28-05-2017, 22:13 | #261 |
Reputacja: 1 | Lochy, smoki i Chloe Wątłe ciało dziewczyny przecisnęło się między kamieniami brudząc nieco sukienkę. Jak Vince tędy przeszedł, trudno było odgadnąć. Jakoś się musiał zmieścić… Miejsce w którym znalazła się Chloe, było o wiele mroczniejsze i nie było tu czym oddychać. Drobne kropelki potu pojawiły się na czole gosposi i na jej dekoldzie. Każdy większy gest był wysiłkiem. W powietrzu czuć było zapach stęchlizny. Po pewnej chwili światło lampy zaczęło rysować jakieś kształty. Chloe rozpoznała w ciemności filary, zarys ścian, a po dłuższym czasie usytuowany w centralnej części stół kamienny. Gdzieś dał się słyszeć jakiś odgłos. Coś kapnęło, a gdzieś w dali coś się osunęło. Dziewczyna rozejrzała się. Tuż, blisko niej, na ścianie widniał relief. Bogata scena ilustrowała jak wielki smok pali żywcem chłopów, którzy z widłami przyszli zabić stwora. Jedni uciekają w popłochu, inni dogorywają w ogniu. Ciała leżą pokotem, twarze wykrzywione w grymasie. Wśród motłochu widać kilku zakutych w pancerze zbrojnych. Oni też nie radzą sobie najlepiej. Jednego przygniótł ranny koń, inni próbują gasić swoje płonące ciała w rzece. Istna rzeź. Gdy Chloe poświeciła lepiej i zmrużyła oczy, dostrzegła jedną postać skrytą w scenie. Gdzieś w krzakach, chłopaczek jakiś. Może pomocnik chłopów, a może stajenny czy giermek. Z bezpiecznej odległości przygląda się scenie. Panna Vergest z zainteresowaniem studiowała całą tą scenę. Na myśl przychodziły jej bajki dla dzieci o tym jak złego smoka pokonuje rycerz. W historii zawartej w tej ścianie widać było, że rycerze raczej słabo sobie radzili. Dokładnie przyjrzała się temu, który ukrył się przed smokiem. - Ciekawe - mruknęła pod nosem. Ostrożnie i powoli odsunęła się. Rozejrzała w koło i w międzyczasie wyciągnęła Bika. Dostrzegła, że w pomieszczeniu jest więcej takich reliefów i innych rzeczy. Czuła się podekscytowana, ale strofowała się w myślach, by uspokoić oddech, bo było tu za mało powietrza. Nieśpiesznie ruszyła przed siebie, w wyciągniętą ręką trzymającą latarnię. Panna Vergest postanowiła obejrzeć resztę pomieszczenia. Lampa kiepsko świeciła, ale Bik dopomógł nieco swoim zielonkawym blaskiem. Pomieszczenie zlało się tą poświatą odsłaniając z mroku stojący na środku sarkofag, sześć kolumn i bogato zdobione ściany. Z sali prowadziły dwa wyjścia. Jedno na lewo, a drugie na prawo. Nad zawalonym korytarzem, z którego przyszła Chloe widniał łukowaty napis nad wejściem “Primo et Novissi dignox Ingressoma”. - Jak to przeżyję to wezmę się za uczenie pradawnego... - westchnęła dziewczyna przyglądając się niezrozumiałemu jej napisowi. - Pii pi! - Zapiszczał latający służący podlatując do jednej z płaskorzeźb. Chloe powiodła wzrokiem za swoim latającym przyjacielem. Na jej szczęście owa historyjka była zbiorem kolejnych obrazków. Co było wielce pomocne. - No to zobaczmy co tu mamy - odparła do Bika i zbliżyła się z latarnią do ściany. Rzeczywiście, można było się ekscytować. Dzieło wyglądało jakby zaczynało tę podzieloną na kilka części opowieść. Bogato zdobione, dobrze wykonane ilustracje pewnie przez wieki nikomu nie opowiadały swojej