26-10-2016, 11:22 | #71 |
Reputacja: 1 | Dom zielarza - część I
__________________ To nie ja, to moja postać. |
26-10-2016, 12:57 | #72 |
Reputacja: 1 | Dom zielarza, część II i ostatnia
__________________ |
26-10-2016, 17:13 | #73 |
Reputacja: 1 | Gdyby ktoś akurat przechodziłby obok stajni zapewne poczułby się zaskoczony widokiem Martina energicznie dobijającego się do drzwi stajni. Patric Tourneur, który sypiał i pracował w tym budynku był silnym, młodym mężczyzną. W sam raz nadawał się na wyprawę, jaką chciał mu zaoferować bartnik. Minęła chwila zanim drzwi skrzypnęły od stajni i rozczochrany Patric wystawił głowę świecąc kagankiem. - Hmm? - mruknął, nie kojarząc jeszcze kto go odwiedził. - [IDobry wieczór [/i]- przywitał się bartnik. Prawdę mówiąc nie znał za bardzo Tourneura’a, co było dość niespotykane w małym świecie Szuwar. - Możemy porozmawiać ? - A. pan Martin.. no tak.. oczywiście - powiedział stajenny - Chce pan wejść? Remi tylko skinął głową. - Proszę mi wybaczyć wizytę o tak późnej porze, ale sprawa jest pilna. Drzwi otworzyły się szerzej i bartnik został wpuszczony do środka. Od razu przywitały go parsknięcia w boksach i zapach końskich odchodów. Tourneur miał na sobie kalesony i długą koszulę. Usiadł i owinął się kocem. - W czym mogę pomóc? - zapytał. - Będę mówił krótko. Dzisiejszego wieczoru do Szuwar zostało przywiezione ciało America Brassarda. Został zamordowany przez rabusiów na szlaku do Bełtów. Z braku szeryfa i straży zbierani są ochotnicy do rozprawy z nimi - Remi przerwał wywód i przyjrzał się stajennemu. Te wszystkie rewelacje mogły go trochę zaskoczyć. - Aha.. - odrzekł stajenny, jakby słuchał jednym uchem. Jego wzrok uciekał ciągle gdzieś za plecy bartnika. Towarzyszący temu delikatny szelest słomy, mógł nieco niepokoić. Remi odwrócił się nieco nerwowym ruchem, chcąc przekonać się co tak zajmuje uwagę rozmówcy. Po ostatnich doświadczeniach postanowił być ostrożniejszy. Nad boksami stała w samej koszulinie, nieco rozczochrana Beatrisce Delafosse. Poprawiła włosy i nieśmiało uniosła rękę by się przywitać. Jej halka ledwo skrywała wdzięki dziewczyny. - Tak.. Gauthier zdążył mi powiedzieć - Próbował zagadać Patric - Jak rozumiem panie Martin, miałbym wziąć w tym udział? Problem w tym, że musiałbym zostawić całą stajnię samą sobie. Nikt by tu nie pilnował niczego. Verninac’a pan zabiera, więc on tu nie pomoże. - No ale przecież nic tu nie będzie jutro - powiedziała dziewczyna, która teraz powoli schodziła po drabinie - Pan Pierrat jutro bierze swój powóz i konia i jedzie w swoją stronę. Pan Martin zapewne weźmie powóz miejski i konia.. więc co ty chcesz tu pilnować? Lepiej zapytaj ile pan płaci Patric -Tourneur wzruszył ramionami niezbyt zadowolony z podpowiedzi dziewczyny. - A co z tego będę miał, panie Remi? Płacicie coś? Jakieś łupy? - zapytał. - Za zbójów wyznaczona jest nagroda - odparł bartnik z pewnością,której wcale nie miał. Jednocześnie odwrócił uprzejmie wzrok starając się nie podziwiać zbyt nachalnie urody kobiety Stajenny popatrzył na Remiego, a potem na prostytutkę. Podrapał się w głowę jakby ważył jeszcze jakieś za i przeciw, ale ostatecznie wyciągnął rękę. - Dobra, panie bartnik. Kiedyś zaczynamy? - Zapytał.
