszarżował na dalekiego kuzyna, kręcąc młyńca swym dwuręcznym mieczem w powietrzu.

Venora wykorzystała rozproszenie uwagi, jakie zapewnił jej kompan swoją obecnością i gdy czarny smok wyklinał na Balthazaara to paladynka, pomimo obolałego ciała zebrała się w sobie i rzuciła się szarżą na przeciwnika. Rycerka w pełnym skupieniu natchnęła w swój cios energię karcącą zło. Pchnęła mieczem i jego ostry koniec wbił się pomiędzy łuskami na zgięciu czarnej smoczej łapy, wbijając prawie po samą rękojeść. Bestia zawyła z bólu i wyszarpnęła się, a Venora o mało co, a puściłaby miecz. Trzymała go na szczęście mocno, więc udało jej się utrzymać Pożogę w dłoni. Tymczasem Balthazaar rozeźlony obelgami czarnego smoka natarł na niego, celując w podgardle. Akurat wtedy gdy przeciwnik wyszarpywał się po ciosie Venory. Smoczydło bardzo chybiło swój cel i prawie wpadło na ostrze paladynki. Ostrze dwuręcznego miecza wbiło się w ziemię.
- Nie daj mu się podjudzić! - krzyknęła do Balthazaara Venora, spoglądając na kompana kątem oka. Rycerka nie traciła swojego skupienia na przeciwniku i już szykowała się do ponowienia ciosu na złego smoka.
Inicjatywę przejął elfi mag, który dzięki Venorze i Balthazaarowi zyskał pewności siebie. Złotowłosy elf wyinkantował kolejne zaklęcie skupiając magię w postaci skaczącej po jego palcach iskry. Mag skierował dłoń w stronę smoka i cisnął oślepiającą błyskawicą. Smok warknął z bólu, lecz nie wyglądał jakby miał zamiar się poddać.

Czarnołuski gad za cel obrał sobie rasowego kuzyna. Jego ogromna żuchwa kłapnęła głośno w kierunku Balthazaara. Venora wytrzeszczyła oczy, gdy ujrzała jak smoczydło złapało swoimi umięśnionymi łapskami żuchwę smoka. Gad wyrwał się z uchwytu smoczydła nie poddając się nawet na chwilę. Smok natarł na Balthazaara zamaszyście skrzydłem i choć łupnął w pierś smoczydła, to jednak nie wyrządził mu tak wielkiej krzywdy jak można by się było spodziewać.
Venora nawet nie zdążyła zorientować się w sytuacji, gdy gruby ogon jej przeciwnika po raz kolejny smagnął ją w bok. Smok chciał poprawić łapskiem, próbując zmiażdżyć rycerkę. Potężny cios w ziemię wzbił tumany kurzu i zatrząsł śmiałkami, lecz Venora zdążyła odskoczyć w bok i uniknąć przyszpilenia. Druga łapa, niestety dobiła powalonego wojownika, zmieniając go w krwawą miazgę.
Mimo to panna Oakenfold nie traciła wiary w zwycięstwo, a już na pewno nie brakowało jej zaangażowania w walkę. Wyczekała odpowiedniego momentu i ponownie dodając do swojego ataku energię karcącą zło, cięła, niczym szpadą, w smoczą skórę. Tym razem ostrze jej miecza ześlizgnęło się po smoczych łuskach, nie czyniąc przeciwnikowi żadnej krzywdy. Paladynka zrobiła kolejny zamach, ale chybiła, nawet nie dosięgając wroga. Balthazaar odrobinę się opanował i od razu dało to dobry rezultat, gdy precyzyjnie poprowadził swój cios i ostrze jego wielkiego miecza rozcięło skórę w zgięciu przedniej łapy czarnego smoka, aż krew trysnęła na ziemię pod nim.