historii… Aż do ostatnich czasów… Pierwsza opowieść traktuje o tym, jak smok leciał nad miastem. Ze strzelistych wieżyc i z murów miasta wielkie machiny miotały ku niemu pociski. Niebo wypełniło się od kilkumetrowych bełtów i płonących ładunków. - Pii! - Zadźwięczał towarzysz wskazując na rany jakie odniósł smok. Panna Vergest zmarszczyła brwi oglądając to. Sięgnęła wolną dłonią do płaskorzeźby i opuszkami palców pogładziła po wyżłobieniach robiących za rany smoka. Przesunęła się dalej, do kolejnego obrazu. Stwór zarył w poszyciu leśnym gdzieś na uboczu, tuż nad rzeką. Było to jakieś niewielkie wzgórze. Druga opowieść pokazywała jak z niepokojem smok oczekiwał przybycia tych, którzy żądni byli jego krwi. Wcale nie chciał walczyć, ale był do tego zmuszony… Ranny w wielu miejscach, wiedział, że to będzie jego ostatni bój. Walka tak naprawdę o wszystko. Chloe stała, wpatrzona w to, będąc szczerze zaskoczoną. Wyglądało na to, że to wcale nie smok był tym złym owej opowieści. To nie pasowało do wizerunku jaki miała w głowie. Z rosnącym w niej zwątpieniu przesunęła się dalej. Trzecia płaskorzeźba to było to, co już Chloe widziała na samym początku. Wielka bitwa i skryty obserwator. Smok odniósł wiele dodatkowych ran. Teraz ta scena wyglądała dla niej zupełnie inaczej niż gdy za pierwszym razem na nią spojrzała. Gosposia przeszła dalej, a z nia podfrunął Bik. Kolejna ilustracja była pewnie sporym zaskoczeniem. Z tlącego się żarem wzgórza staczały się ciała poległych wojowników. Niektóre niósł prąd rzeczny, w tym konie i wozy. Jednak pośród tej krwawej łaźni, gdzieś pomiędzy truchłami toczyły się jaja. Smocze, wielkie jaja. Niektóre wpadały do rzeki, inne pozostawały na wzgórzu. To nie był smok. To była smoczyca, a ilustracja przedstawiała poród. Widok był wielce odrzucający. Chloe odsunęła się od ściany. Intensywnie rozmyślała o tym co zobaczyła. - Gniazdo - powiedziała do siebie rozglądając się wkoło. Wyglądało na to, że na ścianach wciąż była co najmniej jedna, może dwie ilustracje. Zaraz też podeszła do najbliższej. - Vince, jesteś tu gdzieś? - powiedziała głośno, by jej słowa poniosły się przez tajemnicze korytarze. Dziewczynie odpowiedziała cisza. Nawet nie słychać było dźwięków z korytarza od Eldritcha i ojca Theseusa. Ale skoro nie było odgłosów wybuchów, ani wrzasków dobiegających z tunelu, którym tu przyszła, to na razie nie przejmowała się ciszą. Skupiła się na oglądaniu ścian. Kolejna ilustracja przedstawia zdawałoby się poród. Smoczyca i mnóstwo jaj. Chloe jednak dostrzegła w tle śmiałka, który skrycie podkrada się do samicy by ugodzić ją śmiertelnie włócznią. Nie czuć w tym bohaterstwa ani czynu chwalebnego. Jedynie niesmak. Chloe skrzywiła się, choć rozumiała, że w uczciwej walce to nikt nie miał szans ze smokiem. Smoczyca odwinęła się ogonem i choć na ilustracji tego nie było widać, trudno by ktokolwiek przeżył taki cios. Ostatnia płaskorzeźba przedstawia już wzgórze po walce. Martwa smoczyca i martwy chłopak wspólnie wyzionęli ducha pośród smoczych jaj. Ta płaskorzeźba jest najbardziej uszkodzona i gosposia nie była w stanie odczytać całości. Widać jednak, że wokół tego masowego grobu