Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-10-2022, 21:26   #1
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację
WHFR 4ed. - "Augur"


____
1.0


Rok ten w kronikach po wielokroć wspominano. Wszak pełen on znaków tajemnych i wydarzeń niewytłumaczalnych. Gdy tylko mrok Hexensnacht minął i pierwszy poranek nowego roku nastał, to już bystre oko dostrzec mogło niezwykłe zwiastuny nadchodzących terminów. Ledwo bowiem ostatnie śniegi stopniały śniegi, a już kwiecia mnogość obrodziła, jakby cała natura tylko czyhała na chwilę słabości Pani Zimy, niczym grupa halflindzkich kłusowników przyczajonych na młodą łanię.
Przyroda wręcz rwała się do życia i nawet w północnych prowincjach wiosna zawitała szybko i w mgnieniu oka przerodziła się w niezwykle ciepłe lato.

Każden jeden kapłan, uczony, czy astrolog, co innego głosił i przed czym innym ostrzegał. Jedni zwiastowali nadejście zmian wielkich i niespodziewanych, które całym Starym Światem wstrząsnąć miały. Inni przed zimą mroźną i niezwykle długą, przestrzegali i o mających nadejść falach Chaosu mówili. Reszta, która w większość stanowiła, napominała by z darów natury korzystać, radość z życia czerpać i o gromadzeniu zapasów nie zapominać. Rzadko się bowiem zdarza, by pogoda tak pomyślna była i we wzrost wszelki dostania.

Radowali się zatem, tak prostaczkowie, co na roli dzień w dzień się trudzili, jak i możni panowie, co bogactw swych przeliczyć nie byli w stanie. Każdemu bowiem zdało się, że oto bogowie wszyscy, łaski obfite na całe Imperium zesłali i oto dobre czasy nastały.

Złego to jednak początki były i rychło lud cały miał się o tym przekonać..
Licho swe tany złowróżbne w święto letniego przesilenia zaczęło, ale i wcześniej już znaki znać było, że wszystko ku zatraceniu zmierza.



____
1.1


Wolfenburg, stolica Wielkiego Księstwa Ostlandu, 25 Sigmarzeit
podziemna kaplica w klasztorze “Gorejący Obuch”zakonu Ognistego Serca


Pierwsze promienie Söll ledwo liznęły ostlandzką ziemię, gdy niewielki orszak schodził do podziemnej kaplicy w klasztorze “Gorejący Obuch” Grupie przewodził Orwin Fiegler, opat zgromadzenia. Starzec z długą siwą brodą, odziany w paradną, rytualną kolczugę, podpierając się na pozłacanym pastorale, dreptał wolno w kierunku wejścia. Za nim podążało sześciu akolitów w formacji rozciągniętej szpicy. Pierwszy z nich w uniesionych nad głową dłoniach trzymał oprawioną czarną skórę i wzmocnioną złotymi okuciami księgę. Znajdujący się po obu flankach jego współbracia uderzali w drewniane kołatki i z pochylonymi głowami recytowali półgłosem hymn opiewający wielkie czyny Sigmara. W niewielkim oddaleniu za afirmantami, szło czterech mężczyzn.

Ich surowe i poważne miny wskazywały na wielkie skupienie, graniczące niemal z kontemplacją. To właśnie dla nich władze klasztoru zorganizowały ten specjalny obrzęd.
Bowiem Pankraz Jung, Zygfryd Grimmig, Carl Skell i Oswald Gerstmann już niebawem mieli się wspólnie podjąć wielkiej misji.
Różniło ich wiele. Pochodzili z różnych prowincji, wychowywali się w różnych warunkach, a i charaktery mocno kontrastowały ze sobą. Wspólnie wyznawana wiara w SIgmara, umiłowanie porządku i nienawiść do wszelkiego plugastwa, przezwyciężały te różnice i stanowiły mocarny fundament na którym ich zwierzchnicy mieli zamiar zbudować silną i zwartą drużynę, gotową zrobić i poświęcić wszystko, by tylko wypełnić świętą misję.

