Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2011, 04:00   #1
 
Crys's Avatar
 
Reputacja: 1 Crys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwu
[Wampir: Maskarada] Fala

Kobieta miarowo stukała smukłym, upierścienionym palcem w drewniany blat biurka, obserwując miotającego się po gabinecie, wysokiego i zdecydowanie zbyt chudego Tremere. Mężczyzna przerzucał kolejne sterty dokumentów, ignorując spadające na podłogę papierowe teczki i kolorowe segregatory. Gdyby oddychała, lub nie uważała, że takie ludzkie zachowanie jest poniżej jej godności, na pewno westchnęłaby.
- Karl, proszę cię, nie ma sensu po raz kolejny przebijać się przez te wszystkie papieprzyska. To, co było nam potrzebne już wiemy.
Wampir zatrzymał się gwałtownie, jakby w pół ruchu i przeniósł wzrok z trzymanej w ręku kartki z czerpanego papieru na kobietę.
Vanessa Polaris nie była na pewno klasyczną pięknością. Czy w ogóle była pięknością - to w zasadzie od tego pytania powinien zacząć każdy, kto pokusiłby się o napisanie rozprawy o jej urodzie. Nieco zaokrąglona, niewysoka i bardzo biała. Nie jasna, ale biała. Karlowi czasem przypominała pyzę na parze, taką, którą podano mu kiedyś, gdzieś na terenach Europy Wschodniej, a której i tak nie mógł spróbować. Tak samo było z Vanessą. Jednak kryło się w niej coś ujmującego i czarownego, przy czym jej magia nie miała nic wspólnego z tym, czego można by się spodziewać po Kainitach - nie była niczym demonicznym. Kiedy ktoś patrzył na te blade rzęsy i chłodne, błękitne oczy, widział raczej cząstkę anielskości. To pewnie to przyciągnęło do niej kogoś tak poszukującego sensu w wampirzym istnieniu, jak Richard. I to również dlatego tak bardzo jej nienawidził.
- Potrzebujemy każdej, najdrobniejszej informacji. Cokolwiek - odpowiedział cicho, przesuwając znów wzrokiem po drobnym, schludnym piśmie, które pokrywało kartkę.
- Przecież to i tak nie ma sensu. Właśnie został poinformowany o zaginięciach. Rozniesie cię na strzępy - mówiąc to, Vanessa wstała, odgarniając swoje idealne loki na plecy i podeszła do regału z książkami, jakby nie znała tytułów, które sama podkładała swojemu Księciu do czytania.
- Na strzępy? Nie sądzę. Wiedziałaś o wszystkim wcześniej ode mnie. I nie raczyłaś mu nic powiedzieć - usłyszała zza swoich pleców.
- Oskarżysz moją osobę, o zatajanie przed Księciem informacji?
- Oskarżać? Nie - Karl Haye, Senaszal Ottawy, powoli podszedł do wciąż stojącej pod dębowym regałem kobiety - Primogen nie kichnąłby bez wiedzy Księcia, wątpię aby którekolwiek z nich knuło coś za plecami Richarda, Ty jesteś jego niewinną ukochaną, głupią, niewiedzącą o niczym, nieszczególnie zainteresowaną polityką, ale ja... Ja jestem jego Seneszalem, może i wybranym przez Primogen, ale to on podsunął im moją kandydaturę, to nie oni wpadli nagle na taki pomysł. To ja będę tym, który będzie mu się tłumaczył, owszem, ale to ja znajdę również rozwiązanie - stanął tuż za nią, tak blisko, że poczuła jego zapach i oddech na swoim karku. Wiedziała, że zrobił to specjalnie. Oddech? To nie był tani horror klasy B i obcy oddech na szyi nie przyprawiał bohaterów o ciarki.
- Rozwiążesz? - odeszła spokojnie, w ogóle nie poruszona jego odgrywaniem.
- Oczywiście. Wiem świetnie, że sama chciałabyś to zrobić - zaakcentował słowo z sykiem - Głupia? Naiwna? Niezainteresowana polityką? Jesteś aż tak dobrą aktorką, czy cała ta zgraja nadskakujących sobie Kainitów jest aż tak głupia?
Vanessa poderwała głowę, z gniewiem wbijając spojrzenie w twarz Seneszala. Zmrużyła lekko oczy, żeby wreszcie roześmiać się.
- Primogen, który nie kichnie bez pozwolenia Ricka? Ciekawe. Spytam cię o to samo, za twoim pozwoleniem. To oni tak dobrze grają, czy ty jesteś tak głupi?
Nie pozwoliła mu odpowiedzieć na to pytanie, nie poczekała na jakąkolwiek reakcję z jego strony, tylko wyszła, gwałtownie trzaskając drzwiami z gabinetu.

