Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-02-2016, 01:06   #1
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
[Neuroshima] Złamany Świat - SESJA ZAWIESZONA

Birningham, Rafineria
12 kwietnia 2051
godz. 11.40



“Parszywa pogoda” - zaklął pod nosem Jones, machając wajchą sporego mechanizmu, który zasuwał bramę z ciężkich blach, odcinająca dostęp do reszty kompleksu. Sprytny mechanizm, którego zasadę działania nie bardzo rozumiał, sprawiał, że nawet taki niedożywiony chuderlak jak on mógł bez problemu opuszczać i podnosić, ważąca parę ton bramę. Tym razem zasuwała się bardzo wolno, co go wkurwiało, chciał się już schować przed wiatrem w baraku stróżówki. Jak na kwiecień było wyjątkowo zimno.

Przybył tu niecały miesiąc temu, choć nie za bardzo mu się uśmiechała ta fucha, Jednak Blizna, facet który ich trzymał w kupie i zapewniał robotę, nie liczył się z jego zdaniem. W zasadzie nikt się nie liczył z jego zdaniem. Był najmłodszym stażem w ekipie Blizny, każdy wiec traktował go jak popychadło i zlecał najgorszą robotę. Niemniej odkąd znaleźli się w Rafinerii, nie mógł pozbyć się uczucia, że coś się spieprzy.

Już sama okolica była parszywa, to co zostało z Birningham to było morze pieprzonych ruin. Jak okiem sięgnąć wszędzie było widać zawalone budynki, poskręcane kikuty żelbetonowych konstrukcji, które ugięły się pod działaniem gorąca i fal uderzeniowych. Niektóre okolice wyglądały gorzej, niektóre lepiej, ale dla Jones`a to nie było żadne pocieszenie. Jedynym pozytywem było to, że rodzina von Heigl, płaciła nieźle. I to nie tylko im, zatrudniali kilka ekip najemniczych, prawdziwych speców od mokrej roboty, którzy nie zadawali pytań. Prócz Blizny, były jeszcze te zbiry od Patersona. Ten stary, kulawy skurwiel, wyglądał jakby zaszedł do piekła i wrócił z powrotem, ale jego zwiadowcy byli jednymi z lepszych jakich dało się wynająć w Federacji. No i Łowcy Niewolników, choć tych było najmniej, przybywali tu z kolejnymi karawanami siły roboczej i na miejscu zostawał tylko mały oddział, ale wystarczający by mieć oko na wszystkich w kajdanach.

Rafineria działała już od dwóch miesięcy, musiał przyznać tym skurczybykom z Appalachów, że pomimo całego swojego nadęcia mają żyłkę do takich inwestycji.


Siedząca za szerokim biurkiem kobieta była posągowej urody. Twarz miała skupioną a jej rozpuszczone blond włosy założone za uchem. Hrabina von Heigl przeglądała właśnie codzienny raport przedstawiany jej przez Konrada Anhalta. Była najmłodszą latoroślą rodu Heigl, ale dzięki swojej ambicji i bezwzględności, udało się jej wpłynąć na głowę rodziny, by to właśnie jej powierzono bezpośredni nadzór nad najnowszą inwestycją. Nazwisko von Heigl, nie było wymieniane jednym tchem obok najważniejszych Rodzin Federacji, ale przysięgła, że zrobi wszystko by w niedługim czasie się to zmieniło. Szef ochrony Rafinerii Konrad kontynuował relacjonowanie bieżących spraw rzeczowym tonem: - Naszym dwóm ostatnim konwojom udało się przedostać bez strat własnych, choć zostały ostrzelane przez mutantów. Odkąd półtora tygodnia temu rozbili dwie ciężarówki z żywnością, stali się bardziej zuchwali. Niemniej póki co zwiadowcy nie wykryli ich działalności w bezpośrednim sąsiedztwie Rafinerii. Odkryli za to leżę jednej z tych band, kilka kilometrów na północny zachód stąd. W resztkach dworca kolejowego.

- Wyślij tam oddział Randalla, niech wyrżną w pień wszystkich mutantów jakich tam znajdą. Ta dzicz musi się nas bać, inaczej będziemy mieli z nimi więcej problemów - ostro przerwała mu szlachcianka, podrywając się zza biurka. Pomimo szczupłego ciała i wydawało by się łagodnych rysów twarzy, jej słowa i ton były zimne jak lód.



Szef ochrony wiedział, że w tej drobnej osóbce kryją się spore pokłady władczości i bezwzględności. Był doświadczonym weteranem i wiernym żołnierzem rodu von Heigl, a młoda hrabinę znał od dawna. Skinął więc tylko głową na znak, że zrozumiał rozkaz i dokończył raport: - Wczoraj dotarła do rafinerii kolejna karawana z niewolnikami. Myślę, że uda się przyśpieszyć wydobycie o jakieś piętnaście procent. Mogłoby być więcej, ale ograniczyliśmy niewolnikom racje żywieniowe o jedną trzecią, tak by starczyło dla nadzorców i ochrony Rafinerii.