zbierają się jakieś postacie. Część z nich, która zachowała się na tyle by można było je odczytać stoi plecami do widza. Trudno rozpoznać, kim są… - Czyżby jacyś kultyści? - skomentowała pod nosem zakapturzonych. Odwróciła się na pięcie i podeszła do sarkofagu. - Czyżby tu leżał "bohater", co smoka zgładził? - zapytała, oświetlając sobie widok latarnią i uważnie zaczęła oglądać go. Pokrywa była odsunięta lekko, a na jej wierzchu widniał wizerunek. Jakby człowieka, który zrósł się plecami z kamiennym łożem. Portret prezentował całą postać. Misternie rzeźbione sandałki, paski i ozdoby. Na piersi, z lewej strony dopięta była brosza, a denat ściskał w ręku połamany miecz. Ktoś jednak zaglądał ostatnio do tego grobowca. Przy kamiennym podeście widniał zakurzony bukłak wody ze skóry jagnięcej oraz łopata. Sylwetka na wieku sarkofagu była dziwnie znajoma. Eld miał podobnego kształtu broszę oraz równie zniszczony oręż. Dziewczyna spojrzała na swojego małego towarzysza. - Bik poświeć tu - wskazała wnętrze trumny. Sztuczny owad nie bez lekkiej obawy podleciał nad ciemną wnękę. Zielonkawe światło wpadło do środka ukazując wyschniętą dłoń lub zbrązowiałe kości. W środku znajdowało się ciało. - Wracaj - mruknęła do Bika i przyjrzała się wieku, chcąc na oko ocenić czy byłaby w stanie sama je odsunąć. Ale w końcu uznała, że na tą chwilę nie ma sensu się siłować, bo i po co zakłócać spoczynek martwemu? Przynajmniej się upewniła, że jej głupie myśli jakoby trumna należała do Elda nie potwierdziły się, skoro była ona zajęta. Odsunęła się od sarkofagu i spojrzała w kierunku korytarzy. Podeszła do rozwidlenia i pochyliła się by oświetlić sobie podłoże. Próbowała określić, z którego przybył ten ktoś, który zostawił bukłak z łopatą. - Chyba, że przyszedł tu tak jak ja, tyle że tunel się zawalił - wypowiedziała na głos swoje myśli.
__________________ "Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory" Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn Ostatnio edytowane przez Mag : 28-05-2017 o 22:45. Powód: popsute kodowanie |
28-05-2017, 22:14 | #262 |
Reputacja: 1 | W tej samej chwili też z korytarza wyłoniła się sylwetka duchownego. Zatrzymał się za “progiem” i rozejrzał po sali badawczo. Zauważając gdzieś dalej znajomą postać, odezwał się, ruszając śmielej w jej kierunku. - Córko? Znalazłaś tu coś? Chloe była tak pochłonięta swoimi myślami, że słysząc za plecami głos aż wzdrygnęła się. Odruchowo i raptownie odwróciła się na pięcie, ale widząc przyjazną twarz nie ruszyła do ataku. - Och, to ty - odetchnęła z wyraźną ulgą i zaraz uśmiechnęła się ciepło. - Znalazłam płaskorzeźby przedstawiające walkę ze smokiem. Znaczy technicznie rzecz biorąc to była smoczyca składająca jaja. Zabito ją, a jaja... - wzruszyła ramionami. - Pewnie zabrali Zakapturzeni - mówiąc to wskazała ostatnią z oglądanych przez siebie scen. - I sarkofag z trupem - skinęła głową na kamienną trumnę. Theseus odpalił własną pochodnię i przesunął spojrzeniem po wspomnianych płaskorzeźbach, na szybko nadganiając to, o czym mówiła. Zbadał również napis nad wejściem do jednego z korytarzy. “Pierwszy i ostatni, godny przejścia” - głosiły