____
Podziemna kaplica było to miejsce ze wszech miar wyjątkowe. Legenda głosi, że zbudowaną ją nim jeszcze powstał tutaj miasto. W dawnych wiekach, kiedy kult Sigmara na tych ziemiach potępiano, a wszystkich jego wyznawców prześladowano, spotykali się oni w niewielkiej ukrytej pod ziemią świątyni. Dzięki zmyślnemu wykorzystaniu zwierciadeł, wnętrze kaplicy od pierwszych chwil świtu, wypełniało się złocistym blaskiem Soll. Wszystkich wchodzący do środka tej zdawać, by się mogło skromnej budowli, wnet wypełniała ekscytacja i niepojęte wręcz uczucie dumy i błogości. W powietrzu wręcz dało się wyczuć majestat i niezwykłe dostojeństwo dni, kiedy Sigmar zasiadał na tronie Imperium.

Akolici stanęli w szeregu. Trzech po lewej i tyluż samo po prawej stronie absydy. Opat zajął miejsce przed ołtarzem na który składał się inkrustowany tron, głaz ofiarny oraz marmurowy relief wypełniający całe wnętrze apsydy. Ceremonialnie złożył świętą księgę zakonu na pulpicie, a następnie zbliżył się do głazu i sięgnął po leżący na nim złoty młot - replikę słynnego Ghal Maraz. Wzniósł go ku niebu i choć lat wielu już miał na karku i czynność ta wyraźny trud mu sprawiała, to znalazł on w sobie dość siły, by uderzyć nim po trzykroć w głaz i zawołać:
- Chwała Sigmarowi!

W czasie tych celebracji akolici nieprzerwanie wyśpiewywali hymn ku czci Sigmara, a głos ich z każdą chwilą przybierał na mocy. Apogeum osiągnął, gdy opat Fiegler po raz trzeci rytualnie uderzył w głaz. Wtedy to wszyscy zebrani w kaplicy zawołali:
- Chwała Sigmarowi! Chwała Ghal Maraz! Chwała Imperium!

Echa tych słów odbiły się po wielokroć od ścian kaplicy i dudniły w całym klasztorze, jakby to święte zawołanie wydobyło się z dziesięciu tysięcy gardeł.

Gdy pogłos w końcu ucichły, opat Fiegler odwrócił się ku czwórce mężczyzn i cały czas trzymając złocisty młot nad głową, wypowiedział drżącym głosem słowa błogosławieństwa:
- Potężnie, jaśniejący blask nieustającej chwały Sigmara, niech was oświeca, moc waszą wzmacnia i herezję wszelką wspomaga żywym ogniem wypalić. Pokłońcie się przed największym spośród ludzkiego rodu, który na boskim tronie zasiada.

Po czym każdemu z zebrany przyłożył złoty młot do prawego ramienia. Gdy ostatniemu z łowców błogosławił, nogi się pod nimi ugięły i gdyby nie błyskawiczna reakcja jednego z akolitów, zapewne zakończyłoby się to upadkiem opata, a pewnie także jakimś poważnym złamaniem.

____
- Raczcie wybaczyć - rzekł Orwin Fiegler, gdy po zakończonym nabożeństwie stał na klasztornym dziedzińcu w towarzystwie grupy łowców i inkwizytorów - Siły już nie te. Starość to rzecz straszna, która czyni nas słabszymi niźli niemowlęta.
Uprzedzając wszelkie dobrotliwe słowa i wyrazy współczucia, opat uniósł dłoń dając tym samym znać, że nie potrzebuje fałszywej litości.
- Mój wiek ma na szczęście też swoje zalety - uśmiechnął się pogodnie i z lekkim przekąsem - Im bardziej zbliżam się do bram ogrodów Morra, tym więcej widzę i rozumiem. Wiedzcie, że misja, która została wam powierzona znaczenie niebagatelne ma. Nie traktujcie jej jako rutynowego polowania. Heretyk z którym zmierzyć się wam przyjedzie, ma potężnych popleczników i moc wielką. Dojrzewa ona w nim powoli, ale z każdą chwilą czyni go coraz bardziej niebezpiecznym. Miałem sen… sen straszliwy… twarze wasze widziałem, jak w gęstym mroku zagubione błądzą… Szron skronie wam przyozdabiał, jakbyście wiele nocy zimowych pod gołym niebem spali… blask srebrzysty z nieba się lał i choć mrok wszędy panował, to jasno jako w dzień… groby otwarte widziałem… i zwłoki, co z nich wyłażą i tron cesarza śniegiem pokryty… baczenie, więc miejcie na siebie i na wszystko we koło, a nade wszystko misje swoją gorliwie wypełniajcie, nieustannie Sigmara o wspomożenie prosząc. Tylko z jego błogosławieństwem unikniecie dróg zdradliwych i ludzi, co plugawe języki i serca mrokiem wypełnione mają. Strzeżcie się powtarzam, bo odpowiedzialność wielka na was spoczywa.