__________________ Hmmm? Ostatnio edytowane przez Kostka : 26-10-2016 o 17:17. |
26-10-2016, 21:31 | #74 |
Reputacja: 1 | // Gospoda (Ocaleniec, Lisa, Laura) - część 1 // Ocaleniec widocznie miał wiele na głowie patrząc gdzieś przed siebie niczym wieszcz w transie. Skupił jednak po krótkiej chwili w swój wzrok na Lisie i powiedział ciepło. - Wiem, że w Rzeźni byłbym bezpieczniejszy, ale goście to goście. Nie mogę ich zostawić samych. Przynajmniej na tą noc muszę tutaj być... ale nie martw się, żywcem mnie nie wezmą… - zaśmiał się lekko - ...nawet mam plan. Zawsze jakiś mam. Pogładził bródkę z pewną dozą namaszczenia patrząc w drzwi wejściowe, już zamknięte, do karczmy. - Nie chciałabyś być moim gościem dzisiaj, Liso? Wybierz pokój, który chcesz. Czułbym się bezpieczniej wiedząc, że ktoś bezstronny również tutaj nocuje. Tym bardziej, że jak zrobi się raban na wypadek pojawienia się naszego “gościa” przyda się świadek. Spojrzał na nią przepraszająco - Wybacz jeśli jestem taki pragmatyczny i chłodny, ale warunki raczej nie należą do relaksujących, prawda? Następne słowa wymamrotał cicho do siebie patrząc w drzwi. - Kiedy wróg puka do bram, nie pozwól, aby wiedział, że wiesz, że on nadchodzi… - Dobra - odpowiedziała Lisa. - Wybiorę ten koło ciebie, ale jakby co to głośno krzycz a ja od razu będę biegła po Panią Hoe. Tylko wiesz co - dziewczyna pomachała palcem wskazując Ocaleńca - pobiegnę szybko, by jej to powiedzieć. Inaczej zacznie się martwić gdzie my jesteśmy i dopiero zrobi się raban, co nie? - Dobry pomysł. Tylko nie mów jej tego głośno coby nikt nie zasłyszał - powiedział Eldrich. - Ja mam jeszcze sprawę do naszego późnego gościa. Lisa pośpiesznie wymknęła się z karczmy i rozglądając się najpierw konspiracyjnie czy nikt nie patrzy pobiegła do domu Hoe. Ocaleniec zaś po swoich słowach skierował się do młodej kobiety która jako jedyna jeszcze nie opuściła karczmy. Stanął przy stole i powiedział z lekkim uśmiechem. - Nie jestem pewny czy się znamy. Jestem Eldrich - po czym wskazał dłonią na krzesło obok. - Można się dosiąść? - Dobry wieczór - odpowiedziała uprzejmie odrywając się od upijania ziołowego wrzątku. - Oj, na pewno się nie znamy. Laura. Proszę siadać. Odjęty z ust kubek został zaciśnięty w dłonie, by jego gorąc ogrzewał palce. Wzrok z uwagą przyglądał się rozmówcy. Ocalenieć usiał swobodnie na krześle. - Jeśli mogę zapytać, czym się pani zajmuje w naszej uroczej mieścinie? - zapytał lekkodusznie mężczyzna. - Mi przypadła niewdzięczna rola opiekuna tego przybytku, jak widać. Nie żebym narzekał, ale do łatwych ta praca nie należy… - Obecnie... Odpoczywaniem, panie Eldrichu. Jestem tu na wakacjach, u dziadków. Od wczoraj właściwie. Ostatni raz w Szuwarach byłam... Ho, ho... Byłoby ponad dziesięć lat temu. W czasach świetności Szuwarów a i za mojego dzieciństwa - opowiedziała popijając naparu. Nie było też się co dziwić. Obraz, takiej bladej chudziny jak Laura, ciężko było postawić obok słowa "praca". Było to młode dziewczę, choć jej głowa była w całości... Ni to biała, ni to szara, a srebrna. - Pan od dawna się opiekuje gospodą? Eldritch zaśmiał się lekko. - Od wczoraj - odpowiedział. - Jednak kucharz ze mnie mierny, gdyby nie pomoc Lisy, całkowicie bym sobie nie poradził. - Od wczoraj? - Laura zdziwiła się unosząc brwi. - Jeśli niewdzięczna praca sprawia trudności od pierwszego dnia, może warto poszukać innego zajęcia? Z resztą gotować pan wcale nie musi. W Szuwarach na pewno znajdzie się jaką zdolna kucharka. - Nie żebym narzekał. Można powiedzieć, że spłacam dług wdzięczności. Poza tym, mam Lisę - odpowiedział szczerze Ocaleniec. - Jeśli mogę zapytać, czym zajmowała się