Dwie godziny później Vanessa siedziała w nieco mniej uczęszczanej części Elizjum, które było niepisaną salą oczekiwania do prywatnego spotkania z Księciem, na swoim stałym miejscu, pośród miękkich poduszek, puf i foteli w kwiatowe wzory, gdzie ciepło sztucznych świec mieszało się z surowością równo poustawianych drewninanych stolików. Nie mogłaby nazwać tej części ekskluzywną, mimo drogich perskich dywanów, które ozdabiały chłodną, marmurową posadzkę. Było tu jakby nieco przekombinowanie i tandetnie, jednak lubiła ten miks orientu ze współczesnością. Przesunęła delikatnie dłonią po chropowatej powierzchni swojego naszyjnika, to zawsze ją uspokajało. Gdyby była człowiekiem lub przyznawała się do tego, że czasem wciąż chciałaby nim być, zamówiłaby kubek gorącej czekolady. Gospodarz Elizjum, Andreas Marrast, rzecz oczywista Toreador, nawet nie spytałby po co, tylko natychmiast sprowadził to, na co miała ochotę, bez względu na porę. Mogłaby siedzieć z podkulonymi nogami, nie bacząc na suknię, zsuwając ze stóp baleriny, czując ciepło kubka w dłoniach i chłonąc przyjemny, wciąż pobudzający ją zapach czekolady. Może mogłaby też lekko zamoczyć usta w słodkości, nim jeszcze wystygnie i na wierzchu powstanie stężała skorupka.
Pozwalała myślom błądzić, obracała w głowie abstrakcyjne pomysły, nie zatrzymując się przy żadnym postanowieniu dłużej.
- Martwisz się. A to uczucie narasta z każdą kolejną godziną, prawda? - podniosła spojrzenie na wchodzącego w jej przestrzeń Seneszala.
- Po co znowu konfrontacja ze mną? - odprychnęła, nieco zirytowna.
- Wyszłaś tak szybko... Nie skończyliśmy z pomysłami, przecież wiesz - może pozwolił jej wcześniej podkreślić swój gniew i irytację, jednak teraz przyszedł czas na konkretne działania.
Zmierzył ją spojrzeniem, już po raz kolejny tego dnia. Była nieco przygaszona. Tym co zrobiła, czy tym, że nagle nie była na do końca pewnej pozycji?
Może zamierzał coś dodać, ale niemal zachłysnął się słowami, kiedy przez łukowate przejście energicznym krokiem wszedł Książę.
- Karl, za mną. Vanessa, zostań - rzucił tonem nie znoszącym sprzeciwu, przechodząc obok nich i otwierając masywne, dębowe drzwi, prowadzące do jego prywatnych pomieszczeń.
Niemal z idealnym wyczuciem czasu, kiedy tylko Ventrue i Tremere opuścili „poczekalnię”, przez przejście weszły kolejne dwie osoby.
- Josefie, witaj Anno - przywitała nowoprzybyłych Vanessa, lekko podnosząc się ze swojego fotela.