Opat pauzę zrobił, gdyż poranne celebracje wielce jego siły nadwyrężyły i teraz nawet mówienie sporą trudność mu sprawiało. Zaczerpnął kilka głębokich oddechów, niczym atleta co sztangę olbrzymią dźwignąć zamierza i zza pazuchy swej klasztornej szaty wyciągnął garść listów z pieczęcią samego lektora zakonu Ognistego Serca, Heinricha Allenstaga.
- Oto listy żelazne dla was i kilka słów rad i błogosławieństwa, ręką samej Jego Świątobliwości skreślone.

Przekazując listy dodał jeszcze:
- Nieustannie będę wznosił modły za was i za misję waszą. Dobre kowadło nie boi się młota.
Chwała Sigmarowi.



____
1.2


Wolne miasto Wurzen, 29 Sigmarzeit


Od ponad dwóch tygodni żar niemiłosierny lał się z nieba i nawet w nocy ni wytchnienia nie było, ni choćby najmniejszego chłodnego powiewu krztynki. Wszędzie tylko ukrop i parówka taka, że nawet muchy bez sił pokotem padały. Strumienie wszystkie wyszły, a i w większych rzekach poziom wód tak opadł, że niemal w każdym miejscu bez trudu przekroczyć się je dało.

W takich warunkach przyszło czwórce inkwizytorów wyruszyć na trakt. Wedle wskazań Lektor zakonu Ognistego Serca, Heinricha Allenstaga mieli udać się do Wurzen, by tam wedle własnego uznania i doświadczenia przygotować sztab powierzonej im misji. Każdy z łowców cieszył się wielkim zaufaniem tak bezpośrednich przełożonych, jak i najwyższych dygnitarzy Zakonu. Otrzymali oni praktycznie całkowitą swobodę w organizacji i realizacji polowania.

Mieli do pokonania ponad sto mil w piekącym skwarze. Soll prażył niemiłosierni od wielu dni, błękit nieba nie skalał się choćby najmniejszą chmurką. Konie, choć zaprawione i mocarne, ledwo powłóczyły nogami. Popędzanie ich nie miało żadnego sensu. Prędzej bowiem wierzchowce zdechłyby na trakcie niż przyspieszyły kroku. Nawet nocami na popasie, czy to w polu, czy przydrożnej gospodzie, ani zwierzęta, ani ludzie nie zaznały ulgi. Duszne powietrze sprawiało, że ciężko było oddychać, a każdy choćby najlżejszy i najcieńszy skrawek odzieży lepił się do skóry i powodował otarcia.

Po czterech dniach mordęgi na trakcie, łowcy przekroczyli bramy Wurzen. Miasto szykowało się do zbliżającego się wielkimi krokami święta Sonnstill. Dzień przesilenia letniego celebrowała każda rasa, a tego roku wszyscy żywili nadzieję, że gdy Soll przekroczy zenit zelżą upały i spadnie choć odrobina deszczu. Coraz głośniej mówiło się bowiem o możliwości pojawienia się suszy, która może zniszczyć tak dobrze zapowiadające się zbiory.

Do miasta przybywali, więc liczni goście. Tak prości chłopi, jak i przedstawiciele wyższych stanów. Na ulicach pełno było cyrkowych artystów, wędrownych kuglarzy, jak i pospolitych szarlatanów, którzy stojąc na rogach wieszczyli zbliżające się wielkie nieszczęście.

Większość obecnych nadal jednak żyła w przekonaniu, że ten rok upłynie pod znakiem obfitego błogosławieństwa bogów i przyniesie wiele korzyści i szczęścia. Karczmy, więc pękały w szwach i graniczyło z cudem, aby znaleźć nocleg na najbliższe dni.
Zapewne, gdyby nie zapobiegliwość przełożonych także czwórka łowców nie znalazłaby kąta, by odpocząć i orzeźwić się chłodnym piwem.