Zajęty walką z Venorą i Balthazaarm smok nie zauważył nawet jak elfi mag dobył spod pazuchy zwoju, który chował go na czarną godzinę jak właśnie ta. Mag wykrzyczał na całe gardło zawartość pergaminu, a kiedy był już przy końcowych frazach smok spojrzał na niego groźnie. Być może znał te frazy i zorientował się jakiego rodzaju zaklęcie było właśnie tworzone z splotu przelanego na papier.
Atrament zalśnił blado zieloną barwą i splynął na dłoń, którą elf trzymał zwój. Pergamin zmienił się w popiół a elf wycelował w smoka, wskazującym palcem, z którego wystrzelił zielony promień. Smok wytrzeszczył oczy warcząc pod nosem, lecz było za późno. Zielony promień trafił go w środek odkrytej piersi i smok zawył przeraźliwie. Sekundę później jego ciało zaczęło robić się przezroczyste i z każdą chwilą coraz bardziej. Smok w swej złośliwej naturze chciał zabrać jeszcze przed śmiercią jednego z przeciwników i energicznie dźwignął łapę wybierając Balthazaara. Smoczydło zauważyło to, ale zdążyło tylko zasłonić się rękami (jakby to w ogóle miało pomóc). Bogowie jednak byli łaskawi dla towarzysza Venory, gdyż jedyne co w niego uderzyło to kruchy popiół. Smok został zdezintegrowany. Elf uśmiechnął się z satysfakcją, zaś jego kompan aż usiadł z wrażenia.


Panna Oakenfold aż poczuła zimny dreszcz kiedy promień przemknął niedaleko niej.
- Uh... Zupełnie jak w walce z beholderem, tylko efekt bardziej widowiskowy… - powiedziała spoglądając na smoczydło, które dopiero co orientowało się w nagłej zmianie sytuacji. - Jak się trzymasz? Potrzebujesz leczenia? - zapytała go jeszcze, a sama po chwili wypowiedziała słowa zaklęcia wiary mającego ją uleczyć. Dopiero gdy poczuła znaczną ulgę w bólu spojrzała na elfa.
- Kim jesteście i co tu robicie? - zapytała zapewne ubiegając z tym pytaniem. Paladynka co prawda opuściła rękę z bronią, ale nie chowała jeszcze miecza.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 25-07-2017, 16:48   #249
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Niech was Corellon błogosławi…- odparł -nazywam się Egondrom Groh. A to mój towarzysz Maalu i resztki po Saidzie - tu spojrzał na krwawą miazgę w glebie.
-Przybyliśmy tu po niego. Ja przybyłem. Jego róg jest mi niezbędny do prac alchemicznych…- wyjaśnił -Choć nie spodziewałem się, że będzie taki wielki… - pokręcił głową -A was co sprowadza w to przeklęte miejsce?- spytał.
Rycerka nim odpowiedziała, skupiła się na sprawdzeniu aury czarodzieja.
- Jeśli komuś macie dziękować to tylko Helmowi - odparła. Elf okazał się nie mieć w sobie zła, dlatego paladynka w końcu zdecydowała się schować Pożogę. - Jestem lady Venora Oakenfold. Niedawno napadł na nas licz, pokonałam go, a teraz szukamy jego krypty, by nie powstał już więcej ze zmarłych. Ten tu - wskazała na jaszczuroczłeka. - To Balthazaar, mój towarzysz - przedstawiła go, zakładając, że sam tego nie zrobi.
-Niesamowite. Spotkać w jeden dzień dwie tak niesamowite istoty…- zadumał się podchodząc bliżej do smoczydła. Elf dokładnie przyjrzał się Balthazaarowi, na co smoczydło odpowiedziało jedynie buchnięciem pary z nozdrzy i ledwie słyszalnym pomrukiem.

-Licza też się obawiałem. To miejsce jest spowite silną magią, która blokuje wszelkie próby wieszczenia. Domyśliłem się, że to sprawka nekromanty - miał spokojny i przyjemny dla ucha głos. Jego jasne włosy sięgały łopatek, a twarz miał smukłą i przystojną.
-Zatem przy najbliższej okazji podziękuję Helmowi- dodał po krótkiej chwili -Myślę, że możemy pójść na mały układ. My pomożemy wam znaleźć kryptę licza, a wy pomożecie odnaleźć leżę smoka. Łupami podzielimy się na równe cztery części. Będzie bezpieczniej razem przeczesywać moczary-
Paladynka skinęła głową.
- Rozsądna propozycja, ale wszelkie przeklęte przedmioty zabiorę ze sobą by je zniszczyć. One nie będą też wchodzić w pulę łupów do podziału - zastrzegła Venora i podeszła do Balthazaara by samej ocenić jego stan. Doskonale zdawała sobie sprawę, że on nawet jakby mu rękę urwało to by udawał, że wszystko jest w porządku. Jaszczuroludź miał ślady zadrapań, ale na jego grubej skórze trudno było znaleźć siniaki, czy cokolwiek co świadczyłoby o uszczerbku na zdrowiu. Na szczęście nie krwawił.
-To uczciwy układ. Rozumiem twoją misję. Paladyni zawsze mnie zadziwiali- podkreślił -Dajcie mi chwilę na przypomnienie sobie zaklęć, którymi jeszcze dysponuję-