Młoda kobieta patrzyła na niego spod przymrużonych powiek: - Bardzo dobrze, Konradzie, jak zwykle świetnie się spisałeś - przerwała pociągając spory łyk bursztynowego napoju ze szklanki o grubym dnie - nie ma co rozpieszczać tych łajz. Niedługo inwestycja zacznie się zwracać, z pierwszą cysterną poślemy solidną ochronę. Chcę, żeby wszystko poszło bez przeszkód, nasze patrole oczyściły drogę wyjazdową przez ruiny i patrolują ją, ale nie wiemy, czy tym durnym brudasom nie przyjdzie do głowy zastawić pułapki. Póki co to wszystko, możesz odejść - odprawiła go machnięciem ręki - I daj znać Bliźnie, że ma się u mnie stawić za jakiś kwadrans. Kiedy to mówiła poczuła przyjemne mrowienie w lędźwiach. Szef kompanii najemniczej z okolic Nowego Orleanu, choć nieokrzesany i prostacki, miał tę zaletę, że potrafił ją nieźle wypieprzyć. Na tym odludziu nie miała zbytniego wyboru, choć obcinając wzrokiem wychodzącego Konrada, doszła do wniosku, że i jego wypróbuje w najbliższej przyszłości. Dopiła burbona i wstała podchodząc do okna.

Przez zabrudzoną wszędobylskim kurzem i pyłem niesionym z ruin, szybę spoglądała na dół na jej prywatne ksiąstewko. Oazę porządku i władzy w tych wypełnionych odmieńcami, zdziczałymi zwierzętami i różnego rodzaju szubrawcami. Ona była tu władczynią, za każdym razem kiedy sobie to uświadamiała robiła się podniecona, odwróciła się słysząc pukanie do drzwi gabinetu. “Blizna, w samą porę” - pomyślała.



Pustkowia, północ od Birningham
12 kwietnia 2051
godz. 14.00


Pustynny łazik bez trudu pokonywał kolejne wydmy piachu, omijał skarłowaciałe krzewy i drzewa. Prowadzący go Jed, podążał według kursu wyznaczonego przez dowódcę. Od czasu do czasu potrząsał energicznie głową, by odgonić zmęczenie i senność. Byli w drodze już szmat czasu, podążając nieustępliwie śladem małego konwoju maszyn Stalowego Sukinsyna.

Porucznik Jonathan Grant wpatrywał się to w mapę to w przemykający obok nich krajobraz. Niespełna półtora tygodnia temu, został mianowany dowódcą oddziału zwiadowczego Poszukiwaczy. Zwiad Wędrownej Enklawy zauważył podążający na południe, mały zestaw robotów. Sporych rozmiarów transporter na podwoziu kołowym i kilka mniejszych puszek dla ochrony. Podążały z zachowaniem wszelkich znanych Posterunkowi, zasad zachowania ostrożności jakie zaimplementowane miały w programie. Ich zadaniem było podążać za nimi i odkryć cel wyprawy konserw na upalne południe Zasranych Stanów. Kiedy już się tego dowiedzą, będą musieli zniszczyć maszyny i zabezpieczyć ich odkrycie, czymkolwiek by ono nie było.

Grant czuł wreszcie, że odpocznie od dusznej atmosfery jaka ostatnio zawisła nad Wędrownym Miastem.

Rozłam w szeregach Drugiego Zwiadowczego, dobił się czkawką we wszystkich oddziałach. Krwawa bitwa pod Gallup gdzie resztki wiernych Posterunkowi żołnierzy Zwiadowczego, starły się z buntownikami. Bratobójcza walka nie wpływała zbyt dobrze na morale, niezależnie od jej genezy. Porucznik zabrał ze sobą tylko dwójkę swoich najlepszych ludzi, taki był już styl pracy Poszukiwaczy. Zbyt duża liczebność przeszkadzała w zachowaniu mobilności i zwiększała możliwość wykrycia przez śledzone maszyny. Wtem kierowca zahamował gwałtownie. Jak na komendę, siedzący z tyłu obok porucznika sierżant Hammerhead poderwał się w górę, zajmując pozycję w stanowisku strzeleckim. Potężna półcalówka zamontowana w gnieździe strzeleckim, była ich główną bronią. Tym razem była niepotrzebna. Przed nimi rozciągał się jednak nieciekawy widok.



Żelbetowe szkielety wysokich niegdyś wieżowców, sterczały teraz w niebo osmalonymi kikutami zbrojeń, stropów i filarów. Ogołocone ze swej świetności… straszyły swoim widokiem, niczym kły dzikiej bestii, chcące odgryźć kawał szarości nieba. Ulice zawalone były różnymi gruzami, sfałdowanym od wybuchu asfaltem… głowica termojądrowa nie uderzyła w ziemię… nie… ona wybuchła w powietrzu jakieś czterysta metrów nad miastem… skażenie było mniejsze, ale efekt niszczycielski o niebo większy. Teraz cała ekipa Poszukiwaczy mogła podziwiać efekt wojny sprzed ponad trzydziestu lat. Grant pierwszy raz był tak daleko na południu. Zerknął jeszcze raz na mapę i stwierdził: - To musi być Birningham, a te stalowe sukinkoty gdzieś tam są. Chłopaki, znajdźmy jakieś miejsce żeby się zadekować i założyć obóz, a potem ruszymy ze zwiadem. Klepnął w ramię, siedzącego za kółkiem Jeda, dając mu znak do dalszej jazdy.