Polecona przez Mistrza Świątyni, Erkenbranda Gaertnera, zajazd “Pod Rozłożystym Dębem” okazał się faktycznie miejscem godnym polecenia, zarówno pod względem jadła, a napitku, jak i panującej w nim atmosfery. Przybytek prowadził siwiejący niziołek, którego wszyscy goście nazywali Tatulkiem. To pieszczotliwie określenie doskonale oddawało naturę i charakter właściciela. Z ojcowską wręcz miłością witał osobiście gości, każdemu polecając danie ze swej kuchni, bezbłędnie przy tym odczytując gusta i upodobania każdego z nich. By przekroczyć próg tawerny trzeba było spełniać określone kryteria. Żaden łachmyta, czy obwieś nigdy nie zawitał do środka. Pilnował tego barczysty ogr, którego gębę przyozdabiał szeroka blizna przebiegająca w poprzek jego głowy. Wyglądało to tak, jakby ktoś wbił w jego czerep wielki topór i rozpłatał go na pół, a ogr mimo wszystko i tak przeżył, a rana się zagoiła. Ktokolwiek pytał o pochodzenie szramy otrzymywał za każdym inną barwną opowieść. W każdej jednak wersji Gandrog Brązowooki, takie bowiem miano nosił ów ogr, pojawił się jako wspaniały wojownik, siłacz i pogromca bestii.

Czwórka łowców została przyjęta z honorami i ulokowana w niewielkiej salce sąsiadującej z główną izbą. Zapewniała ona zarówno dyskrecję, jak i wystarczającą swobodę, by można było tutaj odpocząć i dopracować szczegóły planu, którego zręby zrodziły się w czasie przemierzania traktu.


____
1.3


Ostęp Fikastów, baronia Bogenschutze, 29 Sigmarzeit


Manfred von Bogenschutze, dowódca straży baronii, z polecenia swego brata od ponad tygodnia tropił oddział banitów, którzy podszywając się pod zarządcę pobierali myto, a także rabowali podróżnych przejeżdżających drogą prowadzącą do Wurzen.
Manfred i jego ludzie bezskutecznie próbowali schwytać bandytów. Ci jednak wykazywali się niezwykłym wręcz sprytem i intuicją. Nie tylko gubili podążających ich tropem zbrojnych, ale też dwukrotnie już uszli z zasadzki, jaką ci na nich przygotowali. Można byłoby pomyśleć, że albo mają jakieś prorocze wizje, które ich ostrzegają, albo ktoś z ludzi będących na służbie barona przekazywał im informacje.
Sprawa wyglądała coraz bardziej podejrzanie i po raz kolejny stawiała Manfreda w złym świetle. W końcu, co to za dowódca straży, który nie potrafi schwytać kilku zwykłych bandytów.

Tej nocy, dziewiątej z kolei spędzonej pod gołym niebem, Manfred miał dziwny sen.

Otaczał go mrok. Gęsty, nieprzenikniony i zimny, choć powietrze wokół przypominało to, które bucha z kowalskiego pieca. Zalegająca cisza paraliżowała i budziła większy lęk, niż ryk najplugawszej bestii z mrocznych głębin Chaosu.
Manfred stał samotnie, w ledwo zarysowujących się kształtach budynków przed nim, rozpoznał dziedziniec rodzinnej twierdzy. To na tym zamku od ponad trzech wieków zasiadali wszyscy baronowie von Bogenschutze. W rodzinnych legendach zyskał on miano Hunde Zitadelle. W dawnych wiekach ponoć pierwszy z baronów został zaatakowany przez dzikich zwierzoludzi. Osadzony pewnie zginąłby niechybnie, gdyby nie jego wierne brytany. Osiem z dziesięciu ogarów oddało życie w walce. Baron Gustav uznał to z znak od bogów i w podzięce za ocalenie założył na tym miejscu rodową siedzibę.

Nagle spoza chmur wychylił się Morrslieb. Upiorny, szmaragdowy blask “Ukochanego Morra” zalał cały dziedziniec, ukazując zamek Bogenschutzów w kompletnej ruinie. Strzaskane mury porastał bujny bluszcz o dziwnych, kostropatych liściach. Na szczycie bramy wjazdowej przysiadł kruk o srebrnych piórach i zaskrzeczał złowieszczo. Echo niosło jego plugawy rechot w mroczną dal, obwieszczając całemu światu zagładę.
 
Nuada jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172