Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-10-2019, 09:30   #1
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Kroniki Indium City (s1 e3)


Miasto to żywa istota. Tętnice ulic przemierzają setki, tysiące ludzkich krwinek. Ludzie są tym co daje miastu życie. I tym co je odbiera. Indium City żyło i miało się dobrze, choć parę organów należałoby amputować dla dobra całego organizmu. Były niczym rak, pożerając je po trochu. Kawałek po kawałku. Miasto potrzebowało kogoś kto je oczyści. Kogoś nie skrępowanego przepisami i zasadami. Bohatera. Być może miasto było tego świadome, być może pokierowało tak swym systemem immunologicznym, że bohaterowie pojawili się.
A być może to wszystko bujda i światem rządzi przypadek. Przekonajmy się.



Social Priming



13 lutego
Uderzał raz za razem i uderzył by kolejny raz, gdyby potężna dłoń nie zamknęła się na jego nadgarstku, gdy brał zamach.
- Wystarczy, zabijesz go - wycedził przez zęby Wujaszek. Osobnik spojrzał na Wujaszka. Na twarzy miał czarną maskę zasłaniającą całą głowę z wyjątkiem oczu. Franko kojarzył kolesia. Wcześniej młody pokazywał mu na youtubie jednego palanta Rickiego, co to zachwyca się herosami z Indium City. Nadawał im ksywy. Bycie Wujaszkiem Górą zawdzięcza właśnie jemu. Nowego “znajomka” nazwał Panterą. Może i coś w tym było, koleś poruszał się kot. Tommy i Franko chcieli zabawić rozmową tłuczonego właśnie faceta. Niestety spóźnili się. Dopal go Pantera i najwyraźniej puściły mu nerwy.
- Puść mnie - wysyczał Pantera. W odpowiedzi Franko tylko zacisnął dłoń. Spodziewał się chrzęstu trących o siebie kości. To każdemu przywraca trzeźwy osąd rzeczywistości.
Spojrzenie Pantery stało się nieobecne. Szarpnął ręką, ale Franko się tego spodziewał, nie było siły, która wyrwała by trzymany nadgarstek z jego uchwytu. Sam puścił… gdy szarpnięty zatoczył łuk uderzając o ścianę. Nie zdążył opaść, gdy Pantera pantera kopnięciem posłał go kilka metrów w tył, poza zaułek. Z jękiem blachy wbił się w stojący tam samochód. Eksplodująca pod łokciem poduszka powietrzna pchnęła mu rękę i mało nie zdzielił sam siebie w twarz. Złapał za krawędzie dachu i rozerwał go robiąc sobie wyjście. Koleś posturą nie zdradzał tak wielkiej siły. Podobnie jak tamten gościu z siłowni co brał na ławeczce tyle co Franko...

Bandzior ze zmasakrowaną gębą skorzystał z okazji. Luigi chyłkiem odpełzł od Pantery i ruszył biegiem w kierunku drugiego końca zaułka. Nagle zobaczył, że ktoś tam stał, jakiś chłopak w kapturze, cień skrywał jego twarz. Ale to nie miało znaczenia. Smarkacz zjawił się w złym czasie dla siebie.

- Dokończymy potem - warknął Pantera do Franko i odwrócił się do uciekającego Luigiego. Bandzior usłyszał pościg i zamiast chlasnąć gnojka nożem i uciekać, doskoczył i złapawszy go przycinał mu do szyi ostrze noża wyjętego z rękawa.
- Stać, bo pochlastam smarkacza.
Pantera zatrzymał się oceniając sytuację, obok stanął Wujaszek górując nad całą trójką.
- Nawet go nie znam - powiedział Pantera robiąc krok w kierunku Luigiego.
A Wujaszek wtrącił:
- Za miękki fiut jesteś na to, Luigi.
- Dzięki za troskę
- powiedział chłopak, ale coś w jego głosie kazało Luigiemu spojrzeć mu pod kaptur. Kamienna maska okrywał całą twarz. Pokryta kamieniem dłoń zamknęła się na ostrzu, a z kłykci zaczęły wyrastać kamienne szpikulce formując groteskowy kastet.
Niechęć do konwersacji uleciała niczym płatek śniegu na gorącej masce samochodu.
Transport był jutro w porcie na piątym nabrzeżu. Tak koło północy. Rzecz jasna z obstawą.
14 lutego, 10:43
IronsLabs