Birningham, ruiny dworca kolejowego
12 kwietnia 2051
godz. 15.45



- Bracia!!! - zakrzyknął głośno Gergo, stojący na podwyższeniu ze złożonych na stos palet - Potrzebujemy większego wysiłku by wykurzyć ich ze swojego Przyczółka. To jest zagrożenie dla nas wszystkich - zrobił pauzę by zobaczyć jaki efekt przyniesie prolog jego przemowy. Zebrało się prawie całe osiedle, na czym bardzo mu zależało. Misja, która dostał od Borgo była jasna, niech Birningham zapłonie ogniem walki rasowej. - Na początku było ich kilkunastu, teraz już kilkuset, a za chwilę wykurzą Was z waszych osiedli. Dlaczego? Bo jesteście od nich inni!!! Dla nich nigdy nie będziecie równi, czy warci by żyć obok siebie!!!

Przybył do miasta kilkanaście dni temu, ze sporym, nieźle uzbrojonym oddziałem i z miejsca po zorganizowaniu się zaczął atakować konwoje wiozące zaopatrzenie do Rafinerii. Miał też poszukać poparcia u plemion żyjących w ruinach Birningham, by przyłączyli się do walki o panowanie mutantów nad tym, co zostało z Zasranych Stanów. Byli naturalnymi następcami wypalonego wojną gatunku ludzkiego. Kolejną generacją matki Natury i ojca Molocha, stworzonymi by objąć w posiadane ziemię. Taką ideę głosił im Borgo i wysłał go z jasnymi rozkazami.

- To My jesteśmy stworzeni do rządzenia światem. Ludzie są słabi, tchórzliwi i niesolidarni, Nam przeznaczone jest bycie dominującym gatunkiem!!! - wśród tłumu odzywały się pojedyncze głosy aplauzu. Głównie wśród młodych, zapalczywych, którym znudziło się ustępowanie w ruinach ludziom, to w nich pokładał największa nadzieję, kilku już wyraziło wcześniej chęć dołączenia do jego komanda. “Dobry początek”. Nagle tłum zamilkł i zaczął się rozstępować. Przez środek, w kierunku podwyższenia szła dostojna postać.



- “Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”, mówi Ci to coś? DO tej pory żyliśmy spokojnie, zajmowaliśmy się hodowlą grzybów i zbieractwem. Nie niepokoiliśmy ludzi a oni nas, a teraz? - ton głosu Nathana, Starszego plemienia, nie podniósł się ani trochę. Był zimny i opanowany: - Rozpoczęliście walkę, której efekty odczujemy my sami. Żyliśmy w pokoju, a teraz zbierzemy owoce waszej głupiej i niepotrzebnej walki. Ludzi obchodzi tylko zysk, a przez Was - zaakcentował ostatnie słowo, jakby dodatkowo chciał podkreślić odrębność od jego grupy - staliśmy się przeszkodą dla ich zysku. Nie będą się pytać, czy to nasza wina, czy też nie. Zaczną zabijać. Tego chcecie?!!! - wykrzyknął odwracając się w kierunku swoich pobratymców. Na ich twarzach, przynajmniej większości widział zrozumienie, nie groził im głód, znalezione w ruinach dobra, wymieniali w Faktorii 8 Mili na północno-wschodniej granicy miasta, żyli biednie ale bezpiecznie. Od teraz wszystko mogło się zmienić.

- Wiem, że są wśród Nas ludzie, którzy myślą podobnie jak on - wskazał sękatym, palcem na Gergo - do zachodu Słońca muszą opuścić Osadę, albo będą żyć, tak jak żyliśmy dotąd. Wysłałem posłańców do reszty plemion, nie dadzą się już nabrać na twoje sztuczki, Gergo. Teraz odejdź, zabierz tych, którzy chcą z Tobą iść i nie wracaj!!! - jakby na potwierdzenie jego słów, wśród zgromadzonych przeszedł pomruk niezadowolenia, skierowany w posłańca Borgo.

Zmierzchało, kiedy Gergo opuścił zniszczony dworzec kolejowy, wraz z małą grupką nowych “wyznawców”. Większość z nich pałała entuzjazmem, ale nie miała żadnych umiejętności. “Przynajmniej trochę mięsa armatniego będzie do dyspozycji” - pomyślał złośliwie. “Już ja Cię załatwię Nathanie, Ciebie i całe te twoje pokojowe pieprzenie” - krzywy uśmiech zagościł na jego zmutowanej twarzy. “Uczynię z Was przykład, zapałkę od którego zapłonie Birningham” - w zasadzie już to zrobił. Wynik jego dzisiejszej przemowy był łatwy do przewidzenia, teraz mokrą robotę zrobią za niego ludzie z Federacji.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172