12 Caldimese 2524
“Półmaszt”, Remas
“Półmaszt”, wciśnięty w jedną z wąskich alejek w dzielnicy będącej domeną klasy niższej (ale jeszcze nie tak niskiej, by klasyfikować ją jako biedotę), nie był specjalnie popularnym lokalem. Nie, był tym specyficznym typem lokalu o jeszcze bardziej specyficznej klienteli. Do “Półmasztu” trafiali zazwyczaj osobnicy, którzy doskonale wiedzieli co to za miejsce i tacy, którzy znaleźli się tam tylko i wyłącznie przypadkiem, wszedłszy w złą bramę i zbyt najebani, by dbali o to gdzie byli. Był też i trzeci typ, który zjawiał się tam nie tyle w gościnie czy wskutek pijackiej wędrówki, co w interesach. “Półmaszt” był bowiem jednym z lokali, w którym można było spotkać się z kolegami po fachu, należącymi do jakże licznej nieoficjalnej gildii oszustów, handlarzy informacjami, kanciarzy, szalbierzy i innego szeroko pojętego marginesu społecznego.
Tyle że i nie z tego powodu ludzie braci Fontaniere odwiedzili “Półmaszt”. Powód ich wizyty był o wiele bardziej przyziemny, mocno prozaiczny, acz dalej wpisujący się w specjalistyczne usługi oferowane przez kabaret oraz tabun artystów i mistrzów krawiectwa nazywających lokal swoim domem. Przyjęcie w Palazzo Puttanesco wymagało wszak wiele przygotowań, zlecenie nie należało do najprostszych. Infiltracja balu maskowego wymagała subtelnego podejścia i odegrania roli, a to z kolei wymuszało pewne rzeczy. Jak chociażby odpowiednie dla tej okazji maski, jak i kreacje uszyte na miarę i wedle najnowszej mody. Pech jednak chciał, że mimo pełni lata, obecnym trendem i fanaberią możnych i bogatych były kreacje o wysokich, obcisłych kołnierzach. Oraz nieśmiertelna, wiecznie elegancka czerń. Nie śmieli jednak narzekać czy psioczyć, nie gdy dyktator “Półmasztu” w osobie Guccio Armaniego operował przy nich igłami, w asyście armii służek i paziów.
Bo choć Guccio Armani, delikatny i chudy Guccio, na pierwszy rzut oka nie wyglądał jakby mógł stanowić jakiekolwiek zagrożenie, to oni wiedzieli lepiej. Owszem, był pionierem - jak sam to określał - “sztuki impersonacji kobiet”, nocami przeistaczając się w Lapescę i przywdziewając damską personę, ale to w niczym nie ujmowało mu zdolności. Zdolności, które pozwalały jemu samemu i braciom Fontaniere utrzymywać wygodną pozycję w remańskim półświatku - pozycję neutralnych graczy. Co przy monopolizacji kryminalnych działań przez konkurujące ze sobą familie Monteschi i Cappoferro zakrawało na cud. Armani wbrew pozorom zasługiwał na szacunek, uznanie i może nawet kapkę zdrowego strachu.
Guccio, zaprzęgnięty do roboty, sprawdził się jak zwykle. Nie tylko w kwestiach modowych, zapewniając im kreacje, maski i akcesoria (z marsową miną nakazując zwrot wszystkiego), ale i informacyjnych. Armani był zaufanym źródłem z rozbudowaną siatką informatorów i rekomendacjami od braci Fontaniere, wobec czego zawierzyli mu zbieranie danych wywiadowczych. Posłańcy dostarczyli im już parę wiadomości spisanych eleganckim pismem, ale Guccio też przy okazji przymiarek wyciągnął i wręczył im koperty z informacjami.
Co wynagrodziło przydługi i mało komfortowy pobyt w “Półmaszcie”.
13 Caldimese 2524
Palazzo Puttanesco, Remas
Wczesny wieczór
Ciemny strumień możnych i wpływowych wlewał się miarowo w obręby ociekającego bogactwem Palazzo Puttanesco. Złocona brama. osadzona w marmurowym murze i obsadzona wartownikami w liberiach, otwarta była na oścież, brukowany dziedziniec rozbrzmiewał bez przerwy terkotaniem kół eleganckich powozów i dorożek, starannie przystrzyżone żywopłoty i krzewy szumiały w lekkiej bryzie znad morza.
Crème de la crème remańskiego społeczeństwa stopniowo wdzierało się wewnątrz odrestaurowanego pałacu, przechodząc przez obszerne atrium złączone z szerokimi stopniami, zwieńczone wysoko w górze kopułą, w drodze do wschodniego skrzydła, w którym to bić miało serce balu. Wielka sala balowa powoli była wypełniana przez tłum w różnych odcieniach czerni, skrzący się biżuterią i dekoracyjnymi akcentami różnego sortu (jak choćby aksamitem, którym wartownicy wiązali oręż). Szmer rozmów odbijał się od ścian zdobionych freskami i arrasami, przeplatany spokojnymi nutami uciekającymi spod palców orkiestry na podwyższeniu. Tłum falował miejscami, możni zbijali się w grupki i mieszali, spacerując leniwie to tu, to tam. Służący w nieskazitelnych liberiach krążyli z paterami wypełnionymi przystawkami różnej maści - od owoców, przez kawałki sera, po owoce morza - oraz kielichami wina, wśród których niepodzielnie królowało ciemne Lucerrano z winnic na południu Tilei. Skryty w dalekim końcu sali korytarz prowadził ku dalszym pomieszczeniom skrzydła, z których część oddana do użytku gościom stanowiły kameralne saloniki.
Część z gości spacerowała też i na zewnątrz, przecinając atrium w drodze do ogrodów przylegających i okalających północną fasadę. Brukowane ścieżyny wiły się wśród zieleni akcentowanej tęczowymi barwami krzewów, składały na labirynt wyznaczany przez żywopłoty sięgające pasa. Tu i ówdzie rozsiane były marmurowe ławeczki na których spotykali się żądne nieco większej prywatności czy kameralności pary i duety, szepcząc między sobą czy chichocząc w bezpiecznej kryjówce złożonej z cieni i flory. Centrum ogrodów była potężna marmurowa fontanna w kształcie pięknej nimfy z dzbanem, z którego wylewała się woda, nad którą rozpływali się fani estetyki i zachwytom nie było końca.
Zachodnie skrzydło, którego parter ograniczony był do pomieszczeń użytkowych i mieszkalnych, było zamknięte. No, nie tak do końca zamknięte - drzwi przepasane były zaledwie grubą aksamitną liną w kolorze czerwieni, dobitnie sygnalizującą zakaz wstępu. Podobne liny rozpostarte były też przy schodach na górne kondygnacje, w bocznych ścieżynach ogrodów i wszędzie tam, gdzie gości mieli nie wchodzić. Miejscami dodatkowo wartowali kondotierzy najęci przez signore Gentile, mający pilnować porządku i by gości nie pałętali się tam, gdzie nie trzeba. To zachodnie skrzydło właśnie było celem ludzi braci Fontaniere. To tam, na piętrze, znajdowała się galeria i kolekcja artefaktów uzbieranych przez lata przez byłego Senatora i to tam, w tamtejsze pomieszczenia, wedle wcześniejszych poleceń “goździkowcy” przemycili dla nich ich sprzęt oraz ekwipunek.
Wieczór rozpoczynał się leniwie.