słowa w języku starożytnym. W międzyczasie podszedł też do sarkofagu, o którym mówiła gosposia. Widząc w środku nieboszczyka, mimowolnie wykonał Znak Boga. Na koniec przystanął też przed ostatnią płaskorzeźbą, która miała przedstawiać owych “Zakapturzonych”. Zmarszczył czoło, próbując zrozumieć, o co w tym wszystkim chodziło. - Masz jakieś wskazówki, kim ci ludzie mogli być? Nigdy nie słyszałem o żadnym zakonie powiązanym ze smokami… - Nie mam pojęcia - odparła dziewczyna wzruszając ramionami w geście bezsilności. - Nawet nie wiadomo czy ten "kult" zaczął się przed czy po przedstawionym na tych ścianach wydarzeniach. Ale idę o zakład, że pozbierali jaja. Ponoć fragmenty jaj smoczych są cennymi magicznymi artefaktami. Może je gdzieś tu nawet skryli. Na razie zakładam, że ten nieboszczyk to skrytobójca, który dobił rannego jaszczura. No i wygląda na to, że Eld jest z tym powiązany. Może jego wyjątkowość polega na tym, że jest spokrewniony z tymi Zakapturzonymi? Hymmm... Wspominał mi, że miał przed wyjściem koszmar, że walczy ze smokiem, a to było na długo przed dotarciem w to miejsce. - Chloe próbowała sobie to wszystko ułożyć w logiczną całość. - Ciekawa teoria… - odparł Cicerone, ponownie zerkając na łuk z napisem. - “Pierwszy i ostatni, godny przejścia” - odezwał się, zamyślony. - Takie znaczenie mają tamte znaki. Zastanawia mnie, co ma nam to mówić. Chloe spojrzała na napis, później odwróciła w kierunku rozwidlenia korytarzy, by zaraz skierować wzrok na ojca. - Nie mam pojęcia, ale możemy sprawdzić dokąd prowadzą te korytarze... Ale chyba powinniśmy wrócić po Elda. On... Cholera by to... On sam nie ma pojęcia o co z nim chodzi. To musi być straszliwie frustrujące. Czy udało mu się przejść? - Przykro mi. Kiedy przechodziłem, grzebał przy tamtym zamku, jednak nie wiem, jak to się skończyło. Mogę się jednak po niego wrócić. Nie ma co ryzykować iść tam w dwójkę - odpowiedział duchowny. Podeszła do ojca i uśmiechnęła się czule, spoglądając na twarz duchownego. - Mam lepszy pomysł. Bik sam poleci sprawdzić. Zrobi to znacznie szybciej - stwierdziła i spojrzała na latającego nad jej głową robaczka, dającego lekką zieloną poświatę. - Wróć do pomieszczenia gdzie był ten smoczy symbol i sprawdź co z Eldritchem - powiedziała do malutkiego konstrukta. Stworzenie kiwnęło głową, zakręciło bączka i wyleciało z towarzyszącą mu zielonkawą łuną. Już za chwilę w pomieszczeniu gdzie znajdował się duchowny i jego gosposia zrobiło się znacznie ciemniej. Tymczasem z korytarza po prawej, gdzieś z daleka dał się słyszeć jęk starych zawiasów. Theseus z pewnością tego nie słyszał, ale czujne uszy Chloe wyłapały nie tylko to. Kilka osób zmierzało w tę okolicę. Z pewnością jakaś kobieta… Dziewczyna wpierw spojrzała w kierunku z którego doszły ją odgłosy, a po chwili przysunęła się do duchownego. - Ktoś tu idzie, słyszałam skrzypienie zawiasów - szepnęła mu wprost do ucha, a żeby tego dokonać musiała stanąć na palcach. Następnie wskazała kierunek skąd dobiegały niepokojące dźwięki. Kapłan odruchowo zasłonił jego córkę plecami i wystawił przed siebie pochodnię, wypatrując zbliżających się istot. - Schowaj się gdzieś - odszepnął, odwracając na chwilę głowę. - Ściągnę ich uwagę na mnie. Z dali dobiegł odgłos chodaków i ciężkich buciorów. Ciemny korytarz rozbłysł w pewnym momencie delikatnym światłem, a po ścianach zatańczyły cienie. - Jeśli choć włos spadł im z głowy, to po poprostu wyrwijcie im wątroby, chłopcy. A tę gosposię możecie sobie wziąć, tylko zabawicie się z nią później. Najważniejsi są wasi bracia teraz, zrozumiano? - Tak, mamo - Zgodnie odpowiedziały dwa męskie głosy. Chloe zgasiła latarnię, tak że dawała tylko bladą poświatę na siebie i postawiła ją pod ścianą. Następnie dziewczyna bezgłośnie przeszła do sarkafagu i skryła się za nim. Wtedy też wyciągnęła lusterko i natarła je trucizną paraliżu. Zamierzała przy pierwszej okazji okaleczyć tych, którzy zmierzali do tego pomieszczenia.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
28-05-2017, 22:31 | #263 |
Reputacja: 1 | Wizyta u Simone (kontynuacja)
Ostatnio edytowane przez Sapientis : 28-05-2017 o 22:34. |
02-06-2017, 19:49 | #264 |
Reputacja: 1 | iebo pojaśniało. Nad Szuwarami powoli wstawał świt, a wokół rozbudzone ptactwo powinno podnosić swoje trele. Las jednak tylko szumiał. Żadne pierzaste stworzenie nie śmiało zwracać na siebie aż takiej uwagi i wszystkie z trwogą obserwowały co działo się w mieście. |
05-06-2017, 12:47 | #265 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
06-06-2017, 23:13 | #266 |
Reputacja: 1 | Kapłan Wielkiego Budowniczego potrząsnął delikatnie głową i przetarł zabrudzone usta wierzchem dłoni. Wyprostował się, wciągając do płuc powietrze z głośnym świstem. Nie zasłaniał się, ani nie próbował wycofać. Powiódł tylko spojrzeniem po trójce postaci i zerknął na upuszczoną przez siebie pochodnię. Ostateczenie był człowiekiem, więc nie mógł powstrzymać adrenalinowego kopa, który w jednym momencie wypełnił jego żyły, pobudzając ciało do walki bądź ucieczki. I gdyby nie wiek oraz lata medytacji i poskramiania swojego ducha, wybrałby któreś z tych dwu. - Niech Pan wybaczy waszą porywczość, bo nie wiecie, co czynicie - mruknął Theseus i dłonią rozmasował uderzone miejsce, krzywiąc się przy tym z bólu. Skupił wzrok na przywódczyni zgrai i wziął kolejny oddech, próbując się uspokoić. - Opanujcie jednak swe żądze, waszym bliskim nic nie grozi - dodał już pewniej, prostując się jeszcze bardziej. - Uratowałem ich od niechybnej śmierci w postaci granatu wystrzelonego przez jednego z ludzi nowego szeryfa. O własnych siłach zniosłem ich na dół i ułożyłem w jaskini nieopodal - tu kiwnął głową na korytarz, z którego przyszedł. - Są ogłuszeni, jednak poza tym nic im nie grozi. - Cicerone spróbował przebić każdego z osobna zdecydowanym spojrzeniem. Nawet jeśli stał w tej chwili jak owca przed watahą wygłodniałych wilków, nie zamierzał dać się zastraszyć. Panna Vergest tkwiła skulona tak, by nikt jej zza sarkofagu nie dostrzegł. Prawie wyskoczyła gdy usłyszała, że krzywda dzieje się jej ojcu, lecz powstrzymała się w ostatniej chwili, słysząc jego głos. Przymknęła oczy i z pamięci przywołała sobie wygląd tego pomieszczenia, zaczynając od punktu, w którym się znajdowała. Doskonale wiedziała co musi zrobić, potrzebowała tylko