Gniew Burzy
Rozdział I: W Strugach Deszczu
Suchy ląd, nareszcie!
Ostrze Kaavy wypłynęło blisko tydzień temu z Portu Wolność na południe, tuż poza obecne granice Sargavy. Żegluga wzdłuż wybrzeża zwykle należała do wygodniejszych i szybszych sposobów transportu, ale tym razem tak nie było. W głębi Zatoki Desperacji od dłuższego czasu utrzymywały się ciemne chmury burzowe, co jakiś czas zbliżając się do lądu, przynosząc ze sobą sztormy i potężne wiatry. Kapitan
Ostrza , siwy półork o ciemnej karnacji, był doświadczonym wilkiem morskim o latach doświadczenia, lecz nawet on szybko doszedł do wniosku, że najwyraźniej Gozreh wystawiało go na jakąś próbę, bo od lat nie musiał zmagać się z tak nieprzychylną pogodą. Mimo tego i kilku groźniejszych incydentów w rodzaju uszkodzenia wyposażenia czy wypadnięcia jednego z goblińskich majtków za burtę, podróż upłynęła bez poważnych strat, co nie znaczy, że była komfortowa. Wielu nieprzyzwyczajonych do morskich wojaży pasażerów albo kryło się większość czasu w swoich kajutach, albo co i rusz biegało „podzielić się obiadem z rybami”, jak to ze śmiechem kwitowali marynarze. Szczególnie przodował w tym pan Menius, któremu te kilka dni męki pozwoliło zauważalnie stracić na wciąż jednak pokaźnej wadze. Na szczęście te męki dobiegały już końca - w oddali widać już było skromne zabudowania Pridon’s Hearth, usytuowanego w spokojnej delcie rzeki Korir.
Z daleka kolonia nie robiła imponującego wrażenia - ot, niewielkie miasteczko zbudowane na samym skraju dżungli, zajmujące fragment bagnistego wybrzeża i kilka pobliskich wysepek, połączonych prostymi mostami. Z bliska zaś… nie było dużej różnicy. Drewniane zabudowania, część postawiona na kamiennych fundamentach, a część na wbitych w bagna i wodę drewnianych palach, były rozmieszczone dość luźno, korzystając z wolnej przestrzeni. W większości przypadków były to proste piętrowe domy, zapewne ze sklepami czy zakładami rzemieślniczymi na parterze, tylko na jednej z wysp widać było kilka dużych magazynów, położonych tuż obok przystani. Jedynymi w pełni kamiennymi zabudowaniami był mur okalający tą część kolonii znajdującą się na stałym lądzie, stojąca tuż obok niego świątynia Abadara z ozdobioną charakterystycznym kluczem wieżą, a także postawiona na pobliskim klifie, górująca nad całą okolicą piękna willa, zapewne należąca do tutejszego zarządcy.
Pogoda wciąż była kapryśna - niebo pokrywały chmury, z rzadka tylko pozwalając przebić się promieniom słońca, za to cały czas grożąc kolejną już ulewą. Wiała lekka morska bryza, co jakiś czas mocnymi podmuchami przypominając, że w każdym momencie może przerodzić się w pełnoprawny sztorm. Z tego też powodu kapitan Borsk zarządził, że
Ostrze zakotwiczy na otwartej wodzie, niedaleko stojącego tam już
Kobaltowego Oka, a pasażerowie będą musieli pokonać ostatnie kilkaset metrów w szalupach. Protesty panów Blackwella i Meniusa na nic się nie zdały, i parę minut później obaj siedzieli wraz z asystentami tego pierwszego w jednej z dwóch łódek wiosłowych, napędzanych przez utyskujących na dodatkową robotę marynarzy. Drugą zajmowała pani Tullia, Umuzu i kilku rzemieślników, zaś na pokładzie na drugi kurs oczekiwali odpowiadający na ogłoszenie władz kolonii najemnicy oraz obwieszeni ciężkim ekwipażem tragarze i robotnicy. Póki co morze u ujścia rzeki było spokojne, więc ledwie kilka chwil później sześciu mężczyzn z różnych stron Golarionu rozsiadało się w chybotliwej szalupie, spoglądając w stronę nadchodzącej przygody. Ta jak na razie nie zapowiadała się wielce ekscytująco, ale większość porywających opowieści nie zaczynała się od trzęsienia ziemi, czyż nie?
Któż wiedział, co czekało ich na burzliwej delcie Koriru?