- Dobrze więc, odpocznijmy, nam też się to przyda - zgodziła się Venora i sięgnęła do plecaka. Wyciągnęła z niego miksturę i wcisnęła ją smoczydłu w dłoń. - Wypij - nakazała.
Balthazaar rzucił jej chłodne spojrzenie, jakby chciał przypomnieć, że rozkazy Venory nie dotyczą jego osoby. Ostatecznie jednak uznał, że najwyraźniej leczenie jest mu potrzebne i przyjął flaszę z naparem, wlewając sobie do pyska całą zawartość. Venora usiadła sobie pod pniem połamanego drzewa, by odetchnąć po walce. Położyła dłoń na piersi i uleczyła się w pełni ze swoich obrażeń.
-Dobrze. Jestem gotów, a wy?- elf zwrócił na siebie ich uwagę.
Panna Oakenfold na te słowa podniosła się z miejsca i zbliżyła do czarodzieja.
- Orientujesz się gdzie może być tu krypta licza? - zapytała go.
-Jestem tu pierwszy raz, a jak wspomniałem magia wieszczenia tutaj nie działa…- odparł przecząco elf -Mój przyjaciel pofrunął nad drzewa i powiedział, że ta wysepka nie jest taka wielka. Powinniśmy ją obejść do końca dnia, więc przy odrobinie szczęścia znajdziemy kryptę. Gorzej z leżem smoka…-

- Ja dostrzegłam oznaczenia na pniach i po nich, tak mnie więcej, kierowaliśmy się tu. Opiekun lasu wspomniał mi jeszcze o żywych drzewach, które mają wskazać miejsce krypty - dodała na koniec Venora, wzruszając ramionami. - Tam nic nie ma - wskazała kierunek, z którego przybyła wraz z Balthazaarem. - Więc proponuję już iść gdzieś tam - skinęła głową w drugą stronę. - Nam się niestety śpieszy, więc tylko krypta tak naprawdę mnie interesuje. Jednak z martwieniem się poczekałabym jeszcze chwilę, bo może to właśnie smok był istotą, która strzegła krypty? - zasugerowała rycerka w optymistycznym tonie.
Elf wymienił porozumiewawcze spojrzenia ze swoim towarzyszem, po czym zgodzili się na wytypowany przez rycerkę kierunek. Balthazaar ruszył przodem, a Venora tuż za nim. Smoczydło z łatwością odcinało kolejne gałęzie, czyszcząc drogę sobie i kompanom. Marsz trwał kilka chwil. Ziemia pod nogami znowu zrobiła się grząska. Gęste krzewy w końcu się skończyły a grupa dotarła na obumarłą polanę, gdzie sucha trawa sięgała piersi najniższej w grupie Venorze. Drzewa również toczyła jakaś paskudna choroba, gdyż nie miały ani kory, ani liści.


-Tu znowu torfowiska. Czyli musieliśmy minąć nasz cel…- burknął Maalu.
- Możliwe… - mruknęła z niezadowoleniem Venora rozglądając się wkoło, podchodząc do pnia najbliższego drzewa by go dokładnie obejrzeć. Przeszło jej przez myśl, że łatwiej by im szło szukanie gdyby licz żył, a oni po jego żywych trupach mogliby dotrzeć do kryjówki jak po sznurku. Zaraz jednak zganiła się za te myśli.
- Najlepiej skupić się na przeszukaniu twardego gruntu, zanim zabierzemy się za brodzenie w bagnie - zasugerowała i skinęła na Balthazaara by iść dalej.
-Dobra, to dajcie chwilę odsapnąć…- burknął Maalu, siadając pod jednym z chorowitych drzew. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni zawinięty w płótno kawałek suszonej wołowiny, odgryzając kawałek.
-Pamiętajcie, że zarówno licz, jak i czarny smok to mistrzowie podstępu. Trzeba zwracać uwagę na każdy szczegół żeby znaleźć wskazówki. Może nawet takich nie być…-
- Dopiero co odpoczywaliśmy - zwróciła uwagę Venora. - Ale niech będzie, tylko nie długo - dodała spoglądając na wojownika. - Osobiście uważam, że najlepiej będzie zacząć się modlić do Tymory, bo jeśli się nie potkniemy o tą kryptę to chyba inaczej jej nie znajdziemy - wyraziła swoje zdanie paladynka, nie poprzestając na rozglądaniu się.