pani przed tymi pięknymi wakacjami? Laura pokiwała głową w zrozumieniu i upiła łyk naparu końcowo oplatając kubek palcami. - Zajmuje się nadal, oczywiście - zaznaczyła dla logicznego konsensusu. - Pracownia inżynierska, panie Eldrichu - oznajmiła po czym uświadomiła sobie, że nie dla wszystkich może być to jasne jak dla niej samej. - Można powiedzieć, że jestem obecna przy powstawaniu... - zaciągnęła szukając właściwego słowa. Żadne, które przyszło jej do głowy nie oddawało w bardzo prosty sposób. - ...wynalazków - dodała krzywiąc się lekko nad wypowiedzianym populizmem. - Tak się składa pani Lauro, że poszukuję ludzi o pani talencie. Dziś wieczorem panowie Mosse zarzucili całkiem interesujący pomysł. Budowę maszyny która pomagałaby przy wyrębie drewna robiąc pracę dziesięciu ludzi - wzruszył lekko w tym momencie ramionami. - Niestety moje środki i wiedza są niewielkie, a to urządzenie mocno by pomogło Szuwarom. Przy aktualnej liczbie drwali jest za mało drewna na zimę dla wszystkich bieżących potrzeb. Może byłaby pani zainteresowana pomocą? - Oh... - wycisnęła niezręczne, szukając w myślach kolejnych słów. - Wprawdzie swój odpoczynek planowałam nieco dłuższy niż... jeden dzień... - odpowiedziała nieco z krępacją, nie czując się zbyt dobrze w chwili odmowy takiej propozycji. - Wie pan, na te wakacje zostałam wysłana przez mistrza. Nakazał mi miesiąc odpoczynku. Bez niego mam nie pojawiać się w warsztacie... - uśmiechnęła się lekko w zrozumieniu. - Na pewno panowie Mosse sobie z tym zadaniem poradzą, skoro zaproponowali taki pomysł. Budowanie maszyn nie jest w kwestii oberżysty, więc nie musi się pan czuć zobowiązany. - Nie mniej chcę pomóc Szuwarom. Nawet jeśli miałoby to oznaczać pozyskanie osób kompetentnych i zorganizowanie całego przedsięwzięcia. W końcu panowie Mosse zgłosili się do mnie z tym, ale szczerze wątpię w ich zdolności techniczne. Mogą co najwyżej służyć radą w kwestii drwalnictwa, ale zaprojektować i zbudować… cóż, to już poza ich zdolności. Szczęśliwie mamy panią, pani Lauro.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 26-10-2016 o 21:36. |
26-10-2016, 21:32 | #75 |
Reputacja: 1 | Laura i Eldrich, gospoda - część 2 - W Szuwarach na pewno kogoś pan znajdzie... - zaznaczyła delikatnie. - Dopiero dziś zaczął pan poszukiwania. |
26-10-2016, 21:51 | #76 |
Reputacja: 1 | Eldritch po odprowadzeniu do drzwi ostatniego gościa szykował pułapkę na niechcianego gościa. Na początek zamknął wszystkie okna i zasłony na piętrze. Postawił samotną świeczkę w pustym pokoju, a w tym które zajmował on zastawił dwie proste, ale bardzo hałaśliwe pułapki. Posłużyły mu do tego pensy, dwa niewielkie rondle z uszkami i kawałek sznura. Na skraju okna postawił jeden garnuszek z pensami tak, że ciężka zasłona sprawiła, że był niewidoczny. Zamysł był prosty. Jeśli ktokolwiek będzie chciał się wedrzeć oknem to garnek spodnie, monety się potoczą i będzie raban, a on się obudzi.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 26-10-2016 o 22:07. |
26-10-2016, 22:49 | #77 |
Reputacja: 1 | Ojciec i jego gosposia cz 1/2 Theseus zapukał, choć szczerze wątpił, czy przez hałas, jaki powodował pracujący młyn, ktokolwiek mógł dosłyszeć to stukanie. Wszedł więc do izby, a w niej zastał swoją gosposię i starszą Zbażynową. - Pan Józef czuje się lepiej, niż na jakiego wygląda. Z odrobiną łaski Pańskiej powinno już jutro mu się polepszyć - oznajmił Cicerone i zerknął na Chloe trzymającą w dłoniach wiadro pełne mleka. Widząc jej wiotką sylwetkę pochylającą się nad tym ciężarem, momentalnie przystanął do niej i przejął naczynie do swojej muskularnej ręki. - Rozumiem, że to na rzecz świątyni? Bóg