Człowiek w kombinezonie przeciw chemicznym z notatnikiem w ręku chodził po pustym pomieszczeniu. Z zaciekawieniem oglądał wytrawioną kwasem ścianę.
- Nasz system zadziałał błyskawicznie neutralizując chemikalia. - Powiedział McNamara wchodząc do pomieszczenia. - Mogę wiedzieć czemu zawdzięczamy wizytę komisji?
- Anonimowy donos
- odparł komisarz robiąc zdjęcia.
- Rozumiem - mruknął McNamara.
- Nie ma się pan czego obawiać, nie znalazłem nic szczególnego. Żadnego skażenia, żadnych zakazany technologii. Oczywiście próbki dopiero zbadam w laboratorium. Ale widzę, że normy bezpieczeństwa są na więcej niż wymaganym poziomie.
- Cieszy mnie to niezmiernie, chcemy tu posprzątać i odbudować laboratoria. Jak pan wie czas to pieniądz.
- Myślę, że w ciągu tygodnia prześlemy oficjalną decyzję.
- W takim razie nie przeszkadzam panu, mam jeszcze sporo pracy
- McNamara uścisnął dłoń komisarza i wyszedł.
Właśnie podchodził do windy, gdy usłyszał:
- Thomas.
Odwrócił się przywołując na twarzy służbowy uśmiech.
- Laila, co cię tu sprowadza?
- Ostatnie wydarzenia
- stanęła koło niego. - Zapraszam do mojego biura, musimy pogadać.
- Nie teraz, mam kupę roboty. Nasze asystentki ustalą termin
- kartą magnetyczną próbował przywołać windę.
- Nie ma sprawy, ale sam zadzwoń - uśmiechnęła się równie szczerze jak on. - Tylko weź przepustkę dla gości od ochrony. - Wyjęła własną kartę i przyłożyła do czytnika, drzwi windy otworzyły się natychmiast.
- Co? Nie masz prawa. Rada nigdy na to się nie zgodzi.
- Nie nie wiem
- wsiadła do windy, jej asystent wślizgnął się za nią - Tak czy inaczej do czasu głosowania jesteś zawieszony. Ochrona już wie. Mój asystent ma ci wezwać windę na dół? Gabinet, też niestety działa na kartę, a twoja asystentka dostała wolne do końca tygodnia. Nic tu po tobie.
McNamara nie powiedział nic, ale widać było ostro zarysowane mięśnie szczęki. Winda zamknęła się pozostawiając go na korytarzu wściekłego.
- Ma połowę rady w kieszeni, nie wygra pani w głosowaniu. Nie z tym co pani ma na niego.
- Wiem, dlatego nie powinien wnieść o głosowanie.
- Spojrzała na asystenta uważnie.
- Jest pani pewna?
- Na sto procent, zajmij się tym.
- Tak jest, pani Irons
- skinął głową. Mowa ciała wskazywała na ewidentne wojskową przeszłość.
- No dobra, to już ostatni - Franko postawił karton pod ścianą.


Przeprowadzka Maxa zajęła trochę czasu, głównie z powodu sterty szpargałów, które ten chciał mieć pod ręką. Jeździli ze trzy razy po to. Ale chyba się opłaciło, stara piwnica klubu dawniej zagracona i śmierdzące stęchlizną, teraz śmierdziała świeżo malowaną farbą i… też była zagracona. Tylko jakość gratów się zmieniła. Komputery, dziwaczne ustrojstwa które wydział w laboratorium Maxa na uczelni, ustrojstwa, które pierwszy raz widział na oczy i parę innych rzeczy.
Max kończył coś podłączać więc skinął z roztargnieniem głową.
Do piwnicy wszedł Tommy w służbowym stroju, czyli w spodenkach i koszulce. Ociekał potem.


- Dobra, zgubiłem te wilczyce. Danny zablokował je w drzwiach, a ja zmyliłem pościg. Ale i tak wcisnęły mi parę walentynek - pokazał garść karteczek.
Nie dało się ukryć, że młody robił karierę w fitnessie. Klub pękał w szwach podczas jego zajęć. Średnia wieku uczestniczek lekko przekraczyła trzydziestkę. W szkole też z przeciętniaka, stał się obiektem westchnień.
- Sullivan napisał, że dotarli na miejsce. Za dzień czy dwa będą mieli komplet papierów.
Brooke, Zack i mały Ted wyjechali z Sullivanem. Ted twierdził, że od zawsze mieszkał z ojcem w laboratorium. Młody był trochę podobny do Brooke i jak sama przyznała do ojca z czasów dzieciństwa. Tak przynajmniej wyglądał na starych zdjęciach z albumów. Musiał być synem Caldwella. Pozostawało pytanie kto był jego matka. I dlaczego wszystkim przychodziła na myśl istota ze słoja?
Zack dał się przekonać, że Metzger i pomagierami będzie go szukał więc lepiej by wyjechał i cieszył się możliwością chodzenia.
Wspólnie zdecydowali, iż Sullivan pomoże się im ukryć poza miastem i załatwi lewe papiery. Ten co prawda, krzywo patrzył na ten pomysł, ale w końcu się zgodził i wraz z psami wyjechali dzień wcześniej.