Anna Legrand

Anna wiedziała, że coś się dzieje. Przyjaciółka nie chciała jej nic powiedzieć, wymigiwała się, unikała Elizjum, co było sprzeczne z całą jej naturą. Unikała jej samej, choć Anna już dawno zauważyła, że starsza Toreadorka zwykle starała się mieć ją codzinnie, choć na parę godzin, tylko dla siebie.
Próby wydobycia powodu zmartwień Vanessy spełzały za każdym razem na niczym. Nie podobało jej się to. Lubiła wiedzieć co się dzieje i dzięki tak zażyłej znajomości, nigdy nie była od niczego odcinana, zawsze wiedziała wszystko i o wszystkich. Może byłaby poirytowana, gdyby miała mniej zajęć, ale ostatni tydzień lekko rozluźnionych kontaktów z Vanessą zaowocował niespodziewanym napływem weny, która mrowiła jej palce i niemal nie pozwalała zostawić płócien. Tego wieczoru pragnęła omówić z przyjaciółką kolejną wystawę w Elizjum. Tym razem nie jednego ze swoich ludzkich czy wampirzych podopiecznych, ale swoją, własną. Znów chciała ogrzewać się w blasku sławy. Owszem, zawsze była podziwiana i hołubiona, ale teraz miała ochotę poczuć wszystkie te adoracje i gwałtowne wybuchy uczuć ze zdwojoną mocą. Jeśli Vanessa nie miała ochoty rozmawiać o trapiących jej nie-życie problemach, nie będzie poruszać tego tematu, mogła tym razem zaproponować jej co najmniej jeden inny, znacznie bardziej interesujący. Anna więc pojawiła się tego wieczoru w Elizjum z postanowieniem, że skieruje myśli przyjaciółki na inny tor i nie pozwoli tak łatwo pozbyć się z towarzystwa.
Kiedy wymieniła wszystkie grzeczności z przebywającymi w wampirzym przybytku gośćmi, już wiedziała, że ukochana Księcia zaszczyciła monsieur Marrasta swoją obecnością. Z wrodzonym i zupełnie niezamierzonym wdziękiem udała się w stronę tej części Elizjum, którą Vanessa lubiła najbardziej. A gdy zobaczyła reakcję starszej Toreadorki na swój widok, odczuła lekką ulgę. Ten uśmiech wiele obiecywał, jednak było w nim coś niepokojącego.
- Witaj Anno - usłyszała, podchodząc do Vanessy Polaris i odpowiadając na powitanie, pozwoliła jej otoczyć się w talii ręką. Jasna, nawet jak na wampirzycę skóra, zdecydowanie odcinała się od czerni jej sukni. Anna powoli skierowała swoje stalowoszare spojrzenie na drugiego znajdującego się w pokoju osobnika.
- Szeryfie - skinęła krótko głową w drobnym geście szacunku. Nie zamierzała okazywać mu więcej uwagi, niż na to zasługiwał.
- Mademoiselle Legrand, to ulga widzieć kogoś, kto będzie potrafił odpowiednio zająć się naszą Vanessą - odpowiedział, przechodząc obok obu Toreadorek, nie zaszczyciwszy ich spojrzeniem - Ponieważ muszę udać się do swoich obowiązków, wierzę, iż pani towarzystwo zaabsorbuje uwagę Vanessy wystarczająco.
Nie czekając na jakąkolwiek rekację ze strony kobiet, Szeryf opuścił ich towarzystwo, wchodząc w drzwi prywatnych kwater Księcia.
Kiedy Ventrue wyszedł, Anna poczuła zupełną zmianę w aurze przyjaciółki. To co poczuła, znalazło potwierdzenie natychmiast w języku ciała Vanessy, która całą sobą wyrażała zdenerwowanie, rozdrażnienie i złość.
- Kochana, miałam nadzieję, że twoje problemy są już niebyłe, a widzę, że z nocy na noc jest coraz gorzej - powiedziała spokojnie, uwalniając się z coraz mocniej zaciskającego się wokół niej ramienia.
- Owszem. Jest znacznie gorzej Anno. Wybacz, ale nie możemy teraz o tym rozmawiać.
Lekkie uczucie poirytowania udzieliło się młodszej wampirzycy:
- Doprawdy? - Vanessa spojrzała uważnie na przyjaciółkę i pokręciła zasmucona głową.
- Annie, och Annie, powiem ci wszystko, ale nie mogę jeszcze teraz. Jutro... - starsza Toreadorka chciała kontynuować, jednak podszedł do nich przystojny ghul, na usługach Marrasta.
- Pani - skłonił głowę przed Anną - przesyłka od Księcia - poinformował, wręczając jej małe pudełko i kopertę.
Vanessa spojrzała na znajdujące się w rękach przyjaciółki przedmioty i uniosła brwi.
- Doprawdy, ciekawe.
- Książe życzył sobie, abyś zapoznała się z treścią listu na osobności, pani - dodał ghul, spoglądając na drugą kobietę. Ta prychnęła poirytowana i odwróciwszy się na pięcie, wyszła przez łukowate przejście.
Anna otworzyła pudełko, znajdując w nim klamrę do włosów.



Drewno, oksydowany metal i zielone kamienie. Zaintrygowana, otworzyła kopertę z czerpanego papieru i odczytała parę zdań, skreślonych schludnym pismem, na identycznej kartce:

Mademoiselle Legrand, ufam, że ten oto drobny prezent zrekompensuje Pani czas, który zamierzam Pani zająć. Ucierpią na tym fascynujące dzieła, tworzone Waszą ręką, jednak wierzę, że termin premiery owych obrazów, nie przesunie się zanadto. Proszę, o stawienie się jutrzejszej nocy, o północy, tu, w Elizjum.
Z wyrazami szacunku i głębokiego podziwu,
Richard James


Anna jeszcze raz przebiegła wzorkiem po krótkim liście i pokręciła głową. Skąd wiedział, że zamierza wystawić nowe obrazy? Skąd wiedział, że pochłoneło ją malowanie?
 
__________________
Ich will - ich will eure Phantasie
Ich will - ich will eure Energie

Ostatnio edytowane przez Crys : 10-08-2011 o 10:31. Powód: kosmetyka
Crys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172