zapłać, pani Genowefo - podziękował, skinąwszy do niej głową. Pożegnawszy się z gospodynią, cicerone w towarzystwie swej młodziutkiej gosposi ruszyli w drogę powrotną ku swemu nowemu domu, jakim była dla nich szuwarowa świątynia Wielkiego Budowniczego. Jako że ciemno już całkiem było, by nie ulało się mleka z wiadra, musieli ostrożnie stąpać nierówną ścieżką prowadzącą ich z młyna. - Poprzedni duchowny musiał albo popełnić samobójstwo, albo ktoś go zabił gdzie indziej i zrzucił z dzwonnicy dla zatarcia śladów - Chloe odezwała się nagle, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, czy wprowadzenia w temat. Powiedziała to z powagą w głosie, nieco szeptem i tylko jak ojciec Glaive uważniej jej się przyjrzał, to dostrzegł, jak czujnie dziewczyna rozgląda się na boki, choć tak naprawdę wyglądała na pierwszy rzut oka tak samo niewinnie jak zwykle. - Dziecko, skąd takie przypuszczenia, że ktoś mógł nastawać na życie ojca Philippe? Raczej nie był tamtej nocy z nikim widziany - zagaił Theseus, a podszedł do tematu lekko, nie dając po sobie poznać, czy wątek, który powzięła młoda gosposia, wywarł na nim jakiekolwiek wrażenie. Mimo wszystko Chloe mogła dosłyszeć nutę zaintrygowania, jakby sam Cicerone rozważał taką możliwość i dopiero ona była pierwszą osobą, z którą o tym rozmawia. - Na dzwonnicy nie było żadnych śladów, by ktoś próbował uchronić się przed upadkiem. A w gabinecie znalazłam wybity ząb i niedopałek cygara. Z tego co wiem, to cicerone nie był palaczem, tym bardziej tak drogich używek - odparła mu. - Poza tym w Szuwarach chodzą plotki, jakoby gosposia tamtego duchownego miała się w nim podkochiwać - na to akurat dziewczyna się skrzywiła. - Jeszcze rozumiem, gdyby była od niego młodsza - mruknęła do siebie, kręcąc głową z dezaprobatą. - Niestety nie znalazłam nic, co by wskazywało, kto i po co mógłby to cicerone zrobić - wzruszyła bezradnie ramionami. - Ciekawe… To by rzucało nieco więcej światła… - mruknął do siebie Theseus i wolną ręką pogładził brodę. Przez chwilę szedł w milczeniu, jakby przetrawiając wszystkie zasłyszane informacje i układając je sobie głowie. Wreszcie nią pokiwał i przekręcił na bok, by w ciemności dostrzec drobną sylwetkę gosposi. - Zastanawiające jest, skąd zaczęłaś interesować się całą tą sprawą, droga lilium - powiedział, zerkając na nią czymś w rodzaju konsternacji połączonej z rozbawieniem. - Oh - Chloe uśmiechnęła się uroczo. - Po prostu czy ojca nie zastanowiło to? Ktoś wchodził w środku nocy na dzwonnicę. Po co? - zapytała retorycznie. - Może zwid, może chciał skoczyć, a może ktoś go tam zwabił lub zaciągnął - jak zawsze krok gosposi był lekki i prawie nie słychać było, by obcasy jej butów wydawały jakikolwiek odgłos. Zupełnie jakby poruszała się niczym kot. - Tak, zastanawiały mnie przyczyny zgonu ojca Cicerone. Tak samo jak ślady włamania w jego gabinecie oraz brakujące strony wyrwanej z księgi ofiar na rzecz kościoła - odpowiedział ciszej, kiedy weszli już w zabudowania. Wtedy ponownie zamilkł, ale już raczej nie po to, by coś sobie przemyśleć, a raczej by ograniczyć ich rozmowę od niepowołanych uszu. - Nie skarcę twojego zainteresowania - powziął ponownie, kiedy znaleźli się już na podwórzu świątyni -[/i] bo i nie mam ku temu podstaw. Chcę jednak, byś o swoich przypuszczeniach nie rozmawiała z nikim innym, poza mną. Chloe, jesteś w stanie to przyrzekać? -[/i] zapytał, opierając dłoń o klamkę i przystając przed drzwiami wejściowymi do plebani. Swój wzrok skupił na młodej kobiecie, przyglądając się jej badawczo. Panna Vergest uniosła brwi zaskoczona, że ojciec Glaive postanowił zrewanżować się, dzieląc własnymi spostrzeżeniami. Jej twarzyczka