Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-10-2008, 13:48   #1
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Zawód: Żniwiarz

ROZDZIAŁ PIERWSZY: KOSY W DŁONIE





Tuż nad horyzontem, na bezchmurnym niebie
Wisiał nieczuły obserwator
Oświetlając miasto swym trupiobladym światłem
Zwiastował niechybnie nadejście śmierci.



- Czujesz to starczę, to dziwne napięcie?
- Spójrz na księżyc kochanieńka, to znak, że coś wielkiego się zaczyna.
- Ty i te twoje znaki. Jakieś konkrety?
- Uważaj na siebie, dawno uśpione siły zamierzają ponownie się przebudzić.
- Ech jesteś jak zwykle enigmatyczny starczę.
- A ty jak zwykle niekulturalna, kiedy zaczniesz mnie nazywać „ojcem”?
- Mniejsza z tym, łowy lada chwila się rozpoczną, nowi pojawili się w mieście. Muszę ich godnie przywitać.
- Natalio, będziesz potrzebowała sprzymierzeńców…
- Nie truj mi tyłka takimi gadkami! Pa.


Kobieta rozpłynęła się w powietrzu zostawiając łysego mężczyznę samego na dzwonnicy kościoła. Ten jeszcze przez chwilę poobserwował swoich braci zbierających się na podwórzu przed kaplicą, po czym wreszcie uruchomił dzwony zwołujące ludzi na mszę za duszę nieszczęśliwie zmarłych ludzi…

***


Dominika Dębska

„Jestem już spóźniona!”

W tą gorącą czerwcową noc spacerowało się jej nad wyraz dobrze i dziewczyna zwyczajnie straciła poczucie upływu czasu. Miała w końcu wakacje i nie musiała przejmować się zajęciami, których w szkole muzycznych było naprawdę dużo.

Dopiero, gdy ściemniło się porządnie Dominika zdała sobie sprawę jak daleko zawędrowała od domu. Jej babcia pewnie już czekała na nią z kolacją. Nie była już co prawda małą dziewczynką i nie musiała meldować się babci co chwile, lecz zwyczajnie nie chciała zawieść najbliższej dla siebie osoby.

Dziewczyna przyśpieszyła jeszcze bardziej kroku, mijając kolejne trzymające się za ręce pary, spacerujące dróżkami po miejskim parku. Ten nie licząc kilu miejsc, w których po zmroku lepiej się nie było pokazywać był całkiem zadbany i czysty. Roiło się w nim od wielkich kwietników z fantazyjnie stworzonymi kwietnymi kompozycjami. Było to prawdopodobnie jedno z piękniejszych miejsc w mieście a z pewnością najspokojniejsze. Dlatego też Dominika stroniąca od tłumów lubiła zapuszczać się w te rejony.

Nie miała czasu.

Zdyszana wreszcie dotarła na prawie pusty przystanek. Jedynie starsze małżeństwo z małym pieskiem rozprawiało o czymś nad tablicą z rozkładem jazdy. Dominika oklapła na ławeczkę i sprawdziła automatycznie, czy bilet miesięczny był na swoim miejscu. Autobusem o wiele szybciej wróci do domu, miała spore szczęście, ze akurat spacerowała niedaleko przystanku.

Starsi państwo najwyraźniej doszli do porozumienia i usiedli obok Dębskiej. Mężczyzna objął się nagle za ramiona ze skwaszoną miną.

- Co się dzieje? – zapytała wyraźnie zmartwiona kobieta.
- Nic, dziwnie zimno mi się zrobiło, to pewnie śmierć niedaleko przeszła. – siwy mężczyzna uśmiechnął się do żony uspokajając ją i masując rozgrzał ramiona.

Dominika mimowolnie usłyszała rozmowę, ale nie miała czasu zastanowić się nad tymi słowami, bowiem jej autobus właśnie wyłonił się zza zakrętu. Dziewczyna wstała i wtedy poczuła piekący ból na szyi. To ta przeklęta blizna.

To nie może być prawdą!


Nie zauważyła nawet, kiedy upadła na kolana, ani kiedy starsi państwo do niej dobiegli, próbując jej pomóc.

Wszystko zasłoniła brutalna wizja, wtłaczająca obrazy do jej głowy…obrazy jej pierwszego celu.




Jan Milniewicz

Pierwsze dni w Dzienniku Polskim okazały się być o wiele trudniejsze niż Janusz początkowo przypuszczał. Musiał najpierw wyrobić sobie odpowiednią pozycję wśród dziennikarzy, więc przez dzień harował jak wół a potem zostawał do późnej nocy w biurze. Nie miał za wiele z życia prywatnego, jednak liczył, że z czasem, gdy zyska szacunek przełożonych i współpracowników, będzie mógł zwolnić tempo.