Maalu dokończył posiłek i już miał się podnieść, gdy korzeń na którym siedział nagle się poruszył. Balthazaar od razu złapał za miecz. Drzewo drgnęło, a w centralnej części pnia zalśniły dwa ślepia.
-Pożywka… Pożywka…- syknął wspólną mową dziwaczny drzewiec.
- Maalu, uważaj! - krzyknęła Venora. Paladynka wzięła przykład z towarzysza i sama również chwyciła za broń. Nim jednak zaatakowała, tchnęła w swoją broń boską energię. Pożoga zapłonęła, a jej ostrze zabłysło jasną poświatą. Wtedy też panna Oakenfold ruszyła szarżą na tą dziwną istotę. Płynny cios miecza odciął jedną z patykowatych gałęzi. Drzewo syknęło w dziwny sposób i zamierzyło się na rycerkę. Szponiasta gałąź smagnęła Venorę w twarz, pozostawiając piekące ślady. Roślina spróbowała raz jeszcze, lecz rycerka zdążyła zasłonić się tarczą. Balthazaar poszedł w ślad Venory i natarł agresywnie na drzewca. Cios był jednak dość słaby i nie dał rady obciąć żadnej z gałęzi. Maalu również wartko się pozbierał i dwukrotnie uderzył toporem, lecz głowica topora nawet nie wbiła się porządnie w drzewo.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 26-07-2017, 21:05   #250
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
W czasie, gdy trójka zbrojnych walczyła zaciekle z drzewcem, czarodziej za ich plecami inkantował słowa wyzwalacz swego zaklęcia. Po chwili złocista aura otoczyła każdego z kompanów, dodając mu wigoru i wytrzymałości.
Paladynka zaklęła w duchu, bo całkiem mocno oberwała od tego przeklętego kawałka drewna. Zamachnęła się, ze złością na przeciwnika. Miała też wrażenie, że jej ognista broń robi większą szkodę drzewcowi niż oręż jej towarzyszy.
- Trzeba go spalić - rzuciła do wszystkich.
-Nie!- odparł elf -To nie Ent. Te przeklęte rośliny są odporne na ogień. Zaufaj mi…- krzyknął mag.
Mroczny drzewiec szybko i bez namysłu powtórzył atak, obierając sobie pannę Oakenfold za cel. Podobnie jak przed chwilą drzewo uderzyło w nią gałęzią boleśnie obijając żebra. Na szczęście drugiej gałęzi Venora sprawnie i zwinnie uniknęła.
Paladynka zagryzła zęby z bólu i zaraz w odwecie wyprowadziła cios w mroczne drzewo. Ostrze rozcięło drewno, które faktycznie, zgodnie z tym co mówił elf, nawet odrobinę się nie uwęglilo. Rycerka jeszcze raz zamachnęła się, ale gibka gałąź przypominającego cyprys drzewca, uniknęła ostrza Pożogi.

Balthazaar otworzył szeroko paszczę lekko się przy tym garbiąc. Z jego gardzieli wystrzeliła błyskawica trafiając w jedną z gałęzi, lecz na niewiele się to zdało. Smoczydło buchnęło parą z nozdrzy i natarło swoim zakrzywionym dwuręczniakiem. Cios odrąbał srogi kawał drewna.
Maalu również próbował i próbował, lecz jego ataki zdawały się nie mieć kompletnie znaczenia dla drzewca.
Z tyłu za plecami wojujących orężem, Egondrom tkał nowe zaklęcie. Po chwili na ziemi, przy korzeniu drzewca pojawił się czarny znak, który po krótkiej chwili zniknął a drzewo poruszyło się nerwowo z bólu. Drzewiec zamachnął się potężnie na Venorę. Przypominające pazury gałęzie smagnęły rycerkę boleśnie po nogach, że ta omal nie straciła równowagi i nie runęła na ziemię.

Paladynka nie sądziła, że walka z drzewem będzie nastręczała aż tyle problemów, a tym bardziej, że tak boleśnie będzie się to na niej samej odbijać. Obolała wahała się czy nie wycofać na krótką chwilę, by się uleczyć, ale w końcu zdecydowała się jeszcze ten raz zaatakować. Venora zrobiła zamach i cięła w pień. Miecz odbił się od twardego drewna, Venora ponowiła atak, celując w wystający z ziemi korzeń, lecz i tam drewno było dla niej za twarde.
Na szczęście z pomocą przyszedł Balthazaar, który natarł tak mocno, że drzewo w sekundę opadło z sił i przestało wywijać gałęziami. Kompani krótką chwilę wyczekiwali czy aby nie jest to jakiś podstęp, na szczęście roślina była martwa. Na centralnej części pnia pojawiła się kolejna runa, jak te które już tu Venora widziała.
- Ała… - jęknęła paladynka przecierając ręką pot z czoła. Zaraz jednak uniosła miecz i jego końcem wycelowała w symbol, w geście by pozostali zwrócili na to samo uwagę. - Właśnie taką runę widzieliśmy już wcześniej[/i] - wyjaśniła magowi, z nadzieją, że jemu może to coś podpowiedzieć. Po tym schowała miecz i zaczęła wypowiadać słowa modlitwy mającej uleczyć jej rany.