spoważniała, ale oczy Chloe błyszczały wyrażając radość, podobną do tej, którą czuje dziecko dostając pochwałę od rodzica. - Oczywiście, przyrzekam na życie swojej matki - odparła mu gosposia, kładąc prawą dłoń na swej piersi, na wysokości serca. Duchowny wyraźnie odczuł, że dziewczynie zależy na jego akceptacji. - Włamanie… - powtórzyła po cicerone. - Może ten kto się włamał obudził ojca denata, ten chciał zobaczyć co się stało i... To przyczyniło się do jego śmierci... albo ogłuszenia... A dla zatarcia śladów napastnik zrzucił go z dzwonnicy... - zamyśliła się nad swoją teorią. - Ale czemu gosposia oszalała? Mówią, że jest "taka" właśnie od tamtej nocy. Czyżby magia? - dodała na koniec krzywiąc się, jakby zjadła coś gorzkiego. - Czasem powód może być bardzo prozaiczny - odparł Cicerone, wyłuskując z kieszeni klucz do drzwi i otwierając nim je. - Czasem też nasze serca nie mogą pogodzić się ze stratą, wpędzając umysły na ich skraj - dopowiedział, przekraczając próg. - Może trzeba było by jeszcze raz zbadać gabinet, ale tym razem za dnia… - zastanowił się na głos, będąc już w korytarzu. - Ojciec, który tu przybył w związku ze śmiercią cicerone, bardzo się spieszył, żeby opuścić Szuwary. Próbowałam jakieś informacje o nim zdobyć od opiekunek. Ale one nawet imienia jego nie znają - Chloe pokręciła głową. - Myśli ojciec, że gdzieś mogą się znajdować dodatkowe spisy datków, które mogłyby wyjaśnić co zawierały wyrwane strony? - gosposia spojrzała na duchownego, ale widać było, że się tym nie łudziła. - A może ja spojrzę na te zapiski? - zaproponowała. - Czyli był tu ktoś, żeby posprzątać bałagan - Theseus zerknął w zamyśleniu na gosposię. Doszedłszy do skrzyżowania, rozejrzał się. Spojrzał najpierw w prawo, na drzwi do swojej komnaty, a następnie w lewo, na schody. - Obawiam się, że nie możesz ich zobaczyć. Dokumenty takie jak te są tajemnicą kościoła - mruknął i potarł kark. - Może jednak powinienem jeszcze przejrzeć księgi. Musi tam być coś, co przeoczyłem. Chloe przewróciła oczami. Czy to była reakcja na to, że nie może spojrzeć w dokumenty, czy na to, że duchowny chciał jeszcze raz, w tym stanie, ślęczeć nad nimi? A może wszystko na raz? - Na pewno ojciec coś przeoczył - zgodziła się z nim gosposia. - Ale to przez zmęczenie. Mówiłam ojcu, żeby ojciec poszedł spać. Wypoczęty umysł lepiej pracuje - pogroziła mu palcem. - Więc proszę, niech ojciec zje już tylko kolacje i pójdzie spać. A jutro, po śniadaniu może pozwoli mi ojciec spojrzeć na te dokumenty... przez ojca ramię - uśmiechnęła się uroczo po tej propozycji czytania ksiąg pod nadzorem. |
27-10-2016, 08:50 | #78 |
Reputacja: 1 | Bartnik potarł zmęczone oczy. Dzisiejsza narada nadwyrężyła nerwowo mężczyznę, a jutrzejszy dzień nie zapowiadał się dużo lepiej. Nie po raz pierwszy tej nocy Remi pomyślał, że być może zbyt łatwo zgodził się na propozycję kobolta. Trzeba było się wypytać o bandę Miętosia, o uzbrojenie, może nawet o pozwolenie na zabranie ze sobą golema, gdyby udało się go uruchomić. Teraz jednak było już na to za późno. Dobrze, że Trouve wspomniał o tych gnollach. Remi będzie musiał je rano przydybać. |
27-10-2016, 23:30 | #79 |
Reputacja: 1 | Ojciec i jego gosposia cz 2/2 - Muszę… muszę zajrzeć do archiwum na chwilę. To nie powinno mi zająć długo - odpowiedział trochę nieobecny, wpatrując się w schody. - Jutro pomyślimy, co robić dalej. Pamiętaj, lilium, że mamy też inne rzeczy na głowie. Nie możemy zaniedbywać sprawy wspólnoty - zamilkł na chwilę, po czym dodał. - Dziękuję za troskę, dziecko, ale nic mi nie będzie.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
31-10-2016, 17:28 | #80 | |
Reputacja: 1 | Tura 9
| |