Ten wieczór nie różnił się od wielu poprzednich. Jan tonął w stosach papierów i notatek, przeglądając materiały, jakie udało mu się zebrać dotychczas do swojego następnego artykułu. Cały dzień był w terenie i nie miał czasu nawet, żeby zjeść porządny obiad. Zmęczony, mozolnie starał się analizować zebrane informację, lecz jego myśli uciekały coraz bardziej w kierunku Anny. Nie mógł kazać jej czekać w nieskończoność na jego odpowiedź. Chciała się spotkać, ale…

Zawsze było jakieś „ale”, a w przypadku Jana było ich nawet kilka i nowa zajmująca praca była jedynie czubkiem góry lodowej. Ten szalony wieczór, gdy został napadnięty i zobaczył śmierć we własnej osobie, wydawał się mu taki nierealny, jednakże w głębi duszy wiedział, iż nie był to zwykły sen. Nieważne ile by nie dawał z siebie w pracy, wspomnienia tamtych chwil wracało do niego jak bumerang. Czy mógł wmieszać do tego wszystkiego Ankę, kiedy naprawdę nie wiedział co się właściwie stało?

Wolnym krokiem, podszedł do ksera, aby zrobić kopie paru dokumentów. Niewiele osób kręciło się wokoło, a na pewno żadna nie zwracała na niego uwagi. Ułożył właściwe papiery, lecz już nie pamiętał chwili naciśnięcia przycisku START. Piekący ból, którego źródłem było znamię na szyi, zwalił go z nóg. Resztkami sił próbował nad tym zapanować, jednak, kiedy odważył się otworzyć wreszcie oczy ujrzał obrazy nadesłanej wizji, wdzierającej się do jego umysłu…


Adam Wysocki


Szczęście znów się do niego uśmiechnęło. Zaledwie dwa tygodnie temu myślał jeszcze o zamknięciu swojej firmy, a dzisiaj…a dzisiaj przeżywała ona swój renesans. Niemiecki koncern bardzo szybko - wręcz podejrzanie szybko - zgodził się na proponowane warunki i wyłożył grubą kasę na rozwój przedsiębiorstwa. Adam mógł odłożyć w kąt wszelkie rozmyślanie o zamknięciu interesu czy co za tym szło sprzedaży mieszkania. Czekało go za to sporo pracy przez najbliższych parę tygodni.

W zamian musiał przyjąć parę „propozycji” współwłaściciela, które tylko korzystnie mogły wpłynąć na jego sytuację. Co więcej zarząd niemieckiego koncernu ustanowił jedynie przedstawiciela, który będzie doglądał ich interesów i służył Wysockiemu pomocą.

Jeszcze dzisiaj rano Adam sądził, że przyślą mu jakiegoś ponurego urzędasa mającego za zadanie zaglądać mu jedynie przez ramię. Bardzo się pomylił. Przedstawicielem okazała się być piękna kobieta o obco brzmiącym nazwisku. Ponoć była naprawdę dobra w tym co robi, ale po pierwszym dniu stwierdził, że była po prostu dziwna. Wyraźnie unikała kontaktu z ludźmi i była jakby nieobecna.

Było już późno, a że był umówiony na partię snookera, wychodząc z firmy postanowił zahaczyć jeszcze o biuro przedstawicielki, która najwyraźniej wciąż nie opuściła miejsca pracy. Nie wiedział, czemu, ale wydawała mu się jakby znajoma.

Zapukał do drzwi, na których znajdowała się już złota tabliczka: Sofiè Rome – Główny przedstawiciel handlowy.


Sofiè Rome

Ostatnie dni były dla niej koszmarem. Straciła wszystko, pracę, faceta i chyba życie z tym, że tego ostatniego nie była do końca pewna. Pamiętała jak przez mgłę to co wydarzyło się w jej łazience, to jak dobiła targu ze Śmiercią. Początkowo nie mogła w to uwierzyć, lecz potem dotknęła Marka i dowiedziała się jego o „grzeszkach” w sposób, do którego nie chciała wracać pamięcią. Przeraziło ją to. Jej mężczyzna okazał się puszczalską dziwką, zdradził ją z jego podwładną z pracy. Też był zarażony wirusem HIV.

Sofie nie wiedziała co ma robić, do kogo się zwrócić o pomoc. Bała się dotykać innych ludzi i spoglądać w ich najczarniejsze obszary duszy.