Elf podszedł bliżej i przyjrzał mu się uważnie, pocierając dłonią policzek.
-Nie mam pojęcia co to za język. Być może to jakiś tajny dialekt tych drzewców. Kto wie. Znam zaklęcie, które pozwala czytać nieznane mi dialekty, ale nie pamiętam formuły i musiałbym przewertować swoją księgę zaklęć…- zasępił się myśląc nad solucją tego problemu.
- Ile ci to zajmie? - zapytała Venora, która nieco lepiej poczuła się, gdy błogosławiona moc Helma przyniosła jej ulgę w bólu. Wciąż jednak nie czuła się w pełni dobrze dlatego wykorzystała nakładanie rąk by się uleczyć.
-Cóż studiuję swoją księgę co dzień o świcie- odparł elf. W tej chwili Balthazaar podszedł do Venory dotknął palcem swojej skroni.
- Co? - paladynka zmrużyła oczy, bo nie rozumiała o co mu chodzi. - Mam jeszcze jedną miksturę dla ciebie. Chcesz? - dodała, zakładając, że właśnie w tej sprawie do niej podszedł.
-Diadem…- mruknął Balthazaar.
- Oh... Myślałam, że tylko niebiański tłumaczy… - mruknęła pod nosem z roztargnieniem rycerka i zajrzała czym prędzej do swojego plecaka. Chwilę w nim grzebała, aż z zadowoleniem wymalowanym na twarzy wyciągnęła brzydki diadem. Założyła go sobie na głowę i spojrzała na runę.

~Korzenie…~ odczytała w myślach zafascynowana zaletami diademu.
- Ten znak oznacza "korzenie"... Hymm, ciekawe czy na poprzednich było to samo napisane - zastanowiła się paladynka. Zdjęła diadem, schowała go i podeszła do pociętego drzewa, by przyjrzeć się jego korzeniom.
Ziemia pod nimi była rozkopana. W wąskiej szczelinie między kamieniami Venora coś dojrzała i wartko sięgnęła po to dłonią. Była to stara, wąska tuba na zwoje.
Zdziwiło ją to znalezisko i już chciała otworzyć to, gdy rozsądek kazał jej się pohamować. Odwróciła się do maga.
- Jesteś w stanie sprawdzić czy nie jest to w jakiś magiczny sposób zapieczętowane? - zapytała Egondroma. Elf przejął tubę i uważnie jej się przyjrzał
-Nie wyczuwam tu esencji magicznej…- stwierdził.
Venora odebrała, więc od niego pojemnik i już bez wahania otworzyła by sprawdzić co jest w środku.
W środku był zawinięty pergamin z zapisaną runicznym językiem treścią.
~ Trochę się pospieszyłam z chowaniem diademu ~ przeszło jej przez myśl i sięgnęła ponownie po niego. Założyła go na głowę, prawie niczym mędrzec swe okulary do czytania małych literek, które z wiekiem stawały się coraz mniej widoczne. Paladynka przysiadła na powalonym mrocznym drzewie i rozprostowała pergamin by przeczytać jego treść.

”Kiedy Cię okradnie nie zbiedniejesz
Oblicze ma nie jedno i też nie dwa
Uśmiecha się, kiedy Ty się śmiejesz
Jest jak lustro, gdy spoglądasz mu w twarz”

Venora szybko zdała sobie sprawę, że była to zagadka, taka jak te napotkane w zrujnowanej twierdzy jaką przeszukiwała na Smoczym Wybrzeżu. A to mogło oznaczać, że znalezienie odpowiedzi może być kluczem do znalezienia krypty licza. Paladynka przeczytała więc jeszcze raz treść zapisaną na pergaminie, ale tym razem na głos, by każdy mógł ją poznać. Ona sama zaczęła intensywnie myśleć co też mogło to być.
- Gdyby nie pierwszy wers to bym uważała że chodzi o "szczęście" albo "radość" - stwierdziła Venora w zamyśleniu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172