|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
11-01-2009, 07:45 | #1 |
Banned Reputacja: 1 | Mulele maj operacja "Congo" Wioska rybaków ok 400 km od Leopoldville 18 XI 1964 ranek Promienie słońca odbijały się od wód Rzeki raniąc oczy wpatrujących się w czarny stateczek. Osłaniali je więc dłońmi starając się zobaczyć szczegóły. Mały okręt manewrował to pod prąd, to znów z nim, aż w końcu rzucił kotwicę przy świeżo odbudowanym przed wczorajszymi łowami pomostem. Jego załoga składała się oprócz "marynarskiej braci" również z "desantu" grupy wymęczonych mężczyzn i kobiet wraz z kilkoma małymi Murzyniątkami. - Tacy sami frajerzy jak my - rzucił Paddy Kitowi. - I frajerki - odpowiedział ten drugi wskazując głową na dwie całkiem ładne, ale nieco zwichrzone i obdarte kobiety na pokładzie. Załoga krzątała się na pokładzie przygotowując do wyładunku pasażerów. Pierwszy z pokładu zszedł oficer i stanąwszy przed sierżantami przedstawił się. - Kapitan Clement dowódca patrolowca "Pegasus" - widząc spojrzenie mężczyzn skierowane na przybyszy dorzucił - Zabraliśmy ze sobą po drodze, a właściwie uratowali rozbitków z DC-3 lecących do SURCOUFu i jakąś misjonarkę z dziećmi. Stoczyli ciężki bój z oddziałem Simba i stracili kilku ludzi. - Sierżanci O'Connor i Padawsky z grupy specjalnej - Irlandczyk udokumentował swe słowa papierami wyciągniętymi z kieszeni bluzy. - Mieliśmy rozpoznać dlaczego mieszkańcy nie wypływają na połowy. Brak ryb jest dotkliwy dla ludności Leoville. Na miejscu okazało się, ze wmieszał się w to oddział Simba. Zlikwidowaliśmy nieprzyjaciela, ale straciliśmy oficera, brata tej oto pani - wskazał dyskretnie na zbliżających się Simone i Tima. - To panna Simone von Strachwitz lekarka z naszych służb medycznych i pan Python znawca tych terenów przewodnik i myśliwy. - Gdzie Narinda ? - rzucił półgłosem jeden z sierżantów.Clement zasalutował. Grupa "desantu" zeszła z pokładu zbliżając się do stojących. Ostre, ściągnięte rysy, nie do końca przytomne oczy, bandaże i wżery z sadzy, których nie do końca dały się usunąć świadczyły o przebytych przejściach. - Porucznik de Werwe, siły lotnicze Katangi, kapralowie Halder i da Silva, pani Bielanska - z trudem wymówił nazwisko - i doktor Torecci. Ponieważ jak widzę panowie i oczywiście panie - poprawił się szybko - maja przydział do 12 batalionu muszę skontaktować się z dowództwem. Panów - tu zwrócił się do sierżantów - poproszę o raport powiedzmy za... trzy kwadranse. - zakończył Clement. Nowi znajomi przypatrywali się sobie w milczeniu. I jedni i drudzy domyślali się , że te kilka ostatnich dni były ciężkie.Co może sobie powiedzieć grupka białych wrzuconych w sam środek afrykańskiego piekła ? Podzielić się wiadomościami o najbliższych których stracili ? Zaginionych przyjaciołach ? Jakby na przekór gwar wokół nasilał się z każdą chwilą. Chmary dzieci pobiegły przypatrzyć się Pegasusowi plątając się pod nogami marynarzy wyładowywujących to co zostało z ekwipunku obrońców misji i skromne zapasy załogi. Kobiety wyciągały ukryte dotąd tkane maty, wynosiły na handel zakopane dotąd tykwy z musującym napojem z prosa elebet'i przypominającym piwo. Mężczyźni chwalili się największymi złowionymi rybami i odwagą w czasie nocnego połowu. Zresztą cała wioska z tak charakterystyczna dla plemion Afryki łatwością przejścia od żałoby i smutku do radości wręcz zaczynała tętnić życiem. Zabici przez Simba, porwani wcześniej przez ludzi-krokodyli, to już przeszłość. Teraźniejszość, to przybycie holownika, możliwość handlu i łowienia pod ochrona kongijskiej armii. Życie w Afryce znów brało górę nad śmiercią. ------ Ostatnio edytowane przez Arango : 11-01-2009 o 15:11. |