Dwa dni temu dostała nieoczekiwaną propozycję pracy od sporego koncernu niemieckiego, który zamierzał zainwestować sporą ilość pieniędzy w polską firmę kurierską. Została polecona ponoć przez jej byłego współpracownika, choć nie bardzo chciała w to uwierzyć. Nie było to istotne, nie mogła wiecznie użalać się nad sobą i postanowiła spróbować.

Dzisiejszy, pierwszy dzień w pracy mogła zaliczyć do totalnie nieudanych, unikała kontaktu, szczególnie fizycznego i musiała parę razy odmówić podania ręki, czym zapewne nie przysporzyła sobie na początku wielu przyjaciół. Wolała nie ryzykować.

Czuła się zagubiona i bez większego przekonania przeglądała kolejne papiery. W zasadzie jej czas pracy nie był nigdzie określony i tego wieczoru dłużej postanowiła zostać w biurze i spróbować skupić uwagę na swoich nowych obowiązkach.

Los miał jednak nie być dla niej tak łaskawy.


Adam Wysocki& Sofiè Rome


Ktoś zapukał. Nie miała wyjścia, światło z jej biura musiało zdradzić jej obecność.

- Proszę wejść.

Drzwi uchyliły się, a w nich pojawił się jej bezpośredni przełożony, właściciel firmy Adam Wysoki. Ten mężczyzna roztaczał wokół siebie dziwną aurę, aurę, którą raz już poczuła kilka dni temu.

- Chciałbym z panią porozmawiać…

Wizja uderzyła w nich jednocześnie, wywołując piekący ból. Oboje upadli poddając się jej bez reszty.




WSZYSCY







Tu paluszek, tam paluszek
A tu czysty mam fartuszek
Tu jest rączka, a tu druga
a tu oczko do mnie mruga
Tu jest czoło
Tu są włosy
Wszyscy mamy czyste nosy
Tu są rączki do klaskania
A tu nóżki do tupania



Dziewczynka skakała energicznie, a z jej małych usteczek wypływały kolejne linijki rymowanki. Łzy… duże jak grochy łzy, przy każdym skoku skapywały z jej różowiutkich policzków. Siorbała przy tym cichutko nie chcąc, żeby rodzice usłyszeli jej beczenia.

Ona ich musiała słuchać.

Z otwartego okna na parterze dochodziły odgłosy kłótni i rozbijanych rzeczy. Dziewczynka słyszała to nad wyraz dobrze. Nie po raz pierwszy.

- Całe dnie siedzisz w domu i opieprzasz się! Żebym miał, choć z ciebie jakiś pożytek, a oprócz tego pieprzonego i nieużytecznego bachora, którego mi sprawiłaś nic kurwa nie potrafisz! Gdzie ona jest?! Zaraz się z nią rozmówię!

Przerażona dziewczynka przestała skakać. Nie odważyła się podnieść wzroku na pobliskie okno i zamiast tego odwróciła się na małej pięcie i zaczęła biec.

Tak bardzo nie chciała, żeby tatuś znów ją ukarał za jej przestępstwo, a była winna, winna tego, że żyje.

Biegła przed siebie niewiele widząc przez łzawiące oczy. Jeśli tatuś mnie znajdzie ukarzę mnie i za to – ta myśli jeszcze bardziej ją przeraziła. Chciała być tylko bezpieczna.

- Dziewczynko gdzie są twoi rodzice? – wysoki uśmiechnięty mężczyzna z żółtą kamizelką z napisem: „Straż miejska” zaczepił mała. – Chyba się nie zgubiłaś co?

Nóżki same zaczęły pracować, odwrócona pleckami do drogi zrobiła dwa kroczki w tył, a następnie odwróciła się i co sił zaczęła nimi przebierać. Zanim przykryła ją czarna fala ujrzała jeszcze biały zegar, który wskazywał godzinę 22.45. Lubiła go obserwować ile razy szła tą drogą z mamą na zakupy.

Ktoś krzyknął.

Ktoś próbował zareagować.

Na próżno.



JEJ DUSZA NIE MOŻE UCIEĆ!


..
.

Wizja rozmyła się równie szybko jak na was spadła. Zdyszani a przede wszystkim przerażeni odzyskiwaliście powoli świadomość. To co dla niektórych mogło wydawać się sennym majakiem okazało się prawdą. Podpisaliście kontrakt ze Śmiercią, z którego najwyraźniej przyszła pora się wywiązać. Była godzina 22.00, a więc mieliście równe 45 minut, aby dostać się na miejsce wypadku. Zegar dało się bez problemu rozpoznać. Znajdował się na wieży budynku Głównej Komendy Państwowej Straży Pożarnej. Wszyscy musieliście się śpieszyć.


Teraz ruch należał do Was.
 
mataichi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172