odpowiedniego momentu... Słuchała więc tego co mówili, głównie po to by określić, bez wychylania się, gdzie kto stoi. Lusterko jakby zniecierpliwione, ciążyło jej w dłoni, łaknąc działania. Przeciwników było trzech. Dużych, skupionych na cicerone. "Bik" przeszło jej przez myśl. Jego powrót byłby wspaniałym rozproszeniem. Chloe otworzyła oczy i spojrzała w ścianę przed sobą. Chciała spróbować dostrzec cienie osób stojących po drugiej stronie sarkofagu. Anna kiwnęła na Thokkubę, a ten capnął cicerone za szyję mocno. - Zaprowadzisz nas! - Syknął półork. - Jeśli mówisz prawdę, włos ci z głowy nie spadnie, ojcze - Zadeklarowała poważnie wielka mama, po czym zwróciła się do półogra: - Ty tu zostań. Wszelkie umowy pan Marchal może wsadzić sobie w swoje krasnoludzkie dupsko. Poczyść ten grobowiec. A nuż są tu jakieś kosztowności… - Brze mamo - Kiwnął głową Thimurk i przez chwilę patrzył jak rodzina rusza ku zachodniemu korytarzowi. Ojciec Glaive nie stawiał większego oporu. Jedyne czego spróbował to wyrwać się z uścisku półogra. - Macie moje słowo, że zaprowadzę was do miejsca, gdzie zostawiłem waszych krewnych. Nie będę uciekał. - To idź! Tylko świeć dobrze! - Krzyknął na niego Tokkuba i pchnął do przodu. Pochód rozpoczynał duchowny a na samym końcu szła ociężale Anna. Wszyscy szybko zniknęli w ciasnym korytarzu, zostawiając Chloe sam na sam z półogrem. Thimurk odstawił lampę z boku i stęknął ciężko przesuwając kamienną pokrywę sarkofagu. Na głowę gosposi posypało się trochę pyłu. Nim zdążyła strzepać go z głowy, obok runęło z hukiem zdobione wieko. Kilka fragmentów rzeźby odprysło gwałtownie i potoczyło się po klepisku. Chmura kurzu wypełniła całą salę. Półogr nabrał powietrza i kichnął strasznie głośno. Panna Vergest nie zamierzała marnować idealnej okazji danej jej przez przeciwnika. Hałas i kurz doskonale jej sprzyjały. Trzymając pewnym chwytem w dłoni rękojeść sztyletu poderwała się i w pochyleniu podbiegła do mieszańca by w przelocie ciąć go w nogę, a następnie znów skryć się za sarkofagiem by złapać dystans, na czas aż trucizna zacznie działać. “Lustereczko” rozdarło ze świstem nogawkę, która swobodnie opadła odsłaniając gołe udo półogra. Niestety, ostrze nie sięgnęło mięsa... - Co do licha?! - Wrzasnął wstrząśnięty Thimurk. Chwycił łopatę z ziemi i walnął nią o tajemniczy grób wzbijając kolejną chmurę kurzu. - Wyjdź z ukrycia strzygo! Wy… wy… wyzywam! - Tu wielkolud kichnął sromotnie i zatoczył się do tyłu. - Wyzywam cię! - Powtórzył wycierając gluta w rękaw. Chloe nie traciła skupienia. Zaczaiła się z drugiej strony, by zaatakować od pleców swojego przeciwnika. Wyczekała moment i ruszyła na półogra kiedy po komnacie rozległ się metaliczny brzęk łopaty uderzającej o kamienny sarkofag. Tym razem celowała w ramię. I udało się dosięgnąć Thimurka. Precyzyjne cięcie przeszło przez ramię mieszańca, a krew skapnęła na okurzoną podłogę. Piekące uczucie zaczęło promienieć od rany. Dopiero teraz Chloe, widząc posokę przeciwnika na swym ostrzu mogła skryć się i pozwolić truciźnie działać. Po raz kolejny panna Vergest przyczaiła się skryta w cieniu. - Auć.. ty gnido - Półogr ruszył na środek sali by oddalić