Max zdecydował, że starczy mu tego siedzenia na zadupiu i chce do cywilizacji. Na pomysł odnośnie przenosin do piwnicy Dannego przystał dosyć szybko. Śledził w internecie kariery Franko i Tommiego i uważał, że rozmieniają się na drobne i bez jego światłego kierownictwa po prostu będą bić bandytów po zaułkach, zamiast naprawde oczyścić miasto. I właśnie kończyli podłączenie wszystkiego w TAJNEJ BAZIE.
- Dobra, skoro jesteśmy w komplecie to jeszcze raz powiem co się dowiedziałem o właścicielach telefonu, który zdobyliście i o łusce. - Max włączył komputer i po chwili zaczął pokazywać zdjęcia kopalni w Eye Hills. Zeszło mu się trochę.
Zbadanie łuski okazało się formalnością. Nie było na niej odcisków palców. Kaliber 7,62x54mm, selekcjonowana amunicja do karabinów snajperskich. Oficjalnie może je kupić tylko wojsko i agencje rządowe. Niestety Max nic więcej nie wyciągnął z tego. W połączeniu z wiedzą od porucznik Ortegi dało to tylko tyle, że wiedzieli, iż ten sam koleś kropnął kilka osób w Indium City. Każdy z nich był powiązany ze światem przestępczym. Ale nie był też zbyt ważny w przestępczej hierarchii. Najwyraźniej w ten sposób usuwali zagrożone wpadką wtyczki. Jak Marianno.

O wiele lepiej poszło z GPSem. Furgonetka znikała w jednej z kopalń w Eye Hills. W czynnej! Należącej do niewielkiej spółki Martens Co. Parkowała też regularnie w czwartki o 20, na parkingu IronShield Arena.
Właścicielem kopalni był niejaki John Martens, mieszkał w Waszyngtonie i najprawdopodobniej nigdy nie był w Indium City, prawdopodobne było, że nawet nie wie co się dzieje w kopalni. Był właścicielem kilku biznesów rozrzuconych po całym kraju. Posiadał firmę transportową, fonograficzną, niewielkie wydawnictwo, pracownię rusznikarską, wypożyczalnie łodzi i hotel w Miami.
Na bardziej poinformowanego wyglądał Adrian Page, dyrektor kopalni. Był tu na miejscu.
Kopalnia, podobnie jak pozostałe sąsiadujące kopalnie, była dobrze strzeżona. Najnowsze zabezpieczenia i ludzie o wojskowej przeszłości.
https://cdn.thegentlemansjournal.com...0-c-center.jpg Adrian Page



- Myślę, że powinniśmy się tym zająć.
Pomyślał chwilę i dodał:
- Felicja prosiła bym poszperał na uniwerku na Wydziale Nauk Społecznych. Córka pani Johnson zaginęła po tym jak brała udział w jakimś eksperymencie społecznym. Podobno zrezygnowała z uczestnictwa. Tak twierdzi uczelnia. Ale zniknęła, policja nie może jej znaleźć. No i muszę chyba zakończyć urlop i wracać na swój wydział. Blackreach mówi, że jego ludzi nie zaobserwowali nikogo, kto by mnie tam szukał od dawna. Poza tym za długo przebywałem z Sullivanem i przesiąkłem paranoją.
Doktor Caldwell powoli dochodził do siebie. Z trudem zogniskował wzrok.
- Doktor Castillo - wyszeptał.
- Spokojnie doktorze Caldwell - nachyliła się nad nim - Nie będę owijać w bawełnę, nie jest dobrze. Płuca zostały przebite przez połamane żebra. Jedno minęło serce o centymetr. Laboratorium już nie istnieje. McNamara użył Spłuczki. Wszystko trafił szlag.
Caldwell zamknął oczy porażony tym faktem.
- Ten mały chyba uciekł napastnikami. Tak, wiem o nim. Sporo rzeczy się domyślam i chyba czas bym dowiedziała się całej reszty.
- Chyba tak Ireno.
- Ale dziś proszę wypoczywać doktorze.

Młodzieniec o dość nietypowym wyglądzie jak na Wydział Nauk Społecznych opuszczał właśnie gabinet dziekana Heinricha Hertza.


- Także jesteśmy umówieni Duncan - powiedział profesor Hertz przyciszonym głosem. - Załatwisz sprawy i jutro meldujesz się u nas. Zarezerwuj sobie trochę czasu, bo to potrwa, ale jestem pewien, że określimy pełne możliwości… wiesz czego. A teraz bywaj, bo widzę, że nadciągają kłopoty.
Duncan podążył wzrokiem za spojrzeniem profesora. Korytarzem zbliżała się afroamerykanka z wyraźną nadwagą.
- To matka jednej z uczestniczek naszego eksperymentu społecznego. Z pierwszej edycji. Dziewczyna zrezygnowała z uczestnictwa w trakcie, podpisała papiery i wyszła. Nie dotarła do domu. Jej matka ciągle tu przychodzi. Uważa, że to nasz wina, że zaginęła. Że coś jej zrobiliśmy. Leć, bo i tobie się oberwie. A ja spróbuje schować się w gabinecie zanim mnie zauważy - mrugnął do Duncana i szybko zamknął drzwi.
Duncan nie zdołał zrobić kilku kroków gdy kobieta zagadnęła go:
- Młodzieńcze, widzę że wychodzisz od dziekana, więc jest u siebie, to dobrze. - wyjęła z torebki zdjęcie jakiejś dwudziestoletniej dziewczyny i pokazała mu - To moja córka, zaginęła po uczestnictwie w jakimś eksperymencie. Widziałeś ją? Twierdzą, że stąd wyszła, ale coś ukrywają. Może zdarzył się jakiś wypadek i to tuszują.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172