się od szkodliwego sarkofagu. Chwycił w dwie ręce łopatę i był gotowy na odparcie kolejnego ataku. - No chodź ty podła glizdo. Rozłupię ci to serduszko, a potem je zjem. Dziewczyna nasłuchiwała tego co działo się po drugiej stronie kamiennej trumny. Było jej na rękę, że olbrzym myślał, że to duch zmarłego go prześladuje. Dzięki temu w jakiś tam sposób była bezpieczna kryjąc się za domniemanym winnym jego skaleczenia. Śpieszyło jej się, bo nie mogła zostawić ojca samego z tymi bandytami, musiała jak najszybciej do niego dołączyć. W myślach odliczała sekundy dzielące ją od zadziałania trucizny. Pomieszczenie rozbłysło zielonkawym światłem i Bik przefrunął tuż pod nosem Thimurka na pełnym gazie. - Pii! Pi! Pipi! - Takiś mały? - Zdziwił się półogr i zamachnął z całej siły łopatą. Nim Bik zdążył zareagować, sztych uderzył go tak potężnie, że ten poleciał na ścianę, odbił się od niej i runął w gruzowisko. Światło zamigotało i powoli zgasło. W tym momencie dłoń Chloe zapiekła boleśnie. Dziewczyna była zaskoczona, nie tyle pojawieniem się Bika, co bólem jaki poczuła gdy mały konstrukt oberwał łopatą. Odruchowo zacisnęła bolącą dłoń i przyłożyła ją do piersi, zagryzając zęby by z jej ust nie wydobył się nawet najcichszy jęk. Chloe wypatrzyła jakiś nieduży kawałek gruzu leżący przy niej i sięgnęła po niego. Wzięła w dłoń. Miała zamiar rzucić nim w kierunku ciemnego korytarza tego z którego wyszła wroga trójka Muriellów, by w tamtym kierunku odwrócić uwagę mieszańca, a samej w tym czasie pobiec ku korytarzowi prowadzącemu do miejsca gdzie zostawiła Eldritcha. Po drodze musiała jeszcze zebrać z podłogi biednego Bika. Tymczasem Thimurk kucnął by zbadać co tam takiego zielonego spadło na ziemię. Odsunął jakiś fragment płyty z sarkofagu i palcem wygrzebał coś drobnego. - Świeć! - Powiedział. Kamień Chloe poleciał w górę i łupnął ciężko na piaszczystą podłogę korytarza. Dźwięk był ledwo słyszalny, ale półogr zareagował. Dźwignął się podpierając łopatą i zrobił kilka kroków. - Dźwięki jakieś ciągle.. dźwięki… Uuu-huuu! - Zawołał, a z tunelu odpowiedziało mu echo. W tym czasie gosposia szybko podkradła się do sterty w której powinien być mechaniczny owad, ale w tym świetle i w tak krótkim czasie nie dało się tam zobaczyć Bika. Dziewczyna przeklęła w myślach, ale nie marnowała czasu na dalsze szukanie. Ruszyła tak jak wcześniej zaplanowała, do korytarza, by dołączyć do Eldritcha, od którego konstrukt przyniósł jej niepokojącą wieść. |
06-06-2017, 23:27 | #267 |
Reputacja: 1 | Theseus przecisnął się przez zawalony korytarz, a za nim zrobił to dość sprawnie Tokkuba. Anna miała problemy. Jej tłusty brzuch i dość duże piersi nie mieściły się w wąskim przejściu. Hałda kamieni i żerdzi skutecznie wbijała jej się w skórę.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
09-06-2017, 11:56 | #268 |
Reputacja: 1 | Eldritch i Smęcące Wzgórze - cz. 1
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 10-06-2017 o 12:23. |
10-06-2017, 18:46 | #269 |
Reputacja: 1 |
__________________ |
10-06-2017, 21:33 | #270 |
Reputacja: 1 | Eldritch i Smęcące Wzgórze - cz. 2
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |